niedziela, 20 marca 2016

Rozdział 8: Okres burz i wichrów


Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem  Rozdział 7: Bezowocne poświęcenia

Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek

Sala jadalna w posiadłości państwa Montenegro tego dnia zdawała się pękać w szwach. Niemal wszystkie stoły były zajęte przez gości weselnych Juli i Bastiana, z których niektórzy przyjechali naprawdę z daleka. Kelnerzy mieli więc pełne ręce roboty podczas obsługiwania, dlatego Marta pokusiła się kilka dni wcześniej o zatrudnienie na krótki czas kilku dodatkowych mężczyzn, ale i kobiet, które miały wymieniać ręczniki, zmywać naczynia i dbać o to by gościom niczego nie brakowało. Jeden ze środkowych stołów, tych znajdujących się niemal w samym centrum dużego pomieszczenia zajmowała rodzina Montenegro wraz z Bastianem i Hektorem. Rozpoczęło się śniadanie, na czas którego Edwardem zajmowała się jedna z służących. Było to tymczasowe rozwiązanie, dopóki Julia nie znajdzie odpowiedniej piastunki dla swojego syna.
Wina? – zapytał jeden z kelnerów.
Chętnie – odezwał się Brown.
Wszyscy się na niego wejrzeli z dezaprobatą, a on zdawał się tego nie zauważać. Podstawił swój kieliszek i w skupieniu obserwował jak czerwona ciecz wlewa się do szklanego naczynia.
Hektor nakrył swój kieliszek dłonią i pokręcił głową kiedy kelner z podobnym pytaniem zwrócił się do niego.
Ja dziękuje – rzekł szybko Julian. – Muszę mieć trzeźwy umysł.
Z jakiego powodu, ojcze? – zadrwił Martin, choć jednocześnie udał zaciekawienie.
Stoję synu przed trudnym wyborem.
Jakim? – włączyła się do dyskusji Cyntia.
Dotyczy majątku. Nadal nie zdecydowałem czy pozostawić go w rękach harpii bez serca czy tchórza.
Hektor spojrzał na teścia spod łba.
Jednak się napiję – zawrócił kelnera.
Mężczyzna niemal natychmiast zaczął napełniać kieliszek Rodrigeza, ale ten zatrzymał go w połowie krótkim:
Starczy.
Co tak mało? – Cyntia zwróciła się do narzeczonego tak pełnym pretensji tonem, że Julia się aż zachłysnęła.
Boli mnie jeszcze głowa po wczorajszym wieczorze z Bastianem, kochanie – wytłumaczył się, zachrypłym głosem.
Cyntia kopnęła Browna pod stołem, bo ten siedział akurat naprzeciw niej. Liczyła na to, że przyszły szwagier jakoś jej dopomoże.
Mój ojciec zawsze mawiał, że najlepiej leczyć się tym czym się struło – wtrącił Bastian. – Zatem może kieliszeczek czegoś mocniejszego?
Nie dziś – odpowiedział cicho, niezwykle spokojnie.
Hektor, jeśli masz ochotę, to naprawdę ja nie mam nic przeciwko.
Mężczyzna spojrzał na narzeczoną z niedowierzaniem.
Chcesz, by twój przyszły mąż dorównał w piciu alkoholu mężowi twej siostry? – zapytał Martin i zdawał się być rozbawiony. – A może chcesz, by go przegonił?
Właśnie, kochanie? – Rodrigez zerknął na Cyntię, a potem wykonał niewielki łyk i odstawił kieliszek.
Ja uważam, że wszystko jest dla ludzi.
Ale w odpowiednich ilościach, skarbie.
Wydaje mi się, że jakbyś wypił nieco więcej, to nie byłoby to żadnym problemem – drążyła dalej Cyntia.
Chyba cię nie rozumiem, córko – wtrąciła się Marta. – W nocy urządziłaś mu karczemną awanturę, bo śmiał wypić w karczmie, a dziś sama najchętniej byś mu dolewała do kielicha i to hektolitrami.
Hektor przymknął oczy jakby go nagle zabolała głowa. Marta dopiero po spojrzeniu na niego zdała sobie sprawę ze słów jakie wypowiedziała. Od zawsze miała niewyparzony język, a utrzymanie tak małoznaczących tajemnic nie było nigdy jej mocną stroną
A co pan Rodrigez robił tutaj nocą? – zapytał Julian i wbił wyczekujący wzrok w swoją żonę.
Zapanowało niezręczne milczenie, dopóki Bastian się nie odezwał:
Może lepiej się napij, tak przed śmiercią, to każdemu się należy.
Słuszna uwaga. – Hektor podniósł kieliszek do ust i zrobił kolejny tego dnia niewielki łyk.
Może pan Rodrigez sam się wytłumaczy – zaproponowała Marta.
Ależ naturalnie. – Hektor rzucił jej pełne nienawiści spojrzenie mówiące uduszę panią gołymi rękoma. – Czyniłem to co większość ludzi czyni nocami panie Montenegro, spałem. – Ukłonił się kulturalnie w stronę przyszłego teścia i nałożył wędliny na kanapkę.
Który z pokoi pan zajmował? – Julian nie odpuszczał.
Mój, ojcze.
I ty na to pozwoliłaś!? – wrzasnął na córkę.
Proszę się nie unosić publicznie na kobietę, przynajmniej nie w moim towarzystwie – Rodrigez pozwolił sobie na zwrócenie głośno uwagi. – Zwłaszcza, że ta kobieta będzie moją żoną – dodał.
Hektor – syknęła na niego Cyntia, ale on tylko pokręcił nieznacznie głową i przymknął powieki jakby chciał jej powiedzieć spokojnie, nie martw się i najlepiej też nie wtrącaj.
Śmie pan mi mówić jak mam się zachowywać w moim własnym domu w stosunku do własnego dziecka?
Nie śmiem panu mówić jak ma się pan zachowywać, a jedynie pragnę zwrócić uwagę na to jak należy się zachowywać w towarzystwie. Jeśli chce pan zganić córkę... – Spuścił na moment głowę jakby się nad czymś zastanawiał, a potem ponownie spojrzał na przyszłego teścia. – Oczywiście, ma pan takie prawo i słuszność w tym przypadku, wszakże wpuściła mnie do swojego łoża za stanu panieńskiego. Jednak proszę czynić jej uwagi na osobności. A najlepiej nie czynić żadnych uwag. Za dziewięć dni będziemy oficjalnie narzeczeństwem, niedługo potem małżeństwem. Proszę więc powstrzymać swoje zapędy.
I o powstrzymywaniu zapędów mówi osoba, która zamieszkuje sypialnie kobiety niezamężnej.
Oczywiście w pana oczach mniejszym przestępstwem jest sypianie z mężatką – odciął się z szerokim uśmiechem Hektor.
Możecie przestać! – wysyczała przez zęby Marta.
To on powinien przestać. Powinien się pan wstydzić. Nie macie ustalonej daty ślubu, nie było jeszcze nawet zaręczyn. Chce pan by pańskie dziecko urodziło się bękartem.
Zapewniam, że żadnych dzieci przed ślubem nie będzie – odparł pewnie Hektor.
To pana nie usprawiedliwia.
Zapewne nie, ale pańskiej córki też nie i to ani jednej ani drugiej. Nie rozumiem też pańskiej hipokryzji. Bastian także nie jest jeszcze członkiem tej rodziny, a zamieszkują z Julią wspólnym pokój.
Julia z Bastianem są już rodzicami.
Czyżby? Julia jest matką, nie mam co do tego żadnych wątpliwości, ale czy Bastian jest ojcem Edwarda postawiłbym pod dużym znakiem zapytania.
Brown przysłuchiwał się rozmowie co jakiś czas uzupełniając swój kieliszek. Julii głowa przeskakiwała z ojca na Hektora i z Hektora na ojca. Cyntia dźgała przyszłego męża palcami w udo, ale to nie powstrzymywało jego bojowych zapędów. Martin patrzył wyczekująco na rodziciela, by ten wyjął jakiegoś asa z rękawa i skutecznie zatkał usta Rodrigezowi, bo uważał, że w tym przypadku to ojciec ma racje. Marta natomiast spokojnie jadła śniadanie i zdawała się ignorować całe zamieszanie.
Kogo chce pan obrazić? A może chce mnie pan sprowokować?
Nie chcę nikogo obrazić. Chętnie też zmierzyłbym się z panem na pięści, wcale tego nie kryje, ale jest pan schorowanym człowiekiem, to nie byłyby równe szanse.
Chętnie przyjmę pańskie wyzwanie. Możemy wyjść teraz. – Julian wstał.
Ani się waż! – syknęła Cyntia w stronę Hektora i zapobiegawczo chwyciła go za dłoń, mocno ścisnęła.
Marta szarpnęła męża za nadgarstek i zmusiła by usiadł.
Siadaj i się nie wygłupiaj. Ludzie na nas patrzą.
Posłucha pan kobiety? – zadrwił Hektor.
I mówi to człowiek, który nawet nie odważył się wstać – wtrącił się Martin.
Hektor szeroko się uśmiechnął. W tamtym momencie doszedł do wniosku, że nie będzie brata Cyntii darzył tak dużą sympatią jaką ona do niego żywi.
Zawsze możemy się pojedynkować na rewolwery, wtedy będziemy mieli równe szanse. W takiego rodzaju pojedynkach siła i wiek nie mają znaczenia. Liczy się jedynie celne oko – zaczął Hektor.
Co ty wygadujesz? – zapytała z pretensją Cyntia.
Hektor pod stołem przełożył swoją dłoń spod dłoni kobiety. Położył ją na jej drobnej prawicy i ścisnął delikatnie, dwa razy.
Cicho – szepnął w jej kierunku.
Nie będę cicho! – Cyntia wstała na tyle energicznie, że przewróciła krzesło, na którym wcześniej siedziała. – Nie będę milczeć! To wy powinniście być cicho. Zachowujecie się jak dzieci, jak dwoje smarkaczy toczących bój o jakiś nieistniejący gral.
Cyntio. – Mężczyzna chwycił ją za dłoń swoimi dwiema. Dokonał tego niezwykle delikatnie. – Usiądź, por favor.
Nie. – Wyszarpnęła rękę z jego uścisku.
Wywołujesz skandal! – warknęła Marta przez zaciśnięte zęby.
Właśnie. Skandal i ta rodzina, toż to niemożliwe i niezwykle rzadkie zjawisko – zadrwił Martin.
Julia z załamaniem podparła czoło na dłoni, a Bastianowi brakło wina, więc począł rozglądać się za kelnerem.
Reagujesz niezwykle impulsywnie – zaczął spokojnie Hektor starając się załagodzić sytuacje.
Impulsywnie? To ty chcesz bić mojego ojca…
Nie chcę nikogo bić – przerwał jej.
Bić nie, ale strzelać do kogoś to już tak!
Wszyscy goście znajdujący się w restauracji, którzy wcześniej ukradkiem tylko zerkali w ich kierunku co jakiś czas, teraz już jawnie się gapili, a nawet głośno komentowali.
Zrób coś – rozkazała Marta przyszłemu zięciowi. Wiedziała, że w tym momencie nie ma już na kogo liczyć, i że paradoksalnie to właśnie Hektor, choć był sprawcą większej części zamieszania, może jeszcze to wszystko powstrzymać.
Rodrigez po raz kolejny tego dnia rzucił przyszłej teściowej spojrzenie godne piranii.
Cyntio, proszę…
O nic nie proś! I mnie nie dotykaj!
Dobrze, nie będę, ale nie zachowuj się jak dziecko – wyjaśnił cicho i spokojnie, cały czas zajmując miejsce siedzące, podczas gdy jego przyszła żona nadal stała. – Ludzie na nas spoglądają – dodał patrząc z nadzieją. Liczył na to, że Cyntia się opanuje.
A niech się patrzą! Niech widzą! Nawet niech wiedzą jak się zachowują dwaj najważniejsi mężczyźni w moim życiu!
Martin zaczął unosić dłoń ku górze jakby się nieporadnie i niepewnie zgłaszał.
A ja? – zapytał cichutko i skromnie z drwiną malującą się na twarzy.
Julia nie wytrzymała i dała mu przez łeb.
Przestań się wydurniać to poważna sprawa – syknęła w stronę brata.
Usiądź, porozmawiajmy wszyscy spokojnie – zaproponował Rodrigez.
Spokojnie! Ty i spokojnie?! Prędzej wszystkie narody się zjednoczą niż ja zawierzę w twoje spokojnie! – zadrwiła gniewnie.
Usiądź – ponowił swoją prośbę tym razem ostrzej.
Nie mam ochoty! – wykrzyknęła.
Powiedziałem, żebyś usiadła! – uniósł się.
Cały stół nagle zamilkł. Cyntii stanęły łzy w oczach i przez chwile myślała o tym, by spełnić żądanie Hektora. Postanowiła się jednak nie uginać i pomimo strachu pokazać mu, że nie będzie nią dyrygował i bezkarnie na nią pokrzykiwał.
Nie rozumiesz co do ciebie mówię!? – to zdanie Hektor już krzyknął i to na tyle głośno, że jego głos odbił się od ścian restauracji, oraz zastaw i sztućców ułożonych na stołach.
W oczach Cyntii pojawiły się wyraźniejsze łzy, takie których wiedziała, że nie da rady długo powstrzymać przed wtargnięciem na policzki. Pokręciła szybko głową.
Nie… nie wierzę – powiedziała, odwróciła się i wybiegła z sali. Skierowała się schodami na górę.
Julian przyglądał się całej scenie z niekrytą radością.
I z czego pan się cieszy? – zapytał warknięciem Hektor.
Mężczyzna uśmiechnął się, zmrużył jedno oko i uniósł wskazujący palec prawej dłoni do góry.
Niech pan zaczeka moment, staram się sobie coś przypomnieć. Nie jestem pewny jak dokładnie brzmiały pańskie słowa, ale jestem pewien, że było w nich coś na temat niepublicznego unoszenia się na kobietę. – Zaśmiał się.
Hektor zacisnął zęby, zrobił łyk wina i oparł się wygodnie o oparcie krzesła.
I na co ty jeszcze czekasz!? – wrzasnęła na niego Marta Montenegro. – Idź za nią! – poleciła.
Hektor nie odpowiedział, chwycił za serwetkę, wytarł kąciki ust.
Przeproszę państwa na moment. – Ukłonił się wszystkim. Wstał, zasunął za sobą krzesło, wyminął te wywalone przez Cyntię i poszedł do jej sypialni.
Bastian natomiast w końcu wychwycił kelnera.
Wino proszę.
Brown, wino? Co tak słabo? – zadrwił Martin. – My z tatusiem to się napijemy szampana, czyż nie? – zapytał z uśmiechem.
Oczywiście synu. Jeden zero dla nas.
Jeden zero!? – wrzasnęła Marta.
Nikt nie będzie bezkarnie wrzeszczał na moją siostrzyczkę – wyjaśnił Martin.
Czy jest coś o czym powinnam wiedzieć? – zapytała męża, potem spojrzała na syna, ten jednak nie zamierzał mówić nic więcej.
Tak, jest jedna taka rzecz. – Julian chwycił za swój pełen szampana kieliszek. Wstał jak do toastu. – Chcę byście wiedzieli, wszyscy tutaj obecni, że wolałbym widzieć moją najmłodszą córkę przy boku kelnera, niżeli przy boku Hektora Rodrigeza – mówił na tyle cicho, by słyszała to tylko jego rodzina. Przechylił swój kieliszek.
Martin i Bastian poszli w jego ślady. Julia patrzyła na sytuacje z niedowierzaniem. Marta natomiast wstała od stołu i zanim wyszła zwróciła się do gości:
Proszę się nie niepokoić, bardzo przepraszamy, ale to było tylko drobne nieporozumienie. Młodzi potrzebują czasu by się dotrzeć. Mój przyszły zięć jest doskonałym myśliwym, a moja córka jak wiadomo słynie z nienawiści do polowań. Tak więc... wynikł drobny, naprawdę drobny konflikt.

Podczas kiedy Marta robiła dobrą minę do złej gry i starała się usprawiedliwić swoją rodzinę Hektor wszedł do pokoju Cyntii bez wcześniejszego zapukania. Kobieta stała przy parapecie i właśnie gasiła papierosa.
Mogłeś zapukać – usłyszał nieuprzejmy ton.
Przykre, że się tak do mnie odnosisz.
Czego chcesz? – Odwróciła się w stronę narzeczonego i podeszła bliżej, ale nie na tyle blisko, by mógł ją dotknąć.
Przymknął na chwilę oczy, zawiesił głowę i poruszył brwiami. Po chwili na nią spojrzał.
Przyszedłem prosić o wybaczenie.
Podniosłeś na mnie głos, publicznie, przy całej mojej rodzinie, przy wszystkich jutrzejszych gościach mojej siostry i ja mam ci wybaczyć? – dopytywała, zupełnie tak jakby nie zrozumiała jego wcześniejszych słów.
Hektor był pod wrażeniem jej bojowego nastawienia, nie spodziewał się nawet, że może być tak trudno. Sądził, że przeprosi, a kobieta rzuci mu się od razu na szyję.
Będę twoim mężem. Poza tym ty też nie miałaś prawa się tak zachowywać. Wiesz w jakiej sytuacji mnie postawiłaś?
Cyntia uśmiechnęła się z niedowierzaniem, przy okazji zagryzając dolną wargę, co było u niej oznaką zdenerwowania.
Bawi cię to?! – warknął na nią.
Nie mów tak do mnie – zwróciła mu uwagę i wojowniczo postąpiła krok do przodu, wysuwając też przy tym podbródek.
Zadałem ci pytanie!?
A ja muszę na nie odpowiadać?
Przydałoby się! – krzyknął i poczuł pieczenie na lewym policzku. Przymknął oczy, chwile trwało zanim ponownie spojrzał na narzeczoną.
Pytasz czy wiem w jakiej sytuacji ja ciebie postawiłam, a czy zapytałeś siebie w jakiej sytuacji ty mnie postawiłeś? Nie pozwolę byś na mnie ciągle wrzeszczał. I nie pozwolę się tak publicznie traktować. – Cyntia zamierzyła się po raz drugi, ale poczuła silny uścisk na nadgarstku. Był tak mocny, iż odnosiła wrażenie, jakby Hektor miażdżył jej kości.
Hiszpan spojrzał jej głęboko w oczy, jakby z wyższością. Wykonał krok do przodu, co ją zmusiło do kroku w tył.
Cyntio, qué demonios estás haciendo! (tłum. Cyntio, co ty do cholery wyprawiasz!) – wykrzyknął po hiszpańsku i wciąż trzymając Cyntie za rękę kroczył do przodu, zmuszając tym samym, by się cofała.
Hektor, boli – powiedziała. Wydawała się być przestraszona. Spróbowała się wyszarpnąć, ale usłyszała tylko:
Venir aquí, maldita! (tłum. Chodź tu, cholera!) – wypowiedział przez zęby.
Uścisk dłoni Rodrigeza na drobnym nadgarstku Cyntii się nasilił. Mężczyzna przyciągnął kobietę do siebie jednym, zdecydowanym szarpnięciem.
Ściskasz za mocno. Hektor zadajesz mi ból. – Zapłakała.
Zatrzymał się, nie wiadomo czy z powodu jej krzyku i płaczu, czy z tego, że znaleźli się w miejscu, do którego zmierzał. Znajdowali się przy toaletce. Pewnym ruchem usadził kobietę na pufie, mówiąc delikatne:
Siądź.
Sam oddalił się od niej na kilka kroków i zasiadł na łóżku. Rzucił smutnym spojrzeniem na jej zapłakaną twarz. Przyłożył trzy swoje palce do czoła i zawiesił głowę. Zamknął oczy, jakby usilnie nad czymś myślał.
Postąpiłem źle – przyznał i dopiero wtedy ponownie na nią spojrzał. – Zarówno w restauracji, jak i teraz. Jednak Cyntio, to ty podniosłaś na mnie rękę. Ja cię nie biję, nie życzę więc sobie byś ty biła mnie. – Mówił spokojnie, jak na Hiszpana, to nawet za wolno, aczkolwiek ciągle stanowczo.
Ale to ty o mało nie zabiłeś mi ojca – wyłkała.
Nie prawda.
Zaproponowałeś mu pojedynek!
Bo mnie sprowokował!
A ja? Ja też cię sprowokowałam? – Na przypomnienie sobie tamtejszych wydarzeń poczuła gule w gardle, przez co słowa wypowiedziała niezwykle cicho... niepewnie.
Pierwsza się uniosłaś i sprowadziłaś na nas wzrok tych wszystkich ludzi. Podobnie jak przed chwilą pierwsza zachowałaś się agresywnie.
Czyli to moja wina?
Po części tak.
Wyjdź. – Nabrała pewności siebie i to na tyle dużej by wstać, i wskazać mężczyźnie drzwi.
Cyntio… – Hektor podniósł się z łóżka, na którym siedział i spróbował złapać dziewczynę za ramiona, ale odsunęła się wystraszona.
Nie dotykaj mnie!
Dlaczego?
Prosiłam, żebyś wyszedł – przypomniała, jednocześnie pocierając obolały nadgarstek, czuła jak w niektórych miejscach puchnie.
Umknęło ci proszę – odparł spokojnie.
Jestem w swoim pokoju, nie muszę cię prosić byś go opuścił, mogę żądać. – Czuła się przytłoczona jego obecnością, tym że jest tak blisko, że jest wyższy od niej i o wiele silniejszy. Podeszła do okna. Stanęła do Hektora tyłem, sądząc, że tym nieco zamaskuje swój strach i to przed samą sobą.
Na twoje nieszczęście, po ślubie, kiedy już wprowadzimy się do mnie, nie będziesz miała pokoju tylko i wyłącznie dla siebie. – Uśmiechnął się skrycie i podszedł bliżej.
Wyjdź! – krzyknęła odwracając się.
Nie możemy porozmawiać?
Nie będę prowadziła rozmowy stylem jaki narzuciłeś.
Co tobie w nim nie odpowiada? Staram się być spokojny.
Rozmawiasz ze mną jakbym była twoim wrogiem, traktujesz mnie jak przeciwnika, a ja mam być twoją żoną.
Nie traktuje cię jak wroga.
A mojego ojca?
Sam zaczął! – wrzasnął Rodrigez. – Sam się też prosił!
Odwieczne pytanie, który zaczął, to dla mężczyzn najważniejszy element sporu, ważniejszy niż kompromis.
Z twoim ojcem nie da się przystać na kompromis. Jest uparty.
A ty nie?
Cyntio, co między mną a twoim ojcem, to zostawmy między mną, a nim. Nie musisz się do tego wtrącać.
Tak naprawdę? Choć nie bez znaczenia jest, że to mój ojciec, to chodzi o ciebie. Jakim ty jesteś człowiekiem?
Przecież mnie znasz.
Nie, nie – Pokręciła głową i smutno się uśmiechnęła. – Ja cię nie znam. Wydawało mi się, że tak, że cię znam, ale tak nie jest.
Co chcesz przez to powiedzieć?
Hektor, którego znałam nie zrobiłby mi krzywdy, ty ją zrobiłeś. Wyjdź, proszę. Chcę zostać sama. Chyba tyle możesz dla mnie zrobić? – Spojrzała na niego wyczekująco.
Oczywiście – odpowiedział, skłonił się i opuścił pokój przyszłej żony zamykając za sobą cicho drzwi.
Po wyjściu spojrzał w lewo, gdzie oparta o ścianę stała Marta Montenegro. Nie dowierzał, że matka Cyntii była zdolna do podsłuchiwania ich sprzeczki.
Hiszpański temperament – rzekła z pogardą. – Brawo. – Zaklaskała dwa razy w dłonie, ale po cichu, tak by nikt poza Hektorem nie usłyszał.
O co pani chodzi tym razem? – Podszedł do niej i był niezwykle wściekły.
Moja najmłodsza córka wprost nienawidzi przemocy. Wybrałeś najgorszy z możliwych sposobów aby ją okiełznać. – Poklepała mężczyznę po ramieniu, wyminęła i wróciła do restauracji.

Hektor poprosił kelnera o butelkę wina i przysiadł z nią na schodach, licząc na to, że Cyntia w końcu zmieni zdanie i wyjdzie z pokoju, by go odszukać, i wszystko załagodzić. Marynarka bezpiecznie spoczywała przy jego boku. Wypił dwa łyki czerwonego trunku prosto z butelki. Alkohol nie palił gardła i nie rozgrzewał zlodowaciałego wnętrza. Nie pomagał. Hektor zakorkował więc butelkę, przymknął oczy, oparł głowę o barierki schodów i starał się powstrzymać wypłynięcie łez, które czuł pod powiekami. Powróciły wspomnienia, te należące do niewygodnych. Stary, drewniany fortepian wygrywający melodie kołysanki. Dziecko zasłuchane w muzykę, przecierające zmęczone oczy, starające się nie zasnąć. Wszystko co dobre, spokojne i ciche kończyło się w chwili trzaśnięcia drzwiami. Następnie pojawiał się strach w oczach kobiety, jej krzyk, płacz, pierwszy cios, który powalał na ziemie.
Co ci jest? – zapytał Bastian, szturchając Hektora w ramie.
Nic – skłamał, ocierając łzy tak by Brown tego nie zauważył. – Pokłóciłem się z Cyntią – wyjaśnił patrząc na blondyna.
Muszę iść do kucharza, jakby mały płakał, zajrzysz? Julia mnie zabije gołą ręką… właściwie to jednym palcem będzie w stanie, jeśli Edkowi stanie się krzywda. – Bastian żywo gestykulował.
Brunet spojrzał za siebie na drzwi prowadzące do pokoju Julii.
Zajrzę – odrzekł.
Bastek zbiegł na dół czym prędzej, krzycząc po drodze:
Wrócę najszybciej jak tylko się da.
Nie śpiesz się, nie musisz – powiedział to zdanie na tyle cicho, że Bastian nie mógł tego słyszeć.
Niedługą chwilę potem uszu Hektora dobiegł płacz małego Edwarda. Wszedł do pokoju przyszłej rodziny Brownów, odstawił wino na komodę i podszedł do kołyski. Spojrzał na chłopca ubranego w biało-złotą sukienkę. Dziecię było maleńkie w porównaniu z obliczem jego dużych dłoni, ale wziął go na ręce najdelikatniej jak to tylko było możliwe. Przeszedł się z niemowlęciem po pokoju lekko kołysząc, ale nic nie pomagało, Edward krzyczał coraz głośniej. W końcu postanowił się do niego odezwać.
Wiem, trafiłeś w fatalne miejsce, do może niezbyt rozgarniętych ludzi, ale to twoja rodzina. Jedyna jaką masz, nigdy nie będziesz miał innej.
Edward otworzył oczy, spojrzał na prawie obcego mu mężczyznę. Chwilę był spokojny, potem zaczął płakać znowu.
Lubisz kołysanki? Nie znam ich za wiele, ale liczę, że zadowolisz się tą którą znam. Nie bądź wybredny jak twój dziadek, proszę.
Gdy pierwsze małe myśli twe
Pod powiekami skryły się
Niech przyśni ci się lepszy świat
Bo przecież ty za kilka lat
Spróbujesz przegnać wszelkie zło
Zbudujesz sobie lepszy dom*(5)
Edward powoli zaczął się uspokajać, a Hektor śpiewać coraz ciszej, potem nucić, aż w końcu zaprzestał, gdy usłyszał jak drzwi pokoju się otwierają. Odwrócił się i dostrzegł jedną z służących.
Przyszłam do chłopca, proszę pana – wyjaśniła.
Proszę, właśnie zasnął. – Odłożył małego panicza do kołyski i zanim skierował się do wyjścia jeszcze ją delikatnie zabujał.

Stojąc na korytarzu spojrzał na drzwi pokoju Cyntii, ale zrezygnował z pójścia do niej, w końcu sama prosiła o to, by wyszedł, a więc chciała być sama. Hektor wziął marynarkę ze schodów, te samą, której zapomniał gdy poszedł uspokoić Edwarda.
Mężczyzna skierował swoje kroki ku górze, do pokoju Marty Montenegro. Kobieta właśnie pomagała przy doborze menu i zapinaniu wszystkiego na ostatni guzik, dlatego do pokoju na poddaszu, którego używała jako swój prywatny gabinet, wkroczyła dopiero po obiedzie. Kiedy dostrzegła Hektora leżącego na jej łóżku początkowo się wystraszyła, potem jednak strach ustąpił miejsca zdenerwowaniu.
Co tutaj robisz!? – krzyknęła przez zęby.
Pije bordo – odpowiedział, kręcąc szklanką z zawartością. Ostentacyjnie wypił pozostałość i napełnił naczynie ponownie.
W moim łóżku? – dopytywała, siadając przy jego nogach.
Jak pani widzi, tak. Byłem w tym pokoju kilka razy, ale wcześniej nie zauważyłem łóżka, było za parawanem. Nie sypia pani z mężem? – Pochylił się do przodu.
To nie twoja sprawa!
Przełożył szklankę z prawej dłoni do lewej.
Będę częścią tej rodziny, jej sprawy są moimi sprawami. – Przybliżył się do przyszłej teściowej i położył swoją dłoń na jej ramieniu, delikatnie pogładził.
Marta pierw spojrzała na dłoń swojego przyszłego zięcia, potem na jego twarz. Odskoczyła jak oparzona.
Czyś ty się z głupim na rozumy pozamieniał!?
Obraża mnie pani, a bardzo tego nie lubię. – Mówił spokojnym i rzeczowym tonem. Wygodnie się oparł, przełożył szklankę na powrót do prawej dłoni i zrobił łyk.
Wynoś się stąd.
Ani mi się myśli stąd wynosić. Przynajmniej nie dopóki sobie czegoś nie wyjaśnimy. – Wstał i zbliżył się do kobiety.
Czego chcesz?
Oszukała mnie pani, a bardzo nie lubię kłamców. Przysługa za przysługę. Na śniadaniu pani zamiast polepszyć i umocnić moją sytuacje w tej rodzinie, pogorszyła ją pani. – Hektor rozpiął muszkę, odrzucił ją na łóżko, obok wcześniej pozostawionej tam marynarki. Następnie zabrał się za rozpinanie kamizelki, potem górnych guzików koszuli.
Czy ty się rozbierasz? – Marta uśmiechnęła się z niedowierzaniem.
Tak – odpowiedział, zsuwając buty stopa o stopę.
To niesmaczny żart z twojej strony? – zapytała z nadzieją, że Hektor się roześmieje i da jej spokój.
On jednak nie zaprzestał poprzedniej czynności. Zdjętą kamizelkę rzucił na ziemie, następnie ściągnął szelki ze swoich ramion i wyjął koszule ze spodni.
Nic nie rozumiem – wyjaśniła Marta.
Tak? W takim razie już pani wyjaśniam. – Rozpiął mankiety. – Za dziesięć minut w tych drzwiach zjawi się pani córka. Ja wtedy będę leżał na łóżku, o tym. – Wskazał na łoże, pokryte bordową narzutą. – A pani na mnie, okrakiem. – Uśmiechnął się cynicznie.
Oszalałeś? Piłeś za dużo?
Tak, właśnie tak. Ja piłem, z Bastianem po kłótni z Cyntią, którą pani sprowokowała swoim za długim językiem. Pijanego mnie, pani przywlekła aż tutaj, by wykorzystać.
Moja córka cię znienawidzi.
Nie tylko mnie.
Nic nie zyskasz, więcej stracisz. – Zbliżyła się do niego.
Hektor wykorzystał sytuacje i szarpnął za jej sukienkę.
Aaa – wrzasnęła kobieta. – Oszalałeś? – Niespodziewanie łzy pojawiły się w jej oczach. W sekundę z bojowo nastawionej kobiety, stała się lękliwą niewiastą.
Proszę nie krzyczeć, bo jeszcze pani mąż się pogniewa, gdy dowie się, że pijany dogodził pani bardziej niż on gdy jest trzeźwy. – Hiszpan uśmiechnął się z wyższością.
Ktoś zapukał do drzwi.
Marta, wszystko dobrze? Jesteś tam? – Kobieta dopadła do klamki i przekręciła korbkę zamka.
Hektor stał już bez koszuli i zabierał się za zsuwanie spodni. Dostrzegł przerażenie w oczach Marty, która opierała się o drzwi.
Dogadamy się? – zapytał cichym szeptem. – A może mam coś powiedzieć, teraz, głośno, tak by pani mąż usłyszał?
Wynoś się stąd – wycedziła przez zęby już jawnie płacząc.
Pokręcił głową z szerokim uśmiechem na ustach.
Co mam zrobić? – zapytała z rezygnacją.
Marta! Zawołam Martina! Wyważymy drzwi! Odezwij się!
Kobieta nie wiedziała co robić. Stała tak między drzwiami, a Hektorem i milczała. Julian pobiegł poszukać syna, albo któregoś z przyszłych zięciów, ewentualnie jakiegoś kelnera.
On tu zaraz wróci! – krzyknęła. Dłonie jej się trzęsły.
Bez wątpienia tak. Zastanawiam się tylko kto zginie pierwszy, ja, on, czy pani.
Ubieraj się! – wysyczała przez zęby.
Ale już? Tak szybko? Przecież jesteśmy prawie rodziną.
Hektor! – wrzasnęła, niespodziewanie odzyskując dawną moc, tak jakby udało się jej przekonać samą siebie, że Rodrigez jest dla niej niegroźny, że to tylko taka nietypowa gra z jego strony. – Nie wyprowadzaj mnie z równowagi.
Już to zrobiłem. Ciężko sobie wyobrazić rodzinę bez dotykania. – Chwycił kobietę za nadgarstki, zbliżył swoją twarz do jej, ale nie pocałował. – Podobam się pani – zakpił.
Nie schlebiaj sobie!
Podobam się pani – powtórzył pewny swego. Uśmiechnął się i zaczął ubierać koszule, oraz buty. Resztę rzeczy wrzucił pod łóżko. – Wyjdę, poczekam w samochodzie. Jest mi pani winna nie jedną, a trzy przysługi. Nie radzę odmówić.
Ty mi grozisz, synku? – zbliżyła się do niego gdy siedział i wiązał sznurówki. – Mnie!? – wrzasnęła i wymierzyła mu policzek.
Rodrigez się roześmiał, chwycił kobietę za oba nadgarstki, tylko i wyłącznie zapobiegawczo, by nie podniosła na niego ręki po raz kolejny.
Spędziłem w tym pokoju kilka godzin. Niemiłosiernie się nudziłem. Przeglądałem szkatuły i stare albumy. – Jeden kącik ust uniósł ku górze, zdradzając złowieszcze zamiary wrednym uśmieszkiem.
Drań! – krzyknęła.
Być może, ale nie aż taki jak pani. Jak to jest? Pierwszy płacz, dotyk, spojrzenie? Da się o tym zapomnieć, dla… pieniędzy? – zapytał wprost.
Kobieta napluła mu w twarz.
Nie masz o tym pojęcia, nie masz prawa się wypowiadać!
Ludzie często plotą głupstwa, często przypadkiem. Tak jak dziś pani podczas śniadania. Proszę uważać na język, następnym razem to mnie może się coś wymsknąć, albo wysunąć z kieszeni pani zdjęcie z tysiąc osiemset siedemdziesiątego dziewiątego roku. Mogłoby być ciekawie, nie sądzi pani?

Wypuścił dłonie kobiety ze stalowych uścisków, skierował swoje kroki w stronę okna. Otworzył je.
Uważaj bo cię wypchnę!
Nie zrobi pani tego – odrzekł pewnie. – Nie mam tego zdjęcia przy sobie i nigdy go pani nie odzyska jeśli mi się coś stanie. To zdjęcie może wtedy przypadkiem trafić w ręce kogoś innego.
Martin z Julianem zaczęli dobijać się do drzwi. Hektor wyszedł pośpiesznie na gzyms i skierował swoje kroki w bok w sposób niezwykle ostrożny. Spojrzał w dół i od razu uznał to za błąd, gdyż zakręciło mu się w głowie z powodu tak dużej wysokości. Przełknął jednak ślinę, pokonał strach i zapukał w szybę. Bastian natychmiast otworzył okno, zapominając, że otwiera się na zewnątrz.
Co ty wyprawiasz? – warknął Rodrigez, który o mało nie spadł. – Gdzie Julia?
Poszła do małego, przysłała mnie – wyjaśnił i otworzył szeroko oczy. – Dlaczego wchodzisz oknem?
Miewam od czasu do czasu taki kaprys. Dlaczego zamknąłeś okno? Miało być otwarte.
Zimno mi było – odparł w bardzo infantylny sposób, niczym kilkuletnie dziecko, mówiące o czymś co jest po prostu oczywiste.
Skoro już tu jesteś, to użycz mi marynarki – polecił brunet.
Ale całej?
Nie, wyobraź sobie, że zadowolę się połową.
Ale mojej marynarki?
Bastian, zdejmij. – Wyraźnie tracił cierpliwość.
Jestem od ciebie wyższy.
Bardziej rzucę się w oczy na korytarzu, będąc do połowy rozebrany, niż będąc w za dużej marynarce. Zdejmij.
No dobra, ale nie zapomnij oddać. – Bastian rozebrał się pośpiesznie. – To moja najlepsza, nie zniszcz jej – rzekł niemal ze łzami w oczach. – Przynosiła mi szczęście – dodał smutno.
Hektor zmierzył blondyna od stóp do głów, ubrał popielatą marynarkę i wyszedł na zewnątrz. Zbiegł schodami w dół i czym prędzej wsiadł do swojego samochodu. Oczekiwał Marty Montenegro.

Czekanie przedłużało się w nieskończoność i Hektor już zaczął tracić nadzieję na zwycięstwo z tą kobietą, gdy dostrzegł ją w odbiciu bocznego lusterka. Weszła do samochodu, spojrzała na niego z mordem w oczach.
Nie jestem jak pani mąż, nie dam sobą pomiatać. Nie jestem też jak pani syn i nie dam sobą manipulować. Daleko mi też do Bastiana Browna, nie jestem na sprzedaż. Postawię sprawę jasno. Ja oddam pani zdjęcie, ale pani odda mi…
Co? Pieniądze? Udziały? Restauracje?
Nie, pieniądze mogę sam zarobić. – Spojrzał na kobietę z wyższością i położył dłonie na kierownicy. – Obieca mi pani coś, co jest o wiele trudniejsze do zdobycia.
Co to takiego? – dopytywała, siląc się na ton, w którym nie byłoby ni cienia strachu i choć czuła lęk, to jej się to udawało.
Pani córka. Ona musi mi wybaczyć. Nie może zerwać tych zaręczyn.
Nie mogę się mieszać między was, młodych. – Uśmiechnęła się delikatnie, jakby to miało być jakieś usprawiedliwienie. Być może jakieś było, ale Rodrigeza z pewnością nie zadowoliło.
Za to ja pozwolę się wmieszać między was, starych.
Jesteś bezczelny.
Uczę się od najlepszych – rzekł, patrząc jej w oczy, a potem wbił wzrok w przestrzeń przed sobą, tę rozchodzącą się za szybą pojazdu.
Mój mąż nie pozwoli, by Cyntia cię poślubiła, zwłaszcza po dzisiejszym.
Wiem. Ja nie proszę panią o zmuszanie Cyntii do ślubu, to zrobię sam. Przekonam ją – poprawił się szybko. – Jednak muszę wiedzieć co planuje pani mąż. On tak na mnie patrzył jakby…
Jakby coś wiedział?
Właśnie. Muszę wiedzieć co wie.
Rozumiem. Nie jesteś w stanie odeprzeć ataku, jeśli nie wiesz skąd nadejdzie.
Pani zdjęcie w zamian za informację. Co takiego wie pani mąż? Daje pani dwadzieścia cztery godziny, by się tego dowiedzieć.
Nie potrzebuje tyle czasu.
Hektor spojrzał na Martę z szokiem i lekkim strachem.
Pojedynek. – Jedno słowo, a rozjaśniło sytuacje bardziej niż słońce w samo południe.
Wiele osób o nim wie.
Mój mąż zapewniał mnie, że zna szczegóły.
Jakie szczegóły?
Nie zdradził mi ich, ale jeśli sam nie odejdziesz, to podzieli się swoją wiedzą z Cyntią.
Musimy jemu zatkać usta – zdecydował.
Nie dam rady, jeśli będzie chciał wyjawić Cyntii prawdę, to zrobi to, nawet nie pytając mnie nie tylko o zgodę, ale także o zdanie.
Zatem proszę mi pomóc uniknąć takiej sytuacji, albo chociażby ją złagodzić.
Jak mam pomóc w łagodzeniu sytuacji, która nie wiem na czym polega?
Nie mogę pani powiedzieć.
Będziesz musiał, bo nie masz tutaj innego sprzymierzeńca.
A pani jest mym sprzymierzeńcem? Nie ufam pani.
Nie musisz darzyć mnie najmniejszym zaufaniem. Jeśli ktoś ma asa w rękawie nie musi zastanawiać się nad ruchem przeciwnika.
Hektor spojrzał na przyszłą teściową. Obliczał w pamięci zyski i straty. Doszukiwał się wszystkich możliwych plusów i minusów tej sytuacji.
I tak nie masz wyjścia. Jeśli mam powstrzymać mojego męża, to chcę wiedzieć przed czym go powstrzymuje.
Dobrze. Plotka o pojedynku słynnych braci Rodrigez głosi, że stanęliśmy do walki o majątek, ale to nie prawda. Nasz ojciec nie zostawił żadnego majątku, tylko same długi…
Jesteś biedakiem!?
Rodrigez spojrzał na nią pogardliwie.
Proszę nie przerywać.
Odpowiedz! Jesteś?
Teraz nie, ale tylko dzięki siostrze. Dysponuje jej majątkiem, który odziedziczyła po swym ojcu, ale tylko do czasu aż nie wyjdzie za mąż.
Czyli jesteś biedny. Nie masz nic na własność.
Mam, kilka fabryk, ale gdyby nie majątek Laury, to nigdy bym nie wszedł w ich posiadanie. Czy mogę już powrócić do pojedynku, czy może zechce pani pierw przejrzeć moje księgi rachunkowe?
Zamieniam się w słuch, ale do ksiąg też bardzo chętnie zajrzę. – Przycisnęła kciuk do ust i przytaknęła kilkakrotnie głową. – Tylko, że zrobię to później – dodała niewyraźnie.
Kiedyś się zakochałem, kochałem tak mocno, że aż ogłupiałem z uczucia, ale ta kobieta mnie oszukała. Pewnego razu stanęła w drzwiach mojego domu, była u boku mego brata. Stanęliśmy do pojedynku, lecz stawką i wygraną nigdy nie był majątek. Właściwie to w tej walce nie było zwycięzców, byli sami przegrani – opowiedział ze smutkiem w oczach Hektor.
Chyba nie rozumiem, choć uwierz staram się. Nikt nie wygrał? Rewolwery nie wypaliły? Obaj żyjecie? No mówże cokolwiek! – Miała ochotę nim potrząsnąć.
Obaj żyjemy. Ja jednak straciłem to co kochałem najbardziej, możliwość tworzenia, a mój brat kobietę, którą naprawdę kochał.
Jak to się stało?
Stała naprzeciw, nieco po boku. Nie ustaliliśmy kolejności, mieliśmy strzelać jednocześnie. Byłem przekonany, że zginę, a nie chciałem, by on miał to czego ja nie mogłem mieć.
Strzeliłeś do niej? – wywnioskowała Marta z niekrytym przerażeniem w oczach.
Tak.
Jeśli mój mąż o tym wie, to…
To trzeba go uciszyć, bo pani córka nie zechce wyjść za mordercę! – uniósł się.
Czy chcesz mi powiedzieć coś jeszcze? – Marta zdawała się wyczytać z oczu Hektora, że ten nie opowiedział jej całej historii.
Nie, to już wszystko – skłamał. – Wrócę do siebie, a panią proszę o dyskrecje oraz oddanie mi przysługi, inaczej wybuchnie kolejny skandal w tej rodzinie, tym razem z pani udziałem.
Zobaczę co da się zrobić – burknęła nieuprzejmie i wyszła trzaskając drzwiami.
Proszę zaczekać! – Hektor otworzył drzwi samochodu i krzyknął za Martą. Zaczął zdejmować marynarkę.
Co ty wyprawiasz? Dlaczego znowu się rozbierasz? – dopytywała, podchodząc bliżej i zasłaniając go swoim ciałem.
Proszę się nie martwić, nie rzucę się na panią. Mam znacznie lepszy gust.
Marta chciała wymierzyć mu policzek, ale pochwycił za jej nadgarstek. Uderzyła więc z drugiej strony.
Nie obrażaj mnie! Trzymając ze mną zawsze zyskasz, mogę ci to przysiąc, ale skończ z tym zachowaniem, bo jest nie na miejscu – mówiła ze złością, po przez zęby.
Chciałem tylko prosić, by oddała pani Bastianowi jego marynarkę, oraz podziękowała mu ode mnie i złożyła gratulacje z okazji zaślubin – wyjaśnił pokornie, z teatralnie spuszczoną głową i urażoną miną.
Nie będziesz na jutrzejszym przyjęciu? – zapytała z przejęciem, bo tego wariantu nawet nie brała pod uwagę. Wzięła marynarkę i przewiesiła sobie przez rękę.
Nie wiem, ale wydaje się, że Cyntia nie będzie chciała mnie oglądać i to dłuższy czas – odpowiedział. – Przepraszam, ale chciałbym zamknąć drzwi.
Kobieta wykonała krok w tył, a Hektor zatrzasnął drzwiczki samochodu i odjechał.

*(5) Piosenka Gangu Marcela – Kołysanka dla małego

Zapraszam także do kolejnego postu  Rozdział 9: Zmiennymi dniami upojeni

wtorek, 15 marca 2016

Wattpad!

Wspominałem wam ostatnio o Wattpadzie, prawda? Było to przy okazji, gdy informowałem o rozdziałach w formatach PDF i MP3, które są dostępne do pobrania na Chomiku, a jeśli jeszcze nie są dostępne, to za niedługi czas będą. Uprzedzam jednak, że MP3 jest słabej, wręcz takiej kanciatej jakości, bo czyta automat, natomiast PDF wyszedł moim skromnym zdaniem świetnie.
Wracając jednak do tego Wattpada, to choć moja przygoda z tą witryną nie zaczęła się najlepiej, to postanowiłem nie rezygnować, gdyż może dzięki temu uda mi się zdobyć choćby kilku nowych czytelników.
Więcej o moim spojrzeniu na Wattpad opowiem na blogu autorskim, gdy tylko będę miał na to chwilkę wolnego czasu (najprawdopodobniej dzisiaj w nocy, bo przeleżałem cały dzień za sprawą bólu głowy, który właśnie mnie opuścił).
Nie przedłużając, chciałbym prosić wszystkich, którzy mają Wattpada lub mają znajomych którzy mają Wattpada o polecanie Jabłka i śniegi, jak i innych moich opowiadań. Liczę na gwiazdki, obserwowanie, komentarze!

środa, 9 marca 2016

Rozdział 7: Bezowocne poświęcenia


Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem  Rozdział 6: Damy lekkich obyczajów

Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek

Cyntia zamknęła okno i położyła się obok Hektora. Leżała tyłem do mężczyzny, z nogami podkulonymi w taki sposób, że kolana niemal dotykały jej brzucha. Hektor poczuł napływ wyrzutów sumienia. Odczuwał jej smutek i zawód. Delikatnie pogładził po ramieniu przez koronkę podomki, odchylił ją nieco by zobaczyć nagie ciało. Musnął je wargami w sposób ledwie wyczuwalny.
Przepraszam – rzekł pewnie, choć cicho. – To nasza pierwsza noc, spędzona we wspólnym łóżku. Naprawdę żałuję, że tak wygląda.
Ty ponosisz za to winę – warknęła.
Wiem, dlatego ja przepraszam. Naprawdę mi przykro. – Kreślił opuszkiem palca wzory bez znaczenia, sunąc po nagim ciele jej ramienia oraz karku. Pogładził włosy zabierając przy tym niesforne kosmyki z jej policzka. – Cyntio, obiecuję ci, że to się już więcej nie powtórzy. Nie bez twojej wiedzy.
Zostaw mnie, proszę. Chciałabym zasnąć.
Cyntio, za dziesięć dni nasze zaręczyny – przypomniał. – Zawiodłem cię, więc jeśli mnie pogonisz, zrozumiem, ale każdy popełnia błędy i wydaje mi się, że każdy zasługuję na drugą szansę.
Nie zrywam zaręczyn – odparła odwracając się twarzą do niego. – Chcę jedynie byś dał mi dziś spokój.
Naturalnie, rozumiem twoje stanowisko, ale chciałbym ci coś ofiarować. – To mówiąc sięgnął po swoje spodnie, pozostawione na stoliku przy łóżku. Wyjął z nich owalny wisior z masy perłowej, naokoło którego widniała szczerozłota koronka. Całość dopełniał złoty, cieniutki łańcuszek. – Był w mojej rodzinie od pokoleń. Chciałbym byś teraz ty go miała, w końcu będziesz częścią mojej rodziny. Właściwie już nią jesteś.
Piękna mowa Hektora sprawiła, że Cyntia nieco się rozpogodziła. Chwyciła w dłoń wisior i zaczęła go obracać, oglądając skrupulatnie z każdej możliwej strony.
Co to za daty i inicjały? – zapytała, zerkając pod spód medalionu.
Ślubów. Każda przyszła pani Rodrigez otrzymywała go przed ślubem. Może jutro znajdziemy czas aby wybrać się do grawerni, aby dopisali datę naszego ślubu.
Nie ustaliliśmy daty – przypomniała z lekką, aczkolwiek dokładnie wyczuwalną pretensją.
Mnie odpowiada każda, która odpowie tobie. Nie mogę się już doczekać aż będę twym mężem. – Zawisnął nad kobietą po raz kolejny tego dnia, tym razem z uśmiechem na twarzy. Lewą dłoń wsunął pod jej głowę. Nagle i gwałtownie przybliżył usta do młodych warg, ale po chwili się opanował i pocałunek jakim ją uraczył był niezwykle delikatny, tak subtelny, że śmiało mógł nosić miano romantycznego pocałunku, choć Hektor nigdy nie uważał samego siebie za romantyka.
Nadal śmierdzisz alkoholem i cygarami – stwierdziła z przyganą.
Tak pachnie prawdziwy mężczyzna – odrzekł z przyjaznym uśmiechem.
Okropnie – skrytykowała.
Hektor się lekko roześmiał, a Cyntia mu zawtórowała.
Masz poplamioną koszule, od krwi – zauważyła.
Wybacz, ale nie mam tutaj nic innego na przebranie.
Miałeś czas na szlajanie się po barach, a nie miałeś czasu, by zadbać o zmienne ubranie? – zapytała tonem pełnym pretensji.
Hektor z rezygnacją spojrzał na narzeczoną. Wtedy poczuł, że nie będzie tak łatwo, jakby sobie tego życzył.
Cyntio, nie chcę się kłócić, por favor.
Dotknęła dłońmi jego zarośniętych policzków. Pogładziła i postanowiła być mu przychylniejsza, by jej plan miał zadowalające efekty.
Już dobrze, przepraszam, nie chciałam być w stosunku do ciebie niemiła.
Miałaś powód. – Co do tego był przekonany i ani trochę nie dziwił się jej reakcji. Właściwie to Hektor spodziewał się takiego obrotu sprawy już podczas podróży wraz z Brownem samochodem.
Jutro znajdę dla ciebie jakieś ubranie Martina, jesteście podobnie zbudowani.
Dziękuję. Mówiłem ci już, że jesteś aniołem? – zapytał z radością w oczach.
Nie, nigdy. – Przygryzła dolną wargę przednimi ząbkami i wyczekiwała dalszych komplementów na swój temat.
Zatem wiedz, że jesteś nim. – Złożył pocałunek na czole narzeczonej, następnie na jej lekko przymkniętych powiekach. Przeciągnął lekko rozwartymi wargami po jej nosie, by dobrnąć aż do ust. – Jesteś aniołem, tyle że z dwumetrowymi rogami – dopowiedział z łobuzerskim uśmiechem i delikatnie wsunął swój język między jej wargi.
Cyntia instynktownie pochwyciła za białą koszule Rodrigeza i zaczęła ją rozpinać, a następnie zsuwać z jego ramion. Czyniła to z taką pewnością ruchów, jakby nie robiła tego po raz pierwszy. Bo ona w rzeczywistości nie robiła tego po raz pierwszy. Przed Hektorem był przecież William. Jej śmiałe gesty zaczęły ją zdradzać, na szczęście Hektor był tak zakochany, że zdawał się tego nie zauważać, a i ona w porę się opamiętała.
Rodrigez sam skierował swoje ręce do tyłu, odpiął sztywne mankiety, gubiąc przy tym kwadratowe, złote spinki. To jednak nie było w tamtej chwili najważniejsze. Jego celem było uwolnienie rąk z rękawów koszuli. Udało mu się to, a wtedy powrócił do całowania.
Jesteś pewna, że tego chcesz? – zapytał, patrząc głęboko w jej oczy, gdy na moment przerwał taniec języków.
Tak – odpowiedziała z wyraźnym lękiem. Sama nie wiedziała czego bardziej się obawia, czy pierwszego razu z innym mężczyzną, czy tego, że Hektor może poznać, że nie jest jej pierwszym. By zamaskować swoje zdenerwowanie uniosła się na łokciach i musnęła jabłko Adama, następnie zeszła nieco niżej, aż dobrnęła do zarośniętej klatki piersiowej mężczyzny.
Hektor zaciągnął się znacznie powietrzem, a potem cały jakby zesztywniał. Na krótki moment przestał oddychać.
Cyntio, ja jestem pod wpływem alkoholu, nie wiem na ile będę umiał być delikatny – usprawiedliwił się, chwytając ją mocno za ramiona i sprawił, że opadła na poduszki. Puścił ją i położył dłonie na łóżku, tak, że kobieta znajdowała się między nimi.
Poczuła się jakby była w klatce, w ślepym zaułku, w sytuacji bez wyjścia. Ponownie się uniosła, tym razem splotła palce i zarzuciła je na kark mężczyzny, pocałowała jeden z jego barków i wyszeptała na ucho:
Ufam, Hektorze, że nie mógłbyś mnie skrzywdzić. – Starała się brzmieć najpewniej jak to tylko było możliwe, ale w zaistniałej sytuacji towarzyszył jej taki chaos w głowie, że nie potrafiła go uciszyć.
Pierw pozbawił narzeczoną podomki, delikatnie zsuwając ją z jej ramion. Wziął kilka głębszych wdechów, jakby chciał się uspokoić.
Coś się stało? – zapytała, nie rozumiejąc jego reakcji.
Zamrugał szybko, dwukrotnie oczami. Uśmiechnął się. Pokręcił nieznacznie głową.
Nic się nie stało. Jesteś piękna. – W dłoniach trzymał materiał jej koszulki nocnej, mocno pociągał do góry, aż był w stanie zdjąć ją przez głowę. Powstrzymał się jednak widząc wstyd w jej oczach. – Jesteś tego pewna? Naprawdę tego chcesz? – dopytywał.
Wcześniej czy później, nie ma znaczenia. Nie uniknę tego.
A chciałabyś unikać? – Ledwie pohamował rozbawienie.
Nie wiem, nie mam doświadczenia – skłamała.
Hektor nieco się zmieszał. Po tym co Cyntia zrobiła u niego w posiadłości, kiedy naga wyszła z wanny i usiłowała go uwieść, wątpił w jej dziewictwo. Uśmiechnął się jednak uroczo. Brak doświadczenia u przyszłej pani Rodrigez, wyraźnie go ucieszył.
Rzeczywiście, brak doświadczenia, to duży kłopot. Coś na to zaradzimy – zapowiedział i pozostawił na moment jej koszulę nocną w spokoju. Powrócił do całowania policzków, nosa, usteczek, szyi, dekoltu.
Cyntia wyraźnie zaczynała się rozluźniać. Poczuła jednak lęk kiedy przypomniała sobie o konieczności udawania cnotliwej. Co prawda woreczek z krwią tej nocy gościł pod jej poduszką, ale nie miała pomysłu jak go stamtąd wydobyć przy tak jasnym świetle.
Czy coś się stało? – zapytał, wyczuwając jej stan, jakim był nagły brak reakcji na jego pieszczoty.
Chyba jednak nie jestem tak odważna jak myślałam – wyznała skrycie, z delikatnym uśmiechem zażenowania.
Cyntio, nikt nie wymaga od ciebie odwagi w takim momencie.
Opadła głową na miękką poduszkę i pozwoliła, by przyszły mąż dalej obcałowywał jej ciało.
Na pewno nie wolisz zaczekać do ślubu? – upewniał się, gdy jego usta wciąż błądziły po jej szyi, w okolicy ucha.
Nie, nie chcę – odpowiedziała szybko, niemal agresywnie. Rozpoczęła poznawanie dłońmi jego ciała. Pierw usiłowała opleść jego plecy swoimi rękoma, z trudem jej się to udało. Następnie błądziła po jego łopatkach. Wyczuła lekki meszek pod palcami, a następnie kilka zgrubień i wklęśnięć, domyśliła się, że są to blizny. Potem przesuwała prawą dłoń wzdłuż kręgosłupa.
Mężczyzna nagle zesztywniał.
Przepraszam, wolisz bym…
Nic nie szkodzi. Jeśli chcesz, dotykaj – przerwał Cyntii tymi słowami.
Zachęcona sięgała za pasek jego spodenek. Zaczęła delikatnie, trochę nieporadnie zsuwać z narzeczonego ostatni element odzieżowy. Hektor podnosił jej koszulkę coraz wyżej, aż w końcu rzekł delikatnie:
Unieść rączki do góry.
Uczyniła jak chciał, ale zaraz gdy zdjął jej koszulkę przez głowę i odrzucił ją na podłogę, zasłoniła rękoma piersi.
Nie – powiedział Hektor, pokręcił głową i chwycił za jej nadgarstki. Próbował delikatnie zabrać jej ręce z biustu, ale nie pozwoliła mu na to.
Odpuścił, pogładził lewą dłonią nagie przedramię kobiety. Szukał w sobie wszystkich, możliwych pokładów cierpliwości. Choć z natury był cholerykiem i często zdarzało mu się krzyczeć lub unosić.
Spokojnie. – Pragnął dodać jej otuchy, choć wylewność także nie była jego mocną stroną. – Chcesz jednak zaczekać?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
Może chociaż do czasu oficjalnych zaręczyn?
Nie Hektor, nie chcę czekać – zapewniła, patrząc mu prosto w oczy.
To zabierz ręce – zażądał delikatnie. – Cyntio… co się dzieje? – zapytał, gdy dostrzegł pierwszą łzę na policzku.
Nic. – Czuła gulę w gardle, uniemożliwiającą jej wyraźne mówienie. – Zgaś świece, proszę.
Dlaczego płaczesz? – zapytał troskliwie.
Nie przejmuj się tym, zgaś świece.
Jak mam się nie przejmować?! – uniósł się, całkiem niepotrzebnie i już po wypowiedzeniu tych słów, zdał sobie sprawę, że były znacznie za głośne. Żałował.
Krzyczysz. – Spuściła wzrok.
Przepraszam, nie powinienem. Chodź do mnie. – Przyciągnął ją do siebie i przytulił. Zrobił więc to co jego zdaniem było najlepsze w tym momencie. – Naprawdę przepraszam. Jestem po alkoholu, zrozum.
Nie rezygnuj – wyszeptała.
Odchylił się nieco, by móc spojrzeć w jej twarz.
Co powiedziałaś?
Nie przeżyje kolejnego odrzucenia – wyznała.
Nie odrzucam cię – zapewnił. – Sam nie wiem co mam robić. Twoja reakcja mi nie pomaga.
Zgaś świece i rób swoje.
Co znaczy rób swoje? – zapytał wprost.
Hektor nie zadawaj pytań. Rób co musisz.
Cyntio, ale ja nic nie muszę. Ja mogę poczekać, naprawdę.
Zgaś – nalegała.
W końcu jej usłuchał, wychylił się w jedną stronę i odwrócił lampion, by zdmuchnąć świece. To samo uczynił z drugim lampionem.
Spokojnie. Spokojnie, już zgasiłem. Nie płacz, proszę cię. – Scałował jedną łzę z jej policzka.
Przytuliła się do niego. Starała się zapomnieć o Williamie na krótki moment. I choć Hektor znacznie różnił się od jej wcześniejszego kochanka, to właśnie te różnice najbardziej przypominały jej Willa. Drapanie zarostem o jej aksamitny policzek, włosy na klatce piersiowej ocierające się o jej piersi, większa muskulatura, donośniejszy głos, bardziej pewne, męskie gesty. Rodrigez był całkowitym przeciwieństwem Oldmana.
Jesteś pewna? – zapytał jeszcze raz, choć czuł zmęczenie tym ciągłym upewnianiem się.
Tak.
Uspokoiłaś się – stwierdził, słysząc jej pewny głos.
Tak, już tak.
Poczuł przy swoich wargach jak jej usta zmieniają kształt, a ich kąciki unoszą się ku górze.
Kocham cię – wyszeptał i rozpoczął obcałowywanie całej szyi, w końcu doszedł do piersi.
Drapiesz – wyznała gdy poczuła jego zarost na swoim sutku.
Przyzwyczajaj się – wyszeptał.
Położyła się wygodniej. Było jej dobrze, naprawdę przyjemnie. Poczuła się nawet odprężona, gdy język Hektora sunął po jej nagim brzuchu. Jednak kiedy kolano mężczyzny znalazło się między jej udami, ponownie przyszedł strach i niewiedza jak to będzie z innym, z kimś tak stanowczym i pewnym siebie jak Hektor.
Nie wiem czy umiem być delikatny – przypomniał.
Wiem, że nie umiesz – wymsknęło się jej, bo przypomniała sobie dotyk opuszek palców Willa na swojej skórze, jego pocałunki, jego postępowanie. To wszystko było tak delikatne, powolne, spokojne… tak inne od poczynań Hektora.
Mężczyzna na moment zaprzestał obdarowywać kobietę pocałunkami. Postanowiła więc wytłumaczyć:
Nie jesteś delikatny, nigdy nie byłeś. Jesteś dobry, męski, pewny siebie i takiego cię chcę. – Sama wykonała krok w jego stronę. Pocałowała wgłębienie między jego barkiem a szyją.
Potem ponownie zaczęła błądzić dłońmi po jego ciele, ucząc się go niczym mapy, na pamięć. Rozchyliła nogi, zdejmując prawą dłoń z ciała mężczyzny. Zacisnęła ją pierw na prześcieradle, a potem skierowała pod poduszkę, po woreczek z krwią.
Hektor zsunął swoje spodenki bardziej, niemal do kolan. Nakierował swoją męskość w odpowiednie miejsce, ale zatrzymał się. Pocałował jej brodę. Po chwili to ona odnalazła wargami jego usta. Nie pocałował jej jednak. Oddalił się odrobinkę.
Przepraszam jeśli zaboli – wyszeptał i naparł do przodu.
Cholera – zaklęła, gdy poczuła jego niewielki fragment w sobie.
Hektor zapobiegawczo się zatrzymał. Uśmiechnął się, zagryzł zęby i walczył sam z sobą, by się nie poruszyć.
Minęło? – dopytywał.
Nie – odpowiedziała, czując łzy w oczach. Cyntia nie rozumiała jak to możliwe, przecież wcześniej była z Williamem i to kilkakrotnie. Nie pojmowała czemu współżycie z Hektorem tak bardzo zabolało już na samym początku.
Nie potrafił czekać dłużej, poza tym nie widział większego sensu w zwlekaniu. Według niego Cyntia była cnotliwa i sądził, że przedłużaniem tego nie oszczędzi jej bólu. Poruszył się gwałtownie do przodu bez uprzedzenia, wcześniej przytulając ją do siebie. Zacisnęła zęby tuż przy jego szyi, zadając mu tym niemały ból. W ostatniej chwili przypomniała sobie o woreczku i nacisnęła go trzymając w dłoni pod udem. Ciepło cieczy obryzgało nieco jej pośladki, ale przede wszystkim zaplamiło prześcieradło. Poczuła dumę, bo przecież od początku o to właśnie jej chodziło. Naszły ją jednak też niespodziewane wyrzuty sumienia. Schowała pusty woreczek z powrotem pod poduszkę, poczuła jak ból mija. Wypuściła skórę Hektora, na której ciągle zaciskała swoje zęby.
Przepraszam – wyszeptała.
Nic się nie stało. To było nawet sprawiedliwe.
Sprawiedliwe?
Ciebie też bolało.
Poruszył się dwukrotnie, a ona poczuła znajomą wilgoć i przyjemne, płynne tarcie. Zatrzymała Hektora, gdy ten chciał się z niej wysunąć.
Chcesz przerwać? – nie dowierzała.
Nie chcę, by cię bolało – usprawiedliwił swoje poczynania.
Zaczęło się robić przyjemnie – odparła z wyraźnym zawstydzeniem.
Zapewniam cię, że jeszcze kiedyś do tego wrócimy. – Poruszył się jeszcze ostatni raz, następnie pocałował ją w czubek nosa. – Nie chcę jednak byś zaszła w ciąże przed ślubem – dodał.
Wysunął swoją męskość z kobiety, zanim uzyskał pełne zaspokojenie. Zacisnął zęby i postanowił jakoś to przetrzymać, i nie ulec pokusie. Chciał, by jego dziecko było aktem miłości, poświęconej przez Boga, tej prawej, szczerej i przyzwoitej, a nie skutkiem zaspokojenia cielesnych potrzeb przed ślubem.
Cyntia poczuła się jakby uchodziło z niej powietrze. Nie dowierzała w to co właśnie miało miejsce. Takiej sytuacji jaka zaistniała w ogóle nie brała pod uwagę. Postanowiła poradzić się Julii i to jak najszybciej.
Wezmę kąpiel – powiedziała całując Hektora w policzek. Ukradkiem zabrała z sobą pusty woreczek i zacisnęła w drobnej piąstce.
Prosiłbym byś mnie teraz, przez krótką chwilę nie dotykała – odparł niesympatycznym tonem, choć nie chciał jej urazić. Jego głos po prostu najczęściej zdradzał emocje w jakich się znajdował.
Oczywiście, rozumiem – wyjaśniła i czmychnęła najpierw do łazienki, a potem, gdy Hektor zasnął, wymknęła się ukradkiem z sypialni.

W niewielkim pokoju, o jasnych kremowych ścianach, w rogu mieściła się kołyska, była pusta. Na łożu okrytym narzutą w łososiowe róże leżał mężczyzna o jasnych blond włosach, na jego gołej klatce piersiowej był położony kocyk niemowlęcy, a na nim maleńki chłopiec – Edward.
Cyntia wkroczyła do pokoju siostry nie pukając. Dopiero po wejściu przypomniała sobie o obecności Bastiana. Jednak kiedy zobaczyła go z synkiem Julii, nie dowierzała własnym oczom. Kilkukrotnie zamrugała, co nie uszło uwadze brunetki.
To nie przywidzenia, to jawa – powiedziała do siostry, składając ubranka niemowlęce i chowając je do komody.
Cyntia postanowiła jej pomóc i się przyłączyć.
Ty i praca? – zapytała z drwiną Julia.
Muszę czymś zająć dłonie.
Stało się coś?
W odpowiedzi uzyskała jedynie znaczące spojrzenie na swego przyszłego męża.
Co? On? Śpi jak zabity, możesz mówić.
Byłam z Hektorem – wyznała szeptem.
To cudowna wiadomość. – Brunetka szczerze się uśmiechnęła.
Właśnie, że nie.
Jak to? Nie uwierzył w twoją cnotę? Było trzeba być bardziej przekonywującą. – Z rezygnacją usiadła na łóżku, nie zdając sobie nawet sprawy, że tym ruchem przebudziła Bastiana, który zawsze gdy miał dziecko na rękach czy piersi podczas snu, to właściwie nie spał a na wpół drzemał.
Nie w tym rzecz – powiedziała przez zęby. – On nie dopuści do tego bym zaszła z nim w ciąże przed ślubem, będzie o to dbał.
Dlaczego?
Jest przyzwoity.
Przeklęta przyzwoitość – wypowiedziała przez zęby, ze znaczną odrazą Julia.
Fakt, przeklęta. Powiedz mi co ja mam teraz zrobić? – Cyntia zaprzestała składać ubranka swojego siostrzeńca i usiadła przy boku siostry.
A skąd ja mam to wiedzieć?
Udawanie dziewictwa było twoim pomysłem.
Chciałam ci pomóc.
Wiem, ale wpędziłaś mnie w jeszcze większe tarapaty.
Dlaczego większe? – Nic z tego nie rozumiała. Swoim skromnym zdaniem wcale nie pogorszyła sprawy.
Hektor myśli, że byłam cnotliwa, wiesz co pomyśli, gdy urodzę?
Wszystko zależy od tego kiedy się pobierzecie.
Najwcześniej za miesiąc.
Nie, w tak wczesnego wcześniaka, to żaden mężczyzna nie uwierzy.
Właśnie.
Hektor prędzej odkryje naszą intrygę niż uwierzy w niepokalane poczęcie – stwierdziła z pewnością w głosie przyszła pani Brown.
Julio, zastanów się. On uważa, że był moim pierwszym. Pomyśli, że nie byłam mu wierna.
Właśnie, w ogóle o tym nie pomyślałam. – Brunetka teatralnym gestem uderzyła się w czoło.
On mnie zabije. – Załamała się Cyntia. – A jeśli sprawa wyjdzie po naszym ślubie, to przed zabiciem, pewnie będzie na tysiące sposobów torturował.
Nie jest głupi, nie popełni przestępstwa z powodu niewierności żony. Już prędzej unieważni małżeństwo...
I narazi rodzinę na kolejny skandal – zagrzmiał męski głos zza parawanu.
Julia i Cyntia spojrzały w kierunku drzwi.
Witajcie siostry, przybyłem na wesele, ale widzę szykuje się stypa.
Martin. – Odetchnęła z ulgą młodsza siostra. Przeczesała dłońmi rozczochrane włosy i podbiegła wtulić się w brata, który jak zwykle w takiej sytuacji rozwarł szeroko ramiona, by ją przygarnąć.
Tym razem nie mało nabroiłaś, siostrzyczko. – Wysoki, smukły mężczyzna z kozią, niewielką bródką pogroził palcem.
Cyntia nie mogła się powstrzymać i chwyciła Martina za kraniec zarostu. Było to dla niej zupełną nowością, gdyż jej brat nigdy wcześniej nie zapuszczał brody.
Dlaczego się skradasz? Omal zawału przez ciebie nie dostałyśmy! – naskoczyła Julia.
Przepraszam, chciałem tylko spojrzeć na siostrzeńca. Sądziłem, że śpicie, a było otwarte. Teraz to z resztą nie ważne. – Wzruszył niedbale ramionami i spojrzał na Cyntię. – Czy ktoś mi powie kim jest Hektor?
Moim przyszłym mężem – wyznała.
A kim jest ojciec twojego dziecka?
William Oldman – odpowiedziała z wyraźnie słyszalną kpiną w głosie.
Ten, którego ojciec postrzelił, bo myślał, że cię bierze na siłę? Ten, z którym nieraz biegałem po sadzie za dzieciaka, a matka była przeciwna naszej przyjaźni? A właśnie, bo to chyba syn ogrodnika był, czyż nie?
Martin, proszę cię – wtrąciła Julka, ale mężczyzna się tylko roześmiał.
I z czego rżysz? – zapytała ze wściekłością Cyntia. Usiadła na łóżku obok siostry. Jakoś nagle odeszła ją cała ochota na przytulanie się do starszego braciszka.
Tak sobie pomyślałem o naszej rodzinie. Chyba żadne rozgrzeszenie nam nie pomoże, żadna pokuta...
Martin bez tych kościelnych bredni, proszę! – krzyknęła starsza z sióstr.
Doradź mi coś. – Cyntia miała łzy w oczach.
Jeśli wierzysz w miłość tego mężczyzny to powiedz mu prawdę – zaproponował i usiadł na łóżku przy swojej młodszej siostrzyczce.
Oszalałeś? Mam powiedzieć przyszłemu mężowi, że jestem w ciąży, na dodatek udawałam cnotkę!? – wykrzyknęła Cyntia.
A widzisz inne wyjście?
Cyntia wstała i zaczęła przechadzać się po pokoju, wyrażając w ten sposób swoje wielkie zdenerwowanie.
Musi być inne wyjście – powiedziała kobieta, wkraczając do pokoju córki.
Matko? – Cyntia zrobiła oczy większe niż monety.
Martin natomiast jak nigdy zaniemówił.
Jak mogłeś nie zamknąć drzwi? – zapytała z pretensją przyszła pani Brown.
Matko, teraz matko... kiedy zamierzaliście mi powiedzieć? – Nieco ponad czterdziestoletnia kobieta zaczęła gestykulować dłońmi. Nawet w najgorszych snach nie nachodziły ją takie koszmary jakie jej dzieci fundowały na jawie. Pomyślała, że jak tak dalej pójdzie, to będzie bała się wstawać z łóżka, martwiąc się o to co też mogli nabroić tego dnia.
Ja dowiedziałem się pięć minut przed tobą – wytłumaczył się Martin.
Marta podeszła do niego pośpiesznie i wymierzyła siarczysty policzek.
Od dwóch minut powinieneś być u mnie i mnie o tym informować! – wykrzyknęła ostro. – A wy? Co wyście sobie myślały? – zwróciła się ostro do córek.
Matko, chciałyśmy... – Julii zabrakło słów, bo tak naprawdę ich pomysł się nie powiódł. Gdyby było inaczej, to przynajmniej miałyby dobre usprawiedliwienie i niezaprzeczalny argument.
Co chciałyście?
Same sobie poradzić – odpowiedziała Cyntia.
I jak widać, nie poradziłyście sobie najlepiej.
Jak widać – przyznała Cyntia z rezygnacją i zagryzła ząbki tak mocno, że te aż zgrzytnęły. Nienawidziła, gdy jej matka się mądrzyła i udawała nigdy nieomylną.
Skoro już znasz prawdę, to może byś tak nam pomogła, zamiast tylko krytykować. W końcu jesteśmy twoimi dziećmi. – Julia spojrzała na rodzicielkę z nadzieją.
Czasami zastanawiam się co ja takiego strasznego zrobiłam w życiu, że zasłużyłam sobie właśnie na takie dzieci.
Bóg zsyła na nas tyle cierpienia ile jesteśmy w stanie znieść, matko – odciął się Martin.
Pomożesz nam czy nie? – zapytała Cyntia, która od dłuższej chwili milczała.
Pomogę tobie, bez obaw, ale pierw chciałabym coś wyjaśnić. – Kobieta złożyła dłonie w koszyczek za swoimi plecami i podeszła do córki. – Jesteś w ciąży? – zapytała z grozą w oczach.
Tak mi się wydaje – wyznała dziewczyna, a chwilę potem poczuła siarczysty raz na prawym policzku.
Z kim?
Mamo...
Pytałam z kim!?
Nie krzycz, bo obudzisz Bastiana i Edwarda – zwróciła jej uwagę Julia.
Nie mów mi co mam robić w moim własnym domu. Poza tym dobrze wiesz, że twojego przyszłego męża, gdy jest pijany, nie obudziłyby nawet wystrzały z armat. A ty odpowiadaj gdy pytam – zwróciła się do młodszej córki. – Kto jest ojcem tego dziecka?
William – przyznała.
Marta wymierzyła kolejny policzek córce. Martin wstał, ale Julia chwyciła go za rękę i szarpnięciem zmusiła, by znów usiadł.
Nie wtrącaj się, bo tylko pogorszysz sprawę – warknęła szeptem w stronę brata.
A twoja cnota co ma z tym wszystkim wspólnego?
Oszukałam Hektora – przyznała przez łzy. Zacisnęła usta w oczekiwaniu na kolejny policzek. Ten jednak nie nadszedł.
Nie mam więcej pytań. Rozdzielcie się, jest noc, nie wypada byście tutaj siedzieli i spiskowali. – Kobieta ponownie złożyła dłonie w koszyczek za plecami.
Ale miałaś nam pomóc – przypomniała Julia.
Nie wam, a Cyntii i pomogę jej, rano. Martin powiem służącej na nocnej zmianie, by przyniosła świeżą pościel do twojego pokoju. Julio zostań z mężem i synem, rano rozpoczną się przygotowania do twojego ślubu i wesela. A ty Cyntio wracaj do Rodrigeza i bądź dla niego miła, tylko nieszczególnie, by się nie zorientował, że coś jest nie w porządku. – Kobieta skierowała się do wyjścia, ale zawróciła w ostatniej chwili, by uderzyć córkę po raz trzeci. – Nie płacz – szepnęła. – Płakać będziesz po ślubie jeśli nie zmądrzejesz. Zapewniam cię, że twój przyszły mąż ma cięższą rękę niż moja. Dlatego skorzystaj z mojej rady i po ślubie zajmij się tym co do ciebie należy. Prowadzeniem domu i rodzeniem dzieci. – Opuściła pokój, ale nie domknęła za sobą drzwi. Nasłuchiwała.
Boże, co za okropna kobieta – powiedziała Julia o własnej matce.
Słyszałam. – Marta ponownie wkraczyła do pokoju. – Jeśli chcesz się solidaryzować z rodzeństwem, to zapomnij, nie uderzę cię. Pojutrze masz ślub, nie możesz mieć sińców. Rozejść się – poleciła i czekała cierpliwie aż Cyntia i Martin opuszczą sypialnie przyszłych państwa Brown. Wyszła za nimi i skierowała się do pokoju swojego i męża.

Cyntia powróciła do siebie, tak jak radziła jej matka. Była już czwarta rano. Delikatnie wsunęła się pod kołdrę u boku Hektora. Była zmęczona, ale sen nie przychodził. Problemy się mnożyły, tajemnice rosły, a to wszystko spędzało jej skutecznie sen z powiek. O szóstej przestała walczyć o chwilę zapomnienia w postaci pięknego snu. Wstała i postanowiła uczesać się przy toaletce z pięcioma wysokimi lustrami. Wtedy wstał także Hektor i pierwsze co zrobił to założył spodnie. Kobieta spojrzała na jego odbicie w lustrze. Szelki bezwiednie zwisały, a guziki spodni nie były zapięte, to wszystko sprawiało, że trzymały się luźno na biodrach. Cyntia doszła do wniosku, że Hektor jako mężczyzna jest nawet przystojny i że gdyby to jego spotkała jako pierwszego, przed Williamem, to mogłaby obdarzyć go szczerym, nie do zburzenia uczuciem. Jej zdaniem Hektor na to zasługiwał, za swoją dobroć, prawość i przyzwoitość... przede wszystkim za przyzwoitość.
Już wstałaś, kochanie? – zapytał zachodząc ją od tyłu i całując w policzek. – Co ci się stało? – Chwycił podbródek przyszłej żony w dwa palce i odwrócił nieco, by móc przyjrzeć się sińcowi.
To nic takiego – odparła.
Mam prawo wiedzieć jak do tego doszło – rzekł stanowczo. Wyprostował się i oczekiwał odpowiedzi.
Sama jestem sobie winna. – Próbowała go zbyć wymijającą odpowiedzią.
Jeśli nawet prawdą jest to co mówisz, daj mi samemu ocenić sytuacje.
Nie musisz o wszystkim wiedzieć! – warknęła z powodu zdenerwowania, a puderniczka wypadła jej z rąk wprost na blat, przez co nieco beżowego pyłu uniosło się do góry.
Coś ty powiedziała? – zapytał z pretensją.
Przepraszam, Hektor, nie chciałam się unieść. – Wstała i położyła swoje dłonie na nagiej klatce piersiowej mężczyzny. Poczuła przyjemne ciepło jego ciała, twardość ciemnego zarostu.
On jednak odtrącił jej ręce.
Będę twoim mężem – przypomniał ostro.
Wiem o tym, dlatego nie chcę cię martwić, ale doceniam...
Cyntio – wszedł jej w zdanie. – Małżeństwo nie polega na braku zmartwień, a na zaufaniu i pomaganiu sobie nawzajem – wyjaśnił. Oddalił się od żony i zasiadł naprzeciw niej w niewielkim fotelu.
Nie potrzebuje twojej pomocy w tej sprawie.
Jaka to sprawa? – nie odpuszczał.
Co chcesz konkretnie wiedzieć? – Cyntia skapitulowała. Usiadła na pufie od toaletki i patrzyła na narzeczonego.
Na początek chciałbym wiedzieć kto cię uderzył.
Dlaczego chcesz to wiedzieć?
Skoro nie chcesz powiedzieć kto, to powiedz chociaż z jakiego powodu?
Nie chcę abyś się zdenerwował.
Będę miał powód do denerwowania się? – Zmarszczył czoło i wyczekując odpowiedzi wystrzelił brwiami do góry.
Możliwe – odpowiedziała, nie mając pomysłu jak wybrnąć z zaistniałej sytuacji.
Hektor pokręcił głową i przyłożył trzy palce do skroni.
Cyntio, por favor.
Zaczęła tracić nadzieję na to, że mężczyzna odpuści temat, dlatego szukała w zakamarkach umysłu jakieś sensownej wymówki czy też kłamstwa. W tamtej chwili Cyntia spodziewała się wszystkiego, ale nie tego, że z opresji wybawi ją przyszły szwagier – Bastian Brown.
Mężczyzna wkroczył do sypialni kobiety z małym Edwardem na rękach. Wyglądał nieporadnie, niczym mały chłopiec. Hektor przewrócił oczami, zdradzając tym swoją irytacje.
Bastian? – zdziwiła się Cyntia.
Tak, czy mogłabyś mi pomóc? Nie wiem gdzie są czyste beciki, a mały się ulał.
Cyntia zrobiła wielkie oczy, była niezwykle zaskoczona. Hektor zmarszczył brwi i spojrzał przez ramie, by zobaczyć ten obrazek, Browna z dzieckiem na rękach z własnej nieprzymuszonej woli. Doszedł do wniosku, że także w to nie dowierza.
Oczywiście, że ci pomogę. – Szybko wstała i zmierzała w stronę drzwi.
Może najpierw wypadałoby się ubrać – zwrócił jej uwagę narzeczony.
Daj spokój, to pokój naprzeciwko. Nie idę daleko, założę ciepłą narzutkę. – Musnęła przyszłego męża w policzek i podeszła do Bastiana.
Brown, na przyszłość proszę byś pukał – poinstruował blondyna Rodrigez
Idziemy – wydała polecenie Cyntia, kręcąc z dezaprobatą głową na zachowanie Hektora.
Mały wcale się nie ulał – powiedział Bastian, gdy wkroczyli już do pokoju Julii.
Nie? – Dziewczyna stała przy komodzie. Odwróciła się, by spojrzeć na przyszłego szwagra.
Nie.
Dlaczego skłamałeś?
By ciebie ratować.
Skąd pomysł, że potrzebny mi był ratunek?
Podsłuchiwałem – przyznał z szerokim i szczerym uśmiechem.
Wiesz co Bastian? Ja wychodzę.
Podsłuchiwałem też rano, nie spałem. – Te słowa skutecznie Cyntię zatrzymały.
Wypuściła powietrze z irytacją i splotła ręce na piersi.
Co słyszałeś?
Wystarczająco dużo.
Co chcesz w zamian za milczenie? – zapytała wiedząc, że Bastian nie jest bezinteresownym człowiekiem. Właściwie to nie wierzyła już w istnienie bezinteresownych ludzi.
Na razie nic. Proszę mu powiedzieć, że uderzyła panienkę matka, oraz że miała swoje powody, a potem wymigać się wybieraniem kwiatów na stoły wraz z Julią.
Hektor nie odpuści, będzie pytał o powód.
Nie, jeśli Julia wejdzie do pokoju i poprosi cię o tę pomoc. Hektor nie odpuści i będzie pytał o powód, ale już nie panienkę, a panienki matkę. Ona ciebie uderzyła, niech więc ona się tłumaczy. – Wzruszył ramionami i zrobił minę świadczącą o tym, iż jego zdaniem wszystko jest banalnie proste.
Cyntia uśmiechnęła się początkowo z niedowierzaniem, ale po przeanalizowaniu sprawy postanowiła zdać się na pomysł przyszłego szwagra.
Wiem też jak wybrnąć z twoich innych problemów.
Śmiem wątpić.
Nie wątp panienko we mnie, albo przynajmniej przed zwątpieniem wysłuchaj.
Mów mi po imieniu, nie lubię zwrotów typu panienka, pani, panno, i tym podobnych. Poza tym znamy się od dziecka. Niegdyś byliśmy na ty – przypomniała. – Zamieniam się w słuch. Jaki masz pomysł? – Przyjęła bojową i zniecierpliwioną postawę.
Chętnie opowiem, ale pierw zmień mu pieluchę. – Wskazał dłonią na Edwarda.
Zawołaj służącą.
Nie mogę – wyszeptał przez zaciśnięte zęby. – Obiecałem Julii, że się nim zajmę do jej powrotu, całkowicie sam, bez pomocy służby. To dla mnie sprawa życia i śmierci, rozumiesz?
Jeśli ja ci pomogę, to będzie znaczyło, że nie zająłeś się nim całkiem sam – wywnioskowała.
Jeśli ja ci pomogę, twoje dziecko będzie miało ojca.
Nie szantażuj mnie.
Nie śmiałbym, chcę ci tylko pomóc. W końcu rodzina sobie powinna pomagać. No wiesz, tak wzajemnie.
Dobrze, daj go. Ja go przewinę, a ty w tym czasie mów.
Cyntia przejęła siostrzeńca, położyła na łóżku, na jednej z pieluszek. Rozpoczęła zdejmowanie z malca sukienki w liczne koronki i falbanki, a Bastianowi nakazała, by przyniósł z łazienki miseczkę z wodą.
Po cóż to? – zdziwił się.
Dzieciom przemywa się pupę podczas przewijania – wyjaśniła.
Bastian więc usłuchał i kładąc na łóżku blaszaną, małą miskę, powrócił do tematu Hektora i tego jak zaciągnąć go do łóżka:
Wystarczy go spić.
Wczoraj pił i…
Pił niewiele. Trzeba spić go bardziej. Żaden pijany mężczyzna nie odmówi pięknej kobiecie.
Patrzysz na swoim przykładzie? – rzuciła z dezaprobatą, jednocześnie unosząc nagie nóżki maluszka delikatnie do góry.
Niewyłącznie. Hektor to facet jak każdy inny.
To się nie uda – rzekła z rezygnacją kobieta, usiłując zawinąć Edwarda w czystą pieluszkę.
Bastian przez moment nie wiedział o czym ona mówi, czy o swojej nieumiejętności przewijania niemowląt, czy o swym przyszłym mężu i wrobieniu go w dziecko. W końcu się ulitował i postanowił jej dopomóc, bo z zakładaniem czystej pieluchy nie miał żadnego problemu. Jemu tylko chodziło o to, by ktoś pozbawił jego pasierba tej brudnej i sprawił, by maluch przyjemniej pachniał.
Cyntia patrzyła z uwagą, jak blondyn przeplata materiał w taki sposób, że ten się trzymał na bioderkach chłopca i nie spadał. Była po wrażeniem.
Radziłbym ci się tego nauczyć – powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
Po cóż? Hektora chyba stać na piastunkę – zauważyła i nakazała Brownowi kontynuować. Po raz kolejny powiedziała, że spicie Hektora i zaciągnięcie go pijanego do łóżka może się nie udać.
Być może, ale co ci szkodzi spróbować? – Tym razem słowa Bastiana miały sens. Cyntia nie miała przecież nic do stracenia, a do zyskania było bardzo wiele.

Pomysły Browna okazały się nie być takie najgorsze. Z unikaniem tematu uderzenia i zrzuceniem tego na barki matki się udało. Cyntia pozostawiła przyszłego męża w pokoju, by ten się przebrał w ubranie pożyczone od Martina. Przed wyjściem wyjaśniła mu, że marynarka od kompletu znajduje się w pokoju rodziców. Nawet chciała mu ją przynieść, ale mężczyzna odmówił. Uznał, że sam może się tam pofatygować. Ona udała się więc dopomóc starszej siostrze.
A co ty taka w dobrym humorze? – zagadnęła Julia, gdy wspólnie szły szerokim korytarzem, na pierwszym piętrze, w kierunku schodów.
Masz genialnego męża.
Julia słysząc takowe wyznanie zamrugała kilkakrotnie, a jej mina zdawała się wyrażać takie zdziwienie, jakby ktoś właśnie jej powiedział, że przewidział koniec świata. Owe zaskoczenie nie miało nic wspólnego z wyprzedzeniem faktów, na temat stanu cywilnego przyszłej pani Brown.
Cyntia doskonale umiała czytać z mimiki twarzy swojego rodzeństwa, dlatego pośpieszyła z wyjaśnieniami:
Uświadomił mi, że gdy się na coś nie zgadzam nie muszę z tym walczyć, zwłaszcza gdy przeciwnik jest silniejszy.
Możesz bez metafor? Nigdy nie byłam w nich dobra.
Oczywiście. – Cyntia uśmiechnęła się z wyższością. – Toczyłam wiele boi z Hektorem. Zazwyczaj polegały na moim tak, a jego nie, albo odwrotnie.
Różnica zdań i charakterów?
Być może. Jednak walka na słowa, byleby przeforsować swoje zdanie, nie ma najmniejszego sensu. Bo widzisz... u Hektora ciężko coś przeforsować. – Wzruszyła jednym ramieniem i uroczo się uśmiechnęła.
W takim razie będziesz miała ciężkie życie – wywnioskowała Julia. – Takie zachowania nie wróżą niczego dobrego przed zaślubinami, a po nich... – Pokręciła głową jakby jej słów brakło. – Będzie cię trzymał na krótkiej smyczy, siostro.
Albo będzie tylko tak myślał. – Twarz Cyntii rozpromieniła się i rozjaśniała za sprawą szerokiego uśmiechu. – W rzeczywistości to ja będę o tym decydowała. Nie sztuką jest krzyczeć co się myśli, sztuką jest sprawić, by ta druga osoba poczuła te myśli i wyciągnęła odpowiednie, przychylne w twoją stronę wnioski. Bastian uświadomił mi, że niektórymi ludźmi nie sposób nie manipulować, jeśli chce się przetrwać. Czasami dobrze udać szarą, pokrzywdzoną myszkę. Na Hektora bez wątpienia bardziej to zadziała, niż jakikolwiek bunt.
Zaraz, zaraz. – Julia wyprzedziła siostrę i zaszła jej drogę. Przystanęła. – Chcesz manipulować przyszłym mężem i tym sposobem wstawić go pod swój pantofel?
A co w tym złego? – Zmarszczone czoło, jej ściągnięte brwi idealnie wyrażały niezrozumienie.
Julia zaczęła w głowie układać tabelkę z za i przeciw, i bardzo szybko doszła do wniosku, że:
Właściwie to nic.

Obie panie wkroczyły do sali jadalnej, gdzie Cyntia miała pomóc siostrze zająć się nadzorowaniem ustawiania wazonów z kwiatami na stołach restauracyjnych. Wszystko szło idealnie, gdy obie pochylały się nad kartką papieru z rozplanowanym rozmieszczeniem. Julia jednak niespodziewanie zapytała:
A gdzie teraz jest Hektor?
Zapewne w pokoju naszych rodziców – odpowiedziała kreśląc coś na kartce i rysując strzałkę. – Ten stół powinien stać dalej, by nie przeszkadzać kelnerowi, który ma za zadanie dbać o pełne kieliszki.
Przyszła pani Brown była zbyt zamyślona, by słyszeć do jakich wniosków dotarła jej młodsza siostra.
Co twój przyszły mąż robi w pokoju naszych rodziców?
Poszedł po marynarkę.
Przecież Martin dał ci... – Julia otworzyła szeroko usta na kształt litery o. – Jaki to ma cel siostro?
Hektor przestał zadręczać mnie pytaniami, bo uznał, że skoro i tak musi skonfrontować się z moją matką, to przy okazji, to ją o wszystko wypyta. Uznał, że być może tak więcej osiągnie, niż mnie zmuszając do zwierzeń.
I on ci to wszystko powiedział?
Głupiaś? – Zaśmiała się. – To jest właśnie sztuka manipulacji.
I całe życie będziecie rozgrywali niczym partyjkę szachów, przewidując ruch przeciwnika?
Czemu nie? Szachy to bardzo klasyczna, mądra i wyrafinowana gra.
Chcesz mieć wyrafinowane małżeństwo? Nie wystarczy ci już, że wychodzisz za niego z wyrachowania?
O co ci chodzi!? – uniosła się Cyntia i z impetem odrzuciła ołówek na stół.
O nic! Idę sprawdzić menu. – Odwróciła się na pięcie i wymaszerowała do kuchni. Stamtąd czmychnęła tylnym wyjściem i skierowała się schodami w górę, a następnie korytarzem, aż dotarła pod pokój matki.
Brunetce udało się dopaść Hektora jeszcze na korytarzu. Stał przed drzwiami i delikatnie w nie postukiwał.
Nikogo nie ma? – zagadnęła.
Sam nie wiem – odparł, unosząc kąciki swoich ust znacznie ku górze. Dokładnie zlustrował twarz kobiety. Jej spojrzenie... barwa oczu zdaniem Hektora wyrażała niepewność, a znał kobiety i ich naturę na tyle dobrze, że w takich sprawach niemal nigdy się nie mylił. – Chcesz mi coś powiedzieć, Julio? – zagadnął.
Że możesz wejść. – Szybko sięgnęła do klamki.
Drzwi zostały otwarte, a niedomówienia, pytania i niepewności pozostały. Ciężka atmosfera, tak mocno dawała się we znaki, iż oboje mieli wrażenie, że dałoby się zawiesić siekierę w powietrzu. Rodrigez jak przystało na dżentelmena puścił kobietę przodem. Upewnił się kilkakrotnym dopytywaniem, czy właściciele pokoju nie będą mieli nic przeciwko takiemu wtargnięciu. Julia za każdym razem go uspokajała, albo przynajmniej usiłowała się to czynić, choć z marnym skutkiem. Brunetka przysiadła na brzegu fotela, a Hektor sięgnął po marynarkę zawieszoną na drzwiach szafy. Począł ją ubierać.
Leży jak ulał. Moja siostra miała racje, że ty i Martin macie taką samą budowę i jesteście tego samego wzrostu.
Twa siostra często ma racje, ale ciii – przyłożył palec wskazujący do swych warg. – Nie waż się jej nigdy tego powiedzieć. – Uśmiechnął się ciepło, zagryzając przy tym na krótki moment dolną wargę.
Dlaczego?
Kobiety lubią wyolbrzymiać. Cyntia jest bardzo młoda. Tylko czekać aż z często zrobi zawsze.
Ciekawa teoria. Boisz się wtrącenia pod pantofel?
A czy już pod nim nie jestem? – zapytał poprawiając rękawy i kołnierzyk. – Tylko nie udawaj, że nie słyszałaś naszej nocnej kłótni. To byłoby niemożliwe, skoro nawet wasza matka słyszała ją stąd. – Pokazał palcami wskazującymi na podłogę. – Skoro pozwoliłem na siebie krzyczeć kobiecie to chyba coś znaczy.
Skoro pozwoliłem na siebie krzyczeć kobiecie – powtórzyła po przyszłym szwagrze z nieodgadnioną miną. – Ciekawa teoria bycia pod pantoflem – dodała, wstając z miejsca, które wcześniej zajmowała.
Dziękuję, zastanawiam się czy by jej nie opatentować. – Wyszczerzył zęby w maskującym prawdziwe uczucia uśmieszku. – Choć może prędzej Cyntia powinna patentować swoje metody, w końcu zaproszenia różowe, tort różowy, dodatki różowe. Tylko zakochany głupiec mógł się na to wszystko zgodzić – dopowiedział, świadomie obrażając tym samego siebie. Potem jednak szybko zmienił wyraz twarzy z rozbawionego na przenikliwy. – A teraz całkiem poważnie, Julio. Powiemy sobie w końcu nawzajem, co komu leży na sercu, czy będziemy tak dalej się do siebie uśmiechać i gawędzić o mało istotnych sprawach? O ile w ogóle istotnych.
To jaki będziesz dla mojej siostry jest dla mnie niezwykle istotne.
Doceniam siostrzaną miłość. Obiecałem ci już, że jej nie...
To było zanim wyszło na jaw, że znaczenie twych słów zależy od dowolnej interpretacji. Twojej własnej. – Wydawała się być niezwykle naburmuszona. Doszło do tego, że nawet lekko podniosła głos, choć bardzo tego nie lubiła.
Nie przewidzę naszego małżeńskiego życia, Julio. Nie mam daru jasnowidzenia i nic nie mogę na to poradzić. Małżeństwo to droga w niepewne.
A więc po co co ślub skoro sam przyznajesz, że jesteś niepewny? – Była niezwykle zdenerwowana. Z początku zawierzała w jego szczere intencje i prawdziwe uczucia, ale nagle dostrzegła w jego źrenicach błysk... przerażającą iskrę, jakby był zupełnie innym człowiekiem niż ten którego znała do tej pory.
Rodrigez jednak się opanował przed wybuchem. Wcisnął dłonie do kieszeni, ale tylko na krótki moment, by szybko zacisnąć i rozluźnić pięści. Po wyjęciu rąk z kieszeni udzielił wymijającej odpowiedzi:
Czasami tylko na końcu ciemnego tunelu, pełnego niepewności można dostrzec światło. Wydaje mi się, że właśnie na tym polega miłość. Na tym by uwierzyć na słowo... w zdrowiu i chorobie, majętności i niedostatku, od tego dnia, aż po kres... aż po śmierć. Czy nie tak, Julio?
Przyszła pani Brown rzuciła uważnym okiem na narzeczonego siostry. Ten magiczny i przerażający błysk, zauważalny wcześniej w jego spojrzeniu teraz gdzieś znikł... odszedł w nieznane. Oboje usłyszeli rozmowę dobiegającą z pokoju obok. Głosy były podniesione, a Julia bezbłędnie odgadła, iż należą do jej rodziców. Państwo Montenegro musieli wejść drugimi drzwiami, prowadzącymi wprost do sypialni, a nie przez mały salonik. Hektor jednak nie mógł tego wiedzieć bo nie znał układu pomieszczeń. Już chciał wyjść kiedy usłyszał swoje własne imię. Dyskusja ożywała, a on i Julia stali jak dwa słupy soli, nie potrafiące wykonać ani jednego kroku, ni to w przód, ni w tył. Jednak kiedy odgłosy dwójki ludzi zaczęły się zbliżać, to przyszła pani Brown zadecydowała za nich oboje. Szarpnęła Hektora za materiał na rękawie i lekko pchnęła w klatkę piersiową mężczyzny drugą dłonią. Rodrigez wykonał kilka kroków w tył i ani się obejrzał a już znajdował się w szafie, tak bardzo blisko swej przyszłej szwagierki, iż nawet nazwanie tej sytuacji niezręczną było stanowczo za delikatnym określeniem.
Co ty wyprawiasz? – chciał zapytać z niekrytą pretensją, ale wiedział, że w takiej sytuacji musi zachować milczenie. Wytężył więc słuch, uspokoił oddech i jakby ściszył bicie własnego serca. Nasłuchiwał rozmowy przyszłych teściów.
Sama nie wiesz do czego doprowadzasz! – wrzasnął Julian. – Wydając ją za Rodrigeza zniszczysz jej życie. To nie jest mężczyzna dla niej. Cyntia zasługuje na kogoś lepszego. Zresztą ma jeszcze czas aby wyjść za mąż.
To jej wybór, do niczego jej nie zmuszam. Nie zamierzam też zniechęcać.
Oczywiście, bo ty chcesz się jej tylko pozbyć – zarzucił kobiecie.
Tak – przytaknęła ku zdziwieniu Julii i Hektora, które było dostrzegalne nawet w tak egipskich ciemnościach, jakie panowały we wnętrzu szafy. – Nie przeczę. Cyntia od zawsze sprawiała problemy. Zawsze miała na wszystko własne zdanie, a ty skutecznie utwierdzałeś ją w przekonaniu, że tak można. Wyjdzie za mąż, to poczuje jak to jest nie zawsze móc postawić na swoim. I jeśli będzie z tego powodu cierpieć, to z twojej winy. Niepotrzebnie ją tak rozpuszczałeś.
Ktoś musiał skoro ty jej nawet nie kochałaś!
Starałam się – powiedziała łamiącym głosem, a para w szafie widziała oczyma wyobraźni łzy w oczach kobiety. – Bóg mi świadkiem, że się starałam, ale nie dałam rady. Darze ją uczuciem, jest tylko dzieckiem... była nic niewinnym dzieckiem, ale... to nigdy nie będzie uczucie tak silne jakie żywię do Julii i Martina. I każdego dnia żałuję, że przyszła na ten świat, że zdecydowałeś za mnie, nakazałeś ją wychować. Gdy na nią patrzę to boli mnie serce. Niech odejdzie z Rodrigezem, niech ma męża i założy własną rodzinę, to będzie dla niej najlepsze. Choć raz mi zaufaj, choć raz to mnie pozwól zadecydować.
Chciałem dla niej czegoś innego. Marzyłem, że wyjedzie, kontynuuje naukę, że w przyszłości to ona będzie zarządzała tym co po sobie pozostawimy. Nie chcę dla niej takiego męża. To drań!
Skąd wiesz!? – wrzasnęła. – Nic na to nie wskazuje...
Przejrzyj na oczy! – Chwycił kobietę za ramiona i potrząsnął. – Za rok albo dwa on zrobi z naszej córki wrak człowieka, a my nie będziemy w stanie... nie będziemy mieli takiej mocy i władzy, by ją od niego uwolnić.
Rozumiem, że ty dla niej zaplanowałeś staropanieństwo?
Ma czas – warknął. – Poza tym jej trzeba innego męża. Dobrego i łagodnego.
Bzura – prychnęła Marta. – Wystarczy już, że miała łagodnego ojca. Choć dobrocią nigdy nie grzeszyłeś.
Ciągle będziesz mi to wypominać? Przez te wszystkie lata nie możesz zapomnieć!?
Znasz matkę, która zapomniałaby o własnym dziecku? – zapytała niemal szeptem. – Ja takiej nie znam. – Słyszalne były delikatne, coraz cichsze kroki, aż w końcu dźwięk zamykanych drzwi, a potem trzask drugich.
O co chodzi? – chcieli zapytać równocześnie Julia i Hektor, ale musieli zaczekać. Zdecydowali się na te słowa dopiero po opuszczeniu ciasnej szafy, wcześniej upewniając się czy aby na pewno żadne z małżonków nie pozostało w pokoju.


Hektor postanowił dowiedzieć się prawdy, jakakolwiek by ona nie była. Obiecał to Julii, a ta po raz kolejny mu zaufała. Czy słusznie postąpiła? – Tego dopiero miała się dowiedzieć, w końcu nie tylko małżeństwa nie da się przewidzieć. Całego życia, ni jego namiastki, nie można być pewnym.
Rodrigez przemierzał w wielkim zdenerwowaniu szerokie korytarze w poszukiwaniu Marty Montenegro. Coś sprawiało, że krew w nim wrzała i sam do końca nie był pewny, czy bardziej winne temu były słowa jakie Marta wypowiadała, gdy na myśli miała jego przyszłą żonę, czy te policzki, którymi ją uraczyła wczesnego ranka. Jedno było pewne – mężczyzna nie zamierzał przyszłej teściowej tego darować, a tym bardziej pozwolić, by podobny występek kiedykolwiek się powtórzył.
Drzwi zaniedbanego pokoju strychowego były uchylone, mimo tego Hektor kulturalnie zapukał i poczekał na proszę wypowiedziane przez wiadomą osobę. Wszedł. Odsunął sobie krzesło spod stolika, zasiadł naprzeciw kobiety i założył nogę na nogę wyczekując.
Napijesz się czegoś? – Wskazała na karafki.
Dziękuję, ale odmówię.
W jakiej sprawie przyszedłeś?
Mojej przyszłej żony – odpowiedział, a Marta poczuła jakby stanęło jej serce na krótką chwilę, a potem zaczęło bić dwukrotnie szybciej niż zazwyczaj. – Chciałbym wiedzieć co zmalowała? Może pani nie uwierzy, ale nie chce mi się przyznać. – Zagrał, co prawda w pół otwarte karty, ale jednak podjął wyzwanie. Sam nie wiedział czy bardziej pragnie się dowiedzieć za co matka uderzyła córkę, czy rozwikłać tajemnice tajemniczego dziecka, którego straty Marta najwidoczniej nie potrafiła przeboleć.
Mogę w to uwierzyć, bo będąc na jej miejscu sama bym milczała.
Hektor wydał się zaciekawiony i podejrzliwy. Usiadł wygodniej.
Może jednak się napijesz? – Marta grała na czas.
Nie, dziękuję. Proszę mówić.
A ja sobie naleję. – Wstała i napełniła swój kieliszek słodkim winem, które było przelane do dzbana i spoczywało na srebrnej tacy.
Co zrobiła Cyntia? – zapytał wprost.
Dlaczego tak o to dopytujesz?
Ponieważ wiem, iż nie jest aniołkiem, ale też nie wydaje mi się, by zasłużyła aż na takie potraktowanie. – Hektor zdradził w barwie głosu swoją irytacje.
Przybyłeś jej bronić? – Marta się uśmiechnęła, dopiero potem zajęła miejsce i zrobiła spory łyk z kieliszka.
Oczywiście, że tak. Mam być jej mężem, nie pozwolę, by ktoś ją siniaczył za moimi plecami, na dodatek robił z tego tajemnicę. – Wstał i położył obie dłonie na blacie, przychylił się do Marty. – Nie chcę, by moja żona się kogokolwiek bała, a tym bardziej własnej matki – warknął przez mocno zaciśnięte zęby.
Co chcesz przez to powiedzieć?
Że jeśli jeszcze raz, pani podniesie rękę na moją Cyntie, to będzie pani miała ze mną do czynienia, a potrafię być bardzo, ale to naprawdę bardzo zdecydowany w swoich działaniach. Czy wyraziłem się jasno!? – wrzasnął.
Bez wątpienia – odpowiedziała, patrząc mu prosto w oczy. – Twoja przyszła żona piła w nocy z służbą. W jej męskim gronie. – Marta uśmiechnęła się z wyższością.
Następnym razem proszę przyjść do mnie z takim problemem i mnie zbudzić.
Do pokoju niespodziewanie wtargnął Martin, podszedł do przyszłego szwagra i poklepał go po ramieniu.
Cyntia miała racje, mamy ten sam rozmiar, leży jak ulał. A co wy macie takie grobowe nastoje? Jutro ślub i bankiet, trzeba się radować. Tylko nie jestem przekonany co do słów wypowiadanych przez księdza zawsze w dniu zaślubin.
Do jakich słów? – zapytał Hektor z pobłażliwym uśmiechem, podając mężczyźnie dłoń na przywitanie. – Hektor.
Martin. Miło poznać. – Odwzajemnił uścisk.
Mówiłeś coś o słowach – przypomniała Marta.
Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela – odpowiedział. Poczuł na sobie wzrok zarówno Hektora jak i swojej matki, więc postanowił wyjaśnić. – Powinno się raczej mówić: Co Marta Montenegro złączy tego niech nawet Bóg nie waży się rozdzielić.
Skończ się wygłupiać! – krzyknęła zirytowana kobieta, a Hektor w tym czasie walczył ze śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Teraz rozumiał dlaczego Cyntia tak bardzo tęskniła za bratem, gdy ten był poza domem. W końcu mieli podobne poczucie humoru. Nie wiedział jednak po kim mogli je odziedziczyć. Był pewny, iż nie po matce, ale Juliana o żartobliwość także nie podejrzewał.
A kiedy wasz ślub? – zapytał brat przyszłej panny młodej.
Nie ustaliliśmy jeszcze daty, ale jestem skłonny wybrać najwcześniejszą z możliwych, jeśli tylko Cyntia przystanie na takie rozwiązanie.
Rozumiem, chcesz ją mieć jak najbliżej siebie.
Drwisz czy ironizujesz?
Przystojny, postawny brunet, z przedziałkiem po lewej stronie włosów i z idealnie wygładzoną fryzurą spojrzał na przyszłego szwagra.
Nie ma nic gorszego od decyzji podjętych zbyt pochopnie. Teraz wydaje ci się, że nie możesz bez niej żyć, ale znam moją siostrę, bywa bardzo absorbująca. Kilka miesięcy po ślubie możesz zapragnąć samotności.
Nie sądzę, po za tym potrafię w życiu odpowiednio dobierać proporcje.
Jesteś jej pewny – zauważył Martin. – To powód bym bliżej cię poznał i przesłanka do tego, by cię polubić.
Liczę na to. Do zobaczenia na śniadaniu. – Hektor zerknął w swój kieszonkowy zegarek, na złotym łańcuszku i opuścił pokoik.

Zmierzając na śniadanie, Hektor dostrzegł na korytarzu Bastiana Browna, stojącego przy oknie z Edwardem na rękach. Podszedł bliżej aby przysłuchać się co tam też ten mężczyzna może pleść do trzymiesięcznego dziecka.
Widzisz Edzio, a tam rozciąga się droga, i tam jest karczma. Jak będziesz starszy też będziesz tam bywał, będziesz kochał tam bywać, ale czasami nie będziesz mógł, bo jakaś okropnie wściekła baba, wciśnie ci na rękę jakiegoś bachora i rozkaże go pilnować, grożąc, że w przeciwnym razie zerwie zaręczyny i wywoła skandal.
Hektor się lekko roześmiał.
Z czego się śmiejesz?– oburzył się Bastek. – Nie słyszałeś, że do tak małych dzieci należy mówić?
Rodrigez pogładził swoją brodę lewą dłonią.
Obiło mi się o uszy – przyznał.
Kochany Edwardzik – zachwycał się Brown nad swoim pasierbem, poprawiając mu wiązanie od czapeczki robionej na szydełku.
Hektor dotknął małego i pogładził opuszkiem palca po policzku, dołączył się do spaceru z Bastianem po korytarzu. Nawet otworzył przed mężczyzną drzwi do pokoju Julki. Brown włożył dziecko do kołyski, ale małemu niezbyt spodobał się ten pomysł i sekundę po odstąpieniu go na krok zaczął płakać.
O proszę, a jaki towarzyski – rzekł Rodrigez z cynicznym uśmieszkiem na ustach, zaglądając do kołyski.
Bastian z niezadowoloną miną podniósł się z kanapy i ponownie wziął małego.
Będziesz tak stał nade mną i patrzył mi na ręce?
Nie, to Julii zadanie. Ja wpadłem dla towarzystwa. – Hektor rozsiadł się wygodnie w fotelu, pomimo że nikt mu tego nie zaproponował.
A może tak w ramach naszej nietypowej przyjaźni, zmieniłbyś mu pieluchę.
Aż tak to my się nie przyjaźnimy – odpowiedział, delikatnie się śmiejąc.
Pewnie nie potrafisz – podpuszczał Bastian.
Hektor wstał z fotela, podszedł do mężczyzny, który siedział bokiem na łóżku i położył swoją prawą dłoń na jednym z jego ramion.
Widziałem kilka razy jak to się robi, ale nie mógłbym odebrać ci tej przyjemności, zwłaszcza, że ta twoja nagła miłość do tego dzieciątka, nie jest tak całkowicie bezinteresowna, co Brown?
Oni ode mnie chcą sześć i pół tysiąca marek, to dwa razy tyle ile przegrałem i ile już dostali – poskarżył się Bastian, patrząc z dołu na Hektora z nadzieją wymalowaną w oczach. – W Angielskich barach bywa inaczej.
Hektor ponownie się roześmiał i tym razem poklepał mężczyznę po lewym policzku.
Moje gratulacje, ty nie tylko roztrwoniłeś dwa procent majątku, a zadłużyłeś się na dwukrotnie więcej niż przegrałeś. Moje gratulacje, Bastian, nie każdy by tak potrafił i to w jedną, niepełną noc. Do zobaczenia na śniadaniu. Nie zapomnij Edwarda. – Hektor wyszedł i zostawił załamanego Browna samego z problemem.

Brunet odnalazł Cyntie w kuchni, jak rozmawiała z dwoma kelnerami. Śmiała się i wyglądała na pogodną, przez to od razu przypomniały mu się wyjaśnienia Marty Montenegro. Podszedł do niej, objął w pół od tyłu i pocałował, jakby chciał zaznaczyć, że jest tylko i wyłącznie jego własnością. Kelnerzy zawstydzeni sytuacją, odeszli, by przygotować kwiaty na jutrzejszą uroczystość, tak jak poleciła im Cyntia.
Nie pochwalam sposobów twej matki na wychowanie, ale nie spoufalaj się tak ze służbą, zwłaszcza jej męską częścią.
Jesteś zazdrosny? – zapytała z niedowierzaniem. Położyła swoją dłoń na jego policzku i delikatnie musnęła w kącik ust.
Chodźmy na spacer po ogrodach. Spacerowanie przed posiłkiem dobrze nam zrobi.
Zatem chodźmy. – Pociągnęła go za rękaw marynarki. – Gdzie masz płaszcz? – zapytała, ściągając z wieszaka swoją ciepłą, wełnianą pelerynkę.
W samochodzie – odpowiedział, otwierając przed nią drzwi. – Dlatego najpierw tam się udamy.
Spacerowali wśród delikatnych płatków białego śniegu, spadającego prosto z nieba. Trwało to już nieco ponad pół godziny, a oni w tym czasie rozmawiali jakby się znali od lat i doskonale rozumieli, a biały puch skrzypiący im pod stopami, dodawał tylko uroku tej wspaniałej chwili. Nic więc dziwnego, że Hektor postanowił wykorzystać okazje. Zatrzymał się przy zamarzniętej fontannie. Była piękna, choć wyglądała na niezwykle starą. W niektórych miejscach kafle były obtłuczone. Jednak kobieta w białej sukni nie zwracała uwagi na miejsce, a na bruneta, który niespodziewanie przyklęknął na jedno kolano.
Hektor, co ty…
Ciii – przyłożył wskazujący palec do ust, by po chwili wyjąć z kieszeni płaszcza małe pudełeczko w popielatym kolorze. Otworzył je, a oczom Cyntii ukazał się złoty pierścionek, z ładnie połyskującym, przezroczystym kamieniem. – Brylanty są wieczne i pragnąłbym, by taka była nasza miłość. Ja wiem, że nie wypada wręczać kobiecie pierścionka zaręczynowego bez świadków, bez towarzystwa rodziny i przyjaciół, ale postanowiłem złamać tę niespisane nigdzie zasady, bo to powinna być przede wszystkim nasza chwila. Moja propozycja i twoja decyzja. Dlatego pozwól, że zapytam cię tu i teraz. Czy wyjdziesz za mnie?
Wiesz, że tak. – Chwyciła jego policzki w swoje dłonie. – Wstań – poleciła.
Wykonał jej polecenie i pozwolił się pocałować. Dał jej dominować w tej sytuacji. Zrobił kilka kroków w tył, oparł się o murek zamarzniętej fontanny, dostosowując się do jej wzrostu, tak by było wygodniej... by nie musiała stawać na palcach.
Cyntio – niespodziewanie przerwał tę miłą chwilę.
Czyżbym była zbyt śmiała? – zapytała.
Hektor się rozpromienił, rozejrzał dookoła.
Nikt nie widział – zapewnił. – Jednak czy pierw możemy przejść do formalności? – Wyjął pierścionek z pudełeczka. – Prawą dłoń, por favor.
Cynia wysunęła dłoń przed siebie i położyła ją na lewej dłoni przyszłego męża, by mógł wsunąć pierścionek na jej palec serdeczny.
Czy teraz możemy przejść do tego co przerwaliśmy? – Łobuzerski uśmieszek zagościł na jej twarzyczce.
Oczywiście, że tak. – Chwycił dłońmi za jej biodra i przyciągnął ją do siebie. Lekko rozwarł uda, by jego kobieta znalazła się między nimi i tym sposobem była jeszcze bliżej niego.
Ojciec Cyntii obserwował całą tę scenę ze swojego gabinetu, zza firanki i ani trochę jego oczu nie cieszył ten widok. Nie uradował się także na pukanie do drzwi, ale i tak powiedział uprzejme:
Proszę.
Jestem Aurelia Tetmajer – przywitała się kobieta, której widok zaskoczył Juliana. Otóż z daleka było widać, że to panna lekkich obyczajów.
Co pani tu robi? – Ściągnął zupełnie już siwe brwi, a jego źrenice zwęziły się, co było oznaką całkowitego skupienia, ale także zaskoczenia..
Przynoszę panu cenną informacje, na temat Hektora Rodrigeza. – Dziewczyna śmiało przeszła się po gabinecie, zasiadła na krześle przy biurku i czekała aż Julian zajmie miejsce, a potem zaczęła opowiadać historie pewnego pojedynku.

Zapraszam także do kolejnego postu  Rozdział 8: Okres burz i wichrów

Czytam = Komentuję

Anonimowi – podpisujcie się!


Zapraszam was na swój blog autorski, gdzie znajduje się więcej informacji jak i opowiadań, oraz linków do nich: http://dariusz-tychon.blogspot.com/