Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem – Rozdział 8: Okres burz i wichrów
Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek
Za
oknami zaczęło się ściemniać. Restauracje jak i korytarze domu
państwa Montenegro zaczęło oświetlać skąpe światło świec.
Julia potknęła się i przeklęła własną matkę.
Po
cholerę kazała oszczędzać, po to by się człowiek zabił we
własnym domu, na własnym dywanie? – zapytała w myślach,
przypominając sobie, że to, by zapalać tylko dwie z pięciu świec
umiejscowionych na każdym kinkiecie było pomysłem Marty. Jak na
złość za zakrętem wpadła właśnie na nią.
– Widziałaś
Hektora? – zapytała pośpiesznie.
– Tak,
właśnie odjechał. – Kobieta wyminęła córkę, po chwili jednak
zawróciła. – Oddaj przyszłemu mężowi. – Podała Julii
marynarkę Bastiana.
– Dziękuje,
ale dokąd on pojechał?
– Do
siebie. – Kobieta szła dalej, bardzo szybko przebierając nogami i
pomimo, że Julka nie mogła za nią nadążyć ani myślała
zwalniać czy się zatrzymywać. – Wrócił tam gdzie jego miejsce
– burknęła.
– Ale,
matko, co ty wygadujesz?
Kobieta
w końcu przystanęła i spojrzała córce w twarz. Miała zagniewaną
minę i zmarszczone czoło.
– Wiedz
jedno, jeśli Rodrigez zostanie mężem twojej siostry, a ja się do
tego przyczynię, to nie zrobię tego z własnej woli.
– Ale
stało się coś? – dopytywała zdezorientowana.
– Więcej
niż myślisz. On jest nieobliczalny, nienormalny, na dodatek dąży
do celu po trupach.
– Czyli
macie kilka cech wspólnych. – Julia uśmiechnęła się.
Matka
rzuciła jej zagniewane spojrzenie.
– Wszystko
byłoby w porządku, gdyby on nie chciał leźć po mym własnym i
osobistym trupie! – warknęła, chwyciła brzegi bordowej sukni w
dłonie i pośpiesznie weszła na schody. Idąc po nich stąpała
głośno, niczym maszerujący żołnierz.
Cyntia
dalej siedziała przy łóżku z podkulonymi pod brodę kolanami. W
takim stanie zastała ją Julia i dlatego wybiegła na poszukiwanie
Hektora, ale jak się okazało, całkiem bezskutecznie. Julia wróciła
więc do pokoju, by obudzić Bastiana. Chciała pomóc siostrze, ale
też trochę zrobić na złość swojej rodzicielce.
– Jeśli
ona przegoniła Hektora, to my sprowadzimy go z powrotem –
powiedziała pewnie i dumnie w stronę swojego leżącego i na nowo
przymykającego oczy męża. – Nie zasypiaj! – wrzasnęła na
niego i strzeliła w twarz. – Wstawaj, bo ci poprawie! –
zagroziła.
Mężczyzna
uniósł się na łokciach, był wyraźnie rozkojarzony, bo
postanowił zrobić użytek z wina pozostawionego na komodzie przez
Hektora.
– Prosiłam
byś nie pił – zaczęła z pretensją przyszła pani Brown.
– Ale
to wino było tylko, wino to nie alkohol, przecie. – Bastian
uklęknął na łóżku i objął przyszłą żonę od tyłu zaraz po
tym, gdy ta usiadła, wyraźnie miał ochotę na jakieś igraszki, bo
jego spierzchnięte usta błądziły w okolicy młodej i aksamitnej,
długiej szyi.
– Śmierdzisz
alkoholem – oznajmiła, gdy jej przyszły mąż dotarł do ucha i
zaczął zataczać na nim okręgi własnym językiem.
– Winem
– poprawił.
Kobieta
przymknęła oczy i otrząsnęła się z dotyku narzeczonego,
zdradzając tym swoje zdenerwowanie.
– No
ale Julcia, ja się tak staram. Cały dzień spędziłem z Edwardem,
musiałem wypić, bo inaczej to bym chyba…
– Zamknij
się i słuchaj. – Wstała i zaczęła tłumaczyć Bastianowi co ma
zrobić, a kiedy wszystko już dokładnie wyjaśniła zapytała –
zrozumiałeś wszystko?
– Przecież
nie jestem głupi – odpowiedział. – Zajmę się tym jutro. –
Położył się ponownie do łóżka i odwrócił tyłem do żony.
– Teraz!
– warknęła.
– Ale
Julcia, dlaczego. Ja jestem taki zmęczony.
– Jesteś
pijany, nie zmęczony!
– Nie
jestem pijany – zaprzeczył.
– To
nie jesteś też zmęczony.
– No
dobrze, skoro tak mówisz. – Wstał z łóżka i zaczął ubierać
spodnie, bo koszule miał nadal na sobie. Wiedział, że Julia jest
kobietą, która gdyby tylko mogła i nie miała innego wyjścia, to
oddałaby za niego własne życie. Jednak wiedział też, że jak się
zdenerwuje, to potrafi być groźniejsza od własnej matki, a Marty
Montenegro bał się tak, jak diabeł boi się święconej wody.
– Bastian,
na miłość boską, szybciej.
Brown
przyśpieszył. Niecałe osiem minut i był gotowy do wyjścia.
Wrócił się jednak spod samych drzwi po marynarkę przewieszoną
przez ramę łóżka.
– To
na szczęście – wyjaśnił żonie, przełknął głośno ślinę w
obawie, że będzie krzyczeć i pośpiesznie wyszedł z pokoju zanim
zdążyła coś powiedzieć.
Bastian
nie mógł nigdzie znaleźć szofera ani samochodu. Nie mógł
wiedzieć, że ojciec z Martinem pojechali knuć przeciw Hektorowi w
nieco oddalone i zaciszne miejsce. Ojciec z synem wiedzieli bowiem,
że ściany w ich domu za często miewają uszy. Bastian chwile
zastanawiał się co uczynić. Nie chciał iść na piechotę, ale
bał się też powrócić do zmartwionej i przejętej przyszłej żony
bez jakichkolwiek efektów, dlatego wziął rower. Po kilkunastu
metrach, jak tylko drogi stały się bardziej nierówne, na dodatek
zaśnieżone, uznał, że liczenie na dwuślad nie było najlepszym
pomysłem. Nie miał siły pchać roweru, pozostawił więc go przy
drzewie i poszedł dalej na dwóch dolnych kończynach.
Szedł
i szedł, i szedł, tym ciemnym, nieoświetlonym lasem, bez
jakiejkolwiek lampy, czy nawet świecy. Usłyszał szmery za plecami,
przestał iść, zaczął biec.
Cholera,
cholera, że też zawsze się dam w coś takiego wpakować! –
krzyczał sam do siebie i biegł coraz szybciej.
Kiedy
dopadł do furtki kamienicy Rodrigeza, zaczął nią potrząsać.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że tę furtkę można
zwyczajnie obejść. Pośpiesznie więc ją obszedł i dopadł do
drzwi. Szukał w ciemnościach kołatki, nie znalazł. Kopnął więc
w drewno.
– Ajć,
niebezpieczne jesteście. – Pogroził palcem w stronę drzwi. W
końcu uderzył pięścią. – Ajć po dwakroć.
Hektor
otworzył, ubrany w satynową piżamę w bordowym kolorze i granatowy
szlafrok. Pierwsze co się rzuciło w oczy Bastianowi to duże guziki
piżamy, a dopiero potem światło w przedpokoju.
– Jasność,
dzięki Bogu jasność. – Wbiegł do środka.
Hektor
za pomocą wzroku, zmierzył Browna od stóp do głów, doskonale
zdając sobie sprawę z tego, iż musiało to wyglądać niezwykle
niegrzecznie. Nie przejmował się tym. Zamknął za blondynem drzwi
i zamrugał dwukrotnie z niedowierzaniem i lekką irytacją.
– Co
cię sprowadza w nocy, w moje skromne progi? – zapytał wprost
zaspanym głosem, bo jak sądził, bez konkretnego pytania, Bastian
nie będzie w stanie udzielić konkretnej odpowiedzi.
– Widziałem
biedniejsze progi. – Blondyn zorientował się, że Hektor patrzy
na niego jakby mu nie dowierzał. – Poważnie, nawet nie wyobrażasz
sobie w jakich norach mieszkają dziwki.
– Oszczędź
mi szczegółów, por favor. – Hektor uniósł dwie dłonie
wewnętrzną stroną ku Bastianowi, uczynił to na wysokość klatki
piersiowej, jakby w geście pokoju.
– No
dobrze, skoro tak sobie życzysz. – Bastek zdjął z głowy czapkę
i zaczął ją ściskać oraz miętolić w dłoniach, czym okazywał
swoje iście wielkie zdenerwowanie, niczym mały chłopiec, który
nie może wymyślić dobrej wymówki swego haniebnego czynu, czy też
odpowiedniego usprawiedliwienia zwykłej nieobecności na lekcjach
szkolnych.
– Ty
chyba zmarzłeś – wywnioskował Rodrigez.
– A
tak, faktycznie, nawet nie zauważyłem tak się spieszyłem. –
Brown dostrzegł oświetlony salon, a w nim pokaźny barek. –
Można? Pewnie, że można, nie krępuj się – sam sobie
odpowiedział na zadane pytanie i ruszył napełnić szklaneczkę.
Wypił jednym chlustem i wyraźnie się rozluźnił, więc szybko
uczynił to samo z drugą szklanką, a potem z trzecią, następnie z
kolejną.
– Przyjechałeś
się upić? Masz tremę przedślubną?
– Nie,
tak i nie. I chyba tak. Nie ważne to zresztą. Ja po ciebie, do
ciebie, przez las pognałem.
– Do
mnie, po mnie, po lesie. Wybacz, ale choć nie mam problemów z
słuchem, to albo czegoś niedosłyszałem, albo jestem za głupi, by
cię zrozumieć. – Hektor wkroczył do pokoju i zasiadł w fotelu.
Powrócił do poprzedniego zajęcia, jakim było czytanie gazety,
czym jednocześnie okazał swojemu gościowi czystą ignorancję.
– No
bo Cyntia… – zaczął Bastian.
Hektor
od razu, niczym oparzony w zadek, zerwał się na równe nogi.
– Co
z Cyntią!? – zapytał nad wyraz głośno, po czym doskoczył do
Bastiana. – Mów, że co z nią!? – Potrząsnął blondynem,
chwilę po chwyceniu za jego ubrania.
– Żyje
– wyszeptał Brown przelękniony. Wyszarpnął swoją szczęśliwą
marynarkę, którą miał na sobie, z łapsk Rodrigeza.
– Ale
co jej się stało? – Hektor był tak zmartwiony, że aż krople
potu wstąpiły na jego czoło i spływały po nosie oraz policzkach.
– Nic.
– Człowieku,
bo ja za moment nie wytrzymam i obiję ci gębę! Co z nią!? Po coś
tu przyszedł!?
– No
bo ona tak płakała strasznie i… Nie bij mnie! Bo ja to wcale nie
chciałem tu przychodzić, bo byłem zmęczony, ale Julia uznała, że
pijany. Wolałem przybiec tutaj niż się kłócić, o to czy wino
jest alkoholem, czy też nie…
– Bastian,
szybciej. – Mężczyzna wykonał ruch dłonią znaczący streszczaj
się.
– Cyntia
płacze i jest zrozpaczona. Jak to mówił mój dziadziuś, a potem
ojciec, czym się strułeś, tym się lecz. Z tego
powiedzenia, by wynikało, że chyba tylko ty możesz sprawić, by
nie była Cyntia taka smutna i to miałem ci przekazać.
– Bardzo
płacze?
– Tak,
mówiła do Julii zostaw mnie, chcę być sama. Według Julki
nie powinna być teraz sama.
– Jedziemy
– zadecydował Hektor i pobiegł na górę, gdzie szybko się
przebrał, następnie chwycił za wcześniej czytaną gazetę i
skierował do wyjścia.
– Poczekaj
na mnie! – zawołał Bastian biorąc z sobą jedną karafkę i
szklankę. – Zawsze piję, gdy się denerwuję – wyjaśnił.
Hektor
czekał aż mężczyzna wyjdzie za próg, by zamknąć za nimi drzwi.
– Jeśliby
zawierzać twojej teorii, to nigdy nie bywasz spokojny.
– Ależ
bywam, wtedy też pije, tyle, że spokojniej.
Brunet
lekko się zaśmiał z tego pokracznego wyjaśnienia i zasiadł na
miejscu kierowcy. Czekał, aż Bastian siądzie. Ten jednak stał
przed drzwiami i dawał do zrozumienia, że brakuje mu rąk, by
otworzyć sobie samemu. Hektor więc wysiadł, otworzył przed
Brownem drzwi i poczekał aż blondyn zajmie miejsce, choć w
rzeczywistości od wewnątrz roznosiła go ochota, by zostawić
Bastiana samego sobie, na tym mrozie.
– Dziękuję
bardzo – usłyszał w odpowiedzi, gdy mężczyzna zajął miejsce.
Oczywiście zaraz po tym napełnił szklankę i wypił do dna.
Kiedy
panowie dotarli na plac posiadłości państwa Montenegro, Julia już
na nich czekała.
– Co
tak długo? – zapytała, otwierając drzwi po stronie Bastiana.
– Przybyłem
najszybciej jak mogłem – odpowiedział Hektor i wysiadł. –
Czekaj, pomogę ci z nim – zaoferował i szarpnął Browna za
ramie, by ten wysiadł z samochodu.
– Piliście?
– Tylko
on – odpowiedział.
– Bo
tylko ja jestem bofaterem – bełkotał blondyn.
Hektor
przewiesił jego lewą dłoń przez swój kark, chwycił mocno i
uznał, że da radę go dowlec na samą górę.
– Na
samą nie musisz, pierwsze piętro wystarczy.
– Masz
racje, na strychu niebezpiecznie. W końcu, im wyżej człowiek się
wespnie, tym silniejsze uderzenie o dno, gdy już spadnie.
– Ale
za to duzej się spata – wybełkotał pijany.
Hektor
się uśmiechnął.
– W
pokoiku na strychu też często bywa twa matka, a twa teściowa. Jest
chyba jeszcze bardziej niebezpieczna, niż upadek z wysokości.
– Jestem
skora przyznać ci racje, przyszły szwagrze – przytaknęła Julia.
Rodrigez
starał się wnosić Browna jak najciszej, ale oczywiście służba
musiała usłyszeć i wyjść na korytarz, by z niego móc zerkać na
to co się stało, w przeciwnym razie nie mieliby o czym plotkować.
– Won
mi stąd! – warknął niemiło Hektor w kierunku trzech pokojówek,
które tak kukały zza filaru, że udało mu się je dojrzeć.
– Przepraszamy
pana. – Jedna z nich się nawet skłoniła.
Rodrigez
spojrzał jej w oczy, były ładne, kojarzyły mu się z kwietniową
zielenią. Kąciki jego ust, jakby mimowolnie, uniosły się ku
górze. Podobały mu się kobiety i chyba w każdej potrafił
dostrzec jakiś atut, i zaletę. Za młodu lubił też flirtować, po
latach ograniczał się już tylko do płatnej lub wręcz narzucanej
na niego, przypadkowej rozkoszy. Wiedział, że po ślubie będzie
musiał z tego zrezygnować. Był zbyt prawy i odpowiedzialny pod tym
względem, by zdradzać żonę. Wcześniej obawiał się, że nie
będzie w stanie dochować wierności jednej kobiecie, zwłaszcza po
tym, gdy tak długi czas, bez obawy o piekło po śmierci, jego dusza
hulała na prawo i lewo. Teraz, po ostatniej wizycie w Lagunie
był pewny siebie i tego, że nawet będąc z chętną kobietą tak
blisko, dotykając ją, i pieszcząc, będzie potrafił pozostawać
obojętny na jej wdzięki, i zachować się jak należy, jak na
przyzwoitego mężczyznę przystało.
Hektor
rzucił Bastiana na łóżko. Podszedł do kołyski i zerknął na
Edwarda. Mały spał i ssał kciuk. Hektor sięgnął po jego rączkę,
i wyjął cały pomarszczony paluszek z buzi niemowlaka.
– Dasz
sobie sama z nim radę? – zapytał.
– Oczywiście,
że dam sobie z nimi dwoma radę. Codziennie to robię.
Hektor
rzucił jej miłe, choć zasmucone spojrzenie, z delikatnym uśmiechem
współczucia wymalowanym na ustach.
– Pójdę
do Cyntii.
– Hektor!
– krzykiem zatrzymała mężczyznę, którego dłoń już zaciskała
się na pozłacanej klamce.
– Tak
Julio?
– Pamiętasz
co mi obiecywałeś?
Wiedział
o co może jej chodzić, więc pokornie spuścił głowę.
– Pamiętasz,
a więc weź pod uwagę, że ona jest bardzo młoda. Ma prawo być
jeszcze niedojrzała i...
– I
to znaczy, że mam się z nią obchodzić jak z jajkiem? – zapytał
gniewnym tonem.
– To
znaczy, że masz być delikatny… spokojny...
– Postaram
się – uciął szybko tym sposobem dyskusję i spuścił klamkę ku
dołowi.
– Dowiedz
się jak najszybciej, czego dotyczyła rozmowa moich rodziców.
– Dowiem
– zapewnił. – Obiecałem ci już, że to sprawdzę. Dobrej nocy
wam życzę.
– A
ja wam spokojnej. – Julka zamknęła pokój na klucz, zaraz po tym,
gdy Rodrigez go opuścił.
Hektor
delikatnie zapukał do drzwi sypialni Cyntii.
– Chcę
być sama – usłyszał w odpowiedzi.
Nacisnął
więc na klamkę. Na jego szczęście, drzwi nie były zamknięte na
klucz, ale nie otworzył ich ostentacyjnie.
– Cyntio,
to ja – powiedział delikatnie, wiedząc, że wiele ryzykuje, bo
przecież kobieta mogłaby wcale nie chcieć go oglądać.
Jak
wielkim zaskoczeniem było dla niego, gdy drzwi szeroko się
otworzyły, a w efekcie tego klamka dosłownie została wyszarpnięta
z jego dłoni. Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać.
Cyntia dosłownie wybiegła mu na przywitanie, rzuciła się na jego
szyje i pocałowała w policzek.
– Myślałam,
że nigdy nie przyjdziesz, że jesteś na mnie zły, bo pojechałeś
sobie – wytłumaczyła stojąc przed nim niczym mała dziewczynka.
Hektor
wykonał dwa kroki na przód, zmuszając ją tym samym, by nieco się
cofnęła. Przestąpił próg i zamknął delikatnie za sobą drzwi.
– Cyntio,
ja tylko wróciłem do domu, to normalne, bo przecież nie tutaj
mieszkam.
– Nie
pożegnałeś się – zrzuciła winę na jego barki.
– Tak,
nie pożegnałem. Przepraszam za to, bo powinienem, ale wzywały mnie
ważne sprawy. – Kręcąc gazetą w dłoni, minął Cyntie i usiadł
w fotelu, tuż przy łóżku.
– Powinnam
cię przeprosić – zaczęła. – Nie ważne kto zaczął, czy ty,
czy mój ojciec. To sprawa między wami i Julia wyjaśniła mi, że
nie powinnam była się do tego wtrącać, bo wy się potem
pogodzicie, a ja wyjdę na histeryczkę. – Cyntia sama otulała się
ramionami i przechadzała powoli po pokoju.
Brunet
wyciągnął dłoń po dziewczynę.
– Chodź
tu do mnie. – Chwycił za jej rękę, nieopacznie za to zasinione
miejsce.
Cyntia
aż się skuliła i syknęła z bólu, a Hektor w chwilę stał się
delikatniejszy.
– Pokaż,
proszę. – wyszeptał i poprowadził ją w swoją stronę.
Oczom
Rodrigeza ukazał się opuchnięty nadgarstek i spore zasinienie.
Przybliżył swoje usta do tego miejsca, delikatnie musnął.
– Przepraszam
– rzekł cichutko, ale pewnie zarazem.
Cyntia
wykonała krok w jego kierunku. Teraz znajdowali się tak blisko
siebie, że niemal stykali się kolanami.
– Nie
powinnam była cię policzkować. Gdybym tego nie zrobiła, to ty byś
nigdy mnie tak nie potraktował. Wiem o tym, Hektorze.
– Ciii.
– Jego usta ułożyły się w taki kształt, że twarz Cyntii z
tego powodu się rozpromieniła.
Hektor
ponownie wyciągnął po nią dłoń i naprowadził na swoje kolana.
Usiadła na jednym z nich, oparła się prawym bokiem o męską,
twardą pierś, a głowę położyła na szerokim ramieniu.
– Spokojnie
– wyszeptał, pogłaskał ją po miękkich włosach i złożył
pocałunek, wplatając go w te brązowo-blond kosmyki. – Jak na
kogoś, kto nie znosi przemocy, to całkiem sprawnie się nią
posługujesz – zażartował, by rozładować nieco atmosferę.
– Przestań
– odparła nieco zawstydzona. – Obiecuję, że nigdy więcej się
tak nie zachowam. Nigdy więcej cię nie uderzę – zapewniła.
– Mam
taką nadzieję, bo nie pozwolę się policzkować. I za te
podnoszenie na mnie rąk, to powinnaś dostać porządnie po… –
Uderzył zwiniętą gazetą w okolicę jej uda i pośladka. –
Porządnie – powtórzył.
– Hektor
– jęknęła zawstydzona.
– Czerwienisz
się – zauważył. – Zdradzę ci coś w tajemnicy, ale masz nigdy
tego nie wykorzystać na moją niekorzyść, zgoda?
Przytaknęła
ruchem głowy i słodkim, radosnym ehe. Potem ponownie
położyła swoją głowę na muskularnym ramieniu.
– Zasłużyłem
sobie. Choć nie powinnaś mnie bić, to muszę ci przyznać rację.
I wiedz, że gdybyś wymierzyła mi jeden policzek, a potem usiadła
i na spokojnie porozmawiała, to nie zareagowałbym tak jak
zareagowałem. Jednak ty zachowałaś się jak typowa kobieta.
Cyntia
ponownie się zarumieniła.
– Czyli
jak? – zapytała.
– Pozwoliłem
tobie na jeden, to już cię gnało do drugiego – odpowiedział
poważnym, nieco ostrym tonem.
– Przeprosiłam
– przypomniała, a drobinki łez zatrzymały się w jej oczach.
– Wiem,
już się tym nie martw. Po prostu, nigdy więcej tego nie rób.
– Hektor,
to był odruch.
– Cyntio,
ja cię nie chcę strofować ani ganić. Chcę tylko zapytać, co by
się stało, gdybym ja miał odruch oddawania?
– Nie
byłoby Cyntii – odrzekła tak uroczo, że nie mógł się zachować
inaczej, jak tylko bardziej przygarnąć ją do siebie za pomocą
jednego ramienia, otulić drugim i powtórzyć nie byłoby Cyntii,
po czym pocałować w jej gładkie czoło.
Dziewczyna
położyła lewą dłoń na zarośniętym policzku i nakierowała
twarz przyszłego męża w taki sposób, by móc go pocałować.
Hektor posłusznie rozwarł wargi, a gdy pocałunek zaczął stawać
się bardziej intensywny, zaangażował się na tyle, by przejąć
nad nim panowanie. Wstał z fotela, trzymając Cyntie w objęciach.
Czuła jego jedną dłoń pod swoim ramieniem, a drugą pod lewym
udem. Nogi bezwiednie jej wisiały, pomachała nimi, zrzucając buty.
Hektor okręcił się wokół własnej osi, a potem położył
narzeczoną na środek łóżka. Zawisnął nad nią i całował
namiętnie, jakby stracił kontrolę i poczucie czasu. Zaczął od
szyi, po przez dekolt, by ponownie powrócić do ust.
– Zapięcie
jest z tyłu –warknęła, trzymając jego dolną wargę między
zębami.
– Odwrócić
się – polecił ledwie słyszalnym szeptem.
Po
tej nocy spędzonej wspólnie, bez żadnych zahamowań i powstrzymań,
oboje doszli do wniosku, że ich ślub musi odbyć się znacznie
wcześniej niż z początku planowali. Hektor nie chciał, by
ewentualne dziecko urodziło się bękartem albo, by Cyntia szła do
ołtarza z widocznym brzuchem.
– Jutro
podczas bankietu z okazji zaślubin twojej siostry, wykorzystamy
fakt, że będzie cała twoja rodzina i zaprosimy ich osobiście
podczas jednego z toastów.
– Uważasz,
że to grzeczne?
– Bardziej
niegrzeczne byłoby wysłać im telegramy z informacją odnośnie
naszych zaślubin. Postaramy się uczynić to w taki sposób, by
nikogo tym nie urazić.
– Ale
nie mamy daty – przypomniała z uśmiechem radości i okręciła
się na brzuch, łokcie podparła na poduszce i zaczęła bawić się
pierścionkiem zaręczynowym, kręcąc nim we wszystkich kierunkach.
– Mamy,
datę oświadczyn. Zawsze możemy w tym dniu zorganizować wesele.
– Tort
zamówiliśmy różowy.
– To
zamówimy drugi, a ten damy służbie. Czyżbyś zmieniła zdanie?
Już nie chcesz za mnie wyjść? – zapytał, kładąc dłoń na jej
plecach i korzystając z okazji, że ramiączko jej halki nieco się
opuściło, złożył szybkie muśnięcie na nagiej łopatce.
– Chcę,
oczywiście, że chcę. – Odwróciła twarz w stronę przyszłego
męża i pozwoliła, by skradł jeden pocałunek.
– To
skąd tyle wątpliwości? – dopytywał.
– Boję
się, że możemy ze wszystkim nie zdążyć.
– Zdążymy.
Odłożę wszystkie inne sprawy na bok. Przełożę wszystko w
terminie na dalsze tory. Nasz ślub będzie najpiękniejszy i jest
najważniejszy dla mnie. Pojutrze zajmiemy się przygotowaniami –
postanowił.
Cyntia
uśmiechnęła się, przygryzając swoją dolną wargę. Hektor
uśmiechnął się szerzej niż zazwyczaj, odsłaniając zęby.
Dopiero teraz dostrzegła, że miał krzywą szczękę. Zupełnie tak
jak Martin, który doznał tego uszczerbku, spadając z samego
szczytu niewysokiego drzewa i uderzając o jedną z dolnych gałęzi.
Co do Hektora, była bardziej skora zawierzać teorii, że się z
kimś pobił i dostał w zęby, niżeli, że spadł z wysokości.
Rodrigez
przerwał jej rozmyślania, otulając ją swoimi ramionami i
przytulił mocno do siebie, mówiąc:
– Będziesz
moją królewną i będę cię rozpieszczał na wszystkie możliwe
sposoby, przyrzekam.
– A
dzieci?
– Będziemy
mieli co najmniej trójkę. Wszystkie będę rozpieszczał. Będą to
nasze królewiątka – odpowiedział.
– Chłopcy
czy dziewczynki? – dopytywała.
– Obojętnie,
byle były podobne do ciebie. Choć przyznam szczerzę, że prawdziwy
ojciec, to powinien mieć i tego, i tego, co najmniej, po dwoje –
zażartował.
– Ale
dwa plus dwa, to cztery, a nie trzy.
– Tak?
Naprawdę? Jakoś nie zauważyłem. – Niespodziewanie zmienił
pozycje tak, że jej uda znajdowały się między jego kolanami. Był
cały nagi i wpatrzony w kobietę okrytą delikatną, króciutką
halką. Zdawał się pożerać ją wzrokiem. – Zawsze marzyłem, by
mieć liczną rodzinę – wyznał niespodziewanie, bo bardziej niż
takich słów, spodziewała się pocałunku.
– Może
nie przesadzaj tak z tą liczebnością – szepnęła, zarzucając
swoje ręce na jego szyję. Poczuła muśnięcie na ręce, nieopodal
łokcia. Zaśmiała się, bo nadal nie nawykła do jego zarostu,
który nieustannie ją drapał i to w różne części ciała.
– A
w czym panienka dostrzega przesadę, panienko Montenegro? – zapytał
żartobliwym tonem.
– Otóż,
za bardzo się pan rozpędził, panie Rodrigez. Z trzech do czterech,
z czterech do licznej, jak tak dalej pójdzie, dobrniemy do tuzina, a
ja nie mam zamiaru spędzić najlepszych lat młodości...
najlepszych lat małżeństwa na ciągłym zachodzeniu w ciąże i
rodzeniu dzieci.
– Może
pozwól, że Bóg o tym zdecyduje.
– Nigdy
nie wydawałeś mi się szczególnie wierzący.
– To
zależy o którą kwestię wiary chodzi. Jeśli mowa o budowaniu
rodziny, to jak najbardziej zgadzam się z tym co mówi pismo święte.
– Przybliżył usta do jej przedramienia i delikatnie musnął, by
za chwile wessać się ostro i zachłannie w to samo miejsce.
Ta
pieszczota trwała zaledwie chwilę, ale nawet pomimo tego Cyntia
zdążyła się naprężyć jak struna i syknąć pod wpływem
delikatnego bólu.
– Zabolało?
– zmartwił się i zdawał się wręcz podziwiać zaczerwienienie
na jej ciele.
– Odrobinę
– przyznała. – Będę miała ślad – dotarło do niej i dłonią
nakryła fragment, który jeszcze był wilgotny od śliny jej
przyszłego męża.
– Maluteńki.
Przykryjesz ubraniem. Poza tym do wesela się zagoi – stwierdził,
chwytając za jej podbródek i zmuszając, by na niego spojrzała.
Rodrigez
kciukiem otarł o dolną wargę narzeczonej i zachęcił, by nieco
rozwarła usta. Czubkiem języka sunął po jej podniebieniu i to w
taki sposób, że niewygodne łaskotanie w buzi sprawiało, że
dreszcze podniecenia biegły po jej plecach, wzdłuż kręgosłupa.
Po chwili ich języki złączyły się w namiętnym pocałunku, który
mógłby trwać znacznie dłużej, gdyby Hektor go nie przerwał.
Odchylił głowę nieznacznie w tył, a ręce wyprostował w
łokciach.
– To
tuzin czy jedna czwarta tuzina? – zapytał rozbawiony.
Na
twarzy przyszłej pani Rodrigez pojawił się szczery uśmiech.
– Kocham
cię – wypowiedziała pewnie, pewniej niż kiedykolwiek dotąd.
Ponownie
połączył ich pocałunek, tym razem taki na dobranoc. Zasnęli
wtuleni w swoje niemal nagie ciała, by rano mógł ich obudzić
wschód słońca.
Hektor
starał się opuścić dom państwa Montenegro bez zakłócania ciszy
pozostałym gościom i mieszkańcom. Z marynarką na jednym ramieniu
upewniał się czy wszystko zabrał. Chwycił za gruby krawat
pozostawiony na stoliku nocnym. Nachylił się do śpiącej Cyntii,
musnął swoimi wargami jej policzek i wyszedł cicho, zamykając za
sobą drzwi. Gdy tak szedł nad ranem w rozpiętej marynarce i w
pomiętej, do połowy rozpiętej koszuli, oraz krawacie przewieszonym
niechlujnie przez kark, natrafił na nikogo innego, jak na Juliana
Montenegro. Rodrigez z niedowierzaniem przetarł oczy brzegami obu
dłoni.
– Nie
jestem zjawą – wyjaśnił Julian.
– W
pana wieku, powinien pan jeszcze spać. Jednak witam. – Uśmiechnął
się cynicznie. – I żegnam. – Wyminął przyszłego teścia i
skierował w stronę schodów.
– Wyśpię
się po śmierci.
– To
może nadejść szybciej niż sądzisz – wymruczał pod nosem.
– Coś
mówiłeś, Rodrigez?
– Tak,
wspominałem o tym, że nikt nie zna dnia ani godziny – wyjaśnił,
odwracając się. Potem zaczął schodzić bokiem po schodach, tak by
nie tracić Juliana z oczu, jakby się obawiał, że przyszły teść
gotowy jest go z nich zepchnąć.
– Moja
żona pozwoliła ci zostać na noc?
– Mało
tego, pana żona sama mi to zaproponowała.
Julian
spojrzał na Hektora okazując pełne zdziwienie, ale i niepokój.
Hektor przypomniał sobie o gazecie zwiniętej w rulonik, trzymanej w
dłoni.
– Proszę.
– Podał przyszłemu teściowi szeleszczące czytadło. – Proszę,
weź. Nie ubrudzisz sobie opuszków, zapewniam. Jest prasowana. –
Znów ten cyniczny uśmiech wstąpił na jego twarz.
Julian
ze sporą obawą chwycił za dziennik miejski.
– Pierwsza
strona, prawy, dolny róg.
– Ogłoszenie
zaręczyn hiszpańskiego przedsiębiorcy z córką… co to ma być?
– Starszy mężczyzna spojrzał na Hektora wyczekująco. – To
żart?
– Nie,
to poszło do druku i dziś rano przeczyta o tym każdy mieszkaniec.
– Jaki
miałeś w tym cel?
– Zależy
czy pan pyta o cel… chwalebny czy ten ukryty?
– O
oba.
Hektor
zaczął gestykulować prawą dłonią. Raz przyłożył palec
wskazujący do nosa, innym razem potarł brodę i ponownie chwycił
się poręczy schodów na wszelaki wypadek jakby Julianowi przyszło
do głowy go zepchnąć.
– Chwalę
się całemu miastu tym, że poślubię piękną kobietę. Pańską
córką należy się chwalić, jest jedyna w swoim rodzaju…
– Skończ,
skończ, dalej.
– Niech
się pan zastanowi. Mam skończyć czy mówić dalej?
– Jaki
jest ukryty cel?
Hektor
przybliżył się do Juliana.
– Jakby
pan chciał przerwać nasze zaręczyny, opowiadając niechwalebne
fakty mojej przeszłości, niech pan się liczy ze skandalem. A
przede wszystkim z krzywdą, jaką wyrządzi pan swojej kochanej
córeczce. Całe miasto będzie się śmiało, że ślub nie doszedł
do skutku. Teraz już nie ma odwrotu. – Położył swoją dłoń na
ramieniu przyszłego teścia. – Zostaniemy rodziną. – Poklepał
po tym ramieniu z uśmiechem. – Do zobaczenia na weselu panie
Julianie Montenegro.
Hektor
opuścił posiadłość, by samochodem udać się do domu i
przygotować do uroczystości ślubnej Julii i Bastiana. Jadąc lasem
o mało nie uległ wypadkowi, wpadłby na rower pozostawiony nocą
przez Browna, wskutek czego wymówił pod nosem hiszpańskie
przekleństwo, wysiadł, odrzucił dwuślad na pobocze i ponownie
zasiadł za kierownicą, by kontynuować podróż.
Laura
akurat stała na balkonie, tyłem do krajobrazu i przodem do drzwi
balkonowych. Kończyła palenie. Zaciągnęła się ostatnie dwa razy
i wyrzuciła niedopałek za siebie. Na jej nieszczęście niedopałek
spadł centralnie przed but jej brata. Rodrigez ruszył więc czym
prędzej na górę, wszedł na balkon i usłyszał:
– Braciszku,
piłeś?
Mężczyzna
zbity z pantałyku zapomniał o swoim pierwotnym zamiarze. Zmarszczył
brwi i spojrzał pytająco na siostrę.
– Wyglądasz
tak… wygnieciony jesteś.
– Nie
ja, tylko ubrania. Papierosy. – Wystawił rękę przed siebie.
– Miałam
tylko jednego. – Uśmiechnęła się i poruszyła brwiami w zabawny
sposób.
Hektor
roześmiał się lekko, pogroził palcem, by po chwili podrapać się
po czole.
– Dobrze,
dziś mam dobry humor, więc ci daruje, ale jeśli jeszcze raz cię
przyłapię, to…
– Nie
groź. Obydwoje dobrze wiemy, że nie spełniłbyś tej groźby. Nie
uderzysz kobiety.
– Odeślę
cię, Laura. Mam dość własnych kłopotów i problemów na głowię,
nie mogę jeszcze chodzić za tobą krok w krok, i cię pilnować.
– W
takim razie ja dopilnuje byś więcej razy mnie nie przyłapał.
– Ja
proponuje rzucić ten niewygodny nałóg. Nie baw się zapałkami
siostrzyczko, bo łatwo o oparzenie – rzekł poważnie, lodowatym,
niemal grobowym tonem.
– Hektor,
nie bądź zły. – Uwiesiła się na jego kamizelce, ściskając ją
obiema rączkami, niczym ostatnią tratwę ratunkową. – Ja nie
chcę z powrotem do ciotki, Hektorku, proszę.
– Nie
zdrabniaj mojego imienia – wysyczał przez zęby. – I nie bierz
mnie na litość. Dobrze wiesz, że tej cechy akurat nie posiadam. –
Chwycił za nadgarstki dziewczyny i zdjął jej ręce z siebie. –
Dostosuj się do zasad jakie tu panują i przyszykuj na wesele,
dostałaś zaproszenie.
– Ja?
Dlaczego mówisz mi tak późno!? Przecież to trzeba...
– Laura,
błagam, ciszej. – Hektor aż się skrzywił, gdy usłyszał jej
piskliwy głos.
– Dooobrzeee
– wyszeptała. – Jednak piłeś! – krzyknęła wesolutko i czym
prędzej uciekła przed jego gniewnym spojrzeniem. Hektor nawet się
zamachnął, gdy siostra go wymijała, ale nie dał rady strzelić
jej w tyłek, bo umknęła zwinnie przed tym uderzeniem, wyginając
się do przodu.
– Kobiety…
z nimi źle, bez nich gorzej – wypowiedział złotą myśl i prawdę
ponadczasową, opierając się szeroko o murowaną barierkę
balkonową.
Julian
w tym czasie siedział przy biurku i czytał po raz dziesiąty tę
samą gazetę, a właściwie jedną informacje.
– Jak
on tego dokonał? – pytał na głos. – Jak!?
– Coś
się stało? – zapytała wybudzona Marta. – Tylko nie mów, że
Bastian…
– Nie,
on jest na swoim miejscu. Sprawdzałem cztery razy. Kocha Julię nad
życie, nie ucieknie sprzed ołtarza.
– Poddałabym
pod wątpliwość, czy mężczyźni w ogóle są zdolni do miłości.
– Mogłabyś
mi w końcu wybaczyć.
– Wybaczyłam,
ciężko jednak zapomnieć. – Wstała z łóżka, zaciągnęła
podomkę na ramiona.
– Do
niczego cię nie zmuszałem, dokonałaś wyboru, sama.
– Bo
nie byłeś zdolny do poświęceń! – krzyknęła.
– Dobrze,
że ty zawsze jesteś zdolna do poświęceń. – Wstał. –
Właściwie to powinno dać mi do myślenia. Jaka kobieta pozbywa się
własnego dziecka dla otrzymania nazwiska i utrzymania pozycji. Tylko
taka jak ty – powiedział.
Marta
wymierzyła mężowi policzek. Ten się tylko uśmiechnął i
ponownie usiadł.
– Nie
kłóćmy się. To nie ma najmniejszego sensu. Żadne z nas nie
cofnie czasu. Zastanówmy się lepiej jak pomóc Cyntii.
– Musimy
znaleźć jej innego męża.
Julian
słysząc takie słowa z ust małżonki był zaskoczony, ale i
przerażony. Nie rozumiał co takiego się stało, iż Marta nagle
zapałała taką nienawiścią do przyszłego zięcia.
– Jest
nieobliczalny i wydaje się być niebezpieczny. Nie chcemy go w
naszej rodzinie. Mamy wystarczająco dużo kłopotów i bez jego
osoby – wyjaśniła.
– Zgadzam
się, jak nigdy się z tobą w pełni zgadzam. Tylko okazuje się, że
to nie będzie takie łatwe. Jego trudno się pozbyć.
– O
czym ty mówisz?
– Sama
przeczytaj. – Podał kobiecie gazetę otrzymaną wcześniej od
Hektora.
– Nie,
teraz to już się nie da nic zrobić. – Marta się załamała.
– Powinnaś
coś wymyślić.
– Dlaczego
ja? To ty nosisz spodnie.
– Bo
Hektor Rodrigez był twoim pupilem, to ty jego sprowadziłaś do
naszej rodziny.
– Twoja
córeczka sama go sobie sprowadziła. Na dodatek jest w ciąży.
– Jest
w czym? – zapytał Julian, po czym zamrugał trzykrotnie oczami.
– W
ciąży.
– Z
Hektorem?
– Nie,
z Williamem, ale to żadna różnica.
– Jak
to żadna różnica!? Co ty do mnie mówisz, kobieto!? Trzeba znaleźć
ojca tego dziecka.
– Szukaj
igły w stogu siana, jeśli masz taki kaprys. Ja wolę znaleźć
Cyntii innego męża, to będzie znacznie prostsze, choć i tak
trudne, to jednak wykonalne.
– Wiem
gdzie go szukać – warknął Julian, wstając i zmierzając w
kierunku drzwi.
– Nowego
męża?
– Williama
– wyjaśnił i wyszedł z pokoju.
Marta
nie dała rady dogonić męża, skręciła więc do pokoju służby.
Wyciągnęła jedną ze starszych pokojówek do kuchni na tajemne
pogaduszki.
– Wiem,
że kilkanaście lat temu poroniłaś. Wiem, że to było planowane.
Powiedz mi jak? Potrzebuję twojej pomocy. – Marta Montenegro jak
zawsze postawiła na konkrety, a po dowiedzeniu się o niezwykłych
właściwościach pewnego, trującego zioła, od razu przyrządziła
Cyntii jedną z jej ulubionych herbat, a pokojówce wcisnęła kilka
banknotów w dłonie, licząc na jej dyskrecje.
Marta
udała się na górę do pokoju córki, nieświadoma tego, że Martin
ukryty za filarem, słyszał całą wcześniejszą rozmowę. Nie
poszedł od razu za matką. Odczekał kilka minut. Gdy zobaczył, że
jego rodzicielka wraca do swojej sypialni, ruszył czym prędzej do
pokoju siostry.
– Nie
pij! – krzyknął, otwierając drzwi.
– Dlaczego?
– spytała, trzymając filiżankę przy ustach.
– Piłaś?
– Podbiegł i wyrwał jej naczynie z dłoni.
– Kilka...
łyżeczek. Czekałam aż ostygnie – wyjaśniła przerażona
zachowaniem brata.
– Nie
pij tego więcej! Nie pij nic co poda ci matka! Najlepiej nic nie
pij! – wykrzyknął.
– Martin,
o co chodzi? – zapytała patrząc w wyjątkowo gładką tego dnia
twarz dwudziestojednolatka. Doszła do wniosku, że musiał się
ogolić. Przyznała w myślach, że bez brody bardziej mu do twarzy i
nagle zaczęła się zastanawiać, jakby Hektor Rodrigez wyglądał
bez zarostu albo William Oldman z zarostem. Wspomnienie tego
ostatniego powoli już się zacierało, jakby pogodziła się z
losem, który sama sobie zgotowała.
– To
z alkoholem, miało być dla mnie. Wybacz. – Mężczyzna nagle się
opanował i postanowił skłamać, bo nie chciał skłócać już i
tak bardzo niezżytej z sobą rodziny. Opuścił pokój siostry z
filiżanką niesioną na podstawku.
Julian
w tym czasie dobijał się do drzwi chatki zamieszkiwanej przez
rodzinę Oldmanów. Walił ile sił, ale nikogo nie było w domu.
– Co
pan tak walisz? – zapytał jeden ze sąsiadów, był pod wpływem
alkoholu.
– Gdzie
jest rodzina, która tutaj mieszka? Wie pan gdzie ich szukać?
– Ryby
łowią, przecież to rybak, a żona na kuchni.
– A
Willi?
– Kto?
– William,
ich syn? – niecierpliwił się Julian.
– Na
cmentarzu pewnie. Opłakuje ukochaną. Pił ze mną wczoraj, bo
załamał się bardzo. – Mówił bardzo niewyraźnie i przez zęby
brodaty, zapuszczony mężczyzna.
– Jak
to opłakuje ukochaną?
– Jakąś
Cyntię. Zmarłą na jedną z tych panujących epidemii.
Julian
nie wiedział czy to mu się śni, czy ten pijak bredzi, czy może
jego żona zastawiła kolejną z tych swoich pomysłowych pułapek.
Tak naprawdę Marta Montenegro, nie miała nic wspólnego z
nagrobkiem własnej córki postawionym na świętej ziemi. Tym razem
to ojciec Williama pragnął, by syn zapomniał o niemożliwej do
spełnienia miłości, a że przy okazji Julia w zamian za pomoc,
zaproponowała mu na początek trochę swojej biżuterii, którą
łatwo można było spieniężyć, a potem obiecała jeszcze dopłacić
czystą gotówką, to bez namysłu i żadnych wątpliwości, poprosił
znajomego grabarza i kamieniarza o postawienie nagrobku. Wmówili
Williemu, że Cyntia nie żyje, że teraz już naprawdę musi o niej
zapomnieć. William jednak nie zapomniał, nie potrafił, nawet
alkohol mu w tym nie pomagał.
– Odnalazłeś
Oldmana? – zapytała Marta, szykując się do uroczystości ślubnej
swojej starszej córki.
– Nie,
wyjechał, bo ktoś powiedział mu, że Cyntia nie żyje – warknął,
siadając na łóżku.
– Nie
żyje?
Po
minie żony, Julian wywnioskował, że śmierć Cyntii nie była jej
sprawką.
– Nie
żyje, ktoś postawił jej kosztowny nagrobek na świętej ziemi i
wmówił chłopakowi, że ma jej nie szukać i skończyć o niej
myśleć. Nie miałaś nic z tym wspólnego?
– Nie
– odpowiedziała szczerze, wpinając wsuwki we włosy. – Ale
chętnie poznałabym tego kto tak uczynił. Pomysłowy mężczyzna.
– Skąd
wiesz, że to mężczyzna?
– Zazwyczaj
to wy miewacie tak przebiegłe pomysły, tylko nasza rodzina jest
wyjątkiem. – Odwróciła się w stronę męża. – Na tobie,
Martinie i Bastianie w ogóle nie można polegać – dodała i
skierowała swoje kroki w stronę szkatułki z biżuterią, by
dokonać wybory dodatków.
– W
takim razie, teraz w rodzinie będziesz miała Hektora Rodrigeza,
zobaczymy czy na nim będziesz mogła polegać. – Julian wydał się
oburzony, wstał i zmierzał do wyjścia.
– Hektor
Rodrigez przynajmniej zasługuje na te spodnie, które nosi! –
krzyknęła za mężem, gdy drzwi się już zamknęły.
Po
chwili jednak się otworzyły i do pokoju wparował niczym po ogień
Martin. Stanął przed matką i po raz pierwszy w życiu podniósł
na nią głos.
– Jak
mogłaś!? – Położył filiżankę na stole z takim hukiem, iż to
dziw, że ta się nie potłukła.
– To
nie ona, synu – wtrącił się Julian, który zaniepokojony
krzykami wycofał się z powrotem do pokoju. Mężczyzna myślał, że
chodzi o płytę nagrobkową.
– Sam
słyszałem. Chciałaś otruć własną córkę! – powiedział z
niedowierzaniem.
– Chciałaś
otruć Cyntię? – zdziwił się Julian.
– Nie
– odpowiedziała mężowi Marta. – Chciałam się tylko pozbyć
dwóch problemów jednocześnie, zarówno tego bękarta, jak i
Hektora.
– I
co takiego wymyśliłaś? – zapytał Julian, siadając na łóżku.
Poczuł jak robi się mu duszno, ale postanowił się nie skarżyć,
bo chciał usłyszeć prawdę.
– Naparzyła
jej trujących ziół poronnych – rozjaśnił sytuacje Martin.
– Chciałam
dobrze i wyszłoby dobrze, gdybyś nie podsłuchiwał! – warknęła
na syna.
– Co
z tego wynikłoby dobrego? – dopytywał brunet z załamaniem.
Patrzył na matkę już nie ze złością, a z politowaniem.
– Cyntia
nie miałaby już w brzuchu tego Oldmanowskiego bękarta. Ślub z
Hektorem zostałby odwołany z powodu tego, że panna młoda źle się
czuje. Dałabym jej tym czas do przemyśleń, czy chce z tym
mężczyzną związać swoje życie. Jestem pewna, że by
zrezygnowała – wyliczyła na palcach Marta.
– Nie
mam słów. – Martin opuścił pokój, zabierając z sobą
filiżankę.
– Mnie
także brak słów. – Julian skierował swoje kroki za synem.
– Chciałam
dobrze, sam mówiłeś, że mam coś zrobić! – krzyknęła za
mężem rozhisteryzowana kobieta.
– Tak,
coś, ale coś dobrego. Choć raz zrób coś dobrego.
– Czyli
co? Co teraz zamierzasz zrobić?
– Zdam
się na los. Niechaj sprawy biegną swoim torem. Nie jest mnie to ani
trochę na rękę, ale nie przyczynię się do śmierci własnego
wnuka.
– Nie
byłeś tak szlachetny, gdy za ciebie wychodziłam – wypomniała.
– Byłem,
chciałem potem odnaleźć to dziecko, które oddałaś, ale
przepadło bez śladu. – Julian wyszedł i zamknął za sobą
drzwi, tym razem po cichu, bez trzaskania.
– I
ja mam w to uwierzyć? – zapytała samą siebie z powątpiewaniem w
głosie. Nawet prychnęła pod nosem i powróciła do przygotowań.
Hektor
Rodrigez zjawił się przed domem państwa Montenegro, ale wyjątkowo
nie wszedł do środka, a przeszedł ogrodem. Obszedł budynek i
stanął przed fontanną, przy której niedawno się oświadczył.
– Ja
jestem od Julii – odezwał się starszy mężczyzna. Wyraźnie
zmęczony pracą, ale trzeźwy i schludnie ubrany.
– Pan...?
– Eryk.
Masz pieniądze?
– Jeśli
mam płacić, chciałbym wiedzieć za co – oznajmił.
– Nic
nie stoi tobie już na drodze do poślubienia tej małej od
Montenegrów.
– Czyżby
pan i moja przyszła szwagierka, pogrzebali żywcem matkę mojej
ukochanej? Może w takim rodzinnym grobie, wraz z jej mężulkiem i
synalkiem do kompletu?
– Proszę
tak nawet nie żartować, nie jesteśmy mordercami.
– Wielka
szkoda, sam nie miałbym serca zabić kobiety, a Martę chętnie
chciałbym zlikwidować, zanim mi zaszkodzi.
– Ona
dużo mówi, ale mało robi. Będzie pan pewny siebie, to nie
zaszkodzi – zapewnił Eryk.
Hektor
uśmiechnął się krzywo.
– Zatem
skoro mój przyszły teść i teściowa nadal są na swoim miejscu,
cali i zdrowi, to za co mam wam płacić?
– Za
usunięcie konkurencji – odezwała się Julia zachodząc Hektora od
tyłu. – Poświęciłam swoją biżuterie, poza tym ta inwestycja w
twoją przyszłość trochę nas kosztowała i jesteśmy pod kreską.
– Julka położyła swoje dłonie na ramionach ojca Williama, była
od mężczyzny o pół głowy wyższa.
– Jaka
inwestycja?
– Hektor,
nie tak się umawialiśmy. Miałeś nie zadawać pytań.
– Ciężko
nie pytać, gdy żądacie ode mnie pięciu tysięcy w żywej gotówce.
– Ta
gotówka jest martwa, jak moja siostra dla pewnego kawalera.
– Co?
– Postawiliśmy
jej nagrobek, by…
– Jesteście
nienormalni!? – warknął. – Co jeśli się dowie?
– Zakochany
głupiec skończy opłakiwać niemożliwą do zdobycia wybrankę, a
pan nie będziesz miał konkurenta. Pańskiej przyszłej żonie
usunęliśmy z drogi pokusę, jaką byłby młody kochaneczek. Chyba
coś nam się za to należy, prawda?
– Święta
racja panie Eryku, święta racja – przytakiwała starszemu
mężczyźnie przyszła pani Brown.
Hektor
patrzył to na pomarszczoną twarz Eryka, to na rozanieloną i
przebiegłą twarzyczkę swojej przyszłej szwagierki. Rozpiął
niemal wszystkie guziki swojego płaszcza, następnie kilka górnych
guzików marynarki i sięgnął do wewnętrznej kieszeni po gotówkę.
Zaczął odliczać.
– Jesteście
znacznie brutalniejszymi w swoich działaniach piraniami, niżeli ja,
gdy chodzi o mego największego wroga – pochwalił oboje i wcisnął
pierw Juli, a następnie Erykowi po dwa i pół tysiąca.
Został
mu jeszcze tysiąc w dłoni. Julia pośpiesznie mu go wyrwała,
zwinęła banknoty w pół i schowała do swojej torebeczki.
– Co
ty wyprawiasz? Nie bądź harpią bez serca. Zostawisz tak przyszłego
szwagra bez grosza na przyszły tydzień?
– Masz
pełną spiżarnie, głodówka ci nie zagraża. Poza tym byłam
pomysłodawczynią i realizatorką zarazem. Coś mi się za to bez
wątpienia należy. – Zaśmiała się przebiegle.
– Nie
potrzebnie obawiałem się twej matki, Julio. – Hektor spojrzał
kobiecie głęboko w oczy. – Teraz wiem, że tak naprawdę z tej
rodziny, to winienem obawiać się tylko i wyłącznie ciebie, moja
droga. – Cmoknął ją w policzek. – Do zobaczenia na twym
ślubie, przyszła pani Brown. – Odszedł z rękoma wciśniętymi
do kieszeni popielatego płaszcza, którego nawet już nie zapinał.
Jej Julia widać wdała się w mamusie. Tylko naprawdę zrobiła to tylko dla pieniędzy? Przecież do biednych nie należy.
OdpowiedzUsuńFajna zmiana akcji teraz Hektor od początku wie, że w życiu Cyntii był ktoś inny kogo trzeba było się pozbyć. Ojciec Willa jest wredny sprzedał szczęście dziecka na 2,5 tys.
Teraz jakoś można wytłumaczyć zachowanie Willa, bo skoro postawili kosztowny pomnik i Julia zaświadczyła o śmierci siostry to Willowi nie zostało nic innego jak tylko uwierzyć.
Hektor jest bezbłędny niby twierdzi,że nie miałby serca zabić kobiety a do jednej strzelał,ciekawa logika.
OdpowiedzUsuńJulia jest identyczna jak mamusia,taka sama suka.Wogóle nie liczą się dla niej uczucia siostry.Ojczulek Willa też udany wycenił szczęście dziecka jednak już jego bardziej rozumiem do najbogatszych nie należy,brakuje mu pieniędzy,jego rodzina ledwo wiąże koniec z końcem.
Hektor teraz ma świadomość,że przed nim był ktoś dla Cyntii ważny.
Hektor to chyba stara się zniechęcić do siebie wszystkich członków rodziny po kolei. Już chyba tylko Bastek no i Cyntia pozostali nie zrażeni. Julia jako pomysłodawczyni postawienia nagrobka mnie zadziwiła. Nie sądziłam że może mieć takie pomysły i przed wszystkim, że jest taka łasa na pieniądze. Może i lepiej, że jej przebiegłość ukazuje się już teraz na początku powieści. Jej pomysły są mega ciekawe. Najpierw radziła Cyntii udawać cnotkę, teraz pochowała ją w oczach Willa. Śmiem twierdzić, że to ona jest w głównej mierze odpowiedzialna za małżeństwo Cyntii i Hektora. Szkoda, że później ona i Bastek na tyle znikają. Da się odczuć ich brak.
OdpowiedzUsuńW tej wersji Hektor od początku wie, że był ktoś przed nim w życiu Cyntii i dzięki pomocy Julii i chciwości ojca Williama udało mu się wyeliminować konkurencję. Jego miłość do Cyntii jest obsesją, która pcha go do robienia złych rzeczy.
OdpowiedzUsuńBastian zdecydowanie za dużo pije, ale jak był trzeźwy to nie za bardzo za nim przepadałam, na niego akurat % bardzo dobrze działają, bo można się uśmiać, chociaż odrobina stanowczości by mu się przydała. Liczę na to, że nie będzie we wszystkim słuchał się Julii bo to mu nie pasuje.
OdpowiedzUsuńJulian niby chce dobrze dla córki, ale tak naprawdę działa we własnym interesie. Mógł wcześniej pomyśleć, że Will mógłby być dobrym kandydatem dla niej. Ale jak to zazwyczaj bywa, człowiek budzi się po fakcie. Chociaż patrząc na jego małżeństwo to nie wiem czy jest dobrym doradcą od spraw małżeńskich.
Po Marcie jakoś się wszystkiego spodziewałam ale zszokowało mnie to co chciała Cyntii zrobić. Nie przemyślała jednak, że Hektor nawet gdyby ona poroniła to nie odpuściłby sobie małżeństwa.
Cyntia za to dopięła swego, teraz będzie ze spokojem wciskała Hektorowi kit, że to jego dziecko. Szkoda jednak, że w tym przypadku on nie jest na tyle bystry, ale co się dziwić, miłość ogłupia.
No i Julia, która mnie kompletnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się, że zaplanuje taką intrygę, ale od razu też widać, że zależy jej, jak każdemu w tej rodzinie, na pieniądzach. Wdała się w matkę i chyba uczeń przerósł mistrza, a to źle wróży na przyszłość/
Zastanawia mnie też Martin, bo raz dolewa oliwy do ognia i czerpie satysfakcję z kłótni i wydawałoby się, że lubuje się w tych rodzinnych intrygach, ale jednak przeszkodził w planie Marty. Ciekawi mnie czy on ma jakiś interes czy działa ot tak po prostu, bo jednak jako jeden z niewielu w tej rodzinie ma sumienie.
Jedno jest pewne, każdy z nich ma jakiś cel, mniejszy lub większy ale będzie walczył o to by się ziścił
To jest coraz bardziej pokręcone..
OdpowiedzUsuńSpiski, tajemnice, jedni ukrwają coś przed drugimi, którzy też coś ukrywają.
Laura jest najnormalniejsza, no i Martin nie jest najgorszy, nie dał otruć Cyntie, przez jej matkę.
First of all, co zawsze wydawało mi się oczywiste, skoro u kogoś nie ma zakładki na spam, to znaczy, że ten ktoś go sobie nie życzy. Ja nie życzę go sobie bezwzględnie, nie toleruję wyjątków od tej zasady, bo wychodzę z założenia, że jeśli będę chciała rzucić okiem na czyjegoś bloga, to trafię sama. Proszę więc o nie pozostawianie linków do swoich blogów w komentarzach, moje umiejętności poruszania się w sieci są na tyle zaawansowane, że potrafię wejść w profil osoby komentującej i stamtąd iść dalej.
OdpowiedzUsuńMiło mi słyszeć, że moje opko zainteresowało Cię po samym prologu. Czytam komentarze do wszystkich rozdziałów, odpowiadam, kiedy mam coś do powiedzenia, a zwykle mam. Raz jeszcze dziękuję za wyrażenie zainteresowania i bardzo proszę o powstrzymanie się od pozostawiania spamu, jeśli spotkamy się na moim blogu jeszcze raz. Nie obiecuję, że w zamian za czytanie mojego opka zrewanżuję się tym samym, bo ostatnio mam dużo na głowie, ale kto wie, może w maju, kiedy złapię oddech, przeczytam Twojego bloga od deski do deski (pewnie skończy się na tym, skoro to romans, jakoś nigdy nie potrafię wczuć się w fantasy czy obyczajówki).
Pozdrawiam.
Bastian wprowadza bardzo komiczny nastrój. Hm, chyba zaczęłam nawet odczuwać do niego sympatię, choć nadal uważam go za życiową ofermę. Alkoholik, hazardzista, pantoflarz. Hektor jaki zatroskany, jejku on potrafi być tak zmienny... Pokrzyczy, pokrzyczy i przyjdzie w główkę pocałować - irytowałabym się strasznie na miejscu jego narzeczonej.
OdpowiedzUsuńSame tajemnice i intrygi - oprócz Hektora zaczęłam uwielbiać Julkę. Zarówno pomysł z ogłoszeniem ślubu w gazecie, jak i postawienie pomnika Cyntii to dość... kreatywne rozwiązania, że tak powiem. William, William, oby się odnalazł, będzie jeszcze więcej problemów w rodzinie Montenegro. Chociaż śmierć Cyntii została mu bardzo wiarygodnie przedstawiona... No ciekawa jestem. Ach, no i partners in crime - Julia i Hektor, cudowne połączenie!
Dziękuję za dodanie kolejnego rozdziału i dedykację :)
OdpowiedzUsuńNamieszałeś mi w głowie po tym rozdziale. Miałam Julię za siostrę, którą obchodzą uczucia Cyntii, a jednak trochę się pomyliłam. Jest równie podła jak jej matka (niezłe intrygantki – obie..)
Standardowo wypisuję pomyłki z tekstu:
Dziękuje, ale dokąd on pojechał?
Dziękuję
Położył się ponownie do łóżka i odwrócił tyłem do żony.
przyszłej żony
Ale Julcia, dlaczego. Ja jestem taki zmęczony.
dlaczego?
bo koszule miał nadal na sobie.
koszulę
Nie całe osiem minut
Niecałe
Bastian chwile zastanawiał się co uczynić.
Tylko chwilę Bastian… – tak moim zdaniem będzie lepiej :)
Nie ważne to zresztą
Nieważne
Szarpnął Bastiana za ramie by ten wysiadł z samochodu.
ramię
Masz racje, na strychu niebezpiecznie.
rację
Jestem skora przyznać ci racje, przyszły szwagrze
rację
rzuciła się na jego szyje i pocałowała w policzek.
szyję
Nie ważne kto zaczął, czy ty, czy mój ojciec
Nieważne
rzekł cichutko, ale pewnie za razem.
zarazem
Choć nie powinnaś mnie bić, to muszę ci przyznać racje.
rację
Zaczął od szyi, po przez dekolt,
poprzez
Uważasz, że to grzeczne.
grzeczne?
Chcę, oczywiście, że chce.
chcę
to jak najbardziej zgadzam się z tym co mówi pismo święte.
Pismo Święte
delikatnie musnął by za chwile
chwilę
Dobrze, dziś mam dobry humor, więc ci daruje,
daruję
Mam dość kłopotów i problemów na głowię,
głowie
W takim razie ja dopilnuje byś więcej razy mnie nie przyłapał. – Ja proponuje rzucić
dopilnuję, proponuję
a właściwie jedną informacje.
informację
Kocha Julie nad życie,
Julię
Potrzebuje twojej pomocy.
Potrzebuję
kilka banknotów w dłonie licząc na jej dyskrecje.
dyskrecję
rozjaśnił sytuacje Martin.
sytuację
Poświęciłam swoją biżuterie,
biżuterię
Masz pełną spiżarnie, głodówka ci nie zagraża.
spiżarnię
Poza tym byłam pomysłodawczynią i realizatorką za razem.
zarazem
Nie potrzebnie obawiałem się twej matki, Julio
Niepotrzebnie
serdecznie dziękuje
dziękuję :P
Wszyscy spiskują - Martin z Julianem, Julian z Martą, Marta z Hektorem, a Hektor z Bastianem i Julią, która spiskuje z Cyntią. Niezła telenowela, a jaka wciągająca hehe :)
Ciekawa jestem co to za dziecko, które oddała Marta. Niezła hipokrytka, taka zła jest na córki, że zaszły w ciążę przed ślubem, a tak naprawdę to wdały się w nią :P To dziecko, które teraz jest już dorosłe, musi być najstarsze z rodzeństwa, ale pewnie jeszcze go nie poznaliśmy, prawda? Bo to nie będzie ani William ani Hektor, mam rację?
Myślę, że Cyntia zapałała prawdziwym uczuciem do Hektora, już nie chodzi tylko o przyszłość jej dziecka. Inaczej nie przeżywałaby „rozstania” tak bardzo i nie zależało jej na uczuciach Hektora. Myśli, że William ją zostawił (nie wie, tego co my – czytelnicy) więc pozbyła się wątpliwości czy postępuje słusznie, pierwsza miłość zawiodła ją. Rozdrigez w sumie jest dla niej dobry, zapewni jej przyszłość, da jej opiekę, miłość, także nie dziwię się Cyntii, że go obdarzyła uczuciem. Czy jest to miłość, nie wiem, dowiem się w dalszych rozdziałach, ale logiczne wydaje mi się to, iż nie pozostał jej obojętny.
Jak zwykle czekam na kolejny rozdział.
amandiolabadeo.blogspot.com
Na moje oko, to Hektor w pewien sposób Cyntię osaczył. Nagle stał się często obecny w jej życiu, otaczał ją troską, opieką, zainteresowaniem. Myślę, że żadna kobieta (zwłaszcza młoda i niedoświadczona) nie byłaby odporna na takie zabiegi i każda wcześniej czy później coś by poczuła do takiego mężczyzny. Na chwile obecną chyba sam bym nie umiał stwierdzić czy jest to miłość, czy tylko przyzwyczajenie zmieszane z lubieniem i pożądaniem (bo on ją fizycznie pociąga, podoba jej się w jakiś sposób, a przynajmniej chciałem by to było widoczne, a czy widoczne jest, to już nie wiem).
UsuńUśmiałem się przy "Rodrigez w sumie jest dla niej dobry" - to znaczy, że dokonałaś takiej tabelki podzielnej na plusy i minusy i jednak ich relacje wyszły na plus? Ja bym to określił nieco inaczej, ja bym stwierdził, że Rodrigez bywa dla niej dobry, momentami aż za dobry, a z drugiej strony umie też być zły, bo jak wszyscy wiemy potrafi się unieść, poszarpać, przekląć. I tak, zapewni jej przyszłość, bo ma pieniądze, dom, perspektywy na tę przyszłość (ja bym powiedział, że osiągnął już pewien status społeczny i jego wiek też jest idealny do tego by być ojcem i sprawdzić się w tej roli). "Da jej opiekę" - momentami chyba aż za dużo tej opieki, on aż patologicznie się o nią troszczy, jakby na każdym kroku miało/mogło jej się coś stać (ty nawet przytoczyłaś kiedyś moment jak schodziła po schodach, że ją podtrzymywał, bo jego zdaniem źle szła i mogła spaść) - tylko ja to zachowanie Hektora w przyszłości w pewien sposób usprawiedliwię, a przynajmniej wytłumaczę. Natomiast co do miłości jego do niej, to na pewno nie będzie to miłość łatwa, czysta, przejrzysta jak łza. Ja bym ją nazwał trudną miłością (Hektor lubi jak wszystko jest pod jego dyktando, a to nie wróży niczego dobrego na przyszłość - sama kiedyś tak stwierdziłaś, że przy nim kobieta będzie musiała chodzić jak w zegarku). Kolejna sprawa, to Rodrigez ma pewien mankament na charakterze, albo raczej nie na charakterze a na upodobaniach (o tym jest w 10 rozdziale).
Pozdrawiam i czekam na aktualizacje twojego bloga :)
Jeszcze raz dziękuje za rozpisywanie moich błędów. Aż się dziwię, że też ci się chce...
Aktualizacja już jest :)
UsuńHektor, jak każdy człowiek, ma wady i zalety (póki co dla mnie - więcej wad), ale Cyntia jako, że jest niedoświadczona, a on ją "osaczył" może nie przykładać do nich aż tak wielkiej wagi. Dla mnie to, że mężczyzna się unosi jest wielkim minusem, ona to akceptuje.
Biedna matka Cyntii została zaszantażowana i musi teraz zagrać jak Rodrigez każe. Sama chciała córkę mu wydać a teraz mówi, że jak się przyczyni do tego ślubu to tylko dlatego, ze została zmuszona. Julia to jednak dobra siostra i troszczy sie o siostrę. Za to Bastek to nie dość, że alkoholik to jeszcze pantoflarz ma szczęście facet, że sympatyczny jest. Widać, że Hektorowi zalezy na Cyntii biedny przestraszył się, że cos sie jej stało. W końcu doszło do stosunku, który skończyli i Cyntii to chyba kamień z glowy spadł. Cyntia wydaje się co najmniej zauroczona Hektorem co najmniej dla mnie ale jeszcze sie przed tym broni no chyba, że jest tak niesamowitą aktorką i to wszystko to piękna gra.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam tylko część i chyba mniejszą niż większą ale juz nie mam sily wiec stwierdziłam, że skomentuje to a w najbliższym czasie nadrobię dalszą część. ;)
Tak pozatym czy tylko ja nie mogę zapamiętać imienia matki Cyntii?
Doczytałam w końcu rozdział do końca.
UsuńHektor coraz bardziej wydaje się mniej bezinteresowny.
Za to matka Cynti to straszna suka. Nie dość, że sama namówiła ją do ślubu i chce sie jej pozbyć to po tym jak poczuła się zagrożona, ze strony Hektora to zaczęła siać intrygi. Kto chciałby potajemnie spowodować poronienie swojej córki? Przeciez jej moglo się coś stać.
Nie wiedziałam, że Hektor wiedział o Williamie i że aż tak poczuł sie zagrożony, że też zamieszał w tym wszystkim. Teraz tylko czekać na ślub i na to jak William się dowie, że Cyntia żyje.
Hejo! :3
OdpowiedzUsuńNo to się porobiło! Mogłam się spodziewać, że rodzice Cyntii nie będą chcieli mieć Hectora w rodzinie, jak bliżej go poznali. W końcu przebywać w pobliżu takiej osoby jak on to naprawdę można się bać! Wciąż wybucha. To taka chodząca bomba zegarowa xD
Czyli po tym całym incydencie Marta postanowiła poszukać Cyntii innego męża ... A Julian chce, by wrócił William.
Jejku. Jak można być tak okrutnym? Ja nie rozumiem. Marta mogła nie pomyślała, jak czułaby się Cyntia, gdyby straciła dziecko. Bo wątpię, że czułaby się z tym dobrze. Jest to wrażliwa osoba. Dobrze, że Martin zjawił się o odpowiedniej porze.
Zdziwiło mnie, że udało im się oszukać Willa. Nie sadziłam, że uwierzy, że Cyntia nie żyje. Był w ogóle pogrzeb, skoro uwierzył?
Maggie
Myślałam, że Julia jest za siostrą... za jeh szczęśxiem a tu proszę. Taka niespodzianka. Rozumuem, że chcw dla siostry dobrze, aby jej dziecko nie było bękartem i wgl, ale moim zdaniem przesewszystkim powinna postawić na jej szczęcie i uczucia a nie organizować jej nagrobek!!! Gdyby tylko William wiedział, że Cytia żyje to z pewnością by jej szukał.
OdpowiedzUsuńOjciex Eryka jest tak samo zginiły jak matka i siostra Cytii.
Martin i Julian bardzo przypadli mi do gustu - w sensie są dobrymi bratem i ojcem. Chcą szczęścia dla dziewczyny. I w pełni pochwalam pomysłu Juliana, aby pójść i poszukać Wiliego, szkoda tylko, że pn wyjechał :(
Mam wielką nadzieję, że Wili i Cytia skrzyżują jeszcze swe drogi. Chociaż sądząc po prologu to raczej, chyba nie. A może się mylę? Z tego co pamiętam to synek Cytii miał 4 lata, więc można pojąć, iż cztery lata byli małżeństwem. Jednak Cytia uciekła. I tu zradza się moje pytanie: Czy do Williego? Czy się odnaleźli?
Liczę, że matka Willa szybo zorientuje się w sytuacji; spotka Juliana i ten jej wszystko opowie.
ok. Lecę czytać następne rozdziały.
Naprawdę cudowny pomysł na powieść :) losy bohaterów i liczne intrygi niezwykle wciągaja i nie chcą oddać z powrotem ;)
Pozdrawiam!
Siostra Cytii - Julia uważa, że działa na pożytek siostry.Sądzi, że Cyntia z Williamem nie miałaby przyszłości, a więc uważa, że kieruje nią dobro siostry, a przy okazji także zysk.
UsuńOjciec Williama - Eryk *
Martin i Julian też nie są tacy do końca czyści i przejrzyści, ale o tym sama się przekonasz za kilka rozdziałów albo za kilkanaście czy kilkadziesiąt ;-)
Droga Cyntii i droga Williama się skrzyżują, ale najpierw droga Willa przetnie drogę Hektora i w ten oto sposób... Cyntia spotka Willa bardzo prędko, bo gdy Marselek będzie miał zaledwie kilka miesięcy.
Jeśli Marsel miał cztery lata, to Rodrigezowie byli małżeństwem blisko pięć lat, ale też ucieczka Cyntii to nie rozwód, a więc małżeństwem byli też po jej ucieczce i powrocie (bo jak wiemy policja ją przyprowadziła gdzie jej miejsce czyli do męża).
Powieść była tworzona latami i zaczęło się od krótkich miniaturek o małżeństwie Rodrigezów, potem była przeszłość Hektora Rodrigeza też jako miniaturki pisane na kartce, Bastian był postacią z zupełnie innego opowiadania, które kiedyś stworzyłem jeszcze za czasów liceum ku rozbawieniu kolegi i koleżanki z ławki (tak wyglądała moja matematyka i godzina wychowawcza), a potem połączyłem to w całość, wymyśliłem iż Cyntia mogłaby mieć młodzieńczą miłość i serial z którego zaczerpnąłem zdjęcia i fragmenty do stworzenia teledysku zainspirował mnie z pojedynkiem, opium, oraz tamtejsza donia Teresa jest niemal identyczna jak moja Marta Montenegro. No i w ten sposób powstała powieść.
PS. Oglądałaś zwiastuny?
Spiski, spiski wszędzie!
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, ze Julka jest taka przebiegła! Żeby własną siostrę pogrzebać? ;)) Ale to dobrze, działa w końcu na korzyść Hektorka.
Marta gra na dwa fronty (albo nawet więcej), raz wspiera Hektora, zaraz go pogrąża... W sumie nie dziwię się, ze po ostatniej akcji i szantażu ze strony przyszłego zięcia działa przeciw niemu. Tak, kobiety Montenegro zdecydowanie zasługują na to, by nosić spodnie (poza Cyntią, ona jeszcze musi nad sobą popracować ;))).
Ach ten Bastian! "Wino to nie alkohol!". Pocieszny chłopina. Może faktycznie gdzieś skrywa w sobie pokłady inteligencji?
Uwielbiam Laure za drażnienie starszego braciszka. Hektor nie może się chyba pogodzić z tym, ze nie nad wszystkimi ma władzę.
A Williama mi żal, tak tęskni za Cyntią, nigdy nie miał szans na szczęśliwy związek z nią. I jeszcze myśli, ze ukochaną nie żyje.
Ciekawa jestem czy pojawi się jeszcze wątek z już dorosłym dzieckiem Marty...? Mogłoby być ciekawie.
PS Jestem niezalogowana, bo czytam i piszę na telefonie, wybrałam sobie tylko opcję, żeby napisać nazwę przy komentarzu. :))
PPS Niedawno zaczęłam oglądać właśnie Gran Hotel i zauważyłam, ze tamtejsi bohaterowie użyczyli wizerunków Twoim postaciom - super! Chociaż muszę przyznać, że dziwnie mi z tym, ze Twojego Hektora naprawdę lubię, a Diego Murqía to taki kawał chama. ;))
A mnie Gran Hotel zmęczył. Pierwszy i drugi sezon, a nawet początek trzeciego był taki logiczny, z ładnymi ujęciami, a ostatnie chyba 10-12 odcinków to moim zdaniem jakieś totalne nieporozumienie.
UsuńCóż ja muszę przyznać, że Javier (z GH) użyczył trochę swojego humoru mojemu Bastianowi i Damianowi. Marta i Teresa są podobne, tylko tamtejsza Teresa taką suką była moim zdaniem bez powodu, a Marcie ja starałem się nadać jakieś głębi. Natomiast co do Diega to ja faceta lubiłem i moim zdaniem był dobrym mężem i tak naprawdę to, że się między nimi nie układało to zasługa (czyt. wina) w większości Alici. Oczywiście on występował przeciw jej rodzinie (tu ją ranił), ale ta rodzina też występowała przeciw niemu, a ona sama tak naprawdę nigdy nie dała Diegowi szansy. W ogóle reżyserowi i scenarzyści potraktowali wątek małżeństwa Murqiów (pewnie źle odmieniłem) po macoszemu - on się starał, ona go odtrącała, jednak jak to mówią "nawet kota można zagłaskać na śmierć".
Powiem tak - GH obejrzałem, trzy wątki z niego zapożyczyłem - pojedynek, opium i podmienione dziecko (choć to miałem w planach nim obejrzałem ten odcinek GH). Serial mnie się podobał, ale co mnie wkurzało i nadal wkurza w serialach (w większości z nich), to fakt iż postacie są przerysowane - jak dobry to do cna, jak zły to do szpiku kości - ja u siebie pragnę to zrównoważyć. Póki co chyba mi się udaje, skoro niektórzy potrafią darzyć Hektora sympatią, a do Cyntii mieć jakieś zarzuty i nawet obwiniać ją o awantury. Serial jednak naprawdę godny polecenia, bo ja uwielbiam gdy akcja toczy się w przeszłości, a większość seriali o przeszłości jest do dupy (próbowałem obejrzeć wiele, ale większość po kilku odcinkach nudziła, przede wszystkim brytyjskie nudziły).
Wracając do Diega, to mnie kiedyś żona przez niego z sypialni wywaliła (nie wiem czy dotarłaś już do momentu jak uderzył Alicję?). Ja się śmiałem gdy do tego doszło i uznałem, że poniekąd sama jest sobie winna. Cieszyłem się jednak nie z powodu, że dostała, a z tego że mi taki moment do trailera był potrzebny i się w końcu doczekałem xD.
A użyczając wizerunku aktorów jako bohaterów musiałem zmienić w opowiadaniu kolor włosów niektórym postaciom, bo mój William był blondynem o niebieskich oczach, a Cyntia była brunetką w lokach (początki tworzenia opowiadania). Natomiast Hektora zawsze wyobrażałem sobie podobnie do Diega, z tą różnicą, że w moich wyobrażeniach był większy - wyższy, masywniejszy, szerszy w barach, lepiej zbudowany po prostu. Julię też widziałem jako młodszą... no ale nie dało się tak wszystkiego dopasować by się zgadzało, tak więc patrząc na trailery i tak jestem zadowolony, że udało mi się trafić na ten serial i zdobyć choć takie wizerunki bohaterów ;-)
Jestem na bodajże 18 odcinku 3 sezonu i jak boję się, co będzie, jak już skończę oglądać. Tak się zżyłam z tym serialem...
UsuńW sumie nie zwróciłam na to wcześniej uwagi, ale teraz tak myślę i masz poniekąd rację, 1. i 2. sezon były takie spięte, akcja szybko szła do przodu, był ważniejszy, interesujący wątek (np. sprawa Cristiny czy zabójca ze złotym nożem), a w trzecim właściwie nie wiadomo, o co chodzi. Niby jest wątek z prawdziwą tożsamością Diego (Diega? Nie wiem, czy to się odmienia?), ale strasznie go rozwlekli.
Tak, zgadzam się, nie rozumiem do tej pory, czemu Teresa zachowuje się tak sukowato. Chyba ma po prostu zły charakter? Chociaż nigdy nie pobije Belen - jej to już w ogóle nie mogę zrozumieć.
Faktycznie, Twoje postacie mają więcej głębi.
Nie lubię Diego, bo patrzę na jego małżeństwo inaczej niż Ty, bardziej okiem Alicii, która nie kocha go, a mimo to musi z nim być (no, w sumie w tamtych czasach to nic niezwykłego). Poza tym kibicuję Alicii i Julio. ;)) Chociaż w sumie nie dziwię się, że Diego nerwy puściły, bo faktycznie facet się stara, a Ala ma go gdzieś.
Hehe, tak, wiedziałam już, jak Diego uderzył Alicię, ale Twojego zwiastunu jeszcze nie widziałam, boję się, że natrafię na jakieś spoilery z Gran Hotelu, więc jak skończę serial, obejrzę zwiastun i zwrócę uwagę na to sławetne uderzenie. ;))
Próbowałam obejrzeć Downtown Abbey, ale odpadłam po drugim odcinku. W porównaniu z GH tam się kompletnie nic nie dzieje.
Cieszę się, że znalazłam "serialową bratnią duszę". :D
Ja w ogóle nie rozumiałem tej miłości Alicji do Julia. Diego robił wszystko dla niej, nigdy jej nie opuścił, ukrył że przeczytał list o odejściu, a Julio? Wybrał szukanie mordercy siostry, niż wyjazd z ukochaną. Nie na darmo jest powiedzenie "martwmy się o żywych, martwym już nic nie pomoże". Poza tym jego fochy w trzecim sezonie, o to, że Alicja spała z mężem... mnie to poraziło, no bo co w tym dziwnego, że spała z mężem? On sam lata tak jak Diego mu zagra, w życiu się mu nie postawił jako pracownik, a jej kazał co? Odmówić i oberwać z drugi policzek, czy drugi raz miał brać siłą? Naprawdę to by wolał?
UsuńJa zawsze patrzę na postacie z dwóch perspektyw i staram się we wszystkim widzieć zarówno dobre jak i złe strony i w ten oto sposób potrafiłem dostrzec dobre strony Diega i złe strony Julio.
Andresa lubiłem - taka sierotka Marysia xD Ilekroć go pokazali to się śmiałem i tu też mnie żona chciała wywalić i powiedziała, że ze mną więcej serialu nie obejrzy, bo jej było Adrzejka szkoda, a ja się śmiałem i ją dekoncentrowałem.
Co do tego puszczenia nerwów, to on był przede wszystkim pijany i myślę, że na trzeźwo w życiu by jej wtedy nie uderzył nie mając pewności, a tylko jakąś głupią karteczkę. Ja tam go szanowałem za te przeprosiny, że jednak starał się to naprawić, wytłumaczyć, zaufać jej, a ona kłamała go w żywe oczy. Poza tym oddałby za nią życie. I tu mi się nie skleja sezon drugi i początek trzeciego sezonu z tym co po wybuchu. Diego nagle z drania, z sercem tylko dla Alicji (tu się chyba zgadzamy) staje się okrutnikiem także dla niej i co gorsza jakiegoś wariata z niego zrobili. Moim zdaniem strasznie tu spłycili i rozwalili jego postać. Tak samo rozwalili postać Javiera tym ślubem, no i był wątek z tą błękitnooką co za Andresem latała (była i zniknęła, nagle wyjechała), pojawienie się Maite mnie wcale nie jara. Ten ostatni sezon (ja nazywam go czwartym - czyli ten od wybuchu) wcale się kupy nie trzyma i to mnie cholernie irytowało. Te zagadki takie na siłę... Jedno co mi się podobało, to że Diego w końcu utarł Teresce nosa - śmiałem się z jej nieszczęścia, jak w tym pokoju biednym wylądowała, bez pieniędzy. No i Diego powiedział też Teresce prawdę, gdy mu zarzuciła, że znęca się nad Alicją "Skoro masz o mnie takie zdanie to dlaczego się tyle czasu temu przyglądałaś i nic nie zrobiłaś?" - jakoś tak brzmiało jego pytanie, sens zachowałem (to było wtedy gdy nią szarpnął).
A tak w ogóle to ta tożsamość Diega też wypłynęła tak znikąd, nagle... od początku nic nawet nie zapowiadało, że on ma taki sekret. Umownie nazwany przeze mnie czwarty sezon był zrobiony na siłę, by przeciągnąć serial. Już bym chyba wolał by zrobili z tego dramat i by na końcu Diego chciał zabić Julia, albo Julio chciał zabić Diega i by Alicja podeszła i oberwała kulkę (w sumie kulka mogłaby przejść na wylot i mogliby z Julio umrzeć w swoich ramionach).
Trailer z piosenką "Perfect - Niepokonani" śmiało możesz obejrzeć, gdyż z tego co pamiętam nie ma w nim nic z tego 'czwartego sezonu'.
Co do Downtown Abbey to ja wytrzymałem do odcinka chyba 4, podobnie było z serialem, z którego zaczerpnąłem zdjęcie małego Hektora Rodrigeza i jego brata, nie pamiętam jak serial się nazywał, ale chyba Miasteczko.
UsuńPolskich seriali za to wcale nie lubię, bo większość nie ma końca i też jest przedłużana na siłę i w sumie o dupce Maryni są.
Jeszcze jedno co mnie denerwuje w serialach i filmach, to właśnie przedstawienie miłości, to taki idealny obraz zazwyczaj bez skaz i hołdujący stwierdzeniu, że "kocha się raz". Dlatego ja tworząc Jabłka i śniegi nie chciałem by Hektor był z góry skreślany, a William wynoszony na wyżyny prawości, dlatego dałem Hektorowi czas - te 20 rozdziałów bez Williama by czytelnicy mogli zobaczyć ten inny obraz i przekonać się do bohatera (od początku przez większość Rodrigez był skreślany i tłumaczenie było jedno "bo Cyntia i Willi się kochają"). Ja nie przeczę, że Cyntia i William się kochają, czy też kochali, czy nawet będą kochać - jest to miłość pierwsza, szalona, młodzieńcza, ale kto mówi, że nie można pokochać kogoś innego i to zupełnie innym wymiarem miłości? Być może mniej spontanicznym, bardziej rozsądnym, przemyślanym, nie tak szalonym, ale kto powiedział, że słabiej? Trzeba spojrzeć na to też tak, że w życiu spędzając z kimś ponad rok i mając zainteresowanie tego kogoś, świadomość że ta osoba pragnie nam przychylić nieba, to nie ma opcji by nic do takiej osoby nie poczuć - choćby wdzięczność, lubienie, sympatię, a w przypadku Cyntii i Hektora jest jeszcze pożądanie (przynajmniej bywa, gdy ona nie ma humorków). Dlatego ja bardzo jestem ciekaw komu będziecie kibicować (wy czytelnicy) Williamowi czy Hektorowi i który tak naprawdę chwyci za wasze serducho, bo oni są zupełnie inni i żadnego z nich nie chciałem zrobić krystalicznym, czystym, dobrym jak łza.
Wow, podziwiam, że tak trzeźwo oceniasz wszystkich bohaterów i wszystkie sytuacje. Ja, stety niestety, jak to stereotypowa kobieta, od razu patrzę przez pryzmat własnych uczuć i emocji, No, nie zawsze, ale faktycznie dość często mi się to zdarza, tym bardziej w serialach i filmach, w książkach prawie nigdy.
UsuńNo dobra, co ja będę ukrywać, jakkolwiek pusto by to nie zabrzmiało - dużą rolę w moim kibicowaniu parze Julio-Alicia odgrywa wygląd Julia, bo, nie oszukujmy się, jest naprawdę przystojny. Źle mi z tym, ale co poradzę? Proszę o wyrozumiałość. xd Ale na swoją obronę dodam, że to chyba pierwszy i (mam nadzieję) ostatni przypadek, kiedy kieruję się aparycją jakiegoś bohatera!
Tereski nie lubię, ale jako że uważam, że hotel powinien pozostać w rękach Alarconów, to zachowanie Diega mnie zirytowało, szczególnie jak chciał sprzedać hotel, nie mówiąc o tym nikomu. No nie do końca fair. Ale w sumie tam mało kto jest fair. Poza Andresem. Andres jest taki pocieszny, zawsze daje się wrobić we wszystko, o co prosi go Julio. Czyli Camila już nie wróci? No jak to tak? Wielka miłość, w ciąży przecież nawet z Andresem była i nagle koniec, słuch o niej zaginął? Ale bezsens.
Nie podoba mi się też naciągany romans wyniosłej och! ach! Teresy z tym "głównym kelnerem" - Jesusem. No proszę, on powie dwa mądre aforyzmy, uśmiechnie się i przyniesie ziółka i ona już mu do łóżka wskakuje? Coś to wszystko naciągane jakieś.
A w ogóle stanowisko maitre (tak to było?) jest tak samo niebezpieczne jak stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią w Harrym Potterze - albo zabójca, albo tajemniczo znika, albo jest wspólnik porywaczki i na tym etapie oglądania nie wiem kogo jeszcze. Jakaś klątwa normalnie. xd
Postać Laury też nierealistyczna - dopiero po ślubie włączył jej się moduł wariatki? Dziwne to wszystko.
Ale najbardziej mi żal Alfredo (Alfreda?) - taki dobry człowiek, honorowy, z zasadami (no, przynajmniej do "sezonu czwartego"), a wszyscy go ciągle w dupę kopią i tyle ma ze swojej szlachetności.
Takie dramatyczne zakończenie by mi pasowało, podpisuje się pod tym.
Co się tyczy Twoich bohaterów, to przedstawiasz ich wielowymiarowo, tak, że sama mogę ocenić, czy dana postać jest dobra, czy zła, a nie z góry ma przyszytą etykietkę "ten zły, masz go hejtować!" albo "to trulof, ten dobry!". Podoba mi się to. Ciekawe czy po którymś rozdziale zmienię moje nastawienie do Hektora albo do Cyntii...?
A co do innych seriali - hm, trochę w podobnym stylu są "Tajemnice Hotelu Adlon", znasz może? Jak nie, to polecam, choć niektóre sprawy są, moim zdaniem, nieco kontrowersyjne. No i ja jestem fanką polskiego "1920. Wojna i miłość" (serial! bo o filmie z Nataszką lepiej nie wspominać), na którym wszyscy wieszają psy, ale trudno, co tam, mnie się podoba. Znasz?
Jakbyś chciał, to proszę, mój mail: terpsychorka@gmail.com
Bastian sporo pije, ale działa to u niego na plus. Zdecydowanie jest to nadal najlepsza postać w całej tej historii. Nie sposób się do niego zniechęcić.
OdpowiedzUsuńTe spiski sprawiają, że całe opowiadanie staje się coraz ciekawsze. Fajnie :)
zapraszam do mnie: miecwlasnezycie.blogspot.com
Na samym początku chcę przeprosić. Już dawno obiecałam, że tutaj zawitam i skomentuję. Przeczytałam rozdziały do tego momentu, ale nie pozostawiłam po sobie śladu aż do dzisiaj. Bardzo dziękuję za podlinkowanie tej historii u mnie. Ogromnie lubię czytać zawiłe historie rodzinne, oparte o przelotne miłostki i prawdziwe miłości, zdrady, intrygi itp., więc na pewno tej nie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńNa samym początku miałam Hektora za sympatycznego, prawego mężczyznę. Jednak wspaniały charakter i hiszpańskie pochodzenie razem wydały mi się po chwili zbyt perfekcyjne. Wiadomo, że ideałów nie ma, więc nie zdziwiła mnie jego nerwowość. Tyle, że nie liczyłam z jego strony na nic więcej. Gdy zaczął pokazywać swoją ciemną stronę, chciałam wierzyć, że to przez swego rodzaju presję, jaką wywiera rodzina Cyntii i ich osobowości, że wgłębi duszy jest dobry. A teraz stwierdzam, że jak najbardziej pasuje do Montenegrów. Ma równie mocną głowę do knucia i pewnie niemniej do ukrycia.
Nie jest on jedyną postacią, która mnie zaskoczyła. Jeśli wykluczyć Hektora, do tej pory pałałam sympatią do ojca Cyntii i jej siostry. I nie mogłam się nadziwić, że Julia w swoich poczynaniach tak bardzo zaczyna przypominać matkę, której (mówiąc łagodnie) nie toleruję. Boję się co wyrośnie z Edzia, skoro jego najbliżsi dają mu przykład taki, a nie inny.
Zastanawiam się jak wiele mnie jeszcze zaskoczy i ile tajemnic skrywa każdy z bohaterów z osobna.
Przepraszam raz jeszcze i pozdrawiam serdecznie!
Nic nie szkodzi. Opowiadanie nie ucieknie, a więc zdążysz przeczytać. Ja też od nikogo nie wymagam bycia na czas, czyli na bieżąco, bo wiadomo, że każdy ma też swoje prywatne życie i inne sprawy.
UsuńSkąd takie zamiłowanie do Hiszpanów? (nie jesteś jedyna, która takowe żywi).
Hektor i ciemna strona mocy... ja bym nazywał tę stronę nie ciemną, a mroczną. Nerwowy faktycznie jest, jak to choleryk i jeszcze nie raz to udowodni, choć Cyntia nie będzie mu pozostawała dłużna.
Jeśli się boisz co wyrośnie z Edwarda, to sobie pomyśl co wyrośnie z Marsela (synka Cyntii)? W końcu ten drugi się będzie chował pod jednym dachem z Hektorem Rodrigezem.
Również pozdrawiam i mam nadzieję, że dalej także będzie ci się podobała ta historia.
To okropne, co zrobili Williamowi, ale skuteczne. Trochę zdziwił mnie Hektor, ja na jego miejscu nie zapłaciłabym aż tyle, przecież nie mieli dowodów, a on, w ogóle nie pytając o szczegóły, oddał im tyle forsy.
OdpowiedzUsuńBastian-alkoholik, chyba go lubię :D Chociaż jest ciapą. Ale przynajmniej kocha Julię i stara się dla tego dziecka. Co prawda nie jest idealny, jak wszyscy w tym opowiadaniu, ale myślę, że ma w sobie jasne odcienie.
I w końcu Cyntia i Hektor na chwilę się uspokoili! Dobrze, że znalazła się ta romantyczna chwila, w nich Hektor jest taki spokojny i zrównoważony. Tylko szkoda, że nie poświęciłeś uwagi zbliżeniu, które dla Cyntii powinno być przełomowe, w końcu właśnie miała okazję odetchnąć z racji dopełnionego seksu.
A, jakby co, to Cyntię dalej uważam za głupiutką. Bobas. Czy Hektor ma jakieś zapędy do małych dziewczynek? Już wolę jak się drze i tupie nóżką niż słodko przeprasza i prosi.
Marta... ona w ogóle nie ma moralności! Dobrze, że Martin zareagował i nie pozwolił wypić Cyntii herbaty.
"– Nie byłeś tak szlachetny gdy za ciebie wychodziłam – wypomniała." - jakie zarzuty! Ho, ho. No tak, lepiej wziąć ślub z draniem. Zabawna ta Marta.
Moment, w którym Cyntia rozmyślała nad ogoloną twarzą brata znalazł się w złym miejscu. Martin właśnie ostrzegał, żeby nie piła nic od jej matki, a ona myśli o brodzie. W mojej głowie raczej pierwsza pojawiłaby się myśl, czy matka chce mnie otruć, a nie jak Hektor wyglądałby bez zarostu.
Brakuje mi trochę głębszych uczuć, na przykład, co Cyntia przeżywa przy ciąży, co myśli, jak się czuje. Uczucia, które kierują Hektorem, gdy knuje, by zatrzymać przy sobie Cyntię. A tu tylko dialogi, dialogi... Gdyby tak więcej porozwijać, byłoby świetnie.
Julia jaka dobra dla siostrzyczki. Marta też. Biedna Cyntia, nie ma komu ufać. Może rzeczywiście byłaby szczęśliwa z Willem, który szczerze ją opłakuje? A nie z kimś, kto twierdzi, że nie skrzywdziłby kobiety, wówczas, gdy jedną zabił...
Szalona ta rodzina, powtórzę :D Ale to fajnie. Jest coraz ciekawiej. Ja Cię podziwiam, że jesteś zdolny tworzyć tak zawiłą historię i że się w niej nie gubisz, to naprawdę wielka rzecz. Bo ja wszystko ogarniam, ale nie wiem czy dałabym radę przedstawić tyle różnych spojrzeń na sytuację i tyle intryg. Naprawdę doceniam i podoba mi się to bardzo.
Pozdrawiam! :)
Skoro nawet Marta dojrzała, jaką osobą jest Hektor to chyba jest gorzej niż myślałam. Szkoda, że dopiero teraz, gdy większość spraw jest już przesądzona, a pan Rodrigez porozsiewał w jej domostwie swoje wpływy.
OdpowiedzUsuńBastian w roli posłańca? Komiczna sprawa. Wyobrażałam sobie, jak zasuwa na tym rowerku przez las, a potem ucieka co sił w nogach, bo usłyszał niepokojący szmer. Cóż, gdybym była tyle dłużna takim ludziom, też bym panikowała i bała się swojego cienia.
No i jednak doszło do pełnego zbliżenia, więc Cyntia bez skrupułów może wmówić swojemu przyszłemu mężowi, że to jego dziecko urodzi w niedługiej przyszłości. To może być jej gwóźdź do trumny, ale co ja tam wiem.
Może i te plany o dużej rodzinie były urocze, ale ile razy można dawać się nabierać... Ja się nie nabrałam zwłaszcza po tym, jak mężczyzna rozegrał to dalej, ogłaszając swoje plany w gazecie. Przyparł Juliana do ściany i chyba teraz już nie ma odwrotu. Nie żeby wcześniej był. Cwany skurczybyk i dobry strateg - to trzeba przyznać Hektorowi.
Dobrze, że Martin był na posterunku. W sumie nie wiem, co chciała osiągnąć Marta pozbawiając dziewczynę dziecka. I szkoda, że Martin nie wyznał całej prawy siostrze, ale może to i lepiej...
Biedny Willy. Okłamywanie go w żadnym wypadku nie jest lepsze, ale może bezpieczniejsze, a przynajmniej byłoby bezpieczniejsze, gdyby Julian wciąż chciał go zabić za próby zbliżenia się do jego córki. Teraz to się zdecydowanie zmieniło, ale chyba już za późno.
Eh, więc to siedziało w głowie Marty, gdy siliła się na próby otrucia córki i zabicia wnuka. Nie wiem, czy to by poskutkowało. Hektor nie da już raczej spokoju biednej Cynti.
A miałam takie dobre zdanie o Juli! Zmieniam zdanie. Od kiedy ona gra po stronie Hektora? Chyba od zawsze. Biedna ta jej siostra, oj biedna. Wśród swoich najbliższych ma więcej wrogów niż sprzymierzeńców. To smutne i brutalne.
Cóż, biegnę czytać dalej, bo na tym przerwałam mój nocny maraton lektury twojego opowiadania. Niebawem przybędę z resztą komentarzy, bo czuję, że mam wenę na ich pisanie.
Pozdrawiam!
Ta rodzina to chyba ma jakieś powiązanie z diabłem... Tyle kłamstw, tyle intryg...
OdpowiedzUsuńMarta napawa mnie obrzydzeniem - ziółka na poronienie. Czy ona ma w ogóle mózg? To mogłoby się skończyć w istocie utratą dziecka, ale jak np. uszkodziłoby coś wewnątrz i Cyntia stałaby się bezpłodna? Zero myślenia, zero myślenia krytycznego!!! Co za baba!!!
Julia też ma pomysły jak z kapelusza... Nagrobek... Sprawienie takiego bólu Williemu... Masakra!
Ten człowiek stanie się pewnie alkoholikiem i to przez całą rodzinkę Montenegro.
Współczuję mu...
Julian też jest dziwny. Dużo gada, dużo chce, a robić nie ma komu. To taka pizda chodząca w sukience - ot, co!
W tym rozdziale przedstawiłeś Rodrigeza znowu jako tego czułego i w ogóle. Ja jednak nie czuję do niego sympatii. To człowiek, który jak będzie trzeba poświęci innych i sam okaże się czysty! Brzydzą mnie jego praktyki!
Pozdrawiam :))
Cześć Tysiu :)
OdpowiedzUsuńJulia na początku wydawał mi się nigroźna, no dobra może to od niej wyszedł ten pomysł z wrobieniem Hektora w dziecko, ale w życiu bym nie przypuszczała, ze posunie sie aż tak daleko, zeby stawiać nagrobek siostrze tylko po to, żeby mógł go zobaczyć Will? Coraz bardziej przypomina matkę. I wiesz tak mi się jakoś skojarzyło. Oglądałeś może "Wyjście awaryjne"? Marta to taka druga pani naczelnik, w której rolę wcieliła sie Bożena Dykiel. Tamta może tyle nie knuła, a już na pewno nie w takich sprawach, ale też chciała wszystkimi dyrygować i uchowaj Boże jeśli coś miało być nie po jej myśli. Ot, takie luźne skojarzenie :)
W tym rozdziale bardzo podobał mi się Hektor, kiedy dowiedział sie od Bastka, choć lepiej pasuje tu słówko wydusił z niego, że Cyntia płacze i jest smutna od razu do niej pojechał no i ta rozmowa o dzieciach, ale zaraz zaraz czy ja dobrze rozumiem? Doszło do skonsumowania ich związku w pełni, skoro tak się spieszą ze ślubem? Wybacz opóźnienia, mimo szczerych chęci ciężko znaleźć czas, ale wiedz, ze nie zapomniałam o moim wiernym czytelniku :)
http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/
Julia może i wypadła tutaj sukowato, a mimo to nadal przekonuje mnie bardziej niż cholernie rozkapryszona, irytująca, nieudana i niewzbudzająca już mojej sympatii Cyntia. Jako że piszę ten komentarz, będąc już o kilka rozdziałów do przodu, śmiem twierdzić, że ja jej chyba już nie polubię. Hektor też bardzo stracił w moich oczach. Te ich słowne przepychanki zaczęły mnie lekko męczyć i mam coraz większe wątpliwości, czy zdołam pójść dalej. Prawdopodobnie zrobię sobie małą przerwę od "Jabłek i śniegów" i wrócę do nich po pewnym czasie (jak już opanuję niechęć do Cyntii xD), a zamiast tego zacznę "Sierociniec przy cmentarzu", którego opis mnie bardzo zainteresował.
OdpowiedzUsuńAle nie ma tak, że się skupiam tylko na tym, kto mnie irytuje i dlaczego. Jest przecież Bastian, którego bardzo polubiłam. Wprost go uwielbiam, naprawdę :D Jego poczucie humoru, niezdarność i zdolność do wpadania w kłopoty, a przy tym ta przebiegłość i umiejętność dokonania całkiem szybkiej i trafnej oceny sytuacji mnie przekonują. Powiem więcej – jest on o wiele bardziej wiarygodny niż niby bezwzględny, a jednak miękki, Hektor – na przestrzeni rozdziałów wyrobił sobie u mnie opinię człowieka, który niby chce być groźny, a tak naprawdę w taki czy inny sposób złagodnieje pod wpływem gówniary, jaką mentalnie pozostaje Cyntia. Oczywiście jest to moja subiektywna opinia, na dodatek różna od początkowej, być może nawet pochopna.
Nie ulega jednak wątpliwości, że fabuła, jaką stworzyłeś, jest bardzo dopracowana, a stopniowo ujawniane tajemnice rodów oraz poszczególnych bohaterów składają się na coś, co mimo jakichś moich wewnętrznych sprzeczności zachęca do pójścia dalej. Ale tak jak wspomniałam, dam sobie czas na ogarnięcie całości, a w międzyczasie skupię się na "Sierocińcu…". :))
Pozdrawiam,
Hagiri
Rozmowy Międzymiastowe
Ulicznice
No i kolejny rozdział za mną. Mam wrażenie, że z każdym kolejnym odkrywam nowe cechy osobowości Twoich bohaterów. Okazują się oni zupełnie inni, niż ich sobie na początku wyobrażałam. Na przykład teraz nie wiem, czy przypadkiem nie polubiłam bardziej Bastiana, niż Julię. Nie sądziłam, że dziewczyna okaże się taką harpią. Przyznaję, że mnie to zaskoczyło, mimo iż już wcześniej nie zachowywała się wzorowo. Te jej podsuwanie niemoralnych planów siostrze... Teraz jednak przebiła samą siebie. Ten nagrobek. Szczerze? Współczuje Willowi. Niemniej jednak mam wrażenie, że z czasem odkryje prawdę. Teraz jednak przechodzi niepotrzebną żałobę, a tak dowiedziałby się, że zostanie ojcem... Jestem ciekawa, w którym rozdziale dojdzie do wspomnianego ślubu. Zastanawia mnie również, czy Hektor uwierzy w to, że to on jest ojcem dziecka, którego spodziewa się Cyntia. W końcu trochę czasu minęło...
OdpowiedzUsuńDo napisania! ;)
Jedna lekcja mniej, więc od razu zabrałam się za rozdział. Piszę to z telefonu wiec od razu przepraszam za wszystkie błędy.
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że Julia nie wypadła wzorowo, tak sukowato troszeczkę, przez to teraz stawiam ją na równi z Cyntią pod względem irytowania mnie. A nie sądziłam, że to zrobię, mimo iż Cyntia zaczyna u mnie punktować. Czas cudów jak widać. Willowi szczerze współczuję, bo nie zasłużył sobie na to wszystko. Ale z czasem pewnie odkryje prawdę.. oby szybciej niż później.
"Teraz wiem, że tak naprawdę z tej rodziny, to winienem obawiać się tylko i wyłącznie ciebie, moja droga." << to jest tak prawdziwe, trafiłeś w samo sedno.
Hektorku, o jak słodko :D Ale jakoś to zdrobnienie mi do niego nie pasuje.. za bardzo cukierkowe dla faceta, który przeżywa prawdziwe wahania nastrojów.
Nie do końca rozumiem ostatnią scenę. Nie wiem, kto co mówi, bo nie zaznaczasz tego, a przez to się gubiłam...
OdpowiedzUsuńJa bym ci doradziła, żeby przy dialogach zaznaczać, kto co mówi. Oczywiście nie przy jasnych dialogach, gdzie są tylko dwie osoby, ale jak już więcej, to już o wiele lepiej. :-)
Ogólnie te obrazki na początku bardzo spoilerują, w tym wypadku akurat ten zdradzał dużo. Nie spodziewałam się takiego szybkiego pogodzenia. :-D Może na końcu? No ale to już mój problem. ;-P
Cóż, w rozdziale poszło na przód, że Cyntia wreszcie złapała Hektora. Może jej się uda... xD Reszta raczej, moim zdaniem, to takie przedłużenie tych problemów, które tworzy Hektor. A on chyba tworzy je na każdym kroku.
A mam pytanko; skąd pomysł na opowiadanie? Czemu akurat taki czas akcji? Jakieś inspiracje? Bo mnie to szczerze ciekawi. ;-)
Pozdrawiam!
Inspiracji było sporo, a zaczęło się od nauczycielki co zadała pracę domową by napisać opowiadanie osadzone na przełomie XIX i XX wieku. To było wiele lat temu, potem napisałem kilka krótkich opowiadań o rodzinie Rodrigezów, potem jej dałem kochanka, ale coś mi nie pasowało więc cofnąłem się w jej lata młodości i tam tego kochanka osadziłem (był blondynem wtedy). Przeczytałem wiele powieści osadzonych w tamtych czasach, obejrzałem dużo filmów i seriali. Jakie mógłbym polecić? Myślę, że najbardziej mi pomógł serial, z którego są obrazki i nawet mu ukradłem z cztery wątki, czego nigdy nie ukrywałem, które pomogły mi uściślić fabułę, ale równie pomocny był też Sekret, czy Dama w czarnym welonie, albo nawet Schodami w dół, schodami w górę, był też Hotel Aldon (chyba Aldon). A serial, z którego są obrazki to Gran Hotel.
UsuńPostacie też były inspirowane niektórymi osobami, które znam, czy gdzieś mi się mignęły, choćby taką osobą jest Laura, tylko jej poglądy teraz są normalne, a przeniesione w tamte czasy były... no były... po prostu były, ale żaden mężczyzna nie chciałby ich słuchać.
Ta opowieść jest strasznie przedłużana, to monotonny tasiemiec i ja się do tego w pełni przyznaje xD
Pozdrawiam.
Dobrze że Hektor przyjechał do Cynti i z nią porozmawia.Ciekawe czy Hektor domyśli sie że nie jest ojcem jej dziecka.A co Wiliama to troche mi go szkoda .
OdpowiedzUsuńBastian to bardzo śmieszna osoba, a już po alkoholu to całkiem :D
OdpowiedzUsuńRozdział mi się bardzo podobał. Nadal wielbię Hektora i coś czuję, że nie prędko się to zmieni.
Bardzo ciekawie i interesująco piszesz, i można sobie wszystko dokładnie wyobrazić.
Pozdrawiam i życzę weny :)
truelifebydamien.blogspot.com
Marta zareagowała na zachowanie Hektora tak, jak się tego spodziewałam. Myślałam jednak, że kobieta do końca zmanipulować się nie da – a tu proszę, nawet Marta potrafi się podporządkować.
OdpowiedzUsuńPrzy Bastianie dostałabym momentami szału, ale i tak go lubię. Jest taki uroczy, jak mały chłopczyk, taki, oj, tylko tulić i głaskać po włoskach.
Co jak co, ale powitanie Hektora przez Cyntię, to mnie z nóg zbiło. Wiesz, co sobie o niej myślę, w efekcie tego spodziewałam się płaczu i lamentu i nie, oj, Hektorek, odejdź, zrobiłeś mi krzywdunie, nie chcę cię widzieć, blablabla. A tu mu się rzuciła na szyję i jeszcze się ukorzyła, i przeprosiła. Jestem w szoku, ale takim całkowicie pozytywnym. To chyba jej najbardziej dorosłe zachowanie, jak do tej pory – mimo, że dalej ta dziecinność się wplatała, chociażby w sposób, jaki mówiła. Na „nie byłoby Cyntii” się szczerze roześmiałam, bo tego, że tak lekko podejdzie do sprawy, tym bardziej się po niej nie spodziewałam. Mamy postęp, bo zaczynam myśleć o Cyntii coraz lepiej(dopóki czymś mnie znów nie wpieni) :)
Rozmowa o ślubie i dzieciach mnie urzekła. Takie planowanie jest zawsze urocze – zazwyczaj jednak w praktyce wychodzi nieco inaczej :)
Mam nadzieję, że Cyntiowe kocham cię nie jest rzucone na wiatr, tak o, jak dużo słów wypowiadanych do Hektora. Jasne, że coś czuć do niego musi, że to nie żadne wyrachowanie do końca, jednak wiem, że dalej jej ten William siedzi i to mnie wkurza, bo przez to, to ja się nie mogę doszukać żadnej rzeczy, w której do Hektorka jest całkowicie szczera.
Muszę powiedzieć, że sprytny ten Rodrigez – choć, czy Julian przełoży opinię publiczną nad swoją ukochaną córeczkę? Ja bym swojej za wszelką cenę broniła, a jeśli Julian uważa, że przy Hektorze stanie jej się krzywda, to jak dla mnie, powinien zrobić wszystko, żeby ją ochronić – nie zważając na konsekwencje, jakie go za to dotkną.
Nie lubiłam Marty od początku, ale teraz, przeszła samą siebie. Gdybym była na miejscu Cyntii i dowiedziałabym się, co chciała zrobić… Jej postać jest dla mnie skreślona. Spodziewałam się u niej jakichkolwiek skrupułów, ale nie ma ich – jest nawet gorsza, niż myślałam.
Co do Williama… Chociaż za nim też nie przepadam, to szkoda mi go. Na początku myślałam, że ta śmierć Cyntii, to nic dosłownego, tylko facet dowiedział się, że wychodzi za mąż i z rozpaczy po złamanym sercu, uznał ją za „martwą”. Ale skoro nie, to ciekawa byłam, kto mu tak naściemniał, do tego kosztując się na pomnik i jaki miał w tym cel – chyba domyślasz się, jak bardzo byłam zdziwiona tym, że to jedna z moich ulubionych postaci wymyśliła coś tak przebiegłego. I muszę się zgodzić, że to Julia jest tą, która mogłaby człowiekowi naprawdę krzywdę zrobić – ale w przeciwieństwie do Marty, jej pobudki nie są samolubne, a robi to dla ukochanej siostry. Przez co mogę jej to chyba wybaczyć…
Nieźle się ubawiłam na samym początku. Nie ma to jak pijany Bastian :-) A ten rower zostawiony w krzakach bardzo przypomina mi widok, jaki widuję, gdy rano idę na przystanek. Bardzo często gdzieś w roie albo wręcz na drodze lezy sobie orzucony, rozklekotany rower, zostawiony przez jakiegoś naszego wiejskiego pijaczynę.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że Cyntia rzuci się na Hektora, cieszac się z jego powrotu.
Marta nadal mnie wnerwia, ale przybajmniej jest zgodna z mężem, że należy wyeliminować Hektora. Tylko teraz to już trochę za późno. Oboje nie wiedxą, że mają godnych przeciwników, jeśli chodzi o knucie intryg. W życiu nie wpadłabym na to, że to Julia z pomocą ojca Williama wymyśliła to, by wmówić biednemu zakochanemu facetowi, że jego ukochana nie żyje. Jak mogli?! Co by się stało, gdyby Cyntia się dowiedziała, że zsotała uśmiercona i ma nawet nagrobek?
Wciąż nurtuje mnie historia Marty. Miała dziecko, które oddała.... Ale kim w takim razie jest Cyntia, skoro nie jest jej rodzoną córką? Tak bardzo powolutku cokolwiek się tutaj wyjaśnia, ale dzięki temu moja ciekawość stale wzrasta :-)