czwartek, 30 czerwca 2016

Rozdział 27: Zamieszani w kradzież


Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem  Rozdział 26: Ukarać żonę

Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek

Rodrigez poszedł do Marty Montenegro, grzecznie zapukał, ale wszedł już nie czekając na zaproszenie. Nakazał kobiecie starania, by ugrać coś z Javierem. Chodziło mu o to, by zagrać na czas i nieco przeciągnąć spełnienie roszczeń jego brata. Marta wszystko doskonale rozumiała, choć wątpiła, że jej zięciowi uda się wybrnąć z tak dużego frasunku. Podczas gdy ona zastanawiała się jak mu pomóc, on odnalazł piastunkę z Marselem w ogrodzie. Zabrał dziecko z wózka i tuląc je w ramionach, skierował kroki do pokoju. Cyntia leżała na łóżku i płakała, jednak kiedy usłyszała dźwięk naciskanej klamki, starła łzy rogiem pościeli. Hektor odłożył syna do kołyski i zbliżył się do żony. Pochylił się nad nią.
Muszę iść do tawerny. Nie wrócę trzeźwy – poinformował. – Dziś potrzebuję chwili relaksu, by jutro wymyślić co uczynić z Javierem. Jednak nie martw się, jakoś zniweluję twój błąd i zmniejszę straty do minimum. Moja w tym głowa, by wszystko dobrze się skończyło. Przemyśl co masz do przemyślenia. Liczę, że wyciągniesz odpowiednie wnioski i taka sytuacja nigdy więcej się nie powtórzy. – Musnął żonę w okolice skroni.
Cyntia wiedziała, że nie musi nic przemyśliwać. Była zła na siebie, na Javiera, na Williama, na Hektora, a nawet na Marsela, który na domiar złego, po tym jak Rodrigez zniknął za drzwiami, musiał się rozryczeć.
Czemu musiałeś się począć!? – wrzasnęła, stając nad kołyską, w której płakał trzymiesięczny chłopiec. – To wszystko twoja wina! – dodała i wyszła do łazienki, trzaskając przy tym drzwiami.
Oparła się o ścianę, przyłożyła dłoń do ust i zapłakała. Osunęła się w dół aż do siadu. Ukryła twarz w dłoniach i czekała, choć tak naprawdę nie wiedziała co przyniosą te oczekiwania.
Marsel, pozostawiony sam w pokoju zaczynał się zanosić, nerwowo wciągnął powietrze i na kilka chwil stracił oddech. Nie mógł odkaszlnąć. Wtedy obce dłonie podniosły go do góry, zatrzęsły nim, a potem przytuliły, gdy na nowo się rozryczał.
Cyntia była w takim stanie, że nawet nie zauważała tego co dzieje się obok niej. Nie dosłyszała pukania w drzwi, ani nie dostrzegła pokojówki, która nieproszona wtargnęła do łazienki. Pani Rodrigez nie widziała też niebezpieczeństwa jakie groziło jej dziecku. Dopiero kiedy Aurelia stanęła przed nią i zawołała Pani Cyntio! to ona spojrzała w górę, przetarła wierzchem dłoni oczy pełne łez i zauważyła kobietę.
Zanosił się – wyjaśniła blondynka. – Proszę i przepraszam jeśli…
Nie, nic się nie stało – odrzekła Cyntia, nadal przecierając oczy. – Bardzo dziękuję. Chodź kochanie. – Wyciągnęła dłonie po synka i weszła do pokoju. Zapytała Aurelię kim jest.
Prywatną pokojówką pani matki, pracowałam też dla pani ojca.
Rozumiem i wybacz, że cię nie pamiętam. Jeszcze raz dziękuję i...
Proszę się nie martwić, zostanie to między nami. Rozumiem lepiej niż inni jak pani jest ciężko.
Cyntia uśmiechnęła się ciepło do tej kobiety, niemal od razu poczuła do niej sympatie, a potem zamknęła drzwi i ukołysała Marsela do snu, mówiąc:
Gdyby coś ci się stało, to nie miałabym już dla kogo żyć. Jesteś jedyną… jedyną osobą, która mnie jeszcze tutaj trzyma.
W ten oto sposób, Marsel pierwszy raz otrzymał od swojej matki miano kotwicy. Był czymś co chroni, zapewnia bezpieczeństwo, ale także tym co nie pozwala wypłynąć na głębokie wody. Tak, Cyntia miała rację – to dzieciątko z pewnością było na miarę kotwicy. Jednak przycumował ją nie tylko do brzegu i pozwalał zejść suchą stopą na pobliski ląd, przycumował ją także do Hektora Rodrigeza.

Julia Brown szukała męża dobre pół godziny, chodziła korytarzami nerwowo postukując obcasikami o idealnie wypolerowany parkiet i pytała o niego wszystkich napotkanych. Powarkiwała przy tym, wypuszczając energicznie powietrze przez zęby. Nikt się do niej nie zbliżał i niczym nie chciał służyć. Goście ją nie nagabywali, a służący nie napominali się poleceń. Nie było w tym niczego dziwnego, wszakże kobieta wyglądała, jakby za krótki moment para miała zacząć tryskać z jej uszu i nozdrzy. W końcu zrezygnowana Julia zapytała matkę czy wie gdzie mógłby się podziewać jej mąż.
Bastian z całego domu Rodrigezów, zna tylko pokój służby i kuchnie, bo tam najłatwiej znaleźć butelkę pospolitego rumu czy taniego wina. – Marta wskazała córce drogę.
Kiedy w końcu przestaniesz w niego wątpić? – zapytała z pretensją brunetka.
Kiedy on przestanie mnie zawodzić. – Marta odwróciła się na pięcie i poszła do pokoju zajmowanego przez Javiera. Stała przed drzwiami i nie miała odwagi zapukać. – Przeklęci Rodrigezowie – szepnęła sama do siebie, po czym przewróciła oczami i chwyciła za klamkę, ale nie nacisnęła na nią na tyle mocno, by przesunąć ją ku dołowi.
Julia w tym czasie wkroczyła pewnie do kuchni. Już po dwóch krokach jej chód stracił na owej pewności. Czuła się jak słoń w składzie porcelany. Najpierw potrąciła misę z wodą, w której spoczywały obrane ziemniaki, a potem zbiła talerz, który rozprysnął się na cztery wielkie kawałki.
Co pani tu robi? – zapytał przerażony kucharz i zabrał się za zbieranie potłuczonej porcelany. – To nie miejsce dla pani – wyznał, spoglądając na nią z dołu.
Myślisz, że o tym nie wiem? – rzuciła pretensjonalnym tonem, okazując tak swoją wyższość. – Wiedziałam o tym zanim tu weszłam. – Julia oparła się lewą dłonią o piecyk służący do przygotowywania potraw, akurat było pod nim rozpalone. Zabrała rękę pośpieszcie, gdy tylko poczuła gorąco.
Julia. – Bastian ledwie znalazł się przy niej, a już zdążył zarobić w twarz. – Nie piłem – to było pierwsze co powiedział po rozmasowaniu policzka. Potem jednak chwycił za nadgarstek żony i obejrzał dokładnie miejsce oparzenia.
Co robisz? – zapytała.
Chodź – rozkazał. Podprowadził kobietę do umywalki, nakierował miejsce oparzenia pod strumień zimnej wody.
Sprawdziłeś co z Cyntią?
Nie tutaj. Potem. Trzeba odnaleźć apteczkę, wyszedł bąbel. – Zbliżył dłoń żony do ust i musnął z czułością, jakby chciał scałować ból.
Co ty wyczyniasz?! – warknęła Julia, zabierając pośpiesznie rękę. – Nie wydurniaj się. Nie mamy na to czasu.
Nie doceniasz mnie – zauważył i wyprowadził żonę z kuchni. Oddalili się od gości znajdujących się w salonie i wcisnęli we wnękę w ciemnym zaułku.
Bastian... o co ci chodzi? Kiedy jesteś pijany, wiem czego się po tobie spodziewać. Kiedy jesteś na długo trzeźwy, nie wiem co mam myśleć.
Bastian spojrzał w dół, nieco się speszył.
Wcześniej byłem Bastianem Brownem.
Nadal nim jesteś – zauważyła, a mimika jej twarzy wskazywała na to, że zaczyna już tracić resztki pokładów cierpliwości, które jeszcze się gdzieś tam tliły głęboko w jej wnętrzu.
Teraz jestem dyrektorem Bastianem Brownem – odparł z dumą blondyn i głupkowato się uśmiechnął.
Wice – przypomniała Julia.
Wiem, ale wiem też jakie zobowiązanie podpisał Hektor twojej matce. Długi nas zjedzą jeśli się nie uda, a sytuacja z Javierem jeszcze wszystko utrudnia.
Mówisz jak nie ty.
Mówię jak ja zanim zacząłem pić co dnia. Pamiętasz mnie jeszcze takiego?
Jak przez mgłę – przyznała. – Mam wrażenie, że to było wieki temu. Miałeś chyba z dwanaście lat.
Szesnaście – poprawił. – Javier nie wysyłał listu ani telegramu – powiedział wprost.
Julia spojrzała na męża z miną mówiącą za nią, iż nic z tego nie rozumie.
Nie wyjeżdżał też z miasta.
Akt własności kopalni jest tutaj – wywnioskowała nagle, jakby na nią jakieś oświecenie spadło.
Albo w pobliżu – sprecyzował blondyn. – Niech twoja matka go zajmie, ja przeszukam jego pokój.
Ale jak?
Mam dobre relacje z pokojówkami – pochwalił się na wyrost.
Powinnam być z tego dumna? – zapytała z gniewem w oczach.
Ochmistrzyni ma klucze do każdego pokoju. Jak mnie nakryje, udam pijanego. Nikt się nie zorientuje, w końcu nawet ty się niczego lepszego po mnie nie spodziewałaś. – Zrobił krok w tył i odszedł z pretensją malującą się na twarzy.
Bastian, to nie tak! – krzyknęła za nim, ale w odpowiedzi pokręcił tylko głową, skłonił się grzecznie i poszedł do pokoju Susany.
Myślał, że kobieta śpi i będzie mógł podwędzić jej klucze, ale dziewczyny nie było u siebie.
Gdzie ty się podziewasz? – zapytał w wielkiej zadumie.

Hektor wrócił z tawerny wcześniej niż zamierzał, nie szła mu karta, a alkohole wyjątkowo gryzły w gardło, nawet te najdelikatniejsze. Uznał więc, że nic tam po nim. Zasiadł w swoim dyrektorskim fotelu i zaczął spekulować, jakby tutaj odwrócić wady w zalety. Spojrzał na zdjęcie ślubne, na którym Cyntia była roześmiana, następnie na zdjęcie Marsela z chrztu i nagle przyszło mu coś na myśl…
Zaczynają rosnąć mu włoski… kruczoczarne, jak twoje – mówiła Cyntia kilka dni wcześniej.
Przecież to… nie, nie możliwe – zaprzeczał sam swoim przypuszczeniom. – Stanowczo za dużo pije – pomyślał i podszedł do barku.
Nagle Bastian Brown przekroczył próg gabinetu.
Przyszedłem się napić – wytłumaczył pośpiesznie i stanął przy Rodrigezie.
Jasne, nie krępuj się. Teraz to nasz wspólny gabinet. – Wziął swoją pełną do połowy szklankę i ruchem głowy zachęcił blondyna, by także się poczęstował.
Tylko dopóki nie będę miał własnego – odrzekł z radością Bastek i usiadł na kanapie pod ścianą, oczywiście tej znajdującej się możliwie jak najbliżej barku.
Hektor wpatrywał się w zdjęcie Marsela i popijał trunek o swoim niegdyś ulubionym, odrobinę waniliowym posmaku.
Co ci chodzi po głowie? – zapytał Brown, bo szczerze nie lubił pić w milczeniu, a na lepsze towarzystwo nie miał co liczyć. Julia do tawerny zabroniła mu iść, a żaden z gości, poza wujaszkiem Damianem, który już wyjechał, nie lubił alkoholu w dużych ilościach.
Cyntia jest jakaś nieswoja, ale nieważne, sam sobie poradzę. – Odchylił się i oparł wygodnie.
Jesteśmy teraz rodziną i dyrektorami, mógłbym ci…
Bastian, studiowałeś genetykę, prawda?
Ehe, w Stanach – odpowiedział. – Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo Amerykanie różnie mówią po Angielsku niż rodowici Brytyjczycy. Studiowałem też ekonomie, zarządzane, a nawet języki starożytne…
Masz łatkę zdolnego, ale leniwego – wypomniał Rodrigez.
Co ja na to poradzę, że wszystkim się szybko nudzę?
Zapewne nic nie można na to zaradzić. Pamiętasz jeszcze coś z tej genetyki? – podpytywał Hektor.
To zależy co cię konkretnie interesuje… – Bastian bawił się szklanką i patrzył jak płyn kręci się wewnątrz szkła, niczym dziecko obserwujące bańkę mydlaną.
Dziedziczenie cech.
Cała genetyka się opiera właśnie na dziedziczeniu. Niemiecko-Czeski zakonnik i naukowiec, w tysiąc osiemset osiemdziesiątym szóstym, po raz pierwszy opisał podstawowe prawa dziedziczenia cech.
Interesuję mnie taka nietypowa ciekawostka... Czy to możliwe, by dziecko miało czarne włosy, gdy matka nie ma ich za ciemnych, a ojciec jest blondynem?
Tak – odpowiedział bez wątpliwości Bastian. – Dziedziczymy cechy po przodkach, niekoniecznie po rodzicach. Co prawda, zjawisko, o którym mówisz, nie jest często spotykane, ale jednak jest obecne. Choćby Edward. Jego ojciec miał kruczoczarne włosy, a Julia także jest brunetką.
Skąd więc…
Nasz szanowny teść, Julian Montenegro, był blondynem zanim osiwiał jak gołąb. – Bastian wstał, by ponownie napełnić swoją szklankę. – Skąd u ciebie takie wątpliwości, przecież Marsel ma twój kolor włosów?
To nie tyczyło się Marsela. Po prostu, ciekawość – zbył temat. – Musimy wymyślić jak utrzeć Javierowi nosa.
Ach tak, przeklęty Javier, ale nie martw się, na pewno coś wymyślimy, w końcu takich trzech, jak nas dwóch, to nie ma ani pół – zażartował Brown, podszedł do biurka Hektora i napełnił jego szklankę. – To do dna, za rodzinę?
Za rodzinę – poparł toast i zaczął przechylać, ciągle przyglądając się kątem oka zdjęciu swojego syna.

Nazajutrz Cyntia siedziała w salonie i jak to zwykle bywało o porannych porach, zajadała się świeżymi rogalikami z marmoladą. Nie chciała, by ktokolwiek jej przeszkadzał. Pragnęła chwili tylko i wyłączne dla siebie. Jednak tego dnia, nie było jej to dane. Pierw do jej stoliczka dosiadł się mąż i zamówił sobie kawę. Siedząc naprzeciwko niej i popijając napój z małej, białej filiżanki, prawe wcale się nie odzywał. Oczywiście on nie chciał milczeć, ale każde próby rozmowy, które wielokrotnie podejmował, Cyntia sprowadzała do poziomu parteru, licząc, że mężczyzna w końcu się znudzi i uda się do swoich zajęć, dając jej tym samym błogi spokój.
Jak byś mnie potrzebowała, będę u siebie. – Odłożył filiżankę na podstawek, wstając chwycił za rogalika i po drodze musnął żonę w policzek, życząc miłego dnia i lepszego humoru.
Kiedy tylko Hektor odszedł, do stolika Cyntii przysiadła się jej matka, na co dziewczyna tylko westchnęła z przymkniętymi oczami i wzięła spory łyk herbaty, byleby tylko nie powiedzieć czegoś niemiłego.
Co się stało? – zapytała Marta Montenegro.
Nic, matko. Jak co dnia, jadam śniadanie.
Dobrze wiesz, że nie o to pytam. Skąd ta kwaśna mina?
Nie każ mi skakać pod sufit, gdy moje życie to jedno, wielkie bagno.
Nie narzekaj, niejedna pokojówka czy kobieta z miasteczka chciałaby ugrzęznąć w tym, jak to nazwałaś, bagnie.
To wszystko tylko z daleka wygląda tak pięknie, matko. Nie wątpię, że niejedna kobieta mi zazdrości. Mam zdrowego, ślicznego syna, nie najgorszej urody, majętnego męża, mam też służbę na każde skinienie i mieszkam w pięknej okolicy, bo ogrody przed kamienicą są przepiękne. Mam siostrę, brata, szwagra, matkę… rodzinę. Jednak, jakby jakaś kobieta wskoczyła na moje miejsce, jestem pewna, że nie odnalazłaby się w tym całym bałaganie, bo ja w nim tkwię od roku i już zaczynam się gubić w tym cholernym labiryncie.
Co masz na myśli?
To, że mój syn… dobrze wiesz co mam na myśli. Na dodatek Will ciągle się gdzieś tu pałęta. Nie mówiąc już o tym, że moja własna siostra mnie zdradziła, a moja własna matka, to poparła. Zaczynam nawet podejrzewać, że mój własny mąż miał coś z tym wspólnego. Jakby do tego dodać jeszcze niewyjaśnione zabójstwo pokojówki, akt własności w rękach Javiera i Susanę nadskakującą memu mężowi na każdym kroku, że już nie wspomnę o tym, że ona zawsze wie więcej ode mnie, choćby wie to gdzie on się znajduje, no to został mi już tylko Bastian. Jak mam się czuć, mogąc liczyć tylko na zagorzałego wielbiciela win, taniego rumu, zakładów na wysokie kwoty i tanich dziw? – Cyntia rzuciła niedojedzony rogalik na talerzyk i opuściła salon.

W sypialni urządzonej w jasnych i letnich barwach, mały Edward leżał spokojnie w swoim łóżeczku. Doglądała go Julia, zerkając do synka wprost z łóżka, nawet nie musząc przy tym wstawać. Poprawiła pieluszkę ograniczającą maleństwu widzenie, zasłaniając nią niemal wszystkie szczebelki.
Śpi? – upewniał się Bastian.
Tak – odpowiedziała i nachyliła się, by móc pocałować męża w kącik jego ust. Usiadła na nim okrakiem, a jej dłonie powędrowały za plecy, by samotnie mocować się z wiązaniami gorsetu.
Uwielbiam się z tobą godzić – wyszeptał Brown zachrypłym głosem. Chwycił dłońmi za materiał odwiązanego już ubrania i pociągnął go do siebie, uwalniając tym sposobem dorodne piersi żony. – Nie, ja nie uwielbiam, ja kocham się z tobą kochać… znaczy się godzić.
I już nie jesteś na mnie zły? – dopytywała na tyle uwodzicielsko, że niejeden, by jej po prostu przytaknął i nie mówił niczego więcej.
Nie, ale obiecaj mi, że już nigdy nie będziesz się wtrącać do niczyjego małżeństwa.
Kiedy się wtrącałam, Cyntia i Hektor nie byli jeszcze małżeństw…
Julia – syknął.
Dobrze, dobrze, już dobrze. Nie będę się wtrącać.
Obiecujesz? – upewniał się.
Ehe – wymruczała i ochoczo przytaknęła ruchem głowy.
Bastian chwycił piersi żony w dłonie, a ona pochyliła się nad nim, jednocześnie unosząc pupę do góry, by opaść na jego dorodną męskość.
Naprawdę uważasz, że popełniłam błąd? – powróciła do tematu.
Jaki błąd? – Bastian zdawał się być już w zupełnie innym, tym lepszym świecie.
Swatając tych dwojga? Sam mówiłeś, że William wielokrotnie…
Julia, ja tego nie neguję. Wiem czym się kierowałaś, ale nie masz prawa podejmować decyzji za własną siostrę. Zatrzymaj się na moment.
Dobrze. – Przestała się poruszać, a Bastianowi w tym czasie wracała trzeźwość umysłu. – Hektor może więcej zapewnić Cyntii, podczas gdy William nawet nie był jej wierny.
Jeśli tak na to patrzysz, to po co ze mną jesteś? – zapytał ostrym tonem.
Nie mówimy o nas.
Mówimy o związkach i zapewnieniach. Tobie niejeden mógłby zapewnić więcej, tobie i twemu dziecku. Dlaczego więc jesteś ze mną?
Bo ciebie kocham!
A Cyntia kocha Williama – rzekł wymownie, patrząc brunetce głęboko w piwnego koloru oczy.
Kochała.
Czasu przeszłego nie możesz być pewna.
Przecież jest z Hektorem szczęśliwa, każda na jej miejscu…
Dość! Właśnie o to, kurwa, chodzi! Nikt nie jest na jej miejscu! Ty i matka wepchnęliście Rodrigeza do jej łóżka, a teraz to ona jest na niego skazana do końca życia.
Miałeś w tym swój udział – wypomniała.
Ja pomagałem jej, gdy o to prosiła, natomiast wy działałyście za jej plecami. Mnie było stać na bezinteresowną pomoc, a wy widziałyście w tym własne korzyści. Z resztą, życie mi pokazało, że to zazwyczaj kobiety patrzą na świat po przez zyski i straty. Jak to się ma do poezji o delikatnym sercu niewiast? – zadał pytanie. – Nijak – odpowiedział sam sobie z wyraźnym smutkiem w oczach.
Obrażasz mnie.
W takim razie daj mi w pysk. Wszystko jedno, bo nie moja obraza cię boli, a prawda w oczy.
Julia się nie zawahała i skorzystała z pozwolenia. Wymierzyła mężowi siarczysty policzek, którego on nawet nie poczuł.
Już Edward ma cięższą rękę niż ty, kobieto – zadrwił.
To tylko podziałało na Julię jak najlepsza zachęta. Uderzyła męża na tyle mocno, że skóra w kąciku ust lekko pękła i zaczęła delikatnie krwawić. Bastian postanowił nie zostawać długo żonie dłużny i oddał cios za cios, tylko, że ten jego wymierzony był w okolice pośladków. Wykorzystał moment nieuwagi, objawiający się grymasem na kobiecej twarzy i przerzucił ukochaną tak, by to on znajdował się nad nią.
Zawsze wolałem taką formę przemocy – wyznał szczerze.
To zabawne, bo nigdy nie wydawałeś się być agresywny.
Kochanie, nie oceniaj książki po okładce – wymruczał do jej ucha, po czym je przygryzł na tyle delikatnie, by nie uczynić żonie krzywdy, ale też na tyle mocno, by zawierzyła w jego słowa. – Pamiętaj, że obiecałaś się nie wtrącać, a ja pomogę ci pojednać się z siostrą.
Jak to zrobisz?
Ty to zrobisz – odpowiedział, patrząc jej głęboko w oczy.
Co ja zrobię?
Szczerze przeprosisz.
To niemożliwe, ja w życiu…
Przeprosisz, bez podawania powodów, bez bzdurnych wymówek i wmawiania chęci niesienia dobra. Oboje wiemy, że tobą i twoją matką dobro…
Skończ mnie w końcu do niej porównywać!
A co, nienawidzisz własnego odbicia, mówiącego jak będziesz wyglądała za kilkadziesiąt lat?
Nie jestem do nie podobna!
Fizycznie, niezupełnie, ale macie cholernie zbliżone do siebie dusze i poczucie obowiązku względem rodziny.
Dobrze, przeproszę, ale skończ już mi to wypominać i pośpiesz się, bo Edward się zbudzi i nigdy nie spłodzimy tego twojego dziedzica! – warknęła.
Dobrze wiesz, że dziedzic nie byłby potrzebny gdybyś…
Nie wypominaj mi błędów młodości.
Przez twój błąd młodości wyszedłem na szumowinę, której zależało tylko na twoim posagu, a prawda taka, że tym posagiem spłaciliśmy twój dług.
A pieniędzmi pożyczonymi od Hektora i nagrobkiem Cyntii, twój – przypomniała.
Masz rację, dobraliśmy się jak w korcu maku.
Julia przewróciła oczami i uniosła się, by pocałować męża, jej zdaniem tego poranka stanowczo za dużo mówił.

Po cudownym poranku Bastian udał się do gabinetu Hektora Rodrigeza i skorzystał z jego nieobecności pełną gębą. Poszukując cygar, odnalazł klucz do jednej z szuflad biurka, otworzył ją i wyjął całe opakowanie markowych, kubańskich i akcesoriów służących wybornym palaczom. Z początku Bastian nie zauważył niczego nadzwyczajnego. Rozsiadł się wygodne w fotelu, położył stopy z buciorami na biurku, zaciągał się, a wypuszczany dym formował w kółka. W końcu jednak jego wzrok przykuł wygrawerowany na stalowym opakowaniu napis.
 To czyste srebro – powiedział nagle Hektor, który właśnie stanął w progu.
Bastian starał się ukryć przerażenie. Zdjął nogi z biurka i zakrztusił się dymem z cygara.
Ja tylko…
Byłeś ciekawy. Rozumiem. – Rodrigez uśmiechnął się w sztuczny sposób, mający wyglądać na uprzejmy. Zamknął za sobą drzwi, potem podszedł do srebrnego opakowania i poczęstował się jednym z cygar. – To stara robota, już takich nie produkują.
Mówisz o cygarach czy kasetce?
Oczywiście, że o kasetce. Jest wysadzana diamentami. Nie brylantami a diamentami. Nieoszlifowane, wyglądające na bezwartościowe kamienie, mają swój urok. Jakby się im bliżej przyjrzeć, to są jak kobiety niewpasowane jeszcze w ramy. – Hektor zaciągnął się i stanął przy oknie. Patrzył na ludzi spacerujących po ogrodach.
Nie wiedziałem, że znasz się na kamieniach szlachetnych – odparł Bastek przełykając nerwowo ślinę.
Nie myliłeś się, nie znam się ni trochę na kunszcie jubilerskim. Natomiast mogę tobie wiele opowiedzieć o kobietach.
Wątpię czy byś wiedział o nich więcej niż ja.
Być może kiedyś… przed laty… – Hektor podszedł do Bastiana i nachylił się, by zamknąć kasetkę z cygarami. – Przed laty mógłbym się z tobą zmierzyć, sprawdzilibyśmy na nic niewartych dziwkach, który z nas ma lepszą kondycję, ale na nieszczęście dla zakładu i na szczęście dla mego zdrowia mam jeszcze sumienie, przynajmniej to małżeńskie.
Wierny mąż?
Wierny jak pies. Prosiłbym byś więcej nie ruszał moich rzeczy. – Rodrigez uśmiechnął się niezwykle sztucznie, po czym wyprostował jak na dżentelmena przystało.
Zabijesz mnie teraz czy tylko pobijesz?
A mam powód? – Zaśmiał się lekko, a po chwili spoważniał bardziej niż trup na własnym pogrzebie.
Widziałem napis.
Nie wątpię, ale zawrzyjmy taką niepisaną umowę między nami, mężczyznami… ty nie widziałeś dedykacji, w życiu nie widziałeś na oczy tej kasetki, a ja… a co ja wtedy zrobię? Pomyślmy. Chyba będę musiał nadal być twoim przyjacielem. O ile jeszcze chcesz mieć we mnie przyjaciela?
Bastek pobladł, choć Rodrigez znajdował się kilkanaście kroków od niego i nie zagradzał mu dojścia do drzwi.
A czy to prawda?
Pytasz o ten grawer? – zapytał Hektor zwyczajnym tonem, jakby był w ogóle niezainteresowany dalszą rozmową.
Tak?
Ale jaki grawer?
No ten z wnętrza kasetki. – Bastek wskazał na przedmiot.
Ale jakiej kasetki? Tu nie ma żadnej kasetki i nigdy nie było, a ja prawie nie palę. Rozumiemy się?
Tak. – Bastek przytaknął głową. Wrzucił kasetkę do szuflady, zamknął na klucz i wstał, by podać go Rodrigezowi. – Nie było żadnej kasetki – dodał i pośpiesznie podszedł do drzwi. Szarpnął za klamkę, ale okazały się być zamknięte.
Ja mam klucz – rzekł wymownie Hektor. Podszedł do przerażonego Browna i pomachał mu nim przed oczami. Wsunął do dziurki i otworzył drzwi jak gdyby nigdy nic. – Proszę – rzekł przyjemnym tonem.
Bastek wyszedł z gabinetu pośpiesznym krokiem, jakby w środku się paliło. Od razu dopadł do kelnera niosącego na tacy trunki. Nie patyczkował się, chwycił za całą tacę, mówiąc, że potem ją zwróci. Usiadł przy jednym z oddalonych stolików i zaczął opróżniać szkło, jedno po drugim.

Cyntia spacerowała z Marselem naokoło domu. Patrzyła na niego i widziała w nim wierną kopię Williama Oldmana.
Czy bardziej bym cię kochała, gdybyś nie był do niego podobny? – pytała samą siebie w myślach. – A może gdybyś był dzieckiem Hektora… czy jego dziecko darzyłabym innymi uczuciami? A może byłoby lepiej, gdybyś był dziewczynką?
Nie znała odpowiedzi na te pytania. Wiedziała jednak, że czasu nie cofnie i nic już się nie zmieni, a kolejnych dzieci nie chciała mieć, właśnie dlatego, by Marsel nigdy nie czuł się gorszy.
Dzień dobry, pani Rodrigez! – krzyknął mały chłopiec wcinający kanapkę.
Gracjan? – zdziwiła się Cyntia. – Co tutaj robisz, sam?
Ja wszędzie chodzę sam, proszę pani. – Podszedł do kobiety i zrównał z nią kroku. – Jestem już duży – pochwalił się pięciolatek.
A gdzie jest twoja siostra?
Z pani mężem w gabinecie dyr...ktora – odpowiedział i wgryzł się w kanapkę.
Z moim mężem? – Cyntia była równie zaskoczona co oburzona.
Echeś, właśnie z pani, z żadnym innym.
Niemożliwe – wypowiedziała szeptem, a zaraz potem postanowiła wykorzystać małego informatora. – Są sami?
Chyba tak.
Antek! – krzyknęła Cyntia na kelnera. – Przypilnuj chwilę małego, proszę. – Zostawiła dziecko śpiące w wózku i poszła przed gabinet dyrektora. Starała się coś podsłuchać, ale było wyjątkowo cicho. Tylko zza franki dostrzegała jakieś ruchy. Postanowiła wejść bez wcześniejszego pukania, w końcu jako małżonce Rodrigeza było jej wolno tak uczynić.
Oczom Cyntii ukazał się obraz, który z pewnością żadnej żonie, by się nie spodobał. Jej mąż stał niemal na środku gabinetu, bez koszuli, gdyż tę pokojówka trzymała w swoich dłoniach. Cyntia przeszła próg i otworzyła drzwi jeszcze szerzej. Ani myślała je zamykać.
Wyjdź! – warknęła do Susany.
Cyntio, to nie… – zaczął Hektor.
Ty lepiej nic nie mów! – przerwała mu. – Z resztą, co tu tłumaczyć!?
Hektor odetchnął z irytacją. Chwycił za szklankę znajdującą się na komodzie i uczynił z niej kilka łyków na uspokojenie, potem podszedł do drzwi i zamknął je, wyszarpując Cyntii klamkę z dłoni.
Nie urządzaj scen – wycedził przez zęby.
Co takiego? – zapytała z niedowierzaniem i wymierzyła mężowi policzek. – Ja mam nie urządzać scen? A ty co uczyniłeś!? Uczyniłeś sobie scenę romansu z prywatnego gabinetu!
Hektor stał i słuchał, śmiał się pod nosem.
Nic sobie nie uczyniłem. – Podszedł do w pełni ubranej Susany i wyrwał jej koszulę z dłoni. – Dziękuję za dostarczenie mi czystego ubrania. Możesz już odejść.
Nie odwracaj się do mnie plecami! – zażądała Cyntia i podleciała do męża z uniesioną dłonią. Ten pośpiesznie odwrócił się i chwycił za jej nadgarstek.
Uspokój… – nie zdążył dokończyć, bo żona podniosła drugą rękę, także z zamiarem uderzenia. Tej Hektorowi nie udało się pochwycić przed czasem, ale chwycił za nią zaraz po policzku, wypuszczając przy tym czystą, świeżo wyprasowaną koszulę z dłoni. Wykonał kilka kroków do przodu, aż w końcu przyparł żonę do ściany. – Wyjdź, Susano! – wrzasnął. – Chciałbym zostać sam z żoną – dodał już ciszej, ale nadal ostro.
Jak pan sobie życzy, panie Rodrigez. – Brunetka opuściła gabinet i zamknęła za sobą drzwi.
Hektor zaciągnął się mocniej powietrzem, wyczuł w nim jeszcze unoszący się dym cygar, które palili wraz z Bastianem przed niespełna godziną. Odkaszlnął, bo dym ten wyjątkowo gryzł go w gardło.
Nie wiem co sobie pomyślałaś i nawet nie chcę wiedzieć… – zaczął niezwykle spokojnie, ale kobieta mu przerwała.
Puść mnie – zażądała.
Oczywiście. – Wypuścił jej nadgarstki, tylko po to, by ona mogła po raz kolejny udowodnić mu swój brak dojrzałości.
Tym razem także nie zdążył zatrzymać jej dłoni, na skutek czego odbiła się z głośnym plasknięciem od jego policzka. Tym razem naprawdę go zabolało, dlatego chwycił za jaj ramiona, przyciągnął ją do siebie, tylko po to, by oddalić ją od ściany i potrząsnął niezbyt delikatnie.
Uspokój się, do cholery!
Przestał nią potrząsać. Spojrzał głęboko w jej oczy. Usiłowała mu się wyrwać, ale nie miała szans. Sięgnęła swoimi paznokciami jego ramion i wbijała je w nie, drapiąc najmocniej jak tylko umiała. Hektor w odpowiedzi na jej atak potrząsnął nią jeszcze raz, tym razem z taką energią, jakby była szmacianą lalką.
Powiedziałem żebyś się uspokoiła! – przypomniał.
A ja, żebyś mnie puścił! – wycedziła przez zęby i po raz kolejny wbiła paznokcie w skórę jego ramion, tym razem na tyle mocno, że zadrapała go do krwi.
Hektor poczuł jak szczypie podrapane miejsce, ale mimo tego starał się nad sobą panować.
Ona przyniosła mi tylko koszulę!
I tak ci nie wierzę!
Na Boga, Cyntio, por favor. W życiu bym cię…
Nie wierzę ci! Nie wierzę!
Zamknij się! Najczęściej podejrzewają o zdradę nie osoby zdradzane, a zdradzające. – Cyntia na te słowa opuściła ręce.
Sugerujesz coś?
To ty jesteś inna, znikasz bez wyjaśnienia, z resztą już raz mnie zdradziłaś. – Puścił ją w końcu.
Roztarła obolałe ramiona.
Ciekawa jestem kiedy!?
Oddałaś akt Javierowi, jaką mam pewność, że…
Jeśli tak o mnie myślisz, to po co jeszcze ze mną jesteś? Mam ci dać dowody mojej zdrady? Tego chcesz? To cię ode mnie uwolni i będziesz mógł mieć pokojówek na pęczki!
Nie wrzeszcz – pouczył ją i zapobiegawczo obserwował jej dłonie, by w porę ochronić się przed ich ciosem, gdyby nadeszła taka potrzeba.
Nie muszę. Jeśli chcesz zakończyć tę farsę zwaną naszym małżeństwem, przyjdź za pół godziny do wolnego pokoju dwadzieścia pięć. Najlepiej przyjdź ze świadkiem, będziesz miał niepodważalny dowód mej zdrady – rzuciła odważnie, po czym wyszła z gabinetu męża trzaskając drzwiami.
Hektor schylił się po swoją białą koszulę, chciał ją od razu założyć, ale przyuważył, że krwawi z kilku miejsc na ciele, a nie chciał jej zabrudzić. Zmiął więc koszule w dłoniach i odrzucił na kanapę. Oparł się tyłem ud o biurko i wzdychając chwycił za telefon.
Potrzebuje świeżych ręczników – poinformował recepcjonistę.

Cyntia w dużym rozgorączkowaniu szukała Williama Oldmana. W końcu przyuważyła go jak donosi napoje. Zabrała z jego dłoni tace, odłożyła na pierwszą lepszą komódkę stojącą w salonie i pociągnęła go za rękaw marynarki.
Dokąd ty mnie…
Do pokoju dwadzieścia pięć – odpowiedziała zanim zdążył zadać pytanie. Chwyciła za klucz odwieszony na recepcji.
Ktoś nas może…
Nie obchodzi mnie to!
William nie miał siły odmówić tak władczej i pełnej wdzięku kobiecie. Poszedł za nią do góry i dał się wciągnąć do pokoju. Cyntia zamknęła drzwi, ale nie na zamek. Pośpiesznie zrzuciła z siebie suknie, pozostając w samych halkach.
Przez ciebie stracę pracę – powiedział nieco się jąkając.
Na drugim świecie praca nie będzie ci potrzebna.
Sugerujesz, że twój mąż mnie… – William zamilknął, bo Cyntia pokonała dystans jaki ich dzielił i wpiła się swoimi ustami w jego wargi.
Oldman chwycił kobietę pod pośladkami, podniósł i trzymając ją w ramionach, delikatnie, wspólnie opadali na łóżko. Zapewne ich swawola nie miałaby końca, gdyby drzwi pokoju nie zostały otwarte przez nieproszonego gościa.

Hektor Rodrigez właśnie przemierzał schody. W połowie drogi przeszkodziła mu Aurelia. Bezceremonialnie oparła swoje dłonie na jego klatce piersiowej.
Co ty tu…
Jestem pokojówką twej teściowej.
To akurat nic dziwnego. Zważywszy na to jakiego miała męża, to nie ma dobrego gustu – dogryzł i brutalnie odepchnął ją na bok. Postanowił czym prędzej znaleźć żonę.
Krwawisz? – Nie kryła swojego zaskoczenia blondynka.
To nie twoja…
Haha, nie moja – powtórzyła śmiejąc się w głos.
Daj mi spokój, nie mam nastroju do słownych przepychanek! – warknął przez zaciśnięte zęby.
Czyżby młoda żonka zaszła panu Rodrigezowi za skórę?
Nie bardziej niż ty. – Spojrzał na nią wilkiem i wykonał kolejny krok i następny. Był już niemal jedną nogą na końcu schodów, gdzie za rogiem znajdował się pokój dwadzieścia pięć, ale usłyszał głos Susany:
Panie Rodrigez, pani Cyntia zostawiła samego Marsela w ogrodzie!
Choler! – przeklął i czym prędzej zbiegł na dół, wymijając obie pokojówki.
Jak się okazało, mały w ogrodzie nie był sam, a z pięcioletnim Gracjanem, który usiłował uspokoić płaczące niemowlę intensywnie kołysząc wózkiem. Chłopiec nie mógł wiedzieć, że Marsel nie lubił być tak mocno lulany, zwłaszcza gdy dopiero co się przebudził i nie widział wokół żadnej znajomej twarzy.
Pan Antoni poszedł zastąpić pana Williama, bo gdzieś przepadł – wyjaśnił Gracjan i przestraszony oddalił się od Rodrigeza, który wziął płaczącego syna na ręce i przytulił.
Ciii, spokojnie, tata jest przy tobie – szeptał na ucho maleństwu.
Gracjan Molins wykorzystał ten moment i wziął nogi za pas. Zniknął za drzwiami pokoju, który dzielił wraz z siostrą. Oparł się o drewnianą teksturę i ciężko dysząc, przeżegnał się aż dwukrotnie.

W czasie gdy Hektor usiłował uspokoić zanoszącego się w płaczu synka, jego żona i jej niegdyś kochanek zostali nakryci w jednoznacznej sytuacji przez Javiera Rodrigeza, i uwiecznieni na zdjęciu aparatem, który mężczyzna trzymał w dłoniach. Obydwoje teraz siedzieli na łóżku. William zapinał koszulę i poszukiwał muszki, a Cyntia okrywała się narzutą.
Javier przestąpił próg, zamknął za sobą drzwi i zaczął wywód:
Pierw chciałbym się z wami podzielić mą prywatną myślą, iż o lepszej bratowej nawet nie śmiałem śnić. – Zaśmiał się i usiadł w fotelu.
William wstał z zamiarem rzucenia się na niego, ale Rodrigez prze wziął pewne środki ostrożności i wycelował w Oldmana lufę pistoletu.
Nie chojracz, kelnerzyno.
Czego chcesz? – zapytał młodzieniec, którego na ten moment wmurowało w ziemie i bał się wykonać choćby krok więcej.
Wymiany. Moja dyskrecja, w zamian za twą pomoc.
I w czym miałbym ci…
Spokojnie, po kolei.
Dałam ci już dokument! – warknęła Cyntia.
Jaki dokument? – zapytał Will i spojrzał na przyjaciółkę z dziecięcych lat.
Jesteście młodzi i w gorącej wodzie kąpani. Dajcie mi czas, a wszystko w spokoju wam wyjaśnię. Otóż, ten dokument na niewiele mi się zdał. Mam nawet wrażenie, że gdybym wysłał twego męża za kratki, to uczyniłbym tym przysługę całej twej rodzinie. Próbowałem szantażować twoją matkę i Browna, oboje mi odmówili. Hektorowi… jemu ciężko grozić w cztery oczy, dlatego ten wariant odpuściłem z własnej woli.
Mnie to nie obchodzi. Jeśli chcesz mnie szantażować tym zdjęciem… to śmiało, nie zależy mi. – Cyntia odrzuciła narzutę na bok, wstała bez skrępowania i podeszła do swojej sukienki z zamiarem ponownego jej przywdziania.
Cyntio, a twój mąż? – zapytał William. – Mam dwadzieścia lat, nie wybieram się jeszcze na tamten świat, więc…
Więc trzeba było wyjechać, gdy o to prosiłam… gdy tego żądałam. Zostałeś z własnej woli, cierpisz więc z własnej woli.
Nie porównuj cierpienia do śmierci! – uniósł się
Nie moja sprawa! – Wrzasnęła i chwyciła za klamkę.
Jeśli wyjdziesz… – zaczął swoje czcze groźby Javier.
To co? Zabijesz mnie? Śmiało, pociągnij za spust, tylko mnie tym ulżysz. – Wyszła, trzaskając za sobą drzwiami.
Zmieniła się. – Spojrzał Javier na młodzieńca.
Nawet pan nie wie jak bardzo. – Will nadal był wpatrzony w miejsce, w którym ostatni raz widział umykającą mu po raz kolejny Cyntię.
Nawet nie chcę wiedzieć, bo lubię kobiety z charakterem. Taka jak najbardziej mi odpowiada. Jednak nie wymagam od kobiety nadmiernego rozsądku, dlatego z pewną propozycją zwrócę się wyłącznie do ciebie – zaczął. – Potrzebuję pieniędzy – objaśnił dużym skrótem.
Zapewniam pana, że gdybym wiedział jak je zdobyć, to nie podawałbym do stołu. – William zaśmiał się cynicznie.
W takim razie się dowiedz albo… kochasz ją, prawda?
Kochasz to mocne słowo.
Javier wstał.
Czerp naukę z Otella. Mój brat jest idealnym odpowiednikiem Maura. Masz czas do jutra, do południa. Pensjonat odwiedzają bogaci goście. Chcę ci dać do zrozumienia, chłopcze, że liczę na twoje zdolności kieszonkowe. – Schował dłoń z bronią za plecy i opuścił pokój, pozostawiając Williama samego z wątpliwościami.
Chłopak opadł na wygodny materac i przetarł twarz dłońmi. Potem splótł je w koszyczek i włożył pod głowę. Poddał się sztuce medytacji, by wpaść na jeden z tych swoich genialnych pomysłów, które choć nie miały prawa się udać, zazwyczaj kończyły się powodzeniem.

Zapraszam także do kolejnego postu  Rozdział 28: Czarnowłosy czy blondyn?

18 komentarzy:

  1. Zdecydowanie podoba mi się ten nowy Bastian. Jest taki bardziej odpowiedzialny i nie jest już takim pantoflem. A do tego zdecydowanie widać, że troszczy się o Julie.
    Wybuch Cyntii w sumie niezbyt dojrzały, ale w sumie sporo ostatnio przeżyła, a każdy kiedyś w końcu pęka. Na szczęście małemu nic nie jest chociaż zastanawia mnie co tak robiła Aurelia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dziwię się,że Cyntia ma już dość.Sporo problemów się jej na głowę zwaliło. Dobrze,że ta pokojówka była na posterunku i małemu
    Marselkowi nic się nie stało.Bastek potrafi być dobrym mężem tylko nikt go nie docenia nawet jego własna żona.Szczerze mówiąc nie spodziewałam się po nim,że studiował na tylu różnych kierunkach.Tylko dlaczego Hektora tak interesowała ta genetyka,na pewno bez powodu nie zapytał.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bastek potrafi być świetnym mężem,nie pomyślałabym,że między nimi może być tak dobrze. Bastian jak chcę to potrafi widzę i Julka też umie być taką spoko żoną.Co jednak nie zmienia faktu,że Bast to pantofel.Jestem ciekawa co na tej kasetce było wygrawerowane i dlaczego Hektorowi tak zależy żeby nikt o nim nie wiedział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bastek wydaje się dość inteligentny i rozsądny. Za to nie przepadam za Julią, jest tak podobna do matki, że aż strach.
    Cyntia nieźle Hektorowi na trzaskała, ale w sumie mu się należało, nawet jeżeli nic się nie działo w tym gabinecie to nie powinien doprowadzać do tak dwuznacznych sytuacji. Ciekawe jakby on zareagował na półnagą Cyntie w obecności kelnera.
    Ten cały Pan Antoni to jak na moje powinien wylecieć z pracy skoro żona dyrektora karze mu się zająć dzieckiem to powinien to robić, a nie sobie odejść bez powiadomienia.
    Jesyem strasznie ciekawa co było na tej kasetce, że Bastiana aż tak zwaliło z nóg...

    OdpowiedzUsuń
  5. Cyntia po raz kolejny podała się Javierowi na tacy,ale tym razem nie dała sobą manipulować.Jestem ciekawa dlaczego nagle zabrakło jej chęci do życia,nawet nie chcę ratować już tego małżeństwa.Naprawdę chcę by Hektor unieważnił to małżeństwo,chyba naprawdę ma już kompletnie dość życia i męża. Oby tylko Will nie wciągnął ją w kradzież,bo Hektor może się bardzo zdenerwować.

    OdpowiedzUsuń
  6. Troche mi jest szkoda Cynti za dużo na nią spadło

    OdpowiedzUsuń
  7. Bastian jest świetny. Julia go nie docenia. W ogóle nowej Julii nie lubię. Nie chodzi o to, że jest podobna do matki. W tamtej wersji też była i to akurat jest fajne. Nie, że podoba mi się taki sposób bycia, po prostu jest to ciekawe. Nie podoba mi się to, że w tej części wydaje się być jakaś taka słaba, może nie tyle słaba co zaczęła się z kimś liczyć. Może tylko ja to zauważam, ale wcześniej Julia była twarda jak matka i z nikim się nie liczyła. A teraz Bastianem się przejmuje. Z siostrą też się chce godzić. Może to za sprawą Bastiana który wyszedł spod pantofla i trochę potrząsną żoną. Tego nie wiem, ale Julka nie jest już tak bezwzględna.
    Najbardziej ciekawi mnie kasetka. Co na niej było, że Bastian mało nie wyzionął ducha, a Hektor tak dziwnie się zachowywał. To na pewno będzie ważny element w rozwiązaniu tej całej zagadki.

    OdpowiedzUsuń
  8. Cyntia natrzaskała Hektorowi po twarzy, zdaje się, że to jej ulubiony argument w rozmowie.
    Nie rozumiem dlaczego Cyntia postanowiła zdradzić Hektora i to praktycznie na oczach wszystkich, czy aż tak ma dość małżeństwa, że postanowiła dać Hektorowi pretekst, tylko ona chyba nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji tego co robi. I po co jej to było, chciała się zemścić na Hektorze, żeby ją zobaczył z Williamem, a wpadła we własną pułąpkę. Co z tego, że ona się postawiła Javierowi i ma gdzieś, czy pokaże Hektorowi zdjęcie, tutaj to chodzi bardziej o Williama, on boi się Hektora, więc da się szantażować. Ciekawe kogo William wciągnie do pomocy przy kradzieży, przychodzi mi na myśl, ze może Laurę.
    Zastanawia mnie co było wygrawerowane na kasetce, że tak bardzo wystraszyło Bastiana, a Hektor wręcz wymusił na nim, że w ogóle tej kasetki nie ma i nigdy nie było. Bardzo ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobrze, że w porę pojawiła się Aurelia i Marselowi nic się nie stało. Cyntia ma chyba nawyk policzkowania inny. Ciekawe czy Willi poprosi Cyntię o pomoc w kradzieży. Jeśli Hektor ich na tym przyłapie to będą mieli nie małe kłopoty.

    OdpowiedzUsuń
  10. Cyntia to by chciała wieść bezproblemowe życie, wszystko mieć podane na tacy, niczym się nie martwić, nikim nie przejmować, a najlepiej żeby wszystko ułoży się tak jak ona chce i każdy robił to co ona sobie zażyczy. Problemy, które wymieniła i które jak twierdzi, sprawiają, że jej życie to jedno wielkie bagno, są albo wygórowane, albo sama do nich doprowadziła m.in. kłamstwem. Więc nie powinna nikogo winić, tylko samą siebie. Gdyby nikt nie usłyszał zanoszącego się Marsela i by doszło do tragedii, to znając ją obwiniałaby Hektora albo Williama, którzy doprowadzają ją do takiego, a nie innego stanu. Sama niejednokrotnie przebywała z mężczyznami sam na sam, z Williamem już się nawet całowała, a to Hektora oskarża o zdradę tylko za przebywanie z służącą sam na sam. Według mnie ona jest zakłamana, przesadza w wielu sprawach i ani trochę jej nie współczuję, nic a nic.
    Bastiana za to lubię coraz bardziej i pozytywnie mnie zaskoczył swoją zmianą. Wreszcie pokazał, że jeśli chce to potrafi. Inteligentny, stanowczy, rozsądny, który wie czego chce, zdecydowanie te cechy charakteru do niego pasują.
    Napis na kasetce na pewno dotyczy przeszłości Hektora i skoro ją zatrzymał to musi być dla niego cenna ale nie tylko pod względem wartości pieniężnej ale i być może sentymentalnej. Jednak wzbudził on za duże zdziwienie w Bastianie więc musi być od kogoś kto na pewno i mnie zszokuje.
    Zdrada Cyntii to kaprys, nie wiem co chciała tym osiągnąć, co udowodnić ale narobiła nie tyle sobie co Williamowi kłopotów, a swoim zachowaniem pokazała, że na pewno jest niedojrzała, a poza tym, że nikt jej nie obchodzi. Teraz, dzięki niej, Javier będzie wykorzystywał Williama, który w strachu przed Hektorem będzie robił co on chce. Tylko ciekawe kogo wciągnie w kradzieże, przypuszczam, że może być to Laura.
    Chociaż jeden Gracjan nie był na tyle nierozsądny by zostawić małego samego. Dobrze, że przez ten czas nic mu się nie stało. Pewnie Hektor będzie miał o to pretensje do Cyntii, no i dostanie się tez kelnerowi.
    Zastanawia mnie też dlaczego Hektor zaczął interesować się genetyką. Nie chodzi o Marsela więc o kogo?

    OdpowiedzUsuń
  11. Co ta Cyntia odpieprza, pakuje się w coraz gorsze bagno, żal mi Hektora, ma żonę która go zdradza, przez nią mogą zbankrutować

    OdpowiedzUsuń
  12. Julia i Bastian są rewelacyjni. Naprawdę, bardzo żałuję, że nie oni są tu głównymi bohaterami. Pokazujesz Bastiana nieco inaczej. Takiego to go nawet lubię. Ma wady, ale jest sympatycznym człowiekiem z kręgosłupem moralnym. Ciekawe, co za długi miała Julia.

    Co do Cyntii, to chyba wolałam ją w wersji, kiedy matką była lepszą, chociaż ona się tu miota, waha i sama właściwie nie wie, czego chce.
    Dziwię się trochę, że Javier jest jeszcze wpuszczany do pensjonatu. Powinien mieć odgórny zakaz. Chociaż pewnie gdyby i jemu poświęcono więcej uwagi, opowiedziano jego historię, możliwe, że byłby ciekawym bohaterem. Bo moim zdaniem każdy z nich ma potencjał, ale dla czytelnika któryś musi być "złym".
    Na miejscu Hektora to ja chyba byłabym zadowolona ze sceny zazdrości, bo to znaczy, że Cyntia jednak coś do niego czuje. Gdyby był jej obojętny, miałaby w nosie takie sceny.

    OdpowiedzUsuń
  13. Hejo! :3
    ,,– Mam dobre relacje z pokojówkami – pochwalił się na wyrost.
    – Powinnam być z tego dumna? – zapytała z gniewem w oczach.’’
    Ja to bym powiedziała coś w stylu: Mam czuć się zazdrosna? xD Ale tak z sarkazmem ;)
    No nie spodziewam się tej kłótni Bastiana z Julią.
    ,,– Nie jestem do nie podobna!’’ ----> jej ;)
    Hm... Czy tylko mi się wydaje, że Julka się zmieniła? Wcześniej była... No inna. Teraz jest jakaś opryskliwa ( no nie wiem, czy to dobre określenie... ).
    Ach... Cyntia... W co ona jeszcze się wpakuje? Naprawdę postępuje lekkomyślne. Ja rozumiem, że była zdenerwowana, ale... Naprawdę to akurat Javier musiał ich przyłapać? Cóż... Cyntia jednak mogła zamknąć te drzwi.
    Aha! I czy to Javier podrzucił Williamowi tą książkę? xD
    Lecę czytać dalej! :3
    Maggie


    OdpowiedzUsuń
  14. Wkurza mnie zachowanie Cyntii co do Marsela. To tylko dziecko. Nie jest niczemu winne, a musi płacić za błędy swojej matki.
    Nie dziwię się, że Marta wątpi w zięcia, naprawdę pije za dużo, ale w rozdziale 25 sam powiedział, mając rację, że, cytuję: "W tej rodzinie będąc, to tylko się upić można, najlepiej tak bardzo, by o tym zapomnieć, że się w niej w ogóle jest".
    Powtórzę to po raz setny - Bastian jest świetny. Najlepsza postać.

    Zapraszam do mnie: miecwlasnezycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Hektor pije zdecydowanie za dużo. Z każdym problemem ucieka w alkohol, ale w sumie żyjąc z taką rodziną chyba inaczej się nie da.
    Cyntia mnie wkurza, bo traktuje Marselka jak samo zło. Przecież to nie wina dziecka, że ma taką matkę. To Cyntia popełniła głupotę i tylko ona powinna ponosić tego konsekwencje.
    Bastiana to już pochwaliłam w poprzednim rozdziale, ale powtórzę - jest genialny. To chyba najlepsza postać z całego tego opowiadania, a przynajmniej zasługuje na miano mojego ulubionego bohatera. To jak zajął się Julią było urocze. I pokazał się z lepszej strony. Sama nie wiem, czy wolę go tak rozsądnie myślącego i trzeźwego czy raczej tego zabawnego, ale pijanego. Obie wersje kupuję w ciemno.


    OdpowiedzUsuń
  16. Przeczytałam od razu kilka rozdziałów i muszę przyznać, że opowiadanie coraz bardziej mnie wciąga :) Bardzo podobał mi się ten rozdział. Spowodowała to głównie postawa Cyntii. Pisałam już o tym, ale się powtórzę. Nie jest już tą samą osobą, co kiedyś (choć jakby głębiej o tym pomyśleć, to nie wiem czy zmieniła się w odpowiednim kierunku...), nie jest pustą panienką z dobrego domu, a pewną siebie kobietą. Masz naprawdę talent, gdyż powolutku udało ci się ją zmienić, a ja nawet tego nie zauważyłam.
    Nie będę oceniać czy jej zachowanie względem Marsela czy Willa było głupie. Bo raz dziecko kocha, raz nienawidzi, co to za matka?
    Williama wykorzystuje, ale jest tak jak powiedziała - mógł wyjechać, Cyntia go o to prosiła, a został, więc sam jest sobie winien. Za to jej zachowanie względem Javiera wzbudza podziw. Wątpię, że zachowałabym się jak ona - na pewno przejęłabym się dowodami zdrady. A ona ma charakter, jak powiedział Javier i to mi się podoba :) Aczkolwiek dała się ponieść emocjom i nie pozwoliła wyjaśnić sobie że Hektor jej nie zdradza, co z kolei mnie jeszcze w niej drażni, ale Cyntia coraz bardziej przypomina kobietę, nie dziecko.
    Uwielbiam Bastiana za całokształt. Jest moim ulubieńcem i nic tego nie zmieni. Nie będę pisać o grawerze - już dowiedziałam się co w nim jest, ale zdradzę, że byłam tak tego ciekawa, że czytałam dopóki się nie dowiedziałam :)
    Pozdrawiam

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. To smutne, że Cyntia nie widzi swojej winy w tym jakie teraz życie prowadzi. Gdyby nóg nie rozglądała to by Marsela nie było wiec to jej wina nie jego.
    Nie żebym chciała, żeby Marselowi sie cos stali ale gdyby przy Cyntii cos się złego wydarzyło ich dziecku może by Hektor przejrzał na oczy jaka z niej wyrachowana, pusta i egoistyczna dziewucha.
    Nie uważam Hektora za jakiegoś super dobrego człowieka ale dla rodziny jest dobry, a ona jedyne co potrafi to sie unosić wymagać i miec pretensje.
    Nawet cieszyłabym się jakby Javier pokazał to zdjęcie Hektorowi ale domyślam się ze tego nie zrobi.
    Tak jak bardzo polubiłam tą powieść, wczułam się w te wszystkie intrygi, sprawy z przeszłości to coraz bardziej odechciewa mi sie czytać jak zachowuje sie Cyntia nie wiem dlaczego ale wyjątkowo mnie irytuję, nie znoszę jej i wcale by mi jej nie brakowało jakby zaginęła.

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie spodziewałam się, że już następnego dnia będzie mi dane zapoznać się z ciągiem dalszym. A tu proszę. Miłe zaskoczenie.
    Szkoda tylko, że nie miałam czasu skomentować zaraz po przeczytaniu. Biorąc pod uwagę, że właśnie udało mi się zasiąść i za to zabrać, to jednak nie był tak wielki problem. Do rzeczy!
    Nie wiem, jak Cyntia może tak buntowniczo reagować na tak delikatną karę. Po tym, co zrobiła, spodziewałabym się czegoś o wiele gorszego. Niemniej jednak skoro ta kara okazuje się dla dziewczyny ciężka, to jestem i za taką. Przynajmniej Hektor nie wychodzi na jakiegoś tyrana, mimo że w pewnym sensie i tak go za niego uważam. Tak swoją drogą to zaczynam odnosić wrażenie, że rzeczywiście uda mu się wyjść z tej straty aktu własności wolną ręką. Tym bardziej, że jak się okazuje Javier nie ma za bardzo, jak się posłużyć tym dokumentem. Nie łatwo zaszantażować tę rodzinkę. W sumie przekonał się tego już na początku, jak podejmował próby szantażowania Cyntii. Fakt - udało mu się to w końcu, ale też nie należało to do łatwych zadań. Wracając do tej dziewczyny - znowu mnie wkurzyła. Logicznie podchodząc do sprawy, naprawdę nie nakryła Hektora na niczym, co sugerowałoby, że on ją zdradza. Niestety trudno jej cokolwiek wytłumaczyć i jak widać musi wszystko robić po swojemu. Tylko dlaczego uważa, że rozwiązaniem jest zdradzenie męża? Chyba naprawdę nie potrafię dojrzeć, co siedzi w jej głowie... Gdyby tylko, którykolwiek z jej pomysłów przebiegł tak, jak ona sobie tego życzy. A tu masz cały czas wszystko idzie na opak. Chociaż w tym przypadku cieszę się, że to nie Hektor pojawił się w drzwiach tego pokoju. Zastanawia mnie tylko, czemu Javier był na tyle przygotowany, że miał nawet przy sobie aparat... Swoją drogą William powinien się cieszyć, że skończyło się na tym, że musi podwędzić trochę pieniędzy gościom, a nie na jego śmierci. W końcu gdyby to Hektor zobaczył tę dwójkę razem... Jestem pewna jedynie, że nie skończyłoby się to dobrze.
    Jeśli ponownie będzie na mnie czekać niebawem dwa rozdziały do przeczytania, nie zdziwię się. Przynajmniej tak mi się wydaję. Co prawda w ten weekend nie będę miała nawet chwili czasu na czytanie, ale w przyszłym tygodniu myślę, że dałabym znów radę coś wyskrobać. Tymczasem ponownie rozpoczynam czekanie na ciąg dalszy perypetii bohaterów. To jak wiele w ich życiu zmienia każdy kolejny rozdział sprawia, że z jeszcze większym zapałem po niego sięgam. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń

Czytam = Komentuję

Anonimowi – podpisujcie się!


Zapraszam was na swój blog autorski, gdzie znajduje się więcej informacji jak i opowiadań, oraz linków do nich: http://dariusz-tychon.blogspot.com/