Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem – Rozdział 32: Zdradliwe wspomnienia
Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek
Hektor
Rodrigez pełen złości, zawodu i wielu innych negatywnych emocji,
które pchają człowieka do tego co złe, postanowił się tej
zasadzie przeciwstawić. Uznał, że nie będzie walczył, nie będzie
się bronił, że nie będzie robił nic, dopóki nie będzie miał
pewności, że Martin coś wie. Przeklinał pierdolone śniegi i
napełniał kolejny raz szklankę do pełna, by potem wlać jej
zawartość do ust i przełknąć zachłannie, tak jak duszony
człowiek połyka powietrze. Niespodziewanie ktoś trącił płat
jego ucha opuszkiem. Uśmiechnął się mimo woli. Dotyk kobiety na
prawdziwego mężczyznę działa niemal zawsze jak ukojenie, niczym
najlepsze lekarstwo. Susana przyłożyła swoją dłoń do policzka
szefa. Pochwycił ją i musnął wierzch ustami, nieco przy tym
łaskocząc swoją brodą. Wtedy domyślił się, że to nie Cyntia.
Wstał i odwrócił się gwałtownie.
– Co
ty wyprawiasz!? – warknął niczym oparzony.
– Chciałam
cię pocieszyć – wyjaśniła skromnie.
Hektor
się zaśmiał smutno, nieco wątpliwie.
– Zmień
pracę. W tawernie niejeden poszukuje dziwki, by go pocieszała.
Obecna praca najwidoczniej nie spełnia twych wymagań. Tu nie
będziesz nigdy nikim więcej, tylko pokojówką. – Przestąpił
krok do przodu, by wyminąć kobietę, ale ta chwyciła go za rękę.
– Dlaczego
szef się tak opiera? Obydwoje wiemy, że wierność nie jest pana
najmocniejszą stroną.
– Skąd
taki pomysł? – wycedził przez zęby.
– Moja
siostra niejednokrotnie chwaliła się jak pan…
– Teraz
mam żonę i dziecko.
– Wtedy
też pan miał i żonę, i dziecko!
Hektor
przychylił się do Susany.
– Możesz
mówić ciszej?
Dziewczyna
uśmiechnęła się triumfalnie.
– Nie
powiedziałeś… ty jej naprawdę nie powiedziałeś? – Roześmiała
mu się prosto w twarz.
– Zamknij
się, dobrze ci radzę. – Chwycił ją za oba ramiona i potrząsnął.
Dostawił do ściany. Poczuł przypływ negatywnej adrenaliny.
Odetchnął i zabrał swoje dłonie z ciała kobiety. – Czego ty
ode mnie chcesz? Po śmierci twej matki dałem ci pracę, pozwoliłem
zostać tu twemu bratu. Co jeszcze mogę dla ciebie zrobić? –
Spojrzał jej głęboko w oczy.
Dziewczyna
zawiesiła mu się na szyi i wdarła językiem między jego wargi.
Pocałunek był ostry i niezwykle brutalny. Nie trzeba było długo
czekać na to, by marynarka Rodrigeza upadła na podłogę. On sam
natomiast chwycił dziewczynę pod pośladkami, uniósł i usadził
na blacie. Rozpinał guziki jej uniformu szybko i energicznie, niemal
przy tym drąc materiał, który miał pod palcami. Obcałowywał
ochoczo jej szyję mocując się z wiązaniami gorsetu mającego za
zadanie utrzymać piersi w górze. Dziewczyna dyszała i nie mogła
się doczekać kiedy poczuje go w sobie. Hektor miał jednak inne
plany. Wydobył na wierzch jedną z jej piersi. Zatoczył językiem
okrąg na około aureoli sutka, by go pobudzić i móc go wessać.
Potem znów przeniósł swoje usta na jej szyję, a sutek lewej
piersi dziewczyny nieco drażnił dwoma palcami. Czuł podniecenie na
tyle silne, że powstrzymanie samego siebie graniczyło z cudem, ale
nauczony błędami poprzednich lat, oddalił nieco swoją twarz od
młodego ciała pokojówki, a dwa palce zacisnął na jej sutku na
tyle mocno, że poprzednią pieszczotę zamienił w istną torturę.
Patrzył na grymas bólu malujący się na jej twarzy i ścisnął
jeszcze mocniej, nieco pociągnął. Widząc działanie Susany,
mające na celu wydobyć krzyk z gardła, przyłożył wolną dłoń
do jej ust uniemożliwiając tym samym wołanie o pomoc.
– Nie
jestem z tych dobrych kochanków – wyjaśnił. – I cholernie nie
chcę uczynić ci krzywdy, a więc nie prowokuj mnie – wycedził.
Na
moment przestał zadawać jej ból, poczekał aż dziewczyna się
uspokoi na tyle, by miarowo oddychać i nie lać łez. Ponownie
przyłożył swoje palce do jej sutka.
– Znajdę
ci inną pracę – zapowiedział. – Nie wywalę cię na bruk tylko
ze względu na tego chłopca, ale jeśli jeszcze kiedykolwiek podobna
sytuacja się powtórzy, to… nie ubłagasz mnie, by móc tu zostać.
Tak naprawdę nawet nie wiem czym sobie zasłużyłem na twe względy.
– Tym razem wykręcił jej sutek boleśnie, poczekał aż ból
stanie się na tyle silny, by dziewczyna nie mogła go znieść i
zostawił ją w spokoju.
Kiedy
on sięgał po butelkę i czynił z niej kilka sporych łyków,
usiłując zmusić alkoholem swoją męskość do posłusznego
opadnięcia, dziewczyna leżała na blacie kuchennym i łkała.
Hektor nie mógł patrzeć na jej łzy, zawsze był wrażliwy na
kobiecy płacz i smutek, dlatego odłożył butelkę, podniósł
ubranie wierzchnie z podłogi i wyszedł na korytarz. Mijał pralnie,
postanowił wykorzystać okazję i od razu pozostawić tam swoją
marynarkę, ale rozmowa trzech plotkar zatrzymała go za drzwiami.
Przysłuchiwał się w skupieniu.
– A
ty się niepotrzebnie go tak bałaś, widzisz? Mówiłam, że pan
Hektor nie może być taki zły jak go opisywały te dwie wiedźmy.
– Właściwie,
masz rację. Co to za facet, który się daje trzaskać po pysku
własnej żonie i to jeszcze pod czujnym okiem publiki.
– Ale
ona naprawdę go uderzyła? – dopytywała trzecia.
– Tak,
rzuciła czymś o podłogę, a jemu dała w twarz. Nawet nie
zareagował. Wszystko odbywało się przy jej matce.
– Kiedy
to było?
– Zaraz
po tym jak zabrano pana Javiera.
– Jak
policja go zabrała – uściśliła inna.
– Właściwie
nie ma co się dziwić pani Cyntii, to rodzinny interes, a Rodrigez
sprowadził tu swojego brata złodzieja.
– Tylko
dla nas ważne aby przez to nie zbankrutowali, teraz naprawdę trudno
o pracę.
– Tak,
to najważniejsze, byleby…
– Skoro
to takie ważne – przemówił Hektor przestępując próg
pomieszczenia – to chyba należy czas pracy poświęcać na pracę,
a nie na plotki, które mogą się przyczynić do waszych zwolnień,
na dodatek dyscyplinarnych, do cholery! – dokończył krzycząc. –
Moja marynarka, jeszcze dziś chcę ją widzieć czystą, wysuszoną
i wyprasowaną. – Rzucił ubraniem na stół.
– Panie
Rodrigez, ale nie zdąży…
– Macie
zdążyć albo pożegnacie się z pracą.
– Nie
ma możliwości, by marynarka wyschła w taką pogodę, jeszcze tego
samego dnia – odezwała się druga.
Hektor
uśmiechnął się przebiegle.
– To
już nie jest moim problemem, ale jeśli mogę wam dać dobrą radę,
to zamiast wachlować językami, wachlujcie dłońmi, a może ziści
się cud i zachowacie swe posady. Żegnam. Do dwudziestej trzeciej
chcę, by marynarka wisiała w szafie, w mojej i żony sypialni. –
Wyszedł zamykając za sobą drzwi. W restauracji poprosił o butelkę
wódki i udał się z nią do gabinetu. Zamknął drzwi na klucz, by
upić się w spokoju.
Podczas
kiedy Hektor się upijał w swej błogiej nieświadomości, na jego
temat toczyła się ciekawa dyskusja. William siedział swoim starym
zwyczajem na parapecie, bokiem do okna i delektował się papierosem.
Aurelia, korzystając z okazji, postanowiła opalić trochę
młodzieńca i dzięki temu zaoszczędzić.
– Czego
ode mnie chciałeś? – zapytała, rozsiadając się wygodnie w
fotelu.
– Znasz
Rodrigeza z dawnych lat, prawda?
– Poprawka,
ja znałam Rodrigeza z tamtych lat.
– Co
znaczy znałaś? – William już myślał, że posunie się w
śledztwie o krok do przodu. Sądził, że Aurelia zaraz go oświeci
i powie, że tamten mężczyzna był zupełnie inny. Aurelia
dokładnie to zamierzała mu powiedzieć, ale pewnym było, że
młodzieńca ten fakt i tak zawiedzie.
– Hektor
z dawnych lat był zupełnie innym mężczyzną, był pełnym…pełny
dobroci, nadziei, marzeń.
– To
był ten sam Hektor? – wtrącił Will z uśmiechem niedowierzania.
– Nie
umiesz słuchać? Przecież mówię wyraźnie, że był inny! –
skrzyczała go.
– Dobrze,
dobrze, już się tak nie denerwuj. Po cóż to się tak od razu
złościć? Po prostu powiedz czy wyglądał tak samo.
– Młodziej.
– Uśmiechnęła się złośliwie i bardzo sztucznie.
– Jak
go poznałaś?
– Zatrudniłam
się u Prevostów. Byłam krawcową i pokojówką… właściwie
to... nie byłam. Kiepsko szyję, ale potrzebowałyśmy dwóch
wypłat. Większość robiła moja siostra, ja jej pomagałam jak
mogłam. Brałam za nią sprzątanie, ona za mnie szycie, cerowanie i
przyszywanie guzików.
– Rozumiem.
Brutalny świat biednych wita i karci.
– Dokładnie,
a my byłyśmy same ze schorowaną matką. To była z pozoru idealna
rodzina. Dwóch chłopców, właściwie młodzieńców…
– Młodzieńców?
– Hektor
miał wtedy czternaście lat. Obie podążałyśmy za nim rozmarzonym
wzrokiem. Pomagał nam wieszać zasłonki, gdy jego ojczym nie
widział. Do dziś mam lęk wysokości.
– A
już myślałem, że trzymał drabinę – zażartował William, czym
wprawił w rozbawienie nawet samą Aurelie.
– Potem
Hektor wyjechał na ponad rok, to było zaraz przed opadami śniegu.
Gdy wrócił to żałował, że nie zobaczył zimy.
– Wyjechał
na nauki?
– Nie,
pokłócił się z matką. Właściwie uciekł na rok z domu. Nigdy
nie powiedział co się przez ten czas z nim działo, zresztą, mało
z nami rozmawiał. Był synem szefa... pasierbem szefa – wspominała
na głos Aurelia.
– Panicz
związał się z twą siostrą, ze zwykłą służącą, to nie do
pomyślenia. Zabił ją, by ten fakt nie wyszedł na jaw?
– Nie,
zaskoczę cię, ale to nie było tak. Hektor wyjechał jako chłopiec,
wrócił jako mężczyzna. Przez ten rok całkiem się odmienił.
Pani Helena sobie z nim nie radziła, za dużo mu wybaczała i
puszczała płazem.
– Czyli
co takiego?
– Pijaństwa,
burdy, bijatyki, kradzieże z jej szkatułki. Raz chciała nas
zwolnić, bo sądziła, iż to któraś z nas, ale Hektor się
przyznał. Z bezczelnym uśmiechem spojrzał matce w oczy i przyznał
się do winy. Spoliczkowała go, a on jej wygrażał, że jeszcze
będzie żałowała swoich poczynań. Nazwała go bestią, życzyła,
by jak najszybciej dorósł i wyniósł się na dobre z posiadłości.
Odpowiedział jej wtedy, że gdy tak się stanie, to będzie tego
żałowała i jeszcze błagała na kolanach, by wrócił.
– Przez
ten rok się tak zmienił? Wcześniej był inny? – dopytywał,
zdając sobie sprawę, iż to właśnie w okresie czternastu czy też
piętnastu lat Rodrigeza musiało zostać wykonane to zdjęcie, gdy
jego włosy były koloru blond.
– Wcześniej
był uroczym łobuziakiem, żartobliwym, nieco wstydliwym, ale nie
był takim bezczelnym typem. Jednak moja siostra nadal goniła za nim
wzrokiem. Mało tego, czyniła to już tak jawnie, że nie było
sposobności aby reszta domowników się nie domyśliła, a on zdawał
się tego nie zauważać. Nawet utracił na sympatyczności, już nam
nie pomagał, stał się ordynarny i arogancki. Mirella strasznie się
tym zamartwiała, starała się do niego zbliżyć, aż w końcu mi
się przyznała, że zanim Hektor wyjechał to z nim spała.
– Spała?
– Tak.
Hektor miał pomyć i wypolerować wszystkie kryształy za karę.
Nawet nie pamiętam co wtedy nawyczyniał. Zalał cały pokój
gospodarczy wodą, wyleciał bez koszuli, którą starał się zebrać
wodę i poprosił nas o pomoc. Ja postanowiłam zatrzymać jego matkę
na podwórku w ten czas, a Mirella padła na kolana i pomogła mu
zbierać tę wodę. Poprosiłam po drodze Charliego, który uczył
Javiera grać na skrzypcach, by poszli dopomóc Hektorowi. W
rzeczywistości postanowili go wyręczyć, bo zastali Rodrigeza i
moją siostrę całujących się, i leżących na środku tonącego w
wodzie pokoju.
– Szybko
zaczął – skomentował Willi, a do jego oczu napłynęły łzy,
gdyż sam przypomniał sobie swoje pierwsze pocałunki, które Cyntia
odwzajemniała.
– Być
może, ale po powrocie już nie był taki słodki. Za to Prevost
zaczął go cenić za tę zmianę. Co prawda, nigdy nie był
świadkiem tego jak Hektor odnosił się do matki, ale akceptował
jego zachowanie względem służby i pracowników w fabryce. Pomysły
na cięcie kosztów, jeden robotnik harujących za trzech na marny
wikt i klitę. Hektor którego poznałam, gdy zaczynałam pracę,
nigdy by nawet nie pomyślał, by tak potraktować drugiego
człowieka, nie zaproponowałby takich warunków pracy.
– Przeszedł
jakieś prane mózgu?
– Nie,
tylko niezłą szkołę teatralną. Zapewne na ulicy.
– Nie
potrafię sobie wyobrazić szefa na ulicy.
– Bo
jeszcze mało znasz ten świat. Jest jeszcze wiele rzeczy i sytuacji
przed tobą, które wprawą cię w osłupienie, i zmienią w zupełnie
innego człowieka, Williamie.
– Wróćmy
do Hektora Rodrigeza.
– Moja
siostra zawsze była skryta, mało opowiadała o sobie, często
milczała.
– Idealny
materiał na kochankę dla synka bogaczy. Kontynuowali romans?
– Pierw
nie chciała się przyznać, choć pytałam. W końcu uległa i
wyznała gdzie się spotykają i w jakie dni. Hektor stał się
arogantem, dlatego by nikt się nie domyślił, a swoimi pomysłami
jak wyzyskać pracowników zaimponował Prevostowi po to, by uśpić
jego czujność.
– Sprytne.
– Godne
pochwały jest twoim zdaniem krzywdzenie innych? Przecież ich
związek od początku skazany był na nietrwałość. Chciałam
oszczędzić siostrze tej krzywdy.
– Komuś
zdradziłaś ich sekret?
– Nie,
bo nie chciałam byśmy utraciły pracę. Porozmawiałam z Hektorem
na osobności.
– Nie
przestraszył się?
– Nie,
ale cała historia nie skończyła się dobrze. Dzień później moja
siostra, która nigdy nie lubiła się malować, podkradła mi puder
ryżowy.
– Co
to? – William zrobił duże oczy, a na słowo ryż aż
zaburczało mu w brzuchu.
– Taki
kosmetyk. Dobrze pokrywa sińce.
– Sińce?
Aurelia
wstała i podała mężczyźnie prosto do rąk słoiczek z
kosmetykiem, o którym była mowa.
– Pracownikom
nie wolno jest teraz, tak jak i wtedy, mieć siniaków i blizn, bo
jest to źle widziane – wytłumaczyła.
– Chłopak
ją pobił? – zapytał się William, oddając słoiczek z
kosmetykiem prosto na dłoń blondynki.
– Na
to wygląda – odparła odkładając puder na półkę.
– Skończyła
się wielka miłość?
– Nasiliła
się. – Zerkała ponad głowę Williama na krajobraz zimowy
malujący się za oknem. – Przez Hektora wszyscy wylądowaliśmy na
bruku, z nim włącznie – warknęła i ponownie usadowiła się w
fotelu.
– Nie
rozumiem.
– Nie
zrozumie tego ten, kto tego nie przeżył.
– Wyjaśnisz?
– Pewnego
dnia pan Francis powrócił wcześniej do domu. Hektor właśnie był
z moją siostrą w sypialni jego i matki. Nie wiem co tam robili, że
aż tak się zdenerwował, ale kiedy podniósł rękę na Mirellę,
Hektor stanął w jej obronie i przyłożył mu nóż do gardła.
Wtedy wiedziałam, że już nie będziemy miały tam powrotu.
– Zabił
Prevosta?
– Nie,
wtedy nie był do tego zdolny. Dlatego Francis go wyśmiał.
Wyszarpnął nóż z jego dłoni i rzucił się na niego. Javier
stanął między nimi i kazał bratu i Mirelli uciekać. Potem to
Javier się ze mną spotkał i przekazał pieniądze dla mej siostry
i swego brata. Kazał życzyć im szczęścia.
– Javier
mu pomógł? – William nie dowierzał.
– Eche
– burknęła Aurelia.
– Co
było dalej?
– Ja
byłam zmuszona poszukać innej pracy, a Hektor z Mirellą wyjechali
do mej ciotki, do Londynu, gdzie rozpoczęli pracę w pobliskim
motelu. Kiedy ciotka zmarła rozpoczęli tułaczkę po świecie,
wysyłali czasami listy i pocztówki. Mieli się pobrać.
William
się roześmiał.
– Pan
Rodrigez z pokojówką? To się w głowie nie mieści.
– Pewnego
dnia powrócili w stare strony. Ja z matką zapewniliśmy im
schronienie. Byli… byli tacy jak my teraz. Ona w starej sukni, on w
podartej koszuli. Nie mieli niczego. Powiedzieli nam, że skończyła
się praca w Anglii, więc powrócili do Francji. Mieli zmierzać do
Hiszpanii, do majątków starego Rodrigeza i jego rodziny, tam
założyć farmę, bo Hektor niegdyś uczył się na agronomi, znał
na uprawach, i umiał zarządzać majątkiem.
– Coś
poszło nie tak jak powinno? – dopytywał.
– Helena
Prevost prosiła o spotkanie. Oczywiście w tajemnicy przed mężem.
Javier po niego przyszedł pod naszą nieobecność. Rozmawiał z
Mirellą, bo Hektora nie było. Poczekał na niego i zaciągnął do
domu. Tłukli się całą drogę. Hektor wrócił na drugi dzień
pijany, był agresywny, wciąż bełkotał, że kogoś zabije. Nie
chciał powiedzieć o co chodzi.
– Co
powiedziała mu matka?
– Nie
wiem. Mirella chciała to wyciągnąć od Javiera, ale ten był
nieugięty, a Rodrigez miał już plan na zdobycie dużych pieniędzy.
Nagle zapragnął zostać, nie chciał wyjeżdżać.
– Kiedy
mówisz Rodrigez czuć ból w głosie. Podobał ci się równie
mocno co twej siostrze, prawda?
– Tak,
ale on nigdy nie zwracał na mnie uwagi. Mirella była dla niego
całym światem. To dla niej wyjechał i miał za mniej niż rok
wrócić. Wrócić jako bogacz. Matka obiecała mu za coś duże
pieniądze. Nigdy nie powiedział za co.
– Już
nie wrócił?
– Wrócił,
ale w tym czasie moja siostra… popełniła niewybaczalny błąd.
Bała się o narzeczonego, starała się więc za wszelką cenę
dowiedzieć dokąd pojechał i w jakim celu. Spotkała się z
Javierem, za dużo wypili. Zdradziła Hektora z jego własnym bratem,
tydzień po tym jak wyjechał. – Zaśmiała się, drwiąc z
wielkiej miłości, która była najwyraźniej tylko jednostronna. –
Po tej nocy uznała, że nie ma co żyć przeszłością. Zaczęła
sobie wmawiać, że Hektor na pewno ją zostawił, i że już nigdy
nie powróci. Coś było nie tak, musiała się czegoś o nim
dowiedzieć, iż tak nagle, po tym ile dla niej poświęcił go
przekreśliła. Wydaje mi się, że Javier nakłamał, bo to on
pierwszy zwrócił na nią uwagę, ale nie miał odwagi, by ją
zdobyć, albo po prostu Hektor go ubiegł. Mirella jawnie więc
związała się ze starszym z braci Rodrigez, a Francis Prevost
akceptował ich związek.
– Suka
– syknął Oldman i złapał się na tym, iż nawet jest mu nieco
żal szefa.
– Nie
oceniaj jej tak pochopnie. Wtedy była w ciąży. Chciała zadbać o
przyszłość tego dziecka…
– To
jakaś głupa mentalność kobiet, czy jak!? – wybuchnął William
wstając.
– Zrozum
ją! Hektor nie miał nic, a Javier miał odziedziczyć cały
majątek, bo Prevost nie miał z Heleną własnych dzieci. To było
jeszcze zanim Laura się urodziła.
– Uważacie,
że jak ktoś jest biedny, to od razu nie nadaje się na ojca!?
– Mówisz
tak jakbyś świata nie znał. Hektor nie wiedział o zdradzie, a
jakby się dowiedział, to by jej tego nigdy nie wybaczył, a Javier
chciał ją poślubić. Tylko problemem nadal było dziecko. Ukrywała
ciążę.
– Przed
chłopakiem?
– Nie,
przed Prevostem i przyszłą teściową. Miała urodzić, poślubić
starszego Rodrigeza, mieli wyjechać, a ja miałam im dowieść małą
Anastazję.
– Co
poszło nie tak?
– Hektor
wrócił. Nie wiedział nic o dziecku, za to dowiedział się o
ślubie. Stanął z bratem do pojedynku. Od tamtej pory Javier nie
może mu wybaczyć, że pozbawił go rodziny…
– Jak
to?
– Zabił
Mirellę, która wkroczyła na pole ich bitwy.
– A
dziecko?
– Ja
wyjechałam z dzieckiem z Francji. Chciałam je ukryć przed tą całą
rodziną. Poza tym czułam się winna, że nie przekazałam jej
jednego listu.
– Ty?
– Gdyby
nie ja, Mirella nigdy nie wpadłaby w ramiona Javiera, bo Hektor
listownie wytłumaczył po co wyjechał. Nie upiłaby się więc, on
by jej nie nakłamał i nie umarłaby.
– Co
było w liście?
– Spaliłam
go, byłam zazdrosna. Chciałam... nie chciałam by byli razem, nie
mogłam na to patrzeć.
– Uważasz,
że przez ciebie zostawiła Hektora?
– Tak.
– A
on ciebie?
– Chyba
domyślasz się, że nie. Odnalazł mnie, nie umiał mi wybaczyć, że
namieszałam. Pewnie by mnie zabił w gniewie, ale dowiedział się,
że Mirella przed śmiercią urodziła… – Aurelia miała łzy w
oczach.
– Chciał
wiedzieć, gdzie jest mała?
– Tak
i zawsze był człowiekiem honoru. Dał mi słowo, że daruje mi
życie jeśli oddam mu to dziecko. Wycelował we mnie bronią, nie
umiałam się mu przeciwstawić. Bałam się, że mnie zabije. Potem
ją zabrał i wyjechał.
– Dokąd?
– Tutaj.
– Tutaj?
– zdziwił się William.
– Tak,
tu była wtedy jego matka. Przybył do niej, ale kiedy uzbierałam
pieniądze na podróż, jego i Anastazji już tu nie było. Była
tylko mała Laura. Wyjechałam więc, by go odszukać.
– Co
się stało z dzieckiem?
– Nie
wiem. Dlatego długi czas deptałam mu po piętach. Wszędzie szłam
za nim, ale zawsze docierałam za późno. Spotkaliśmy się dopiero
tutaj, po tylu latach.
– Dlaczego
go nie zapytasz?
– Myślisz,
że nie pytałam!? – krzyknęła Aurelia i wybuchła płaczem.
Wstała i podeszła do okna. Wsparła dłonie o parapet i zacisnęła
je w pięści, starając się powstrzymać szloch.
– Dlaczego
nie zmusisz go do…
– Bo
się go boję, do cholery! Ten człowiek zabił mą siostrę, w
Anglii zginęła kobieta, która była jego pokojówką…
– Co?
– Zabił…
– Mów
o tej pokojówce, znałaś ją?
– Kiedy
dotarłam do Anglii, ona już nie żyła.
– Była
z nim jakoś związana?
– Inni
pracownicy mówili, że ją faworyzował, dlatego zabrał ją z sobą
i żoną na wieś.
– A
żona Rodrigeza?
– Na
ten temat nie mam żadnych informacji. Ten dom na wsi, pod Madrytem,
został spalony. Nie umiem znaleźć nikogo kto tam pracował. Wiem
tylko, że miała na imię Katherine.
– A
nie Isabel?
– Może
Isabel, ale mówili na nią Katherine. Nie wiem, ja wiem, że była
to Katherine.
– Dlaczego
mi to wszystko opowiedziałaś?
– Bo
depczę mu po piętach już przez ponad czternaście lat. Chciałabym
jeszcze kiedyś ujrzeć Anastazję. Odnajdź ją. Nie wiem co jej
naopowiadał.
– Wybrałaś
sobie kiepskiego pomocnika. Nie potrafię znaleźć mordercy, który
przecież rok temu wyglądał tak samo jak wygląda dziś, a ty mi
każesz szukać dziecka, które przez te piętnaście lat na pewno
sporo się zmieniło.
– Zapłacę
ci – rzuciła zdesperowana.
– Aurelio,
tu nie o pieniądze chodzi. – Zeskoczył z parapetu i spojrzał z
politowaniem na kobietę.
– A
jak powiem coś jeszcze, to mi pomożesz?
– Blefujesz?
– Nie
mogłabym. – Spojrzała mu hardo w oczy i wyczekiwała odpowiedzi.
– Nie
spaliłaś tego listu – wywnioskował William z krzywym uśmieszkiem
i zawiesił głowę. – Kobiety... jesteście gorsze niż sądziłem
– dodał kręcąc głową.
Kiedy
William zastanawiał się czy pomóc przyjaciółce Martina, Cyntia
usiłowała uśpić Marsela, ale malec, choć miał bardzo zaspane
oczka, nie dawał za wygraną. W końcu jednak i on się zmęczył
płaczem oraz krzykiem. Przymknął sine od łez powieki, po czym
odetchnął z ulgą i spokojem swoimi malinowymi usteczkami. Cyntia
pokołysała go jeszcze dłuższą chwilę, by mieć pewność, że
synek się nie zbudzi i poprosiła pokojówkę o przygotowanie jej
gorącej kąpieli. Chciała się zrelaksować. Nieustannie patrzyła
też na zegarek, wyczekiwała powrotu męża.
Hektor
w końcu przekroczył próg sypialni. Stało się to w chwili, gdy
ona osuszała włosy ręcznikiem. Niemal od razu zapytała się gdzie
był. Mężczyzna nie odpowiedział, tylko usiadł na łóżku.
Cyntia, nadal osuszając włosy, usiadła na tym samym łóżku,
plecami do męża. Odrzuciła wilgotny ręcznik na fotel i wspięła
kolanami na miękki materac. Zbliżyła się do ukochanego i objęła
go od tyłu, mocując się z guzkami jego kamizelki. Odpięła też
krawat, który wyjątkowo nie był klasycznie wiązany.
– Zostaw
mnie – polecił smutno.
Cyntia
nie ustąpiła. Przytuliła się mocniej do jego pleców.
– Piłeś
– warknęła oburzona, gdy do jej nozdrzy wdarł się zapach wódki.
– Odrobinkę.
– Odrobinką
się zalałeś!? – To już były typowe pretensje kobiety
skierowane do mężczyzny, któremu zdarzało się nadużywać
alkoholu.
– Ciszej
– syknął zmęczony.
– Nie
będę cicho…
– Obudzisz
Marsela – pouczył ją i w końcu na nią spojrzał.
– To
było trzeba nie chlać. – Uderzyła dłonią na oślep trafiając
męża w ramię.
Hektor
poczuł ból uderzenia i chwycił żonę za nadgarstek, by zapobiec
kolejnemu. Szarpnął ją na tyle mocno, że wylądowała obok niego,
plecami na łóżku. Spojrzał w jej przestraszone oczy swoimi
zagniewanymi.
– To
ma się więcej nie powtórzyć, zrozumiałaś? – wysyczał przez
zęby.
– To
twoja…
– Powiedziałem
coś! – warknął. – To ma się więcej nie powtórzyć –
Boleśnie zaciskał palce wokół jej nadgarstka. – Nie życzę
sobie, by własna żona mnie okładała, a tobie ten nawyk jakoś
wyjątkowo wszedł w krew! – Otworzył prawą dłoń tuż nad jej
głową i roztrząsał się dalej. – Nigdy więcej, czy to
publicznie, czy na osobności, po prostu, nigdy więcej. – W końcu
zabrał swoją dłoń sprzed jej twarzy. Wstał i brutalnym
szarpnięciem za nadgarstek podniósł ją do góry, do pozycji, w
której się wcześniej znajdowała.
Poszedł
przemyć twarz zimną wodą, a Cyntia w tym czasie zalewała się
łzami. Brutalna postawa męża wystraszyła ją na tyle, że nie
potrafiła się uspokoić. Rodrigez patrzył na swoją twarz w
lustrze, szczególnie na przekrwione od gniewu i alkoholu oczy.
– Nie
płacz, nie masz powodu. Nic ci, przecież nie zrobiłem –
przemówił na tyle głośno, by żona go usłyszała. Przetarł
twarz ręcznikiem i powrócił do sypialni. – Dobranoc – rzucił
niezwykle ostro.
Przestraszona
kobieta zrobiła mu miejsce, choć nienawidziła spać u boku kogoś
kto pachnie jak morze wódki. Tym razem jednak nie miała wyjścia.
Hektor położył się w ubraniu. Pierw zgasił lampkę po swojej
stronie, a potem zawisnął nad żoną, by wyłączyć też tę, przy
której ona nawykła czytać przed zaśnięciem.
– Dobranoc
– rzekł znacznie uprzejmiej niż poprzednio. Opadł na poduszki i
zamknął oczy. – Długo zamierzasz ryczeć? – dopytywał, nie
mogąc zasnąć, gdy chlipała mu tuż przy uchu.
– Dopóki
mnie nie przeprosisz.
– Wieczność
– wywnioskował i postanowił jej już więcej nie przeszkadzać.
Stwierdził, że skoro już musi płakać, to niech płacze, byleby
jej to na zdrowie wyszło i nie wpędziło w żadną chorobę.
Hektor
zasnął, a Cyntia udała się do łazienki, gdzie stała jej druga,
znacznie mniejsza od tej sypialnianej, toaletka. Chciała po
przemyciu czerwonej od łez twarzy, nałożyć na nią odrobinę
kremu. Jednak gdy rozsunęła jedną z szufladek jej wzrok przykuły
zwoje materiału przypominające bandaże i wata. Usiadła z wrażenia
na krześle, wsparła czoło na dłoni, a łokieć położyła na
blacie. Wracała pamięcią tygodnie wstecz i usiłowała sobie
przypomnieć kiedy krwawiła po raz ostatni.
William
przechadzał się po pokoju i nerwowo palił papierosa. Co jakiś
czas odbijał się dłońmi od ścian małej izby. Nie dowierzał.
– Sypiałaś
ze starym Montenegro!? – wrzasnął w końcu.
– Każdy
potrzebuje ciepła, właściwie tobą też bym mogła się zająć,
tak w cenach iście promocyjnych. Nie jesteś taki najbrzydszy.
– Dzięki,
ale nie skorzystam z twej propozycji.
– Tak,
wiem, ty masz tą swoją Cyntię.
– To
też powiedział ci Julian Montenegro?
– Ehe.
– Przytaknęła ruchem głowy.
– Co
jeszcze ci powiedział? – William przybliżył się do Aurelii i
przychylił do niej niezwykle agresywnie. – Rozkopywał przeszłość
Rodrigeza, tak?
– Tak,
szukał czegoś i znalazł, ale odpowiedź przyszła dzień po
ślubie. Pognał nawet do posiadłości, ale oni już wyjechali.
– Po
co gnał?
– By
zabrać córkę z ramion psychopaty, tak to określił. Wiem, że
dzwonił do Paryża, ale Rodrigez się mu wygrażał, że prędzej go
zabije niż pozwoli, by prawda wyszła na jaw. Zdaniem starego
Cyntii, Hektor przybył po zemstę, ale… teraz sama nie wiem na
czym ta zemsta miała polegać. Całą ich podróż poślubną
uruchamiał swoje wszelkie kontakty. Dowiedział się o żonie
Rodrigeza, rzekomo miała kochanka, dlatego jego aresztowano za tę
śmierć. Jednak on się wywinął. Zdaniem Juliana przy Hektorze
Rodrigezie stoją same krzyże. Jego matka, jego żona, moja siostra,
jego ojciec, ojczym, dwie pokojówki, jakiś pijak w gospodzie, a
nawet prostytutka. Ponoć ten kochanek jego żony też miał jakiś
wypadek. Myślałam, że Julek oszalał, że jest tak zazdrosny o
córeczkę, że nie może znieść, że dorosła, ale gdy sam Julian
zmarł i to po odkryciu prawdy, i ja zaczęłam wierzyć w jego
teorie.
– To
doprawdy aż zachwycające – ironizował William ponownie
przechadzając się po pokoju.
– Co
ciebie aż tak zachwyca?
– Fakt,
że ten seryjny morderca znalazł w ogóle czas na to, by się
ożenić, między tymi wszystkimi pogrzebami.
– Nie
skażesz go bez dowodów – rzekła wymownie Aurelia.
– Przez
tyle lat go nie złapano. Nigdy nic mu nie udowodniono. Nikłe
szanse, że i tym razem będzie inaczej. – William z załamaniem
usiadł na łóżku i zmierzwił swoje włosy obiema dłońmi.
– Jeśli
się poddasz to z pewnością i tym razem będzie tak samo.
– To
ty wysłałaś mi książkę, prawda? – domyślił się Will. –
Bo ty miałaś dostęp do biblioteki Juliana.
– Tam
się spotykaliśmy. Wysłałam, bo chciałam byś ją chronił. Jest
młoda, ładna, ma syna… ma dla kogo żyć. Szkoda mi jej. Ona sama
się już w tym nie odnajduje. Jest pogubiona i nie ma wsparcia nawet
we własnej matce. Jej siostra wiele się od tej wiedźmy nie różni,
a Martin, sam widzisz, on chce się tylko odciąć od tej rodziny i
uznał, że najlepszym miejscem do tego celu będzie samo
sanktuarium.
– Dlaczego
nie powiedziałaś mi od razu? Tak prosto w oczy, tylko zagadkami?
– Chciałam
sprawdzić czy zależy ci na tej dziewczynie aż tak bardzo, by bawić
się w rozwiązywanie rebusów, poza tym bałam się, że mi nie
uwierzysz, że się wyda.
– Co
miało się wydać?
– Nie
chcę, by Martin wiedział, że ja z jego ojcem…
– Nic
jemu nie powiem. Nie mógłbym.
– Zrobiłam
coś jeszcze. Chciałam rozczytać coś z reakcji Rodrigeza. Wysłałam
mu strój pokojówki, pokrwawiony z naszywką, że należy do
Violetty Molins, tej zmarłej.
– I
co? Jak zareagował?
– Zdenerwował
się, uderzył w biurko. Ukrył ten uniform w sejfie. Gdyby nie miał
nic do ukrycia, to by się nie bał, poszedł z tym na policje,
prawda? – Aurelia szukała w Williamie potwierdzenia dla swych
słów, jednocześnie jej serce chciało, by zaprzeczył.
– Nie
wiem tego, Aurelio, ja nie wiem. – Oldman dosłownie czuł się jak
małe dziecko we mgle. Nie wiedział jak ma postąpić, co dalej
robić, ani nawet czego się chwycić jako pierwszego. Uznał, że
najlepiej będzie mieć Cyntię na oku, a jutro sprawdzić w
koszarach czy Sambor się czegoś nie dowiedział z dokumentów,
które zapewne już zostały mu dostarczone.
Nastała
noc, William miał dyżur w kuchni. Unikał Laury jak tylko mógł.
Nie chciał tej dziewczyny kłamać prosto w oczy, a prawdy
zwyczajnie nie umiał jej wyjawić. Panienka Prevost wierzyła, że
Willi chce pomóc, że nie chce skazać jej brata, że chce odkryć
prawdę o jego niewinności. Laura była jeszcze dzieckiem i to w
dodatku naiwnym. Ufała bratu, wierzyła w jego dobroć i niemal
zawsze usiłowała zrozumieć jego zachowanie.
Cyntia
tej nocy nie mogła spać. Ciągle myślała czy oby na pewno nie
jest w ciąży. Pragnęła wierzyć, że zwyczajnie jej się tylko
spóźnia krwawienie miesiączkowe. Poza tym nie lubiła zasypiać
skłócona z kimkolwiek, a już z pewnością nie ze swoim mężem.
Położyła dłoń na jego klatce piersiowej, odszukała guziki i
wsunęła dłoń pod materiał. Pragnęła się czymś zająć, by
już o niczym tej nocy nie myśleć. Uznała więc, że zamiast wyjść
i szukać przygód, najlepiej będzie zająć się Hektorem.
– Cyntio,
ja śpię.
– W
ubraniu? Przecież to niedorzeczne. Jeśli nie masz siły to cię
rozbiorę.
– Jestem
pod wpływem, a to nie jest najlepszy pomysł, by teraz…
Pani
Rodrigez usiadła na mężu okrakiem i pośpiesznie rozpięła
wszystkie guziki jego koszuli. Wplotła swoje palce w owłosienie i
lekko poszarpywała.
– Nie
dasz mi spać – nie pytał, stwierdził.
– A
ty nie dasz się żonie przeprosić? – Uśmiechnęła się w sposób
tak niegrzeczny, że nawet w takiej ciemności dostrzegł kąciki ust
uniesione ku górze.
– Skąd
ta zmiana? Jeszcze nie tak dawno chciałaś ryczeć całą wieczność,
a teraz chcesz mnie przepraszać – zdziwił się i wsunął dłonie
pod głowę.
– Nigdy
nie powinnam była cię bić, zwłaszcza przy gościach i służbie.
Jaką to daje nam wizytówkę... nam i pensjonatowi?
– Marną
– odpowiedział ze sztucznym uśmieszkiem.
– Dlatego
cię przepraszam. – przyłożyła swoje usta do jego brzucha,
obcałowywała każdy wyczuwalny mięsień, pokryty lekko opaloną
skórą. W ciemnościach czuła się pewniej, mniej zawstydzona.
Starała się odszukać pasek, by go rozpiąć.
– Hm
hm – odburknął Rodrigez. – Szelki – dodał, unosząc się na
łokciach.
Cyntia
zsunęła pierw kamizelkę z ramion Hektora, a następnie to samo
uczyniła z rudawymi szelkami. Zadowolona, że udało jej się choć
w połowie rozebrać męża, zbliżyła swoje usta do jego.
Odpowiedział na pocałunek, ale niesłychanie szybko go przerwał.
– Nie
jest to najlepszym pomysłem.
– Co
nie jest najlepszym pomysłem? – pytała między obcałowywaniem
szyi.
– Jestem
pijany.
– Ja
też, podnieceniem.
– I
nie może…
– Nie.
– Dopadła do jego koszuli, dosłownie strąciła ją z jego ramion
i zaczęła obcałowywać klatkę piersiową.
Rodrigez
uniósł nieco swoje biodra, zsunął spodnie i wysunął męskość
na zewnątrz, tak by jego ukochana spokojnie mogła się na nią
nasunąć. Cyntia jednak najpierw zniżyła się na tyle, by objąć
jego penisa ustami. Kilkakrotnie sunęła po jego męskości w górę
i w dół, napawając się tym jak pomrukuje przy tym zadowolony.
Przerwała dopiero w momencie, gdy zacisnął dłoń w pięść na
jej koszulce nocnej. Hektor, pomimo przyjemności jaką odczuwał,
cały czas niezmiennie sądził, że kochanie się w takim stanie nie
jest dobrym pomysłem. Jednak kiedy żona wsunęła jego penisa do
swojej pochwy, wiedział, że nie będzie już w stanie powiedzieć
jej takiego kategorycznego nie dzisiaj.
– Nadal
nie chcesz dzieci? – zapytał.
– Nadal.
– W
takim razie musimy przerwać. – Starał się podejść ją z tej
strony. Niemało przy tym bełkotał, bo alkohol nadal krążył w
jego żyłach. Liczył, iż to ona zrezygnuje.
– Ten
raz zaryzykuję. – Cyntia nie dawała za wygraną.
– Skoro
tak bardzo lubisz ryzyko. – W Rodrigezie obudziło się pożądanie
i naturalna władczość, która towarzyszyła mu od najmłodszych
lat. Uniósł się i okręcił na bok na tyle mocno, że Cyntia
wylądowała plecami na miękkim materacu.
– Ale…
– krzyknęła wystraszona, jednak nie dokończyła, bo zamknął
jej usta pocałunkiem.
Szybko
chwycił za nadgarstki żony i dłonie skierował na ramę łóżka.
Nakazał jej się mocno trzymać. Jednocześnie przesunął ją do
góry, chwytając pod pachami. Cyntia była zszokowana jego
poczynaniami, ale wszystko działo się tak szybko, że nie miała
czasu, by zaprotestować. Oczywiście jak każda kobieta miała też
inny powód na pozwalanie Hektorowi, by czynił z nią co mu się
żywnie podoba – ciekawość była tutaj motorem napędowym.
Chciała wiedzieć co będzie dalej. W pewnym momencie jedna z jej
nóg powędrowała na ramię męża, a jego męskość wtargnęła w
nią jednym, szybkim i zdecydowanym ruchem. Pierś zamknął w
objęciu potężnej łapy i gniótł ją niedelikatnie, ale na tyle
rozsądnie, by nie sprawiać żonie bólu. Niespodziewanie Cyntia
wykonała nieprzemyślany ruch. Puściła się poręczy i objęła
rękoma kark Hektora, pragnęła znaleźć się jak najbliżej niego,
jednak mężczyźnie się to nie spodobało.
– Eee.
– Pokręcił głową i chwycił za jej nadgarstki. Ponownie
nakierował je na ramę łóżka. – Nie dotykaj mnie.
– Dlaczego?
– Nie
wiem, bo ci tak każę. – Wzruszył ramionami i uśmiechnął się
łobuzersko.
Słowa
Hektora wprawiły Cyntię w rozbawienie. Postanowiła spróbować
jeszcze raz i ponownie zdjęła dłonie z poręczy. Hektor akurat był
zajęty całowaniem jej kobiecości, więc przyłożyła jedną dłoń
do jego łopatki. Momentalnie przerwał pieszczotę, chwycił żonę
za nadgarstki, tym razem o wiele brutalniej i przygwoździł je sporą
siłą do ramy łóżka. Długi czas ich nie puszczał.
– Hektor,
to boli – poskarżyła się.
– To
było trzeba się słuchać.
– Już
będę, ale puść.
– Rozpuszczona
panienka Montenegro i posłuszeństwo jednocześnie, tego chyba
jeszcze ten świat nie widział – powiedział zabawowym tonem i
wyswobodził jej nadgarstki.
Cyntia
natychmiast opuściła dłonie na dół, ale jedno spojrzenie
małżonka wystarczyło, by zrozumiała, że ponownie ma chwycić się
ramy łóżka.
Takie
praktyki nie były wcale kaprysem Rodrigeza. Był on bowiem pijany, a
zawsze gdy za dużo wypił, jego instynkty wychodziły na prowadzenie
i przewodziły rozsądkowi, a nie na odwrót. Bał się, by nie
zrobić żonie krzywdy, dlatego nie chciał, by obudziła w nim
bestię zmuszając go dotykiem do ostrzejszego działania,
kierowanego chęcią osiągnięcia szybszego zaspokojenia. Cyntia nic
nie wiedząc o motywach działania Hektora ponownie swoje dłonie
położyła na jego ciele. Rodrigez wciągnął nerwowo powietrze i
wymierzył żonie klapsa w bok uda, klapsa, który z pewnością do
pieszczotliwych nie należał. Syknęła, ale postanowiła chwilowo
nie zdradzać swoich odczuć. Tu znów motorem napędowym była
czysta, typowa, kobieca ciekawość.
– Nie
umiesz być posłuszna?
– Tak
nie bardzo – przyznała.
– To
się naucz.
Tym
razem przygwoździł jej dłonie na miękkim materacu i pościeli, by
nie pozostawić na jej rękach odciśniętego wzoru ramy łóżka. W
końcu jednak pochłonięty pieszczeniem jej niemal nagiego ciała,
zapomniał o konieczności obezwładniania jej. Cyntia tym razem
chwyciła za jego włosy i z początku delikatniej, a potem coraz
mocniej je pociągała.
– Ała
– wypowiedział z niezwykle zabawnym akcentem.
– Co?
– Nie
rób mi tak – upomniał ją.
– A
dlaczego?
– Bo
mnie to boli.
– Mnie
też bolało niejedno, a jednak…
– Ale
tobie się ten ból podobał, a mnie nieszczególnie, dlatego bardzo
proszę, zabierz ręce.
– Ale
dlaczego?
Rodrigeza
cierpliwość była na wyczerpaniu, tym bardziej, że był upojony
już nie tylko alkoholem, ale także erotycznymi doznaniami. Chwycił
lewą dłonią za jej nogę, tę przewieszoną przez jego ramię i
szybko pod nią przeszedł, odwracając tym samym żonę na brzuch.
Nie zważał już na to ile włosów mu przy tym manewrze wyrwała,
bo jej dłonie nadal go za nie trzymały, gdy zaczynał tę
akrobacje, w końcu jednak musiały ustąpić i go wypuścić. Ty
razem klaps, który Hektor wymierzył żonie można było uznać w
pełni za pieszczotliwy. Potem szybko chwycił ją za stopy i pchnął
je do przodu, zmuszając ją tym samym, by uklęknęła na kolanach.
– A
teraz złap się w końcu tej ramy, por favor.
– A
dlaczego?
Pochylił
się nad nią, przygryzł płatek ucha i wywarczał:
– Bo
nie chcę zrobić ci krzywdy, a mnie cholernie irytujesz.
– Cholernie,
to znaczy jak nikt inny? – dopytywała dalej, doskonale wiedząc,
że go tym sposobem denerwuje. Ją jednak cała sytuacja niezwykle
bawiła.
– Tak,
niewątpliwie masz talent.
– Nie
zapomnij powtórzyć tego mojej matce. Ona całe życie mi mówiła,
że mój jedyny talent, to granie jej na nerwach, a teraz potrafię
grać jeszcze na twoich.
Hektor
nie wytrzymał, uśmiechnął się.
– Możesz
wreszcie się zamknąć? – zapytał, usiłując powstrzymać
śmiech.
– To
zależy… Ile mam czasu na przemyślenie odpowiedzi na to pytanie?
– Zero
– warknął i klepnął żonę po raz kolejny, ale i tym razem to
nie było uderzenie, które mało na celu nieść z sobą ból.
Poprawił koronkę halki żony tak, by odsłaniała pośladki.
Pogładził dłonią po całej pupie.
– Ale
ja nie umiem długo milczeć – odezwała się ponowne, po kilku
sekundach ciszy.
– Doprawdy?
– Opadał ze zrezygnowaniem obok. – Gdybyś mnie nie powiedziała,
to w życiu bym się nie domyślił. – Tym razem już się
roześmiał w głos.
– Co
ci się stało? – zapytała i puściła się w końcu tej cholernej
ramy.
– Nic,
po prostu tylko ty potrafisz w ciągu jednej godziny mnie zirytować,
zasmucić, podniecić i rozbawić – wyjaśniał, czyniąc esy
floresy swoim dotykiem na udzie żony.
Strąciła
ten dotyk szybko i brutalnie, by móc usiąść na swym mężu
okrakiem.
– Ale
to chyba dobrze, prawda? – zapytała.
– Dla
ciebie czy dla mnie?
– Zawsze
marudzisz, że nie potrafisz się kochać w hałasie, a dziś cały
czas coś mówisz.
– Ja
mówię!? Ja!?
– Ciii
– wyszeptała i zbliżyła swoje wargi do jego ust.
Przed
nimi było jeszcze pół nocy, którą spędzili namiętnie i
leniwie, bez większych komplikacji. Typowy, zwyczajny, delikatny
małżeński seks z nutką męskiej dominacji, która Cyntii w pewnym
stopniu nawet imponowała. Rano pani Rodrigez obudziła się przed
mężem. Wzięła kąpiel, ubrała się i okryła zasinione, otarte
nadgarstki fragmentami delikatnego materiału, pasującymi do
ciepłego kapelusza, który tego dnia miała zamiar włożyć.
Cyntia
wraz z wózkiem i Marselem spacerowała po pokrytych śniegiem
ogrodach. Pomimo mrozu świeciło słońce, więc naszła ją myśl,
by wybrać się do pobliskiego miasteczka. Przywołała pokojówkę,
by zawołała jej męża i dodała, że to niezwykle pilne. Rodrigez
pośpiesznie wybiegł z pensjonatu omal nie potrącając przy tym
żony jednego z bardziej sytuowanych gości.
– Co
się stało? – zapytał zmartwiony.
– Nie
do wiary, ty mnie naprawdę kochasz. Biegłeś tu na złamane karku.
– Nic
się nie stało? – upewniał się. W rozgorączkowaniu zaglądał
nawet do wózka Marsela i sprawdzał czy z nim wszystko w porządku.
– Nic.
– Uśmiechnęła się delikatnie.
– Nie
rób tak więcej. Wystraszyłaś mnie – lekko się uniósł, ale na
Cyntii nie zrobiło to żadnego wrażenia.
– To
nie moja wina, że o nas nie pamiętasz i musimy się sami
przypominać. – Wzięła rozbudzonego i owiniętego w ciepły kocyk
Marsela na ręce. – Chyba masz jakieś obowiązki względem
rodziny, nieprawdaż? – zapytała, a czteromiesięczny chłopczyk
na widok ojca promiennie się uśmiechnął.
– O
czym ty mówisz? Jakie obowiązki? Wydawało mi się, że wszystkie
spełniam. – Poprawił czapeczkę malcowi tak, by zasłaniała
obydwa uszy.
– Właśnie,
wydawało ci się. – Udała obrażoną i uczyniła kilka kroków na
przód, zostawiając męża z wózkiem w tyle.
Dogonił
ją w mgnieniu oka, nawet nie musząc się przy tym szczególnie
wysilać.
– O
co ci chodzi?
– Masz
nowy obowiązek, towarzyszyć żonie i dziecku w drodze do miasta i
przez miasto, skoro się tak bardzo o nas boisz, że nie chcesz
puścić nas samych – odpowiedziała układając Marsela w wózku
grubo wyłożonym poduszkami by jego pozycja nie była w pełni
leżąca, i by mógł obserwować co się wkoło niego dzieje.
– Cyntio,
ja muszę dziś pracować… – Spojrzał na nią smutno.
Odpowiedziała mu jeszcze smutniejszym wzrokiem.
– Mnie
umiesz odmówić, a jemu? Zobacz jaką ma minkę. – Wskazała
dłonią na syna.
– Pójdziecie
z Charliem – zadecydował i ponownie sięgnął do białej
czapeczki chłopca, która teraz nieco nachodziła mu na oczy i
ograniczała widoczność. Poprawił ją zanim Marsela zirytowało
jej przekrzywienie.
– Nie
chcemy z Charliem, chcemy z tobą. – Teatralnie tupnęła nogą.
– Nie
możesz być zła o to, że pracuje.
– Być
może nie mogę, ale będę. Proszę cię tylko o dwie godziny
spaceru, to za…
– Dobrze,
ale się nie denerwuj. Pójdziemy na ten spacer. Tylko daj mi wrócić
po nakrycie głowy i płaszcz. Pozwolisz?
Cyntia
przewróciła oczami i odpowiedziała mężowi:
– Ale
masz się pośpieszyć.
– Będę
biegł w obydwie strony – rzucił cynicznie i poszedł normalnym
krokiem w stronę pensjonatu. Zaczepił jednego z kelnerów i coś do
niego powiedział. Cyntia obserwowała jak mężczyzna biegnie dalej,
a Hektor do nich wraca.
– Miałeś
biec w obydwie strony – wypomniała mu.
– I
biegnę – Wskazał brodą na kelnera, który właśnie wracał z
jego płaszczem i czapką. Mężczyzna gnał na złamanie karku. –
Tylko, że nie swoimi nogami – dodał z uśmiechem wyższości. –
Daj mi poprowadzić. – Ubrał czarny, długi płaszcz, chwycił za
skórzaną rączkę wózka i energicznie zakołysał sporych
rozmiarów gondolą. Marsel niemal od razu się roześmiał,
wyczuwając, że jego pojazd zmienił kierowcę na tego, który był
jego ulubionym.
Cyntia
wsunęła swoją rękę pod ramię męża i poszli w kierunku miasta,
tak jak czyniło wielu ludzi w wolnym czasie. Oddali się tej chwili
spędzonej w rodzinnym gronie w pełni, na tyle na ile każdy z nich
potrafił. William także właśnie oddawał się rodzinnym chwilom,
tylko on czynił to zupełnie innym sposobem. William Oldman właśnie
trzymał w dłoni ciężki dziennik należący niegdyś do Isabel
Solcman de Rodrigez i poznawał pełną bólu opowieść o małej
dziewczynce, dużą dozę erotycznych doznań nocnych, nieco strachu
przed jutrem i konieczność wyboru między pewnością a pragnieniem
spowodowanym zwyczajnym kaprysem. Był już przy samym końcu, gdy
spostrzegł, że brakuje ostatniej strony.