piątek, 1 lipca 2016

Rozdział 28: Czarnowłosy czy blondyn?


Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem  Rozdział 27: Zamieszani w kradzież

Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek

William siedział na parapecie i palił papierosa. Spoglądał na spacerujące pary. Zamyślił się, wspominając jak on i Cyntia przechadzali się tak po sadzie i pobliskich polach. Przez to wszystko nie usłyszał pukania. Zareagował dopiero, gdy ktoś chwycił za klamkę. Przestraszony spojrzał w stronę drzwi.
Pan Rodrigez? – Jeszcze nigdy wcześniej nie przestraszył się tak na widok szefa. Pośpiesznie sięgnął po nakrętkę od słoika, by ugasić papierosa.
Pal sobie, nie przeszkadza mi to, w zupełności – odparł, czym powstrzymał Williama przed zgaszeniem.
Jeśli pan każe. – Zaciągnął się po raz kolejny.
Gdzie jest twój współlokator?
W kuchni, zmywa. Dlaczego pan go poszukuje? Jeśli pan czegoś potrzebuje mogę go zastąpić.
Chcesz za niego dostać w twarz?
Niekoniecznie. – Uśmiechnął się Will.
Też tak właśnie sądziłem. – Odwzajemnił uśmiech. – Dobrej nocy, chłopcze.
Hektor wycofał się za próg i zamknął za sobą drzwi. Wściekły wparował do kuchni, dopadł do Antka, chwycił lewą dłonią za jego uniform, a prawą, złożoną w pięść, wyprowadził cios z taką siłą, że młody mężczyzna dosłowne przeleciał przez jedną trzecią kuchni.
Nigdy więcej nie zostawiaj mego synka bez opieki, jeśli moja żona…
To pańska żona go zostawiła! – warknęła Susana i przyklęknęła przy Antku, który doczołgał się do ściany, by się o nią oprzeć. – Bije pan niewinnego człowieka, panie Rodrigez.
Co ty pleciesz, przecież twój brat…
Tak, mój brat. Wierzy pan pięcioletniemu chłopcu? Proszę nie być głupcem.
Uważaj jak się do mnie odnosisz.
Susana wstała, wyprostowała się i podeszła do Hektora tak blisko, że dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Spojrzał w jej turkusowe oczy. Pamiętał o tym, że niegdyś identyczna barwa go przyciągała i to na tyle, iż udało jej się przekonać go do zbłądzenia.
A co? Mnie też pan uderzy? Tym zamknie mi pan usta? – dopytywała butnie młoda kobieta.
Rodrigez rozejrzał się dookoła, zdał sobie sprawę z tego, że to on znalazł się w centrum widowiska podziwianego przez wiecznie plotkujące służące.
Z przyjemnością bym tak uczynił, gdybyś tylko nie była kobietą – wysyczał. – Czy wy nie macie nic innego do roboty jak stanie i gapienie się!? – wrzasnął na wszystkich obecnych.
Jego ostry ton podziałał lepiej niż niejeden bat. Wszyscy jak jeden mąż albo powrócili do swoich obowiązków, albo wyszli z kuchni.
Ja musiałem wrócić do obowiązków – starał się wytłumaczyć Antek. – Mały spał, poza tym pańska żona mówiła…
Jeśli chcesz zachować pracę, to lepiej zaprzestań tych daremnych tłumaczeń.
Ale on mówi prawdę. Wczoraj, gdyby nie pokojówka pańskiej teściowej, to mały pewnie wyłby godzinami, a twoja żona…
Pańska żona, bo nie przypominam sobie byśmy byli na ty – pouczył ją.
Pańska żona miała to dziecko gdzieś i ze spokojem słuchała jak mały się zanosi. Zapewne chciała, by umarł. Nie nadaje się na matkę…
Zamknij się! – Hektor nie wytrzymał i podniósł rękę do góry, nawet wprawił ją w ruch, ale choć za obiekt uderzenia upatrzył sobie policzek Susany, to w ostatniej chwili zmienił zdane i oberwało się staremu, drewnianemu stołowi. – Nigdy więcej nie mów źle o mej żonie, bo stracisz pracę! – wrzasnął, a Susana przyuważyła, iż zrobił się cały czerwony na twarzy.
Hektor wyprostował się i wyszedł z kuchni, trzaskając drzwiami ile tylko sił miał w ręce, a że miał jej sporo, to sprawił, że aż tynk się posypał przy samej futrynie.

William postanowił wykorzystać fakt, że ma wolne i udać się do tawerny. Sądził, że może tam dowie się czegoś więcej… że być może podsłucha jakąś z rozmów. Niestety jego plan spełzł na niczym, bo został zatrzymany przez Bastiana Browna i to przy samej kamienicy.
Williamie… – Bastek pokręcił z dezaprobatą głową. – Ile czasu jej nie widziałeś? – zaczął delikatnie, wprowadzając mężczyznę pod schody.
O czym pan mówi?
O tobie i Cyntii. Ile czasu…
Nie wiem o czym pan mówi, w życiu nie miałem dziewczyny dłużej niż do rana, a takie jak pani Rodrigez raczej… – zaczął swoje wiarygodne tłumaczenie.
Nie zgrywaj się, przede mną nie musisz. Nie powiem Hektorowi. Zresztą, moja zdrada waszej przeszłości, na nic by mi się zdała, poza tym szalenie lubię swoją szwagierkę.
Szwagierkę?
Jestem mężem Julii, jej siostry.
Przepraszam pana bardzo, nie znam jeszcze wszystkich…
Mów mi Bastian. – Brown podał dłoń kelnerowi.
William nie tracił czujności, ale odwzajemnił uścisk. Nawet się uśmiechnął.
Jakiś rok jej nie widziałem – odpowiedział zgodnie z prawdą.
Rok to sporo. W ciągu jednego roku wiele się zmienia, padają śniegi i lecą jabłka z drzew, wychodzi słońce, by potem schować się za chmurą i ostrzegać o Boskim istnieniu grzeszników piorunami.
Jest pan poetą?
Jesteś pierwszym, który by mnie o to podejrzewał. – Bastian położył swoją dłoń na ramieniu Williama. – Iście zabawne, że moje zamiłowanie do metafor docenił właśnie kelner.
Ujmuje to panu?
Nie, bo ja nie klasyfikuje ludzi. Widzę w tobie młodego człowieka, żądnego przygód chłopca i pewnego swojej żądzy mężczyznę, ale nie widzę w tobie kochającego szczerze męża.
A co pan wie o miłości?
Wiele! Wiem to, że czasami trzeba się poświęcić i wiem też to, że nie zawsze należy ulegać kobiecie.
Skąd pomysł, że…
Gdybyś ją naprawdę kochał, kierowałbyś się dobrem jej i dziecka, a nie żądzą zaspokojenia własnej chuci. – Bastek wyminął Williama i powrócił do pensjonatu, natknął się na Martina, co było dla niego wielkim zaskoczeniem. – A gdzieś ty się… – Bastek dostrzegł, że jego szwagier ma krzywo zapięte guziki koszuli. – Aaa, rozumiem, że korzystasz z ostatnich miesięcy bez celibatu.
Opowiadasz głupoty – warknął Montenegro.
Zaiste. – Brown uniósł zabawnie brwi. Martin sobie poszedł, więc postanowił zaczepić wściekłego jak osa Hektora. – W Martinie zero z kompana do flachy, więc może ty…
Wybacz, Bastian, ale nie dziś. – Hektor poklepał go po ramieniu.
Ale…
Muszę wracać do syna – wytłumaczył się Rodrigez, wstępując na pierwszy stopień schodów.
Chyba do żony… do syna i żony.
Nie wiem gdzie jest moja żona, ale z pewnością nie w swoim pokoju.
To niecodzienne zjawisko, by mąż nie wiedział gdzie podziewa się jego żona…
W takim razie je przyklep porządnym, markowym koniakiem, bo więcej może się taka okazja nie powtórzyć.
A ty już zadbasz o to, by się nie powtórzyła, co nie?
Hektor stał już na czwartym stopniu, ale zawrócił i skrócił dystans dzielący go z Brownem.
O co ci chodzi, do cholery? – zapytał blondyn prosto w oczy.
Ta kasetka… tam była dedykacja: Dla nałogowego palacza, wspaniałego męża i najlepszego ojca – Hektora Rodrigeza. Od żony i córki.
Wiem jak brzmi dedykacja na mym prezencie.
Dobrze, nie wątpię, że wiesz, ale…
O co chcesz zapytać?
Gdzie się podziała twoja rodzina?
Hektor zmarszczył czoło, a oczy momentalnie mu się zeszkliły.
Na cmentarzu – odpowiedział lodowatym tonem. Odwrócił się na pięcie i pognał na górę.

William stał ukryty za drzwiami i słyszał niemal całą rozmowę Browna z Rodrigezem. Pośpiesznie udał się na poszukiwanie Cyntii, jakby czuł, że zagraża jej niebezpieczeństwo. Nie musiał długo szukać. Siedziała na wiklinowym krześle, na tarasie i popijała herbatkę, delektując się kończącą jesienią.
Cyntio…
Pani de Rodrigez – poprawiła go.
Jakaś ty zmienna. – Nie przejmował się czy ktoś ich zobaczy, czy też nie. Usiadł naprzeciw i oparł się łokciem o niewielki stolik. – Wiem kto wysłał mi Otella i domyślam się dlaczego.
Jestem niezwykle ciekawa twej teorii. – Popijała herbatkę dalej i zdawała się w ogóle nie być zainteresowana jego słowami. Rozglądała się na boki, aż w końcu zatrzymała wzrok i zaczęła podziwiać wiewiórkę biegnącą w kierunku dużego drzewa.
Otello zabija swą żonę z zazdrości, bo myśli, że…
Nie streszczaj mi książki. Doskonale znam przebieg wydarzeń sztuki, o której rozmawiamy.
Książkę wysłał mi Javier, zdradził się gdy już wyszłaś. – William uderzył dwoma palcami w blat stolika, jakby był niezwykle pewien swej teorii.
Javier nie ofiarował ci tej książki. – Kobieta uśmiechnęła się i zrobiła ostatni łyk ciepłego napoju. Odstawiła filiżankę na spodek i poprawiła wełniany koc, którym okrywała swoje ramiona.
Skąd ta pewność?
Nigdy nie był w mojej rodzinnej posiadłości, a książka należała do mego ojca. Jest na niej dedykacja ode mnie. To była jego ulubiona sztuka.
Te kwiatki, to dedykacja?
Miałam z trzy latka, może cztery. Nie wymagaj ode mnie wzorowo kreślonych liter i oryginalnych pozdrowień w tym wieku. – Przewróciła oczami.
Ale Javier wspomniał o tej książce, gdy…
Tak, wiem, gdy już wyszłam. Wspomniał o niej, bo ja go o nią zapytałam. Z początku jego o to podejrzewałam, ale potem zdałam sobie sprawę, że to niemożliwe. Mój ojciec miał własną, małą bibliotekę, urządzoną w jednym z pokoi. Nie wpuszczał tam wielu osób. Z pewnością nie wpuściłby tam żadnego Rodrigeza. Miał alergie na samo brzmienie tego nazwiska.
Może miał powód – wywnioskował William.
Kto to teraz może wiedzieć? – Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się z rezygnacją. – Być może po prostu żywił niechęć do Hiszpanów, bo są to niezwykle temperamentni mężczyźni. Może chciał bym wyszła za Anglika.
Z pewnością nie chciał byś wyszła za syna ogrodnika. Do dziś mam bliznę po jego kuli – wspomniał Oldman.
Wybacz, ale nie zrobię ci okładu z rumianku. Kiedy zakończysz wreszcie swe dziwne, niedorzeczne spekulacje, to zaparz mi melisę i przynieś do pokoju. – Wstała i odeszła jak gdyby nigdy nic.
William zaklął pod nosem, ale postanowił nie biec za Cyntią, nie zatrzymywać jej, ani nie ostrzegać, przynajmniej do czasu aż nie będzie miał dowodów. Teraz był niemal pewien, że okres ich bezgranicznego zaufania dobiegł końca wraz z czasem, gdy jesień odchodziła, a zima się zjawiała. To wtedy on wyjechał... to wtedy Cyntia musiała spotkać na swej drodze Rodrigeza i jakimś cudem zbałamucić go na tyle, by poczuł się ojcem dziecka, którego nie spłodził.

Cyntia weszła do pokoju jak gdyby nigdy nic. Hektor siedział w swoim ulubionym fotelu i czytał książkę.
To niezwykle miłe, że postanowiłaś zaszczycić własnego męża swą obecnością, o jakże wczesnej porze. – Uśmiechnął się i teatralnym gestem wskazał na stojący zegar wskazujący dwudziestą wieczorem.
Wiedziała, że nie jest wcześnie, bo gdy opuszczała taras na dworze zaczynało robić się szarawo.
Ironia do ciebie nijak pasuje. – Stanęła do męża tyłem i rozpoczęła rozpinanie ciepłej narzutki, idealnej na chłodne dni.
Ironia być może do mnie nie pasuje, ale nadmierna cierpliwość i wyrozumiałość także nie. – Mówił spokojnie, przewracając co jakiś czas strony. Czynił to już niemal bezwiednie, mechanicznie.
Cyntia złożyła narzutę w pół i odwiesiła na ramę łóżka. Odwróciła się gwałtownie w stronę męża.
O co ci chodzi, Hektorze? Przecież jest wieczór, a nie środek nocy. Z resztą, gdybyś naprawdę chciał, to odnalazłbyś mnie bez zbędnego wysiłku. Byłam na tarasie, nigdzie dalej.
Nie zjawiłaś się na obiedzie ani na kolacji – zaznaczył.
I nie zjawię się także na śniadaniu – zapowiedziała, chwytając za poduszkę. – Wybierasz łóżko czy kanapę?
Rodrigez się zaśmiał.
Kochana, nie uda ci się wyrzucić mnie z małżeńskiego łóżka bez powodu, dlatego zaprzestań takich prób. Krótko mówiąc, to zbyteczny trud.
Już mówiłam, że cynizm nijak do ciebie pasuje.
Nie, nie mówiłaś. Wspominałaś tylko o ironii. – Uśmiechnął się, zamknął książkę i odłożył ją na pobliską ławę. Wstał i począł wolnymi krokami zbliżać się do żony. – Chyba cię za bardzo rozpuściłem. Służba zaczyna plotkować. Mówi, że…
Aaa – zaśmiała się bezczelnie. – Bym zapomniałam, że zdanie służby w tym domu jest dla ciebie szczególnie ważne. Zdanie pokojówek jest nawet ważniejsze od zdania twej własnej żony – odparła z taką butnością w oczach, iż zdawało się jakby tryskały z nich błyskawice.
Nie zwracaj się do mnie w ten sposób.
Dlaczego? Znowu mnie ukarzesz? Śmiało, gdzie mam uklęknąć?
Nigdzie. Po prostu nie zwracaj się do mnie w taki sposób ani takimi słowami, bo sobie na to nie zasłużyłem. O nic więcej cię nie proszę.
A więc, to była prośba? Gdybyś mnie o tym nie poinformował, to w życiu bym się nie domyśliła – zadrwiła.
Gdybym naprawdę cię chciał ukarać, to uczyniłbym to kilka godzin temu. Odnalazłbym cię, gdy jeszcze byłem w niezwykle zbulwersowanym stanie i najzwyczajniej w świecie przetrzepał siedzenie, ale ponieważ jeszcze tego nie uczyniłem, to usiądź i ze mną porozmawiaj, por favor.
Jeszcze?
Siądź. – Sam zajął miejsce na łóżku, a jej wskazał pufa znajdującego się naprzeciw, nieopodal toaletki.
Nie możesz mnie bić. Jako mąż nie masz takiego prawa – zaznaczyła siadając. Plecy miała wyprostowane niczym struna, a dłonie położyła na kolanach.
Nie będę się rozwodził na temat poszczególnych praw w małżeństwie, bo chyba ważniejsze jest to, że nie mam chęci, a nie czy nie mam do tego praw. Nie mam ochoty bić żony i nie powinno być to dla ciebie zaskoczeniem. Kiedyś sam cię poinformowałem o tym, że nie bijam kobiet. Cóż, popełniłem błąd.
Uważasz za błąd nieużywanie przemocy?
Za błąd uważam fakt, że cię o tym poinformowałem – wyjaśnił. – Nigdy cię nie zdradziłem i nigdy nie zdradzę. Cyntio… ta pokojówka dostarczyła mi tylko koszulę i być może jestem winien, i zasługuję na jakieś konsekwencje, ale nie z powodu cudzołóstwa, a stwarzania tak chorych sytuacji, prowadzących tylko do domysłów… niepotrzebnych domysłów. Ostatnią rzeczą jakiej chcę jest sprawianie ci przykrości. Ty, Laura i Marsel jesteście dla mnie całym światem. Jesteście moją rodziną, a co za tym idzie, jesteście najważniejsi. Liczycie się tylko wy. Jeśli chcesz, to jutro zwolnię tę pokojówkę by ci udowodnić, że ona nic dla mnie nie znaczy.
Nie trzeba – odrzekła Cyntia, choć w rzeczywistości chętnie pozbyłaby się Susany. Było jej jednak szkoda małego Gracjana. Spojrzała na swojego męża i jakby nagle się opamiętała. Rozejrzała się dookoła. Nawet wstała i zerknęła do kołyski. Była pusta. – Gdzie jest Marsel? – zapytała.
Nie wiem… przecież był z tobą.
Ale ja go…
Co ty go? – Hektor udał zmartwionego. Energicznie powstał.
Zostawiłam go z Antonim i potem…
Co potem? – ciągnął za język, coraz bardziej rozhisteryzowaną kobietę.
Hektor, ja o nim zapomniałam. – Miała łzy w oczach i patrzyła na męża z nadzieją, że ten coś powie, że coś zrobi i ją uspokoi.
To teraz już wiesz za co kilka godzin temu powinienem przetrzepać ci siedzenie – rzekł poważnie. – Marsel jest z twą siostrą.
Jak mogłeś!? – wrzasnęła.
Hektor nie przejął się jej tonem, wyminął ją i podszedł do komody, by przygotować dwa drinki.
W taki sam sposób mogłem, w jaki ty mogłaś zapomnieć o własnym dziecku. Oboje dziś popełniliśmy błędy. – Podszedł do żony i wcisnął jej szklankę w dłoń. – Oboje zasługujemy na konsekwencje, ale czy odpowiednią konsekwencją jest nazywanie naszego małżeństwa farsą? Nie sądzę, bo chyba nie ma idealnych par i rodzin. Twoje zdrowie i za lepszą przyszłość. – Trącił swoją szklanką, niemal pełną do cna, o jej nawet nienapełnioną do połowy.
Zawsze byłeś przeciwny, by kobieta, która karmi…
Pij, śmiało, póki pozwalam. – Uśmiechnął się do niej ciepło. – A w temacie karmienia, wydaje mi się, że nasz syn może być już głodny.
To chyba tym bardziej nie powinnam. – Chciała oddać mężowi szklankę, ale jej nie przyjął.
Wypij, będzie lepiej spał. Będziemy mniej zmęczeni i może dzięki temu szczęśliwsi – odparł sucho i krzyknął proszę, bo usłyszał pukanie do drzwi.
William wszedł ze srebrną tacą i zbliżył się do stolika.
Nie masz dyżuru – przypomniał sobie Hektor.
Wiliam odłożył filiżankę i stanął wyprostowany z zamiarem wytłumaczenia się.
Wiem, ale pani Rodrigez prosiła bym to ja…
Dobrze, z resztą nieważne. Szkoda tylko, że moja żona pozbawiła cię wolnego wieczoru i zmusiła do niewolniczej pracy bez chwili wytchnienia.
Bez przesady, proszę pana, to tylko zaparzenie melisy i dostarczenie jej do pokoju. Nie miała dla mnie żadnych trudnych do wykonania poleceń, nie było też żadnych nieprzyzwoitych – odpowiedział, bezczelnie zerkając Cyntii w oczy.
Hektorowi oczywiście nie umknęło to spojrzenie.
Tak, wiem, trafił mi się prawdziwy anioł – rzekł pewnie i zaczął błądzić opuszkami palców po karku i szyi kobiety.
Fakt, jest czego pozazdrościć – odparł chłopak, starając się powstrzymać łzy, które samoistnie zaczęły się zbierać w jego oczach.
Williamie – rzekł stanowczo trzydziestotrzylatek. – Skoro z powodu zrządzenia losu czy też polecenia mojej żony, trafiłeś do naszej sypialni, to chciałbym byś teraz coś potwierdził.
Co takiego, panie Rodrigez?
Dziś Susana przyniosła mi koszulę do gabinetu, dlaczego?
Bo pan oblał mankiet kawą, którą ja przyniosłem. Podał mi pan swoją koszulę z prośbą o szybkie przyniesienie nowej, także wyprasowanej. Mnie ochmistrzyni zapytała dokąd idę, odpowiedziałem jej, więc ona sama zaoferowała się wyprasować pańską koszulę i ją panu dostarczyć. Czy coś było nie tak? Czyżby nie wypełniła swoich obowiązków i musiał się pan sam pofatygować?
Nie, nic takiego nie miało miejsca – odpowiedziała Cyntia i uczyniła łyk ze swojej szklanki, po czym odłożyła ją na blat toaletki, chwyciła w obie dłonie twarz męża i zbliżyła swoje wargi do jego ust. – Możesz już odejść – rzekła do kelnera, na moment przerywając pocałunek, by potem ponownie w nim utonąć.
Zanim William opuścił pokój Rodrigezów zauważył jak Cyntia pozbywa męża krawatu, następnie sztywnego kołnierzyka, a potem uwalnia od tych eleganckich dodatków swoje dłonie, upuszczając przedmioty na podłogę. Jej palce błądziły po plecach męża i jego muskularnej klatce piersiowej. Zwinnie odpinały guzik po guziku jego kamizelki. Oczywiście przez cały ten czas, już ani na moment nie przerywali swojego pocałunku.

Minęła noc, a z samego ranka, gdy William podawał do stołu państwu Rodrigez standardowe śniadanie w postaci kawy, rogalików i marmolady, Hektor zagadną do niego:
Nie podpisaliśmy jeszcze umowy, Williamie.
I nie podpiszecie jej – wtrąciła się Cyntia.
Dlaczego? – zapytał mąż.
Ty naprawdę nie widzisz, że on się nie nadaje?
Daj spokój, nie przesadzaj. Każdy jakoś zaczynał. Ważne, że chłopak się stara i ma rękę do przygotowywania drinków…
Zapewne posiadł go w pospolitej karczmie, gdzie pełno dziwek i pijaków.
Damie nie przystoi używać takich słów, zwłaszcza publicznie – lekko ją zganił. – Poza tym nie bądź taka do przodu w osądach. Ja go lubię. Właściwie, to chyba jedyny kelner jakiego lubię.
Fakt, ty wolisz pokojówki. – Cyntia poruszyła brwiami w taki sposób jakby rzucała mężowi wyzwanie i chwyciła za swoją filiżankę oraz jej podstawek.
Williamie, już nic więcej nie potrzebujemy. Oddaj się obowiązkowi pracy, a potem przyjdź do mnie do gabinetu. Podpiszemy umowę na trzy lata.
Dziękuję panie Rodrigez. O której mam…
W południe muszę gdzieś pojechać, a więc wieczorem, przed kolacją.
Jak pan każe. – Ukłonił się kulturalnie i podszedł do innego stolika, by przyjąć zamówienie.
Co ty robisz? – Hektor warknął ostro na żonę. – Wczoraj się pogodziliśmy, a dziś znów chcesz się kłócić!?
Unosisz się – zauważyła.
Wiem! – krzyknął, po czym rozejrzał się po sali. Kilka par oczu było w nich wpatrzonych z zaciekawieniem. – Bo do ciebie, kobieto, to czasami tylko krzyk trafia – dokończył już znacznie ciszej. – Jak już mówiłem, muszę się udać do miasta w interesach. Nie będzie mnie na obiedzie, wrócę dopiero przed kolacją. Zajmij się w tym czasie synem i proszę, nie zawiedź mnie tym razem. – Wstał, umoczył rogalika w jeszcze ciepłej kawie, ugryzł go, potem schylił się do żony i musnął jej policzek. Ponownie umoczył rogalika w kawie, wrzucił całego do ust i spojrzał na leżącego w wózku i rozglądającego się dookoła syna. – Kiepska widoczność, prawda, mały? – zagadnął do niego. – Tak na leżąco... mnie też ,by widok tylko i wyłącznie sufitu nie zachwycał. Popłacz trochę, to mama weźmie cię na ręce, w końcu nic innego nie ma do roboty. – Uśmiechnął się, gładząc Marsela kciukiem po bródce. Potem skierował się do wyjścia z pensjonatu.

William niepostrzeżenie wymknął się do kuchni, odłożył tacę, zdjął marynarkę i kamizelkę, położył je byle gdzie, chwycił za cudzą czapkę i płaszcz jednego z gości. Wyszedł tylnym wyjściem. Chwycił za rower postawiony pod niewielkim zadaszeniem. Pojazd należał do Antka, więc Oldman miał pewność, że kolega się na niego nie pogniewa o wypożyczenie bez wcześniejszego zapytania. William wsiadł na dwukołowca i spuszczając daszek czapki bardziej ku dołowi, ruszył za Hektorem Rodrigezem. Miał tylko nadzieję, że pozostanie niezauważony, a w najgorszym wypadku – nierozpoznany.
To niezaplanowane i nieprzemyślane śledztwo doprowadziło go poza granice dwóch miasteczek, aż do niewielkiej wsi o nazwie Adelin. William odstawił rower i zagadną jednego z handlarzy, pytał o garnek kilkunastolitrowy. Kątem oka jednak nadal obserwował Rodrigeza. Wielkim było dla niego zdziwieniem, gdy się okazało, że mężczyzna wszedł po prostu do fryzjera. Oldman już miał odjechać i szybko powrócić do pracy, zanim ktoś przyuważy jego nieobecność, ale po chwili do niego dotarł absurd tej całej sytuacji.
Po co jechał aż tak daleko, przecież fryzjera mógł wezwać do pensjonatu albo udać się do pobliskiego miasteczka? – To właśnie pytanie skłoniło Williama do zaczekania na to aż jego pracodawca opuści pomieszczenie pełne grzebieni i nożyc.
Po około dwóch godzinach, Rodrigez w końcu wsiadł do swojego samochodu i odjechał. Uwadze Williama nie umknął fakt, że miał on mokre włosy.
Witam, można? – zapytał, przestępując próg zakładu fryzjerskiego.
Oczywiście. – Młoda blondyneczka uśmiechnęła się zachęcająco, bo młody mężczyzna stojący przed nią, niemal od progu wzbudził jej sympatie swoim szerokim, chłopięcym uśmiechem.
Właśnie przechodziłem i nie miałem zamiaru wejść, ale wyszedł stąd przed paroma minutami mężczyzna, który skupił na sobie wzrok większości dam i… cóż, chciałbym osiągnąć taki sam lub chociaż zbliżony efekt.
Mężczyzna? – zdziwiła się blondyneczka.
Był u nas, ten wiesz, który? Ten bogaty. Zawsze wyciąga plik banknotów z wewnętrznej kieszeni marynarki.
Tak, tak, to na pewno ten. Był dobre ubrany. Widać było, że z wyższych sfer.
Na nasze nieszczęście jest zajęty, choć gdy zaczął tutaj przychodzić, to nie miał jeszcze obrączki na palcu – paplała teraz ruda. – Zawsze go farbujemy.
Farbujemy? – William nie udawał zaskoczenia, bo był tak bardzo zaskoczony, iż omal ta nowina nie powaliła go na kolana.
To czysty Aryjczyk.
Aryjczyk? – dopytywał.
Nie, Aryjczyk nie, bo ma przecież ciemne oczy – wtrąciła blondynka.
Ale włosy ma blond, taki ciemny blond.
To blondyn? – William był w niemałym szoku.
Tak, przecież mówię. Przyjeżdża tu raz na jakiś czas, pofarbować się, ściąć i kupuje też farbę na własny użytek.
Ale przecież to Hiszpan – przypomniał sobie na głos Willi.
Hiszpan czy nie Hiszpan, ale blondyn.
Oldman nie odpowiedział już nic, tylko wybiegł z zakładu, wskoczył na rower i zaczął pedałować ile sił w nogach. Pragnął czym prędzej dotrzeć do pensjonatu, by mieć Cyntię na oku. Oczywiście musiał po drodze napatoczyć się na detektywa Sambora. Siwy mężczyzna zatrzymał Williama nieopodal koszar i zaczął wypytywać o tajne śledztwo.
Hektor Rodrigez najprawdopodobniej nie jest rodowitym Hiszpanem jak podaje, bo to chyba nie jest możliwe, by Hiszpan był blondynem.
Pan się nawdychał opium czy wlał w siebie za dużo wina?
Ja wiem jak to brzmi, sam nie mogłem uwierzyć, ale na to wskazują dowody.
Dobrze – zawierzył Ernest. – Co jeszcze pan wie?
Miał kiedyś żonę i córkę. Obie nie żyją.
To akurat przydatna informacja. Ciekaw jestem w jaki sposób zmarły.
Podejrzewam, że on brał w tym swój czynny udział. Swojej obecnej żonie…
Cyntii Montenegro de Rodrigez – przypomniał wymownie detektyw.
Tak, właśnie tej pani, nie powiedział o tym, że był wdowcem zanim ją poślubił. Albo tego nie powiedział, albo ona nie jest ze mną do końca szczera.
Byleby nie była na pańską osobę za bardzo otwarta. Ma pan nam pomóc, ale pomagać ma pan nie szkodząc. Rozumiemy się?
Tak.
Dlaczego pan uważa, że Rodrigez miał coś wspólnego ze śmiercią swoich najbliższych?
Dlaczego pan się nie zdziwił, gdy wysunąłem takie wnioski?
O tym opowiem panu jutro w koszarach.
Zatem ja także na pańskie pytanie odpowiem jutro, w koszarach. Śpieszę się do pracy. – Wskoczył na siodełko i kontynuował podróż.
Zaparkował rower i po wejściu do pensjonatu od razu naraził się staremu i siwemu kamerdynerowi, który wykrzykiwał, że powinno się go zwolnić, bo nie wiadomo gdzie się szwenda zamiast pracować. Z wybawieniem Williamowi przybyła panienka Prevost.
Ten kelner był ze mną.
Tak? – zdziwił się siwy mężczyzna.
Tak, był ze mną, podawał mi deser, następnie sięgał książki w moim pokoju, te z najwyższych półek. Proszę odejdź i daj chłopakowi spokój.
Kamerdynerowi nie było to w smak, ale z panienką Prevost nie mógł przecież dyskutować. Było pewne, że gdyby pan Rodrigez rozstrzygał w tym sporze, to bez mrugnięcia okiem, stanąłby po stronie siostry.
Laura… przepraszam panienko, ale chciałbym zapytać…
Nie przepraszaj, jesteśmy już sami – odparła jakby od niechcenia. – Mów, boli mnie głowa i nie mam za dużo…
Rozumiem, tylko krótkie pytanie. Jak długo znasz własnego brata?
Niezbyt przemyślane pytanie – wydrwiła. – Znam go całe moje życie.
W takim razie mam drugie pytanie. Mam nadzieję, że będzie bardziej trafione.
Postaraj się, być może jesteś w moich oczach ostatnią nadzieją na równość.
Równość? – zdziwił się.
Na to, że wy mężczyźni jesteście w stanie dorównać nam, kobietom.
Aaa, panienka tak poważnie? – Zmrużył oczka i uśmiechnął się łobuzersko.
Tak, całkiem poważnie – oburzyła się.
Jaki kolor włosów ma panienki brat?
Czarny – odpowiedziała bez chwili zawahania.
Od zawsze?
Tak.
To jego naturalny kolor? – dopytywał William.
Na Boga, tak! Coś ty się tak uczepił jednego i tego samego?
Bo twój brat, Lauro... znaczy panienko Prevost, jest blondynem, a przynajmniej ktoś mi tak powiedział i teraz weryfikuje czy…
Nie kłam! Słychać jak mataczysz.
Dobrze, uwierzysz mi gdy powiem, że byłem dziś u fryzjera?
Laura przyjrzała się uważniej fryzurze Williama.
Nie – odpowiedziała.
Byłem u fryzjera w Adalinie. Jeśli mi nie wierzysz, to możesz to sprawdzić, błagam tylko byś uczyniła to dyskretnie.
Ale co mam sprawdzać?
Twój brat farbuje tam włosy. Jest blondynem.
Facet, nie wiem co łykasz, ale błagam, podziel się albo chociaż poczekaj z takimi żartami na pierwszy kwietnia, by się nie narażać. – Laura poklepała Williego po ramieniu i opuściła przedpokój prowadzący do pomieszczeń dla służby. Zawróciła jednak po wino i wezwała szofera. Uznała, że skoro i tak nie ma nic ciekawego do roboty, to przejedzie się do tego Adalina i odwiedzi wspomniane przez Oldmana miejsce.

Zapraszam także do kolejnego postu  Rozdział 29: Wspólnicy z przypadku

17 komentarzy:

  1. Jestem ciekawa co takiego ukrywa Hektor Rodrigez,dlaczego jeździ aż tak daleko by farbować włosy a przede wszystkim dlaczego nie chcę by ktokolwiek wiedział,że jest blondynem.Ten mężczyzna ma coraz więcej tajemnic.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja rozumiem, że na Cyntie się ostatnio dużo problemów zwaliło, ale żeby tak zapomnieć o własnym dziecku ? Toż to niepoważne. Biedny Marsel. Cyntia wcale nie ma instynktu macierzyńskiego, a przynajmniej go nie okazuje.
    Hektor jest blondynem....dziwne, bo faktycznie chyba nie może być Hiszpanem z takim kolorem włosów... ale w takim razie kim on jest ? i co zrobił, że musiał zmienić kolor włosów ? bo mi taka zmiana u faceta kojarzy ze zmianą tożsamości. Ale skoro Laura nie pamięta Hektora jako blondyna to znaczy, że musiał on od bardzo dawna farbować włosy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też mnie zaciekawiło dlaczego zmienił kolor włosów .Co do Cynti to nie rozumiem jak można zapomnieć o własnym dziecku

    OdpowiedzUsuń
  4. Cyntia zapomniała o Marselu, bo zaślepiła ją złość, tak się nakręciła, że wyszło jej z głowy, że zostawiła dziecko pod opieką kelnera. ja rozumiem, że była zła, ale to nie powód, żeby zapomnieć o małym dziecku na kilka godzin, podpadła mi.
    Dlaczego Hektor się farbuje, naprawdę jest blondynem, czyżby nie był tym za kogo się podaje, co się za tym wszystkim kryje. Te jego pytania o genetykę, o to czy dziecko może mieć ciemny kolor włosów jeśli oboje rodzice mają włosy jasne, czyżby Hektor zaczął podejrzewać, że Marsel może nie być jego synem.
    No i wyjaśniło się co było wygrawerowane na kasetce, dostał ją od żony i córki, a one nie żyją, ciekawe, bardzo ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  5. Co ma do ukrycia Hektor, dlaczego się farbuje i chce ukryć, że jest blondynem. Może ktoś go szuka a on chce się ukryć. Te pytania, które zadawał Bastkowi teraz mają sens. Może Hektor zaczął podejrzewać, że Marsel nie jest jego synem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie można na pewno zarzucić Hektorowi, że nie kocha Cyntii. Mimo tego, że dużo osób uważa ją za złą matkę, on jej broni i złego słowa o niej nie da innym powiedzieć. Nie dziwię się jego zdenerwowaniu, w końcu nie darowałby sobie gdyby coś się Marselowi stało.
    Genialne zagranie ze strony Hektora, jej przerażenie dało się wyczuć, no i może na drugi raz pomyśli zanim będzie chciała zostawić małego.
    Rewelacyjnie przeprowadzona rozmowa, w której nie było krzyków, wyzwisk, bicia po twarzy, kar, a do porozumienia doszli bez problemu. Szkoda tylko, że jak szybko się pogodzili, tak szybko Cyntia musiała zepsuć dobry nastrój.
    Teraz chce się pozbyć Williama, a później by ciągle o nim myślała. Szkoda, że on nie widzi jak Cyntia sobie z nim pogrywa, tylko patrzeć jak zacznie go wykorzystywać do własnych zachcianek.
    Bastian może i ma trochę racji. Gdyby William kochał Cyntie to kierowałby się dobrem jej i dziecka, no ale według niego tak właśnie postępuje. On uważa, że Hektor jest zły i że coś im grozi więc nie można mu się dziwić, poza tym to jego syn, ma prawo.
    Hektor miał żonę i córkę, jest blondynem, tych faktów na pewno się nie spodziewałam. Skoro ukrywa swój prawdziwy wygląd to może znaczyć, że nie chce aby ktokolwiek go poznał, może ktoś go szuka, a on się ukrywa, a może udaje kogoś innego. Dziwne to jest. Laura na pewno nie odpuści i będzie chciała się dowiedzieć czy William mówił prawdę.
    Coraz ciekawiej się robi : )

    OdpowiedzUsuń
  7. W czarnych włosach jest groźniejszy, blondyni wyglądają grzeczniej. Cyntia nie panuje nad emocjami, znowu pokazała że jest nieodpowiedzialna.

    OdpowiedzUsuń
  8. Szanowna Susana nieco nagina rzeczywistość, niby mówi prawdę, ale przefiltrowaną :) coś będzie kręcić i nawet jeśli jeszcze jej nie wyszło, to pewnie namiesza. Cyntia chyba za nią nie przepada, więc przewiduję niezłą awanturkę.
    A tajemnica Hektora... Hm, czyżby on nie była prawdziwym Rodrigezem i się podszywał? A może nie jest synem swego ojca i mamusia, podobnie jak Cyntia jego wrobiła tatusia w ojcostwo? Historia lubi się powtarzać :)
    Spisek Laury w Wilem wiele obiecuje. To duet doskonały. Ciekawe co i jak szybko wywęszą.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejo! :3
    Hm. No zaciekawiło mnie to z tymi włosami. Hektor naprawdę jest blondynem? Trochę trudno w to uwierzyć, ale wątpię, by ta kobieta kłamała. Zawsze mogła mieć na myśli kogoś innego... ale chyba nie. Co Hektor ukrywa?
    Cóż... Williamowi musi być bardzo ciężko, jak widzi Cyntię i Hektora. Trudno patrzeć na osobę, którą się kocha, a ona jest z kimś innym. Współczuję mu.
    A jednak to nie Javier wręczył mu tę książkę ( no dobra. Nie jestem jedyna, która tak uważała. Will i Cyntia na początku też tak myśleli xD ).
    Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! :***
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
  10. Ah ten Hektor.
    Z każdym rozdziałem coraz bardziej mnie zaskakuje...
    Blondyn? On jest blondynem? Cóż on ukrywa?
    Cyntia, jak ona o dziecku mogła zapomnieć? !

    OdpowiedzUsuń
  11. Coś mi się wydaje, że albo William nie za bardzo lubi Hektora albo chce odzyskać Cyntię, bo już różne rzeczy z życia Hektora wyszukuje przeciwko niemu. Tylko po co to robi jak wie, że Cyntia do niego szybko nie wróci. Ale na pewno widać, że dalej ją kocha.
    I ciekawe dlaczego Hektor zmienił kolor włosów. Może on naprawdę coś ukrywa?

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  12. Hektor chyba traci szacunek w oczach coraz większej liczbie osób. I dobrze, nie lubię go. Tak samo, jak Cyntii.
    Bastian mógłby jednak zostać poetom. Dość dobrze mu poszło mówienie, ile to jest rok.
    O wiele bardziej wolałam, jak Cyntia i Hektor byli w całkowitej zgodzie, jak podczas miesiąca miodowego.

    OdpowiedzUsuń
  13. Susana, chociaż jej nie lubię, to ma rację. Cyntia nie nadaje się na matkę, a Hektor wydając takie samowolne osądy, tylko traci w oczach pracowników. Nie powinien bić kogo popadnie, nie utwierdzając się wcześniej w swoich przypuszczeniach.
    "W ciągu jednego roku wiele się zmienia, padają śniegi i lecą jabłka z drzew..." Czyli w wypowiedzi Bastiana mamy jakieś nawiązanie do tytułu opowiadania. Mogę podkreślić po raz kolejny, że bardzo go lubię? Podoba mi się jego szczerość, bo wątpię, aby na siłę chciał wyciągnąć coś od Willa. Zresztą on już prawdę o ojcu Marsela zna.
    Podejrzana sprawa z tymi włosami, ale przynajmniej wiemy już, dlaczego Hektor wypytywał Bastiana o te zasady dziedziczenia. Może coś zaczyna mu świtać w głowie, że Marsel to nie jego syn? Nie, chyba jeszcze nie. Ale to nie wyjaśnia czemu się farbuje.
    Idę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jestem bardzo ciekawa czemu Hektor zmienił kolor włosów i podaje się za kogoś kim nie jest, bo o to właśnie go podejrzewam. W następnym rozdziale Laura mówi o tym, że jej bracia rodzili się martwi, więc pewnie Hektor podaje się za jednego z nich, albo go podmienili po urodzeniu. Ale hipotezy wysnułam, zdradzisz czy mam choć trochę racji? :)
    Hektor przestraszył Cyntię i dobrze. Jak można zapomnieć o własnym dziecku? ... Myślę, że taka kara jest gorsza od klęczenia, więc brawo za nią. Należało jej się, tu Hektor ma moje pełne poparcie.
    Kim była żona i córka Hektora? Pewnie kolejne postaci, które namieszają w życiu bohaterów martwe czy żywe. Mam nadzieję, że wkrótce coś się o nich dowiemy, bo jestem bardzo ciekawa kto je zabił (nie sądzę, żeby był to Hektor, czyżby Javier?).
    Pozdrawiam

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy już doszłaś do tego, ale tak - matka podmieniła dzieci, bo prawdziwy Hektor Rodrigez zmarł po kilku dniach od urodzenia. W tym czasie urodziła pokojówka i... Hektor jest synem pokojówki.
      Tak, przeszłość Hektora jest tak zagmatwana, że bardzo namiesza - bo przeszłość nie umiera, ona trwa i tworzy teraźniejszość - zresztą takie zdanie w opowiadaniu też się pojawi.

      Usuń
  15. te tajemnice zamiast się rozwiązywać to sie mnożą co mnie irytuję bo w końcu zacznę siw gubić.
    Zastanawiam się, czy Hektor nie chce słuchać od jego pracowników, że jego żona jest do niczego czy po prostu się przed tym broni i nie chce sobie tego uświadomić.
    Cyntia jest naprawdę okropną matką i jesli kiedyś Marsel napluje jej w twarz to nawet nie będę miała mu tego za złe, bo to, że dała mu życie nie znaczy że ma ją szanować. Jednak caly czas mam nadzieję, ze ona przejrzy na oczy i pokocha Marsela tak jak on na to zasługuje.
    Teraz się nie dziwię, że ostatnio Hektor wypytywał Browna o genetykę. Ciekawi mnie tylko to czy myślał o Marselu i coś podejrzewa czy o kimś innym.

    OdpowiedzUsuń

Czytam = Komentuję

Anonimowi – podpisujcie się!


Zapraszam was na swój blog autorski, gdzie znajduje się więcej informacji jak i opowiadań, oraz linków do nich: http://dariusz-tychon.blogspot.com/