
Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem – Rozdział 12: Tak trudno być razem
Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek
Cyntia
siedziała na skraju białej jak śnieg wanny. Okryta była jedynie
ręcznikiem, który przewiązany był nad jej piersiami. Kremowała
nogi mleczkiem migdałowym i wczuwała się w delikatne kopnięcia,
które serwowało jej nienarodzone dziecko. Uśmiechnęła się,
skrycie sądząc, że to nawet miłe, takie uczucie jakby coś
pływało w jej wnętrzu i było z nią jednością. I ta chwila
mogłaby trwać dalej i być nawet piękna, doceniana przez przyszłą
matkę, gdyby nie odchyliła nieco ręcznika, nie zajrzała pod niego
i nie dostrzegła rozstępów na udach, które niegdyś, zdawały jej
się być o połowę szczuplejsze. Brzuch wcale nie prezentował się
lepiej, co ani trochę nie napawało ją optymistycznie. Na dodatek
nie przekręciła kluczyka w zamku i drzwi do łazienki
niespodziewanie zaczęły się otwierać. Wstała przestraszona, a
pod wpływem tego nagłego uniesienia, ręcznik opadł na ziemie i
odkrył wszystkie niedoskonałości.
– To
tylko ja – oznajmił Hektor, który jak gdyby nigdy nic, wykonał
krok i przestawił stopę z ciemnego, mocno podniszczonego parkietu
na biel kafli podłogowych. – Wybacz, jeśli przestraszyłem –
dodał i nachylił się, by podać żonie okrycie.
Odwrócił
się do niej tyłem, odkręcił wodę w kranie i przemył twarz jedną
dłonią, drugą sięgając do jednej z brązowych szelek. Po chwili
obydwie bezwiednie wisiały wzdłuż beżowych spodni, których
nogawki były podwinięte niemal do samych kolan. Przemył twarz
ponownie, tym razem z użyciem obydwóch dłoni i nawet się
pochylił, by nieco skropić kark. Cyntia dostrzegła, że ubranie,
które jej mąż ma na sobie jest całe przepocone. Zastanawiała się
gdzie był, skąd wraca. Pamiętała bowiem, że gdy się obudziła i
zapragnęła, by zaczerpnąć porannej kąpieli, to jego już nie
było w łóżku.
– Gdzie
byłeś? – zapytała.
Nie
musiała długo czekać na reakcje. Odwrócił się w jej stronę i
zaczął wypuszczać koszulę ze spodni. Rozpiął kilka jej górnych
guzików, mankiety już dawno były rozpięte, a rękawy podwinięte,
więc nie było kłopotów ze zdjęciem góry ubrania przez głowę i
ciśnięciem nim o podłogę.
– Jesteś
zły? – dopytywała. – To przez to, że zapytałam?
– Nie
– odpowiedział zgodnie z prawdą. – Ale nie mam dziś siły na
dyskusję. Skończyłaś? – Znacząco wskazał wzrokiem na drzwi,
które wciąż pozostawały otwarte.
– Nie
odpowiedziałeś, gdzie...
– Nie
muszę – warknął twardo. – To ty jesteś kobietą, to żona
spowiada się mężowi, nie odwrotnie – wyjaśnił niemal tak samo
nieuprzejmym tonem.
– Czyli
nie powiesz gdzie byłeś – stwierdziła cichutko, a potem
skierowała się w stronę wyjścia z łazienki, by dłużej nie
drażnić męża swoją obecnością.
Niespodziewanie
usłyszała:
– Przepraszam.
– Za
co? – spytała, zatrzymując się w samym progu. Nie spojrzała
jednak na męża.
– W
drewutni.
– Co?
– Tym razem zerknęła, a jej wyraz twarzy wskazywał na to, że
niczego nie rozumie z tej wymiany zdań, jaka między nimi nastała.
– Byłem
w drewutni... musiałem...
– Musiałeś?
– Wyjdź
już.
– Słucham?
– Słyszałaś.
– Dlaczego
taki...
– Dlaczego
tobie zawsze trzeba po kilka razy powtarzać? – zapytał ostro,
przerywając tym samym jej wcześniejszą wypowiedź.
– Taka
już jestem.
– To
tylko świadczy o tym, że twój ojciec miał za lekką rękę.
Prosiłem byś wyszła, powiedziałem, że chcę zostać sam. Co stoi
na przeszkodzie byś uczyniła jak każę? Zwykła przekora? Za stara
na to jesteś, tak się przekomarzają dzieci.
Cyntia
zrozumiała przyganę na tyle, że jeszcze zanim opuściła łazienkę,
poczuła łzy na swoich policzkach. Wychodząc, rzuciła jedynie
krótkie:
– Jak
sobie pan życzy.
Hektor
zacisnął najmocniej jak tylko mógł dłonie w pięści, starał
się samego siebie opanować na tyle, by nie wybiec za żoną i na
nią nie nawrzeszczeć, bo w jego mniemaniu zachowywała się właśnie
w taki sposób, jakby się prosiła o porządną burę. Była jednak
w ciąży i to go skutecznie powstrzymywało. Zdecydował się na
ponowne odkręcenie kranu i przemycie twarzy zimną wodą. W głowie
ciągle huczała mu pamiętna data, odkąd tylko się zbudził w
środku nocy i uświadomił sobie, że jest właśnie dwudziesty piąty czerwca.
We
wspomnieniach mężczyzny pojawił się obraz małej dziewczynki,
trzymającej z pomocą matki nóż w dłoni i krojącej pierwszy
kawałek tortu.
– Jak
panna młoda! – wykrzykiwała radośnie, jednocześnie
zastanawiając się co dalej uczynić z tym ukrojonym kawałkiem.
– Daj
tatusiowi – oznajmiła matka dziewczynki, podstawiając talerzyk w
taki sposób, by czterolatka mogła bez problemu zrzucić wprost na
niego porcję tortu z wysokiej patery.
– Tatuś
to się niedługo w spodnie nie zmieści – stwierdził brunet z
delikatnym, kilkudniowym zarostem, gdy tylko zobaczył jak bardzo
obszerny jest owy kawalątek tolciku, jak to mówiła
Anastazja.
– To
będzies nosił sukienki? – dopytywała, odkładając na momencik
nóż, tylko i wyłącznie po to, by odgarnąć niesforny kosmyk
czarnych, kręconych włosów, który nieproszony zaczął się pchać
do jej oka.
– Sukienki?
– zdziwił się Hektor.
– To
by było ciekawe – przyznała Isabel z delikatnym uśmiechem.
– Takie
coś to mogła wymyślić tylko kobieta. – Szybko i niespodziewanie
zaczął łaskotać małą Anę po żebrach. – Same kości i skóra
– stwierdził.
– Psecież
jem. Dużo jem.
– Samych
słodyczy – skomentował.
– Sobie
nie ukloiłam toltu! – przeraziła się, gdy zauważyła ten brak i
ponownie pochwyciła nóż w obie dłonie, gdy tylko Hektor przestał
ją łaskotać. – Teraz z tatkiem! – wykrzyknęła i spojrzała
znacząco na mężczyznę, który wciąż znajdował się za jej
plecami. – No łapaj! – poleciła mu i czekała aż jej pomoże
uporać się z tym niezwykle trudnym, jak dla czteroletniego dziecka
zadaniem.
Hektor
nie mógł otrząsnąć się z goryczy tych dobrych wspomnień. Przed
oczami ciągle widział tamten dzień, jakby wydarzył się przed
chwilą. Jakby nie wiele lat temu, a całkiem niedawno, mała
dziewczynka goniła za piłką i namawiała matkę, by ta czyniła to
samo. Isabel oczywiście nie mogła jej odmówić i nie było dla
niej problemem, by gonić za okrągłym przedmiotem z nieco uniesioną
do góry suknią.
Woda
w kranie dalej się lała, ale Hektor już nawet na to nie zwracał
uwagi. Oparł się plecami o ścianę, wyłożoną zimnymi, białymi
kafelkami i osunął się po niej aż do siadu. Poczuł jak słone
krople wstępują na jego policzki, więc przyłożył do nich
dłonie, by zetrzeć ślady łez i przeczesać ciemne włosy,
zatrzymać dłonie na karku i zacisnąć zęby oraz powieki
najmocniej jak to tylko było możliwe, ale pomimo tych czynności
wspomnienia ciągle powracały i nie chciały dać mu należytego
spokoju.
W
końcu mężczyzna powrócił do pokoju. Był już wykąpany, a jego
włosy ciągle mokre. Zadał sobie ledwie trud, by przetrzeć je
dwukrotnie ręcznikiem, ale nic poza tym. Zamknął za sobą drzwi
łazienki, zwracając szczególną uwagę, by uczynić to możliwie
jak najciszej. Dostrzegł bowiem, że jego żona leży na łóżku i
jest przykryta niemal pod samą szyję. Myślał, że śpi. Kiedy
podszedł bliżej, to zauważył jak jej ramiona lekko drgają i
usłyszał pochlipywanie. Zacisnął więc szczęki i starał się
powstrzymać irytacje. Wiedział, że kobiety są delikatne, że
takie jak Cyntia tym bardziej, i że czasami muszą sobie popłakać
do poduszki, ale sądził, że to co czyni jego żona, to już lekka
przesada. Nie uważał za coś dobrego obrażanie się o każde słowo
wypowiedziane w gniewie czy pod wpływem emocji.
– Natychmiast
przestań – powiedział zwyczajnym tonem, podchodząc jednocześnie
do szafy, by wyjąć z niej bawełnianą bluzkę na długi rękaw.
Była o jasnoszarym kolorze. Założył ją na siebie i podciągając
rękawy niemal do łokci, zbliżył się do łóżka.
Cyntia
ostentacyjnie odwróciła się w drugą stronę, tak, by Hektor nie
mógł patrzeć na jej twarz, a miał jedynie szansę na podziwianie
jej pleców.
– Przecież
odpowiedziałem ci gdzie byłem – przemówił w taki sposób, jakby
zupełnie nie wiedział o co jej chodzi.
Przeszedł
od drugiej strony łóżka, by móc spojrzeć żonie w twarz, ale ta
ponownie wykonała poprzedni manewr i odwróciła się do niego
plecami.
– Co
ty za cyrki urządzasz? – zapytał i klęknął na łóżku, by po
chwili się na nim położyć, ugiąć rękę w łokciu i wesprzeć
głowę na dłoni. – Powiesz mi o co chodzi? Przecież to, że
byłem nieszczególnie miły, nie jest dobrym powodem do przepłakania
całego poranka i przedpołudnia.
Usłyszał
jak jego żona głośniej pochlipuje i przez chwilę przeszło mu
przez myśl, że gdyby nie była w ciąży, to dałby jej tak do
wiwatu, że miałaby prawdziwy powód, by płakać, a nie jakiś
wydumany. Szybko jednak odgonił od siebie ten pomysł i przełożył
prawą rękę tak, by móc zacisnąć palce na pościeli, po stronie
małżonki. Ustami musnął o jej bark, poprzez materiał sukni i w
okolicy karku, gdzie miał dostęp do gołej skóry.
– Nie
lubisz mnie już – usłyszał całkiem niewyraźne.
Z
początku się zaśmiał, ale gdy Cyntia odwróciła głowę w jego
stronę i spojrzała jak na wariata, to zdobył się na lekki,
dobrotliwy uśmiech i słowa:
– Czasami
faktycznie cię nie lubię, zwłaszcza gdy stroisz fochy, ale kocham
cię pomimo tego.
Skierował
dłoń w stronę jej szyi i złapał za twarz w taki sposób, by nie
mogła jej odwrócić. Przeszły ją znajome ciarki, specyficzny
dreszcz podniecenia, zwłaszcza, gdy Hektor wsuwał język między
jej usta, a potem schodził ustami niżej, jednocześnie sunąc
dłonią po jej ciele, poprzez materiał letniej sukienki, którą
miała na sobie.
– Nie
– powiedziała nagle, gdy jego dłoń spoczęła na brzuchu i
zmierzała dalej, coraz niżej, aż dotknęła ud i chciała się
wedrzeć między nie. – Nie chcę – dopowiedziała znacznie
wyraźniej.
– Dobrze.
– Zabrał rękę i położył ją na udzie kobiety, niemal przy
kolanie. – Do niczego cię nie zmuszę.
– Nie
o to chodzi – wychlipała.
Hektor
zacisnął zęby do granic możliwości.
– A
więc o co? – zapytał, siląc się na spokojny ton.
– O
to, że jestem gruba i mam pełno blizn – przyznała w końcu.
– Nie
masz żadnych blizn – stwierdził szybko, zupełnie nie rozumiejąc
o co jej chodzi.
– Mam,
od tej ciąży.
– Nie
bądź próżna.
– Łatwo
ci mówić, bo to nie ciebie czeka poród i nie ty masz rozstępy.
– Obwiniasz
mnie o to, że Bóg tak świat skonstruował?
– Nie!
– wykrzyknęła. – Ale nie dotykasz mnie tak jak dawniej, unikasz
i to... – nie dokończyła, zalała się łzami i wtuliła twarz w
poduszkę.
Hektor
przez moment zastanawiał się jak ma rozumieć słowa własnej żony,
równając je do wcześniejszego gestu, gdy odgoniła jego dłoń,
właśnie wtedy, gdy ją dotykał. Uznał, że Cyntia zupełnie tak
jak większość kobiet, sama do końca nie wie czego chce, ale
zebrał w sobie wszystkie pokłady cierpliwości i delikatności, by
móc ją objąć i ponownie musnąć w okolicy karku.
– To
nie jest twoja wina – wyszeptał na tyle głośno, by mogła go
usłyszeć.
Lubiła
dźwięk jego głosu, zwłaszcza, gdy tak szeptał. Wydawał jej się
wtedy taki ciepły i męski zarazem.
– Po
prostu jesteś w ciąży. Nie chcę zaszkodzić temu dziecku, więc
wolę nie wystawiać samego siebie na pokuszenie.
– A
więc będziesz chodził taki niezadowolony dopóki nie urodzę, albo
chadzał po tawernach – stwierdziła.
– Nigdzie
nie będę chadzał. Poza tym jeśli chcesz... – Pochwycił za jej
nadgarstek i dotknął jej dłonią własnego podbrzusza – możesz
zadowolić mnie inaczej – dokończył i nie czekając na reakcje
kobiety, na żadną jej odpowiedź, wsunął jej rękę za gumkę
swoich krótkich ineksprymabli, które sięgały mu przed kolana.
Poczuła
się speszona, a jej policzki zaszły szkarłatem, gdy wyczuła
owłosienie w miejscu intymnym, a następnie dosięgnęła męskiego
przyrodzenia. Było jej dodatkowo wstyd, bo Hektor ciągle wpatrywał
się w jej twarz, a wzrokiem sięgał do głębi jej źrenic.
– Zaciśnij
– wydał polecenie.
– Ja...ja...jak?
– zająknęła się.
– Dłoń
– uświadomił. – Zaciśnij dłoń. Nie zrobisz mi krzywdy –
zapewnił i nieco zbyt brutalnym szarpnięciem ustawił żonę w taki
sposób, by leżała na plecach. Poruszył jej ręką kilkakrotnie w
górę w i w dół, a gdy nawykła do odpowiedniego tempa, pozwolił
jej na to, by poruszała nią sama.
Dłoń
Rodrigeza, ponownie tego dnia, znalazła się na szyi żony, jego
palce dotykały jednego z jej policzków, a język błądził po
podniebieniu.
– Spokojnie
– szepnął. – Nie robimy nic, czego nie robiłyby inne
małżeństwa – zapewnił, szarpiąc jej sukienkę do góry, by móc
dostać się pod letnią halkę, a następnie wsunąć dłoń do
majtek i środkowym palcem dotknąć jej kobiecości, wniknąć w nią
przy samym brzegu i intensywnie potrzeć.
Następnego
dnia Hektor udał się wraz z Susaną na komisariat policji, by
dowiedzieć się czegoś o poszukiwaniach Violetty. Uważał, że
prawda nie może być tak straszna, i że z samego obowiązku i
poczucia winy musi tej dziewczynie, i jej bratu, pomóc. Kiedy
Rodrigez jechał wraz z panienką Molins do koszar, Cyntia siedziała
z Laurą i z pięcioletnim Gracjanem nad kajetem.
– Zobacz,
tak rysuje się ludzia – powiedziała wesoło Laura, trzymając
chłopca na kolanach i tworząc na kartce papieru, piórem zanurzonym
wcześniej w atramencie patyczaka z kapeluszem.
– To
nie wygląda jak człowiek, a jak jakiś dziwak z patyków –
wyśmiał dziewczynę Gracek.
– Jak
umiesz ładniej, to proszę bardzo. Narysuj. Pokazuj co potrafisz –
oburzyła się panna Prevost.
– Laura,
przecież to jeszcze dziecko – pouczyła szwagierkę Cyntia i
uśmiechnęła się do chłopca, podstawiając mu pod sam nos
talerzyk z ciasteczkami.
Brunecik
chwycił za jedno, powiedział grzecznie dziękuję i
wciskając je całe do ust, wcześniej przegryzając na pół,
powrócił do rysowania.
– Przemądrzały
bardziej niż Hektor, gdy był w jego wieku.
– Skąd
wiesz jaki Hektor był w jego wieku, przecież ciebie jeszcze wtedy
nawet w planach nie było?
– Zapewniam
cię, że matka zawsze chciała córeczkę, każda matka chcę
córeczkę. Z pewnością byłam w jej planach już podczas
pierwszych zabaw w dom na podwórku, gdy miała kilka latek. –
Laura uśmiechnęła się triumfalnie. – A jaki Hektor był, to
wiem, bo mi Javier opowiadał i cioteczki, i… zapewniam cię, twój
mąż nie był aniołkiem.
– Słyszałam
historie o kradzieży motoru.
– Kto
ukradł motor? – zapytał Gracjan, nagle angażując się w
dyskusje. – Pan Rodigez?
– Rodrigez
– poprawiła go Cyntia. – Tak, właśnie on, gdy był sporo
młodszy.
– Ale
fajnie.
– Nie
bierz z niego przykładu, bo pójdziesz do więzienia – szepnęła
z dobrotliwym uśmiechem.
– Mama
zawsze mówiła, że pani mąż powinien siedzieć we więzieniu –
wyklepał się pięciolatek.
– Co
takiego? – zapytała Laura, nie kryjąc swojego zaskoczenia.
– Tak,
właśnie tak mówiła mojej siostsycce – wyjaśnił chłopiec,
który był niezwykle skupiony na rysunku.
Laura
zerknęła na gryzmoły chłopca i ku jej zdziwieniu, okazało się,
że to wcale nie były gryzmoły, a rysunek, który naprawdę
przypominał warczącego psa albo wilka.
– Masz
talent – pochwaliła, głaszcząc chłopca po głowie. – Rysujesz
niemal tak dobrze jak mój brat.
– Hektor
rysuje? – dopytywała Cyntia.
– Teraz
już nie, ale kiedyś pięknie malował.
– Dlaczego
przestał?
Panna
Prevost wzruszyła ramionami.
– Jego
o to zapytaj.
– Zapytam.
– Cyntia ugryzła ciastko biszkoptowe, mocząc je wcześniej w
herbacie. – Gracjan, dlaczego twoja mamusia mówiła, że mój mąż
powinien iść do więzienia.
– Nie
lubiła go i nie lubili się, i się kłócili.
– Kiedy
się kłócili?
– Nie
wiem, ale nie zmyślam. – Chłopiec wzruszył ramionkami i zaczął
wypełniać łaty jakie utworzył na rysunkowym psiaku.
Cyntia
przypatrywała się jak chłopiec siedzący Laurze na kolanach
rysuje, bo inaczej nie dosięgał do stołu, a tak było mu znacznie
wygodniej. Nie ciągnęła już tematu jego matki i swojego męża.
Sądziła, że po prostu Hektor kiedyś musiał skrzyczeć Violettę.
Wiedziała, że jej mąż bywał strasznym cholerykiem i takie
zachowanie, jak najbardziej do niego pasowało. Spodziewała się, że
Violetta w złości, wycedziła przy synu i córce o kilka słów za
dużo, być może nawet uważała, że mały wtedy spał. Postanowiła
więc nie wnikać w takie, nic nieznaczące sytuacje sprzed kilku
miesięcy.
Hektor
i Susana wracali do domu bez żadnych nowych informacji. Dziewczyna
już nawet nie płakała. Przepłakała bowiem tyle nocy, że nie
miała już łez, poza tym byli bardzo blisko domu i czuła, że musi
być twarda, by być oparciem dla Gracjana.
– Twa
matka się odnajdzie. Musi. – Hektor nie tylko chciał dodać
Susanie otuchy. On chciał przekonać samego siebie, że tak właśnie
będzie. Wciąż nie mógł sobie przypomnieć co wydarzyło się
tamtej feralnej nocy.
– Ja
już utraciłam nadzieję.
– Nie
możesz, nadzieja umiera ostatnia. – Zatrzymał się i starł
wierzchem dłoni jedną łzę, która spływała po jej policzku.
Dziewczyna
zdała sobie sprawę z tego, że kilka łez pociekło z jej oczu
dopiero, gdy poczuła miękki dotyk dłoni Rodrigeza na swoim ciele.
– Masz
zmienny dotyk – powiedziała niepewnie.
– Co
takiego? – Uśmiechnął się, nie rozumiejąc o co może jej
chodzić.
– Wierzch
twoich palców jest gładki, kostki chropowate i pokryte bliznami, a
opuszki palców twarde i chropowate.
– Grywałem
kiedyś na różnych instrumentach, a jako dziecko stoczyłem wiele
bitew na łąkach i polanach. Wiele razy rozdarłem pięści –
wytłumaczył.
– A
blizny od wewnętrznej strony? – zapytała i pochwyciwszy jego
nadgarstek, obróciła dłoń wewnętrzną stroną ku górze.
Hektor
spojrzał na kilka brunatnych blizn, pomimo, że już od kilkunastu,
a może nawet kilkudziesięciu lat, nie były świeże. Zacisnął
pięści i zamilkł na dłuższą chwilę. Susanie zdawało się
jakby przestał oddychać.
– Byłeś
ofiarą surowego wychowania czy miałeś jakiś wypadek i wtedy też
straciłeś…
– Zamilcz
i nie zwracaj się do mnie tak swawolnie, moja żona może to
opacznie zrozumieć. Chciałbym unikać problemów, a nie je ściągać.
– A
ściąga je pan? – zapytała niepewnie z lekkim strachem w głosie.
Hektor
położył dłonie na kierownicy i ruszył pośpiesznie w stronę
kamienicy. Nie ufał sam sobie. Susana była bardzo podobna do swojej
siostry. Nic dziwnego, przecież były bliźniaczkami. Wziął
głębszy wdech i na chwile zatrzymał go w płucach.
– Z
pewnością, nie można mnie nazwać szczęściarzem od urodzenia.
Wszystko co mam osiągnąłem sam. Sam sobie to wziąłem, nikt mi
tego nie dał – zdradził dziewczynie nieopacznie jeden ze swoich
największych sekretów.
Ta
jednak nie zauważyła tego, spojrzała w boczną szybę. Zdała
sobie sprawę, że są już niemal na miejscu.
Tego
dnia, w posiadłości państwa Montenegro doszło do karczemnej
awantury Marty z Julianem. Sprawa jak zwykle dotyczyła majątku.
– Nie
wierzę, że sprowadzasz do naszego domu Damiana! – Marta była
wielce wzburzona i zawiedziona postawą męża. Spojrzała przez
otwarte okno, po czym zamknęła je, by nikt z zewnątrz nie słyszał
awantury.
– A
kogo mam sprowadzić? Czuję się coraz gorzej. Damian to mój brat,
nie wywali was, będziecie mieli prawo do korzystania z dóbr!
– Ale
majątek zostawisz jemu! – Odwróciła się gwałtowne w stronę
męża.
– Jeszcze
się nie zdecydowałem. – Julian wyszedł i trzasnął drzwiami.
Marta
podeszła do zamkniętych drzwi, otworzy je i trzasnęła nimi
mocniej, pomimo że nie opuściła gabinetu męża.
Hektor
po powrocie do kamieniczki postanowił spełnić prośbę żony i
udać się z nią do rodzinnego domu. Szli pod bok, gdy wstępowali
do salonu państwa Montenegro. Mieli od razu kierować się do pokoju
Cyntii, jednak kiedy Hektor dostrzegł Julkę coś sobie przypomniał
i cały plan uległ zmianie. Poklepał żonę delikatnie po wierzchu
dłoni.
– Zaczekaj,
kochanie na mnie. Najlepiej wraz z siostrą. – Szybkim krokiem
poszedł poszukać Bastiana.
– Witaj.
– Julia ucałowała Cyntię w policzek, a Edward wyrywał się jak
tylko mógł, wyciągając swoje małe rączki w kierunku ciotki. –
Co on taki wyrywny? – zapytała, a pani Rodrigez nie wiedziała czy
jej siostra mówi o jej mężu, czy własnym synu.
– Właśnie,
musimy iść. On chce rozmówić się z twoim mężem. – Cyntia
pociągnęła siostrę za łokieć.
– Ale
teraz?
– Tak.
– Ale
Hektor chce pobić Bastiana? – upewniała się Julia, wolno
powłócząc nogami za swoją młodszą siostrą.
– Nie
wiem.
– Ja
muszę to zobaczyć. Popilnuj małego – poleciła.
Cyntia
przejęła dziecko od siostry, biorąc pod uwagę, że niedługo sama
będzie miała w domu takiego szkraba. Edward włożył języczek
między usteczka i zaczął się ślinić. Cyntię jednak nie
zatrzymał nawet słodki siostrzeniec. Pośpiesznie oddała go jednej
z służących i wtargnęła do pokoju Brownów.
– Hektor
nie! – krzyknęła, gdy dostrzegła jak jej mąż trzyma za ubranie
siedzącego na łóżku Bastiana.
– Cyntia,
dzięki Bogu – ucieszył się blondyn na widok szwagierki.
– Mogę
prosić byście wyszły? – zapytał Rodrigez w pełni opanowanym
tonem.
– Nie
rób mu nic. – Cyntia chwyciła męża za rękę, którą uniósł
do góry z mocno zaciśniętą pięścią.
– Ale
co ty robisz? Zostaw go. – Julia odciągnęła siostrę na bok.
– A
ty co robisz? Nie bronisz męża?
– Sam
jest sobie winny. Hektor rób co musisz. – Julia uśmiechnęła się
w stronę szwagra, do którego nadal nie miała przekonania. Nie
znosiła jego choleryczności w stosunku do żony, ale uwielbiała
jego gwałtowność w sprawach dotyczących jej męża. Czuła, że w
Hektorze ma pomocnika, który pomaga jej utrzymać Bastiana w ryzach,
kiedy ona traciła czujność.
– Juleczko…
– zaczął Brown pieszczotliwym głosikiem.
Hektor
zamierzył się i wymierzył mężczyźnie cios w policzek. W
ostatniej chwili jednak zmienił zdanie i uderzenie padło z otwartej
dłoni, a nie pięści. Cyntia z przerażeniem odwróciła twarz od
tego widoku i wtuliła się w siostrę. Bastian wbił się w fotel i
szybko potarł obolałe miejsce.
– Następnym
razem myśl zanim coś zrobisz! – warknął na niego Hektor, po
czym zamierzył się po raz drugi.
– Nie,
nie, nie – Julia się wtrąciła. – Co za dużo, to niezdrowo.
Jestem pewna, że już wystarczy.
Hektor
usłuchał pani Brown, chwycił własną żonę za ramię i chciał
opuścić pokój, ale Cyntia wyrwała rękę z jego uścisku.
– Nie
dotykaj mnie! – warknęła i sama wymaszerowała na korytarz.
Mężczyzna udał się za nią. – I nie odzywaj się do mnie! –
zażądała zapobiegawczo, zanim jeszcze zdążył wypowiedzieć choć
jedno słowo.
Czerwonym
dywanem kroczyła pewnie Marta Montenegro w swojej ulubionej,
ciemnozielonej sukni, zapinanej pod samą szyją ozdobną broszką,
wysadzaną szmaragdami. Dostrzegła ostrzejszą wymianę zdań między
małżonkami z krótkim stażem. Podeszła więc do nich.
– Kłopoty
w raju, panie Rodrigez? – zapytała.
Hektora
długi czas jej nie odpowiadał. Spokojnie patrzył jak jego żona
się oddala.
– To
panie… darujmy sobie zbędne uprzejmości – wycedził niema przez
zęby, nadal będąc w lekkim zamyśleniu, przez co zdawał się być
trochę nieobecny.
– Znam
moją córkę, to anioł. Na twoje nieszczęście, anioły bywają
męczące.
– Nie
męczy mnie.
– Tylko
ciągle podważa twój autorytet, obraża się i oczekuje, że
ulegniesz. Jeśli musisz kogoś za to winić, to wiń mego męża.
– Pani
jak zwykle jest bez winy. – Hektor nawet nie patrzył w twarz
teściowej.
Jego
wzrok wciąż utkwiony był w ścianie, w stronę której jeszcze nie
tak dawno zmierzała Cyntia. Później jednak skręciła, a jej
postać zniknęła z oczu Rodrigeza.
– Mój
mąż zwalił na mnie ich wychowanie, a sam ograniczał się do
spełniania każdej zachcianki.
– Wiem,
znam tę historię. Szczególnie ulegał najmłodszej córce.
– Opowiedziała
ci – wywnioskowała Marta.
– Z
szerokim uśmiechem i tymi magicznymi iskierkami w oczach. –
Uśmiechnął się na samo wspomnienie tamtejszego wyrazu twarzy
własnej żony.
– Pleciesz
jak zakochany głupiec – zganiła go. – Z resztą, nieważne.
Jesteś mi potrzebny.
– W
czym mogę służyć, bo przecież pani nie oczekuje pomocy, a
służalczości – dogryzł jej.
– Zmień
ton. Możemy wszystko stracić.
– Nie
rozumiem.
– Przyjeżdża
najmłodszy brat mojego męża. To cwaniak i krętacz. Kobieciarz
jakich mało.
– Wątpię,
by porwał się na własną bratanicę. Tak więc, to nie mój
problem. Pani wybaczy. – Ukłonił się grzecznie i zrobił krok
przed siebie.
– Mylisz
się. Moje problemy są także twoimi problemami.
Zaniechał
wcześniejszego zamiaru oddalenia się, ponownie odwrócił się w
stronę kobiety i wydawał się być zaciekawiony. Marta zbliżyła
się do zięcia i stanęła na palcach, by móc wyszeptać mu coś do
ucha.
– Pamiętasz
dokument jaki podpisałeś w dzień, w który poszedłeś do tawerny
z Bastianem?
– Nic
nie…
– Podpisałeś
– przerwała mu szybko. – Najwidoczniej nie pamiętasz. Jednak
nie miej mi za złe. Nie chcę mieć w tobie wroga, potrzebuję
sprzymierzeńca.
– Nie
rozumiem.
– Jeśli
nie masz za krótkiej smyczy łatwo się zrywasz.
– Nie
jestem pani ratlerkiem kanapowym. Proszę mówić o co chodzi. –
Hektor zaczął tracić cierpliwość. Delikatnie się unosił i
szybko zbliżał do Marty, przygwożdżając ją niemal do ściany
swoją zbyt bliską obecnością.
– Mam
dokument, w którym łączymy nasze inwestycje i dobra. Właściwie
ty mi je oddajesz w zamian za córkę. Z tego co mi wiadomo,
jesteście już małżeństwem, pora byś wywiązał się z zawartej
umowy.
– Kłamie
pani.
– Nie,
Hektorze, nie kłamię – przemówiła z delikatnym uśmiechem –
ale tak jak mówiłam nie chcę mieć w tobie wroga – dodała. –
Kopię dokumentu masz do wglądu, leży u mnie w gabinecie.
– Chcę
zobaczyć oryginał – wysyczał przez zęby tuż przy jej twarzy.
– Aby
go zniszczyć? Sądzisz, że dam ci go do ręki? Że popełnię aż
taki błąd?
– Nie
chce mieć pani we mnie wroga? To dziwne, bo właśnie pani go ze
mnie zrobiła. Żegnam i do niemiłego zobaczenia podczas obiadu.
Liczę, że zasiądziemy przy wspólnym stole.
– Co
chcesz zrobić? – Marta ruszyła za zięciem i chwyciła go za
ramię.
– To
co powinienem. Poinformuje pani męża o tym, że miała pani dziecko
przed ślubem.
– Idź,
mów. On o tym wie.
– Kłamie
pani.
– Sprawdź
to.
Pewność
siebie Marty Montenegro, zdawała się dosłownie uderzyć Hektora w
twarz i zbić z pantałyku.
– W
takim razie dlaczego się pani mnie nie pozbyła kiedy mogła?
– Chciałam
byś myślał, że masz nade mną władzę, bo władza daje siłę, a
ja chciałam mieć sinego sprzymierzeńca. Z czasem zaczęłam się
bać i chciałam się ciebie pozbyć w inny sposób, błędny i
krzywdzący moją córkę. Ktoś mnie powstrzymał i dzięki Bogu za
to.
– Do
czego pani zmierza?
– Nie
walcz ze mną. Potrzebujemy siebie nawzajem. – Położyła
mężczyźnie dłoń na ramieniu. – Teraz jesteśmy rodziną, a
rodzina powinna trzymać się razem.
– Sama
pani nie wierzy w swoje słowa.
– Wierzę,
bo widzę, że moja córka może być z tobą szczęśliwa. Zaufam
ci, nie skrzywdzę wnuka i córki, a ty przy mnie zawsze zyskasz.
– Wątpię.
– Nie
masz wyjścia, musisz mi zaufać, inaczej stracimy wszystko i
zostaniemy po równo z niczym.
Mężczyzna
chwycił kobietę za przedramię i szarpnął. Wprowadził do
pierwszego z napotkanych, pustych pokoi. Był bardzo klasycznie
urządzony. Jedno łóżko na środku, dwa, małe stoliczki nocne,
obszerna, narożnikowa szafa i komódka. Jedno co się Hektorowi w
nim nie podobało to bladoróżowe ściany.
– Co
mam robić? – zapytał wprost.
Marta
Montenegro uśmiechnęła się z wyższością.
– Wiedziałam,
że na kogo, jak na kogo, ale na ciebie, to zawsze można liczyć,
mój drogi.
– Oby
się pani któregoś dnia nie przeliczyła – uprzedził ją.
Hektor
po przeanalizowaniu całej sytuacji, usiadł i zaniemówił. Potarł
twarz dłońmi i wydał się pięć lat starszym, zmęczonym życiem
mężczyzną.
– Co
pani najlepszego narobiła?
– Dobra
twojej siostry zostały w jej posiadaniu, ty jesteś tylko zarządcą
jej majątku.
– Natomiast
mój majątek przeszedł na panią, a tym samym na pani męża. On
nim dysponuje do śmierci, a zapisać go może komu tylko zechce.
– Popełniłam
błąd mówiąc mu o tym. – Marta przyznała Hektorowi racje i
usiadła na krześle naprzeciwko, tak, że teraz dzielił ich tylko
niewielki stoliczek z bukietem kwiatów, położony na środku. –
Jestem pewna, że nie skrzywdzi żadnego z dzieci. Martin sam zrzekł
się majątku.
– Jednak
większa jego część przypadnie jakiemuś pijakowi i hazardziście.
Swoją drogą, w waszej rodzinie to jakaś tradycja? Myślałem, że
tylko Bastian jest takim lekkoduchem.
– Brat
mojego męża nie jest lekkoduchem, nie wolno ci go lekceważyć. To
przebiegła bestia. Kobieciarz i alkoholik, ale ma głowę do
interesów jak mało kto. Wie jak każdego oskubać.
– Gdyby
mi pani nie powiedziała, że to brat pani męża, pomyślałbym, że
to pani brat. Macie bowiem jedną wspólną, bardzo wyraźną cechę,
można by dać sobie rękę uciąć, że jakby cecha rodzinna.
– Za
jakby nie warto tracić rąk. Myślałam, że strata palca
była wystarczającą lekcją jaką otrzymałeś od życia. Musimy
pozbyć się Damiana.
– Ciężko
będzie mi wykluczyć z gry kogoś, kogo nawyków nie znam.
– Bastiana
z gry wykluczyłeś bardzo szybko.
– Zupełnym
przypadkiem. Nigdy nie chciałem go skrzywdzić. To leń i darmozjad,
ale dobry człowiek, z duszą na ramieniu.
– Nie
mniej jednak przekazał ci zarządzanie fabrykami, w zamian za
dwadzieścia procent ich zysku. Czym sobie na to zasłużyłeś?
– Spłaciłem
jego dług.
– Czemu
nie obiecał ci udziałów z wysokim procentem, tylko dożywotnie
zyski i zarządzanie?
– Z
prostej przyczyny. Ten człowiek nie trzeźwieje i nie zna się na
rachunkach – odpowiedział z lekkim uśmiechem Hektor. – Dziwi
mnie, że pani wie o każdym podpisanym dokumencie, a nie wie pani o
tym na jakim papierku podpis złożyła pani córka.
– Cyntia?
– Julia
– wyprowadził kobietę z błędu. – Kiedy przyjdzie czas na
dziedziczenie tytułu szlacheckiego Brownów, cały świat dowie się,
że Edward jest bękartem. Julia podpisała zgodę, że tytuł
szlachecki przejdzie na ich wspólne dziecko, to urodzone po ślubie,
tak jak Bóg przykazał.
– Idiotka
– warknęła Marta.
– Proszę
tak nie mówić. Jej posunięcie nie było rozsądne, ale być może
została postawiona pod ścianą i nie miała wyboru.
– Tylko
imbecyl podpisuje coś takiego.
– Ja
podpisałem coś o wiele gorszego, nie mając o tym bladego pojęcia.
Coś co złączyło mnie z panią na najbliższe… przypomni mi pani
termin wygaśnięcia umowy?
– Dwadzieścia
lat. To związek nie tylko ze mną, ale także z pensjonatem.
– Jakim
pensjonatem?
– Obiecałeś
pokryć zelektryzowanie całej tej posiadłości i utworzyć tutaj
luksusowy pensjonat dla zwiedzających.
– A
co tu można zwiedzać? Ta inwestycja nigdy się nie zwróci! –
krzyknął wstając.
– Zwróci,
jeśli zadbamy o rozrywki kulturowe naszych gości. Bastiana rodzina,
to znani hotelarze, stworzą nam odpowiednią reklamę, wydadzą
renomę. Musimy tylko przemyśleć te rozrywki, mieć jakiś spójny
plan na cały rok.
– Jeśli
chce pani tych gości naprawdę rozerwać, proszę samej ubrać maskę
klauna i stanąć na szczudłach. Jeśli weźmie pani na swojego
partnera do żonglerki Browna, ten pomysł może nawet mieć szanse
zakończyć się powodzeniem. – Hektor ze złością uderzył
obiema dłońmi w stół, wcześniej wstając z miejsca.
– Jesteś
bezczelny! – Marta wstała i zmierzyła się twarzą w twarz z
Rodrigezem.
– Wiem,
nie zapomniałem o tej cesze mojego charakteru i pani też miała jej
świadomość. Dlatego chce pani mieć we mnie wspólnika, bo
bezczelnego i z nikim nieliczącego się wroga, mieć we mnie nie
warto. – Hektor opuścił pokój, trzaskając drzwiami.
Marta
potarła ręce, jakby właśnie zarobiła krocie, była bowiem
przekonana, że wszystko pójdzie po jej myśli, a Hektor bez
najmniejszego problemu wyeliminuje Damiana w wyścigu do majątku jej
rodziny.
Pogoda
dopisywała, więc Hektor wyszedł do obszernych, choć nieco
zaniedbanych ogrodów, należących do posiadłości państwa
Montenegro. Zagadną go jeden z lokai, uprzejmym głosem pytając:
– Czy
czegoś panu trzeba, panie Rodrigez?
– Nie,
raczej nie. Dlaczego nikt nie dba o ten ogród?
– Pani
Marta unika ogrodników jak diabeł święconej wody… przepraszam,
nie powinienem…
– Dlaczego
unika ogrodników? – zdziwił się, ale po chwili uznał, że taka
informacja odnośnie jego teściowej, mogłaby okazać się mu bardzo
przydatna.
Mężczyzna
wzruszył ramionami. Najwyraźniej się speszył.
– Wyduś
to z siebie, nikomu nie powiem, a jak będziesz nadal milczał, to
stracisz pracę i zapewniam, że nie otrzymasz dobrych referencji –
zagroził, kierując się zasadą po trupach do celu.
– Bracie,
bracie… Hektorze – wtrąciła się Laura, wyrastając nagle zza
pleców mężczyzn, gdyż stali oni bokiem do siebie.
Obydwoje
się odwrócili.
– Nie
strasz nieswoich pracowników – zwróciła uwagę starszemu bratu.
– Szymonie, udaj się do swoich obowiązków, nikt cię nie zwolni,
zapewniam.
– Dlaczego
się w to wtrącasz? – warknął na siostrę jeszcze zanim lokai
oddalił się na tyle, by nie słyszeć jego krzyku.
– A
co? Znowu mnie ukarzesz?
– Nadal
jesteś o to zła? – nie dowierzał.
– Nie
jestem zła, nawet cię rozumiem, ale nie każ mi skakać pod
sklepienie niebieskie z tego powodu. Poczekam aż narodzi się mój
bratanek i wyjadę.
– Nie
wyjechałaś przez tyle czasu, choć miałaś możliwości i nagle
zmieniasz zdanie? Powodem są obolałe kolana? – Zakpił z niej,
śmiejąc się prosto w jej oczy.
– Nie,
powodem jest to w jaki sposób traktujesz innych. Tak jak to robił
mój ojciec.
– Nawet
nie pamiętasz ojca.
– Javier
niejedno mi odpowiadał. Właściwie to z tych opowieści wynika, że
mieliście do siebie tak zbliżone charaktery, iż można by ciebie
było nawet uznać za jego prawdziwego syna.
Rodrigez
się skrzywił. Odwrócił na pięcie i oddalił od Laury. Uznał, że
towarzystwo kobiet tego dnia z pewnością mu nie służy, a
wspomnienie o Prevoscie, dodatkowo, optymistycznie nie nastrajało.
Jeszcze
zanim rodzina zasiadła przy stole do wspólnego obiadu, Hektor
przyuważył, który to wuj Damian Montenegro. Łatwo go rozpoznał,
bo Cyntia, niemal od razu, rzuciła się mężczyźnie na szyję i
wycałowała po policzkach. Mówiąc do niego wujaszku, kochany
wujaszku.
– Witam,
Hektor Rodrigez. – Podszedł, by podać dłoń wujkowi, a Cyntię
ostentacyjnie przyciągnął do siebie, chwytając w pół.
Kobieta
rzuciła mężowi nieprzychylne spojrzenie.
– Mąż
aniołeczka. Witam. Damian Montenegro. – Mężczyzna z kozią
bródką i delikatnym wąsikiem, uścisnął entuzjastycznie i z
radością dłoń Hektora. – A bobo kiedy pojawi się na świecie?
– zapytał, dotykając brzucha bratanicy.
– Jeszcze
dwa miesiące – odparł z przekonaniem Hektor.
– Jeśli
to będzie dziewczynka, oby była podobna do mamusi, będzie wtedy
takim ślicznym promyczkiem.
– Fakt,
urodę niechaj odziedziczy po matce – przytaknął Hektor. – Co
do charakterku, nie był bym tak skory do składania sobie tym
podobnych życzeń. Jeden aniołeczek, w zupełności, mi wystarczy.
Damian
odłożył walizkę. Spojrzał na Hektora i jego kwaśną minę.
– Podpadłaś
mężowi, aniołeczku. – Wuj pogroził Cyntii palcem. – Nic się
nie martw, twój ukochany wujaszek zabierze cię na drinka i
rozweseli. – Damian otoczył Cyntie ramieniem i dosłownie zabrał
ją od Hektora.
– Ona
jest w ciąży – warknął Rodrigez dla przypomnienia.
– Wiem,
ja wypije trzy drinki za całe nasze towarzystwo. Za mnie, za
aniołeczka i za to nienarodzone bobo.
– Wuju,
bagaże – przypomniała Cyntia mężczyźnie w beżowym garniturze.
– Twój
mąż się nimi zajmie, prawda? – zapytał Damian, odwracając
głowę w stronę Hektora.
Cyntia
spojrzała na męża wyczekująco, licząc, że zachowa się jak
należy.
– Oczywiście
– odpowiedział ze sztucznym uśmiechem.
Rodrigez,
z braku innych opcji, chwycił za bagaże wujka Damiana Montenegro,
co spotkało się z jawną dezaprobatą Marty.
– Ty
miałeś go wyeliminować z rozgrywki, a nie robić za boja
hotelowego – warknęła, gdy spotkała Hektora przed pokojem
gościnnym, przygotowanym na wizytę wuja.
– To
nie jest takie proste. On jest…
– Jest
sprytny, przebiegły i bezczelnie rozradowany.
– Właśnie.
Bezczelnie rozradowany to epitet, który idealnie do niego pasuje.
Poza tym Cyntia…
– To
jej chrzestny, jest jego oczkiem w głowie i wzajemnie. Czasami mam
wrażenie, że skoczyliby za sobą w ogień.
– Tak
więc, jeśli muszę go wyeliminować, to muszę uczynić to tak, by
nikt mnie nie podejrzewał. – Hektor wstawił walizki do pokoju i
zamknął za sobą drzwi. Ponownie znalazł się na korytarzu przed
teściową.
– Masz
to uczynić tak, aby nikt nas nie podejrzewał. Pamiętaj, jesteśmy
rodziną. – Położyła dłoń na jego ramieniu, niby w geście
uprzejmości i życzliwości, ale było w nim czuć namacalną
wyższość.
Hektor
przychylił się do niej i odparł:
– Tylko
dlatego, że chwilowo jedziemy jednym wózkiem, a ten wuj jest
niczym piąte koło u naszego wozu. – Musnął kobietę w policzek,
ale statecznie. – Do zobaczenia na obiedzie, mamo – dodał,
sztucznie się przy tym uśmiechając.
Kiedy
cała rodzina zasiadła przy stole, okrytym białym obrusem. Hektor
obracając w dłoni srebrny nóż, zastanawiał się jakby tu wbić
go wujowi w plecy, choćby w przenośni. Laura plotła z Bastianem
jak najęta, doskonale też rozumiejąc się z Julianem. Temat
polowań był ich głównym. Panna Prevost była bowiem kiepskim
strzelcem, ale bardzo lubiła trzymać strzelbę w dłoniach.
– Jesienią
odbywają się zawsze polowania. Może panienkę zaprosimy –
zachęcał Julian.
– Bardzo
chętnie, ale ja naprawdę kiepsko strzelam.
– Potrenujemy
przed samym sezonem polowań. Bastian nie strzela lepiej, choć od
dziecka wychowywany był z bronią za pan brat.
– Jeśli
nie uznacie, panowie, tego za narzucanie się, to chętnie skorzystam
z waszej propozycji. – Uśmiechnęła się, przegryzła herbatnika,
który znajdował się na spodku przy jej filiżance.
– Jesteś
bardzo sympatyczna – zauważył Bastian. – Taka… pałająca
pozytywną energią.
– Masz
racje Brown – przytaknął Julian. – Aż dziw, że ktoś taki jak
Hektor Rodrigez, ma tak miłą siostrę.
– Ja
i mój brat, jesteśmy od siebie różni jak ogień i woda, ale to
nie jest zły człowiek. Proszę go pochopnie nie oceniać. Po prostu
ostatnio zwaliło się na niego nieco problemów – wyjaśniła
szeptem Laura.
Hektor
cały czas przyglądał się trójce zagadanych, ale uznał, że i
tak nie da rady nic podsłuchać, więc zmienił taktykę, z
słuchania na rozmowę.
– Nie
było pana na naszym ślubie – przypomniał wujaszkowi.
– Mów
mi Damian, Hektorze.
Rodrigez
zrobił minę zdradzając swoje niezadowolenie z przejścia na ty,
ale Cyntia dostrzegając to, lekko nadepnęła mu na stopę.
– Mam
lakierowane buty – wycedził szeptem, poprzez zaciśnięte zęby,
wprost do jej ucha.
– W
takim razie przepraszam. Następnym razem uczynię tak – mówiła
również szeptem i dla pokazania, jak uczyni następnym razem,
kopnęła męża w kostkę.
Hektor
aż przymknął oczy z bólu i zaskoczenia.
– Wujek
wysłał nam telegram. Miał złamaną nogę. Mówiłam ci o tym, nie
pamiętasz?
– Całkowicie
o tym zapomniałem – odparł sztywno i poszedł w ślady Bastiana,
podsuwając kelnerowi kieliszek do napełnienia. Uznał, że wuj
Damian jest tak barwną osobowością, że na trzeźwo nie będzie w
stanie zdzierżyć go dłużej przy jednym stole.
– Przypomnij,
jakiemu wypadkowi uległeś tym razem? – wtrąciła się Marta.
– Przecież
wiesz, że mój brat złamał nogę, spadł z konia – odpowiedział
żonie Julian.
– Jeździ
pan konno? – zafascynowała się Laura.
– Właściwie
to z konia spadła moja wybranka, gdy jej mąż wpadł do naszej
sypialni – przyznał się bez cienia skrępowania Damian, zajadając
przy okazji sznyclem.
– To
niebywałe, że masz wspólną sypialnie z cudzą żoną – dogryzł
Hektor i popił kolejne łyki słabego trunku.
– Wuju,
że ja też wcześniej o tobie nie słyszałem. Może więcej wina? –
zapytał Bastian wyczuwając bratnią duszę. – Kelner, nalejcie
wujowi więcej wina, nie można pozwolić, by tak biedula, po tak
długiej podróży, o suchym pysku siedział.
– No
to się teraz dobrali – wymruczał Hektor.
– Możesz
przestać? – syknęła na męża Cyntia.
– Niczym
dwa bratanki – Marta poparła zięcia, zupełnie nie zwracając
uwagi na słowa córki.
– Możecie
przestać?
– Dwa
bratanki i do szabli, i do szklanki.
– Oby
chwycili za szable – stwierdziła Marta i poczyniła łyk wody z
wysokiego kieliszka.
– Przestańcie
obydwoje albo wstanę i sobie pójdę – zagroziła ostro Cyntia.
– Ani
się waż – syknął na żonę.
– Wywołam
skandal – uprzedziła szeptem, gdy Hektor położył swoją dłoń
na jej dłoni i ścisnął tak mocno, że aż zbladły mu kłykcie.
– Pozwolisz
jej na to? – zdziwiła się Marta.
– Jeszcze
nic nie zrobiła.
– Ale
zrobię, jeśli natychmiast się nie uspokoicie. To miał być miły
obiad, w przyjaznej atmosferze, a nie karczemna awantura.
– W
takim razie sama jej nie wywołuj. – Spojrzał na nią gniewnie.
– W
takim razie lepiej mnie posłuchaj i puść.
Zabrał
dłoń i ponownie chwycił za nóż. Tym razem użył go do krojenia
mięsa. Spojrzał na resztę zgromadzonych przy jednym stole. Nikt
nawet nie zwrócił najmniejszej uwagi na ich szeptaną, ostrą
wymianę zdań.
– Jestem
pod wrażeniem, córko – pochwaliła Marta.
– Dziękuję
– odrzekł jej ze sztucznym uśmiechem Hektor.
– Nie
tobie składałam gratulacje.
– Ja
się domyślam.
– Znowu
zaczynacie? Ja nie nadążam za waszymi nastrojami. Siedzę miedzy
wami i nie wiem kiedy będziecie chcieli stuknąć się kieliszkami w
formie toastu, a kiedy rzucić się sobie do oczu. Co się z wami
porobiło?
– Przepraszam.
– Jesteśmy
zestresowani. Zostanę babcią, Hektor ojcem. Jako przyszła matka
powinnaś nas zrozumieć.
– To
ja powinnam przechodzić huśtawki nastrojów, a nie wy – warknęła.
– Jeśli ja potrafię się powstrzymać i zachowywać jak należy,
to od was oczekiwałabym tego samego. Mamo? Mężu? – zapytała.
Rzuciła raz mężowi a raz swej rodzicielce karcące i zarazem
pytające spojrzenie.
– Oczywiście
– odparła Marta.
– A
ty? Masz coś do powiedzenia? – zapytała Hektora.
– Masz
racje, kochanie. Przepraszam. – Chwycił za smukłą dłoń żony,
przyłożył ją do ust i musnął na znak pojednania. Potem powrócił
do przysłuchiwania się rozmowie wuja i Bastiana.
Bastian
stuknął się z wujem małym kieliszkiem, przechylili do dna,
następnie zagryźli ogórkami.
– Dołączysz
się do nas? – zapytał Damian z uśmiechem w stronę brata.
– Dziękuję
za zaproszenie, ale serce nie pozwala.
– A
może mąż aniołeczka?
– Raczej
nie, lubię mieć trzeźwy umysł. Poza tym, nie piję przed piątą
popołudniu.
– To
jakaś hiszpańska etykieta?
– Niektórzy
przestrzegają kurtuazji, podczas gdy inni nie zaznajomili się nawet
z jej podstawami – Hektor dogryzł zarówno wujkowi jak i
Bastianowi. Zrobił łyk wina i powrócił do jedzenia. Poczuł
znajome kopnięcie w kostkę, chwycił więc pod stołem nadgarstek
żony i ścisnął.
Cyntia
się skrzywiła, czując chwilowy ból.
– Czy
coś nie tak, aniołeczku? – zapytał wujaszek.
– Nie,
wszystko w porządku. Dziękuję, że pytasz wuju Damianie. –
Cyntia po chwili zwróciła się do Hektora i syknęła mu na ucho –
będę miała siniaka, bolało.
– Mnie
też – odparł przez zaciśnięte zęby. – Pierwsza się uspokój.
– To
przestań mnie drażnić – odcięła się.
– O
czym tak młodzi szepczą? – dopytywał Julian.
– Właśnie,
o czym? Podzielcie się z nami, też sobie poszeptamy – poparła
Juliana Laura.
Hektor
rzucił jej karcące spojrzenie.
– O
tym, jak to dobrze, gdy cała rodzina jest w komplecie, prawda
kochanie?
– Tak
, ale nie ma Martina. Matko, gdzie on się podziewa? – zapytała
Julia, która uznała, że na chwile obecną, najlepiej będzie
zmienić temat.
Pani
Montenegro wydawała się być zmieszana.
– Chyba
kościół odwiedził…
– Albo
pokój, gdzie służące robią pranie. – Uśmiechał się do
wszystkich Brown, napychając swoje usta pysznym gulaszem.
– O
czymś nie wiem? – zdziwiła się Marta.
– Tylko
o tym, że twój syn idzie w ślady ojca – rzekł z niekrytą
wyższością Brown.
Marcie
zrobiło się głupio. Pragnęła zbyć temat milczeniem. Julian
natomiast jednak skorzystał z obecności kelnera i poprosił o
napełnienie jego kieliszka winem. Uznał, że odrobina mu nie
zaszkodzi.
– A
pańskie historie z kobietami? – zapytał niespodziewanie wujaszek
Rodrigeza. Damian wyraźnie chciał się zaprzyjaźnić z mężem
aniołeczka.
– Z
moją kurtuazją nie godzi się opowiadanie o takich sprawach
publicznie.
– Trzymałeś
śluby do ślubu? – zadrwił Damian.
Nawet
Cyntia się lekko zaśmiała.
– Śluby
do ślubów, dobre, ależ ma wujek poczucie humoru.
Rodrigez
słysząc słowa Browna, a wcześniej te Damiana, położył łokieć
na blat stołu pokryty białym obrusem, wsparł głowę na kciuku
oraz palcu wskazującym i odpowiedział:
– Co
robiłem przed ślubem nie jest tematem, który musi być poruszany w
tej rodzinie, gdyż przed ślubem do niej nie należałem. Jednak od
czasu, gdy jestem żonaty, nie było żadnych ladacznic, polowań czy
też jazdy konnej z mężatkami. – Na koniec teatralnie i z wielkim
lekceważeniem przewrócił oczami.
– Aniołeczkowi
trafił się ideał. Wiedziałem, że gdy Cyntia już kogoś w końcu
wybierze, to będzie to w pełni wartościowy człowiek. Pewnie
dlatego nie zwlekaliście długo?
– Tak
– przytaknęła szybko, gdyż tym razem temat okazał się być
niezwykle niewygodny dla niej samej.
Damian
więc opowiadał dalej o przeróżnych kobietach. Mówił o damach i
komplementach. Sam Hektor musiał przyznać mu racje i niezwykłą
delikatność w doborze słów, jakby siedział przed nim zupełnie
inny człowiekiem. Damian jednak skutecznie zatarł dobre wrażenie
mówiąc też o niewiernych mężatkach, córkach sędziów,
szlachciankach i ladacznicach. Cały wachlarz pięknych i chętnych
kandydatek, by zostać żoną bogatego trzydziestosiedmiolatka,
uwielbiającego napoje alkoholowe.
Bastian
wydawał się być wpatrzony w wuja. Wyraźnie brał go za wzór i
autorytet.
Marta
Montenegro mając dość rozmów o niewierności, przypomniała o
pięknych kartkach jakie otrzymywała od córki i zięcia:
– Najbardziej
podobała mi się ta świąteczna.
– Ta
z Paryża? – dopytywała Cyntia. – Tak, to na pewno była ta z
Paryża. W ogóle strasznie mi was brakowało. To były pierwsze
święta, które spędziłam z dala od domu.
– Kochanie,
bo nasz ślub odbył się przed świętami, więc…
– Przecież
ciebie o to nie obwiniam. Wynikło też z tego wiele dobrego. Ominęło
mnie przedświąteczne polowanie – powiedziała z radością nie
tylko wymalowaną na ustach, ale także tą w oczach, zdradzającą
się błyskiem iskierek.
– To
w którym miałem wziąć udział – przypomniał sobie Hektor.
Wszyscy
jak jeden mąż się zaśmiali. Hektor zgłosił swoją stuprocentową
obecność na kolejnym, jesiennym polowaniu. Cyntia postanowiła
odwieść go od tego pomysłu. Uznała, że ma na to dużo czasu, ale
najlepiej będzie zacząć odwodzenie jeszcze dziś. Laura
wykorzystując sytuacje, dyskretnie podsuwała Bastianowi swoją
filiżankę, a ten dolewał jej do niej różnych trunków. Marta i
Julian mierzyli się wilkiem, a wujaszek zachwycał się tym jak to
dobrze mieć liczną, i bez granic kochającą się rodzinę.
Naprawdę gdyby Hektor i Cyntia trzymali się się z daleka od jej rodziny a zwłaszcza Marty Montenegro byliby o wiele szczęśliwsi.Naprawdę nie cierpię tej kobiety,jest okropna.
OdpowiedzUsuńJulia jest beznadziejną żoną,powinna bronić Bastka i stać po jego stronie a nie jeszcze zatrzymywać Cyntie gdy ta próbowała powstrzymać Hektora.
Od małych dzieci jak widać można się wiele ciekawych rzeczy dowiedzieć. Gracjan pewnie jeszcze nie jeden sekret wyjawi:)
OdpowiedzUsuńGdyby tak przyjrzeć się kontaktom między Hektorem, a Susaną to można nabrać podejrzeć czy ich coś więcej nie łączy. Za bardzo się spoufalają :/
Bastian zasłużył, tu nie ma wątpliwości, ale oczywiście Cyntii musiało coś nie pasować. Sama potrafi bić Hektora po twarzy, a widzi problem jeśli on po męsku rozstrzyga sprawę, Do tej kobiety on naprawdę musi mieć cierpliwość.
Izolacja od rodziny Montenegro, a dokładniej od Marty to najlepsze co mogliby zrobić. Hektor teraz mógłby coś wymyślić żeby nie robić tego co życzy sobie teściowa. Wiedząc jaką jest intrygantką i jak dąży do swojego celu, mógł być ostrożniejszy.
Liczę na to, że Marta kiedyś w tych swoich "rewelacyjnych" planach, sama wpadnie w niemałe bagno. Tej kobiety nie można polubić. Ona myśli, że jak tylko pstryknie palcami to wszyscy będą chodzić jak ona chce. Przydałby się ktoś, kto zastosowałby jej taktykę przeciwko niej. Dobrze też by było jakby tym kimś był Hektor. Oby chociaż teraz okazał się inteligentnym facetem i nie wchodził w żadne spółki z Martą
Jakby tą historie przełożyć na nasze czasy to by patologia była.
OdpowiedzUsuńgenialne opowiadanie super sie czyta. czekam na kolejne rozdzialy i zapraszam do siebie :)))
OdpowiedzUsuńhttp://love---is---indestructible.blogspot.com/
Hej,
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za brak ą ę ale zeszloby mi z pisaniem do poniedzialku bo pisze z tabletu.
Moze na poczatek jak tu trafilam, a no tak, ze zauwazylam Twoj komentarz pod jednym z opowiadan. Byl taaaaki dlugasny i mysle sobie co to za facet nie? Ze komentuje opowiadanie dla bab i do tego tak sie rozpisuje ze ho ho :)
Nie czytałam tego od poczatku - przeczytalam tylko ten rozdzial, jestem szczera. Widze ze wiesz jak pisac, potrafisz to robic. No i nie ukrywam ze czyta sie to jak ksiazke. Za bardzo nie obczailam o czym to jest dokladnie bo wiadomo jak sie czyta od srodka to ciezko idzie. Ja jeszcze mam problemy z ogarnianiem zagranicznych imion bo to wszystko mi sie strasznie mota..
Podziwiam cie za warsztat bo, zeby to wszystko gralo i bylo takie poprawne to trzeba duzo umiec. Jestem jeszcze ciekawa 'Sierocinca przy cmentarzu' ale to moze kiedys zajrze o czym jest. Czasu, tylko czasu.
Nie wiem, czy zapraszac Cie do siebie bo wiesz.. Ja troche inaczej podchodze do pisania. Moja historyjka powstala z potrzeby wypisania emocji. Zamiast zakladac kolejny blog o tym jak beznadziejni sa faceci (bez urazy, nie wszyscy) to sobie wymyslilam opowiadanko.
Do tego tez dochodzi fakt, ze troche sie Ciebie boje, bo jak zaczniesz mi wypisywac bledy i inne takie to jeszcze sie poplacze.
No ale link ci zostawiam, zeby nie bylo...
Pozdrawiam, zycze weny bo to dla pisarza najwazniejsze no i poszerzenia grona wiernych czytelnikow :)
Buzka
ayden z zapinamtwojespodnie.blog.pl
Wcale nie uważam, żeby ten rozdział był słaby, może rzeczywiście akcji w nim nie było za wiele, ot takie rodzinne posiedzenie, ale jak zwykle ciekawe :) Bohaterowie bowiem są bardzo barwni, każdy ma swój sekrecik, którego nie chce ujawnić na forum. Dlatego też nie jest ono nudne.
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się wujek Damian, myślę, że będzie kolejną osobą, która trochę namiesza. Póki co Marta i Hektor mają wspólny interes, ale myślę, że ich porozumienie nie potrwa długo. Będą chcieli wykluczyć wujka z gry, a gdy osiągną wspólny cel znowu zaczną sobie dokuczać (to znaczy jeszcze bardziej niż normalnie).
Błędy poniżej:
Słyszałam historie o kradzieży motoru.
historię
zapytał Gracjan nagle angażując się w dyskusje.
dyskusję
siedzieć we więzieniu – wyklepał się Gracjan.
w więzieniu
Gracjan dlaczego twoja mamusia mówiła, że mój mąż powinien iść do więzienia.
Na końcu pytajnik
choleerykiem i takie zachowani
cholerykiem
Wziął głębszy wdech i na chwile zatrzymał go w płucach.
chwilę
Marta podeszła do zamkniętych drzwi, otworzy je i trzasnęła nimi mocniej,
otworzyła
Zaczekaj, kochane na mnie.
kochanie
Hektora długi czas jej nie odpowiadał.
Hektor
wycedził niema przez zęby nadal
niemal
Nie chcę mieć w tobie wroga, potrzebuje sprzymierzeńca.
potrzebuję
Poinformuje pani męża o tym, że
Poinformuję
Zagadną go jeden z lokai, uprzejmym głosem pytając:
Zagadnął
lokai oddalił się na tyle by nie słyszeć jego
lokaj
rzuciła się mężczyźnie na szyje
szyję
Masz racje Brown, aż dziw,
rację
To niebywałe, że masz wspólną sypialnie z cudzą żoną
sypialnię
Dziękuje – odrzekł jej
Dziękuję
Masz racje, kochanie.
rację
Dziękuje, że pytasz wuju Damianie.
Dziękuję
Ciekawa jestem co to za nieślubne dziecko Marty. Wyjawisz mi tylko czy poznamy ją/go w dalszych rozdziałach? :)
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
amandiolabadeo.blogspot.com
Dziecko Marty jest bardzo ważne, dlatego w opowiadaniu będzie (a może już jest). Ciekaw jestem czy się domyślisz kto jest jej synem i dlaczego ona nie darzy Cyntii taką miłością jaką darzy Martina czy Julie (bo to potem będzie bardzo widoczne, ten jej dystans do córki).
UsuńMam szczerą nadzieję, że zaginięcie służącej to jest jakaś intryga i, że Hektor jej nic nie zrobił.
OdpowiedzUsuńJulka to widzę ma pomoc w wychowaniu męża. Może Hektor pomoże jej jakos go ogarnąć.
Marta chyba żałuję tego chahmentu z tą umową bo w końcu jesli spadek zostanie Damiana ona zostanie z niczym bo nawet nie bd mogla liczyć na pomoc córki i jej męża bo wszystko im przepadnie. Mam nadzieję, że jakoś to rozwiążą nie krzywdząc za dużo osób w koło.
Zastanawiam się jak Hektor wytrzymuje z Cyntią. On jest taki nerwów malo cierpliwy a jednak wygląda jakby był pod lekkim pantofelkiem.
Hejo po raz drugi dzisiejszego dnia! :3
OdpowiedzUsuńHeh. Taka śmieszna sytuacja. Przeczytałam wcześniej rozdział 15 i już go skomentowałam... No na początku nie wiedziałam, o co chodziło z tym pojedynkiem, ale nic nie wspominałam, bo z moja pamięcią czasami jest krucho i... Dopiero teraz zauważyłam, że nie przeczytałam rozdziału tego i 14. Blogger wyświetlił mi tylko, że opublikowałeś 15 i dobrze, że zaczęłam przeglądać ( obrazki na początku mi się nie zgadzały ), bo inaczej to bym się nie zorientowała xD Tak więc nadrabiam! :D
Według mnie ten rozdział słaby nie był. Dlaczego? Może nie było takiej większej akcji, ale było ciekawe ^.^
Hehe. Julia jako żona raczej powinna bronić Bastiana. W końcu to jej mąż!
Szczerze powetowawszy to polubiłam Damiana. Choć nie wiem,czy jego pojawienie się nie będzie niosło za sobą jakiś konsekwencji.
Hm. Czy tylko nie przepadam za Martą? Wcześniej jako tako ją znosiłam, ale teraz... Zastanawia się, czy kiedyś się zmieni. Może ma z Hektorom układ, ale jeszcze nikt nie powiedział, że on przetrwa.
Oki. Lecę przeczytać kolejny rozdział! :D
Maggie
Wiol Ka ma rację, wyszłaby straszna patologia, gdyby przełożyć historię na nasze czasy. I może właśnie to sprawia, że czyta się to z taką ciekawością? W końcu historie o patologii są bardzo lubiane, pewnie dlatego, że to częste problemy współczesnego świata.
OdpowiedzUsuńNie podzielałam twojego zdania, że rozdział słaby. Bardzo mi się podobał :)
zapraszam do mnie: miecwlasnezycie.blogspot.com
Nie każda mama zawsze chce córeczkę, ja bym wolała chłopca :D Nie no śmieję się, ale czasami trzeba, bo odbiór tego twoje dzieła tak strasznie na poważnie mógłby wywołać niepożądane skutki. Bo to nie jest łatwa tematyka tak mimo wszystko.
OdpowiedzUsuńGracjan trochę się wygadał. No, ale to dzieciak, nie można go winić. Jestem ciekawa czy Violetta się znajdzie, a jeżeli tak to w jakich okolicznościach. To mnie nurtuje.
Julia za to mnie teraz wkurzyła, już nie po raz pierwszy. Zresztą Cyntia też. Znowu ta sama śpiewka. Znowu każe mu od siebie odejść, nie dotykać się, najlepiej w ogóle nie odzywać się ani słowem, a potem wszystko wraca do normy. To irytujące.
Marta znowu rozpoczyna swoje knowania. Jest warta Hektora i sama nie wiem, kogo nie znoszę bardziej. Nie, jednak wiem. Bardziej nie lubię jej, bo jego w jakimś stopniu podziwiam. Ona nie wzbudza mojego szacunku, choć trzeba przyznać, że umie planować dalekosiężnie.
I pojawił się nowy przeciwnik - Damian. O nim jeszcze nie mam wypracowanego zdania, ale może zasiać zamęt. W pewnym stopniu chyba nawet go polubiłam, choć jeszcze nie wiem czy słusznie.
Haha XD jak ja lubię te ich obiadki, są cudowne. Ten to chyba mój ulubiony. Nie, na pewno mój ulubiony, Wujek Damian zaś skradł mi serce i swoim wąsem i podejściem do życia. A Hektor jaki ironiczny, heh. W ogóle te rozmowy, szepty i groźby przy stole stwarzają taki cudowny, rodzicielski klimacik. Ta rodzinka to taka patologia, że aż dziw :D
OdpowiedzUsuńPierwsza połowa rozdziału była za to bardziej biznesowa. Marcie oczywiście zależy na majątku, a Hektor znów zawiera z nią dziwny sojusz. On to chyba lubi wciskać się w takie akcje, prawda?
A i skoro Hektor był malarzem, jeżeli był dobrym malarzem, to musi być też wrażliwy. A do tego lubi bić ludzi, hehe, wrażliwość sprawia też czasem, że bardziej ponoszą nas emocje. A Gracjana nie lubię i wyobrażam go sobie jako chorego na jakąś chorobę zakaźną (nie mam pojęcia czemu XD)
Ciekawe co stało się z Violettą i co wniesie Damian. I nie mogę się doczekać aż Cyntia urodzi, w końcu to już za dwa miesiące.
Pozdrawiam!
Aj tam... Zaraz słaby. Każdy rozdział ma swoją funkcję. Muszą być też takie... Tzw. przejściowe :)
OdpowiedzUsuńWujaszek Damian wydaje się mega ogierem... Taki James Bond, ale w tamtych czasach xD
Marta jak zawsze musi robić scenę przy stole no i do tego jeszcze Hektor. Dobrze, że zrugała ich Cyntia. Mi też apetyt psułyby takie niesnaski przy stole.
Laura jest naprawdę fajna. Aż dziwne, że to rodzona siostra Hektora. Niebo i ogień... Dosłownie.
Bardzo się cieszę, że Marcie wydaje się iż ma Rodrigeza w garści, a jemu wydaje się, że oleje i wyroluje swoją teściową. Szczerze? Oby obydwoje mieli za swoje xD
;))
Zdecydowanie sporo problemów w tej historii. Niemniej jednak podoba mi się jej barwność. Te różnice charakterów, ten rodzinny posiłek... Naprawdę przyjemnie się czyta. Wszystko potrafi zaintrygować.
OdpowiedzUsuńTen cały wujaszek jest naprawdę podobny do Bastiana. Jestem ciekawa, czy plan Marty się powiedzie i uda się Hektorowi go wyeliminować. Zastanawia mnie tylko w jakim sensie on ma to zrobić? Coś mi się wydaje, że szykuje się kolejna intryga.
Tymczasem w małżeństwie Cyntii widać coraz więcej problemów... Nie ma ona łatwo z tym swoim mężem. Poza tym ta sprawa Violetty... Nic, tylko trzeba zapoznać się z ciągiem dalszym. Ale to dopiero kiedy ponownie nadarzy się jakaś wolna chwila. Tymczasem pozdrawiam! :)
Wujek już zdobył moje serce, więc mam nadzieję, że poczytam sobie o nim częściej:) Co do słabości rozdziału w ogóle się nie zgadzam, takie też są potrzebne! Sama przed jakimś takim wielkim bum z reguły zwalniam tempo i z zaskoczenia serwuję niespodziewany zwrot akcji XD A teraz tylko czekam na Twoje bum i rozwiązanie sprawy z tym całym trójkącikiem.
OdpowiedzUsuńL x
Ale się dzieje. Ciekawe co się stało z tamtą służącą? Wydaje mi się że Hektor ja zgwałcił dlatego uciekła. Mały Gracjan mówi to co widział, dzieci są takie szczere i prawdomówne.
OdpowiedzUsuńCóż to za wujek...Krętacz, ale ma miłość Cyntii i do tego czasu jest chroniony :)
Miesiąc miodowy był cudowny, pasuje ta para do siebie, gdyby nie taki wyrywny charakter Hektora. Martwię się że jednak zrobi jej krzywdę.
Brak ogrodników? No no prawda była bliska ujawnieniu się. Nieźle udaje się C. manipulować mężem. Kocha ją i stara się dla niej. Ale te wszelkie intrygi zniszczą ich małżeństwo.
Laura przegina jak zawsze, ale nie zasługuje na gniew brata, dzięki C nie cierpiała tak długiej kary, ale jest zbyt dumna, aby jej podziękować. Jeszcze Cyntia pewnie zrozumie, co to kara od męża, niech tylko urodzi syna. Zastanawia mnie czy będzie miała okazję urodzić więcej niż jedno? W prologu Marsel ma 4 lata, i jest jedynym dzieckiem...Szkoda jeśli nie będzie miała szansy się zreflektować i dać mu syna. Czy miłość jest na tyle silna, aby intrygi nie rozwaliły ich małżeństwa?...
Autorze, jestem w głębokim podziwie dla Twojego talentu. Dialogi piszesz cudowne, opisy nie przynudzają, czyta się płynnie...Cudowna opowieść.
Życzę weny i pozdrawiam :)
Cyntia, na ogół bardzo próżna, strasznie teraz dramatyzuje, jeśli chodzi o jej wygląd. Szczególnie, jeśli chodzi o to, by Hektor ją zobaczył. Jest jej mężem, zresztą myśli, że to jego dziecko, więc się do tego wyglądu przyczynił i byłby obrzydliwie płytki, gdyby jej dokuczał za gruby brzuch czy rozstępy. Moja sympatia by do niego spadła, to jest pewne. Nie zrobił tego jednak, więc dalej Hektoreczek jest na piedestale, oj, jest :)
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się jednak sposób, w jaki się do żony zwraca. Co prawda, Cyntia jest przekorna i trzeba jej powtarzać po kilka razy, ale sam sobie taką wziął, prawda? No to co, teraz sobie włosy z głowy będzie rwał, bo się go żona nie słucha? No niechże się wyluzuje trochę. To normalne, że Cyntia interesuje się tym gdzie był i co robił.
Co do jego wspomnień… Zrobiło mi się przykro, że stracił tak fajną rodzinę. Jego i Cyntii nie będzie tak wyglądała i tu zastanawiam się, czy to dlatego, że Isabel kochał bardziej? Czy może nie była tak uparta jak Cyntia, dlatego i Hektor lepiej funkcjonował?
Tak samo szkoda mi Susan. Dziwi mnie jednak jej śmiałość do Hektora. Ewidentnie ciekawi dziewczynie, czemu się wcale nie dziwię, jednak czy to wszystko? Może ma w tym jakiś cel? Na głupiutką, to ona nie wygląda. Jej matka bynajmniej nie była.
Już Ci mówiłam, że Damiana nie lubię i mnie wkurza. Mimo podobieństw do Bastka, to go nie lubię i już, wydaje mi się być fałszywy i taki „śliski”. Ale może mi się wydaję? Może brakuje mi po prostu takiej chłopięcości, jaka jest w Bastianie, a w Damianie nie ma? A może go tak nie lubię, bo jest też tchórzem? No cholera wie, ale nie, nie trawię go.
Będę chyba to powtarzać co komentarz, ale nie cierpię, nie cierpię Marty. Choć w tym rozdziale przez moment nawet mi się jej żal zrobiło. Ale to była taka sekunda, że nawet wspominanie o niej jest bardzo na wyrost. Choć kto wie, może w kolejnych rozdziałach będę skora współczuć jej za tę niezbyt kolorową przeszłość? Szczerze wątpię, bo kobieta ma paskudny charakter, ale…
No wkurza mnie, że Bastian tak się ślepo w Damiana wpatruje. Mam ochotę nim porządnie potrząsnąć i dziwię się, że Julia tego nie zrobi. Przecież takich dwóch jak się dobierze, to głupota tylko może wyjść, nic poza tym.
Jestem w końcu :)
OdpowiedzUsuńStaram się zrozumieć zachowanie Cyntii, kiedy rozpacza z powodu tego jak zmienia się jej ciało pod wpływem ciąży, cóż może to i próżne, ale każda kobieta chyba reaguje inaczej. Nie wiem... Te, które starają się o dziecko i czekają na nie z utęsknieniem pewnie cieszą blizny i rozstepy (jakkolwiek to brzmi) a te, którym ono po prostu się przydarzyło, jak Cyntii, wypłakują oczy i użalają się nad sobą. Cóż mogła tym rozgniewać Hektora, który jak wiadomo jest często nieczuły i ma problem z okazywaniem uczuć.
Wkurzył mnie tylko tym, ze nie chciał jej powiedzieć gdzie był. Co to za tajemnica? Dlaczego nie mógł od razu wyznać, ze był w drewutni? I ta wzmianka, ze jest jej mężem i nie musi się jej z tego tłumaczyć w przeciwieństwie do niej. Całe szczęście, ze czasy kiedy mąż był panem i władcą dawno minęły, choć z tego co czasami widzę, niektórzy faceci ciągle są przekonani o swojej wyższości w małżeństwie.
Julia trochę mnie zaskoczyła swoim zachowaniem. Cóż Bastek nie jest idealny i ma swoje za uszami, może i należało mu się, ale żeby żona nie stanęła w obronie męża? A na dodatek powstrzymywała Cyntię przed zatrzymaniem Hektora (przepraszam brzmi to tragicznie). Dziwne.
Jak dla mnie całym złem w tym domu jest Marta. Ciągle coś knuje, ciągle jakieś spiski, intrygi, szuka sobie sprzymierzeńców? Po co to wszystko? Czy nie lepiej żyć sobie spokojnie i cieszyc się zdrowiem i rodziną?
Cyntia i Hektor powinni ograniczyć się do obiadów z nią raz w tygodniu, może nawet w miesiącu, wyszłoby im to na zdrowie.
Poza tym wydaje mi się, że Susana chyba pozwala sobie na zbyt wiele. Hektor powinien bardziej dobitnie dać jej do zrozumienia, że jej zachowanie jest nieodpowiednie.
Uch, lecę dalej.
mewa!