poniedziałek, 5 września 2016

Rozdział 34: Na kartach pamiętnika


Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem  Rozdział 33: Czyste intencje

Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek

Ernest Sambor stał nad biurkiem i przeglądał zawartość sporego rozmiaru pudełka, w którym były niemal wszystkie dowody zebrane w sprawie śmierci Isabel Solcman de Rodrigez. Jedynie pamiętnik nieboszczki spoczywał w dłoniach Oldmana, który zaznaczał zakładkami co ciekawsze fragmenty.
Teraz rozumiesz dlaczego uniewinnili Rodrigeza? – zapytał Sambor.
Sądzę, że przez fragment zaczynający się od słów: Pozwoliłam mu decydować, decydować nawet o tym kiedy mam oddychać. Oddałam mu całkowitą kontrolę i sięgnęłam całkowitego spełnienia. Albo ta kobieta miała nierówno pod kopułą, albo była jeszcze bardziej naiwna niż obecnie jego dziw… pani Rodrigez… niż obecna pani Rodrigez.
Agent, który już z racji wieku i przejęcia stanowiska po swym szefie awansował na detektywa, uśmiechnął się i pokręcił głową z niedowierzaniem. Oczywiście mógł zwrócić Williamowi uwagę, powiedzieć, by się nie zapędzał, ale nie chciał tego czynić. Uznał, że co ma się stać, to i tak się stanie, bo serce nie sługa, a rozum w młodości różne figle płata. On postanowił zająć się tym co ważne, a dla niego ważnym było, iż miał sprawę do rozwiązania, dlatego rzekł:
Niemniej, chłopcze, ten pamiętnik do niczego nas nie doprowadzi. Przedstawia Hektora Rodrigeza jako kochającego męża i oddanego ojca.
Chyba odwrotnie – wtrącił Rupert. – Oddanego męża i kochającego ojca – poprawił i wypiął pierś do przodu, tak bardzo był dumny sam z siebie.
Czytał pan całość? – William spojrzał na Ernesta podejrzliwie, całkowicie ignorując bruneta, który, jego skromnym zdaniem, nie był szczególnie rozgarnięty i czasami zachodził w myśl jakim cudem ten mężczyzna zdobył pracę w policji.
Całość, całość, każdą ze stron dwukrotnie.
Nawet się nie dziwię. – Uśmiechnął się łobuzersko młodzieniec. – To, gdy kobieta żali się na siniaki, pana nie przeraziło?
Jeśli chodzi o zakrywanie śladów uniesień małżeńskich, to odnoszę wrażenie, że tamta kobieta czerpała z tego wielkie podniecenie i nie lada przyjemność.
Mówi pan o: Mój mąż był normalnym obywatelem Hiszpanii. Co niedzielę szliśmy spacerem do pobliskiego kościoła. Mała Anastazja uwielbiała te wyprawy, bo całą drogę siedziała ojcu na ramionach. Zasiadając w ławce zawsze uśmiechaliśmy się do siebie znacząco. Zazwyczaj wtedy przypominała mi się poprzednia noc, pocierałam palcami tiul owinięty wokół nadgarstków. Wzbraniałam się, by nie zaciągnąć męża na tył kościoła i by nie powtórzyć tego… Bla, bla, bla. Kochała go, bez wątpienia, ale kilka stron dalej treść głosi, że nie do końca była zaślepiona tą miłością.
Jakich stron? – Ernest wstał zza biurka, tylko po to, by zajść Williama od tyłu i zerknąć mu przez ramie.
O tutaj, odtąd dotąd. – Will pokazał palcami fragment.
Poznałam obydwie twarze mego męża. Ta druga mnie przerażała. Dziwi się pan tej kobiecie?
Ona nie mówi o erotycznych doznaniach. Te jej się podobały, nie widziała w nich niczego złego. Ten tekst następuje po tym o kościele, znaczy, że musiało się stać coś jeszcze.
Nakręcał go gniew, powodowała to bezsilność.
To wszystko było nie do wytrzymania. – William spojrzał znacząco na Sambora. – I najważniejszy fragment: Dopuścił się w końcu najgorszego.
Pisze czego?
William pokręcił głową.
Pisze natomiast o tym jak ją zbił i jak nie umiał wybaczyć. Jak się upijał do nieprzytomności, a ona nie potrafiła znaleźć dla niego ratunku.
To wskazuje na frustrację.
Nie miał prawa – warknął Oldman.
Zmarło jego dziecko, było pod jej opieką – stanął po stronie Hektora detektyw.
I to dawało mu prawo skatować żonę?
Ernest stanął po drugiej stronie biurka i przychylił się do Williama, kładąc łokcie na blacie mebla.
A pan postąpiłby inaczej, gdyby teraz coś stało się Marselowi? Gdyby był wtedy pod opieką matki, czy pan postąpiłby inaczej?
Nie – warknął William i uderzył pamiętnikiem o blat. Powstał na równe nogi, wielce zirytowany, zagniewany tak mocno, że para zdawała się tryskać niczym fontanna z jego uszu i nozdrzy.
Jest pan bardziej podobny do Rodrigeza niż pan myśli – wtrącił Rupert, siedzący w kąciku, popijając herbatkę i zajadając się kanapeczką.
Właściwie szkoda, że on nie pisał pamiętnika. Po pierwsze to znacznie ułatwiłoby nam zadanie, a po drugiej, może by się jeszcze okazało, że mamy wspólne korzenie – zadrwił. – Ja nadal uważam, że żona zginęła z jego winy. Był zazdrosny, zdradzała go.
Nie mamy pewności, że go zdradzała. Pamiętnik mówi o jednym pocałunku i o delikatności cukiernika, czego brak Rodrigezowi.
Wydaję mi się, że Rodrigezowi wystarczyło przeczytać ten fragment, by się wściec, tym bardziej, że wcześniej już był podejrzliwy.
Być może, chłopcze, ale niczego mu nie udowodniono.
Ciekawe co pisało na ostatniej stronie? – Splótł ręce na piersi i spojrzał znacząco na pamiętnik.
Ciekawe. Zwłaszcza, że przedostatnia go uniewinniła.
Ostatnia z pewnością by skazała – stwierdził przechadzać się po koszarach, co jakiś czas uderzając o krzesło dłonią, jakby je popychał, a innymi razy wymierzając cios z otwartej dłoni ścianie albo meblom, których w pomieszczeniu nie było za wiele.
To nie jest czasem tak, że pan na siłę szuka w nim winnego? – zauważył Rupert, który właśnie skończył konsumować swoje drugie śniadanie.
Nie, nie jest.
A jeśli to nie on? Jeśli nie on zabił tamtą kobietę? Nie on zabił pokojówkę? Jeśli okaże się niewinny? – dopytywał Sambor rzeczowo.
To nie możliwe żeby był niewinny. Pokojówka także miała ślady duszenia na szyi i otarcia na nadgarstkach. To nie może być przypadek.
Być może była jego kochanką, może podobnie jak żona godziła się na te praktyki.
On jest winny! – wybuchnął Will. – A przynajmniej nienormalny. Cyntia się z pewnością na takie rzeczy nie godzi! – warknął i zirytowany przywalił w krzesło tak mocno iż oparcie nieco się wyłamało.
Skaż go rozumem, a nie sercem, jeśli w rzeczywistości jest tak jak mówisz.
Chce pan dowodu? Póki co mamy poszlakę i to wyraźną. Tylko on łączy te dwa wydarzenia. Tylko jego osoba łączy te dwie zbrodnie. – William uderzał palcem wskazującym o blat burka. – I obie kobiety zginęły tak samo.
Teraz mówisz do rzeczy, chłopcze.
Hektor Rodrigez farbował włosy…
Na życzenie matki. Przypominam, że na zdjęciach z dzieciństwa już jest ciemnowłosy. Nadal nie wiemy czemu kobieta…
Może zdradziła męża – rzucił William z rozpędu i nagle uznał, że takie rozwiązanie może być prawdopodobne. – Dziecko urodziło się blondynem, więc postanowiła to ukryć? – dodał nieco pytającym tonem.
To ma sens, ale jak wytłumaczyła ten fakt synowi?
Być może powiedziała mu prawdę, dlatego on sam ma taką nienawiść w sobie, podejrzliwość, niechęć do kłamstw i zdrady. Jednak nie to jest najważniejsze.
A co? – zapytał Rupert zaspanym głosem.
Jeśli Hektor jest przez wszystkich uważany za bruneta, to jako blondyn mógł się dopuścić najgorszych z czynów.
Do czego zmierzasz?
Przejrzyjmy akta z miejsc gdzie mieszkał, w latach gdy tam przebywał. Jestem pewny, że tam doszło do jakiś zbrodni. Pogawędziłbym jeszcze, ale muszę wracać do pensjonatu.
Z tego co wiem, panie Oldman, ma pan dziś na późniejszą zmianę.
Tak, ale zostawiłem tam syna i narzeczoną.
Pańska narzeczona jest mężatką.
Tak, jest żoną, ale psychopaty i przyda jej się ochrona. – William założył czapkę na swoje ciemne włosy, zapiął guziki popielatego, zimowego płaszcza i opuścił koszary.

Siwy mężczyzna siedział przy biurku i ponownie przeglądał pamiętnik należący do Isabel Solcman de Rodrigez. Szczerze wątpił, że znajdzie tam coś nowego, ale uznał, że należy zmienić taktykę i spojrzeć na ten dowód pod innym kątem. Wcześniej doszukiwał się tam winy Rodrigeza, teraz wyszukiwał uniewinnienia. Czytał o romantycznych kolacjach przy świecach i klimatycznych wieczornych spacerach naokoło stawu, o prezentach jakie mąż ofiarowywał żonie całkiem bez okazji, bo uznawał, że akurat do niej pasują te wszystkie broszki, kolczyki i naszyjniki. Czytał o zabawie w chowanego, czym zachodził za skórę ochmistrzyni, bo mała Anastazja zazwyczaj wyjmowała wszystko z jakieś szafki, by samej się do niej zmieścić i porządnie ukryć. Jednocześnie zadawał sobie jedno pytanie – czy ktoś taki naprawdę może być mordercą, może udusić i zabić? Z doświadczenia wiedział, że w gniewie ludzie czynią różnie, ale z drugiej strony, sama żona Rodrigeza opisywała go jako zazwyczaj opanowanego, nawet w chwili złości: Nawet gdy krzyczał, to tak by inni myśleli, że nie kontroluje swego gniewu. W rzeczywistości on jednak nad nim panował. Po dwóch latach spędzonych wspólnie, mogę stwierdzić, że mój mąż jest znacznie lepszym człowiekiem, niż ten za którego on sam chce uchodzić. Stara się być groźny, uważa, że to wzbudzi w ludziach strach, a według niego strach jest znacznie lojalniejszą formą ludzkich uczuć niżeli szacunek.
Co się z tobą stało, Isabel? – zapytał detektyw sam siebie. – Miałaś życie o jakim wiele kobiet może tyko śnić. Z twego pamiętnika wynika, że przyjaciółki zazdrościły ci męża i córki, prawdziwej, kochającej się i szczęśliwej rodziny. Nawet po śmierci dziecka mąż cię nie opuścił, trwał przy tobie, z czasem pogodził się z losem i na nowo pokochał. Jeśli on cię zabił, to dlaczego po takim czasie od śmierci Anastazji? Za co? Jeśli nie zakatował w furii, gdy dowiedział się o śmierci córki, to co było powodem? Co odkryłaś, kobieto? Co widziały twe oczy przed śmiercią?
Ernest nieustannie przeglądał karty przeszłości, aż w końcu wychwycił fragment o przyjaciółce Isabel, była fryzjerką i odwiedzała ich regularnie na jej prośbę. Wywnioskował, że żona Rodrigeza wiedziała o tym, że jej mąż nie jest ciemnowłosy, a więc to nie mogło być powodem jej śmierci. W końcu uznał, że nie ma innego wyjścia jak tylko skonfrontować Hektora ze wspomnieniami jego byłej żony. Zagwizdał na Ruperta niczym na psa i wsiedli do wozu zaprzęgniętego w dwa konie. Ruszyli do pensjonatu. Mieli szczęście, bo zastali Rodrigeza w gabinecie. Popijał szampana wraz z żoną, szwagierką i jej mężem.
W czym mogę panu pomóc? – spytał uprzejmie, stając na równe nogi.
Ernest wtedy stwierdził, że Hektorowi nie można zarzucić braku obycia i dobrych manier.
Zapewne pan w sprawie kradzieży, czyż nie? – dopytywała Cyntia.
Jej mąż właśnie uczynił kilka kroków, by stanąć za krzesłem, na którym siedziała i położyć swoje dłonie na jej ramionach. Sambor spojrzał w oczy Rodrigeza, wyczuł w nich gniew i nie wiedział w czyją stronę jest on skierowany. Postanowił podążyć za jego wzrokiem, by się tego dowiedzieć. Zerknął na swojego pomocnika, który zapuszczał się spojrzeniem w urodę pani Rodrigez. Wtedy zrozumiał, dlaczego Hektor wstał, dlaczego chwycił żonę. Chciał naznaczyć tę kobietę, pokazać, że jest jego własnością.
Obsesja – stwierdził w myślach.
Nie, pani Cyntio, ja nie w sprawie kradzieży – wyjaśnił już na głos. – Ale widzę, że jestem nie w porę. Piją państwo szampana w środku dnia.
Możemy pana poczęstować – powiedziała Julia z uśmiechem.
Nie, dziękuję, ale doceniam zaproszenie, po prostu muszę mieć trzeźwy umysł podczas służby.
A ja bym się chętnie napił – wtrącił Rupert.
Kochanie – zwróciła się Cyntia do męża.
Tak, oczywiście. – Mężczyzna w końcu wypuścił jej ramiona ze swoich łap i chwycił za jeden z dwóch pozostałych na srebrnej tacy kieliszków, by napełnić go szampanem. Podał naczynie Rupertowi, czyniąc to z lekkim uśmiechem przyzwoitości. – Proszę bardzo. Na zdrowie. – Wycofał się i ponownie stanął za żoną.
Jak potoczy się sprawa Javiera? – zapytała Cyntia.
Oczekuje na proces, zostanie skazany. Zapewne nie pogardziłby adwokatem, a pani mąż jako brat…
Nie jestem mu nic winny – warknął Hektor.
Jaki by nie był, to jednak rodzina – wtrącił się Bastian, na co Hektor rzucił mu spojrzenie Bazyliszka. – Już milczę. – Brown przechylił swój kieliszek kilkakrotnie, pił małymi łykami, jakby się denerwował lub czegoś obawiał.
Sambor stwierdził, że młody Anglik boi się Rodrigeza.
W takim razie, skoro nie kradzież mego brata, to co sprowadza panów w te strony?
Pan. – Sambor rzucił Hektorowi triumfalny uśmiech, a mężczyzna wydawał się być tym faktem niezwykle zaskoczony.
Panowie, jeśli chodzi o tę bójkę w Kanonber, to…
Ciii – przerwał wypowiedź żony i nieco mocniej zacisnął swoje palce na jej obojczyku
Niesłychane, ale o bójce w Kanonber nawet nie słyszałem. Z resztą, gdyby ktoś zgłosił ten fakt, to odwiedziłaby państwa tamtejsza policja, a nie ja. Z ciekawości jednak zapytam, kogo pan pobił tym razem?
Hektor spojrzał na detektywa pytająco. Cyntia natomiast zerknęła na męża i poruszyła brwiami, dając w ten sposób do zrozumienia, iż oczekuje wyjaśnień.
Tym razem? – zapytała w końcu, bo cisza wyjątkowo jej ciążyła.
Pan Rodrigez słynie z tawernianych mordobić.
Stare dzieje – zbył temat Hektor. – Od kiedy jestem żonaty jestem innym człowiekiem. Dawniej, przyznaję, lubiłem wypić, a wtedy biada temu kto mnie śmiał zaczepić. Do dziś biada temu, kto szkodzi mnie czy zechce zaszkodzić mojej rodzinie. Czyżby chciał mnie pan wsadzić do więzienia za to, że bronię tego co moje? W końcu, czyż nie na tym polega spełnianie obowiązków małżeńskich, by być wzajemnie dla siebie oparciem i zapewniać bezpieczeństwo ukochanej osobie?
Nie wiem, panie Rodrigez. – Sambor zaczął iść powoli do przodu, w kierunku Hektora. – Nie znam się na bezpieczeństwie, bo jak państwu słusznie wiadomo, pracownik policji, mej rangi, przybywa na miejsce przestępstwa już w chwili, gdy nie ma czego bronić, no chyba, że trupa. A w temacie małżeństwa ma wiedza jest jeszcze mniejsza… znacznie mniejsza. Dlatego potrzebna mi pańska pomoc, bo pan o małżeństwie wie znacznie więcej niż ja. Czy możemy porozmawiać na osobności, panie Rodrigez? – Ernest stał już tylko krok od Hiszpana i jego żony.
To my pójdziemy. Chodź Bastian. – Julia odstawiła kieliszek i chwyciła męża za rękę.
Brown jednak jeszcze przed wyjściem napełnił swój kieliszek i dopiero gdy naczynie było pełne, podążył za żoną.
A pani, pani Rodrigez? – dopytywał Rupert, podpierając teczkę o biurko Hektora i wyjmując z niej pamiętnik jego zmarłej żony.
Ja? – zdziwiła się kobieta. – Ja jestem w gabinecie mego męża i mam pełne prawo w nim przebywać.
Oczywiście, że masz, kochanie, ale pan prosił o rozmowę ze mną, na osobności.
Jako wierny i szczery mąż powinieneś oznajmić panu detektywowi, że nie masz przed żoną żadnych tajemnic.
Osobiście, mnie pani obecność nie przeszkadza – wtrącił się Ernest i przejął od Ruperta dziennik, który Hektor natychmiast rozpoznał.
Przez moment jego oczy zrobiły się tak duże, jakby zobaczyły ducha, po chwili jednak się opanował i odgrywał dalej swą poprzednią rolę.
Ja bym wolał byś nie uczestniczyła w tego typu rozmowach. Potem ci wszystko wyjaśnię.
Dlaczego nie?
Ponieważ prawdziwa dama powinna mieć jak najmniej do czynienia z służbami porządkowymi.
Przesadzasz. – Cyntia poprawiła się na krześle, by siedziało jej się jeszcze wygodniej, założyła nogę na nogę i spojrzała na detektywa wyczekująco.
Wyjdź, proszę – szepnął Hektor, nachylając się do ucha małżonki.
Zostanę.
Wyjdź – warknął cały czas stojąc za jej plecami.
Nadal zostanę. – Rzuciła detektywowi, znajdującemu się naprzeciw niej, pewne spojrzenie.
Wyjdź, do ciężkiej cholery! – uniósł się.
Cyntia spojrzała na niego lekko speszonym wzrokiem, ale nadal nawet nie wstała z krzesła.
Dlaczego tak ci na tym zależy?
Nie zamierzam ci teraz tego tłumaczyć. Proszę byś wyszła, więc uczyń jak proszę. – Hektor nie trzymał już swoich rąk na ramionach żony, a zaciskał je mocno na oparciu krzesła, które zajmowała.
Kobieta głowę odwróconą miała w tył i zadartą do góry, by móc widzieć swego męża.
Nawet nie próbuj ze mną dyskutować – cisnął przez zaciśnięte zęby.
Ale chyba…
Wyjdziesz sama czy mam cię za drzwi wystawić? – zapytał gniewnie.
Wyjdę sama. – Wstała, opuściła gabinet i trzasnęła za sobą drzwiami.
Wyjdziesz czy mam cię za drzwi wystawić, podziwiam pańską dyplomacje, panie Rodrigez? – nagrywał się jawnie Sambor.
Niech pan nie przedłuża, tylko powie czego oczekuje? – Hektor zajął miejsce za biurkiem, wskazał dłonią krzesła naprzeciwko i z delikatnym uśmiechem malującym się na twarzy, całkowicie bez lęku, wyczekiwał litanii na temat tego o co policja śmie oskarżać go tym razem.

Sambor zajął miejsce przy Rupercie, który nadal delektował się drogim, markowym szampanem. Wstyd mu było za łakomstwo i brak obycia swojego pomocnika, ale ostatecznie miał ważniejsze sprawy na głowie. Zerknął na Rodrigeza, który lustrował ich obydwóch wzrokiem i bawił się piórem wiecznym, przytrzymując je dwoma palcami. Niespodziewanie przedmiot wypadł mu z dłoni i potoczył się po biurku w kierunku Ernesta. Mężczyzna wybronił własność Hektora przed upadkiem i oddał mężczyźnie, wcześniej zerkając na grawer.
Firmy Parkera. Żona ma dobry gust – pochwalił detektyw.
W rzeczy samej, ale nadal nie wyjawił mi pan powodu swojej wizyty. Mam się niepokoić?
Ma pan ku temu powód?
Niech pan mi to powie. Czy jestem o coś oskarżony?
Nie, jeszcze nie. – Ernest rzucił podejrzliwym uśmiechem w stronę dyrektora pensjonatu. – Dysponuję jednak pewną wiedzą na pański temat.
Niech pan zdradzi jaką, zanim zeżre mnie żywcem ciekawość.
Dlaczego pan ukrywa fakt, iż pańskie włosy mają zupełnie inny kolor niż ten, który obecnie widzę?
Hektor się zmieszał, spojrzał w dół na blat biurka.
Skąd pan…
Z pamiętnika pańskiej żony. Tej, która zmarła.
Rodrigez przeczesał brodę dłonią, położył obie ręce na burku i poczuł jak łzy napływają mu do oczu.
Rozumiem, że pan… – Potarł oko palcem. – To jest ten pamiętnik?
Tak.
Czy mógłbym? Wie pan, ja nigdy go nie widziałem. Wielkim było dla mnie zaskoczeniem, gdy przedstawiony został jako dowód w sprawie.
Dowód, który pana oczyścił z zarzutów.
Tak. – Hektor stracił na pewności siebie. Mówił cicho, spokojnie, choć w rzeczywistości był w wielkich emocjach, na co wskazywały szklące się oczy i trzęsące dłonie.
Proszę. – Ernest położył przed Rodrigezem omawiany przez nich dziennik.
Ten otworzył go na pierwszej lepszej stronie i sunął oczami po niewyraźnym charakterze pisma Isabel.
Mawiała, że to watr przewraca jej litery, dlatego to zawsze ja pisałem listy. Nawet te do jej rodziny. Bała się, że się po niej nie rozczytają – wspominał na głos.
Kochał ją pan. – Detektyw nie pytał, bo to był fakt oczywisty. Większość stron pamiętnika opisywała właśnie tę miłość mężczyzny do kobiety, mężczyzny do córki… do całej, małej rodziny.
Całym sercem. Po jej śmierci sądziłem… już nigdy nie chciałem. – Twarz Hektora wykrzywiła się, a on sam spojrzał w bok. Nie umiał już dłużej powstrzymywać łez. – Nie chciałem przeżywać tego samego – dokończył. Zebrał się w sobie, by powiedzieć jeszcze kilka słów. – Nigdy już nie chciałem się o nikogo tak martwić, tak bać… stracić kogoś.
Rupert, zostaw nas samych – polecił Sambor pomocnikowi, a ten bez słowa opuścił gabinet Rodrigeza.
Nie chciałem się już nigdy żenić, ale spotkałem Cyntię i to spotkanie zadecydowało za mnie. – Hektor wyciągnął chusteczkę z kieszeni marynarki, przeprosił i wytarł oczy.
Ja wiem, że ta rozmowa jest dla pana trudna, bo przywołałem bolesne wspomnienia. Proszę mi jednak za to wybaczyć, bo muszę się pana o coś zapytać. To będzie bardzo niezręczne pytanie dla nas obojga.
Słucham?
Kto jeszcze wiedział o pańskich… określmy to, upodobaniach?
Nie wiem. Tylko kobiety z którymi sypiałem.
Pamięta pan je wszystkie?
Mniej więcej. Pamiętam jak wyglądały, ale… wstyd się przyznać... w większości były to prostytutki.
Nic dziwnego. Dam zazwyczaj się tak nie traktuje. Nie poniża się.
A gdzie pan w tym wyczytał poniżenie? – zapytał lekko rozgniewany Rodrigez.
Lata pracy nauczyły mnie czytać między wierszami.
Czasami zdarza się, że coś jest takim jakim to widzimy, bez drugiego dna, bez zbędnych szyfrów i kodów.
Proszę mi wierzyć, nie poddawałbym pod znaki zapytania pańskich poczynań sypialnianych, gdybym nie musiał tego robić.
Co pana ku temu skłania?
Pańska żona miała takie same obrażenia jak zatrudniona przez pana pokojówka. Obydwie nie żyją.
Nie miałem nic wspólnego z tymi śmierciami – odparł niezwykle pewnie i poważnie.
Być może nie dokonał pan tego osobiście, ale jest pan jedyną osobą łączącą te dwie kobiety.
Niech pan doszuka się innego połączenia, gdyż ja jestem niewinny. Nie mógłbym zabić kobiety.
A pani Mirella Tetmajer?
Wtrąciła się w pojedynek, broń wypaliła… przypadek.
Niech pan powie prawdę.
To jest prawda. Jeśli to już wszystko to…
Ernest wstał z krzesła, ale ostatecznie odwrócił się i spojrzał na Rodrigeza.
Właściwie jest jeszcze coś. Pańskie włosy. To z ich powodu tutaj przyszedłem.
Mam angielskie korzenie, rodzice chcieli uniknąć niepotrzebnych plotek.
Spodziewałem się takiej odpowiedzi, jednakże dokładnie sprawdziłem pańskie korzenie, przed przybyciem tutaj. W pańskiej rodzinie nie było ani jednego blondyna od co najmniej pięciu pokoleń. Niech pan mówi prawdę. Ten raz tylko prawda może panu pomóc.
Matka miała romans, ja jestem jego wynikiem. Teraz pan rozumie?
Teraz tak. Zna pan swego ojca?
Moim ojcem był i zawsze będzie człowiek, który mnie wychował.
Prevost?
Nie, Rodrigez.
Nigdy się nie dowiedział? Nie domyślił niczego?
Domyślał się od samego początku. Wszystko jednak było w porządku, dopóki matki kochanek nie powrócił. Wtedy ojciec zaczął wariować, pić i grać w karty w nadmiarze.
Wie pan kim był pański ojciec, ten który pana spłodził? – dopytywał Sambor dla potwierdzenia, przedstawionej przez Rodrigeza, wersji wydarzeń.
Pracownikiem. Nie jestem pewien, ale chyba był to jeden z naszych lokajów. Będzie pan go miał w swoich aktach. Ojciec po pijanemu stratował go konno. – Hektor lekko się uśmiechnął.
Nie jest panu żal z tego powodu.
Mam żałować mężczyzny, który wyciągnął łapy po kobietę należącą do innego? Nigdy! Sam był sobie winien.
Pan postąpiłby jak pański… jak mąż pana matki?
Tak, postąpiłbym jak mój ojciec. Jeśli żona mnie zdradzi, skaże nas wszystkich. Mnie na więzienie, a tego mężczyznę na śmierć. Zresztą, ojciec zabił się bo nie chciał trafić do więzienia. Wolał śmierć. Jeśli to wszystko to…
Jeszcze jedno. Dlaczego pan, po tym jak wiedza na temat pańskiego pochodzenia wyszła na jaw, nie…
Ale ona nie wyszła na jaw. Dla świata nadal jestem synem Carlosa Rodrigeza. Nawet po jego śmierci, nie było sensu plamić rodziny.
A dziś?
Nie chcę plamić pamięci po matce. Wolałbym aby jej cudzołóstwo zostało w możliwie jak najmniejszym kręgu wiedzy.
Obiecuje panu, że zostanie między nami. – Ernest położył dłoń na klamce. Wrócił się jeszcze po pamiętnik Isabel. – I szczerze nie potrafię sobie pana wyobrazić jako blondyna. – Uśmiechnął się przyjaźnie w stronę Rodrigeza i opuścił pomieszczenie.
Hektor po jego wyjściu odetchnął z ulgą, wstał i podszedł do komody, na której wcześniej pozostawił swój w połowie pełny kieliszek, przechylił go i wypił do dna. Uśmiechnął się z kolejnej wygranej bitwy słownej, bo miał pewność, że Ernest Sambor uwierzył jego słowom w stu procentach. Doskonale wiedział, że większość ludzi nienawidzi przesłuchań, a jego one bawiły, nawet nieco dodawały smaczku życiu jakie wiódł. Zawsze gdybał jakim cudem władza miasta może zatrudniać takich partaczy na tak odpowiedzialne stanowiska. Minęło tyle lat, a on nadal nie rozumiał motywów głów władzy, którzy decydowali o tych zatrudnieniach.

Hektor Rodrigez opuścił gabinet. W saloniku już czekała na niego żona. Nic nie piła, ani niczego nie jadła, po prostu wyczekiwała aż jej mąż uraczy ją swoją obecnością. Goniła za nim wzrokiem, gdy ten podpisywał jakieś dokumenty podsunięte przez recepcjonistę. Potem zawołał go kucharz, a na końcu jedna z pokojówek. Dla Cyntii było tego za dużo. Miała dość oczekiwania. Wstała i wykonała kilka kroków w kierunku męża i pokojówki.
Susano, czy Hektor jest ci tak pilnie potrzebny?
Właściwie to…
Zatem poczekasz – przerwała kobiecie wypowiedź, mając przy tym bardzo niesympatyczny wyraz twarzy. – Chodź ze mną – zwróciła się do męża i ruchem głowy wskazała mu kierunek.
Mogłaś poczekać te pięć minut, dłużej by mi nie zajęła – tłumaczył się, podążając za żoną.
Ta nagle przystanęła i odwróciła się do niego z nietęgą miną.
Ja mam czekać? Tobie się, kochany, chyba kobiety pomyliły. Ja jestem twoją żoną i mam pierwszeństwo w kolejce, szczególnie przed pokojówkami! – warknęła.
Nie rób scen – syknął, chwytając ją za ramie.
Nie szarp mnie!
Czy w czymś pomóc, siostro? – zapytał Martin, który nagle wyrósł przed nimi niczym z pod ziemi.
Dziękujemy, ale radzimy sobie – odpowiedział Rodrigez i przywdział na twarz sztuczny uśmieszek.
Nie ciebie pytałem. – Dwudziestodulatek postąpił dwa kroki na przód i spojrzał wyzywająco w twarz szwagra.
Ale ja odpowiedziałem. – Hektor także się przybliżył i nie zamierzał odpuścić.
Ich nieustępliwe, wzajemne spojrzenia sprawiały wrażenie, jakby mężczyźni mieli za moment rzucić się sobie do gardeł. Cyntia zapobiegawczo weszła między nich.
Pozwalasz, by kobieta cię broniła? – zapytał Martin, dolewając tym oliwy do ognia.
Zaraz zobaczymy komu bardziej potrzebna ochrona. – Hektor usiłował żonę delikatnie odepchnąć na bok, ta jednak chwyciła się poręczy schodów i zaparła najmocniej jak tylko mogła. – Przesuń się.
Nie! Nie pozwolę tu na żadne bijatyki.
Przesuń się, powiedziałem.
Nie będę zawsze czyniła tak jak powiesz. Nie jestem od spełniania twych kaprysów.
Martin widząc minę Rodrigeza, uśmiechnął się pod nosem i usiłował wyminąć tych dwoje, ale Hektor złapał go za ubranie i przyparł do ściany.
Uważaj do kogo mówisz, chłopcze.
Martin się roześmiał, a Cyntia zaczęła nawoływać, by jej mąż przestał, by puścił jej brata.
A jak nie, to co? Wyląduję w grobie, jak ta pokojówka? A tak między nami mężczyznami, ile ich jeszcze masz na boku?
Skuję ci mordę – wycedził przez zęby Hektor i usiłował delikatnie odepchnąć żonę.
Mimo tego ona nadal trzymała się kurczowo jego marynarki. To jednak nie przeszkodziło Rodrigezowi wymierzyć szwagrowi cios z pięści w twarz i ponownie chwycić za jego ubranie, przygważdżając go tym ruchem do ściany.
Hektor! Co ty wyprawiasz!? – darła się przerażona kobieta. – Czy może mi ktoś pomóc!? – wrzasnęła, wychylając się przez poręcz.
W chwile, przy szarpiącej się dwójce, znaleźli się kelnerzy usiłujący ich rozdzielić. Nie było to łatwe. Martin co prawda od razu odpuścił, ale Hektor tak łatwo się nie poddawał.
Puść mnie! – wrzasnął na Williama i Antoniego.
Puśćcie go! – nawoływał Martin. – Ja się mogę z nim zmierzyć. Tylko wyjdźmy na zewnątrz.
Obaj jesteście nienormalni – syknęła Cyntia i odwróciła się na pęcie.
Pani Rodrigez, to co mamy zrobić? – zapytał Daniel, który przytrzymywał Martina, a wszyscy pozostali, jak jeden mąż, wbili w nią pytające spojrzenia.
Puścić ich – odparła, wzruszając niedbale i lekceważąco ramionami. – Skoro tak bardzo chcą się pozabijać, to czemu mamy im w tym przeszkadzać?
Hektor skrzywił się słysząc pretensje w jej głosie. Zaraz po tym jak kelnerzy odpuścili miał zamiar pognać za żoną, ale jeszcze na moment dopadł do Martina.
Nie mam pojęcia za co ty mnie tak nienawidzisz, ale nie mam nic wspólnego z pokojówkami, jestem tylko ich pracodawcą.
Nie masz, ale miałeś.
To było sporo przed ślubem.
Raptem tydzień – wypomniał Montenegro.
Kocham twą siostrę. Możesz mi w to uwierzyć? – zapytał i zacisnął mocniej lewą pięść na materiale ubrania mężczyzny, tuż przy samej szyi.
Nie, bo jak ty okazywałeś jej szacunek, sypiając z pokojówkami? Wiedz, że kobieta wybacza, ale nie zapomina. – Martin uwolnił się od Hektora. – Za policzek ci nie oddam, bo jaki to by miało sens? Ty mnie, ja ciebie i tak do czasu, aż ktoś by się nie wtrącił i nas nie rozdzielił.
Ktoś by mógł pomyśleć, że powód jest zupełnie inny, że się boisz. – Rodrigez wsadził dłonie do kieszeni i z dumą się wyprostował.
Bez obaw, jeszcze będziemy mieli okazje się zmierzyć, bez świadków. – Martin odwrócił się plecami do szwagra, wiedząc, że ten jest zbyt honorowy, by wbić mu nóż w plecy. Poprawił swój piaskowy garnitur oraz brązowy krawat. Zszedł po schodach i za rogiem przybił piątkę Williamowi. – Jesteś mym przyjacielem z dzieciństwa, ale nie chciałbym więcej narażać życia – powiedział i odszedł.

Hektor Rodrigez głośno odetchnął i w kilka susów pokonał schody w bardzo nieelegancki sposób. Stanął przed drzwiami prowadzącymi do pokoju jego i Cyntii. Chwile trwało zanim odważył się zapukać.
Czego chciał od ciebie ten detektyw? – zapytała, stając przy jego boku.
Sam już nie pamiętam. – Uśmiechnął się przyjaźnie. – Myślałem, że jesteś w pokoju i właśnie…
Zmierzałam do Julii, gdy przestaliście się szarpać. Postanowiłam zawrócić. Powiesz czego chciał od ciebie ten detektyw?
To poufna sprawa, a więc i poufna rozmowa.
Pan Ernest Sambor nie miał nic przeciwko bym i ja w niej uczestniczyła – przypomniała.
Rozmowa o trupach i zwłokach nie jest godna twej pozycji. – Hektor wyjął klucz z kieszeni marynarki, który podobne jak zegarek kieszonkowy nosił na złotym łańcuszku z przypinką.
Pozycji czy płci? – Zwinęła ręce na piersi i w bojowej postawie wyczekiwała odpowiedzi.
Rodrigez uśmiechnął się z niedowierzaniem.
Gdyby ma siostra wygłaszała takie poglądy, to byłbym skory w to zawierzać, ale tobie one, kochanie…
Odpowiedz. Pozycji czy płci?
I jednego, i drugiego. – Przekręcał klucz w zamku. – Zapraszam. – Otworzył przed nią drzwi i wyczekiwał aż przekroczy próg.
Nie wejdę dopóki nie…
Nie szantażuj mnie w ten sposób – wycedził przez zęby, ale już po chwili na jego twarzy zagościł dobrotliwy uśmiech.
Bawi cię to? Ja się martwię, a ty się z tego naigrawasz?
Spokojnie, kochanie. Naprawdę nie masz powodów do obaw.
Gdy mój ojciec tak mówił do matki, to ta później zawsze miała powody do zmartwień.
Hektor przełknął głośno ślinę, ponownie się uśmiechnął.
Chyba już zdążyłaś zauważyć, że nie jestem jak twój ojciec.
Nie zmusisz mnie bym weszła z tobą do pokoju, a nie wejdę dopóki nie powiesz mi, czego chciał od ciebie ten detektyw.
Rodrigez jawnie się zaśmiał, samotnie przekroczył próg.
W takim razie, miłego zamieszkiwania korytarza, kochanie. – Jawnie z niej kpił i zamknął za sobą drzwi.
Cyntia jeszcze nigdy wcześniej nie czuła się tak zdenerwowana i bezsilna jednocześnie. Spostrzegła, że jej mąż nie wyjął klucza z zamka. Uśmiechnęła się pod nosem i zamknęła pokój, wiedząc, że Hektor nie ma przy sobie zapasowego klucza. Dumna ze swoich poczynań schowała posrebrzany, metalowy przedmiot do torebeczki i zeszła na dół, by skosztować swoich ulubionych rogalików z marmoladą i zabrać Marsela na długi spacer.
Hektor w tym czasie, korzystając z samotności, dopadł do sejfu. Wyjął z niego kilka teczek z dokumentami, a z jednej z nich wypadł portret ślubny z dawnych lat. Przyjrzał się młodej kobiecie o ciemnych włosach, z pieprzykiem tuż pod nosem, nieco po lewej stronie. Pojawiły się wspomnienia, te dobre i szczęśliwe, ale jednocześnie zadające ból.
Nie możesz mi zabronić wieczornych spacerów – wykłócała się Isabel, zdejmując pelerynkę.
Chciał jej pomóc, gdy dostrzegł, że nie może sobie poradzić. Stanął za nią.
To tylko guzik, zaplątał się w…
Zastaw – warknęła i szarpnęła z taką siłą, że guzik potoczył się po parkiecie.
Jesteś zła na mnie, a dokładasz pracy pokojówkom. Do tego pchnąć kobietę może tylko jej pokrętna logika.
Bawi cię ta sytuacja?
Odrobinkę – odrzekł i podszedł do barku, by napełnić szklankę rudawą cieszą. – A co do wieczornych spacerów, nie mam nic przeciwko. – Zrobił dwa łyki i dłonią wskazał na zegarek. – Pod warunkiem, że one są wieczorne, skarbie, a nie nocne.
Nie uważam, by dwudziesta trzecia to była noc.
Widocznie mamy odmienne zdanie.
Jak nierzadko zresztą. Często wręcz mamy odmienne zdanie – mówiła łamaną hiszpańszczyzną. – Zatem pozwól, kochanie, że ja nie będę się wtrącała do twego nałogu, a ty do moich nocnych spacerów. – Zaczęła go mataczyć na swą stronę, wypinając biust do przodu, ocierając się nim o jego klatkę piersiową i porywając szklankę.
A więc, teraz i dla ciebie są one nocnymi, ciekawe.
Nie łap mnie za słówka.
Nie zamierzam. – Uśmiechnął się i spojrzał jej głęboko w oczy. – O dwudziestej pierwszej najpóźniej, chcę cię co dnia widzieć w tej sypialni. Dyskusję uważam za zakończoną. Oddaj mi drinka. – Zabrał szklaneczkę z jej dłoni i opuścił pokój.
A jak nie, to co!? Zamkniesz mnie jak w jakieś baszcie!?
Jeśli mnie sprowokujesz – odpowiedział, na krótki moment uchylając drzwi. Zanim ponownie w pełni je zamknął, usłyszał jeszcze charakterystyczne tupnięcie.
Hektor pomimo łez napływających do oczu, uśmiechnął się na to wspomnienie. Przyszło mu nawet na myśl, że zawsze trafiał na kapryśne kobiety. Schował zdjęcie z powrotem do teczki, odnalazł potrzebne dokumenty, zamknął sejf i dopadł do drzwi, ale ku usilnemu szarpaniu za klamkę nie mógł ich otworzyć. Rozpoczął gorączkowe poszukiwanie klucza, najpierw w marynarce, potem kamizelce, spodniach, na komodach, ale nigdzie nie mógł go odnaleźć.
Cyntia – warknął pod nosem i wymierzył cios pięścią w drzwi. Poczuł znajomy ból, pozwalający mu na zebranie myśli.
Wiedział, że inwestor chcący dać środki na kolejną halę produkcyjną sprzętów muzycznych już na niego czeka w salonie. To spotkanie było na tyle ważne, że nie mógł się na nie nie zjawić. Dopadł do dzwoneczka i wezwał lokaja. Przy drzwiach na niego wyczekiwał.
Panie Rodrigez, wzywał pan? – dopytywał kelner, jednocześnie stukając w malowane na biało drewno.
Tak, czy mógłbyś odnaleźć mą żonę i powiedzieć by tu przyszła?
Naturalnie, że tak, proszę pana.
Tylko szybko!
Minęło dwadzieścia minut, a Antonio przybiegł ponownie pod drzwi.
Ale pańskiej żony nigdzie nie ma. Na spacer się udała z dzieckiem.
Daleko?
W ogrodzie też jej nie ma. Chyba do miasta poszła.
A Charlie?
Towarzyszył pańskiej żonie. Czy w czymś jeszcze mógłbym panu…
Tak, możesz. Jeśli dasz radę wyważyć te drzwi, to okażesz się bardzo pomocny.
Ale zamek się zaciął, panie Rodrigez? – dopytywał. – Jeśli tak, to może udałoby się…
Jeśli się uda masz premię i tydzień wolnego – warknął zirytowany Hektor.
Tak jest, panie Rodrigez.
William wraz z Antonim dotarli pod drzwi sypialni właścicieli ponownie, tym razem wyposażeni w noże i śrubokręty. Po dłuższym operowaniu w zamku udało im się go rozbroić i wypuścić szefa z jego luksusowego więzienia.
Dziękuję, chłopcy. Jakbyście spotkali moją żonę, to od razu mnie o tym poinformujcie. – Wyminął ich i czym prędzej udał się do salonu. Dopadł do inwestora, gdy ten już szykował się do wyjścia. – Pan wybaczy, ale sam pan rozumie, że o niepunktualności Hiszpanów krążą legendy – zaczął się pośpiesznie tłumaczyć.
Teraz już przynajmniej wiem, że te legendy mają w sobie szczyptę prawdy. Przeprosi mnie pan drinkiem, panie Rodrigez – odparł nieuprzejmie grubszy szatyn.
Naturalnie. Zapraszam do gabinetu. – Wskazał drogę i uśmiechnął się przyjaźnie, odczuwając ulgę, że udało mu się załagodzić sytuacje.

Kiedy Hektor omawiał inwestycje z panem Galbani, Cyntia wróciła, ułożyła Marsela do snu i sama, wykończona tak długim spacerem, zaraz po zdjęciu butów, opadła na łóżko. Przykryła się nieco narzutką. Troch zaniepokoił ją fakt, że zamek w drzwiach jest zerwany, ale postanowiła się tym nie przejmować, bo po co się martwić na zapas.
Mąż Cynti w tym czasie dopinał na ostatni guzik umowę z inwestorem.
Mam nadzieję, że przez pana nie zbankrutuję – zażartował czterdziestoletni Włoch.
Szczerze, to mam takie same nadzieje. Ryzykuję nie mniej niż pan, a rzekłbym nawet, że więcej. – Hektor schował podpisany dokument do szuflady.
Rodzina Montenegro nigdy mnie nie oszukała…
Chyba jest pan jedynym, którego nie oszukała – dopowiedział Hektor w myślach, bo nie chciał stracić pieniędzy inwestora, więc przyszło mu nadrabiać miną. Uśmiechał się więc porozumiewawczo.
Pan jest teraz częścią tej uczciwej rodziny. Ufam panu, tak jak ufałem pańskiemu teściowi, świętej pamięci.
Dziękuję za kredyt zaufania.
A jak córka Juliana? Pamiętam, że była bardzo związana z ojcem – wypytywał.
Tak, boleśnie przeżyła jego śmierć. Teraz już jest wszystko dobrze. Wspólnie wspominamy pańskiego przyjaciela, oczywiście w samych superlatywach.
Dziś już nie mam niestety czasu, ale może jutro zjedlibyśmy razem… obiad to nie, bo w tym czasie muszę być gdzie indziej, ale co by pan powiedział na deser?
Zawsze uważałem, że tylko źli ludzie nie lubią słodkości.
Jeśli dobrze pamiętam, to pańska teściowa nie przepada za deserami.
Utwierdził mnie pan w tym co od zawsze uważałem – rzekł Hektor poważnie i wstał zza biurka, by odprowadzić gościa do drzwi.
Pan żartował, prawda?
Oczywiście, że żartowałem, ale tak szczerze, czy zna pan mężczyznę, który uwielbiałby swą teściową?
Galbani skoncentrował się przed udzieleniem odpowiedzi na to pytanie, a Rodrigez otworzył drzwi gabinetu, za którymi stała właśnie Marta Montenegro.
No to już pan zna, ja wprost ubóstwiam moją teściową, prawda mamo? – zapytał się Marty.
Witam, panie Galbani. Widzę poznał pan już mego zięcia.
Uroczy człowiek, a jaki dowcipny.
Tak, dowcip to on ma z pewnością wyostrzony aż do granic możliwości. – Marta spojrzała na Hektora złowrogo, a ten się do niej uroczo uśmiechnął.
Mama tak tylko żartuje, podobnie jak ja w temacie ludzi nie lubiących słodyczy.
Powinna być pani dumna z takiego zięcia, że też się pani taki trafił.
Istna perełka – potwierdziła Marta, co ledwo jej przez gardło przeszło. – Dosłownie, ostoja całej rodziny. – Potarła w miłym geście ramię Hektora, by za moment go w nie klepnąć ze wzmożoną siłą. – Taki najtwardszy filar nie do wyburzenia – dodała.
Galbani pożegnał się z obojgiem i opuścił gabinet, napominając jeszcze o deserze w kawiarence w centrum miasteczka.
Masz coś do powiedzenia? – zapytała Marta gniewnie zaraz po zamknięciu drzwi.
Tylko tyle, że przyjemnych miał przyjaciół pani mąż. Aż się po nim tego nie spodziewałem.
Ponownie przeszliśmy na pan i pani?
Pani mi zazwyczaj mówi na ty, ale to nie szkodzi, nie mam nic przeciwko takiemu spoufalaniu się. – Rodrigez zasiadł za biurkiem, przekręcił zamek w szufladzie, do której schował dokumenty, a klucz upiął do łańcuszka i wsunął do kieszeni.
Oczywiście nie wyjawisz mi czego chciałeś od tego człowieka?
Nie czuję się zobowiązany.
Mamy łączność interesów.
Z fabryką instrumentów muzycznych nie miała pani niczego wspólnego. Mam ją na wyłączność. Wiesz może czy moja żona już powróciła ze spaceru?
Po tym jak potraktowałeś jej brata, nie dziwi mnie, że nie chce cię widzieć – syknęła.
Rodrigez się uśmiechnął, wstał z miejsca, podszedł do drzwi i odrzekł:
A kto powiedział, że nie chce? Po prostu była na spacerze z naszym synem. Zostaje pani czy…
Zostanę jeszcze moment.
A może pani przed drzwiami? Nie lubię jak mi się obcy kręcą po gabinecie.
To też gabinet Bastiana Browna.
Tak, ale nie pani. Proszę zatem opuścić to miejsce.
Marta Montenegro, ze wściekłością wymalowaną dosłownie na całej twarzy, przekroczyła próg i oddaliła się od zięcia jak najdalej tylko się dało. Rodrigez w tym czasie zamykał drzwi, nieustająco się przy tym uśmiechając do samego siebie. Był dumny z tego, że po raz kolejny dowalił tej wiedźmie. Jeszcze dziś postanowił wykonać telefon do mieszkania, w którym zatrzymał się Galbani i zmienić miejsce spotkania, gdyż obawiał się, że jego teściowa mogłaby się tam zjawić nawet bez zaproszenia.

Rodrigez nieśpiesznym krokiem udał się do pokoju. Już po wejściu do sypialni zaczął zdejmować marynarkę, która tego dnia wyjątkowo mu ciążyła. Zerknął jeszcze na śpiącego w kołysce synka i poczuł przypływ dumy oraz szczęścia. Przypływ ten nie mógł się równać z niczym innym. Hektor rozejrzał się też w poszukiwaniu żony, ale nigdzie jej nie było. Przez chwile zmiął przekleństwo pod nosem, głoszące o tym jak mogła zostawić dziecko samo, ale po chwili, po prostu poprosił Laurę napotkaną na korytarzu, by zerknęła na Marsela, a sam wyruszył na poszukiwanie Cyntii.
To bardzo nieeleganckie chodzić tak niekompletnie ubranym. Dżentelmenowi chyba nie przystoi – usłyszał niespodziewanie za swoimi plecami.
Bastian, widziałeś gdzieś moją żonę?
Chyba nadal jest w salonie.
Dziękuję. – Hektor podał mu dłoń, poklepał drugą po ramieniu i ruszył do salonu, ale Cyntii tam nie zastał.
Kiedy Rodrigez wszedł do jadalni, a następnie do ogrodu, Cyntia opuszczała kuchnie, podziękowała jednej z pomocnic kucharza i samotnie, z filiżanką niesioną na podstawku, zmierzała do swojego pokoju. Hektor akurat wrócił do salonu, gdy ona zniknęła za rogiem.
Przeklęty jej sposób na ulatnianie się – warknął Rodrigez pod nosem i upolował kelnera z drinkiem.
Następnie przemierzył chyba cały pensjonat, korytarz po korytarzu, ale nigdzie nie odnalazł swojej żony. Zmęczony i zrezygnowany powrócił do pokoju, gdzie Laury już nie było, a Cyntia leżała na łóżku z podkulonymi nogami. Hektor poczuł, że cała złość z niego ulatuje i ustępuje miejsca trosce.
Nawet sobie nie wyobrażasz jak mnie dziś rozzłościłaś – zaczął, stając u stóp łóżka i chwytając za jego ramę.
Uwierz, że potrafię to sobie wyobrazić – jęknęła i chwyciła się za brzuch.
Po co tak uczyniłaś? Ja wiem, że to był dziecinny wybryk, niesmaczny żart, ale nawet sobie nie zdajesz sprawy jakie on mógł mieć konsekwencje.
Spojrzała na niego bez cienia lęku. W jej spojrzeniu było nawet coś z kpiny i wyższości.
W najgorszym wypadku dalibyśmy zarobić stolarzowi za nowe drzwi i futrynę.
Nie, Cyntio. Gdybym znalazł cię wcześniej, gdy byłem w stanie takiej irytacji, to daję słowo, że dolałbym jak smarkuli.
Nie zrobiłbyś tego. – Pewność w jej głosie była w pełni wyczuwalna.
Zrobiłbym – zapewnił i usiadł obok niej na łóżku. – Co się dzieje, że leżysz w środku dnia, przecież ty nie masz takiego zwyczaju? – zapytał z troska i potarł swoją dłonią o jej udo.
Kobiece dolegliwości.
Znam lekarstwo na kobiece dolegliwości.
To jest właśnie to lekarstwo – pomyślała, ale powstrzymała się przed wypowiedzeniem tego na głos.
Jeśli jeszcze czegoś chcesz, to mów, a jeśli nie, to proszę daj mi spokój.
Dlaczego taką dla mnie jesteś?
Bo sobie zasłużyłeś. Nie chcesz mi powiedzieć czego chciał od ciebie ten detektyw. – Spojrzała na niego smutno, wzrokiem zbitego niesłusznie szczeniaczka.
Bo to nieważne. Pytał o moją przeszłość, a dla mnie życie się zaczęło na nowo kiedy cię spotkałem, tutaj, tamtego dnia, w tej kamienicy, w spiżarni. Nic co było wcześniej, nie ma znaczenia.
Dla ciebie nie ma, dla mnie może je mieć. – Ponownie zerknęła przez ramię na Hektora.
Może przyniosę ci napy albo mięty?
Nie chcę, chcę byś powiedział...
Nie możesz mieć zawsze tego czego chcesz! – warknął.
A to ciekawe dlaczego? – zapytała i usiadła na łóżku. Złożyła ręce na piersi.
Nie zachowuj się jak rozpuszczona córeczka tatusia, bo ja nie jestem Julian i nie złożę u twych stóp, w ofierze wszystkiego czego żądasz. – Wstał z łóżka i podszedł do komody, by zrobić sobie drinka.
Nie kpij z miłości mego ojca!
Gdzieżbym śmiał.
Nie kpij!
Przecież nie kpię! Jesteś przewrażliwiona.
Bo on był dobrym człowiekiem, a ty wykorzystujesz każdą z możliwych okazji, by go obrazić. Zginął za ciebie! – Cyntia wstała na równe nogi i podeszła do męża.
Był mi to winny – wyrwało się z jego ust.
Słucham? Za co był ci to winny?
Bo to przez jego brata stanąłem do tego pojedynku. Julian czuł się winny – skłamał.
Zginął przez to, że zgodziłeś się pomagać w tym przeklętym pojedynku, w imię jakiegoś pierdolonego honoru! – wrzasnęła.
Tak? Tak uważasz? – Hektor odłożył szklankę na blat komody, chwycił lewą dłonią za rękę żony, a prawą ścisnął jej policzki. Zmusił do tego, by na niego spojrzała. – Zginął, bo ty się w to wtrąciłaś. Gdyby nie twój i mej siostry plan, oraz nieudolne go wykonanie, twój ojciec by jeszcze żył – wypowiedział bez cienia skrupułów prosto w jej zielone i pełne łez oczy. – Dlatego teraz nie zamierzam cię o niczym informować, bo nie chcę skończyć jak twój ojciec. – Puścił ją w końcu i ponownie chwycił za szklankę.
Cyntia po przez łzy, w dużym natłoku myśli, zapytała tylko:
Co ty do mnie mówisz?
Prawdę. Zajmij się tym czym powinna zajmować się kobieta.
Czyli czym? Rodzeniem dzieci?
Może zacznij od właściwego opiekowania się pierwszym naszym dzieckiem, bo nadal twoje starania są… Szkoda mówić jakie one są. – Rodrigez podniósł szklankę do ust, ale zanim wykonał z niej choć łyk, to ona wypadła mu z dłoni za sprawą uderzenia, a właściwie uderzeń z czego jedno było wymierzone wprost w jego dłoń, w której trzymał naczynie, a drugie dosięgnęło twarzy.
Cyntia poczuła ból na nadgarstku i z przerażeniem spojrzała na uniesioną w górę rękę męża. Zamknęła powieki i odwróciła twarz. Skuliła się w oczekiwaniu na uderzenie. Bała się bólu i upokorzenia, z którym już niedługo miała się spotkać. Nic takiego jednak nie nadeszło. Hektor zamiast spoliczkować żonę, pchnął ją w stronę łóżka. Otworzyła oczy i oniemiała usiadła na samiuteńkim brzegu. Pociągnęła teatralnie nosem i starała się powstrzymać łzy, ale kilka z nich już wypłynęło na jej rumiane policzki.
Rodrigez stał tyłem do żony, a dłonie, zaciśnięte w pięści, opierał na komodzie. Wiedział, że opanował się w ostatniej chwili, że niewiele brakowało, a najzwyczajniej w świecie, by jej oddał. Nie by sądził, że nie zasługiwała. Uważał, że gdyby naprawdę ją uderzył, to w tym przypadku sama byłaby temu winna. Znał jednak swoją siłę i wiedział, że w stanie tak silnego wzburzenia mógł jej nie kontrolować.
Nie będę cię bił po twarzy – jego głos przedarł się przez niezręczną i gęstą ciszę. – Jeszcze tego brakowało, by ludzie patrzyli na mnie wilkiem z powodu kilku widocznych siniaków na twym ciele – dodał, otwierając górną szufladę komody przy której stał. Cały czas nie patrzył na żonę. Trzasnął wysuwaną szufladą i otworzył drugą z nich. Wydobył ciężki pasek z samego dna i skrupulatnie złożył go na pół. – Ale tym razem oberwiesz i to mocno oberwiesz – przemówił i w końcu uraczył ją spojrzeniem. – Nie będziesz bezkarnie podnosiła na mnie rąk. W życiu na takie coś nie pozwolę – dodał i postąpił krok na przód.
Nie – przemówiła Cyntia i pokręciła głową. – Nie tkniesz mnie.
Zatrzymał się i z niedowierzaniem w głosie zapytał:
Znowu powiesz mi jakie są me mężowskie prawa? Lub inaczej. Powiesz mi jakich praw nie mam?
Pani Rodrigez pewnie wstała i odpowiedziała, ale takimi słowami jakich Hektor nawet nie spodziewał się usłyszeć.
Nie zrobisz tego co zamierzasz, nie przez wzgląd na prawo, a dlatego, że jestem w ciąży. Choć może powinnam pozbyć się tego dziecka, skoro uważasz, że nawet jednym nie potrafię się zająć? – rzekła pytająco i smutno zarazem, a potem skierowała się wolnymi krokami do wyjścia z sypialni.

Zapraszam także do kolejnego postu  Rozdział 35: Drzazgi na sercu

Czytam = Komentuję

Anonimowi – podpisujcie się!


Zapraszam was na swój blog autorski, gdzie znajduje się więcej informacji jak i opowiadań, oraz linków do nich: http://dariusz-tychon.blogspot.com/