
Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem – Rozdział 28: Czarnowłosy czy blondyn?
Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek
William
zamienił się na zmiany z Antonim i zasiadł na przednim siedzeniu
samochodu należącego do pensjonatu. Wiedział, że Laura Prevost
skorzysta z tego środku transportu. Nie mylił się. Młoda kobieta
ubrana w niecodzienny, niemal męski strój, usiadła z tyłu i
podała kierunek trasy. William odwrócił się w jej stronę,
uśmiechnięty w niezwykle uroczy sposób.
– Nie!
Co ty tu robisz? Nie powinieneś w tym czasie podawać do stołu?
– A
ty nie powinnaś przy nim siedzieć?
– Uczepiłeś
się jak rzep!
– Nie
puszczę cię tak daleko samej.
– Nie
trzeba mi przyzwoitki. Wsiądę do innego samochodu. – Już miała
wysiąść, ale William zatrzymał ją słowami:
– Do
którego? Chyba nie zamierza panienka wziąć samochodu własnego
brata. Nie znam pana Rodrigeza długo, ale zdaje się kochać to
cacko.
– Hektor
nie kocha przedmiotów, tylko ludzi. – Przesiadła się na przód.
– Jedź już, zanim się rozmyślę – wydała polecenie i zrobiła
oburzoną minę.
– Wie
panienka, jest pewien problem, bo ja nie umiem… – zaczął –
aczkolwiek to nie może być takie trudne – dodał pośpiesznie,
gdy zobaczył wyraz twarzy pasażerki.
– Wysiądź
i pokręć korbką, a ja poprowadzę.
– Ty
umiesz?
Laura
westchnęła.
– Nie,
ale jechałam samochodem więcej razy niż ty, więc mam większe
prawo do trzymania steru.
– Kierownicy
– poprawił ją. – Zawsze byłaś pasażerem? – dopytywał
wysiadając.
– To
bez znaczenia, nawet jeśli w życiu nie prowadziłam, to i tak mam
większe doświadczenie od ciebie.
William
zakręcił korbką i usiadł na miejscu pasażera. Zdjął ze swojej
głowy czapkę szofera i zmierzwił włosy jedną dłonią, tak jak
to miał w zwyczaju. Laura uśmiechnęła się do niego i wcisnęła
kluczyk. Samochód wydał dziwny dźwięk, a za moment zgasł.
– Mam
kręcić jeszcze raz? – dopytywał Willi.
– Nie
wiem, Hektorowi nigdy nie gasł.
– Może
idź do niego i…
– A
może ty idź po bardziej uzdolnionego szofera!? – wrzasnęła
zirytowana.
– Nie,
to nie będzie konieczne. Jakoś sobie w końcu poradzimy. –
William patrzył przez przednią szybę i w skupieniu czekał na to
aż kobiecie w końcu uda się wprawić pojazd w ruch. – Chyba
szybciej, by było rowerem – rzucił złośliwą uwagę.
Laura
w dużych emocjach wysiadła, trzasnęła drzwiami, kopnęła w oponę
i sama nachyliła się do korbki. Zakręciła i ponownie kopnęła
oponę.
– A
tylko spróbuj zgasnąć! – warknęła. Wcisnęła kluczyk i z
irytacją zacisnęła zęby. Niemal warczała.
– Spróbował
– oznajmił Willi.
– Wiem,
ten samochód z pewnością jest płci męskiej. Tylko mężczyzna
potrafi tak kobiecie działać na nerwy.
– Ja
bym był skory stwierdzić, że to jednak kobieta.
– Dlaczego?
– Bo
cholernie nieposłuszna. Przesiądź się, ja spróbuję –
zaproponował i usiłował się przecisnąć na przednie siedzenie
przez co Laura na moment wylądowała na jego kolanach.
– Nie
masz w sobie ni krzty z dżentelmena.
– A
ty ni krzty z prawdziwej damy.
– To
ty nie otworzyłeś przede mną drzwi!
– Wiem,
ale pamiętam, że ostatnim razem, gdy to uczyniłem, to wepchnęłaś
mnie do środka niezwykle brutalnie – przypomniał.
– Przepraszam
jeśli nabiłam ci siniaczka. – Przewróciła oczami, spojrzała w
boczną szybę i syknęła – mięczak.
William
delikatnie wcisnął kluczyk. Samochód odpalił i nie zgasł.
– A
nie mówiłem, że to kobieta. Potrzebowała po prostu, by się z nią
delikatniej obchodzić.
– Przemówił
kawaler.
– Na
szczęście nie dodałaś, że stary. – Uśmiechnął się do niej
ponownie.
– Załóż
czapeczkę. – Odwzajemniła uśmiech.
– Jak
panienka sobie życzy – odrzekł i pozwolił jej, by położyła na
jego głowie ten tandetny i wcale nie podobający się mu dodatek.
Przez
całą podróż Laura przypatrywała się jak William nieporadnie
prowadzi pojazd. Nie powstrzymywała się też od rzucania mu
kąśliwych uwag i pouczeń, ale nie piszczała strachliwie, jak
zapewne czyniłaby to większość kobiet. Nie podniosła pisku
nawet, gdy o mały włos nie wjechali do rowu.
– Dlaczego
tak interesuje cię mój brat? – zapytała w końcu.
– A
umiesz dochować tajemnicy?
– To
zależy czy ona szkodzi mojej rodzinie.
– Uniewinnia
ją. Jestem detektywem – skłamał. – Wysłał mnie mężczyzna
zajmujący w policji kierownicze stanowisko. Sambor uważa, że ta
pokojówka, która zmarła, to…
– Hektor
tego nie zrobił.
– To
właśnie staram się udowodnić.
– Albo
starasz się go o to oskarżyć, a ja właśnie pomagam tobie w
zbieraniu dowodów. – Laura spojrzała na Williama podejrzliwie. –
Jak się nazywasz?
– Oldman.
– To
twoje prawdziwe nazwisko? – zapytała, wiedząc, że już gdzieś
miała z nim styczność.
– Tak.
– W
takim razie, podpisując umowę z mym bratem, wymyśl sobie inne
nazwisko. Jeśli podasz nazwisko policjanta… mój brat zna niemal
wszystkich szanowanych ludzi.
– Nie
wydaje mi się, by pani brat pracę policji uważał za godną
poszanowania.
– Jesteś
do niego uprzedzony. To naprawdę miły człowiek przy bliższym
poznaniu i przede wszystkim, to człowiek o czarnym kolorze włosów.
– Tak
uważasz? – zapytał, zatrzymując samochód.
– Tak
– odparła z całkowitą pewnością w głosie.
– W
takim razie idź i się sama przekonaj. To ten fryzjer.
Laura
wysiadła, trzasnęła za sobą drzwiami, by po około dziesięciu
minutach wrócić, trzasnąć drzwiami ponownie i usiąść oburzona
z rękoma splecionymi pod piersiami, jakby miała kilka latek, i
właśnie ktoś odmówił jej zakupu kolorowego lizaczka na targu.
Oldman jednak nie postrzegał niewiasty jak małej, nieporadnej
dziewczynki. Patrzył na nią tak, jak się patrzy na kobietę. Wzrok
Williama mimowolne sunął po jej dekolcie, który wyłaniał się
spod rozpiętej górnej części koszuli. Uznał, że ten męski,
czerwony krawat w paski, który był bardzo niedbale zawiązany,
nawet dodaje jej uroku.
– Miałeś
rację! Zadowolony!? – krzyknęła kąśliwie.
– Widząc
twój zawód w oczach, ciężko być zadowolonym. Jednak teraz mamy
inny problem – zaczął – samochód stanął – wyjaśnił
pokrótce.
– Jak
to stanął!? – zapytała przerażona. – Próbowałeś odpalić?
– Kilkakrotnie.
– Może
trzeba pokręcić tą korbką?
– Kręciłem.
– Kiedy
stanął?
– Gdy
nakręcałem. Chyba widzisz, że stoimy na środku drogi?
Laura
rozejrzała się dookoła. Szczerze, to zawsze uważała się za
osobę spostrzegawczą, ale tym razem nie dostrzegła tej drobnej
różnicy w ustawieniu samochodu.
– Cudownie,
zepsułeś samochód hotelowy – syknęła.
– Ja?
To twoja wina.
– A
to niby dlaczego moja? Mnie w nim nawet nie było kiedy stawał.
– Właśnie
dlatego to twoja wina, gdybyś mniej się grzebała u fryzjera to…
Niech to szlak! – warknął i uderzył w kierownice.
Nastała
cisza. Laura nerwowo przełknęła ślinę. Zaczekała aż William
się uspokoi i zapytała:
– Myślisz,
że brakło tego czegoś co go napędza?
– Nie
wiem. A czym to się napędza? – odpowiedział równie poważnym
tonem, niestety jego odpowiedź nie przyniosła gotowych rozwiązań,
a wniosła jeszcze więcej wątpliwości.
– No
chyba tą korbką? – zgadywała ze smutną minką niewiniątka.
– Pytasz
czy odpowiadasz?
– A
skąd ja mam to wiedzieć!? – uniosła się.
– Pod
pensjonatem mówiłaś mi, że masz znacznie większe doświadczenie
niż ja – przypomniał.
– Bo
mam większe. – Ponownie się oburzyła i splotła ręce pod
piersiami. – Co z ciebie za mężczyzna, jak nie potrafisz tej kupy
żelastwa w ruch wprawić?
– Od
początku naszej znajomości przyuważyłem, że zazwyczaj czujesz
się lepsza od mężczyzn. W tej chwili nie miałbym nic przeciwko,
gdybyś okazała mi swoją wyższość, nawet jeśli miałaby to być
wyższość nade mną – wypowiedział niemal poetycko, trzymając
przy tym otwartą dłoń na klatce piersiowej.
– Chętnie
bym to zrobiła, ale nie mam pojęcia dlaczego ten złom nie jeździ
– wycedziła przez zęby.
– Nie
pozostaje nam nic innego, jak iść na piechotę.
– Albo
poszukać pomocy.
William
spojrzał na Laurę z politowaniem.
– Naprawdę
uważasz, że w tej mieścinie ktoś zna się na mechanice?
– Nie
– warknęła i wysiadła. – Na szczęście włożyłam wygodne
ubranie.
– Nietypowe
jak na panienkę. – Wysiadł i pognał za nią.
– Być
może, ale suknia spowolniłaby mnie, a mamy przed sobą kilka godzin
żmudnego przebierania nogami. Od początku wiedziałam, że to jest
zły pomysł.
– Ale
przynajmniej miałem rację. – Zrównał się z nią i rzucił w
jej stronę bezczelny uśmiech.
– Mnie
ten fakt nie cieszy, ale dowiem się prawdy – zapowiedziała.
– Jak?
– Być
może te fryzjerki coś pomyliły, przecież mój brat jest…
– Tylko
on był wtedy u tego fryzjera, wszedłem zaraz po nim, opisałem…
– Tak,
wiem, one też mi go opisały.
– Za
kogo się podałaś?
– Za
żonę. Przyjechałam po farbę dla męża. Okazało się, że on ją
zabrał, więc pewnie została w samochodzie.
William
spojrzał na Laurę z podziwem.
– Nie
patrz się tak. Ta wymówka tylko z początku wydawała się być
genialna. Okazało się, że mój brat… nawet mi to przez gardło
nie chce przejść.
– Co
takiego?
– Jest
flirciarzem jakich mało. Obydwie były nim doprawdy oczarowane.
Bardzo się zawiodły na wiadomość o żonie. Sądziły, iż
obrączkę przywdziewa tylko tak dla niepoznaki. Nie dziwi mnie ich
zazdrość, bo jestem od nich ładniejsza, bystrzejsza i młodsza.
– Skromna
nad wyraz.
– Jeśli
mamy iść tyle czasu, wspólnie, ramię przy ramieniu, to proszę
byś większą część tej drogi milczał – odparła z
westchnięciem irytacji Laura.
– Mogę
milczeć nawet całą drogę, ale zdradź mi w jaki sposób dowiesz
się prawdy.
– W
takiej księdze… albumie rodzinnym Rodrigezów, zapisywano daty
urodzenia każdego dziecka, kolor włosów, wagę, takie szczegóły…
Zresztą Prevost przejął ten zwyczaj po Rodrigezach i wpisał
wszystkich swych zmarłych synów.
– Zmarłych
synów?
– Mych
braci. Rodzili się martwi.
– Przykro
mi.
– Bez
powodu. Brak zażyłości czyni umieranie dopuszczalnym. Nie znałam
ich, nie umiem za nimi tęsknić i po nich rozpaczać. Matka jednak
nigdy się nie pogodziła z ich stratą… nie umiała się mną
zajmować, była pogrążona w głębokiej rozpaczy.
– To
brat cię wychował?
– On
i Javier. Przynajmniej tak mi mówiono. Niewiele pamiętam z okresu
dzieciństwa.
– Gdzie
znajduje się ten rejestr urodzeń Rodrigezów?
– Albo
we Francji, albo w Hiszpanii.
– Jak
go sprowadzimy tutaj?
– Nie
sprowadzimy. Znajduje się w kancelarii adwokackiej albo notarialnej.
Nie można go wynosić. Marsela pewnie też już tam wpisano.
Williamowi
aż zęby zazgrzytały ze złości na tę nowinę.
– Co
ci jest? – zapytała Laura, zauważywszy jego stan.
– Nie,
nic. W takim razie jak…
– Ja
pojadę, i tak muszę odebrać dokumenty, że pobierałam nauki.
Umiem francuski, może mogłabym uczyć w szkole albo w domu.
– Chcesz
pracować?
– Z
pewnością nie leżeć i pachnieć, to zadanie mojej bratowej, a nie
ma więcej podobnych ról do obsadzenia w owej sztuce.
– Jesteś
na nią niezwykle… zła?
– Może
mam powód – odpowiedziała.
– Ciekaw
jestem jaki? – zapytał William, choć bał się usłyszeć
odpowiedź.
– Lubiłam
ją... naprawdę ją lubiłam, ale od jakiegoś czasu ona nie jest
sobą. Wiecznie nadąsana i oburzona. Chodzi jakaś zamyślona. To
nie tak, że jej nie lubię. Po prostu, tak jak wydawała mi się
odpowiednią kobietą dla mojego brata, tak teraz wydaje mi się
nieodpowiednia.
– Nie
masz prawa wybierać mu żony.
– Doprawdy?
Wielka szkoda – rzekła Laura z udawanym zawodem malującym się na
twarzy i przyśpieszyła kroku.
Kiedy
Laura Prevost i William Oldman w milczeniu pokonywali kolejne
kilometry pieszo, Hektor Rodrigez odchodził od zmysłów.
– Jak
to moja siostra zniknęła!? – wrzeszczał na jednego z kelnerów.
– Nie
ma jej w swoim pokoju. Sprawdziłem też…
– Nie
obchodzi mnie co sprawdziłeś! Masz sprawdzić jeszcze raz, każdy
zakamarek.
– Ale…
– Nie
ma ale!
– Panie
Rodrigez, zniknął też samochód hotelowy – Tadeusz w końcu
przedarł się przez gniew szefa i dokończył swą wypowiedź.
Hektor
mocno zacisnął szczęki i starał się pohamować gniew. Cyntia
akurat weszła do jego gabinetu, gdy mężczyzna uderzał pięścią
o blat biurka z taką siłą, że atramenty, papiery i inne
przedmioty aż podskoczyły.
– Nie
teraz! – warknął do żony.
Tadeusz
spojrzał przepraszająco na panią Rodrigez i jako pierwszy opuścił
pomieszczenie, kłaniając się obojgu na pożegnanie.
– Co
się stało? – zapytała delikatnie. Chciała do niego podejść i
objąć go od tyłu, tak jak to czyniła w Hiszpanii, gdy byli w
podróży poślubnej.
Hektor
jednak wstał i tym sposobem jej na to nie pozwolił.
Podszedł
do drzwi, chwycił za klamkę i rzekł:
– Gdzie
Marsel?
– Z
jedną z pokojówek.
– Co
takiego? – zapytał cicho, ale groźnie, co zwiastowało jedynie
wybuch jego gniewu. – Co z ciebie za matka!? Nie zajmujesz się
własnym synem! Ciągle go komuś podrzucasz!
– Hektor,
jesteś niesprawied…
– Do
dziecka, powiedziałem! I małemu ma nie spaść włos z głowy, bo
cię wtedy zabiję! – Otworzył szeroko drzwi i wyczekiwał ze
złością w oczach aż Cyntia przejdzie ich próg. Nic takiego
jednak nie nastąpiło.
Ona
stała w bezruchu, przerażona jego tonem i słowami jakie do niej
skierował, a on w końcu zdał sobie sprawę z tego jak te słowa
brzmiały. Spuścił głowę.
– Przepraszam,
nie powinienem był…
– Nieważne
– syknęła, nie kryjąc swojego zawodu, jak i rezygnacji. Wyszła.
– Choler!
– przeklął Hektor i zatrzasnął drzwi z taką siłą, iż to
cud, że szyby w nich umieszczone nie uległy zniszczeniu. Chwycił
za telefon i wezwał Charliego. Nakazał mu wziąć kilkoro ludzi,
tych samych, którzy osłaniali go podczas starcia z wandalami z
Kanonber, i wyruszyć na poszukiwania Laury.
Charlie
natrafił na Laurę niezwykle prędko. Wystarczyło, że jechał
prosto, główną drogą. Blondyn miał przy boku jednego z ludzi.
Naumyślnie wybrał tego najmniej wytatuowanego, z małą ilością
blizn i szram. Większość pracowników Hektora, z wyjątkiem tych
hotelowych, nie cieszyła się dobrą sławą. Byli to zazwyczaj
mężczyźni po wyrokach, którzy nigdzie indziej nie mogli znaleźć
zatrudnienia. Mieli jednak kilka talentów – umieli się bić i
sprawnie posługiwać bronią. Charlie zatrzymał pojazd na poboczu.
– Panienko
Prevost – zawołał, wysiadając. – Pani brat odchodzi od zmysłów
– wyjaśnił. Dopiero gdy stanął naprzeciw, dostrzegł, że u
boku Laury stoi nikt inny, jak kelner.
– Nadopiekuńczość
mego brata doprawdy bywa irytująca – wyznała Laura z głośnym
westchnięciem. – Charlie, nie uwierzysz, ale całą winę za naszą
tak długą nieobecność ponosi kupa żelastwa, o podobna do tej. –
Wskazała na samochód.
– Może
ja wyjaśnię – zaoferował się William.
– Ty,
mój drogi, to się będziesz panu Rodrigezowi tłumaczył.
Słowa
Charliego ani trochę nie zrobiły na Williamie wrażenia. Uśmiechnął
się tylko krzywo, bez cienia lęku i odrzekł:
– Oczywiście,
jak pan sobie życzy.
– Charlie!
– rzuciła Laura z przyganą wprost przez zaciśnięte ząbki. –
Podwieziemy mojego kolegę – zadecydowała.
– Jeśli
pan…
– Mój
brat się nie dowie. Powiesz, że byłam sama.
– Panienko,
ale ja…
– Wsiadaj
– rzuciła Laura do Williama, sadowiąc się już wygodnie z tyłu.
– On i tak zrobi co każę. Charlie tylko brzmi jak służbista,
ale nie byłby w stanie zaszkodzić żadnej kobiecie.
– Bo
cenię sobie święty spokój – wyjaśnił. – Wsiadaj – nakazał
Williamowi, a sam zajął miejsce za kierownicą i zawrócił w
stronę pensjonatu.
William
i mężczyzna znajdujący się w samochodzie na tak zwany wszelki
wypadek, niemal całą drogę milczeli, a Laura uzgadniała z
prawą ręką swojego brata wszelakie możliwości i wspólną,
prawdopodobną wersje wydarzeń.
Kiedy
samochód się zatrzymał nieopodal pensjonatu, ale jednak w
bezpiecznym, niemal niedostrzegalnym z okien miejscu, Charlie
powiedział coś co niezwykle zainteresowało Williama:
– Co
ja mam biedny zrobić? Za bardzo was kobiety lubię, by narazić was
na gniew szefa, a jednocześnie staram się być wobec niego lojalny.
– Was?
– zdziwił się Willi.
– Pani
Cyntia, żona szefa…
– Wiem
jak ma na imię żona szefa – powiedział nienaturalnie głośno.
Zaznaczył tym swoje zniecierpliwienie, a Laura przyjrzała mu się
uważniej, gdyż zaczynała coś podejrzewać.
– Tak
jak mówiłem, żona szefa, także ostatnio wybrała się w daleką
podróż. Tylko, że do Kanonber.
– Co
tam jest? – zapytał William.
– Świat,
który z pewnością zachwyciłby niejednego hulakę i wandala.
– Po
co moja bratowa tam się udała? – Wtrąciła się Laura do
dyskusji, gdy Will już wysiadał z samochodu i zaczął oddalać się
w kierunku pensjonatu.
– Gdybym
ja to wiedział, pani.
– A
rzekomo to chłopy lubią się włóczyć – wtrącił siedzący
obok Charliego mężczyzna.
– Jesteś
tu nowy, więc coś ci wyjaśnię, chłopcze. W tej rodzinie, to nic
nie jest takim jakim się wydaje i nic nie jest tak, jak powinno być
– powiedział w dużym zamyśleniu Charlie.
– Co
masz na myśli? – Laura ciągnęła dalej za język podwładnego
Hektora.
– Panienko
Lauro, ciekawość, to pierwszy stopień do piekła, a na tę
rodzinę, to już nawet diabły w deszczu się odważają czekać.
Jednak proszę nie węszyć, panienki bratu mogłoby się to nie
spodobać.
– Dlaczego?
Co takiego Hektor zrobił, że…
– Nic,
on się po prostu o panienkę, jak i o żonę martwi. To dobry
człowiek, choć z surowym charakterem. Jestem pewien, że gdyby
zaszła taka potrzeba, to zszedłby po obie panie na dno samego
piekła.
– Nie
pytam o jego poświęcenie, ale o jego przeszłość.
– Jesteśmy
na miejscu, panno Prevost.
Laura
wyszła i przed zatrzaśnięciem drzwi, zapytała:
– Nie
powiesz mi niczego więcej, prawda?
Charlie
pokręcił głową.
– Prawda...
nie chce panienka jej znać. Czasami lepiej wiedzieć mniej. Ma się
wtedy spokojniejszy sen i weselsze życie. Panienki brat już czeka.
Hektor
jednak nie czekał biernie. Przestąpił kilka kroków do przodu.
Stanął u boku Laury, spojrzał na nią z góry, następnie zerknął
znacząco na Charliego, oczekując wyjaśnień.
– Panienka
chciała się przejechać samochodem. Zepsuł się i była zmuszona
wracać pieszo.
– A
szofer?
– Byłam
sama. Umiem już prowadzić – pochwaliła się z wesolutkim
uśmieszkiem, nawet przy tym klasnęła w dłonie.
Hektor
jednak nie podzielał jej rozradowania.
– Co
takiego? – wysyczał przez zęby. – Do pokoju – polecił.
– Ale
Hek…
– Do
pokoju, powiedziałem! I bez dyskusji – warknął.
Laura
zrobiła niewzruszoną, choć lekko oburzoną minkę, odwróciła się
na pięcie i pognała przed siebie w stronę pensjonatu. Za nią
ruszył też pomocnik Charliego. Najwidoczniej panienka Prevost
przypadła mu do gustu.
Hektor
spojrzał w zachmurzone niebo, zaczynało robić się już szaro,
poza tym zbierało się na deszcz. Przetarł twarz dłońmi i głośno
westchnął.
– Powinien
pan jej powiedzieć prawdę – doradzał Charlie.
– Nie,
nie mogę. – Hektor pokręcił głową. Miał zaczerwienione oczy,
jakby miał zamiar zacząć płakać. – Nie potrafię, Charlie.
– Tak
byłoby łatwiej, i panu, i jej.
– Prościej
nie znaczy lepiej.
– A
pani Cyntia, co z nią?
– Z
moją żoną wszystko w porządku.
– Dobrze
pan wie, o co pytam.
– Wiem,
Charlie i odpowiadam. Z moją żoną wszystko dobrze i nie chcę, by
to uległo zmianie.
Hektor
usiadł w samochodzie, bokiem, na tylnym siedzeniu, a jego stopy
dotykały ziemi.
– Proszę
mi wybaczyć wścibskość, panie, ale ostatnio przyuważyłem, że
nie najlepiej się państwu układa.
– Mów
mi Hektorze, stanowczo za wiele osób mówi mi na pan, gdy w
rzeczywistości nim nie jestem.
– Jest
pan nim, jest pan Rodrigezem.
– Jestem
Hektorem – rzekł z bladym uśmiechem.
– Skoro
pan tak woli.
– Wolę,
zawsze tak wolałem.
– W
takim razie Charlie. – Mężczyzna wyciągnął prawą dłoń w
kierunku mężczyzny w geście przywitania, nieco przy tym błąznując.
Uśmiechnął się przy tym zachęcająco.
– Hektor.
– Odwzajemnił uścisk, wywracając przy tym oczami, gdyż przecież
od dawna uważał Charliego za kogoś więcej niż swojego
pracownika. Wydawało mu się, iż mężczyzna wie, że łączą ich
zażyłe, przyjacielskie relacje. Nagle Hektor zerknął w bok i
natrafił wzrokiem na Williama, który właśnie pałętał się przy
Krystianie, gdy ten zajmował się przycinaniem krzewów. – Dziś
już odpocznij, ja pojadę po samochód.
– Sam?
– Sam
bym dwóch nie poprowadził. Chłopcze! William! – krzyknął.
Oldmana
wydawał się tembr głosu Rodrigeza sparaliżować. Mimo tego jednak
podszedł do dwójki rozmawiających z sobą mężczyzn.
– Jesteś
bystry, Williamie. Umiesz prowadzić?
– Tak,
troszeczkę. – Chłopak się uśmiechnął.
– Troszeczkę
wystarcza.
– Nie
woli pan, by pojechał z panem szofer? – zdziwił się Charlie.
– Nie,
ponieważ mam ochotę na miłe towarzystwo. Szoferzy będą milczeć,
tytułować mnie na pan i starać się niczym mnie nie zrazić do
siebie, a ten chłopak jest szczery, odważny, nietuzinkowy i już
raz uratował mi życie. Prawda Williamie?
– Tak
jest, panie…
– Po
prostu, Hektor. Nie jesteśmy w pensjonacie. Jak ty się tak
właściwie nazywasz? – zapytał, przesiadając się na miejsce
kierującego i zapraszając Williama do wnętrza automobilu.
Willi
przypomniał sobie rady Laury i choć nie był w rzeczywistości
policjantem, postanowił skorzystać z jej rady.
– Olden
– wymyślił pośpiesznie.
– Nietypowo.
Chcesz może poprowadzić?
– Nie,
niech pan… znaczy, lepiej ty prowadź. – Chłopak spuścił
głowę, potem podniósł ją, spojrzał na Hektora i uśmiechnął
się grzecznie. Czuł się nieswojo, ale nie miał pojęcia jak
wybrnąć z tej sytuacji. W końcu w chwili obecnej był skazany na
towarzystwo Rodrigeza.
Kiedy
William i Hektor spokojnie sobie gawędzili właściwie o niczym i
posuwali się do przodu, w stronę, w którą Charlie im wskazał,
Cyntia siedziała na łóżku i wpatrywała się w pustą ścianę.
Ledwie powstrzymywała łzy. Sam dźwięk pukania do drzwi wzbudził
jej przerażenie. Cichutko powiedziała proszę, a ku jej
zdziwieniu, to nie Hektor, a Bastian przestąpił próg.
– Czekasz
na męża? – zapytał i przysiadł przy niej. – Jeśli tak, to
właśnie pojechał po samochód. Laura nabroiła.
– Nieważne
– odpowiedziała zrezygnowanym głosem.
– Cyntio,
co się dzieje!? Jesteś jakaś inna. Nie byłaś taka. Gdzie twoja
radość życia?
– William
jest w pensjonacie. Wyobrażasz sobie widywać swoją młodzieńczą
miłość każdego dnia? – Wstała z irytacja i zaczęła się
przechadzać po pokoju.
– Tak,
bo ją widuję. Twa siostra była i jest moją jedyną miłością.
Nie ma innej. – Także wstał. Po chwili jednak z powrotem usiadł.
– A Williama sam zauważyłem, nawet zamieniłem z nim kilka słów,
a ciebie chciałbym prosić o zachowanie ostrożności, możesz sobie
napytać biedy.
– Już
to zrobiłam. Javier nas szantażuje. Przed chwilą tu był.
– Hektor
cię przed nim ostrzegał.
– Ostrzeżenia
mego męża nie mają znaczenia. Javier… on wie o mnie i Willim.
Zna fragment przeszłości, ma nawet dowód zdrady.
– Co
chcesz z tym zrobić? – zapytał spokojnie.
– A
co mogę z tym zrobić!? Jeśli dopuszczę cię kradzieży, będziemy
zrujnowani. My wszyscy, będziemy zrujnowani, nie tylko moje
małżeństwo. Kto odwiedzi hotel, w którym giną przedmioty?
– Ja
bym w takim się nie zatrzymał.
– Sam
widzisz. Jakie mam inne wyjście? Czekać na ruch Javiera? Jeśli on
pokaże Hektorowi to zdjęcie, to…
– Macie
syna, to zawsze nadzieja…
– Dobrze
wiesz, że to nie jest jego syn.
– A
jakie to ma znaczenie? Uznał go na chrzcie, kocha go. Jestem pewien,
że nie rozbiłby niewinnemu dziecku rodziny.
– Być
może masz rację, ale…
– Boisz
się jego gniewu?
– Bastian,
przestań mnie przesłuchiwać! Wymyśl coś! – Była zdesperowana,
na co wskazywała jedna z łez tocząca się po policzku.
– Nie
mogę ci pomóc, dopóki nie wiem czego tak naprawdę chcesz. Czego
oczekujesz od życia?
– Świętego
spokoju.
– Połóż
się w trumnie.
– To
ta twoja złota rada?
– Milczenie
jest złotem, tylko srebro jest szczera. Rada jest więc, co
najwyżej, pozłacana. Cyntio, za życia zaznać można wszystkiego,
tylko spokój życiu jest obcy.
– Niezwykle
poetyckie, ale nie napawa optymizmem.
– A
co jest optymistycznego w obecnej chwili. Jesteś w sytuacji bez
wyjścia, choć właściwie jest wyjście. Pytanie tylko czy chcesz
gnać… gonić za swą młodzieńczą miłością. Jeśli tak, to
pomogę ci uwolnić się od Rodrigeza.
– On
mnie nie więzi – odrzekła stanowczo Cyntia.
– Małżeństwo
jednak w pewnym sensie niewoli człowieka.
– Być
może, ale co to młodzieńcza miłość? Czym jest? Bo ja nie wiem.
Była ulotną chwilą mego dzieciństwa, podobnie jak William.
Natomiast Hektor jest pewnym, stałym lądem mej dorosłości.
– Brutalnie
szybko dojrzałaś. Szkoda tylko, że wraz z dojrzewaniem na
prowadzenie wyszły cechy odziedziczone od Marty Montenegro. –
Bastian wstał i skierował się do wyjścia.
– Ale
to nie tak…
– A
jak?
– A
co chcesz usłyszeć?
– Twoje
serce, a nie rozum! – warknął i wyszedł zamykając za sobą
drzwi.
Wybiegła
za nim.
– Bastek,
zaczekaj! Ponoć serce jest złym doradcą.
– Nie,
to potrzeba jest matką wynalazków. Wynalazków, które niszczą
nasz świat. Wiesz jakie to wynalazki? – zapytał z powagą i
spokojem blondyn.
Pokręciła
przecząco głową.
– Kłamstwa,
intrygi i wyrachowanie – odpowiedział zgodnie z prawdą swojego
sumienia. – Jeśli chcesz zdradzać Hektora – dodał ciszej –
to, to rób. Jestem ostatnim, który może ci zabronić. Jednak czyń
to tak, by on nigdy się o tym nie dowiedział. W ten sposób nie
zniszczysz rodziny i zachowasz namiastkę swego młodzieńczego
życia, jeśli tym kochankiem będzie William. Wiesz jednak co jest
najgorsze? Że postępując tak jak teraz ci radzę, zniszczysz
siebie, splugawisz swą duszę, splamisz sumienie i zabijesz siebie w
sobie. Będziesz żywą lalką bawiącą się w dom z Rodrigezem i
grającą w namiętność z Williamem. Nigdy potem nie będziesz już
sobą. – Wyminął ją i odszedł.
Cyntia
powróciła do pokoju, wzięła na ręce dopiero co wybudzającego
się ze snu Marsela. Maluszek bardzo się irytował, bo rączka
zaplątała mu się w koronki.
– Jesteś
głodny? Pewnie, że jesteś głodny – mówiła do niego ze łzami
w oczach, siadając na łóżku. Ułożyła się wygodnie, oparła o
zagłówek przyozdobiony poduszkami i odpięła przednie guzki
sukienki. Dostawiła syna do piersi i pogładziła po główce, na
której występowały coraz gęściejsze, kruczoczarne włosy. –
Będziesz taką moją pamiątką młodości. Taką żywą pamiątką
– podsumowała.
Cyntia
podjęła decyzję, której bardzo chciała nigdy w przyszłości nie
żałować. Spojrzała w stronę rozsuwających się drzwi
sypialnianych. Próg przestąpił jej mąż, trzymający marynarkę w
dłoni. Uśmiechnął się i przysiadł na łóżku. Miał w sobie
coś dziwnego. Nic złowieszczego, ale jakby głęboko kryty smutek.
– Ja
wiem, że moje przepraszam niczego teraz nie zmieni, bo to tylko
słowo, ale nie wiem co innego mógłbym ci powiedzieć. – Rozpiął
swój krawat i wraz z marynarką odrzucił go na fotel.
– Powieszę
– zaproponowała i już miała się zerwać do wstania, ale on ją
powstrzymał.
– Zostaw.
Daj, odłożę dziecko. – Wyciągnął rączki po śpiącego
Marsela, który zasnął, trzymając w usteczkach sutek matki.
Hektor
sunął po dekolcie żony, by potem spojrzeć na synka i uśmiechnąć
się ciepło. Ułożył go delikatnie w kołysce, przykrył i musnął
swoje dwa palce, by zbliżyć je do czółka maleństwa.
– Jest
idealny. Do kogo jest podobny? – Cyntię to pytanie niezwykle
zaskoczyło, nawet lekko przeraziło.
Hektor
odwrócił się w jej stronę, spojrzał dając do zrozumienia, że
oczekuje odpowiedzi.
– Chyba
do ciebie. – Odwzajemniła uśmiech.
– Skoro
tak mówisz. – Wzruszył niedbale ramionami.
Zbliżył
się do niej, rozpinając kilka górnych guzików koszuli. Uklęknął
jednym kolanem na łóżku i sięgnął lewą dłonią do ramienia
żony. Wsunął rękę pod materiał nadal rozpiętej sukni, dotykał
jej barku, pleców, szyi.
– Hektor…
– Co
takiego, kochanie? – zapytał, patrząc jej w oczy. Po chwili
musnął jej policzek. Niespodziewanie przerwała ten moment,
odwracając głowę. – Odtrącasz mnie? – zapytał wprost.
– Nie,
to nie tak. Jestem po prostu zmęczona.
– Ty
ciągle jesteś zmęczona.
– Czy
mi się wydaje, czy słyszę pretensje w tym głosie?
– Słyszysz.
– Hektor postanowił nie kryć swoich uczuć.
Ponownie
sięgnął dłonią do skrawka jej nagiego, niczym nieokrytego ciała.
Tym razem była to ręka, tuż nad łokciem. Delikatnie gładził ją
opuszkami swoich palców.
– Chcesz
mnie zmusić? – zapytała przestraszona, ze łzami w oczach.
Dostrzegł
je i pokręcił nieznacznie głową.
– Nie,
nie chcę – odpowiedział, zostawiając ją w spokoju. Wstał,
chwycił za marynarkę, a czarny krawat upadł na ziemię. Rodrigez
wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Cyntia
opadła na poduszki i zamknęła oczy. Nie wiedziała co robić, ani
czy postępuje słusznie. Była jednak pewna, że nie chce się
zmuszać do niczego na co nie ma najmniejszej ochoty i sądziła, że
Hektor ma obowiązek zaakceptować jej decyzję.
Laura
Prevost wpadła na przechadzającego się po pensjonacie, ze szklanką
w dłoni, brata. Był nieco więcej niż lekko pijany. Zerknęła w
jego zachodzące mgłą oczy.
– Mam
cię przeprosić? – zapytała wesolutko.
– A
chcesz? – dopytywał, opierając się łokciami o barierkę
schodów.
– Nie,
bo wyglądasz jak wieśniak stojący i chlejący na moście. Trzeba
by ci było tylko wymienić rekwizyt, z kryształowej szklanki na
zwykłą butelkę taniego rumu.
– Jak
zwykle szczera do bólu. Moja kochana siostrzyczka. – Objął ją
ramieniem i pocałował w skroń. – Co ja bym począł bez twego
wrednego poczucia humoru? – bełkotał.
– Zanudziłbyś
się. A w kwestii nudy… – Chwyciła za jego dłoń i
prześlizgnęła się pod jego ręką. – Chciałabym udać się do
Hiszpanii, do ciotki.
– Mej
ciotki?
– Tak,
pamiętam, że mnie uwielbiała. Kiedy mnie tam zabrałeś byłam
mała…
– Pamiętasz
to?
– Tak,
karmiłam z nią kury. Nie pamiętam nic więcej. Wiem tylko, że
była dla mnie miła. Coraz z nią gorzej, prawda?
– Opłaciłem
pokojówki i opiekę. Sam mam zamiar zabrać tam Cyntię i Marsela w
okolicy świąt bożonarodzeniowych.
– Mogłabym
ją odwiedzić wcześniej. Zgodziłbyś się?
– Sama
w tak długiej…
– Tutaj
też przyjechałam sama – przypomniała.
– Bo
jak zwykle…
– Poradziłam
sobie – zaznaczyła i tupnęła nóżką.
– Oj…
widzę zaczynasz mieć humorki jak prawdziwa kobieta.
– Jestem
kobietą!
– Dla
mnie zawsze będziesz małą siostrzyczką.
– I
zawsze będziesz mnie nie doceniał!? Traktował jak dziecko!? Daj mi
udowodnić…
– Dziś
udowodniłaś dość! – warknął i chciał ją wyminąć, ale
położyła swoją dłoń na jego klatce piersiowej.
– Hektorku,
braciszku, proszę. – Zrobiła jedną z tych swoich słynnych
minek, które nie zawsze, ale zazwyczaj na niego działały.
– Dobrze,
spakuj się i powiedz kiedy do nas wrócisz.
– Dziękuję,
dziękuję, dziękuję! – Podskakiwała i klaskała w dłonie. –
Jesteś kochany. – Wspięła się na paluszkach, by musnąć jego
policzek usteczkami. – Jesteś najlepszym bratem pod słońcem.
– Przypomnę
ci te słowa, gdy będę ci czegoś zabraniał.
– Lepiej
nie, przecież dobrze wiesz, że ja nie lubię, gdy mi się czegoś
zabrania – odpowiedziała i pognała do swojego pokoju, by się
spakować. Miała już dokładnie opracowaną większą część
planu działania.
Kiedy
Hektor, upojony alkoholem, położył się do łóżka, Cyntia tylko
warknęła:
– Nawet
mnie nie przepraszaj.
– Nie
miałem zamiaru – odburknął, sięgając po nią ręką. Objął
ją i usiłował przyciągnąć do siebie, ale mu na to nie
pozwoliła.
Otrząsnęła
się i wyrwała z jego uścisku.
– Zostaw
mnie! – zażądała.
– Niepotrzebnie
się irytujesz – wybełkotał.
– Potrzebnie.
Zapewniam cię, że potrzebnie, ale o tym to porozmawiamy, gdy
wytrzeźwiejesz. – Wstała z łóżka, zarzuciła na siebie kremową
podomkę i wyszła z sypialni. Przez chwile przystanęła przy oknie
w salonie. Patrzyła na jakąś zakochaną parę obejmującą się w
pół. Kobieta przyglądała się swojej dłoni, Cyntia
wywnioskowała, że chyba właśnie się zaręczyli. Uśmiechnęła
się blado, bo w jej wspomnieniach pojawił się obraz, gdy to Hektor
się jej oświadczał, było to także w ogrodzie, tyle, że tym w
jej rodzinnej posiadłości.
Wyszła
na korytarz z zamiarem odnalezienia Williama. Nie było go w
restauracji, czyli nie miał nocnej zmiany. Dotarła przed jego i
Antoniego pokój. Właśnie wychodził z niego Javier, więc ukryła
się za filarem dopóki nie przeszedł.
– Czego
on od ciebie chciał!? – zapytała gniewnie, zamykając za sobą
drzwi.
– Herbatę
albo napę. W końcu czego może chcieć gość hotelowy od kelnera w
środku nocy? – zapytał i bezczelnie patrzył jej w oczy, siedząc
na łóżku i paląc papierosa.
Cyntia
starała się zdusić w sobie uczucie irytacji. Siliła się na
spokój.
– Gdyby
naprawdę tego chciał, to zadzwoniłby dzwonkiem.
– Widocznie
lubi jak to ja go obsługuje, pani Rodrigez.
– William,
przestań! – wysyczała przez zęby i zajęła miejsce na łóżku
Antoniego, naprzeciw Williama. – Mów mi zaraz, czego on od ciebie
chciał.
– Nagle
cię to interesuje? – Słychać było pretensje w jego głosie. –
Och, przepraszam, nagle panią to interesuje, pani Rodrigez?
– William,
musisz wyjechać. Wiem, że Javier chce byś okradł gości
pensjonatu. Ze mną też już rozmawiał – Cyntia wyłożyła
przysłowiowe karty na stół. – I chyba wiem jak się go pozbyć,
ale na wszelki wypadek, gdy ja go oskarżę, ty musisz być już
daleko.
– Dlaczego?
– Bo
jeśli Javier z zemsty powie Hektorowi prawdę, to mój mąż może
cię nawet zabić. Wyzwać na pojedynek i zastrzelić. Ty nie umiesz
strzelać – przypomniała.
– Szybko
się uczę – odparł poważnie chłopak.
– Nawet
tak nie żartuj.
– Jaki
masz plan?
– Jutro
przyjeżdża teatr, aktorzy wystawią sztukę. Wieczorem na ich cześć
wyprawione będzie przyjęcie. Dostanę się do pokoju z licznikami i
wyłączę prąd o umówionej godzinie. Będziesz miał dokładnie
osiem i pół minuty na dokonanie kradzieży. Przydałaby ci się
pomoc. Potem włączę prąd i jakby nigdy nic wrócę na przyjęcie.
– Goście
nie zauważą twojej nieobecności?
– Będzie
dużo ludzi.
– A
twój mąż?
– Będzie
ich zabawiał rozmową, jak zazwyczaj. Poza tym ja zawsze mogę
wyłgać się synem, że byłam zerknąć ukradkiem czy piastunka
dobrze się nim zajmuje albo powiedzieć, że musiałam go nakarmić.
– To
nie wzbudzi podejrzeń?
– Nie,
to wzbudzi radość u mego męża. Marsel jest jego oczkiem w głowie.
– Nasz
Marsel – wypomniał, czym sprawił, że usta pani Rodrigez
zacisnęły się w wąską kreskę. – Co dalej? Okradniemy gości
i…
– I
oddasz te przedmioty Javierowi. Najlepiej dogadajmy się z nim, byśmy
mogli zostawić je u niego w pokoju. Zapewnimy, że ty jako kierownik
piętra uczynisz to tak, by nikt cię nie nakrył.
– Co
zrobimy potem?
– Ty
wyjedziesz, a ja oskarżę Javiera o kradzież. Powiem, że widziałam
go, gdy kręcił się przy pokoju z licznikami, że zapewne miał
wspólników…
– Jeśli
tylko ja wyjadę, to wezmą mnie za jednego z jego…
– Tak,
w najlepszym wypadku Hektor uzna cię za wspólnika Javiera. W
najgorszym, Javier zdradzi, że byłeś moim kochankiem.
– Ty
wiesz mi… Wiesz co każesz mi zrobić? – William miał łzy w
oczach.
– Tak,
postąpić słusznie.
– A
mój syn? Mam go zostawić?
– Taka
była umowa, bądź honorowy. Tylko dzięki tej złożonej obietnicy,
pozwoliłam ci dotknąć mego syna.
– Cyntio,
ale…
– Zrób
to dla mnie.
– Tylko
pod warunkiem, że ty zrobisz coś dla mnie.
– Co
takiego?
– Wyjedź
ze mną. Weź Marsela i…
– Nie.
Nie skażę mego dziecka na życie uciekiniera, przy boku
przestępców.
– Jakie
to przestępstwo? To nasz syn, będziemy rodziną, prawdziwą
rodziną.
– Ja
mam męża, a ty dopuścisz się kradzieży.
– Dla
dobra rodziny.
– Nie
zrobię z siebie przestępczyni.
– Na
Boga, przecież nikogo nie zabijesz!? – wstał podirytowany.
Cyntia
także stanęła na równe nogi.
– Ale
opuszczenie męża jest przestępstwem. Ja muszę wypełniać
obowiązki małżeńskie, a ty wypełnij swoją obietnicę. Obiecałeś
mi zniknąć z mojego i Marsela życia. Tylko dzięki temu ja będę
szczęśliwa, a jak ja będę szczęśliwa, to twój syn także.
William
spuścił głowę…
– Czy…?
Dlaczego…? Z resztą…
– Mam
syna, Williamie – powiedziała z westchnieniem żalu. – Nie mogę
myśleć tylko o sobie. Może w innych okolicznościach… może
gdyby moje decyzje wpływały tylko na mnie, nie czułabym się za
nic… za nikogo odpowiedzialna, to może wtedy moja decyzja byłaby
inna. Jednak ja jestem matką, jestem żoną. Przede wszystkim jestem
matką i szczęście mojego syna jest dla mnie najważniejsze –
mówiła, jawnie płacząc, niemal szlochając. – Nie ma znaczenia
przeszłość, liczy się przyszłość.
Zbliżył
się do niej i pogładził dłońmi po policzkach.
– Sama
nie wierzysz w to co mówisz.
– Dla
niego, dla Marsela uwierzę nawet w to, że słońce wschodzi na
zachodzie. On jest najważniejszy. Z nim nie może się równać
nawet nasza przeszłość.
William
chciał jeszcze chwycić Cyntię za dłonie, ale pośpiesznie je
zabrała. Wyminęła chłopaka tak, by nawet się o niego nie otrzeć
i wyszła na korytarz. Wycierając mokre od łez policzki, podążała
schodami do góry, do swojej sypialni, do swojego męża i syna… do
swojej rodziny.
Rozmowy Laury i Williamem są świetne nikt tak nie potrafi sobie dogryzać jak ta para :D Ciekawe czemu ten samochód nie odpalił?
OdpowiedzUsuńHektor hmm brak słów w sumie. Najpierw to że udaje kawalera i flirtuje z fryzjerkami, a teraz grozi żonie, że ją zabije. Ja rozumiem, że w gniewie można powiedzieć coś raniącego i trochę przesadzić, ale normalni ludzie raczej nie grożą sobie zabójstwem. A to jego marne przepraszam to niech sobie w buty wsadzi :P Na szczęście teraz Cyntia nie jest szarą myszką, więc tak łatwo mu tego nie daruje.
Czy mi się zdaje, czy Hektor ma jakąś obsesję na temat bezpieczeństwa. Nie pozwala służbie zajmować się Marselem, szaleje bo Laura gdzieś zniknęła, a to przecież duża dziewczynka jest. Cyntii grozi, że ją zabije jak coś stanie się Marselowi, bo zostawiła go pod opieką pokojówki. Czy grozi im jakieś niebezpieczeństwo, co takiego zrobił Hektor, że teraz obawia się o życie bliskich.
OdpowiedzUsuńZanosi się na to, że w tej wersji Laura i William też będą ze sobą współpracować i ściągać na siebie kłopoty, już zaczęli, ciekawe jak skończy się ich przygoda.
To się Laura wpakowała,Hektor już spostrzegł jej nieobecność.Nic dziwnego,że się martwi w końcu jest jej bratem jednak Laura nie ma pięciu lat by jej pinować na każdym kroku.A to jak w nerwach odezwał się do Cyntii... rozumiem,że był zdenerwowany ale to nie daje mu prawa wyżywać się na wszystkich wokół. Zresztą nigdy nie powinien był grozić jej śmiercią,mówi,że jest beznadziejną matką bez powodu jej dowala.Idealnym mężem to on na pewno nie jest,zastanawiam się skąd ta obsesja na punkcie nie powierzania dziecka pokojówką.Może coś się stało w przeszłości z udziałem pokojówki i teraz nie chcę by to się powtórzyło.
OdpowiedzUsuńBastek jest świetny,niby alkoholik ale jednak potrafi powiedzieć coś mądrego,potrafi doradzić.Świetny jest.
OdpowiedzUsuńCyntia jednak zdecydowała się na kradzieżpomysł niby nie taki zły ale nie jestem pewna czy to się dobrze skończy.W sumie to nie ma nic do stracenia może tylko zyskać.Jestem ciekawa co Hektor ukrywa i o co chodziło Charliemu gdy namawiał go do powiedzenia prawdy.
Ciekawe co Charlie miał na myśli, mówiąc , że Hektor powinien powiedzieć Laurze prawdę, co on takiego ukrywa. A Laurka spadła na cztery łapy jak kot, szczęściara, po tym jak Hektor szalał to bałam się że będzie gorzej, upiekło się jej.
OdpowiedzUsuńBastuś mnie w tej wersji po prostu zadziwia, no lubi wypić jak poprzednio, ale okazuje się być dobrym przyjacielem, chce pomóc Cyntii. No a Cyntia czuje się złapana przez Javiera w pułapkę, co by nie zrobiła i tak będzie źle.
Laurze się upiekło. A zapowiadało się, że będzie miała niezłe kłopoty. Bastek w tej wersji jest fajniejszy. Ciekawe o co chodziło Charliemu z tym, że Hektor powinnien powiedzieć Laurze.Cyntia wpadła w pułapkę ciekawe jak uda jej się z tego wybrnąć.
OdpowiedzUsuńPo tym rozdziale zmieniłam zdanie o Laurze na bardziej pozytywne. Rozmowy między nią,
OdpowiedzUsuńa Williamem są genialne, a przy tym nie sposób się nie uśmiechnąć. Wspólnicy z nich są rewelacyjni, ale detektywami lepiej niech nie zostają : ) : )
Chyba każdy myślał, że Laurze oberwie się od Hektora, więc aż dziw, że to się nie stało, ale dobrze. Przynajmniej się można przekonać, że Hektor jednak nie jest taki zupełnie zły :p
Williamowi też się upiekło. Widać musiała go Laura polubić skoro go wybroniła przed gniewem braciszka : ) Tylko czy aby na pewno Hektor jest jej bratem. Po rozmowie Hektora z Charliem miałam wrażenie, że są powiązani ale jednak nie więzią rodzeństwa. Zastanowiło mnie też jak mówili: „ Mów mi Hektor, stanowczo za wiele osób mówi mi na pan, gdy w rzeczywistości nim nie jestem, -Jest pan nim, jest pan Rodrigezem. -Jestem Hektorem – rzekł z bladym uśmiechem” Nie mam pojęcia jak to rozumieć. Czy może jest tak, że Hektor Rodrigez udaje tylko Rodrigeza,
a w rzeczywistości jest kimś innym. Skomplikowane to się dla mnie zrobiło ale pewnie rozwiązanie jest proste, tylko ja go nie widzę.
Ciekawe, czy Hektor domyślił się, że Laura może coś wiedzieć. W końcu samochód pozostawili niedaleko fryzjera więc powinno go zdziwić, że akurat tam wybrała się na przejażdżkę, a tym bardziej jeszcze teraz gdy chce wyjechać do jego ciotki. Przecież to od razu wiadomo, że młoda coś kombinuje.
Inteligentny Bastian, który zaczął pouczać innych i dawać dobre rady jest świetny. Liczę na to, że już taki zostanie :)
No i na koniec Cyntia. Podobno nie martwiła się tym, że Javier może powiedzieć o wszystkim Hektorowi, a jednak strach wziął nad nią górę. Z jednej strony chce pomóc Williamowi ale nie wiem czy to taka dobra pomoc, robiąc z niego przestępcę. Z drugiej strony, mam wrażenie, że jednak martwi się bardziej o swój los i będzie robiła wszystko byle tylko ochronić siebie i jak twierdzi Marsela, a William jej tylko przeszkadza więc trzeba się go jakoś pozbyć z pensjonatu.
Nic nie poradzę na to, że nie lubię Cyntii i w tym momencie jedynie współczuję Williamowi, bo zależy mu na synu, a ona nie pozwalając mu na kontakt z nim tylko go krzywdzi, a podobno twierdzi, że coś czuje do Williama. Mam nadzieję, że William nie spełni rozkazu, po prośbą bym tego nie nazwał i nie opuści posiadłości.
Nikt nie kłóci się tak ja Willi i Laura. Ta dwójka jest kapitalna.
OdpowiedzUsuńWilli jako detektyw ? Całkiem dobrą przykrywkę sobie znalazł, ale jeżeli Laura dowie się prawdy to mu chyba oczy wydrapie...
Zgodzę się z tym, że Hektor na punkcie bezpieczeństwa ma obsesję. Jak tylko ktoś z jego bliskich znika mu z oczu ten zaraz dostaje białej gorączki. I oczywiście musiał swoją złość wyładować na Cyntii... Groźby, że ją zabije ? Zawsze sądziłam, że on w pełni normalny nie jest, ale teraz to już w ogóle przesadził... Zero klasy i wyczucia dobrego smaku... Mógłby się czasem zastanowić nad tym co mówi. A nie przepraszać po fakcie...
Lubię Charliego fajna postać. Nie taki nudny przydupas Hektora. Tylko fajny facet, który raz kryje Cyntie innym razem spiskuje z Laurą. Nie rozumiem tylko dlaczego on wie więcej o Hektorze niż jego żona i siostra razem wzięte... Co to za sprawa o której Hektor powinien powiedzieć Laurze ? Co on takiego ukrywa ?
William kusi Cyntie, ale perspektywa życia uciekiniera nie jest najciekawsza. Mam nadzieję,że ona nigdzie nie wyjedzie i spławi w końcu Willa. To on narobił to całe zamieszanie.
To sie Laura wpakowała.Też uważam że Hektor ma jakoś obsesje na pukcie bezpieczeństwa
OdpowiedzUsuńLubię Bastiana, zmienił się jest doroślejszy. Laura chcevwyjechać do ciotki, żeby dowiedzieć się czegoś o Hektor że, tak?
OdpowiedzUsuńLaura jest urocza. Ona nawet jak się złości i kłóci, ma w sobie coś, co nie pozwala jej nie lubić. Zjednuje sobie ludzi prostotą, szczerością, nawet brakiem konwenansów. Jest normalną dziewczyną, a nie piękną wydmuszką. Uwielbiam, jak się wykłóca o swoje.
OdpowiedzUsuńCo do Cyntii, to już nie wiem, co myśleć. Z jednej strony nie kocha Marsela, z drugiej kocha nad życie. Instynktu macierzyńskiego nie ma wcale, ale jakoś mnie to nie dziwi. Mieć taką matkę jak Marta, to koszmar. Ma jednak coś, co każe jej kochać syna, i może kiedyś się na niego otworzy.
Impulsywność Hektora mnie przeraża. Rozumiem, że można być wściekłym, miał powód, ale żeby mówić żonie, że się ją zabije dlatego, że jest się wściekłym na siostrę? To już choroba. Mówiłeś, że Hektor będzie miał klasę. Nie ma jej. Bym zaryzykowała, że to prostak gorszy od Willa, bo chociaż ma jakieś wykształcenie i maniery, to nie potrafi ich używać. Takie zachowanie względem kobiety nigdy nie było uznawane za dopuszczalne.
Hejo! :3
OdpowiedzUsuńHehe. Rozbawił mnie moment, kiedy to auto się zepsuło, a wcześniej jak kłócili się, czy to kobieta, czy mężczyzna xD
Jejku. Jak ja uwielbiam Laurę! Jej humor już nawet mi się udziela... Szkoda tylko, że Hektor wciąż jej czegoś zabrania. Rozumiem, że martwi się o nią, no ale bez przesady.
Naprawdę współczuję Williamowi. Cyntia nie powinna zabraniać mu widywać syna. Rozumiem, że boi się, że prawda wyjdzie na jaw, ale... Jeju. W co ona się wpakowała?
Hm. No nie wiem, czy z tą kradzieżą to dobry pomysł. Plan zawsze może nie wypalić... Ej! Ja nie chcę, by Will wyjeżdżał. Już nie pamiętam, czy wspominałam, ale naprawdę bardzo go polubiłam. Jak czytam fragmenty, kiedy to widzi Cyntię i Hektora razem, albo w jaki sposób Cyntia się do niego odzywa, to robi mi się go żal.
Aha. I o co chodziło Charliemu? Co ukrywa z Hektorem? Czego go nie mogą powiedzieć...?
Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! :***
Maggie
Coraz bardziej lubię Laurę i Willa. Powtórzę jeszcze raz: szkoda, że nie są parą.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się postać Charliego.
Mam nadzieję, że Cyntia i Will nie uciekną razem. Nawet, jeśli zrobiłoby sie wtedy ciekawiej, to przecież cały czas żyliby w strachu, że Hektor odnajdzie ich. Nie wątpię, że wtedy zabiłby Williama, a Cyntia... Cyntia miałaby niezłe kłopoty.
Podobała mi się scena z autem. Will i Laura to świetny duet. Ich przekomarzanki są boskie i mega zabawne. Z przyjemnością się czyta takie rozmowy.
OdpowiedzUsuńHektor to jest nadopiekuńczy. Chciałby mieć nad wszystkim kontrolę i wszystkim zapewnić bezpieczeństwo. To aż niepokojące. Może w jego przeszłości wydarzyło się coś takiego, że teraz woli chuchać na zimne niż dopuścić, aby komuś coś się stało? Całkiem możliwe.
Ciekawe, jak skończy się cała ta heca z kradzieżą. Plan niby dobry, ale jest w nim mnóstwo elementów, które mogą nie wypalić i tego chyba obawiam się najbardziej.
I jeszcze Hektor. Nie powinien grozić żonie śmiercią. No, ale wiadomo - zdenerwował się, a ludzie w nerwach mówią różne rzeczy.
Podobają mi się Laura i William jako wspólnicy :) Powinni być razem, tak się słodko przekomarzają, że aż pasują do siebie.
OdpowiedzUsuńI co? Hektor pojechał z Williamem po samochód i wiedział gdzie on jest? I czy dobrze zrozumiałam, że samochód był zaparkowany pod salonem fryzjerskim? Jeśli tak to czy Hektorowi nic nie kliknęło w głowie czemu on tam jest? Jakoś pominąłeś te wyjaśnienia albo ja coś pomieszałam :/
Hektor wzbudził we mnie jeszcze większe podejrzenia gdy powiedział, że zbyt wiele osób mówi mu na pan, a on jest zwykłym Hektorem. Plus ta sympatia do Willa wydaje mi się podejrzana. Myślę, że on urodził się w biednej rodzinie, a nie w rodzinie Rodrigez.
Dziw bierze, że Cyntia posunęłaby się do wszystkiego, aby wygnać Javiera. Najpierw jest pewna siebie i go olewa, by następnie za wszelką cenę się go pozbyć. Nawet posyłając Hektora za kratki. Dziwna jest - albo jest pewna siebie, albo spiskuje ale nie szkodząc własnym interesom.
Pozdrawiam
amandiolabadeo.blogspot.com
Laura i William jeszcze nieraz wystąpią różnie i to w różnorakiej scenerii. W najnowszym rozdziale, który ciągle poprawiam, a którego poprawienie utrudnia mi gorączka jest w końcu pierwszy pocałunek kawalera Oldmana z panienką Prevost.
UsuńOczywiście, że zauważył iż samochód jest pod salonem fryzjerskim, ale - tu cię zaskoczę - nie skojarzył faktów. To małe miasteczko, auto siadło, poza tym Laura też farbuje włosy, "bo w blond (cytuję) wyglądam jak dziecko". Z początku więc Rodrigez nie skojarzył faktów, ale po pewnym czasie...
Laura wie na chwile obecną to czego nie wie Hektor, a Hektor wie to czego nie wie Laura, do tego jeszcze dochodzi wiedza Cyntii i Williama - jakby się tak w czwórkę spotkali i szczerze pogadali, to pewno ze dwoje by umarło, ale przynajmniej większość zagadek zostałaby wyjaśniona. Zauważ, że Laura kazała Williamowi podać inne nazwisko (nie wiem czy już do tego dotarłaś). Gdzieś więc nazwisko Williego wcześniej widniało i Laura je skojarzyła.
Sympatia Hektora do Williama, oraz późniejsza przyjaźń Williama i Hektora... - zobaczysz potem na jakim fundamencie jest ona budowana. Być może Hektor wie, że William jest synem Eryka, który postawił nagrobek Cyntii, za który on i temu mężczyźnie i Julii zapłacił. Może trzyma się zasady iż przyjaciół należy trzymać blisko, a wrogów jeszcze bliżej, co powiesz na taką teorię?
Cyntia podjęła ryzyko. Cyntia z rozdziału na rozdział coraz bardziej przypomina Martę Montenegro, potem upierdliwą gówniarę, aż w końcu staje się taką normalną kobietą, by ponownie zabłysnąć charakterkiem odziedziczonym po mamusi. Cyntia jak to kobieta, młoda kobieta, nastolatka w okresie buntu - zmienna jest bardziej niż pogoda.
Laurze sie upiekło. Aż wyjątkowo mnie zadziwił Hektor bo myślałam, ze zrobi jej chociaż jakas większa burę a tu nic. Ciekawe co ukrywa Hektor i wie o tym charli który poleca cynti i laurze to wyjaśnić. Bardzo brzydko postąpił Hektor traktując tak żonę bez żadnego powodu, nie dziwie sie ze mu odmówiła przyjemności. William zakładam, ze nie wyjedzie a zostanie aleciekawi mnie jak wyjdzie ten plan doskonały cynti.
OdpowiedzUsuń