.jpg)
Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem – Rozdział 9: Zmiennymi dniami upojeni
Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek
Dalsze
losy Cyntii i Hektora potoczyły się niezwykle prędko. Ich wspólna
droga zaczęła się od momentu, gdy Hektor wstał na ślubie Julii i
Bastiana by złożyć życzenia parze młodej, pogratulować im
zaślubin i przy okazji poinformować wszystkich gości, że ślub
jego i Cyntii odbędzie się w dniu wcześniej planowanych zaręczyn.
Goście byli nieco zdziwieni, dyskutowali między sobą, plotkowali,
ale ostatecznie cieszyli się z powodu kolejnego bankietu weselnego.
Wszakże nieczęsto zdarzały się trzy huczne uroczystości pod
rząd, a tu po ślubie państwa Brownów, miał nastąpić chrzest
Edwarda, a następnie ślub panny Montenegro i kawalera Rodrigeza.
Wszyscy byli tym bardziej rad, gdyż wiedzieli, że rodzina
Montenegro słynęła z bardzo wystawnych przyjęć, takich z pompą,
na wyrost.
Dwa
dni później Hektor wpadł do pokoju Cyntii zmartwiony. Zastał ją
leżącą na łóżku, zwijającą się z bólu.
– Co
ty tutaj…
– Bastian
– odpowiedział zanim w ogóle padło pytanie. – Co się dzieje?
– zapytał, odgarniając pościel, by móc usiąść przy swojej
narzeczonej.
– Nic
takiego, niepotrzebnie… – wtrąciła się pani Brown, która
także znajdowała się w pokoju, choć tak naprawdę, to dopiero gdy
przemówiła, została zauważona przez przyszłego szwagra.
– Julia,
Cyntia będzie moją żoną, to mój obowiązek być przy niej w
takim momencie.
– To
zwykłe przejedzenie – skłamała Julia, nie chcąc, by objawy
ciąży jej siostry wyszły na jaw tak wcześnie.
– Przejedzenie?
– Hektor uniósł swoje brwi do góry, nie dowierzał. – Tym co
Cyntia jada, nie przejadłby się nawet wróbel.
– To
nie wiem, może coś mi zaszkodziło – wtrąciła się Cyntia,
obracając się na plecy, bo głupio było jej tak leżeć tyłem do
narzeczonego.
Hektor
przyłożył swoją dłoń do jej czole, potem pogładził po
włosach. I nagle coś mu się przypomniało.
– Ta
wasza kuzynka, Simona, już was odwiedziła?
– Tak,
wczoraj, bo na ślub nie mogła przybyć, miała egzaminy, ale na
chrzcie małego już będzie – odpowiedziała Julia, która
wyraźnie Hektora irytowała swoim wtrącaniem się.
Zdaniem
mężczyzny kobieta powinna wyjść i zająć się mężem oraz
synem, a nie wtryniać się między wódkę a zakąskę. Na dodatek,
jakby było za mało widzów, to jeszcze Bastian stanął w drzwiach
z Edwardem na rękach i przysłuchiwał się rozmowie.
– Jak
ją przywitałyście? – kontynuował Rodrigez.
– Winem,
ale…
– Winem.
– Uśmiechnął się, nawet nerwowo zaśmiał. – Zatem wszystko
jasne. To ja się o ciebie martwię – zwrócił się do Cyntii
nieco zagniewanym tonem. – Ubolewam, że się tak źle czujesz, a
ty po prostu…
– Hektor
– zawołała Julia.
Mężczyzna
nie zareagował, więc krzyknęła głośniej:
– Hektor!
Wtedy
spojrzał na przyszłą szwagierkę.
– Unosisz
głos – rzekła wymownie.
– Wiem
doskonale co robię.
– Nie
dysponujesz wiedzą ile wypiłyśmy. Nie masz prawa krzyczeć. –
Julia nieco pohamowała jego zapędy, a przynajmniej starała się to
uczynić z różnorakim skutkiem.
Rodrigez
zrobił skwaszoną minę.
– Zatem
zapytam, ile wypiłyście? – Cały czas nie spuszczał swojego
natarczywego wzroku z Julii.
Kobieta
pokręciła głową i prychnęła drwiąco.
– Ja
nie muszę się tobie tłumaczyć.
– Oczywiście,
że nie. Kochanie, ile wypiłaś? – zwrócił się do narzeczonej.
Otworzył usta w oczekiwaniu na odpowiedź i ponownie spojrzał na
Julie, jakby rzucał jej wyzwanie.
Jego
spojrzenie zmroziło ją niemal do szpiku kości.
– O
wiele za dużo – odpowiedziała pokornie Cyntia kiedy narzeczony na
nią spojrzał w sposób niezwykle niecierpliwy. Oczywiście kłamała.
Julia
rzuciła Cyntii dezaprobatyczne spojrzenie, mówiące co ty
wyprawiasz?.
– Mogę
prosić was żebyście wyszli? – zapytał Rodrigez i spojrzał
wyczekująco na Browna.
– Chodźmy.
– Bastian złapał Julie za ramie i delikatnie pociągnął.
– Zostaw
mnie! – obruszyła się. – Sama wyjdę. Jeśli zechcę, a nie
chcę.
– Julka,
ale… – Bastian próbował proszącym, wręcz błagalnym tonem.
Hektor
nie dowierzał temu obrazkowi jaki miał przed oczyma. Nie wyobrażał
sobie, by do jakiegokolwiek mężczyzny żona odezwała się tak przy
innych, a i nawet na osobności nie powinna. On z pewnością, by
sobie na to nigdy nie pozwolił.
– A
ja wcale nie proszę, Julio. Ja wymagam byś zostawiła mnie z
narzeczoną samego – odezwał się Rodrigez.
– To
moja siostra, a ty jesteś wzburzony.
– Cyntio,
por favor – przemówił Hektor, kładąc przyszłej żonie dłoń
na ramieniu. Wyczekiwał. Był zdenerwowany co dało się wyczuć w
pulsującym drganiu jego policzków.
– Julka,
wyjdź. Ja z nim porozmawiam.
– Nie
porozmawiasz z nim, przecież widzisz w jakim jest stanie. Wydrze się
tylko i w ogóle nie dojdziecie do żadnego porozumienia. Jeszcze się
pokłócicie.
– Dojdziemy
do porozumienia, zapewniam. – Hektor wstał i chwycił za klamkę
od drzwi. Wskazał Brownom drogę do wyjścia.
Bastian
pośpiesznie wyszedł, kołysząc małego, bo zaczynał kwilić.
Julia jednak stanęła z dłońmi zaciśniętymi w pięści i
wspartymi na biodrach.
– Ja
się nie ruszam.
– Mam
cię wyrzucić? – zapytał gniewnie Hektor.
– Julia,
ja cię proszę. Chcę zostać z Hektorem sama.
Na
prośbę siostry Julka opuściła pokój, ale wychodząc rzuciła
Hektorowi pełne nienawiści spojrzenie i to takie, które mówiło
miej się na baczności.
Brunet
zamknął drzwi za panią Brown i stanął przy łóżku nad Cyntią.
Kobieta dotknęła jego uda, potem dłoni, uścisnęła i uśmiechnęła
się smutno.
– Jeśli
mnie skrzyczysz, to zrozumiem. Sama dałam tobie ku temu powód, a
jako przyszły mąż masz swoje prawa. Jednak wiedz, że mnie jest
naprawdę przykro i więcej razy tak nie postępię, nigdy. Nie lubię
się tak czuć, a to pierwszy raz gdy…
– Dość
– warknął. – Wystarczy – dodał nadal niespokojnym, ale już
nieco lżejszym tonem.
Cyntia
zamilkła niczym na komendę. Czuła się strasznie mała pod siłą
jego spojrzenia. Zanim spuściła z niego wzrok, dostrzegła jak
poruszył brwiami, zastanawiała się czy to objaw zdenerwowania,
gniewu, czy może pobłażliwości. Szczerze liczyła na to ostatnie.
– Tym
razem ci uwierzę. Zawierzam, że był to twój pierwszy raz, nie
miałaś nad tym panowania, ale kategorycznie nie życzę sobie
kolejnego. Rozumiemy się, Cyntio? – wyjaśnił i zapytał ostrym,
bezkompromisowym tonem.
Dziewczyna
potaknęła głową. Uciekła na chwilę od Hektora wzrokiem, po
chwili jednak na niego spojrzała i dotarło do niej, że samo
przytaknięcie nie wystarczy, że on jednak oczekuje odpowiedzi.
– Oczywiście
– rzekła.
– Pójdę
po miętę albo napę, albo po jedno i drugie oraz jeszcze gorzką
herbatę do tego. Wypijesz na co będziesz miała ochotę. Może
wtedy poczujesz się lepiej. – Uśmiechnął się ciepło i
skierował w stronę drzwi.
– Hektor!
– zawołała za nim. – Możesz użyć dzwonka. – Wskazała na
sznureczek z małą, ozdobną perełką, umiejscowiony na ścianie
tuż przy łóżku.
– Nie
ma takiej potrzeby. Sam mogę obsłużyć moją przyszłą żonę.
Gdy wrócę, ty postarasz się usnąć, a ja przy tobie posiedzę.
Będę cię pilnował dopóki nie poczujesz się lepiej.
Jak
powiedział tak zrobił i po chwili powrócił z tacą, na której
stały trzy filiżanki. Położył ją na stoliczku przy łóżku, a
sam podszedł do komódki z książkami.
– Mogę
tę? – zapytał.
– Możesz,
ale jest nie najkrótsza.
– Liczę,
że mi ją pożyczysz do domu – uśmiechnął się, trzymając w
dłoni książkę w sztywnej, bordowej okładce.
– Nie
wygłupiaj się. Niedługo to co moje, będzie i twoje. Najprościej
ujmując, bierz co chcesz.
– Dużo
nie wezmę, nie będę cię ograbiał. – Zbliżył się do
narzeczonej i musnął jej czoło spierzchniętymi wargami. – Poza
tym wystarczysz mi tylko ty – dodał ciepłym tonem. – Nie
wiedziałem czy wolisz słodzić, czy też nie, ani czy herbatę
pijasz z mlekiem. Dlatego przyniosłem też cukier i mleko. Napij się
czegoś. – Przestawił fotel, by znajdował się bliżej łóżka
ukochanej i zasiadł na nim.
– Hektor,
głupio się czuje.
– Niedobrze
ci? – zmartwił się nie na żarty.
– Nie,
nie o to chodzi, że źle, chociaż to też, ale po prostu głupio.
Jesteś ciepły, troskliwy, a ja chyba zasłużyłam na karę, a nie
na zainteresowanie i…
– Cyntio,
por favor. Daj mi coś powiedzieć. Po pierwsze, darowuje tobie tylko
tym razem, bo ufam, że mówisz prawdę, iż był to pierwszy i
jedyny taki raz. Po drugie, kochana, ja już cię zganiłem. Po
trzecie, jesteś chyba jedyną kobietą, która sama upomina się o
karę, większość zazwyczaj upomina się o prezenty i nagrody.
Cyntia
uśmiechnęła się do narzeczonego, a skronie nagle jej zapulsowały,
w brzuchu czuła jakby się jej przewracało. Zrobiła łyk mięty i
przez chwile poczuła się lepiej.
– Zalecam
drzemkę.
– A
poczytasz mi na dobranoc?
– To
zależy czy mój gust przypadnie do gustu i tobie.
– Jaką
powieść wybrałeś?
– Charles
Dickens, Oliver Twist. Jako dziecko to uwielbiałem.
– Ja
też! – krzyknęła i rozpromieniła się na twarzy, jakby na
moment zapomniała o dokuczających jej dolegliwościach ciążowych.
– W
takim razie mogę czytać na głos – zaproponował.
– Bardzo
chętnie, masz piękny głos.
– Cyntio,
nie komplementuj mnie. Czuję się nieswojo – rzekł Rodrigez, a
jego przyszła żona się roześmiała, po czym odłożyła filiżankę
z miętą na srebrną tace, a głowę ułożyła wygodnie na
poduszkach.
– Czytaj,
czytaj – poganiała.
Jeszcze
tego wieczora Hektor w jednej z piwnic, należącej do podrzędnego
baru, rzucał karty na pełen rys, nierówności i lepkiego brudu
stół.
– Tito!
– krzyknął jeden z trzech mężczyzn, którzy towarzyszyli
Rodrigezowi. – Karta ci dziś nie idzie.
– Bo
mnie kobieta zirytowała – usprawiedliwił własne nieszczęście i
rzucił dwa banknoty, wprost na wcześniej odrzucone karty.
Brunet
wstał, pokazał, że on już pasuje i chwycił za kieliszek. Był
pełny, więc nic nie stało na przeszkodzie, by wychylić go do dna.
Spojrzał za siebie, w stronę niemal nagich kobiet, wspierających
się o futrynę. Jedna z nich miała kasztanowe włosy, które na
myśl przywodziły mu płomienie i to takie iście piekielne. Zabrał
więc z niej swój zapijaczony wzrok i spojrzał na tę drugą. Sunął
po jej gładkich, nagich i jędrnych udach. Przełknął gorzką
ślinę pełną pragnień i pożądania, szybko zagarnął butelkę
ze stołu i wraz z nią oraz z kieliszkiem udał się wprost na
kanapę. Napełnił naczynie i ponownie wychylił do dna. Odchylił
głowę i przymknął zmęczone powieki. W oczy gryzł go papierosowy
dym.
Nagle
poczuł ciężar na jednym ze swoich ud. Nie musiał otwierać oczu,
by wiedzieć, że to pupa jednej z kobiet. Odszukał na niemo, po
omacku jej plecy i zaczął pocierać je dłonią.
– Zejdź
– polecił niewyraźnie.
Nie
posłuchała. Wściekły nie wiedząc czy bardziej na jej brak
posłuszeństwa, czy na samego siebie, odrzucił kieliszek z taką
siłą, że potłukł się w drobny mak. Chwycił kobietę za te
ogniste kudły i szarpnął do tyłu z taką siłą, że pisnęła
wystraszone i odchyliła głowę do tyłu. Zrzucił ją ze swojego
kolana, nie interesując się tym czy wyląduje na podłodze,
kolanami na szle. Wstał i objął gwint butelki ustami. Wypił do
dna, szybko, bez zahamowań.
– Nie
jesteś w nastroju – zauważył blondyn, który ciągle grał w
karty.
Rodrigez
omiótł wzrokiem swoich towarzyszy, dostrzegł jak jeden z nich,
właśnie podaje zapałki drugiemu, który ma zamiar odpalić opium z
wąskiej, kobiecej fajki. Zapytali się go czy chce, ale pokręcił
głową.
– Nigdy
nie... – dopytywał blondyn, ale nawet nie zdążył dokończyć, a
Hektor mu przerwał, bardzo melancholijnym:
– Dawno
temu, mam wrażenie, że w innym życiu.
– To
może się chociaż napij? – Łysy i szczupły, nałogowy palacz
podsunął mu butelkę wprost pod dłonie. Dla odmiany niemal całą
pełną.
– To
może się napiję – odpowiedział niewyraźnie z powodu już
znacznego upojenia i ponownie objął gwint butelki ustami, tym razem
jednak nie dał rady opróżnić naczynia do dna, bo w międzyczasie
zrobiło mu się niedobrze, zachłysnął się, zakaszlnął i na
wypadek jakby zachciało mu się wymiotować odchylił się na
krześle, by nie zarzygać sobie spodni.
Amanda
zjawiła się w tym okrytym tajemnicą miejscu w najlepszym momencie.
Była z Hektorem tego wieczora umówiona, a ponieważ mężczyzna nie
zjawił się w progu jej domu, to wiedziała, że zapewne nie ma go
także we własny. Była pewna, że jeśli Rodrigez o czymś
zapominał, to tylko wtedy, gdy był pijany, a miała świadomość,
że przy młodszej siostrze nigdy nie doprowadziłby się do takiego
stanu. Poza tym on do picia potrzebował nie tylko wódy czy taniego
rumu, ale także kart i kilkoro rzezimieszków oraz podrzędnych
kurew, by móc nacieszyć ich plugawą nagością własne oczy.
– Źle
się czujesz? – zapytała, gdy mężczyzna w zabrudzonej od sadzy
koszuli i z szelkami zaciągniętymi przykładnie na ramiona, klękał
na zakurzonej podłodze i kasłał w taki sposób jakby się dusił.
W
ostatniej chwili powstrzymał odruch wymiotny i mimo złego
samopoczucia wstał na równe nogi. Podtrzymał się stołu, by nie
upaść.
Blondynka
szybko dostrzegła, że mężczyzna się chwieje we wszystkich
kierunkach, więc podeszła do niego, by go podtrzymać.
– Tu
nie możesz zostać – zadecydowała i wzięła płaszcz, który był
przewieszony przez oparcie jednego z krzeseł. Nie kłopotała się z
szukaniem marynarki.
– Dokąd
go zabierasz?
– Do
domu! – warknęła, wyprowadzając mężczyznę stromymi schodami w
górę, wprost na powierzchnie. – Dasz radę sam wsiąść? –
dopytywała, gdy już stali przed małym wozem, zaprzężonym w
jednego konia.
– Oczywiście
– zabełkotał i jakimś cudem sam wgramolił się na siedzenie.
Odchylił głowę do tyłu i poczuł jak otula go jego własny
płaszcz, który właśnie Amanda rzuciła niechlujnie na jego ciało.
– Kiedyś
cię zabiję, Tito! – wrzasnęła zdenerwowana. – Niedługo masz
się żenić, masz plan, a wszystko możesz popsuć takimi...
takimi... za mało masz, kurwa, atrakcji w życiu, że musisz sobie
ich dostarczać!
– I
doszło do tego, że krzyczy na mnie kobieta.
Zirytowana
zamilkła, rozumiejąc, że z pijanym nie uda jej się osiągnąć
żadnego porozumienia, ani pewnie nawet nie da rady nawiązać
konkretnego, opartego na jakimś racjonalnym dialogu kontaktu.
Kiedy
wprowadziła mężczyznę do domu, w którym była tylko jedna,
nieszczególnie duża izba, połączona z kuchnią i jadalnią oraz
sypialniami domowników, od razu rzuciła go na małżeńskie łóżko.
– Jeśli
zarzygasz mi pościel, sam będziesz po sobie sprzątał –
ostrzegła groźnym szeptem. Mówiła tak cicho, bo nie chciała
obudzić dzieci. – I zdejm buty, nie śpi się w butach – dodała,
zaglądając do łóżeczka Emilki, a potem spoglądając na Marcosa,
który nerwowo się zawiercił i przekręcił na drugi bok.
Zaciągnęła firankę, która dzieliła jej małżeńskie łoże od
łóżka chłopca i przysiadła obok Hiszpana.
– Jutro
mi minie – wyjaśnił.
– Szkoda,
mogłaby cię chociaż głowa napierdalać – odparła, pozbywając
się wełnianych rajstop oraz sukni i krzywo zawiązanego gorsetu. –
Posuń się, mam jedno łóżko, a gdzieś muszę spać – dodała,
wchodząc pod kołdrę, w bawełnianej halce na długi rękaw,
zszarzałej od wielokrotnego prania. – Nakryj się też, noce są
zimne – uprzedziła.
– Mróz
mi nie straszny.
– Pewnie,
że nie, ale ja wolę byś się wyniósł, gdy wytrzeźwiejesz, a nie
został jeszcze na okres choróbstwa – odparła nieuprzejmie, ale
tego Hektor już nie słyszał, odwrócił się bowiem na bok i
zamknął oczy, wsuwając dłonie pod policzek. – No i nie zdjął
tych kapci – stwierdziła i przez moment zastanawiała się czy go
tak zostawić, czy jednak rozebrać choćby z obuwia, bo spodni nie
zamierzała tykać. W końcu zdecydowała się wstać i zajęła
rozsupływaniem sznurówek.
Marcos
otworzył oczy, ale nie dał matce poznać, że nie śpi. Udawał,
nawet pochrapywał, w międzyczasie zagryzając zęby tak mocno, że
aż go szczęka rozbolała, a pięści zaciskał tak mocno na
granatowym prześcieradle, że kłykcie jego dłoni znacznie
pobielały. Spojrzał na ścianę, gdzie ciągle wisiała strzelba
jego ojca. Przeszło mu przez myśl, że gdyby tylko wiedział, gdzie
są naboje, to... to tego mężczyzny już, by tutaj nie było i nie
chodziło mu o pobyt w domu jego matki, ale o byt na tym świecie.
Nastał
poranek, a Hektora obudził dźwięk skwierczenia mokrego drewna,
które obejmowane były przez płomienie oraz rączka Emilki, która
nieustannie bijała go po twarzy i ramieniu, nieco na oślep, bo
wzrok miała wpatrzony w krajobraz za oknem.
– Myślałam,
że się zmieniłeś lub, że chociaż, przynajmniej zamierzasz –
rzekła Amanda, odwracając jajka na patelni. Jednocześnie doglądała
też ziemniaków, które stały w garnku, na piecu.
– Zamierzam
i się zmieniłem – odrzekł, siadając na łóżku i przecierając
zmęczoną twarz dłońmi. Bolała go głowa i był to ból
niemiłosierny. Rozstawił nogi jeszcze szerzej, a chłód desek,
który czuł pod stopami nie nastrajał go optymistycznie. –
Dlaczego jest tak zimno? – zapytał.
– Bo
niedawno wstałam. – Nałożyła jajka na dwa talerze, a ziemniaki
odcedziła z wody, którą przelała do blaszanego, wysokiego
wiaderka.
Hektor,
chwycił dziecko za nogi i pociągnął po łóżku w akompaniamencie
głośnego, dziewczęcego śmiechu. Usadził małą na swoich
kolanach i postanowił nieco zabawić rozmową oraz wygłupami. Wolał
już to niż patrzeć na ubogie wnętrze, bo to napawało go
poczuciem niesprawiedliwości i świadomością, że choćby nawet
chciał Amandzie pomóc, to ta nigdy nie przyjęłaby od niego
żadnych pieniędzy. Pozostało mu cieszyć się z tego, że zgodziła
się na to, iż postawił ponownie zakład stolarski jej męża na
nogi oraz, że czasami pozwalała mu na wykonywanie drobnych napraw i
prac remontowych.
– Chyba
nie pijesz z powodu kobiecych humorków? – zagadnęła,
jednocześnie zapraszając do stołu. – Możesz ją odstawić, ona
już jadła i tak więcej nie zechce.
Usłuchał
i puścił dziecko na podłogę, po której mała chadzała najpierw
na czworaka, a potem na dwóch nogach. Wysypała zabawki z
niewielkiego drewnianego pudełka i zaczęła rzucać klockami przed
siebie.
– Cyntia
nie ma wcale aż takich humorków – stwierdził, siadając do stołu
i biorąc widelec w dłoń.
Nie
był szczególnie głodny, więc rozdrabniał jedzenie niczym
kapryśne dziecko, które nie ma ochoty ani czasu na spożywanie
posiłków, bo woli bawić się na podwórku. Właściwie to dotarło
do niego, że niegdyś był właśnie takim dzieckiem i oczami
wspomnień widział obraz matki, krzyczącej na niego, by zjadł
chociaż odrobinkę. Oczywiście kobieta najpierw mówiła spokojnie,
a nawet przysiadała przy nim i usiłowała go nakarmić, ale po
dłuższej lub krótszej chwili traciła cierpliwość i odkładała
widelec na stół z głośnym trzaskiem.
– Jedz,
choler! Nie smakuje ci?! – dopytywała. – Powiedz, kucharka zrobi
ci coś innego!
– Ciasteczko?
– dopytywał chłopiec.
– Nie,
nie ciastko. Kanapkę.
Chłopiec
wtedy marszczył nos i twierdził:
– A
ja bym jednak wolał ciasteczko.
– Nie
ma mowy, musisz jeść coś normalnego – zazwyczaj po takich
słowach wstawała i ponownie usiłowała wcisnąć mu widelec z
nakłutym mięsem lub kawałkiem ziemniaka wprost do ust.
Zdarzało
się, że Hektor otwierał buzie, a zaraz potem wszystko wypluwał,
czym doprowadzał matkę do jeszcze większego zdenerwowania.
Pamiętał nawet momenty, gdy chwytała go za ramie i szarpnięciem
ściągała z krzesła. Kilka razy przy takim czymś się potknął,
a nawet i wywalił. Szybko wtedy się podnosił i nim dosięgnęła
go dłoń kobiety, biegł ile sił w kierunku drzwi. Wspominał
momenty, gdy te drzwi się otwierały zanim do nich dobiegł, a w
progu stawał mężczyzna o opalonej cerze w jasnym, zazwyczaj białym
jak śnieg garniturze.
– Czemu
znowu wrzeszczysz na to dziecko, przecież on jest taki grzeczny?
– Tak,
jak śpi i jeść nie woła.
– Nigdy
jeść nie wołam! – oburzył się, dlatego krzyknął, a potem
spojrzał na ojca i przybrał słodką minkę oraz kaprawe oczka. –
Masz ciasteczko?
– Oczywiście,
że mam, synku, dla ciebie zawsze. – Mężczyzna odkładał kwiaty
na stół, które przynosił żonie w każdy piątek, a następnie
wręczał chłopcu tekturową tytkę pełną różnego rodzaju
ciastek. – Tylko podziel się z Javierem – upominał.
– Dobrze,
dobrze, może mu troskę dam – mówił pod nosem, do samego siebie,
a nie do ojca, który był już zajęty żoną i obcałowywaniem jej
szyi.
– Hektor!
Jak będziesz wychodził, to zamknij drzwi i nie kręćcie się jakiś
czas.
– Mam
ciastka, to nie będę! – odkrzykiwał, jednocześnie stając na
palcach, by móc dosięgnąć klamki.
– O
czym tak myślisz? – z rozmyśleń wyrwał go głos Amandy.
– O
Hiszpanii, domu rodzinnym.
– Miałeś
szczęśliwe dzieciństwo? – zapytała po raz pierwszy, pomimo że
znali się już tak długi czas.
Przytaknął
ruchem głowy, ale po chwili spuścił wzrok na talerz i dodał
szybko:
– Pół
na pół. Może gdyby ojciec nie umarł... gdyby matka ponownie nie
wyszła za mąż... albo wyszła za kogoś innego... więc pół na
pół. – Uśmiechnął się blado. – To już nieważne – dodał,
zanim blondynka zdążyła o coś jeszcze zapytać. – Teraz sam
będę mężem, za niedługo pewnie ojcem.
– I
to Cyntii Montenegro. Na tym świecie nie ma już innych kobiet?
Wychodząc za nią popełniasz błąd.
– Bo
nie taki był plan?
– Nie
tylko. Po prostu ciężko mi sobie ciebie wyobrazić przy boku tak
młodej i rozpuszczonej panny.
– Gdy
za mnie wyjdzie nie będzie już panną.
– I
pewnie nie będzie też rozpuszczona, co?
– Poradzę
sobie – zapewnił z uśmiechem. – Nie dam sobie wejść na głowę,
aczkolwiek ta jej beztroska i taka pozytywna niewinność bardzo mi
się podoba, chodź wczoraj pokazała, że potrafi nabroić.
– Oj,
taki aniołeczek, nie możliwe – zadrwiła.
– Aniołeczek
z metrowymi rogami. Przyjechała jakaś kuzynka i nadużyły nieco
alkoholu.
– I
co z tego? Ty nadużywasz ciągle i dużo.
– To
nie to samo – warknął. – Ja jestem mężczyzną, a kobieta to
jednak powinna znać umiar.
– Bo
jak nie, to zbierze w skórę?
– Nie
– odpowiedział po krótszej chwili, nieco leniwie.
– Bo
jeszcze nie jesteś jej mężem, nie masz do niej żadnych praw.
– Nawet
gdybym miał, to... Będę miał – uświadomił sobie w pewnym
momencie i zdał sobie sprawę też z tego, że to przez alkohol
ciągle płynący w żyłach jego rozumowanie jest wolniejsze niż
kiedykolwiek.
– Twój
szowinizm każe mi myśleć, że byś jej dał do wiwatu, gdyby będąc
twoją żoną się spiła, pomimo że ty pewnie będziesz się spijał
średnio raz na tydzień i wcale nie będziesz tego czynił z
umiarem.
– Amando,
Amando... Nie będę aż tak okropnym mężem, nie demonizuj mnie.
– Nie
demonizuję, jesteś porządnym facetem, nawet dobrodusznym, tylko że
straszny z ciebie pijak.
– Dziękuję.
– To
nie był komplement.
Zaśmiał
się i zbył ten temat, przechodząc do poprzedniego:
– Zganiłem
Cyntię za ten alkohol, tylko po to, by nie poczuła się bezkarna,
bo jest bardzo młoda. Bezkarność u tak młodych osób powoduje, że
przestają znać umiar. Uwierz, że lepiej, by dostała ochrzan ode
mnie, niż od własnej rodzicielki, a przy kolejnym takim wybryku,
słuchy o nim, mogłyby dość do Marty Montenegro... z pewnością
by do niej doszły. Zrozum, Cyntia jako panna nie jest dorosła, jest
pod opieką ojca i matki, to oni o niej decydują. Po ślubie to się
zmieni.
– I
jak będzie już twoją żoną, to nie będziesz się tak wściekał
o zaglądanie do kieliszka?
– To
zależy. Jeśli upije się winem, podczas kolacji ze mną, gdy to ja
będę jej dolewał do kieliszka, to oczywiście że nie. Po prostu
wtedy wezmę ją na ręce i zaniosę do łóżka. Podobnie jeśli
odwiedzi nas jakaś jej rodzina, na przykład kuzynka i podczas
plotkowania przesadzą z nalewką czy likierem. Jeśli to będzie
miało miejsce w naszym prywatnym salonie, to nie widzę w tym
niczego złego. Jednak żona musi być pociechą dla męża, a nie
frasunkiem, więc nie życzyłbym sobie, by przynosiła mi publicznie
wstyd lub co gorsza, szlajała się po jakiś lokalach i narażała
tym samą siebie, bo jak wiadomo, pijanego mężczyznę co najwyżej
pobiją, skopią lub okradną, a pijaną kobietę bardzo łatwo
zbałamucić, a jeszcze łatwiej z użyciem siły wykorzystać.
– Więc...
– Więc
jeśli mnie zmusi, to posunę się do ostateczności, ale wolałbym
nie, więc lepiej żeby czuła respekt przed samym moim spojrzeniem,
bo rękę mam bardzo ciężką.
– Jeśli
sobie pozwoli... ja bym nigdy w życiu nie pozwoliła – powiedziała
szybko, a zaraz potem wspomniała – Marek uderzył mnie raz i
jeszcze tej samej nocy obudził się z nożem przy gardle.
– Cud,
że cię nie zabił.
– Nie
odważyłby się – zapewniła, a Hektor przełknął kawałek
ziemniaka i uznał, że kobieta może mieć racje, że być może po
takim ataku na własne gardło, też by się nie odważył.
– Gdzie
Marcos?
– Całe
dnie się gdzieś szlaja, nie ma go od świtu do zmierzchu, a i po
zmierzchu czasami nie można go w domu zastać. Hulanie ma we krwi.
– Na
pewno nie po mnie – odparł pośpiesznie, gdy tylko zdał sobie
sprawę, że oczy kobiety są oskarżycielsko wpatrzone w jego twarz.
– To nie po mnie! – dodał lekko podniesionym, rozbawionym tonem.
Jeszcze
tego samego dnia, podczas porannej herbaty, Julia robiła Cyntii
wymówki. Oczywiście głównym powodem tych wymówek był Hektor.
– Ja
nie wiem jak to jest, że ty sobie pozwalasz na takie traktowanie. –
Brunetka siedziała w fotelu i żywo gestykulowała dłońmi.
– Nie
mam złudzeń, wiem za kogo zgodziłam się wyjść.
– Jednak
powinnaś jego nieco utemperować. Ma być twym mężem, nie panem.
– Hektor
bywa nieco apodyktyczny, ale to dobry człowiek, całkowicie
niegroźny – zapewniła Cyntia, wstając z fotela i podchodząc do
okna.
– Pozwalasz
sobie, by na ciebie wrzeszczał, na dodatek bez powodu.
– A
co mogłam zrobić? Ten alkohol, to była idealna wymówka. Przecież
nie powiem przyszłemu mężowi, że mam objawy ciąży po trzech
dniach od… od…
– Czerwienisz
się.
– Szukam
odpowiedniego słowa – wymówiła się Cyntia i odsunęła nieco
firankę. Skupiła swój wzrok na krajobrazie rozciągającym się za
oknem. Wszędzie było biało, jakby świat został nakryty puchową,
miękką pierzyną.
– Jeśli
sobie pozwalasz na takie traktowanie teraz, po ślubie będzie
jeszcze gorzej, o wiele gorzej.
– Hektor
to nie Bastian. Jego nie da się trzymać pod pantoflem, a każde
takie próby kończą się gorzej niż próba manipulacji.
– Manipulować
nim, zapewne, też nie jest łatwo.
– Nie,
nie jest, ale wydaje mi się, że już opanowałam tę sztukę. Może
nie do perfekcji, ale jednak opanowałam.
– Opowiadaj.
– Julia wydała się zaciekawiona.
– Już
ci mówiłam jak to działa. Mężczyźni tacy jak Hektor nie znoszą
buntu i uwielbiają być zapewniani, że mają racje. Przyznałam
więc mu racje, doceniłam troskę i przeprosiłam.
– Też
mi sztuka manipulacji – wydrwiła. – Przecież, to aż woła o
pomstę do nieba. Zamierzasz teraz ukorzyć się przed nim za każdym
razem byleby nie wrzeszczał?
– A
mam inne wyjście? – zapytała gniewnie i odstawiła podstawek z
filiżanką na niewielki stolik, znajdujący się nieopodal okna.
– Oczywiście,
że masz. Postaw się. Niech wie, że nie będziesz na każde jego
skinienie i nie pozwolisz sobą pomiatać.
– Julio,
ale on mną nie pomiata. Nie skrzywdził mnie ani razu.
– Nadal
masz zasiniony nadgarstek – zauważyła siostra.
Cyntia
instynktownie objęła zasinione miejsce drugą dłonią.
– Nie
skrzywdził mnie ani razu, z wyjątkiem tego jednego.
– Ja
wiem, że każda dobra teoria ma swoje wyjątki od reguły, ale on za
często się unosi, jest taki... nieprzewidywalny. Lubię go, ale
postaw mu jakieś jasne granice, których ma się trzymać i nie
przekraczać. Siostro, mnie najbardziej przeraża, to że tak
niewiele trzeba, by wybuchnął.
– Na
szczęście, niewiele też trzeba, by go powstrzymać i udobruchać.
– I
będziesz nad sobą panowała? Zawsze?
– Nie
wiem, ale chyba powinnam dać radę. Hektor będzie naprawdę dobrym
mężem i, przede wszystkim, cudownym ojcem. Bardzo dba o siostrę.
– Wiem,
prosił mnie bym się nią zajęła, gdy pojedziecie w podroż
poślubną.
– Dokąd
pojadę? – Cyntia wydała się zainteresowana. Natychmiast usiadła
w fotelu naprzeciw siostry i wyczekiwała odpowiedzi. Bardzo pragnęła
też zmienić temat rozmowy.
– To
tajemnica. Chciał ci zrobić niespodziankę.
– No
proszę, powiedz mi?
– Paryż,
ale nie tylko. Więcej ci nie powiem, nie ciągnij mnie za język.
– Zaraz
po ślubie wyruszymy?
– Tak,
z tego co wiem tak. Dzień po przyjęciu weselnym. Tylko nie zdradź,
że ode mnie to wyciągnęłaś, bo już mi więcej nic nie powie.
– Zobaczę
najwyższą wieżę na własne oczy – podniecała się Cyntia tą
wiadomością.
– Tak
i rodzinny kraj swojego męża – wydała się Julia, a potem
zaklęła siarczyście pod nosem.
– Odwiedzimy
też Hiszpanie? – zapytała z uśmiechem na ustach przyszła pani
Rodrigez.
– Nic
więcej ci nie powiem. My z Bastianem ruszymy waszym szlakiem za
jakiś rok, może dwa. Czekamy aż Edward podrośnie. Nie chcemy brać
go takiego malutkiego w długą podróż, a zostawiać go tutaj, na
miesiąc… nie umiałabym się z nim rozstać na tak długo,
zwłaszcza gdy on każdego dnia się zmienia.
– Rośnie
w oczach. Właśnie, a gdzie on jest?
– Z
naszym ojcem. Coraz więcej czasu spędza z wnukiem.
– Ale
Bastian też jakoś niezwykle ochoczo się nim zajmuje.
– Bo
zagroziłam mu, że nie będziemy mieli własnych dzieci, dopóki mi
nie udowodni, że będzie potrafił być dla mnie wsparciem –
wyjaśniła Julia.
Cyntia
zacisnęła usta i usiłowała powstrzymać śmich, ale nie
potrafiła.
– Wybacz
siostro, ale twój mąż, choć na wielu wpływa irytująco, to na
mnie niezwykle pozytywnie.
– Za
to twój przyszły mąż, z dnia na dzień, zaczyna mnie coraz
bardziej irytować.
– Przekonasz
się do niego – zapewniła Cyntia i ponownie wstała.
Przyszła
pani Rodrigez spojrzała w okno, odsuwając nieco firankę.
Wyczekiwała Hektora, bo obiecał jej spacer po mieście. Nie mogła
się doczekać. Coraz częściej zdawała sobie sprawę z tego, że
naprawdę lubi z nim spędzać czas, że nie jest to już tylko grą
i intrygą z powodu ciąży, choć na początku czuła się bardzo
niezręcznie w jego towarzystwie. Teraz zaczynała naprawdę
dostrzegać w Hektorze kogoś godnego, by stanąć przy jej boku, a
nie tylko być ojcem dla jej dziecka. Zaczęła widzieć w nim
mężczyznę, z którym chciałaby spędzić resztę swojego życia.
W
końcu nastał chrzest małego Edwarda. Hektor przejął chłopca w
białej puchowej poduszce. To Bastain mu go podał, jeszcze przed
wejściem do kościoła. Rodrigez poprawił malcowi wełnianą, białą
czapeczkę ze srebrnymi zdobieniami.
– Wygląda
jak aniołek – zachwycał się z szerokim uśmiechem, pokazując
chłopca Cyntii, która właśnie przepraszała go za spóźnienie.
Panienkę
Montenegro, po raz kolejny męczyły poranne mdłości, ale za winę
swojego spóźnienia obwiniła matkę.
– Nic
nie szkodzi. – Musnął ją w skroń dla zapewnienia, że przecież
się nie gniewa.
Edward
wyciągnął swoje rączki do góry i ziewnął, rozdziawiając
usteczka. Cyntia uśmiechnęła się, bo siostrzeniec z tygodnia na
tydzień coraz bardziej ją rozczulał. Chwyciła za jego prawą
rączkę i schowała ponownie pod okrycie poduszki.
– Wiem,
że tak nie lubisz, ale to tylko na chwilę, by ci paluszki nie
skostniały – wyjaśniła niezwykle ciepłym i cierpliwym tonem.
– Drugą
też mu schowaj – polecił Hektor.
– Chwileczkę.
– Zanim Cyntia schowała drugą rączkę Edwarda pod przykrycie,
ten zdążył już wyciągnąć tę pierwszą. Uśmiechnął się
łobuzersko.
– Urwis
jesteś. Wiesz co, trzeba z nim chyba wejść do kościoła, tam też
jest zimno, ale jednak cieplej niż na dworze.
– Właśnie,
zimno. Muszę mieć pelerynkę na naszym ślubie, by nie zmarznąć.
W ogóle muszę zorganizować suknie. Ty wiesz, że ja jeszcze nawet
o tym nie myślałam.
– To
o czym ty myślisz? – zapytał rozbawiony.
– Nie
śmiej się, módl się lepiej, by krawcowe zdążyły ją uszyć.
– Dobrze,
dam na mszę w tej intencji – zażartował.
– Bardzo
zabawne – odparła ganiącym, lekko obrażonym tonem. – Ciekawe
czy ty masz garnitur odpowiedni na tę okazję.
– Mam
idealny, od wczoraj spoczywa w mojej szafie i czeka aż go włożę.
– Uśmiechnął się uroczo w stronę swojej przyszłej żony i
ponownie przypomniał, że z małym trzeba wejść do budynku, by mu
w uszy nie nawiało. – Powiedz siostrze, że… o wilku mowa.
Julia
właśnie znalazła się obok Cyntii i przyszłego szwagra, gdyż
miała zamiar doglądnąć swojego synka, czy czasami nie płacze,
nie kwili, ani się nie wierci.
– Słodko
wyglądacie, jakby był wasz – pochwaliła. Dotarło do niej, że
choć mogła o Hektorze powiedzieć wiele złych rzeczy, to też z
ręką na sercu mogłaby powiedzieć jedną dobrą i właśnie teraz
wypowiedziała ją na głos – będziecie cudownymi rodzicami. Twoje
dzieci, siostro będą miały cudownego ojca.
– Właśnie,
Hektor martwił się, by mały nie zmarzł, możemy już… iść?
– Tak,
ale to matka chrzestna wnosi dziecko do kościoła i też ona go
trzyma podczas sakramentu.
– Czyli
muszę go oddać? – zapytał Rodrigez smutno.
Julia
w odpowiedzi jedynie pokiwała głową.
– Zatem
idziesz do cioci – poinformował Edwarda i delikatnie położył
chłopca w poduszce na rękach swojej przyszłej żony.
Dzień,
w którym odbył się chrzest Edwarda był kolejnym szczęśliwie
spędzonym dniem dla całej rodziny. Była cudowna uczta, ciekawi i
kulturalni goście oraz punkt programu – towarzyski, nie chcący
zasnąć i przekazywany z rąk do rąk mały Edek. Wszyscy czekali
niemal do północy aż malec skusi się na dłuższy sen, by oni
mogli syto wypić jego zdrowie i wstąpienie do wiary katolickiej.
Oczywiście Hektor wyjątkowo odmawiał alkoholu, skusił się tylko
na cztery toasty, które były znacznie rozciągnięte w czasie,
jakby nie chciał dać przyszłej żonie powodów do niepokoju, jakby
przed nią ukrywał, że od czasu do czasu lubi się upić.
Dwa
dni później, gdy ślub zbliżał się już wielkimi krokami, Hektor
Rodrigez wrócił szczęśliwy od swojej ukochanej, to miał być
jednocześnie okres jego największej porażki i ruiny
przedsiębiorczej, ale młody inwestor, właściciel szwalni i fabryk
jeszcze niczego nie podejrzewał. Wypił whisky na lepszy sen i
zamierzał dokończyć czytanie książki. Oczy jednak odmawiały mu
posłuszeństwa, dlatego położył się do łóżka i zamknął
powieki.
W
tym czasie Marta Montenegro knuła swój spisek. Była wściekła na
męża, który zabronił jej wywołać skandal, gdyż ona była już
gotowa publicznie zerwać zaręczyny Hektora Rodrigeza z najmłodszą
córką. Teraz była więc zmuszona dopuścić do tego ślubu, a
przynajmniej go nie przerwać podczas ceremonii.
– Co
ma być, to będzie – powtarzał Julian.
Wtedy
Marcie przypomniało się, że to właśnie ona wybrała Hektora na
męża dla swojej córki. Uznała go za godnego sprzymierzeńca w
bronieniu rodzinnej fortuny, na własne nieszczęście, nie
dostrzegała w nim jeszcze wtedy godnego przeciwnika. Nagle przyszło
jej na myśl, że Hektor jako jedyny z ich rodziny, będzie w stanie
poprowadzić restaurację, a nawet wynieść ją na wyżyny
świetlności, pomimo tego nie chciała mu jej jednak oddawać, bojąc
się, że sama przez to skończy z niczym.
– Niech
się dzieje wola moja – powiedziała na głos, sama do siebie,
kiedy w jej głowie zrodził się kolejny chytry plan.
– Co
znowu wymyśliłaś? – zapytał przerażony Julian, który
dosłyszał szept własnej małżonki.
– Zastanawiałeś
się kto poprowadzi restauracje, będzie organizatorem przyjęć i
godnie mnożył nasze dobra kiedy ty już umrzesz?
– Nie
wybieram się jeszcze na tamten świat – odpowiedział,
jednocześnie zapinając koszulę.
– Wiem.
– Stanęła przed mężem, pomogła mu w ubieraniu, musnęła
swoimi wargami jego usta. Kiedy za niego wychodziła nie potrafiła
jeszcze nim manipulować, ale nauczyła się tego z czasem, aż w
końcu opanowała tą sztukę do perfekcji. – Uczyńmy go twoim
zastępcą, dyrektorem naszego majątku, niech on nim zarządza.
– Kto?
Bastian?
– Na
głowę upadłeś? Gdybym chciała skończyć na ulicy, to rozdałabym
wszystko biednym i potrzebującym, a nie alkoholikowi i hazardziście.
– Ty
chyba nie chcesz oddać całego naszego majątku Hektorowi?
– Oddać?
Nie, skądże. To on nam odda swój majątek, w zamian tego, będzie
zarządzał naszym i swoim, będzie stał na czele, będzie
dyrektorem, ale nie będzie miał z tego stuprocentowego zysku.
– Chcesz
go oszukać?
– Bierze
sobie naszą córkę, jakby była jego własnością.
– Sama,
nieraz, chciałaś się jej pozbyć. Nie mogłaś się doczekać aż
dorośnie i wyprowadzi się z domu. Byłaś nawet skora wysłać ją
na studia i je opłacać, byleby nie mieć jej ani dnia dłużej niż
to konieczne pod swoim dachem.
– Rodziłam
ją osiem godzin, chyba coś mi się za to należy, że on ją teraz
zabiera, prawda? – warknęła.
– Być
może, ale od zawsze sama chciałaś jej się pozbyć – trwał przy
swoich racjach Julian.
– Bo
była kłopotliwa i nie chciałam się jej pozbywać, tylko oddać na
przechowanie. Jednak Cyntia jak bumerang zawsze wracała, a tym razem
już nie wróci, będzie należała do Rodrigeza.
– Co
chcesz zrobić? Nie wiem jak pozbawisz go majątku i dóbr, ale jeśli
to zrobisz, to on jako dyrektor całości, wpędzi nas do ruiny z
zemsty, byśmy mieli tyle co i on, czyli nic.
– Julian,
on tego nie zrobi, bo musi mieć środki na utrzymanie siebie, żony
i rodziny. Poza tym może podpisać klauzurę, że jako dyrektor nie
będzie naumyślnie szkodził, a w zamian za każdą dobrą
inwestycję, procent jaki jest mu przekazywany będzie minimalnie
wzrastał.
Montenegro
spojrzał na żonę czujnym okiem, przemyślał sprawę w mgnieniu
oka. Zaczął wiązać krawat na sztywnym kołnierzu postawionym do
góry, ale Marta go w tym wyręczyła.
– Skontaktuj
się z prawnikiem. Pomysł jest szalony, ale może się udać. Oby
się udało. Nie chodzi mi o majątek, ale o to, by mieć Rodrigeza w
garści, by wiedzieć co planuje, byśmy to my dyktowali warunki i
rozdawali karty, a nie byli na usługach jakiegoś hiszpańskiego
pomiotu. Na dodatek chce mieć wpływ na jego relacje z Cyntią. Ma
być dla niej dobry.
– Trzeba
wszystko przygotować jeszcze przed zaślubinami.
– W
takim razie skontaktuj się z najlepszym i najmniej uczciwym
prawnikiem jakiego znamy. – Julian uśmiechnął się do żony i
założył brązową kamizelkę.
Nazajutrz,
Cyntia z Hektorem zajęli się przygotowaniami. Ponownie mieli w
planach odwiedzić kawiarenkę, by zmienić zamówiony tort na inny.
– Dlaczego
musi być biały?
– Bo
ślubny zazwyczaj jest w białym kolorze – odpowiadał cierpliwie
Hektor, prowadząc jednocześnie samochód.
– Ale
ja lubię różowy kolor – marudziła przyszła panna młoda.
– W
takim razie poprosimy o różowe dodatki ozdobne, falbanki, litery,
czy coś tego typu. – Pocałował narzeczoną w policzek.
– Mało
– odrzekła.
– Zrobimy
pięciopoziomowy i dwa poziomy będą różowe.
– Tak.
– Z uśmiechem klasnęła w dłonie i przystała na kompromis.
Pocałowała przyszłego męża w policzek. – Drapiesz nadal.
– Bardziej
już się nie zgolę – odpowiedział, parkując na poboczu.
Faktycznie,
Hektor przyciął brodę, nieco ją skrócił i przerzedził, ale nie
zgolił całkowicie. Cyntia uznała, że będzie zmuszona się
przyzwyczaić, bo wiedziała, że tego w jego wizerunku już nie
zmieni.
Niemal
od samego progu przywitała ich właścicielka kawiarenki, poprosiła
na zaplecze, do specjalnie wydzielonego pomieszczenia i postawiła
przed nimi na talerzykach kilka kawałków tortów. Hektor spojrzał
na słodycze, następnie na zegarek kieszonkowy. Uznał, że wybór
tortu zajmie im znacznie więcej czasu niż początkowo sądził.
Czuł się zmęczony, zanim jeszcze zaczął. Za to Cyntia była w
swoim żywiole.
– Próbujemy
– zawołała wesolutko. Nabrała kawałek tortu na widelczyk
deserowy i wcisnęła narzeczonemu do ust.
– Smaczny
– odpowiedział. – Taki waniliowy.
Po
pięciu próbkach nie czuł już smaku tego co je, bo wszystko
wymieszało się w jego kubkach smakowych w jedność. Cyntia
natomiast znalazła sobie inną zabawę i to przez całkowity
przypadek. Gdy siedzieli tak naprzeciw siebie, niechcący nie trafiła
kremem od tortu do ust Hektora i ubrudziła mu znaczną część
brody.
– Przepraszam
, to był…
– Wiem,
przypadek – odpowiedział. Nie wytarł się od razu. Postanowił
także ubrudzić ją, by było sprawiedliwie.
– Nie
po nosie! – zawołała.
Właścicielka
kawiarni postanowiła zostawić ich samych, by im nie przeszkadzać.
– Jak
państwo się zdecydują, to będę w gabinecie na piętrze.
– Oczywiście
– odpowiedział Rodrigez i tym razem trafił różowym kremem do
ust ukochanej.
Cyntia
natomiast usilnie starała się go całego umazać. Hektor był
człowiekiem, który potrafił zapomnieć o swoim wieku i bawić się
beztrosko niczym dziecko, ale do czasu. Zawsze wiedział kiedy
przerwać zabawę, w tym wypadku postanowił to uczynić, gdy Cyntia
zaczynała przesadzać.
– Wystarczy
– powiedział spokojnie, ale stanowczo.
Dziewczyna
nie zareagowała, więc wstał i podszedł do niej. Pochylił się
nieco, opierając jedną dłonią o blat stołu.
– Wystarczy,
powiedziałem – wycedził przez zęby.
– Nie
słyszałam – przyznała bez cienia strachu i rzuciła mu się na
szyje. Pocałowała. – Teraz jakoś tak... słodko smakujesz.
Hektor
nie potrafił powstrzymać uśmiechu.
– Naprawdę?
– zapytał, nie przerywając pocałunku, objął dziewczynę w
pasie i sprawił, by pocałunek stał się intensywniejszy, bo
przycisnął ją do siebie, najmocniej jak tylko się dało, a potem
podniósł, by usadzić na stole, zważając na to, by był to jego
czysty fragment. W myślach grzeszył na temat tego, co jeszcze
mógłby z nią na takim lub innym, podobnym stole wyczyniać, ale
byli w miejscu poniekąd publicznym, pomimo że akurat na osobności,
dlatego musiał powściągnąć własną namiętność i typowy męski
popęd, oddalić się na kilka kroków i zapytać – a więc który?
Po
wybraniu tortu i skompletowaniu menu oraz doborze kwiatów na stoły,
przyszedł czas na starcie z Martą Montenegro, która wyczekiwała
ich przed domem.
– Dlaczego
bankiet ślubny ma się odbyć gdzie indziej, a nie tutaj? –
zapytała z pretensją.
Hektor
uśmiechnął się z wyższością.
– Bo
w mojej kamienicy jest światło, gościom będzie wygodniej.
– Pomieścisz
ich wszystkich?
– Tak.
Zapewnię, także transport. A teraz przepraszam, ale mamy z Cyntią
jeszcze sporo przygotowań – skłamał, wyminął przyszłą
teściową i udał się z narzeczoną do pokoju.
Po
wejściu do sypialni, Cyntia zdjęła ciepły, obszyty wewnątrz
dodatkowym materiałem kapelusz i odrzuciła go na łóżko.
Przystąpiła do wypięcia wsuwek i rozpuszczenia włosów, miała
zamiar je rozczesać. Hektor siedząc na łóżku, tuż za nią, nie
mógł się powstrzymać, by ich nie dotknąć, nie poczuć tej
miękkości aksamitu pod swoimi opuszkami.
– Powinieneś
iść na drinka – zwróciła mu uwagę.
– Ale
akurat teraz?
– Tak,
wolę byś upił się trzy dni przed naszym ślubem, a nie w dzień
przed. Chcę byś dobrze wyglądał na zdjęciach. – Przyszła pani
Rodrigez dbałość o takie szczegóły, z pewnością, odziedziczyła
po matce.
W
tym właśnie czasie, niczym na zawołanie, po uprzednim zapukaniu,
do pokoju wkroczył Bastian. Zasiadł w fotelu bez zbędnych
wyjaśnień. Cyntia spojrzała na niego pytająco, Hektor był lekko
rozbawiony rozdygotanym stanem przyszłego szwagra.
– Ukrywam
się – wyjaśnił.
– Przed
kim? – zapytał.
– Przed
teściową.
– Aaa,
to już wszystko jest dla mnie zrozumiałe.
– Dlaczego
akurat w mojej sypialni? – zapytała kobieta, odkładając z lekkim
huknięciem drewnianą szczotkę na blat toaletki.
– Ponieważ
u ciebie jest Hektor, a twoja matka wyraźnie nie wchodzi mu w drogę.
Tutaj jest najbezpieczniej.
– Cyntio,
przecież nie możemy biedaka wywalić wprost na pożarcie tej
piranii.
– Hektor
– wysyczała przez zęby.
– Przepraszam,
na pożarcie kochanej mamusi – poprawił się z rozbawieniem.
– Przestań,
co za dużo to nie zdrowo. – Irytowała się, ale nie umiała
całkowicie powściągnąć rozbawienia.
– Masz
racje, przepraszam. – Wstał i musnął jej policzek. Następnie
podszedł do okna.
– A
może byście razem poszli – zaproponowała.
– Dokąd?
– Bastian zrobił duże, przerażone oczy i minę zdziwionego kota,
który pierwszy raz na własne oczy zobaczył pustynię.
Hektor
tylko znacząco podrapał się po szyi dwoma palcami i uśmiechnął.
Bastian uradowany, z uśmiechem od ucha do ucha, pokiwał mocno na
tak.
– Idziemy?
– zapytał blondyn, wskazując obiema dłońmi na drzwi.
– Idziemy.
Jakby Julka poszukiwała męża, to…
– Powiem,
że go porwałeś.
– Ale
powiedz, że nie chcę za niego okupu, że jeszcze dopłacę, byleby
go zabrała z powrotem.
Cyntia
z Hektorem się roześmiali, a Brown stał przy drzwiach z dłonią
na klamce i starał się zrozumieć żart. Uznał, że bezsensu jest
głowienie się nad czymś czego i tak się nie pojmie, bo czas
ucieka, piwo się grzeje, a dziewczyny w podmiejskiej tawernie
czekają.
Hektor
wraz z Bastianem przed pójściem do tawerny, udali się do
posiadłości Rodrigeza. Mężczyzna chciał zostawić wszystko co
cenniejsze, czyli neseser z dokumentami, brylantowe spinki do
mankietów i złoty zegarek kieszonkowy. Wychodząc, skręcił
jeszcze w stronę kuchni. Służby nie było, ale postanowił
obsłużyć się sam. Herbata zdawała się jeszcze parować z
dzbanka, jakby była świeżo zaparzona. Poczęstował nią Bastiana,
a kiedy sam upił łyk i usiłował oddalić się o krok, omal się
nie przewalił. Miał związane sznurowadła. Bastian zerknął pod
stół i wyciągnął winowajcę za kołnierz.
– Oto
nasz rozrabiaka – zawołał wesolutko, trzymając pięcioletniego
chłopca za ubranie.
Malec
usiłował się wyrwać, ale zdało się to na nic. Rodrigez
natomiast dwukrotnie przetarł oczy, bo nie dowierzał obrazowi jaki
miał przed sobą. Schylił się, by rozsupłać sznurówki i
zawiązać je poprawnie.
– Czyj
jesteś? – zapytał chłopczyka.
– Nie
rozmawiam z obcymi! – krzyknął. – Niech on mnie puści!
– Puść,
przecież nigdzie nie ucieknie – polecił Bastianowi. – Jestem
Hektor. – Wyciągnął dłoń w kierunku ciemnowłosego, szczupłego
chłopca.
– Gracjan,
proszę pana. – Dziecko odwzajemniło uścisk.
– Gracjan,
tu jesteś! – wrzasnęła pokojówka. Wbiegła do kuchni i stanęła
jak oniemiała, kiedy dostrzegła pana Rodrigeza.
– Czekam
na wyjaśnienia, Violetto – oznajmił ostrym tonem i skrzyżował
ręce na piersi.
– Chodź,
młody, pokażesz mi… coś mi pokażesz. – Bastian wyprowadził
Gracjana z kuchni, by dać Hektorowi i Violetcie porozmawiać na
osobności.
– Nie
miałam z kim go zostawić, jest nam ciężko, mąż zmarł rok temu…
– Stop!
– Hektor uniósł dłoń do góry. – Nie interesuję mnie to.
Warunki twoje pracy tutaj były jasno wyznaczone. Gdybym chciał z
domu uczynić przytułek albo sierociniec, to bym to zrobił sam, bez
twej pomocy! – uniósł się.
– Ale
panie Hektorze, to tylko jedno dziecko.
– Jedyne
dzieci jakie tutaj będą, to będą dzieci należące do mojej
rodziny.
– Będziemy
się z Susaną zmieniać, pilnować go, nie będzie broił…
– Nie
– rzekł stanowczo Hektor. – Ja potrzebuje służącej, a moja
żona pokojówki. Nie podzielicie uwagi na swoje obowiązki i
kilkuletniego chłopca. Nie jestem głupi, nie zgodzę się na to.
Poza tym tym mnie oszukałaś, nie wspomniałaś ani słowem o
dziecku. Nawet jak się tu zjawiłaś, to zwyczajnie go ukryłaś.
Jakim cudem przemyciłaś do pokoju kilkulatka? Z resztą, nie
interesuję mnie jak. Masz czas na znalezienie pracy, ale gdy wrócę
z żoną z miesiąca miodowego, ma was tu nie być, moja siostra
wypłaci wam za dwa miesiące, choć wasza praca tyle nie trwała.
Żegnam.
Hektor
chciał od razu wyjść, ale kobieta go zatrzymała. Położyła
swoją dłoń na jego muskularnym ramieniu. Spojrzał się na jej
idealnie przycięte paznokcie, następnie wyszedł bez słowa.
Bastian
z Hektorem znaleźli się w tawernie. Niedługo trwało aż się tam
zadomowili. Ubogie wnętrze ani trochę nie pasowało do ich ubioru
ani stanu urodzenia, jednak przy odrobinie silnej woli zakrapianej
alkoholem, przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie.
Piękne
i chętne dziewczyny z dorodnym biustem stawiały na barze, nie
tylko, swoje piersi wyskakujące z falbaniastych sukien, ale także
tani rum, który Bastian uwielbiał. Hektor dołączył się do
zabawy, choć postępował stateczniej, znacznie rozważniej, niżeli
jego przyszły szwagier.
– Pijesz,
panie? – zapytała piękna dziewczyna o szmaragdowych oczach. Miała
nietypowy akcent, jakby włoski.
– Por
favor – odpowiedział Hektor, podstawiając szklankę pod strumień
lejący się wprost ze szklanej butelki.
– Podobasz
mi się – wypowiedziała wprost, bez żadnego skrępowania.
– Dziękuję,
niestety jestem zarę… oświad… Bastian, pomóż mnie.
– Ten
przystojniak się zaręczył…
– Oświadczył
– poprawiła jakaś blondynka, która właśnie ich mijała. Niosła
z sobą drewnianą, okrągłą tacę.
– Tak
więc, on już nie może. Jednak ja świeżo po ślubie jestem, to
już mogę – bełkotał Brown, wisząc Hektorowi na ramieniu.
– Możesz?
– zdziwił się brunet.
– Ślubów
czystości dochowałem, od zaręczyn do zaślubin nawet ociupinki.
– Fajny
jesteś, masz poczucie humoru. – Browna zgarnęła ta blondynka z
tacą, szarpiąc w swoją stronę, trzymając za jego krawat.
– Miłej
zabawy. – Hektor uniósł kieliszek, wskazując nim na oddalającą
się parę.
Kobieta
o szmaragdowych oczach tylko czekała aż mężczyzna wypije do dna.
Nalała mu drugi kieliszek. Po trzecim Rodrigez nieco stracił
świadomość.
Dwie
ladacznice doprowadziły obydwu panów do samochodu. Jedna z nich
zasiadła za kierownicą i ruszyła w stronę posiadłości Hektora.
Natomiast druga, starannie zwinęła pewien dokument na cztery i
schowała do wełnianej torebeczki. Obie pozostawiły samochód i
panów przed kamienicą, a same ruszyły na piechotę w drogę
powrotną. Za tawerną już czekała na nich Marta Montenegro z
obiecaną zapłatą. Na wieść o powodzeniu planu uśmiechnęła się
złowieszczo i potarła dłonią o dłoń.
Pierwszy
z samochodu wygramolił się Bastian i dopadł do progu, potykając
się i tucząc sobie o niego kolana. Hektor udał się za nim. Cały
świat widział jak przez mgłę, a ten świat na dodatek tańczył i
wirował.
– Nigdy
nie byłem tak pijany – przyznał.
Miał
racje, bo choć w życiu dużo pił i dużo razy pił za wiele, to
nigdy jego stan nie był aż tak tragiczny. Mężczyzna czuł jakby
się dusił, więc usiadł na śniegu, na progu własnego domu i
zaczął rozpinać koszulę.
– Zamarzniesz,
zmarzniesz, zimno ci będzie – tłumaczył powoli, zapijaczonym
głosem Bastian i doczołgał się do Hektora na czworaka, by zapiąć
jego koszulę. Nie udało mu się to.
– Gorąco
– wybełkotał tylko Hektor, a potem ponownie zerwał mu się film.
Ocknął
się w domu, był w przedpokoju, a Bastiana nie było przy nim.
Widział doskonale, bo nie panowała ciemność. Kinkiety
umiejscowione w ścianie, po prawej stronie, idealnie oświetlały
całe wnętrze. Przed swoją twarzą miał pokojówkę – Violettę.
– Bardzo
pana proszę, niech mnie pan nie zwalnia. – Kobieta zaczęła
rozpinać jego koszule do końca i zsuwać marynarkę z jego ramion.
Kiedy
pierwsza z elementów garderoby opadła na ziemię, Hektor poczuł
dotyk kobiecej dłoni na swoje klatce piersiowej. Violetta zanurzała
swoją rączkę w jego owłosieniu, delikatnie je przeczesując i
poszarpując.
– Cyntia
– wyszeptał, potem przymrużył oczy i pokręcił głową –
Mirella… Isa... choler – przeklął odchylając głowę.
Violetta
nie wiedziała co mężczyzna mówi, nawet za bardzo się temu nie
przysłuchiwała. Podała mu szklankę wody. Wypił kilka większych
łyków, a chłód rozchodzący się po gardle sprawił, że na
chwile otrzeźwiał. Widząc pokojówkę bez fartucha, w rozpiętym
uniformie, z dużym biustem na zewnątrz, nie potrafił się
pohamować.
Chwycił
za ramie kobiety mocno i brutalnie. Otworzył jeden z pokojów, był
to pokój służby, tuż przy kuchni, więc pewnie kucharza, ale on
się tym nie przejmował. Zostawił otwarte drzwi, a Violette rzucił
na łóżko, by za moment rzucić się na nią. Mały Gracjan stanął
w drzwiach pokoju, nie zdając sobie sprawy z zaistniałej sytuacji.
Hektor przekręcił się na plecy, a Violetta usiadła na nim.
Dostrzegła syna, uspokoiła go poleceniem:
– Wyjdź
i zamknij drzwi.
Gracjan
nie posłuchał. Nie domknął drzwi, zostawił je uchylone i z braku
ciekawszego zajęcia, obserwował jednym okiem całe zajście.
Hektor
przebudził się cały obolały. Głowa dosłownie mu pękała.
Przetarł jedną dłonią oczy. Dostrzegł, że spodnie ma na sobie,
ale są one rozpięte, podobnie jak koszula. Chciał uwolnić drugą
rękę, ale była przywiązana krawatem do ramy łóżka. Szarpnął
się, ale bezskutecznie, bo za każdym szarpnięciem węzeł mocniej
zaciskał się wokół jego nadgarstka. W końcu wpadł na pomysł,
by skorzystać z wolnej ręki i rozwiązać supeł. Usłyszał kroki
na korytarzu i zanim ktoś otworzył drzwi nakrył się niemal pod
samą szyję. Przy znacznym poruszeniu ciałem poczuł też wilgoć
na własnym penisie, która pozostała po nocnym wytrysku. Starał
się sobie przypomnieć cokolwiek i jedyne co pamiętał, to zacisk
kobiecych ust na własnym członku, a potem już była tylko
ciemność.
– Za
dużo pan wypił poprzedniej nocy – oznajmiła spokojnie Susana,
gdy tylko weszła do pomieszczenia. – Przyniosę panu wody.
Mężczyzna
rozejrzał się po wnętrzu, a potem zatrzymał na kobiecym,
błękitnym, spokojnym spojrzeniu i powrócił do rozsupływania
krawatu.
– To
pokój mój i mamy – wyjaśniła.
Przez
chwilę poczuł się głupio, ale zamaskował to obojętnością. W
myślach usprawiedliwiał samego siebie, że przecież to nie jego
wina, że matka tej dziewczyny sama zaciągnęła go do łóżka.
– Aha,
przynieś tej wody. Gdzie twoja mama? – zapytał, przypominając
sobie niektóre momenty poprzedniej nocy. W końcu udało mu się
uwolnić rękę. Spojrzał z odrazą na zasinienia i przetarcia na
swoim ciele.
– Nie
wiem, od wczoraj jej nie widziałam. Wiem, że nie powinnam, ale
rozmawiałam do rana z lokajem i kelnerem w ich pokoju. Myślałam,
że mama dyskutuje z kucharzem, lubią się.
– Aha,
zatem wszystko już rozumiem.
Ledwie
dziewczyna poszła po dzbanek wody, a w drzwiach stanął Bastian.
– Naprawdę
wszystko rozumiesz? – zapytał, wykorzystując poprzednie słowa
Rodrigeza.
Hektor
spojrzał na jedną ze swoich rąk, była cała zakrwawiona, od
łokcia aż po bark. Prześcieradło, na którym leżał było w
podobnym albo jeszcze gorszym stanie, ale dostrzegł to wszystko
dopiero gdy zajrzał pod kołdrę i w myślach przeklinał samego
siebie za to, że to uczynił.
– Nie,
nic nie rozumiem. Pomóż mi. – Zerwał się i zaczął zwijać
poplamione okrycie.
– Jeszcze
koszula – przypomniał Bastek.
Hektor
pośpiesznie, za pomocą drżących dłoni, zdjął ją z siebie.
– Dziękuję,
że mi pomagasz – rzucił sympatycznie w stronę Browna.
– W
końcu jesteśmy rodziną, musimy sobie pomagać. Jednak przyznam,
szwagier, że ja cię od tej strony nie znałem.
– Ja
sam siebie od tej strony nie znałem, Brown.
Rodrigez
był zszokowany, zmartwiony i zawiedziony sam sobą, a Brown się
uśmiechał od ucha do ucha i poklepywał szwagra po plecach, mówiąc
będzie dobrze.
– Bastian,
pamiętasz coś z ubiegłej nocy?
– Tylko
alkohol i kobiety, ale tyle mi w zupełności wystarczy.
– No
tak, po co w ogóle pytałem? – Hektor wyrzucił zakrwawione
pościele, swoją koszule i uniform pokojówki przez okno. –
Idziemy – polecił.
Wyszli
z kamienicy, mijając po drodze Gracjana. Chłopiec dostrzegając
Hektora skulił się i stanął pod samą ścianą.
– Co
mu jest? Wczoraj był bardziej rozmowny.
– Nie
wiem, przecież to dziecko, ma swoje kaprysy – odpowiedział
brunet, przywołując krzywy uśmiech na ustach.
Hektor
tego dnia wyjątkowo nie przejmował się odzieniem. Wyszedł pół
nagi na dwór, pomimo że temperatura była sporo na minusie, i
wpakował zakrwawione materiały do samochodu.
– Wywalimy
to po drodze, zakopiemy w jakieś dziurze – wyjaśnił.
– Musisz
się ubrać.
Usłuchał
Bastka i powrócił do domu, by skierował swoje kroki na górę, do
sypialni, tam szybko wbiegł do łazienki i zaczął zmywać
zaschniętą krew ze swojego ciała.
Brown
czekając przy samochodzie, doszedł do wniosku, że coś jest nie
tak, jak być powinno, dlatego zamknął pojazd na klucz i ruszył za
Rodrigezem. Zastał go kucającego przy komodzie i szukającego
czystej koszuli.
– Hektor,
coś ty zrobił? – zapytał.
Brunet
obrócił twarz w kierunku rozmówcy.
– Nie
wiem – odpowiedział szczerze ze łzami w oczach. – Nikt nie może
się o tym dowiedzieć. Po ślubie, po miesiącu… potem… po
prostu potem, to poukładam.
– Dobrze.
– Bastian stał z dłońmi w kieszeni, oparty ramieniem o futrynę.
– Wiesz jak to wygląda? Jakbyś ją...
– Zamknij
się!
Blondyn
wykonał kilka kroków do przodu i zamknął za sobą drzwi.
Przysiadł na łóżku i silił się na spokojny ton.
– Są
ludzie o różnych skłonnościach. Cyntia wie jakie są twoje?
– Co?
O czym ty bredzisz?
– Słyszałem
w rozpustnych tawernach, że istnieją klienci, którzy łączą
przemoc z namiętnością.
– Nic
nie łączę – warknął Rodrigez.
– Masz
to od dawna? Wiedziałeś o tym, czy po alkoholu wyszło twoje drugie
ja? – Bastian nie ustępował.
Hektor
na moment przerwał zapinanie koszuli. Usiadł w fotelu i starał się
opanować drżenie rąk, zaciskając palce i wbijając paznokcie w
miękkie podłokietniki. Pod powiekami ukazał mu się obraz
Violetty, gdy ta siedziała na nim okrakiem, a on przerzucał ją
tak, by móc znaleźć się na górze, następnie usiłował
zakneblować ją swoim krawatem. Potem nie było już nic. Kolejna
czarna dziura, brak wspomnień, urwany film. W jego retrospekcjach
zaczęły powracać odegrane role wcześniejszych kobiet, obecnych w
jego życiu zazwyczaj krótką chwilę. Były to wspomnienia
tawernianych dziwek, wysoko urodzonych szlachcianek, znudzonych żon,
luksusowych prostytutek z londyńskich domów publicznych, dużo
nieprzyzwoitości, przemocy, bólu i spełnienia, jakiego nie
potrafił zaznać w romantycznym akcie cielesnym.
– To
było dawno – przyznał, chcąc bardziej przekonać do tego samego
siebie niż Bastiana.
– Cyntia
wie? – dopytywał Brown. Los szwagierki wyjątkowo leżał mu na
sercu. Lubił Cyntie, na swój sposób się o nią martwił i
usiłował troszczyć, bo była jedyną osobą w rodzinie, która nie
patrzyła na niego z góry i starała się nie oceniać, a
przynajmniej nie czyniła tego na głos, i nie pogardzała nim.
– Nie
i nigdy się nie dowie – szepnął Rodrigez. – Skończyłem z tym
– dodał zapinając pozostałe guziki. Stanął przed lustrem, by
usztywnić i poprawić kołnierzyk.
– I
nigdy nie zamierzasz...
– Nie!
– warknął Hektor. – Chcę żyć normalnie, założyć rodzinę
i mieć dzieci.
– I
nie będziesz jej...
– Nie
będę jej do niczego zmuszał ani robił jej krzywdy. Będzie moją
żoną, a nie jakąś tam kobietą bez większego znaczenia.
– Oby
– szepnął Bastek i wyprostował nogi. – Przebierz się
spokojnie i bez pośpiechu, poczekam na ciebie. Przypilnuję, by nikt
nie zbliżał się do samochodu. I oczywiście ta rozmowa zostanie
między nami. Lepiej jeśli nikt nigdy się o niej nie dowie. –
Zamknął cichutko za sobą drzwi.
Mężczyźni
pozbyli się dowodów rzekomej zbrodni, a dwa dni później Hektor
stał w czarnym garniturze przed ołtarzem i oczekiwał na Cyntie.
Jego myśli zaprzątało zaginięcie Violetty i mimo usilnych starań,
nie potrafił odegnać od siebie czarnych scenariuszy. Dopiero gdy
ujrzał przyszłą żonę, na moment zapomniał o kłopotach i
problemach. Rozpromienił się, widząc jak Julian prowadzi córkę
do ołtarza. Mężczyzna podał dłoń Cyntii prosto w łapę
Rodrigeza i patrząc przyszłemu zięciowi głęboko w oczy rzekł:
– Opiekuj
się nią i dbaj o nią. To najcenniejszy z moich skarbów.
– Będę
o nią dbał. Proszę mi wierzyć, że będę, to także mój
najcenniejszy ze skarbów – zapewnił.
Potem
odbyła się cała ceremonia zaślubin, która miała być
perfekcyjna, jednak jak zwykle coś poszło nie tak. Pierwszy błąd
w przysiędze małżeńskiej popełnił Hektor.
– Ja
Cyntio, biorę… Przepraszam, stres – wytłumaczył się.
Tłum
za ich plecami lekko się zaśmiał.
– Ja
Hektor Rodrigez, biorę sobie ciebie Cyntio za żonę i ślubuję
tobie miłość, wierność, uczciwość i opiekę małżeńską,
oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie
Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. – Hektor
uczynił znak krzyża i wyczekiwał słów ukochanej.
– Ja
Cyntia Montenegro – zaczęła pewnie i z lekkim uśmiechem
wesołości na twarzy posłanym w stronę narzeczonego. Ten uśmiech
zdawał się mówić widzisz, ty się pomyliłeś, a ja nie! –
biorę sobie ciebie Hektorze za męża i ślubuję tobie miłość,
wierność i uczciwość…
– Ehehe
– Hektor odchrząknął.
Cyntia
wejrzała się na mężczyznę robiąc zdziwioną minę. Odpowiedział
jej tym samym.
– Ale
ja naprawdę muszę to powiedzieć? – zapytała na głos.
Tłum
za plecami najpierw się zaśmiał, ale widząc srogość wymalowaną
na twarzy siwego jak gołąb księdza, wszyscy nabrali powagi. Hektor
spojrzał z gniewem na przyszłą żonę.
– Jeśli
pani nie wypowie ślubów w pełni, ślub będzie nieważny –
pouczył Cyntię ksiądz.
– Ale
tak całkiem nieważny? – dopytywała.
– Nie
skracaj przysięgi małżeńskiej – warknął Hektor w jej
kierunku.
– Nie
choleruj od razu.
Hektor
złapał się za czoło, wciąż klęcząc na klęcznikach. Cyntia
też zdała sobie sprawę ze słów jakie popłynęły z jej ust.
Ksiądz natomiast spojrzał na nich niezwykle gniewnie.
– Państwo
naprawdę chcą się pobrać? – spytał.
– Tak
– odpowiedzieli chórem.
– A
mnie się wydaje, że urządzają państwo komedie w Domu Bożym.
– Przepraszamy
– powiedział Rodrigez zarówno w swoim imieniu, jak i w imieniu
przyszłej żony.
– W
takim razie, proszę, niech pani kontynuuje.
– A
mogę od początku? – zapytała niewinnie.
– Tak,
proszę. – Ksiądz wydawał się być bardzo zirytowany postawą
panny młodej, ale skrył to za zasłoną milczenia.
– Ja
Cyntia Montenegro, biorę sobie ciebie Hektorze za męża i ślubuję
tobie miłość, wierność, uczciwość i… – Cyntia na chwile
przerwała.
Hektor
spojrzał na nią wzrokiem mówiącym mów dalej.
Kobieta
wzięła głębszy wdech i jeszcze moment odczekała, jakby pewne
słowa nie mogły przejść jej przez gardło.
Rodrigez
w tamtym momencie żałował, że nie przećwiczyli wypowiadania słów
przysięgi małżeńskiej wcześniej, bo wtedy przynajmniej mógłby
na przyszłą żonę sowicie huknąć i tym sposobem postawić do
należytego pionu.
– I
posłuszeństwo małżeńskie, – wypowiedziała wraz z wypuszczanym
powietrzem, bardzo pośpiesznie, bo obawiała się, że jak odczeka
jeszcze chwilkę, to może się rozmyślić – oraz że cię nie
opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący
w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. – Uczyniła znak krzyża.
Potem
pan młody przekazał garść monet wprost do dłoni żony, jako znak
wspólnie mnożonego majątku, następnie uroczyście wymienili się
obrączkami.
– Cyntio,
przyjmij tę obrączkę, jako znak mojej miłości i wierności, w
imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
– Nie
żegnamy się – upomniał ksiądz Hektora, który już skierował
swoją prawą dłoń w stronę czoła.
– To
najlepszy ślub jaki widziałem, wcale się nie nudzę – wyszeptał
do ucha Julii Bastian.
– Przestań
się głupio cieszyć – wysyczała przez zęby.
Brown
nie posłuchał, patrzył na uroczystość zaślubin z uśmiechem od
ucha do ucha i lekko rozdziawioną buzią.
– Hektorze,
przyjmij tę obrączkę, jako znak mojej miłości i wierności, w
imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Kiedy
już wsunęli sobie nawzajem złote, wąskie krążki na palce
serdeczne, nastąpiła chwila, na którą Rodrigez czekał.
– Może
pan pocałować pannę młodą.
W
tej czynności żadne z nich się nie pomyliło. Hektor delikatnie,
obiema dłońmi zwinął welon Cyntii, odrzucił go do tyłu. Ujął
jej twarz w swoje dłonie i pocałował.
Goście
wyszli jako pierwsi, a państwo młodzi musieli jeszcze złożyć
podpisy. Cyntia pierwsza dorwała się do pióra.
– Przepraszam
panią, ale tu mąż ma pierwszeństwo. – Ksiądz wyrwał Cyntii
przedmiot z dłoni i podał Rodrigezowi. – Życzę dużo
cierpliwości – powiedział do mężczyzny.
Kobieta
w odpowiedzi rzuciła księdzu nienawistne spojrzenie. Hektor musnął
jej policzek i oddał pióro.
– Teraz
twoja kolej, kochanie. – Uśmiechnął się.
Złożyła
podpis, postawiła na końcu kropkę i chwyciła męża za dłoń.
Chciała jak najszybciej opuścić katedrę i zniknąć z oczu temu
księdzu, który ciągle ją obserwował, i jej zdaniem, zdawał się
jej nie tylko nie lubić, ale nawet i nie tolerować.
Wyszli
na zewnątrz, zostali obrzuceni ryżem, następnie wsiedli do
samochodu prowadzonego przez szofera i ruszyli na bankiet. Cyntii
kieliszek się nie stłukł po wypiciu szampana i rzuceniu go za
siebie, dlatego goście zaczęli spekulować, że to zły znak. Ich
spekulacje potwierdziły się, gdy po pierwszym tańcu, poczęstunku
i połowie balu, Cyntia i Hektor udali się do pokoju na noc
poślubną.
Hiszpan
zaczął rozplątywać wstążki na plecach sukni swojej żony i
opinający ją ciasno gorset.
– Ależ
masz cierpliwość – pochwaliła.
– Ksiądz
sam mi jej życzył – przypomniał z rozbawieniem, muskając
delikatnie odsłonięty kark.
– Ten
ksiądz mnie nie lubił.
– Moim
zdaniem był sympatyczny. – Hektor szybko pozbawił żonę gorsetu
i odrzucił go na fotel.
Dopiero
wtedy do Cyntii dotarło, że stoją naprzeciw lustra, a ona jest
niemal zupełnie naga.
– Wyłącz
światło – poleciła.
– Nie
– stanowcze i krótkie słowo, mówiące tak wiele oraz spojrzenie
wbite zachłannie w jej odbicie, zupełnie tak, jakby miał ochotę
ją pożreć.
– Proszę.
– Odwróciła się do niego.
Pokręcił
głową i bez słowa wyjaśnień, zaczął podnosić jej halki
wykonane z licznych koronek i utrzymywane za pomocą niewielkiego,
drucianego koła.
– Hektor.
– Nie,
Cyntio. Jesteś moją żoną, chcę na ciebie patrzeć. Nie powinnaś
wstydzić się męża.
– Ten
jeden raz, proszę – nalegała.
– Nie
i zakończ dyskusję. Nic nią nie wskórasz. Pokazałaś już
dzisiaj wystarczająco swojego ja.
Cyntia
chwyciła za materiał swojej sukni, spojrzała w upojone alkoholem
oczy męża i postanowiła mu przeszkodzić w rozebraniu jej, na
dodatek się zbuntować głośnym:
– O
co ci chodzi!?
– Nie
pytaj, dobrze wiesz o czym mówię – odpowiedział.
Dziewczyna
mocniej zacisnęła dłonie na ostatnim materiale jaki jej pozostał.
W efekcie jej mąż mocniej szarpnął.
– Puść
– polecił, wyszarpując materiał z jej drobnych, trzęsących się
rączek.
Szybko
ponownie go chwyciła.
– Do
czego ty zmierzasz, cariño? Chcesz bym cię brał siłą w pierwszą
noc małżeńską? – zapytał z niekrytą pretensją.
– Dlaczego
taki jesteś?
– Zawsze
taki byłem, Cyntio. – Odstąpił od niej na krok. Położył się
na łóżku i chwycił za szklankę z whisky. – Zdejmij ubranie i
chodź do mnie, por favor.
Cyntię
przebudziły wargi Hektora, kiedy dotknął nimi jej policzka.
Uczynił to w sposób niezwykle czuły i delikatny. Uśmiechnął
się, gdy jej powieki uniosły się ku górze. W sypialni panował
półmrok. Ciężkie, niebieskie zasłony skrupulatnie dbały o to,
by do pokoju nie wdarł się choćby najmniejszy promień słońca.
Świece – to było pierwsze co Cyntia dostrzegła. Wielki, wysoki
świecznik na kilkanaście świec, stojący w rogu pokoju, a na stole
podobny, mniejszy.
– Jestem
winny tobie wyjaśnienia – zaczął kiedy podnosiła się na łóżku.
Halkę
nadal miała na sobie.
– Nie
musisz. Nie jesteś mi nic winny – odparła pokornie.
– Jestem.
Nie chciałem zamienić w koszmar naszej nocy poślubnej, właściwie
pierwszej, którą powinniśmy z sobą spędzić. – Hektor usiadł
na krześle, tuż przy łóżku, łokcie oparł na podłokietnikach,
a dłonie splótł razem.
– Nic
nie zrobiłeś. – Cyntia usiłowała się zachować, tak jak jej
zdaniem należało się zachowywać w podobnych sytuacjach.
– Krzyknąłem…
– Nie
pierwszy raz – przerwała. Usiadła na łóżku i dotknęła dłonią
policzek męża, pogładziła kciukiem zarost. – Jeśli komuś
należą się przeprosiny, to tobie. I jeśli naprawdę ktoś
powinien przepraszać, to ja, a nie ty. Długo spałam? – zapytała
dla zmiany tematu.
– Jest
południe – odpowiedział.
– Pozbawiłam
nas nocy poślubnej – stwierdziła smutno.
– Ja
to uczyniłem, swoim zachowaniem. Powinienem być spokojniejszy.
Przede wszystkim łagodniejszy, zważywszy na fakt, że jesteś
bardzo młoda.
– Za
surowo siebie oceniasz, przecież przyjąłeś odmowę.
– Groźbę
jednak wypowiedziałem.
– Tak…
to fakt. – Usiadła Hektorowi na kolanach i musnęła jeden z
kącików jego ust. – Nie biczuj się sam. Czasu nie cofniesz,
wypowiedzianych słów nie zatrzymasz. Dla mnie ważniejsze są czyny
nie słowa. Zagroziłeś, że weźmiesz mnie siłą, ale nie wziąłeś.
– Wystraszyłem
cię. Cyntio, ja nie chcę byś ty się mnie bała, nigdy.
Dziewczyna
sunęła palcem wskazującym od czubka głowy Hektora, pomiędzy
brwiami, między oczami, aż po nosie, do zakończenia brody.
– Spotkałam
się kiedyś z opinią, że żona powinna się bać męża.
– Co
za bzdura. – Uśmiechnął się z niedowierzaniem. – Bać gniewu
męża, co najwyżej. Ale męża? Niemożliwe. – Podniósł ją
trzymając jedną rękę pod jej pośladkami. Druga bezwiednie mu
wisiała wzdłuż ciała, ale tylko chwilę, bo zaczął nią gładzić
jej włosy.
Cyntia
musiała mocno się trzymać karku swojego męża, by nie spaść.
– Minął
już cały zły nastrój? – upewniała się.
– Raczej
tak.
– Przypominasz
mi mojego ojca.
Hektor
się zachłysnął, a Cyntia się roześmiała. Rzucił ją na łóżko
i zawisnął nad nią, siląc się jednocześnie na powagę.
– Dlaczego
przypominam twojego ojca?
– Bo
także nosił mnie na rękach i obchodził się ze mną jak z
jajkiem. Matka tak mówiła. Mówiła też, że mnie rozbestwi, a
potem przysporzę przyszłemu mężowi samych kłopotów –
pochwaliła się pani Montenegro de Rodrigez.
Hektor
pobłażliwie się uśmiechał.
– Oby
słowa twojej matki nie okazały się prorocze. Żona powinna być
pociechą dla męża, a nie frasunkiem.
– Obiecuję
się postarać. – Cmoknęła szybko jego usta.
– Ty
masz się nie starać, tylko tak ma być – wycedził przez zęby z
udawaną złością.
– A
jak tak nie będzie, to co będziesz mógł na to poradzić? –
zakpiła zarzucając ręce na jego kark. Po chwili jednak je stamtąd
zabrała. Zaczynała się rozluźniać i nie czuła już tej gęstej
atmosfery, jaka wczoraj wytworzyła się między nimi.
– Sprawię
solidne lanie – uprzedził. – I nie żartuję – dodał.
Cyntia
nie zawierzyła jego słowom, roześmiała się.
– Nie
uderzysz kobiety, sam o tym wspominałeś.
– Mężowskie
prawo mi pozwala, poza tym dać klapsa w tyłek, to żadne bicie –
wybronił się.
– Tak,
tak, oczywiście. – Cyntia stała się bardziej śmiała, sprawiła,
by Hektor położył się na plecach, a sama usiadła na nim
okrakiem. Bawiła się jego włosami na klatce piersiowej. –
Spóźniona noc poślubna? – zapytała.
Pokiwał
na głową na tak.
– Jestem
cały twój. Rób co zechcesz.
– Nie
wiem od czego zacząć – przyznała, czerwieniąc się.
– Śmiało
– zachęcił z pobłażliwym uśmiechem, ale było w tym uśmiechu
nieco wyższości i ironii.
– Teraz
mnie onieśmielasz – poskarżyła się.
– Cyntio,
ciii. – Znów ułożył usta w ten zabawny dzióbek. – Nie
przejmuj się niczym, daj mi swoją dłoń.
Poprowadził
jej smukłą rączkę pierw do swojej klatki piersiowej, potem
delikatnie sunął ku dołowi. Czuła pod sobą jak jego męskość
się unosi i sztywnieje. Wypuścił jej dłoń i uniósł własne,
rozkładając palce możliwie jak najszerzej. Zrozumiała go bez słów
i splotła swoje dłonie z jego. Przyciągnął ją szybko i
brutalnie do siebie. Wystraszyła się, jęknęła. Wypuścił jej
dłonie, by móc ją objąć. Jej twarz znajdowała się centymetry
od jego. Patrzyli sobie w oczy i ta chwila mogłaby być magiczna,
gdyby na myślach Cyntii nie pojawiła się niezabliźniona rana o
imieniu William. Hektor nie zauważył, że żona się
zamyśliła, przerzucił ją na bok i znalazł się nad nią.
Wszystko czynił szybko, ale za razem niezwykle delikatnie.
– Jesteś
nieprzewidywalny – poskarżyła się ze śmiechem, gdy już
ponownie powróciła do rzeczywistości. Ze wszystkich sił starała
się odgonić od siebie wspomnienie Willa, jego delikatność, jego
pieszczoty, jego brak takich nieprzewidywalnych odruchów jak u
Hektora.
– Przynajmniej
nie będziesz mogła się żalić na nudę.
Cyntia
rozwarła uda, chcąc wpuścić go do środka, ale nie wszedł w nią
od razu. Pierw uderzył dłonią w okolice jednego z pośladków.
– Ała!
– krzyknęła uskarżycielsko.
– To
za twoje żarty odnośnie przysięgi małżeńskiej. Kto to widział,
by kobieta nie chciała przysięgać mężowi posłuszeństwa. Czy
mam sądzić, że zamierzasz mi być nieposłuszna? – Chwycił za
jej biodra i pociągnął w dół, by położyła się niżej.
– Mam
sądzić, że jesteś kłamcą?
Hektor
spojrzał na nią pytająco, przestał się uśmiechać.
– Uderzyłeś
mnie, a mówiłeś, że nigdy w życiu nie uderzysz kobiety –
wyjaśniła.
– To
nie było uderzenie, to był raptem klapsik.
– Bolał
całkiem jak uderzenie.
Hektor
lekko się roześmiał. Musnął wargami jedną z piersi żony, potem
rozsupłał koronki na dekolcie, by dotrzeć do drugiej.
– Uderzenie?
Toż to ledwo muśnięcie dłoni było. – Pocałował drugą z jej
piersi, następnie dekolt, gdzie jego zarost łaskotał ją po szyi.
Zaśmiała
się.
– Cieszę
się, że się ze mną zgadzasz.
– Wcale
się z tobą nie zgadzam.
– Ale
się śmiejesz.
– Bo
drapiesz.
– Tak,
naprawdę? – zapytał patrząc jej w oczy. – Niemożliwe. –
Cmoknął w okolice jej wojowniczo wysuniętego podbródka. – To
jak to będzie z tym twoim posłuszeństwem? – zapytał poważnie.
– Uznałam,
że jest to tak oczywiste, że muszę być tobie posłuszna, że nie
czułam potrzeby, by to przysięgać. W końcu, po co przysięgać
coś, co jest rzeczą naturalną?
– Kłamiesz
– rozszyfrował ją. – Ale dobrze, skoro tak chcesz. – Położył
swoje dłonie nad jej biodrami, tuż pod żebrami i załaskotał.
Cyntia
zgięła się w pół i próbowała wyrwać.
– Zamierzasz
być niegrzeczna? – zapytał, przestając na moment.
– Może
trochę – droczyła się z nim dalej.
– Spróbujemy
jeszcze raz – powiedział jakby sam do siebie i załaskotał
ponownie.
Dziewczyna
nie mogła już powstrzymać śmiechu.
– Będziesz
grzeczna? – zapytał, nie przerywając. Nie doczekał się
odpowiedzi więc łaskotał i dopytywał dalej.
– Dobrze,
Hektor! Przestań. Będę grzeczna!
Dopiero
słysząc ostatnie słowa zaprzestał. Oboje byli zmęczeni i
zgrzani, jakby przebiegli maraton.
– Ciężko
cię utrzymać – przyznał.
– Ciężko
cię zrzucić.
– Męża
chcesz zrzucać? Jest pani okropna, pani Rodrigez. – Splótł swoje
dłonie z jej dłońmi. – Za pół godziny wyruszamy w naszą
podróż poślubną, a musimy przed wyjazdem jeszcze coś zjeść.
– Trzeba
się spieszyć? – zapytała smutno.
– Tak.
Na szczęście jesteśmy już spakowani.
– Ja
też?
– Tak,
ty też. Nie mów już tyle, potem porozmawiamy, w samochodzie. –
Wsunął swój język między lekko rozwarte wargi żony.
– A
co jest pod przykryciem? – dopytywała, wychylając się bokiem i
zerkając na zastawiony stół.
– Weźmiemy
z sobą do samochodu.
– A
nie wystygnie? – dopytywała.
– Zapewniam,
że nie.
Hektor
nie dał już Cyntii powiedzieć ani słowa, obcałował ją całą i
sprawił, by poczuła go w sobie możliwie jak najlżej, bez
zbędnego, bolesnego rozciągania. Średnio mu się to udało, bo
jednak musieli się nieco spieszyć, ale potem nadrobił zaległości
i sprawił, że ukochanej było naprawdę przyjemnie.
Kiedy
Cyntia się ubierała, Hektor zszedł do służby. Odnalazł Suzanę
siedzącą przy stole i szydełkującą.
– Violetta
wróciła? – zapytał.
– Nie,
jeszcze nie. Zaczynam się martwić. Tym bardziej, że wiem, że
będziemy musieli opuścić pański dom. Nie wiemy dokąd mielibyśmy
się udać.
– Nie
martw się tym. Możecie zostać ile tylko to będzie konieczne, a
konieczne będzie dopóki wasza matka się nie odnajdzie. Przejmiesz
jej etat ochmistrzyni, wiem, że się jej przyglądałaś.
– A
co z Gracjanem?
– Miej
na niego oko. Pod moją nieobecność wszystkim zarządza Julia
Brown. Do zobaczenia za miesiąc.
– Przyjemnej
podróży poślubnej – powiedziała dziewczyna już do jego pleców.
Odwrócił
się.
– Znaczy
panu życzę… – dodała z zakłopotaniem, pod wpływem jego
specyficznego spojrzenia, które przyprawiało ją o ciarki na
plecach, zupełnie jak za dawnych lat.
– Dziękuję
– odrzekł z delikatnym uśmiechem.
Hektor
wrócił po Cyntię do pokoju, posłużył jej ramieniem. Bez słowa
i z lekkim uśmiechem pozwoliła mu się prowadzić.
– Nasze
jedzenie – przypomniała.
– A,
tak, zapomniałbym. – Wrócił się, by wziął przykryty półmisek
z sobą do samochodu.
Kiedy
tylko Cyntia zasiadła w wygodnym siedzeniu obitym skórą, mężczyzna
położył na jej kolanach półmisek z pokrywką, a sam udał się
na przód samochodu, by pokręcić korbką.
– Kanapki?
– zdziwiła się dziewczyna, podglądając co jest pod przykryciem.
– Tak,
kanapki – odpowiedział zasiadając za kierownicą i wycofując. –
Mogłabyś mnie nakarmić, bo prowadzę? – zapytał z lekkim
uśmiechem.
– Oczywiście,
a mogłabym też poprowadzić? – Wsunęła mu ćwierć kanapeczki
do ust.
Hektor
najpierw przemielił i przełknął, a potem spojrzał na Cyntię i
zastanawiał się czy na pewno jej na to pozwolić.
– Tak,
ale na prostej drodze, ta jest pełna nierówności i jest jeszcze
odrobinę zaśnieżona – wyjaśnił.
Cieszę się, że rozbudowany został ten fragment z wyimaginowanym alkoholem, bo wcześniej było tak jakby Hektor ja olał i sobie poszedł. A tu po mimo, że był trochę zły to jednak nie zostawił jej samej i się o nią zatroszczył. A takie zachowanie jest własnie w jego stylu, on może być wściekły, ale i tak na pierwszym miejscu stawia zdrowie i bezpieczeństwo Cyntii.
OdpowiedzUsuńNie bardzo rozumiem Julie najpierw pomaga się pozbyć Willa i pcha Cynte w jego ramiona, a potem próbuje ją zniechęcić do ślubu z nim. Ich ślub był strasznie zabawny i noc poślubne przynajmniej kolejnego dnia też.
Ten ksiądz chyba rzeczywiście Cyntii nie lubił tak się jej czepiał,niedobry.
OdpowiedzUsuńJa nie wiem co Hektor zrobił tej pokojówce i jak ona zginęła ale może on jakimś sadystą jest jak Christian Grey tylko na razie przed Cyntią to ukrywa.
Mógłby pożyczyć tą kasę Bastkowi na spłatę długów przecież Bastian mu pomógł w potrzebie.
Nie wiem jak Cyntia może tak Hektora usprawiedliwiać,przecież jej groził,żeją weźmie siłą.Fakt nie zrobił tego ale kto wie co przyniesie przyszłość.
Fragment z wyimaginowanym alkoholem mi się podoba. Hektor wykazał się troską mimo swojej złości. Udowodnił, że to jak się czuje Cyntia stawia na pierwszym miejscu.
OdpowiedzUsuńScena pod kościołem przed chrzcinami Edwarda jest świetna. Hektor taki zasmucony, że musi malca przekazać Cyntii. Julia mówiąc, że Hektor będzie wspaniałym ojcem miała całkowitą rację. Marsel to będzie jego oczko w głowie.
Oczywiście najlepszy moment to ślub Cyntii i Hektora. Uśmiałam się strasznie. Bastian miał rację na takim ślubie nie można się nudzić. Ksiądz to chyba ich na długo zapamięta.
Rozbudowany fragment dotyczący sytuacji z ''chorobą'' Cyntii, że niby się upiła pokazał Hektora z dobrej strony, no trochę skarcił za nieumiarkowanie w piciu, ale pokazał,że się o nią troszczy, przygotował herbatkę, poczytał książeczkę, nic tylko troskliwy narzeczony.
OdpowiedzUsuńŚlub przezabawny, Bastuś miał rację, że na takiej ceremonii to nie sposób się nudzić, same atrakcje, ale chyba faktycznie ksiądz był jakiś uprzedzony, bo tylko się czepiał Cyntii.
Nawet jakby Cyntia przesadziła z alkoholem to nie musiał robić tak wielkiej sprawy z tego, przecież on sam nie raz wypił o wiele za dużo. Wiem, że to facet, a kobiecie nie wypada, w szczególności w tamtych czasach no ale nie musiał robić awantury. Poza tym jaki on jest naiwny, żeby nie rozróżnić trzeźwej od pijanej :/
OdpowiedzUsuńNie popieram wtrącania się w czyjeś związki więc Julia powinna zająć się swoją rodziną, a nie ingerować w sprawy Hektora i Cyntii.
Marta i Julian nie odpuszczą i do końca będą starali się aby wyszło jak najlepiej dla nich, a raczej dla ich majątku.
Wydawało mi się, że Hektor lubi dzieci, nieważne z jakiej rodziny pochodzą i dziwię się, że ma problem z zaakceptowaniem w domu Gracjana. Trochę to przykre, bo miałam o nim lepsze zdanie.
Zdecydowanie nie powinien Hektor pić. Wieczory kawalerskie jak widać nigdy dobrze się nie kończą. Nie wiem co dokładnie zrobił tej służącej, ale już po reakcji Gracjana mogę się domyślić, że było to coś najgorszego. Wydaje mi się też, że może ktoś jeszcze brał w tym udział, no bo skoro był tak pijany to raczej nie byłby w stanie ukryć zwłok. Poza tym ciekawi mnie też jaki dokument zabrała jedna z pań trudniących się w najstarszym zawodzie świata.
Wsparcie jakie okazał Bastian Hektorowi pokazuje go w pozytywnym świetle, ale nie wiem czy ta lojalność nie ma nic wspólnego z pieniędzmi jakie chciałby od niego pożyczyć. I mimo, że Bastiana polubiłam to do końca mu nie ufam.
Scena z ukrywającym się Bastianem przed teściową, moment przed chrztem Edwarda i ślub Cyntii i Hektora rewelacja. Chyba nie ma osoby która nie uśmiechałaby się do ekranu komputera :)
Ślub, haha.
OdpowiedzUsuńHektor tu pokazał że zależy mu na Cyntii, podobają mi się relacje między nimi, nie są złe, rozmawiają, śmieją się, gorzej jak inni zaczną w ten związek się mieszkać, szczególnie Marta.
Bastian na początku wydawał się dupkiem, ale się zmienił polubiłam go.
Ślub tych dwojga rewelacja fragment poprawił mi humor z rana super:-) jak się nie kłócą i na siebie nie krzyczą fajna z nich para może to małżeństwo ma szszans być szczęśliwe:-). Zastanawia wie zniknięcie tej kobiety , Gracjan raczej widział przez uchylone drzwi co tam się stało a rano jakoś dziwnie zareagował na Hektora coś mi się zdaje , że wrocimy do tej sparwy w dalszych częściach.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem momentu, kiedy Hektor budzi się cały w krwi. Zabił Violettę? Przyjęłam do wiadomości już chyba wszystko o Hektorze, ale powoli zaczyna mnie przerażać, co się nigdy wcześniej nie zdarzało. Chyba nie powinien za dużo pić.
OdpowiedzUsuńWymówka Cyntii dot. złego samopoczucia i jej zachowanie w każdej konfrontacji z Hektorem są po prostu żałosne. Sama już nie wiem jakie robi na mnie wrażenie, ale odczuwam coraz większą niechęć do tej kobiety. Julka ma całkowitą rację mówiąc, że nie powinna tak na wszystko narzeczonemu pozwalać. Mam wrażenie, że przed ślubem wszystko słodko, pięknie, po ślubie wyjdzie szydło z worka. No i ta ciąża... Przecież Hektor nie jest głupi, na litość boską, co oni wszyscy sobie wyobrażają! Marta miała dość przebiegły pomysł, może by uchroniła córkę przed konsekwencjami, jeżeli jej kłamstwo wyszłoby na jaw. Ale oczywiście, Martin musiał wszystko zepsuć - ktoś zawsze musi.
Patrząc na komentarze to chyba tylko mnie jakoś ślub nie zachwycił... Zachowanie Cyntii moim zdaniem nie było na miejscu. Każda kobieta chciałaby, aby ślub był idealny, powiedzieć przysięgę, pocałować się czule - każda modli się w duchu z kołaczącym sercem, aby wszystko wyglądało jak należy. Czego ja się w sumie spodziewałam? No i nieszczęsna noc poślubna... Może coś przeoczyłam, może ona ma jakiś powód, ale to udawanie cnotki doprowadza mnie do szału.
Ciekawe co stało się z Violettą. Wydaje mi się, że Hektor jej nie zabił. Kto przywiązałby go wtedy do łóżka…? Trochę nie rozumiem również czemu Gracjan nie powiedział Susanie, co widział. Może być w szoku, no ale Susana pewnie się martwi, pyta. Wie, że on spał w pokoju jej i mamy, więc musi domyślać się, że do czegoś doszło. Sama nie wiem. Mam nadzieję, że wkrótce to wyjaśnisz.
OdpowiedzUsuńBłędy, które wolę wypisywać, żebyś poprawił, skoro i tak je widzę, poniżej :)
Hektor głupio się czuje.
czuję
Zrobiła łyk mięty i przez chwile poczuła się lepiej.
chwilę
Czuje się nieswojo
Czuję
usiłowała powstrzymać śmich, ale nie potrafiła.
śmiech
będzie w stanie poprowadzić restauracje
restaurację
Zastanawiałeś się kto poprowadzi restauracje
restaurację
odpowiedział zapinając koszule.
koszulę
a w zamian za każdą dobrą inwestycje
inwestycję
Na dodatek chce mieć wpływ na jego relacje z Cyntią
chcę, relację
i rzuciła mu się na szyje.
szyję
Zapewnię, także transport.
Bez przecinka
Masz racje, przepraszam.
rację
nie dowierzał obrazowi jaki maił przed sobą
miał
oznajmił ostrym tonem i skrzyżował ręce na piersci.
piersi
Warunki twoje pracy tutaj były jasno wyznaczone.
twojej
Ja potrzebuje służącej, a moja żona pokojówki
potrzebuję
Dziękuje, niestety jestem zarę
Dziękuję
Miał racje, bo choć w życiu dużo pił
rację
Kobieta zaczęła rozpinać jego koszule do końca
koszulę
a chłód rozchodzący się po gardle sprawił, że na chwile otrzeźwiał.
chwilę
Chwycił za ramie kobiety mocno i brutalnie
ramię
Dziękuje, że mi pomagasz
Dziękuję
Hektor wyrzucił zakrwawione pościele, swoją koszule
koszulę
Przypilnuje by nikt nie zbliżał się do samochodu
Przypilnuję
Cyntia na chwile przerwała.
chwilę
Nie i zakończ dyskusje
dyskusję
Cyntia przebudziły wargi Hektora
Cyntię
ale tylko chwile, bo zaczął gładzić jej włosy.
chwilę
I nie żartuje – dodał.
żartuję
ale za razem niezwykle delikatnie.
zarazem
dopytywała zerkając przez jego ramie na zastawiony stół.
ramię
udał się na przód samochodu by pokręcić korbką.
naprzód
Nietypowa była ta przysięga. Dziwię się, że Hektor nie wkurzył się porządnie na Cyntię, w końcu powinien to być najważniejszy dzień w ich życiu i wszystko powinno pójść idealnie. To, że on przerwał, to tak źle wcale nie wyszło, zaciął się ze zdenerwowania i przeprosił. Ale ona zrobiła sobie jaja z przysięgi. Niby jest młoda, ale jej zachowanie było po prostu nieodpowiednie i Hektor powinien jest to porządniej wypomnieć.
Polubiłam bardzo Bastiana, choć nie pochwalam jego ciągotek do kobiet, hazardu i nadmiernego alkoholu. Jest barwną postacią i rzeczywiście jakby sprzymierzeńcem Hektora. Cieszę się, że martwi się o Cyntię, powinien mieć oko na młoda parę.
Bardzo fajny rozdział. Czekam na kolejny.
amandiolabadeo.blogspot.com
Nie rozumiem dlaczego Hektor się tak oburzył, że Cyntia wypiła alkohol. Czy ona ma sie pytać o pozwolenie?
OdpowiedzUsuńMam co do niego mieszane odczucia. Jest jakiś taki bipolarny najpierw sie złości a zaraz potem uśmiecha. Milo, że chociaż jest w stanie pójść na ustępstwo żonie.
Niedobra jest ta matka Cyntii żeby planować tak ubezwłasnowolnić Hektora. Myślałam, że chociaż spróbuje go tak na trzeźwo oszukać ale żeby go upijać po to aby podpisał umowę. Tylko cos mi się zdaje, że nawet jesli podpisał tą umowę to Hektor sie tak szybko nie da i pokaze im kto tu rządzi.
Zawiódł mnie troche Hektor po tym jak wrócił tawerny ja mam jednak nadzieję, że ani nie zdradził Cynti ani tej kobiety nie zabił, chociaż zachowanie jej syna mówi co innego.
Na miejscu Cyntii byłabym zachwiana emocjonalnie. Najpierw grozi jej gwałtem a potem jest dla niej milusi i przeprasza.
Chociaż ślub mieli uroczy i aż sama chciałabym być jego świadkiem. Mam nadzieje, że uda im sie podróż poślubna.
Hehe. Naprawdę jak dzieci xD Chodzi mi o to ich zachowanie (:
OdpowiedzUsuńCoraz częściej mam wrażenie, że Cyntia mogłaby tak na serio kochać Hektora. Tak to bynajmniej wygada. Choć może tak świetnie udaje? Sama nie wiem. Wygląda to prawdziwie.
Heh. Czyli Julie po części wygadała, gdzie zabiera Cyntię Hector na podróż poślubną. Paryż... Odpowiednie miejsce, a ja sobie kiedyś obiecałam, że tam pojadę. Nie wiem czemu, ale to miasto skradło moje serce xD
O jejku. To naprawdę musiało wygadać komicznie, jak składali sobie przysięgę małżeńską. W sumie to dziwię się, że Cynyi z tym zwlekała ;)
Maggie
Cyntia i Hektor wzięli ślub wcześniej. Może poród będzie w takim czasie że Hektor się nie domyśli, że Cyntia była w ciąży przed ślubem.
OdpowiedzUsuńA ciąże na razie udaje jej się dobrze ukrywać. Tylko ciekawe jak to będzie jak ciąża będzie widoczna.
Będę czytać dalej.
Tak długo czekałam na ich ślub! No dobra, tylko dziewięć rozdziałów.
OdpowiedzUsuńHektor coraz bardziej mnie przeraża. Mam nadzieje, że Cyntia wie, w co się wpakowała.
Haha XD karmienie kanapką wielkiego faceta XD
OdpowiedzUsuńDobra. Moja opinia może być trochę chaotyczna, bo najpierw w skupieniu czytałam pierwszą część i mnożyło mi się wiele myśli w głowie, a potem musiałam przerwać i resztę czytało mi się bardzo lekko i jakoś dziwnie, jakbym oglądała przyjemny serial. Ale mniejsza z tym.
"Dwa dni później Hektor wpadł do pokoju Cyntii zmartwiony. Zastał ją na łóżku zwijającą się z bólu.
– Co ty tutaj…
– Bastian – odpowiedział zanim w ogóle padło pytanie. – Co się dzieje? – zapytał siadając na łóżku przy swojej narzeczonej.
– Nic takiego, niepotrzebnie… – wtrąciła się pani Brown." - Musiałam zwrócić uwagę na ten fragment, ponieważ zauważyłam, że czasem, gdy jakiś Twój bohater gdzieś wchodzi to nie wiadomo kto właściwie się tam znajduje. Lepiej byłoby, żebyś od razu napisał, że była tam zarówno Julia i Cyntia, bo gdy Julia wyrasta dopiero po chwili znikąd jak grzyb, to robi się chaos.
Hektor to straszny hipokryta, najpierw robi awanturę (według mnie z niczego, bo co, nie można już się napić?) o picie winka przez Cyntię, a później chleje bez umiaru i jeszcze sypia z jakąś panią! No jak on tak może? Przynajmniej w tym rozdziale był milszy i łagodniejszy, a Cyntia momentami przejawiała swoją lepszą stronę. Agresja w łóżku, pobita(?) Violetta, no, no. Ciekawe czy przywiązała go do łóżka, bo podobało jej się sado-maso, czy żeby go jakoś powstrzymać. A i podobało mi się jak opisywałeś wrażenia po upiciu Hektora, mało, ale zawsze coś :) Szkoda mi tylko tego chłopca, który widział seks. Może mu się to odbić na psychice. Jeszcze jeśli widział jak Hektor ją leje, to już w ogóle! Będzie miał zryty beret, bo takich rzeczy jako dziecko się nie zapomina. Chyba, że podświadomość to wypycha, ale i tak zawsze pozostaje jakiś ślad.
Julia jest fałszywa i na razie tyle mogę o niej powiedzieć. Nie wiem po czyjej stronie stoi, raz odradza Cyntii Hektora, innym razem pomaga Hektorowi... I jest wredna dla męża.
Ślub i podróż poślubna były miłą odskocznią od wiecznych sprzeczek, chociaż oczywiście w całym rozdziale nie mogło ich zabraknąć :D Ksiądź wymiatał, hehe. "– Państwo naprawdę chcą się pobrać? – spytał." To samo przyszło mi na myśl XD
Cyntia mówi, że to, że się wstydzi nagości to jej wina. No kurde no, ta parka to jakiś dramat. Jak Hektor rządzi, to Cyntia jest słabym lizusem, a jak Cyntia tupie nóżką, to Hektor jest od razu "pod pantoflem". A czy oni nie wiedzą, że istnieje coś takiego jak wzajemny szacunek i że nie trzeba tak wszystkiego dzielić na czarne i białe? Gdy Cyntia się nie zgadza, to Hektor od razu reaguje agresją, czasem tylko próbuje złagodzić sytuację i wtedy przypomina normalnego. A gdy Hektor się nie zgadza, Cyntia krzyczy, płacze, przeprasza, nie wiadomo co jeszcze. Za to końcówka właśnie mi się podobała, bo zachowywali się wreszcie w miarę normalnie, z większym szacunkiem. Ale Cyntia i tak jest głupia i tylko prowokuje swoim zachowaniem. Gdybym była Hektorem to bym ją chętnie zlała za zachowywanie się jak dziecko na ślubie. Chociaż przysięga też była jakaś dziwna... "Posłuszeństwo mężowi"? Serio? A jak powie, żeby skoczyła z dachu, to też będzie posłuszna, bo tak przysięgła?
Kurczę, zapomniałam co jeszcze chciałam napisać. Na pewno to, że znów czytało mi się bardzo lekko i że ten rozdział miał w sobie więcej słodyczy i podobał mi się. Oczywiście szkoda, że nie rozbudowałeś, nie opisałeś szerzej wszystkich tych znaczących sytuacji, wesela na przykład... to mogłoby być bardzo ciekawe. Ale już się do tego przyzwyczaiłam i nie ma sensu pisać tego pod każdym rozdziałem, i tak nadrabiam.
czytam dalej
Przypominam, że powieść osadzona jest na początku XX wieku i wtedy w kościele katolickim podczas zaślubin kobieta przysięgała mężowi posłuszeństwo, a on jej opiekę (tak więc skok z dachu odpada, tu bardziej chodziło o to, że to mężczyzna miał ostatnie słowo w domu, bo kobieta z góry uznawana była przez kościół za bardziej grzeszną przez Ewe co to jabłko... i za to została obarczona bólem miesiączkowym i rodzeniem dzieci w bólu - biblia tak mówi).
UsuńCyntia i Hektor to ludzie z krwi i kości i oboje mają trudne charaktery, tak więc się przepychają, toczą walkę o władze, o ostatnie słowo. On ma cholernie dominujący charakter, a ona nie ma posłusznego, bo w dzieciństwie jak tupnęła nogą, tak tatuś czynił - takie przyzwyczajenia w ludziach po prostu zostają i myślą, że tak można z każdym potem. Nie wiem czy kiedykolwiek spotkałaś na swojej drodze kobietę z syndromem księżniczki (mówię kolokwialnie, bo nie wiem czy miała taki syndrom, ale jej zachowanie mówiło samo za siebie i ja miałem wątpliwą przyjemność spotkać taką osobę). Takie osoby są urocze, dziewczęce (co sama zauważyła,s że Cyntia nie jest w pełni dojrzała), ale też cholernie irytujące, a Cyntia w tym wszystkim jest jeszcze delikatna i w głębi duszy dobra. Myślę, że można ją pokochać, ale też że nie łatwo jest z taką wytrzymać bez kłótni i sporów.
Szybko się to potoczyło. Chyba zbyt szybko dla Cynti, bo biedna nawet nie miała szansy się zawahać.
OdpowiedzUsuńJulia, chociaż już jej nie lubię ze względu na poprzedni rozdział, teraz zdołała mi zaimponować. Jeżeli jakakolwiek kobieta miałaby w sobie siłę sprzeciwić się sadystycznym i apodyktycznym zapędom Hektora to chyba tylko ona. Podobało mi się to, że się postawiła, ale szkoda, że Cyntia wyraźnie utożsamiła się w roli uległej ofiary. Nie do końca rozumiem jej rozumowanie, bo to, co chce zrobić szybko może przerosnąć jej możliwości. To takie balastowanie na cieniutkiej nitce. To ciągłe uspokajanie agresji Hektora z czasem może ją przytłoczyć i wydać się niemożliwe do spełnienia. Kiedyś może powinąć się jej noga.
Czyli jednak moja teoria dotycząca tego, że Cyntia nie jest córką Marty wzięła w łeb. Bo jednak jest. Niby mówi, że Cyntia była kłopotliwym dzieckiem, ale na czym miałoby to polegać. I to też nie tłumaczy tej jej nienawiści względem własnego dziecka.
Późniejsze wydarzenia chyba zostawię bez komentarza, bo Hektor nieźle narozrabiał. Najpierw wściekł się o wyimaginowane picie alkoholu przez Cyntie, a potem nie zachował się wcale lepiej. Trochę niepokoi mnie nieobecność tej pokojówki. Czyżby miała stać się kolejną ofiarą na liście tego psychopaty? Oby nie, ale zachowanie chłopca pokazuje dobitnie, że została ona skrzywdzona. Pytanie tylko czy żyje...
No i już po ślubie. Ceremonia należała do zabawnych i beztroskich, ale wydaje mi się, że teraz w życiu tej młodej kobiety ta beztroska będzie gościła coraz rzadziej. Obym się myliła!
Powiem szczerze, że nie spodziewałam się takich zaślubin.
OdpowiedzUsuńMało tego, rodzice Cyntii okazali się tchórzami i po prostu postąpili najłatwiej - nie walczyli, bo po co, nie? Lepiej samemu mieć święty spokój i krótko mówiąc olać córkę... I to jak lodowatym moczem! A fe!
Błąd: "Dzień, w którym odbył się chrzest Marsela był kolejnym szczęśliwie spędzonym dniem dla całej rodziny. Była cudowna uczta, ciekawi i kulturalni goście, oraz punkt programu – towarzyski, nie chcący zasnąć i przekazywany sobie z rąk do rąk mały Edward. Wszyscy czekali niemal do północy aż malec skusi się na dłuższy sen by oni mogli syto wypić jego zdrowie i wstąpienie do wiary katolickiej." - nadal chyba chodzi o Edwarda, a nie Marsela? :)
Nie wierzę, że Hektor lubi seks sado-maso... Co za typ. Poza tym, już zdążył zdradzić Cyntię...
Nie będzie mieć ona z nim miodu.
Cyntia to bardzo naiwna i taka dobra dziewczyna. Wiadomo, chciała się ratować z tą ciążą, no to go wrobiła... Ale kara już ją dosięgła - ma go za męża.
Nie pozbędzie się go tak łatwo.
Rodrigez to nie żołnierzyk, który wykonuje rozkazy. To demon - czuję to!
Pozdrawiam :)
Bastian, Bastian, Bastian… Wiem, że się powtarzam, ale ja naprawdę lubię tego gościa, no! :D
OdpowiedzUsuńUśmiałam się przy tych pijackich staraniach Hektora i Bastka. Zaręczony, oświadczony – wszystko jedno, tak naprawdę nadal znaczy to tyle samo, co "ma kłopoty" XD
"Zamarzniesz, zmarzniesz, zimno ci będzie" – od dzisiaj moje motto.
Jeśliby się głębiej zastanowić, to zamiłowanie Hektora do ostrych zabaw jest całkiem logiczne. Wszak reakcje prostytutek podczas jednej z jego wizyt w burdelu musiały być czymś spowodowane. I nawet jeśliby to były tylko plotki, to skądś musiały się wziąć.
Violetta. Ja Cię przepraszam. I to bardzo, bardzo mocno. Ale jak napisałeś Violetta, na dodatek przez "V", i wspomniałeś o tym, że ona ma duży biust, to ja nie zdołałam pohamować wyobraźni i od dzisiaj dla mnie ta kobieta jest postacią animowaną. O taką _ [KLIK] XD
Bardzo przebiegła ta kobieta. Jej losów jestem ciekawa. Może nieźle namieszać w małżeństwie państwa Rodrigezów, nie ma co.
A Hektor zdradził. Pijany, niepijany – jako kobieta nie widzę w tym czynnika usprawiedliwiającego, niestety. Zdrajca to zdrajca, a zdrajców się kastruje i wiesza na palach. XD
Znowu ta Cyntia. Ja już jej nie chcę ubliżać czy cokolwiek, ale to zachowanie przy ołtarzu było co najmniej… dziecinne? Jeśli miało rozbawić, to trochę nie wyszło. No chyba że Bastiana, ten się śmieje niemal w każdej sytuacji xD
Po przerwie wracam.
Hagiri
Rozmowy Międzymiastowe
Ulicznice
Kurczę, naprawdę się cieszę, ze przyszło mi żyć w takich a nie innych czasach. Gdyby mi facet robił wymówki, ze wypiłam z kuzynką wino to bym go chyba śmiechem zabiła. Ale rozumiem, ze wtedy było inaczej i dlatego staram się wpasować w klimat życia w XX wieku.
OdpowiedzUsuńWymówka może faktycznie nie była trafiona, ale ciężko jest wymyślić coś mądrego na poczekaniu!
Kurczę ten fragment w tawernie trochę mnie zaskoczył, te dwie ladacznice, i ta złożona kartka papieru, wyczuwam tu jakiś podstęp Marty, mam rację? Prawda? No i kolejne pytanie co się stało z Violettą? Gdzie ona zaginęła? Coraz wiecej niejasności, jestem pewna, że kolejne rozdziały trochę nam wyjaśnią, ale niestety brak czasu nie pozwala mi na dłużej przysiąść do tej historii.
Ślub? Ojej nawet przy ołtarzu były spory, a zachowanie Cyntii trochę dziwne. Wydawała mi się bardzie opanowana.
Poza tym jedyną osobą w tym opowiadaniu, którą darzę bezgranicznym uwielbieniem jest Bastek, taki nieporadny, przestraszony, boi się teściowej jak diabeł święconej wody. Lubię go, naprawdę go lubię, bez żadnego "ale" :)
Ciekawe jak minie im podróż poślubna?
http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/
Pozdrawiam serdecznie :*
Oczywiście bardzo mnie cieszy, to, że czytasz świadomie i masz pojęcie o tym, że początek XX wieku, to nie nasze czasy, i że wtedy życie trochę inaczej wyglądało. Jednak osobiście wydaje mi się, że ludzie się nie zmieniają, zmienia się tylko tło, moda, technika idzie do przodu, a ludzie ciągle są tacy sami. To, że Hektor robił Cyntii wymówki, to już sprawa jego charakteru, nie wydaje mi się by każdy narzeczony taki był, nawet w tamtych czasach. U Hektora wychodzi na prowadzenie ta nadmierna troska i nadopiekuńczość, dlatego jak widział, iż Cyntia źle się czuje, to... no to wyszło jak wyszło.
UsuńA dziwisz się tej scenie przy ołtarzu? Ty byś chciała mężczyźnie przysięgać posłuszeństwo? Jak mojej żonie zadałem takie pytanie, to myślałem właśnie, że mnie śmiechem zabije xD Oczywiście w tamtych czasach też nie chodziło o ślepe posłuszeństwo, typu "skacz z mostu", a ta bezmyślnie skacze. Bardziej o to, że to mężczyzna był głową rodziny, panem domu i panem kobiety, ostatnie słowo należało do niego i u Rodrigezów na tym etapie jeszcze nastąpi niejedno spięcie.
Cyntia opanowana? Nie, ona wcale nie jest opanowana. Ona nie dojrzała do opanowania i ciąża, hormony, nerwy - to wszystko też robi swoje.
Bastian cię jeszcze nie raz zaskoczy i wydaje mi się, że pozytywnie. On nie jest takim nieporadnym pijaczkiem, to bardzo inteligentny facet. Przy tworzeniu postaci Bastka przypomniał mi się pewien chłopak, taki co zawalił kilka lat gimnazjum, pomimo tego, że był w stanie nawet maturę z matematyki zdać w wieku 14 lat. Dlaczego? Bo był takim właśnie indywiduum. Bastek ma jego charakter, on gdzieś tam mnie zainspirował na tę postać. Dlatego powstał człowiek, po którym nikt się już niczego więcej nie spodziewa, jest sympatycznym pijaczkiem i super, a w rzeczywistości to przebiegły, sprytny, inteligentny mężczyzna, tylko po prostu na pierwszy rzut oka tego nie widać bo jego wady skutecznie przysłaniają zalety.
Tak, karteczka należała do Marty i Hektor właśnie oddał jej cały majątek w zamian za córkę ;-)
Podróż poślubna minie im zadziwiająco dobrze, bez większych spięć. Problemy pojawią się, gdy wrócą do domu. Podróż poślubną też sobie trochę przedłużą... trochę bardzo, bo z miesiąca miodowego, zrobi się pół roku.
Też ostatnio mam problemy z czasem i tak sobie powolutku wszystkich nadrabiam... bardzo powolutku, ale chyba ważne, że jestem, a nie że spóźniony, czy coś. Zresztą nie ma sensu czytać na czas i byle by być na bieżąco. Chodzi o to by po prostu czytać i przy tym myśleć, wysuwać wnioski.
Pozdrawiam.
Fajny fragment z tym alkoholem chociaż myślałam że bardziej ją ochrzani.Chocią widać że mu zależy na Cynti.
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział za mną. Dosyć czasu minęło od poprzedniego, ale staram nie zrażać się tym, jak spore przerwy robię w czytaniu, tylko trzymać kciuki za kolejną chwilę czasu na nadrabianie.
OdpowiedzUsuńDo rzeczy: Oba śluby za nami, a nawet chrzciny! Nie ma co, impreza goniła imprezę, gdyby tylko Cynthia wychodziła za mąż za kogoś innego, nie miałabym nic przeciwko temu. Przyznaję, że zastanawia mnie, co też stało się z Violettą i będzie mnie to jeszcze długi czas zapewne gryzło. Obawiam się tego, do czego zdolny jest Hektor, mimo, że zazwyczaj wydaje się być dobrym człowiekiem. Jest jednak zbyt porywczy. No i te jego odwiedziny tawerny. W zasadzie w tym momencie powinnam zgromić też dziewczynę. Na cóż to ona go wysyłała na picie? Przez to powstały tylko nowe problemy. Ciekawe, kiedy też ona się o nich dowie.
Ta historia jest niezwykle intrygująca. Bardzo podoba mi się to, że te rozdziały są tak długie. Tyle się dzieje w jednym, że człowiek mimowolnie zanika w świecie, w którym znajdują się jego bohaterowie. Mam nadzieję, że z czasem uda mi się w końcu wszystko po nadrabiać. Tymczasem pozdrawiam! :)
Jeju wiem że zawaliłam i ogromnie Cię za to przepraszam. Ale hej, już(dopiero) 10 rozdział, co znaczy, że już ćwierć opowiadania za mną! Teraz chyba naprawdę zacznie się prawdziwa akcja. Hektor i Cyntia są już po ślubie - btw taki ślub to mistrzostwo świata - więc nie mogę się doczekać, jak wyglądać będzie ich wspólne życie. Na pewno będzie ciekawie.
OdpowiedzUsuńA co z Violettą? Szczerze, nie mam pojęcia, ale pewne podejrzenia nie dają mi spokoju. Cóż, spokojnie sobie poczekam na dalszy rozwój wydarzeń:)
L x
Zastanawia mnie dlaczego Bastek poinformował Hektora o stanie Cyntii? Przecież wie, że jest w ciąży, to nie kryje jej tak, jak Julia. Czyżby to był przejaw lojalności wobec przyjaciela? Być może, kiedyś w końcu ta ich zażyłość zacząć się musiała.
OdpowiedzUsuńCo do reakcji Hektora na rzekome picie Cyntii – spodziewałam się z jego strony więcej, awanturki na całego, może nawet szarpania. Cieszę się jednak, że podszedł do tego nieco pobłażliwie – w końcu Cyntia jest młoda. Hektor, jako dojrzały mężczyzna, powinien młodość zrozumieć i zrozumiał – co i powiedz mi, jak ja mam go tak nie uwielbiać? :)
W mojej sympatii utwierdził mnie fakt, że później był dla niej taki ciepły i czuły – czytał jej nawet na dobranoc. No przecież na takiego faceta, to by się nawet pogniewać nie szło.
Nie idzie się gniewać, dlatego mu to picie wybaczę i skupię się na Amandzie, którą przez ten rozdział całkiem polubiłam(pomijając jej zawód). Jest szczera i bezpośrednia, ale ma też głowę na karku i to w niej polubiłam. Nic dziwnego, że Hektor dalej utrzymuje z nią kontakt, bo to naprawdę fajna babka.
Mały Hektorek jest jeszcze bardziej kochany i uroczy, niż ten dorosły. No i jaki ekonomiczny, nigdy jeść nie woła :) Dlaczego ta mamusia na taki skarb się denerwowała, to ja pojęcia nie mam.
Wracając do Hektorkowego podejścia do picia alkoholu przez Cyntię, to jest nie do końca sprawiedliwy. Jednakże wiem, że to się tylko i wyłącznie z troski wywodzi, więc jestem mu w stanie wybaczyć, chociaż pewnie bym się z nim najpierw poprzegadywała, że za bardzo się rządzi i w związku ma by sprawiedliwość, a nie tam jakieś, Ty możesz, ja nie.
Już to mówiłam i powtórzę się, że Julia chyba zapomina, dlaczego Cyntia właściwie za Hektora wychodzi. Zgodzę się z tym, że mąż rządzić się nie może i traktować żony z góry, ale Cyntia, moim zdaniem, teraz, to powinna siedzieć cicho, jeśli nie chce zostać sama z brzuchem. Hektor nie jest głupi, przecież jeden nieprzemyślany ruch Cyntii i wszystko może dać w łeb, a to nie tego chce dziewczyna.
Nie rozumiem ludzi jak Marta, którzy są w stanie szkodzić własnym dzieciom i ich miłościom. Zaczynam myśleć, że jedyne, co liczy się dla tej kobiety w życiu, to kasa i opinia ludzi.
Hektorek tak uległ Cyntii z tortem, że sama byłam zdziwiona. Ale to pewnie dlatego, że faceci nie zwracają jakiejś specjalnej uwagi na szczegóły, typu czy tort będzie biały, czy różowy… Ja się tutaj zgadzam z Hektorem, że tort, to powinien być na ślubie biały, ewentualnie dodatki mieć w kolorze. Ale Cyntia jest młodziutka, więc ma zupełnie inny pogląd.
Przy scenie z Violettą i Gracjanem zrobiło mi się przykro, że Hektor tak ich potraktował. Rozumiem zdenerwowanie tym, że kobieta go oszukała, jednak nie musiał być tak ostry i bezwzględny przede wszystkim.
Mówiłam już, że lubię duet obu panów, jednak tutaj Bastian mnie denerwował swoim „po ślubie to już mogę”. Gdyby mój mąż mnie zdradził, to nie chciałabym być w jego skórze, bo co ja agresywna nie jestem, to wtedy bym go chyba…
Nie wiem co Hektor zrobił Violettcie, ale trochę mnie tym przeraził. Ale mimo dramaturgii sytuacji, muszę też zwrócić uwagę na to, że Hektor z Bastkiem są coraz bliżej, co mnie cieszy, bo ja ich naprawdę lubię i jestem ciekawa, jak ta nie do końca czysta przyjaźń będzie wyglądała.
Uśmiałam się na ślubie. Już myślałam, że ich ten ksiądz pogoni albo że Hektor ją za włosy wytarga, taki był zirytowany. Biedna Cyntia, teraz nie będzie miała już wyjścia, w końcu przed Bogiem posłuszeństwo ślubowała. Ale ja się jej tam nie dziwie, też bym miała problem z obiecaniem czegoś takiego – przecież to niemożliwe :)
Noc poślubną mieli kiepską, ale liczę, że w miesiąc miodowy sobie odbiją. A nóż zobaczę na nim w końcu prawdziwie beztroskiego Hektora?
Dziękuję za bardzo pozytywny komentarz u mnie - udało mi się już na niego odpowiedzieć :)
OdpowiedzUsuńRozdziały u Ciebie postaram się nadrobić jak najszybciej gdy będę miał wolną chwilę :)
truelifebydamien.blogspot.com
No nie powiem, ten rozdział dostarczył całe mnóstwo emocji i rozrywki :-)
OdpowiedzUsuńkurde, Cyntia jednak jest rodzoną córka Marty? No tak, skoro ta rodziła ją przez osiem godzin... To dlaczego ja myślałam wcześniej, że ona może nie być jej dzieckiem??? Pewnie wszystko lepiej bym ogarniała, gdybym częściej się tu pojawiała, a nie raz na... nie wiem ile, ale rzadko tu wpadam :-/ Mam nadzieje, że teraz to się zmieni.
Co, u diabła, stało się z Violettą? I dlaczego Hektor aż tak upił się podczas wypadu z Bastianem do tawerny? Marta miała w tym swój przyczynek, bo przecież się tam pojawiła. Co ona znów kombinowała? Ta kobieta działa mi na nerwy, ale bez niej nic nie byłoby takie samo. Dzięki niej wiecznie są jakieś intrygi.
Ślub Cyntii i Hektora przebił wszystko. Ja się pytam, jak to w tamtych czasach mogło przejść? Takie, można powiedzieć, wygłupy przed ołtarzem? Cóż, to, że ksiądz jako musiał to przetrzymać, to pewnie tylko zasługa nazwiska. Chodzi mi o to, że ślub brały osoby znaczące, a nie zwykli wieśniacy czy coś.
Potem cudowna noc poślubna, która trochę przeciągnęła się w czasie. Wtedy to trzeba było mieć anielską cierpliwość do tych wszystkich wstążeczek, falbanek, koronek, halek i Bóg wie jeszcze czego, by wreszcie panna młoda mogła uwolnić się z sukienki. W sumie to chyba każda kobieta, bo te normalne stroje też były bardziej skomplikowane, nie tak jak dziś, prawie wszystko wyłożone jak na tacy ;-)
Ciekawe czy podróż poślubna okaże się być bardzo udanym wyjazdem. Ja bym się bała wyjeżdżać z dala od bliskich ludzi z facetem pokroju Hektora. Teraz, gdy jest już mężem Cyntii, może dosłownie wszystko.
Pozdrawiam!
Witam. Czytam to opowiadanie, ale nie przepadam za komentowanie – wytrąca mnie to z rytmu i ogólnie odbiera przyjemność czytania, więc po prostu będę komentować „co jakiś czas”.
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że lubię Cynthię. Jest młoda i czasami zachowuje się naiwnie, ale jednocześnie stara się być odpowiedzialna, jest czuła, urocza i zabawna. W dodatku dba o dobro przyszłego dziecka, szukając dla niego ojca – szkoda tylko, że wybór padł akurat na Hektora. Może to trochę utarty motyw, ale ujęła mnie jej historia o niespełnionej miłości i żal mi tego, że nie może być z Wiliamem. Myślę, że koniec końców Julian wolałby widzieć Cynthię z nim niż z Rodrigezem.
Hektora znielubiłam już od samego początku – odkąd znalazł Cynthię w swojej piwnicy. Czułam, że jest z nim coś nie tak i właściwie każdy kolejny rozdział przekonuje mnie, że moje przeczucie było właściwe. Nie przekonują mnie żadne jego zalety – troska, prawość i te inne – są totalnie zdominowane przez jego wybuchowość i agresję. Odbieram go trochę jako takiego hipokrytę – nigdy nie uderzyłby kobiety, a jednak. Niby na początku krytykował Bastiana, a sam jest pijakiem. Jest bezczelny i właściwie mam przeczucie, że właściwie to przede wszystkim troszczy się o siebie samego. Zabił kobietę, którą niby kochał? Ta, jasne. I staram się brać poprawkę, że to jednak „inne czasy”, ale myślę, że nawet jak na tamten okres Hektor jest… tyranem. Sam ten fragment o „upiciu się” Cynthi. Rozumiem, że „damie nie przystoi”, ale jednak sam Hektor przyznał, że nie ma nic przeciwko picia z kuzynką, co właśnie „miało miejsce”. A więc z czym ma problem? Czasem mam wrażenie, że wścieka się dla samego wściekania, byle tylko pokazać swoją wyższość. Od tej pory mogę jedynie trzymać kciuki, że Cynthii w jakiś sposób uda się wyrwać spod jego ręki.
Polubiłam Bastiana – może i jest alkoholikiem i hazardzistą, ale przynajmniej w przeciwieństwie do Hektora nie jest zakłamany. Od początku było wiadomo, dlaczego wchodzi do tej rodziny, czego oczekuje i jakie ma przyzwyczajenia. Poza tym pokazał, że troszczy się nie tylko o siebie, a jego sceny są zabawne :) I właściwie lubię też Martę Montenegro – nie tak całkiem, ale jednak.
Zupełnie się tym nie przejmuj i komentuj co jakiś czas, tak jak wolisz. Nie ma obowiązku komentowania pod każdym rozdziałem.
UsuńCyntia, a nie Cynthia. Ona też nie jest jednoznaczną postacią. Nie jest do końca taka dobra i niewinna. Zapewniam cię, że pokaże jeszcze różki.
A gdzie on uderzył kobietę? W łóżku? To mu się będzie zdarzać.
Tak, tak, Hektor ma dużo wad - jest bezczelny, bywa arogancki, jest władczy (to nie zawsze wada), dominujący. Jednak opieprzył Cyntię, bo musiał, by gdyby słuchy doszły do Marty Montenegro, to nie wyszedł na buca co nie panuje nad własną żoną i na wszystko jej pozwala. Ona ma chcieć wydać ją za niego za mąż, uważać za odpowiedniego opiekuna dla swojej córki. Takie były czasy - mężczyzna miał się opiekować kobietą
Bastiana też lubię. Każdą jego kwestię, każde zachowanie, ale i on spoliczkuje żonę. Dojdziesz do tego momentu, to może zmienisz o nim zdanie.
Marta to postać, która jest taka jaka być musi. Równie przebiegła co Hektor, momentami tak wredna, że aż zabawna przy tym. Nie mam w planach jej bliskiej metamorfozy.
Pozdrawiam.