poniedziałek, 4 lipca 2016

Rozdział 30: Plan doskonały


Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem  Rozdział 29: Wspólnicy z przypadku

Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek

Laura Prevost wyjechała z samego ranka. Charlie obiecał Hektorowi, że będzie panience towarzyszył w podróży i dostarczy ją bezpiecznie do Hiszpanii, a tam da jej trochę oddechu, a sobie zapewni chwile odpoczynku. Laura lubiła Charliego, dlatego nie miała nic przeciwko. Tym bardziej, że nawet gdyby stanowczo odmówiła i nie chciała mężczyzny widzieć w roli swojej przyzwoitki i opiekunki, to Hektor postawiłby sprawę jasno – albo jedziesz z Charliem, albo zostajesz. Apodyktyczność brata strasznie panienkę denerwowała, uważała też, że ma on fiu bździu na punkcie bezpieczeństwa i ostrożności, ale cóż… taki już był, a jeśli kogoś naprawdę kochamy, to akceptujemy go takim jakim jest. Laura Prevost kochała obydwóch swoich braci, choć oni pałali do siebie szczerą nienawiścią spowodowaną sprawami przeszłości. Kiedy Laura siedziała z Charliem w pociągu i grała z blondynem w skojarzenia dla zabicia czasu, losy jej braci właśnie się ważyły, a wszystko za sprawą Cyntii i Williama.
Bastianie, Julio, potrzebuję waszej pomocy – zaczęła pani Rodrigez zaraz po wtargnięciu do sypialni siostry.
Julia siedziała na jednym kolanie mężowi i obcałowywała jego szyje. Kiedy usłyszała głos Cyntii tylko na nią spojrzała z dużym zaskoczeniem, choć wcześniej nieco się speszyła, bo nie spodziewała się, że ktoś wejdzie bez pukania.
Naszej pomocy? – odrzekła zdziwiona, jednocześnie siadając nieco bardziej przyzwoicie.
No naszej, naszej, przecież jakby potrzebowała pomocy kogoś innego, to poszłaby do innego pokoju. – Bastek podniósł żonę, posadził obok, a sam wstał i poszedł wyjrzeć na korytarz. Spojrzał w obie strony, zamknął drzwi i przekręcił klucz. – Czysto jest, możesz mówić. Zdecydowałaś się jednak z nim uciec?
Z kim? – Julia aż wstała z wrażenie.
Kim – powtórzył mały Edward i zaczął rozglądać się dookoła, trzymając w dłoniach niewielkiego misia za uszy.
Z nikim – szepnęła Cyntia. – Jak mogliście w ogóle pomyśleć, że odejdę od męża?
Ja nie mogłem uwierzyć, gdy zgodziłaś się za niego wyjść, więc już mnie nic…
Bastian – wtrąciła karcąco Julia.
Właściwie to ja mogę milczeć. – Usiadł na krześle i napił się herbatki.
Jestem po prostu zaskoczona, że prosisz mnie o pomoc, gdy ja… – Julia nie była nauczona przyznawania się do błędów. Szczerze nie znosiła przepraszać. Odziedziczyła tę cechy po matce, zresztą, Cyntia miała podobnie.
Nieważne, to stare dzieje i twoje przepraszam już niczego nie zmieni. – Cyntia machnęła ręką, zamiatając w ten sposób sprawy przeszłości pod dywan. – Ale nie myśl sobie, że ci daruję. Musisz mi pomóc – zażądała, zajmując miejsce naprzeciw Browna, który w uroczy sposób poczęstował ją ciasteczkami.
Edward oczywiście upomniał się o swoje, podchodząc do ojca i klepiąc go po udzie. Poruszał przy tym zabawnie usteczkami, dając do zrozumienia, że on też by chętnie zjadł ciasteczko. Bastian wziął małego na kolana i podsunął talerz.
Jesteśmy do usług, czekamy na wytyczne – zwróciła się Julia do siostry.
Wiem jak pozbyć się Javiera.
Pozbyć to nieładne słowo – wtrącił blondyn. – Może lepiej wyeliminować?
Mamy go od razu porwać i uwięzić czy pogrzebać żywcem? – dopytywała pani Brown. – Bo rozumiem, że mord nie wchodzi w grę?
Dobrze by było, siostro, gdybyś ty nikogo już nie odsyłała na tamten świat. Szczególnie bez wiedzy i zgody tego najbardziej zainteresowanego.
Nie zaczynajcie się tylko kłócić. Nie zniósłbym tego. Dziewczyny, chcecie by Bastusiowi pękło serduszko? – Zabawnie zmarszczył czoło, gdy teatralnie robił smutną minkę. Nawet Edwarda tym rozbawił, na tyle, że ten zechciał mu ofiarować jednego ze swoich pluszaków.
Mały chłopczyk pozostawił więc misia w dłoniach ojca, a sam, zaraz po tym jak został postawiony na podłodze, poczłapał na kolanach w kierunku wiklinowego kosza z zabawkami.
Javiera nie wyślemy na cmentarz, a do więzienia – wyjaśniła Cyntia i odczekała chwilę aż jej najbliżsi przetworzą tę informacje, a potem kontynuowała szczegółowe wyjaśnianie swojego planu.
Niespodziewanie do Browna dotarła pewna ewentualność poczynań szwagierki:
Zaszkodzisz własnemu mężowi. Javier pójdzie do więzienia, ale Hektor do celi obok, bo to Javier ma akt własności kopalni, a twój mąż dopuścił się przestępstwa.
Bastian, daj spokój – wtrąciła Julia. – Wielkie czyny wymagają ludzi zdolnych do poświęceń.
O zdolności do poświęceń danego człowieka mówi się wtedy, gdy to poświęcenie dzieje się za jego zgodą.
Ale Cyntia jest jego żoną, ma prawa poświęcić własnego męża.
A ty byś mnie poświęciła? – zapytał poważnie.
W takiej sytuacji, bez mrugnięcia okiem.
Bastian wstał, gniewnie westchnął.
Nie spodziewałem się tego po tobie. Coraz częściej mnie zaskakujesz, żono. Szkoda, że zazwyczaj negatywnie.
Bastian! Zaczekaj! – krzyknęła zanim doszedł do drzwi. – W takiej sytuacji zazwyczaj wybiera się mniejsze zło – wyjaśniła, gdy mąż na nią spojrzał. – Ja uczyniłabym po prostu to co najlepsze dla rodziny.
A twój mąż nie jest częścią rodziny!? – dopytywał krzycząc.
Oczywiście, że jesteś, ale…
Ale uważasz, że wtedy najlepiej byłoby mi za kratkami?
Nie bądź cyniczny. W końcu byś stamtąd wyszedł.
Cyniczny… Wole być cyniczny niż interesowny. – Chwycił za klamkę i zwrócił się do Cyntii – Zastanów się, czy chcesz to zrobić. Dobrze? I proszę cię o jedno, nie bądź taka jak moja żona, nie stawaj się nią, bo to może doprowadzić do tragedii.
Bastian! Co ty mówisz!? – Tym razem przed wyjściem zatrzymała go Cyntia.
Brown podszedł do stołu, nachylił się nad młodą kobietą i rzekł:
Naprawdę nie wiesz o czym ja mówię? Spójrz na mnie, ja nie jestem jak Rodrigez. Ja pójdę wypić do tawerny, pochędożę z dziwką, wrócę i przytulę się do żony, zapominając o jej gorzkich słowach i interesownych czynach. Zapewne gdybym wyszedł z więzienia, uczyniłbym podobnie, nawet jeśli to ona, by mnie do niego oddelegowała. Rodrigez nie jest mną, ani w połowie nie jest jak ja. Jeśli opłacisz mu bilet do celi, to gdy on z niej wyjdzie po latach, pierwszą rzeczą jaką uczyni będzie zabicie niewiernej żony.
Nie przesadzasz czasem? – zapytała Julia, gdy Cyntia wpatrywała się w swoje dłonie ułożone na stole.
Rozmyślała nad słowami usłyszanymi od męża siostry
A uważasz, że przesadzam?
Myślę, że człowiek taki jak Hektor powinien zrozumieć dramatyczność sytuacji i dobro ogółu.
Czyje dobro!? Twoje!? – wrzasnął. – A może twoje!? – przychylił się bardziej w stronę Cyntii, by spojrzeć jej w oczy. – Jeśli chcesz odejść od męża, to nie musisz go w tym celu zamykać w celi na długie lata.
A w tobie tak nagle, mężu, odezwała się męska solidarność?
Nie kochanie, sugeruję, że jeśli chce wyjechać z kochankiem, to jej w tym pomogę, bez szkodzenia Hektorowi.
Utrata syna i żony nie będzie dla niego szkodą?
Lepiej nie mieć żadnej żony niż mieć niewierną lub nielojalną.
Dostrzegam, iż przewartościował się twój system wartości.
Inna żona byłaby z tego dumna, a w twoich ustach to stwierdzenie brzmi jak obelga – zauważył.
Bo nią jest! – warknęła wstając. – Zamiast dbać o interesy moje i mojej rodziny, dbasz o Rodrigeza.
To część naszej rodziny, to mąż twej siostry! – krzyknął i wskazał palcem na Cyntię.
Masz opór przed oddelegowaniem go do więzienia, ale nie masz oporu przed pozbawieniem go syna i żony. Doprawdy, zadziwiające.
Nie, nie zabrałbym mu syna, jego żony też nie chcę, bo jednej już mam po same dziurki w nosie! – Ze zdenerwowania uderzył otwartą dłonią w blat stołu. Zaczął naprzemiennie przyglądać się twarzom żony i jej siostry.
Nie kłóćcie się – przemówiła młodsza z pań. – Jeśli odeszłabym z Williamem, to bez Marsela, tak? – zapytała półprzytomnie, bo nadal starała się wychwycić najważniejsze informacje z tej krótkiej awantury.
A coś ty myślała? Że pozwolę ci żyć z dzieckiem na wygnaniu? Mnie nie obchodzi, że odejściem od męża złamałabyś prawo, ale że złamałabyś własne morale. Powiesz mi, jak taka kobieta miałaby wychowywać syna? Kobieta, która zostawiła męża, rodzinę i wybrała kochanka? To dziecko zostając przy tobie, nie stałoby się nikim lepszym, niż ty byś się stała. Żegnam miłe panie, wrócę przed tą całą kradzieżą, ale zastanówcie się, szczególnie ty Cyntio, czy chcesz tak wiele poświęcić?
Siostro, czasami trzeba podjąć ryzyko – zachęcała Julia zaraz po tym jak jej mąż opuścił pokój. Podeszła do osiemnastolatki. – Nie mamy pewności czy Javier posłużyłby się tym dokumentem, będąc za kratkami. Poza tym, ja i Bastian odkryliśmy, że dokument musi być gdzieś na miejscu, albo u nas, albo w tamtym pensjonacie, w którym wcześniej Javier się zatrzymał. Zanim sędzia i policja zechcą go przesłuchać, co skutecznie oddalimy w czasie, mamy szansę odnaleźć akt własności.
Dobrze wiesz, że to jak szukanie igły w stogu siana. Poza tym, Javier ma jeszcze dowód na moją zdradę – wyznała.
Julia otworzyła usta i na krótką chwilę zaniemówiła. Podeszła do okna i przyjrzała się swojemu szwagrowi, który właśnie siedział przy jednym stole z jej matką i żywo o czymś dyskutował.
Jeśli tak sprawa wygląda, to będzie dla ciebie bezpieczniej, gdy Hektor Rodrigez trafi za kratki.
Nie chcę tego! – uniosła się i opuściła fotel, by móc stanąć przy boku starszej siostry. – Musimy tak przeprowadzić cały plan, by mój mąż pozostał wolny.
Ale jeśli się dowie, to…
To poniosę konsekwencje swoich poczynań. Nie będzie to nic innego, jak konsekwencje mojej głupoty. – Cyntia spojrzała na brunetkę, a potem w szybę, wprost na Rodrigeza. Następnie odwróciła się na pięcie i wyszła.
Julia niewiele myśląc, wzięła dziecko na ręce i wybiegła za nią. Zatrzymała Cyntię przy schodach, chwytając za rękę.
Wiesz co mówisz? Wiesz na co samą siebie skazujesz?
Łzy zamigotały w zielonych oczach.
Zawierzam w jego miłość. Ufam, że mnie nie zabije ani nie pozbawi syna.
Być może nie, ale…
Nic innego nie może być tak straszne, jakby się mogło wydawać.
Co chcesz przez to powiedzieć? Że jeśli się dowie, to co, to nic? Przecież żadne przeprosiny wtedy nie zdadzą rezultatu. I choćbyś padła na kolana, to on...
To zacisnę zęby i przeżyję jego gniew. – Cyntia zabrała rękę z uścisku siostry, uśmiechnęła się blado w stronę rocznego Edwarda i zeszła schodami w dół.

Bastian zrezygnował z pójścia do tawerny, bo czuł się obserwowany. Nieprędko zauważył, że mały Gracjan Molins zrobił sobie z niego zabawę i chodził za nim krok w krok.
Wychodził pan z pokoju Rodrigeza panie Montenegro – powiedział przemądrzale chłopiec.
Bastian przykucnął przy dziecku i wysilił się na wyjaśnienia:
Jestem pan Brown, a nie Montenegro i może na szczęście. A ten pan Rodrigez, to jest zły pan Rodrigez, a ja chcę pomóc temu dobremu.
Nie ma dobrych Rodrigezów – odparł z przekonaniem pięciolatek.
Chodziłeś za mną cały dzień? – Zmienił temat blondyn.
Tak, byłem nawet w pańskim samochodzie, gdy jechał pan na pocztę, ale pan dopiero teraz przyuważył, jak sam się ujawniłem.
A mógłbyś teraz pochodzić tak za Javierem Rodrigezem, oczywiście w zamian za czekoladę, deser owocowy i nową piłkę – wyliczał z szerokim uśmiechem dobrego wujka wymalowanym na twarzy.
Oczywiście. – Gracjan przybił Bastianowi piątkę i odgarnął z czoła swoje przydługawe, ciemne włoski, które już zaczynały wpadać mu do oczu.
Trzeba cię potraktować nożycami fryzjerskimi – stwierdził Brown i rozczochrał chłopca jeszcze mocniej. Potem uśmiechnął się z wyższością i poszedł przekazać najnowszą nowinę i sprytny plan swojej żonie.
Ta nie wydała się być zachwycona.
Wykorzystujesz naiwność kilkuletniego, chuderlawego, osieroconego chłopca?
To, że jest szczupły ma jakieś znaczenie? To dzieciak służącej. Hektor i tak go nie lubi. Poza tym, lepszego szpiega nie znajdziemy, a w pokoju Javiera nie ma śladu po dokumentach.
Będą z tego kłopoty. Już lepiej poświęcić Hektora, niż niewinne dziecko – stwierdziła pani Brown, biorąc Edwarda na ręce. – Jest marudny, chyba dalej ząbkuje.
Daj mi go, a sama odpocznij. – Zobowiązał się do niewymuszonej pomocy.
To już ci nieśpieszno do dziwek? – dogryzła.
Zrezygnowałem wpół drogi – odparł, rzucając cynicznym uśmiechem. – Oświetlanie posiadłości Montenegro zajmie kilka tygodni. Jesteśmy skazani na mieszkanie tutaj – zagadną dla zmiany tematy na nieco normalniejszy.
Myślałam, że lubisz to miejsce.
Bo lubię, ale tylko wtedy, gdy twoja matka jest na swoim miejscu.
Przecież jakbyśmy byli w domu, to ona też by w nim była.
Ale wasz dom jest większy niż dom Rodrigeza. Trudniej na nią wpaść. Tutaj wpadam po kilka razy dziennie, czuję się jakby patrzyła na moje ręce. Zawsze mnie wącha i dziś chyba się zdziwiła, ale sam nie wiem dlaczego… – Bastian plótł i plótł, a Julia w tym czasie napełniała wannę wodą.
Twoja trzeźwość najwidoczniej wszystkich zadziwia. Daj mi dziecko, wykąpię go i może uśnie. Sama też się zdrzemnę.
Właściwie, to skoro tak, to zostawię was samych, bo w sumie, to mam jeszcze coś do załatwienia. – Bastian zniknął w chwilę po podaniu Edwarda żonie, a uczynił to tak szybko, że ta nawet nie zdążyła zapytać dokąd się wybiera i konkretnie w jakim celu.

Blondyn udał się do pokoju Martina. Ten jak zwykle czytał książkę półleżąc i zajadając przy tym herbatniki.
Potrzeba mi twej pokojówki – rzekł zaraz po zamknięciu drzwi.
Ona nie jest moja – odparł spokojnie Martin i przewrócił stronę. Wychylił się do stolika nocnego po filiżankę herbaty.
Nieważne czyja, ważne, że jest trzebna.
Potrzebna – poprawił szwagra.
Trzebna czy potrzebna. Użycz!
Martin głośno się roześmiał.
Jak możesz przychodzić do brata własnej żony, by zorganizował tobie nałożnice? – nie dowierzał, upił łyk herbaty i powrócił do czytania książki, dając tym samym Brownowi do zrozumienia, że go ignoruje i bardzo by już sobie życzył, by ten opuścił jego pokój.
A nie, ty źle pomyślałeś – po dłuższej chwili sprostował Bastian. – Nałożnice mogę sam sobie zdobyć. Potrzeba mi pokojówki.
A co, dzwonek wam się zepsuł w pokoju? – dopytywał z drwiną, będąc przy tym już lekko zirytowanym faktem, że niedane mu jest poczytać w spokoju.
Nie! Zresztą ty też się przydasz! – Bastian usiadł na łóżku, niemal przygniatając przy tym nogi Martina i zaczął opowiadać o planie kradzieży.
Nie – przedstawił jasno swoje stanowisko i ponownie zaczął śledzić tekst starych stronic.
Nie?
Nie, to takie dziwne?
Dlaczego nie, przecież to…
Oj, jest kilka powodów. – Uniósł wzrok na blondyna i kontynuował – Najbliższe, to nie mogę wydać wyroku ani na Hektora, ani na Javiera, bo nie wiem, który jest winny. Poza tym sprawę osądu zostawmy Bogu.
A sprawy Cyntii?
Zostawmy… – Martinowi zabrakło słów, więc na krótki czas zamilkł. – Cyntii, to by nawet sam Lucyfer nie dopomógł – dokończył, smutno się przy tym uśmiechając.
Zawsze sądziłem, że rodzina Montenegro jest znacznie silniejsza od pana ciemności – podpuszczał Brown.
Lubię biały.
Rusz dupę, chyba, że chcesz widzieć własną siostrę w białej trumnie! – wrzasnął Bastek, co zaskakująco odniosło pozytywny efekt.
Martin wychylił się i zadzwonił dzwonkiem.
Ja nie będę kradł. Uzgadniajcie więc wszystko poza moim kręgiem.
Krąg składający się z jednej osoby? – Bastek zrobił niedowierzającą minę.
Coś ci nie odpowiada, Brown?
Nie, tylko promień takiego stowarzyszenia jednoosobowego musi być niewielki… o ile w ogóle jest tam jakiś promień.
Zadumę Bastiana i niezrozumienie jego słów przez Martina, przerwała Aurelia. Wkroczyła pewnie do pokoju i nieco z rozpędu rozpięła kilka górnych guzików uniformu.
Bastian Brown ma dla ciebie propozycje – zaczął bezo grudek Montenegro.
Aurelia przyjrzała się blondynowi od stóp do głów i choć mężczyzna miał na sobie nienaganny garnitur oraz z daleka było czuć od niego pieniądze, to pokręciła głową na nie.
Nie podoba mi się – rzuciła na głos.
Może go chociaż wysłuchaj – zaproponował Martin, stając za jej plecami i przychylając się w taki sposób, by móc jej coś szepnąć do ucha.
Po co, kiedy od razu widzę, że nie jest w moim typie. Jakiś taki za wysoki, chuderlawy i niemiło mu z oczu patrzy.
Montenegro głośno się zaśmiał, klepnął blondynkę w pupę, następnie opuścił pokój, zabierając z sobą książkę.
Kiedy już skończysz mnie komplementować, to zajmij miejsce i daj mi w końcu dojść do słowa – odezwał się Bastian, w spokoju usiadł na krześle i wyciągnął piersiówkę z wewnętrznej kieszeni marynarki. – Chcesz? – zapytał.
Brown dogadał się z panną Tetmajer, a Cyntia w tym czasie podjęła najtrudniejszą decyzje w swoim życiu. Postanowiła zaryzykować dla dobra swojego i Marsela, ale także dla dobra samego Hektora. Wolała najgorszą z ewentualności, niż życie w ciągłym stresie i niewiedzy, bo przez to czuła się jakby siedziała na rozżarzonych węglach albo tykającej bombie zegarowej.

Przyjęcie w restauracji było już gotowe, a sztuka wystawiona w salonie musiała podobać się gościom, gdyż okrasili ją długimi i głośnymi brawami. Cyntia pozostawiła Hektora samego i wróciła się do pokoju po torebeczkę z kilkoma kluczami, które wcześniej udało jej się podkraść z gabinetu męża.
Kiedy wychodziła i zamykała drzwi, William już na nią czekał. Dziękował jakieś pokojówce, całując ją w policzek. W serce Cyntii wbiła się szpila nagłej zazdrości, ale postanowiła niczego takiego Oldmanowi nie okazywać. Właściwie to pokazywała mu jak bardzo jest jej obojętny.
Gotowa? – zapytał gdy chwilę szli równo przez korytarz.
Cyntia zakładała właśnie czarne rękawiczki, kończące się nieco przed łokciami. Nijak były one dopasowane do delikatnie kremowej sukni balowej. Skromnej, ale niezwykle gustownej.
Aby pomóc ci w kradzieży? Pewnie. Wszyscy są już na przyjęciu – rzuciła niemal jak profesjonalna złodziejka i zdjęła ze swojej szyi perłową kolię, którą otrzymała od Hektora. Podała ją Williamowi. – Tylko nie zgub, wiele dla mnie znaczy.
Wygląda na cenną.
Ma wartość sentymentalną – niemal wysylabizowała.
To po co mi ją dajesz?
To nie prezent! – warknęła. – Jeśli okradamy gości, to byłoby dziwne, gdybym ja nie została okradziona, skoro także znajdowałam się w restauracji.
Ale przecież ty nie będziesz… aaa. Przez czas mojej nieobecności nabrałaś niezwykle dużo sprytu i przebiegłości. Nie wiem czy to powód do radości, tak więc wstrzymam się na chwilę obecną od głosu.
Cyntia teatralnie westchnęła, gdyż nie miała już nawet siły komentować słów swojego byłego kochanka.
Aurelia, Bastian i Julia stawili się na końcu korytarza, gdzie akurat były puste pokoje, a więc nikt tamtędy nie przechodził, a przynajmniej czynił to tak rzadko, że bez obaw można było tam spiskować.
Ja, punkt dwudziesta trzecia siedem wyłączę prąd – zaczęła Cyntia. – William w tym czasie okręci się na dole przy gościach oraz przy gabinecie mego męża. Jest otwarty. Wyjdziesz tamtejszym oknem. Aurelia i Bastian zobaczycie drugie piętro. Julia pierwsze… Odwrotnie, Bastian pierwsze, jak tam cię ktoś zobaczy, to pomyśli, że szukasz alkoholu, bo i tam są szwedzkie stoły z kieliszkami.
To moje uwielbienie do trunków to jednak zaleta – rzekł uradowany Bastek.
Jak się spotkamy? – dopytywał William.
Ty masz najgorzej. Idziesz drabiną na balkon pierwszego piętra. Tam podajesz wszystko Julii, Julia Bastianowi na schodach, a Aurelia zostawia to w pokoju Javiera, udając, że wnosi czyste ręczniki. Tylko nie zostaw tego na wierzchu, bo w taki zbieg okoliczności, to policja z pewnością nie uwierzy.
Co dalej? – pytała Julia.
Ty i Bastian zaglądacie do Edwarda i Marsela, Aurelia wraca do pracy, a William zanosi szampana do restauracji. Julia, Bastian, co macie cennego?
Marynarkę, to moja szczęśliwa, ale jej nie oddam – wyjaśnił z miną małego chłopca.
Starczy złocona piersiówka, możesz potem mówić, że wypadła ci z rąk, gdy nastała ciemność.
Ja oddam korale. – Julia od razu zdjęła je z szyi i wrzuciła do koszyka Aurelii, wprost pod białe, czyste i wyprasowane ręczniki.
Jest pani pewna, że chce…
Jestem – odpowiedziała niezwykle stanowczo Cyntia, zanim pokojówka o blond włosach w ogóle zdążyła zadać pytanie. – To synchronizujemy zegarki i wracamy do swoich zajęć – podsumowała niczym wzorowy strateg.

Przyjęcie się rozwijało w najlepszym kierunku, a Aurelia i William w tym czasie otwierali wszystkie możliwe pokoje. Wiedzieli, że goście nie uciekną od toastów na cześć aktorów. Cyntia oczywiście jeszcze podburzała ich do picia.
A za charektary… – poplątał jej się język, co wprawiło ją w nie lada zakłopotanie.
Hektor spojrzał na nią uważnie z lekkim, pobłażliwym uśmiechem.
Charakteryzatora – poprawił żonę i chwycił delikatnie za jej kieliszek, jednocześnie stając za nią tak blisko, że gdy ją objął jedną ręką, to na plecach poczuła muskulaturę jego klatki piersiowej. – Właśnie moi drodzy, a za charakteryzatora? – zapytał, unosząc szkło lekko do góry.
Większość gości przechylała swoje kieliszki, podczas gdy Cyntia walczyła z mężem o zachowanie swojego.
Oddaj – warknęła szeptem.
Ani mi się śni – odpowiedział wprost do jej ucha. – Zostaw, zostaw – polecił, gdy ponownie chwyciła za swojego szampana, którego on oczywiście nie wypuszczał z dłoni.
Hektor nie ustępował, więc Cyntia smagnęła go niemal niezauważalnie w dłoń, mówiąc przy tym:
A masz, a masz, won mi z tą łapą. – Szarpnęła mocniej za szklane naczynie i odeszła na dwa kroki od męża. Uśmiechnęła się uroczo w stronę gości, uśmiech ten był nieco przepraszający. Wypiła do dna i już miała prosić o kolejny, ale Hektor pociągnął ją w swoją stronę.
Chyba nie odmówisz własnemu mężowi tańca, prawda? – zapytał niezwykle poważnie.
Nie, nie odmówię – odpowiedziała z szerokim uśmiechem. – Nie bądź taki poważny i prawy – syknęła mu na ucho, gdy tylko znaleźli się na środku parkietu.
Przypominam, że karmisz.
Wiem, ale…
Starczy – przerwał jej, okręcił ją tak jak należało, a potem znów pociągnął, by wziąć ją w ramiona. – Nie prowokuj mnie.
Grozisz żonie – było to ni pytanie, ni stwierdzenie.
Ma żona sama prosi się o tego rodzaju ostrzeżenia.
Twa żona pragnie się po prostu dobrze bawić, proszę pana. Jest jeszcze młoda.
Radziłbym mej żonie znaleźć umiar w zabawie, droga pani.
Umiar w zabawie, to jak umiar w wolności, pojęcie tak abstrakcyjne jak namacalność mgły.
Hektor uśmiechnął się nieco złowieszczo, ale też niezwykle uwodzicielsko.
Wyjątkowo dobrze ci w bieli – skomplementowała go niespodziewanie, gdy tylko zauważyła iż mężczyzna jest jedynie w koszuli i kamizelce takiego samego koloru. – Ale to niezwykle nieeleganckie prosić damę do tańca bez kompletnego garnituru. Nie odrobił pan zadania domowego z lekcji dobrego wychowania podczas bankietów i…
Sama mówiłaś, że w szaleństwie nie można sięgnąć umiaru, bo wtedy traci na szaleństwie. Czyżby pani zmieniła zdanie?
Nie wydaję mi się pan szaleńcem.
Oszalałem z miłości do ciebie i za moment zamierzam ci to udowodnić.
Cyntia zrobiła duże oczy, nie wiedząc o czym Hektor w ogóle mówi. Niespodziewanie poczuła jak mąż chwyta ją mocniej za biodra i podnosi do góry, okręcił się z nią, potem postawił na ziemi i wpił się w jej usta z taką zaborczością, że na chwilę zapomnieli, iż znajdują się w miejscu publicznym. Cyntia splotła swoje palce z jego i wycofała się do tyłu, wpadając pupą na jeden z pustych stolików przyozdobiony kwiatami. Musiała sama przed sobą przyznać, że jest spragniona tych doznań, tych uniesień i wszystkiego co towarzyszyło jej podczas potańcówek w tanich, hiszpańskich barach, gdy byli w podróży poślubnej.
Zaczynało być już tak dobrze, gdy Hektor niespodziewanie się odsunął i oblizał opuchnięte wargi. Rozejrzał się dookoła, nawet się nie zaczerwienił, w przeciwieństwie do swojej żony., a to Cyntii dało idealny powód do wymówki:
Sprawdzę co z Marselem, kochanie. – Położyła dłoń na klatce piersiowej męża jakby czekała na jego pozwolenie.
Hektor uznał, że jego żona jest za uległa, co wzbudziło w nim nie lada wątpliwości, ale postanowił się nie zdradzać ze swoimi podejrzeniami, a przynajmniej jeszcze nie teraz.
Oczywiście, idź. – Ustąpił jej drogi.
Cyntia przedostała się do wyjścia z restauracji. Mijając te wszystkie spojrzenia pełne zaciekawienia, zazdrości, a czasami nawet dezaprobaty. Uśmiechała się skromnie i przepraszająco zarazem. Hektor chwycił kieliszek wprost ze srebrnej tacy kelnera i uniósł go do góry.
Za piękne kobiety i udane związki – te słowa nie były tylko toastem, ale także delikatnym wyjaśnieniem zaistniałej sytuacji.
To nie było mądre – powiedziała do zięcia Marta i wyminęła go. Udała się za córką. Wielkim zaskoczeniem był dla niej fakt, że Cyntia zmierzała nie na górę do pokoju Julii i Bastiana, gdzie piastunka opiekowała się chłopcami, ale do pokoju z licznikami. Nie weszła za nią, postanowiła zaczekać nieopodal i zobaczyć co się wydarzy. Była niemal pewna, że zaraz tam wlezie William i zburzy szczęście rodziny Rodrigez, od którego przecież i ona sama była zależna.

Hektor odłożył kieliszek na stół, wrzucił jedno okrągłe, zielone winogrono wprost do swoich ust i przeprosił rozmówce. Postanowił pójść po swoją żonę, wziąć ją w objęcia i zanieść do ich wspólnej sypialni, gdzie miał zamiar ją wykorzystywać do białego rana. Nie zastał jednak Cyntii w pokoju Brawnów, nie było jej także u matki. Zdziwił się trochę, że Marta swój pokój zostawiła otwarty, ale w duchu jej życzył, by ktoś ją okradł albo chociaż jej nabałaganił.
Sama byłaby sobie winna – mówił szeptem z niekrytym złowieszczym uśmieszkiem pod nosem.
Rodrigez wszedł do pokoju swojego i Cyntii. Odkładając klucze dostrzegł plamę na mankiecie, więc pomimo, że żony tam nie zastał, to postanowił zmienić koszulę. Przeszkodziła mu w tym niespodziewana awaria prądu. Nastała taka ciemność, że nie widział dosłownie niczego.
Choler! – warknął, przypominając sobie, że marynarkę odwiesił na wieszak w salonie, a to w jej wewnętrznej kieszeni znajdują się zapałki.
Po omacku przedostał się do sypialni, odnalazł komodę, otworzył szufladę i wyjął pudełko pełne świeczek.
Gdzie są te cholerne zapałki? – pytał sam siebie na głos, ciągle ich poszukując.
Oczywiście wcześniej William zadbał o to, by w żadnym z pokojów nie było ani jednego pudełeczka.
Minęło dokładnie osiem i pół minuty, gdy Cyntia podniosła dźwignie w górę i wprawiła oświetlenie w ruch. Doszły ją krzyki dobiegające z salonu, głoszące nie mam broszki!. Marta także to usłyszała, dlatego wparowała do pokoju z licznikami.
Matko, co ty tu… – Cyntia zawiesiła głos, gdy dostrzegła jak kobieta unosi swoją prawą dłoń do góry.
Nie tutaj – powiedziała starsza z pań, jakby mówiła sama do siebie. Chwyciła córkę za rękę i wyszarpnęła z tego ponurego, ciasnego pomieszczenia. Wepchnęła ją do pierwszego lepszego pokoju.
Cyntia przysiadła na łóżku należącym do jednej z pokojówek.
Co tam robiłaś? – padło pytanie.
Włączałam światło, bo…
Odgłos uderzenia rozniósł się głośnym plaśnięciem i odbił echem od niemal pustych ścian. Cios był na tyle silny, że Cyntia opadła na łóżko. Chwyciła się za obolały policzek i ponownie usiadła. Płakała.
Nie okłamuj mnie. Nie toleruję kłamstw i nieprzemyślanych, szczeniackich wybryków – warknęła. – Uprzedzam, mów prawdę.
Cyntia milczała. Opuściła swoją dłoń.
Matko, to…
To co? Chciałaś uciec z kochankiem!?
A nawet jeśli, to co cię to obchodzi!? – krzyknęła pani Rodrigez i wstała. Dzięki bojowej postawie urosła w oczach matki o co najmniej kilka centymetrów.
Kobieta jednak się nie zawahała przed kolejnym uderzeniem i pewnie by je wymierzyła, gdyby córka jej nie odepchnęła. Niefortunnie Marta zachwiała się i uderzyła głową o ostry rant futryny. Na szczęście rozcięła sobie tylko łuk brwiowy. Cyntia patrzyła na to przerażona i oniemiała z wrażenia. Nie spodziewała się sama po sobie tak ostrej reakcji, tak złej, tak nieprzemyślanej i agresywnej.
Matko… – Chciała przeprosić.
Marta spojrzała na córkę, zaciskając usta do granic możliwości, podniosła dłoń, ale w ostatniej chwili zrezygnowała z jej opuszczenia na policzek swego najmłodszego dziecka.
Mam lepszy pomysł – powiedziała. Chwyciła córkę za nadgarstek i wyciągnęła na korytarz. Skierowała się na schody.
Dokąd idziemy? – pytała Cyntia, gdyż wcale nie rozumiała zachowania swojej rodzicielki.
Zobaczysz.
Ale gdzie ty mnie ciągniesz?
Naprawdę się nie domyślasz? – zapytała Marta nieco zwalniając.
Nie.
W oczach córki dostrzegła, że mówi całkowitą prawdę. Uznała ją więc za naiwniaczkę, z brakiem talentu do przewidywania potencjalnych możliwości wydarzeń, mających nadejść w niedalekiej przyszłości.
Do jedynego człowieka, który ma na ciebie jeszcze jakiś wpływ – oświeciła młodą kobietę.
Nie. – Cyntia poczuła jakby grunt osuwał się jej spod nóg. Pokręciła głową nie dowierzając. Wręcz błagalnie wyszeptała kolejne – nie.
Tak, idziemy do twego męża. – Marty dłoń zacisnęła się wokół nadgarstka córki jeszcze mocniej i szarpała ją jeszcze brutalniej. Otworzyła drzwi mieszkania Rodrigezów bez pukania i dosłownie wrzuciła dziewczynę do środka.

Hektor pomimo, że był zaskoczony tą nagłą sytuacją, to udało mu się pochwycić Cyntię i zapobiec jej upadkowi. Spojrzał żonie w twarz. Wydawał się być zmartwiony.
Co się stało? Dlaczego płaczesz? – wypytywał.
Rodrigez wcale nie zwrócił uwagi na Martę Montenegro, która spokojnie, aczkolwiek stanowczo przekroczyła próg i zamknęła za sobą drzwi.
Nie pochwalisz się mężowi? Języka ci w gębie zabrakło!? Ja mam mówić za ciebie!? – unosiła się, przechadzając jednocześnie po pokoju.
Zięć przez moment skupił na niej całą swoją uwagę. Dostrzegł, że kobieta krwawi. Wyjął więc chusteczkę z komody i wyciągnął dłoń w jej kierunku.
Co się pani stało? – zapytał.
To sprawka twej żony – odpowiedziała, przykładając haftowany w dziecięce wzory materiał do krwawiącego miejsca.
Jak to? – Rodrigez nie krył tego, że nic nie rozumiał z zaistniałej sytuacji.
Jej się spytaj. Ma odwagę bić własną matkę, to powinna mieć odwagę wyznać ci to prosto w oczy. Wyznać ci to, jak i cała resztę – rzuciła gniewnie z prędkością komety Marta Montenegro.
Hektora w przenośni ścięło z nóg. Przez chwilę zabrakło mu słów w gardle, by wypowiedzieć choćby krótkie zdanie. Zamrugał kilkakrotnie oczami, zmuszając tym samym swój organizm do natychmiastowej trzeźwości. Spojrzał na młodą kobietę, z którą połączył całe swoje życie.
Ty… ty… – zająknął się. Odetchnął z otwartymi szeroko ustami, jakby ziewał. – Ty podniosłaś rękę na własną matkę? – zapytał. Sam nie wierzył, że to mogła być prawda.
Hektor to…
Podniosłaś czy nie? Się pytam! – warknął odwracając się całkowicie w jej stronę.
Hekt…
Tak czy nie, do cholery!? – gorączkował się coraz bardziej. Zaczynał już gestykulować.
Cyntia spuściła głowę, poczuła się przegrana i wiedziała, że jeśli nie odpowie, to on ją rozszarpię na oczach jej rodzicielki, natomiast jeśli odpowie, była także pewna, że ją rozszarpie, ale liczyła na to, że wtedy uczyni to możliwie najmniej boleśnie i jednak na osobności.
Tak, ale…
Milcz – wyszeptał tonem o złowrogim brzmieniu. – Milcz – dodał już ostrzej. Kolejne – milcz! – już krzyknął, gdy tylko przyuważył, że jego żona rozchyla usta.
Zapanowała krótka, ale bardzo niewygodna cisza.
Przecież nic nie mówię – odważyła się w końcu odezwać.
Hektor rzucił jej spojrzenie godne samego diabła.
Nie rozumiesz jak do ciebie mówię!? Nie potrafisz spełnić jednego wymagania!? Choć raz rób co każę! – wywrzeszczał. Już nawet nie silił się na spokój.
Ale to nie… – Cyntia zamilkła, gdy jej mąż uniósł swoją prawą dłoń nad głowę. Była w takim szoku, że nawet nie wpadła na to, by ukryć twarz, a jej matka w tym czasie pomyślała nareszcie, może to w końcu przywoła ją do należytego porządku.

Dźwięk zadanego ciosu rozszedł się po całym mieszkaniu, odbił echem od pustych wazonów i wszystkich bibelotów. Uderzenie było na tyle silne, że jego aura rozsiewała woń strachu jeszcze długo po tym jak nastąpiło. Hektor w skupieniu wyczekiwał reakcji żony, która instynktownie odwróciła twarz w drugą stronę, a Marta otworzyła wcześniej zamknięte oczy, bo to że coś w pełni popierała, wcale nie znaczyło, że chciała być tego świadkiem. Cyntia spojrzała na męża wielce zaskoczona, dotknęła niebolącego policzka, który okazał się w pełni zimny. Dopiero wtedy dostrzegła, że cała jest zimna, że niemal drży ze strachu, a jej ciało pokrywa gęsia skórka. Hektor wypuścił swoją prawą dłoń z uścisku lewej. Spojrzał żonie w zielone oczy, z wyraźną grozą w zwężonych tęczówkach.
Następnym razem się nie zatrzymam – ostrzegł. – Siadaj i nie chcę już słyszeć ani słowa od ciebie, dopóki nie pozwolę ci się odezwać. – Rodrigez już nie krzyczał, ale jego lodowaty ton zmroził nawet samą Martę Montenegro.
Cyntia z powodu tych wszystkich emocji ścierała co rusz wypływające z jej oczu łzy, które spływały po policzkach. Nie umiała powstrzymać płaczu. Usiadła na najbliżej stojącym fotelu i pochyliła się, pragnęła skulić się tak mocno, że dałaby radę wtedy zniknąć.

Ktoś zaczął się dobijać do ich pokoju.
Tak? – zapytał Hektor, stając w drzwiach i lekko je uchylając.
Cyntia także podniosła głowę, by zobaczyć kto to taki.
Okradziono wszystkich gości – wypowiedział kelner. – Pan Brown już wszystkich uspokaja, ale chyba byłoby lepiej, gdyby pan…
Marta stanęła obok zięcia, położyła swoją dłoń na jego ramieniu i spojrzała na kelnera. Odprawiła młodego pracownika, mówiąc:
Zaraz ktoś od nas zejdzie, by położyć kres temu zaistniałemu nagle problemowi.
Tak jest, pani Montenegro.
Marta pchnęła lekko Rodrigeza, dając mu tym znak, by się cofnął, bo ona chce zamknąć drzwi. Ten spojrzał na nią z niezrozumieniem.
Ta kradzież, to sprawka twej żony – wyjaśniła. – Przyłapałam ją, dlatego mnie uderzyła.
Jeśli wcześniej Hektor patrzył na żonę wzrokiem samego Lucyfera, to teraz jego spojrzenie było o wiele groźniejsze od wszystkich strażników czeluści piekielnych i to razem wziętych. Coś się w nim gotowało, ale zmusił się do tego, by to coś nie wykipiało na zewnątrz. Przymknął oczy, nie zdusił gniewu, a jedynie wypływającą na wierzch agresję i instynkt mordercy, który rzekomo każdy z ludzi posiada, by móc się bronić przed zagrożeniami.
Marta patrzyła na wyprostowanego, budzącego strach mężczyznę. On przestąpił kilka kroków na przód, w stronę żony. Zatrzymał się mniej więcej na środku dystansu, który dzielił obie panie. Sięgnął dłońmi do grubego, skórzanego paska, który wyjątkowo miał tego dnia na sobie. Zazwyczaj nosił szelki. Nieśpiesznie, lekko drgającymi dłońmi poradził sobie z klamrą, a następnie wydobył go ze szlufek. Cyntia wbiła przerażony wzrok w przedmiot, który jej mąż skrupulatnie składał na połowę. Niemal struchlała z panicznego strachu, który nagle w niej zagościł. Hektor nawet się nie odezwał. Zwyczajne przywołał ją dwoma palcami do siebie, a potem tymi samymi palcami wskazał miejsce przed sobą. Wyczekiwał na jej ruch. Cyntia jednak tylko jeszcze bardziej się wycofała i wbiła plecami w oparcie fotela najmocniej jak to tylko było możliwe.
Rodrigez jeszcze chwilę zaczekał aż jego żona oswoi się z obecną sytuacją, a potem ostrzegł tym samym lodowatym głosem:
Jak podejdę, będzie gorzej.
Nie możesz…
Nie wystawaj mej cierpliwości na próbę – rzucił tak zwaną dobrą radą. Odliczył w myślach do piciu i wykonał dwa niewielkie kroki na przód. Potem kolejne odliczanie i kolejne dwa kroki.
Cyntię jeszcze nigdy tak nie sparaliżował strach. Z każdym dźwiękiem buta uderzającego podeszwą o parkiet, czuła jak robi się coraz bledsza.
Może pani wyjść? – zapytał Hektor, nawet nie spojrzawszy na teściową.
Matko, proszę – wyszeptała Cyntia, jakby czuła, że w zaistniałej sytuacji, to rodzicielka jest jej jedyną deską ratunku.
Hektor odwrócił głowę w tył, chciał zobaczyć na własne oczy reakcje Marty Montenegro. Nie spodziewał się dostrzec w niej jakiekolwiek uczucia, tymczasem głęboko w jej oczach widział tę walkę, odgrywającą się między rozsądkiem kobiety interesu, a miłosiernym sercem matki.
Wyjdź – polecił niezwykle łagodnie.
Matko, nie możesz wyjść, błagam. – Cyntia szlochała, choć jeszcze nie poczuła ani jednego smagnięcia pasem na swoim ciele. Tak naprawdę obawiała się nieznanego jej wcześniej bólu, ale chyba bardziej lękała się uczucia porażki i tak silnego upokorzenia. Hektor był jej mężem, a nie ojcem. Wiedziała, że nie zniesie sytuacji, gdy on traktuje ją jak nieposłuszne dziecko.
Oddychała coraz bardziej płytko, mocniej i z paniką nabierała powietrze do płuc, jakby walczyła o każdy kolejny oddech. Całą swoją nadzieję na ratunek opierała w osobie, która ją skazała.
Nie mogę wyjść? – zapytała Marta cicho. – Naprawdę tak uważasz? – Nie czekała na odpowiedź, chwyciła za klamkę. – No patrz, a jednak wychodzę. – Otworzyła drzwi, zdjęła swój wzrok z córki i przeniosła go na osobę zięcia. – Nie żałuj jej – dodała cofając się za próg.
Kiedy tylko drzwi za Martą Montenegro się zamknęły, Hektor spojrzał na żonę jeszcze surowiej niż do tej pory. Poprawił pasek w dłoni, tak by klamra nie obijała mu kłykciów, gdy będzie smagał nim pośladki kobiety.
Pozwolisz mi to zrobić w sposób możliwie najbardziej cywilizowany? – zapytał szlochającą dziewczynę. – A może nie chcesz nam oszczędzić jeszcze szarpaniny?
A mogę najpierw…
Nie, nie możesz – przerwał jej ostro. – Nie możesz powiedzieć ani słowa. Albo wstajesz i samodzielnie zdejmujesz suknie, albo mnie zmusisz bym ją z ciebie zdarł – ostatnie słowa cedził przez zęby.
Cyntia poczuła, że nie ma już żadnej furtki z możliwością ucieczki. Wiedziała, że stawianie się Hektorowi w takiej sytuacji, tylko wzbudzi w nim gniew i podniesie poziom jego surowości. Nie łudziła się też, że byłaby wstanie wygrać z mężem stawiając fizyczny opór. Dlatego wstała z fotela i stojąc na drżących ze strachu nogach, sięgnęła do guzików swojej sukni. Trzęsły jej się ręce tak bardzo, że nie mogła sobie poradzić z tak prostym zapięciem.
Nie mogę – wyznała ledwie zrozumiale po przez ciągle spływające z jej oczu łzy i zatkany nos.
W takim razie podejdź, a sam to zrobię. – Hektor wydawał się być niewzruszony.
Cyntia przestąpiła dwa kroki na przód. Mężczyzna chwycił ją za ramię i szarpnął w swoją stronę, bo nie mógł znieść tego jak bardzo się ociąga. Pas umieścił między swoimi kolanami i spokojnymi ruchami rozpiął wszystkie z guzików, po czym zsunął rękawy sukni z jej ramion i szarpnął za materiał. Kiedy ubranie opadło w dół, on ponownie chwycił za pasek. Poprawił go w dłoni. Sięgnął ręki kobiety i zmusił ją, by stanęła przed samą komodą. Wziął duży zamach, ciągle ją trzymając, by mu czasami nie uciekła. Niespodziewanie odłożył pas na komodę, tuż przed oczami żony i wymierzył dwa szybkie klapsy swoją gołą, w nic nieuzbrojoną dłonią. Odczekał chwilę, po czym wymierzył jeszcze dwa, tym razem o wiele silniejsze. Kiedy poczuł jak Cyntia się szarpnęła, rozluźnił uścisk i pozwolił jej się odwrócić. Spojrzała na niego przestraszona. Bała się, że to jeszcze nie koniec. Pieczenie i ból, które towarzyszyły jej pośladkom tylko podsycały ten lęk i wprawiały ją w jeszcze głośniejszy szloch.
Byłaś na tyle odważna, by uciekać od męża, a nie masz odwagi zmierzyć się z jednym laniem, które zniosłoby większość dzieci bez szemrania? – zapytał ostro, patrząc jej prosto w twarz. Świdrował ją oczami w każdy z możliwych sposobów.
Cyntia nie rozumiała o jakiej ucieczce on mówi. Poprawiła ramiączko halki, nie chcąc, by ta opadła na ziemię i jeszcze bardziej ją obnażyła.
Pierw porwanie Marsela i ucieczka, teraz okradanie ludzi, bo przedsięwziąłem środki bezpieczeństwa. Co jeszcze wymyślisz, do cholery!? – uniósł się. – Odwróć się – polecił.
Daj mi…
Odwróć! – Jego lewa dłoń powędrowała do paska.
Cyntia zrozumiała tą niewypowiedzianą groźbę. Nie miała innego wyjścia jak tylko się odwrócić i przyjąć kolejne klapsy na swoje rozgrzane od poprzednich uderzeń ciało. Bała się tych ciosów, które miały nadejść, ale o wiele bardziej lękała się paska, który leżał przed jej oczami.
Jeśli myślisz, że pozwolę ci odejść, że kiedykolwiek ci na to pozwolę, to znaczy, że mnie nie znasz – cedził przez zęby tuż przy jej uchu w akompaniamencie kilku naprawdę mocnych razów.
Zaraz gdy tylko ją puścił i nieco się oddalił, Cyntia wycofała się przestraszona. Nie wiedziała jak ma się zachować, ani co jeszcze może nastąpić.
Wracaj – polecił właściwie dla zasady, bo tak naprawdę nie chciał jej już dokładać. Doskonale wiedział, że nie była bita w dzieciństwie, poza tym była drobną kobietą, a on miał jednak ciężką rękę i zdawał sobie z tego sprawę.
Nie – postawiła mu się pomimo guli, która narosła w jej gardle. Pokręciła głową kiedy zaczął się do niej zbliżać.
Nadal się nie słuchasz – zauważył i chwycił za pasek. Powoli robił krok za krokiem. – Twoje zachowanie przechodzi ludzkie pojęcie. Jak można podnieść rękę na własną matkę? Jak można dopuścić się kradzieży? Jak można, do cholery, uciekać od własnego męża? Co ja ci do tej pory zrobiłem!?
Uderzyłeś – wyszeptała ledwie słyszalnie.
Teraz tak, ale wcześniej!? Byłem dla ciebie dobry, wyrozumiały, jak nikt o ciebie dbałem, byś była bezpieczna i szczęśliwa. Na wszelakie sposoby starałem się ciebie zadowolić i na cholerę mi to było, co!? Może byłem za dobry, tak? To o to chodzi? Byłem za dobry!? Potrzebujesz twardej ręki!?
Nie, nie… – szeptała i wycofywała się do tyłu aż w końcu natrafiła na ramę łóżka. Wiedziała, że nie ma już ucieczki, a gniew jej męża dopiero wzniecał ten wybuchowy temperament. Nagle pojęła, że to co było wcześniej, może się okazać jedynie rozgrzewką, a co gorsza, w porównaniu z tym co nadejdzie, może nawet nosić miano wyszukanej, nazbyt brutalnej pieszczoty. Zamknęła oczy i odnalazła w sobie siłę. – Nie chciałam od ciebie uciekać! – krzyknęła. Otworzyła oczy i sama pokonała dystans, który dzielił ją od męża. Wyrwała pasek z jego dłoni, wykorzystując moment zszokowania. – Gniew, zazdrość i strach cię zaślepiły – dodała, widząc niewiedzę i niezrozumienie malujące się na jego twarzy. – Nigdy nie chciałam cię opuścić. – Usiadła na łóżku, ukryła twarz w dłonie i rozpłakała się na dobre. – Wezwij policję – rzekła, podnosząc swój wzrok na Hektora.
Ten stał jednak jak oniemiały. Drzwi się otworzyły, a on nadal stał jak słup soli.
Co się dzieje? – zapytał Bastian. – Nie wezwaliście jeszcze policji? – zdziwił się.
Hektor rzucił spojrzenie w stronę Browna.
Policji? – wydukał.
Tak, policji, przecież Javier dopuścił się kradzieży.
Javier… kradzież… nie rozumiem – przyznał.
Wyjaśnię ci, ale zaś, teraz policja. – Bastian przeszedł pokój, zaszedł Rodrigeza od tyłu, chwycił go dłońmi za oba ramiona i pchał do przodu w kierunku wyjścia z pokoju. Rzucił jeszcze ukradkiem pełne bólu i współczucia spojrzenie na Cyntia, choć nie wiedział do końca, co takiego miało miejsce między małżonkami. – Hektor, nie mamy czasu, a mamy okazje się pozbyć tej kanalii.
Ale on ma akt.
Nie użyje go.
Cyntia i Hektor słysząc pewność w głosie Browna, spojrzeli na niego z niedowierzaniem i wyraźnym znakiem zapytania.
Jestem pewien, że go nie użyje. Zaufajcie mi. Nie czas na wyjaśnienia, czas na działanie. Chodź. – Chwycił Rodrigeza za rękaw białej koszuli i szarpał, zmuszając, by ten powłóczył nogami.
Do Hektora w końcu dotarły polecenia i szturchańce. Przyśpieszył więc kroku.

Javiera Rodrigeza zabrała policja w akompaniamencie krzyków zostałem wrobiony!, nic nie zrobiłem!, zemszczę się!. Hektor spokojnie na to patrzył, z lekkim uśmieszkiem na ustach i zacierał ręce. Bastian był mniej dumny ze swojego czynu, ale uznał, że on nikogo nie zaatakował, on tylko bronił swojego terytorium, na które Javier bezczelnie i bez zaproszenia wtargnął.
Masz akt? – zapytał Hektor z nadzieją na twierdzącą odpowiedź.
Brown pokręcił głową, a na twarzy Rodrigeza od razu namalowało się negatywne zaskoczenie.
Nie bój się, więzienie ci nie grozi. Wiem od pewnego źródła, że Javier spotkał się z inwestorem. Jednak ten inwestor oczekiwał współpracy z uczciwym człowiekiem, a przede wszystkim wypłacalnym, czyli takim bez długów. – Bastian chwycił za szklankę podstawioną mu przez kelnera.
Ale teraz, kiedy nie ma już nic do…
Źle myślisz. Twój brat jest w patowej sytuacji. Aby oddać długi, musi się wzbogacić, aby się wzbogacić, musi oddać długi. Dlatego nas szantażował.
Teraz może okazać, że…
Nie okaże, bo wtedy by stracił. Po wyjściu z więzienia nadal miałby długi i nie miał już kopalni. Nie miałby też aktu wskazującego na twą winę. Straciłby ostatni punkt zaczepienia.
Ale przecież kopalnie…
Inwestora z którym się spotkał interesowały właśnie, tylko te konkretne, kopalnie.
Nie są bezwartościowe – wywnioskował Hektor.
Właśnie, nie są. Znajdziemy akt i będą twoje. Mamy jakieś dwa lata. Sędzia nie skaże go na mniej, bo to kolejne z jego licznych przestępstw i przekrętów. Na dodatek są dowody i świadkowie.
Hektor chwycił za drugą ze szklanek ustawionych na komodzie w saloniku dla gości. Oparł się łokciem na blacie z ciężkiego, lakierowanego drewna. Napił się, zamyślił i wyprostował.
Jak mam ci podziękować?
A jak chcesz?
Rodrigez położył swoją dłoń na ramieniu Bastiana.
Pytam czego ode mnie oczekujesz w zamian za tę wielką przysługę?
Nic, bo to nie ja byłem pomysłodawcą tego planu.
Ale przecież ty…
Wykonywałem czyjś plan, punkt po puncie. – Bastian po raz kolejny przerwał szwagrowi. – Wróć do pokoju, padnij na kolana, przeproś żonę za gniew i podziękuj za to, że uwolniła cię od Javiera.
Ale…
To był pomysł Cyntii, od początku do końca, a my tylko jej pomagaliśmy.
Dlaczego mi nie…
Może się…
Możesz mi w końcu, cholera, skończyć przerywać!? – wrzasnął na blondyna.
Moim zdaniem ona się bała, Hektorze. Bała, że nie zawierzysz w możliwość powodzenia jej planu, bo jest tylko kobietą. Lękała się, że nie pozwolisz jej wziąć w tym udziału, że zabronisz jej się narażać.
Bo bym tak… – zaczął unosić się Hektor.
Sam widzisz. Wybrała jedyną z możliwości. Zacznij traktować ją jak wspólnika, jest swoją żoną, daj jej czasem prawo wyboru i prawo do decyzji.
Kobietom nie należy ofiarowywać nic, czego nie mogą założyć na siebie i czego nie można potem z nich zdjąć.
A jednak, pomimo tego wyrachowanego, męskiego poglądu ludzi o niewielkich członkach, ofia…
Przywalę ci zaraz. Jak Boga kocham, zapomnę o naszej przyjaźni i trzasnę ci w zęby tak mocno, że aż się po parkiecie posypią.
Ofiarowałeś jej syna, uczyniłeś z niej matkę i żonę. Nie traktuj jej jak pierwszej, lepszej, byle jakiej, do ozdabiania twej prymitywnej osoby.
Uważasz, że jestem prymitywny?
Postępowy z pewnością nie jesteś. Nawet chwilami nie bywasz taki – odparł Bastek bez cienie strachu. Wypił do dna, odstawił szklankę i podszedł do swojej żony, by wziąć ją w ramiona.
Rozda pan rzeczy osobiście, panie Rodrigez? – zapytał jeden z kelnerów.
Tak, oczywiście.
Hektor zabrał się do pracy, a gdy wrócił do pokoju Cyntia już spała. Nie chciał jej niepokoić swoją obecnością. Przywołał do siebie jedną z pokojówek i zażądał, by przygotowała dla niego jeden z wolnych pokojów.

Zapraszam także do kolejnego postu  Rozdział 31: Powrót z Francji i Hiszpanii

7 komentarzy:

  1. Hejo! :3
    Nie spodziewałam się, że Cyntia zdecyduje się na ten plan. Może i był ryzykowny, ale bynajmniej się powiódł, choć na początku w to wątpiłam.
    Szkoda, że Marta przyłapała Cyntię, ale mogła chociaż jej wysłuchać, a ona tylko wzięła ją za fraki i zaprowadziła do Hektora. Ten też mógł najpierw wysłuchać żonę, a nie od razu ją lać. Nie rozumiem, jak Marta może być tak okrutna. No Cyntia ją zraniła, bo się broniła.
    No to Javier trafili za kratki. Jest niewinny i nie należało mu się. Wiem, że ich szantażował, ale jest przecież niewinny. Jak wyjdzie z więzienia to może się zemścić.
    Ciekawi mnie, czy Cyntia tak szybko wybaczy Hektorowi. Wciąż uważam, że ten najpierw powinien był ją wysłuchać, a on nie dawał jej dojść do słowa :/
    No nic. Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! :***
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
  2. Widać że Cyntia też jest zdolna do rękoczynów. Teraz uderzyła matkę bo weszła za nią do pokoju z liczniakmi, a ciekawe kogo następnym razem uderzy i dlaczego.
    Ciekawe dlaczego Marta myśli, że ona chce uciec z kochankiem jak Cyntia ciągle zapewnia, że od Hektora nie odejdzie.
    No i pewnie teraz według planu Javier pójdzie za kratki za kradzież. Hektor nie będzie musiał widzieć brata z którym się pokłócił kilka lat temu a Cyntia nie będzie się bała, że Javier powie coś o Williamie.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedno upomnienie żony, i Bastian milczy :D
    Niezłe kombinacje, jak "wyeliminować" Javiera. No cóż, pomysł Julii, żeby zagrzebać go żywcem, spodobał mi się.
    Nie dziwię się, że Bastian zezłościł się na Julię, gdyby ta wysłała go do więzienia, "bo to mniejsze zło".
    Interesującą postacią jest także Gracjan.

    Zapraszam do mnie: miecwlasnezycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe, co takiego dowie się w tej całej Hiszpanii Laura.
    Julia wykazała się bezwzględnością, skoro byłaby chętna wysłać Bastiana do więzienia. Cyntia tego nie potrafi zrobić i w sumie dobrze. Trzeba się skupić na pozbyciu Javiera, ale tak, żeby nie obciążyć zbytnio Hektora. Trudne zadanie.
    No, ale plan się powiódł. Szkoda tylko, że Marta przyłapała córkę i całość obróciła się na niekorzyść Cyntii. Ubolewam nad tym, że Hektor nie chciał posłuchać wytłumaczeń żony. Przecież chciała pomóc, naprawić własne winy, a wyszło na to, że chciała działać na szkodę męża. Niefajnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że Laura postanowiła działać na własną rękę i wyjechać do Hiszpanii, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o przeszłości jej rodziny :) Ona również szybko dojrzała, podobnie jak i jej szwagierka.
    Ciekawa jestem skruchy Rogrigeza. Zapewne będzie przepraszał Cyntię szczerze, ale nigdy nie uzna jej jako wspólnika równemu sobie, myślę, że to nie w jego charakterze.
    Zdziwiłam się, że plan zadziałał oprócz małego incydentu w postaci Marty Montenegro. Spodziewałam się, że Aurelia ukradnie rzeczy i jednak nie pójdzie wszystko tak gładko. No może nie gładko, ale bez większych problemów, tylko Cyntia ucierpiała. Jestem trochę oburzona zachowaniem Marty. Po pierwsze córka jej uderzyła, a odepchnęła z tego co zrozumiałam. Cały czas czekałam na moment, że wyjaśni to Cyntia Hektorowi. Po drugie, nie dała sobie dojść do słowa (choć Cyntia mogła wywrzeszczeć jej, że robi to żeby złapano Javiera i byłoby po sprawie). Po trzecie, jak matka widząc, że mąż chce sprać jej córkę może tak po prostu wyjść... Coś z nią jest nie tak. Podejrzewam nawet, że Cyntia to nie jej córka, bo wątpię , że zostawiłaby Julię w takiej sytuacji.
    Generalnie Twoje opowiadanie jest zawiłe, ale idzie się we wszystkim połapać, jak się nic nie pomija i czyta od deski do deski. Jest bardzo wciągające, dlatego jak się wyrobię to jeszcze dziś albo jutro przeczytam kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miało być, że córka jej NIE uderzyła, oczywiście :)

      Usuń
  6. Myślałam, ze Cyntia zrezygnuje z planu. Szkoda mi tylko, ze Badtek z moj zrobił tą osobę która uratowała Hektora od Javiera, zwłaszcza po tym jak ja zlał. Ona zrobiła to dla siebie nie da niego. Sobie chciała kryć, a ten teraz bedzie miał wyrzuty sumienia czy coś, ale moze chociaż pomyśli cos następnym razem Cyntia. MoE wtlukł jej troche rozumu do głowy. Ciekawe czy William uciekł jak sie umówił z Cyntia czy został.

    OdpowiedzUsuń

Czytam = Komentuję

Anonimowi – podpisujcie się!


Zapraszam was na swój blog autorski, gdzie znajduje się więcej informacji jak i opowiadań, oraz linków do nich: http://dariusz-tychon.blogspot.com/