poniedziałek, 27 czerwca 2016

Rozdział 25: Akt własności


Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem  Rozdział 24: "Otello" i szantaż

Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek

Cyntia zlekceważyła pogróżki swojego szwagra i sądziła, że właśnie taką postawą pokaże mu, że nie da się zastraszyć. Miała także pewność, że jej mąż nie zawierzy żadnym plotkom bez potwierdzenia, a tym bardziej nie uwierzy w słowa swojego brata. Jednak przeliczyła się, bo nie poznała wcześniej sprytu Javiera i tego jak ten mężczyzna potrafi skutecznie zatruwać życie innych.
Starszy z Rodrigezów, pewnego wieczoru, pozostawił wiadomość dla swojej bratowej. Oczywiście nie on ją zostawił, a wynajął do tego celu człowieka – przypadkowo spotkanego na ulicy przechodnia. Chłopak był młody i ciemnowłosy. Zalecił mu zanieść do recepcji pewną karteczkę i nakazać recepcjoniście, by podał ją pani Rodrigez w trakcie kolacji, mówiąc, że to bardzo pilne. Mężczyzna oczywiście zażyczył sobie za to pewną rekompensatę finansową, ale dla Javiera pieniądze w tamtej chwili nie miały żadnego znaczenia, bo wiedział, że dzięki akcie własności zarobi o wiele, wiele więcej niż straci podczas knucia owej intrygi.
Cyntia otrzymała liścik w połowie obiadu. W ten dzień do posiadłości Rodrigezów wprowadziła się Marta Montenegro, bo w jej obecnym domu remonty się rozpoczęły, a ona nie wyobrażała sobie tkwić w brudzie, hałasie i bałaganie. Właśnie wszystkim opowiadała ile kurzu jest w samym holu, gdy Cyntia z dużą uwagą zapoznawała się z treścią pozostawioną na karteczce.
Od kogo to? – zainteresował się Hektor.
Od… to nic ważnego. – Zmięła kartkę papieru w dłoni i pocałowała męża w policzek.
Skoro tak mówisz, to pewnie masz racje. – Uśmiechnął się wyrozumiale, ale w jego głowie już zostały zasiane wątpliwości. Wiedział, że gdyby nie było to nic takiego, to przecież żona wyznałaby mu o co chodzi i nie niszczyła na jego oczach tej pisemnej wiadomości.

Podejrzenia Hektora jeszcze bardziej nabrały na sile, gdy Cyntia pchnięta ciekawością i słowami Williama, postanowiła wypytać w pobliskich miastach o własnego męża. Była zwyczajnie ciekawa tego co mówią o nim ludzie. W tym celu pożyczyła ubranie od jednej z pokojówek – Susany i choć wybrała się samochodem, to zostawiała go zawsze kawałek przed miastem, w zacisznym zaułku. Pytając o Hektora Rodrigeza zamawiała się tym, że dopiero co przyjechała w te okolice i szuka stałego miejsca zatrudnienia, a słyszała o nowo powstałym pensjonacie.
Nie dowiedziała się niczego ciekawego, prócz tego, że jej mąż to gburowaty typek, który nieco złagodniał po zaślubinach z piękną panienką od Montenegrów. Hektor natomiast dowiedział się od Susany, że jego żona pożyczyła jej ubranie, a od szofera, że wzięła także samochód. Rodrigez nie miał pojęcia dokąd pojechała jego żona i w jakim celu. Pchnięty ciekawością przeszukał jej toaletkę. Odnalazł kartkę z miejscem spotkania i godziną. Nawet nie ruszał w tamtym kierunku, bo wiedział, że nie zdąży wrócić na ważne spotkanie. Wykorzystał moment oddechu od spraw pensjonatu i wezwał Charliego do swojego gabinetu.
Proszę cię byś odnalazł moją żonę, a potem nie spuszczał jej z oka. Powinna znajdować się w okolicy restauracji Lazur.
W Kanonber? – zdziwił się Charlie. – To trzy miasta stąd.
Wiem gdzie znajduje się Kanonber! – warknął rozsiadając się wygodnie w fotelu. Choć postawę miał niespiętą, to jego zaciśnięte do granic możliwości szczęki świadczyło o tym w jak sporym niepokoju znajdowała się dusza i serce.
Zapewne wie pan też, że to niebezpieczne miejsce dla samotnej kobiety. Nawet ta pożal się Boże restauracja…
Masz ją znaleźć. Od teraz to ty odpowiadasz za jej bezpieczeństwo. Jeśli choć spadnie jej włos z głowy, to… – Rodrigez wstał i uderzył otwartymi dłońmi o blat biurka. – Wtedy cię zabiję – zagroził z taką grozą w oczach, że nie dało się jej porównać nawet z największymi kataklizmami, które zjawiały się na świecie niespodziewanie niczym gromy z jasnego nieba.
Charlie opuścił gabinet swojego pracodawcy, który ufał mu bezgranicznie, wsiadł do wcześniej powierzonego przez Hektora samochodu i ruszył w ślad za panią Rodrigez, by towarzyszyć jej w podróży powrotnej, która, jak miał nadzieję, przebiegnie bez większych komplikacji.

Niestety Cyntia natrafiła na pewną kobietę, która skierowała ją do domu na obrzeża miasteczka.
Tam znajduję się stary dom, opuszczony od lat. Dzieciaki czasami się tam bawią, straszą się – opowiadała.
Straszą? – dopytywała Cyntia przeglądając kwiaty, którymi kobieta handlowała na straganie.
Tak, rzekomo urodził się tam chłopiec, którego zabiła własna matka, a potem popełniła samobójstwo.
Jaki to ma związek z Hektorem Rodrigezem? – dopytywała.
Jakiś rok temu odwiedził to miejsce. Sama go tutaj widziałam. Wdał się w bójkę z tutejszymi.
Po co tu przybył?
Położył kwiaty na progu, przeżegnał się, a potem chciał wejść oknem do środka, ale wtedy właśnie tutejsi mu przeszkodzili, przejezdny patrol też zjawił się znikąd i sama pani rozumie, rozpoczęła się typowa łapanka, potem wir przesłuchań z powodu kilku siniaków.
A ta kobieta i dziecko, dawno zmarli?
Nie wiem, matka straszyła mnie tą opowieścią. Miałam kilka lat. Wydaje mi się, że to mogło byś z kilkadziesiąt lat temu, ale kto wie czy to tylko nie bajki. Musiałaby panienka się starszych ludzi dopytać, najlepiej starszych ludzi z tamtych okolic. – Właśnie przez te słowa Cyntia znalazła się na obrzeżach miasta, naprzeciw strasznego domu, którego historią okoliczne matki straszyły dzieci, by były spokojniejsze i bardziej usłuchane.
Przyjrzała się dokładniej zabudowaniu z bordowej cegły, która przy blasku zachodzącego słońca nawet ją napawała lękiem. Na nieszczęście Cyntii ta okolica słynęła z mężczyzn, którzy po całym dniu ciężkiej, fizycznej pracy wybierali się na piwo do pobliskiej tawerny, a potem chodzili ulicami w poszukiwaniu łatwych, biednych kobiet czy też przejezdnych. Niemal zawsze byli skorzy do bójki i kradzieży. Cyntia także na nich natrafiła i to w ciemnej uliczce, gdy obchodziła budynek dookoła. Kto wie jakby to spotkanie się zakończyło, gdyby nie Charlie z pistoletem. Mężczyzna oddał tylko dwa strzały, oba w powietrze, ale to wystarczyło, by spłoszyć całą hołotę, która wzięła go za agenta policji. Wystarczyło też, by przestraszyć Cyntię, która skuliła się, schowała twarz między ramionami i wyczekiwała w bierności tego co się wydarzy.
Niespodziewanie poczuła delikatny dotyk na swoim ramieniu i usłyszała znajomy głos:
Pani de Rodrigez, to ja. Proszę się już nie obawiać.
Cyntia pośpiesznie wstała i objęła mężczyznę bez większego zastanowienia.
Charlie, dzięki Bogu – wyznała, po czym odsunęła się od niego i wygładziła ładną, choć skromną i nieco już wynoszoną sukienkę. – Jak się tu znalazłeś?
Pani mąż…
Mój mąż? Jest tutaj? – przeraziła się.
Nie, został w pensjonacie.
Nie możesz powiedzieć, że mnie spotkałeś. Błagam, Charlie. Podwieź mnie tylko do mojego samochodu, ja wrócę sama i…
Pani Rodrigez, bardzo bym tego chciał, ale nie mogę. Proszę mi nie kazać wybierać między tak uroczą damą, a moim niemalże przyjacielem. – Uśmiechnął się smutno w jej stronę, schował pistolet za pasek z tyłu i chwycił ją za ramię, delikatnie zmuszając, by poszła za nim. Chciał się jak najszybciej wydostać z tego miejsca.
Cyntia udała się wraz z Charliem do jego samochodu. Zajęła miejsce pasażera i wpatrywała się smutno w przestrzeń przed sobą.
Proszę się nie martwić o samochód. Wrócę po niego z szoferem.
To nie samochód mnie martwi.
Chyba nie powie mi pani, że boi się reakcji męża?
Pan by się nie bał?
Na pani miejscu? – Pokręcił głową. – Pan Rodrigez to porywczy człowiek, dużo w życiu przeszedł, ale poza tą porywczością i pozą twardziela jest bardzo wrażliwy i miłosierny. Jestem święcie przekonany, że pani nie skrzywdzi.
Nie sądzę, by mnie skrzywdził, ale…
Może oszaleje z troski o panią oraz uświadomi sobie, że mogło się pani przydarzyć coś złego, a jego nie było w pani pobliżu i z tego powodu zabroni wychodzić nawet za próg – dokończył zdanie za Cyntię.
Właśnie – przytaknęła.
Nie powiemy mu o tej sprawie z napadem na pani osobę oraz o moim użyciu broni, ale obieca mi pani, że przestanie się narażać.
Przecież nawet nie zaczęłam – zaprotestowała. – To był zwykły przypadek, że…
Obieca mi to pani? – zapytał ostrzej.
Tak, obiecuję – skapitulowała.
Powiemy, że wybrała się tutaj pani po kwiaty, kupowała je, a ja panią spotkałem. Kwiaty są z tyłu. Wybrała się pani aż tutaj, bo to tutaj są najładniejsze i tylko w tym miejscu formują z nich tak piękne bukiety. Wie pani o tym od przyjaciółki. Chciała pani nimi ożywić gabinet męża. Tym sposobem, być może, uda się go nieco udobruchać.
Dziękuję, Charlie, nie wiem jak ci się…
Drobiazg – przerwał szybko. – Być może, jakby znał prawdę, to panią by skrzyczał. Czyli pani, by się oberwało raz, ale on chodziłby struty i dawał popalić wszystkim napotkanym na swojej drodze pracownikom, w tym także mnie. Dobry humor pani męża jest na rękę nam wszystkim, nie tylko pani. Rozumiemy się?
Tak, przedstawiłeś to niezwykle klarownie.

Hektor chodził z jednego miejsca do drugiego, czepiał się niemal wszystkiego, a to krzywo wisiały zasłonki, innym razem serwety były źle rozstawione, kolejnym klucze do pokojów wisiały nie tak jak należy. Tak naprawdę jego nadmierna upierdliwość i przy tym także złość były spowodowane brakiem żony na swoim miejscu, a on uważał, że jej miejsce jest przy nim, a nie szlajającej się samotnie po obcych miastach, tym bardziej gdy tym miastem było Kanonber.
Wreszcie Rodrigez, kiedy zmierzał schodami w dół, zauważył Charliego w salonie. Pośpiesznie podszedł do niego.
Gdzie jest moja żona? – zapytał zmartwiony.
W pańskim gabinecie. Spotkałem ją gdy kupowała kwiaty. Kanonber słynie nie tylko z burd i popijaw, ale także doskonałych kwiaciarek.
Hektor położył Charliemu dłoń na ramieniu.
Tak, słyszałem coś o tym. – Zostawił mężczyznę samego i wszedł do gabinetu.
Cyntia na dźwięk zamykanych drzwi odwróciła się gwałtownie. Stanęła twarzą w twarz z własnym mężem, który zastał ją przy znajdowaniu odpowiedniego miejsca na kosz z kwiatami. Była już przebrana w swoje własne ubranie, jak zwykle nienagannie czyste i wyprasowane.
Witaj, szukałam cię wcześniej, ale nie mogłam znaleźć – zaczęła niewinnie.
Pensjonat nie jest aż taki duży – odrzekł z nutką niedowierzania w głosie.
Nie chciałam tracić tak pięknej, późnojesiennej pogody na szukanie ciebie, więc samotnie wybrałam się na spacer.
Niezwykle długi. – Odrzucił brzegi rozpiętej marynarki do tyłu i wsunął dłonie do kieszeni spodni.
Bo wybrałam się do sąsiednich miasteczek w poszukiwaniu kwiatów…
Czyżby u nas w miasteczku było ich niewystarczająco dużo?
Tylko w Kanonber są takie piękne. – Uśmiechnęła się niewinnie i podeszła bliżej. – Nie sądzisz, że idealnie tu pasują? – zapytała, pokazując dłońmi na koszyk.
Ładne, nie przeczę, ale co tam robiłaś? – spojrzał na żonę uważnie, jakby pragnął czytać w niej niczym w otwartej księdze.
Gdzie? – Zmieszanie skryła za szerokim, radosnym uśmiechem.
W Kanonber? – słychać było irytacje w jego głosie.
Kupowałam kwiaty, by…
Ty robisz ze mnie idiotę!? – warknął na tyle głośno, że aż skuliła ramiona. Spojrzał w sufit, zebrał w sobie siły, by się opanować. Odstąpił od niej na kilka kroków. – Siadaj – polecił, wskazując fotel dyrektora, na którym to zazwyczaj on zasiadał.
Wolałabym…
Siadaj, powiedziałem!
Cyntia poczuła jak uchodzi z niej powietrze niczym z balonu. Była już niemal pewna, że plan jej i Charliego nie wypalił pomimo swej doskonałości. Jednak postanowiła nadal trzymać się ustalonej w samochodzie wersji. Usiadła naprzeciw męża, starannie wygładzając przód sukienki.
Słucham? – zapytała niewinnie.
To ja słucham.
Nie zadałeś pytania. – Wzruszyła ramionami, czym sprawiła, że zaczęła obawiała się męża, pomimo, że dzieliło ich masywne biurko. Wiedziała, że Hektor nie lubił u innych takich gestów, sam też rzadko z nich korzystał, gdyż uważał je za lekceważące.
To może na początek takie pytanie… – Przyłożył palec wskazujący do dolnej wargi i wyglądał na zamyślonego. – Czy chcesz poczuć moją dłoń na swojej pupie?
Oczywiste, że nie. – Lekko się uśmiechnęła, bo po własnym mężu nawet nie spodziewała się takich słów w obecnej sytuacji. Już prędzej spodziewała się wrzasków, niż groźby wypowiedzianej spokojnym, niemal żartobliwym tonem.
Co mam przez to rozumieć? Czyżbyś wolała bym odnalazł w szufladzie jakiś odpowiedniej grubości pasek i nim cię potraktował? – Hektor zabawnie uniósł brwi. Widać było, że ledwie powstrzymuje śmich i stara się być niezwykle poważny.
Oczywiście nie zadziwi cię moja przecząca odpowiedź?
Nie. Czyli rózga, tak?
Także nie. – Wstała i wykonała kilka kroków, by znaleźć się nieopodal niego. – Pozwolę ci mnie pocałować w podziękowaniu za tak piękne kwiaty do twojego gabinetu.
Rodrigez wyciągnął dłoń po żonę i jednym szarpnięciem za jej nadgarstek, sprowadził ją na swoje kolana. Poprawiła się, by usiąść na nich jak tylko najwygodniej to było możliwe i poczuła muśnięcie na policzku.
Pierw ci podziękuję za te śliczne badyle – wyznał, sięgając zaborczo i brutalnie do jej ust. Przerwał pocałunek w momencie, gdy ten stawał się najbardziej intensywny. – A potem cię skrzyczę, bo tylko ty mogłaś być na tyle niepoważna, by jechać dwadzieścia kilometrów po jakiś kosz z badylami! – warknął.
Ale sam musisz przyznać, że to wyjątkowo piękne badyle, prawda? – Zamrugała kokieteryjnie powiekami.
Rodrigez przyjrzał się uważniej temu zielsku, które stało na komodach.
Tak, są wyjątkowo urokliwe. Podobnie jak ty. Też masz swój urok. Tylko taki, że chwilami mam ochotę cię rozszarpać – wypowiedział przez zęby, wstając. Mocno ją przy tym trzymał, by cały czas znajdowała się blisko niego. Usadził na swoim biurku. – Jak już mówiłem, czasami mam nieodpartą ochotę cię rozszarpać – powtórzył niezwykle uwodzicielsko.
A więc na co czekasz? Zacznij od ubrania, pozwalam ci.
Ty mi? Ty mi pozwalasz? – powtórzył po niej. – O nie kochana, tak to na pewno nie będzie. Ty wcale szacunku do męża nie masz. – Zaczął ją łaskotać w okolicy żeber. – Jak ty się w ogóle do mnie odnosisz? – pytał i kontynuował łaskotanie.
Tak jak na to zasługujesz – odpowiedziała z trudem, z przerwami na napady śmiechu. Wyginała się przy tym i prężyła, ale nie dała rady się wymknąć z spod dużych łapsk.
Przestał łaskotać. Oboje ciężko dyszeli, jakby przebiegli nie jeden, a kilka maratonów.
Tak jak na to zasługuję? Tak jak na to zasługuję, tak? – dopytywał, co jakiś czas przygryzając jej dolną wargę. – Ja ci dam, jak na to zasługujesz – zagroził i klepnął pieszczotliwie w okolice jej jednego pośladka.
Ała, Hektor! – wrzasnęła.
To było tak pieszczotliwie – usiłował się wytłumaczyć, marszcząc brwi i obcałowując jej dekolt.
Być może, ale bolało całkiem jak na poważnie. – Zatopiła palce między jego krótkie i ciemne włosy.
Trudno, na jednego bez wątpienia zasłużyłaś. Martwiłem się o ciebie jak cholera – powiedział, zerkając głęboko w oczy, a swoją dłonią już błądził pod paskiem od jej spódnicy.

Hektor, choć ustąpił tamtego dnia, to już następnego, pchany czystą ciekawością udał się do Kanonber. Zagadnął okoliczną kwiaciarkę:
Witam, Hektor Rodrigez – przedstawił się i podał dłoń kobicie. – Chciałbym kupić kwiaty dla żony, kupowała wczoraj, takie niebieskie… cholera… nie za bardzo znam się na kwiatach. Chyba to były te. – Wskazał te, które przypominały mu te jego badyle z gabinetu. W rzeczywistości Hektor kłamał, bo jak na byłego ogrodnika przystało, bardzo dobrze się znał na drzewach, kwiatach i owocach.
Bukiet?
Kosz, najlepiej ze dwa. Żona ozdabia mój gabinet. Uznała, że przydałby się jeszcze jeden kosz, ale na wszelki wypadek wezmę dwa. Pamięta pani moją żonę? Taka urocza, ni blondynka, ni brązowe ma włosy. Mocno zielone oczy i zawsze jest nienagannie ubrana.
Musiała wysłać kogoś po kwiaty, bo wczoraj kosze kwiatów kupował tylko pewien mężczyzna.
Mężczyzna? – zaciekawił się Hektor.
Już podejrzewał żonę o posiadanie adoratora albo chociaż przyjaciela, ale z opisu mężczyzna był łudząco podobny do Charliego, a jemu przecież ufał bezgranicznie.
Ten pan potem poszedł na obrzeża, do opuszczonego domu, wydaję mi się, że wie pan którego. Jakaś kobieta co chciała… tego już nie mogę powiedzieć.
Ależ nalegam. – Hektor wyciągnął z kieszeni marynarki plik banknotów, wybrał jeden z nich, o średniej wartości nominale i dał kobiecie. – Obiecuję, że ta rozmowa pozostanie między nami – zapewnił.
Pewna kobieta pytała wczoraj o pana i ten opuszczony dom, w którym rzekomo doszło do tragedii. Poszła tam, ale tak jak niegdyś pana przepędzili ją mieszkańcy. Biedulka się tylko strachu najadła, gdyby nie ten wysłannik pańskiej żony od kwiatów, to nie wiadomo co by się z nią wczoraj stało.
Dziękuję bardzo za tę informacje. – Hektor już miał odejść, ale kobieta go zatrzymała.
A kwiaty? Proszę pana!?
Tak, kwiaty. Prawie o nich zapomniałem. Żona, by nie była zadowolona. – Uśmiechnął się zamaskowując w ten sposób swój prawdziwy stan, który nie miał nic wspólnego z euforią. Najpierw zapłacił, a potem chwycił za dwa kosze i oddalił się do samochodu. Zapakował badyle na tyłach, a sam zasiadł za kierownicą.

Hektor Rodrigez powrócił wraz z kwiatami do pensjonatu. Już kiedy wszedł do salonu z jednym koszem i postawił go na ozdobnym stoliczku przy drzwiach wejściowych, Cyntia, zajadająca się rogalikiem z marmoladą, dosłownie zbladła.
Co ci się stało? – zapytała ją Marta Montenegro siedząca naprzeciwko.
Nic, matko. Chyba się ulotnię na dłuższy czas – zapowiedziała wstając i po cichutku czmychając do swojej sypialni.
Hektor w tym czasie nakazał recepcjoniście przynieść drugi kosz kwiatów z samochodu i postawić go dokładnie tak samo, na stoliczku przy futrynie, po drugiej stronie. Rodrigez dłuższą chwilę podziwiał swoje dzieło, po czym zasiadł naprzeciw teściowej, na miejscu gdzie jeszcze przed krótką chwilą siedziała jego żona.
Witaj – przywitał się i chwycił za pustą filiżankę, by napełnić ją kawą. – Czekałyście na mnie?
Cyntia czekała, ale gdzieś…
Właśnie, gdzie? – Zaczął się rozglądać z delikatnym uśmieszkiem na ustach.
Marta wzruszyła ramionami.
Gdy zobaczyła ciebie, to jakby ujrzała diabła. Postanowiła schować się gdzie pieprz rośnie.
Mówi pani… jakby zobaczyła diabła? Cóż, dziś to wyjątkowo trafne stwierdzenie. – Sięgnął do patery po rogalka, zamoczył jego brzeg w kawie i ugryzł. – Wyśmienite, trzeba pochwalić kucharza.
Piekarza, to rogaliki z miasta. Codziennie rano ktoś po nie jedzie.
Zatem trzeba pochwalić tego co jedzie – zażartował, wstał, wrzucił resztę rogalika do ust i już miał wybrać się na poszukiwanie Cyntii, gdy podszedł do niego kelner.
Proszę pana…
Tak Williamie?
William stanął jak na służącego przystało, z należytą skromnością i dłońmi splecionymi za plecami. Pomimo tego Marta Montenegro patrzyła się na niego wyzywająco, jakby chciała go zabić gołymi rękoma, a przy tym była też zdziwiona. Pomyślała, że to aż dziwne, że wcześniej go nie zauważyła.
Ktoś zostawił paczkę dla pana. Prosił, by zostawić ją w pańskim gabinecie, nie czułem się zobowiązany, by tam wtargnąć, więc…
Gdzie jest?
Na recepcji.
W ostateczności żona może poczekać – rzucił żartobliwie w stronę teściowej i udał się do recepcji po średniej wielkości kartonik, zapakowany przyzwoicie granatową wstążką, jakby był jakimś prezentem.
Zabrał paczkę do gabinetu, tam zamknął drzwi i rozsupłał wiązania, by otworzyć wieko. To co ujrzały jego oczy sprawiło, że opadł na fotel. Był przerażony. W końcu jednak wstał i przyjrzał się pokrwawionemu ubraniu. Naszywka mówiła, że należało do Violetty Molins, a list głosił Mam jeszcze twoją koszulę z tamtej nocy. Czekaj na dalsze wskazówki.
Choler – zaklął Hektor. Poruszył nerwowo szczęką i brwiami, po czym wyprowadził cios z pięści prosto w blat biurka. Uczynił to z taką siłą, że przez chwilę sam był niemal pewien, że połamał wszystkie palce. Nic takiego się jednak nie stało. Zamknął wieko i ukrył kartonik w sejfie do czasu aż nie wymyśli w jaki sposób się tego pozbyć.
Wyszedł z gabinetu niezwykle podenerwowany. Dojrzał Charliego, podszedł i spojrzał na niego pełnym strachu spojrzeniem.
Mam problem – wyznał.
Spory?
Hektor przez chwilę zastanowił się nad odpowiedzią.
Gigantyczny – stwierdził w końcu.
Z żoną?
To swoja drogą. Chodź ze mną do gabinetu – rozkazał.
Kiedy już zasiedli, Rodrigez wydawał polecenia:
Teraz ja zajmę się własną żoną, a ty pojedziesz pod wskazane miejsce w lesie, wykopiesz dół, głębokość około metr, jeśli nic nie znajdziesz, to znaczy, że to nie był niesmaczny żart, a jeśli coś znajdziesz, to wtedy przybliżę ci sytuację. Przy mojej żonie ja będę przez cały wieczór, od jutra jednak masz ją pilnować na każdym kroku. Jutro jest bal, przez przygotowania nie będę mógł jej poświęcić za dużo czasu. I Charlie, jeszcze jedno, nie spiskuj więcej z Cynią i mnie nie okłamuj. Jeśli wszystko zrozumiałeś, możesz odejść.
Oczywiście, panie Rodrigez. – Uśmiechnął się na pożegnanie.

Hektor zamknął gabinet na klucz i udał się schodami na górę, do sypialni swojej i żony. Po drodze minął pijanego Bastiana Browna. Spojrzał na niego wilkiem.
No co? W tej rodzinie będąc, to tylko się upić można, najlepiej tak bardzo, by o tym zapomnieć, że się w niej w ogóle jest – rzucił złotą radą Bastian.
Za nim pośpiesznie szła Julka, prosząc, by nie pił albo, by przynajmniej nie pokazywał się w takim stanie gościom.
Nie odzywaj się do mnie, ja się do ciebie nie zamierzam – syknął Brown.
Dziwna rodzina – pomyślał Hektor. – Cyntia, jeszcze nie tak dawno, chciała małżeństwa bez dotykania, a teraz jej szwagier wymaga od własnej żony, by byli małżeństwem bez rozmawiania. Powinni to co najmniej opatentować – śmiał się pod nosem.
Kochane – zaczął Rodrigez od progu. – Krawcowa przygotowała już twą suknie na jutrzejszy bal? – dopytywał.
Nie, jeszcze nie. Właśnie dziś mam jechać na ostatnie przymiarki – odpowiedziała, zakładając złote kolczyki. Odwróciła się nieuważnie i niespodziewanie wpadła na własnego męża, który objął ją w pół i położył swoją brodę na jej ramieniu, tak że ocierał się zarostem o jej aksamitny policzek.
W takim razie pojadę z tobą do miasta, co ty na to? – zapytał wesoło, chwytając ją za ramie i okręcając wokół jej własnej osi.
Jeśli tylko chcesz.
Przyciągnął ją do siebie i położył swoje obie dłonie nieco nad jej pośladkami.
A nie będę przeszkadzał?
Jeśli tylko nie będziesz się niecierpliwił tak jak ostatnim razem, to…
To…?
To myślę, że będziesz całkiem znośny.
Tak całkiem, całkiem? – dopytywał odgarniając jeden z niesfornych kosmyków jej włosów za ucho.
Tak. – Uśmiechnęła się. Wyraźnie była nieco zmieszana.
Po odwiedzeniu twej krawcowej pojedziemy do Kanonber – zapowiedział wypuszczając ją z objęć. Zbliżył się do komody, na której stały alkohole, przygotował sobie drinka i wypił go do dna.
Dlaczego?
Mam tam pewną sprawę do załatwienia.
Jaką? – pytała do jego pleców podczas, gdy on przygotowywał sobie drugiego drinka.
Zobaczysz. – Odwrócił się do niej, cały czas się uśmiechał.
Mam się bać?
Hektor wykonał kilka kroków w jej kierunku, by móc spojrzeć głęboko w zieleń jej oczu.
A masz czego?
Nie… chyba….
Skoro nie, to chyba możemy ruszać. Jesteś gotowa? – Spojrzał na drzwi, jakby bardzo pragnął być już w drodze.
Tak, tylko Marsel…
Twój wuj się nim zajmie. Jutro już wyjeżdża, chciał trochę pobyć z dzieckiem aniołeczka, już rano go o to prosiłem.
Zatem chodźmy – powiedziała skromnie, pełna obaw co się może jeszcze wydarzyć.
Hektor posłużył jej swoją ręką zgiętą w łokciu. Chwyciła go pod ramie i udali się do samochodu, a William zza filaru obserwował jak idą korytarzem.

U krawcowej Hektor zachowywał się niezwykle przykładnie, potem kupił żonie kwiaty i zjedli obiad w mieście. Wszystko wydawało się być tak jak wcześniej, jak za czasów gdy byli jeszcze narzeczeństwem. Jednak zachowanie Hektora w drodze do Kanonber, a właściwie to co mówił, skutecznie przeraziło jego żonę.
Nie toleruję kłamstwa, Cyntio – zaczął. – A ty mnie okłamałaś. Na dodatek przekonałaś Charliego, by uczynił to samo i nie wykonywał swoich obowiązków jak należy.
To nie tak, my po prostu nie chcieliśmy byś… Dlaczego tu stoimy? – zapytała, dostrzegając, że zatrzymali się przed opuszczonym domem, o którym opowiadane były straszne historie.
Hektor nie odpowiedział na to pytanie, zabronił żonie wysiadać, a sam stanął przed samochodem. Wyjął pistolet zza pazuchy i zwrócił się do tutejszych przechodniów.
Przyprowadźcie mi szefa tej wczorajszej bandy, już! – warknął i wystrzelił, naumyślnie trafił w jedno z okien opuszczonego budynku.
Cyntia schyliła głowę i schowała ją między ramiona, bo huk wystrzału i dźwięk zbitego, sypanego się szkła ją przeraził. Potem spojrzała ponownie w przednią szybę. Dostrzegła jak jej mąż nieśpiesznie zdejmuje marynarkę. Chciała wysiąść z samochodu, nawet już otworzyła drzwi, ale usłyszała wrzask męża:
Ani się waż!
Zatrzymała się i chciała rozpocząć dyskusję, poznać powód jego decyzji. Zaczęła od delikatnego i cichutkiego:
Ale…
Podszedł do lewego boku samochodu, stanął przy otwartych drzwiach.
Chcesz bym cię w domu sprał? – zapytał ostro. – Mam wystarczająco dużo powodów – dodał niemniej groźnie.
Cyntia przełknęła nerwowo ślinę, zamilkła.
Proszę, odłóż to gdzieś. – Podał żonie marynarkę.
Nic nie odpowiedziała, ale zwinęła ją i położyła na jego siedzeniu.
Jesteś sam – padło pytanie jednego, choć z zaułka nagle wyszło kilkunastu.
To dziwne, że zawierzam w wasz honor?
Ktoś się zaśmiał, więc Hektor zmienił taktykę.
Na całym terenie rozstawieni są moi ludzie. Jeśli nie dostanę szefa waszej bandy, to ja i moja banda wystrzelamy was wszystkich, co do jednego, a potem zajmiemy się waszymi dziećmi i kobietami. – Hektor się uśmiechnął złowrogo. – To jak będzie? Który jest bossem tego kartelu?
Podszedł jeden na niebezpiecznie bliską odległość, miał w rękach pistolet wycelowany wprost w Rodrigeza, który swoją broń przecież zostawił w marynarce.
Żądasz pojedynku? – zapytał Hektor bez cienia strachu w głosie, choć rudowłosy mężczyzna zbliżył się na tyle, że niemal dotykał lufą jego czoła.
Żądam byś zabrał stąd swoją dziwkę i odjechał.
Rodrigez się zaśmiał, uderzył mężczyznę w rękę z taką siłą, że pistolet wypadł mu z dłoni, potem szybko podniósł lewą dłoń do góry, na znak, że jego ludzie mają oddać strzały. Cyntia skuliła się na siedzeniu w samochodzie, choć wszystkie pociski były wycelowane w okna opuszczonej kamienicy. Hektor przycisnął kolanem splot słoneczny przeciwnika i jednym pewnym ruchem, za pomocą obydwóch rąk, złamał jego nadgarstek.
To jak będzie? Dogadamy się? Który jest szefem tego kartelu? – wypytywał. – Chyba nie chcecie, by rozpętała się strzelanina? Zapewniam, że wtedy zginiecie wy, a nie ja. Ile macie sztuk broni? Dwie? – zadrwił i wymierzył mężczyźnie, którego nadal przyciskał kolanem, cios w twarz z taką siłą, że krew trysnęła mu z nosa niczym z fontanny. Pozostali zaczęli się wycofywać. – Nie ma co, masz oddanych kumpli – wykpił przeciwnika, po czym zmusił go do wstania i doprowadził przed drzwi samochodu. Sam je otworzył. – Tę kobietę wczoraj zaatakowaliście. Najwidoczniej nikt was wcześniej nie nauczył jak traktuje się damy, dlatego teraz ty odrobisz tę lekcje, a potem nauczysz jej swoich pobratymców. No już, gnoju, na kolana i przepraszaj.
Hektor… – zaczęła Cyntia, ale Rodrigez tylko pokręcił głową na znak, że ma milczeć. Był wściekły, a stróżki potu spływały po jego czole i policzkach. Szybko i nerwowo nabierał powietrza.
Przeprosisz panią, czy mam ci połamać wszystkie palce? – Potrząsnął przeciwnikiem niczym kukłą i wymierzył mu cios z otwartej dłoni w potylicę, potem chwycił za jeden z jego palców i odgiął go tak mocno, że nastąpił chrzęst łamanych kości.
Cyntia aż się skrzywiła na ten dźwięk i głośniej zapłakała, gdyż nie umiała poradzić sobie z emocjami i strachem, który ciągle się w niej zbierał.
W końcu rudy mężczyzna wybełkotał, przez lekki płacz mimo woli, ciche:
Przepraszam.
Nie tak, śmieciu, ładniej – pouczył go brunet i złamał kolejny z palców.
Hektor… – Cyntii łzy lały się potokami po zaróżowionych policzkach.
Cisza. Z tobą rozmówię się w domu – warknął. – A ty przepraszaj – wyszeptał złowrogo.
Bardzo… panią…
Hektor, proszę cię, ty go zabijesz – nalegała chowając twarz w dłonie, bo nie chciała na to wszystko dłużej patrzeć.
Rodrigez złamał mężczyźnie jeszcze kciuk, kopnął go odrzucając tym kopniakiem na środek drogi i wsiadł do samochodu. Odjechali kawałek. Zaparkował na poboczu, tylko po to, by wytrzeć swoje ręce z krwi. Poczuł uderzenie w ramię wymierzone mu na oślep. Zerknął na żonę, nadal płakała, ale też krzyczała coś niewyraźnie.
Jak mogłeś! – dotarło do jego uszu.
Ciii. – Pogroził jej palcem. – Więcej masz się nie narażać… zresztą o tym porozmawiamy sobie w domu, w zaciszu czterech ścian i zapewniam cię, że to nie będzie miła rozmowa.
I co? Mnie też potraktujesz jak tego człowieka!?
Nie, tak traktuje tylko ludzi, którzy chcą cię skrzywdzić. Nie pozwolę nikomu cię tknąć. Będę cię bronił i chronił, już zawsze – zapewnił mimo mocnego zdenerwowania. – Jednak za to co zrobiłaś, jak daleko się zapuściłaś i jak bardzo siebie tym naraziłaś należy ci się i to porządnie, i myślę, że doskonale o tym wiesz, że zdajesz sobie z tego sprawę, dlatego od razu nie powiedziałaś mi gdzie byłaś ani co ciebie spotkało, i właśnie za to powinnaś oberwać tym bardziej. Dlatego teraz polecam ci milczeć, dopóki nie dojedziemy na miejsce, a gdy się znajdziemy już w pokoju, to radzę ci nie dyskutować, a jedynie odpowiadać na zadane przeze mnie pytania – zagroził i zupełnie nie przejmując się strachem jaki wywołał w swojej żonie, ruszył dalej, w stronę pensjonatu.
Przepraszam – szepnęła cicho, sądząc iż tym uda jej się choć odrobinkę załagodzić gniew małżonka, ale ten nawet słowem jej na to nie odpowiedział.

Kiedy Rodrigezowie dojechali na miejsce, Cyntia od razu pobiegła na górę i zalała się łzami, Hektor natomiast zajął się obowiązkami dyrektora, bo Bastian był zbyt pijany, by tego dnia służyć mu za godziwe zastępstwo. Kiedy więc był w trakcie zatwierdzenia menu na jutrzejszą uroczystość do jego gabinetu wkroczyła Marta Montenegro, jak zazwyczaj z pretensjami.
Co zrobiłeś mojej córce?
Nic – odpowiedział zgodnie z prawdą.
Płacze.
Od łez jeszcze nikt nie umarł – zbagatelizował całą sprawę.
Dlaczego płacze?
Bo skrzywdziłem kogoś, kto chciał ją skrzywdzić, a pani córka, jak pani zapewne wie, jest wszelką przeciwniczką przemocy i prawa pięści. Na dodatek oberwała słowną reprymendę, z którą chyba nie do końca się godzi, ale jest zmuszona to przemilczeć i nie podejmować dyskusji, które mogłyby jedynie doprowadzić mnie do większego zdenerwowania.
Marta Montenegro była zbulwersowana na zięcia, choć z drugiej strony jego słowa mały sens i potrafiła go zrozumieć, mimo tego wychodząc trzasnęła drzwiami od jego gabinetu.
W tym czasie William bez pukania wkroczył do pokoju swojej pierwszej miłości, by dowiedzieć się co takiego się wydarzyło. Był nie na żarty zaniepokojony. Zastał kobietę leżącą na łóżku i płaczącą. Usiadł przy niej i delikatnie dotknął jej ramienia. Wzdrygnęła się.
To ja, nie bój się. Nic ci nie zrobię – zapewnił. – Co się stało?
William – wyszlochała i podniosła się do siadu, by wtulić się w jego ramiona. – To było straszne, on prawie zabił tego człowieka.
Jakiego człowieka?
Takiego z wczoraj, co mnie zaatakował i… William, ja się… ja na to pozwoliłam, nie zrobiłam nic by… – łkała i mówiła jednocześnie.
Ciii – uspokajał ją. – Nic nie mogłaś zrobić. Uspokój się. Płacz już niczego nie zmieni. – Miał do niej dużo cierpliwości, gładził po włosach i kołysał się w takt muzyki płynącej z gramofonu. Nie wypuszczał jej z objęć ani na chwilę. – Uspokój się i wszystko mi opowiedz.
Cyntia tamtego wieczoru opowiedziała Williamowi wszystko ze szczegółami, tak jak to zapamiętała. William wykorzystał chwilę jej słabości, by skraść z jej ust jeden, niewinny pocałunek, a potem wyszedł z pokoju. Cyntia nie miała siły, by wziąć kąpiel, tylko przebrała się w koszulę nocną i położyła do łóżka. Pojawił się Hektor, który nie widział niczego złego w swoim postępowaniu, nawet nie żałował czynów, a lamenty żony zbył słowami:
Nie żałuj nic niewartego chwastu. – Zdjął koszulę i nie zdejmując spodni położył się obok niej. – Ja wiem, że ty jesteś niezwykle dobra i wrażliwa, ale ja jestem mężczyzną, a mężczyzna musi czasami zachować się brutalne, nawet jak barbarzyńca, by strzec i chronić swojej własności.
Jestem twoją własnością? – Wydawała się być oburzona tym stwierdzeniem.
Oczywiście, że tak, przecież chyba nie należysz do innego – odpowiedział z nutką podejrzliwości w głosie.
Oczywiście, że nie – odrzekła niezwykle urażona i zamknęła oczy. – Dobranoc i nie odzywaj się dziś do mnie – zażądała.
Jak sobie życzysz – odpowiedział i musnął delikatnie jej policzek. – Na szczęście już za dwie godziny będzie jutro i na nowo będzie mi wolno z tobą rozmawiać – dodał z niekrytym zadowoleniem i zamknął zmęczone powieki.
Jednak tej nocy Marsel miał inny plan niż sen. Chciał być noszony i rozpieszczany.
Możesz się nim zająć? – zapytała się Cyntia męża, gdy kwilenie niemowlęcia przerodziło się w ryk i zaczęło jej już naprawdę przeszkadzać.
Nie ma problemu – odrzekł zwlekając się z łóżka.
Cyntia, przez półprzymknięte powieki, obserwowała jak jej mąż chodzi po pokoju z dzieckiem na rękach i nuci jedną ze znanych kołysanek. Zastanawiała się jak to możliwe, by tak brutalny mężczyzna cechował się nagle tak dużą dozą wrażliwości i subtelności. Wtedy zrozumiała, że tak naprawdę jej mąż nie chciał źle, że po prostu ona i Marsel są pod jego specjalną i wzmożoną ochroną.

Królu mój, Ty śpij, Ty śpij a ja
Królu mój, nie będę dzisiaj spał.
Kiedyś tam, będziesz miał dorosłą duszę,
Kiedyś tam, kiedyś tam...
Ale dziś jesteś mały jak okruszek,
Który los rzucił nam…*(7)

Rano, gdy Cyntia się przebudziła, jej męża nie było obok niej, zamiast tego był tam Marsel zawinięty w poduszkę i smacznie śpiący.
Koncertowałeś całą noc – wytknęła śpiącemu maluchowi matka i nie przekładając go do kołyski, udała się do łazienki. Na lustrze czekał na nią wykonany farbą napis: Czy mąż we, że pani go zdradza?.
Cyntia natychmiast chwyciła za gąbkę i zaczęła trzeć lusterko. Farba była jeszcze świeże, ale i tak zmycie jej zajęło sporo czasu.
Przeklęty Javier! – wrzasnęła.
Ledwo co uporała się z jednym kłopotem, a już czekał na nią drugi. Kiedy wyszła z Marselem na spacer, zdała sobie sprawę, że Charlie za nią podąża. On nawet nie czynił tego ostrożnie, po prostu bezczelnie za nią szedł.
Dlaczego? – zapytała z zawodem w głosie.
Pani mąż…
Nie kończ! Domyślam się jak brzmi odpowiedź – warknęła i zawróciła wózek.
Postanowiła wrócić do pensjonatu. Nie miała zamiaru chodzić z obstawą. Uczynienie awantury Hektorowi z tego powodu, także nie wchodziło w grę, bo ciągle był zajęty, poza tym był to niezwykle ważny dzień dla działalność pensjonatu i nie chciała go psuć.
Przekonała Charliego, że będzie cały czas w swoim pokoju, i że bez obaw może odejść. Jego ciągła obecność pod drzwiami niemiłosiernie jej ciążyła.
Kiedy Hektor wszedł do pokoju, Cyntia właśnie rozczesywała włosy. Usiadł na łóżku nieopodal toaletki, tak by mógł chwycić kilka aksamitnych pasem w opuszki palców.
Znowu przekonałaś Charliego, by nie wykonywał swoich obowiązków? – zapytał wprost.
Nie, tylko odpowiedziałam, gdy pytał co zamierzam i dokąd idę.
Czyli nie przekonałaś go, by nie wykonywał swoich obowiązków?
Skąd? – odrzekła odwracając głowę w stronę męża.
Przed balem muszę sprawdzić kilka dokumentów – wyjaśnił wstając.
Właśnie poprawiał swoją koszulę, gdy do pokoju, bez pukania, wkroczyła osobista pokojówka jego żony.
Czy coś się stało? – zapytał.
Nie, proszę pana.
Hektor uspokojony zniknął za drzwiami sypialni, zasunął je, następnie wyszedł kolejnymi na korytarz.
Pani szwagier kazał mi przekazać wiadomość – powiedziała Gabriela, podchodząc do Cyntii.
Jaką? – wystraszyła się przejmując karteczkę od pokojówki. Rozłożyła ją i przeczytała.
Jeśli mam dochować tajemnicy, proszę przynieść to co ustaliliśmy, o północy, do kuchni.
Cyntia zrobiła przerażoną minę i zwinęła kartkę na pół, po chwili rysy jej twarzy ułożyły się w typową rezygnacje. Wiedziała, że z Javierem nie wygra. Ten mężczyzna niszczył jej życie i burzył jej małżeństwo, kawałek po kawałku siejąc w Hektorze ziarno wątpliwości. Po tym co poprzedniego dnia widziały jej oczy, bała się także o Williama, spodziewała się, że Hektor po poznaniu prawdy, potraktowałby jej kochanka z młodości nie lepiej niż rudawego mężczyznę z Kanonber. Wtedy wiedziała już co musi zrobić. Modliła się tylko, by cała sprawa za szybko nie wyszła na jaw.

Gabinet Hektora był zamknięty, ale jego marynarka znajdowała się w sypialni. Cyntia sprawdziła czy jest w niej klucz. Nie było. Udała się więc do pokojówek.
Która zajmuje się gabinetem mego męża? – zapytała wprost.
Ja go sprzątałam. Czy coś nie w porządku, pani Cyntio? – zapytała Honorata.
Nie, zapewne wszystko dobrze. Zgubiłam wczoraj kolczyk, chciałam sprawdzić czy go tam nie ma – skłamała.
Możemy razem…
Wolałabym sama.
Honorata wahała się, by przekazać klucz pani, ale bała się jej sprzeciwić.
Pan Rodrigez prosił, by nikt…
Jestem żoną pana Rodrigeza – przypomniała gniewnym tonem i była przy tym niezwykle pewna siebie. Spojrzała na rudą kobietę nienawistnym wzrokiem.
Tak, oczywiście. Bardzo przepraszam. – Dziewczyna ukłoniła się i wyjęła z fartucha klucz. Położyła go Cyntii na dłoni.
Młoda kobieta upewniła się czy nie została przez nikogo zauważona i wyniosła akt własności z gabinetu męża. Przeniosła go do ich wspólnej sypialni i schowała w toaletce. Potem wróciła do pokoju służby, by oddać Honoracie klucz. Nawet uprzejmie podziękowała za jego otrzymanie.
Dlaczego pani nie poprosiła o klucz męża? – zapytała Susana, która na boku polerowała srebrne cukiernice.
Jest dziś bardzo zajęty, ciężko go znaleźć – odpowiedziała, co akurat było zgodne z prawdą.
To wcale nie takie trudne. Ja znalazłam bez problemu. Znajduje się w ogrodzie i pokazuje inwestorom uroki niemieckiej jesieni.
To zabawne, że zwykła pokojówka wie lepiej ode mnie, gdzie w danej chwili znajduje się mój ślubny. Poddam to pod dużą wątpliwość i zaznaczę wielkim znakiem zapytania, z nadzieją, że to właśnie mój mąż mi to wyjaśni. – Cyntia opuściła jadalnie służby trzaskając drzwiami i poruszona słowami Susany udała się do ogrodu na poszukiwanie Hektora. – Dlaczego pokojówkę informujesz gdzie będziesz, a mnie nie? – zapytała wprost, nie zwracając uwagi na nikogo obok.
Ponieważ to Susana podawała mi herbatę, a nie ty, poza tym jakbyś mnie…
Nie obchodzi mnie co masz mi do powiedzenia, nie chcę też żadnych wyjaśnień. Po prostu nie życzę sobie, by w przyszłości, jakakolwiek pokojówka była lepiej poinformowana ode mnie, gdzie się znajduję mój własny mąż! – wykrzyknęła.
Oczywiście, kochanie – odrzekł spokojnie Hektor, nie chcąc czynić zbytecznego zamieszania przy tak ważnych dla biznesu gościach.
Cieszę się, żeśmy się zrozumieli. – Odwróciła się na pięcie i wróciła do pensjonatu.
Przepraszam was za zachowanie żony, ale chyba panowie rozumieją, każda kobieta ma takie dni, gdy trzeba jej pozwolić na typowe, kobiece humorki. – Uśmiechnął się przepraszająco w stronę trzech mężczyzn i kontynuował oprowadzanie ich po ogrodach.

Dzięki idealnemu przygotowaniu, bal zapowiadał się wręcz doskonale. Wszyscy goście przywdziewali maski i rwali się do tańca. Jak większość uroczystości balowych, tę także rozpoczynało się walcem, a zaraz po nim goście zaczęli z sobą rozmawiać i zajadać się potrawami wprost ze szwedzkich stołów.
William wykorzystał ten moment, by zamienić rolę kelnera na rolę jednego z gości. Włamał się do pokoju jednego z nich, odnalazł odpowiedni strój, założył maskę zakrywającą niemal całą jego twarz i wtopił się w tłum. Chciał zakraść się do gabinetu Rodrigeza, ale przy jego drzwiach ciągle ktoś stał.
Udał się więc pod ścianę, stanął obok kobiety w złotej masce i zapytał:
Dlaczego panienka nie tańczy?
Nie przepadam za tego rodzaju spędami. Nie zrozum mnie… niech pan nie zrozumie mnie źle, ale kiedyś uwielbiałam bale, teraz już mi się przejadły.
Od razu rozpoznał do kogo należy ten głos. Wiedział, że do siostry Rodrigeza. W pamięci odnalazł jedno z nazwisk zapisanych w księdze gości znajdującej się w recepcji i dzięki temu, gdy dziewczyna zapytała się z kim tak właściwie ma do czynienia, odpowiedział:
Jestem Roberto Samparada.
Laura Prevost. – Dziewczyna podała mu dłoń.
Tak jak należało nachylił się i pocałował jej wierzch.
Może zatańczymy – zaproponował.
Nie jestem urodzoną…
Ale ja doskonale prowadzę – zapewnił i szarpnięciem porwał ją na środek parkietu. – Pochodzi panienka z rodziny Rodrigezów?
Jestem siostrą Hektora i Javiera – wyjaśniła. – Oboje gdzieś tutaj się kręcą. Jeśli pan chce, to z chęcią pana przedstawię. Słyszałam o pana inwestycjach na zachodzie.
William się zmieszał, nie miał pojęcia jakie inwestycje ani jaki zachód. Kojarzył mu się tylko dziki, taki z kowbojami, a i tak, to tylko i wyłącznie z opowieści na dobranoc, które snuł jego stary dziadek.
Nie przyjechałem tutaj w sprawach biznesowych, a rozrywkowych.
To zaskakujące, bo ludzie z wyższych sfer zazwyczaj łączą te dwie rzeczy, a każda wspólna rozrywka jest dla nich powodem do nawiązania współpracy biznesowej, ale co ty możesz o tym wiedzieć, Williamie?
Jak mnie poznałaś, przecież tańczę wzorowo? – zapytał bez cienia strachu w głosie.
Masz idealnie ułożone włosy, czyste paznokcie, jak to na kelnera przystało i pachniesz tanią wodą kolońską oraz tytoniem… – przerwała po to by pociągnąć nosem – z pewnością nie z cygar – dodała. – Dla twojej informacji, Roberto Samparada, to przyjaciel mego brata. Dawno go nie widziałam, ale z pewnością był od ciebie starszy i nie palił… w ogóle nie miał nałogów.
Chcesz mnie wydać? – zapytał nie przerywając tańca.
Nie, ale powiedz mi po co ta maskarada? Co chciałeś nią uzyskać?
Chciałem po prostu z tobą zatańczyć – odrzekł z łobuzerskim uśmiechem.
Laura przewróciła oczami, zrobiła kwaśną minę, ale po chwili kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze.
Zatem ma pan ten jeden taniec, panie Williamie, a potem niech każde z nas uda się do swoich obowiązków. Nie chcę, by stracił pan przeze mnie pracę.
Może, skoro teraz ja uczestniczę jedną stopą w panienki świecie, to być może zechce panienka wejść na chwilkę do mojego? – rzucił propozycję, na którą Laura jakby od razu się rozpromieniła.

Kiedy William i Laura bawili się w najlepsze w pokoju służby, zakładając o to kto plujnie dalej przez otwarte okno, Cyntia korzystając z nieuwagi męża, udała się do ich sypialni. Marsel i Edward byli w tym czasie pod opieką zaufanej piastunki Brownów, wiec spokojnie wyjęła dokument z toaletki i ruszyła do kuchni. Tam już Javier na nią czekał. Odebrał od niej akt własności.
Nie martw się, jestem honorowy…
Przeklęty honor! – warknęła, co miało Javiera uderzyć mocniej niż jej drobna dłoń, gdyż uważała, że honorowy mężczyzna nigdy w życiu nie posunąłby się do tego, by szantażować kobietę.
W tym wypadku jest na twoją korzyść. Nie powiem nic memu bratu o twej zażyłości z kelnerem, choć nawet nie wiesz jak wielką mam ochotę mu dopiec.
Javierze, liczę na to, że nie zrujnujesz tym dokumentem mojego nazwiska – powiedziała, kiedy on już chciał ulotnić się tylnym wyjściem.
Przypominam tobie, że ja także noszę nazwisko Rodrigez. – Uśmiechnął się niezwykle uwodzicielsko. – Jak to możliwe, by tak piękna i inteligentna kobieta wyszła za kogoś takiego jak mój brat, na dodatek romansowała z kelnerem. Cóż… to chyba nie moja sprawa.
Tak, masz racje, to nie jest twoja sprawa.
Jutro odczytanie testamentu, życzę wam, by wszystko poszło po waszej myśli.
Będzie według woli mego ojca.
Niekoniecznie. Mam powody przypuszczać, że będzie to wola Hektora Rodrigeza. Powodzenia. – Niespodziewanie cmoknął ją w policzek i oddalił się do wyjścia, dzierżąc akt własności w dłoni.
Javier! – Zatrzymała go z dłonią na klamce. Odwrócił się w jej kierunku. – To ty ofiarowałeś Williamowi sztukę Szekspira?
Jaką sztukę? – Javier nie krył swego zaskoczenia.
Nieważne, skoro to nie ty, to…
Jaką sztukę!? – powtórzył pytanie ostrzej.
Otello.
Javier wydał się zmieszany. Nic już nie powiedział, tylko wyszedł i delikatnie zamknął za sobą drzwi. Cyntia powróciła do męża jak gdyby nigdy nic, a ten zmusił ją do zjedzenia choć jednego herbatnika, mówiąc zmartwionym głosem, że przecież od południa nie miała nic w ustach, potem trącili się kieliszkami pełnymi szampana i utonęli we wspólnym tańcu.

Następnego dnia Marta spotkała Javiera w restauracji, w kamienicy należącej do Hektora. Nie dowierzała. Javier siedział i zajadał się owocami, popijając je winem. To było dziwne, bo mężczyzna rzadko tu bywał. Nawet na bal przyszedł rzekomo tylko ze względu na to, że Laura go zaprosiła i nalegała, by się stawił. Marta jednak postanowiła obecność starszego Rodrigeza zignorować. Dziś ważniejszy był dla niej testament. Wszyscy w gabinecie już czekali, był także notariusz. Martin jak zwykle przybył spóźniony, a Bastian wziął z sobą karafkę z whisky i szklaneczkę.
Czy wszyscy wyczytani są obecni? – zapytał starszy, siwy mężczyzna.
Tak – odpowiedzieli zgodnie.
Zatem będę kontynuował. Zgodnie z wolą Juliana Montenegro, dobra rodzinne przypadają po równo, po trzydzieści procent każdej z córek. Trzydzieści procent otrzymuje także żona. Dziesięć procent zysków ma przypaść na cele charytatywne, bądź inwestycje przyszłościowe, mające charakter poprawy życia społeczeństwu. Aby nie było nieporozumień, dyrektorstwo w przedsiębiorstwach i przyszłym pensjonacie obejmuje Hektor Rodrigez, mąż mojej najmłodszej córki. Następnie, wicedyrektorem zostaje Bastian Brown. Jedynie koleje zostają odłączone od majątku, a zyski z nich płynące oraz ich zarządzanie przekazuję Damianowi Montenegro. W skład dyrektorski wchodzi cała rodzina, w sytuacji gdy liczba głosów jest równa, to obecny dyrektor ma decydujące i niepodważalne zdanie.
Hektor uśmiechnął się z wyższością w stronę Marty.
Oszukałeś mnie! – warknęła szeptem.
Tak jest sprawiedliwie – odszepnął.
Sprawiedliwie, to na mojej ziemi wszystko zostało postawione, a ty masz tym rządzić?
Będę rządził tak, by pani niczego nie brakowało, poza tym pani zabrała niemal mój cały majątek, by dochody z tytułów moich własności płynące inwestować w pensjonat. Chyba więc mi się należy bym był jego dyrektorem.
Nie wiem jak tego dokonałeś, ale nie spocznę póki się nie dowiem.
Sam pani opowiem, a potem mi pani pomoże. Nie ma pani innego wyjścia, jak tylko zostać moją wspólniczka. Inaczej mam fotografię.
I komu ją pokażesz?
Pani dzieciom.
Marta zamilkła, a Hektor spojrzał na notariusza.
Rozumiem, wszyscy zgadzają się z ostatnią wolą zmarłego i nie jest ona dla was zaskoczeniem? – zapytał.
Naturalnie, można się było tego spodziewać – wyznała z niekrytą pretensją Marta i po tych słowach wszyscy skierowali się do wyjścia.
Kiedy wdowa po Julianie Montenegro uznała, że nie może być już gorzej, przed wszystkimi wychodzącymi z gabinetu stanął Javier.
Chciałbym z panią porozmawiać, pani Montenegro.
Udostępnię wam pomieszczenie – powiedział przyjaźnie Hektor. – Musicie tylko poczekać aż notariusz się spakuje i je opuści. Chodźmy, kochanie – zwrócił się do Cyntii i położył dłoń na jej plecach. Zaprowadził do stołu.
Nie minęła chwila, a pojawił się kelner z kawą i rogalikami. Cyntia opowiadała o tym jaki miała sen, a Hektor bawił się w rozczytywanie go, jednocześnie trzymając żonę za dłoń i gładząc kciukiem jej wierzch. Odgadywanie znaczenia snu czynił półżartem, półserio.
Duże słońce… pewnie będzie ciepło. – Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, maczając rogalika w kawie. – A kot siedzący na drzewie, na które zwabiła go mysz… może to symbol jakieś pułapki.
Nie sądzę aby twoja interpretacja była trafiona.
Oby. Nie chciałbym byś wpadła w jakąś pułapkę, chyba że taką z moich rąk. – Zaśmiał się wesoło, a żona mu zawtórowała.
Hektorze. – Bastian podszedł do stolika.
Proszę, usiądź z nami.
Nie… znaczy dziękuję za zaproszenie, ale chyba muszę z tobą pomówić. Tak na osobności.
Może odejdę? – zaproponowała Cyntia.
Nie, ty zostań. My się przejdziemy.
Julia zaraz do ciebie przyjdzie – poinformował szwagierkę Brown i wychylił whisky ze szklanki do dna. – Powinnyście się w końcu pogodzić. – Uśmiechnął się smutno i poszedł za Rodrigezem.

Kiedy Bastian gorączkowo opowiadał o swoich kłopotach Hektorowi, ten ledwie powstrzymywał się od śmiechu, ale kiedy w całej opowieści pojawiło się słowo dług, nie było już tak wesoło, a jak się okazało, to nie był koniec kłopotów. Prawdziwe miały dopiero nadejść, a Marta już wiedziała, że mają one na imię Javier.
Kobieta przysiadła się do córki i zaczęła słowami:
Coś ty narobiła?
Ale o co mamie chodzi? – zapytała, zagryzając herbatkę maślanym ciasteczkiem.
Javier żąda ode mnie trzydziestu procent, moich trzydziestu procent. Wiesz w zamian za co?
Nie mam pojęcia. – Była spokojna. Niczego się nie obawiała.
Za dokument, dzięki któremu może posłać twojego męża na długie lata do więzienia. Ty mu go dałaś.
Niemożliwe. – Cyntia wydawała się być tak bardzo zmieszana, że aż ciastko wypadło jej z dłoni.
Nie dałaś mu go? On go w ogóle ma? Cyntio!?
Ja chciałam tylko, by odjechał – wymyśliła pani Rodrigez na poczekaniu. Jedyne co mogła teraz zrobić to grać niewiniątko. – Chciałam, by nie myślał o mnie źle, by mu się ułożyło w interesach i dał nam spokojnie żyć.
Marta złapała się za głowę, nabrała głębiej powietrza i poczuła jak ciśnienie jej podskoczyło.
Javier nie wykorzysta tego dokumentu przeciw naszej rodzinie. Obiecał mi to – dopowiedziała Cyntia, a matka zaczęła przeklinać jej naiwność. – Ale uspokój się – szepnęła. – Nic złego się nie wydarzy. Javier nie ma złych intencji.
Tak? Jesteś tego taka pewna? – zapytała Marta bez przekonania. – Zatem, proszę, podejdź do niego i poproś o zwrot. Siedzi tam. – Wskazała na szwagra córki, który siedział dwa stoliki dalej.
Abyś się nie zdziwiła – rzuciła Cyntia i wstała od stołu.
Wierz mi, pragnęłabym się zdziwić – powiedziała sama do siebie wdowa po Julianie Montenegro i chwyciła za filiżankę pełną kawy. Ręce jej się trzęsły tak bardzo, że nieco ulała na porcelanowy talerzyk.

Cyntia podeszła do Javiera i zapytała niewinnie:
Mogę się przysiąść?
Mężczyzna nie okazał się kulturą ani klasą. Nawet nie wstał.
Jeśli musisz – odrzekł z niekrytą niechęcią.
Chodzi o dokument, który ci dałam. Hektor zauważył jego brak i chcę go z powrotem – skłamała.
Zatem masz problem. Ale jeśli tak bardzo boisz się gniewu męża, mogę zaraz poinformować sędziego. Wiesz, tak w ramach naszej niepisanej przyjaźni. – Chwycił Cyntie za dłoń. – Wtedy Hektor zostanie posłany za kratki, a ty będziesz cała i nieposiniaczona.
Javer, ja nie żartuję. Moja matka plecie głupstwa, że chcesz to wykorzystać przeciw Hektorowi, że chcesz zaszkodzić mojej rodzinie.
A sądziłaś, że co zrobię? Trzy lata siedziałem za winy twego męża.
Chciałam je naprawić. Oddałam ci dokument, a ty nas nim szantażujesz.
Nie was, a tylko twoją matkę i nic nie chciałaś naprawić, gdybym ci nie zmusił, to w życiu nie oddałabyś mi tego aktu. Jeśli twoja matka chce mieć wolnego zięcia, niech odda mi swój spadek. Ja pokryję dochodami dług, Hektor nigdy się nie dowie, wszyscy będziemy szczęśliwi.
Dam ci pieniądze – powiedziała w desperacji Cyntia. – Ile potrzebujesz. Mam biżuterie…
Nie starczy nawet na jedną dziesiątą moich zadłużeń. Wierzyciele poczekają, ale gdy będą mieli pewność, że zarabiam. A teraz żegnam, chciałbym w ciszy i samotności dokończyć śniadanie, oczywiście wszystko na koszt mej kochanej rodziny. – Skłonił się delikatnie głową i bezczelnie uśmiechnął.
Cyntia wstała. Łzy cisnęły jej się do oczu, ale postanowiła być twarda.
Łajdak – syknęła.
Mam prawo nim być – odpowiedział z niekrytą radością. – Kelner, jeszcze jedną lampkę wina, proszę. Mam dziś co świętować. Zgłoś też w recepcji, że pragnę zając najlepszy z wolnych pokojów.

Cyntia powróciła do stolika i oparła łokcie na stole, skryła twarz w dłoniach.
Czyli się nie pomyliłam. – Marta zrobiła kolejny łyk kawy z filiżanki córki, a potem odstawiła ją na zalany podstawek.
Co się stało? – zapytała Julia, przysiadając się. Nie umknął jej uwadze grobowy nastrój obydwóch pań.
Twoja siostra dała się oszukać.
Jak i komu? – Julia wydała się być zainteresowana. – Kelner! – zawołała, gdyż chciała zgłosić zamówienie.
Tak proszę pani?
Trzy herbaty proszę.
Kelner odszedł, a Julia patrzyła to na załamaną siostrę, to na wściekłą matkę i nie domyślała się nawet jak poważne są problemy, które wprawiły te dwie kobiety w taki stan.
Ja wyjaśnię – zgłosiła się na ochotnika Marta. – Brat Hektora, Javier, szantażuje nas dokumentem, który Cyntia pomogła mu zdobyć.
Dlaczego to zrobiłaś? – zapytała Julka.
Bo chciałam naprawić błędy Hektora… i też moje błędy – wyjaśniła.
Było trzeba nie rozgrzebywać brudów jego przeszłości! – warknęła matka.
Chciałam naprawić krzywdy, które wyrządził mój mąż. Nie można mnie za to winić!
Jakie krzywdy wyrządziłem i komu? – zapytał Hektor z lekkim uśmiechem.
Kobiety dopiero zauważyły, że mężczyźni powrócili do stolika i stoją nad nimi. Brown zaczepił kelnera i wymienił pustą szklankę na pełną, a Hektor spoglądał to na żonę, to na teściową i czasami też na szwagierkę. Wyraźnie wyczekiwał odpowiedzi na pytanie.
Cyntio – rzekła Marta, sugerując, że córka powinna sama się przyznać
Mówiłyśmy o… – zaczęła Julia, ale mąż jej przerwał.
Z doświadczenia wiem, że pomiędzy małżonków lepiej się nie wtrącać. Od kiedy twoja matka przestała wtrącać się do nas, żyje nam się o wiele lepiej. – Przechylił szklankę do dna.
Bastianie, ja tu jestem obecna – pozwoliła sobie zauważyć Marta.
Przecież mamusię widzę. Orzekam tylko szczerą prawdę.
Dowiem się co się tutaj dzieje? – Hektor zdawał się być coraz bardziej podirytowany zachowaniem całej trójki.
Byłam przeprosić Javiera za to co mu uczyniłeś, że nie zająłeś się wyciąganiem go z więzienia jak należy. Matka ma do mnie pretensje, że działam za twoimi plecami – skłamała.
Mój brat to drań jakich mało. Zaraz wezwę ochronę, by go wyrzuciła, oczywiście po uprzednim uregulowaniu rachunku. – Hektor przysunął sobie krzesło i usiadł między żoną, a teściową.
Nie! – krzyknęły równocześnie Marta z Julią, gdy Hektor podniósł dłoń na kelnera. – Tylko nie wzywaj ochrony! – dodały jednogłośnie.
Chciałem tylko zamówić kawę. Po śniadaniu sam go wywalę, osobiście.
To twój brat – przypomniała Cyntia.
Wiem, ale nie lubię gdy mi się za długo panoszą po domu obcy ludzie – wyjaśnił, podbierając żonie jeden plasterek jabłka z deseru właśnie przyniesionego przez kelnera.
Skoro to twój brat, to nie jest obcy – wtrącił się Bastian, który nadal stał za plecami Julii i wypatrywał kelnera niosącego coś innego niż napoje bezalkoholowe.
Hektor przemilczał sprawę i zaczął przyglądać się uważnie żonie.
Płakałaś? – zapytał, gdy zauważył wilgoć na jej policzkach.
Coś mi wpadło do oka – skłamała po raz kolejny.
Hektorze, mogę cię prosić na moment – zapytała Marta Montenegro, wstając od stołu.
Mamo, nie wtrącaj się – warknęła Julia.
Chodzi o moją rodzinę, o naszą rodzinę. Nie będę milczała – odparłą stanowczo.
Mamo, proszę. – Cyntia spojrzała na nią błagalnie, a Hektor i Bastek zdawali się ani trochę nie rozumieć sytuacji.
Oboje przypominali teraz dwoje zagubionych dzieci, poruszających się niczym ślepi we mgle.
W takim razie powiedz sama coś narobiła – zażądała szybko Marta.
Czy wy coś przede mną ukrywacie? – zapytał Hektor wprost. – Pani Marto?
Niech Cyntia ci powie, dlaczego nie możesz wyrzucić własnego brata z pensjonatu ani restauracji.
Cyntio? – mężczyzna spojrzał na żonę wyczekująco. Ta jednak milczała.
Nie masz odwagi? – zadrwiła Marta. – Miałaś odwagę wtrącić się w interesy męża i zadziałać na jego niekorzyść, a nie masz odwagi mu o tym powiedzieć?
Chwileczkę. – Hektor ponownie spojrzał na żonę. Nawet się przychylił, by lepiej widzieć jej twarz. – Co takiego zrobiłaś?
Oddałam dokument Javierowi, ten z twojego gabinetu – wyznała nie patrząc na niego. Ciągle bawiła się serwetką.
Jaki dokument? – dociekał. Miał rozbiegany wzrok, ale świdrował nim tylko ukochaną. – Pytam! – uniósł się.
Hektor, jesteśmy w miejscu publicznym – zwróciła mu uwagę Julia. Miała przy tym ostry ton.
Masz racje, niepotrzebnie się unoszę. – Mrugnął do niej, a potem ponownie spojrzał na żonę. – O jakim dokumencie mowa?
O tym z krzesła, co wyjęłam – chaotycznie odpowiedziała Cyntia, spuszczając przy tym głowę.
Hektor poczuł jak się w nim zagotowało. Jego dłoń znajdująca się na stole zacisnęła się tak mocno, że aż pobielały mu kłykcie.
Akt własności kopalni? – zapytał złowrogim szeptem.
Cyntia potwierdziła ruchem głowy.
Dlaczego, do cholery…
Ciszej – warknęła Julia, chwytając Hektora za nadgarstek.
Mężczyzna odetchnął głębiej i przerwał wypowiedź.
Cyntio, poczekaj na mnie w naszym pokoju. Idź tam teraz, por favor – Słowa jakie skierował do żony były grzeczne i nie można mu było zarzucić chamstwa, ale wypowiadał je takim tonem, że wszyscy siedzący przy stole zdawali się nagle przestać oddychać.
Cyntia poczuła jakby jej serce stanęło, a Hektor wpatrywał się w nią wyczekująco. Zdawał się być niecierpliwy, a jego zaciśnięte szczęki świadczyły o dużym rozgniewaniu.
Czemu macie takie grobowe miny? – zapytała Laura wesolutko, gdy tylko podeszła do zgromadzonych, była wraz z Martinem.
Cyntia wstała i udała się schodami do góry, aż do ich pokoju, w którym piastunka Edwarda opiekowała się Marselem. Hektor odprowadził żonę wzrokiem na tyle na ile mógł.
Powiedziałam coś nie tak? – zapytała Laura, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji.
Nie, to nie twoja wina – uspokoiła ją Julia i nawet rzuciła serdecznym uśmiechem, mającym na celu dodanie nastolatce otuchy.
Hektor podparł policzek na mocno zaciśniętej pięści, wyglądał jakby intensywnie myślał.
Uspokój się – rozkazała Marta Rodrigezowi.
Nie mów mi co mam robić – odwarknął w jej stronę.
Hektor, dlaczego ty się nie umiesz zachować. Powarkujesz na matkę swojej żony. Czy ja się całe życie będę musiała za ciebie wstydzić, braciszku? – zapytała wesolutko Laurka, siadając na miejscu, które jeszcze niedawno zajmowała Cyntia. – No powiedz mi, czy nie można spokoj…
Zamknij się – rozkazał ostro siostrze. Wstał od stołu niezwykle energicznie i ruszył na rozmowę z żoną.
Matko, zrób coś, on ją rozniesie – nalegała Julia.
I słusznie. Sama jest sobie winna. Mam tylko nadzieję, że nie uczyni tego za głośno i goście się nie zorientują.
Jak pani może, to pani córka! – krzyknęła na kobietę Laura.
Jak będziesz miała dzieci, to zrozumiesz, jak mogę. – Marta Montenegro wstała od stołu i odeszła.
Bastian – rzekła Julia natarczywie wpatrując się w męża.
Ja? – zdziwił się mężczyzna.
Tak, ty. Chyba ty nosisz spodnie.
Przebiorę się nawet w sukienkę, tylko nie każ mi tam iść, bo to jak wystawić się na uderzenie pioruna.
Bastian! – warknęła na niego.
Dobrze, pójdę, ale jakbym umarł, to nie zapomnijcie włożyć whisky do mojej trumny i koniecznie persióweczkę z rumem, koniecznie. – Bastek poklepał się dwukrotnie po klacie i ruszył pod drzwi pokoju Rodrigezów.

Zapraszam także do kolejnego postu  Rozdział 26: Ukarać żonę

27 komentarzy:

  1. No to się Cyntia wpakowała i Charlie w sumie też,ale plan był dobry.Kto mógł przypuszczać,że Rodrigez pchany ciekawością sprawdzi wersję wydarzeń Cyntii.Jestem ciekawa co ona wspólnego z tym opuszczon domem,czyżby kolejna tajemnica z przed lat
    ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Plan był niezły ale Hektor jest zbyt czujny i nieufny żeby tak łatwo to kupić. Teraz to obydwoje się wpakowali. Jestem ciekawa czy Hektor zrobi teraz awanture czy zachowa to dla siebie ale nie będzie spuszczać jej z oka. Ciekawa czy on rzeczywiście tak bardzo martwił się jej bezpieczeństwem czy bał się tego czego może się dowiedzieć...

    OdpowiedzUsuń
  3. To było straszne tym to Hektor na pewno nie wzbudzi jej zaufania. I teraz to juź w ogóle nie będzie do niego przychodzić z problemami. Ja to w sumie zaczęłabym się go bać. Skoro jest zdolny do takiej przemocy to strach myśleć do czego jeszcze. Niby chciał dobrze a wyszło jak zawsze. Mu to by się przydało trochę empatii i lekcje panowania nad gniewem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hektor mnie przeraził,to jak potraktował tego człowieka... straszne.Cyntia nie powinna się jednakna niego o to obrażać przecież on tylko chcę ją chronić,ale nie musiał prać tego mężczyzny przy niej.
    Jak Hekt się dowie,że tego dokumentu nie ma Cyntia będzie miała naprawdę przejebane ale cóż chyba nie ma wyboru...

    OdpowiedzUsuń
  5. Cyntia niezłe kłamstewko sobie wymyśliła co prawda wyszła na naiwną idiotkę ale to i tak lepsze niż jakby miała powiedzieć prawdę.Hektor niestety nie odpuścił i wpadł na pomysł z tym okropnym klęczeniem. To jakaś jego ulubiona kara czy co?Już raz Laurze kazał klęczeć.
    Jestem ciekawa kto mu przysłał tą urokliwą paczkę i czego chcę w zamian za milczenie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cyntia co prawda wyszła na nieporadną dziewczynkę co to świata nie zna w ogóle, ale lepsze to niż by miała powiedzieć prawdę. Jej by pewnie krzywdy nie zrobił, ale Will pewnie by długo po świecie nie pochodził. Te jego kary to serio też się zaczynam zastanawiać o co mu z tym klęczeniem chodzi. Chociaż z drugiej strony patrząc po jego wspomnieniach z dzieciństwa to i tak stosuje te najdelikatniejsze.
    Jestem ciekawa kto przysłał paczkę. Oraz kto wysłał Willem książkę. Chyba że to ta sama osoba...

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze że Hektor był czujny wobec Cynti.Nie powinna odawać tego dokumentu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałaś poprzednie rozdziały? Gdyby nie oddała tego dokumentu to Javier powiedziałby o Williamie.

      Usuń
  8. Kto by pomyślał, że Hektor będzie miał takiego zaufanego człowieka. Myślałam, że on nikomu nie ufa nawet w najmniejszym stopniu, a Charlie jest jego niemalże przyjacielem. Na razie mało razy się pojawił, ale wydaje mi się, że to całkiem fajna postać. Jego pomysł z tymi kwiatami był dobry, jednak nie na tyle dobry żeby przechytrzyć Hektora.
    Scena jak Hektor łaskocze Cyntie jest fajna. Taki moment beztroski. Powygłupiali się, wszystko cacy pięknie. Lubię takie przerywniki od zmartwień. Przydają się w tym ich świecie intryg.
    Straszne jest jak Hektor pobił tego człowieka. Ten człowiek ją skrzywdził, więc Hektor wyrządził krzywdę jemu. Chociaż nie powinien robić tego przy niej, w ogóle nie powinien tego robić... staram się to jakoś zrozumieć, ale mnie takie postępowanie trochę przeraża. To straszne co musiała sobie pomyśleć o mężu Cyntia zwłaszcza, że ona taką wielką przeciwniczką przemocy jest.
    Oh... Cyntia nauczyła się kłamać. Pamiętam jak w tamtej wersji nie bardzo jej to wychodziło. Teraz nieźle sobie radzi. Może przez to kłamstwo wyszła trochę na nieporadną dziewczynę co to nie wie jacy naprawdę są ludzie, ale lepsze to niż gdyby Hektor o Williamie miał się dowiedzieć. Kara nie jest jakaś najgorsza chociaż faktycznie on coś z tym klęczeniem ma ;p ale Cyntia i tak miała lepiej od Laury. Lepsze klęczenie na krześle niż na grochu.
    Ciekawa jestem kto wysłał paczkę i jakim cudem znalazł to ubranie. Coraz ciekawiej się robi najpierw Willi dostał książkę, teraz Hektor ubranie Violetty. A może te przesyłki są od tej samej osoby ?

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawe kto przysłał Hektorowi paczkę z zakrwawionym ubraniem Violetty i czy jest to ta sama osoba co zostawiła książkę dla Williama.
    Charlie chciał pomóc Cyntii i wymyślił zakup kwiatów,ale niestety wydało się. I tak w ogóle co ma wspólnego Hektor z tym starym domem, jaka wiąże się z tym tajemnica.
    Hektor pobił człowieka który chciał skrzywdzić Cyntię, tylko dlaczego zrobił to na jej oczach, może chciał jej pokazać, co się dzieje z ludźmi, którzy z nim zadzierają i chcą skrzywdzić bliską mu osobę, może w pewien sposób miała to być dla niej przestroga.
    Cyntia w poprzedniej wersji oddała Javierowi akt własności z głupoty i naiwności, a teraz została do tego zmuszona szantażem, wolała wyjść na głupią i naiwna gęś niż żeby wydało się jej powiązanie z Williamem.
    Czy Hektor ma jakąś obsesję z tym klęczeniem, najpierw ukarał Laurę i kazał jej klęczeć na grochu, a teraz Cyntia.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mnie też ciekawi kto mógł przesłać Hektorowi paczkę i czt ta osoba ma coś wspólnego z przesłaniem książki Willamowi. Cyntia oddała akt własności ale była do tego zmuszona bo inaczej Hektor by sie o wszystkim dowiedział. Dla Cynti to musiało być szokiem co Hektor zrobił teku facetowi.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nadejdzie kiedyś dzień, gdy ciekawość oraz naiwność stanie się dla Cyntii zgubna.
    Mam wrażenie, że wszystkie te niedomówienia w rodzinie Rodrigez, a później awantury wynikają czasami z braku rozmów między nimi. Tak jak Hektor zna Cyntie, bo dopytywał o nią to tu to tam, jak i ją samą, tak Cyntia nieszczególnie się nim interesowała. Nigdy nie zabronił jej pytać o swoją przeszłość, ale ona zamiast zapytać wprost to woli kombinować za jego plecami. Nie dziwię się, że jej nie ufa, że ma jakieś podejrzenia, sprawdza ją. Sprawa z aktem własności też mogła potoczyć się zupełnie inaczej gdyby tylko podzieliła się problem z kimś rozsądniejszym.
    Javier niby nie zostawił Cyntii wyboru i było pewne, że dla swojego i Williama dobra odda akt własności. Jednak gdyby bardziej wierzyła w Hektora, a nie wciąż zakładała, że on postąpi tak, a nie inaczej to mogłoby się odbyć bez jej głupiego wyczynu i późniejszych konsekwencji. Wydaje mi się, że gdyby od początku powiedziała Hektorowi kim był dla niej William i zaprzeczyła, że nic do niego nie czuje itp. odpuściłby. Pewnie nie wpadłby na pomysł, że to może być dziecko Williama więc wytłumaczenie całej sprawy odbyłoby się bez większego zamieszania, a nawet jeśli prawda wyszłaby na jaw to może nie byłoby wtedy kolorowo ale tragicznie też nie. No ale skoro Cyntia lubi sobie życie utrudniać, a najwyraźniej tak jest to tylko należy jej życzyć powodzenia.
    Co do zachowania Hektora, a dokładniej potraktowania tamtego mężczyzny to prawda jest taka, że niejeden facet w dzisiejszych czasach postąpiłby tak samo( no może bez broni ale jednak do bójki by doszło). Nie pozwoli obrażać, krzywdzić osób które kocha i Cyntia powinna zdać sobie sprawę i nie dawać mu powodów do nadmiernej troski jaką w tamtym momencie okazał. Natomiast jeśli chodzi o karę dla Cyntii to na pewno nie powiem, że nie zasłużyła, a poza tym jak ma na nią wpłynąć skoro słowa do niej nie docierają? Być może jak będzie wiedzieć co ją spotka z ręki męża to dwa razy pomyśli zanim coś zrobi i będzie rozsądniejsza. Nie uważam, że Hektor dobrze robi stosując takie czy inne kary, ale trzeba przyznać, że odpowiednie wychowanie, którego niestety nie otrzymała od rodziców, z pewnością jej się przyda.

    OdpowiedzUsuń
  12. Cyntia wreszcie się doigrała i tak Hektor był dla niej łagodny. To już lepiej gdyby to z Williamem wyszło, no bo brat Hektora nie wiedział chyba że to dziecko jest Williama.

    OdpowiedzUsuń
  13. Teraz przynajmniej jest jakieś rozsądne uzasadnienie tego, że Cyntia oddała Javierowi akt własności. Podoba mi się, że ona chce samodzielnie zdobyć jakieś informacje o mężu. Chyba przeczuwa, że Hektor nie mówi jej prawdy.
    Zastanawia mnie postawa Chariego. On już miał kwiaty w bagażniku, czyli jeszcze zanim Cyntia poprosiła o dochowanie tajemnicy, przygotował dla niej wymówkę. Dlaczego? jednak widzi w Hektorze zagrożenie? Czy coś źle zrozumiałam?
    Karteczka z miejscem spotkania? A z kim Cyntia miała się spotkać? Była z kimś umówiona? Z kim? Przecież działała sama i w tajemnicy. I później nie ma słowa o tym kimś. Jakoś mi to nie pasuje. Trochę na siłę. Proponowałabym jakieś inne rozwiązanie. Może zapis w notesie?
    Reakcja Hektora iście bestialska. Naprawdę, aż mi ciarki przeszły od czytania, więc co przeżyła Cyntia oglądając?
    Postawa Williama naprawdę godna przyjaciela. Tyle że to Hektor powinien być wtedy przy Cyntii. On wiele traci przez to, że go nie ma, że wymaga, nakazuje i oczekuje, ale nie ma go, kiedy trzeba przytulić, pocieszyć, wyjaśnić. Już chyba wiem, czego mi u Hektora od początku brakowała. Czułości. Jest troskliwy, ale tylko wtedy, kiedy trzeba i czasem dziwnie tę troskę okazuje. Natomiast nie jest ani trochę czuły. I chyba tak naprawdę słabo tę Cyntię zna.

    Widziałam w tekście kilka literówek.
    Maja.

    OdpowiedzUsuń
  14. Hejo! :3
    Hehe. To się porobiło xD
    Hm. Zastanawia mnie, z kim miała spotkać się Cyntia. Nie było wspomniane, no nie? Pierwszą osobą, jaka przyszła mi na myśl, był William, ale to chyba nie on. Może Javier? Ale jak rozmawiał na końcu z Cyntią, to zrezygnowałam. No nie wiem :/
    Cóż... Nie zaprzeczę, że mimo, iż zdążyłam już poznać Hektora i wiem, jaki jest, gdy się zdenerwuje, zaskoczyło mnie jego zachowanie. Nie sądziłam, że tak okrutnie potraktuje tego człowieka. Mógł przestać chociaż dla Cyntii.
    Teraz doszła sprawa z Javierem. Cyntia postąpiła nieodpowiedzialnie, że dała mu ten dokument. Zastanawiam się, w jaki sposób uda im się go odzyskać. O ile się uda...
    Heh. Słowa Bastiana na sam koniec są trochę zabawne xD W sumie to nie dziwię mu się, że się boi. W końcu to Hektor... Na jego miejscu też bałabym się tam pójść, ale współczuję mu. Zawsze na niego padnie! Julia mogłaby pójść z nim. W końcu jest kobietą i wątpię, że jak przeszkodzi Hektorowi to ją uderzy :P
    Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! :***
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jak sądzisz, co zrobi teraz Hektor, gdy już będzie w pokoju z żoną sam na sam?

      Usuń
    2. Eee... Cóż. Jest nieźle wkurzony i coś mi się wydaje, że ją zleje ( choć mogę się mylić, ale wątpię, że w tej sprawie :P ) xD

      Usuń
  15. No i Hektor się dowiedział o wydarzeniach z dnia poprzedniego i o dokumencie który został przekazany Javierowi. Cyntia mogłaby przestać kłamać, bo prawda i tak wyjdzie na jaw.
    Pewnie teraz odbędzie się rozmowa pomiędzy Hektorem i Cyntią i pewnie to miła rozmowa nie będzie.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli wydaje ci się, że Hektor z Cyntią tylko i wyłącznie porozmawia?

      Usuń
  16. I dowiadujemy się o kolejnej bójce Hektora Rodrigeza. Coraz mniej lubię tego gościa, tak samo, jak Cyntię.
    "W tej rodzinie będąc, to tylko się upić można, najlepiej tak bardzo, by o tym zapomnieć, że się w niej w ogóle jest" - święte słowa, jeśli chodzi o Rodrigezów i Motenegro (jeśli pokręciłam nazwiska, to przepraszam). Chyba cokolwiek nie zrobiłby Bastian, i tak będę go uwielbiała.

    OdpowiedzUsuń
  17. Cyntia myślała, że Hektor machnie ręką i nie będzie drążył tematu? Wcale nie dziwię się, że chciał dowiedzieć się po co pojechała jego żona do tego miasteczka. W dosyć brutalny sposób pokazał jej jak potrafi obchodzić się z ludźmi, którzy chcą ją skrzywdzić. Niby mąż powinien bronić żonę, więc Hektor dobrze postąpił z tamtym człowiekiem, ale jednak coś mi nie gra. Zero litości, jakiegokolwiek współczucia, tylko i wyłącznie zemsta. Raz Hektor jest oddanym ojcem, a następnym zachowuje się jak bestia :(
    Ciekawa jestem co zrobi Hektor Cyntii. Aż się normalnie o nią boję, nie wyobrażam sobie jego złości. Nie sądzę, że byłby w stanie ją pobić, ale pewnie ją jakoś ukarze...
    Zaraz czytam dalej, bo ciekawość mnie zżera :)

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Cyntia węszy i prowadzi swoje prywatne śledztwo. Była naiwna, skoro wydawało jej się, że Hektor zostawi to tak bez żadnych wytłumaczeń.
    Charlie to dobry człowiek. Pomóc Cyntii, uknuł cały ten plan, który może by się udał, gdyby nie dociekliwość jej męża. Przy okazji naraził się Hektorowi, ale wydaje mi się, że on nie mógłby zrobić krzywdy Charliemu. W końcu wiele mu zawdzięcza.
    Nie można tego samego powiedzieć o tych ludziach, którzy chcieli skrzywdzić jego ukochaną. Hektor po raz kolejny pokazał, jaki potrafi bywać. Odkrył tą swoją gorszą stronę. Niby z troski i miłości, ale... przeraża mnie odrobinę ta jego zmienność. Raz potrafi być czuły, a po chwili zmienia się w jakiegoś potwora. Ciężko nadążyć.
    I jednak Cyntia uległa szantażyście. Nie dziwię się, ale trochę się o nią obawiam. Hektor może nie zrobi jej jakiejś wielkiej krzywdy, ale jest wzburzony (całkiem słusznie) i taki stan nie jest zbyt bezpieczny dla Cyntii...

    OdpowiedzUsuń
  19. Cyntia jest dowodem na to, że tak młode kobiety nie powinny wychodzic za mąż. Ja nie wiem gdzie ona byla chowana, czy ona jest tak naiwna czy po prostu pusta.
    Cyntia wgl nie myśli, i robi co się jej żywnie podoba. Oni przez nią wylądują kiedys na bruku. Na poczatku opowiadania zdawało mi sie że ona bd taką pogodna, inteligentną i uczynną kobietą a robi sie z niej coraz większa kretynka. Po co on rozgrzebuje jego przeszłość, czy ona by chciała, żeby Hektor grzebał w jej sprawach z dawnych lat? Niech zostawi przeszłość za sobą i żyje teraźniejszością! Mam nadzieje, że Hektor jej cos zrobi i nawet jej żałować nie będę

    OdpowiedzUsuń
  20. Wychodzi na to, że chwilowo jestem na bieżąco z dodanymi rozdziałami. Muszę przyznać, że nawet trochę mi z tym dziwnie. Tym bardziej, że nie czeka już na mniej żaden kolejny rozdział i w zamian za to nadszedł czas, w którym ja będę musiała na takowy czekać.
    Muszę przyznać, że z tych wszystkich ostatnich rozdziałów, które miałam okazję przeczytać mam taki swój ulubiony. Uśmiałam się przy 21, jak przy żadnym innym. Może i wisiała jakaś tam groza złości męża nad Cyntią za to wynoszenie spraw z sypialni (przepraszam "z gabinetu") do szerszego grona rodziny, ale i tak te perypetię z odkryciem, czym jest ta cała miłość grecka i irlandzka były genialne. Poza tym sam w sobie ten rozdział jest dłuższy od pozostałych :)
    Obawiam się, że w swoim komentarzu wiele istotnych kwestii pominę, ale postaram się oddać w nim, choć część odczuć, jakie towarzyszyły mi w trakcie poznawania losów bohaterów. Chociaż tak swoją drogą nawet nie wiem, od czego powinnam zacząć... Może od tego, że po tym wszystkim jednak znów w pewnym stopniu zmieniłam zdanie o Hektorze. Muszę przyznać, że rozczula mnie jego tkliwość i troska nad synem, czy też nad żoną. Poza tym przez tak wiele rozdziałów nie zrobił jej jakiejś poważnej krzywdy, że chyba zaczynam darować mu te jego "wybryki". Co prawda nie całkowicie, ale nie jestem już tak definitywnie nastawiona na "NIE" do jego postaci. Doceniam to, że ma w sobie też dobre strony. Tym bardziej, że tym razem do Cyntia właśnie zaczynała mi działać na nerwy i to niestety w wielu aspektach. Pierwszym na pewno jest to, jak traktuje własne dziecko. Rozumiem, że jest młoda i nie jest na nie tak naprawdę gotowa. Niemniej jednak, kiedy traktuje Marsela, jak balast, którego najchętniej by się pozbyła, to aż krew mnie zalewa. Poza tym te jej ciągłe kłamstwa. Chociaż tutaj nie powinnam za bardzo na nią naskakiwać. Pod tym względem ta dwójka dobrała się idealnie. No i jak tak nad tym myślę - Hektor to hipokryta. Z jednej strony wymaga prawdomówności, a z drugiej sam się na nią nie zdobywa. Albo robi to w nieodpowiednich momentach. Jestem szczerze zaskoczona tym, że zdradził Cyntii, gdzie znajduje się ten akt własności kopalni. Nie miał nawet przy tym jakiś większych wątpliwości. Aż zaczęłam go mieć w tamtym momencie za głupka. Z jednej strony odmawia żonie wielu informacji, a z drugiej dzieli się tą, która może zaważyć na jego losie... Niestety usuwam jednak z tego stwierdzenia "może", bo rzeczywiście w tym rozdziale zaczęła ważyć. Tak swoją drogą ten cały Javier ma niesłychane szczęście. Znaleźć się pod odpowiednimi drzwiami w idealnym czasie... Aż nie dziwię się, że wykorzystał tą nadzwyczaj interesującą informację. Znając jego (chociaż tak ogólnikowo), zdziwiłabym się, gdyby tego nie zrobił. I tu pojawia się pytanie: Jak Hektor się z tego wywinie? No i jaka kara czeka jego małżonkę? Coś czuję, że tym razem nie obejdzie się bez rękoczynów. Może nie jakichś poważnych, ale i tak wydaje mi się, że Cyntia dostanie niezłą lekcję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezwykle zastanawia mnie od kogo William dostał tę książkę. Biorąc pod uwagę, że jest to egzemplarz, który był w posiadaniu ojca Cyntii, powinnam mieć zawężony krąg "podejrzanych". Ale to wcale nie wydaje się takie łatwe. Tym bardziej, że ta osoba zna przeszłość Hektora... No i ta osoba wiedziała, że William stał się kelnerem w domu państwa Rodrigezów. Poza tym musiała też być poinformowana o zażyłym związku, który łączył kiedyś tego chłopaka z panią domu. Tyle poszlak, a żadne imię, czy też nazwisko nie przychodzi mi do głowy! Jednak póki jestem przy Williamie - ten to też miał niemałego farta. Trafić akurat na Hektora, jako osobę do pogaduszek w tawernie. No i jeszcze nie wiedząc, kim jest jego towarzysz, zostać u niego zatrudnionym! Oj w tym przypadku nieźle mu się poszczęściło. Chociaż nie jestem pewna, czy aby na długo, biorąc pod uwagę, jak się wystawia, ciągłymi spotkaniami z żoną swojego pracodawcy. Może i nie mają one charakteru romantycznego, ale pocałunki też się zdarzyły i w tym przypadku, przynajmniej bez żadnych świadków. Zresztą doceniam to, jak Cyntia stara się tą swoją "starą" miłość trzymać z daleka od siebie. Trzeba przyznać, że dziewczyna już bez tego ma dosyć kłopotów. A i jeszcze muszę dodać, że lubię Willa. On wydaje mi się najbardziej pozytywną postacią w tym wszystkim. No i jest dość spostrzegawczy :) Cieszy mnie, że dostał chociaż chwilę ze swoim synem.
      Ta historia jest tak genialna i wypełniona tyloma wątkami, które się cały czas wzajemnie przeplatają, tworząc naprawdę ciekawą całość, że cieszę się, że mogę ją czytać. Tyle się tu dzieje, że po prostu nie da się nudzić. No i nie da się wszystkiego skomentować tak na "raz". Teraz pisząc wiem, że pominęłam w swojej wypowiedzi wiele istotnych wątków (np. podróż Cyntii po mniemane "kwiaty", czy zdobycie alibi przez Hektora u Marty), ale wydaje mi się, że do wielu kwestii będzie nawiązanie w kolejnych rozdziałach. Nie będę rzucać przewidywaniami na przyszłość, tym bardziej, że ta historia pewnie jeszcze nie raz mnie zaskoczy. Przynajmniej Cyntia już wie, że Will odszedł, bo myślał, że "umarła". Osobiście nie chciałabym się dowiedzieć, że ktoś mnie pochował - aż się wzdrygnęłam na samą myśl...
      Teraz to pozostaje mi czekać na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że tym razem nie narobię sobie zbyt wielkich zaległości. Chociaż miło mi się spędzało czas na pochłanianiu kolejnych rozdziałów tej opowieści. Pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń
    2. Cztery razy czytałem twój komentarz, tak bardzo mi się spodobał. Cieszę się, że lubisz Willa, choć on jeszcze będzie miał swoje pięć minut, w których niemało nagrzeszy.
      Cyntia i jej macierzyństwo, to temat rzeka.
      Hektor i rękoczyny... będą, nastąpią, ale jeszcze nie teraz :)
      Pozdrawiam i zapraszam ponownie.

      Usuń
  21. Jestem :)
    Czytam sobie trochę na raty, gdzieś między zajęciami, a czasem nawet na wykładach ;) Nie jestem więc w stanie wszystkiego komentować, a działo się tutaj w ostatnich rozdziałach.
    Pojawienie się Javiera spowodowało, że znowu wraca przeszłość Hektora, która i tak nadal jest dość tajemnicza. Cyntia cały czas dowiaduje się i utwierdza w tym, jak niewiele wie o mężczyźnie, za którego wyszła.
    Ale, kurcze, Cyntia czasem postępuje tak lekkomyślnie, jak na przykład wtedy, gdy wybrała się sama do Kanonber... No i ja już wcale nie dziwię się Hektorowi, że po prostu musi być czasem na nią wkurzony. Ostatnio jednak się powstrzymuje. Nie wiem tylko jak postąpi z żoną po tym incydencie z oddaniem Javierowi aktu własności. Incydencie? Nie, to zdecydowanie mało powiedziane. No wiadomo, że Cyntia bała się o własną skórę, ale... Ja już nie wiem co gorsze. Ten akt w rękach jej szwagra, czy wyjawienie, że William jest tym, kim jest dla niej?
    No właśnie. William. Jego pojawienie się w domu Rodrigezów w postaci kelnera jest bardzo ciekawe. Lubię tego człowieka. Bawi mnie to, jak próbuje zbliżyć się do Laury :). Jednak zastanawia mnie, kiedy ktoś coś zacznie podejrzewać, kim dla Cyntii jest Willi. Na razie odkrył to tylko Javier, ale nie wierzę, że uda im się to ukrywać na dalszą metę, jeśli on dłużej tam pozostanie. Mam wrażenie, że on chce się z powrotem zbliżyć do dziewczyny. Gdzieś tam skradł jej pocałunek chyba...
    Ale szybko się zorientował, że Marsel jest jego dzieckiem. To było urocze, że chciał spędzić trochę czasu z własnym dzieciątkiem :). No więc jak to jest, że Hektor nie domyśla się, że to nie jego syn? W sumie nie ma powodów, żeby się nad tym aż tak zastanawiał...
    I jest jeszcze jeden interesujący szczegół. "Otello". Kto dał Williamowi książkę? Komu może zależeć na tym, żeby zadbał on o bezpieczeństwo Cyntii?
    Przepraszam, że tak pod jednym rozdziałem wrzucam wszystko z tego, co ostatnio czytałam. Mam nadzieję, że nie poplątałam czegoś :/
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Czytam = Komentuję

Anonimowi – podpisujcie się!


Zapraszam was na swój blog autorski, gdzie znajduje się więcej informacji jak i opowiadań, oraz linków do nich: http://dariusz-tychon.blogspot.com/