Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem – Rozdział 25: Akt własności
Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek
Martin
przeprosił grzecznie, ukłonił się i odszedł od stołu,
pozostawiając kobiety w samotności. Udał się czym prędzej do
jadalni dla służby, gdzie chwycił Williama za ramie i wepchnął
do spiżarni.
– Pracowałem!
– zauważył Willi wielce oburzony, ale za moment uśmiechnął się
od ucha do ucha, przytulił Martina i poklepał niczym brata po
plecach.
– Nie
czas na czułości. – Mężczyzna odstąpił krok w tył i spojrzał
na Oldmana. – Musisz ratować Cyntię.
– Przed
czym? – zapytał niezmartwiony, bo widział wcześniej jak kobieta
podążała do swojej sypialni i szczerze wątpił, by czyhało tam
na nią coś złego.
– Zrobiła
głupotę. Oddała jakiś ważny dokument bratu Rodrigeza i teraz on
jest wściekły – tłumaczył gorączkowo Montenegro.
– Ten
brat? – Skrzywił się William. Niczego nie rozumiał.
– Nie!
Hektor! On ją rozszarpie.
Will
wzruszył ramionami i minął Martina, tłumacząc, że musi już
wracać do pracy.
– Nie
zależy ci na niej już!? – krzyknął postawny brunet, chwytając
się ostatniej szansy.
– Jej
na mnie – odparł i położył dłoń na klamce na znak zakończenia
dyskusji i chęci powrotu do swoich obowiązków.
– Zrób
coś w imię naszej przyjaźni – zażądał.
– Dlaczego
sam nic nie zrobisz? Co, boisz się? Dobra, nieważna jest odpowiedź.
Jeśli ja mam coś zrobić, to co twoim zdaniem powinienem? Mam
wtargnąć do prywatnej sypialni swojego szefa, stanąć między nim
a żoną i powiedzieć wyżyj się na mnie, bo ja jestem jej byłym
kochankiem i w obliczu tej wiadomości jakiś tam dokument jest gówno
warty?
– Faktycznie,
głupi pomysł. – Martin wydał się zrezygnowany. Oparł się o
stół i pochwycił jego brzeg w dłonie. Zacisnął pięści na tyle
na ile to było możliwe.
– Całkiem
beznadziejny – dodał William i podrapał się po czole. – Może
tak musi być.
Przyjaciel
spojrzał na niego pytająco.
– Nie
rozumiem – wyznał.
– Może
jak dostanie cięgi od męża to zrozumie.
– Że
nie należy mu kraść żadnych aktów własności więcej? –
dopytywał z lekkim, drwiącym uśmieszkiem.
– Na
przykład. – William usiadł obok przyjaciela i też się zaśmiał.
– Jest mi jej żal – oznajmił szybko. – Ale sama jest sobie
winna. Ja proponowałem jej odejście od Rodrigeza. Chciałem pomóc
unieważnić jej małżeństwo, ale wybrała jego. – Ze smutkiem i
zawodem spuścił głowę. – Teraz niech cierpi i znosi co wybrała.
– Liczysz,
że dzięki temu zmieni zdanie? – wywnioskował Martin.
– Tak.
– William poklepał rozmówce po ramieniu i poczochrał po włosach.
– Liczę na to, że wreszcie przejrzy na oczy i zrozumie, że jej
mąż nie jest takim ideałem za jaki go uważa. Może gdy w końcu
jej w nerwach przyłoży, to... to zmieni zdanie i przestanie go
tłumaczyć, bronić, wybielać.
– I
rzuci się w twoje ramiona, stary? Nie liczyłbym na to. – Pokręcił
głową. – To już nie jest mała, psotna dziewczynka, która
czyniła tak jak należało, w zgodzie z samą sobą i własnym
sumieniem, nawet na przekór innym. Teraz to dorosła kobieta,
interesowana i pełna wyrachowania. Z dnia na dzień coraz bardziej
przypomina matkę. Zaczęła mnie nawet przerażać i nie waż się
śmiać, to nie powód do radości. Ja wcale nie żartuję z tym, że
to już nie jest ta sama Cyntia, którą znałeś.
– Wiem,
Martinie, wiem – przyznał, patrząc przed siebie nieobecnym
wzrokiem na białą, nieco zabrudzoną ścianę. – Z dnia na dzień,
gdy tu jestem i się jej przyglądam, to dostrzegam coraz więcej. Z
dnia na dzień coraz mniej zależy mi na niej, aż jedyne czego w
końcu zapragnę to będzie odzyskanie syna i wyrwanie go z tego
kieratu salonowej gry pozorów.
Hektor
wkroczył pewnie do sypialni. Nie spojrzał na żonę, tylko na
pracownicę.
– Julito,
wyjdź – zwrócił się ostrym tonem do piastunki Brownów, która
w drodze wyjątku, od czasu do czasu, zajmowała się też Marselem.
– I zabierz z sobą dziecko. Możesz z wózkiem, na spacer po
ogrodzie.
– Jak
sobie pan życzy.
Julita
wyjęła trzymiesięcznego, śpiącego Marsela i przełożyła do
wózka. Wyszła na korytarz i najechała kółkiem na stopę
Bastiana. Mężczyzna zaklął pod nosem i postanowił zgłosić się
na ochotnika do znoszenia wózka po schodach, byle tylko nie musieć
przeciwstawiać się Hektorowi. Julita jednak odmówiła i poprosiła
jedną z pokojówek oraz jednego kelnera. We trójkę sprawnie sobie
poradzili. Bastian powrócił więc pod drzwi. Postanowił pierw
podsłuchać, ale nie słyszał krzyku. Po chwili coś huknęło i
rozległ się płacz kobiety. Był przerażony, zbyt przerażony, by
zajrzeć do środka. Czym prędzej ukrył się w służbówce z
butelką rumu. Postanowił przeczekać burzę.
– Ostrzegałem
cię – powiedział ostrym tonem Hektor. – Mówiłem, że Javier
nie jest człowiekiem godnym zaufania, że może nam zaszkodzić. –
Otworzył szufladę toaletki żony i zamknął ją z hukiem. To samo
uczynił z kolejną.
– Wiem,
ale ja chciałam…
– Teraz
milcz! – wrzasnął i na chwilę na nią spojrzał. Potem znów
spuścił ją z oczu i powrócił do przeglądania jej rzeczy.
– Dlaczego
przeszukujesz moją toaletkę? – zapytała cichutko.
– Sprawdzam
co jeszcze zabrałaś – wyjaśnił spokojnie. Po chwili chwycił za
gazetę, wyprostował się, odwrócił w jej stronę i krzyknął –
co jeszcze zabrałaś!?
– Nic,
tylko to… ten akt – odpowiedziała przelękniona.
Hektor
wyminął Cyntie, podszedł do drzwi i przekręcił klucz w zamku.
Zacisnął mocniej dłoń na gazecie. Starał się nie krzyczeć,
mimo to mówił bardzo ostrym tonem:
– Jak
mogłaś wynieść dokumenty z gabinetu?
Wyczekiwał
odpowiedzi, ona jednak spuściła wzrok.
– To
było pytanie, więc mi odpowiedz.
– Chciałam
oczyścić imię Javiera, by mógł…
– Dlaczego
mnie nie posłuchałaś? – przerwał.
– Nie
wiem.
– Dlaczego
mnie nie posłuchałaś? – zapytał ostrzej, ale bez zbędnego
krzyku.
– Chciałam
naprawić krzywdy jakie mu wyrządziłeś. Hektor chciałam dobrze…
– Nie
możesz wynosić dokumentów kiedy ci się podoba i dawać je każdemu
kto o nie poprosi. Jeśli chcesz tak robić, to najlepiej od razu
oddaj wszystko co mamy!
– Hektor
przeprosiłam…
– Javier
nas szantażuje. Nie posłuchałaś mnie, zresztą kolejny raz się
nie słuchasz.
– On
był taki smutny i ja chciałam dobrze, nie wiedziałam, że on… –
kłamała dalej Cyntia, bo przecież nie mogła mężowi powiedzieć
prawdy.
– Ty
masz słuchać mnie. Lojalna być wobec mnie, a nie mojego brata.
Poza tym dopuściłaś się kradzieży. Okradasz własnego męża.
Zdradzasz mnie, bo czynisz jakieś machloje z moim bratem za moimi
plecami.
– On
mnie wykorzystał, nie wiedziałam, że…
– Mam
dość. – Na moment zamknął z rezygnacją oczy. – To co
uczyniłaś było taką głupotą, że brak mi słów – dodał,
otwierając je. – Na przyszłość, gdy przyjdzie ci coś takiego
do głowy, to masz mnie zapytać o zdanie i nie czynić nic bez mej
zgody – dokończył, jednocześnie wymachując gazetą.
– Dobrze
– odparła Cyntia z pokorą spuszczając głowę.
– Podejdź
do mnie – polecił.
– Nie.
– Szybko pokręciła głową.
– W
takim razie ja podejdę do ciebie. – Jak powiedział tak zaczął
czynić.
On
wykonywał pewne, duże, męskie kroki do przodu, a ona się cofała
drobnymi kroczkami, aż znalazła się pod samą ścianą.
– Co
chcesz mi zrobić? – zapytała ze strachem.
Hektor
bez słowa chwycił za krzesło z miękkim, tapicerowanym siedzeniem
i podłokietnikami. Było dosyć szerokie. Postawił je w rogu
pokoju, następnie chwycił kobietę delikatnie za ramię i pchnął
w kierunku krzesła.
– Co
chcesz zrobić?
– Nic
ci nie zrobię – odpowiedział zapłakanej żonie. – Klęknij na
krześle, tyłem do mnie.
– Dlaczego
mam tak zrobić?
– Bo
jestem twym mężem i ci tak każę – odpowiedział ostro. –
Ponieważ musisz ponieść jakieś konsekwencje swojej bezmyślności.
Nie pozwolę, by moja żona występowała przeciw mnie i doprowadzała
nas i całą rodzinę do ruiny, dlatego rób co mówię – wyjaśnił
rzeczowo.
Cyntia
miała istny chaos w głowie. Nie wiedziała w jakim celu ma klękać
na krześle, ale poddała się woli Hektora, gdy ten chwycił ją za
ramię i delikatnie nakierował w odpowiednim kierunku. Pomógł jej
przyjąć odpowiednią pozycję, następnie pochwycił za jej dłonie
i splótł je na karku.
– Spędzisz
tak godzinę czasu, ja cię poinformuje kiedy minie. I nie wierć się
– polecił i chwycił ponownie za gazetę. Zwinął ją mocniej w
rulon i smagnął żonę raz przez pośladki, kolejny raz przez uda.
Cyntia
przestraszyła się huku i zapłakała, choć uderzenie nie bolało.
– Ciesz
się, że tylko gazetą, bo powinienem pasem przeciągnąć –
oznajmił surowo i zasiadł na łóżku. Oparł łokcie o kolana,
rozłożył gazetę i oddał się przyjemności czytania. Uczynił
tak właściwie tylko po to, by uwolnić umysł od zmartwień i
trosk. Wiedział, że jest zbyt poddenerwowany, by wymyślić jakieś
sensowne wyjście z zaistniałej sytuacji.
Rodrigez
czytając, co jakiś czas zerkał na żonę. Jednego razu ich
spojrzenia się spotkały, ale jego surowy wyraz twarzy sprawił, że
Cyntia nie podjęła dyskusji. Obróciła głowę z powrotem w
kierunku ściany i tylko cichutko przeprosiła. Hektor powrócił
więc do czytania.
Postawny
brunet zaczął zbliżać się do żony wolnym krokiem. Słyszała
jak porusza się po pokoju. Szeleścił gazetą i charakterystycznie
chodził. Pierwszy raz to zauważyła teraz, gdy na niego nie
patrzyła... ten chód, jakby powłóczył jedną nogą. W końcu
wyczuła go za swoimi plecami. Gazeta uderzyła o komodę, i nieco
się po niej prześlizgnęła. Cyntii nadgarstki zostały skrępowane
w stalowym uścisku, a ręce delikatnie opuszczone. Wyczuła zarost
męża przy swoim uchu.
– Zejdź,
Cyntio – polecił delikatnie i pomógł jej przy schodzeniu z
krzesła.
Poczuła
jak obolałe i zdrętwiałe od długotrwałego braku ruchu ręce i
nogi odmawiają jej posłuszeństwa. To drugie było szczególnie
dokuczliwe, choć obydwa te uczucia były jej wcześniej nieznane.
Twarz z grymasem wskazała na dyskomfort tej sytuacji, jednak kiedy
Hektor na nią spojrzał uciekła od niego wzorkiem.
– Wstydzisz
się własnego męża? – zapytał, marszcząc brwi. Starał się
być uprzejmy, albo przynajmniej normalny, ale mars na czole zdradzał
irytacje po poprzednim incydencie.
– Nie
minęła godzina, prawda? – zmieniła temat, idąc w asyście męża
w stronę łóżka, ale gdy tam dotarła to nie usiadła na nim,
tylko podtrzymała się ramy.
Zostawił
żonę na chwilę samą i podszedł do dużego, stojącego zegara w
kolorze ciemnego brązu. Otworzył szybkę i palcem przesunął
wskazówkę o dwadzieścia trzy minuty do przodu.
– Właśnie
minęła – odpowiedział z delikatnym uśmiechem. Zamknął zegar
nie patrząc na niego, wsunął dłonie do kieszeni i zasiadł bokiem
na łóżku, w taki sposób, by móc patrzeć na żonę. Nawet się
wygodnie oparł i splótł ręce na piersi.
– Dlaczego?
– zapytała nic z tego nie rozumiejąc.
Wciąż
stała przed nim i wciąż unikała jego wzroku. Hektor postanowił
ułatwić jej sprawę i sam spojrzał na podłogę. Wbił wzrok we
wzór kwiecistego dywanu. Wyciągnął nogi do przodu.
– Już
kiedyś wspominałem, że o niepunktualności Hiszpanów krążą
legendy. Może dzięki tym ponad dwudziestu minutom w przód wreszcie
przestanę się spóźniać – wysilił się na żart.
Cyntia
delikatnie się zaśmiała, ale tylko chwilę. Hektor też
spoważniał.
– Weź
sobie krzesło, proszę i usiądź naprzeciwko mnie – polecił już
nie żartobliwym a stanowczym tonem.
– Po
co? – zapytała, ale widząc po minie męża, że nie doczeka się
odpowiedzi, spełniła jego polecenie. Chwyciła za oparcie jednego z
krzeseł i przestawiła je o kilka metrów w bok.
– Usiądź
– przypomniał, sam przyjmując bardziej sztywną pozycję niż tą,
w której obecnie się znajdował.
Zasiadła,
a on chwycił za nogi mebla i przyciągnął żonę do przodu,
mówiąc:
– Bliżej.
Kiedyś tobie powiedziałem, że skoro nic panience nie zrobiłem na
początku spotkania, to już nic panience z mej strony nie grozi.
– Teraz
jestem twoją żoną – odparła z lekkim żalem.
– To
bez znaczenia, Cyntio, bo nadal jesteś kobietą i nadal nie chcę,
by ci coś z mojej strony zagrażało. – Hektor poprawił się na
łóżku, stał się bardziej zgarbiony, a łokcie wsparł na
kolanach. Dłonie złożył niczym do modlitwy, a palcami
wskazującymi podrapał się po brodzie, następnie po szyi. –
Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić, a jednak skrzywdziłem.
– Jeśli
chodzi o tamto – spojrzała w stronę miejsca, w którym jeszcze
niedawno klękała.
Hektor
uniósł lewą dłoń do góry, dając żonie znać, by mu nie
przerywała. Zamilkła.
– Skrzywdziłem
cię małżeństwem. Nie byłaś na nie gotowa. Nie byłaś i nie
jesteś gotowa do dorosłości.
– Jeśli
chcesz unieważnić…
– Nie
mogę unieważnić naszego małżeństwa. Nie mam powodów i nie
chcę. Brak posłuszeństwa żony czy też jej lekkomyślność, nie
są powodami, które umożliwiają unieważnienie. Poza tym mamy syna
i kocham cię nad życie.
– Żałujesz?
– zapytała wprost na chwile zerkając na jego twarz.
– Nie,
ja nie, ale ty będziesz żałować – stwierdził spokojnym choć
pewnym siebie głosem. – Przestanę być pobłażliwy, Cyntio –
zapowiedział. – Na za dużo ci pozwoliłem.
Zaczęła
bawić się obrączką i pierścionkiem zaręczynowym. Obie te złote
ozdoby nosiła na jednym palcu, serdecznym prawej dłoni. Powstrzymał
ją przed tą zabawą, kładąc dłoń na nadgarstku.
– Przestań,
proszę. Wysłuchaj mnie.
– Słucham
– zapewniła, patrząc na brak palca swojego męża. Przypomniała
sobie, że z początku ją ten widok przerażał, teraz już nawykła.
– Nie
wydaje mi się – powiedział nieco ostrzej, zabierając rękę.
– Naprawdę
słucham. – Tym razem spojrzała mu w oczy, a wypowiedziane słowa
brzmiały pewniej.
– Skoncentruj
na mnie całą swoją uwagę. Okaż mi to, że mnie słuchasz, a nie,
że mnie ignorujesz. Chyba nie chcesz bym uznał twoje zachowanie
jako całkowity brak szacunku. – Poruszył brwiami i rzucił jej
spojrzenie, które wzięła za ostrzegawcze.
Zerknęła
na swoje stopy, okryte sznurowanymi bucikami z letniej koronki, w
pensjonacie było za ciepło, by chodziła w kozakach, dlatego
cieplejsze obuwie zakładała tylko gdy zamierzała wyjść.
Hektor
wsunął dłonie do kieszeni i po dłuższej chwili znowu się
odezwał:
– Dziś
dostałaś nauczkę od życia, właściwie sama sobie ją
zafundowałaś. Skazałaś samą siebie na lekcję dorosłości. Na
własnej skórze przekonałaś się, że ludzie nie są dobrzy, że
czasami gdy chcesz komuś pomóc dając palec, ten ktoś bez
mrugnięcia okiem chwyci za całą dłoń. Nie będzie zważał na
twoje dobro, bo ludzie dorośli myślą o sobie, przede wszystkim o
sobie.
– Ty
nie – przerwała mężowi.
– Mylisz
się, Cyntio. Ja także jestem egoistą. W pierwszej kolejności
myślę o nas i naszej rodzinie. O tobie, o Marselu, o Laurze i o
sobie. Cała reszta to drugorzędny plan, który bez mrugnięcia
okiem bym poświęcił, ale nie dla zysku materialnego, choć
wszystko ma swoją cenę.
– O
czym ty mówisz?
– O
tym, że za kilka setek tysięcy nie zdradziłbym twej rodziny, ale
już za życie twoje i dziecka, bez mrugnięcia okiem, poświęciłbym
nawet twoją matkę. Dorosłość to kalkulacja zysków i strat,
Cyntio.
– Javier
jest twoim bratem, sądziłam…
– Nie
wątpię, że miałaś dobre intencje, ale Javier przestał być moim
bratem ponad dziesięć lat temu.
– Ale
to…
– To
jest życie, Cyntio, nic więcej. Życie takie jest. – Wzruszył
ramionami. – Chwilami dobre, innym razem brutalne. Nie można za
bardzo żałować ludzi, a jeśli się nad nimi litujesz, to licz się
z tym, że może nadejść moment, gdy nikt nie ulituje się nad
tobą. Ja ci nakazuję… nie proszę, a nakazuję w pierwszej
kolejności myśleć o naszej małej rodzinie i swoich bliskich, a
nie o obcych tobie ludziach.
– Javier…
– zaczęła znowu.
– Ile
go znasz? – zapytał ostro Hektor. – Tak sądziłem, że nie
odpowiesz.
– Być
może masz rację, ale nie mogłam wiedzieć, że…
– Że
Javier cię zdradzi? Że cię wykorzysta? Nie, nie mogłaś. Podobnie
jak ja nie mogłem wiedzieć, że zdradzi mnie własna żona i
wykorzysta fakt, że byłem z nią szczery. Dostałem nauczkę,
mówiącą, że kobieta kieruje się sercem, a to mężczyzna
rozumem.
– Uważasz,
że kobiety są głupie? – zapytała z pretensją.
Uśmiechnął
się krzywo.
– Tego
nie powiedziałem.
– Powiedziałeś!
Tylko ująłeś to inaczej! – krzyknęła.
– Spokój!
– syknął ostro przez zaciśnięte zęby. – Wracasz z powrotem
na miejsce. – Wskazał dłonią na krzesło w kącie.
Cyntia
otworzyła szerzej oczy. Patrzyła na męża jak oniemiała, zupełnie
tak, jakby nie rozumiała jego słów.
– Nie
pozwolę byś na mnie pokrzykiwała, moja droga. Uprzedzałem, że
przestałem być pobłażliwy. – Odczekał dziesięć sekund, ale
jego żona nie ruszyła się z miejsca. – Któregoś ze słów nie
zrozumiałaś? – zapytał nieco bezczelnym tonem.
– Hektor,
to była tylko rozmowa…
– Nie.
Ja prowadziłem rozmowę, ty się uniosłaś.
– Ty
nieraz też się…
– Tak,
masz racje, ale to ja tu jestem mężczyzną, nie ty. Choć to
drugorzędny powód. Pierwszorzędny jest taki, że to ty zawiniłaś.
Myślę, że przez osiemnaście lat nikt nie nauczył cię szacunku.
– Ty
go nie uczysz, ty go wymuszasz – zarzuciła mężowi.
– Wymuszeniem
byłoby, gdybym dał ci w skórę, na co bez wątpienia zasługujesz.
Jeśli więc nie umiesz uszanować mnie, to uszanuj chociaż mą
cierpliwość.
– To
nie…
– Bez
dyskusji – powiedział ostrzej i ponownie wskazał miejsce gdzie ma
się udać. Patrzył na żonę, na jej zdenerwowanie malujące się
na twarzy. – Nie masz wyjścia, Cyntio. Musisz zrobić co każę.
Hektor
spojrzał na kobietę swojego życia jeszcze intensywnej, wręcz
nakazująco. Ten wzrok sprawił, że wstała z krzesła i ponownie
uklęknęła na meblu znajdującym się w rogu pomieszczenia.
– Ile
czasu? – zapytała rzeczowo, czysto formalnie.
Wstał
i zaczął przechadzać się po pokoju.
– A
po ilu dojdziesz do wniosku, że mąż nie chce dla ciebie źle i
jeśli ci czegoś zabrania czy o coś prosi, to dla twego dobra? –
zapytał, opierając się o komodę znajdującą się naprzeciw
krzesła, nieopodal drzwi.
Cyntia
zbyła to pytanie milczeniem, więc Hektor podszedł bliżej. Tym
razem oparł się o komodę znajdującą się na tej samej ścianie,
przy której stało krzesło. Wychylił się i zerknął na twarz
żony. Odwróciła od niego głowę.
– Robię
ci krzywdę? – zapytał wprost.
Milczała.
Powtórzył więc pytanie jeszcze konkretniej:
– Czy
uważasz, że robię ci krzywdę w tym momencie?
– Z
tamtą karą się zgodziłam, z tą się nie godzę – odpowiedziała
nawet na niego nie spoglądając.
– Tak
funkcjonuje małżeństwo Cyntio. Nie zawsze się będziesz ze mną
zgadzała i są sytuacje, gdy tobie na to pozwolę. Wtedy postąpisz
po swojemu. Jednak będą też momenty, gdy masz się mnie słuchać,
pomimo że nie popierasz mnie i nie rozumiesz moich racji. To jest
właśnie taki moment. – Złożył ręce na piersi i przychylił
swoją twarz w stronę żony. Dzieliło ich raptem trzydzieści
centymetrów. – I zapamiętaj sobie jedno. W tym domu, żadna
kobieta nie będzie podnosiła głosu. Zwłaszcza na mnie. – Odbił
się od komody, zrobił kilka kroków do przodu i wcisnął dłonie
do kieszeni. – I radzę przestać zachowywać się jak
rozpieszczona królewna, bo dobrze wiesz, że niejeden mąż, po
takich rewelacjach jakie mnie spotkały, wszedłby do tego pokoju,
wyjął pasek z komody, złożył na pół i lał gdzie popadnie,
nawet nie patrzył.
– Mam
ci dziękować i kłaniać się do stóp, bo...
– Dość!
– wrzasnął zanim dokończyła pytanie. – Jeszcze chwila, może
dwie i doprowadzisz do sytuacji, której oboje będziemy żałować.
Tylko, że ja szybciej się po niej pozbieram, a ty tygodniami
będziesz płakać po kątach.
Podszedł
do barku, wyciągnął zza szyby szklankę, napełnił ją whisky i
zrobił kilka łyków, stojąc. Potem usiadł w swoim ulubionym
fotelu. Wypuścił powietrze z ust głośno i długo, jakby ulatywało
z balonu. Wypił powoli do dna, małymi łykami. Spojrzał na zegar.
– Wiesz,
że się wiercisz – zwrócił się do żony.
– Nie
umiem być długo bez ruchu – odpowiedziała nieprzystępnym tonem.
– Mam
ci pomóc? – zapytał tonem zbliżonym do jej.
– A
co jeszcze możesz zrobić? Związać mnie?
Hektor
wypuścił powietrze przez nos, zacisnął szczęki i wstał. Cyntia
dokładnie słyszała stukot szklanki odkładanej na stoliczek ze
szklanym blatem. Następnie charakterystyczne kroki i moment, gdy
mężczyzna znalazł się przy niej. Spojrzała wtedy jak daleko się
znajduje, była przerażona, że jest tak blisko. Jakieś dziesięć
centymetrów od niej. Wyczuła ciepło jego dłoni w okolicy swoich
pośladków, jakby ledwo co ją dotknął. Szybko wycofał dłoń,
oddalił ją znacznie i zacisnął w pięść.
– Cyntio,
chyba czegoś nie rozumiem. Nie wiem czy przepraszasz szczerze, czy
dlatego, że sądzisz, iż ja tego oczekuję. Przeprosiłaś za to,
że mnie nie posłuchałaś, za to, że oddałaś ważny dokument
Javierowi, potem jednak, gdy temat powrócił, pojawił się głośny
protest, teraz pojawia się bunt. Jak mam to rozumieć?
Cyntia
milczała.
– Nie
ruszysz się z tego krzesła dopóki nie usłyszę odpowiedzi –
zapowiedział ostrym tonem.
– Przeprosiłam
cię, a potem…
– Co
potem?
– To
trwa za długo – wyznała po dłuższej chwili.
– Za
długo trwała rozmowa czy za długo trwa kara? – zapytał wprost,
ponownie odchodząc od komody, zbliżając się do w połowie jeszcze
pełnej szklanki.
– Nigdy
nikt mi nie kazał klękać – poskarżyła się.
Hektor
pokręcił głową z niedowierzaniem. Oparł się o barek i spojrzał
w górę.
– Nie
wątpię. Nigdy nie chciałem być dla ciebie taki, też w to nie
wątp. Żadna frajda ukarać żonę. Jednak spadło na mnie wpojenie
tobie czegoś, co powinnaś wynieść z domu. – Zerknął na
zegarek. – Zejdź. Pozwalam.
Cyntia
opuściła dłonie, zeszła z krzesła. Postanowiła na nim usiąść
i rozmasować kolanka.
– Jeśli
skończyłaś, to podejdź do mnie – polecił spokojnie,
odstawiając szklankę.
Zawahała
się, więc zdążył dolać sobie trunku. Spojrzał na żonę
wyczekująco. W końcu wykonała te kilka kroków.
– Bliżej
– polecił, gdy stanęła z dwa metry od niego.
Wykonała
kolejne kilka kroczków, malusieńkich. Niecierpliwy Hektor wychylił
się, chwycił żonę za ramię i delikatnie szarpnął. Zachował
ostrożność, by nie narobić jej siniaków. Kiedy już stała przy
nim, będąc odwrócona bokiem, uniósł prawą dłoń do góry.
Wygięła się w przód. Nie mogła uciec, bo uwięził jej prawe
ramie w lewej dłoni. Czekała jak na nieuniknione. Jednak ono nie
nadeszło. Hektor opuścił rękę.
– Tym
razem się powstrzymam – rzekł i szarpnięciem odwrócił żonę
przodem do siebie. – Nie dostałabyś ani za Javiera, ani za
dokument. Nawet nie za to, że mnie nie posłuchałaś. Dostałabyś
za to jak się do mnie odnosisz. Powiedziałem ci kiedyś, że nie
biję kobiet i to prawda, jednak jeśli mam cię traktować jak
kobietę, najpierw ty traktuj mnie jak mężczyznę, i zwracaj się
do mnie jak należy. Uważaj na to co mówisz i zważaj też trochę
na ton swoich wypowiedzi. – Puścił żonę. – Czy nauczka jaką
dziś otrzymałaś ci wystarczy?
Smutna
pokiwała głową na tak.
– Słownie
– warknął. – Nie jestem kelnerem, by na mnie zamachać i
skinąć.
– Wystarczy
– odpowiedziała. Spuściła głowę.
– W
takim razie skończyłem – odrzekł, wyminął żonę, po drodze
zabrał szklankę z komody i wyszedł.
Jak na Hektora to łagodną karę dla Cyntii wymyślił. Pewnie jak następnym razem zrobi coś podobnego to ukarze ją surowiej.
OdpowiedzUsuńDokumentu nie powinna wynosić bez zgody męża, ale gdyby nie wyniosła to Javier by powiedział Hektorowi o Williamie. A wtedy by Cyntia dostała pewnie gorszą karę.
Czekam na kolejny rozdział.
Ale wy wszyscy tego Hektora demonizujecie. Naprawdę spodziewaliście się po nim większej surowości?
UsuńHejo! :3
OdpowiedzUsuńHeh. No zgadzam się z komentarzem powyżej. Jak na Hektora, kara była łagodna. Ale to może dlatego, że bardzo kocha Cyntię. Gdyby był to ktoś obcy to wiadomo, że potraktowałby tą osobę dużo gorzej. Hm. Choć wcześniej Laurę potraktował gorzej :/
,,– Nie zależy ci na niej już!?’’ No... Jak dla mnie trochę dziwnie brzmi. Nie lepiej byłoby: Nie zależy ci już na niej!?
A ja myślałam, że Bastian jednak tam pójdzie. Hehe. Może to i nawet lepiej, że tam nie poszedł? Wtedy mogłoby być jeszcze gorzej.
Jak tak teraz się zastanawiam, to William pewnie poszedłby do Cyntii, gdyby ta zachowywała się wobec niego inaczej. Jak na raze traktuje go z pogardą. Nie dziwię się, że Will nie chciał zareagować.
Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! :***
Maggie
Co do błędów w dialogach, to ja chciałem by brzmiało naturalnie, a ludzie w emocjach nie używają zawsze poprawnego szyku, często w zdaniach przestawiają wyrazy i u Martina to będzie nazbyt częste.
UsuńBastian i narażanie siebie? No proszę cię. Julia mu kazała iść to poszedł, ale nie mówiła tak konkretnie dokąd ma iść i co ma zrobić, prawda? Bastuś, to taki wujek dobra rada i dobry duszek, ale nie lubi nadstawiać za kogoś policzka.
Dobra, teraz w końcu mam czas skomentować i poczytać.. (przepraszam ze tak późno!)
OdpowiedzUsuńNo i się doigrała. Po prawdzie po Hektorze spodziewałam się gorszej kary, bo wybrał jak na swoją osobę dość łagodną. I bardzo spodobała mi się ta wypowiedź :
"Skrzywdziłem cię małżeństwem. Nie byłaś na nie gotowa.Nie jesteś i nie byłaś gotowa na dorosłość."
Gdy widzę sytuację Cyntii to nie wiem czy mam się śmiać czy płakać. Jej położenie jest po prostu żałosne. Jest pomiędzy młotem a kowadłem. Jestem ciekawa zakończenia tej sytuacji i pytania postawionego w zakładce "Powieść" - "Jak wiele człowiek jest w stanie poświęcić dla dobra rodziny?"
Nie mogę jednocześnie określić czy jestem za Willem czy Hektorem, bo sama nie umiem racjonalnie się postawić w położeniu bohaterki. Nie umiałabym sobie z ową sytuacją poradzić. Jednocześnie ją podziwiam i oskarżam o głupotę. Cóż... Ta historia zmusza mnie do przemyśleń. Cały czas zastanawiam się po nocach "A co ja bym w takiej sytuacji zrobiła?" albo "Czy w ogóle bym do tego dopuściła?" Całość jest bardzo spójna i pisana płynnie. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością ;)
Pozdrawiam!
Nie szkodzi, że późno, ważne, że jesteś. U mnie nie ma obowiązku "bycia na czas".
UsuńCyntia jest w sytuacji patowej, takiej bez wyjścia, bo jedynym wyjściem wydaje się być prawda, ale prawda to w tej sytuacji luksus, na który ją zwyczajnie w świecie nie stać, bo za dużo może stracić.
Tu trzeba zaznaczyć, że gdyby Cyntia nie wyniosłą tego dokumentu i nie oddała Javierowi, to ten powiedziałby Hektorowi o Williamie, a co za tym idzie - mogłoby być jeszcze gorzej.
Czy ja wiem, czy Rodrigez jest taki surowy? Często pokrzykuje, ale jak to Laura mówi "pies który dużo szczeka nie gryzie, a krowa, która dużo muczy mało mleka daje".
Martin jako dobry starszy brat sam powinien bronić siostry, jeśli uważa, że dzieje jej się krzywda, a nie namawiać do tego Williama. Przecież gdyby teraz William wtrącił się, toby się wydało co go łączyło z Cyntią.
OdpowiedzUsuńWilliam nie ma zamiaru się wtrącać i pomagać, bo czuje się odtrącony przez Cyntię, poza tym wykombinował sobie w swej wielkiej naiwności, że jak Hektor będzie niedobry dla Cyntii, ukaże ją, to wtedy ona rzuci się w jego ramiona. Ale on bardzo myli się, jeżeli naprawdę w to wierzy, Cyntia jest matką i żoną, bardzo wiele trudu włożyła żeby osiągnąć to co ma, nie porzuci ot tak Hektora.
I tak jak na to co Cyntia zrobiła i na wkurzenie Hektorka to kara nie była zbyt surowa, przecież zawsze mógł ją zlać. Chociaż przyznają, że takie klęczenie nie było przyjemne, zwłaszcza dla kogoś, kto nigdy nie ponosił konsekwencji swojego złego zachowania.
Bastek jak zwykle bezbłędny, żona kazała to poszedł pod sypialnię Rodrigezów, ale, nic ponadto, on boi się Hektora i nie będzie się narażał, przeciez lepiej przeczekać to wszystko w towarzystwie butelki dobrego alkoholu.
Podoba mi się to, że przyjaźń Martina i Willa nadal trwa.
OdpowiedzUsuńCyntia znowu zrobiła coś głupiego, ale znowu mi jej szkoda, że Hektor tak na nią krzyczał. No i jeszcze ta kara. Powinni się rozstać, tak byłoby chyba dla nich najlepiej.
Uf, ulżyło mi, bo spodziewałam się czegoś jeszcze gorszego - serio. Jak kazał jej klęknąć myślałam, że zaraz wyciągnie pejcz i będzie Cyntię bił :P
OdpowiedzUsuńGeneralnie kara łagodna, zbyt infantylna jak na Hektora. Jaki mąż każe klęczeć żonie, pełnoletniej kobiecie? Takie kary dobre są dla dzieci, a nie dla dorosłej kobiety, matki i żony. Przynajmniej to moje zdanie.
Zdziwiłam się, że William nie pobiegł pomóc Cyntii, tylko wolał nie mieszać się między małżonków. Postąpił dojrzale.
Bastian jest genialny. Poszedł, posłuchał Julii, a że nie dotarł i nie przeszkodził - to nieważne. Po co się narażać na gniew Hektora? Bastian jest chyba moją ulubioną postacią w tym opowiadaniu. Jest najmniej skomplikowany :)
Pozdrawiam
amnadiolabadeo.blogspot.com
Czegoś gorszego?
UsuńZdaniem Hektora zachowała się jak dziecko, to ją potraktował jak dziecko. Poza tym uznał, że w dzieciństwie swojego nie wyklęczała, to niech w dorosłym życiu braki odrobi (to tak pół żartem, a pół serio).
Pejcz... będzie pejcz w opowiadaniu, ale w Cyntii dłoni, a nie na jej plecach ;-)
Na dobrą sprawę co gorszego mógł zrobić? Tylko ją pobić, bo szczerze ja sam na inną karę pomysłu nie miałem jako autor tego opowiadania.
Cieszę się, że lubisz Bastusia bo ja sam go uwielbiam. W dalszych rozdziałach zobaczysz, że on jest niezwykle inteligentny.
Willi trochę mnie rozczarował, bo jakaś tam malutka część mnie chciałaby, aby jednak stanął w obronie Cyntii, ale w gruncie rzeczy zachował się on całkiem rozsądnie. Widzi, że Cyntii już mu na nim nie zależy, więc po co ma nadstawiać za nią skórę? Dobrze pomyślane.
OdpowiedzUsuńW sumie nie wiem, czego spodziewałam się po Hektorze. Że ją pobije? Nie, on chyba nie jest aż takim psychopatą. W sumie kara zasłużona. Bo Cyntia nie zachowała się odpowiednio.
A Bastian to istny komik. Uwielbiam go. Nie umiał się sprzeciwić żonie, ale Hektorowi sprzeciwić się bał, dlatego postanowił się nie mieszać. Rozsądnie ;)
Pozdrawiam
Myslalam, że ostrzej ją potraktuje, wręcz mialam taką nadzieję, że jak zobaczy z czym się wiążą takie wyskoki to sie opamięta i może troszkę zmądrzeje ale zdecydowanie Hektor za bardzo kocha Cyntie. Żeby tylko nie pomalował tej pobłażliwości kiedyś jak ona wywinie jeszcze większy numer.
OdpowiedzUsuń