Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem – Rozdział 24: "Otello" i szantaż
Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek
Cyntia
zlekceważyła pogróżki swojego szwagra i sądziła, że właśnie
taką postawą pokaże mu, że nie da się zastraszyć. Miała także
pewność, że jej mąż nie zawierzy żadnym plotkom bez
potwierdzenia, a tym bardziej nie uwierzy w słowa swojego brata.
Jednak przeliczyła się, bo nie poznała wcześniej sprytu Javiera i
tego jak ten mężczyzna potrafi skutecznie zatruwać życie innych.
Starszy
z Rodrigezów, pewnego wieczoru, pozostawił wiadomość dla swojej
bratowej. Oczywiście nie on ją zostawił, a wynajął do tego celu
człowieka – przypadkowo spotkanego na ulicy przechodnia. Chłopak
był młody i ciemnowłosy. Zalecił mu zanieść do recepcji pewną
karteczkę i nakazać recepcjoniście, by podał ją pani Rodrigez w
trakcie kolacji, mówiąc, że to bardzo pilne. Mężczyzna
oczywiście zażyczył sobie za to pewną rekompensatę finansową,
ale dla Javiera pieniądze w tamtej chwili nie miały żadnego
znaczenia, bo wiedział, że dzięki akcie własności zarobi o
wiele, wiele więcej niż straci podczas knucia owej intrygi.
Cyntia
otrzymała liścik w połowie obiadu. W ten dzień do posiadłości
Rodrigezów wprowadziła się Marta Montenegro, bo w jej obecnym domu
remonty się rozpoczęły, a ona nie wyobrażała sobie tkwić w
brudzie, hałasie i bałaganie. Właśnie wszystkim opowiadała ile
kurzu jest w samym holu, gdy Cyntia z dużą uwagą zapoznawała się
z treścią pozostawioną na karteczce.
– Od
kogo to? – zainteresował się Hektor.
– Od…
to nic ważnego. – Zmięła kartkę papieru w dłoni i pocałowała
męża w policzek.
– Skoro
tak mówisz, to pewnie masz racje. – Uśmiechnął się
wyrozumiale, ale w jego głowie już zostały zasiane wątpliwości.
Wiedział, że gdyby nie było to nic takiego, to przecież żona
wyznałaby mu o co chodzi i nie niszczyła na jego oczach tej
pisemnej wiadomości.
Podejrzenia
Hektora jeszcze bardziej nabrały na sile, gdy Cyntia pchnięta
ciekawością i słowami Williama, postanowiła wypytać w pobliskich
miastach o własnego męża. Była zwyczajnie ciekawa tego co mówią
o nim ludzie. W tym celu pożyczyła ubranie od jednej z pokojówek –
Susany i choć wybrała się samochodem, to zostawiała go zawsze
kawałek przed miastem, w zacisznym zaułku. Pytając o Hektora
Rodrigeza zamawiała się tym, że dopiero co przyjechała w te
okolice i szuka stałego miejsca zatrudnienia, a słyszała o nowo
powstałym pensjonacie.
Nie
dowiedziała się niczego ciekawego, prócz tego, że jej mąż to
gburowaty typek, który nieco złagodniał po zaślubinach z piękną
panienką od Montenegrów. Hektor natomiast dowiedział się od
Susany, że jego żona pożyczyła jej ubranie, a od szofera, że
wzięła także samochód. Rodrigez nie miał pojęcia dokąd
pojechała jego żona i w jakim celu. Pchnięty ciekawością
przeszukał jej toaletkę. Odnalazł kartkę z miejscem spotkania i
godziną. Nawet nie ruszał w tamtym kierunku, bo wiedział, że nie
zdąży wrócić na ważne spotkanie. Wykorzystał moment oddechu od
spraw pensjonatu i wezwał Charliego do swojego gabinetu.
– Proszę
cię byś odnalazł moją żonę, a potem nie spuszczał jej z oka.
Powinna znajdować się w okolicy restauracji Lazur.
– W
Kanonber? – zdziwił się Charlie. – To trzy miasta stąd.
– Wiem
gdzie znajduje się Kanonber! – warknął rozsiadając się
wygodnie w fotelu. Choć postawę miał niespiętą, to jego
zaciśnięte do granic możliwości szczęki świadczyło o tym w jak
sporym niepokoju znajdowała się dusza i serce.
– Zapewne
wie pan też, że to niebezpieczne miejsce dla samotnej kobiety.
Nawet ta pożal się Boże restauracja…
– Masz
ją znaleźć. Od teraz to ty odpowiadasz za jej bezpieczeństwo.
Jeśli choć spadnie jej włos z głowy, to… – Rodrigez wstał i
uderzył otwartymi dłońmi o blat biurka. – Wtedy cię zabiję –
zagroził z taką grozą w oczach, że nie dało się jej porównać
nawet z największymi kataklizmami, które zjawiały się na świecie
niespodziewanie niczym gromy z jasnego nieba.
Charlie
opuścił gabinet swojego pracodawcy, który ufał mu bezgranicznie,
wsiadł do wcześniej powierzonego przez Hektora samochodu i ruszył
w ślad za panią Rodrigez, by towarzyszyć jej w podróży
powrotnej, która, jak miał nadzieję, przebiegnie bez większych
komplikacji.
Niestety
Cyntia natrafiła na pewną kobietę, która skierowała ją do domu
na obrzeża miasteczka.
– Tam
znajduję się stary dom, opuszczony od lat. Dzieciaki czasami się
tam bawią, straszą się – opowiadała.
– Straszą?
– dopytywała Cyntia przeglądając kwiaty, którymi kobieta
handlowała na straganie.
– Tak,
rzekomo urodził się tam chłopiec, którego zabiła własna matka,
a potem popełniła samobójstwo.
– Jaki
to ma związek z Hektorem Rodrigezem? – dopytywała.
– Jakiś
rok temu odwiedził to miejsce. Sama go tutaj widziałam. Wdał się
w bójkę z tutejszymi.
– Po
co tu przybył?
– Położył
kwiaty na progu, przeżegnał się, a potem chciał wejść oknem do
środka, ale wtedy właśnie tutejsi mu przeszkodzili, przejezdny
patrol też zjawił się znikąd i sama pani rozumie, rozpoczęła
się typowa łapanka, potem wir przesłuchań z powodu kilku
siniaków.
– A
ta kobieta i dziecko, dawno zmarli?
– Nie
wiem, matka straszyła mnie tą opowieścią. Miałam kilka lat.
Wydaje mi się, że to mogło byś z kilkadziesiąt lat temu, ale kto
wie czy to tylko nie bajki. Musiałaby panienka się starszych ludzi
dopytać, najlepiej starszych ludzi z tamtych okolic. – Właśnie
przez te słowa Cyntia znalazła się na obrzeżach miasta, naprzeciw
strasznego domu, którego historią okoliczne matki straszyły
dzieci, by były spokojniejsze i bardziej usłuchane.
Przyjrzała
się dokładniej zabudowaniu z bordowej cegły, która przy blasku
zachodzącego słońca nawet ją napawała lękiem. Na nieszczęście
Cyntii ta okolica słynęła z mężczyzn, którzy po całym dniu
ciężkiej, fizycznej pracy wybierali się na piwo do pobliskiej
tawerny, a potem chodzili ulicami w poszukiwaniu łatwych, biednych
kobiet czy też przejezdnych. Niemal zawsze byli skorzy do bójki i
kradzieży. Cyntia także na nich natrafiła i to w ciemnej uliczce,
gdy obchodziła budynek dookoła. Kto wie jakby to spotkanie się
zakończyło, gdyby nie Charlie z pistoletem. Mężczyzna oddał
tylko dwa strzały, oba w powietrze, ale to wystarczyło, by spłoszyć
całą hołotę, która wzięła go za agenta policji. Wystarczyło
też, by przestraszyć Cyntię, która skuliła się, schowała twarz
między ramionami i wyczekiwała w bierności tego co się wydarzy.
Niespodziewanie
poczuła delikatny dotyk na swoim ramieniu i usłyszała znajomy
głos:
– Pani
de Rodrigez, to ja. Proszę się już nie obawiać.
Cyntia
pośpiesznie wstała i objęła mężczyznę bez większego
zastanowienia.
– Charlie,
dzięki Bogu – wyznała, po czym odsunęła się od niego i
wygładziła ładną, choć skromną i nieco już wynoszoną
sukienkę. – Jak się tu znalazłeś?
– Pani
mąż…
– Mój
mąż? Jest tutaj? – przeraziła się.
– Nie,
został w pensjonacie.
– Nie
możesz powiedzieć, że mnie spotkałeś. Błagam, Charlie. Podwieź
mnie tylko do mojego samochodu, ja wrócę sama i…
– Pani
Rodrigez, bardzo bym tego chciał, ale nie mogę. Proszę mi nie
kazać wybierać między tak uroczą damą, a moim niemalże
przyjacielem. – Uśmiechnął się smutno w jej stronę, schował
pistolet za pasek z tyłu i chwycił ją za ramię, delikatnie
zmuszając, by poszła za nim. Chciał się jak najszybciej wydostać
z tego miejsca.
Cyntia
udała się wraz z Charliem do jego samochodu. Zajęła miejsce
pasażera i wpatrywała się smutno w przestrzeń przed sobą.
– Proszę
się nie martwić o samochód. Wrócę po niego z szoferem.
– To
nie samochód mnie martwi.
– Chyba
nie powie mi pani, że boi się reakcji męża?
– Pan
by się nie bał?
– Na
pani miejscu? – Pokręcił głową. – Pan Rodrigez to porywczy
człowiek, dużo w życiu przeszedł, ale poza tą porywczością i
pozą twardziela jest bardzo wrażliwy i miłosierny. Jestem święcie
przekonany, że pani nie skrzywdzi.
– Nie
sądzę, by mnie skrzywdził, ale…
– Może
oszaleje z troski o panią oraz uświadomi sobie, że mogło się
pani przydarzyć coś złego, a jego nie było w pani pobliżu i z
tego powodu zabroni wychodzić nawet za próg – dokończył zdanie
za Cyntię.
– Właśnie
– przytaknęła.
– Nie
powiemy mu o tej sprawie z napadem na pani osobę oraz o moim użyciu
broni, ale obieca mi pani, że przestanie się narażać.
– Przecież
nawet nie zaczęłam – zaprotestowała. – To był zwykły
przypadek, że…
– Obieca
mi to pani? – zapytał ostrzej.
– Tak,
obiecuję – skapitulowała.
– Powiemy,
że wybrała się tutaj pani po kwiaty, kupowała je, a ja panią
spotkałem. Kwiaty są z tyłu. Wybrała się pani aż tutaj, bo to
tutaj są najładniejsze i tylko w tym miejscu formują z nich tak
piękne bukiety. Wie pani o tym od przyjaciółki. Chciała pani nimi
ożywić gabinet męża. Tym sposobem, być może, uda się go nieco
udobruchać.
– Dziękuję,
Charlie, nie wiem jak ci się…
– Drobiazg
– przerwał szybko. – Być może, jakby znał prawdę, to panią
by skrzyczał. Czyli pani, by się oberwało raz, ale on chodziłby
struty i dawał popalić wszystkim napotkanym na swojej drodze
pracownikom, w tym także mnie. Dobry humor pani męża jest na rękę
nam wszystkim, nie tylko pani. Rozumiemy się?
– Tak,
przedstawiłeś to niezwykle klarownie.
Hektor
chodził z jednego miejsca do drugiego, czepiał się niemal
wszystkiego, a to krzywo wisiały zasłonki, innym razem serwety były
źle rozstawione, kolejnym klucze do pokojów wisiały nie tak jak
należy. Tak naprawdę jego nadmierna upierdliwość i przy tym także
złość były spowodowane brakiem żony na swoim miejscu, a on
uważał, że jej miejsce jest przy nim, a nie szlajającej się
samotnie po obcych miastach, tym bardziej gdy tym miastem było
Kanonber.
Wreszcie
Rodrigez, kiedy zmierzał schodami w dół, zauważył Charliego w
salonie. Pośpiesznie podszedł do niego.
– Gdzie
jest moja żona? – zapytał zmartwiony.
– W
pańskim gabinecie. Spotkałem ją gdy kupowała kwiaty. Kanonber
słynie nie tylko z burd i popijaw, ale także doskonałych
kwiaciarek.
Hektor
położył Charliemu dłoń na ramieniu.
– Tak,
słyszałem coś o tym. – Zostawił mężczyznę samego i wszedł
do gabinetu.
Cyntia
na dźwięk zamykanych drzwi odwróciła się gwałtownie. Stanęła
twarzą w twarz z własnym mężem, który zastał ją przy
znajdowaniu odpowiedniego miejsca na kosz z kwiatami. Była już
przebrana w swoje własne ubranie, jak zwykle nienagannie czyste i
wyprasowane.
– Witaj,
szukałam cię wcześniej, ale nie mogłam znaleźć – zaczęła
niewinnie.
– Pensjonat
nie jest aż taki duży – odrzekł z nutką niedowierzania w
głosie.
– Nie
chciałam tracić tak pięknej, późnojesiennej pogody na szukanie
ciebie, więc samotnie wybrałam się na spacer.
– Niezwykle
długi. – Odrzucił brzegi rozpiętej marynarki do tyłu i wsunął
dłonie do kieszeni spodni.
– Bo
wybrałam się do sąsiednich miasteczek w poszukiwaniu kwiatów…
– Czyżby
u nas w miasteczku było ich niewystarczająco dużo?
– Tylko
w Kanonber są takie piękne. – Uśmiechnęła się niewinnie i
podeszła bliżej. – Nie sądzisz, że idealnie tu pasują? –
zapytała, pokazując dłońmi na koszyk.
– Ładne,
nie przeczę, ale co tam robiłaś? – spojrzał na żonę uważnie,
jakby pragnął czytać w niej niczym w otwartej księdze.
– Gdzie?
– Zmieszanie skryła za szerokim, radosnym uśmiechem.
– W
Kanonber? – słychać było irytacje w jego głosie.
– Kupowałam
kwiaty, by…
– Ty
robisz ze mnie idiotę!? – warknął na tyle głośno, że aż
skuliła ramiona. Spojrzał w sufit, zebrał w sobie siły, by się
opanować. Odstąpił od niej na kilka kroków. – Siadaj –
polecił, wskazując fotel dyrektora, na którym to zazwyczaj on
zasiadał.
– Wolałabym…
– Siadaj,
powiedziałem!
Cyntia
poczuła jak uchodzi z niej powietrze niczym z balonu. Była już
niemal pewna, że plan jej i Charliego nie wypalił pomimo swej
doskonałości. Jednak postanowiła nadal trzymać się ustalonej w
samochodzie wersji. Usiadła naprzeciw męża, starannie wygładzając
przód sukienki.
– Słucham?
– zapytała niewinnie.
– To
ja słucham.
– Nie
zadałeś pytania. – Wzruszyła ramionami, czym sprawiła, że
zaczęła obawiała się męża, pomimo, że dzieliło ich masywne
biurko. Wiedziała, że Hektor nie lubił u innych takich gestów,
sam też rzadko z nich korzystał, gdyż uważał je za lekceważące.
– To
może na początek takie pytanie… – Przyłożył palec wskazujący
do dolnej wargi i wyglądał na zamyślonego. – Czy chcesz poczuć
moją dłoń na swojej pupie?
– Oczywiste,
że nie. – Lekko się uśmiechnęła, bo po własnym mężu nawet
nie spodziewała się takich słów w obecnej sytuacji. Już prędzej
spodziewała się wrzasków, niż groźby wypowiedzianej spokojnym,
niemal żartobliwym tonem.
– Co
mam przez to rozumieć? Czyżbyś wolała bym odnalazł w szufladzie
jakiś odpowiedniej grubości pasek i nim cię potraktował? –
Hektor zabawnie uniósł brwi. Widać było, że ledwie powstrzymuje
śmich i stara się być niezwykle poważny.
– Oczywiście
nie zadziwi cię moja przecząca odpowiedź?
– Nie.
Czyli rózga, tak?
– Także
nie. – Wstała i wykonała kilka kroków, by znaleźć się
nieopodal niego. – Pozwolę ci mnie pocałować w podziękowaniu za
tak piękne kwiaty do twojego gabinetu.
Rodrigez
wyciągnął dłoń po żonę i jednym szarpnięciem za jej
nadgarstek, sprowadził ją na swoje kolana. Poprawiła się, by
usiąść na nich jak tylko najwygodniej to było możliwe i poczuła
muśnięcie na policzku.
– Pierw
ci podziękuję za te śliczne badyle – wyznał, sięgając
zaborczo i brutalnie do jej ust. Przerwał pocałunek w momencie, gdy
ten stawał się najbardziej intensywny. – A potem cię skrzyczę,
bo tylko ty mogłaś być na tyle niepoważna, by jechać dwadzieścia
kilometrów po jakiś kosz z badylami! – warknął.
– Ale
sam musisz przyznać, że to wyjątkowo piękne badyle, prawda? –
Zamrugała kokieteryjnie powiekami.
Rodrigez
przyjrzał się uważniej temu zielsku, które stało na komodach.
– Tak,
są wyjątkowo urokliwe. Podobnie jak ty. Też masz swój urok. Tylko
taki, że chwilami mam ochotę cię rozszarpać – wypowiedział
przez zęby, wstając. Mocno ją przy tym trzymał, by cały czas
znajdowała się blisko niego. Usadził na swoim biurku. – Jak już
mówiłem, czasami mam nieodpartą ochotę cię rozszarpać –
powtórzył niezwykle uwodzicielsko.
– A
więc na co czekasz? Zacznij od ubrania, pozwalam ci.
– Ty
mi? Ty mi pozwalasz? – powtórzył po niej. – O nie kochana, tak
to na pewno nie będzie. Ty wcale szacunku do męża nie masz. –
Zaczął ją łaskotać w okolicy żeber. – Jak ty się w ogóle do
mnie odnosisz? – pytał i kontynuował łaskotanie.
– Tak
jak na to zasługujesz – odpowiedziała z trudem, z przerwami na
napady śmiechu. Wyginała się przy tym i prężyła, ale nie dała
rady się wymknąć z spod dużych łapsk.
Przestał
łaskotać. Oboje ciężko dyszeli, jakby przebiegli nie jeden, a
kilka maratonów.
– Tak
jak na to zasługuję? Tak jak na to zasługuję, tak? – dopytywał,
co jakiś czas przygryzając jej dolną wargę. – Ja ci dam, jak
na to zasługujesz – zagroził i klepnął pieszczotliwie w
okolice jej jednego pośladka.
– Ała,
Hektor! – wrzasnęła.
– To
było tak pieszczotliwie – usiłował się wytłumaczyć, marszcząc
brwi i obcałowując jej dekolt.
– Być
może, ale bolało całkiem jak na poważnie. – Zatopiła palce
między jego krótkie i ciemne włosy.
– Trudno,
na jednego bez wątpienia zasłużyłaś. Martwiłem się o ciebie
jak cholera – powiedział, zerkając głęboko w oczy, a swoją
dłonią już błądził pod paskiem od jej spódnicy.
Hektor,
choć ustąpił tamtego dnia, to już następnego, pchany czystą
ciekawością udał się do Kanonber. Zagadnął okoliczną
kwiaciarkę:
– Witam,
Hektor Rodrigez – przedstawił się i podał dłoń kobicie. –
Chciałbym kupić kwiaty dla żony, kupowała wczoraj, takie
niebieskie… cholera… nie za bardzo znam się na kwiatach. Chyba
to były te. – Wskazał te, które przypominały mu te jego badyle
z gabinetu. W rzeczywistości Hektor kłamał, bo jak na byłego
ogrodnika przystało, bardzo dobrze się znał na drzewach, kwiatach
i owocach.
– Bukiet?
– Kosz,
najlepiej ze dwa. Żona ozdabia mój gabinet. Uznała, że przydałby
się jeszcze jeden kosz, ale na wszelki wypadek wezmę dwa. Pamięta
pani moją żonę? Taka urocza, ni blondynka, ni brązowe ma włosy.
Mocno zielone oczy i zawsze jest nienagannie ubrana.
– Musiała
wysłać kogoś po kwiaty, bo wczoraj kosze kwiatów kupował tylko
pewien mężczyzna.
– Mężczyzna?
– zaciekawił się Hektor.
Już
podejrzewał żonę o posiadanie adoratora albo chociaż przyjaciela,
ale z opisu mężczyzna był łudząco podobny do Charliego, a jemu
przecież ufał bezgranicznie.
– Ten
pan potem poszedł na obrzeża, do opuszczonego domu, wydaję mi się,
że wie pan którego. Jakaś kobieta co chciała… tego już nie
mogę powiedzieć.
– Ależ
nalegam. – Hektor wyciągnął z kieszeni marynarki plik banknotów,
wybrał jeden z nich, o średniej wartości nominale i dał kobiecie.
– Obiecuję, że ta rozmowa pozostanie między nami – zapewnił.
– Pewna
kobieta pytała wczoraj o pana i ten opuszczony dom, w którym
rzekomo doszło do tragedii. Poszła tam, ale tak jak niegdyś pana
przepędzili ją mieszkańcy. Biedulka się tylko strachu najadła,
gdyby nie ten wysłannik pańskiej żony od kwiatów, to nie wiadomo
co by się z nią wczoraj stało.
– Dziękuję
bardzo za tę informacje. – Hektor już miał odejść, ale kobieta
go zatrzymała.
– A
kwiaty? Proszę pana!?
– Tak,
kwiaty. Prawie o nich zapomniałem. Żona, by nie była zadowolona. –
Uśmiechnął się zamaskowując w ten sposób swój prawdziwy stan,
który nie miał nic wspólnego z euforią. Najpierw zapłacił, a
potem chwycił za dwa kosze i oddalił się do samochodu. Zapakował
badyle na tyłach, a sam zasiadł za kierownicą.
Hektor
Rodrigez powrócił wraz z kwiatami do pensjonatu. Już kiedy wszedł
do salonu z jednym koszem i postawił go na ozdobnym stoliczku przy
drzwiach wejściowych, Cyntia, zajadająca się rogalikiem z
marmoladą, dosłownie zbladła.
– Co
ci się stało? – zapytała ją Marta Montenegro siedząca
naprzeciwko.
– Nic,
matko. Chyba się ulotnię na dłuższy czas – zapowiedziała
wstając i po cichutku czmychając do swojej sypialni.
Hektor
w tym czasie nakazał recepcjoniście przynieść drugi kosz kwiatów
z samochodu i postawić go dokładnie tak samo, na stoliczku przy
futrynie, po drugiej stronie. Rodrigez dłuższą chwilę podziwiał
swoje dzieło, po czym zasiadł naprzeciw teściowej, na miejscu
gdzie jeszcze przed krótką chwilą siedziała jego żona.
– Witaj
– przywitał się i chwycił za pustą filiżankę, by napełnić
ją kawą. – Czekałyście na mnie?
– Cyntia
czekała, ale gdzieś…
– Właśnie,
gdzie? – Zaczął się rozglądać z delikatnym uśmieszkiem na
ustach.
Marta
wzruszyła ramionami.
– Gdy
zobaczyła ciebie, to jakby ujrzała diabła. Postanowiła schować
się gdzie pieprz rośnie.
– Mówi
pani… jakby zobaczyła diabła? Cóż, dziś to wyjątkowo
trafne stwierdzenie. – Sięgnął do patery po rogalka, zamoczył
jego brzeg w kawie i ugryzł. – Wyśmienite, trzeba pochwalić
kucharza.
– Piekarza,
to rogaliki z miasta. Codziennie rano ktoś po nie jedzie.
– Zatem
trzeba pochwalić tego co jedzie – zażartował, wstał, wrzucił
resztę rogalika do ust i już miał wybrać się na poszukiwanie
Cyntii, gdy podszedł do niego kelner.
– Proszę
pana…
– Tak
Williamie?
William
stanął jak na służącego przystało, z należytą skromnością i
dłońmi splecionymi za plecami. Pomimo tego Marta Montenegro
patrzyła się na niego wyzywająco, jakby chciała go zabić gołymi
rękoma, a przy tym była też zdziwiona. Pomyślała, że to aż
dziwne, że wcześniej go nie zauważyła.
– Ktoś
zostawił paczkę dla pana. Prosił, by zostawić ją w pańskim
gabinecie, nie czułem się zobowiązany, by tam wtargnąć, więc…
– Gdzie
jest?
– Na
recepcji.
– W
ostateczności żona może poczekać – rzucił żartobliwie w
stronę teściowej i udał się do recepcji po średniej wielkości
kartonik, zapakowany przyzwoicie granatową wstążką, jakby był
jakimś prezentem.
Zabrał
paczkę do gabinetu, tam zamknął drzwi i rozsupłał wiązania, by
otworzyć wieko. To co ujrzały jego oczy sprawiło, że opadł na
fotel. Był przerażony. W końcu jednak wstał i przyjrzał się
pokrwawionemu ubraniu. Naszywka mówiła, że należało do Violetty
Molins, a list głosił Mam jeszcze twoją koszulę z tamtej nocy.
Czekaj na dalsze wskazówki.
– Choler
– zaklął Hektor. Poruszył nerwowo szczęką i brwiami, po czym
wyprowadził cios z pięści prosto w blat biurka. Uczynił to z taką
siłą, że przez chwilę sam był niemal pewien, że połamał
wszystkie palce. Nic takiego się jednak nie stało. Zamknął wieko
i ukrył kartonik w sejfie do czasu aż nie wymyśli w jaki sposób
się tego pozbyć.
Wyszedł
z gabinetu niezwykle podenerwowany. Dojrzał Charliego, podszedł i
spojrzał na niego pełnym strachu spojrzeniem.
– Mam
problem – wyznał.
– Spory?
Hektor
przez chwilę zastanowił się nad odpowiedzią.
– Gigantyczny
– stwierdził w końcu.
– Z
żoną?
– To
swoja drogą. Chodź ze mną do gabinetu – rozkazał.
Kiedy
już zasiedli, Rodrigez wydawał polecenia:
– Teraz
ja zajmę się własną żoną, a ty pojedziesz pod wskazane miejsce
w lesie, wykopiesz dół, głębokość około metr, jeśli nic nie
znajdziesz, to znaczy, że to nie był niesmaczny żart, a jeśli coś
znajdziesz, to wtedy przybliżę ci sytuację. Przy mojej żonie ja
będę przez cały wieczór, od jutra jednak masz ją pilnować na
każdym kroku. Jutro jest bal, przez przygotowania nie będę mógł
jej poświęcić za dużo czasu. I Charlie, jeszcze jedno, nie
spiskuj więcej z Cynią i mnie nie okłamuj. Jeśli wszystko
zrozumiałeś, możesz odejść.
– Oczywiście,
panie Rodrigez. – Uśmiechnął się na pożegnanie.
Hektor
zamknął gabinet na klucz i udał się schodami na górę, do
sypialni swojej i żony. Po drodze minął pijanego Bastiana Browna.
Spojrzał na niego wilkiem.
– No
co? W tej rodzinie będąc, to tylko się upić można, najlepiej tak
bardzo, by o tym zapomnieć, że się w niej w ogóle jest – rzucił
złotą radą Bastian.
Za
nim pośpiesznie szła Julka, prosząc, by nie pił albo, by
przynajmniej nie pokazywał się w takim stanie gościom.
– Nie
odzywaj się do mnie, ja się do ciebie nie zamierzam – syknął
Brown.
Dziwna
rodzina – pomyślał Hektor. – Cyntia, jeszcze nie tak
dawno, chciała małżeństwa bez dotykania, a teraz jej szwagier
wymaga od własnej żony, by byli małżeństwem bez rozmawiania.
Powinni to co najmniej opatentować – śmiał się pod nosem.
– Kochane
– zaczął Rodrigez od progu. – Krawcowa przygotowała już twą
suknie na jutrzejszy bal? – dopytywał.
– Nie,
jeszcze nie. Właśnie dziś mam jechać na ostatnie przymiarki –
odpowiedziała, zakładając złote kolczyki. Odwróciła się
nieuważnie i niespodziewanie wpadła na własnego męża, który
objął ją w pół i położył swoją brodę na jej ramieniu, tak
że ocierał się zarostem o jej aksamitny policzek.
– W
takim razie pojadę z tobą do miasta, co ty na to? – zapytał
wesoło, chwytając ją za ramie i okręcając wokół jej własnej
osi.
– Jeśli
tylko chcesz.
Przyciągnął
ją do siebie i położył swoje obie dłonie nieco nad jej
pośladkami.
– A
nie będę przeszkadzał?
– Jeśli
tylko nie będziesz się niecierpliwił tak jak ostatnim razem, to…
– To…?
– To
myślę, że będziesz całkiem znośny.
– Tak
całkiem, całkiem? – dopytywał odgarniając jeden z niesfornych
kosmyków jej włosów za ucho.
– Tak.
– Uśmiechnęła się. Wyraźnie była nieco zmieszana.
– Po
odwiedzeniu twej krawcowej pojedziemy do Kanonber – zapowiedział
wypuszczając ją z objęć. Zbliżył się do komody, na której
stały alkohole, przygotował sobie drinka i wypił go do dna.
– Dlaczego?
– Mam
tam pewną sprawę do załatwienia.
– Jaką?
– pytała do jego pleców podczas, gdy on przygotowywał sobie
drugiego drinka.
– Zobaczysz.
– Odwrócił się do niej, cały czas się uśmiechał.
– Mam
się bać?
Hektor
wykonał kilka kroków w jej kierunku, by móc spojrzeć głęboko w
zieleń jej oczu.
– A
masz czego?
– Nie…
chyba….
– Skoro
nie, to chyba możemy ruszać. Jesteś gotowa? – Spojrzał na
drzwi, jakby bardzo pragnął być już w drodze.
– Tak,
tylko Marsel…
– Twój
wuj się nim zajmie. Jutro już wyjeżdża, chciał trochę pobyć z
dzieckiem aniołeczka, już rano go o to prosiłem.
– Zatem
chodźmy – powiedziała skromnie, pełna obaw co się może jeszcze
wydarzyć.
Hektor
posłużył jej swoją ręką zgiętą w łokciu. Chwyciła go pod
ramie i udali się do samochodu, a William zza filaru obserwował jak
idą korytarzem.
U
krawcowej Hektor zachowywał się niezwykle przykładnie, potem kupił
żonie kwiaty i zjedli obiad w mieście. Wszystko wydawało się być
tak jak wcześniej, jak za czasów gdy byli jeszcze narzeczeństwem.
Jednak zachowanie Hektora w drodze do Kanonber, a właściwie to co
mówił, skutecznie przeraziło jego żonę.
– Nie
toleruję kłamstwa, Cyntio – zaczął. – A ty mnie okłamałaś.
Na dodatek przekonałaś Charliego, by uczynił to samo i nie
wykonywał swoich obowiązków jak należy.
– To
nie tak, my po prostu nie chcieliśmy byś… Dlaczego tu stoimy? –
zapytała, dostrzegając, że zatrzymali się przed opuszczonym
domem, o którym opowiadane były straszne historie.
Hektor
nie odpowiedział na to pytanie, zabronił żonie wysiadać, a sam
stanął przed samochodem. Wyjął pistolet zza pazuchy i zwrócił
się do tutejszych przechodniów.
– Przyprowadźcie
mi szefa tej wczorajszej bandy, już! – warknął i wystrzelił,
naumyślnie trafił w jedno z okien opuszczonego budynku.
Cyntia
schyliła głowę i schowała ją między ramiona, bo huk wystrzału
i dźwięk zbitego, sypanego się szkła ją przeraził. Potem
spojrzała ponownie w przednią szybę. Dostrzegła jak jej mąż
nieśpiesznie zdejmuje marynarkę. Chciała wysiąść z samochodu,
nawet już otworzyła drzwi, ale usłyszała wrzask męża:
– Ani
się waż!
Zatrzymała
się i chciała rozpocząć dyskusję, poznać powód jego decyzji.
Zaczęła od delikatnego i cichutkiego:
– Ale…
Podszedł
do lewego boku samochodu, stanął przy otwartych drzwiach.
– Chcesz
bym cię w domu sprał? – zapytał ostro. – Mam wystarczająco
dużo powodów – dodał niemniej groźnie.
Cyntia
przełknęła nerwowo ślinę, zamilkła.
– Proszę,
odłóż to gdzieś. – Podał żonie marynarkę.
Nic
nie odpowiedziała, ale zwinęła ją i położyła na jego
siedzeniu.
– Jesteś
sam – padło pytanie jednego, choć z zaułka nagle wyszło
kilkunastu.
– To
dziwne, że zawierzam w wasz honor?
Ktoś
się zaśmiał, więc Hektor zmienił taktykę.
– Na
całym terenie rozstawieni są moi ludzie. Jeśli nie dostanę szefa
waszej bandy, to ja i moja banda wystrzelamy was wszystkich, co do
jednego, a potem zajmiemy się waszymi dziećmi i kobietami. –
Hektor się uśmiechnął złowrogo. – To jak będzie? Który jest
bossem tego kartelu?
Podszedł
jeden na niebezpiecznie bliską odległość, miał w rękach
pistolet wycelowany wprost w Rodrigeza, który swoją broń przecież
zostawił w marynarce.
– Żądasz
pojedynku? – zapytał Hektor bez cienia strachu w głosie, choć
rudowłosy mężczyzna zbliżył się na tyle, że niemal dotykał
lufą jego czoła.
– Żądam
byś zabrał stąd swoją dziwkę i odjechał.
Rodrigez
się zaśmiał, uderzył mężczyznę w rękę z taką siłą, że
pistolet wypadł mu z dłoni, potem szybko podniósł lewą dłoń do
góry, na znak, że jego ludzie mają oddać strzały. Cyntia skuliła
się na siedzeniu w samochodzie, choć wszystkie pociski były
wycelowane w okna opuszczonej kamienicy. Hektor przycisnął kolanem
splot słoneczny przeciwnika i jednym pewnym ruchem, za pomocą
obydwóch rąk, złamał jego nadgarstek.
– To
jak będzie? Dogadamy się? Który jest szefem tego kartelu? –
wypytywał. – Chyba nie chcecie, by rozpętała się strzelanina?
Zapewniam, że wtedy zginiecie wy, a nie ja. Ile macie sztuk broni?
Dwie? – zadrwił i wymierzył mężczyźnie, którego nadal
przyciskał kolanem, cios w twarz z taką siłą, że krew trysnęła
mu z nosa niczym z fontanny. Pozostali zaczęli się wycofywać. –
Nie ma co, masz oddanych kumpli – wykpił przeciwnika, po czym
zmusił go do wstania i doprowadził przed drzwi samochodu. Sam je
otworzył. – Tę kobietę wczoraj zaatakowaliście. Najwidoczniej
nikt was wcześniej nie nauczył jak traktuje się damy, dlatego
teraz ty odrobisz tę lekcje, a potem nauczysz jej swoich
pobratymców. No już, gnoju, na kolana i przepraszaj.
– Hektor…
– zaczęła Cyntia, ale Rodrigez tylko pokręcił głową na znak,
że ma milczeć. Był wściekły, a stróżki potu spływały po jego
czole i policzkach. Szybko i nerwowo nabierał powietrza.
– Przeprosisz
panią, czy mam ci połamać wszystkie palce? – Potrząsnął
przeciwnikiem niczym kukłą i wymierzył mu cios z otwartej dłoni w
potylicę, potem chwycił za jeden z jego palców i odgiął go tak
mocno, że nastąpił chrzęst łamanych kości.
Cyntia
aż się skrzywiła na ten dźwięk i głośniej zapłakała, gdyż
nie umiała poradzić sobie z emocjami i strachem, który ciągle się
w niej zbierał.
W
końcu rudy mężczyzna wybełkotał, przez lekki płacz mimo woli,
ciche:
– Przepraszam.
– Nie
tak, śmieciu, ładniej – pouczył go brunet i złamał kolejny z
palców.
– Hektor…
– Cyntii łzy lały się potokami po zaróżowionych policzkach.
– Cisza.
Z tobą rozmówię się w domu – warknął. – A ty przepraszaj –
wyszeptał złowrogo.
– Bardzo…
panią…
– Hektor,
proszę cię, ty go zabijesz – nalegała chowając twarz w dłonie,
bo nie chciała na to wszystko dłużej patrzeć.
Rodrigez
złamał mężczyźnie jeszcze kciuk, kopnął go odrzucając tym
kopniakiem na środek drogi i wsiadł do samochodu. Odjechali
kawałek. Zaparkował na poboczu, tylko po to, by wytrzeć swoje ręce
z krwi. Poczuł uderzenie w ramię wymierzone mu na oślep. Zerknął
na żonę, nadal płakała, ale też krzyczała coś niewyraźnie.
– Jak
mogłeś! – dotarło do jego uszu.
– Ciii.
– Pogroził jej palcem. – Więcej masz się nie narażać…
zresztą o tym porozmawiamy sobie w domu, w zaciszu czterech ścian i
zapewniam cię, że to nie będzie miła rozmowa.
– I
co? Mnie też potraktujesz jak tego człowieka!?
– Nie,
tak traktuje tylko ludzi, którzy chcą cię skrzywdzić. Nie pozwolę
nikomu cię tknąć. Będę cię bronił i chronił, już zawsze –
zapewnił mimo mocnego zdenerwowania. – Jednak za to co zrobiłaś,
jak daleko się zapuściłaś i jak bardzo siebie tym naraziłaś
należy ci się i to porządnie, i myślę, że doskonale o tym
wiesz, że zdajesz sobie z tego sprawę, dlatego od razu nie
powiedziałaś mi gdzie byłaś ani co ciebie spotkało, i właśnie
za to powinnaś oberwać tym bardziej. Dlatego teraz polecam ci
milczeć, dopóki nie dojedziemy na miejsce, a gdy się znajdziemy
już w pokoju, to radzę ci nie dyskutować, a jedynie odpowiadać na
zadane przeze mnie pytania – zagroził i zupełnie nie przejmując
się strachem jaki wywołał w swojej żonie, ruszył dalej, w stronę
pensjonatu.
– Przepraszam
– szepnęła cicho, sądząc iż tym uda jej się choć odrobinkę
załagodzić gniew małżonka, ale ten nawet słowem jej na to nie
odpowiedział.
Kiedy
Rodrigezowie dojechali na miejsce, Cyntia od razu pobiegła na górę
i zalała się łzami, Hektor natomiast zajął się obowiązkami
dyrektora, bo Bastian był zbyt pijany, by tego dnia służyć mu za
godziwe zastępstwo. Kiedy więc był w trakcie zatwierdzenia menu na
jutrzejszą uroczystość do jego gabinetu wkroczyła Marta
Montenegro, jak zazwyczaj z pretensjami.
– Co
zrobiłeś mojej córce?
– Nic
– odpowiedział zgodnie z prawdą.
– Płacze.
– Od
łez jeszcze nikt nie umarł – zbagatelizował całą sprawę.
– Dlaczego
płacze?
– Bo
skrzywdziłem kogoś, kto chciał ją skrzywdzić, a pani córka, jak
pani zapewne wie, jest wszelką przeciwniczką przemocy i prawa
pięści. Na dodatek oberwała słowną reprymendę, z którą chyba
nie do końca się godzi, ale jest zmuszona to przemilczeć i nie
podejmować dyskusji, które mogłyby jedynie doprowadzić mnie do
większego zdenerwowania.
Marta
Montenegro była zbulwersowana na zięcia, choć z drugiej strony
jego słowa mały sens i potrafiła go zrozumieć, mimo tego
wychodząc trzasnęła drzwiami od jego gabinetu.
W
tym czasie William bez pukania wkroczył do pokoju swojej pierwszej
miłości, by dowiedzieć się co takiego się wydarzyło. Był nie
na żarty zaniepokojony. Zastał kobietę leżącą na łóżku i
płaczącą. Usiadł przy niej i delikatnie dotknął jej ramienia.
Wzdrygnęła się.
– To
ja, nie bój się. Nic ci nie zrobię – zapewnił. – Co się
stało?
– William
– wyszlochała i podniosła się do siadu, by wtulić się w jego
ramiona. – To było straszne, on prawie zabił tego człowieka.
– Jakiego
człowieka?
– Takiego
z wczoraj, co mnie zaatakował i… William, ja się… ja na to
pozwoliłam, nie zrobiłam nic by… – łkała i mówiła
jednocześnie.
– Ciii
– uspokajał ją. – Nic nie mogłaś zrobić. Uspokój się.
Płacz już niczego nie zmieni. – Miał do niej dużo cierpliwości,
gładził po włosach i kołysał się w takt muzyki płynącej z
gramofonu. Nie wypuszczał jej z objęć ani na chwilę. – Uspokój
się i wszystko mi opowiedz.
Cyntia
tamtego wieczoru opowiedziała Williamowi wszystko ze szczegółami,
tak jak to zapamiętała. William wykorzystał chwilę jej słabości,
by skraść z jej ust jeden, niewinny pocałunek, a potem wyszedł z
pokoju. Cyntia nie miała siły, by wziąć kąpiel, tylko przebrała
się w koszulę nocną i położyła do łóżka. Pojawił się
Hektor, który nie widział niczego złego w swoim postępowaniu,
nawet nie żałował czynów, a lamenty żony zbył słowami:
– Nie
żałuj nic niewartego chwastu. – Zdjął koszulę i nie zdejmując
spodni położył się obok niej. – Ja wiem, że ty jesteś
niezwykle dobra i wrażliwa, ale ja jestem mężczyzną, a mężczyzna
musi czasami zachować się brutalne, nawet jak barbarzyńca, by
strzec i chronić swojej własności.
– Jestem
twoją własnością? – Wydawała się być oburzona tym
stwierdzeniem.
– Oczywiście,
że tak, przecież chyba nie należysz do innego – odpowiedział z
nutką podejrzliwości w głosie.
– Oczywiście,
że nie – odrzekła niezwykle urażona i zamknęła oczy. –
Dobranoc i nie odzywaj się dziś do mnie – zażądała.
– Jak
sobie życzysz – odpowiedział i musnął delikatnie jej policzek.
– Na szczęście już za dwie godziny będzie jutro i na nowo
będzie mi wolno z tobą rozmawiać – dodał z niekrytym
zadowoleniem i zamknął zmęczone powieki.
Jednak
tej nocy Marsel miał inny plan niż sen. Chciał być noszony i
rozpieszczany.
– Możesz
się nim zająć? – zapytała się Cyntia męża, gdy kwilenie
niemowlęcia przerodziło się w ryk i zaczęło jej już naprawdę
przeszkadzać.
– Nie
ma problemu – odrzekł zwlekając się z łóżka.
Cyntia,
przez półprzymknięte powieki, obserwowała jak jej mąż chodzi po
pokoju z dzieckiem na rękach i nuci jedną ze znanych kołysanek.
Zastanawiała się jak to możliwe, by tak brutalny mężczyzna
cechował się nagle tak dużą dozą wrażliwości i subtelności.
Wtedy zrozumiała, że tak naprawdę jej mąż nie chciał źle, że
po prostu ona i Marsel są pod jego specjalną i wzmożoną ochroną.
Królu
mój, Ty śpij, Ty śpij a ja
Królu
mój, nie będę dzisiaj spał.
Kiedyś
tam, będziesz miał dorosłą duszę,
Kiedyś
tam, kiedyś tam...
Ale
dziś jesteś mały jak okruszek,
Który
los rzucił nam…*(7)
Rano,
gdy Cyntia się przebudziła, jej męża nie było obok niej, zamiast
tego był tam Marsel zawinięty w poduszkę i smacznie śpiący.
– Koncertowałeś
całą noc – wytknęła śpiącemu maluchowi matka i nie
przekładając go do kołyski, udała się do łazienki. Na lustrze
czekał na nią wykonany farbą napis: Czy mąż we, że pani go
zdradza?.
Cyntia
natychmiast chwyciła za gąbkę i zaczęła trzeć lusterko. Farba
była jeszcze świeże, ale i tak zmycie jej zajęło sporo czasu.
– Przeklęty
Javier! – wrzasnęła.
Ledwo
co uporała się z jednym kłopotem, a już czekał na nią drugi.
Kiedy wyszła z Marselem na spacer, zdała sobie sprawę, że Charlie
za nią podąża. On nawet nie czynił tego ostrożnie, po prostu
bezczelnie za nią szedł.
– Dlaczego?
– zapytała z zawodem w głosie.
– Pani
mąż…
– Nie
kończ! Domyślam się jak brzmi odpowiedź – warknęła i
zawróciła wózek.
Postanowiła
wrócić do pensjonatu. Nie miała zamiaru chodzić z obstawą.
Uczynienie awantury Hektorowi z tego powodu, także nie wchodziło w
grę, bo ciągle był zajęty, poza tym był to niezwykle ważny
dzień dla działalność pensjonatu i nie chciała go psuć.
Przekonała
Charliego, że będzie cały czas w swoim pokoju, i że bez obaw może
odejść. Jego ciągła obecność pod drzwiami niemiłosiernie jej
ciążyła.
Kiedy
Hektor wszedł do pokoju, Cyntia właśnie rozczesywała włosy.
Usiadł na łóżku nieopodal toaletki, tak by mógł chwycić kilka
aksamitnych pasem w opuszki palców.
– Znowu
przekonałaś Charliego, by nie wykonywał swoich obowiązków? –
zapytał wprost.
– Nie,
tylko odpowiedziałam, gdy pytał co zamierzam i dokąd idę.
– Czyli
nie przekonałaś go, by nie wykonywał swoich obowiązków?
– Skąd?
– odrzekła odwracając głowę w stronę męża.
– Przed
balem muszę sprawdzić kilka dokumentów – wyjaśnił wstając.
Właśnie
poprawiał swoją koszulę, gdy do pokoju, bez pukania, wkroczyła
osobista pokojówka jego żony.
– Czy
coś się stało? – zapytał.
– Nie,
proszę pana.
Hektor
uspokojony zniknął za drzwiami sypialni, zasunął je, następnie
wyszedł kolejnymi na korytarz.
– Pani
szwagier kazał mi przekazać wiadomość – powiedziała Gabriela,
podchodząc do Cyntii.
– Jaką?
– wystraszyła się przejmując karteczkę od pokojówki. Rozłożyła
ją i przeczytała.
Jeśli
mam dochować tajemnicy, proszę przynieść to co ustaliliśmy, o
północy, do kuchni.
Cyntia
zrobiła przerażoną minę i zwinęła kartkę na pół, po chwili
rysy jej twarzy ułożyły się w typową rezygnacje. Wiedziała, że
z Javierem nie wygra. Ten mężczyzna niszczył jej życie i burzył
jej małżeństwo, kawałek po kawałku siejąc w Hektorze ziarno
wątpliwości. Po tym co poprzedniego dnia widziały jej oczy, bała
się także o Williama, spodziewała się, że Hektor po poznaniu
prawdy, potraktowałby jej kochanka z młodości nie lepiej niż
rudawego mężczyznę z Kanonber. Wtedy wiedziała już co musi
zrobić. Modliła się tylko, by cała sprawa za szybko nie wyszła
na jaw.
Gabinet
Hektora był zamknięty, ale jego marynarka znajdowała się w
sypialni. Cyntia sprawdziła czy jest w niej klucz. Nie było. Udała
się więc do pokojówek.
– Która
zajmuje się gabinetem mego męża? – zapytała wprost.
– Ja
go sprzątałam. Czy coś nie w porządku, pani Cyntio? – zapytała
Honorata.
– Nie,
zapewne wszystko dobrze. Zgubiłam wczoraj kolczyk, chciałam
sprawdzić czy go tam nie ma – skłamała.
– Możemy
razem…
– Wolałabym
sama.
Honorata
wahała się, by przekazać klucz pani, ale bała się jej
sprzeciwić.
– Pan
Rodrigez prosił, by nikt…
– Jestem
żoną pana Rodrigeza – przypomniała gniewnym tonem i była przy
tym niezwykle pewna siebie. Spojrzała na rudą kobietę nienawistnym
wzrokiem.
– Tak,
oczywiście. Bardzo przepraszam. – Dziewczyna ukłoniła się i
wyjęła z fartucha klucz. Położyła go Cyntii na dłoni.
Młoda
kobieta upewniła się czy nie została przez nikogo zauważona i
wyniosła akt własności z gabinetu męża. Przeniosła go do ich
wspólnej sypialni i schowała w toaletce. Potem wróciła do pokoju
służby, by oddać Honoracie klucz. Nawet uprzejmie podziękowała
za jego otrzymanie.
– Dlaczego
pani nie poprosiła o klucz męża? – zapytała Susana, która na
boku polerowała srebrne cukiernice.
– Jest
dziś bardzo zajęty, ciężko go znaleźć – odpowiedziała, co
akurat było zgodne z prawdą.
– To
wcale nie takie trudne. Ja znalazłam bez problemu. Znajduje się w
ogrodzie i pokazuje inwestorom uroki niemieckiej jesieni.
– To
zabawne, że zwykła pokojówka wie lepiej ode mnie, gdzie w danej
chwili znajduje się mój ślubny. Poddam to pod dużą wątpliwość
i zaznaczę wielkim znakiem zapytania, z nadzieją, że to właśnie
mój mąż mi to wyjaśni. – Cyntia opuściła jadalnie służby
trzaskając drzwiami i poruszona słowami Susany udała się do
ogrodu na poszukiwanie Hektora. – Dlaczego pokojówkę informujesz
gdzie będziesz, a mnie nie? – zapytała wprost, nie zwracając
uwagi na nikogo obok.
– Ponieważ
to Susana podawała mi herbatę, a nie ty, poza tym jakbyś mnie…
– Nie
obchodzi mnie co masz mi do powiedzenia, nie chcę też żadnych
wyjaśnień. Po prostu nie życzę sobie, by w przyszłości,
jakakolwiek pokojówka była lepiej poinformowana ode mnie, gdzie się
znajduję mój własny mąż! – wykrzyknęła.
– Oczywiście,
kochanie – odrzekł spokojnie Hektor, nie chcąc czynić
zbytecznego zamieszania przy tak ważnych dla biznesu gościach.
– Cieszę
się, żeśmy się zrozumieli. – Odwróciła się na pięcie i
wróciła do pensjonatu.
– Przepraszam
was za zachowanie żony, ale chyba panowie rozumieją, każda kobieta
ma takie dni, gdy trzeba jej pozwolić na typowe, kobiece humorki. –
Uśmiechnął się przepraszająco w stronę trzech mężczyzn i
kontynuował oprowadzanie ich po ogrodach.
Dzięki
idealnemu przygotowaniu, bal zapowiadał się wręcz doskonale.
Wszyscy goście przywdziewali maski i rwali się do tańca. Jak
większość uroczystości balowych, tę także rozpoczynało się
walcem, a zaraz po nim goście zaczęli z sobą rozmawiać i zajadać
się potrawami wprost ze szwedzkich stołów.
William
wykorzystał ten moment, by zamienić rolę kelnera na rolę jednego
z gości. Włamał się do pokoju jednego z nich, odnalazł
odpowiedni strój, założył maskę zakrywającą niemal całą jego
twarz i wtopił się w tłum. Chciał zakraść się do gabinetu
Rodrigeza, ale przy jego drzwiach ciągle ktoś stał.
Udał
się więc pod ścianę, stanął obok kobiety w złotej masce i
zapytał:
– Dlaczego
panienka nie tańczy?
– Nie
przepadam za tego rodzaju spędami. Nie zrozum mnie… niech pan nie
zrozumie mnie źle, ale kiedyś uwielbiałam bale, teraz już mi się
przejadły.
Od
razu rozpoznał do kogo należy ten głos. Wiedział, że do siostry
Rodrigeza. W pamięci odnalazł jedno z nazwisk zapisanych w księdze
gości znajdującej się w recepcji i dzięki temu, gdy dziewczyna
zapytała się z kim tak właściwie ma do czynienia, odpowiedział:
– Jestem
Roberto Samparada.
– Laura
Prevost. – Dziewczyna podała mu dłoń.
Tak
jak należało nachylił się i pocałował jej wierzch.
– Może
zatańczymy – zaproponował.
– Nie
jestem urodzoną…
– Ale
ja doskonale prowadzę – zapewnił i szarpnięciem porwał ją na
środek parkietu. – Pochodzi panienka z rodziny Rodrigezów?
– Jestem
siostrą Hektora i Javiera – wyjaśniła. – Oboje gdzieś tutaj
się kręcą. Jeśli pan chce, to z chęcią pana przedstawię.
Słyszałam o pana inwestycjach na zachodzie.
William
się zmieszał, nie miał pojęcia jakie inwestycje ani jaki zachód.
Kojarzył mu się tylko dziki, taki z kowbojami, a i tak, to tylko i
wyłącznie z opowieści na dobranoc, które snuł jego stary
dziadek.
– Nie
przyjechałem tutaj w sprawach biznesowych, a rozrywkowych.
– To
zaskakujące, bo ludzie z wyższych sfer zazwyczaj łączą te dwie
rzeczy, a każda wspólna rozrywka jest dla nich powodem do
nawiązania współpracy biznesowej, ale co ty możesz o tym
wiedzieć, Williamie?
– Jak
mnie poznałaś, przecież tańczę wzorowo? – zapytał bez cienia
strachu w głosie.
– Masz
idealnie ułożone włosy, czyste paznokcie, jak to na kelnera
przystało i pachniesz tanią wodą kolońską oraz tytoniem… –
przerwała po to by pociągnąć nosem – z pewnością nie z cygar
– dodała. – Dla twojej informacji, Roberto Samparada, to
przyjaciel mego brata. Dawno go nie widziałam, ale z pewnością był
od ciebie starszy i nie palił… w ogóle nie miał nałogów.
– Chcesz
mnie wydać? – zapytał nie przerywając tańca.
– Nie,
ale powiedz mi po co ta maskarada? Co chciałeś nią uzyskać?
– Chciałem
po prostu z tobą zatańczyć – odrzekł z łobuzerskim uśmiechem.
Laura
przewróciła oczami, zrobiła kwaśną minę, ale po chwili kąciki
jej ust uniosły się lekko ku górze.
– Zatem
ma pan ten jeden taniec, panie Williamie, a potem niech każde z nas
uda się do swoich obowiązków. Nie chcę, by stracił pan przeze
mnie pracę.
– Może,
skoro teraz ja uczestniczę jedną stopą w panienki świecie, to być
może zechce panienka wejść na chwilkę do mojego? – rzucił
propozycję, na którą Laura jakby od razu się rozpromieniła.
Kiedy
William i Laura bawili się w najlepsze w pokoju służby, zakładając
o to kto plujnie dalej przez otwarte okno, Cyntia korzystając z
nieuwagi męża, udała się do ich sypialni. Marsel i Edward byli w
tym czasie pod opieką zaufanej piastunki Brownów, wiec spokojnie
wyjęła dokument z toaletki i ruszyła do kuchni. Tam już Javier na
nią czekał. Odebrał od niej akt własności.
– Nie
martw się, jestem honorowy…
– Przeklęty
honor! – warknęła, co miało Javiera uderzyć mocniej niż jej
drobna dłoń, gdyż uważała, że honorowy mężczyzna nigdy w
życiu nie posunąłby się do tego, by szantażować kobietę.
– W
tym wypadku jest na twoją korzyść. Nie powiem nic memu bratu o
twej zażyłości z kelnerem, choć nawet nie wiesz jak wielką mam
ochotę mu dopiec.
– Javierze,
liczę na to, że nie zrujnujesz tym dokumentem mojego nazwiska –
powiedziała, kiedy on już chciał ulotnić się tylnym wyjściem.
– Przypominam
tobie, że ja także noszę nazwisko Rodrigez. – Uśmiechnął się
niezwykle uwodzicielsko. – Jak to możliwe, by tak piękna i
inteligentna kobieta wyszła za kogoś takiego jak mój brat, na
dodatek romansowała z kelnerem. Cóż… to chyba nie moja sprawa.
– Tak,
masz racje, to nie jest twoja sprawa.
– Jutro
odczytanie testamentu, życzę wam, by wszystko poszło po waszej
myśli.
– Będzie
według woli mego ojca.
– Niekoniecznie.
Mam powody przypuszczać, że będzie to wola Hektora Rodrigeza.
Powodzenia. – Niespodziewanie cmoknął ją w policzek i oddalił
się do wyjścia, dzierżąc akt własności w dłoni.
– Javier!
– Zatrzymała go z dłonią na klamce. Odwrócił się w jej
kierunku. – To ty ofiarowałeś Williamowi sztukę Szekspira?
– Jaką
sztukę? – Javier nie krył swego zaskoczenia.
– Nieważne,
skoro to nie ty, to…
– Jaką
sztukę!? – powtórzył pytanie ostrzej.
– Otello.
Javier
wydał się zmieszany. Nic już nie powiedział, tylko wyszedł i
delikatnie zamknął za sobą drzwi. Cyntia powróciła do męża jak
gdyby nigdy nic, a ten zmusił ją do zjedzenia choć jednego
herbatnika, mówiąc zmartwionym głosem, że przecież od południa
nie miała nic w ustach, potem trącili się kieliszkami pełnymi
szampana i utonęli we wspólnym tańcu.
Następnego
dnia Marta spotkała Javiera w restauracji, w kamienicy należącej
do Hektora. Nie dowierzała. Javier siedział i zajadał się
owocami, popijając je winem. To było dziwne, bo mężczyzna rzadko
tu bywał. Nawet na bal przyszedł rzekomo tylko ze względu na to,
że Laura go zaprosiła i nalegała, by się stawił. Marta jednak
postanowiła obecność starszego Rodrigeza zignorować. Dziś
ważniejszy był dla niej testament. Wszyscy w gabinecie już
czekali, był także notariusz. Martin jak zwykle przybył spóźniony,
a Bastian wziął z sobą karafkę z whisky i szklaneczkę.
– Czy
wszyscy wyczytani są obecni? – zapytał starszy, siwy mężczyzna.
– Tak
– odpowiedzieli zgodnie.
– Zatem
będę kontynuował. Zgodnie z wolą Juliana Montenegro, dobra
rodzinne przypadają po równo, po trzydzieści procent każdej z
córek. Trzydzieści procent otrzymuje także żona. Dziesięć
procent zysków ma przypaść na cele charytatywne, bądź inwestycje
przyszłościowe, mające charakter poprawy życia społeczeństwu.
Aby nie było nieporozumień, dyrektorstwo w przedsiębiorstwach i
przyszłym pensjonacie obejmuje Hektor Rodrigez, mąż mojej
najmłodszej córki. Następnie, wicedyrektorem zostaje Bastian
Brown. Jedynie koleje zostają odłączone od majątku, a zyski z
nich płynące oraz ich zarządzanie przekazuję Damianowi
Montenegro. W skład dyrektorski wchodzi cała rodzina, w sytuacji
gdy liczba głosów jest równa, to obecny dyrektor ma decydujące i
niepodważalne zdanie.
Hektor
uśmiechnął się z wyższością w stronę Marty.
– Oszukałeś
mnie! – warknęła szeptem.
– Tak
jest sprawiedliwie – odszepnął.
– Sprawiedliwie,
to na mojej ziemi wszystko zostało postawione, a ty masz tym
rządzić?
– Będę
rządził tak, by pani niczego nie brakowało, poza tym pani zabrała
niemal mój cały majątek, by dochody z tytułów moich własności
płynące inwestować w pensjonat. Chyba więc mi się należy bym
był jego dyrektorem.
– Nie
wiem jak tego dokonałeś, ale nie spocznę póki się nie dowiem.
– Sam
pani opowiem, a potem mi pani pomoże. Nie ma pani innego wyjścia,
jak tylko zostać moją wspólniczka. Inaczej mam fotografię.
– I
komu ją pokażesz?
– Pani
dzieciom.
Marta
zamilkła, a Hektor spojrzał na notariusza.
– Rozumiem,
wszyscy zgadzają się z ostatnią wolą zmarłego i nie jest ona dla
was zaskoczeniem? – zapytał.
– Naturalnie,
można się było tego spodziewać – wyznała z niekrytą pretensją
Marta i po tych słowach wszyscy skierowali się do wyjścia.
Kiedy
wdowa po Julianie Montenegro uznała, że nie może być już gorzej,
przed wszystkimi wychodzącymi z gabinetu stanął Javier.
– Chciałbym
z panią porozmawiać, pani Montenegro.
– Udostępnię
wam pomieszczenie – powiedział przyjaźnie Hektor. – Musicie
tylko poczekać aż notariusz się spakuje i je opuści. Chodźmy,
kochanie – zwrócił się do Cyntii i położył dłoń na jej
plecach. Zaprowadził do stołu.
Nie
minęła chwila, a pojawił się kelner z kawą i rogalikami. Cyntia
opowiadała o tym jaki miała sen, a Hektor bawił się w
rozczytywanie go, jednocześnie trzymając żonę za dłoń i gładząc
kciukiem jej wierzch. Odgadywanie znaczenia snu czynił półżartem,
półserio.
– Duże
słońce… pewnie będzie ciepło. – Uśmiechnął się do niej
przyjaźnie, maczając rogalika w kawie. – A kot siedzący na
drzewie, na które zwabiła go mysz… może to symbol jakieś
pułapki.
– Nie
sądzę aby twoja interpretacja była trafiona.
– Oby.
Nie chciałbym byś wpadła w jakąś pułapkę, chyba że taką z
moich rąk. – Zaśmiał się wesoło, a żona mu zawtórowała.
– Hektorze.
– Bastian podszedł do stolika.
– Proszę,
usiądź z nami.
– Nie…
znaczy dziękuję za zaproszenie, ale chyba muszę z tobą pomówić.
Tak na osobności.
– Może
odejdę? – zaproponowała Cyntia.
– Nie,
ty zostań. My się przejdziemy.
– Julia
zaraz do ciebie przyjdzie – poinformował szwagierkę Brown i
wychylił whisky ze szklanki do dna. – Powinnyście się w końcu
pogodzić. – Uśmiechnął się smutno i poszedł za Rodrigezem.
Kiedy
Bastian gorączkowo opowiadał o swoich kłopotach Hektorowi, ten
ledwie powstrzymywał się od śmiechu, ale kiedy w całej opowieści
pojawiło się słowo dług, nie było już tak wesoło, a jak
się okazało, to nie był koniec kłopotów. Prawdziwe miały
dopiero nadejść, a Marta już wiedziała, że mają one na imię
Javier.
Kobieta
przysiadła się do córki i zaczęła słowami:
– Coś
ty narobiła?
– Ale
o co mamie chodzi? – zapytała, zagryzając herbatkę maślanym
ciasteczkiem.
– Javier
żąda ode mnie trzydziestu procent, moich trzydziestu procent. Wiesz
w zamian za co?
– Nie
mam pojęcia. – Była spokojna. Niczego się nie obawiała.
– Za
dokument, dzięki któremu może posłać twojego męża na długie
lata do więzienia. Ty mu go dałaś.
– Niemożliwe.
– Cyntia wydawała się być tak bardzo zmieszana, że aż ciastko
wypadło jej z dłoni.
– Nie
dałaś mu go? On go w ogóle ma? Cyntio!?
– Ja
chciałam tylko, by odjechał – wymyśliła pani Rodrigez na
poczekaniu. Jedyne co mogła teraz zrobić to grać niewiniątko. –
Chciałam, by nie myślał o mnie źle, by mu się ułożyło w
interesach i dał nam spokojnie żyć.
Marta
złapała się za głowę, nabrała głębiej powietrza i poczuła
jak ciśnienie jej podskoczyło.
– Javier
nie wykorzysta tego dokumentu przeciw naszej rodzinie. Obiecał mi to
– dopowiedziała Cyntia, a matka zaczęła przeklinać jej
naiwność. – Ale uspokój się – szepnęła. – Nic złego się
nie wydarzy. Javier nie ma złych intencji.
– Tak?
Jesteś tego taka pewna? – zapytała Marta bez przekonania. –
Zatem, proszę, podejdź do niego i poproś o zwrot. Siedzi tam. –
Wskazała na szwagra córki, który siedział dwa stoliki dalej.
– Abyś
się nie zdziwiła – rzuciła Cyntia i wstała od stołu.
– Wierz
mi, pragnęłabym się zdziwić – powiedziała sama do siebie wdowa
po Julianie Montenegro i chwyciła za filiżankę pełną kawy. Ręce
jej się trzęsły tak bardzo, że nieco ulała na porcelanowy
talerzyk.
Cyntia
podeszła do Javiera i zapytała niewinnie:
– Mogę
się przysiąść?
Mężczyzna
nie okazał się kulturą ani klasą. Nawet nie wstał.
– Jeśli
musisz – odrzekł z niekrytą niechęcią.
– Chodzi
o dokument, który ci dałam. Hektor zauważył jego brak i chcę go
z powrotem – skłamała.
– Zatem
masz problem. Ale jeśli tak bardzo boisz się gniewu męża, mogę
zaraz poinformować sędziego. Wiesz, tak w ramach naszej niepisanej
przyjaźni. – Chwycił Cyntie za dłoń. – Wtedy Hektor zostanie
posłany za kratki, a ty będziesz cała i nieposiniaczona.
– Javer,
ja nie żartuję. Moja matka plecie głupstwa, że chcesz to
wykorzystać przeciw Hektorowi, że chcesz zaszkodzić mojej
rodzinie.
– A
sądziłaś, że co zrobię? Trzy lata siedziałem za winy twego
męża.
– Chciałam
je naprawić. Oddałam ci dokument, a ty nas nim szantażujesz.
– Nie
was, a tylko twoją matkę i nic nie chciałaś naprawić, gdybym ci
nie zmusił, to w życiu nie oddałabyś mi tego aktu. Jeśli twoja
matka chce mieć wolnego zięcia, niech odda mi swój spadek. Ja
pokryję dochodami dług, Hektor nigdy się nie dowie, wszyscy
będziemy szczęśliwi.
– Dam
ci pieniądze – powiedziała w desperacji Cyntia. – Ile
potrzebujesz. Mam biżuterie…
– Nie
starczy nawet na jedną dziesiątą moich zadłużeń. Wierzyciele
poczekają, ale gdy będą mieli pewność, że zarabiam. A teraz
żegnam, chciałbym w ciszy i samotności dokończyć śniadanie,
oczywiście wszystko na koszt mej kochanej rodziny. – Skłonił się
delikatnie głową i bezczelnie uśmiechnął.
Cyntia
wstała. Łzy cisnęły jej się do oczu, ale postanowiła być
twarda.
– Łajdak
– syknęła.
– Mam
prawo nim być – odpowiedział z niekrytą radością. – Kelner,
jeszcze jedną lampkę wina, proszę. Mam dziś co świętować.
Zgłoś też w recepcji, że pragnę zając najlepszy z wolnych
pokojów.
Cyntia
powróciła do stolika i oparła łokcie na stole, skryła twarz w
dłoniach.
– Czyli
się nie pomyliłam. – Marta zrobiła kolejny łyk kawy z filiżanki
córki, a potem odstawiła ją na zalany podstawek.
– Co
się stało? – zapytała Julia, przysiadając się. Nie umknął
jej uwadze grobowy nastrój obydwóch pań.
– Twoja
siostra dała się oszukać.
– Jak
i komu? – Julia wydała się być zainteresowana. – Kelner! –
zawołała, gdyż chciała zgłosić zamówienie.
– Tak
proszę pani?
– Trzy
herbaty proszę.
Kelner
odszedł, a Julia patrzyła to na załamaną siostrę, to na wściekłą
matkę i nie domyślała się nawet jak poważne są problemy, które
wprawiły te dwie kobiety w taki stan.
– Ja
wyjaśnię – zgłosiła się na ochotnika Marta. – Brat Hektora,
Javier, szantażuje nas dokumentem, który Cyntia pomogła mu zdobyć.
– Dlaczego
to zrobiłaś? – zapytała Julka.
– Bo
chciałam naprawić błędy Hektora… i też moje błędy –
wyjaśniła.
– Było
trzeba nie rozgrzebywać brudów jego przeszłości! – warknęła
matka.
– Chciałam
naprawić krzywdy, które wyrządził mój mąż. Nie można mnie za
to winić!
– Jakie
krzywdy wyrządziłem i komu? – zapytał Hektor z lekkim uśmiechem.
Kobiety
dopiero zauważyły, że mężczyźni powrócili do stolika i stoją
nad nimi. Brown zaczepił kelnera i wymienił pustą szklankę na
pełną, a Hektor spoglądał to na żonę, to na teściową i
czasami też na szwagierkę. Wyraźnie wyczekiwał odpowiedzi na
pytanie.
– Cyntio
– rzekła Marta, sugerując, że córka powinna sama się przyznać
– Mówiłyśmy
o… – zaczęła Julia, ale mąż jej przerwał.
– Z
doświadczenia wiem, że pomiędzy małżonków lepiej się nie
wtrącać. Od kiedy twoja matka przestała wtrącać się do nas,
żyje nam się o wiele lepiej. – Przechylił szklankę do dna.
– Bastianie,
ja tu jestem obecna – pozwoliła sobie zauważyć Marta.
– Przecież
mamusię widzę. Orzekam tylko szczerą prawdę.
– Dowiem
się co się tutaj dzieje? – Hektor zdawał się być coraz
bardziej podirytowany zachowaniem całej trójki.
– Byłam
przeprosić Javiera za to co mu uczyniłeś, że nie zająłeś się
wyciąganiem go z więzienia jak należy. Matka ma do mnie pretensje,
że działam za twoimi plecami – skłamała.
– Mój
brat to drań jakich mało. Zaraz wezwę ochronę, by go wyrzuciła,
oczywiście po uprzednim uregulowaniu rachunku. – Hektor przysunął
sobie krzesło i usiadł między żoną, a teściową.
– Nie!
– krzyknęły równocześnie Marta z Julią, gdy Hektor podniósł
dłoń na kelnera. – Tylko nie wzywaj ochrony! – dodały
jednogłośnie.
– Chciałem
tylko zamówić kawę. Po śniadaniu sam go wywalę, osobiście.
– To
twój brat – przypomniała Cyntia.
– Wiem,
ale nie lubię gdy mi się za długo panoszą po domu obcy ludzie –
wyjaśnił, podbierając żonie jeden plasterek jabłka z deseru
właśnie przyniesionego przez kelnera.
– Skoro
to twój brat, to nie jest obcy – wtrącił się Bastian, który
nadal stał za plecami Julii i wypatrywał kelnera niosącego coś
innego niż napoje bezalkoholowe.
Hektor
przemilczał sprawę i zaczął przyglądać się uważnie żonie.
– Płakałaś?
– zapytał, gdy zauważył wilgoć na jej policzkach.
– Coś
mi wpadło do oka – skłamała po raz kolejny.
– Hektorze,
mogę cię prosić na moment – zapytała Marta Montenegro, wstając
od stołu.
– Mamo,
nie wtrącaj się – warknęła Julia.
– Chodzi
o moją rodzinę, o naszą rodzinę. Nie będę milczała – odparłą
stanowczo.
– Mamo,
proszę. – Cyntia spojrzała na nią błagalnie, a Hektor i Bastek
zdawali się ani trochę nie rozumieć sytuacji.
Oboje
przypominali teraz dwoje zagubionych dzieci, poruszających się
niczym ślepi we mgle.
– W
takim razie powiedz sama coś narobiła – zażądała szybko Marta.
– Czy
wy coś przede mną ukrywacie? – zapytał Hektor wprost. – Pani
Marto?
– Niech
Cyntia ci powie, dlaczego nie możesz wyrzucić własnego brata z
pensjonatu ani restauracji.
– Cyntio?
– mężczyzna spojrzał na żonę wyczekująco. Ta jednak milczała.
– Nie
masz odwagi? – zadrwiła Marta. – Miałaś odwagę wtrącić się
w interesy męża i zadziałać na jego niekorzyść, a nie masz
odwagi mu o tym powiedzieć?
– Chwileczkę.
– Hektor ponownie spojrzał na żonę. Nawet się przychylił, by
lepiej widzieć jej twarz. – Co takiego zrobiłaś?
– Oddałam
dokument Javierowi, ten z twojego gabinetu – wyznała nie patrząc
na niego. Ciągle bawiła się serwetką.
– Jaki
dokument? – dociekał. Miał rozbiegany wzrok, ale świdrował nim
tylko ukochaną. – Pytam! – uniósł się.
– Hektor,
jesteśmy w miejscu publicznym – zwróciła mu uwagę Julia. Miała
przy tym ostry ton.
– Masz
racje, niepotrzebnie się unoszę. – Mrugnął do niej, a potem
ponownie spojrzał na żonę. – O jakim dokumencie mowa?
– O
tym z krzesła, co wyjęłam – chaotycznie odpowiedziała Cyntia,
spuszczając przy tym głowę.
Hektor
poczuł jak się w nim zagotowało. Jego dłoń znajdująca się na
stole zacisnęła się tak mocno, że aż pobielały mu kłykcie.
– Akt
własności kopalni? – zapytał złowrogim szeptem.
Cyntia
potwierdziła ruchem głowy.
– Dlaczego,
do cholery…
– Ciszej
– warknęła Julia, chwytając Hektora za nadgarstek.
Mężczyzna
odetchnął głębiej i przerwał wypowiedź.
– Cyntio,
poczekaj na mnie w naszym pokoju. Idź tam teraz, por favor –
Słowa jakie skierował do żony były grzeczne i nie można mu było
zarzucić chamstwa, ale wypowiadał je takim tonem, że wszyscy
siedzący przy stole zdawali się nagle przestać oddychać.
Cyntia
poczuła jakby jej serce stanęło, a Hektor wpatrywał się w nią
wyczekująco. Zdawał się być niecierpliwy, a jego zaciśnięte
szczęki świadczyły o dużym rozgniewaniu.
– Czemu
macie takie grobowe miny? – zapytała Laura wesolutko, gdy tylko
podeszła do zgromadzonych, była wraz z Martinem.
Cyntia
wstała i udała się schodami do góry, aż do ich pokoju, w którym
piastunka Edwarda opiekowała się Marselem. Hektor odprowadził żonę
wzrokiem na tyle na ile mógł.
– Powiedziałam
coś nie tak? – zapytała Laura, nie zdając sobie sprawy z powagi
sytuacji.
– Nie,
to nie twoja wina – uspokoiła ją Julia i nawet rzuciła
serdecznym uśmiechem, mającym na celu dodanie nastolatce otuchy.
Hektor
podparł policzek na mocno zaciśniętej pięści, wyglądał jakby
intensywnie myślał.
– Uspokój
się – rozkazała Marta Rodrigezowi.
– Nie
mów mi co mam robić – odwarknął w jej stronę.
– Hektor,
dlaczego ty się nie umiesz zachować. Powarkujesz na matkę swojej
żony. Czy ja się całe życie będę musiała za ciebie wstydzić,
braciszku? – zapytała wesolutko Laurka, siadając na miejscu,
które jeszcze niedawno zajmowała Cyntia. – No powiedz mi, czy nie
można spokoj…
– Zamknij
się – rozkazał ostro siostrze. Wstał od stołu niezwykle
energicznie i ruszył na rozmowę z żoną.
– Matko,
zrób coś, on ją rozniesie – nalegała Julia.
– I
słusznie. Sama jest sobie winna. Mam tylko nadzieję, że nie uczyni
tego za głośno i goście się nie zorientują.
– Jak
pani może, to pani córka! – krzyknęła na kobietę Laura.
– Jak
będziesz miała dzieci, to zrozumiesz, jak mogę. – Marta
Montenegro wstała od stołu i odeszła.
– Bastian
– rzekła Julia natarczywie wpatrując się w męża.
– Ja?
– zdziwił się mężczyzna.
– Tak,
ty. Chyba ty nosisz spodnie.
– Przebiorę
się nawet w sukienkę, tylko nie każ mi tam iść, bo to jak
wystawić się na uderzenie pioruna.
– Bastian!
– warknęła na niego.
– Dobrze,
pójdę, ale jakbym umarł, to nie zapomnijcie włożyć whisky do
mojej trumny i koniecznie persióweczkę z rumem, koniecznie. –
Bastek poklepał się dwukrotnie po klacie i ruszył pod drzwi pokoju
Rodrigezów.
No to się Cyntia wpakowała i Charlie w sumie też,ale plan był dobry.Kto mógł przypuszczać,że Rodrigez pchany ciekawością sprawdzi wersję wydarzeń Cyntii.Jestem ciekawa co ona wspólnego z tym opuszczon domem,czyżby kolejna tajemnica z przed lat
OdpowiedzUsuń?
Plan był niezły ale Hektor jest zbyt czujny i nieufny żeby tak łatwo to kupić. Teraz to obydwoje się wpakowali. Jestem ciekawa czy Hektor zrobi teraz awanture czy zachowa to dla siebie ale nie będzie spuszczać jej z oka. Ciekawa czy on rzeczywiście tak bardzo martwił się jej bezpieczeństwem czy bał się tego czego może się dowiedzieć...
OdpowiedzUsuńTo było straszne tym to Hektor na pewno nie wzbudzi jej zaufania. I teraz to juź w ogóle nie będzie do niego przychodzić z problemami. Ja to w sumie zaczęłabym się go bać. Skoro jest zdolny do takiej przemocy to strach myśleć do czego jeszcze. Niby chciał dobrze a wyszło jak zawsze. Mu to by się przydało trochę empatii i lekcje panowania nad gniewem.
OdpowiedzUsuńHektor mnie przeraził,to jak potraktował tego człowieka... straszne.Cyntia nie powinna się jednakna niego o to obrażać przecież on tylko chcę ją chronić,ale nie musiał prać tego mężczyzny przy niej.
OdpowiedzUsuńJak Hekt się dowie,że tego dokumentu nie ma Cyntia będzie miała naprawdę przejebane ale cóż chyba nie ma wyboru...
Cyntia niezłe kłamstewko sobie wymyśliła co prawda wyszła na naiwną idiotkę ale to i tak lepsze niż jakby miała powiedzieć prawdę.Hektor niestety nie odpuścił i wpadł na pomysł z tym okropnym klęczeniem. To jakaś jego ulubiona kara czy co?Już raz Laurze kazał klęczeć.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa kto mu przysłał tą urokliwą paczkę i czego chcę w zamian za milczenie.
Cyntia co prawda wyszła na nieporadną dziewczynkę co to świata nie zna w ogóle, ale lepsze to niż by miała powiedzieć prawdę. Jej by pewnie krzywdy nie zrobił, ale Will pewnie by długo po świecie nie pochodził. Te jego kary to serio też się zaczynam zastanawiać o co mu z tym klęczeniem chodzi. Chociaż z drugiej strony patrząc po jego wspomnieniach z dzieciństwa to i tak stosuje te najdelikatniejsze.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa kto przysłał paczkę. Oraz kto wysłał Willem książkę. Chyba że to ta sama osoba...
Dobrze że Hektor był czujny wobec Cynti.Nie powinna odawać tego dokumentu
OdpowiedzUsuńCzytałaś poprzednie rozdziały? Gdyby nie oddała tego dokumentu to Javier powiedziałby o Williamie.
UsuńKto by pomyślał, że Hektor będzie miał takiego zaufanego człowieka. Myślałam, że on nikomu nie ufa nawet w najmniejszym stopniu, a Charlie jest jego niemalże przyjacielem. Na razie mało razy się pojawił, ale wydaje mi się, że to całkiem fajna postać. Jego pomysł z tymi kwiatami był dobry, jednak nie na tyle dobry żeby przechytrzyć Hektora.
OdpowiedzUsuńScena jak Hektor łaskocze Cyntie jest fajna. Taki moment beztroski. Powygłupiali się, wszystko cacy pięknie. Lubię takie przerywniki od zmartwień. Przydają się w tym ich świecie intryg.
Straszne jest jak Hektor pobił tego człowieka. Ten człowiek ją skrzywdził, więc Hektor wyrządził krzywdę jemu. Chociaż nie powinien robić tego przy niej, w ogóle nie powinien tego robić... staram się to jakoś zrozumieć, ale mnie takie postępowanie trochę przeraża. To straszne co musiała sobie pomyśleć o mężu Cyntia zwłaszcza, że ona taką wielką przeciwniczką przemocy jest.
Oh... Cyntia nauczyła się kłamać. Pamiętam jak w tamtej wersji nie bardzo jej to wychodziło. Teraz nieźle sobie radzi. Może przez to kłamstwo wyszła trochę na nieporadną dziewczynę co to nie wie jacy naprawdę są ludzie, ale lepsze to niż gdyby Hektor o Williamie miał się dowiedzieć. Kara nie jest jakaś najgorsza chociaż faktycznie on coś z tym klęczeniem ma ;p ale Cyntia i tak miała lepiej od Laury. Lepsze klęczenie na krześle niż na grochu.
Ciekawa jestem kto wysłał paczkę i jakim cudem znalazł to ubranie. Coraz ciekawiej się robi najpierw Willi dostał książkę, teraz Hektor ubranie Violetty. A może te przesyłki są od tej samej osoby ?
Ciekawe kto przysłał Hektorowi paczkę z zakrwawionym ubraniem Violetty i czy jest to ta sama osoba co zostawiła książkę dla Williama.
OdpowiedzUsuńCharlie chciał pomóc Cyntii i wymyślił zakup kwiatów,ale niestety wydało się. I tak w ogóle co ma wspólnego Hektor z tym starym domem, jaka wiąże się z tym tajemnica.
Hektor pobił człowieka który chciał skrzywdzić Cyntię, tylko dlaczego zrobił to na jej oczach, może chciał jej pokazać, co się dzieje z ludźmi, którzy z nim zadzierają i chcą skrzywdzić bliską mu osobę, może w pewien sposób miała to być dla niej przestroga.
Cyntia w poprzedniej wersji oddała Javierowi akt własności z głupoty i naiwności, a teraz została do tego zmuszona szantażem, wolała wyjść na głupią i naiwna gęś niż żeby wydało się jej powiązanie z Williamem.
Czy Hektor ma jakąś obsesję z tym klęczeniem, najpierw ukarał Laurę i kazał jej klęczeć na grochu, a teraz Cyntia.
Mnie też ciekawi kto mógł przesłać Hektorowi paczkę i czt ta osoba ma coś wspólnego z przesłaniem książki Willamowi. Cyntia oddała akt własności ale była do tego zmuszona bo inaczej Hektor by sie o wszystkim dowiedział. Dla Cynti to musiało być szokiem co Hektor zrobił teku facetowi.
OdpowiedzUsuńNadejdzie kiedyś dzień, gdy ciekawość oraz naiwność stanie się dla Cyntii zgubna.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że wszystkie te niedomówienia w rodzinie Rodrigez, a później awantury wynikają czasami z braku rozmów między nimi. Tak jak Hektor zna Cyntie, bo dopytywał o nią to tu to tam, jak i ją samą, tak Cyntia nieszczególnie się nim interesowała. Nigdy nie zabronił jej pytać o swoją przeszłość, ale ona zamiast zapytać wprost to woli kombinować za jego plecami. Nie dziwię się, że jej nie ufa, że ma jakieś podejrzenia, sprawdza ją. Sprawa z aktem własności też mogła potoczyć się zupełnie inaczej gdyby tylko podzieliła się problem z kimś rozsądniejszym.
Javier niby nie zostawił Cyntii wyboru i było pewne, że dla swojego i Williama dobra odda akt własności. Jednak gdyby bardziej wierzyła w Hektora, a nie wciąż zakładała, że on postąpi tak, a nie inaczej to mogłoby się odbyć bez jej głupiego wyczynu i późniejszych konsekwencji. Wydaje mi się, że gdyby od początku powiedziała Hektorowi kim był dla niej William i zaprzeczyła, że nic do niego nie czuje itp. odpuściłby. Pewnie nie wpadłby na pomysł, że to może być dziecko Williama więc wytłumaczenie całej sprawy odbyłoby się bez większego zamieszania, a nawet jeśli prawda wyszłaby na jaw to może nie byłoby wtedy kolorowo ale tragicznie też nie. No ale skoro Cyntia lubi sobie życie utrudniać, a najwyraźniej tak jest to tylko należy jej życzyć powodzenia.
Co do zachowania Hektora, a dokładniej potraktowania tamtego mężczyzny to prawda jest taka, że niejeden facet w dzisiejszych czasach postąpiłby tak samo( no może bez broni ale jednak do bójki by doszło). Nie pozwoli obrażać, krzywdzić osób które kocha i Cyntia powinna zdać sobie sprawę i nie dawać mu powodów do nadmiernej troski jaką w tamtym momencie okazał. Natomiast jeśli chodzi o karę dla Cyntii to na pewno nie powiem, że nie zasłużyła, a poza tym jak ma na nią wpłynąć skoro słowa do niej nie docierają? Być może jak będzie wiedzieć co ją spotka z ręki męża to dwa razy pomyśli zanim coś zrobi i będzie rozsądniejsza. Nie uważam, że Hektor dobrze robi stosując takie czy inne kary, ale trzeba przyznać, że odpowiednie wychowanie, którego niestety nie otrzymała od rodziców, z pewnością jej się przyda.
Cyntia wreszcie się doigrała i tak Hektor był dla niej łagodny. To już lepiej gdyby to z Williamem wyszło, no bo brat Hektora nie wiedział chyba że to dziecko jest Williama.
OdpowiedzUsuńTeraz przynajmniej jest jakieś rozsądne uzasadnienie tego, że Cyntia oddała Javierowi akt własności. Podoba mi się, że ona chce samodzielnie zdobyć jakieś informacje o mężu. Chyba przeczuwa, że Hektor nie mówi jej prawdy.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie postawa Chariego. On już miał kwiaty w bagażniku, czyli jeszcze zanim Cyntia poprosiła o dochowanie tajemnicy, przygotował dla niej wymówkę. Dlaczego? jednak widzi w Hektorze zagrożenie? Czy coś źle zrozumiałam?
Karteczka z miejscem spotkania? A z kim Cyntia miała się spotkać? Była z kimś umówiona? Z kim? Przecież działała sama i w tajemnicy. I później nie ma słowa o tym kimś. Jakoś mi to nie pasuje. Trochę na siłę. Proponowałabym jakieś inne rozwiązanie. Może zapis w notesie?
Reakcja Hektora iście bestialska. Naprawdę, aż mi ciarki przeszły od czytania, więc co przeżyła Cyntia oglądając?
Postawa Williama naprawdę godna przyjaciela. Tyle że to Hektor powinien być wtedy przy Cyntii. On wiele traci przez to, że go nie ma, że wymaga, nakazuje i oczekuje, ale nie ma go, kiedy trzeba przytulić, pocieszyć, wyjaśnić. Już chyba wiem, czego mi u Hektora od początku brakowała. Czułości. Jest troskliwy, ale tylko wtedy, kiedy trzeba i czasem dziwnie tę troskę okazuje. Natomiast nie jest ani trochę czuły. I chyba tak naprawdę słabo tę Cyntię zna.
Widziałam w tekście kilka literówek.
Maja.
Hejo! :3
OdpowiedzUsuńHehe. To się porobiło xD
Hm. Zastanawia mnie, z kim miała spotkać się Cyntia. Nie było wspomniane, no nie? Pierwszą osobą, jaka przyszła mi na myśl, był William, ale to chyba nie on. Może Javier? Ale jak rozmawiał na końcu z Cyntią, to zrezygnowałam. No nie wiem :/
Cóż... Nie zaprzeczę, że mimo, iż zdążyłam już poznać Hektora i wiem, jaki jest, gdy się zdenerwuje, zaskoczyło mnie jego zachowanie. Nie sądziłam, że tak okrutnie potraktuje tego człowieka. Mógł przestać chociaż dla Cyntii.
Teraz doszła sprawa z Javierem. Cyntia postąpiła nieodpowiedzialnie, że dała mu ten dokument. Zastanawiam się, w jaki sposób uda im się go odzyskać. O ile się uda...
Heh. Słowa Bastiana na sam koniec są trochę zabawne xD W sumie to nie dziwię mu się, że się boi. W końcu to Hektor... Na jego miejscu też bałabym się tam pójść, ale współczuję mu. Zawsze na niego padnie! Julia mogłaby pójść z nim. W końcu jest kobietą i wątpię, że jak przeszkodzi Hektorowi to ją uderzy :P
Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! :***
Maggie
I jak sądzisz, co zrobi teraz Hektor, gdy już będzie w pokoju z żoną sam na sam?
UsuńEee... Cóż. Jest nieźle wkurzony i coś mi się wydaje, że ją zleje ( choć mogę się mylić, ale wątpię, że w tej sprawie :P ) xD
UsuńNo i Hektor się dowiedział o wydarzeniach z dnia poprzedniego i o dokumencie który został przekazany Javierowi. Cyntia mogłaby przestać kłamać, bo prawda i tak wyjdzie na jaw.
OdpowiedzUsuńPewnie teraz odbędzie się rozmowa pomiędzy Hektorem i Cyntią i pewnie to miła rozmowa nie będzie.
Czekam na kolejny rozdział.
Czyli wydaje ci się, że Hektor z Cyntią tylko i wyłącznie porozmawia?
UsuńI dowiadujemy się o kolejnej bójce Hektora Rodrigeza. Coraz mniej lubię tego gościa, tak samo, jak Cyntię.
OdpowiedzUsuń"W tej rodzinie będąc, to tylko się upić można, najlepiej tak bardzo, by o tym zapomnieć, że się w niej w ogóle jest" - święte słowa, jeśli chodzi o Rodrigezów i Motenegro (jeśli pokręciłam nazwiska, to przepraszam). Chyba cokolwiek nie zrobiłby Bastian, i tak będę go uwielbiała.
Cyntia myślała, że Hektor machnie ręką i nie będzie drążył tematu? Wcale nie dziwię się, że chciał dowiedzieć się po co pojechała jego żona do tego miasteczka. W dosyć brutalny sposób pokazał jej jak potrafi obchodzić się z ludźmi, którzy chcą ją skrzywdzić. Niby mąż powinien bronić żonę, więc Hektor dobrze postąpił z tamtym człowiekiem, ale jednak coś mi nie gra. Zero litości, jakiegokolwiek współczucia, tylko i wyłącznie zemsta. Raz Hektor jest oddanym ojcem, a następnym zachowuje się jak bestia :(
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem co zrobi Hektor Cyntii. Aż się normalnie o nią boję, nie wyobrażam sobie jego złości. Nie sądzę, że byłby w stanie ją pobić, ale pewnie ją jakoś ukarze...
Zaraz czytam dalej, bo ciekawość mnie zżera :)
amandiolabadeo.blogspot.com
Cyntia węszy i prowadzi swoje prywatne śledztwo. Była naiwna, skoro wydawało jej się, że Hektor zostawi to tak bez żadnych wytłumaczeń.
OdpowiedzUsuńCharlie to dobry człowiek. Pomóc Cyntii, uknuł cały ten plan, który może by się udał, gdyby nie dociekliwość jej męża. Przy okazji naraził się Hektorowi, ale wydaje mi się, że on nie mógłby zrobić krzywdy Charliemu. W końcu wiele mu zawdzięcza.
Nie można tego samego powiedzieć o tych ludziach, którzy chcieli skrzywdzić jego ukochaną. Hektor po raz kolejny pokazał, jaki potrafi bywać. Odkrył tą swoją gorszą stronę. Niby z troski i miłości, ale... przeraża mnie odrobinę ta jego zmienność. Raz potrafi być czuły, a po chwili zmienia się w jakiegoś potwora. Ciężko nadążyć.
I jednak Cyntia uległa szantażyście. Nie dziwię się, ale trochę się o nią obawiam. Hektor może nie zrobi jej jakiejś wielkiej krzywdy, ale jest wzburzony (całkiem słusznie) i taki stan nie jest zbyt bezpieczny dla Cyntii...
Cyntia jest dowodem na to, że tak młode kobiety nie powinny wychodzic za mąż. Ja nie wiem gdzie ona byla chowana, czy ona jest tak naiwna czy po prostu pusta.
OdpowiedzUsuńCyntia wgl nie myśli, i robi co się jej żywnie podoba. Oni przez nią wylądują kiedys na bruku. Na poczatku opowiadania zdawało mi sie że ona bd taką pogodna, inteligentną i uczynną kobietą a robi sie z niej coraz większa kretynka. Po co on rozgrzebuje jego przeszłość, czy ona by chciała, żeby Hektor grzebał w jej sprawach z dawnych lat? Niech zostawi przeszłość za sobą i żyje teraźniejszością! Mam nadzieje, że Hektor jej cos zrobi i nawet jej żałować nie będę
Wychodzi na to, że chwilowo jestem na bieżąco z dodanymi rozdziałami. Muszę przyznać, że nawet trochę mi z tym dziwnie. Tym bardziej, że nie czeka już na mniej żaden kolejny rozdział i w zamian za to nadszedł czas, w którym ja będę musiała na takowy czekać.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że z tych wszystkich ostatnich rozdziałów, które miałam okazję przeczytać mam taki swój ulubiony. Uśmiałam się przy 21, jak przy żadnym innym. Może i wisiała jakaś tam groza złości męża nad Cyntią za to wynoszenie spraw z sypialni (przepraszam "z gabinetu") do szerszego grona rodziny, ale i tak te perypetię z odkryciem, czym jest ta cała miłość grecka i irlandzka były genialne. Poza tym sam w sobie ten rozdział jest dłuższy od pozostałych :)
Obawiam się, że w swoim komentarzu wiele istotnych kwestii pominę, ale postaram się oddać w nim, choć część odczuć, jakie towarzyszyły mi w trakcie poznawania losów bohaterów. Chociaż tak swoją drogą nawet nie wiem, od czego powinnam zacząć... Może od tego, że po tym wszystkim jednak znów w pewnym stopniu zmieniłam zdanie o Hektorze. Muszę przyznać, że rozczula mnie jego tkliwość i troska nad synem, czy też nad żoną. Poza tym przez tak wiele rozdziałów nie zrobił jej jakiejś poważnej krzywdy, że chyba zaczynam darować mu te jego "wybryki". Co prawda nie całkowicie, ale nie jestem już tak definitywnie nastawiona na "NIE" do jego postaci. Doceniam to, że ma w sobie też dobre strony. Tym bardziej, że tym razem do Cyntia właśnie zaczynała mi działać na nerwy i to niestety w wielu aspektach. Pierwszym na pewno jest to, jak traktuje własne dziecko. Rozumiem, że jest młoda i nie jest na nie tak naprawdę gotowa. Niemniej jednak, kiedy traktuje Marsela, jak balast, którego najchętniej by się pozbyła, to aż krew mnie zalewa. Poza tym te jej ciągłe kłamstwa. Chociaż tutaj nie powinnam za bardzo na nią naskakiwać. Pod tym względem ta dwójka dobrała się idealnie. No i jak tak nad tym myślę - Hektor to hipokryta. Z jednej strony wymaga prawdomówności, a z drugiej sam się na nią nie zdobywa. Albo robi to w nieodpowiednich momentach. Jestem szczerze zaskoczona tym, że zdradził Cyntii, gdzie znajduje się ten akt własności kopalni. Nie miał nawet przy tym jakiś większych wątpliwości. Aż zaczęłam go mieć w tamtym momencie za głupka. Z jednej strony odmawia żonie wielu informacji, a z drugiej dzieli się tą, która może zaważyć na jego losie... Niestety usuwam jednak z tego stwierdzenia "może", bo rzeczywiście w tym rozdziale zaczęła ważyć. Tak swoją drogą ten cały Javier ma niesłychane szczęście. Znaleźć się pod odpowiednimi drzwiami w idealnym czasie... Aż nie dziwię się, że wykorzystał tą nadzwyczaj interesującą informację. Znając jego (chociaż tak ogólnikowo), zdziwiłabym się, gdyby tego nie zrobił. I tu pojawia się pytanie: Jak Hektor się z tego wywinie? No i jaka kara czeka jego małżonkę? Coś czuję, że tym razem nie obejdzie się bez rękoczynów. Może nie jakichś poważnych, ale i tak wydaje mi się, że Cyntia dostanie niezłą lekcję.
Niezwykle zastanawia mnie od kogo William dostał tę książkę. Biorąc pod uwagę, że jest to egzemplarz, który był w posiadaniu ojca Cyntii, powinnam mieć zawężony krąg "podejrzanych". Ale to wcale nie wydaje się takie łatwe. Tym bardziej, że ta osoba zna przeszłość Hektora... No i ta osoba wiedziała, że William stał się kelnerem w domu państwa Rodrigezów. Poza tym musiała też być poinformowana o zażyłym związku, który łączył kiedyś tego chłopaka z panią domu. Tyle poszlak, a żadne imię, czy też nazwisko nie przychodzi mi do głowy! Jednak póki jestem przy Williamie - ten to też miał niemałego farta. Trafić akurat na Hektora, jako osobę do pogaduszek w tawernie. No i jeszcze nie wiedząc, kim jest jego towarzysz, zostać u niego zatrudnionym! Oj w tym przypadku nieźle mu się poszczęściło. Chociaż nie jestem pewna, czy aby na długo, biorąc pod uwagę, jak się wystawia, ciągłymi spotkaniami z żoną swojego pracodawcy. Może i nie mają one charakteru romantycznego, ale pocałunki też się zdarzyły i w tym przypadku, przynajmniej bez żadnych świadków. Zresztą doceniam to, jak Cyntia stara się tą swoją "starą" miłość trzymać z daleka od siebie. Trzeba przyznać, że dziewczyna już bez tego ma dosyć kłopotów. A i jeszcze muszę dodać, że lubię Willa. On wydaje mi się najbardziej pozytywną postacią w tym wszystkim. No i jest dość spostrzegawczy :) Cieszy mnie, że dostał chociaż chwilę ze swoim synem.
UsuńTa historia jest tak genialna i wypełniona tyloma wątkami, które się cały czas wzajemnie przeplatają, tworząc naprawdę ciekawą całość, że cieszę się, że mogę ją czytać. Tyle się tu dzieje, że po prostu nie da się nudzić. No i nie da się wszystkiego skomentować tak na "raz". Teraz pisząc wiem, że pominęłam w swojej wypowiedzi wiele istotnych wątków (np. podróż Cyntii po mniemane "kwiaty", czy zdobycie alibi przez Hektora u Marty), ale wydaje mi się, że do wielu kwestii będzie nawiązanie w kolejnych rozdziałach. Nie będę rzucać przewidywaniami na przyszłość, tym bardziej, że ta historia pewnie jeszcze nie raz mnie zaskoczy. Przynajmniej Cyntia już wie, że Will odszedł, bo myślał, że "umarła". Osobiście nie chciałabym się dowiedzieć, że ktoś mnie pochował - aż się wzdrygnęłam na samą myśl...
Teraz to pozostaje mi czekać na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że tym razem nie narobię sobie zbyt wielkich zaległości. Chociaż miło mi się spędzało czas na pochłanianiu kolejnych rozdziałów tej opowieści. Pozdrawiam serdecznie! :)
Cztery razy czytałem twój komentarz, tak bardzo mi się spodobał. Cieszę się, że lubisz Willa, choć on jeszcze będzie miał swoje pięć minut, w których niemało nagrzeszy.
UsuńCyntia i jej macierzyństwo, to temat rzeka.
Hektor i rękoczyny... będą, nastąpią, ale jeszcze nie teraz :)
Pozdrawiam i zapraszam ponownie.
Jestem :)
OdpowiedzUsuńCzytam sobie trochę na raty, gdzieś między zajęciami, a czasem nawet na wykładach ;) Nie jestem więc w stanie wszystkiego komentować, a działo się tutaj w ostatnich rozdziałach.
Pojawienie się Javiera spowodowało, że znowu wraca przeszłość Hektora, która i tak nadal jest dość tajemnicza. Cyntia cały czas dowiaduje się i utwierdza w tym, jak niewiele wie o mężczyźnie, za którego wyszła.
Ale, kurcze, Cyntia czasem postępuje tak lekkomyślnie, jak na przykład wtedy, gdy wybrała się sama do Kanonber... No i ja już wcale nie dziwię się Hektorowi, że po prostu musi być czasem na nią wkurzony. Ostatnio jednak się powstrzymuje. Nie wiem tylko jak postąpi z żoną po tym incydencie z oddaniem Javierowi aktu własności. Incydencie? Nie, to zdecydowanie mało powiedziane. No wiadomo, że Cyntia bała się o własną skórę, ale... Ja już nie wiem co gorsze. Ten akt w rękach jej szwagra, czy wyjawienie, że William jest tym, kim jest dla niej?
No właśnie. William. Jego pojawienie się w domu Rodrigezów w postaci kelnera jest bardzo ciekawe. Lubię tego człowieka. Bawi mnie to, jak próbuje zbliżyć się do Laury :). Jednak zastanawia mnie, kiedy ktoś coś zacznie podejrzewać, kim dla Cyntii jest Willi. Na razie odkrył to tylko Javier, ale nie wierzę, że uda im się to ukrywać na dalszą metę, jeśli on dłużej tam pozostanie. Mam wrażenie, że on chce się z powrotem zbliżyć do dziewczyny. Gdzieś tam skradł jej pocałunek chyba...
Ale szybko się zorientował, że Marsel jest jego dzieckiem. To było urocze, że chciał spędzić trochę czasu z własnym dzieciątkiem :). No więc jak to jest, że Hektor nie domyśla się, że to nie jego syn? W sumie nie ma powodów, żeby się nad tym aż tak zastanawiał...
I jest jeszcze jeden interesujący szczegół. "Otello". Kto dał Williamowi książkę? Komu może zależeć na tym, żeby zadbał on o bezpieczeństwo Cyntii?
Przepraszam, że tak pod jednym rozdziałem wrzucam wszystko z tego, co ostatnio czytałam. Mam nadzieję, że nie poplątałam czegoś :/
Pozdrawiam!