sobota, 23 lipca 2016

Rozdział 31: Powrót z Francji i Hiszpanii


Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem  Rozdział 30: Plan doskonały

Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek

Rodrigez wszedł do pokoju, który miał zajmować. Zamknął za sobą drzwi, oparł się o nie i osunął. Czuł się tak wykończony poprzednimi wydarzeniami, że nie miał nawet siły lać łez, poza tym wiedział, że one nic nie pomogą.
Wstał z podłogi gdy usłyszał pukanie i zapytał:
Kto?
Susana, przyniosłam twoją…
Już mówiłem, żebyś mówiła mi na pan! – warknął zaraz po otworzeniu drzwi na oścież. Spojrzał na pokojówkę zagniewanym wzrokiem.
Dziewczynę jednak nie zraziły ani ton, ani nieprzychylne spojrzenie.
Może wina, panie Rodrigez? – zapytała, pokazując butelkę ukrytą pod niesioną przez nią marynarką szefa i nie czekając na zaproszenie, wtargnęła do środka.
Hektor zamknął drzwi i patrzył w zdumieniu jak kobieta rozsiada się na stole i napełnia kieliszki.
Nie wiem co się uroiło w twojej głowie, Susana, ale…
Ciii, to nie pierwszy raz kiedy żona…
Nie mów złego słowa na moją żonę – rzekł ostro. Podszedł, chwycił dziewczynę za ubranie i szarpnął.
Dla mej siostry byłeś milszy – przypomniała.
Jej słowa sprawiły, że do głowy Hektora napłynęła fala miłych, ale równie bolesnych wspomnień. Szarpnął mocniej, szew się rozdarł i puściła tama męskiej przyzwoitości.
Położył dłoń na, okrytej cienkim materiałem, piersi dziewczyny.
Jesteście takie podobne – wyszeptał.
Susana podała mu kieliszek do drugiej dłoni.
Byłyśmy bliźniaczkami – przypomniała.
Wiem – powiedział nienaturalnie szybko i niezwykle cicho. Opróżnił kieliszek do dna i przymknął powieki. Kiedy je otworzył w jego oczach było coś dziwnego, jakby był zupełnie innym człowiekiem.
Susana dopadła swoimi zwinnymi rączkami do guzików kamizelki, następnie do koszuli. Wyszarpnęła muchę i położyła dłonie na owłosionej klatce piersiowej szefa.
Jesteś taki męski – wypowiedziała z zachwytem.
Jestem – zapewnił, chwytając ją brutalnie za włosy, szarpnięciem ściągając ze stołu.
Zapiekła ją skóra głowy, poczuła niemiłosierny ból, a jej piersi zostały przygniecione za sprawą mocnego przyciśnięcia do stołu. Dłoń Rodrigeza błądziła po jej plecach, by w końcu unieść spódnice jej uniformu. Ciepło jego dłoni błądziło po jej udzie i rozgrzewało, nasiliło się w momencie bolesnego klepnięcia. Jego wargi były tak blisko jej ucha, że oddech stawał się namacalnym podmuchem wiatru.
Ała! – krzyknęła, gdy ponownie szarpnął za jej włosy z taką siłą, że zmusił ją do zadarcia głowy.
Boli? – zapytał ze skrytym uśmieszkiem na ustach. – A to boli!? – wrzasnął i wymierzył kolejny cios w jej rozgrzane wcześniejszym uderzeniem udo. Tylko, że tamto uderzenie można było uznać za pieszczotę, to było agresywne, brutalne i tak bolesne, że aż rozdzierające. – Wyjdziesz stąd i zamkniesz za sobą drzwi, bez trzaskania, a więcej nie pokażesz mi się na oczy w takim wydaniu – wyjaśnił ostro i stanowczo, pomimo, że słowa były kierowane szeptem do jej ucha. – No już! – popędził i ponownie szarpnął, dosłownie rzucił nią przez pół pokoju.
Ledwie utrzymała równowagę.
Susana wyszła przestraszona, a Rodrigez usiadł na stole, na miejscu ciepłym jeszcze od jej ciała. Chwycił za drugi kieliszek i opróżnił go do dna.
Przynajmniej dobre wino przyniosła – powiedział już sam do siebie, bo nikogo innego nie było w pokoju.
Chwycił za szyjkę butelki i nie bawił się w przelewanie czerwonej jak krew cieczy do kryształowego szkła. Pił z gwinta, co w tym przypadku było wyrazem bezsilności.

Minęła noc, a po niej nastąpił kolejny z trudnych dni dla rodziny Rodrigez. Cyntia zeszła z dumnie uniesioną głową do jadalni. Miała w planach zjeść obiad, bo na śniadanie nie zdążyła. Zajęła miejsce przy stole i poprosiła o swoje ulubione danie. Kelnerzy ją lubili, często z nią rozmawiali, dlatego niemal każdy wiedział, że ulubionym daniem szefowej jest rozbef w sosie łagodnym. Cyntia rozpoczęła dzielenie mięsa na kawałki przy pomocy sztućców, gdy niespodziewanie naprzeciw niej zasiadła matka.
Widziałam jak wczoraj Javiera zabierała policja. No kto by pomyślał, że to będzie twoja zasługa?
Smacznego, matko – odpowiedziała tak obojętnie jak tylko potrafiła, po czym ponownie zajęła się swoim obiadem.
Nie przyszłam jeść, przyszłam porozmawiać – rzekła znacząco Marta Montenegro.
W takim razie znajdź innego rozmówce, bo ja przyszłam zjeść, a nie plotkować z osobą, do której pałam jedynie wstrętem i obrzydzeniem. Nie psuj mi tak przyjemnie rozpoczętego obiadu. Antonio! Wina! – zawołała do kelnera.
Twój mąż…
Nie obchodzi mnie twe zdanie na temat mego męża.
Chodziło mi o jego…
Jego zdanie tym bardziej mnie nie obchodzi – przerwała i rozpoczęła spożywanie posiłku. – Idealnie przyprawione – powiedziała, wyczuwając za sobą czyjąś obecność.
Gdzie jest Marsel? – zapytał ostro Hektor.
W swoim pokoju.
Zostawiłaś go…
Tak, samego, na pastwę losu, z drzwiami rozstawionymi na oścież. – Cyntia rzuciła swemu mężowi takie spojrzenie, że aż Marta była pod wrażeniem jej hardości.
Zrozumiałem ironię. – Usiadł przy węższej krawędzi stołu, tak, że po swojej lewej stronie miał żonę, a po prawej teściową. Stuknął swoim kieliszkiem o kieliszek Cyntii. – Zdrowie twej matki – powiedział, gdy jego żona przyłożyła brzeg kieliszka do ust.
Pośpiesznie go odstawiła nie czyniąc ani łyka.
Wybacz, ale nie wypiję w tej intencji.
Tym lepiej, pokarm mojego syna będzie zdrowszy – zażartował. – Za to twoja mama będzie zdrowsza, jeśli zacznie korzystać z uroków dobrej pogody. Zalecam spacer. – Uśmiechnął się złośliwie do teściowej.
Nie jesteś lekarzem, nie znasz się na zdrowiu.
Za to znam na chorobach i zapewniam, że jeśli pani nie zniknie mi z oczu, to wyląduje pani w łóżku na długie tygodnie, a w najlepszym wypadku nigdy nie powróci pani do świata w pełni żywych i zdrowych.
To ma być najlepszy wypadek?
Najlepszy dla wszystkich, z wyjątkiem pani osoby.
Możesz nie grozić mej matce!? – warknęła na męża Cyntia.
A mogę pomówić z żoną na osobności?
Tylko jeśli twa żona tego zachce, a nie chce – odpowiedziała Cyntia, wytarła usta, wstała i rzuciła serwetką na stół.
Mogę poznać odpowiedź na pytanie dlaczego? – zapytał Hektor ciągle siedząc. Napił się wina z kieliszka.
Z trzech powodów. – Stanęła przed nim. – Po pierwsze, jesteś pijany. – Wyrwała kieliszek z jego dłoni i rzuciła nim z taką siłą, że przeleciał przez pół restauracji, plamiąc przy tym podłogę i tłukąc się w drobny mak. – Dwa kolejne powody są następujące: mam dość tego, że traktujesz mnie jak swoją własność, mającą rodzić twe dzieci i wychowywać je nie spuszczając z oczu ani na chwilę. Nie chcę więcej bachorów. Chcę w końcu żyć. – Wymierzyła mu publicznie policzek, po czym wykorzystała moment jego osłupienia, odwróciła się na pięcie i poszła do pokoju.
Już po przekroczeniu progu wiedziała, że zachowanie się w taki sposób w publicznej restauracji było złym pomysłem, a na domiar złego Marsel wydzierał się wniebogłosy.
Czego on znowu ryczy? – zapytała pokojówkę, która woziła małego panicza w wózku przez próg, tak jak lubił najbardziej.
Chyba jest głodny, pani…
Dobrze, wyjdź! – warknęła Cyntia. – Nakarmię go – dodała, widząc pytające spojrzenie Honoraty.
Rzuciła torebeczkę na fotel, rozpięła guziki swojej sukienki, zsunęła ją z ramion i rozsznurowała najwygodniejszy z gorsetów, wciągany i mający wiązanie z przodu przy samych piersiach. Wzięła Marsela na ręce i położyła się z nim na łóżku, przykładając niemowlęce usteczka do swojego sutka.
Tylko nie ściskaj – pouczyła.
Marselek, jakby na złość, zacisnął swoje bezzębne dziąsełka tak mocno jak tylko umiał.
Ałć – syknęła Cyntia.
Nadal boli? – zapytał Hektor, stając pomiędzy lekko rozsuniętymi drzwiami, oddzielającymi sypialnie od salonu. Przecisnął się między wózkiem i zasiadł w fotelu tuż przy łóżku.
Cyntia postanowiła go zignorować. Marsel natomiast kręcił główką, zirytowany, bo nie mógł odpowiednio złapać sutka, a był już tak strasznie głodny. Hektor nie mogąc patrzeć na męczarnie syna, na którą Cyntia nie reagowała, bo oburzona patrzyła w zupełnie inną stronę, postanowił mu dopomóc. Chwycił delikatnie za pierś żony, uniósł ją w swoich trzech palcach i lekko nacisnął, gdy tylko Marsel odpowiednio złapał. Potem uniósł wzrok do góry i spojrzał na zaskoczoną twarz osiemnastolatki.
Co ty robisz? – zapytała.
Było mu niewygodnie – wyjaśnił.
Teraz już jest mu wygodnie?
Wydaję mi się, że tak – odpowiedział po odpowiednim ocenieniu sytuacji.
Jeśli tak, to czy mógłbyś już zabrać rękę?
Może i bym mógł, ale… – szeptał i nagle urwał myśl. – Właściwie to bym mógł. – Zabrał dłoń i położył ją na swoim kolanie. Zacisnął pięść na materiale swoich spodni. – Nie boisz się mnie – wywnioskował.
A powinnam?
Nie, nie masz powodu się obawiać.
Też tak sądzę. – Uśmiechnęła się z wyższością. – Mężczyzna, który posuwa się do przemocy wobec kobiety, tak naprawdę jest niegroźny, dlatego bije słabszą osobę, bo…
Cyntio, dobrze wiesz, że to nie tak.
A jak!? – wrzasnęła. Wystraszyła swoim krzykiem syna, który momentalnie zaczął płakać. – Zabierz tego bachora! – Pośpiesznie oddała dziecko na ręce męża, który z zaskoczenia o mało co, a by je upuścił. Zaciągnęła rękawy sukni na ramiona, nie wiążąc wcześniej gorsetu i opuściła pokój.
I co Marsel? – zapytał chłopca. – Tak, wiem, pobawić cię. – Wstał i przytulił malca do siebie, zaczął z nim przechadzać się po pokoju.

Cyntia w tym czasie natknęła się na policjanta, który przyszedł przesłuchać służbę. Sambor uważał, że Javier nie mógł działać sam. Chciał też zobaczyć pokój mężczyzny. Cyntia nakazała Aurelii go tam wpuścić, a sama udała się do pokoju Williama.
Co ty tu jeszcze robisz?
Korzystam z dnia wolnego – odpowiedział, nadal leżąc na łóżku. Nawet na nią nie spojrzał.
Przecież obiecałeś, że…
A ty obiecałaś, że na mnie zaczekasz, zawsze. Także kłamałaś – wypomniał jej. Wstał i podszedł do komody, wyjął papierośnice i zaczął mocować się z zapałkami, które były namoknięte.
William... dlaczego zawsze musisz utrudniać!? – wrzasnęła, podleciała do niego i dosłownie rzuciła się na niego z łapami.
Chwycił ją za nadgarstki z taką siłą, że nie była w stanie ich wyszarpnąć.
Jeśli Rodrigez pozwala się okładać kobiecie, to jego sprawa, ale ja sobie nie pozwolę – wycedził przez zęby, a jego oczy były tak mocno otworzone, iż gałki oczne zdawały się za niedługą chwilę z nich wyskoczyć.
Puszszczczaj – warczała.
Uspokój się – warknął i potrząsnął dłońmi, tym samym nią poszarpując. – Uspokój, powiedziałem – dodał i pchnął ją na łóżko. Stracił przy tym równowagę i sam nad nią zawisnął.
Puść mnie. – Miała łzy w oczach. – Puść, bo to boli.
Dobrze, puszczę, ale nie uderzysz mnie – starał się dobić z nią targu. Jego wargi były o wiele za blisko jej, wykrzywionych w grymasie bólu, ust. – Jesteś tylko kobietą, odważną, ale kobietą. Przypominam, że jestem mężczyzną, a więc jestem od ciebie silniejszy. Jeśli ponownie mnie uderzysz, oddam ci – zapewniał, patrząc jej pewnie w oczy. – Nie uderzysz?
Nie.
Mogę ci zaufać?
Tak.
William wypuścił nadgarstki kobiety ze swoich objęć i zszedł z łóżka. Podniósł z podłogi papierosa, który wcześniej wypadł mu z ust i zapałki, którymi usiłował go odpalić.
Nienawidzę cię! – wrzasnęła i wymierzyła chłopakowi policzek.
Oldman nie zastanawiał się dwukrotnie, miał dość, a granica jego cierpliwości została przekroczona. Chwycił Cyntię za ramię, wystawił na balkon i zamknął drzwi. Wyszedł z pokoju.
William! William! – nawoływała za nim, a potem zdała sobie sprawę z tego jak to żałośnie brzmi i wygląda. Wyjrzała przez balkon, ale nikogo nie było na dole. – Jak na złość, przecież w ogrodzie zawsze są ludzie – stwierdziła. Usłyszała odgłos kropel deszczu odbijających się o budynek. Zaczęła jeszcze intensywniej walić w szybę drzwi balkonowych, ale zważała na to, by jej nie zbić.

Drzwi balkonowe w końcu się otworzyły, a Cyntia wstała z brudnej podłogi, na której siedziała w kąciku, usiłując ukryć się przed deszczem.
Spokorniałaś? – zapytał Willi z chłopięcym, łobuzerskim uśmiechem.
Jesteś chory psychicznie! Powinieneś się leczyć! – zaczęła na niego wrzeszczeć. – Mogłam się pochorować! – dodała. – Powiem Hektorowi, wywal cię na zbity pysk! – Łzy ciekły jej z oczu niczym z wodospadu, a William jak gdyby nigdy nic zamykał drzwi i okna, wciąż się przy tym tak samo uśmiechając.
Idź, poskarż się Rodrigezowi. No na co czekasz? – zapytał, a Cyntia stała jak słup soli, nie wierząc w to co właśnie miała przed oczami. Nie rozumiała jak do tego doszło, że William taki się dla niej stal. – No wypierdalaj, powiedziałem! – wrzasnął i pokazał dłonią wyjście.
Wystraszona, odwróciła się i pośpiesznie wybiegła na korytarz. Pobiegła do swojego pokoju, wkroczyła do łazienki i zdjęła mokre ubranie. Wykręciła ociekające wodą włosy, wcześniej wypinając z nich wsuwki. Ubierając halkę i podomkę, zrozumiała jak niewiele trzeba, by kogoś znienawidzić.

Hektor wrócił z Marselem ze spaceru, także był cały przemoczony, ale malec był słuchy, bo tata osłonił wózek własną marynarką. Tłumaczył Cyntiii, że bili w lesie, gdy przekładał małego, śpiącego chłopca do kołyski.
W końcu stanął przed nią cały przemoczony. Spojrzał na jej gołe stopy, potem zerknął w pełną bolesnych wspomnień twarz i rzekł:
Ja wiem, że powinienem cię przeprosić, że miałaś swą słuszność, całkiem spójny plan, ale pomyślałaś co by było, gdyby to ktoś inny, a nie twoja matka…
Ale nakryła mnie moja matka, więc nie ma co gdybać – przerwała agresywnie, ale chwilę po tym spuściła z tonu. – Nie mów o tym co było i co mogło się stać, bo ważniejsze dla mnie jest co teraz będzie.
Wiem, że się boisz i doskonale to rozumiem, ale moje przepraszam i obietnica, że nigdy więcej… to już niczego nie zmieni. Czasu nie da się cofnąć. – Zbliżył się i położył dłoń na jej ręce, podczas gdy ona obie miała splecione na piersi. Dostrzegł łzy stojące w jej oczach. – Płaczesz?
Tą samą ręką mnie skrzywdziłeś, nienawidzę jej czuć na sobie – wyznała.
Rodrigez zabrał dłoń i zaczął walczyć z własnymi łzami.
Cyntio, ja wiem… ja wiem…
Nie, nie wiesz.
Wiem, że obiecałem, że nie będę cię bił, że nie mógłbym i... Masz pełne prawo być dla mnie taka, bo masz prawo się gniewać. Zadałem ci ból i…
Nie o to się gniewam – wyznała.
Nie? – Hektor uniósł głowę zaskoczony.
Nie. Tu nie chodzi o to, że mnie uderzyłeś.
A o co?
Chodzi o upokorzenie, Hektorze. Nie jestem kobietą, która da się poniżać, a ty nawet nie dałeś mi dojść do słowa.
Co by to zmieniło? Gdybym zapytał ciebie o zdanie, to przecież ty zawsze byś uważała, że nie zasługujesz. – Nie było już śladu po jego poprzedniej, uległej postawie. Na powrót stał się mężczyzną pewnym swego zdania i rządnym władzy, niechcącym oglądać buntu.
Być może masz racje, gdybym ja decydowała, zapewne, by tak było, ale nie ja byłabym osobą rozstrzygającą tamtą sprawę. Ty byś sam zdecydował. Gdybym wyznała ci wszystko, a ty nadal uważałbyś, że to najlepsze z rozwiązań, że musisz... – Wiedziała, że słowo ukarać nie przejdzie jej przez gardło. Przełknęła głośno ślinę i zadarła głowę do góry, by powstrzymać łzy. Kiedy ponownie spojrzała na męża, kilka słonych kropel stoczyło się po jej policzkach. – Dobrze, poddałabym się temu. Wtedy też byłoby to upokorzeniem, ale lepiej bym je zniosła. – Chciała go wyminąć i odejść, ale ją zatrzymał, wystawiając swoją rękę i zagradzając jej przejście.
Zaczekaj.
Na co? – zapytała ze smutkiem i obojętnością wymalowaną na twarzy, ale Hektor już nic nie odpowiedział. Zamiast tego sam skierował się do wyjścia. – Hektor! – zatrzymała go krzykiem.
Słucham? – Dłoń miał już na klamce.
Nie uciekaj – wypowiedziała niepewnie, widząc jego zrezygnowanie. – Oboje nie cofniemy czasu, nie mamy takiej mocy. – Chwyciła męża za mokrą i wygniecioną koszulę. – Nie uciekaj – powtórzyła i stanęła na palcach, by dać radę zbliżyć swoje wargi do jego ust.
Skąd ta zmiana? – zapytał, nie poruszywszy się ani odrobinkę w przód, ni w tył.
Być może kiedyś to ty będziesz mi musiał coś wybaczyć, bo ja także nie mam mocy, by móc zawrócić czas – odpowiedziała i zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. – Zdejmij to, bo się przeziębisz.
Koszula nie miała zapiętych spinek przy mankietach, więc szybko zsunęła się z jego ramion i rąk, opadła na podłogę w korytarzu. Po chwili dołączył do niej krawat i sztywny kołnierzyk. Cyntia idąc do tyłu, pchana przednim krokiem Rodrigeza, mocowała się z paskiem przy jego spodniach.
Nienawidzę go – warknęła, patrząc mężowi w oczy.
Tak? Doprawdy? – Uśmiechnął się, bo nie miał pojęcia, iż żonie chodzi o fakt, że to tym samym paskiem ją straszył. Sądził po prostu, że jej nienawiść do tego przedmiotu jest spowodowana ciężko chodzącą klamrą, utrudniającą rozpinanie. – Jak chcesz, to sprawię, że go polubisz – wyznał, patrząc jej głęboko w oczy.
Jego stanowcza postawa, twardość jego męskości, która odznaczała się pod ciemnymi, garniturowymi spodniami, wzrok pełen pewności siebie… to wszystko sprawiło, że w Cyntii wzbudziło się nagłe pożądanie i podniecenie.
Ciekawa jestem jak tego dokonasz.
Zobaczysz, ale muszę wiedzieć czy mi ufasz?
Ty mi nie…
A ty mi? Ufasz mi, Cyntio? Zaryzykujesz? – zapytał i wyszarpnął pasek ze szlufek, czyniąc to jednym, szybkim pociągnięciem.
Uśmiechnęła się do męża z taką pewnością siebie, że był już całkowicie pewien, że ta kobieta mu nie odmówi.

W tamtej chwili nie było we mnie ni krzty zaufania do mego męża. Właściwie to ciężko powiedzieć bym kiedykolwiek jemu ufała. Zawsze budził we mnie niepokój, nawet gdy nie chciał... nawet gdy nie było powodów.
W tamtej chwili to ciekawość i chęć doznawania zwyciężyły nad rozsądkiem i przyzwoitością. Jeśli ta kartka przetrwa, to pewnie wielu czytających ją po latach, nie zrozumie. Jednak w czasach, w których przyszło mi żyć, wyjść za mąż i urodzić syna, żona była żoną, a dziwka dziwką i te dwie role nie nachodziły na siebie... nie miały takiego prawa. Mężczyźni sypiali więc ze swoimi kobietami tak by poszanować ich godność, a potem „chodzili na boki” i spełniali swe fantazje.
W czasach, w których przyszło mi żyć, posiadanie kochanek przez mężów i kochanków przez żony, nie było niczym obcym. Z tą różnicą, że zdrady mężczyzn, choć prawnie były uznawane za cudzołóstwa, to powszechnie były akceptowane, a nierzadko nawet popierane. Oczywiście popierali je inni mężczyźni. Panowie więc zdradzali jawnie. Kłamali, że idą wypić lub zagrać w karty, a powracali w koszulach przesiąkniętych tanimi perfumami, tak innymi od perfum ich żon. Kobiety natomiast ze swymi zdradami się kryły. Bały się stracić dach nad głową, utrzymanie i pragnęły uniknąć rozłąki z dziećmi, bo tylko nieliczni mężowie przymykali oczy na haniebne czyny... tylko nieliczny wybaczali zdradę.
Niepisane prawa i obowiązki, które wywodziły się z ludzkich poglądów, krążyły po naszym społeczeństwie niczym zaraza. Fakt, iż większość mężów zdradzała, doprowadził mnie samą do zazdrości, a jej skutki były opłakiwane przeze mnie jeszcze długo po tamtych wydarzeniach, pomimo że Hektor uzyskał moje wybaczenie. Wtedy głęboko w dal odrzucałam od siebie świadomość, że tak naprawdę, to ja winna byłam błagać jego o to, by mnie przebaczył.
Tamtego dnia Hektor był cały mokry. Lało, gdy wrócił z Marselem ze spaceru. Nie wiem jakim cudem udało mu się ochronić małego od deszczu, ale nie miałam zbyt wiele czasu, by się nad tym zastanawiać. Czułam jego tak bardzo lodowate, że niemal skostniałe palce na ramieniu, potem na żebrach, aż w końcu na biodrze. Spojrzałam mu w oczy i zauważyłam jak kilka kropel ścieka po jego twarzy i brodzie. Miały dziwną, jakby lekko przybrudnawą barwę, ale wtedy nie zwróciłam na to uwagi. Nie zasiało to w mojej głowie żadnych wątpliwości, ani nie było najmniejszych przypuszczeń.
Upadliśmy na miękki materac łóżka lecz nie leżeliśmy długo. Hektor szybko się podniósł do klęczek, a gdy ja postanowiłam usiąść, by móc sięgnąć do jego ust swoimi, to jedynym co uczynił było pozbawienie mnie podomki i ponowne rzucenie mojego drobnego ciała na łóżko, zaakcentowane ostrym „leżeć”. Czy wtedy się bałam? Nie wiem, nie potrafię sobie tego przypomnieć. Z pewnością odczuwałam niepokój zmieszany z podnieceniem. Strachem mogła przeszywać mnie na wskroś jego władczość, ale myślę, że gdybym miała wybór, to choćby jedynie dla takich jak tamta chwil, nie umiałabym z tej władczości zrezygnować.
Hektor przeciągnął pasek między barierką łóżka, tę znajdującą się bliżej środka. Następnie wsunął jego kraniec w klamrę i zaciągnął do granic możliwości. Czynił to z taką wprawą, iż miałam pewność, że nie robił tego po raz pierwszy.
Co teraz? – zapytałam kiedy chwytał za moje nadgarstki i przyszpilał je do miękkich poduszek.
Jego klatka piersiowa ocierała się o moje piersi, powodując lekki grymas bólu na mojej twarzy. To trwało chwilę, gdyż szybko załagodził ten objaw, zbałamucił mnie pocałunkami i ani się obejrzałam, a już miałam ręce unieruchomione wysoko nad głową, a każdy ich ruch wbijał miękką skórę paska i powodował otarcia na ciele. Mogłam kazać mu przestać, byłam pewna, że by tego usłuchał, ale prawda była taka, że ciekawość zwykle górowała, nie tylko nad rozsądkiem, ale także nad niepokojem, niezidentyfikowanym lękiem, a nawet nad przyzwoitością.
Tamtego dnia jesień chyliła się ku schyłkowi i zwiastowała rychłe nadejście zimy. Ostatnie jabłka leciały z drzew, a pierwsze płatki śniegu topniały nim sięgnęły powierzchni ziemi. Tamtego dnia pojęłam, że moje życie nie dzieliło się na cztery pory roku, bo choć bywały w nim wiosny i lata, to w rzeczywistości ciągle to były tylko zimy i jesienie. Kolorowe, ale wietrzne, deszczowe. Białe i niewinne, ale równocześnie mroźne.
Jabłka i śniegi... Zimy i jesienie...

Cyntia czuła jak halka, którą miała na sobie przesiąka potem i klei się do ciała, w szczególności do pleców. Jej mokre włosy zlepiały się w strączki, które z pewnością były trudne do rozczesania. Jej piersi prześwitywały przez wilgotny materiał, a sutki sterczały i odznaczały się na tyle, iż chwycenie ich w dwa palce nie było niczym niemożliwym do osiągnięcia.
Hektor ciężko dysząc, opadł obok żony i usiłował nabrać powietrza oraz uspokoić oddech. Kiedy udało mu się to na tyle, by wypowiedzieć kilka słów, pierwszymi było:
Uwolnię cię.
Nie miał na myśli wolności w postaci unieważnienia małżeństwa. On po prostu chwycił za skalpel, którym posługiwał się podczas otwierania kopert i nakierował go między nadgarstki żony. Zdecydowanym ruchem przeciął pasek, który je krępował, a Cyntia od razu zapragnęła obejrzeć swoje ręce. Poczuła ból bliski odrętwieniu kończyn. Już miała się na niego poskarżyć mężowi, gdy poczuła jak wszystko powoli wraca do normy, a przy uchu usłyszała dobrze znany jej szept, głoszący:
Za moment ból i niewygodna miną.
Już minęło – oznajmiła i spojrzała na otarcia, które skrępowanie pozostawiło na jej nadgarstkach. Jedno miejsce było otarte ze skóry tak mocno, iż jeszcze chwila ucisku i tamtejszej pozycji, a zapewne zaczęłoby krwawić. Ponownie zapragnęła się poskarżyć, ale mąż ją ubiegł, mówiąc:
Pasek jednak nie był najlepszym pomysłem. – Położył się na boku, rękę zgiął w łokciu, a głowę wsparł na dłoni. – Jesteś na to stanowczo za delikatna. Gdy w przyszłości będę cię krępował, obiecuję czynić to delikatniejszym materiałem. – Uśmiechnął się łobuzersko, a ona po raz kolejny poczuła się w obecności własnego męża zawstydzona.
Właściwie, to nigdy nie przestał wprawiać jej w zmieszanie, choć sama tak do końca nie wiedziała czym owe zawstydzenie jest spowodowane.
Skąd wiesz, że jeszcze kiedykolwiek tobie na to pozwolę? – zapytała i uśmiechem starała się zamaskować prawdziwe odczucia, bo w tamtej chwili najchętniej miała ochotę zapaść się pod ziemie. Uciekała spojrzeniem na boki i czyniła wszystko byle tylko nie patrzyć mężowi w oczy.
Podobało ci się – odpowiedział z taką pewnością, że nawet gdyby chciała skłamać i zaprzeczyć, to on zdawało się nigdy by w to nie uwierzył.
Skąd to wiesz? – wypaliła radośnie i na moment zatrzymała swój wzrok na jego twarzy... na ustach, których kąciki unosiły się nieznacznie ku górze i w ten sposób czyniły Hektora nie tylko bardziej radosnym, ale przede wszystkim łagodniejszym. Zazwyczaj na pierwszy rzut oka wyglądał na surowego mężczyznę, rzadko się śmiał, a nawet gdy to czynił, to i tak nie ujmowało mu to stanowczości w postawie i pewności siebie, która Cyntię, jak i wiele innych kobiet, onieśmielała.
Widziałem to – zaczął, przybliżając swoją twarz do jej twarzy. Rozchylił wargi, ale nie pocałował. – Twoje oczy mi to powiedziały.
Niemożliwe – stwierdziła. – Cały czas były zamknięte.
Nieprawda. – Zwilżył usta językiem i kontynuował – nie były cały czas zamknięte, ale było ci tak dobrze, że zaszły mgłą i to dlatego widziałaś, tylko i wyłącznie, ciemność.
Pan sobie naprawdę schlebia, panie Rodrigez. – Rzuciła mu udawane, gniewne spojrzenie.
Być może – przytaknął. Sięgnął dłonią do ramienia żony i już po chwili, w miejscu gdzie znajdowały się jego palce, znalazły się usta.
Broda jak zwykle łaskotała, ale Cyntia zdawała się już do tego nawyknąć. Jedynie gdy ocierała się o delikatną skórę jej szyi i podbródka, to ciało przechodził dreszcz z powodu tego nietypowego łaskotania.
Nigdy wcześniej tak głośno nie krzyczałaś – podał jako argument na to, iż musiało jej się podobać.
Szkarłat wstąpił na policzki kobiety i powstrzymując ochotę schowania głowy pod poduszkę, wypaliła:
To było trzeba mnie zakneblować.
Hektor się zaśmiał i przyłożył usta do jej dekoltu. Musnął ledwo wyczuwalnie.
Uważaj, kochanie, bo niektóre marzenia mają to do siebie, że mogą się spełnić.
Patrzył jej w oczy, a potem całą jej twarz lustrował wzrokiem. Wiedział, że ją zawstydza i zdawało się go to bawić. W końcu jednak ustąpił i wstał z łóżka, by zerknąć do kołyski. Zanim jednak to uczynił, zaciągnął kalesony na nagie ciało. Dziecko spało, ssąc spokojnie i miarowo swój własny kciuk. Hektor chciał sięgnąć po rączkę syna, ale zwrócił uwagę na swoją własną dłoń i dwa pomarszczone palce. Były dokładnie takie, jakby je długo trzymał w mokrym i wilgotnym miejscu, na przykład pod wodą. Zrezygnował więc z dotykania Marsela, dopóki nie umyje rąk. Podszedł do wysokiej komody, wyciągnął z niej ręcznik i rzucił nim na uda Cyntii.
Wytrzyj się – polecił i właściwie dopiero wtedy do niej dotarło, że lepi się nie tylko od własnego potu, ale także od spermy męża.
Nie chciała na razie więcej dzieci, a Rodrigez na to przystał i obiecywał wycofywać się w odpowiednim momencie, by nie dopuścić do poczęcia.
Wezmę kąpiel – zadecydowała, zaciskając dłoń na białym ręczniku. Uniosła się do siadu, spuszczając jednocześnie nogi z łóżka. Świsnęła powietrzem przez zęby, co było niczym innym jak oznaką bólu, w chwili, gdy cały ciężar swojego ciała przeniosła na pośladki.
Boli nadal? – zapytał i zapatrzył się na żonę, która była już w połowie drogi do łazienki.
To najgłupsze pytanie jakie mogłeś...
Być może – przerwał jej ostrym tonem. – Ale chyba można grzeczniej, prawda?
Spuściła na krótką chwilę wzrok, a potem wbiła w męża pełne poprzedniego zawodu spojrzenie.
Masz cięższą rękę niż myślisz – warknęła i postanowiła iść dalej. Chciała w Hektorze na nowo wzniecić poczucie winy i wyrzuty sumienia. Jak się okazało, na nic jej się to zdało.
Dostałaś nauczkę na przyszłość – tymi słowami zatrzymał żonę w półkroku.
Wczoraj przepraszałeś i się kajałeś, a dzisiaj...
Być może przepraszałem, ale z pewnością się nie kajałem. – Zaczął iść w jej kierunku i nawet nerwowo poruszył dłonią z palcem wskazującym wymierzonym w jej osobę.
Zatrzymała się, wiedziała, że Hektor nic jej nie zrobi, poza tym była gotowa, by w razie potrzeby stawić mu czoła.
Stało się co się stało. Mnie nie jest z tym dobrze, tobie z pewnością też nie jest z tym łatwo, ale oboje musimy z tym żyć – zaczął i zatrzymał się w odległości dwóch kroków od niej. – Wystarczy, że nie będziesz się więcej razy wtrącała, a sytuacja się nie powtórzy.
To brzmi jak groźba – zauważyła.
Bardziej ostrzeżenie – sprostował szybko. – Nie chcę byś więcej czyniła coś co może ci zaszkodzić – dodał już spokojniej i zmniejszył dystans jaki dzielił go od żony.
Dobrze wiesz dlaczego to zrobiłam. – Na moment przerwała i spojrzała na swoje ramię, które Hektor zamykał w delikatnym uścisku. – Nie chciałam, by Javier dłużej nas szantażował, by tobie groził.
Wiem co zrobiłaś...
Chciałam naprawić swój błąd.
Błąd, którego byś nie popełniła, gdybyś się od początku mnie słuchała – rzucił ostrzej i zapobiegawczo zabrał rękę, by w przypływie emocji nie ścisnąć drobnego ramienia żony za mocno i nie narobić na nim siniaków.
Nie będę stawała na baczność za każdym razem jak rykniesz!
A szkoda, bo czasami powinnaś! – krzyknął, tym samym nie pozostając jej dłużnym. – Nie zrozum mnie źle Cyntio, ale...
Przed chwilą rozmawiałeś inaczej! – Wskazała na łóżko dłonią, jakby chciała tym dać mężowi do zrozumienia o jaki moment jej chodzi.
Przed chwilą było przed chwilą, a teraz jest teraz! – wrzasnął na tyle donośnie, że jedno co mogła w obecnej sytuacji zrobić, to walczyć ze łzami napływającymi do oczu, byleby się nie rozpłakać. – Jak już mówiłem, nie zrozum mnie źle, żałuję tego co się stało, ale, jakby nie patrzeć, sama jesteś sobie winna.
Oczywiście – syknęła i ostentacyjnie splotła ręce na piersi, po czym spojrzała w bok, dając tym samym do zrozumienia Hektorowi, że nie ma ochoty słuchać jego wywodu.
Mogłaś się nie wtrącać – powiedział spokojnie, jakby wcale nie zauważył jak bardzo jej postawa uległa zmianie. – Rozumiem to, że chciałaś ratować sytuacje i naprawdę doceniam ile zrobiłaś... cały ten skrupulatnie opracowany plan, ale nie oczekuj ode mnie, że poprę twoje działania.
Gdzieżbym śmiała oczekiwać od ciebie tak wiele – powiedziała ironicznie.
Nie takim tonem – zwrócił jej uwagę.
Pewnie, bo ty chcesz, a ja muszę!
Nie unoś się!
Ty się jakoś unosisz i...
Do kogo w tej chwili mówisz!? – wrzasnął i tym sprawił, że zadrżała, a jakiś fragment jej podbrzusza zdawał się zawiązać w supeł i uderzyć w specyficzny, namacalny, ale niepełen bólu sposób. – Zastanów się dobrze do kogo w tej chwili mówisz – polecił. – Czasy twojego ojca i rozpuszczonej księżniczki już minęły. Nie będziesz mi skakała po głowie.
Cyntia miała dość. Chciała Hektora po prostu wyminąć, ale wsparł się dłonią o ścianę i tym samym zagrodził jej przejście.
Nie skończyłem – warknął ledwie otwierając przy tym usta.
Ale ja tak. – Postanowiła obejść męża z drugiej strony, ale pochwycił ją za ramię.
Pamiętasz jak postawiłem cię do kąta? Mam to zrobić znów? Tym razem na dłużej, byś sobie więcej przemyślała? – zapytał, a gdy ujrzał łzy płynące po jej twarzy nieco spuścił z tonu. – Nie chcę się z tobą kłócić, tym bardziej szarpać. Daj mi powiedzieć do końca, to co mam do powiedzenia i rozejdziemy się do swoich obowiązków w spokoju, bez sprzeczek i awantur.
Nie wiem czy chcę tego słuchać – szepnęła ledwie słyszalnie.
Nie masz wyjścia. – Chwilę odczekał aż żona ponownie mu się postawi, ale nic takiego nie nadeszło. – Ja po prostu nie chcę byś się narażała, bo nie zniósłbym, gdyby spotkało cię coś złego. Za mocno cię kocham, dlatego następnym razem jak sytuacja się powtórzy lub będzie zbliżona do tamtej, to masz mnie zapytać o zdanie.
O zdanie czy pozwolenie? – Zadarła głowę do góry i wystawiła bojowo podbródek.
Co za różnica?
Dla mnie znaczna – odważyła się powiedzieć.
Zabrał rękę i z irytacją wypuścił powietrze przez zęby.
Czy do ciebie nie dociera, że nie pozwolę ci na takie wyskoki!? Kobieta powinna się zajmować domem i dziećmi, a nie knuć, jeszcze za plecami męża...
Ale nie przeciw tobie! – krzyknęła na swoją obronę.
Możesz mi nie przerywać? – zapytał ostro.
Będę przerywać! – odkrzyknęła.
Będziesz przerywać? – powtórzył po niej, tyle tylko, że on uczynił to w sposób pytający i rzucił jej takie spojrzenie, które zdawało się dać radę zmrozić nawet słońce w środku lata.
Przepraszam – szepnęła niespodziewanie i spuściła głowę. Kiedy ponownie spojrzała na Hektora mierzył ją dokładnie takim samym wzrokiem co poprzednio. Bała się. Naprawdę się bała.
Zajmij się obowiązkami kobiety. Obowiązkami żony i matki, zamiast szukać guza.
Niczego nie szukam – oburzyła się, a potem wbiła spojrzenie w ziemie.
Kanonber i niebezpieczeństwo jakie tam na siebie ściągnęłaś, oddanie aktu Javierowi, potem kradzież, by pozbyć się problemu. Częściej można cię zastać w samochodzie, niż w pokoju z własnym synem. Aż tak bardzo się nudzisz? – zapytał spokojnie i splótł ręce na piersi. Oparł się o pobliską ścianę ramieniem i skrzyżował nogi w łydkach. Jedną stopą miał położoną w pełni na chłodnym parkiecie, a drugą dotykał go jedynie samymi palcami.
Dobrze wiesz, że nie tego chciałam od życia – przyznała.
A czego chciałaś? – dopytywał, marszcząc czoło.
Nie wiem. Podróżować, zwiedzać świat albo studiować. W jakiś sposób czuć się potrzebna. – Dwie słone krople stoczyły się po jej policzku.
Hektor je dostrzegł.
Jesteś potrzebna. Mnie i Marselowi.
To nie to samo.
A więc czego ode mnie oczekujesz? – Nie uniósł się, czym niesłychanie ją zaskoczył. Spodziewała się raczej jego wybuchu z powodu tego, że szuka dziury w całym i jest niezadowolona w chwili, gdy tak naprawdę on rzuca wszystko, co jej potrzebne, pod same jej stopy.
Chcę studiować.
Hektor z początku się krótko zaśmiał, czym niezwykle ją zdenerwował.
Najpierw to popierałeś, sam mnie do tego przekonywałeś, a teraz kpisz!?
Nie kpię, Cyntio. – Uniósł dłonie do góry na znak poddania i nakazanie spokoju. – Po prostu trudno mi sobie to wyobrazić. Jesteśmy teraz tutaj, a nie w Londynie, Marsel jest jeszcze taki malutki, ja mam obowiązki...
W takim razie mogłabym wyjechać, a ty jakiś czas być tutaj, potem powierzać obowiązki Bastianowi i do mnie przyjeżdżać.
Nie ma mowy – odpowiedział szybko i zdecydowanie. – Nie będziemy małżeństwem na odległość – wytłumaczył swoją odmowę. – Ale postaram się coś wymyślić – dodał niespodziewanie, czym niesłychanie i pozytywnie ją zaskoczył.
Hektor zbliżył wargi do policzka żony. Scałował kolejną łzę, która bezwiednie i całkowicie bez jej ingerencji, wydostała się spod powieki kiedy zamrugała.
Jeżeli pragniesz studiować i jesteś pewna, że właśnie to cię uszczęśliwi, to obiecuję, że postaram się coś wymyślić i zrobić wszystko, by tobie to umożliwić. – Uśmiechnął się ciepło. – Ale obiecaj mi, że więcej nie będziesz się wtrącała i narażała?
To warunek?
 – Obiecasz? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Przytaknęła ruchem głowy, przyłożyła dłoń do policzka męża, pieszczotliwie potarła kciukiem i lekko poklepała. Poszła się wykąpać, a Hektor szybko założył spodnie oraz koszulę i zszedł na moment do swojego gabinetu.

Rodrigez spodziewał się za biurkiem zastać co najwyżej Bastiana Browna, chociaż i ten widok zaskoczyłby go zważywszy na fakt, iż była piąta nad ranem. W pomieszczeniu jednak siedział wysoki i szczupły mężczyzna. Pocierał swoją kozią bródkę trzema palcami i przeglądał album ze zdjęciami. Nagle jego wzrok padł na Rodrigeza. Uśmiechnął się więc od ucha do ucha. Powstał i zmierzył w kierunku męża swojej bratanicy. Jedną dłoń skierował za swoje plecy, gdzie za pasem miał ukryty nóż.
Wuj Damian. – Hektor uśmiechnął się sztucznie i poczynił krok w bok, jednocześnie zamykając drzwi. Nie bał się choć wiedział, że Montenegro coś planuje. – Nie wyjechał wujek? – zapytał.
Wyjechałem, byłem w drodze do domu, ale zawróciłem – odpowiedział. – Coś sobie przypomniałem – wytłumaczył swoje poczynania i nagle przyszpilił mężczyznę do ściany, kładąc jedną rękę na jego ramieniu, a drugą, wraz z nożem, nakierowując na gardło.
Trzydziestodwulatek przełknął nerwowo ślinę i postanowił się nie ruszać. Chciał wysłuchać tego co Damian ma do powiedzenia. Wiedział, że mężczyzna nie zabije go szybko, że chce przed tym jeszcze sobie pogawędzić.
Wiem kim jesteś – powiedział z odrazą.
Ja także. – Hektor się zaśmiał w sposób tak pusty i złowieszczy, że wzbudzał jedynie strach. Śmiech jego brzmiał bowiem jak śmiech szaleńca, ale słowa, jakie potem skierował do wuja, były niezwykle przemyślane. – Wiem kim jestem i domyślam się jaką wiedzą dysponujesz, ale tak naprawdę co to zmienia?
Trzymam nóż na twoim gardle, a ty się nawet nie boisz? – Damian był nie tyle zaskoczony, co wręcz czuł się obrażony tym faktem.
A czegóż mam się bać? Nie zabijesz mnie, bo gdybyś to zrobił, co powiedziałbyś Cyntii i całej rodzinie?
Prawdę! – wrzasnął. – Że zabiłeś jej ojca! – dodał i stracił na moment czujność.
To wystarczyło, by Rodrigez przestał odchylać głowę, bo tym samym zrobił nieznaczny odstęp między szyją a ostrzem. Hiszpan wcisnął palce między narzędzie a swoje ciało i naparł na nie, raniąc tym samym swoją dłoń. Potraktował Damiana Montenegro butem, odrzucając tym sposobem mężczyznę na blat biurka. Kałamarze z czarnym i czerwonym tuszem spadły na podłogę, plamiąc przy tym dywan i obryzgując ściany oraz pobliskie meble. Lampka także spadła, a jej zielony, podłużny klosz się potłukł.
Nie zabiłem Juliana – oznajmił spokojnie Rodrigez i nie zwracając uwagi na to, że krwawi, wcisnął dłonie do kieszeni.
Damian nadal miał nóż w dłoni, choć teraz cały ze strachu drżał i na skutek tego przedmiot wydostał się z jego uścisku, i zadźwięczał o drewniany blat ciężkiego biurka.
Byłeś sekundantem, nabijałeś broń.
Na pierwszym pojedynku – oddalał od siebie zarzuty.
Pistolety były w twojej i Cyntii sypialni!
Jaki miałbym cel zatykać lufę pistoletu, którym sam miałem się pojedynkować? – zapytał zirytowany i wskazał palcami na swoją klatkę piersiową, nawet się w nią postukał. – Myśl! – warknął do wujka.
Myślę i wiem. – Damian podniósł się z biurka, ale wciąż się o nie opierał, bo jego nogi za bardzo drżały ze strachu, by mógł na nich stanąć bez wspomagaczy. – Kiedy zorientowałem się kim jesteś wszystko układa mi się w całość. Wiedziałeś, że Julian zastąpi cię na tym pojedynku. Wiedziałeś, że nie da ci umrzeć.
Nie mogłem tego wiedzieć. – Hektor podszedł bliżej, postanowił obejść biurko. – To Julian zatkał lufę – szepnął wprost do ucha wujaszka, a potem stanął naprzeciw niego. – Nie wiedział kim jestem. Ciążyła mu jedynie ma przeszłość. Przeszłość Hektora Rodrigeza. Obawiał się, że skrzywdzę Cyntię. To był idealny moment, by się mnie pozbyć. Cyntia byłaby wdową, a nie splamioną panną. Wiedział, że sypiała ze mną przed ślubem – opowiadał, obchodząc biurko po raz drugi. – Broń mi ciążyła, gdy tylko wziąłem ją w dłonie. Wiedziałem, że ktoś przy niej majstrował.
Dlaczego nie wstrzymałeś pojedynku i nie sprawdziłeś?
Hektor wzruszył ramionami.
Zapewne bym to zrobił, gdyby Julian mi nie przeszkodził. Miałem strzelać pierwszy, więc przed oddaniem strzału zawołałbym do siebie sekundanta i nakazał mu sprawdzić nabicie, ale Montenegro mnie ubiegł. Zjawił się, zabrał broń z mojej dłoni i poszedł na pewną śmierć.
Pewnie sądził, że...
Nie. – Hektor pokręcił głową. – Twój brat był tchórzem – syknął z odrazą, stając naprzeciw wujka. – Chciał umrzeć. Wiedział, że prawda się kiedyś wyda, sądził że nadejdzie to wcześniej niż później, dlatego wolał z samego siebie uczynić trupa, niż się z tą prawdą zmierzyć. Bał się nienawiści własnych dzieci. Cyntia nie mogłaby po tym na niego spojrzeć, i na mnie tym samym też.
Nie dziwię się – wywnioskował Montenegro i podrapał się palcem po brodzie. – Nie możesz z nią być. To wbrew prawu! Wbrew Bogu! – wykrzykiwał.
Nie prawda – postawił się Rodrigez. – Nic tu nie jest bezprawne i bezbożne. Nasz związek sam Bóg pobłogosławił. Gdybyś pofatygował się na zaślubiny, to byłbyś tego świadkiem.
Jesteś jej...
Nie jestem! – warknął przez zęby. – Jedynie byłem obecny przy jej poczęciu – dodał spuszczając wzrok. – I nie jestem z tego dumny! Widziałem jak przychodzi na świat i wiedziałem, że jeśli nie zainterweniuję, to zarówno matka, jak i to dziecko, umrą, i twój brat tego chciał. – Hektor chwycił za nóż i nakierował ostrze na serce Damiana Montenegro. Bawił się przedmiotem, kręcił nim, tak jakby chciał go wwiercić w mężczyznę.
Zabijesz mnie? – zapytał drżącym głosem. Czuł, że jeśli zaraz nie padnie przecząca odpowiedź, to narobi w majtki.
Julian ci nie powiedział, prawda? Nie powiedział ci co zrobił? Jakiego karalnego czynu się dopuścił? I w tym wszystkim jedno mnie zastanawia. Jakim cudem, tak bardzo pokochał dziecko, którego sam nie chciał? Dlaczego zmusił Martę, by je wychowała, przecież chciała Cyntia oddać, prawda? Ty miałeś ją wychowywać, ty i babka. I czasami myślę, że wtedy byłoby lepiej. Ja bym jej nie spotkał, nie pokochał, i bez skrupułów się zemścił na wszystkich Montenegro, bo bez wątpienia na to zasługujecie. Ale w tym wszystkim dotarło do mnie, że za czyny Juliana nie może odpowiadać ani Julia, ani Martin, ani nawet ty, choć nieraz mogłeś coś zrobić.
Teraz mnie zabijesz?
Zaatakowałeś mnie, ale nie, nie zabiję cię. W ogóle nie nawykłem do zabijania ludzi – odpowiedział i oddalił nóż od serca Damiana. Nagle szybkim ruchem zamierzył się na mężczyznę. Czubek ostrza mknął wprost w twarz Damiana, ale w ostatniej chwili Hektor zmienił trajektorie i wbił nóż w blat biurka. – Kiedy już zmienisz spodnie, to mi pomożesz – rzucił jakby od niechcenia i skierował się do drzwi. Przyuważył, że mężczyzna patrzy na niego pytająco. – Zsikałeś się – dodał poważnie.
Jak mam ci pomóc? – zapytał drżącym głosem, a łzy lały się strumieniami po jego twarzy.
Chcę się dowiedzieć, kto jest odpowiedzialny za pożar w Kanonber – odpowiedział i przeszedł się po pomieszczeniu tylko po to, by zatrzymać się przy albumie. Szybko zaczął przerzucać jego strony. Znalazł zdjęcia, które szukał. Wyjął je delikatnie i jedno oddał Damianowi. – Chcę wiedzieć kto zabił to dziecko. Było moim bratem – wyjaśnił i wyprostował dolne kończyny. Odetchnął i skierował się do wyjścia z gabinetu. – Wezwij pokojówkę by tu posprzątała.
Przekroczył próg i przemierzył większą część korytarza. Oparł się plecami o ścianę i spojrzał na fotografię trzymaną w dłoni. Widniał na niej piętnastoletni młodzieniec o jasnych włosach, z niespełna rocznym dzieckiem na kolanach. Mała dziewczynka ubrana była w sukienkę i lakierowane buciki na sztywnej podeszwie. Stawiała już pierwsze kroki. Wspomniał moment, gdy zobaczył ją przy schodach. Rozejrzał się. Była sama. Nachylała się, bo chciała sięgnąć palcem połyskujących czubków bucików, które miała na nóżkach. Mógł ją zepchnąć. Schodów było dużo. Z pewnością nie przeżyłaby tego upadku. Niespodziewanie wtedy dziewczynka się wyprostowała i nie chwytając za barierki poręczy, postąpiła chwiejny kroczek do przodu. Podbiegł do niej i w ostatniej chwili chwycił za jej ramię.
Cyntia! Uważaj! – wrzasnął, odciągając ją do tyłu. Upadła na pupę i rozpłakała się, patrząc na niego pełnym żalu i zagniewania wzrokiem.
Poczuł łzę na policzkach. Schował fotografię do rękawa, by jakoś ją przemycić do pokoju, a potem w spokoju zastanowić się w jakim bezpiecznym miejscu ją ukryć. Niespodziewanie, gdy tak samotnie przemierzał korytarz, zauważył swoją żonę przy schodach, nie tych głównych, a bocznych, które jako jedyne prowadziły nie tylko na dół, ale także na strych. Jego żona nimi chodziła, gdyż tak miała bliżej do pokoju Brownów albo po wodę czy sok, kiedy nie chciała kłopotać służby późną nocą. Nie zastanawiał się dokąd idzie. Zapewne nawet, by jej nie zatrzymał, gdyby nie zauważył, że schody połyskują, jakby zostały nawoskowane. Ruszył w jej stronę biegiem w chwili, gdy wstępowała na pierwszy z nich. W ostatniej chwili pochwycił ją za ramię.
Uważaj, Cyntia! – wrzasnął, szarpiąc ją do tyłu. Tym razem nie upadła na pupę, bo jego klatka piersiowa ją przed tym uchroniła. Na dodatek ją podtrzymał, by utrzymała równowagę. – Wypastowali podłogę – wyjaśnił przerażonej kobiecie.
Chciałam karmelków – oznajmiła, robiąc smutną minkę i patrząc na niego w taki sposób, iż nie potrafił postąpić inaczej jak tylko ją wyręczyć w tej czynności.
Wróć do pokoju – polecił lekko się śmiejąc. – Ja ci przyniosę.
Zanim zdążyła zaprotestować, on był już na półpiętrze. Wychyliła się przez barierkę, by dostrzec męża i krzyknęła na tyle głośno, by ją usłyszał, ale też na tyle cicho, by nikogo nie zbudzić:
Tylko dużo weź! Słyszysz, Hektor!? Dużo przynieś karmelków!
Słyszę – oznajmił. – Dużo karmelków – powtórzył po niej, by miała pewność, że dobrze usłyszał.
Cyntia uśmiechnęła się zadowolona i powróciła do pokoju, gdzie mały Marsel właśnie wybudzał się ze snu. Chłopiec uznał, że wpół do szóstej rano jest idealną porą na skonsumowanie pierwszego śniadania, a potem ucięcie sobie jeszcze krótkiej drzemki przed porannym spacerem po ogrodach.

Dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił. O ich tempie zapewne decydowały liczne uroczystości, w tym spóźniony o miesiąc roczek małego Edwarda, któremu z prezentów najbardziej spodobała się skórzana piłka i bujany konik oraz drewniana skrzynka z kółkami, w której mógł przewozić swoje ulubione zabawki. Oczywiście był jeszcze za mały, by wiedzieć do czego ta skrzynka służy. Na chwilę obecną fascynowały go jedynie jej kółka, którymi kręcił za pomocą obydwóch rączek i śmiał się przy tym wniebogłosy, ukazując niepełne uzębienie. Kolejną uroczystością była rocznica ślubu państwa Julii i Bastiana Brownów, a zaraz po niej rocznica zaślubin Cyntii i Hektora Rodrigezów. Kolejnymi był występ sławnego skrzypka, który przyciągnął do pensjonatu licznych i majętnych gości. Następną atrakcją był magik i jego sztuczki oraz licytacja biżuterii wykonanej z dbałością o każdy nawet najdrobniejszy szczegół.
To właśnie na tej licytacji Cyntia wypatrzyła bransoletkę ze szczerego złota, wysadzaną kamieniami szlachetnymi i minerałami o różnych kolorach. Biżuteria nie była tania, ale Hektor chcąc sprawić żonie przyjemność, zamiast ją powstrzymać, jeszcze zachęcał do głosowania, nawet w chwili, gdy cena licytowanego przedmiotu trzykrotnie zaczęła przebijać jego wartość. Wiedział, że tak starannego wykonania nie uda mu się zdobyć nigdzie indziej, poza tym potrzebował pretekstu, by oddać Cyntii kluczyk do szkatułki i tym samym umożliwić jej swobodny dostęp do kolczyków, korali, pierścionków, kolii i wszystkich rzeczy tego typu. Dostęp ten jej ograniczył po tym jak uciekła z Marselem, gdy dowiedziała się o łączeniu majątków i zarzuciła mężowi iż ten ją kupił.
W noc po otrzymaniu bransoletki Cyntia leżała na łóżku ociekając potem. Była pełna zmęczenia i o dziwo też pełna spełnienia. Rodrigez leżał bokiem, wspierał swoją głowę na jednej dłoni, a drugą obracał dłoń Cyntii i obcałowywał otarcia na jej nadgarstku. Czynił to z niezwykłą delikatnością i zdecydowaniem jednocześnie.
Przepraszam jeśli zrobiłem ci krzywdę, nie chciałem…

Nie zrobiłeś – odparła leniwie i wyrwała swoją rękę z jego uścisku. Przekręciła się na brzuch. – Ale możesz teraz całować drugą. – Podstawiła drugi ze swoich nadgarstków pod jego usta.
Rodrigez się roześmiał. Klepnął pieszczotliwie, jakby od niechcenia, w jeden z pośladków żony, chwycił za jej nadgarstek i wstał, by usiąść na niej okrakiem. Obezwładnił drobne dłonie na plecach i sięgnął do ramy łóżka po rudawy plastron, który miał w zwyczaju wiązać na sposób krawata. Zrezygnował z pierwotnego pomysłu skrępowania jej nadgarstków. Szybko odwrócił kobietę tak, by leżała na plecach. Patrzył jej głęboko w oczy z pewnością siebie i miłością, gdy owijał brzegi delikatnego materiału naokoło swoich dłoni. Niespodziewanie i szybko uderzył pięściami o poduszkę nieopodal głowy żony. Cyntia zamknęła oczy. Otworzyła je zdając sobie sprawę, że uderzenie nie przyniosło bólu. Czuła satynę na swoim gardle. Sięgnęła po nią.
Zostaw – syknął, naprężając materiał jeszcze bardziej. – I postaraj się nie ruszać, proszę. – Wysunął delikatnie język między wargi i dotknął nim ust żony.
Dał jej namiastkę namiętnego pocałunku, by przerwać go w najmniej odpowiednim momencie, wtedy kiedy ona nie chciała, by przerywał. Uniosła się, ale tylko odrobinę, bo natchnęła się na materiał. Właściwie to boleśnie się z nim zderzyła, gdyż szybko zdarzyło jej się o nim zapomnieć. Hektor uśmiechnął się widząc jej minę.
Prosiłem abyś się nie ruszała – przypomniał rozbawiony, ale silił się na powagę.
Nie uprzedzałeś, że poruszenie boli.
Zawsze może boleć bardziej – kusił.
Tak?
Tak, ale może też ci się podobać. – Przybliżył swoje usta tym razem do jej piersi, zataczał okręgi naokoło aureoli i był dumny z efektów jakie uzyskiwał… z reakcji jej ciała na jego dotyk.

Laura z Hiszpanii udała się do Francji, ale i tak całą podróż zakończyła wcześniej niż planowała. Od razu po powrocie wtargnęła do gabinetu brata, ale zastała tam Bastiana palącego cygaro i popijającego whisky.
Twój brat ma od trzech tygodni wolne – wyznał Bastek z uśmiechem. – Lauritka – dodał pieszczotliwie i zbliżył się do dziewczyny, by móc ją objąć. – Nawet nie wesz ile się działo jak ciebie nie było. – Nagle ugryzł się w język, bo przypomniał sobie, że Laura była jedyną osobą, która nie chciała, by Javiera spotkało coś złego.
Później mi opowiesz. – Wyrwała się z przyjacielskiego uścisku, wyjęła cygaro z jego ust, pociągnęła dwa buszki, wypuściła dym i chwyciła za szklankę. Tę opróżniła do dna. Cygaro włożyła z powrotem w usta Browna, a szklankę rzuciła o ziemię. – Potłuczone szkło, na szczęście – wyjaśniła.
Bastian się zaśmiał.
Gdzie jest mój brat?
W sypialni. Od trzech tygodni nie czyni nic innego, tylko spędza czas z żoną w sypialni.
To nawet i lepiej, że wróciłam tak szybko. Wywołam ich na kolację. Trzeba przecież ratować świat przed zagładą takich małych Rodrigezów, zanim ich wyprodukują. – Rozbawiona opuściła gabinet i niepostrzeżenie przedostała się na korytarz, gdzie mieściły się pokoje służby. Wtargnęła do jednego z nich.
William na jej widok aż wstał z wrażenia.
Co się tak gapisz jak ciele w malowane wrota? – rzuciła, zamykając za sobą drzwi.
Masz sukienkę – odpowiedział onieśmielony.
Tak, czasami noszę sukienki.
Ale aż tak kobiece… – Nie spuszczał wzroku z jej dekoltu. Kobieta więc zdjęła kapelusz z głowy i zasłoniła nim piersi.
To po to byś myślał tą mądrzejszą częścią ciała – wytłumaczyła swoje poczynania. – Wyrwałam z rejestru urodzeń Rodrigezów i Prevostów po stronie.
To wolno tak? – zdziwił się, gdy dokumenty wylądowały na skromnym, drewnianym stoliczku.
Nie, ale nikt nie patrzył, to wzięłam. Jak nie pilnują, to ich wina – rzuciła bez jakiegokolwiek przejęcia, nawet maleńkiego.
William rozwinął obydwie postrzępione kartki, przeczytał najpierw jedną, a potem drugą. Spojrzał pytająco na Laurę, nie kryjąc swojego przerażenia.
Hektor Carlos Rodrigez, ciemnowłosy – przeczytał na głos. Potem przełożył kartki. – Laura Francesca Prevost, ciemnowłosa. Tu się chyba zgadza, nie?
Nie, ja jestem blondynką, Williamie.
Może zsiwiały ci z wiekiem?
Nie jestem jeszcze aż tak bardzo stara. Poza tym w konkurencji na komplementy byłbyś ostatni. Patrz na to. – Podała mu zdjęcie do rąk.
William zobaczył małą, ciemnowłosą dziewczynkę bawiącą się szmacianą lalką. Obrócił zdjęcie w tył i przeczytał Laura, gdy miała niecałe osiem miesięcy. Ciekawe czy zawsze będzie robiła takie miny?
Po chwili przed oczami Williama wylądowało kolejne zdjęcie, tym razem przedstawiało one jasnowłosą dziewczynkę w podobnym wieku.
To ja, z rodzinnego albumu – oznajmiła Laura i wyczekiwała aż chłopak ruszy głową, i zacznie sklejać do siebie wszystkie fakty.
Chcesz mi powiedzieć, że… – William nie dokończył. Porównywał obydwa zdjęcia w milczeniu. Nie dostrzegał żadnego podobieństwa.
Powiedz mi co tutaj się, kurwa, dzieje? – wysyczała złowieszczo, pomimo łez wybudzonych emocjami, cisnącymi się spod powiek.
Nie wiem – odpowiedział, układając wszystko, co od niej otrzymał, na stoliku w równym rządku. – Ale to oznacza, że ani ty nie jesteś Laurą Prevost, ani twój brat nie jest Hektorem Rodrigezem.
Nastała cisza, wymowniejsza od niejednego krzyku. Nastało milczenie, które zwiastowało przerwanie milczenia trwającego od lat. Drzwi pokoju otworzyły się, a policjant Ernest Sambor przestąpił próg. Laura spojrzała pytająco na obydwóch mężczyzn. Liczyła naprawdę, miała już dość kłamstw i braku odpowiedzi na coraz to nowsze, nieustannie pojawiające się pytania.

Zapraszam także do kolejnego postu  Rozdział 32: Zdradliwe wspomnienia

20 komentarzy:

  1. Bastek jest genialny,o wiele lepszy w tej wersji,mądrzejszy i dobry z niego przyjaciel.Cyntia rzeczywiście powinna się poważnie zastanowić nad tym planem,a może uda im się znaleźć ten akt własności.Cyntia ma do podjęcia trudną decyzję,nie ma zbyt dobrych doradców.Bastek owszem mądrze prawie ale siostra to kobieta pokroju jej matki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bastek jest świetny ma chyba najlepiej zbudowany system moralny z nich wszystkich. Julia - na tą to szkoda słów normalnie wrodzona z niej mamuśka, a może nawet i gorsza.
    Mam nadzieje, że Cyntia przemyśli ten swój cały plan. Myślę, że najlepiej by było jakby powiedziała Hektorowi prawda, a Willi w między czasie zniknął z jej życia. Bo tak naprawdę to jaką ma gwarancje, że Javier nie będzie jej dalej szantażował? Niby dał jej słowo, ale jego obietnica dla mnie nie jest zapewniająca.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z poprzedniczkami Bastian w tej wersji zmienił się na lepsze, doradza Cyntii, chce jej pomóc, chce żeby przemyślała dobrze swoją decyzję, bo to zaważy na całym jej życiu, a także na życiu Marsela i Hektora. Julia zaczyna mnie przerażać, najpierw "sprzedała" siostrę, a teraz doradza jej żeby poświęciła męża w "imię wyższych celów".

    OdpowiedzUsuń
  4. Cała akcja zorganizowana była całkiem sprawnie nikt nie przewidział że matka się w to wtrąci. Js nadal obstaje przy tym, że Cyntia nie uderzyła matki tylko ją odepchnęła.
    Hektor postąpił źle ślepo wierząc matce i nie dając się wybronić żonie. To fakt nie ukarał jej bardzo surowo i zważał na to żeby nie zrobić jej krzywdy więc świadczy to o yym że nie był aż tak zaślepiony gniewem. Tak więc powinien dać jej się wypowiedzieć. I teraz co znowu rzuci to swoje marne przepraszam? Żadne z nich nie ma do partnera ni kszty zaufania i stąd te problemy. O matce roku jaką jest Marta to lepiej chyba nie wspominać bo zwyczajnie szkoda słów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Akcja się powiodła i Javier już nie nie będzie nikogo szantażować. W tej wersji Cyntia jest odważniejsza. Postawiła się matce gdy ta chciała ją ponownie spoliczkować. A Marta jak zwykle musiała się wtrącić i namieszać. Hektor powinien dać się wytłumaczyć żonie a nie wierzyć jej matce i zabraniać jakich kolwiek wyjaśnień. Nie potraktował jej surowo ale mógł z nią najpierw porozmawiać tym bardziej, że wie jaka jest Marta Montrego i że mogła przedstawić swoją wersję wydarzeń.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cyntii plan był dobry i wszystko by się udało gdyby nie Marta Montenegro wtrącająca się we wszystko.Szczerze mówiąc to cieszyłam się jak córka jej oddała,ta kobieta tylu ludziom dała z liścia,że bardzo dobrze gdy wreszcie jej ktoś oddał.Beznadziejna z niej matka,nie wspiera córki,jeszcze ją pogrąża a to jak wychodząc powiedziała,,nie żałuj jej" to poniżej krytyki po prostu.
    Szkoda,że Hektor nie odpuścił Dobrze,że jej nie rozszarpał ale na pewno nieźle wystraszył.
    Przynajmniej udało im się pozbyć Javiera,mam nadzieję,że teraz Hekt będzie miał wyrzuty sumienia i jej to jakoś wynagrodzi.

    OdpowiedzUsuń
  7. To się porobiło, wszystko byłoby dobrze gdyby nie wścibska Marta, zawsze musi się wtrącić. Kto by pomyślał, że Cyntia wymyśli taki dobry plan, pomocnicy też się spisali. Najważniejsze, że Javier został unieszkodliwiony.
    Marta jako matka to porażka, ona nie dość, że nie pomogła własnemu dziecko, to jeszcze pogrążyła. Zgadzam się, że Cyntia nie uderzyła Marty, ona tylko broniła się przed drugim policzkiem i odepchnęła matkę, a ta się uderzyła. Nie podoba mi się, że Hektor nie porozmawiał z Cyntią, nie dał się jej wytłumaczyć, tylko od razu przeszedł do rękoczynów. Nie uderzył jej w końcu pasem i chwała mu za to, ale jednak uderzył kilka razy ręką, a najpierw powinien jej dać wyjaśnić. A teraz jak Bastian mu wyjaśnił, to co powie przepraszam i ma być po sprawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż muszę szczerze powiedzieć, że zamordowałabym drania, jakby mi zrobił coś takiego, mściwa jestem.
      No tylko w tym przypadku po prostu żal mi Cyntii, narozrabiała, chciała trochę naprawić i jej się za to dostało.

      Usuń
  8. Końcówka mnie zaciekawiła.Kim w takim razie jest mąż Cyntii i Laura? Dlaczego bart dziewczyny postanowił się podszyć pod te osoby?
    Dobrze,że między Hektorem(nie wiadomo jak ma naprawdę na imię,więc na razie będę mówić Hektor) i Cyntią się układa.Chyba wreszcie jest między nimi tak jak podczas podróży poślubnej.Obawiam się,że powrót Laury może między nimitrochę popsuć.

    OdpowiedzUsuń
  9. No właśnie to kim są Hektor i Laura. Jeżeli prawdziwy Hektor Rodrigez był ciemnowłosy, a ten jest blondynem, to podszywa się pod tego prawdziwego, tylko dlaczego i co się stało z tym prawdziwym Hektorem no i oczywiście z prawdziwą Laurą.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawe kim naprawdę są Hektor i Laura i co skłoniło Rodrigeza do tego by się podszywać. Też mnie ciekawi co z prawdziwym Hektorem i Laurą.

    OdpowiedzUsuń
  11. Muszę przyznać, że pomysł i jego wykonanie był przez Cyntię dobrze zaplanowany, chociaż jak to wiadomo, za idealnie być nie mogło. Kradzieży nie popieram, ale jednego złego się chociaż pozbyli, ale coś mi się zdaje, że tak po prostu Javier nie mógł zniknąć. Jeszcze wróci i namiesza, na pewno będzie chciał się zemścić i da dowód zdrady Cyntii Hektorowi.

    Większość matek starało by się chronić swoją córkę, ale jak wiadomo Marta musi być wyjątkiem
    i postanowiła, że lepiej rzucić ją na „pożarcie lwu”, którym w tym wypadku jest Hektor. Nawet jeśli Cyntia zasłużyła na jakąkolwiek karę, to Marta jako matka nie powinna pozwolić jej bić. Rolą matki jest m.in. chronić, dbać o bezpieczeństwo, a to że Cyntia ma męża, nie zwalnia jej z tego obowiązku. Najlepiej Marta by zrobiła gdyby się w ogóle nie wtrącała w ich małżeństwo, bo tylko im szkodzi.

    Pierwsza moja myśl na reakcję Hektora- zdecydowanie przesadził, nawet jej nie wysłuchał, zawierzył kobiecie, której nawet nie lubi(Marcie), a własnej żonie do słowa dojść nie dał. Jednak jakby połączyć pewne fakty to nie można mu się też dziwić reakcji. Jak wiadomo Hektor jest cholerykiem, dodając do tego ostatnie wydarzenia i teraz kradzież mamy mieszankę wybuchową. Mam tu na myśli chociażby jego podejrzenia odnośnie Marsela, bo w końcu bez powodu nie zastanawiał się nad kolorem włosów, niedawną ucieczkę Cyntii z dzieckiem, ciągłe pretensje do niego, krytykowanie go, łamanie obietnic itp. W końcu przekroczyła granicę. Pewnie pomyślał sobie, że kradnie by mieć pieniądze na kolejna ucieczkę. Nie dziwię się jego reakcji, ale też w pełni nie popieram.

    Jakby się też tak zastanowić to Marta i Hektor w tej sytuacji mieli coś wspólnego, żadne nie wysłuchało Cyntii. Ciekawe czy to zwykły zbieg okoliczności, bo jakby się tak im bliżej przyjrzeć to charakterem są do siebie bardzo podobni.

    Dodam jeszcze, że charakter, a raczej wściekłość Hektora dało się na tyle wyczuć, że nawet ja czytając to, poczułam strach.

    Najlepszymi w tym rozdziale dla mnie są Bastian i William.

    William w końcu postawił się Cyntii i bardzo dobrze zrobił. Niech nie myśli, że może grać na jego uczuciach, a potem tak po prostu powiedzieć, że musi stąd zniknąć, bo ona tak chce. Fragment
    z tym jak ją z pokoje wyrzuca, genialny. Bastian natomiast zabłysnął tu swoją inteligencją, sprytem z wykorzystaniem Gracjana i zasadą, że rodziny się nie poświęca. On chyba jako jedyny chce dobrze i nie wyznaje zasady po trupach do celu. Za to Julia, na nią brak słów, więc się wysilać nie będę z komentowaniem jej.

    Miałam już pewne podejrzenia co do Laury i Hektora, a teraz jestem pewna, że to jednak nie rodzeństwo. Nawet nie trudno było się domyślić. Po sposobie jaki Hektor traktuje Laurę jak i po ostatniej rozmowie z Charliem mogę z całą pewnością stwierdzić, że Hektor jest ojcem Laury.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ups... Właśnie odkryłam, że jak się w trakcie pisania komentarza albo czytania kliknie przypadkiem wyloguj, to później cały komentarz idzie z dymem. Jak mój przed chwilę. :( No nic, napiszę jeszcze raz.

    Doprawdy nie pojmuję, dlaczego Hektor pomyślał,że Cyntia chce od niego uciec.Z czego to wywnioskował? I dlaczego usiłował to wybić z głowy laniem, a nie rozmową. Kretyństwo! I nie pojmuję, dlaczego nie zapytał o powód bójki żony i teściowej, tylko, o zgrozo! stanął po stronie Marty. To czyjego dobra on chce? On w ogóle o nic nie pyta, tylko coś tam sobie wymyśla, a później się wścieka.
    I jak to jest. Cyntia jest bez sukienki, siedzi sobie, a wchodzi Bastian i nie ma żadnego krzyku, tylko on sobie wchodzi, jest spokojnie, ona się nie zasłania, nie zakrywa? Nawet jeśli ona ma jakąś bieliznę, to jednak chyba niezręczna sytuacja.
    Bastiana kocham coraz bardziej. Im bardziej jego kocham, tym bardziej nie lubię Hektora. Bo przecież gdyby był choć trochę podobny, byłby sympatyczniejszy.
    A Bastian też potrafi się wkurzyć, zareagować ostro, jest męski, ale też ludzki.

    I jeszcze jedno. Po całym zamieszaniu i wyjaśnieniu sprawy z Javierem ani Marta, ani Hektor nie mówią "dziękuję". Hektor przeprosił, Mata nawet na to się nie zdobyła. Taka matka to przekleństwo. Chciałabym, żeby w dalszej fabule Marta zapłaciła za swoją bezduszność. O ile to możliwe.

    OdpowiedzUsuń
  13. Już nie pamiętam czy to pisałam pod którymś tam rozdziałem, że widać że Cyntia za bardzo nie umie się zająć Marselem. Chyba jak została matką to nie była na to gotowa. Ale z drugiej strony ma konsekwencje młodzieńczej miłości z Williamem i trochę dzieckiem powinna się zająć.
    A Damian dalej podejrzewa Hektora o śmierć Juliana. Jego tam nie było to jak mógł go zabić.
    No i ciekawe jakie tajemnice ma rodzina rodrigezów. Bo jak Laura była wpisana jako czarnowłosa a na zdjęciach już jako mała dziewczynka miała blond włosy to chyba nie mogli jej tak przefarbować.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  14. Hejo! :3
    Cyntia dziwi się, że William jest dla niej taki, ale przecież ona jest taka sama dla niego. Na początku myślałam, że Will ją uderzy, a tylko zamknął. Hehe xD
    ,,Nie rozumiała jak do tego doszło, że William taki się dla niej stal.’’ - stał.
    ,,– Al. – syknęła Cyntia.’’ - chyba powinno być: Ał.
    Hm. Cyntia chyba jeszcze nie jest gotowa na zostanie matką. Szkoda tylko, że czasami obwinia za wszystko Marsela. Ale to pewnie ze złości.
    ,,Dlaczego zmusił Martę by je wychowała, przecież chciała Cyntia oddać, prawda?’’ - Cyntię.
    Marta chciała oddać Cyntię? Dobrze zrozumiałam? Ale dlaczego?
    Fajnie, że wyjaśniły się okoliczności śmierci Juliana. Przyznam, że nie spodziewałam się tego xD
    Och. Cyntia zawsze musi zacząć kłócić się z Hektorem. To już stało się normą, ale czasami naprawdę może się trochę powstrzymać. Niepotrzebnie się unosi...
    ,,– Tylko dużo weź! Słyszysz, Hektor!? Dużo przynieś karmelków!
    – Słyszę – oznajmił. – Dużo karmelków – powtórzył po niej by miała pewność, że dobrze usłyszał.’’ - a to mnie rozbawiło xD
    Czasami zastanawiam się, czy Cyntia kocha Hektora, czy nie. Ma te swoje huśtawki nastojów i wg... No sama już nie wiem. Mówi się: Stara miłość nie rdzewieje. Ona wciąż kocha Williama. Od Hektora będzie chciała później uciec... Wydaje mi się, że ona już sama nie jest pewna swoich uczuć.
    ,,– To nawet i lepiej. Wywołam ich na kolacje, trzeba przecież ratować świat przed zagładą takich małych Rodrigezów zanim ich wyprodukują.’’ - hehe. To było mocne. Laura jest wspaniała! :D
    A to koniec bardzo mnie zaciekawił. Że oni niby nie są osobami, jakimi są? Z niecierpliwością czekam na nn. Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! :***
    PS No wiem, że komentarz trochę... dziwny?
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
  15. Z rozdział na rozdział coraz bardziej nienawidzę Rodrigeza.
    Szkoda mi Susanny, Hektor nie powinien ją tak traktować.
    Laura i Bastian są prze. Podobał mi się dialog między nimi :)
    Czekam na dalej!

    Zapraszam do mnie: miecwlasnezycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie lubię Susanny i aż chciałabym napisać, że sama sobie zasłużyła na takie traktowania, ale Hektor nie jest bez winy. Strasznie irytuje mnie to, jak traktuje swoją służbę, ale akurat ona jest niezwykle uparta. Narzuca się, choć Hektor jasno dał jej znać, że sobie tego nie życzy, dlatego też nie będę ubolewała jaka to ona biedna.
    Hektor i Cyntia kłócą się, nienawidzą na chwilę i znowu godzą. Ich małżeństwo nie jest stabilne, za to obfituje w awantury, brak zaufania, cyrk na kółkach. Jestem ciekawa, jak to się dalej potoczy.
    No i Laura. Przyniosła kolejne informacje, ale one nic nie wyjaśniają, a jedynie rodzą kolejne pytania w mojej głowie. Póki co mam tyle teorii, że aż boję się ujawnić z którąkolwiek, aby się nie zbłaźnić, dlatego póki co nie podążę żadną określoną ścieżką, raczej poczekam na rozwinięcie akcji.

    OdpowiedzUsuń
  17. Coraz ciekawsze rozdziały czytam :) Mam wrażenie, że zbliżamy się do jakiegoś kulminacyjnego punktu bądź, że niedługo nastąpi jakiś nieoczekiwany zwrot akcji.
    Susana jest niemoralna. Czy może podobać jej się facet, który zniszczył życie jej siostry bliźniaczki? Nie pasuje mi jej zachowanie. Tak jakby chciała uśpić czujność Hektora i dosłownie wbić nóż w piersi.
    Nie zrozumiem jeszcze wszystkiego, ale pomału zaczyna mi się przejaśniać w głowie. Ciągle sądziłam, że to Hektor podaje się za kogoś innego, a okazuje się, że i Laura nie jest Laurą. Nie wysnuwam żadnych wniosków na ten temat póki co, bo pewnie i tak byłyby błędne.
    Ciekawą informacją jest to, że Hektor znał Cyntię jako małą dziewczynkę. Wydaje mi się, że Julian zdradził Martę z jakąś pokojówką (może nawet matką Hektora skoro wujek Damian tak się wystraszył tego, kim jest Hektor).
    William mnie drażni. Jak kiedyś chciałam żeby się pojawił w opowiadaniu, tak teraz nie chcę żeby mieszał w życiu Cyntii i zostawił ją w spokoju. Może być z Laurą, ale z Cyntią - nie.

    Pozdrawiam
    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Lubię Bastka. Taki. Niego fajny alkoholik, który nie chce krzywdy innych i jakoś tak sobie żyje całkiem uczciwie, nawet żonie o dziejach powie. Mi tam Cynti żal nie jest. Uważam, ze oberwało uczciwie. Ona nie chciała jego dobra ona po prostu liczyła na to, ze javier jak pójdzie siedzieć to nie wyjawi tego co wie. Liczyła na to tylko, ze Hektora nie wyda a jeśli to, ze jak Hektor wyjdzie z więzienia to jej nie zabije. Wypierdolic by mógł jej porządnie. Możemy zaczęła myślec i byłaby chociaż zmiana matka i żona bo narazie jest okropna. Chociaż dobrami sie w łóżku i jest im razem tam dobrze. Historia coraz bardZiej skomplikowana. Hektor był przy jej poczuciu okej, ale z jego wspomnień wynika ze albo sie jakoś chwile razem wychowywali. Czy Damian myślał, ze oni mogą byc rodziną? Kogo z kim podmieniłi? Kto jest kim? Gdzie te prawdziwe dwie osoby? Mam nadzieje, ze niedługo sie tego dowiem.

    OdpowiedzUsuń

Czytam = Komentuję

Anonimowi – podpisujcie się!


Zapraszam was na swój blog autorski, gdzie znajduje się więcej informacji jak i opowiadań, oraz linków do nich: http://dariusz-tychon.blogspot.com/