czwartek, 16 czerwca 2016

Rozdział 23: W moich ramionach


Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem  Rozdział 22: Nowy lokaj

Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek

Niegdyś panna Montenegro, a teraz pani Rodrigez, powróciła do sypialni małżeńskiej. Zdjęła szlafroczek stojąc przodem do łóżka. Sądziła, że jej mąż bierze jeszcze kąpiel. Było jednak inaczej. Hektor zaszedł ją od tyłu i objął. Wpił się ustami w okolice jej szyi. Szybko jednak wyczuł, że coś jest nie w porządku.
Co się dzieje? – zapytał wprost, gdy Cyntia niemal zesztywniała na jego dotyk.
Jeszcze śmiesz się pytać? – wycedziła wielce zbulwersowana.
Kochanie, ale chyba nie takim tonem – pouczył i podążał dłońmi w okolice jej biustu. – Wszakże on nie przystoi damie. – Ponownie musnął gdzieś nieopodal jej szyi.
Cyntia tym razem postanowiła nie być bierna. Odwróciła się przodem do męża i warknęła:
Nie chcę byś mnie dotykał. Nie chcę być przez ciebie dotykana.
Z jakiegoż to powodu? – Chwycił dłońmi za barierki ramy łóżka, czym ją skutecznie osaczył, uniemożliwiając drogę ucieczki. Lekko, nieco łobuzersko się uśmiechnął, jakby uznawał to za zabawę, a ta przecież niezwykle go podniecała.
Cyntia spojrzała w zamglone oczy męża, były nadal upojone alkoholem, i to tak bardzo, że aż zachodziły mgłą.
Jesteś pijany – stwierdziła z odrazą.
Trzeźwy, czy też nie, nadal jam twój mąż.
Plącze ci się język. Nie pogrążaj się, błagam. – Mówiła odważnie, była przy tym pewna siebie, ale tylko dlatego, że wzrokiem odbiła gdzieś w bok i nie patrzyła na jego posturę ani wyraz twarzy.
Hektor niespodziewanie ustąpił.
Zatem, dobrze, nie będę nalegał. – Odsunął się o mały kroczek w tył i uniósł dłonie do góry na wysokość głowy w geście poddania się albo po prostu, by umożliwić jej przejście.
Cyntia prychnęła z dezaprobatą i przecisnęła się między mężem, a ramą łóżka.
Nadal nie zachwyca mnie twój ton – rzekł jakby sam do siebie, podchodząc do komody, gdzie uprzednio pozostawił karafkę.
A mnie zawodzi twoje postępowanie. – Usiadła na łóżku, wyjęła krem z szuflady stolika nocnego i zaczęła nacierać nim ręce.
Hektor zasiadł w fotelu z drinkiem w dłoni. Delektował się smakiem trunku i starał się zdusić w sobie pożądanie, podczas, gdy jego żona rzuciła złośliwie:
I znowu pijesz.
Rodrigez uśmiechnął się skrycie i zamrugał dwukrotnie oczami.
Kochana, ty czasami nie przesadzasz? Jeden drink przed snem, to nie hektolitry pite bez umiaru.
A w tawernie? – Położyła się wygodnie i poprawiła okrycie.
Hektor wstał z fotela, pokonał dzielący ich dystans i usiadł na łóżku. Odłożył szklankę na stolik nocny i spojrzał na żonę.
Kochana, jak każdy mężczyzna… – Zaczął kreślić nieokreślone wzory na jej ramieniu opuszkiem swojego palca.
Nie dotykaj mnie! – warknęła i strąciła jego dłoń z siebie.
Trudno sobie nawet wyobrazić małżeństwo bez dotykania – wykpił ją, ale zabrał rękę, tylko po to, by ponownie chwycić za szklankę.
Cyntia mimo woli się zaśmiała, ale nieradośnie, bardziej brzmiało to jak śmiech zawodu.
Nie proszę cię żebyś mnie nie dotykał w ogóle, a zabraniam ci dotykać mnie teraz, dziś, tej nocy i przez najbliższy czas.
Ile to najbliższy czas? – zapytał naiwnie z łobuzerskim uśmiechem.
Cyntia miała już dość tej bezowocnej dyskusji, prychnęła i odwróciła się tyłem do męża. Uznała za najlepszy pomysł przespanie gorszych chwil, bo rozmowa z Rodrigezem, gdy był po takiej ilości napojów procentowych, nie przynosiła pożądanych efektów.
W ogóle w ustach żony słowa zabraniam dotykać? –mówił pytająco, jakby sam do siebie, popijając przy tym co jakiś czas ze szklaneczki.
Cyntia na te słowa lekko się przeraziła. Spodziewała się, że dotknie ją po raz kolejny, tym razem bardziej natarczywie. Tak się jednak nie stało. Hektor wstał z łóżka, stanął na środku pokoju, przechylił szklankę do dna i napełnił ją po raz kolejny.
Ciężko będzie mi tej nocy cię nie dotykać, zważywszy na to, że nie mamy najszerszego łóżka – przemówił głośniej, by mieć pewność, że usłyszała.
Liczę na twoją galanterię, klasę i wrażliwość. Jeśli nie jesteś pewny sam siebie, to po prostu zajmij inną sypialnie albo kanapę.
A ty jesteś pewna mnie?
Nie, ale ty nie masz pewności czy nie ukryłam noża pod poduszką –odpowiedziała w taki sposób, by wreszcie zakończyć tę bezsensowną wymianę zdań.
Jednak Hektora nie przeraziły jej słowa. Zaśmiał się, opróżnił szklankę do dna i ponownie się zaśmiał. Odłożył szklane naczynie i podszedł do żony.
Uwielbiam twoje niecodzienne poczucie humoru. – Nachylił się, by musnąć jej policzek. – Idę do kuchni, przynieść ci coś? Może tarteletki?
Cyntia poczuła odór alkoholu wymieszany z dymem tytoniowym. Skrzywiła się. Już miała coś powiedzieć, ale nie zdążyła, bo Hektor opuścił pokój. Odetchnęła z ulgą. Zmrużyła oczy z nadzieją, że gdy się obudzi wszystko będzie jak dawniej… lepiej, ale gdy się obudziła, nic już nie było jak dawniej.

Zaraz po otwarciu oczu, zdała sobie sprawę, że ciężka ręka męża przygniata ją do łóżka. Wypuściła więc powietrze przez zęby.
A prosiłam żeby mnie nie dotykał – rzuciła sama do siebie nieuprzejmym tonem. Myślała, że Hektor śpi i nie słyszy. Chwyciła za nadgarstek jego ręki i próbowała ją podnieść, by móc wstać.
Nie prosiłaś tylko zażądałaś, nawet nie pytając mnie o zdanie – odrzekł niewyraźnym, zaspanym głosem. Na dodatek jego usta znajdowały się przy samej poduszce, co jeszcze utrudniało zrozumienie.
Cyntia nic nie odpowiedziała, dalej mocowała się z jego ręką, by móc się spod niej wydostać. Czyniła to na marne, bo mąż był od niej sporo silniejszy.
Czy mógłbyś… – zaczęła skromnie.
Oczywiście. – Jednym ruchem przygarnął ją do siebie tak mocno, że jej plecy zostały dociśnięte do jego klatki piersiowej. Trzymał mocniej niż wcześniej.
Nie o to mi chodziło! – krzyknęła. Była już na granicy wytrzymałości i zaczynała tracić cierpliwość.
Nie? Naprawdę? – drwił i co jakiś czas muskał wargami fragmenty jej nagiego ciała, których było niewiele, bo ubrała się do łóżka grubiej niż zazwyczaj.
Nie, do cholery! – Usiłowała się zerwać. Użyła do tego celu całej swojej siły, jednak na nic to się zdało. – Puścisz mnie czy mam zacząć krzyczeć? – zapytała zrezygnowana.
Westchnął znudzony. Nadal znajdował się na pograniczu snu.
Zastanowię się – odpowiedział z nutką rozbawienia w głosie, a im bardziej jego ta sytuacja bawiła, tym bardziej ją denerwowała. Zapewne gdyby był trzeźwy, to by to zauważył i odpuścił, ale nie od dziś wiadomo, że człowiek pijany, to zazwyczaj człowiek głupi i taki, który popełnia głupotę za głupotą.
Chcesz decydować nawet o tym kiedy wolno mi iść do toalety? – zapytała wprost. – Weź rękę, do cholery!
Proszę, ale nie klnij, to zbyteczne. Wystarczyło poprosić. – W końcu zdjął z niej ciężar swojej górnej kończyny i pozwolił na oddalenie się od łóżka, w którym on zapadł, jeszcze na kilkanaście minut, w blogi sen.
Przerwał mu Marsel. Wstał więc po malca, wziął go z sobą do łóżka, delikatnie przytulił i zasnął na nowo.

Cyntia, gdy tylko wyszła z łazienki po porannej kąpieli, to niemal od razu ujrzała widok, który rozczuliłby chyba każdą kobietę… każdą matkę. Silny, śpiący mężczyzna, okryty do połowy pościelą i dziecko leżące obok niego. Malec oczywiście nie spał, bawił się swoimi rączkami, obserwował je, co jakiś czas poklepywał ojca, ale ten się nie chciał zbudzić, więc na nowo powracał do zabawy swoimi rączkami.
W tamtym momencie, Cyntii przeszła złość na Hektora, może nie minęła tak całkiem, ale z pewnością uległa zmniejszeniu. Nadal nie potrafiła zrozumieć, jak ten dobroduszny mężczyzna, wrażliwy muzyk, mógł zabić kobietę podczas pojedynku z własnym bratem, przecież rzekomo ją kochał. Chciała wierzyć, że to był wypadek.
Czy można zabić z miłości? – zadawała sobie to pytanie w myślach i wtedy rozległo się pukanie.
Cyntia pośpiesznie zarzuciła podomkę, przeszła do salonu, zasunęła drzwi sypialni i powiedziała głośne:
Proszę.
Do jej prywatnego pokoju wtargnął William i wtedy miała już pewność, że można zabić z miłości, bo każdą miłość da radę obrócić się w zwykłą niechęć, a wspomnienia po owej miłości może zacząć sprawiać tylko ból, żal i rozgoryczenie.
Panienko…
Pani, pani de Rodrigez – poprawiła go.
Pani Rodrigez, śniadanie dla pani i pani męża – przemówił, a potem ponownie wyszedł na korytarz, by wprowadzić wózeczek kelnerski do pokoju.
William? – Cyntia usłyszała głos Hektora, drzwi rozsunęły się, a w nich stanął postawny mężczyzna, odziany w bordowy szlafrok, na dodatek z dzieckiem w pieluszkach na rękach.
Tak, panie Rodrigez. Pańskie zamówienie z wczoraj.
A tak, już pamiętam. Nie miałeś czasami odpoczywać?
Wolałem od razu wdrążyć się w obowiązki. Obiecuję się nie przepracowywać – rzucił żartobliwie. Przełożył dania z metalowego wózeczka o szklanym blacie na drewniany stół, po czym ukłonił się i opuścił pokój.

Cyntia zasiadła z Hektorem do śniadania, choć nie była szczęśliwa z tego powodu. Mały Marsel nadal znajdował się na rękach swojego ojca i obserwował swoje rączki, które tym razem chwytały za brązowy materiał szlafroka i białe pieluszki.
Niewygodnie ci będzie z nim jeść – stwierdziła.
Nie lubi jak się go zostawia samego – wyjaśnił Rodrigez i ponownie zapatrzył się w swojego synka. Nawet trącił delikatnie kciukiem w nos i bródkę malucha. – Słyszałeś co ta mama opowiada? Kazałaby ci tak samemu leżeć, a ty przecież jesteś towarzyski chłopak, nie?
Byleby nie był za bardzo towarzyski. Chociaż szlajanie się po tawernach i strzelanie do kobiet, zapewne odziedziczył w genach – za wszelką cenę starała się dogryź mężowi.
Ten spojrzał na nią z niedowierzaniem.
Rozumiem, że jesteś zła o tawernę, ale musiałem odreagować naszą sprzeczkę w salonie, co nie jest niczym dziwny, w końcu niecodziennie kobieta rzuca…
Nie zwalaj wszystkiego na mnie – przerwała ostrym tonem. – Mogłeś wypić w salonie, w sypialni, gdziekolwiek, a nie włóczyć się pośród pospólstwa, jeszcze przyprowadzać nam jako lokaja, jakieś pobitego człowieka.
Ten człowiek stanął w mojej obronie.
Jesteś pewny, że bezinteresownie?
Nie, dlatego dałem mu pracę, dogodne godziny i nieco wyższą pensje niż pozostałym.
Widzę masz nowego pupila. – Wsypała łyżeczkę cukru do herbaty i zamieszała. – Czyżby Charlie już ci się znudził? – dopytywała sarkastycznie, na co Hektor uśmiechnął się ironicznie.
Widzisz co ta mama plecie? – zwrócił się do Marsela. – Cyntio, na Boga, rozumiałbym, gdybyś była zazdrosna o jakąś pokojówkę, ale o kelnera?
Nie jestem zazdrosna. Nie podoba mi się, że zatrudniasz ludzi jak sobie uważasz, bez żadnej konsultacji ze mną.
Nigdy szczególnie nie interesowałaś się…
Ale teraz się interesuję – warknęła niespokojnie, po chwili jednak się opanowała i zbliżyła filiżankę do ust.
William wzbudza w tobie niepokój – zauważył. – Czyżbyście się znali?
Nie! Skąd w ogóle taki pomysł!? – zareagowała o wiele za ostro, niż sytuacja by tego wymagała.
Bardzo ostro zaprzeczasz, jesteś poddenerwowana i…
Nie odwracaj kota ogonem. To ty jesteś winny mojego stanu, a nie ten lokaj.
Mam cię przeprosić? Tego oczekujesz? – zapytał, wstając, by odłożyć Marsela do kołyski, bo małego, właśnie ponownie, zmorzył sen. – Jest za spokojny i stanowczo za mało płacze. Może jest chory? – zapytał, dotykając lekko zarumienionych policzków syna. – Nie jest gorący.
Pokaż. – Cyntia podeszła i spojrzała na swojego pierworodnego. Dotknęła jego policzków i czoła. – Jest całkowicie zdrowy.
To dlaczego jest taki spokojny? – zapytał zmartwionym głosem.
Nie wiem, może go podtrułeś oparami.
Nie opowiadaj nawet takich bzdur. – Wyminął ją.
Cyntia splotła ręce na piersi, zmięła w ustach przekleństwo i dopiero powróciła do stołu.
Mogę cię przeprosić? – zapytał, marszcząc czoło i ściągając z sobą brwi.
Jeszcze się pytasz?
Zapytam się też, czy ty mnie przeprosisz za zachowanie w salonie?
Ja? Ciebie?
Wstyd przy gościach, rodzinie… to chyba wystarczający powód, nie uważasz?
Nie, nie uważam.
To już jak sobie chcesz. W takim razie, ja nie przeproszę cię za moje wieczorne wyjście do tawerny. – Wstał, chwycił za rogalika i skierował swoje kroki do sypialni, by się ubrać.
A zabójstwo kobiety? – Cyntia tymi słowami zatrzymała małżonka w półkroku.
A to było sporo zanim się poznaliśmy. Nie czuję się w obowiązku przepraszać za mą przeszłość.
Nie sądziłeś, że powinnam o tym wiedzieć!? – Nie wytrzymała i wybuchła. Wstała tak energicznie, że krzesło spadło na podłogę, a Marsel obudził się z krzykiem.
Nie, nie uważałem – odpowiedział stanowczo. – Zajmij się dzieckiem, zamiast urządzać nam prywatny teatr – pouczył ją nieuprzejmym tonem, po czym wyjął z szafy koszulę i spodnie.
Przysięgam, że nie tkniesz mnie, dopóki mi tego nie wyjaśnisz – rzuciła ostro i wzięła kwilące niemowlę na ręce.
Hektor się zaśmiał, wstał z łóżka, na którym siedział zakładając spodnie, podciągnął je, zapiął spinki przy mankietach i podszedł do żony w rozpiętej, białej koszuli. Spojrzał nietypowo, jakby chciał ją zabić wzrokiem.
Ty mi groziłaś – rzekł pytająco, z lekkim niedowierzaniem w głosie.
Nie, mężu. Poinformowałam cię tylko, że dopóki nie zdecydujesz się wyznać mi całej prawdy o tym jakże popularnym pojedynku, to mnie nie tkniesz.
Marsel nadal płakał, więc Cyntia przestępowała z nogi na nogę, usiłując go uspokoić. Hektor niespodziewanie chwycił za jej podbródek i zmusił, by na niego spojrzała.
A to się jeszcze okaże – powiedział i zabrał swoją dłoń z jej twarzy, by zapiąć guziki i założyć szelki na ramiona.
Gdy będziesz wychodził, to wezwij jakąś pokojówkę albo zatrudnij w końcu niańkę…
A dlaczegóż to? Czyżbyś nie potrafiła zająć się swoim własnym synem? – wytknął jej, biorąc, wcześniej przewieszoną przez oparcie krzesła, marynarkę.
Marsel zaczynał się zanosić.
On czuje twoje emocje. Gdy jesteś wrogo nastawiona do mnie, to odbija się na nim – wyjaśnił.
Skoro nie chcesz opiekunki, to zamiast się wymądrzać, się nim zajmij. W końcu to też twój syn. – Wcisnęła mężowi dziecko na ręce.
Hektor, pomimo pulsującego bólu w skroniach, ułożył maluszka pewniej w swoich ramionach i rozpoczął spokojną wędrówkę po pokoju. Z każdym jego krokiem malec płakał coraz ciszej i mniej gwałtownie nabierał powietrza.
Chciałeś się porozglądać, Aniołku, tak? A nie tak w miejscu stać? – szczebiotał do trzymiesięcznego dzieciątka. – Tatuś cię weźmie na spacer, a mamusie zostawimy w pokoju, niech się wyzłości w samotności.
Jeśli masz iść, to najlepiej już wyjdź! – warknęła. – Wyjdźcie obaj! – wrzasnęła niemal na całe gardło.
Widzisz do czego to doszło, Marsel? Mnie własna żona wyrzuca z pokoju, a ciebie własna matka wystawia za drzwi – skomentował bez krzty zrozumienia dla postawy Cyntii, ale pomimo tego wyszedł.

Cyntia poczuła chwilową ulgę spowodowaną samotnością. Właśnie tego jej teraz było trzeba, chwili dla siebie, bez ciągłego płaczu Marsela i bez ciągłych zgryźliwości Hektora. Postanowiła wykorzystać ten czas na przebrane się i nałożenie kosmetyków. Niestety ktoś, bez uprzedniego zapukania, wtargnął do jej pokoju i zakłócił jej, ten jeszcze niedawno obecny w pomieszczeniu, błogi spokój.
Czy możemy porozmawiać? – zapytał William. Nie przestraszył się oburzonej miny ani bijącej od osiemnastolatki wrogości.
Jestem mężatką. Nie możesz wchodzić do mojego pokoju kiedy tobie się tak podoba – odparła i ukryła się za parawanem. Poczęła rozbierać się z podomki i koszuli nocnej. Suknie już miła naszykowaną.
Mówisz tak jakbym wcześniej mógł – odparł i podszedł bliżej, tak, że dzielił ich tylko ten drewniany, zdobiony parawan. – Może ci pomóc? Przywiązać gorset czy…
Zasznurować – poprawiła go.
Mam zasznurować? – W jego oczach pojawiły się radosne iskierki i już miał przestąpić krok na przód, gdy usłyszał:
Ani się waż tu zaglądać!
Oj, nie bądź taka wstydliwa. Nie masz nic czego bym wcześniej nie widział.
Jesteś bezczelny.
Nazwałbym to prawdomówny i dodałbym, że właśnie za to mnie pokochałaś. Za to, że jestem szczery i nieskomplikowany.
Cyntia wynurzyła się zza parawanu i mocowała z ostatnim guzikiem swojej sukni. Na jej nieszczęście zapięcie było z tyłu, perełka guzika wielka, a pętelka malutka. Irytowała się tym strasznie, ale z wybawieniem przyszedł William. Dotknął delikatnej skóry jej dłoni swoimi, odzianymi w białe, kelnerskie rękawiczki.
Pozwolisz?
Tak – odparła.
Proszę – szepnął, gdy skończył zapinać.
Dziękuję, a teraz mów czego chcesz? Dlaczego zostałeś?
Lubię tę pracę.
Bycie kelnerem to szczyt twoich marzeń? – zapytała z wyraźną przyganą w głosie.
Mama zawsze mnie uczyła, że trzeba mierzyć siły na zamiary, no ale ty, jak widać, miałaś bardzo dużo sił, by sięgnąć po taki zamiar. – Zaczął teatralnie rozglądać się po przestronnym wnętrzu.
Co masz na myśli?
William podszedł do komody, na której stały pamiątki z podróży poślubnej i fotografie rodzinne.
Śliczne zdjęcie, dlaczego z datą na ramce? – zapytał, pokazując Cyntii pamiątkę z jej własnego ślubu.
Hektor nie lubi pisać po zdjęciach, dlatego nakazał stolarzowi wykonanie drewnianych ram z datami.
To data waszego ślubu?
Tak – warknęła, splatając ręce na piersi. – Chcesz czegoś konkretnego czy tylko uzupełniasz moje prywatne kalendarium? Swoją drogą, nie wiedziałam, że masz to w obowiązku. – Podeszła do drzwi i już miała go wyprosić, gdy William chwycił za zdjęcie Marsela.
To data urodzenia twojego syna? – dopytywał.
A co cię to…
Bo mam prawo podejrzewać, że to mój syn! – uniósł się. – Nawet by się zgadzało – szepnął po szybkim dokonaniu rachunku w głowie.
Marsel jest wcześniakiem. Nie ma z tobą nic wspólnego. Wyjdź. – Chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi. Czuła, że nie może być z Williamem sam na sam, bo przy nim nie była pewna sama siebie.
Ten łobuzerski wyraz twarzy i błysk w oczach, godny największego urwisa, przyciągały ją tak samo jak przed laty. Przestępując próg, spojrzał jej głęboko w oczy. Zauważył w nich coś na miarę smutku.
Gdybyś tylko pozwoliła mi wyjaśnić… – zaczął delikatnie.
Nie, już za późno – rzekła pewnie, ale cicho, by czasami nikt z personelu nie usłyszał.
Nigdy nie przestałem cię kochać – wyznał tak delikatnie, że niemal aksamitnie, po czym z zawstydzeniem spuścił głowę i opuścił jej małżeńską sypialnie.
Cyntia ze złością trzasnęła drzwiami. Usiadła na łóżku i schowała twarz w dłoniach.
Dlaczego on tu wrócił? – pytała samą siebie, zalewając się łzami. Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że musi wstać i wyjść do ludzi. Zrozumiała, że nic nie da zamykanie się w czterech ścianach, bo od tego kłopoty nie znikną. Starła więc łzy, przypudrowała nos i nałożyła nieco różu na policzki. Wyszła na korytarz, jak gdyby nigdy nic.

Cyntia właśnie zamykała drzwi od pokoju, gdy obok niej zjawił się William. Przez jej myśl przeszło, że chłopak jest bardziej natrętny, niż niejedna mucha w lecie. Postanowiła jednak zatrzymać tę uwagę dla siebie.
Okłamałem cię – zaczął.
Nic nowego – odburknęła, przypominając sobie jak kiedyś, przed laty, wmówił jej, że dżdżownice są jadalne, a na drzewach, w noc wigilijną wyrastają kolorowe sople. Wymknęła się wtedy z domu oknem. Było to w czasach, gdy jeszcze zajmowała, wraz z Julią i Martinem, jeden z pokojów na parterze. Żadnych kolorowych sopli nie znalazła, przemarzła na kość i na dodatek została ukarana przez matkę. Po tym wydarzeniu unikała Williama ponad dwa tygodnie, gdyż była na niego potwornie zła i teraz, także pragnęła nie zwracać na niego uwagi. Zmierzała twardo przed siebie szerokim korytarzem, wyłożonym chodnikami w kwiecisty wzór.
William jednak nie ustąpił i poszedł za nią, by oznajmić:
Nie zostałem w hotelu dlatego, że lubię być kelnerem.
Jestem mężatką, a twoje uczucia…
Nie o to chodzi – przerwał jej.
Zaciekawiona jego słowami, przystanęła, odwróciła się i spojrzała pytająco w piwne oczy chłopaka sprzed lat. Miała wrażenie, że nie tylko oczy, ale że też wszystko inne w Williamie pozostało bez zmian, że czas nie odcisnął na nim żadnego piętna. Chłopakowi nie przybyło ni jednej zmarszczki, ni jednej słabości, ni jednego obowiązku i to był idealny powód, by zamienić niegdyś piękną miłość w ból i żal. W końcu ona się poświęciła, wyszła za mąż, by ich syn miał dom i ojca, musiała go urodzić, a teraz wychować. A William, co on poświęcił? Był wolny, do niczego nieprzywiązany, nie znajdował się pod kieratem tego co wypada i tego co należy. Wciąż był tym chłopcem, któremu wolno było kąpać się nago w stawie, całymi dniami chodzić po drzewach i zajadać owocami, szczególnie jabłkami, wprost z gałęzi.
O co ci chodzi? – zapytała wprost, wiedząc, że ta rozmowa jej nie ominie. Wolała to załatwić prędzej niż później i zwyczajnie mieć z głowy ten jeden kłopot.
Ja wiem, że to mój syn… – wyszeptał, zbliżając usta do jej ucha, tak blisko, że niemal go dotknęły.
Bredzisz – warknęła i już miała iść dalej, ale chwycił ją za nadgarstek.
Daj mi dokończyć, proszę. Nie zniszczę ci życia, ani temu dziecku go nie zniszczę. Chcę tylko potrzymać go w ramionach. Czy to tak wiele? – Miał łzy w oczach, gdy zadawał jej to pytanie.
Cyntia zebrała całą złość na niego do kupy, by mieć siłę odpowiedzieć:
Tak, to bardzo wiele. Hektor nie pozwala kelnerom, pokojówkom i byle komu na dotykanie naszego syna. – Wiedziała, że sprawia mu tymi słowami ból, ale szczerze, to tego właśnie chciała, by cierpiał jak ona, kiedy to on podkulił ogon i zostawił ją samą z problemem.
Nie jestem byle jakim kimś, a ojcem tego dziecka.
I komu to powiesz? – zapytała nienawistnie, zbliżając swoją twarz do niego. – No komu? – dopytywała.
Na przykład twojemu mężowi.
Poczuł szczypanie na policzku, bo kobieta wymierzyła mu siarczyste uderzenie, które pomimo że zadane drobną dłonią, to niemiłosiernie mocno zapiekło.
Ja nie żartuję. Chcę poznać syna, jeśli ty mi tego nie uniemożliwisz, osiągnę swój cel inaczej. Na razie nie chcę niszczyć twojego szczęśliwego związku z Rodrigezem, ale gdy zabronisz mi poznać syna, nie zawaham się – zagroził i złapał ją zapobiegawczo za oba nadgarstki, by znów jej dłoń nie sięgnęła któregoś z jego policzków.
Dobrze – uległa. – Znajdź zastępstwo podczas obiadu i poproś Martina, powinien już być w pokoju trzydzieści cztery. On przyniesie ci Marsela do pomieszczenia z licznikami, bo tam nigdy się nikt nie kręci. Będziesz miał dokładnie godzinę i dwadzieścia minut. Potem masz zniknąć. Zgadzasz się na to? – zapytała z nadzieją, że chłopak przystanie na jej propozycję.
Oczywiście. Nie martw się, nie jesteś jedyna z takimi odczuciami.
Jakimi odczuciami? – zapytała i zaczęła się nerwowo rozglądać czy czasami nikt nie idzie korytarzem.
Ja także w twoim towarzystwie odczuwam ból. Żadne z nas nie jest na tyle skrzywione, by upatrywać w bólu przyjemności, dlatego lepiej będzie, gdy nie będziemy się widywali. Rozumiem to. – Wypuścił jej ręce z uścisku swoich dłoni i odszedł.
Cyntia cały czas się wahała czy aby na pewno dobrze robi, czy ma prawo wciskać Marsela w objęcia Willa na tę jedyną godzinę ich życia, czy oby to nie będzie błędem? W końcu uznała, że syn ma prawo poznać ojca, a ojciec prawo poznać syna, choć wiedziała, że Marsel nie będzie tego spotkania nawet pamiętał.

Kiedy Julia, Bastian, Cyntia i Hektor zasiedli do obiadu, Martin zgodził się zabrać siostrzeńców na spacer. Julia była tym pomysłem zaskoczona, Cyntia starała się uśmiechać i nie widzieć przeciwwskazań, a Hektor był stanowczo na nie.
Przecież ty nigdy nie opiekowałeś się Marselem dłużej niż pięć minut, a teraz, nagle, chcesz zabrać go na spacer?
I to obu ich na spacer? – wtórowała szwagrowi brunetka.
Dajcie jemu szanse, jak nie spróbuje, to się nie nauczy – zachęcała Cyntia delikatnie. – Może dzięki temu treningowi zechce mieć własne dzieci i zrezygnuje ze ślubów na księdza.
Ja bym wolał, kochana, by twój brat, skoro już musi, uczył się na jakieś lalce albo manekinie, a nie na naszym synu, ale martwi mnie to, że ciebie wcale nie martwi jego los, jakbyś się nim nie interesowała. Coraz częściej mam takie wrażenie – przyznał na głos i poruszył brwiami, spuszczając głowę w dół i spoglądając na swój talerz, pełen ziemniaków, pieczonego kurczaka i świeżej surówki.
Ja też zauważyłam, że masz bardzo zimne podejście do własnego dziecka. – Julia po raz kolejny poparła szwagra, czym wprawiła siostrę w niemały gniew.
Nie mam zimnego podejścia, mam gorszy czas! – wytłumaczyła się podniesionym tonem. – I zgadnij przez kogo – dodała i rzuciła dezaprobatyczne spojrzenie Hektorowi.
Ależ o co wy się tak kłócicie? – zapytał Bastian i odnalazł wzrokiem kelnera, strzelił palcami, by przywołać mężczyznę do siebie. – Dla mej żony i szwagra jakiś mocny truneczek, proszę, by w końcu przestali dostrzegać problemy, gdzie w istocie ich nie ma.
Właśnie, jakbyście poważniejszych problemów nie mieli – zawtórowała Bastianowi Cyntia.
Co prawda, szanownej mamusi nie ma w naszym gronie, więc od razu problemów mniej, bo jak to mówią, baba z wozu, koniom lżej – zażartował Bastek, który, pomimo wczesnej pory, miał już naprawdę sporo szklaneczek rumy za sobą.
Jak coś mówisz, to chociaż mów z sensem, wystarczy już, że ma żona plecie trzy po trzy każdego dnia – stwierdził Hektor i nawet w myślach zaczął się trochę zastanawiać nad tym, gdzie się podziała Marta Montenegro, bo od rana nawet o nią się nie otarł na korytarzach, a ona miała w zwyczaju się tak przechadzać, by mieć złudzenie, że wszystkiego jak należy dopilnowuje.
Przecież Edward ma piastunkę – zaczął Brown. – Martin może wziąć na spacer dzieci do ogrodu, a ta kobieta może mu towarzyszyć i w razie czego dopomóc.
Sam nie wiem. – Rodrigez nadal nie był przekonany do tego pomysłu. Spojrzał na wózek, w którym spokojnie drzemał mały Marsel.
Cyntia natomiast w tym czasie wywróciła oczami, gdyż nie mogła już znieść nadopiekuńczości swojego małżonka.
Szwagrze. – Bastian wstał i uwiesił się na ramieniu Hektora. W dłoni standardowo trzymał drinka. Stuknął swoim kieliszkiem o kieliszek Rodrigeza. – Zaufaj mi.
Tobie?
W takim razie mnie zaufaj – wtrąciła się Cyntia. – W końcu z nas dwoje, to ja jestem bardziej godna zaufania – nie wypowiedziała tych myśli na głos tylko dlatego, by nie zirytować Hektora i by zgodził się na pozostawienie Marsela pod opieką jej brata.
Dobrze, ale jeśli mu spadnie choć włos z głowy, to oboje was będzie miało ze mną do czynienia – zagroził zarówno własnej żonie jak i blondynowi.
Nic mu się nie stanie, nie bądź taki nadopiekuńczy – odezwał się głos zza pleców. – Ja potowarzyszę Martinowi.
Wujaszek Damian, gdzie się wujek podziewał od rana? – Cyntia wstała i ucałowała wujaszka w oba policzki, przez co Rodrigezowi aż zbierało się na mdłości. Nie przepadał za wujem, ale musiał przyznać, że to jedyny mężczyzna w rodzinie, który naprawdę wie jak opiekować się małymi dziećmi i ma w tym niezwykłą wprawę oraz wyczucie.
A byłem u pewnej wdówki.
Bastian od razu na te słowa się szeroko uśmiechną, po czym wzniósł toast:
Wuja zdrowie, byś mógł, wuju, jak najdłużej tak folgować.
Na miłość boską – syknęła Julka i wsparła czoło na dłoni z zażenowania. Rodrigez uczynił tak samo tylko wcześniej jeszcze się przeżegnał.
A co ty się modlisz? – zauważyła Cyntia.
Nie, tylko tak jakoś. – Spojrzał na siostrę swojej żony, bo ta jako jedyna zdawała się go rozumieć w obecnej sytuacji.
To sam tak mam pić?– Bastian czekał z kieliszkiem uniesionym do góry.
Ja się chętnie z tobą napiję – zaoferowała się Cyntia i wciąż stojąc sięgnęła po kieliszek męża.
Hektor natychmiast wstał, by ją powstrzymać zanim dotknęła brzegu naczynia ustami.
Karmisz – przypomniał.
Tylko kilka kropel…
Nie, powiedziałem – warknął i zabrał żonie kieliszek z dłoni, sam uczynił kilka łyków i odstawił szkło na stół.
Wujaszek Damian i Martin spojrzeli na Rodrigeza nieprzychylnie, a potem ukłonili się grzecznie, wzięli wraz z sobą wózek ze śpiącym Marselem, a w ogrodzie odnaleźli opiekunkę, by zapożyczyć od niej małego Edwarda. Cyntia była szczęśliwa, że jej plan przebiega jak należy, ale pomimo tego patrzyła wilkiem na własnego męża. Miała serdecznie dość jego zaborczości i apodyktyczności.

Martin spacerując z wujkiem, który niósł Edwarda na rękach, wykorzystał moment, gdy mały zainteresował się liśćmi na drzewach, a Marsel zaczął płakać.
Zaniosę go opiekunce, by go przewinęła.
Opiekunce… – przeciągnął wuja Damian, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Marsel nie ma opiekunki.
Nie, nie, pokojówce, tej Susanie. – Martin uśmiechnął się uroczo.
Bardzo ładna, synku, dobry wybór – pochwalił mężczyzna z kozią bródką swojego bratanka.
Wuju, ja wstępuje do seminarium – przypomniał.
Martin wyjął Marsela z wózka i przytulił. Sądził, że tyle wystarczy, by malec przestał płakać, ale to na nic się zdało. Zaniósł go więc pierw do pokoju służby, co było nie lada wyczynem, by przedostać się tam niezauważonym. Na szczęście była pora obiadu, więc było nieco prościej niż w innych godzinach. Poprosił Susanę, by uspokoiła małego, a potem zastanawiał się, jak ma się z nim dostać do pokoju z licznikami, by Hektor Rodrigez tego nie zauważył. Postanowił dopytać brunetkę, czy da się tam przejść jakimś tylnym wejściem, a nie maszerując przez sale jadalną.
Po co musisz się tam dostać? – dopytywała, a ciekawość jarzyła się w jej turkusowym spojrzeniu.
Nie mogę ci powiedzieć i obiecaj, że nie będziesz mnie śledzić, po prostu mi pomóż. Hektor nie może mnie widzieć.
Ja zaniosę małego.
Nie, Hektor nie każe pokojówkom go dotykać. – Zaczął się miotać i nerwowo przechadzać po pomieszczeniu.
Mały Marsel leżał na stole i swymi ciemnymi oczętami obserwował wszystko co się wokół niego działo.
Wcześniej nie miał nic przeciwko...
Wiem, ale od pewnego czasu ma. Sam nie wiem czym to jest spowodowane.
W takim razie przebierz się za kelnera. Pan Rodrigez nigdy nie zwracał uwagi na kelnerów. Nawet nie patrzy im na twarze, no chyba, że wydaje rozkazy.
To może się udać – podchwycił, drapiąc się kciukiem po podbródku.
Poczekaj tu z nim, przyniosę ci strój i wózek do posiłków.
I koszyk dla dziecka! – zawołał za Susaną. Potem spojrzał na siostrzeńca i zaczął się modlić, by nie zaczął płakać – Panie Boże, ten jeden raz, niech wszystko będzie po mojej myśli, błagam.
Jak się okazało, Pan Bóg wysłuchał próśb swojego wiernego sługi i mężczyzna wjechał wózkiem kelnerskim do pokoju z licznikami, w którym ukrywał się William Oldman. Chłopak wstał i nie krył swojego zdziwienia strojem młodego Montenegro.
Nie sądziłem, że będziesz zdolny aż do takich poświeceń w imię naszej starej przyjaźni.
Jak widzisz, jestem. – Schylił się, podniósł serwetę z ozdobnym haftem i wyjął koszyk z Marselem. Położył go na jednej ze skrzyń. – Oto twój syn, masz godzinę, ja będę stał na czatach.
Nikt nie zauważy…
Nie, nie martw się tym. Jakby co odciągnę ich uwagę. Poradzisz sobie? – zapytał dla jasności, choć tak naprawdę wiedział, że z małymi dziećmi każdy, nawet Bastian radził sobie lepiej niż on sam.
Poradzę. – William delikatnie wsunął pod Marsela swoje dłonie i chciał go wyjąć z koszyka, ale przeszkodziła mu wiklinowa rączka. Ponowił próbę, tym razem inaczej układając ręce i w końcu się udało, mógł go wziąć w objęcia. – Jakiś ty maleńki. Pokaż no się. Do kogo jesteś podobny? – zagadnął do niemowlaka i usiadł na krześle.
Oldman zdjął Marselowi czapeczkę i przyjrzał mu się dokładnie. Wsunął swój palec do małej dłoni. Delektował się tym momentem, celebrował go i pragnął, by trwał jak najdłużej.
Godzina jednak szybko minęła, a Martin stanął w drzwiach pokoju z licznikami, zwiastując moment rozstania. William spojrzał z utęsknieniem na syna, bo choć jeszcze trzymał go w ramionach, to już za nim tęsknił. Niespodziewanie błysnął flesz aparatu i to dwukrotnie.
Chcę byś miał pamiątkę – wyjaśnił Martin ze zrozumieniem i współczuciem w głosie. – Ale teraz już muszę go zabrać – powiedział.
Rozumiem. – William wstał i oddał chłopca bratu Cyntii. – Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy – rzekł ze łzami w oczach i uśmiechem na ustach, jednocześnie gładząc Marsela po nosie opuszkiem palca.
Marsel przeciągnął się, ziewnął i otworzył oczy. Odwzajemnił uśmiech. Nawet nie był świadom jak wiele tym czynem przekazał swemu biologicznemu ojcu. Dał mu to co dziecko ma najcenniejszego – szczerą, dziecięcą radość w postaci lekko uniesionych kącików ust i odrobiny śliny spływającej po maleńkiej bródce.

Zapraszam także do kolejnego postu  Rozdział 24: "Otello" i szantaż

19 komentarzy:

  1. Cyntia w tej nowej wersji o wiele bardziej mi się podobama charakter.Nie jest taką uległą Hektorowi laleczką.
    Hekt też jest lepszy,bardziej tolerancyjny i chyba mniej agresywny.
    Pomysł Cyntii z nożem... genialny :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cyntia jest świetna, ma charakterek. Ta groźba z noźem pod poduszką była genialna. Ogólnie te ich sprzeczki nawet mnie rozbawiły ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hektor jest dziwny z tym zabranianiem byle komu dotykania syna,zwłaszcza,że wcześniej mu to nie przeszkadzało.
    Dobrze,że Cyntia zgodziła się na spotkanie Willa z małym,w końcu to jego ojciec,ma prawo chociaż do jednego spotkania.
    Ciekawe czemu Julka tak nagle zaczęła we wszystkim popierać szwagra.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Cyntia mimo woli się zaśmiała, ale radośnie, bardziej brzmiało to jak śmiech zawodu." chyba tam brakuje "nie" powinno być "ale nieradośnie"
    "Nie co cholery." powinno być "Nie do cholery"

    To jak do tej pory chyba najlepsza część, ale mam nadzieje, że ogólnie teraz będą coraz lepsze. Coś się wreszcie dzieje. Kłótnie Cyntii i Hektora są świetne. Jakby to Hektor groził Cyntii nożem to by było oburzenie, ale w drugą stronę to już jest zabawnie xD W ogóle Cyntie teraz mogę w każdej części chwalić. Jest po prostu świetna.
    Nie wiem czy to był dobry pomysł żeby William spędził godzinę z Marselem. Teraz to już na pewno nie będzie umiał wyjechać i zostawić syna w spokoju. Nawet zrobiło mi się trochę Willa żal jak musiał oddać Marsela Martinowi, ale sam jest sobie winien.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta godzina Williama z małym Marselem, to było bardzo nierozsądne. Williemu będzie teraz bardzo ciężko rozstać się z małym. Niepokoi mnie to, że Martin zrobił zdjęcie Willa z Marselem w objęciach, mam nadzieję, że faktycznie zrobił to po to , żeby Will miał pamiątkę, a nie żeby wykorzystać to w niecnym celu. Poza tym takie pamiątki kiedy wpadną w niepowołane ręce mogą narobić szkód.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejna sprzeczka Cyntii i Hektora za nami. Chociaż nie wiem czy można to tak nazwać. Cyntia się w nią zaangażowała i chciała coś osiągnąć, a Hektor miał z tego ubaw, czasami miałam wrażenie, że kpi z jej słów. Niepotrzebnie się tak oburzyła. Na nic się to nie przydało, a mnie rozśmieszyło. Zastanawiam się czy ona ma pretensje do niego o to, że jej nie powiedział, czy że zamordował. I jej pytanie czy za zabójstwo ją przeprosi, a czemu niby ją? Ona ukrywa prawdę to dlaczego wymaga od niego prawdomówności. Zresztą ja wychodzę z założenia, że to co wydarzyło się w przeszłości niech tam zostanie i nie należy do tego wracać.
    Ciekawe czy Hektor uwierzył Cyntii, że nie zna Willa. Ciężko to jednak udawać, tym bardziej, że mimo jej zaprzeczania nadal coś do niego czuje. Ciągnie ich do siebie, tylko czekać aż ona zdradzi Hektora.
    Hektor powiedział też parę słów prawdy Cyntii. Ja nie widzę żeby ona się Marselem zajmowała, a jej tłumaczenie, że ma gorszy czas, jakoś mnie nie przekonuje.
    Chyba już większość osób wie, że dziecko nie jest Hektora. I to przykre, że tyle osób go okłamuje :/ Ciekawe czy kiedyś ktoś mu powie prawdę czy sam się domyśli.

    Wątpię, że teraz William ustąpi i nie będzie chciał mieć kontaktu z synem. Muszę przyznać, że scena kiedy go tulił mnie rozczuliła i nawet mi go żal się zrobiło. Na pewno nie wyjedzie.

    OdpowiedzUsuń
  7. William niepotrzebnie spędził ten czas z Marselem, zacznie się przyzwyczajać i może zrobić złe rzeczy.
    Hektor i Cyntia, kto tym razem ustąpi? Kłócą się i czerpią z tego przyjemność.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejo! :3
    Hm... Od czego tu zacząć...
    No dobra. Może od końca xD
    Moment, kiedy to William był z Marselem, był uroczy. Wzruszyłam się na końcówce. Współczuję Williamowi. Musi bić mu naprawdę bardzo ciężko. Żeby po kryjomu spotykać się ze swoim dzieckiem...
    Na początku nie sądziłam, że plan Cynyii wypali. Szczerze powiedziawszy to zaczęłam się śmiać, gdy Martin modlił się, by się udało. Do tego przebrał się za kelnera... No nieźle ;)
    Cyntia wciąż kocha Willa, ale nie chce się do tego przyznać. Jest dla niego taka zimna, ale nie dziwię się jej. W końcu nie chce rozwalać małżeństwa z Hektorem. Gdyby ten dowiedział się o tym, to byłoby nieprzyjemne. Hektor zawsze wybucha ( bo dobra... prawie :P ).
    Hm... Czy to dziwne, że wolę, by Cyntia była z Williamem? Mam taką cichą nadzieję, że kiedyś będą razem :D
    Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! :***
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć!

    Od czego by tu zacząć. .. Najlepiej od początku.
    Trafiłam na twojego bloga dość niedawno, bo tydzień temu. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy: styl pisania. Gdy czytam każdy rozdział, to czuje si jakbym właśnie chłonęła cudowne dzieło znanego pisarza, którego dzieła są słynne na całym świecie. Z niecierpliwością wyczekuje rozdziałów. Twoją powieść bardzo przyjemnie mi się czyta. Hmm... Do tej pory moimi mentorami byli Harlan Coben i Lucy Moud Montgomery. Chyba właśnie do nich dołączyłeś! Haha. Przepraszam że nie komentowałam wcześniej, id samego początku. Jednakże z natury jestem straszliwym leniem i po prostu owe lenistwo dało się we znaki. Obiecujęj j ednak że postaram się poprawić i teraz regularnie komentować.

    Pozdrawiam! Życzę przyjemnych wakacji. Nie takich jak u mnie gdyż ciągle pada, lecz pełnych slonca i równie cieplej atmosfery.

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne, a na dodatek super zdjęcie! :) Czekam na dalej.

    Zapraszam do mnie: miecwlasnezycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Dla Hektora musiało być to podejrzane jak Cyntia nigdy się nie interesowała tym kto jest zatrudniany, a teraz nagle robi mu awanturę że zatrudnił Williama. Myślę żekiedyś Hektor pozna prawdę o tym co łączyło jego żonę z Williamem.
    William podejrzewa, że jest biologicznym ojcem Marsela. Więc chyba dobrze że mógł go zobaczyć.

    Będę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  12. Cyntia zwróciła uwagę Hektorowi, że za dużo pije. W takim razie co ma powiedzieć Julia Bastianowi?
    Cyntia nie powinna krzyczeć na Marsela. To tylko dziecko, niczemu nie jest winne.
    Podoba mi się upór Willa.

    Zapraszam do mnie: miecwlasnezycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytałam na komórce, także znowu bez błędów, wybacz. Ale nie rzucały mi się jakoś bardzo w oczy, także pewnie ich mniej było :)
    Co do tekstu. Szkoda, że brat Cyntii zrobił zdjęcie Williamowi i Marselowi, myślę, że to przez to zdjęcie (zdjęcia? Flesz mignął dwukrotnie czyli zdjęcia) wszystko się wyda. Miło, że chciał pomóc siostrze, ale nie powinien zostawiać takiego dowodu.
    Wyobrażałam sobie Williama trochę inaczej, jako takiego młodzieniaszka, naiwnego, nie walczącego o swoje, a tu dokładnie przeciwieństwo - pewny siebie, młodzieniec, który wie, że Marsel to jego syn i chce go poznać. Jestem pozytywnie zdziwiona :) Póki co nie wiem kogo wolę - Hektora znam lepiej, ale William wydaje się być również ciekawą postacią.
    Cyntia również mnie zadziwia. Zmieniła się, jest silniejsza charakterem. Może stało się tak dlatego, że przebywa ze swoim mężem już jakiś czas. Mówi się, że małżonkowie nabierają czasem swoich cech charakteru. Ona nabrała pewności siebie, zdecydowania, podoba mi się taka Cyntia:)
    Bardzo ciekawy rozdział. Następny przeczytam kiedy znajdę wolną chwilę.
    Pozdrawiam

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Jestem przekonana, że przez tą zażyłość Willa do małego Marsela wszystko w końcu się wyda. Zwłaszcza, że pojawiły się dowody. Z tej wymuszonej na Cyntii godzinie nie wyniknie nic dobrego. Martin powinien być świadomy, że teraz przyjacielowi trudniej będzie się rozstać z synem i nie powinien robić tych fotografii. A tak? Kurcze, nie wróżę z tego nic dobrego.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jaki rozczulający ten rozdział. No i ach te małżeńskie kłótnie... Cyntia rozbawiła mnie z tym nożem. A propos zabijania - jak ona może żyć z mordercą? Przecież człowiek, który raz zabił, zawsze może zabić ponownie, bo ma coś nie tak z głową. Ja bym się bała.
    "– Nic nowego – odburknęła przypominając sobie jak kiedyś przed laty wmówił jej, że dżdżownice są jadalne, a na drzewach w noc wigilijną wyrastają kolorowe sople." - hahahaah William kocham cię XD
    William rzeczywiście jest szczery i nieskomplikowany i to jest w nim fajne. W sumie historia, którą opisujesz jest bardzo smutna - i dla Hektora i dla Williama i dla Marsela. Cyntia naprawdę nasrała z tym kłamstwem i moim zdaniem lepiej by było żyć samotnie z dzieckiem niż wszystkich wpędzać w fałsz i jeszcze narażać się na zagrożenie, gdyby prawda wyszła na jaw. Postąpiła bardzo ryzykownie właściwie i krzywdząco.
    Podoba mi się jak opisujesz delikatną zmianę w zachowaniu Hektora, gdy jest pijany. Niby było wspominane, że alkohol wzmaga w nim agresję, ale ja zauważyłam, że gdy się napije jest nieco łagodniejszy, albo mi się wydaje. Z drugiej strony, nikt by nie chciał chyba dotykać się z pijanym Hektorem. Rozumiem Cyntię. I też zauważyłam, że w ostatnich rozdziałach się trochę zmieniła, oczywiście na lepsze, poza jedną rzeczą - stosunkiem do dziecka. Jest słabą matką. Bardzo słabą. W ogóle zauważyłam, że w Twoim opowiadaniu mężczyźni są jacyś czulsi do dzieci, odnoszę wrażenie, że jako mężczyzna, nie zawsze w życiu jest na odwrót - czyli, że to ojciec jest tym gorszym.
    Ostatnia scena jest przykra i Cyntia powinna być wdzięczna Williamowi, że nie próbuje zniszczyć jej małżeństwa. To naprawdę miły gest. Powoli robi się z Cynti czarny charakterek... A Martin nie powinien robić tego zdjęcia.
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. * odnoszę wrażenie, że jako mężczyzna, chcesz pokazać, że nie zawsze w życiu jest na odwrót - czyli, że to ojciec jest tym gorszym.

      Usuń
  16. Nie wiem czemu ale z każdym rozdziałem mam coraz bardziej ochotę zrobić krzywdę Cyntii. Zastanawiam die czy ona jeszcze coś czuje do Williama. Wyjątkowo współczuję Hektorowi tak nie udanej żony bo ta ani go nie wspiera, jest nie usłuchana to nawet nie chce z nim seksu uprawiać. Ciekawa jestem czy Hektor cos podejrzewa czy serio myśli ze ona Williama nie lubi bo sie z nim upił i dlatego jest taka dziwna.

    OdpowiedzUsuń
  17. William więc dopiął swego. To dobrze.
    Nie wiem dlaczego, ale darzę go sympatią.
    Na pewno większą niż Rodrigeza.

    Cyntii zachowanie mi się nie podoba względem dawnego kochanka, ale rozumiem ją: boi się. W końcu nie każda kobieta ma takiego wariata za męża jak ona...

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Cyntia w nowej wersji o wiele bardziej mi się podoba.Umię postawić na swoim i sprzeciwić się Hektorowi,ale mogłaby jednak nie wyżywać się na dziecku przecież to nie jego wina.Zdecydowanie ma za mało cierpliwości.A co do jej dawnego kochanka to troche chamsko go traktuje, ale cóż rozumiem.Pokochała Hektora i nie chcę tego zepsuć, albo poprostu boi się jego reakcji.Jednak pewnie i tak prędzej czy później Hektor o wszystkim się dowie.

    OdpowiedzUsuń

Czytam = Komentuję

Anonimowi – podpisujcie się!


Zapraszam was na swój blog autorski, gdzie znajduje się więcej informacji jak i opowiadań, oraz linków do nich: http://dariusz-tychon.blogspot.com/