sobota, 27 lutego 2016

Rozdział 6: Damy lekkich obyczajów


Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem  Rozdział 5: Wiedeński i różowy

Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek

Hektor przekroczył próg domu publicznego. Ochroniarz uśmiechnął się do niego znajomo. Rodrigez odwzajemnił uśmiech. Zamówił w barze butelkę rumu i usiadł samotnie przy stoliku w rogu. Nie musiał długo czekać na towarzystwo. Po niespełna dwóch minutach i czterech opróżnionych literatkach, zasiadła przed nim wyuzdana dama o ognisto rudych włosach. Wiedział, że to musiała być ta nowa, bo nigdy wcześniej jej nie widział.
Wyglądasz na przygnębionego, czy można cię jakoś rozweselić? – Dziewczyna sięgnęła do muszki Hektora, by go jej pozbawić. Pozwolił jej na to.
Jestem bardzo wymagającym klientem – uprzedził.
Nie szkodzi, jestem święcie przekonana, że sobie poradzę.
Polecałbym nie używać słowa święty w tak bezbożnym miejscu.
Zatem zapewniam, że sobie poradzę.
Raczej nie, wolę blondynki. A dokładniej blondynów. Szukam kogoś.
Chłopca? – zdziwiła się ruda kobieta. – Taka usługa kosztuje podwójnie.
Hektor się zaśmiał. Dziewczyna zrobiła minę jakby nie wiedziała o co chodzi.
Chodźmy na górę porozmawiamy na osobności – zabrzmiał co najmniej groźnie.
Mam się bać?
Jeśli mi odmówisz, to tak. Jeśli przystaniesz na moją propozycje, zapewniam, zapłacę ci podwójnie.
Zatem zapraszam do sypialni.
Byle nie do łóżka – warknął do siebie Rodrigez. Szedł posłusznie za kobietą trzymając butelkę w dłoni. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie natrafił na Aurelię.
Hektor Rodrigez. Miło ponownie cię zobaczyć. – Kobieta zawisła mu na szyi i skradła jeden z pocałunków w okolicy kąciku ust.
Wybacz, ale nie powiem tego samego. Mnie twój widok wcale nie cieszy. Co robisz w Lagunie?
To co robiłam w San Romance, a także w twoim łóżku. Już nie pamiętasz? Było nam dobrze razem.
Pamiętam. Najgorsze chwile mojego życia. – Zrobił spory łyk prosto z butelki i skrzywił się na wspomnienie wspólnych nocy z tą kobietą.
Nieprawda. Ja przyszłam po najgorszych chwilach twojego życia, by cię pocieszyć.
Nie oczekuj podziękowań za pocieszenie. Nie byłaś bezinteresowna.
A gdybym dziś chciała być bezinteresowna?
Dziś stać mnie na usługi twojej koleżanki i na nią mam ochotę. Żegnam Aurelio. Rito, idziemy. – Wyciągnął dłoń w kierunku rudej, szarpnął ją, następnie otworzył drzwi i wepchnął kobietę do środka.
Skąd znasz moje imię? – zapytała przestraszona.
Znam imię większości kobiet lekkich obyczajów w tym mieście, bywałem tu od gówniarza po zeszły tydzień.
Bywałeś tu codziennie?
Zamyślił się, przewrócił oczami w sposób tak uroczy, że dziewczyna przestała się go obawiać.
Co kilka dni. Zazwyczaj co dwa. Chwilami co trzy. Mam duże potrzeby.
Powinnam cię znać.
Niekoniecznie. Jak już mówiłem, wolę blondynki.
A nie blondynów?
Hektor się zaśmiał.
Blondynki.
Zatem zapytam, którąś z koleżanek.
I zrezygnujesz z możliwości podwójnego zarobku? – rzekł pytająco i podszedł bliżej kobiety.
Ta przyłożyła swoją dłoń do jego policzka.
Najważniejsze, by było ci dobrze, pragnę… nie jedna zapewne pragnie byś tu wracał.
Od zeszłego tygodnia już tutaj nie bywam i raczej nie będę bywał – przyznał z wyraźnym smutkiem wymalowanym na twarzy.
Co się zmieniło w zeszłym tygodniu? – zapytała, rozsiadając się bezwstydnie na łóżku.
Zaręczyłem się – odpowiedział zgodnie z prawdą, nie mając świadomości, że Aurelia podsłuchuje za drzwiami.
Szczęściarz, czy cwaniak?
Szczęściarz, nie kierowałem się interesami ani dobrami materialnymi…
To się chwali.
Przerwałaś mi – zauważył.
Wiem, ale nie lubię słuchać o facetach, którzy tracą głowy dla wysoko urodzonych kobiet.
Przemawia przez ciebie zazdrość, to grzech.
Grzechy to moja specjalność.
Haha, myślę, że mógłbym cię z czasem polubić. – Usiadł obok niej na łóżku, odłożył butelkę na komódkę i zaczął sunąć opuszkami dwóch palców po jej szyi, poprzez dekolt, aż między dorodny biust.
Wtedy co mi przerwałaś, chciałem powiedzieć, że nie tyko jestem szczęściarzem, ale także cwaniakiem.
Mówiłeś, że majątek… ach… – westchnęła kiedy wydobył jedną z jej piersi spod materiału i ścisnął sutek między dwoma palcami. – Że nie jest ważny, ani interesy – dokończyła wzdychając, podczas gdy on kładł pocałunek na jej długiej szyi.
Nikt nie jest czysty jak łza, ale nie zawsze chodzi o dobra materialne, ale co wy dziwki możecie o tym wiedzieć.
Więcej niż sądzisz – oburzyła się i usiadła na łóżku, chciała już nie czuć na sobie jego dotyku. Wtedy pochwycił jej nadgarstek w stalowy uścisk swojej lewej dłoni. Spojrzała przerażona na brak palca.
To ty? – zapytała szybko, a jej duże oczy naznaczyły się lękiem jaki nagle w niej zakiełkował.
Nie wiem jaki ty, ale zapewniam, że to ja. We własnej osobie ja.
Wiesz co o tobie mówią?
Zaśmiał się i ponownie chwycił za butelkę, zrobił spory łyk, potem następny.
Zdania o mnie są różne i podzielne. Wszystko zależy od środowiska, w którym toczy się o mnie dyskusja.
Tu się dziewczyny zazwyczaj biją o klientów, a jeśli chodzi o ciebie…
Ciągną zapałki i ta która wyciągnie krótszą jest na mnie skazana? – zgadywał.
Dziewczyna spojrzała się tak, że miał już pewność, że to właśnie o te pogłoski chodzi.
Znam te plotki i ploteczki – przyznał leniwie i bez cienie zainteresowania.
W każdej plotce jest cień prawdy.
Zapewniam, że w tej jest sama prawda, ale przecież uprzedzałem, że jestem wymagającym mężczyzną.
Po tym co słyszałam mogę tylko współczuć twojej przyszłej żonie.
Bezczelna jesteś – stwierdził, chwytając za jej szyje i lekko ją ściskając.
Dziewczyna się przeraziła i zaczęła prężyć na łóżku.
Nie martw się, podduszanie nie należy do moich preferencji. – Zaśmiał się. Wyraźnie było widać, że gdy dziewczyna się boi, to Hektor się przy tym dobrze bawi.
Puścisz mnie?
Oczywiście, przecież nie mogę cię pozbawić tlenu, życia, ani nawet zdrowia. Muszę cię prosić o pomoc, a by mi pomóc musisz być żywa i w pełni sił. – Zbliżył się do kobiety i chwycił prawą dłonią za jej kark. Wpił się w jej usta z wyraźną rozkoszą, a potem szybko oderwał, a jego twarz wyrażała nagły ból, jakby walczył sam ze sobą.
Nie umiesz wytrzymać do nocy poślubnej?
Być może. – Nachylił się, przy czym musnął nosem o jej zarumieniony policzek.
Będziesz delikatny, czy…
Nie ważne jaki ja będę – stwierdził, rozpinając jednocześnie koszulę. – Ważniejsze jaka ty będziesz dla mnie. – Pośpiesznie zaczął się pozbywać spinek przy mankietach.
Mam być delikatna czy…
Masz być pomocna! – warknął. – Szukam Bastiana Browna, blondyn, piwne oczy, wysoki, chudy, nic ciekawego sobą nie reprezentuje. Był tutaj z bandą koleżków.
Dlaczego go szukasz?
Dlaczego o to pytasz? Nie powinnaś zadawać pytań. – Usiadł na niej okrakiem i uśmiechnął się z wyższością, zdejmując swoją koszulę.
Dotknęła jego torsu, sunęła po nim dłońmi. Uniosła się, by pocałować go w okolice klatki piersiowej. Brała między zęby jego włoski i delikatnie pociągała, łagodząc tę perwersyjną przyjemność delikatnymi kąsaniami, następnie subtelnymi muśnięciami warg. Czyniłaby tak nadal, ale mężczyzna chwycił ją brutalnie za włosy i odchylił jej głowę w tył.
Jak już mówiłem, miałaś nie zadawać pytań, tylko na nie odpowiadać. – Wessał się mocno w jej szyje. Ostro chwycił między zęby kawałek jej skóry. – Gadaj – wycedził przez zęby tuż przy jej uchu, następnie pociągnął za włosy tak mocno, że myślała iż wyrwał je wszystkie i nie został jej ani jeden.
Zapiszczała.
Powtórzę ostatni raz. Szukam Bastiana Browna, a nie płatnej miłości. Powiesz mi gdzie jest po dobroci, czy mam to z ciebie wyciągnąć siłą?
Dlaczego go szukasz? – zapytała przez łzy.
Dlaczego usilnie pragniesz bym ci to wyjawił?
Bo nie chcę by mu…
Ciii, maleńka, ja nic mu nie zrobię.
Na pewno?
Co ci zależy?
Zawsze był miły. To typ klienta…
Tak różny ode mnie?
Właśnie – przytaknęła.
Jest mi jak brat. Powiedz gdzie go znajdę, a wyjdę.
Po prostu wyjdziesz?
Zostawię cię w spokoju, nawet nie tknę. Zapłacę i to podwójnie, tak jak obiecałem.
Mam ci zaufać?
Jestem draniem, ale mam też honor. Składam ci honorową przysięgę, że cię nawet nie tknę więcej. – Zszedł z niej, stanął przy łóżku i zaczął zakładać koszulę. – Mnie także przyda się nieco abstynencji przed zaślubinami. – Poprawiał sztywny kołnierzyk i zaczął zapinać guziki oraz spinki przy mankietach.
Zbierasz siły na noc poślubną?
Jeszcze chwila i mnie zirytujesz, a wtedy zmienię zdanie. Bastian, blondyn, i wszystko inne tak jak już mówiłem. Oddaj muszkę – polecił, wystawiając swoją dłoń dokładnie przed jej oczy.
Proszę. – Oddała mu dodatek garderobiany. – Na dole obstawia nielegalne walki – powiedziała pośpiesznie i wyciągnęła rękę po gotówkę. Hektor jednak zabrał dłoń.
Miałeś mi zapłacić.
Nikt nie uwierzy, że tak szybko skończyliśmy, poza tym wiem komu się tutaj płaci i z pewnością nie kobietom. Nie chcę sobie narobić problemów.
Obiecałeś, że…
Że zapłacę podwójnie. Dlatego jeden banknot dla ciebie, drugi dla twojego szefa. Kto jest twoim alfonsem?
Podawał ci rum – odpowiedziała, wkładając banknot za poluzowany gorset, z którego Hektor wcześniej wydobył jej piersi.
Dobrze. Posiedzimy pół godziny, potem do niego pójdę i dokonam zapłaty. Pomóc ci w tym czasie zawiązać? – Usiadł na łóżku i uśmiechnął się ciepło do kobiety.
Sama sobie poradzę.
Jak chcesz. – Zmienił miejsce. Zasiadł w wygodnym, lekko odrapanym fotelu.
Te pół godziny zamierzasz marnotrawić na siedzeniu? – nie dowierzała, a chwilę po tym samą siebie ganiła w myślach, że właśnie o to zapytała.
Co w tym złego?
Zapłaciłeś. Chcesz tak marnotrawić pieniądze? To nierozsądne.
To ty jesteś nierozsądna. Boisz się mnie i to widać, ale ten strach równocześnie cię podnieca. Cóż, kobiety to nieodgadnione istoty, albo po prostu głupie i dlatego przeze mnie nierozumiane.
Obrażasz w tej chwili także swoją przyszłą żonę.
Być może ona okaże się wyjątkiem. Oby, bo nie zniosę życia przy boku kogoś kto myśli sercem i chęcią zaspokojenia pierwotnych potrzeb…
O tym zazwyczaj myślą mężczyźni – wytknęła.
Tylko ci spłukani i alkoholicy. Inni rozmyślają też czasami o bardziej wartościowych rzeczach.
Tylko czasami? Właściwie nie uwierzę, że gdy widzisz prawie nagie, piękne ciało, to myślisz o interesach.
To zależy co takiego to piękne i nagie ciało ma mojej skromnej osobie do zaoferowania.
Wiele.
Ja uważam, że nic. Nienawidzę, gdy ktoś zwraca się do mnie per ty. Żegnam. Powiedz, że byłem zbyt pijany, by móc. – Hektor wstał i wyszedł z pokoju. Zapłacił postawnemu brunetowi zza baru, następnie udał się schodami w dół, by odnaleźć Browna, pośród ludzi obstawiających walki bokserskie.

Hektor stanął obok Bastiana i położył swoją dłoń na jego ramieniu, gdy ten rzucał kośćmi.
Przegrasz – rzekł pewnie.
Już przegrałem, teraz się tylko usiłuje odegrać.
Zatem graj, chętnie popatrzę. – Odsunął sobie krzesło i popijał rum, wcześniej przelewając go do szklanki.
Nie powinieneś być u boku narzeczonej? – rzucił Brown ze wściekłością w stronę Rodrigeza.
O to samo mógłbym spytać. Kiedy skończą ci się pieniądze i będziesz chciał wrócić do posiadłości Montenegro, powiedz, chętnie cię odwiozę.
Bastian wejrzał z nienawiścią na przyszłego szwagra, chuchnął na szczęście w swoje pięści i po raz kolejny wyrzucił z nich dwie kości. Banda tłoczących się mężczyzn, dopingowała graczy, a Hektor cierpliwie czekał na zakończenie rywalizacji. Wszystko skomplikowało się w chwili, gdy Bastian chciał zakończy grę.
Ureguluj należność – rzekł jeden z mężczyzn. Był wysoki i barczysty.
Hektor się uśmiechnął, oczekując na to co się stanie.
Przyszły szwagrze… – zaczął skomleć Brown.
Hektor udał zainteresowanie:
Jak wysoka jest należność?
Trzy tysiące marek – usłyszał w odpowiedzi.
Nie dysponuję w chwili obecnej taką sumą gotówki. Pozwolicie panowie, że zabiorę tego pijanego człowieka do domu, a jutro powrócimy zwrócić należność? – spytał Rodrigez, doskonale wiedząc, że żaden z trójki mężczyzn na to nie przystanie.
Połowa sali wybuchła śmiechem, Hektor jednak starał się ukryć swój uśmieszek. Jeden z mężczyzn dopadł do niego i chwycił za bary jego marynarki.
Słuchaj no cwaniaczku…
Tak? – dopytywał spokojnie Hektor, ciągle się przy tym uśmiechając.
Do śmiechu ci?
Szczerze to nie widzę wyjścia z sytuacji i nie wiem co chce pan osiągnąć strasząc mnie, przecież nie ma możliwości bym panu zapłacił, skoro nie mam tych pieniędzy, prawda?
Mężczyzna wydawał się być zdumiony i zamyślony nad zbyt długim zdaniem, które właśnie usłyszał. Starał się więc je pojąć. Hektor wykorzystał moment na to, by uderzyć z czoła w jego nos, następnie wymierzyć kolanko prosto w brzuch. Mężczyzna zgiął się w pół, a ktoś łudząco do niego podobny, niczym brat przybiegł na ratunek. Ten chłopiec był jednak stanowczo za młody i za mało doświadczony, by wygrać z Rodrigezem. Udało mu się jednak trafić go raz z pięści w policzek. Hektor poczuł krew w ustach, a zaraz po tym rozwścieczenie. Potem była już tylko prawa, lewa, prawa, kopniak i:
Który z panów następny?
Wszyscy odsunęli się jak jeden mąż, a Bastian i jego koledzy stanęli za plecami Hektora. Rodrigez spojrzał w tył śmiejąc się z powiedzenia w jedności siła, kiedy dotarło do niego, że po jego stronie stoją sami niedojrzali chłoptasiowie i tchórze.
Chodźmy już – skomlał do ucha szwagra Brown.
Jutro Bastian Brown ureguluje należność. Idziemy. – Hektor przemierzył podziemia karczmy, następnie skierował się schodami w górę, aż do wyjścia z tego zadymionego miejsca, w którym unosił się odór oparów potu i tanich trunków.

Bastian pożegnał koleżków i wraz z Hektorem skierowali się samochodem w stronę posiadłości Montenegro.
Czy mógłbyś się zatrzymać? Muszę na stronę.
Trzymaj, bo nie mam czasu.
Uratowałeś mi życie, chyba nie po to, by teraz się nade mną znęcać! – naskoczył Bastek na Rodrigeza.
Nikt się nad tobą nie znęca, Brown. Po prostu zmarnowałem już dość czasu. Kolacja była cztery godziny temu.
Obudzimy służbę, z pewnością coś dla nas przyszykują.
Nie chodzi mi o jedzenie. Nie martwię się ani trochę żołądkiem domagającym się strawy. Martwię się reakcja Cyntii na to, że powracam niemal w środku nocy. Dlaczego ty nie martwisz się reakcją Julii?
Jest już przyzwyczajona – odparł beztrosko Bastian. – To zatrzymasz się?
Nie zatrzymam. Masz długi, Brown. Myślisz, że Marta Montenegro je za ciebie spłaci jeśli dowie się w jaki sposób powstały?
Przecież wydostałeś mnie z karczmy.
Hektor się zaśmiał z wyższością.
Co w tym takiego śmiesznego?
Nie wiem jak w mieście, z którego pochodzisz, ale tutaj, panowie z Laguny nigdy nie odpuszczają dłużnikowi. Znajdą cię wszędzie, nawet w posiadłości twojej przyszłej żony. Radziłbym uzbierać należytą gotówkę w dwadzieścia cztery godziny i dostarczyć ją im w zębach, oczywiście z odsetkami i trunkiem w luksusowej butelce na przeprosiny.
Żartujesz?
Hektor pokręcił głową i przystanął na poboczu.
Dlaczego stoimy? – Bastek zaczął się nerwowo rozglądać dookoła.
Chciałeś iść na stronę – przypomniał.
Ale mówiłeś przecież, że się nie zatrzymasz.
Nie pozwolę byś lał w moim samochodzie.
Już mi się nie chcę. – Brown oparł się wygodniej o oparcie fotela samochodowego, przetarł twarz dłońmi i wydawał się być załamany.
Hektor przewrócił oczami i ruszył dalej.
Przegrałeś tylko trzy tysiące?
W kości tak.
A w inne gry hazardowe?
Uuu, szkoda to liczyć.
Jest aż tak źle?
Jest gorzej niż źle.
Może mógłbym ci pomóc.
Spłacisz je za mnie? – zapytał z nadzieją, niczym mały, psotny chłopiec. Nawet wyszczerzył zęby w uśmiechu, w kierunku swojego, jak myślał, nowego przyjaciela.
Być może.
Tak po prostu.
Bezinteresowność to głupota, a ja nigdy nie byłem szczególnie głupi.
Zapewne też nie byłeś szczególnie bystry.
Skąd ta przygana? – zdziwił cię Rodrigez.
Jak Cyntia zareaguje, gdy dowie się, że spędziłeś kilka godzin z przedślubnego życia w najplugawszym z burdeli?
Jesteś cwańszy niż myślałem i jesteśmy na miejscu. – Hektor zaparkował przed budynkiem, wysiadł i obszedł samochód. Oparł się o jego przód i zapalił papierosa.
Bastian do niego dołączył.
Masz ogień?
Naturalmente – odpowiedział w języku hiszpańskim i podał blondynowi zapałki.
Wiem, że nie wyglądam na szczególnie biegłego, ale to tylko takie pierwsze wrażenie – uprzedził blondyn. – Pomożesz mi?
Jak? – spytał Rodrigez, ścierając wierzchem dłoni krew, która nadal, po tej niezaplanowanej bójce, toczyła się z jego nosa.
Wydajesz się być rozgarnięty. Mógłbyś mi coś doradzić.
Hektor uśmiechnął się, przygryzł zębami dolną wargę i lewą dłonią potarł brodę, którą okalał gęsty i ciemny, niemal czarny zarost. Następnie przełożył papierosa z jednej ręki do drugiej, by móc wolną dłoń położyć na ramieniu Bastka.
Wiesz co, Brown?
Co takiego?
Albo uzbierasz pieniądze na dług w dwa, może trzy dni, albo zacznij zbierać pieniądze na własny pogrzeb. – Hektor poklepał mężczyznę po ramieniu. – Powodzenia, szwagrze – dodał i niespodziewanie, całkiem mocno strzelił Bastianowi w twarz z otwartej dłoni. – I nie próbuj nigdy więcej mnie zastraszać, czy też szantażować. Ja nie zamykam ust gadułom, ja zwyczajnie pozbywam się kłopotów. Jeśli chcesz bym ci pomógł zacznij być moim przyjacielem, bo nie warto mieć we mnie wroga. O przyjaciół być może nie dbam jakoś szczególnie, ale przynajmniej mogą czuć się bezpieczni. O wrogów natomiast zawsze potrafiłem zadbać, tak by nie mogli się już czuć – wyjaśnił cicho, ale bardzo groźnie, jednocześnie też z lekkim rozbawieniem, które było wymalowane na jego twarzy i ruszył wolnym krokiem w stronę głównego wejścia.

Hektor chwycił popielniczkę z komody, która stała tuż przy ozdobnym wazonie z kwiatami. Ugasił papierosa i zaczął zmierzać w kierunku schodów. Zabraną z sobą popielniczkę odstawił na pobliski parapet.
Co tak długo? – Zatrzymał go głos przyszłej teściowej.
Spojrzał na nią, a Marta wydawała się być przerażona.
Coś ty zrobił z twarzą? – zapytała zirytowana.
Rodrigez nic nie odpowiedział, wykonał kilka kroków w jej kierunku, jednocześnie odpinając górne guziki swojej koszuli. Nie miał już na sobie ani muszki, ani sztywnego kołnierzyka, wszystko to stracił w bijatyce, albo pozbył się zaraz po niej. Pomimo jednak tych braków nadal nie tracił animuszu.
Nastąpiły pewne komplikacje – wyjaśnił spokojnie, gdy zbliżył się już na tyle, że dzielił ich dosłownie jeden krok.
Gdzie jest Brown?
Na zewnątrz.
Pójdę do niego, a ty doprowadź się do jakiegoś porządku. Cyntia nie może zobaczyć cię w takim stanie. – Marta wyminęła Hektora i skierowała się na zewnątrz posiadłości.
Dobranoc pani Marto Montenegro – odparł jak zwykle uprzejmie.

Brunet stanął przed drzwiami sypialni swojej narzeczonej, bo pomimo że jeszcze nie odbyły się oficjalne oświadczyny, to właśnie za swą narzeczoną ją uważał. Przyłożył pięść do białego drewna. Zwlekał jednak z zastukaniem. W końcu zdecydował się na wejście, po cichu, niczym złodziej. Wkroczył do pokoju, zdjął marynarkę, odwiesił ją na krzesło przy biurku, następnie na paluszkach chciał przejść do łazienki.
Możesz hałasować. Nie śpię. – Usłyszał dobrze znany mu głos młodej kobiety, która wcześniej czytała, ale gdy usłyszała kroki narzeczonego na schodach, zapobiegawczo zagasiła lampion i zdmuchnęła świece umiejscowione na ozdobnym kandelabrze.
Hektorowi zabrakło słów jakie miałby skierować do Cyntii. Jakby nagle odebrało mu mowę.
Dobrze – zdobył się tylko na tyle, ale Cyntia nie dała za wygraną tak łatwo.
Chwyciła za zapałki, znajdujące się na stoliku i ponownie zapaliła świece, oraz dwie lampy za ozdobnym szkłem lampionu, umiejscowione po dwóch stronach łóżka.
Możesz powiedzieć skąd wracasz o… – Spojrzała na zegarek. – W pół do trzeciej w nocy? – zapytała tonem pełnym pretensji.
Możesz pół tonu ciszej? Błagam. – Wszedł do łazienki i rozpoczął poszukiwanie zapałek po kieszeniach. Dopiero wtedy sobie przypomniał, że oddał je Bastianowi. – Przeklęty Brown – przeklął pod nosem.
Co takiego? – zapytała Cyntia, znajdując się już u jego boku.
Nic, skarbie.
Dziewczyna zaczęła rozpalać świece umiejscowione na lichtarzach w łazience. W takiej jasności jaka zapanowała, nie umknął jej stan w jakim znajdował się Hektor Rodrigez, jej przyszły, oficjalny narzeczony.
Gdzie byłeś? – zapytała stanowczo.
Odpowiedział jej tylko szum puszczonej wody, gdy Hektor przemywał pokrwawioną i posiniaczoną twarz.
Co ci się stało? – ponowiła próbę spokojnej rozmowy.
Mężczyzna jednak ją ignorował. Przeszła więc z drugiej strony, by zagrodzić mu dojście do ręczników. Bez słowa jednak położył swoją prawą dłoń na jej ramieniu i delikatnie odepchnął. Chwycił za biały ręcznik, by przetrzeć nim twarz, potem wrzucił go do kosza z brudami.
Jak to się stało, że doprowadziłeś się do tego stanu?
Ponownie ją wyminął i rozpoczął ugaszanie świec. Kobieta stała za jego plecami zirytowana jak jeszcze nigdy wcześniej.
Hektor, ja o coś pytam! – wrzasnęła w końcu i dla zaakcentowania swojej wypowiedzi tupnęła nóżką.
Mężczyzna był zaskoczony tym nagłym wybuchem gniewu, dlatego odwrócił się w stronę ukochanej.
To nie ma związku z tobą – rzekł delikatnie.
Wyszedłeś gdzieś, zniknąłeś bez słowa, teraz wracasz w środku nocy i to nie ma związku ze mną!?
Dokładnie tak. To nie ma związku z tobą.
Jego spokojny ton ani trochę jej nie uspokoił, a tylko doprowadził do większej wściekłości.
Jak już będziemy małżeństwem, to też będziesz znikał i pojawiał się według potrzeb, bez żadnych wyjaśnień?!
Cyntio, proszę, nie krzycz. Już mówiłem, to nie ma związku z tobą.
Hektor ja żądam wyjaśnień!
Byłem w karczmie, wypić wraz z Bastianem. Chciał uczcić swoje ostatnie chwile wolności, jeszcze przed ślubem – wytłumaczył.
Dlaczego mi nie powiedziałeś wcześniej? – dopytywała, splatając ze złości ręce na piersi.
Sądziłem, że potrwa to o wiele krócej. Kochanie, uspokój się. – Zbliżył się z uroczym uśmiechem na ustach do przyszłej żony. Łagodnie i delikatnie chwycił za jej ramiona, potarł je.
Cyntia jednak nie odebrała tego ciepłego gestu pozytywnie. Spuściła ręce bezwiednie w dół i otrząsnęła się z dotyku mężczyzny. Wyminęła Hektora, by powrócić do łóżka. Ułożyła swoją głowę na poduszce i spojrzała w okno. Była zła, smutna i zawiedziona.
Rodrigez zdjął buty i spodnie, następnie dokończył ugaszanie płomieni świec i naftowych lamp, pozostawił tylko lampiony sypialniane i wsunął się pod kołdrę obok Cyntii. Położył swoją lewą dłoń na jej ręce, którą trzymała na brzuchu.
Śmierdzisz alkoholem i tytoniem – stwierdziła, gdy zbliżył swoje usta do jej policzka, by go delikatnie musnąć.
Zrezygnował więc z tej próby.
Jak to mężczyzna wracający z baru – odrzekł spokojnie.
Nie każdy mężczyzna, idący do baru, wraca z obitą twarzą. – Cyntia zerknęła na doń swojego przyszłego męża. Obite i nadal krwawiące kostki napawały ją obrzydzeniem. – Zabierz ze mnie rękę – zażądała.
Dlaczego taką dla mnie jesteś? – dopytywał z wyraźnym smutkiem w głosie. Opadł na poduszki i zapatrzył się w biały sufit.
Nienawidzę przemocy i agresji, w żadnym wydaniu.
Oskarżasz mnie! – zerwał się nagle i położył swoją lewą dłoń po jej prawej stronie. Dosłownie nad nią zawisnął.
Cyntia udała, że się go nie boi. Zebrała się w sobie, by spojrzeć na jego twarz bez cienia strachu.
Nie pokrzykuj na mnie, bo tym razem to ja mam powody do tego by się awanturować.
Hektor zacisnął szczęki na tyle mocno, że żyły na jego szyi uwidoczniły się, a twarz nieco poczerwieniała.
Nie pomyślałaś nawet, że mogłem stawać po prostu w obronie własnej? – zapytał z pretensją.
Gdybyś się nie szlajał po spelunach, nie musiałbyś stawać w obronie własnej, ani niczyjej obronie! – krzyknęła i trąciła go lewą ręką, dosłownie zmiotła, bo nie był na to przygotowany. Opadł więc z powrotem na plecy.
Cyntia wstała, sięgnęła po marynarkę swojego mężczyzny. Wyjęła z wewnętrznej kieszeni papierośnicę.
Nigdy wcześniej nie widziałem abyś paliła – zaczął delikatnie.
Nigdy wcześniej nie widziałam cię w takim stanie. Jak widzisz każdego z nas stać na pierwszy raz, by negatywnie zaskoczyć drugą stronę. – Udała się do łazienki po zapałki. Odpaliła papierosa i otworzyła okno. Zakrztusiła się dymem.
Od razu widać, że pierwszy raz w życiu palisz.
Nie rzucaj w moją stronę uwag bez znaczenia! – oburzyła się.
Jak sobie życzysz, ale zamknij okno. Nie przeszkadza mi dym, a nie chcę byś się przeziębiła.
Nie mów mi co mam robić! Nie decyduj za mnie jak mam postępować w moim własnym pokoju! – Cyntia chciała coś jeszcze wykrzyknąć, ale usłyszała jak ktoś wchodzi do jej sypialni.
Hektor przez chwilę miał przerażoną minę. Obawiał się, że może to być jego przyszły teść, albo nieprzewidywalny Bastian. Przerażenie ustąpiło wyraźnej uldze kiedy dostrzegł w półświetle postać swojej przyszłej teściowej.
Źle domknęliście drzwi – zwróciła im uwagę.
To Hektor wchodził ostatni – odburknęła Cyntia i dalej krztusiła się paląc.
Nie interesuję mnie kto ich nie domknął, ale goście weselni twojej siostry zaczynają się niepokoić. Słychać was w całym domu, także na korytarzach piętro wyżej i dwa piętra niżej.
Słychać nas? – dopytywał Rodrigez z cynicznym uśmieszkiem zdradzającym pretensje.
Marta krzywo się uśmiechnęła do przyszłego zięcia.
Słychać moją córkę – sprostowała.
No więc właśnie, pani córkę, nie mnie.
Gdyby wrócił o przyzwoitej godzinie, nie musiałabyś się teraz za nas wstydzić, matko. – Cyntia odwróciła się w kierunku rodzicielki.
Hektor natomiast przenosił wzrok z jednej kobiety na drugą.
Twój narzeczony nie jest moim problemem, Cyntio. Załatwcie sprawy między sobą, możliwie jak najciszej, proszę.
Twoim zdaniem nie mam prawa się denerwować? Nie mam praw do pretensji? – Cyntia ze złością ugasiła papierosa w połowie jeszcze pełnej kawy filiżance.
Naturalnie, że masz, ale jeśli już musisz na niego krzyczeć, to chyba możesz robić to nieco ciszej – zwróciła jej uwagę matka.
Ciszej? – rzekł pytająco Hektor i spojrzał na przyszłą teściową z niekrytą pretensją w oczach.
Tak, ciszej. Najlepiej szeptem. – Odwróciła się i chwyciła za klamkę. – Dobranoc i spokojnej nocy wam życzę. – Marta zamknęła za sobą drzwi.


Zapraszam także do kolejnego postu  Rozdział 7: Bezowocne poświęcenia

środa, 24 lutego 2016

Rozdział 5 - Wiedeński i różowy


Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem  Rozdział 4: Białe łąki

Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek

Hektor Rodrigez znajdował się w zakładzie stolarskim, z młotkiem w jednej dłoni i gwoździem w drugiej. Na moment odłożył narzędzia pracy, ale uczynił tak tylko po to, by pozbyć się niewygodnej, eleganckiej marynarki. Chwile potem, luźno zawiązany krawat poszedł w jej ślady i także wylądował na jednej ze skręconych oraz zbitych, i gotowych do polakierowania komód. Podwinął rękawy, wcześniej pozbywając się sztywnych mankietów. Rozpiął czarną kamizelkę i powrócił do pracy. Szło mu nad wyraz sprawnie. Zupełnie tak jakby nie urodził się paniczem, a pochodził z rodziny robotniczej. Wsłuchiwał się w odgłosy przybijania gwoździ, przerzucania drewnianych desek, oraz tarcia papieru ściernego. Jego spokój zakłóciło dwóch mężczyzn, z czego jeden rzucił czekiem na blat właśnie zbijanej szafki.
Nie ma pokrycia – wyjaśnił. – Szef sobie ładnie w chuja leci.
Naprawdę nie ma pokrycia? – zdziwił się Rodrigez. Przetarł oczy i zmęczoną twarz dłonią, a potem wyprostował się na równe nogi.
Nie, na niby. Pofatygowałem się tutaj w dzień wolny z kaprysu! – usłyszał w odpowiedzi.
Spokojnie panowie, coś na to zaradzimy. – Starał się załagodzić sytuacje.
Nie mam czasu na pańskie rady. Mam w domu małą siostrę, żonę i trójkę dzieci. Muszę je wykarmić. Nie pracowałem u pana miesiąc za darmo.
Oczywiście, że nie. – Uniósł dłonie w górę, na wysokość klatki piersiowej i oddalił się do miejsca, gdzie wcześniej odrzucił marynarkę. – Nie wiem co się takiego wydarzyło, ale wypłacę w gotówce – zapewnił i wyjąwszy plik banknotów z wewnętrznej kieszeni, zaczął odliczać. – Nie mam tyle przy sobie – wyjaśnił. – Daję panu trzy czwarte pensji, jutro przyniosę drugie tyle, w ramach przeprosin – dodał i położył plik banknotów na czeku, który rzekomo nie miał pokrycia.
Mężczyźni wyszli, a Rodrigez zmiął w ustach setki przekleństw. Na powierzchnie wydostało się tylko jedno, ciche i zrezygnowane:
Choler.
Zdjął z siebie kamizelkę i agresywnie cisnął nią na oślep. Wylądowała na podłodze, ale mało go to obchodziło. Powrócił do pracy. Po krótkiej chwili czuł jak kropelki potu spływają po jego czole, skroniach i policzkach. Było mu gorąco pod białą koszulą, co spowodowało, że rozpiął kilka górnych, ale też i tych dolnych guzików. Wyczuł, że ktoś patrzy mu przez ramie.
Śrubokręt się wyrobił – stwierdził blondyn w zwykłej, wypłowiałej podkoszulce. – Tym już szef nic nie przykręci. – Zacisnął usta w wąską kreskę i czekał na reakcje Hektora.
Hiszpan wyprostował się i już miał przyznać o ponad dekadę młodszemu od siebie chłopakowi rację, gdy ktoś zakłócił ich krótką pogawędkę słowami:
Przyszła do pana kobieta. – Szatyn z wąsem i czterdziestką na karku wykonał specyficzny ruch dłońmi, którym dał do zrozumienia wszystkim, którzy na niego patrzyli, że owa kobieta ma większy biust.
Amanda – szepnął Hektor zanim jeszcze usłyszał jasnowłosą piękność, która mimo iż była od niego niewiele młodsza, to ciągle przykuwała wzrok płci przeciwnej.
Tito! – zawołała, dobrze wiedząc, że mężczyzna nielubi zdrobnień własnego imienia.
Sam Hektor musiał jednak przyznać, że Amandy Tito, brzmiało o wiele lepiej niż Laury Hektorek.
Blondynka trzymała na rękach niespełna dwuletnią dziewczynkę, która była niezwykle wstydliwa i pod wpływem tak dużej ilości ludzi, zaczęła chować twarz w ramie matki i cichutko popłakiwać.
Maluszku – zagadnął do niej brunet i pogładził opuszkiem palca po policzku.
Torbę byś ode mnie wziął, a nie mi dziecko macasz! – zganiła go Amanda i nie czekając na jakikolwiek ruch Hektora, sama postawiła plecioną torbę na blat komody. – Obiad ci przyniosłam.
Dziękuję – szepnął spokojnie, czym wprawił ją w lekkie zirytowanie.
Kobieta zazgrzytała zębami i wcisnęła mężczyźnie dziecko na ręce.
W samej koszuli, taki ociekający potem jesteś nawet przystojny – skomplementowała. – Taki męski – dodała.
Amanda, słuchaj – zaczął i zamilkł, bo zauważył jak kobieta obraca się na pięcie i zmierza w stronę drzwi. – Chcesz mi ją zostawić!? – krzyknął za nią.
Blondynka nie zawróciła. Mało tego, nawet się nie zatrzymała. Hektor więc szybko przekazał dziewczynkę pierwszemu stojącemu najbliżej niego mężczyźnie i nakazał potrzymać, a sam ruszył za kobietą. Usłyszał jednak rozdzierający krzyk małej Emilki i zawrócił.
Tata – powiedziała niewyraźnie ciemnowłosa dziewczynka i wyciągnęła rączki w jego stronę.
Rodrigez usadził dziecko na blacie, nieopodal siatki z obiadem i na głos przyznał:
Ja zwariuję. – Popatrzył w piwne oczy Emilii, a potem zerknął w stronę drzwi, które ledwie zamknęły się za Amandą, a już otworzyły przed Markusem.
Chłopiec, który pewnie zmierzał w kierunku Rodrigeza miał nieco ponad trzynaście lat, zacięty wyraz twarzy i nóż wciśnięty za pasek spodni.
Ja po siostrę! – warknął i chwycił dziewczynkę pod paszkami. Pociągnął ją w tył i przytulił.
Zdecydujcie się w końcu – odrzekł lekceważąco i wsparł się łokciami na blacie komody, przez co wydawał się być sporo niższy, a tym samym dorównywał wzrostowi Markusa. – Staram się wam pomóc – dodał po dłuższej chwili ciszy, jednocześnie ruchem ręki spławiając pozostałych mężczyzn, którym nakazał powrócić do poprzednich obowiązku.
Niepotrzebnie! – krzyknął trzynastolatek, którego włosy miały specyficzną ni to kasztanową, ni mahoniową barwę. – Doskonale sobie radzimy. Ja mogę prowadzić zakład.
Bez płynności finansowej będzie ci trudno, chłopcze – wydrwił. – Czeki nie mają pokrycia – dorzucił wyjaśniającym tonem i chwycił w dłoń czek, który pozostawił po sobie jeden z pracowników. – Jeśli mi nie wierzysz, możesz sam sprawdzić – zachęcał.
Odczep się od mojej matki!
Nie mieszaj się w sprawy dorosłych! – krzyknął o wiele głośniej, wyprostował się, chwycił jedynie za marynarkę i ruszył w stronę wyjścia. – Zajmij się siostrą, ja jej w tym czasie poszukam.
Aby znowu wylądować w jej łóżku!? Raz panu nie wystarczył!?
Hektor wyszedł na zewnątrz i od razu poczuł uderzenie zimnego powietrza w swoje spocone ciało, do którego biała koszula zdawała się kleić. Oparł się plecami o drewniany zakład stolarski i starał się sobie przypomnieć wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Pił, tego był pewny. Wiedział też, że to właśnie Amanda wyciągnęła go z tej speluny owianej złą sławą i zabrała do siebie do domu. Faktycznie zezwoliła mu na noc w swoim łożu i w swej pościeli, dając mu przy okazji słownie do zrozumienia, że jeśli zacznie rzygać i nie trafi do wiaderka, to ona osobiście powiesi go za jaja. Tłumaczył jej, że Cyntia postanowiła dać im szansę, na co blondynka jedynie pokręciła głową z dezaprobatą.
Jutro wytrzeźwieje i sobie zapamiętam, że nie cieszysz się z mojego szczęścia – wspominał swój bełkot sprzed kilkunastu godzin.
Oj, wytrzeźwiejesz, wytrzeźwiejesz, tylko że z miłości trzeźwieje się o wiele trudniej niż z wódy. Zazwyczaj gdy do tego dochodzi jest już za późno – prawiła swoje mądrości.
Hektor zaśmiał się i poczuł jak kostnieją mu palce u rąk, a mróz szczypie w odsłonięte nadgarstki. Pośpiesznie więc założył marynarkę na siebie i ruszył za zakład, gdzie stały dwie, drewniane ławy i stoły, teraz pokryte śniegiem, ale Amandzie to nie przeszkadzało, by na jednej z nich siedzieć.
Zawsze byłaś silną kobietą – stwierdził, podchodząc bliżej.
Uniosła głowę i spojrzała na niego, załzawionymi oczami.
Nie daję już rady – przyznała. – Markus znika na całe dnie, Emila ciągle płacze...
Wczoraj mówiłaś jak zraniona żona. – Dosiadł się obok niej i ścisnął palcami za tył ławki. Szukał w głowie odpowiednich słów, przez co na twarzy wydawał się być bardzo niespokojny. – Nie sądzę byś miała ku temu powody – dodał, a jego zęby uderzyły o siebie z powodu wszechogarniającego zimna. Śnieg wdzierał się przez jego nogawki i dosięgał kostek. W takich chwilach Rodrigez żałował, że nie nawykł do noszenia cieplejszych ubrań, na przykład kalesonów. Jednak większą część swojego życia spędził w Hiszpanii, a tam śniegi nigdy nie padały.
Mam powody – szepnęła kobieta i wstała z zamiarem powrotu. – Zostawiłeś Emilkę – zarzuciła rozgniewana.
Z Markusem. Musiał za tobą przyjść. Pilnuje cię.
Amanda uśmiechnęła się blado, ale przyjemnie.
Tak szybko urósł. Pamiętam, gdy nosiłam go pod sercem. Wtedy myślałam, że nigdy go nie pokocham.
Miłość nie zna granic – stwierdził pewnie. – Ta Marka nie znała. Nie mów więc, że powinnaś odejść i go porzucić. Może teraz jest trudno, ale czy kiedyś jest łatwo. Miłość to... to w gruncie rzeczy dużo łez, bo tylko dzięki nim można docenić te radosne chwile. Nie opuszczaj porządnego faceta, tylko dlatego, że trochę w życiu narozrabiał. Zaakceptował cię, twoją przeszłość, twoje dziecko. Pogódź się więc z tym, że na jakiś czas będziesz słomianą wdową, a ja załatwię najlepszego prawnika, by możliwie jak najszybciej wyciągnąć go zza krat. – Wstał i wyminął kobietę bez pożegnania. Nagle w pół kroku się zatrzymał i odwrócił. – A jak się mają dziewczęta?
Lepiej byś się tam nie pokazywał – odpowiedziała ze złośliwym uśmiechem. – Wzbudzasz strach, poza tym to by mogło zaszkodzić twoim planom związanym z zaślubinami tej małej od Montenegrów. Takim jak ty nie przystoi szlajanie się po burdelach.
Pytałem o interesy, a otrzymałem wykład o moralności. Takie coś mogło popłynąć tylko z ust kobiety. – Odwrócił się do niej plecami, wcześniej wzdychając z rezygnacją.
Szowinista! – krzyknęła.
Oczywiście, przez grzeczność nie zaprzeczę! – odkrzyknął i nim wykonał krok, ponownie się odwrócił. – Myślę, że Markus zasługuje na prawdę. Jeśli mu nie powiesz to będzie go męczyło i w końcu zeżre go od środka.
Czasami lepiej nic nie wiedzieć o swych korzeniach.
Pewnie masz rację, ale brak wiedzy sprawia, że zaczynamy poszukiwać informacji. Zawsze tak jest, że pomimo iż człowiek zdaje sobie sprawę, że im mniej wie, tym lepiej śpi, to i tak woli samego siebie skazać na koszmary, w zamian za wiedzę. Taka już nasza ludzka, ciekawska, nieposkromiona natura.
Wczoraj byłeś pijany, rano ledwie żyłeś, a dziś masz tyle energii. To zadziwiające – powiedziała dla zmiany tematu.
Kwestia przyzwyczajenia – przyznał z szerokim uśmiechem.
Skoro już sam to przyznałeś, to chyba się na mnie nie obrazisz, gdy powiem szczerą prawdę iż porządny z ciebie facet, tylko straszny pijak.
Coś ty? – zadrwił. – Nigdy bym się o to nie obraził. Toż to same komplementy – zażartował i ponownie się odwrócił do blondynki plecami. Tym razem udało się mu dotrzeć do zakładu stolarskiego.
Markusa i Emilki nie było już w środku. Hektor więc spokojnie zjadł obiad, a potem wsiadł do samochodu i ruszył do domu, kierując się drogą z najbardziej ubitym śniegiem, by nie utknąć w jakieś zaspie. Tego dnia był jeszcze umówiony na spotkanie z Cyntią. Czekało go wybieranie wzoru zaproszeń na uroczystość ich zaręczyn, oraz dobór czcionki, kiedy już w końcu uda im się wybrać ten idealny, najlepszy ze wzorów.
Wyglądasz na znudzonego – stwierdziła panienka Montenegro, gdy oboje siedzieli w wygodnych fotelach, przed niewysoką ławą, na której teraz leżało kilkanaście, równo ułożonych zaproszeń.
Wydaje ci się – odparł i przetarł zaspane oczy. Tak naprawdę dopiero teraz Rodrigezowi niewielka ilość snu dawała się we znaki. Energia, którą wcześniej zdawał się wręcz emanować, jakby gdzieś z niego uleciała, a powieki same chciały opaść. – Po prostu jest ich za dużo – dodał, wstając. Obszedł ławę i stanął za fotelem, na którym Cyntia siedziała. Położył dłonie na jego oparciu i przychylił się, by pocałować ją w lśniące i jego zdaniem niezwykle skomplikowanie uczesane włosy.
Przytłoczyła cię ilość wzorów? – zdziwiła się. – Nie wyjęłam z torby jeszcze wszystkich. Póki co masz zwracać uwagę tylko na kolor, a potem pokaże ci jakie są jeszcze inne opcje w tym kolorze – wyjaśniła.
Hektor dosłownie osłupiał. Lekko otworzył usta i starał się nabrać powietrza. W końcu mu się to udało, a wtedy powiedział jedynie:
Muszę się napić.
Pośpiesz się, bo musimy jeszcze wybrać czcionkę! – krzyknęła, gdy on napełniał szklankę ulubioną whisky.
Ja osiwieje i wyłysieje, zanim w ogóle te przygotowania dobrną do końca – stwierdził szeptem i wychylił do dna, a potem ponownie napełnił szkło trunkiem. Powrócił do przyszłej żony i zasiadł wygodnie w fotelu, dokładnie naprzeciw niej. – Wybieram niebieski – stwierdził, by nieco przyspieszyć całą procedurę. Gdy to mówił nawet nie patrzył na zaproszenia, a w oczy Cyntii.
Niebieski? – zdziwiła się i zmarszczyła nos. – Jest taki... taki mało weselny.
To zawiadomienie o zaręczynach, a nie o zaślubinach – przypomniał.
I tak jest za mało... po prostu za mało.
To niech będą białe! – uniósł się.
Takie bez wyrazu, standardowe.
Kremowe? – zapytał z nadzieją.
Za bardzo zbliżone do białych.
To po cholerę je przyniosłaś!? – wydarł się w końcu i zrzucił ze stołu wszystkie niebieskie, białe i te bardziej lub mniej kremowe. – Mamy róż, fiolet i żółty. Ułatwiłem nam wybór.
Żółty kojarzy się z zazdrością.
Świetnie, zatem żółty! – krzyknął radośnie. – Jestem cholernie zazdrosny – uprzedził żartobliwie.
Cyntia przewróciła oczami i uznała:
Będą różowe... albo może fioletowe – nie mogła się zdecydować.
Rzuć monetą – podpowiedział.
Mam lepszy pomysł – zapowiedziała, a Hektor był już przekonany o tym, że ten pomysł wcale nie będzie lepszy od tego jego pomysłu.
Miał rację, bo Cyntia zaczęła wyjmować wszystkie wzory różowych i fioletowych zaproszeń. Było ich około trzydziestu. Ponownie zapełniła nimi całą ławę i nakazała swojemu przyszłemu mężowi wybierać.
Za moment, tylko pójdę po butelkę. – Chwycił za swoją pustą szklankę, po czym odłożył ją na blat i udał się do niewysokiego barku po jeszcze nieotwartą, młodą, bo zaledwie trzyletnią whisky.
Cyntia w tym czasie sięgnęła po filiżankę herbaty z mlekiem. Wypiła niemal do dna i wychyliła się po dzwoneczek. Mocno nim zadzwoniła, przywołując tym sposobem nie tylko służbę, ale i Hektora do siebie.
Chciałam poprosić o drugą herbatę – wyjaśniła, gdy napotkała na zdziwione spojrzenie Hektora.
Rodrigez sięgnął po spodek z filiżanką i przekazał ją do dłoni Violetty.
Przynieś – rozkazał, choć tak naprawdę tylko przy tej służącej był taki zdawkowy. Podobnie miał jeszcze przy jej córce.
Kobiety po prostu przywoływały na jego myśl ciężkie na duszy wspomnienia, dlatego chcąc unikać ich obecności, był gotowy nawet na to, by samemu sobie parzyć herbatę, kawę i napełniać kieliszek winem do obiadu.

Cyntia i Hektor mieli już pierwsze, drobne sprzeczki i kilka nieporozumień za sobą, pomimo że ich związek nie miał większego stażu niż dwa tygodnie. Pewnego dnia dla chwili relaksu wybrali się w krótką podróż do miasta. Cel był jeden – zjeść dobre, przesłodzone i o wiele za duże, jak na jedną porcję ciastko. Wysiadając z samochodu, postanowili wspólnie, że korzystając z okazji zamówią od razu tort na przyjęcie zaręczynowe, które było już tuż, tuż. Hektor żywił nadzieję, że wybór słodkości będzie mniej kłopotliwy od wyboru zaproszeń.
Wiedeński – uparła się Cyntia. Kiwała palcem i co jakiś czas popukiwała swojego partnera w klatkę piersiową albo w ramie. – Mówię ci, że wiedeński tort jest najlepszy.
Wiedeński toleruje tylko walc – odpowiedział i objął ją w pasie, mocno chwycił i podniósł jedną ręką, by przenieść przez kałużę.
Dziękuję. – Chwyciła go za rękę. – To ta kawiarenka, ta, chodź szybciej.
Przecież ci jej nie zamkną – upominał, no ale dał się jej ciągnąć, a nawet przyspieszył kroku, by nie utrudniać.
Witamy – rzekł mężczyzna stojący przy drzwiach. – Zaraz podejdzie do państwa kelner.
Nie, nie trzeba, ja podejdę do kasy. Chcę obejrzeć wystawy. – Cyntia dosłownie przykleiła nos do szyby, za którą znajdowały się torty. Była jak dziecko podziwiające zabawki, nie mogące się zdecydować, którą chce się pobawić. – Widzisz, mówiłam, że wiedeński będzie najładniejszy, sam musisz to przyznać, piękny jest.
Hektor wypuścił powietrze, poruszył brwiami i skoncentrował swój wzrok na słodyczach. Tort wskazany przez Cyntie był biały, a na wierzchu miał położone biszkopty, oblane czekoladą, na około których utworzone były rozetki ze śmietany.
Ostatecznie może być. Przynajmniej jest w klasycznym, białym kolorze.
Chcę taki różowy – stwierdziła i w sekundę po tym złapała przyszłego męża za marynarkę, dosłownie uwiesiła się na jego ubraniu. – Proszę, proszę, zgódź się.
Różowy? – zapytał nie dowierzając.
Tak, to mój ulubiony kolor.
Ale akurat różowy?
Nie daj się prosić, to ma być nasz dzień, powinien mi się podobać.
Dobrze, zatem różowy – przystanął na jej propozycje. Uśmiechnął się i poczuł muśnięcie jej aksamitnych warg na swoim policzku.
Tutaj niedaleko jest fryzjer.
Chcesz podciąć włosy? – zapytał.
Nie, mógłbyś tak trochę…
Wara od mojej brody. Już ci to mówiłem – przypomniał.
Hektor, ale nie chcę cię jej pozbawiać całkiem, tylko odrobinkę przystrzyc.
Wara od mojej brody, powiedziałem.
Dobrze. – Położyła z rezygnacją swoją dłoń na klatce piersiowej mężczyzny. – Zawsze warto było spróbować. – Uśmiechnęła się do niego łobuzersko. – Chodźmy do stolika, potem złożymy zamówienie na tę sobotę.
Oczywiście. Panienka przodem. – Złapał kobietę za rękę i prowadził tak, by szła przed nim.

Po skosztowaniu smakołyków, zakupie ciastek na drogę, oraz wybraniu tortu na przyjęcie z okazji zaręczyn, para postanowiła powrócić do posiadłości państwa Montenegro.
Zawsze chciałam spróbować – powiedziała nieco zasmuconym głosem Cyntia, gdy Hektor otworzył przed nią drzwi samochodu.
Co takiego zawsze chciałaś spróbować? – Zdawał się być bardzo zainteresowany.
Ilekroć wsiadam do samochodu chciałabym spróbować go poprowadzić – wyznała.
Zatem zasiądź na miejscu kierowcy– zaproponował, a sam otworzył tylne drzwi i położył zakupy na siedzeniach.
Ale jesteś tego pewny?
Oczywiście, przecież nie uda ci się prowadzić pojazdu z siedzenia pasażera. Nawet mnie się to nigdy nie udało. – Zdobył się na żartobliwy ton.
A jeśli coś zepsuje? – dopytywała, jednocześnie zmieniając miejsce.
Biorę naprawę na moją odpowiedzialność.
I nie będziesz na mnie krzyczał ani się denerwował? – Spojrzała na niego jakby szukała potwierdzenia.
Będę niezwykle cierpliwy – zapewnił. – A teraz posłuchaj. – Otworzył drzwi po stronie kierowcy, by jej wszystko pokazać. – Tam są pedały, przy nogach. Prawym ruszasz, lewym hamujesz. Póki co nie wciskaj żadnego z nich, dopóki nie usiądę obok ciebie.
Cyntia rozglądała się z zainteresowaniem po wnętrzu, jakby po raz pierwszy gościła w samochodzie. Obejrzała wszystko trzykrotnie, a Hektor tłumaczył co to zapalnik i w jakim celu wciska się kluczyk.
Gotowa? – zapytał, stając z przodu samochodu i kręcąc korbkę w szybkim tempie.
Już? – dopytywała.
Tak, wciśnij kluczyk – polecił.
Cyntia więc nacisnęła pośpiesznie ten przycisk zwany przez jej partnera kluczykiem. Samochód się zatrząsnął i stanął.
Delikatnie – wycedził przez zęby Hektor, ledwie powstrzymując się przed krzyknięciem.
Miałeś się nie denerwować – przypomniała mu. – Przesiadam się, ty poprowadź. – Była już gotowa zrezygnować, ale głos Hektora ją powstrzymał.
Cyntio, przepraszam. Nie chciałem cię zniechęcić. Nie jestem zły na ciebie, tylko na siebie, bo powinienem cię uprzedzić, że należy nacisnąć delikatnie. Spróbuj jeszcze raz, proszę.
Nie, bo będziesz krzyczał.
Nie będę, a wiesz dlaczego? – zapytał i podszedł do zamkniętych drzwi samochodu od strony kierowcy. Otworzył je. – Bo jesteś bardzo zdolna i wszystkiego bardzo szybko się uczysz. Jestem pewny, że teraz ci się uda. Tylko pamiętaj, wciśnij delikatnie, bardzo delikatnie. – Musnął wargami czubek jej nosa.
Rodrigez przeszedł na przód pojazdu, ponownie zakręcił korbką. Cyntia siedząc za kierownicą powtarzała sobie delikatnie, tylko delikatnie.
Tylko nie ruszaj pedałów, bo mnie przejedziesz – upomniał rozbawiony. Patrzył jak jego kobieta z uśmiechem naciska kluczyk, a potem jak jeszcze większy i szerszy uśmiech pojawia się na jej twarzy.
Hiszpan usiadł na miejscu pasażera i zamknął za sobą drzwi.
Delikatnie do przodu, powolutku – zaczął obejmując kobietę i kładąc swoją dłoń na jej ramieniu. – No pięknie sobie radzisz – pochwalił.
Naprawdę tak myślisz czy tylko tak mówisz?
Myślę, ale teraz w lewo, mocno, mocno, kręć, kręć. – Dopomógł jej trochę i jakoś udało im się wymanewrować i wyjechać na prostą, choć niewiele ich dzieliło od rowu. – Dalej już nie ma żadnych zakrętów – powiedział.
Mam przystanąć?
Nie, skoro poradziłaś sobie na tamtym odcinku drogi, to bez wątpienia dasz radę zawieźć swojego przyszłego męża do domu.
Mojego czy twojego?
Twojego. Mieliśmy jechać do ciebie, zapomniałaś?
A tak, wybacz, to stres.
Też się stresuję – przyznał.
Ty, czym? Przecież ty nie prowadzisz.
Przypominam, że za dziesięć dni odbędą się nasze oświadczyny, a twój ojciec nadal darzy mnie szczerą, choć skrywaną nienawiścią, a ja nawet nie wiem dlaczego.
Może postaraj się jakoś naprawić relacje z nim.
Z przyjemnością bym je naprawił, gdybym miał choć przypuszczenia dlaczego się zepsuły. Jednak nie myślmy o tym teraz. Wasz język, jest dosyć trudny. Jak to będzie, ty będziesz oświadczona, ja zaręczony, czy odwrotnie?
Odwrotnie, ja będę zaręczona, a ty się po prostu oświadczysz, albo oboje będziemy zaręczeni – wyjaśniła. Była zdziwiona, że Hektor zapytał akurat o taką błahostkę. Wcześniej wydawało jej się, że doskonale zna język niemiecki, choć jej zdaniem zdarzało mu się nieco bełkotać. Hiszpanie po prostu mieli bardzo szybką mowę i miewała trudności, by nadążyć za jego wypowiedziami.
W takim razie, za dziesięć dni, każdej napotkanej na moje drodze kobiecie będę mówił łapska precz ja się już oświadczyłem, tak?
A tylko spróbowałbyś powiedzieć inaczej. – Chwyciła za brodę mężczyzny swoją małą dłoń i zmusiła by spojrzał w bok, by móc go pocałować.
Cyntio, droga – uprzedził, na moment przerywając pocałunek.
Przecież widzę – odparła i pocałowała go znowu.
Mężczyzna już nie protestował i nie przerywał pocałunku, ale dla bezpieczeństwa chwycił lewą dłonią kierownicę, by jego przyszła żona czasem nie zjechała na pobocze, ani nie wpędziła ich do rowu.

Droga trwała dłużej niż zwykle, gdyż Cyntia prowadziła o wiele wolniej niż Hektor. Dojechali jednak do posiadłości Montenegro zanim zaczęło się ściemniać. Mężczyzna zamierzał pożegnać się z kobietą przy wejściu i odjechać do swojego domu, ale głos Marty go zatrzymał.
Nareszcie wróciliście. – Wybiegła im na powitanie. – Jak było? Wszystko już ustalone?
Tak, dopięte na ostatni guzik – odpowiedziała z radością.
No to się cieszę, dzieci.
Dzieci? – zaznaczył Hektor z nieukrywanym rozbawieniem. Patrzył na kobiety, gdy te stały dwa schody wyżej niż on i obejmowały się w pół.
Będziesz moim zięciem, chyba temu nie zaprzeczysz?
Oczywiście, że nie, ale proszę uważać. Zięcia się pani tak łatwo nie pozbędzie. – W oku Rodrigeza pojawił się błysk grozy, ale zarówno Cyntia jak i jej matka wzięły to za żart.
Uwielbiam w tobie, to niebywałe poczucie humoru. – Marta potarła ramie przyszłego zięcia, a kiedy Cyntia postanowiła wrócić się po ciastka do samochodu, ścisnęła Hektora mocniej za materiał marynarki, bo ten jak zwykle nie miał na sobie płaszcza. – Musisz mi pomóc – wysyczała.
Co mogę dla pani zrobić?
Bastian zniknął – odpowiedziała z przerażeniem. – Julia jeszcze nic nie wie. Cyntii także nic nie mów.
Co ja mam z tym wspólnego?
Masz go odnaleźć.
Mam? – zdziwił się.
Jako przyszły członek tej rodziny, powinieneś bardziej przykładać się do dbałości o jej interesy.
Naturalnie. Znajdę Browna najpóźniej do jutra rana. Muszę tylko wiedzieć gdzie się udał i z kim.
Zarówno Marta jak i Hektor nagle zamilkli, gdy tylko dostrzegli, że Cyntia zbliża się do nich. Dziewczyna spojrzała raz na matkę, a raz na przyszłego narzeczonego.
O czym tak szepcecie?
Zaproponowałam twemu Hektorowi, by został u nas na noc, w końcu pojutrze ślub twej siostry, może mógłby pomóc w przygotowaniach.
Usiłowałem się wykręcić brakiem wolnej sypialni z powodu gości przybyłych na wesele.
Możesz spać w moim pokoju – zaproponowała szybko Cyntia.
To samo mu powiedziałam – odpowiedziała Marta.
Hektor natomiast wydawał się być bardzo zmieszany.
A czy miła pani chce, by jej mąż mnie zabił jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem zaręczyn? – zapytał z cynicznym uśmieszkiem.
Mój mąż wróci dopiero jutro rano. Dopilnuję, by nikt mu nie powiedział. Zarówno ja jak i Cyntia będziemy trzymały się wersji, że pan późnym wieczorem odjechał i wczesnym rankiem przybył.
Chyba nie odmówisz przyszłej żonie! – krzyknęła młodsza z pań, a Hektor uśmiechnął się przyjaźnie.
Naturalnie, że nie.
Zatem idziemy. – Cyntia pierwsza wpadła do przedpokoju i zajęła się zdejmowaniem peleryny. Musiała poradzić sobie sama, bo przyszły mąż wyjątkowo jej w tym nie pomógł.
Cudownie, jak już pani coś wymyśli, to dosłownie klękajcie i kłaniajcie się narody – rzucił przez zęby w stronę przyszłej teściowej, ale na tyle cicho, że jego kobieta nie mogła tego usłyszeć.
Nie rozumiem o co ci chodzi?
Już wyjaśniam. – Zerknął na to co robi Cyntia, ale ta właśnie podeszła do pokojówki, która woziła w wózku małego Edwarda, więc i oddaliła się na tyle, że nawet gdyby nie rozmawiali szeptem, to ona i tak nic by z ich rozmowy nie podsłuchała. – Otóż, czy może mi pani wyjaśnić jak ja mam szukać Browna i jednocześnie być w pokoju z pani córką?
Słuszna uwaga. – Kobieta przyłożyła palec wskazujący do klatki piersiowej Hiszpana. – Coś wymyślę. Będę cię przed nią kryła.
Kiepski ze mnie czarodziej, ale rzekomo doskonały wróżbita. Wróżę nam kłopoty, pani Marto Montenegro.
Czy coś się stało? – zapytała Cyntia podchodząc do narzeczonego i matki z Edwardem na rękach.
Nie, skądże? Aleś ty urósł – zachwycił się Hektor nad małym synkiem Julii. – Będziesz duży i silny. Miejmy nadzieję, że się wdasz w ojca, tego biologicznego, a nie tego który cię uzna. – Pogładził maluszka po policzku.
Hektor, możesz przestać? To naprawdę nie jest na miejscu – zwróciła mu uwagę przyszła narzeczona.
Cyntio, spokojnie, on to powiedział tylko w naszym gronie. Poza tym ciężko zaprzeczyć, że Bastian nie umie sprostać nawet najniższym moim wymaganiom – opowiedziała się za Hektorem Marta.
Mogę go wziąć na ręce? – zapytał Rodrigez i wyciągnął dłonie po chłopca.
Poradzisz sobie? – zdziwiła się Cyntia.
Wydaje mi się, że tak.
No dobrze, skoro chcesz. Tylko go nie upuść i trzymaj pod główką.
Dobrze. Tak? – dopytywał kiedy mały był już w jego ramionach.
Tak. Całkiem nieźle sobie radzisz – pochwaliła. – Z początku pomyślałam, że będziesz bardziej spięty.
Muszę trenować. Nie wiadomo kiedy nas Bóg obdarzy takim maleństwem. Liczę na to, że stanie się to jak najszybciej. – Uśmiechnął się do Cyntii i musnął wargami jej skroń.
Na pewno będziecie mieli dużą rodzinę. Cudownie razem wyglądacie. – Zachwycała się Marta z szerokim uśmiechem.
To ja zostawię panie same i pójdę z Edwardem na górę. Oddamy cię mamusi, na pewno bardzo już za tobą tęskni.
Ale… – usiłowała zawołać za Hektorem Cyntia, jednak matka ją powstrzymała.
Niech idzie. My w tym czasie napijemy się kawy i zjemy ciastka. Chodź do saloniku. – Chwyciła córkę pod bok, by wspólnie przeszły przez duże, dwuskrzydłowe drzwi.

Hektor szedł długim korytarzem w kierunku pokoju Julii. Małego Edwarda trzymał pewnie na rękach, o wiele pewniej niż czynił to przy Cyntii i jej matce. Zapukał delikatnie w drzwi. Otworzyła mu kobieta w skąpej podomce. Nie umiał powstrzymać wzroku, by nie spojrzeć na jej duże i pełne piersi. Przekroczył próg pokoju bez zaproszenia.
Przyniosłem ci syna – wyjaśnił, kładąc malca na środku łóżka, które okryte było złotą narzutą.
Dziękuję. Przepraszam za mój nieodpowiedni strój, zaraz...
Oczywiście – odpowiedział uprzejmie. – Przebierz się, ja przy nim posiedzę.
Jestem pewna, że nie musisz. Zdobyłeś już rękę mojej siostry. Wyjdzie za ciebie, jestem tego pewna.
Jaki związek ma jedno z drugim? – zapytał, siadając na łóżku tuż obok Edwarda. Rozstawił ręce wygodnie po bokach. Wychylił się nieco, by lepiej słyszeć Julię ukrytą za parawanem.
Nie musisz już udawać, że lubisz mojego syna, tylko dlatego, że Cyntia go uwielbia.
Bardzo surowo mnie oceniasz.
Czyżby?
Tak, bo nawet nie pomyślałaś o tym, że ja naprawdę mogę lubić dzieci.
Wybacz, ale od kilku dni, wszystko utwierdza mnie w przekonaniu, że tylko mój ojciec, jako jedyny mężczyzna ze wszystkich mi znanych lubi dzieci, a wszystkim innym są one obojętne.
Nastrój przedślubny widzę ci dopisuje – zakpił, ale kobieta puściła to mimo uszu, choć może naprawdę niedosłyszała.
Dziękuję, że przy nim posiedziałeś. – Julia już w pełni ubrana wyszła zza parawanu i od razu wzięła Edwarda na ręce.
Drobiazg. W mojej rodzinie dzieci uważano za skarby rodziny, były więc każdego po troszku – to mówiąc wstał i dotknął nosek chłopca.
Mały się roześmiał.
Nie były tylko rodziców. Dlatego przyzwyczaj się, że wujek czasami zabierze go na spacer, wraz z Cyntią oczywiście. Przy okazji cię też trochę odciążymy.
Dziękuję.
Za co? – zdziwił się.
Za to, że przywracasz mi wiarę w męski gatunek człowieka.
Hektor się roześmiał, a mały Edward mu zawtórował.
Będę już wracał do... właściwie już do narzeczonej. Jakoś nie mogę się przyzwyczaić – wyznał z lekkim uśmiechem. – Spotkamy się, mam nadzieję, na kolacji. – Ukłonił się delikatnie i zmierzał w kierunku drzwi.
Hektor, zaczekaj!
Tak.
Ty jeszcze sam nie wiesz w co się wpakowałeś – powiedziała smutno.
Jak mam rozumieć twoje słowa? – Zmarszczył czoło i nerwowo poruszył brwiami.
Moja rodzina nie jest idealna, mamy dużo sekretów. Obawiam się, że jesteś dla nas za dobry, a im głębiej w las tym więcej drzew. Któregoś razu po prostu możesz nie odnaleźć właściwej drogi powrotnej. – Spojrzała ze smutkiem na przyszłego szwagra.
Ten dotknął jej ramienia.
Nie martw się o mnie, także nie jestem idealny i także mam swoje sekrety. Może nawet większe niż sekrety skrywane przez waszą rodzinę. Będę już szedł. – Nachylił się i musnął Julię w policzek. Był to niezwykle ciepły i serdeczny gest, ale ona już w głowie miała jedynie jego wcześniejsze słowa.
Co to znaczy!? – wybuchnęła niespodziewanie.
To znaczy, że może wcale, to nie ja jestem za dobry do waszej rodziny, a wasza rodzina jest za dobra dla mnie.
Hektor trzymał już dłoń na klamce, Julia wydawała się być przerażona jego słowami, albo raczej ich wydźwiękiem. Nigdy wcześniej nie słyszała aby mówił takim tonem.
Jakie masz sekrety? – spytała wprost.
Sekrety i tajemnice mają to do siebie, że nie wyjawia się ich obcym.
Nie jestem ci obca, przypominam, że będziemy rodziną.
To kiedy już nią będziemy, może wtedy powrócimy do tego tematu. Póki co pozostawmy jednak pytania bez odpowiedzi. A teraz wybacz, muszę jeszcze zobaczyć się z twoją matką. – Rodrigez ukłonił się i chciał opuścić pokój, ale ponownie słowa Julki go zatrzymały.
Jeszcze nie zostałeś mężem mojej siostry, a już jesteś na każde jej zawołanie. Dlaczego jej tak ulegasz?
Komu? Cyntii?
Mojej matce – odpowiedziała.
Panienki matka wydaje się być mocnym i pewnym sprzymierzeńcem.
A więc spróbuj zostać jej wspólnikiem, a nie podwładnym.
Proszę się o mnie nie martwić, poradzę sobie sam.
Robiąc to co każdy? Tańcząc jak ci zagra? Bo zazwyczaj to ona wykłada karty.
To tylko chwilowe, Julio. Po ślubie z twoją siostrą, to ja zacznę rozdawać karty. Jednak nie rozumiem dlaczego nastawiasz mnie przeciw własnej matce.
Przyjemnie byłoby patrzeć, jak ktoś wreszcie uciera jej nosa.
Uśmiechnęli się do siebie.
I uważasz, że ja to zrobię?
Jeśli nie ty, to już nikt – odparła zrezygnowanym tonem.
Masz do mnie jakieś specjalne życzenia?
Zdaje sobie sprawę z tego, że nie jesteś złotą rybką, a ja nie jestem rybakiem, który ją złowił, ale jeśli dasz mi prawo do trzech życzeń, to znajdę coś o co mogę ciebie prosić.
Zatem śmiało. Jeśli tylko będę mógł i potrafił, to cię nie zawiodę.
Edward zaczął popłakiwać, Julia nim kołysać, a Hektor zdawał się stać w bezruchu niczym posąg.
Chciałabym cię prosić byś został ojcem chrzestnym mojego syna.
To pierwsze z życzeń. Pozostały ci jeszcze dwa.
Jako mąż mojej siostry, chcę cię prosić byś zawsze był dla niej dobry.
Szlachetne życzenie – stwierdził z szerokim uśmiechem.
A jako trzecią prośbę, chciałabym byś po ślubie z Cyntią, znalazł dla mnie, Bastiana i mojego syna miejsce w swojej posiadłości.
Dlaczego? – zdziwił się.
Bo nie mamy się gdzie udać, a pragnę być jak najdalej mojej matki i mojej teściowej.
To nie jest aż tak daleko – przypomniał.
Co z życzeniami? – zapytała Julia z nadzieją.
Pierwsze spełnię bardzo chętnie, drugie postaram się spełnić, ale to też zależy od Cyntii i jej postępowania, a co do trzeciego, to zobaczę co się da zrobić. A teraz wybacz, ale naprawdę już muszę iść.
Rozumiem i dziękuję.
Drobiazg – wyszeptał patrząc jej w oczy, gdy zamykała za nim drzwi.

Co ty tyle czasu tam robiłeś? – naskoczyła przyszła teściowa na przyszłego zięcia, gdy ten wyszedł z pokoju jej najstarszej córki.
Rozmawiałem z pani córką. – Hektor wzruszył niewinnie ramionami.
Mam nadzieję że ich nie mylisz. Nie są podobne, a takiej zniewagi w życiu bym ci nie wybaczyła.
Bez obaw, takiego postępowania sam sobie bym nie wybaczył.
Marta Montenegro w towarzystwie Hektora Rodrigeza, skierowała się do jednego z wolnych i zapuszczonych pokoi, umiejscowionych na poddaszu.
Wybacz, za bardzo nawykłam do stylu bycia mojego drugiego zięcia. Przeklinam dzień gdy sprowadziłam go do tego domu.
Wybaczam – odparł mężczyzna, zasiadając na drewnianym krześle, po drugiej stronie stołu niż Marta. – Brown przystawiał się do Cyntii?
Moim skromnym zdaniem tak.
W takim razie znajdę go z przyjemnością.
Tylko nie bij po twarzy, ma dobrze wyglądać na slajdach z kinematografu, oraz na zdjęciach ślubnych.
Jak sobie pani życzy. – Mężczyzna nie potrafił powstrzymać uśmiechu.
Jeśli będziesz trzymał moją stronę, to bez wątpienia daleko zajdziesz, a lista twoich osiągnięć będzie dłuższa od niejednej litanii.
Skąd przekonanie, że mierzę aż tak wysoko?
Nie współpracowałabym z kimś kto mierzy niżej ode mnie.
Dlatego odsuwa pani męża na bok, od większości spraw?
Mój mąż ma słabe serce.
Czasami przychodzi mi na myśl, że dla pani jego słabe serce jest bardziej zaletą niżeli wadą – stwierdził oskarżycielskim tonem.
Czasami za dużo mówisz i bywasz zbyt pewny siebie.
Gdybym nie był pewny siebie, to pani nie byłaby pewna mnie, ale przejdźmy do rzeczy. Gdzie, o której i z kim wyszedł Bastian Brown?
Z kolegami, zaraz po tym gdy mój mąż przekazał mu czek przedślubny.
Ze wszystkim co mu obiecane? – przeraził się Hektor.
Z jedną piątą tego co mu obiecane.
Czy czek został zrealizowany?
Oczywiście, że tak. Pierwsze co uczyniłam to zatelefonowałam do banku.
W takim razie już wiem gdzie go szukać. – Rodrigez uśmiechnął się z wyższością.
Dokąd twoim zdaniem się udał?
Tam gdzie udałby się każdy alkoholik i hazardzista, mający nieco gotówki i czujący się przed ślubem niczym przed pójściem pod gilotynę. – Wstał i zaczął przechadzać się po zaniedbanym i zakurzonym pomieszczeniu.
Barów w tym mieście jest sporo – przypomniała Marta.
Poszedł z kolegami. Jest tylko jedno miejsce w tym mieście, które miałoby im coś do zaoferowania.
Powiedz jakie to miejsce, a nie będę cię fatygowała i sama po niego wyruszę. Wezmę do pomocy dwóch zaufanych służących, na wypadek gdyby nie był w stanie sam wsiąść do samochodu.
Z całym szacunkiem, pani Montenegro, ale tam dokąd wybrał się Bastian Brown z pewnością pani nie wpuszczą.
A to niby dlaczego? – oburzyła się.
Proszę mi wybaczyć, nie miałem niczego złego na myśli. Po prostu do miejsca, w które poszedł pani przyszły zięć, wstęp mają tylko mężczyźni i to mężczyźni wyglądający na bogatych, ewentualnie umięśnieni panowie i ladacznice.
Czyli dostaniesz się tam bez najmniejszego problemu – stwierdziła zadowolona.
Tak, ale co na to pani córka, Cyntia? – dopytywał.
Dopilnujemy, by się nigdy o tym nie dowiedziała, a ty zachowasz się od pokus, by nie było żadnych niemiłych niespodzianek za dziewięć miesięcy.
Aż tak mi pani ufa?
Ufam twojej inteligencji i zdolności logicznego myślenia. Wydaje mi się, iż sam potrafisz oszacować, że i bez twoich wyskoków ta rodzina ma dość skandali. Będziesz częścią tej rodziny, nie zapominaj o tym.
Będę pamiętał, ale pani niech pamięta, by oddać mi przysługę w odpowiednim momencie.
Zapewniam, że potrafię się odwdzięczyć.
Szczerze na to liczę.
Idź już, a ja przypilnuje twojej przyszłej żony, by czasami niczego nie podejrzewała. Wróć z jakimś upominkiem dla niej, to skutecznie zamydli jej oczy.
Bez obaw, umiem sobie radzić z własną narzeczoną. – Hektor nieśpiesznie opuścił pokój, zamykając za sobą drzwi.

Rodrigez idąc pośpiesznie szerokim korytarzem po czerwonym dywanie, natrafił na Cyntie. Uśmiechnął się uroczo. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
Szukałam cię – powiedziała, chwytając jego męskie przedramiona w swoje drobne dłonie z krótkimi paznokciami.
Naprawdę?
Oczywiście. Wspominałeś o walcu wiedeńskim. Odpowiadałby ci jako pierwszy taniec?
Zaręczynowy taniec? – zdziwił się.
Weselny – odpowiedziała radośnie, trącając go w nos, następnie przejechała opuszkiem w dół aż do ust.
Hektor delikatnie, aczkolwiek pośpiesznie przygryzł jej palec ustami.
Głuptas – zawołała.
Być może, ale ten głuptas ma dla ciebie niespodziankę.
Jaką?
Nigdy się nie dowiesz jeśli mnie nie wypuścisz.
Hektor, ale zdradź mi coś.
To ma związek z naszymi zaręczynami. – Cmoknął w policzek narzeczoną. – Kocham cię nad życie, ale nigdzie się stąd nie ruszaj. Obiecasz mi to?
Przecież nigdzie się nie wybieram. Jestem zmęczona.
W takim razie zdrzemnij się przed kolacją – zaproponował.
Może masz rację, zrobię tak. Hektor, ale na kolacje zdążysz? – upewniała się, a przed oczami, w swych marzeniach już miała na palcu złoty, zaręczynowy pierścionek, którego do tej pory się nie doczekała.
Powinienem. Chodź, odprowadzę cię do pokoju. – Nieśpiesznie odprowadził dziewczynę przed drzwi jej sypialni, a gdy te tylko zamknęły się za nią, on niemal od razu zbiegł na dół, wsiadł do samochodu i ruszył do Laguny, karczmy umieszczonej na przedmieściach, mającej to do siebie, że serwowali tam nie tylko mocne trunki i gry hazardowe, ale także, a może właśnie przede wszystkim, piękne i łatwe kobiety.

Zachęcam też do obejrzenia, byście wiedzieli jaka piosenka była natchnieniem do stworzenia wielu rozdziałów tego opowiadania:


Zapraszam także do kolejnego postu  Rozdział 6: Damy lekkich obyczajów

Czytam = Komentuję

Anonimowi – podpisujcie się!


Zapraszam was na swój blog autorski, gdzie znajduje się więcej informacji jak i opowiadań, oraz linków do nich: http://dariusz-tychon.blogspot.com/