sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział 10: Czym prędzej do ołtarza


Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem  Rozdział 9: Zmiennymi dniami upojeni

Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek

Dalsze losy Cyntii i Hektora potoczyły się niezwykle prędko. Ich wspólna droga zaczęła się od momentu, gdy Hektor wstał na ślubie Julii i Bastiana by złożyć życzenia parze młodej, pogratulować im zaślubin i przy okazji poinformować wszystkich gości, że ślub jego i Cyntii odbędzie się w dniu wcześniej planowanych zaręczyn. Goście byli nieco zdziwieni, dyskutowali między sobą, plotkowali, ale ostatecznie cieszyli się z powodu kolejnego bankietu weselnego. Wszakże nieczęsto zdarzały się trzy huczne uroczystości pod rząd, a tu po ślubie państwa Brownów, miał nastąpić chrzest Edwarda, a następnie ślub panny Montenegro i kawalera Rodrigeza. Wszyscy byli tym bardziej rad, gdyż wiedzieli, że rodzina Montenegro słynęła z bardzo wystawnych przyjęć, takich z pompą, na wyrost.

Dwa dni później Hektor wpadł do pokoju Cyntii zmartwiony. Zastał ją leżącą na łóżku, zwijającą się z bólu.
Co ty tutaj…
Bastian – odpowiedział zanim w ogóle padło pytanie. – Co się dzieje? – zapytał, odgarniając pościel, by móc usiąść przy swojej narzeczonej.
Nic takiego, niepotrzebnie… – wtrąciła się pani Brown, która także znajdowała się w pokoju, choć tak naprawdę, to dopiero gdy przemówiła, została zauważona przez przyszłego szwagra.
Julia, Cyntia będzie moją żoną, to mój obowiązek być przy niej w takim momencie.
To zwykłe przejedzenie – skłamała Julia, nie chcąc, by objawy ciąży jej siostry wyszły na jaw tak wcześnie.
Przejedzenie? – Hektor uniósł swoje brwi do góry, nie dowierzał. – Tym co Cyntia jada, nie przejadłby się nawet wróbel.
To nie wiem, może coś mi zaszkodziło – wtrąciła się Cyntia, obracając się na plecy, bo głupio było jej tak leżeć tyłem do narzeczonego.
Hektor przyłożył swoją dłoń do jej czole, potem pogładził po włosach. I nagle coś mu się przypomniało.
Ta wasza kuzynka, Simona, już was odwiedziła?
Tak, wczoraj, bo na ślub nie mogła przybyć, miała egzaminy, ale na chrzcie małego już będzie – odpowiedziała Julia, która wyraźnie Hektora irytowała swoim wtrącaniem się.
Zdaniem mężczyzny kobieta powinna wyjść i zająć się mężem oraz synem, a nie wtryniać się między wódkę a zakąskę. Na dodatek, jakby było za mało widzów, to jeszcze Bastian stanął w drzwiach z Edwardem na rękach i przysłuchiwał się rozmowie.
Jak ją przywitałyście? – kontynuował Rodrigez.
Winem, ale…
Winem. – Uśmiechnął się, nawet nerwowo zaśmiał. – Zatem wszystko jasne. To ja się o ciebie martwię – zwrócił się do Cyntii nieco zagniewanym tonem. – Ubolewam, że się tak źle czujesz, a ty po prostu…
Hektor – zawołała Julia.
Mężczyzna nie zareagował, więc krzyknęła głośniej:
Hektor!
Wtedy spojrzał na przyszłą szwagierkę.
Unosisz głos – rzekła wymownie.
Wiem doskonale co robię.
Nie dysponujesz wiedzą ile wypiłyśmy. Nie masz prawa krzyczeć. – Julia nieco pohamowała jego zapędy, a przynajmniej starała się to uczynić z różnorakim skutkiem.
Rodrigez zrobił skwaszoną minę.
Zatem zapytam, ile wypiłyście? – Cały czas nie spuszczał swojego natarczywego wzroku z Julii.
Kobieta pokręciła głową i prychnęła drwiąco.
Ja nie muszę się tobie tłumaczyć.
Oczywiście, że nie. Kochanie, ile wypiłaś? – zwrócił się do narzeczonej. Otworzył usta w oczekiwaniu na odpowiedź i ponownie spojrzał na Julie, jakby rzucał jej wyzwanie.
Jego spojrzenie zmroziło ją niemal do szpiku kości.
O wiele za dużo – odpowiedziała pokornie Cyntia kiedy narzeczony na nią spojrzał w sposób niezwykle niecierpliwy. Oczywiście kłamała.
Julia rzuciła Cyntii dezaprobatyczne spojrzenie, mówiące co ty wyprawiasz?.
Mogę prosić was żebyście wyszli? – zapytał Rodrigez i spojrzał wyczekująco na Browna.
Chodźmy. – Bastian złapał Julie za ramie i delikatnie pociągnął.
Zostaw mnie! – obruszyła się. – Sama wyjdę. Jeśli zechcę, a nie chcę.
Julka, ale… – Bastian próbował proszącym, wręcz błagalnym tonem.
Hektor nie dowierzał temu obrazkowi jaki miał przed oczyma. Nie wyobrażał sobie, by do jakiegokolwiek mężczyzny żona odezwała się tak przy innych, a i nawet na osobności nie powinna. On z pewnością, by sobie na to nigdy nie pozwolił.
A ja wcale nie proszę, Julio. Ja wymagam byś zostawiła mnie z narzeczoną samego – odezwał się Rodrigez.
To moja siostra, a ty jesteś wzburzony.
Cyntio, por favor – przemówił Hektor, kładąc przyszłej żonie dłoń na ramieniu. Wyczekiwał. Był zdenerwowany co dało się wyczuć w pulsującym drganiu jego policzków.
Julka, wyjdź. Ja z nim porozmawiam.
Nie porozmawiasz z nim, przecież widzisz w jakim jest stanie. Wydrze się tylko i w ogóle nie dojdziecie do żadnego porozumienia. Jeszcze się pokłócicie.
Dojdziemy do porozumienia, zapewniam. – Hektor wstał i chwycił za klamkę od drzwi. Wskazał Brownom drogę do wyjścia.
Bastian pośpiesznie wyszedł, kołysząc małego, bo zaczynał kwilić. Julia jednak stanęła z dłońmi zaciśniętymi w pięści i wspartymi na biodrach.
Ja się nie ruszam.
Mam cię wyrzucić? – zapytał gniewnie Hektor.
Julia, ja cię proszę. Chcę zostać z Hektorem sama.
Na prośbę siostry Julka opuściła pokój, ale wychodząc rzuciła Hektorowi pełne nienawiści spojrzenie i to takie, które mówiło miej się na baczności.
Brunet zamknął drzwi za panią Brown i stanął przy łóżku nad Cyntią. Kobieta dotknęła jego uda, potem dłoni, uścisnęła i uśmiechnęła się smutno.
Jeśli mnie skrzyczysz, to zrozumiem. Sama dałam tobie ku temu powód, a jako przyszły mąż masz swoje prawa. Jednak wiedz, że mnie jest naprawdę przykro i więcej razy tak nie postępię, nigdy. Nie lubię się tak czuć, a to pierwszy raz gdy…
Dość – warknął. – Wystarczy – dodał nadal niespokojnym, ale już nieco lżejszym tonem.
Cyntia zamilkła niczym na komendę. Czuła się strasznie mała pod siłą jego spojrzenia. Zanim spuściła z niego wzrok, dostrzegła jak poruszył brwiami, zastanawiała się czy to objaw zdenerwowania, gniewu, czy może pobłażliwości. Szczerze liczyła na to ostatnie.
Tym razem ci uwierzę. Zawierzam, że był to twój pierwszy raz, nie miałaś nad tym panowania, ale kategorycznie nie życzę sobie kolejnego. Rozumiemy się, Cyntio? – wyjaśnił i zapytał ostrym, bezkompromisowym tonem.
Dziewczyna potaknęła głową. Uciekła na chwilę od Hektora wzrokiem, po chwili jednak na niego spojrzała i dotarło do niej, że samo przytaknięcie nie wystarczy, że on jednak oczekuje odpowiedzi.
Oczywiście – rzekła.
Pójdę po miętę albo napę, albo po jedno i drugie oraz jeszcze gorzką herbatę do tego. Wypijesz na co będziesz miała ochotę. Może wtedy poczujesz się lepiej. – Uśmiechnął się ciepło i skierował w stronę drzwi.
Hektor! – zawołała za nim. – Możesz użyć dzwonka. – Wskazała na sznureczek z małą, ozdobną perełką, umiejscowiony na ścianie tuż przy łóżku.
Nie ma takiej potrzeby. Sam mogę obsłużyć moją przyszłą żonę. Gdy wrócę, ty postarasz się usnąć, a ja przy tobie posiedzę. Będę cię pilnował dopóki nie poczujesz się lepiej.
Jak powiedział tak zrobił i po chwili powrócił z tacą, na której stały trzy filiżanki. Położył ją na stoliczku przy łóżku, a sam podszedł do komódki z książkami.
Mogę tę? – zapytał.
Możesz, ale jest nie najkrótsza.
Liczę, że mi ją pożyczysz do domu – uśmiechnął się, trzymając w dłoni książkę w sztywnej, bordowej okładce.
Nie wygłupiaj się. Niedługo to co moje, będzie i twoje. Najprościej ujmując, bierz co chcesz.
Dużo nie wezmę, nie będę cię ograbiał. – Zbliżył się do narzeczonej i musnął jej czoło spierzchniętymi wargami. – Poza tym wystarczysz mi tylko ty – dodał ciepłym tonem. – Nie wiedziałem czy wolisz słodzić, czy też nie, ani czy herbatę pijasz z mlekiem. Dlatego przyniosłem też cukier i mleko. Napij się czegoś. – Przestawił fotel, by znajdował się bliżej łóżka ukochanej i zasiadł na nim.
Hektor, głupio się czuje.
Niedobrze ci? – zmartwił się nie na żarty.
Nie, nie o to chodzi, że źle, chociaż to też, ale po prostu głupio. Jesteś ciepły, troskliwy, a ja chyba zasłużyłam na karę, a nie na zainteresowanie i…
Cyntio, por favor. Daj mi coś powiedzieć. Po pierwsze, darowuje tobie tylko tym razem, bo ufam, że mówisz prawdę, iż był to pierwszy i jedyny taki raz. Po drugie, kochana, ja już cię zganiłem. Po trzecie, jesteś chyba jedyną kobietą, która sama upomina się o karę, większość zazwyczaj upomina się o prezenty i nagrody.
Cyntia uśmiechnęła się do narzeczonego, a skronie nagle jej zapulsowały, w brzuchu czuła jakby się jej przewracało. Zrobiła łyk mięty i przez chwile poczuła się lepiej.
Zalecam drzemkę.
A poczytasz mi na dobranoc?
To zależy czy mój gust przypadnie do gustu i tobie.
Jaką powieść wybrałeś?
Charles Dickens, Oliver Twist. Jako dziecko to uwielbiałem.
Ja też! – krzyknęła i rozpromieniła się na twarzy, jakby na moment zapomniała o dokuczających jej dolegliwościach ciążowych.
W takim razie mogę czytać na głos – zaproponował.
Bardzo chętnie, masz piękny głos.
Cyntio, nie komplementuj mnie. Czuję się nieswojo – rzekł Rodrigez, a jego przyszła żona się roześmiała, po czym odłożyła filiżankę z miętą na srebrną tace, a głowę ułożyła wygodnie na poduszkach.
Czytaj, czytaj – poganiała.

Jeszcze tego wieczora Hektor w jednej z piwnic, należącej do podrzędnego baru, rzucał karty na pełen rys, nierówności i lepkiego brudu stół.
Tito! – krzyknął jeden z trzech mężczyzn, którzy towarzyszyli Rodrigezowi. – Karta ci dziś nie idzie.
Bo mnie kobieta zirytowała – usprawiedliwił własne nieszczęście i rzucił dwa banknoty, wprost na wcześniej odrzucone karty.
Brunet wstał, pokazał, że on już pasuje i chwycił za kieliszek. Był pełny, więc nic nie stało na przeszkodzie, by wychylić go do dna. Spojrzał za siebie, w stronę niemal nagich kobiet, wspierających się o futrynę. Jedna z nich miała kasztanowe włosy, które na myśl przywodziły mu płomienie i to takie iście piekielne. Zabrał więc z niej swój zapijaczony wzrok i spojrzał na tę drugą. Sunął po jej gładkich, nagich i jędrnych udach. Przełknął gorzką ślinę pełną pragnień i pożądania, szybko zagarnął butelkę ze stołu i wraz z nią oraz z kieliszkiem udał się wprost na kanapę. Napełnił naczynie i ponownie wychylił do dna. Odchylił głowę i przymknął zmęczone powieki. W oczy gryzł go papierosowy dym.
Nagle poczuł ciężar na jednym ze swoich ud. Nie musiał otwierać oczu, by wiedzieć, że to pupa jednej z kobiet. Odszukał na niemo, po omacku jej plecy i zaczął pocierać je dłonią.
Zejdź – polecił niewyraźnie.
Nie posłuchała. Wściekły nie wiedząc czy bardziej na jej brak posłuszeństwa, czy na samego siebie, odrzucił kieliszek z taką siłą, że potłukł się w drobny mak. Chwycił kobietę za te ogniste kudły i szarpnął do tyłu z taką siłą, że pisnęła wystraszone i odchyliła głowę do tyłu. Zrzucił ją ze swojego kolana, nie interesując się tym czy wyląduje na podłodze, kolanami na szle. Wstał i objął gwint butelki ustami. Wypił do dna, szybko, bez zahamowań.
Nie jesteś w nastroju – zauważył blondyn, który ciągle grał w karty.
Rodrigez omiótł wzrokiem swoich towarzyszy, dostrzegł jak jeden z nich, właśnie podaje zapałki drugiemu, który ma zamiar odpalić opium z wąskiej, kobiecej fajki. Zapytali się go czy chce, ale pokręcił głową.
Nigdy nie... – dopytywał blondyn, ale nawet nie zdążył dokończyć, a Hektor mu przerwał, bardzo melancholijnym:
Dawno temu, mam wrażenie, że w innym życiu.
To może się chociaż napij? – Łysy i szczupły, nałogowy palacz podsunął mu butelkę wprost pod dłonie. Dla odmiany niemal całą pełną.
To może się napiję – odpowiedział niewyraźnie z powodu już znacznego upojenia i ponownie objął gwint butelki ustami, tym razem jednak nie dał rady opróżnić naczynia do dna, bo w międzyczasie zrobiło mu się niedobrze, zachłysnął się, zakaszlnął i na wypadek jakby zachciało mu się wymiotować odchylił się na krześle, by nie zarzygać sobie spodni.
Amanda zjawiła się w tym okrytym tajemnicą miejscu w najlepszym momencie. Była z Hektorem tego wieczora umówiona, a ponieważ mężczyzna nie zjawił się w progu jej domu, to wiedziała, że zapewne nie ma go także we własny. Była pewna, że jeśli Rodrigez o czymś zapominał, to tylko wtedy, gdy był pijany, a miała świadomość, że przy młodszej siostrze nigdy nie doprowadziłby się do takiego stanu. Poza tym on do picia potrzebował nie tylko wódy czy taniego rumu, ale także kart i kilkoro rzezimieszków oraz podrzędnych kurew, by móc nacieszyć ich plugawą nagością własne oczy.
Źle się czujesz? – zapytała, gdy mężczyzna w zabrudzonej od sadzy koszuli i z szelkami zaciągniętymi przykładnie na ramiona, klękał na zakurzonej podłodze i kasłał w taki sposób jakby się dusił.
W ostatniej chwili powstrzymał odruch wymiotny i mimo złego samopoczucia wstał na równe nogi. Podtrzymał się stołu, by nie upaść.
Blondynka szybko dostrzegła, że mężczyzna się chwieje we wszystkich kierunkach, więc podeszła do niego, by go podtrzymać.
Tu nie możesz zostać – zadecydowała i wzięła płaszcz, który był przewieszony przez oparcie jednego z krzeseł. Nie kłopotała się z szukaniem marynarki.
Dokąd go zabierasz?
Do domu! – warknęła, wyprowadzając mężczyznę stromymi schodami w górę, wprost na powierzchnie. – Dasz radę sam wsiąść? – dopytywała, gdy już stali przed małym wozem, zaprzężonym w jednego konia.
Oczywiście – zabełkotał i jakimś cudem sam wgramolił się na siedzenie. Odchylił głowę do tyłu i poczuł jak otula go jego własny płaszcz, który właśnie Amanda rzuciła niechlujnie na jego ciało.
Kiedyś cię zabiję, Tito! – wrzasnęła zdenerwowana. – Niedługo masz się żenić, masz plan, a wszystko możesz popsuć takimi... takimi... za mało masz, kurwa, atrakcji w życiu, że musisz sobie ich dostarczać!
I doszło do tego, że krzyczy na mnie kobieta.
Zirytowana zamilkła, rozumiejąc, że z pijanym nie uda jej się osiągnąć żadnego porozumienia, ani pewnie nawet nie da rady nawiązać konkretnego, opartego na jakimś racjonalnym dialogu kontaktu.
Kiedy wprowadziła mężczyznę do domu, w którym była tylko jedna, nieszczególnie duża izba, połączona z kuchnią i jadalnią oraz sypialniami domowników, od razu rzuciła go na małżeńskie łóżko.
Jeśli zarzygasz mi pościel, sam będziesz po sobie sprzątał – ostrzegła groźnym szeptem. Mówiła tak cicho, bo nie chciała obudzić dzieci. – I zdejm buty, nie śpi się w butach – dodała, zaglądając do łóżeczka Emilki, a potem spoglądając na Marcosa, który nerwowo się zawiercił i przekręcił na drugi bok. Zaciągnęła firankę, która dzieliła jej małżeńskie łoże od łóżka chłopca i przysiadła obok Hiszpana.
Jutro mi minie – wyjaśnił.
Szkoda, mogłaby cię chociaż głowa napierdalać – odparła, pozbywając się wełnianych rajstop oraz sukni i krzywo zawiązanego gorsetu. – Posuń się, mam jedno łóżko, a gdzieś muszę spać – dodała, wchodząc pod kołdrę, w bawełnianej halce na długi rękaw, zszarzałej od wielokrotnego prania. – Nakryj się też, noce są zimne – uprzedziła.
Mróz mi nie straszny.
Pewnie, że nie, ale ja wolę byś się wyniósł, gdy wytrzeźwiejesz, a nie został jeszcze na okres choróbstwa – odparła nieuprzejmie, ale tego Hektor już nie słyszał, odwrócił się bowiem na bok i zamknął oczy, wsuwając dłonie pod policzek. – No i nie zdjął tych kapci – stwierdziła i przez moment zastanawiała się czy go tak zostawić, czy jednak rozebrać choćby z obuwia, bo spodni nie zamierzała tykać. W końcu zdecydowała się wstać i zajęła rozsupływaniem sznurówek.
Marcos otworzył oczy, ale nie dał matce poznać, że nie śpi. Udawał, nawet pochrapywał, w międzyczasie zagryzając zęby tak mocno, że aż go szczęka rozbolała, a pięści zaciskał tak mocno na granatowym prześcieradle, że kłykcie jego dłoni znacznie pobielały. Spojrzał na ścianę, gdzie ciągle wisiała strzelba jego ojca. Przeszło mu przez myśl, że gdyby tylko wiedział, gdzie są naboje, to... to tego mężczyzny już, by tutaj nie było i nie chodziło mu o pobyt w domu jego matki, ale o byt na tym świecie.

Nastał poranek, a Hektora obudził dźwięk skwierczenia mokrego drewna, które obejmowane były przez płomienie oraz rączka Emilki, która nieustannie bijała go po twarzy i ramieniu, nieco na oślep, bo wzrok miała wpatrzony w krajobraz za oknem.
Myślałam, że się zmieniłeś lub, że chociaż, przynajmniej zamierzasz – rzekła Amanda, odwracając jajka na patelni. Jednocześnie doglądała też ziemniaków, które stały w garnku, na piecu.
Zamierzam i się zmieniłem – odrzekł, siadając na łóżku i przecierając zmęczoną twarz dłońmi. Bolała go głowa i był to ból niemiłosierny. Rozstawił nogi jeszcze szerzej, a chłód desek, który czuł pod stopami nie nastrajał go optymistycznie. – Dlaczego jest tak zimno? – zapytał.
Bo niedawno wstałam. – Nałożyła jajka na dwa talerze, a ziemniaki odcedziła z wody, którą przelała do blaszanego, wysokiego wiaderka.
Hektor, chwycił dziecko za nogi i pociągnął po łóżku w akompaniamencie głośnego, dziewczęcego śmiechu. Usadził małą na swoich kolanach i postanowił nieco zabawić rozmową oraz wygłupami. Wolał już to niż patrzeć na ubogie wnętrze, bo to napawało go poczuciem niesprawiedliwości i świadomością, że choćby nawet chciał Amandzie pomóc, to ta nigdy nie przyjęłaby od niego żadnych pieniędzy. Pozostało mu cieszyć się z tego, że zgodziła się na to, iż postawił ponownie zakład stolarski jej męża na nogi oraz, że czasami pozwalała mu na wykonywanie drobnych napraw i prac remontowych.
Chyba nie pijesz z powodu kobiecych humorków? – zagadnęła, jednocześnie zapraszając do stołu. – Możesz ją odstawić, ona już jadła i tak więcej nie zechce.
Usłuchał i puścił dziecko na podłogę, po której mała chadzała najpierw na czworaka, a potem na dwóch nogach. Wysypała zabawki z niewielkiego drewnianego pudełka i zaczęła rzucać klockami przed siebie.
Cyntia nie ma wcale aż takich humorków – stwierdził, siadając do stołu i biorąc widelec w dłoń.
Nie był szczególnie głodny, więc rozdrabniał jedzenie niczym kapryśne dziecko, które nie ma ochoty ani czasu na spożywanie posiłków, bo woli bawić się na podwórku. Właściwie to dotarło do niego, że niegdyś był właśnie takim dzieckiem i oczami wspomnień widział obraz matki, krzyczącej na niego, by zjadł chociaż odrobinkę. Oczywiście kobieta najpierw mówiła spokojnie, a nawet przysiadała przy nim i usiłowała go nakarmić, ale po dłuższej lub krótszej chwili traciła cierpliwość i odkładała widelec na stół z głośnym trzaskiem.
Jedz, choler! Nie smakuje ci?! – dopytywała. – Powiedz, kucharka zrobi ci coś innego!
Ciasteczko? – dopytywał chłopiec.
Nie, nie ciastko. Kanapkę.
Chłopiec wtedy marszczył nos i twierdził:
A ja bym jednak wolał ciasteczko.
Nie ma mowy, musisz jeść coś normalnego – zazwyczaj po takich słowach wstawała i ponownie usiłowała wcisnąć mu widelec z nakłutym mięsem lub kawałkiem ziemniaka wprost do ust.
Zdarzało się, że Hektor otwierał buzie, a zaraz potem wszystko wypluwał, czym doprowadzał matkę do jeszcze większego zdenerwowania. Pamiętał nawet momenty, gdy chwytała go za ramie i szarpnięciem ściągała z krzesła. Kilka razy przy takim czymś się potknął, a nawet i wywalił. Szybko wtedy się podnosił i nim dosięgnęła go dłoń kobiety, biegł ile sił w kierunku drzwi. Wspominał momenty, gdy te drzwi się otwierały zanim do nich dobiegł, a w progu stawał mężczyzna o opalonej cerze w jasnym, zazwyczaj białym jak śnieg garniturze.
Czemu znowu wrzeszczysz na to dziecko, przecież on jest taki grzeczny?
Tak, jak śpi i jeść nie woła.
Nigdy jeść nie wołam! – oburzył się, dlatego krzyknął, a potem spojrzał na ojca i przybrał słodką minkę oraz kaprawe oczka. – Masz ciasteczko?
Oczywiście, że mam, synku, dla ciebie zawsze. – Mężczyzna odkładał kwiaty na stół, które przynosił żonie w każdy piątek, a następnie wręczał chłopcu tekturową tytkę pełną różnego rodzaju ciastek. – Tylko podziel się z Javierem – upominał.
Dobrze, dobrze, może mu troskę dam – mówił pod nosem, do samego siebie, a nie do ojca, który był już zajęty żoną i obcałowywaniem jej szyi.
Hektor! Jak będziesz wychodził, to zamknij drzwi i nie kręćcie się jakiś czas.
Mam ciastka, to nie będę! – odkrzykiwał, jednocześnie stając na palcach, by móc dosięgnąć klamki.
O czym tak myślisz? – z rozmyśleń wyrwał go głos Amandy.
O Hiszpanii, domu rodzinnym.
Miałeś szczęśliwe dzieciństwo? – zapytała po raz pierwszy, pomimo że znali się już tak długi czas.
Przytaknął ruchem głowy, ale po chwili spuścił wzrok na talerz i dodał szybko:
Pół na pół. Może gdyby ojciec nie umarł... gdyby matka ponownie nie wyszła za mąż... albo wyszła za kogoś innego... więc pół na pół. – Uśmiechnął się blado. – To już nieważne – dodał, zanim blondynka zdążyła o coś jeszcze zapytać. – Teraz sam będę mężem, za niedługo pewnie ojcem.
I to Cyntii Montenegro. Na tym świecie nie ma już innych kobiet? Wychodząc za nią popełniasz błąd.
Bo nie taki był plan?
Nie tylko. Po prostu ciężko mi sobie ciebie wyobrazić przy boku tak młodej i rozpuszczonej panny.
Gdy za mnie wyjdzie nie będzie już panną.
I pewnie nie będzie też rozpuszczona, co?
Poradzę sobie – zapewnił z uśmiechem. – Nie dam sobie wejść na głowę, aczkolwiek ta jej beztroska i taka pozytywna niewinność bardzo mi się podoba, chodź wczoraj pokazała, że potrafi nabroić.
Oj, taki aniołeczek, nie możliwe – zadrwiła.
Aniołeczek z metrowymi rogami. Przyjechała jakaś kuzynka i nadużyły nieco alkoholu.
I co z tego? Ty nadużywasz ciągle i dużo.
To nie to samo – warknął. – Ja jestem mężczyzną, a kobieta to jednak powinna znać umiar.
Bo jak nie, to zbierze w skórę?
Nie – odpowiedział po krótszej chwili, nieco leniwie.
Bo jeszcze nie jesteś jej mężem, nie masz do niej żadnych praw.
Nawet gdybym miał, to... Będę miał – uświadomił sobie w pewnym momencie i zdał sobie sprawę też z tego, że to przez alkohol ciągle płynący w żyłach jego rozumowanie jest wolniejsze niż kiedykolwiek.
Twój szowinizm każe mi myśleć, że byś jej dał do wiwatu, gdyby będąc twoją żoną się spiła, pomimo że ty pewnie będziesz się spijał średnio raz na tydzień i wcale nie będziesz tego czynił z umiarem.
Amando, Amando... Nie będę aż tak okropnym mężem, nie demonizuj mnie.
Nie demonizuję, jesteś porządnym facetem, nawet dobrodusznym, tylko że straszny z ciebie pijak.
Dziękuję.
To nie był komplement.
Zaśmiał się i zbył ten temat, przechodząc do poprzedniego:
Zganiłem Cyntię za ten alkohol, tylko po to, by nie poczuła się bezkarna, bo jest bardzo młoda. Bezkarność u tak młodych osób powoduje, że przestają znać umiar. Uwierz, że lepiej, by dostała ochrzan ode mnie, niż od własnej rodzicielki, a przy kolejnym takim wybryku, słuchy o nim, mogłyby dość do Marty Montenegro... z pewnością by do niej doszły. Zrozum, Cyntia jako panna nie jest dorosła, jest pod opieką ojca i matki, to oni o niej decydują. Po ślubie to się zmieni.
I jak będzie już twoją żoną, to nie będziesz się tak wściekał o zaglądanie do kieliszka?
To zależy. Jeśli upije się winem, podczas kolacji ze mną, gdy to ja będę jej dolewał do kieliszka, to oczywiście że nie. Po prostu wtedy wezmę ją na ręce i zaniosę do łóżka. Podobnie jeśli odwiedzi nas jakaś jej rodzina, na przykład kuzynka i podczas plotkowania przesadzą z nalewką czy likierem. Jeśli to będzie miało miejsce w naszym prywatnym salonie, to nie widzę w tym niczego złego. Jednak żona musi być pociechą dla męża, a nie frasunkiem, więc nie życzyłbym sobie, by przynosiła mi publicznie wstyd lub co gorsza, szlajała się po jakiś lokalach i narażała tym samą siebie, bo jak wiadomo, pijanego mężczyznę co najwyżej pobiją, skopią lub okradną, a pijaną kobietę bardzo łatwo zbałamucić, a jeszcze łatwiej z użyciem siły wykorzystać.
Więc...
Więc jeśli mnie zmusi, to posunę się do ostateczności, ale wolałbym nie, więc lepiej żeby czuła respekt przed samym moim spojrzeniem, bo rękę mam bardzo ciężką.
Jeśli sobie pozwoli... ja bym nigdy w życiu nie pozwoliła – powiedziała szybko, a zaraz potem wspomniała – Marek uderzył mnie raz i jeszcze tej samej nocy obudził się z nożem przy gardle.
Cud, że cię nie zabił.
Nie odważyłby się – zapewniła, a Hektor przełknął kawałek ziemniaka i uznał, że kobieta może mieć racje, że być może po takim ataku na własne gardło, też by się nie odważył.
Gdzie Marcos?
Całe dnie się gdzieś szlaja, nie ma go od świtu do zmierzchu, a i po zmierzchu czasami nie można go w domu zastać. Hulanie ma we krwi.
Na pewno nie po mnie – odparł pośpiesznie, gdy tylko zdał sobie sprawę, że oczy kobiety są oskarżycielsko wpatrzone w jego twarz. – To nie po mnie! – dodał lekko podniesionym, rozbawionym tonem.

Jeszcze tego samego dnia, podczas porannej herbaty, Julia robiła Cyntii wymówki. Oczywiście głównym powodem tych wymówek był Hektor.
Ja nie wiem jak to jest, że ty sobie pozwalasz na takie traktowanie. – Brunetka siedziała w fotelu i żywo gestykulowała dłońmi.
Nie mam złudzeń, wiem za kogo zgodziłam się wyjść.
Jednak powinnaś jego nieco utemperować. Ma być twym mężem, nie panem.
Hektor bywa nieco apodyktyczny, ale to dobry człowiek, całkowicie niegroźny – zapewniła Cyntia, wstając z fotela i podchodząc do okna.
Pozwalasz sobie, by na ciebie wrzeszczał, na dodatek bez powodu.
A co mogłam zrobić? Ten alkohol, to była idealna wymówka. Przecież nie powiem przyszłemu mężowi, że mam objawy ciąży po trzech dniach od… od…
Czerwienisz się.
Szukam odpowiedniego słowa – wymówiła się Cyntia i odsunęła nieco firankę. Skupiła swój wzrok na krajobrazie rozciągającym się za oknem. Wszędzie było biało, jakby świat został nakryty puchową, miękką pierzyną.
Jeśli sobie pozwalasz na takie traktowanie teraz, po ślubie będzie jeszcze gorzej, o wiele gorzej.
Hektor to nie Bastian. Jego nie da się trzymać pod pantoflem, a każde takie próby kończą się gorzej niż próba manipulacji.
Manipulować nim, zapewne, też nie jest łatwo.
Nie, nie jest, ale wydaje mi się, że już opanowałam tę sztukę. Może nie do perfekcji, ale jednak opanowałam.
Opowiadaj. – Julia wydała się zaciekawiona.
Już ci mówiłam jak to działa. Mężczyźni tacy jak Hektor nie znoszą buntu i uwielbiają być zapewniani, że mają racje. Przyznałam więc mu racje, doceniłam troskę i przeprosiłam.
Też mi sztuka manipulacji – wydrwiła. – Przecież, to aż woła o pomstę do nieba. Zamierzasz teraz ukorzyć się przed nim za każdym razem byleby nie wrzeszczał?
A mam inne wyjście? – zapytała gniewnie i odstawiła podstawek z filiżanką na niewielki stolik, znajdujący się nieopodal okna.
Oczywiście, że masz. Postaw się. Niech wie, że nie będziesz na każde jego skinienie i nie pozwolisz sobą pomiatać.
Julio, ale on mną nie pomiata. Nie skrzywdził mnie ani razu.
Nadal masz zasiniony nadgarstek – zauważyła siostra.
Cyntia instynktownie objęła zasinione miejsce drugą dłonią.
Nie skrzywdził mnie ani razu, z wyjątkiem tego jednego.
Ja wiem, że każda dobra teoria ma swoje wyjątki od reguły, ale on za często się unosi, jest taki... nieprzewidywalny. Lubię go, ale postaw mu jakieś jasne granice, których ma się trzymać i nie przekraczać. Siostro, mnie najbardziej przeraża, to że tak niewiele trzeba, by wybuchnął.
Na szczęście, niewiele też trzeba, by go powstrzymać i udobruchać.
I będziesz nad sobą panowała? Zawsze?
Nie wiem, ale chyba powinnam dać radę. Hektor będzie naprawdę dobrym mężem i, przede wszystkim, cudownym ojcem. Bardzo dba o siostrę.
Wiem, prosił mnie bym się nią zajęła, gdy pojedziecie w podroż poślubną.
Dokąd pojadę? – Cyntia wydała się zainteresowana. Natychmiast usiadła w fotelu naprzeciw siostry i wyczekiwała odpowiedzi. Bardzo pragnęła też zmienić temat rozmowy.
To tajemnica. Chciał ci zrobić niespodziankę.
No proszę, powiedz mi?
Paryż, ale nie tylko. Więcej ci nie powiem, nie ciągnij mnie za język.
Zaraz po ślubie wyruszymy?
Tak, z tego co wiem tak. Dzień po przyjęciu weselnym. Tylko nie zdradź, że ode mnie to wyciągnęłaś, bo już mi więcej nic nie powie.
Zobaczę najwyższą wieżę na własne oczy – podniecała się Cyntia tą wiadomością.
Tak i rodzinny kraj swojego męża – wydała się Julia, a potem zaklęła siarczyście pod nosem.
Odwiedzimy też Hiszpanie? – zapytała z uśmiechem na ustach przyszła pani Rodrigez.
Nic więcej ci nie powiem. My z Bastianem ruszymy waszym szlakiem za jakiś rok, może dwa. Czekamy aż Edward podrośnie. Nie chcemy brać go takiego malutkiego w długą podróż, a zostawiać go tutaj, na miesiąc… nie umiałabym się z nim rozstać na tak długo, zwłaszcza gdy on każdego dnia się zmienia.
Rośnie w oczach. Właśnie, a gdzie on jest?
Z naszym ojcem. Coraz więcej czasu spędza z wnukiem.
Ale Bastian też jakoś niezwykle ochoczo się nim zajmuje.
Bo zagroziłam mu, że nie będziemy mieli własnych dzieci, dopóki mi nie udowodni, że będzie potrafił być dla mnie wsparciem – wyjaśniła Julia.
Cyntia zacisnęła usta i usiłowała powstrzymać śmich, ale nie potrafiła.
Wybacz siostro, ale twój mąż, choć na wielu wpływa irytująco, to na mnie niezwykle pozytywnie.
Za to twój przyszły mąż, z dnia na dzień, zaczyna mnie coraz bardziej irytować.
Przekonasz się do niego – zapewniła Cyntia i ponownie wstała.
Przyszła pani Rodrigez spojrzała w okno, odsuwając nieco firankę. Wyczekiwała Hektora, bo obiecał jej spacer po mieście. Nie mogła się doczekać. Coraz częściej zdawała sobie sprawę z tego, że naprawdę lubi z nim spędzać czas, że nie jest to już tylko grą i intrygą z powodu ciąży, choć na początku czuła się bardzo niezręcznie w jego towarzystwie. Teraz zaczynała naprawdę dostrzegać w Hektorze kogoś godnego, by stanąć przy jej boku, a nie tylko być ojcem dla jej dziecka. Zaczęła widzieć w nim mężczyznę, z którym chciałaby spędzić resztę swojego życia.

W końcu nastał chrzest małego Edwarda. Hektor przejął chłopca w białej puchowej poduszce. To Bastain mu go podał, jeszcze przed wejściem do kościoła. Rodrigez poprawił malcowi wełnianą, białą czapeczkę ze srebrnymi zdobieniami.
Wygląda jak aniołek – zachwycał się z szerokim uśmiechem, pokazując chłopca Cyntii, która właśnie przepraszała go za spóźnienie.
Panienkę Montenegro, po raz kolejny męczyły poranne mdłości, ale za winę swojego spóźnienia obwiniła matkę.
Nic nie szkodzi. – Musnął ją w skroń dla zapewnienia, że przecież się nie gniewa.
Edward wyciągnął swoje rączki do góry i ziewnął, rozdziawiając usteczka. Cyntia uśmiechnęła się, bo siostrzeniec z tygodnia na tydzień coraz bardziej ją rozczulał. Chwyciła za jego prawą rączkę i schowała ponownie pod okrycie poduszki.
Wiem, że tak nie lubisz, ale to tylko na chwilę, by ci paluszki nie skostniały – wyjaśniła niezwykle ciepłym i cierpliwym tonem.
Drugą też mu schowaj – polecił Hektor.
Chwileczkę. – Zanim Cyntia schowała drugą rączkę Edwarda pod przykrycie, ten zdążył już wyciągnąć tę pierwszą. Uśmiechnął się łobuzersko.
Urwis jesteś. Wiesz co, trzeba z nim chyba wejść do kościoła, tam też jest zimno, ale jednak cieplej niż na dworze.
Właśnie, zimno. Muszę mieć pelerynkę na naszym ślubie, by nie zmarznąć. W ogóle muszę zorganizować suknie. Ty wiesz, że ja jeszcze nawet o tym nie myślałam.
To o czym ty myślisz? – zapytał rozbawiony.
Nie śmiej się, módl się lepiej, by krawcowe zdążyły ją uszyć.
Dobrze, dam na mszę w tej intencji – zażartował.
Bardzo zabawne – odparła ganiącym, lekko obrażonym tonem. – Ciekawe czy ty masz garnitur odpowiedni na tę okazję.
Mam idealny, od wczoraj spoczywa w mojej szafie i czeka aż go włożę. – Uśmiechnął się uroczo w stronę swojej przyszłej żony i ponownie przypomniał, że z małym trzeba wejść do budynku, by mu w uszy nie nawiało. – Powiedz siostrze, że… o wilku mowa.
Julia właśnie znalazła się obok Cyntii i przyszłego szwagra, gdyż miała zamiar doglądnąć swojego synka, czy czasami nie płacze, nie kwili, ani się nie wierci.
Słodko wyglądacie, jakby był wasz – pochwaliła. Dotarło do niej, że choć mogła o Hektorze powiedzieć wiele złych rzeczy, to też z ręką na sercu mogłaby powiedzieć jedną dobrą i właśnie teraz wypowiedziała ją na głos – będziecie cudownymi rodzicami. Twoje dzieci, siostro będą miały cudownego ojca.
Właśnie, Hektor martwił się, by mały nie zmarzł, możemy już… iść?
Tak, ale to matka chrzestna wnosi dziecko do kościoła i też ona go trzyma podczas sakramentu.
Czyli muszę go oddać? – zapytał Rodrigez smutno.
Julia w odpowiedzi jedynie pokiwała głową.
Zatem idziesz do cioci – poinformował Edwarda i delikatnie położył chłopca w poduszce na rękach swojej przyszłej żony.
Dzień, w którym odbył się chrzest Edwarda był kolejnym szczęśliwie spędzonym dniem dla całej rodziny. Była cudowna uczta, ciekawi i kulturalni goście oraz punkt programu – towarzyski, nie chcący zasnąć i przekazywany z rąk do rąk mały Edek. Wszyscy czekali niemal do północy aż malec skusi się na dłuższy sen, by oni mogli syto wypić jego zdrowie i wstąpienie do wiary katolickiej. Oczywiście Hektor wyjątkowo odmawiał alkoholu, skusił się tylko na cztery toasty, które były znacznie rozciągnięte w czasie, jakby nie chciał dać przyszłej żonie powodów do niepokoju, jakby przed nią ukrywał, że od czasu do czasu lubi się upić.

Dwa dni później, gdy ślub zbliżał się już wielkimi krokami, Hektor Rodrigez wrócił szczęśliwy od swojej ukochanej, to miał być jednocześnie okres jego największej porażki i ruiny przedsiębiorczej, ale młody inwestor, właściciel szwalni i fabryk jeszcze niczego nie podejrzewał. Wypił whisky na lepszy sen i zamierzał dokończyć czytanie książki. Oczy jednak odmawiały mu posłuszeństwa, dlatego położył się do łóżka i zamknął powieki.
W tym czasie Marta Montenegro knuła swój spisek. Była wściekła na męża, który zabronił jej wywołać skandal, gdyż ona była już gotowa publicznie zerwać zaręczyny Hektora Rodrigeza z najmłodszą córką. Teraz była więc zmuszona dopuścić do tego ślubu, a przynajmniej go nie przerwać podczas ceremonii.
Co ma być, to będzie – powtarzał Julian.
Wtedy Marcie przypomniało się, że to właśnie ona wybrała Hektora na męża dla swojej córki. Uznała go za godnego sprzymierzeńca w bronieniu rodzinnej fortuny, na własne nieszczęście, nie dostrzegała w nim jeszcze wtedy godnego przeciwnika. Nagle przyszło jej na myśl, że Hektor jako jedyny z ich rodziny, będzie w stanie poprowadzić restaurację, a nawet wynieść ją na wyżyny świetlności, pomimo tego nie chciała mu jej jednak oddawać, bojąc się, że sama przez to skończy z niczym.
Niech się dzieje wola moja – powiedziała na głos, sama do siebie, kiedy w jej głowie zrodził się kolejny chytry plan.
Co znowu wymyśliłaś? – zapytał przerażony Julian, który dosłyszał szept własnej małżonki.
Zastanawiałeś się kto poprowadzi restauracje, będzie organizatorem przyjęć i godnie mnożył nasze dobra kiedy ty już umrzesz?
Nie wybieram się jeszcze na tamten świat – odpowiedział, jednocześnie zapinając koszulę.
Wiem. – Stanęła przed mężem, pomogła mu w ubieraniu, musnęła swoimi wargami jego usta. Kiedy za niego wychodziła nie potrafiła jeszcze nim manipulować, ale nauczyła się tego z czasem, aż w końcu opanowała tą sztukę do perfekcji. – Uczyńmy go twoim zastępcą, dyrektorem naszego majątku, niech on nim zarządza.
Kto? Bastian?
Na głowę upadłeś? Gdybym chciała skończyć na ulicy, to rozdałabym wszystko biednym i potrzebującym, a nie alkoholikowi i hazardziście.
Ty chyba nie chcesz oddać całego naszego majątku Hektorowi?
Oddać? Nie, skądże. To on nam odda swój majątek, w zamian tego, będzie zarządzał naszym i swoim, będzie stał na czele, będzie dyrektorem, ale nie będzie miał z tego stuprocentowego zysku.
Chcesz go oszukać?
Bierze sobie naszą córkę, jakby była jego własnością.
Sama, nieraz, chciałaś się jej pozbyć. Nie mogłaś się doczekać aż dorośnie i wyprowadzi się z domu. Byłaś nawet skora wysłać ją na studia i je opłacać, byleby nie mieć jej ani dnia dłużej niż to konieczne pod swoim dachem.
Rodziłam ją osiem godzin, chyba coś mi się za to należy, że on ją teraz zabiera, prawda? – warknęła.
Być może, ale od zawsze sama chciałaś jej się pozbyć – trwał przy swoich racjach Julian.
Bo była kłopotliwa i nie chciałam się jej pozbywać, tylko oddać na przechowanie. Jednak Cyntia jak bumerang zawsze wracała, a tym razem już nie wróci, będzie należała do Rodrigeza.
Co chcesz zrobić? Nie wiem jak pozbawisz go majątku i dóbr, ale jeśli to zrobisz, to on jako dyrektor całości, wpędzi nas do ruiny z zemsty, byśmy mieli tyle co i on, czyli nic.
Julian, on tego nie zrobi, bo musi mieć środki na utrzymanie siebie, żony i rodziny. Poza tym może podpisać klauzurę, że jako dyrektor nie będzie naumyślnie szkodził, a w zamian za każdą dobrą inwestycję, procent jaki jest mu przekazywany będzie minimalnie wzrastał.
Montenegro spojrzał na żonę czujnym okiem, przemyślał sprawę w mgnieniu oka. Zaczął wiązać krawat na sztywnym kołnierzu postawionym do góry, ale Marta go w tym wyręczyła.
Skontaktuj się z prawnikiem. Pomysł jest szalony, ale może się udać. Oby się udało. Nie chodzi mi o majątek, ale o to, by mieć Rodrigeza w garści, by wiedzieć co planuje, byśmy to my dyktowali warunki i rozdawali karty, a nie byli na usługach jakiegoś hiszpańskiego pomiotu. Na dodatek chce mieć wpływ na jego relacje z Cyntią. Ma być dla niej dobry.
Trzeba wszystko przygotować jeszcze przed zaślubinami.
W takim razie skontaktuj się z najlepszym i najmniej uczciwym prawnikiem jakiego znamy. – Julian uśmiechnął się do żony i założył brązową kamizelkę.

Nazajutrz, Cyntia z Hektorem zajęli się przygotowaniami. Ponownie mieli w planach odwiedzić kawiarenkę, by zmienić zamówiony tort na inny.
Dlaczego musi być biały?
Bo ślubny zazwyczaj jest w białym kolorze – odpowiadał cierpliwie Hektor, prowadząc jednocześnie samochód.
Ale ja lubię różowy kolor – marudziła przyszła panna młoda.
W takim razie poprosimy o różowe dodatki ozdobne, falbanki, litery, czy coś tego typu. – Pocałował narzeczoną w policzek.
Mało – odrzekła.
Zrobimy pięciopoziomowy i dwa poziomy będą różowe.
Tak. – Z uśmiechem klasnęła w dłonie i przystała na kompromis. Pocałowała przyszłego męża w policzek. – Drapiesz nadal.
Bardziej już się nie zgolę – odpowiedział, parkując na poboczu.
Faktycznie, Hektor przyciął brodę, nieco ją skrócił i przerzedził, ale nie zgolił całkowicie. Cyntia uznała, że będzie zmuszona się przyzwyczaić, bo wiedziała, że tego w jego wizerunku już nie zmieni.
Niemal od samego progu przywitała ich właścicielka kawiarenki, poprosiła na zaplecze, do specjalnie wydzielonego pomieszczenia i postawiła przed nimi na talerzykach kilka kawałków tortów. Hektor spojrzał na słodycze, następnie na zegarek kieszonkowy. Uznał, że wybór tortu zajmie im znacznie więcej czasu niż początkowo sądził. Czuł się zmęczony, zanim jeszcze zaczął. Za to Cyntia była w swoim żywiole.
Próbujemy – zawołała wesolutko. Nabrała kawałek tortu na widelczyk deserowy i wcisnęła narzeczonemu do ust.
Smaczny – odpowiedział. – Taki waniliowy.
Po pięciu próbkach nie czuł już smaku tego co je, bo wszystko wymieszało się w jego kubkach smakowych w jedność. Cyntia natomiast znalazła sobie inną zabawę i to przez całkowity przypadek. Gdy siedzieli tak naprzeciw siebie, niechcący nie trafiła kremem od tortu do ust Hektora i ubrudziła mu znaczną część brody.
Przepraszam , to był…
Wiem, przypadek – odpowiedział. Nie wytarł się od razu. Postanowił także ubrudzić ją, by było sprawiedliwie.
Nie po nosie! – zawołała.
Właścicielka kawiarni postanowiła zostawić ich samych, by im nie przeszkadzać.
Jak państwo się zdecydują, to będę w gabinecie na piętrze.
Oczywiście – odpowiedział Rodrigez i tym razem trafił różowym kremem do ust ukochanej.
Cyntia natomiast usilnie starała się go całego umazać. Hektor był człowiekiem, który potrafił zapomnieć o swoim wieku i bawić się beztrosko niczym dziecko, ale do czasu. Zawsze wiedział kiedy przerwać zabawę, w tym wypadku postanowił to uczynić, gdy Cyntia zaczynała przesadzać.
Wystarczy – powiedział spokojnie, ale stanowczo.
Dziewczyna nie zareagowała, więc wstał i podszedł do niej. Pochylił się nieco, opierając jedną dłonią o blat stołu.
Wystarczy, powiedziałem – wycedził przez zęby.
Nie słyszałam – przyznała bez cienia strachu i rzuciła mu się na szyje. Pocałowała. – Teraz jakoś tak... słodko smakujesz.
Hektor nie potrafił powstrzymać uśmiechu.
Naprawdę? – zapytał, nie przerywając pocałunku, objął dziewczynę w pasie i sprawił, by pocałunek stał się intensywniejszy, bo przycisnął ją do siebie, najmocniej jak tylko się dało, a potem podniósł, by usadzić na stole, zważając na to, by był to jego czysty fragment. W myślach grzeszył na temat tego, co jeszcze mógłby z nią na takim lub innym, podobnym stole wyczyniać, ale byli w miejscu poniekąd publicznym, pomimo że akurat na osobności, dlatego musiał powściągnąć własną namiętność i typowy męski popęd, oddalić się na kilka kroków i zapytać – a więc który?
Po wybraniu tortu i skompletowaniu menu oraz doborze kwiatów na stoły, przyszedł czas na starcie z Martą Montenegro, która wyczekiwała ich przed domem.
Dlaczego bankiet ślubny ma się odbyć gdzie indziej, a nie tutaj? – zapytała z pretensją.
Hektor uśmiechnął się z wyższością.
Bo w mojej kamienicy jest światło, gościom będzie wygodniej.
Pomieścisz ich wszystkich?
Tak. Zapewnię, także transport. A teraz przepraszam, ale mamy z Cyntią jeszcze sporo przygotowań – skłamał, wyminął przyszłą teściową i udał się z narzeczoną do pokoju.
Po wejściu do sypialni, Cyntia zdjęła ciepły, obszyty wewnątrz dodatkowym materiałem kapelusz i odrzuciła go na łóżko. Przystąpiła do wypięcia wsuwek i rozpuszczenia włosów, miała zamiar je rozczesać. Hektor siedząc na łóżku, tuż za nią, nie mógł się powstrzymać, by ich nie dotknąć, nie poczuć tej miękkości aksamitu pod swoimi opuszkami.
Powinieneś iść na drinka – zwróciła mu uwagę.
Ale akurat teraz?
Tak, wolę byś upił się trzy dni przed naszym ślubem, a nie w dzień przed. Chcę byś dobrze wyglądał na zdjęciach. – Przyszła pani Rodrigez dbałość o takie szczegóły, z pewnością, odziedziczyła po matce.
W tym właśnie czasie, niczym na zawołanie, po uprzednim zapukaniu, do pokoju wkroczył Bastian. Zasiadł w fotelu bez zbędnych wyjaśnień. Cyntia spojrzała na niego pytająco, Hektor był lekko rozbawiony rozdygotanym stanem przyszłego szwagra.
Ukrywam się – wyjaśnił.
Przed kim? – zapytał.
Przed teściową.
Aaa, to już wszystko jest dla mnie zrozumiałe.
Dlaczego akurat w mojej sypialni? – zapytała kobieta, odkładając z lekkim huknięciem drewnianą szczotkę na blat toaletki.
Ponieważ u ciebie jest Hektor, a twoja matka wyraźnie nie wchodzi mu w drogę. Tutaj jest najbezpieczniej.
Cyntio, przecież nie możemy biedaka wywalić wprost na pożarcie tej piranii.
Hektor – wysyczała przez zęby.
Przepraszam, na pożarcie kochanej mamusi – poprawił się z rozbawieniem.
Przestań, co za dużo to nie zdrowo. – Irytowała się, ale nie umiała całkowicie powściągnąć rozbawienia.
Masz racje, przepraszam. – Wstał i musnął jej policzek. Następnie podszedł do okna.
A może byście razem poszli – zaproponowała.
Dokąd? – Bastian zrobił duże, przerażone oczy i minę zdziwionego kota, który pierwszy raz na własne oczy zobaczył pustynię.
Hektor tylko znacząco podrapał się po szyi dwoma palcami i uśmiechnął. Bastian uradowany, z uśmiechem od ucha do ucha, pokiwał mocno na tak.
Idziemy? – zapytał blondyn, wskazując obiema dłońmi na drzwi.
Idziemy. Jakby Julka poszukiwała męża, to…
Powiem, że go porwałeś.
Ale powiedz, że nie chcę za niego okupu, że jeszcze dopłacę, byleby go zabrała z powrotem.
Cyntia z Hektorem się roześmiali, a Brown stał przy drzwiach z dłonią na klamce i starał się zrozumieć żart. Uznał, że bezsensu jest głowienie się nad czymś czego i tak się nie pojmie, bo czas ucieka, piwo się grzeje, a dziewczyny w podmiejskiej tawernie czekają.

Hektor wraz z Bastianem przed pójściem do tawerny, udali się do posiadłości Rodrigeza. Mężczyzna chciał zostawić wszystko co cenniejsze, czyli neseser z dokumentami, brylantowe spinki do mankietów i złoty zegarek kieszonkowy. Wychodząc, skręcił jeszcze w stronę kuchni. Służby nie było, ale postanowił obsłużyć się sam. Herbata zdawała się jeszcze parować z dzbanka, jakby była świeżo zaparzona. Poczęstował nią Bastiana, a kiedy sam upił łyk i usiłował oddalić się o krok, omal się nie przewalił. Miał związane sznurowadła. Bastian zerknął pod stół i wyciągnął winowajcę za kołnierz.
Oto nasz rozrabiaka – zawołał wesolutko, trzymając pięcioletniego chłopca za ubranie.
Malec usiłował się wyrwać, ale zdało się to na nic. Rodrigez natomiast dwukrotnie przetarł oczy, bo nie dowierzał obrazowi jaki miał przed sobą. Schylił się, by rozsupłać sznurówki i zawiązać je poprawnie.
Czyj jesteś? – zapytał chłopczyka.
Nie rozmawiam z obcymi! – krzyknął. – Niech on mnie puści!
Puść, przecież nigdzie nie ucieknie – polecił Bastianowi. – Jestem Hektor. – Wyciągnął dłoń w kierunku ciemnowłosego, szczupłego chłopca.
Gracjan, proszę pana. – Dziecko odwzajemniło uścisk.
Gracjan, tu jesteś! – wrzasnęła pokojówka. Wbiegła do kuchni i stanęła jak oniemiała, kiedy dostrzegła pana Rodrigeza.
Czekam na wyjaśnienia, Violetto – oznajmił ostrym tonem i skrzyżował ręce na piersi.
Chodź, młody, pokażesz mi… coś mi pokażesz. – Bastian wyprowadził Gracjana z kuchni, by dać Hektorowi i Violetcie porozmawiać na osobności.
Nie miałam z kim go zostawić, jest nam ciężko, mąż zmarł rok temu…
Stop! – Hektor uniósł dłoń do góry. – Nie interesuję mnie to. Warunki twoje pracy tutaj były jasno wyznaczone. Gdybym chciał z domu uczynić przytułek albo sierociniec, to bym to zrobił sam, bez twej pomocy! – uniósł się.
Ale panie Hektorze, to tylko jedno dziecko.
Jedyne dzieci jakie tutaj będą, to będą dzieci należące do mojej rodziny.
Będziemy się z Susaną zmieniać, pilnować go, nie będzie broił…
Nie – rzekł stanowczo Hektor. – Ja potrzebuje służącej, a moja żona pokojówki. Nie podzielicie uwagi na swoje obowiązki i kilkuletniego chłopca. Nie jestem głupi, nie zgodzę się na to. Poza tym tym mnie oszukałaś, nie wspomniałaś ani słowem o dziecku. Nawet jak się tu zjawiłaś, to zwyczajnie go ukryłaś. Jakim cudem przemyciłaś do pokoju kilkulatka? Z resztą, nie interesuję mnie jak. Masz czas na znalezienie pracy, ale gdy wrócę z żoną z miesiąca miodowego, ma was tu nie być, moja siostra wypłaci wam za dwa miesiące, choć wasza praca tyle nie trwała. Żegnam.
Hektor chciał od razu wyjść, ale kobieta go zatrzymała. Położyła swoją dłoń na jego muskularnym ramieniu. Spojrzał się na jej idealnie przycięte paznokcie, następnie wyszedł bez słowa.

Bastian z Hektorem znaleźli się w tawernie. Niedługo trwało aż się tam zadomowili. Ubogie wnętrze ani trochę nie pasowało do ich ubioru ani stanu urodzenia, jednak przy odrobinie silnej woli zakrapianej alkoholem, przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie.
Piękne i chętne dziewczyny z dorodnym biustem stawiały na barze, nie tylko, swoje piersi wyskakujące z falbaniastych sukien, ale także tani rum, który Bastian uwielbiał. Hektor dołączył się do zabawy, choć postępował stateczniej, znacznie rozważniej, niżeli jego przyszły szwagier.
Pijesz, panie? – zapytała piękna dziewczyna o szmaragdowych oczach. Miała nietypowy akcent, jakby włoski.
Por favor – odpowiedział Hektor, podstawiając szklankę pod strumień lejący się wprost ze szklanej butelki.
Podobasz mi się – wypowiedziała wprost, bez żadnego skrępowania.
Dziękuję, niestety jestem zarę… oświad… Bastian, pomóż mnie.
Ten przystojniak się zaręczył…
Oświadczył – poprawiła jakaś blondynka, która właśnie ich mijała. Niosła z sobą drewnianą, okrągłą tacę.
Tak więc, on już nie może. Jednak ja świeżo po ślubie jestem, to już mogę – bełkotał Brown, wisząc Hektorowi na ramieniu.
Możesz? – zdziwił się brunet.
Ślubów czystości dochowałem, od zaręczyn do zaślubin nawet ociupinki.
Fajny jesteś, masz poczucie humoru. – Browna zgarnęła ta blondynka z tacą, szarpiąc w swoją stronę, trzymając za jego krawat.
Miłej zabawy. – Hektor uniósł kieliszek, wskazując nim na oddalającą się parę.
Kobieta o szmaragdowych oczach tylko czekała aż mężczyzna wypije do dna. Nalała mu drugi kieliszek. Po trzecim Rodrigez nieco stracił świadomość.
Dwie ladacznice doprowadziły obydwu panów do samochodu. Jedna z nich zasiadła za kierownicą i ruszyła w stronę posiadłości Hektora. Natomiast druga, starannie zwinęła pewien dokument na cztery i schowała do wełnianej torebeczki. Obie pozostawiły samochód i panów przed kamienicą, a same ruszyły na piechotę w drogę powrotną. Za tawerną już czekała na nich Marta Montenegro z obiecaną zapłatą. Na wieść o powodzeniu planu uśmiechnęła się złowieszczo i potarła dłonią o dłoń.

Pierwszy z samochodu wygramolił się Bastian i dopadł do progu, potykając się i tucząc sobie o niego kolana. Hektor udał się za nim. Cały świat widział jak przez mgłę, a ten świat na dodatek tańczył i wirował.
Nigdy nie byłem tak pijany – przyznał.
Miał racje, bo choć w życiu dużo pił i dużo razy pił za wiele, to nigdy jego stan nie był aż tak tragiczny. Mężczyzna czuł jakby się dusił, więc usiadł na śniegu, na progu własnego domu i zaczął rozpinać koszulę.
Zamarzniesz, zmarzniesz, zimno ci będzie – tłumaczył powoli, zapijaczonym głosem Bastian i doczołgał się do Hektora na czworaka, by zapiąć jego koszulę. Nie udało mu się to.
Gorąco – wybełkotał tylko Hektor, a potem ponownie zerwał mu się film.
Ocknął się w domu, był w przedpokoju, a Bastiana nie było przy nim. Widział doskonale, bo nie panowała ciemność. Kinkiety umiejscowione w ścianie, po prawej stronie, idealnie oświetlały całe wnętrze. Przed swoją twarzą miał pokojówkę – Violettę.
Bardzo pana proszę, niech mnie pan nie zwalnia. – Kobieta zaczęła rozpinać jego koszule do końca i zsuwać marynarkę z jego ramion.
Kiedy pierwsza z elementów garderoby opadła na ziemię, Hektor poczuł dotyk kobiecej dłoni na swoje klatce piersiowej. Violetta zanurzała swoją rączkę w jego owłosieniu, delikatnie je przeczesując i poszarpując.
Cyntia – wyszeptał, potem przymrużył oczy i pokręcił głową – Mirella… Isa... choler – przeklął odchylając głowę.
Violetta nie wiedziała co mężczyzna mówi, nawet za bardzo się temu nie przysłuchiwała. Podała mu szklankę wody. Wypił kilka większych łyków, a chłód rozchodzący się po gardle sprawił, że na chwile otrzeźwiał. Widząc pokojówkę bez fartucha, w rozpiętym uniformie, z dużym biustem na zewnątrz, nie potrafił się pohamować.
Chwycił za ramie kobiety mocno i brutalnie. Otworzył jeden z pokojów, był to pokój służby, tuż przy kuchni, więc pewnie kucharza, ale on się tym nie przejmował. Zostawił otwarte drzwi, a Violette rzucił na łóżko, by za moment rzucić się na nią. Mały Gracjan stanął w drzwiach pokoju, nie zdając sobie sprawy z zaistniałej sytuacji. Hektor przekręcił się na plecy, a Violetta usiadła na nim. Dostrzegła syna, uspokoiła go poleceniem:
Wyjdź i zamknij drzwi.
Gracjan nie posłuchał. Nie domknął drzwi, zostawił je uchylone i z braku ciekawszego zajęcia, obserwował jednym okiem całe zajście.

Hektor przebudził się cały obolały. Głowa dosłownie mu pękała. Przetarł jedną dłonią oczy. Dostrzegł, że spodnie ma na sobie, ale są one rozpięte, podobnie jak koszula. Chciał uwolnić drugą rękę, ale była przywiązana krawatem do ramy łóżka. Szarpnął się, ale bezskutecznie, bo za każdym szarpnięciem węzeł mocniej zaciskał się wokół jego nadgarstka. W końcu wpadł na pomysł, by skorzystać z wolnej ręki i rozwiązać supeł. Usłyszał kroki na korytarzu i zanim ktoś otworzył drzwi nakrył się niemal pod samą szyję. Przy znacznym poruszeniu ciałem poczuł też wilgoć na własnym penisie, która pozostała po nocnym wytrysku. Starał się sobie przypomnieć cokolwiek i jedyne co pamiętał, to zacisk kobiecych ust na własnym członku, a potem już była tylko ciemność.
Za dużo pan wypił poprzedniej nocy – oznajmiła spokojnie Susana, gdy tylko weszła do pomieszczenia. – Przyniosę panu wody.
Mężczyzna rozejrzał się po wnętrzu, a potem zatrzymał na kobiecym, błękitnym, spokojnym spojrzeniu i powrócił do rozsupływania krawatu.
To pokój mój i mamy – wyjaśniła.
Przez chwilę poczuł się głupio, ale zamaskował to obojętnością. W myślach usprawiedliwiał samego siebie, że przecież to nie jego wina, że matka tej dziewczyny sama zaciągnęła go do łóżka.
Aha, przynieś tej wody. Gdzie twoja mama? – zapytał, przypominając sobie niektóre momenty poprzedniej nocy. W końcu udało mu się uwolnić rękę. Spojrzał z odrazą na zasinienia i przetarcia na swoim ciele.
Nie wiem, od wczoraj jej nie widziałam. Wiem, że nie powinnam, ale rozmawiałam do rana z lokajem i kelnerem w ich pokoju. Myślałam, że mama dyskutuje z kucharzem, lubią się.
Aha, zatem wszystko już rozumiem.
Ledwie dziewczyna poszła po dzbanek wody, a w drzwiach stanął Bastian.
Naprawdę wszystko rozumiesz? – zapytał, wykorzystując poprzednie słowa Rodrigeza.
Hektor spojrzał na jedną ze swoich rąk, była cała zakrwawiona, od łokcia aż po bark. Prześcieradło, na którym leżał było w podobnym albo jeszcze gorszym stanie, ale dostrzegł to wszystko dopiero gdy zajrzał pod kołdrę i w myślach przeklinał samego siebie za to, że to uczynił.
Nie, nic nie rozumiem. Pomóż mi. – Zerwał się i zaczął zwijać poplamione okrycie.
Jeszcze koszula – przypomniał Bastek.
Hektor pośpiesznie, za pomocą drżących dłoni, zdjął ją z siebie.
Dziękuję, że mi pomagasz – rzucił sympatycznie w stronę Browna.
W końcu jesteśmy rodziną, musimy sobie pomagać. Jednak przyznam, szwagier, że ja cię od tej strony nie znałem.
Ja sam siebie od tej strony nie znałem, Brown.
Rodrigez był zszokowany, zmartwiony i zawiedziony sam sobą, a Brown się uśmiechał od ucha do ucha i poklepywał szwagra po plecach, mówiąc będzie dobrze.
Bastian, pamiętasz coś z ubiegłej nocy?
Tylko alkohol i kobiety, ale tyle mi w zupełności wystarczy.
No tak, po co w ogóle pytałem? – Hektor wyrzucił zakrwawione pościele, swoją koszule i uniform pokojówki przez okno. – Idziemy – polecił.
Wyszli z kamienicy, mijając po drodze Gracjana. Chłopiec dostrzegając Hektora skulił się i stanął pod samą ścianą.
Co mu jest? Wczoraj był bardziej rozmowny.
Nie wiem, przecież to dziecko, ma swoje kaprysy – odpowiedział brunet, przywołując krzywy uśmiech na ustach.
Hektor tego dnia wyjątkowo nie przejmował się odzieniem. Wyszedł pół nagi na dwór, pomimo że temperatura była sporo na minusie, i wpakował zakrwawione materiały do samochodu.
Wywalimy to po drodze, zakopiemy w jakieś dziurze – wyjaśnił.
Musisz się ubrać.
Usłuchał Bastka i powrócił do domu, by skierował swoje kroki na górę, do sypialni, tam szybko wbiegł do łazienki i zaczął zmywać zaschniętą krew ze swojego ciała.
Brown czekając przy samochodzie, doszedł do wniosku, że coś jest nie tak, jak być powinno, dlatego zamknął pojazd na klucz i ruszył za Rodrigezem. Zastał go kucającego przy komodzie i szukającego czystej koszuli.
Hektor, coś ty zrobił? – zapytał.
Brunet obrócił twarz w kierunku rozmówcy.
Nie wiem – odpowiedział szczerze ze łzami w oczach. – Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Po ślubie, po miesiącu… potem… po prostu potem, to poukładam.
Dobrze. – Bastian stał z dłońmi w kieszeni, oparty ramieniem o futrynę. – Wiesz jak to wygląda? Jakbyś ją...
Zamknij się!
Blondyn wykonał kilka kroków do przodu i zamknął za sobą drzwi. Przysiadł na łóżku i silił się na spokojny ton.
Są ludzie o różnych skłonnościach. Cyntia wie jakie są twoje?
Co? O czym ty bredzisz?
Słyszałem w rozpustnych tawernach, że istnieją klienci, którzy łączą przemoc z namiętnością.
Nic nie łączę – warknął Rodrigez.
Masz to od dawna? Wiedziałeś o tym, czy po alkoholu wyszło twoje drugie ja? – Bastian nie ustępował.
Hektor na moment przerwał zapinanie koszuli. Usiadł w fotelu i starał się opanować drżenie rąk, zaciskając palce i wbijając paznokcie w miękkie podłokietniki. Pod powiekami ukazał mu się obraz Violetty, gdy ta siedziała na nim okrakiem, a on przerzucał ją tak, by móc znaleźć się na górze, następnie usiłował zakneblować ją swoim krawatem. Potem nie było już nic. Kolejna czarna dziura, brak wspomnień, urwany film. W jego retrospekcjach zaczęły powracać odegrane role wcześniejszych kobiet, obecnych w jego życiu zazwyczaj krótką chwilę. Były to wspomnienia tawernianych dziwek, wysoko urodzonych szlachcianek, znudzonych żon, luksusowych prostytutek z londyńskich domów publicznych, dużo nieprzyzwoitości, przemocy, bólu i spełnienia, jakiego nie potrafił zaznać w romantycznym akcie cielesnym.
To było dawno – przyznał, chcąc bardziej przekonać do tego samego siebie niż Bastiana.
Cyntia wie? – dopytywał Brown. Los szwagierki wyjątkowo leżał mu na sercu. Lubił Cyntie, na swój sposób się o nią martwił i usiłował troszczyć, bo była jedyną osobą w rodzinie, która nie patrzyła na niego z góry i starała się nie oceniać, a przynajmniej nie czyniła tego na głos, i nie pogardzała nim.
Nie i nigdy się nie dowie – szepnął Rodrigez. – Skończyłem z tym – dodał zapinając pozostałe guziki. Stanął przed lustrem, by usztywnić i poprawić kołnierzyk.
I nigdy nie zamierzasz...
Nie! – warknął Hektor. – Chcę żyć normalnie, założyć rodzinę i mieć dzieci.
I nie będziesz jej...
Nie będę jej do niczego zmuszał ani robił jej krzywdy. Będzie moją żoną, a nie jakąś tam kobietą bez większego znaczenia.
Oby – szepnął Bastek i wyprostował nogi. – Przebierz się spokojnie i bez pośpiechu, poczekam na ciebie. Przypilnuję, by nikt nie zbliżał się do samochodu. I oczywiście ta rozmowa zostanie między nami. Lepiej jeśli nikt nigdy się o niej nie dowie. – Zamknął cichutko za sobą drzwi.

Mężczyźni pozbyli się dowodów rzekomej zbrodni, a dwa dni później Hektor stał w czarnym garniturze przed ołtarzem i oczekiwał na Cyntie. Jego myśli zaprzątało zaginięcie Violetty i mimo usilnych starań, nie potrafił odegnać od siebie czarnych scenariuszy. Dopiero gdy ujrzał przyszłą żonę, na moment zapomniał o kłopotach i problemach. Rozpromienił się, widząc jak Julian prowadzi córkę do ołtarza. Mężczyzna podał dłoń Cyntii prosto w łapę Rodrigeza i patrząc przyszłemu zięciowi głęboko w oczy rzekł:
Opiekuj się nią i dbaj o nią. To najcenniejszy z moich skarbów.
Będę o nią dbał. Proszę mi wierzyć, że będę, to także mój najcenniejszy ze skarbów – zapewnił.
Potem odbyła się cała ceremonia zaślubin, która miała być perfekcyjna, jednak jak zwykle coś poszło nie tak. Pierwszy błąd w przysiędze małżeńskiej popełnił Hektor.
Ja Cyntio, biorę… Przepraszam, stres – wytłumaczył się.
Tłum za ich plecami lekko się zaśmiał.
Ja Hektor Rodrigez, biorę sobie ciebie Cyntio za żonę i ślubuję tobie miłość, wierność, uczciwość i opiekę małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. – Hektor uczynił znak krzyża i wyczekiwał słów ukochanej.
Ja Cyntia Montenegro – zaczęła pewnie i z lekkim uśmiechem wesołości na twarzy posłanym w stronę narzeczonego. Ten uśmiech zdawał się mówić widzisz, ty się pomyliłeś, a ja nie! – biorę sobie ciebie Hektorze za męża i ślubuję tobie miłość, wierność i uczciwość…
Ehehe – Hektor odchrząknął.
Cyntia wejrzała się na mężczyznę robiąc zdziwioną minę. Odpowiedział jej tym samym.
Ale ja naprawdę muszę to powiedzieć? – zapytała na głos.
Tłum za plecami najpierw się zaśmiał, ale widząc srogość wymalowaną na twarzy siwego jak gołąb księdza, wszyscy nabrali powagi. Hektor spojrzał z gniewem na przyszłą żonę.
Jeśli pani nie wypowie ślubów w pełni, ślub będzie nieważny – pouczył Cyntię ksiądz.
Ale tak całkiem nieważny? – dopytywała.
Nie skracaj przysięgi małżeńskiej – warknął Hektor w jej kierunku.
Nie choleruj od razu.
Hektor złapał się za czoło, wciąż klęcząc na klęcznikach. Cyntia też zdała sobie sprawę ze słów jakie popłynęły z jej ust. Ksiądz natomiast spojrzał na nich niezwykle gniewnie.
Państwo naprawdę chcą się pobrać? – spytał.
Tak – odpowiedzieli chórem.
A mnie się wydaje, że urządzają państwo komedie w Domu Bożym.
Przepraszamy – powiedział Rodrigez zarówno w swoim imieniu, jak i w imieniu przyszłej żony.
W takim razie, proszę, niech pani kontynuuje.
A mogę od początku? – zapytała niewinnie.
Tak, proszę. – Ksiądz wydawał się być bardzo zirytowany postawą panny młodej, ale skrył to za zasłoną milczenia.
Ja Cyntia Montenegro, biorę sobie ciebie Hektorze za męża i ślubuję tobie miłość, wierność, uczciwość i… – Cyntia na chwile przerwała.
Hektor spojrzał na nią wzrokiem mówiącym mów dalej.
Kobieta wzięła głębszy wdech i jeszcze moment odczekała, jakby pewne słowa nie mogły przejść jej przez gardło.
Rodrigez w tamtym momencie żałował, że nie przećwiczyli wypowiadania słów przysięgi małżeńskiej wcześniej, bo wtedy przynajmniej mógłby na przyszłą żonę sowicie huknąć i tym sposobem postawić do należytego pionu.
I posłuszeństwo małżeńskie, – wypowiedziała wraz z wypuszczanym powietrzem, bardzo pośpiesznie, bo obawiała się, że jak odczeka jeszcze chwilkę, to może się rozmyślić – oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. – Uczyniła znak krzyża.
Potem pan młody przekazał garść monet wprost do dłoni żony, jako znak wspólnie mnożonego majątku, następnie uroczyście wymienili się obrączkami.
Cyntio, przyjmij tę obrączkę, jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Nie żegnamy się – upomniał ksiądz Hektora, który już skierował swoją prawą dłoń w stronę czoła.
To najlepszy ślub jaki widziałem, wcale się nie nudzę – wyszeptał do ucha Julii Bastian.
Przestań się głupio cieszyć – wysyczała przez zęby.
Brown nie posłuchał, patrzył na uroczystość zaślubin z uśmiechem od ucha do ucha i lekko rozdziawioną buzią.
Hektorze, przyjmij tę obrączkę, jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Kiedy już wsunęli sobie nawzajem złote, wąskie krążki na palce serdeczne, nastąpiła chwila, na którą Rodrigez czekał.
Może pan pocałować pannę młodą.
W tej czynności żadne z nich się nie pomyliło. Hektor delikatnie, obiema dłońmi zwinął welon Cyntii, odrzucił go do tyłu. Ujął jej twarz w swoje dłonie i pocałował.
Goście wyszli jako pierwsi, a państwo młodzi musieli jeszcze złożyć podpisy. Cyntia pierwsza dorwała się do pióra.
Przepraszam panią, ale tu mąż ma pierwszeństwo. – Ksiądz wyrwał Cyntii przedmiot z dłoni i podał Rodrigezowi. – Życzę dużo cierpliwości – powiedział do mężczyzny.
Kobieta w odpowiedzi rzuciła księdzu nienawistne spojrzenie. Hektor musnął jej policzek i oddał pióro.
Teraz twoja kolej, kochanie. – Uśmiechnął się.
Złożyła podpis, postawiła na końcu kropkę i chwyciła męża za dłoń. Chciała jak najszybciej opuścić katedrę i zniknąć z oczu temu księdzu, który ciągle ją obserwował, i jej zdaniem, zdawał się jej nie tylko nie lubić, ale nawet i nie tolerować.

Wyszli na zewnątrz, zostali obrzuceni ryżem, następnie wsiedli do samochodu prowadzonego przez szofera i ruszyli na bankiet. Cyntii kieliszek się nie stłukł po wypiciu szampana i rzuceniu go za siebie, dlatego goście zaczęli spekulować, że to zły znak. Ich spekulacje potwierdziły się, gdy po pierwszym tańcu, poczęstunku i połowie balu, Cyntia i Hektor udali się do pokoju na noc poślubną.
Hiszpan zaczął rozplątywać wstążki na plecach sukni swojej żony i opinający ją ciasno gorset.
Ależ masz cierpliwość – pochwaliła.
Ksiądz sam mi jej życzył – przypomniał z rozbawieniem, muskając delikatnie odsłonięty kark.
Ten ksiądz mnie nie lubił.
Moim zdaniem był sympatyczny. – Hektor szybko pozbawił żonę gorsetu i odrzucił go na fotel.
Dopiero wtedy do Cyntii dotarło, że stoją naprzeciw lustra, a ona jest niemal zupełnie naga.
Wyłącz światło – poleciła.
Nie – stanowcze i krótkie słowo, mówiące tak wiele oraz spojrzenie wbite zachłannie w jej odbicie, zupełnie tak, jakby miał ochotę ją pożreć.
Proszę. – Odwróciła się do niego.
Pokręcił głową i bez słowa wyjaśnień, zaczął podnosić jej halki wykonane z licznych koronek i utrzymywane za pomocą niewielkiego, drucianego koła.
Hektor.
Nie, Cyntio. Jesteś moją żoną, chcę na ciebie patrzeć. Nie powinnaś wstydzić się męża.
Ten jeden raz, proszę – nalegała.
Nie i zakończ dyskusję. Nic nią nie wskórasz. Pokazałaś już dzisiaj wystarczająco swojego ja.
Cyntia chwyciła za materiał swojej sukni, spojrzała w upojone alkoholem oczy męża i postanowiła mu przeszkodzić w rozebraniu jej, na dodatek się zbuntować głośnym:
O co ci chodzi!?
Nie pytaj, dobrze wiesz o czym mówię – odpowiedział.
Dziewczyna mocniej zacisnęła dłonie na ostatnim materiale jaki jej pozostał. W efekcie jej mąż mocniej szarpnął.
Puść – polecił, wyszarpując materiał z jej drobnych, trzęsących się rączek.
Szybko ponownie go chwyciła.
Do czego ty zmierzasz, cariño? Chcesz bym cię brał siłą w pierwszą noc małżeńską? – zapytał z niekrytą pretensją.
Dlaczego taki jesteś?
Zawsze taki byłem, Cyntio. – Odstąpił od niej na krok. Położył się na łóżku i chwycił za szklankę z whisky. – Zdejmij ubranie i chodź do mnie, por favor.

Cyntię przebudziły wargi Hektora, kiedy dotknął nimi jej policzka. Uczynił to w sposób niezwykle czuły i delikatny. Uśmiechnął się, gdy jej powieki uniosły się ku górze. W sypialni panował półmrok. Ciężkie, niebieskie zasłony skrupulatnie dbały o to, by do pokoju nie wdarł się choćby najmniejszy promień słońca. Świece – to było pierwsze co Cyntia dostrzegła. Wielki, wysoki świecznik na kilkanaście świec, stojący w rogu pokoju, a na stole podobny, mniejszy.
Jestem winny tobie wyjaśnienia – zaczął kiedy podnosiła się na łóżku.
Halkę nadal miała na sobie.
Nie musisz. Nie jesteś mi nic winny – odparła pokornie.
Jestem. Nie chciałem zamienić w koszmar naszej nocy poślubnej, właściwie pierwszej, którą powinniśmy z sobą spędzić. – Hektor usiadł na krześle, tuż przy łóżku, łokcie oparł na podłokietnikach, a dłonie splótł razem.
Nic nie zrobiłeś. – Cyntia usiłowała się zachować, tak jak jej zdaniem należało się zachowywać w podobnych sytuacjach.
Krzyknąłem…
Nie pierwszy raz – przerwała. Usiadła na łóżku i dotknęła dłonią policzek męża, pogładziła kciukiem zarost. – Jeśli komuś należą się przeprosiny, to tobie. I jeśli naprawdę ktoś powinien przepraszać, to ja, a nie ty. Długo spałam? – zapytała dla zmiany tematu.
Jest południe – odpowiedział.
Pozbawiłam nas nocy poślubnej – stwierdziła smutno.
Ja to uczyniłem, swoim zachowaniem. Powinienem być spokojniejszy. Przede wszystkim łagodniejszy, zważywszy na fakt, że jesteś bardzo młoda.
Za surowo siebie oceniasz, przecież przyjąłeś odmowę.
Groźbę jednak wypowiedziałem.
Tak… to fakt. – Usiadła Hektorowi na kolanach i musnęła jeden z kącików jego ust. – Nie biczuj się sam. Czasu nie cofniesz, wypowiedzianych słów nie zatrzymasz. Dla mnie ważniejsze są czyny nie słowa. Zagroziłeś, że weźmiesz mnie siłą, ale nie wziąłeś.
Wystraszyłem cię. Cyntio, ja nie chcę byś ty się mnie bała, nigdy.
Dziewczyna sunęła palcem wskazującym od czubka głowy Hektora, pomiędzy brwiami, między oczami, aż po nosie, do zakończenia brody.
Spotkałam się kiedyś z opinią, że żona powinna się bać męża.
Co za bzdura. – Uśmiechnął się z niedowierzaniem. – Bać gniewu męża, co najwyżej. Ale męża? Niemożliwe. – Podniósł ją trzymając jedną rękę pod jej pośladkami. Druga bezwiednie mu wisiała wzdłuż ciała, ale tylko chwilę, bo zaczął nią gładzić jej włosy.
Cyntia musiała mocno się trzymać karku swojego męża, by nie spaść.
Minął już cały zły nastrój? – upewniała się.
Raczej tak.
Przypominasz mi mojego ojca.
Hektor się zachłysnął, a Cyntia się roześmiała. Rzucił ją na łóżko i zawisnął nad nią, siląc się jednocześnie na powagę.
Dlaczego przypominam twojego ojca?
Bo także nosił mnie na rękach i obchodził się ze mną jak z jajkiem. Matka tak mówiła. Mówiła też, że mnie rozbestwi, a potem przysporzę przyszłemu mężowi samych kłopotów – pochwaliła się pani Montenegro de Rodrigez.
Hektor pobłażliwie się uśmiechał.
Oby słowa twojej matki nie okazały się prorocze. Żona powinna być pociechą dla męża, a nie frasunkiem.
Obiecuję się postarać. – Cmoknęła szybko jego usta.
Ty masz się nie starać, tylko tak ma być – wycedził przez zęby z udawaną złością.
A jak tak nie będzie, to co będziesz mógł na to poradzić? – zakpiła zarzucając ręce na jego kark. Po chwili jednak je stamtąd zabrała. Zaczynała się rozluźniać i nie czuła już tej gęstej atmosfery, jaka wczoraj wytworzyła się między nimi.
Sprawię solidne lanie – uprzedził. – I nie żartuję – dodał.
Cyntia nie zawierzyła jego słowom, roześmiała się.
Nie uderzysz kobiety, sam o tym wspominałeś.
Mężowskie prawo mi pozwala, poza tym dać klapsa w tyłek, to żadne bicie – wybronił się.
Tak, tak, oczywiście. – Cyntia stała się bardziej śmiała, sprawiła, by Hektor położył się na plecach, a sama usiadła na nim okrakiem. Bawiła się jego włosami na klatce piersiowej. – Spóźniona noc poślubna? – zapytała.
Pokiwał na głową na tak.
Jestem cały twój. Rób co zechcesz.
Nie wiem od czego zacząć – przyznała, czerwieniąc się.
Śmiało – zachęcił z pobłażliwym uśmiechem, ale było w tym uśmiechu nieco wyższości i ironii.
Teraz mnie onieśmielasz – poskarżyła się.
Cyntio, ciii. – Znów ułożył usta w ten zabawny dzióbek. – Nie przejmuj się niczym, daj mi swoją dłoń.
Poprowadził jej smukłą rączkę pierw do swojej klatki piersiowej, potem delikatnie sunął ku dołowi. Czuła pod sobą jak jego męskość się unosi i sztywnieje. Wypuścił jej dłoń i uniósł własne, rozkładając palce możliwie jak najszerzej. Zrozumiała go bez słów i splotła swoje dłonie z jego. Przyciągnął ją szybko i brutalnie do siebie. Wystraszyła się, jęknęła. Wypuścił jej dłonie, by móc ją objąć. Jej twarz znajdowała się centymetry od jego. Patrzyli sobie w oczy i ta chwila mogłaby być magiczna, gdyby na myślach Cyntii nie pojawiła się niezabliźniona rana o imieniu William. Hektor nie zauważył, że żona się zamyśliła, przerzucił ją na bok i znalazł się nad nią. Wszystko czynił szybko, ale za razem niezwykle delikatnie.
Jesteś nieprzewidywalny – poskarżyła się ze śmiechem, gdy już ponownie powróciła do rzeczywistości. Ze wszystkich sił starała się odgonić od siebie wspomnienie Willa, jego delikatność, jego pieszczoty, jego brak takich nieprzewidywalnych odruchów jak u Hektora.
Przynajmniej nie będziesz mogła się żalić na nudę.
Cyntia rozwarła uda, chcąc wpuścić go do środka, ale nie wszedł w nią od razu. Pierw uderzył dłonią w okolice jednego z pośladków.
Ała! – krzyknęła uskarżycielsko.
To za twoje żarty odnośnie przysięgi małżeńskiej. Kto to widział, by kobieta nie chciała przysięgać mężowi posłuszeństwa. Czy mam sądzić, że zamierzasz mi być nieposłuszna? – Chwycił za jej biodra i pociągnął w dół, by położyła się niżej.
Mam sądzić, że jesteś kłamcą?
Hektor spojrzał na nią pytająco, przestał się uśmiechać.
Uderzyłeś mnie, a mówiłeś, że nigdy w życiu nie uderzysz kobiety – wyjaśniła.
To nie było uderzenie, to był raptem klapsik.
Bolał całkiem jak uderzenie.
Hektor lekko się roześmiał. Musnął wargami jedną z piersi żony, potem rozsupłał koronki na dekolcie, by dotrzeć do drugiej.
Uderzenie? Toż to ledwo muśnięcie dłoni było. – Pocałował drugą z jej piersi, następnie dekolt, gdzie jego zarost łaskotał ją po szyi.
Zaśmiała się.
Cieszę się, że się ze mną zgadzasz.
Wcale się z tobą nie zgadzam.
Ale się śmiejesz.
Bo drapiesz.
Tak, naprawdę? – zapytał patrząc jej w oczy. – Niemożliwe. – Cmoknął w okolice jej wojowniczo wysuniętego podbródka. – To jak to będzie z tym twoim posłuszeństwem? – zapytał poważnie.
Uznałam, że jest to tak oczywiste, że muszę być tobie posłuszna, że nie czułam potrzeby, by to przysięgać. W końcu, po co przysięgać coś, co jest rzeczą naturalną?
Kłamiesz – rozszyfrował ją. – Ale dobrze, skoro tak chcesz. – Położył swoje dłonie nad jej biodrami, tuż pod żebrami i załaskotał.
Cyntia zgięła się w pół i próbowała wyrwać.
Zamierzasz być niegrzeczna? – zapytał, przestając na moment.
Może trochę – droczyła się z nim dalej.
Spróbujemy jeszcze raz – powiedział jakby sam do siebie i załaskotał ponownie.
Dziewczyna nie mogła już powstrzymać śmiechu.
Będziesz grzeczna? – zapytał, nie przerywając. Nie doczekał się odpowiedzi więc łaskotał i dopytywał dalej.
Dobrze, Hektor! Przestań. Będę grzeczna!
Dopiero słysząc ostatnie słowa zaprzestał. Oboje byli zmęczeni i zgrzani, jakby przebiegli maraton.
Ciężko cię utrzymać – przyznał.
Ciężko cię zrzucić.
Męża chcesz zrzucać? Jest pani okropna, pani Rodrigez. – Splótł swoje dłonie z jej dłońmi. – Za pół godziny wyruszamy w naszą podróż poślubną, a musimy przed wyjazdem jeszcze coś zjeść.
Trzeba się spieszyć? – zapytała smutno.
Tak. Na szczęście jesteśmy już spakowani.
Ja też?
Tak, ty też. Nie mów już tyle, potem porozmawiamy, w samochodzie. – Wsunął swój język między lekko rozwarte wargi żony.
A co jest pod przykryciem? – dopytywała, wychylając się bokiem i zerkając na zastawiony stół.
Weźmiemy z sobą do samochodu.
A nie wystygnie? – dopytywała.
Zapewniam, że nie.
Hektor nie dał już Cyntii powiedzieć ani słowa, obcałował ją całą i sprawił, by poczuła go w sobie możliwie jak najlżej, bez zbędnego, bolesnego rozciągania. Średnio mu się to udało, bo jednak musieli się nieco spieszyć, ale potem nadrobił zaległości i sprawił, że ukochanej było naprawdę przyjemnie.

Kiedy Cyntia się ubierała, Hektor zszedł do służby. Odnalazł Suzanę siedzącą przy stole i szydełkującą.
Violetta wróciła? – zapytał.
Nie, jeszcze nie. Zaczynam się martwić. Tym bardziej, że wiem, że będziemy musieli opuścić pański dom. Nie wiemy dokąd mielibyśmy się udać.
Nie martw się tym. Możecie zostać ile tylko to będzie konieczne, a konieczne będzie dopóki wasza matka się nie odnajdzie. Przejmiesz jej etat ochmistrzyni, wiem, że się jej przyglądałaś.
A co z Gracjanem?
Miej na niego oko. Pod moją nieobecność wszystkim zarządza Julia Brown. Do zobaczenia za miesiąc.
Przyjemnej podróży poślubnej – powiedziała dziewczyna już do jego pleców.
Odwrócił się.
Znaczy panu życzę… – dodała z zakłopotaniem, pod wpływem jego specyficznego spojrzenia, które przyprawiało ją o ciarki na plecach, zupełnie jak za dawnych lat.
Dziękuję – odrzekł z delikatnym uśmiechem.

Hektor wrócił po Cyntię do pokoju, posłużył jej ramieniem. Bez słowa i z lekkim uśmiechem pozwoliła mu się prowadzić.
Nasze jedzenie – przypomniała.
A, tak, zapomniałbym. – Wrócił się, by wziął przykryty półmisek z sobą do samochodu.
Kiedy tylko Cyntia zasiadła w wygodnym siedzeniu obitym skórą, mężczyzna położył na jej kolanach półmisek z pokrywką, a sam udał się na przód samochodu, by pokręcić korbką.
Kanapki? – zdziwiła się dziewczyna, podglądając co jest pod przykryciem.
Tak, kanapki – odpowiedział zasiadając za kierownicą i wycofując. – Mogłabyś mnie nakarmić, bo prowadzę? – zapytał z lekkim uśmiechem.
Oczywiście, a mogłabym też poprowadzić? – Wsunęła mu ćwierć kanapeczki do ust.
Hektor najpierw przemielił i przełknął, a potem spojrzał na Cyntię i zastanawiał się czy na pewno jej na to pozwolić.
Tak, ale na prostej drodze, ta jest pełna nierówności i jest jeszcze odrobinę zaśnieżona – wyjaśnił.

Zapraszam także do kolejnego postu  Rozdział 11: Miesiąc miodowy

Czytam = Komentuję

Anonimowi – podpisujcie się!


Zapraszam was na swój blog autorski, gdzie znajduje się więcej informacji jak i opowiadań, oraz linków do nich: http://dariusz-tychon.blogspot.com/