
Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem – Rozdział 13: Problemy i komplikacje
Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek
Po
skończonym obiedzie, przed występem światowej klasy muzyków,
Marta poprosiła Hektora na naradę. Julia także do nich dołączyła.
Cyntia w tym czasie udała się z wujaszkiem i szwagrem na spacer.
Czuła się w ich towarzystwie bezpiecznie i przede wszystkim
radośnie, czego nie mogła powiedzieć tego dnia o towarzystwie
swojego męża. Tak, to z pewnością był dzień, gdy Hektor
Rodrigez działał swojej żonie wyjątkowo na nerwy. Sam Hektor
jednak to bagatelizował, uznając, iż to są pewnie te słynne
humorki i zmienne nastroje kobiety w ciąży.
– Musimy
się zjednoczyć, przecież ten człowiek nas zrujnuje –
powiedziała Marta o szwagrze Damianie, patrząc jednocześnie przez
okno, jak jej mąż, wraz z Laurą, dogania trójkę spacerowiczów.
– Mnie
już rujnuje i to publicznie, a pani nie reaguje – poskarżył się
Hektor, siedząc na krześle obrotowym za biurkiem, niczym dyrektor
całego przedsięwzięcia.
– Jesteś
dużym chłopcem, powinieneś umieć sam się bronić. –
odpowiedziała.
– Matko,
on ma racje, trzeba reagować, przecież Bastian się stoczy przy tym
szaleńcu. – Julia aż wstała z fotela, taka była rozirytowana.
– Wybacz,
Julio, ale powątpiewam, by twojemu mężowi mogło coś jeszcze
bardziej zaszkodzić, nawet jeśli to towarzystwo tego rozwiązłego
imbecyla – spokojnie oznajmił Hektor, postukując palcami w blat
biurka.
– Kiedy
wybrał się dokądś z tobą, wrócił nie tylko pijany, ale jeszcze
przerażony!
– Zazwyczaj,
kiedy na mnie krzyczano, to czegoś też ode mnie oczekiwano. Czego
ode mnie oczekujesz?
– Że
nam pomożesz. Wygonisz go.
– Jak?
Chętnie to zrobię, za darmo, całkowicie bezinteresownie, bo ten
typek naprawdę działa mi na nerwy. Powiedzcie mi tylko, obie, jak
ja mam to zrobić? Mam iść z nim na pięści czy może od razu na
noże? – uniesiony ton wskazywał na to, że Hektor się
zdenerwował.
– Dajmy
sobie czas. Po koncercie spotkamy się i każdy przedstawi jakiś
pomysł – zadecydowała Marta Montenegro. – Wspólnymi siłami,
na pewno, uda nam się złożyć cały plan do kupy i jakoś
przeprowadzić sprawnie jego realizacje.
– Zatem,
do zobaczenia po występie. – Hektor wstał i jako pierwszy opuścił
gabinet.
– Od
kiedy mu ufasz? – zapytała córkę Marta.
– Od
kiedy uratował nas przed katastrofą, całkiem bezinteresownie.
– Wziął
za to niezły procent.
– Bastian
tak myśli i ty tak myślisz, bo chciał byście tak myśleli. Kiedy
zwróci się mu cała kwota bez odsetek, jaką nam pożyczył, gdy ty
nam odmówiłaś, przekaże resztę na rzecz Edwarda, na jego
przyszłość. – Stanęła po stronie Hektora Julia.
– Niesłychane.
Czyli Hektor Rodrigez jednak ma skrupuły? – Uśmiechnęła się
pod nosem.
– Ma,
tylko najwidoczniej okazuje serce w stosunku do ludzi, którzy takowe
też posiadają. Jeśli się nie mylę co do niego, to znaczy, że ty
nie masz nawet co liczyć na jego szczodrość i bezinteresowność.
– Julia wstała i wyszła, bez pożegnania.
– Żmiję
wyhodowałam na własnej piersi – powiedziała sama do siebie pani
Monteenegro.
Hektor
zasiadł przy Cyntii na widowni i przeprosił za spóźnienie.
Zarówno on, jak i Marta z Julią, nie byli pochłonięci słuchaniem
wygrywanych nut, a sprawą wuja Damiana i jego bezbolesną likwidacją
albo chociażby ograniczeniem. Dla dobra całej trójki, kłopot
postanowił rozwiązać się sam. Podczas koncertu wujaszek wstał i
chciał wyjść. Marta jednak go zatrzymała.
– Nie
wychodzi się w trakcie – zwróciła uwagę szwagrowi.
– Wolisz
abym usnął? – odbił piłeczkę.
Wypuściła
materiał jego marynarki z dłoni i chwilę po tym mężczyzna
zniknął, zaraz po nim wyszła jedna z córek generała. Hektor
przyglądał się uważnie całemu zajściu, ale postanowił kierować
się etykietą i pozostać do końca koncertu.
– Jesteś
jakiś nieswój.
– Słucham?
– zapytał Cyntie po dłuższej chwili, bo z początku był myślami
zupełnie gdzie indziej.
– Już
chyba wolę jak krzyczysz, niż gdy jesteś taki milczący.
– To
nie twoja wina, miałem stresujący dzień.
– Hektor,
wujaszek jest naprawdę sympatycznym człowiekiem, na dodatek z
sercem na dłoni. Wiem, że jest może za bardzo otwarty i
żartobliwy. Jego zachowane bywa nieeleganckie, ale on ma już taki
nietuzinkowy styl bycia i właśnie za to go tak lubię.
– Bylebyś
nie przejęła po nim niektórych zachowań – powiedział nawet na
nią nie patrząc. Cały czas bowiem wpatrzony był w muzyków i ich
instrumenty.
– O
czym ty mówisz?
– Na
przykład, zdrada w małżeństwie, której niejednokrotnie był
powodem twój wujek jest przestępstwem. To nie jest błahostka i
żartobliwy temat do kieliszka szampana, i obiadu.
– Nie
jest to też powód, by kogoś wieszać na szubienicy, a ty mam
wrażenie, najchętniej wysłałbyś go na garotę – zarzuciła.
– Bo
na to zasługuje zdrada. – Odwrócił głowę w jej stronę.
– Zabiłbyś
mnie, gdybym kiedyś się jej dopuściła? – zapytała wprost, choć
szeptem, patrząc mu głęboko w oczy.
– Nie,
nigdy nie umiałbym cię skrzywdzić. Jednak tego mężczyznę
zabiłbym bez mrugnięcia okiem.
– A
mnie skazał w domu? Pochwal się swoim twórczym myśleniem, jeśli
chodzi o nauczki i kary. Nie krępuj się. Klęczenie na grochu już
było, co masz jeszcze w zanadrzu?
– Dostałabyś
taki wpierdol, że nie chciałabyś być w swojej własnej skórze –
wysyczał złowrogo, a Cyntię w tej samej chwili przeszedł dreszcz
strachu i miała poczucie jakby oblał ją zimny pot. – Jednak
największą karą byłoby obwinianie się za śmierć kochanka. A
teraz nie rozumiem do jakiego celu ma brnąć ta rozmowa.
– Chciałam
tylko zapoznać się z twymi twórczymi pomysłami, nic więcej –
odwarknęła. – Jak i kłamstwami – dopowiedziała po krótkiej
chwili.
– Nie
kłamałem – odparł spokojnie, doskonale wiedząc co jego żona ma
na myśli. – Kobiet nie bijam. Kurwy się do nich nie zaliczają –
objaśnił. – Żonę, która zdradza męża, nie da się nazwać
inaczej.
– Wulgarniej
się już nie dało?
– Do
ostrych tematów, trzeba ostrych słów.
Państwo
Rodrigez powrócili do oglądania występu. Cyntia zdawała się być
obrażona, a Hektor, jakby chciał się pogodzić, chwycił za jej
dłoń swoją i delikatnie uścisnął. Julia natomiast kulturalnie
się wymknęła z przyjęcia, wcześniej wachlując swoją twarz
wachlarzem. Wskazywała więc wszystkim obecnym, że się źle czuje
lub że jej duszno. Dlatego jej wymknięcia nikt nie wiązał z
nieodpowiednim zachowaniem, a goście zaczęli spekulować, że
zapewne niedługo państwo Brown ogłoszą szczęśliwą nowinę.
Po
koncercie, Hektor na chwilę opuścił Cyntie pozostawiając ją w
towarzystwie Bastiana, a sam udał się do gabinetu Juliana, który
chwilowo zajmowała Marta ze starszą córką.
– Czego
się dowiedziałyście, miłe panie? – zaczął z uśmiechem.
– Wujaszek
zabawia się z córkami generała.
– Chyba
raczej z córką – poprawił Julie Hektor.
– Nie
z córką, a z obiema. Z pierwszą na początku koncertu, a z drugą
zaraz po.
– Na
brak powodzenia, to on raczej nie może narzekać, ale na co nam się
przyda taka informacja? – zapytał Rodrigez, siadając na swoim
ulubionym miejscu za biurkiem, wcześniej dając Marcie do
zrozumienia, że ma ustąpić mu miejsca.
Kobieta
z irytacją przewróciła oczami, przeklęła pod nosem niemal
niesłyszalnie, ale wstała i pozwoliła zięciowi poczuć się panem
na jej włościach. Stanęła przy oknie i zapytała córkę dla
jasności:
– To
córki generała, tak?
Julia
potwierdziła skinieniem głowy.
– Chyba
nie chcecie…?
– Chcemy
– odpowiedziała Hektorowi Marta.
– Ja
nie przyłożę do tego ręki.
– Dlaczego?
– zdziwiła się pani Brown.
– Bo
sam zabiłbym człowieka, który pozbawiłby cnoty moje dwie córki.
– Przecież
ty nie masz ani jednej córki – przypomniała Marta.
– Poza
tym, ja mogę cię zapewnić, że nie były cnotliwe – dodała
swoje trzy grosze Julia.
– To
bez znaczenia, uderzacie mężczyznę poniżej pasa. To nie tylko
wywoła skandal, ale osłabi cała rodzinę. Uderzy w nas wszystkich.
– Hektor wstał i wsparł się dłońmi o biurko.
– Nie,
jeśli sam generał będzie chciał uniknąć skandalu.
– Nie
ma ku temu powodu. To jego córki zostały wykorzystane przez dużo
starszego mężczyznę.
– Zapewniam
cię, że nie brał żadnej siłą. Podsłuchiwałam pod drzwiami –
znów odezwała się młoda brunetka.
– Zapewniam
cię, Julio, że dla nadopiekuńczego ojca, na dodatek byłego
wojskowego, nie będzie to miało najmniejszego znaczenia czy one się
opierały, czy też same obnażały. Nie będę brał udziału w tej
makabrycznej farsie. – Skierował swoje kroki w kierunku drzwi.
– Hektor!
– zatrzymała go teściowa. – Myślałam, że nie jesteś
uczciwy.
– Bo
nie jestem, ale oszustwa podatkowe, szantaże, wykorzystywanie
udziałów i znajomości innych, czy jakieś mordobicie, to jedno, a
ubieganie się o śmierć człowieka, to drugie.
– Ale
jaką śmierć? Przesadzasz – wtrąciła się Julia i przewróciła
oczami.
– Od
razu widać, że na swojej drodze, nie spotkałaś żadnego
wojskowego. To ludzie honoru.
– Zamierzasz
nam przeszkodzić? – zapytała Marta.
– Nie,
nie przeszkodzę wam, ale nie liczcie też na moją pomoc w tym,
pożal się Boże, pomyśle. I życzę wam, oby się nie obrócił
przeciw rodzinie, której częścią także jestem. Żegnam i
powodzenia. – Wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Jeszcze
tego wieczora, kiedy Hektor przygotował dla Cyntii niespodziankę i
zabierał ją na kolacje do ich sekretnego miejsca, na najwyższym z
możliwych tarasów, sytuacja wujka Damiana iście się
skomplikowała. Teraz jednak ani Cyntia, ani Hektor, nawet nie
przypuszczali jak tragicznie mogą się potoczyć dalsze losy ich
rodziny.
Do
młodej, ciężarnej kobiety powróciły wspomnienia, kiedy ponad pół
roku temu niósł ją po schodach do tego właśnie miejsca jej,
teraz już mąż, wtedy, jednak, nawet nie narzeczony.
– Pamiętam,
że wokoło był śnieg – przypomniał Hektor.
– A
ja, że się sprzeczaliśmy – wypomniała mu Cyntia.
– Tak,
ale dziś też się sprzeczaliśmy. Chciałbym przeprosić za moje
zachowanie, może twój wujek naprawdę nie jest takim złym
człowiekiem, może po prostu, to zwykły kobieciarz. Jednak nie
wymagaj ode mnie bym popierał niektóre z jego zachowań. – Hektor
wykonał wyraźny krok w kierunku żony. Chciał nawiązać kompromis
i ocieplić zmarznięte relacje.
– Jestem
pewna, że większości z jego zachowań nie popierasz i dobrze, nie
zniosłabym, gdyby mój mąż zachowywał się jak wujaszek czy mąż
mojej siostry. Wybrałam ciebie i wyszłam za ciebie. Jesteś
naprawdę dobrym mężem, ale zrozum, że szanuję wszystkich ludzi,
nawet tych, których zachowań nie popieram i tego samego wymagam od
mojego męża.
– Wiem,
Cyntio.
– Nie
popieram wielu zachowań wujaszka, ale go lubię, to mój ukochany
wujek. Nosił mnie na rękach, gdy byłam mała, nauczył jazdy
konnej, jazdy na rowerze i trzymał za rączkę, gdy chodziłam po
murkach, bym czasami nie otarła sobie kolana. Był zawsze dla mnie
dobry.
– Widać
na odległość, że cię uwielbia. Ty jego też.
– Ciebie
też uwielbiam.
Zrobiło
mu się cieplej na sercu po usłyszeniu takich słów z ust własnej
małżonki, choć nadal nie nawykł do komplementów, zwłaszcza tych
otrzymywanych od kobiet.
– Zresztą,
on także się do ciebie przekonuje. Powiedział mi, że ceni cię za
to, że nie dałeś się sprowokować i twardo stałeś przy swoim.
Rzekomo, zawsze marzył, że trafię w dorosłości na takiego
człowieka, przy którym będę mogła czuć się bezpieczne, a on
tym samym będzie spokojny o moją przyszłość.
– Dobrze,
przekonałaś mnie do niego. Obiecuję dać mu szanse.
Cyntia
się rozpromieniła.
– Dziękuję
i przepraszam za ten temat o zdradzie, nie powinnam była go
poruszać. Chcę byś wiedział, że ja nie zamierzam…
– Ufam
ci Cyntio. Jesteś moją żoną, nie podejrzewałbym cię o aż tak
karygodny czyn. Zawierzam twoim przysięgom składanym mnie przed
Bogiem. A teraz smacznego. Kelner – zawołał Hektor i poczekał aż
mężczyzna w białej koszuli i czarnym uniformie ich obsłuży.
Państwo
Rodrigez pewnie dalej jedliby kolacje i rozmawiali w najlepsze, gdyby
nie doszły ich wyraźne odgłosy awantury. Cyntia niemal natychmiast
wstała od stołu i skierowała się w stronę krzyków. Hektor
pobiegł za nią. Chwycił kobietę za oba ramiona, by czasami się
nie wtrącała i nie naraziła tym samym siebie, i dziecka, które w
sobie nosiła.
Hektor
tylko zobaczył wuja Damiana i całą rodzinę generała Aranzo, a od
razu rzuciło mu się w oczy skąpe odzienie pani Kamili, żony
generała i nienawiść do niej, płynąca ze strony obu córek,
następnie nienawiść tych córek do siebie nawzajem.
– Zrób
coś zanim się pozabijają – rozkazała błagalnym tonem Cyntia.
Oczywiście kierowała swoje słowa do małżonka.
– Oczywiście,
ale nie ruszaj się stąd. – Rodrigez ruszył przodem. Miał na
sobie tylko samą białą koszulę, muszkę i czarne spodnie na
białych szelkach. – Spokojnie! – krzyknął, stając pośrodku
zamieszania.
– Ten
mężczyzna zrujnował moją rodzinę – bronił swoich racji
emerytowany generał.
– Ale
to nie powód, by pan rujnował pobyt wszystkim innym, przybyłym na
koncert, z powodu niewierności żony.
– Gdyby
nie pański wuj…
– Jeśli
zdradziła pana żona, to niech pan się zachowa jak mężczyzna! –
uniósł się, tym samym przerywając panu Aranzo. – Niech pan
weźmie ją do pokoju i załatwi sprawę w obecności czterech ścian,
a nie robi z siebie i ze swojej rodziny widowisko na korytarzu
restauracyjnym.
– Hektor!
– Cyntia znalazła się u boku męża. – Miałeś łagodzić
sytuacje, a nie ją pogarszać – wysyczała w jego kierunku.
– Uwierz,
że to w tej chwili najlepsze co ten pan może uczynić.
– Dla
jego żony? Bardzo wątpię. – Oburzyła się i odeszła. Stanęła
przy ścianie i obserwowała jak całe towarzystwo zaczyna się
rozchodzić, a kłótnia cichnąć.
Jeszcze
tego samego dnia, młodsza z córek generała popełniła
samobójstwo, zostawiając list wyjaśniający, że zakochała się w
Damianie Montenegro, a ten odrzucił ją, pierw dla jej starszej i
ładniejszej siostry, a następnie dla matki. Generał nie mógł
przejść obok takich tragedii rodzinnych obojętnie, dlatego
postanowił nie topić się w żalu i smutku, a zwyczajnie wyładować
swój gniew, i wyzwać pana Montenegro na pojedynek. Nigdzie jednak
nie mógł znaleźć winowajcy, który w trakcie całego zamieszania,
ulotnił się i udał z Bastianem do tawerny na rum i kobiety.
Bastian przed pójściem do karczmy, wyciągnął ze skrytki swoje
wszystkie oszczędności, postanowił, że za sprawą szóstego
zmysłu wujaszka i jego drygu do interesu, pomnoży zyski, i
zniweluje straty. Alkohol jednak jest złym doradcą i nie pomaga w
wyborze na kogo postawić. W efekcie wujek przegrał taką kwotę
jaką sobie wyznaczył możliwą do straty, a Bastian Brown, po raz
kolejny, pogrążył się do cna.
– Co
wyście narobiły? – zapytał z niekrytym gniewem Hektor. Słowa
kierował do teściowej i jej starszej córki. Wiedział, że
zamieszanie, którego był czynnym świadkiem, spowodowały te dwie
kobiety.
– Dopięłyśmy
swego – pochwaliła się Marta, napełniając kieliszki schłodzonym
szampanem. – Wypijesz z nami za sukces?
– Jaki
sukces? To skandal, który będzie odbijał się echem, jeszcze długo
po tym, jak nasze wnuki skończą w grobie. – Hektor zaczął
głębiej oddychać, bo poczuł jakby się w nim zagotowało.
– Generał
będzie milczał o samobójstwie i jego powodach. To był wypadek, a
ja to potwierdzę, przecież nie pozwolę, by odmówiono jej pochówku
na świętej ziemi.
– Poza
tym wujek sam sobie jest winny – wtrąciła Julia.
– Mam
nadzieję, że wujaszek ma celność w oddawaniu strzałów, bo
generał zamierza zmazać plamę na honorze. – Hektor wyszedł, z
trzaskiem zamykając za sobą drzwi.
Rodrigez
udał się do panieńskiej sypialni Cyntii, którą tej nocy mieli
zajmować i zastał tam rozdygotanego ze strachu wuja Damiana.
– Wujaszku,
Hektor ci pomoże – zapewniała Cyntia. – Już jesteś –
zauważyła i stanęła przy boku męża. – Musisz coś zrobić –
naciskała, trzymając go obiema dłońmi za rękę.
Hektor
odganiał się od żony, niczym od natrętnej muchy, ale potem
złagodził swój czyn, całując ją w wierzch dłoni. Wyminął i
poszedł dalej, by nie stać przy samych drzwiach. W ten sposób
znalazł się niemal w centralnym punkcie pokoju.
– Dlaczego
ja? – zapytał, rozwiązując muszkę i zasiadając w fotelu przy
łóżku.
– Ponieważ
brałeś udziały w pojedynkach, więc wiesz jak je powstrzymać –
tłumaczyła w bardzo rozhisteryzowany sposób, choć starała się
pokazać, że jest twarda, że się nie martwi, i że jest pewna
pomocy, której, w jej mniemaniu, Hektor musiał udzielić jej
chrzestnemu.
– Ja
brałem w nich udział, Cyntio, a nie chowałem głowę w piasek –
wyjaśnił stanowczo, rozpinając guziki swojej koszuli.
Kobieta
podeszła i przejęła jego muszkę, przewiesiła ją przez oparcie
krzesła, by się nie wygniotła.
– Dziękuję,
kochanie.
– Wiem,
że mnie nie lubisz. Wyczuwam to – przemówił Damian, popijając
ciepłą herbatkę. Połowę wylał, gdyż tak mocno trzęsły mu się
dłonie.
– Doprawdy?
Ciekaw jestem po czym to wyczuwasz, wujku? – zadrwił Rodrigez.
– Hektor!
– rzekła karcąco Cyntia.
– Jak
możesz, kochanie, to podaj mi karafkę i szklankę. Chętnie się
napiję.
Cyntia
zdała sobie sprawę, że Hektor i tak zrobi co uważa za słuszne, i
tym razem, nie ma na niego żadnego, nawet najmniejszego wpływu.
Napełniła więc szklankę samą whisky i podała ją mężowi.
Zasiadła na brzegu łóżka i przysłuchiwała się całej rozmowie.
– Powiedzmy,
że intuicja mi to mówi.
– Moja
jedyna rada, to nauczyć się strzelać. To on wujka wyzywa, tak więc
wuj ma pierwszeństwo oddania strzału. Jeśli trafisz w brzuch,
przeciwnik się ugnie i duże prawdopodobieństwo, że zrani wujka co
najwyżej w nogę. Będziesz kulał, możliwe, że całe życie, ale
będziesz żył.
– I
to ma być twoja rada!? – krzyknęła na męża, a w jej oczach
jawiło się istne niedowierzanie, zmieszane z czystym gniewem.
– Gdyby
ktoś się mnie poradził wcześniej, to stanowczo odwiódłbym
twojego wujka od pomysłu rozdziewiczenie dwóch córek generała, na
dodatek dopuszczenia się cudzołóstwa z jego żoną! – uniósł
się Hektor.
– Ne
wymądrzaj się tylko…
– Zamilcz!
– warknął Rodrigez, mając tego dnia już dość śmiałości i
jawnego nieposłuszeństwa własnej żony. – Ostatnio na za dużo
sobie pozwalasz – dodał ciszej, spokojniej, ale nadal tembr jego
głosu był twardy i ostry niczym brzytwa.
Damian
spojrzał na zdenerwowanego, choć z pozoru opanowanego Hektora oraz
na Cyntię, której łzy stanęły w oczach.
– Nie
widzę powodu, dla którego byście się mieli sprzeczać –
powiedział spokojnie. – Cyntio, twój mąż ma swoje racje. Sam
jestem sobie winny.
– Trafne
wnioski wysuwasz, wuju. Jak to mówią, lepiej późno niż wcale. –
Hektor zrobił kilka łyków whisky.
– Czy
mogę liczyć, Hektorze, na twą pomoc, proszę?
– W
czym?
– W
poprawie mojej celności. Chcę też byś został moim sekundantem.
– Nie
zgadzaj się – zażądała Cyntia z wyraźną nadzieją w głosie
na to, że jej mąż odmów.
Ten
jednak po raz kolejny pokazał, że nie liczy się z jej zdaniem.
– Oczywiście.
Możemy zacząć od jutra.
Wuj
opuścił pokój zajmowany przez jego bratanice i jej męża. Cyntia
miała niezadowoloną minę, a Hektor w spokoju wypił zawartość
szklanki do dna.
– Prosiłem
byś podała karafkę, a nie mnie obsługiwała – rzekł pewnie,
nawiązując do poprzedniej sytuacji. Wstał z fotela i chwycił za
kryształowe naczynie, które do połowy pełne było alkoholu.
– Zamierzasz
się upić? – zapytała gniewnie i jakby z odrazą.
Hektor
tylko lekko się roześmiał, zasiadł w fotelu, napełnił szklankę
i przechylił do dna.
– Nie
kryję, że byłoby to jakieś rozwiązanie. Dla ciebie, zdaje się,
najlepsze.
– Czemu
twoje uwielbienie do napoi wyskokowych, ma być dla mnie najlepsze? –
Wstała z łóżka, na brzegu którego wcześniej siedziała. Poczuła
kopnięcie i gwałtowne ruchy dziecka. Starała się nie dać tego po
sobie poznać. Spokojnie zdjęła suknie i została w samej halce.
– Bo
pijany, nie miałbym siły krzyczeć – odpowiedział zgodnie z
prawdą.
– Stoję
niecałe dwa metry od ciebie, zapewniam, że usłyszę. Nie musisz
podnosić głosu.
Ponownie
napełnił szklankę i ją opróżnił.
– Dobrze
wiesz, że czasami to silniejsze ode mnie. A ty mnie chwilami
niepotrzebnie prowokujesz.
– Nigdy
cię nie prowokuję.
– Teraz
to robisz.
– Bo
się rozbieram, zamiast stać na baczność i słuchać tego co masz
do powiedzenia?
– Niepotrzebnie
dyskutujesz i wprowadzasz niezdrową atmosferę. Siądź. – Hektor
wskazał na łóżko.
Kobieta
nie zareagowała, więc ponowił:
– Siądź.
– Po
co?
– Siądź
– powtórzył po raz kolejny.
– Dlaczego?
– Siadaj
– wycedził przez zęby.
– Nie.
– A
co z przysięgą? Kłamałaś mi, przed Bogiem przysięgając? –
Oparł się i odchylił głowę w tył zdradzając tym ruchem duże
zmęczenie.
– Chyba
już za dużo wypiłeś.
– Nie
tobie o tym decydować – powiedział spokojnie i napełnił
szklankę, tylko po to, by po chwili opróżnić całą jej zawartość
kilkoma, większymi łykami.
– Chyba
wolę już gdy krzyczysz, niż gdy jesteś taki zimny i opanowany –
przyznała.
– Być
może jestem w tej chwili zimny, ale wierz mi, że cholernie trudno
mi nad sobą panować w obecnej sytuacji.
– Co
chcesz przez to powiedzieć?
– Że
gdybyś nie była teraz w ciąży, w pięć minut pokazałbym ci
gdzie twoje miejsce i że męża należy słuchać – odpowiedział
niezwykle spokojnie, jak na wypowiadane słowa, lekko tylko się przy
tym unosząc.
Cyntia
wykonała dwa kroki w tył. Pokręcił przecząco głową, jakby nie
dowierzała w to co słyszy.
– Nie
bój się. Nic ci nie zrobię. Po prostu usiądź i ze mną
porozmawiaj.
– Wolałabym…
– W
tej chwili, powiedziałem! – ryknął.
Zatrzęsła
się w przestrachu, poczuła łzy na policzkach i powoli, niepewnie,
ale usiadła we wskazanym miejscu.
– Co
chcesz mi powiedzieć? – zapytała cichutko, spuszczając wzrok.
– Na
wstępie, tylko tyle, że twoje dzisiejsze zachowanie mnie niezwykle
zawiodło. Rozumiem, że kochasz wujka, ale niektórych rzeczy, nie
należy wybaczać, nawet, gdy nas nie dotyczą. Nie o tym jednak chcę
z tobą rozmawiać. Właściwie to nie będzie rozmowa, bo ja mówię,
a ty słuchasz, bez słowa sprzeciwu i protestu. Rozumiemy się,
cariño?
Przytaknęła
ruchem głowy, pomimo łez, które ponownie zaczęły napływać jej
do oczu. Nienawidziła chwil, gdy traktował ją z góry, jakby był
najmądrzejszy i wszystko wiedział najlepiej. Spuściła wzrok,
mając nadzieję, że udzieli reprymendy najszybciej, jak to tylko
możliwe, a potem powie coś co skutecznie ją pocieszy, rozweseli i
miła atmosfera z czasu wspólnej kolacji, jakimś magicznym
sposobem, do nich powróci.
– Nie
życzę sobie, byś się wtrącała do tej sprawy. Nie waż się
przerwać pojedynku, a tym bardziej, być podczas niego obecną.
– Dobrze
wiesz, że nie mogę ci tego obiecać – rzekła spokojnie. Jedna z
łez stoczyła się po jej policzku.
– Czy
ja prosiłem byś mi to obiecywała?
– Sądziłam,
że…
– Źle
sądziłaś – warknął. – Ma cię tam nie być i masz się do
tego nie wtrącać, to nie podlega żadnej, nawet najmniejszej
dyskusji.
– A
jeśli…
– Jeśli
co? – Przestał się opierać i przychylił głowę w jej kierunku
jakby chciał lepiej, i dokładniej słyszeć jej odpowiedź. –
Jeśli postąpisz inaczej? – starał się odgadnąć.
Cyntia
pokiwała głową.
– Można
się było tego spodziewać – rzekł jakby do siebie. – Jeśli
postąpisz inaczej Cyntio, to przekonasz się, jak brzmi odpowiedz na
pytanie, które dziś nieopatrznie mi zadałaś. Tylko, że
odpowiedź, poznasz w autopsji, a nie tylko w teorii.
– O
czym ty mówisz? – Wydawała się być zdezorientowana.
– Dziś
zapytałaś się, jaką mam paletę kolorów jeśli chodzi o kary i
nauczki. Nie podam ci jak długa i jak szeroka jest ta paleta, nie
wyliczę ilości, mogę cię jedynie zapewnić o jakości, i to
zamierzam zrobić w tej chwili. Bywam bardzo twórczy Cyntio i przede
wszystkim, bywam też surowy. Pamiętaj o tym, zanim przyjdzie ci do
głowy postąpić głupio. Nie waż się mi sprzeciwić, nie w tym
przypadku. – Ponownie napełnił szklankę i przechylił do dna.
– Nie
chcę, by ten pojedynek się odbył.
– Wiem,
ale nie ty o tym decydujesz, ani nie ja.
– Ale
to popierasz – zarzuciła.
– Oczywiście,
że tak.
– Popierasz,
że ktoś chce strzelać do mojego wujaszka – powiedziała pełnym
pretensji tonem.
– Twój
wujek rozwalił rodzinę, przyczynił się do śmierci dziewczyny w
twoim wieku – przypomniał.
– Wuj
nikogo do niczego nigdy nie zmuszał – trwała przy swoim.
– A
gdybym to był ja? Gdybym ja tak postąpił? Jakbyś mnie oceniła?
– Ty
jesteś moi mężem.
– To
bez znaczenia! – uniósł się. – Niektórych rzeczy nie wypada,
nie czyni się ich, po prostu, bez względu na status, usytuowanie,
czy powodzenie!
– Krzyczysz
– zaznaczyła smutno. Spuściła wzrok na swoje buty, materiałowe,
kremowe trzewiki na drewnianej podeszwie z lekkim obcasikiem i
ciemnobrązowymi sznurowadłami.
Hektor
napełnił ponownie swoją szklankę.
– Upijesz
się.
Wstał
i chwycił za karafkę. Spojrzał na żonę z góry.
– Dobranoc
– silił się na uprzejmy ton.
– Wychodzisz?
– Wrócę,
ale wtedy zapewne będziesz już spała. Muszę pobyć sam.
– Dlaczego?
– Bo
jeśli tego nie zrobię... – zaczął, starając się zachować
spokój – to cię, chyba, w nerwach dziś rozniosę! Teraz
rozumiesz?! – wykrzyczał, nachylając się nad żoną. Karafkę
odłożył na łóżko, obok niej. Szklankę szybko opróżnił i
odłożył po jej drugiej stronie, jedną dłonią wspierając się
na miękkim materacu.
Cyntia
siedziała niczym na szpilkach i czuła się przytłoczona jego tak
bliską obecnością, na dodatek nigdy nie przepadała za odorem
alkoholu i o ile wcześniej u Hektora tolerowała ten specyficzny
zapach, jakby się nakrapiał whisky, o tyle teraz, gdy była w
ciąży, był dla niej nieznośny, zwłaszcza w takiej ilości.
– Pytałem
czy rozumiesz? – przypomniał i trącił delikatnie palcem o jej
podbródek, by go uniosła i spojrzała na niego.
– Nie
rób mi tak – postawiła się, ale głos jej drżał, a ręce się
trzęsły. Poczuła jak uderza w nią dziwne ciepło, a jednocześnie
robi jej się zimno.
– Nie
ma nie rób mi tak! – wrzasnął, chwytając za jej
policzki, ale nie ściskając ich mocno. Miał na celu jedynie tyle,
by nie spuszczała z niego wzroku, a nie zadanie jej niepotrzebnego
bólu. – Nie ma nie i nie ma ale! Jeśli chciałaś
mieć ostatnie zdanie, to trzeba było zostać pod opieką ojca, a
nie wychodzić za mąż, albo zdecydować się na bycie starą panną,
wykształcić się i samej robić na swoje utrzymanie! Wybrałaś
inną drogę, więc zacznij się jej konsekwentnie trzymać – nieco
spuścił z tonu, ale było to tylko chwilowe, gdyż zaraz ponownie
zagrzmiał – bo może twój tatuś pozwalał sobie na takie
zachowanie, ale teraz jesteś moją żoną i dopóki nosisz tę
obrączkę na palcu – chwycił brutalnie za jej nadgarstek i siłą
uniósł dłoń do góry, by złoty krążek znalazł się centralnie
przed jej oczyma – to robisz jak ja ci nakazuję i czasami czynisz
to bez dyskutowania. Uświadom sobie więc w końcu, że jesteś moją
żoną, że będziesz matką mojego dziecka, a w tej sytuacji nie
wypada ci już tupać nóżkami jak jakieś gówniarze, gdy coś nie
jest po twojej myśli, bo nie ty masz tutaj ostatnie słowo! –
Przestał trzymać za jej rękę i miał zamiar wyjść, bo jego
zdaniem dyskusja została zakończona, ale jeszcze zanim się w pełni
wyprostował to usłyszał:
– Oczywiście,
bo pan i władca jest tylko jeden.
Tyle
wystarczyło, by jedną ręką pochwycił jej ramie i szarpnął, a
drugą uniósł na wysokość twarzy, biorąc przy okazji niewielki
zamach.
Zamknęła
oczy i odwróciła twarz w oczekiwaniu na nadejście bólu. Nic
jednak się nie stało, nawet nie huknęło.
– Masz
coś do powiedzenia? – poprzez dziwne echo, które wytworzyło się
jedynie w jej głowie pod wpływem nieznanego wcześniej lęku,
dotarł do niej głos męża.
– Przepraszam
– szepnęła ledwie słyszalnie i prawie niezrozumiale, ale on
dosłyszał, a nawet jeśli nie, to się domyślił.
– Teraz?
– zapytał, jeszcze bardziej się do niej przychylając. –
Dopiero, gdy podniosłem na ciebie rękę? A co było wcześniej? Co,
musisz czuć nad sobą ciężką rękę albo jakąś rózgę, by
wiedzieć co to respekt? Jeśli tak, to powiedz! Poczekamy aż
urodzisz i załatwimy tę sprawę. Dostaniesz raz, tylko raz i
zapewniam cię, że on wystarczy, byś wiedziała kiedy masz się
zamknąć! Wtedy wystarczy, że się tylko znacząco spojrzę, a od
razu będziesz wiedziała o co chodzi, i że należy spokornieć, by
nie było powtórki. – Wyprostował się, odstępując od niej na
krok – I zanim wypomnisz mi, że kiedyś powiedziałem, że nie
uderzyłbym kobiety, to zastanów się, czy ty zachowujesz się jak
kobieta, bo póki co to starasz się przegadać i przeskoczyć
mężczyznę, na dodatek własnego męża, a chyba jednak nie wypada.
Udał
się w stronę szafy, by wyciągnąć z niej czarną kamizelkę. Było
gorąco, dla niego za ciepło na to, by przywdziać marynarkę i w
tym wypadku, to co wypada zeszło na dalszy plan, bo wolał postawić
na komfort i wygodę.
Cyntia
chwile siedziała, przestraszona tak bardzo, że aż bała się
poruszyć, w końcu jednak zdecydowała się odezwać, w chwili, gdy
jej mąż znajdował się przy samych drzwiach prowadzących na
korytarz na piętrze:
– Gdybym...
gdybym nie była w ciąży, to... to byś mnie uderzył?
– Nie
– odwarknął. – Z pewnością nie tak. Gdybym naprawdę musiał,
to kazałbym ci się położyć na łóżku, zadrzeć spódnicę do
góry, wyjąłbym pasek i potraktowałbym cię na taki wiek, na jaki
się zachowujesz. – Chwycił za klamkę i nacisnął ją w dół. –
Gdy wrócę, to masz być w łóżku i nie każ mi się dzisiaj
powtarzać. – Wyszedł z pokoju, nie zostawiając żonie informacji
dokąd się wybiera i z kim zamierza topić smutki.
W
tym czasie Bastian martwił się jak spłacić kolejne długi. Jego
problem z hazardem zaczynał być naprawdę uciążliwy i to nie
tylko dla niego, ale też dla całej rodziny. Nie chciał martwić
Julki, dlatego postanowił, że nic jej nie powie o swoich kłopotach.
– Opa,
opa – powtarzał dziesięciomiesięczny Edward, trzymając Bastka
za dłonie i podskakując na łóżku. Co jakiś czas wyrzucał nogi
przed siebie i upadał na pupę, by po chwili znów wstać i bawić
się dalej.
Bastian
chwycił go pod ramionkami i podniósł najwyżej jak tylko umiał.
Mały rozłożył ręce na boki i zaczął wymachiwać nogami.
– Nie
wygodnie, prawda? – zapytał Brown. – Pojedziemy do krawca,
uszyje ci spodnie. Jesteś dużym chłopcem, nie możesz chodzić w
niemowlęcych sukienkach.
Blondyn
upadł plecami na łóżko, a małego przytulił do swojej piersi.
Poczuł jak chłopiec ślini jego koszulę i usiłuje objąć go
rączkami. Położył swoją dłoń na główce dziecka, pokrytej
jasnymi, niemal siwymi włosami.
– Tata
cię kocha, ciebie i twoją mamusie. Oddałbym za was życie –
zapewnił.
Julia
w tym samym czasie stała za drzwiami łazienki, uchyliła je lekko,
by móc nasłuchiwać odgłosów zabawy męża i syna. Była
zdumiona, gdy z ust Bastiana popłynęły akurat takie słowa,
których w życiu się po nim nie spodziewała. Starła łzę
wzruszenia z policzka i wkroczyła do pokoju.
– Muszę
się napić – nagle stwierdził Bastian, wstając i podając Julce
Edwarda na ręce.
– Znowu?
– Tylko
trochę.
– Idź
jeśli musisz, tylko niech cię matka nie zobaczy – powiedziała
ostrym tonem.
– Jest
środek nocy, w pokoju służby nikogo nie będzie. Muszę pomyśleć
– wyjaśnił, zamykając za sobą drzwi.
– Pomyśleć?
– Julia pokiwała głową z niedowierzaniem i włożyła synka do
kołyski. – Powinieneś już dawno spać. Zawsze tak zrobisz z
ojcem, bawicie się do późna, a potem najchętniej byście do
południa spali – narzekała i żaliła się dziesięciomiesięcznemu
dziecku, które w odpowiedzi robiło przeróżne miny, wytykało
język i samo się za niego łapało rączkami.
Bastian
uczynił dokładnie tak jak miał w planie, zasiadł nad butelką
rumu. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby butelka nie była
pełna, a szklanka nie była pusta. Ochmistrzyni właśnie zawitała
do kuchni po odrobinę mleka. Spojrzała na zafrasowanego młodzieńca.
– Nie
pije pan? – rzekła pytająco.
Bastian
pokręcił głową. Nalał rumu do szklanki, spojrzał w głębie
cieczy i zrobił dwa małe łyki. Skrzywił się, jakby smak
ulubionego napoju nie mógł przejść mu przez gardło.
– W
pana przypadku powiedzenie na frasunek potrzebny trunek się
nie sprawdzi. – Grubsza kobieta wyszła, a na jej miejsce pojawiła
się jedna z pokojówek
– Powinien
pan się bardziej kryć, pije pan przy otwartych drzwiach, co gdy
teściowa pana zobaczy? – zapytała sympatycznie młoda brunetka.
– Zdziwi
się.
Brown
spojrzał pewnie na kobietę. Jego wzrok nie był ani trochę
zamglony.
– Jest
pan trzeźwy!? – Pokojówka zrobiła duże oczy i zupełnie nie
kryła swego zaskoczenia. – Przepraszam, nie będę się wtrącała.
– Tak,
wiem. Dla tych na górze ważne są pozory, a dla tych na dole ważna
jest praca. Dobranoc – przemówił niezwykle uprzejmie.
Dziewczyna
opuściła jadalnie, by za moment z służbówki, w której zazwyczaj
prasowano, wyszła kolejna pokojówka, tym razem blondynka, nowo
zatrudniona.
Ruch
większy niż na dworcu – przeszło przez myśl Bastianowi. Po
chwili spojrzał w jej niebieskie oczy i usiłował sobie przypomnieć
imię tej kobiety.
– Aurelio!
– zawołał za nią męski głos.
Kobieta
się zatrzymała i spojrzała w tył. Brown chcąc pozostać
niezauważony, schował się pod stół. Z służbówki wyszedł
Hektor, zapinał swoją białą koszule pod szyję i zarzucał szelki
na ramiona.
– Masz
coś mojego – wyjaśnił.
– Czyżby?
– zapytała z krzywym, przebiegłym uśmiechem.
– Oddaj
list. – Włożył jedną dłoń do kieszeni i oparł się o
futrynę. W pomiętej koszuli i z jedną szelką opadającą do
łokcia, wyglądał jak podrzędny, zwyczajny rzezimieszek.
Aurelia
podeszła do niego i złapała prawą dłonią jego podbródek.
– Tak
naprawdę, nigdy go nie miałam, kochaneczku. – Poklepała Hektora
po policzku, odwróciła się na pięcie i wymaszerowała z jadalni.
Hektor
podszedł do zlewozmywaka, odkręcił kran i przemył twarz zimną
wodą. Zakręcił kran i splótł koszyczek z dłoni na potylicy.
Zaczął przechadzać się nerwowo po jadalni. Zrzucił krzesło,
które w niczym mu nie zawiniło, po chwili kopnął jedną ze
skrzynek pozostałych po alkoholu, a na koniec uderzył pięścią w
lustro nie mogąc znieść swojego własnego odbicia.
Bastian
pośpiesznie chciał wyjść spod stołu i przepełzać do salonu,
ale Hektor go zauważył i zagrodził mu drogę.
– Co
tutaj robisz? – zapytał.
Bastek
wstał z kolan, wyprostował się.
– Szukałem
spokoju.
Hektor
położył dłoń na ramieniu Browna i dosłownie przyparł go do
muru. Chwycił za nóż leżący na blacie kuchennym i przyłożył
szwagrowi do gardła.
– Co
słyszałeś?
– Nic
– odpowiedział zalękniony.
– Prawidłowa
odpowiedź. Nie widziałeś nic i nie słyszałeś nic. – Hektor
odłożył nóż na poprzednie miejsce. – Nikomu nie mów o tym
niczym, bo inaczej cię zabiję. – Słowa Hektora nie były czczą
groźbą, w jego oczach jarzyła się wyraźna prawda i fakt, że
byłby w stanie to zrobić
Rodrigez
wrócił się do służbówki po czarna kamizelkę, nie założył
jej, po prostu wyszedł, trzaskając za sobą jedną połową
dwuskrzydłowych drzwi.
Bastian
przełknął ślinę, usiadł na krześle, z którego omal nie spadł
i nawet nie trudził się przelewaniem rumu do szklanki, pił prosto
z butelki.
Tej
nocy Hektor wrócił do łóżka nad ranem, położył się przy
Cyntii, nie trudząc się nawet zdjęciem ubrania. Zbliżył się do
niej, objął w pół, pogłaskał po brzuchu. Uśmiechnął się i
zmusił zaczerwienione od łez oczy, by więcej nie płakały.
– Przepraszam
cię, kochanie – wypowiedział niezwykle delikatnie do śpiącej
żony i musnął wargami fragment jej nagiego ramienia.
Po
tym pocałunku starannie ją okrył i położył się na plecach,
pocierając twarz obiema dłońmi z zakłopotaniem. Po chwili opuścił
ręce wzdłuż tułowia i patrzył w sufit. Starał się zasnąć,
ale wspomnienia, niewygodne prawdy i prawdziwe cele ścierały się z
sobą, plotły, zgrzytały i nie dawały odpocząć zmęczonym
powiekom.
Rodrigez
z samego rana, zaraz po szybkim śniadaniu, do którego zasiadł wraz
z Cyntią, Julią i Bastianem, udał się z wujaszkiem na pusty plac
za posiadłością rodziny Montenegro. Wzięli z sobą dwie skrzynki
pełne pustych butelek i rewolwery służące do pojedynków.
Rodrigez
położył skrzynkę do góry dnem, a na niej postawił pustą
butelkę po winie. Oddalił się na ilość długich dwunastu kroków
i chwycił pewnie nabitą broń w prawą dłoń.
– Dlaczego
stoimy tak daleko od celu? – zapytał Damian.
– Sześć
kroków twoich i sześć kroków przeciwnika, daje łącznie
dwanaście kroków – odpowiedział ze stoickim spokojem.
– Może
to i dobrze, że stoimy tak daleko, jestem szczupły, trudno będzie
mnie trafić.
– Nie
liczyłbym na to, zważywszy, że stajesz do pojedynku ze starym
wojskowym – odebrał jednym zdaniem nadzieję wujka. – A teraz
skup się. Broń trzymasz pewnie w dłoni, lufę kierujesz nieco ku
dołowi. Bierzesz powietrze i delikatnie je wypuszczasz. Nie bierzesz
powietrza, dopóki nie oddasz strzału. Na spust naciskasz powoli i
delikatnie, inaczej lufa podskoczy i nie trafisz do celu. O tak.
Hektor
przymierzył się do strzału, zaczerpnął powietrza i powoli je
wypuszczając oddał strzał. Butelka pękła, a Damian aż
podskoczył wystraszony.
– Teraz
ty – polecił Hektor i podał drugi, nabity rewolwer Damianowi.
Ten
przymierzył się do strzału, nacisnął na spust i uznał:
– Nie
działa, chyba się popsuł. – Zaczął poklepywać i potrząsać
bronią.
– Bo
wybuchnie ci w dłoni, gdy będziesz tak robił – uprzedził
Hektor, a mężczyzna od razu wypuścił rewolwer, który upadł na
zieloną trawę.
– Nie
działał, sam widziałeś.
Hektor
uniósł brwi do góry i spojrzał na Damiana Montenegro z
politowaniem.
– Tak,
widziałem, że nie zwolniłeś blokady. Podnieść rewolwer i oddaj
strzał, ja postawię butelkę. Tylko nie strzelaj dopóki nie
odejdę.
Damian
oddał strzał tak jak polecił Hektor, ale trajektoria lotu pocisku
była co najmniej dwa metry od ustawionego celu.
– On
mnie zabije – wyznał Damian.
– Ty
jego na pewno nie – rzucił na pocieszenie Rodrigez. – Pamiętaj,
że strzelasz pierwszy. – Ustawił kolejną butelkę na skrzynkę.
– Spróbuj jeszcze raz. Ten jest nabity. – Zamienił mężczyźnie
rewolwer i wyczekując strzału, włożył dłonie do kieszeni.
Pocisk
po raz kolejny nie trafił do celu, a Damian wystraszony, po każdym
wystrzale dosłownie odskakiwał w tył.
– Wszystko
wina tego, że trafiłem akurat na wojskowego – poskarżył się ze
łzami w oczach.
– To
nie ma żadnego znaczenia – stwierdził Hektor. – Jego córka
przez ciebie nie żyje, żona leży pobita i nie wiadomo czy z tego
wyjdzie…
– Żonę
sam zbił, ja na nią ręki nie podniosłem – wybronił się
Damian.
– Fakt,
on sam dopuścił się rękoczynu, ale to ty byłeś powodem. Gdyby
jego córki i żona cię nie spotkały, byłyby całe i zdrowe.
– Może
gdyby nie był wojskowym, to dałoby się to jakoś załatwić, no
wiesz…
– Nie,
nie wiem, za to wiem, że po tym jak rozdziewiczyłeś jego dwie
córki i dopuściłeś jego żonę do zdrady, to nawet gdyby był
kucharzem w twojej posiadłości, to chciałby cię zabić.
– Co
do żony, to racja, ale jeśli mowa o córkach, to zapewniam cię, że
nie byłem pierwszym.
– Ale
ich ojciec wini ciebie, nie masz co liczyć na to, że zmieni zdanie.
Pozostaje więc nauczyć się strzelać.
– Że
też nie trafiłem na pacyfistę – marudził na głos. – Dlaczego
czyścisz broń? – zapytał, widząc jak Hektor wkłada szmatkę do
lufy, a potem wyciąga ją średniej długości drucikiem.
– Rewolwery
to delikatna broń, gdyby proch utknął w środku i nie został
wyczyszczony, zbierał się, i długo zalegał, lufa zostałaby
zatkana. W efekcie wybuchła w dłoni podczas oddawania strzału. –
Wytłumaczył, nabił broń i podał wujowi.
– Powiedz
mi szczerze, czy jest sposób, by tego uniknąć?
– Pojedynku
nie da się uniknąć.
– A
nie może mnie ktoś zastąpić?
– Reprezentant
broniący twój honor. Nikłe, że kogoś takiego znajdziesz.
– Hektor?
– rzekł pytająco i spojrzał na męża bratanicy wzrokiem zbitego
kundla.
Ten
jednak pokręcił przecząco głową.
– Dlaczego?
Przecież dobrze strzelasz? Poradziłbyś sobie z tym starym
pierdziuchem bez problemu.
– Zapewne
tak, ale to nie moja sprawa, to ty zawiniłeś, ty poniesiesz za to
nauczkę. Kto wie, może wyciągniesz z tego nauki na przyszłość.
Pójdę ustawić butelki. – Hektor oddalił się w kierunku
skrzynek.
– Tylko,
że po tym pojedynku, ja już nie będę miał żadnej przyszłości!
Nawet najkrótszej! – krzyknął Damian i tupnął nogą niczym
małe, kapryśne dziecko, które nie otrzymało od rodziców
ukochanej zabawki. Następnie porzucił rewolwery na trawie, zostawił
Hektora samego, zanim ten zauważył, że jego towarzysz się oddala.
Wujek bowiem uznał, że prościej będzie znaleźć reprezentanta,
niżeli nauczyć się strzelać.
Reprezentant
napatoczył się sam, a był nim Bastian, którego okładała dwójka
zbirów za domem, przy stajni.
– Pieniądze
– nawoływali.
– Nie
mam.
– Za
to ja mam pomysł jak je zdobędziesz – rzekł jeden, grubszy i
wcześniej tylko się przyglądający. Podniósł Browna za kołnierz
do góry.
– Jak?
Powiedz jak, a to zrobię.
– Moim
skromnym zdaniem brakuje ci, chłopcze, motywacji. Jeśli nie
przyniesiesz nam pieniędzy do końca tygodnia, wraz ze wszystkimi
odsetkami, to przyniesiesz nam dziecko. Sprzedamy je. Na małych
chłopców zawsze jest popyt.
– Jakie
dziecko?
– Twojej
żony – odpowiedział grubas.
– Nie,
chłopacy, na co wam on? Dajcie spokój. Oddam pieniądze, obiecuje,
ale nie róbcie nic Julce ani małemu – zarzekał się, trzęsąc
niczym osika.
– Masz
czas do soboty. – Trzech zbirów wsiadło do starego, zniszczonego
samochodu i oddalili się w kierunku tawerny, której byli stałymi
bywalcami.
– Wiem
jak rozwiązać twoje problemy – zaczął wuj Damian Montenegro,
wyłaniając się z ukrycia.
– Moje
problemy mogą rozwiązać tylko pieniądze – wyznał smutno
Bastian i osunął się po ścianie, usiadł na piasku, podkulił
kolana pod samą brodę, a nogi objął rękoma.
– Mam
pieniądze, ale nie mam zastępcy. Czy zostaniesz moim
reprezentantem?
– Oczywiście,
ale co mam reprezentować? – zapytał nagle rozanielony Bastian.
– Mnie.
– W
czym? – dopytywał z niekrytą radością, wstając na równe nogi.
Poczuł przypływ nadziei.
– W
pojedynku.
– Ale
ja słabo strzelam.
– Nawet
jeśli zginiesz, spłacę twoje wszystkie długi, a Edwardowi i Julii
nigdy niczego nie zabraknie. Zapewnię chłopcu przyszłość. Nie
zmuszam cię, ale zastanów się nad tym. – Damian położył dłoń
na ramieniu Bastka, po chwili ją zdjął, odwrócił się tyłem do
mężczyzny i skierował w stronę głównego wejścia.
Bastian
wzruszył ramionami i bez przemyślenia sprawy uznał:
– No
w sumie… tak czy tak jestem martwy. Wuju, zaczekaj! – krzyknął
za Damianem, podniósł nawet dłoń do góry i nią zamachał w
kierunku przebiegłego wujaszka.
Julia
jadła drugie śniadanie wraz z siostrą. Kobiety znajdowały się w
ogrodzie, bo choć nie był on pięknie odnowiony, to obie uparły
się, że w tak ładny i słoneczny dzień, nie wyobrażają sobie
posiłku przedpołudniowego w innym miejscu. Siostry żywo
dyskutowały o pojedynku.
– Ja
nie wiem co z tą rodziną się wyprawia. Ojciec chodzi struty, matka
żywo podniecona, Damian idzie na pewną śmierć, a twój mąż
został sekundantem. – Julia zabujała wózek o granatowym kolorze,
na dużych białych kołach. Wstała, by zasłonić budkę i poprawić
parasolkę. Była to pora drzemki Edwarda.
– Nawet
mi nie przypominaj. – Cyntia wyciągnęła dłoń do pucharka
pełnego truskawek, pod koniec ciąży wyjątkowo miała na nie
ochotę i mogłaby zajadać je niemal bez przerwy, na przemian z
karmelkami.
– Ja
nie wiem jak mogłaś mu na to pozwolić…
– Nie
pytał o pozwolenie – warknęła ciężarna.
– Nasz
wuj zostanie zabity, a twój mąż będzie ładował pistolety.
– Julio,
wiem! – krzyknęła. – Ale nic nie mogę na to poradzić.
– Prosiłaś,
by nie brał w tym udziału?
– Tak.
– Odmówił?
– A
jak myślisz? – Wyraz twarzy Cyntii zaczął wskazywać na duże
zniecierpliwienie.
– Było
trzeba go zmusić, by zmienił zdanie. – Julia nerwowo zamieszała
cukier w filiżance herbaty z mleczną chmurką na brzegu.
– Zmusić?
Hektora zmusić? Nie wiesz o czym mówisz.
– Matka
od małego nam wpajała, że na każdego mężczyznę jest sposób,
że można nim sterować.
– Tak,
pamiętam. To było wtedy, kiedy ja pragnęłam studiować i stać
się niezależna, a ona ubzdurała sobie, że zrobi ze mnie dobrą
żonę.
– Żałujesz?
– Niemal
każdego dnia. Czuję się jakbym była nie sobą albo nie na swoim
miejscu.
– Ale
kochasz Hektora?
– Tak,
jest dobrym człowiekiem, zazwyczaj. Poza tym zrobiłam to, co
wydawało mi się być najlepsze dla mnie, dziecka i rodziny.
– Wystarczyłoby
samo tak, jeśli kogoś kochamy, to nie podajemy powodów.
– Uznajmy,
że moja miłość jest rozsądna.
– Tam
gdzie górę bierze rozsądek, tam nie ma miejsca na prawdziwe
uczucie.
– Słowa
ojca – przypomniała sobie Cyntia. – Julio, ja naprawdę myślę,
że mogę z nim być szczęśliwa. Wątpiłam w to jeszcze w dniu
ślubu, ale Hektor w podróży po Europie, jak i w Anglii, był innym
człowiekiem.
– Wróciłaś
szczęśliwa, uśmiechnięta od ucha do ucha – wspominała Julka na
głos. – Przyjemnie było na ciebie patrzeć. Trochę żałuję, że
nie mogłam obserwować jak rósł twój brzuch.
Pani
Rodrigez uśmiechnęła się smutno.
– Nic
straconego. Teraz widzisz jaka jestem gruba.
– Choć
raz mam lepszą talię od ciebie – rzuciła z uśmiechem brunetka.
– Teraz już się tak nie uśmiechasz. Od czasu waszego powrotu…
mam wrażenie, że coś się między wami popsuło – powróciła do
nieprzyjemnego tematu.
– Ja
myślę, że obecność matki nam nie służy. Ona ma na mojego męża
dziwny wpływ. Sama nie umiem tego wyjaśnić, ale... czuję, że to
jej wina.
– Kiedy
wracacie do siebie?
– Za
miesiąc, jak otynkują budynek i wyremontują pokoje. Hektor uznał,
że w moim stanie, należy mi się spokój, dlatego tu jesteśmy.
Poza tym on chce urządzić z naszego domu hotel. Wiele obcych ludzi
pałętających się po naszych włościach.
– Nie
miałaś nic do powiedzenia?
– Nie
miałam wtedy na ten temat zdania, teraz dopiero, gdy tu został
zorganizowany koncert, przypomniałam sobie jakie to uciążliwe, gdy
ciągle kogoś mija się na korytarzu. Ale przynajmniej dostanie nam
się największy pokój, taki z dwiema sypialniami i sporym salonem –
oznajmiła z uśmiechem.
– Widzę,
w całej sytuacji, zaczynasz doszukiwać się tego co pozytywne.
– Gdybym
tego nie robiła, już dawno bym zwariowała. Pójdź ze mną znaleźć
szofera, bo Hektor uparł się, że w ciąży nie powinnam prowadzić.
A muszę kogoś wysłać po kilka drobiazgów, wyślę Laurę, bo ona
też czegoś potrzebowała, a pewnie Susana już wszystko, o co
prosiłam, spakowała. – Cyntia wstała i schyliła się jeszcze po
jedną truskawkę. – Kelner. – Pomachała dłonią na mężczyznę
w białych rękawiczkach. – Skończyłyśmy – oznajmiła.
Julia
w tym czasie zawróciła wózkiem na ścieżkę.
– Dlaczego
Hektor sam albo z tobą nie pojedzie?
– Przecież
wiesz, że jest sekundantem.
– Dlaczego
wcześniej nie pojechał?
Cyntia
pokręciła głową, jakby nie wiedziała co powiedzieć i ile może
wyjawić siostrze.
– Moje
mdłości, gdy jestem pasażerem nasilają się, a Laura prawie się
do niego nie odzywa. Przeżyłaby męczarnie, siedząc z nim w jednym
samochodzie ponad dwadzieścia minut.
– O
co jest na niego zła? – zapytała wprost pani Brown. – Cyntio,
mi możesz powiedzieć.
– Dobrze,
opowiem ci po drodze.
Julia
zasłuchiwała się w opowieść o tym, jak Hektor ukarał siostrę
za szwendanie się nocami po tawernach. Ani trochę nie podzielała
zdania Cyntii na ten temat.
– Mnie
ojciec kiedyś ukarał podobnie i…
– Wiem,
ale nie za taką bzdurę. Ty niemal potrułaś gazem wszystkich
domowników.
– Przypadkiem
– przypomniała Julia ze skromnym uśmiechem. – Nie powinnaś być
o to zła na męża i nie powinnaś też stawać po stronie Laury w
takich sytuacjach. Nie zrobił jej żadnej krzywdy.
– Ja
uważam inaczej – warknęła oburzonym tonem. – Jest jej bratem,
powinien ją wspierać.
– Nawet
w głupocie? Czy tak zrobiłby ojciec, gdyby go miała?
– Ale
on jest jej bratem. Ja sobie nie wyobrażam, by Martin kazał mnie
klękać na jakimś przeklętym grochu.
– Tak,
ale pomyśl o tym inaczej. Pomyśl, że Hektor zastępuje jej ojca –
wystawiła miażdżący argument Julia.
– Mój
ojciec się tak w stosunku do mnie nie zachowywał.
– Ale
w stosunku do mnie i Martina tak. Ty zawsze byłaś oczkiem w głowie.
– Przemawia
przez ciebie zazdrość, siostro.
– Bo
to przykry temat. Byłaś i jesteś jego oczkiem w głowie, zawsze
wystawiał cię na piedestał.
– Was
za to zawsze lepiej traktowała matka. Was chociaż przytulała i
brała na kolana. Ja nie pamiętam, bym kiedykolwiek, to ja siedziała
na jej kolanach – powiedziała ze łzami cisnącymi się do oczu.
– Przepraszam,
niemądrym było wracanie do dzieciństwa, zwłaszcza teraz, gdy
trzeba ci spokoju. A Laurą się nie przejmuj, w końcu się pogodzi
z bratem – odrzekła pani Brown i wyciągnęła obie dłonie po
swojego synka.
Ten
szybko chwycił ją za palce i przy jej pomocy podniósł się do
siadu. Zadowolony z samego siebie poklaskał w dłonie, zaśmiał
się i zrzucił czapeczkę z główki, którą przed sekundą
założyła mu ciocia.
– Musisz
zawiązać mu pod szyją, inaczej za każdym razem zdejmie i upuści.
W
czasie gdy Julia i Cyntia spacerowały, Bastian Brown szykował się
do pojedynku. Pierwsze co uczynił, to oddał pieniądze otrzymane od
wuja swoim wierzycielom. Potem zostawił kopertę ze sporą ilością
gotówki w kołysce Edwarda, pisząc list do chłopca, że wszystko
co zrobił czynił z myślą o nim i jego mamie. Z Julią także się
pożegnał listownie, wyjaśniając motywy swojego postępowania.
Wpadł do pokoju służby, chwycił za dwie butelki rumu i zawartość
jednej wypił zanim dotarł za ogród należący do posiadłości.
Drugą butelkę opróżnił w połowie, pozostałość zostawił na
drodze i szedł wąską ścieżką, u krańca której czekał na
niego Rodrigez.
– Nareszcie
jesteś – przywitał go szwagier i od razu zaczął zapinać guziki
kamizelki Bastiana. – Nie trać animuszu.
– Łatwo
powiedzieć, nie ty idziesz na pewną śmierć.
– Jesteś
blady – zauważył mężczyzna.
– Będę
jeszcze bledszy.
– Po
co się zgodziłeś na to zastępstwo?
– Bo
lepiej zginąć w sprawie honoru rodziny, niżeli zakatowanym na
tyłach podrzędnej karczmy.
– Miałeś
kłopoty? – szepnął Hektor.
Bastian
przytaknął ruchem głowy.
– Dlaczego
mi nie powiedziałeś?
– Ja
też wiem co to wstyd. Chodźmy już. Czekają na nas.
Hektor
niósł walizkę z pistoletami do pojedynku, idąc krok za Brownem.
Zauważył chwiejny krok mężczyzny. Dogonił go i chwycił za
ramię.
– Jesteś
pijany? Oszalałeś? Nie rób tego! Trzeźwy miałbyś mizerne
szanse, pijany nie masz żadnych szans – sprowadził Browna na
ziemie, a ten tylko odepchnął się dłonią od Rodrigeza i poszedł
dalej.
– Niech
się dzieje wola nieba, z nią się zgadzać zawsze trzeba –
powiedział bełkocząc, a potem stanął naprzeciw przeciwnika.
– Widzę
Damian Montenegro okazał się tchórzem – skwitował generał. –
Cóż, jego wybór. Sekundant!
– Jestem
– zgłosił się Rodrigez i stanął między panami z otwartą
walizką.
– Wybierzcie
broń – powiedział drugi z sekundantów.
– Brown.
– Hektor spojrzał na szwagra i wyczekiwał aż ten poweźmie
rewolwer.
– Stać!
– krzyknął jakiś biegnący w ich kierunku, grubszy, niższy
mężczyzna, w towarzystwie dwóch większych i znacznie od niego
młodszych.
Hektor
szybko zamknął walizkę.
– Kim
panowie są? – zapytał generał.
– Agentami
policji. Nie wiedzą panowie, że pojedynki w tym kraju są zakazane?
– Wyszliśmy
tylko na spacer. – Rodrigez uśmiechnął się krzywo i sztucznie
do agentów.
Starszy
mężczyzna podszedł i wyszarpnął Hektorowi walizkę z dłoni.
Zajrzał do środka, przekazał ją swojemu towarzyszowi. To samo
zrobił z rewolwerem wyrwanym z dłoni Bastiana.
– Kłamie
pan przedstawicieli prawa – zauważył Ernest Sambor.
– Jestem
wojskowym – stanął w obronie Hektora generał.
– Ja
też, służyłem kilka lat, mam pozwolenie, mogę nosić broń –
dodał swoje Rodrigez.
– Tak,
ale nie rewolwery służące do pojedynków! Zabieram panom zabawki i
radzę nauczyć się rozwiązywać problemy w nieco bardziej
cywilizowany sposób.
– Pierwszy
raz zgadzam się z wymiarem sprawiedliwości – odezwał się
zadowolony i uśmiechnięty Bastian Brown, któremu kamień dosłownie
spadł z serca. – Agencie – dogonił starszego mężczyzną.
– Słucham?
– Dziękuję
– powiedział z uśmiechem od ucha do ucha, wymalowanym na całej
twarzy.
– Proszę
podziękować żonie. Bez wątpienia uratowała panu życie.
– Zrobię
to – zapewnił Bastian, idąc wraz z agentami w stronę posiadłości
Montenegro.
Hektor
przywdział cylindryczne okrycie głowy, uderzył laską w ziemię i
stanął wyprostowany niczym dżentelmen.
– Brałem
udział w kilku wojnach i bitwach, widziałem wielu tchórzy, ale
takich jacy należą do pańskiej rodziny, nie spotkałem nigdzie,
nawet wśród dezerterów – wyjaśnił generał.
– Zdaje
sobie z tego sprawę i obawiam się, że teraz już zawsze będą
zasłaniać się policją.
– Nie
interesuję mnie to, ja muszę zmazać plamę na honorze. Wie pan co
to oznacza?
– Domyślam
się – odpowiedział pokornie Hektor.
– Jak
nie któryś z nich, to pan. – Generał wraz ze swoim sekundantem
wyminęli Hektora i poszli przed siebie, wąską ścieżką.
Rodrigez
wszedł do pokoju, było już grubo po objedzie. Zasiadł w fotelu i
napił się whisky. Spojrzał na walizkę z rewolwerami do pojedynku,
spoczywającą na łóżku. Służąca składała małe, dziecięce
ubranka i chowała je do komody. Zjawiła się Cyntia z koszykiem
dodatkowych ubrań.
– Jeszcze
to – oznajmiła pokojówce.
Hektor
natychmiast wstał i podszedł do żony.
– Nie
powinnaś była dźwigać.
– To
lekkie rzeczy – odpowiedziała, nie siląc się na uprzejmości.
– Jak
uważasz. – Ponownie usiadł w fotelu i napełnił szklankę. Tym
razem nie wypił pośpiesznie jej zawartości, a delektował się
trunkiem, powoli go sącząc.
– Agent
przyniósł twoją własność. Wiele mnie kosztowało, by ulec
pokusie i jej nie zakopać w ogródku – odezwała się do męża,
stając przy pokojówce. – Te są śliczne, z takimi złotymi
obszyciami – cieszyła wzrok widokiem dziecięcych, bawełnianych
śpioszków.
– Dobrze,
że tego nie zrobiłaś.
Cyntia
sięgnęła po jedną truskawkę, których było dużo w pucharku,
stojącym na srebrnej tacy przy szklance soku pomarańczowego.
– Jak
mogłeś!? – podniosła głos nagle, niespodziewanie.
Hektora
zaskoczył jej wybuch więc z początku patrzył na nią niczym ciele
w malowane wrota, jakby zupełnie nie wiedział o co chodzi. Szybko
jednak skojarzył fakty.
– Jak
twoja siostra mogła? Nie powinna dzwonić na policje. Doniosła na
własnego męża! – Wstał podirytowany.
– Uratowała
mu życie, podczas, gdy ty, jago sekundant, przyglądałbyś się
jego śmierci! – zarzuciła mężowi.
Hektor
usiadł ponownie w fotelu, uznał, że nie będzie krzyczał na żonę
w obecności pokojówki. Uśmiechnął się krzywo.
– Jeśli
martwisz się o szwagra czy wuja, to bez obaw. Żaden z nich nie chce
strzelać, a tym bardziej, by do nich strzelano.
– I
całe szczęście.
– Czy
ja wiem…
– Generał
odpuścił? – zapytała rzeczowo.
– Nie
– Hektor odpowiedział wolno i pokręcił przy tym głową. – Ale
zadowoli go obecność sekundanta. Mnie. – Wskazał obiema dłońmi
na swoja klatkę piersiową.
– Żartujesz?
– Nie
śmiałbym.
– Chyba
nie zamierzasz…
– To
sprawa honoru, Cyntio.
– Wiesz
co mogę odpowiedzieć na twój honor?
– Nie
mam pojęcia. – Spojrzał na żonę wyczekująco.
Ta
chwyciła za srebrną tace z pucharkiem truskawek i szklanką soku
pomarańczowego. Upuściła ją na ziemie.
– Tyle
mam ci do powiedzenia. – Zdenerwowana wyszła trzaskając za sobą
drzwiami.
Hektor
zrobił łyk whisky, odłożył szklankę na stolik, spojrzał na
służącą:
– Na
co czekasz!? – wrzasnął. – Posprzątaj to! – Wstał z miejsca
i skierował się w stronę drzwi.
– Tak
jest, proszę pana – odrzekła pokornie młoda brunetka.
Hektor
wyminął ją i wyszedł za żoną. Zrezygnował jednak z jej
poszukania, kiedy zdał sobie sprawę ze skrajnego wzburzenia, które
w nim panuje. Skierował się do gabinetu teścia, bo lubił siadywać
w jego skórzanym fotelu. Julian jednak był w gabinecie. Hektor
zdziwił się, gdy mężczyzna zaproponował mu drinka. Nie umiał
jednak odmówić i przekreślić taki gest pojednania, choćby
pozornego, więc zasiadł naprzeciw teścia i zaczął opowiadać o
swoim nowym przedsięwzięciu. Julian sam zaczął temat pojedynku.
– Na
pewno chcesz wziąć w nim udział?
– Z
całą pewnością.
– Nie
przepadałeś za mym bratem.
– I
nadal nie przepadam, ale ja nie bronię Damiana i jego poczynań. Ja
bronię nazwiska.
– Szlachetne
i honorowe.
– Jak
pan widzi, każdy ma nie tylko wady, ale i zalety.
– Nigdy
nie powątpiewałem w twoje zalety. Nie chciałem tylko, by moja
córka, w wieku siedemnastu lat, wychodziła za mąż. Pan się po
prostu napatoczył, na kogoś musiałem przerzucić swój gniew.
– Skądś
to znam – przyznał Hektor. – Pójdę już, muszę się wyspać
przed pojedynkiem.
– Dobrej
nocy i przede wszystkim wygranej.
Hektor
spojrzał na teścia pytająco.
– Nie
chcę, by moja córka została młodą wdową, a mój wnuk wychowywał
się bez ojca. Dlatego powodzenia.
– Dziękuję.
– Rodrigez wstał i odłożył szklankę na biurko. – Gdybym
umarł... – zaczął. – Gdybym umarł, to kluczem do sejfu jest
data bitwy pod Grunwaldem. Zajrzyj do niego pierwszy, proszę.
– Dlaczego
ja mam...
– Ty
będziesz najlepiej wiedział jak tym rozporządzić. – Hektor
spojrzał na Juliana takim wzrokiem, że ten nie umiał mu odmówić.
Zgodził
się więc, a Hiszpan wyszedł, delikatnie zamykając za sobą drzwi.
Rodrigez
w nocy próbował zbliżyć się do Cyntii, ale ta go odtrącała.
Potem płakała, niezwykle głośno, aby słyszał. Chciała go wziąć
na litość, to jednak nie zdało rezultatu. Hektor zasnął,
spokojnie, bez strachu przed pojedynkiem. Rano usiadł na fotelu i
cierpliwie czekał aż jeden z wezwanych fryzjerów go ogoli.
– Szykujesz
się do trumny? – zapytała Marta po wtargnięciu do pokoju.
Hektor
nawet na nią nie spojrzał. Fryzjer zerknął, ale po chwili
powrócił do nakładania kremu pędzlem.
– Można,
proszę pana? – zapytał. Był starszym i siwym mężczyzną.
– Oczywiście.
Fryzjer
pochwycił brzytwę w dłoń i przyłożył do szyi Rodrigeza,
przeciągnął nią do góry.
– Nie
słyszałeś o co zapytałam? – Marta ponownie dała znać o swojej
obecności.
Hektor
jednak ją zignorował, dlatego wyszła i trzasnęła za sobą
drzwiami tak mocno jak tylko potrafiła.
– Proszę
się nie przejmować i golić dalej – zwrócił się Hektor do
mężczyzny z brzytwą w dłoni.
Marta
w tym czasie podeszła do córki, która już wyczekiwała na
korytarzu. Wyglądała w dal przez okno.
– Nie
wychylaj się, kiedyś byś wypadła – warknęła na nią matka.
Pani
Rodrigez odwróciła się w stronę rodzicielki. Uśmiechnęła się
nieskromnie.
– Załatwiłaś?
Marta
pokręciła głową.
– Jak
to nie? – Wydawała się być bardzo zaskoczona.
– To
Hektor Rodrigez, tak to nie! Nie można go od tego odwieść.
– W
takim razie co mam zrobić?
– Zaakceptować
jego decyzję – doradziła córce. Uniosła brzeg spódnicy nieco w
górę i ruszyła schodami w dół, by napić się czegoś
mocniejszego. Nietypowo postanowiła sama się obsłużyć. Weszła
do kuchni, była pusta, ale z jednej ze spiżarek dobiegały wesołe
odgłosy i śmiechy. Poznała głos swojego męża, dlatego nie
wkroczyła ostentacyjnie do środka, a jedynie zerknęła przez
lufcik.
Cyntia
weszła do pokoju. Patrzyła jak starszy pan obmywa twarz jej męża
z kremu i włosów, zaraz po tym, gdy skrócił jego brodę i ogolił
szyję.
– Będzie
pan musiał zmienić koszulę. Niechcący pana zabrudziłem.
– Nic
nie szkodzi – odpowiedział Rodrigez.
– Gdybym
wiedziała, że zawsze skracasz zarost do pojedynku, to sama
wcześniej posunęłabym się do takiego czynu.
– Do
jakiego? – zapytał, nieświadom o czym jego żona plecie.
– Wyzwałabym
cię na pojedynek, kochanie, zamiast kierować w twą stronę moje
czczę prośby.
Hektor
uśmiechnął się krzywo i wyjął z szafy koszulę na zmianę.
Zapłacił fryzjerowi, a po jego wyjściu przebrał się, przywdział
też białą muszkę i najlepszy ze swoich czarnych garniturów.
Uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze, zapinając guziki
kamizelki i marynarki, a następnie poprawiając sztywny kołnierzyk.
– Jest
ukrop na dworze, zapocisz się – stwierdziła Cyntia, zasiadając w
fotelu. Pogłaskała się po brzuchu i westchnęła ociężale.
– Do
pojedynku staje się w kompletnym garniturze. – Odwrócił się od
lustra i pochylił nad łóżkiem, gdzie położona była walizka.
Sprawdził czy rewolwery znajdują się w jej wnętrzu, a kiedy się
wyprostował poczuł na swoim barku dotyk żony.
– Mógłbyś
porzucić ten głupi pojedynek? – zapytała delikatnie.
– Honor
nie jest głupotą – warknął, strącając jej dłoń z siebie.
– A
co z nami? Ze mną? Naszym dzieckiem? Jeśli to chłopiec, chcesz by
dorastał bez ojca.
– Chcę,
by był ze mnie dumny – odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy.
Zawsze lubił barwę jej źrenic, jego zdaniem była niczym
kwietniowa zieleń.
– Jeśli
umrzesz, nawet cię nie pozna. Zrezygnuj – nalegała.
– Nie
będzie dumny z tchórza! – krzyknął i chciał położyć dłoń
na jej brzuchu, ale odsunęła się.
– A
co ze mną!? Nie pomyślałeś, że jestem za młoda aby zostać
wdową? – Zwęziła usta w wąską kreskę i z gniewem w oczach
wyczekiwała odpowiedzi.
– Musze
bronić honoru rodu Montenegro i Rodrigez. Nazwisko jest
najważniejsze. Nie splamię się tchórzostwem.
– Honor
ważniejszy ode mnie?
– To
nie tak.
– Zatem
wybieraj. Albo ja i nasze dziecko, albo ten głupi pojedynek!? –
wrzasnęła tak głośno, że z pewnością usłyszeli ją na
wszystkich piętrach.
Hektor
w odpowiedzi pokręcił głową.
– Nie
zrozumiesz – powiedział smutno i złapał lewą dłonią za
przedramię żony, by tym sposobem powstrzymać ją przed odsunięciem
się. Musnął jej policzek niezwykle delikatnie, jakby z czcią.
Wziął walizkę i wyszedł z pokoju.
W
oczach kobiety pojawiły się łzy. Pośpiesznie je jednak starła i
postanowiła zawalczyć o męża.
Ja nadal uważam,że Hektor przystępując do tego pojedynku zachował się jak kompletny debi.Zdenerwował ciężarną żonę,nawet nie pomyślał co będzie z Cyntią i dzieckiem gdyby coś mu się stało,wogóle nie liczył się z jej zdaniem,wybrał pojedynek zamiast niej i dziecka a wszystko w imię jak on to ujął honoru bla,bla,bla co z tego,że nie splaiłby honoru obu rodzin skoro jego żona zostałaby wdową a syn wychowywał się bez ojca ale ok nigdy nie zrozumiem tamtych czasów.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się czemu Marta Montenegro tak nie lubi ogrodników może nie chodzi jej tylko o wpadkę Cyntii,może też kiedyś z którymś ...
Boże jaka ta część długaśna.... w połowie to już prawie spałam. Pewnie też trochę dlatego, że już to czytałam. Inną kwestią jest, że bardzo powoli w tym rozdziale posuwa się akcja. Wolniej niż zazwyczaj.
OdpowiedzUsuńZgodzę się z tym, że Hektor zachował się jak totalny debil. Honor przecież nie może być ważniejszy od żony i dziecka. Zresztą Hektor już nie raz udowodnił, że z nikim się nie liczy.
Faktycznie ciężko było przebrnąć przez ten rozdział, bo strasznie długi, no i po raz drugi czytany. Hektor przyjął wyzwanie bo dla niego to sprawa honoru i nic nie jest w stanie go powstrzymać, ani ciężarna żona , ani nic innego.
OdpowiedzUsuńCzyli wychodzi na to, że gdyby nie przyjazd Damiana to prawdopodobnie nic by się nie stało i tak naprawdę to jego należy oskarżać o cały bieg wydarzeń. Zapewne też nie czuje się odpowiedzialny za to jak wszystko się potoczyło. Według mnie jest tchórzem skoro nie potrafił sam ponieść konsekwencji. Zastanawia mnie czy Julian przepisał na niego majątek tak jak mówiła Marta. Bo jeśli tak, to zostanie i nadal będzie sprawiał niemałe problemy, a jeśli nie to pewnie po prostu ucieknie.
OdpowiedzUsuńZaskoczył mnie i zaimponował mi Bastian, po pierwsze wyznaniem, że kocha Edwarda, a po drugie tym, że był zdolny stanąć do pojedynku. Nie spodziewałam się po nim, że dla rodziny jest gotów poświęcić własne życie.
Hektor jest mężczyzną, który wydaje mi się, że nie odpuszcza, a honor rodziny to dla niego bardzo ważna sprawa, więc nie dziwię mu się, że nie dał się w jakikolwiek sposób przekonać, żeby jednak z pojedynku zrezygnować. Nie pała radością do rodziny Montenegro, ale jednak to przede wszystkim Cyntii rodzina więc pewnie sądził, że staje do pojedynku także dla niej. Może i według wielu głupio i nierozsądnie postąpił, ale nie mógł się spodziewać, że tak się wszystko potoczy. Poza tym gdyby Cyntia posłuchała Hektora i się nie wtrącała to tak naprawdę do śmierci jej ojca by nie doszło.
Laura i Cyntia to mieszanka wybuchowa. Zanim coś zrobią powinny najpierw pomyśleć.
Teraz Cyntia zapewne będzie się obwiniać o śmierć o ojca i słusznie. To z jej głupoty doszło do tragedii. Hektor jest na tyle doświadczony w pojedynkach, że spokojnie by wygrał, Nie zaszkodziłoby gdyby miała trochę wiary w niego i mu zaufała.
Już teraz mogę powiedzieć, że Hektor w roli ojca sprawdzi się idealnie :)
Hektor nie jest winny, winna jest Cyntia i Laura, one były nieodpowiedzialne i niczego nie przemyślały.
OdpowiedzUsuńTen caly Wujaszek to dla mnie wielki tchórz i jeśli ktoś ponosi odpowiedzialność za zdarzenia to tylko i wyłącznie on. Hektor jako czlowiek jak widać z zasadami chciał bronić honoru nazwiska swojego i swojej żony.
OdpowiedzUsuńNadrobiłam :D
OdpowiedzUsuńBastian jest zdecydowanie pozytywnym bohaterem. Zadowoliło mnie, że pokochał Edwarda tak bezinteresownie, ojcowską miłością :)
,,Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba" - Zemsta, powiedzenie Rejenta. Bardzo się ucieszyłam bo uwielbiam Zemstę. Ogólnie utwór ten bardzo pasuje do Twojej historii.
Twoi bohaterowie pałają chęcią zemsty jak i ppdwojenia czy utrzymania majątku. To wszytko jednak przyćmiewa uczucia bohaterów, choć nie wszystkich ;)
Bastian, Cytia, Martin, Julian, Woli(choć pojawil się epizodycznie) oraz Damian są dobrymi i pozytywnymi bohaterami. Cytia mimo, że, mówiąc szczerze, oszukała i wrobiła Hektora to jednak przyznała, że go kocha słowami ,,moja miłość jest rozsądna". Można by sądzić, iż tak naprawdę nie jest to prawdziwe uczucie (,,rozsądna") jednakże przyznała, że wierzy, że będzie z nim szczęśliwa. Jakieś uczucia do niego żywi ;)
Julia jest dla mnie taka pół na pół. Doradza siostrze i wgl a za jej plecami knuje z matką i mężem siostry.
Damian i Bastian są zdecydowanie konicznymi postaciami. Damian ogólnie kojarzy mi się z postacią Papkina z Zemsty :) najbardziej zabawny co powiedział i co zapamiętałam to, to jak opowiadał, że ,,z konia spadła moja wybranka, gdy do sypialni wszedł jej mąż" szczerze się uśmiałam :D
Ciekawa jestem jak dalej potocza się losy nie tyle bohaterów co licznych intryg i tajemnic, a jedno goni drugie i się mnoży.
Zmartwiły mnie słowa Juliana, gdy mówił ,,gdybym umarł..." to jedna z moich ulubionych postaci, więc nie chciałabym, aby wyszedł z historii, ale na kaprysy autora nic się nie poradzi ;)
Zdziwilo mnie jednak, że podał Hektorowi kod do sejfu :/ czy ma w tym jakiś interes? Albo z braku odpowiedniego ,,nabywcy" wybrał jego/ choć mógł zdać się na Cytie przecież... Wyczuwam kolejną tajemnicę/intrygę.
W, zdaje się 13, rozdziale była mowa o Martinie, że przesiaduje ze służacymi w pralni. Czyżby nie odpowiadał mu celibat? ;>
Hektor pójdzie na pojedynek co do tego nie mam wątpliwości, ale coś czuję, że coś/ktoś przerwie tę uzasadnioną przemoc. Rozumiem, że honor jest ważny(sama jestem honorowa) zwłaszcza dla mężczyzny, ale mógł nie mówić ,,honor jest ważniejszy" bo w istocie tak nie jest. Ważna jest żona, dziecko, rodzina.
A tak wgl to Hekciu zabił Villette w akcie stosunku z przemocą? I uprawił stosunek z Aurelią, gdy przykładał później Bastianowi nóż do gardła? Widać, że później tego żałował; płakał, ale na Boga! Sam rozkazuje żonie i prawi o posłuszeństwie i wierności, będzie się pojedynkował o wierność żonki generała a sam dwukrotnie złamał tę wierność!!! Z Violettą na kacu, no... upił suę wcześniej, ale to go nie usprawiedliwia! Zrobił to umysłowo. Drugiem razem z Aurelią, jednak tego żałował, albo tego, że ona nie miała owego listu. Nie wiem. Sam przecież rozmyślał, że od dawna nie miał kobiety bo Cyntia jest w ciąży co raczej mówi samo za siebie. Tak przynajmniej to odczówam.
Jestem ciekawa rozdziału 15 :) kiedy można się go spodziewać?
Naprawdę wspaniała historia :) niezwykle wciągająca.
Pozdrawiam serdecznie i życzę mnóstwo weny.
fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com
Bastian będzie miał dużo powiedzonek tego typu. Będzie też "takich trzech jak nas dwóch to nie ma ani pół" xD.
UsuńZemstę czytałem i także ją lubię, to samo Świętoszek i inne tego typu.
U moich bohaterów, to każdy ma jakiś powód, cel i żyje po coś, a nie by sobie tylko i wyłącznie spokojnie żyć. Myślę, że spokój by ich zabił, dlatego tak sobie to życie utrudniają (przy okazji też innym je utrudniają), ale gdyby tak nie było, to kto by to czytał? Chyba nikt nie chciałby czytać o nudnych i krystalicznych bohaterach. A co do bohaterów, to napisałaś co myślisz o każdym, a Hektorka pominęłaś, dlaczego? To samo Marta, ją też pominęłaś? Czyżbyś ich nie lubiła?
Woli? Był taki bohater? Pewnie chodzi ci o Williama, tak?
Wujek Damian to wieczny kawaler i straszny kobieciarz.
To nie słowa Juliana. Nie wiem czy ja tam popełniłem literówkę, czy z tekstu coś źle wynika, ale to Hektor podał Julianowi kod do sejfu i to Hektor Julkowi zaufał i być może to w pewien sposób nasunie rozwiązanie co do tajemnicy w kolejnym rozdziale.
Martin i celibat... Martin jest specyficzną postacią. Nigdy nie będzie aż tak komiczny jak Bastian, ale jest skrajnie niedojrzały, ma tysiąc myśli na godzinę, taki chłopiec we mgle trochę.
To czy Hektor zabił Violettę zostawię tajemnicą, bo na tym jest zbudowane pół opowiadania i przez to drogi Williama i Hektora się skrzyżują.
Hektor nie zdradził Cyntii po ślubie. Przespał się z Violettą (a przynajmniej tak myśli, bo nie pamięta czy ten stosunek doszedł do końca, no ale samo wsadzenie (nie ładne słowo, wybacz) w inną uznajmy za zdradę). Jednak z Aurelią Hektor się nie przespał. Proszę sobie przypomnieć co Hektor Cyntii kiedyś powiedział "Jakbym uderzył kobietę, to nie mógłbym patrzeć na swoje odbicie w lustrze" - stąd to zbite lustro - Aurelii pociągnął z liścia. Cyntię Hektor przeprosił za to jak ją potraktował, bo się uniósł, bo zagroził, wiedział, że sprawił jej przykrość, dlatego przeprosił.
Ten owy list jest bardzo ważny (są trzy listy, wszystkie trzy ważne i w każdym jest to samo).
Na Anioła. Chyba jeszcze raz przestudiuje rozdzuały, ale thx za wyjaśnienia :)
UsuńI tak jak w kom było napisane ,,Woli" to chodzilo mi o Williama (klawiatura mi wyrazy zmnienia. ,,inteligentna" klawiatura).
Nie wspomnialam o Hektorze, ponieważ wypiwiadałm się o nim w poprzednich komentarzach a nie chciałam się powtarzać ;)
To samo tyczy się Marty. No i tak, nie przepadam za tymi bohaterami choć przyznam, że Hektor budzi dwojakie odczucia do swojej osoby.
Wujaszek Damian jak dla mnie póki co jest najfajniejsza i najbardziej kolorową postacią :P
Jeśli drogi Williego i Heka się skrzyżują to mam nadzieję, że nie z powodu Cyntii bo będą zapewne trupy :I
Idę czytać następny :)
Pozdrawiam
Hejo! :3
UsuńI nadrobiłam! :D
Rozdział był długi... Bardzo o.O Ale mimo to bardzo mi się podobał ;)
Hehe. Akurat pod koniec musiałam przestać czytać, bo mama zwołała mnie na obiad. Czy tylko mi przeszkadzają w czytaniu? To czasami robi się uciążliwe -.-
Noo... Odbiegam od tematu xD
Hm. Nie sądziłam, że Bastian będzie miał jakieś długi. O ile dobrze pamiętam, już kiedyś o jakiś długach było wspomniane, albo coś mi się ubzdurało. Już mówiłam, że z moją pamięcią krucho xD Mam nadzieję, że wykombinuje skądś pieniądze, bo nie chciałabym, by Julii i dziecku coś się stało.
Hm. A więc ten cały pojedynek to ze względu na Damiana... To też mnie zaskoczyło. Pozytywnie oczywiście ^-^
Hm. Nie muszę zadawać pytanka, co dalej się wydarzy, bo kolejny rozdział już przeczytałam :D
Choć wspomnę jeszcze o jednym. Według mnie to Hektor powinien zostać z Cyntią. Może honor jest ważny, ale czy ważniejszy od rodzaj, żony? Nie mam pojęcia, jak to kiedyś było, bo się w tym nie orientuję, ale powinien zostać z Cyntią ( według mnie ).
Standardowo życzę potopu weny twórczej! Pozdrawiam cieplutko! :***
Maggie
Błędów niestety nie wypisuję, gdyż nie mam takiej możliwości :/
OdpowiedzUsuńRozdział długi, ale i ciekawy, gdyż mnóstwo zwrotów akcji. Nie spodziewałam się, że dojdzie do pojedynku, wiadomo, że Hektor nie zginie (z początkowych rozdziałów, z przyszłości), mimo tego ciekawa jestem jak się to skończy - czyżby Hektor zabił generała?
Żal mi było Bastiana w momencie gdy zgodził się reprezentować wujka Damiana - jest w okropnej sytuacji, do której sam się wpędził, ale i tak go żal. Nie jest złym człowiekiem, tylko... sama nie wiem... chyba mało gospodarnym :)
Nie dziwię się Julce czy Cyntii, że nie chcą patrzeć na śmierć mężów - myślę, że w takim momencie ja również wybrałabym męża a nie honor rodziny. To były inne czasy, prawda, ale doprawdy nie rozumiem czemu Hektor przystał na ten pojedynek. To nie on powinien ratować honor ogółu, tylko Damian. I w sumie Rodrigezowi byłoby na rękę gdyby ten zginął, dlatego nie wiem po co się mieszał w tą aferę, mógł przecież odmówić. Czasami trudno mi go zrozumieć.
Zaraz przeczytam następny rozdział.
amandiolabadeo.blogspot.com
Coraz bardziej przeraża mnie ta rodzina. Marta z Julią kombinują nie licząc sie z konsekwencjami. Mają zero pomyślunku i czasem mi się wydaję, że wcale nie zależy im na dobru rodziny a na tym żeby wyszło na ich. Cyntia też jest nie poważna opierdziela go za swoje zdanie o jej wujaszku, potem każe pomagać a na końcu mówi żeby tego nie robił. Hektor też wcale nie jest lepszy bo nie liczy sie z tym, że Cyntia może stracić męża a dziecko ojca. Ale jego jako tak mogę zrozumieć w końcu w tamtych czasach liczyły się pozory i honor. Miałam zamiar ponadrabiać ale normalnie zmęczyłam się zdecydowanie za dlugi rozdział. :D
OdpowiedzUsuńTo się wujek Damian wkopał, tak samo jak Bastian. Podziwiam, że był zdolny oddać swoje życie za żonę i pasierba. Musi ich bardzo kochać.
OdpowiedzUsuńOj, to Damian narobił sobie kłopotów, a przy okazji wciągnął w to Bastiana.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Julia zareagowała i nasłała na nich policję. No, ale nie uchroniła przed tym losem Hektora. Nie jest mi go szkoda. Bardziej żałuję Cynti, bo bądź co bądź mocno to przeżyła, a to może być niekorzystne dla jej dziecka. No tak, ale honor przede wszystkim...
Już bardziej zaimponował mi Bastian, bo w jakimś stopniu chciał w ten sposób chronić żonę oraz jej synka. Podobało mi się to, jak przemawiał do chłopca i zapewniał go o tym, że byłby w stanie oddać życie, aby on i jego matka mogli przeżyć.
Co ten Hektor wyrabia. Od początku wiedziałam, że to on przystąpi do pojedynku! Ale zwątpiłam, gdy jednak okazało się, że Bastian chce się wstawić i zaskoczył mnie pozytywnie. To dobry facet, dlatego złapały mnie obawy, gdy zostawiał te listy, myślałam, że może jeszcze go zabijesz, a tego bym nie chciała. To mi uświadomiło, że Bastiana lubię. A później znów mnie zaskoczyłeś tą policją, też mi trochę ulżyło. No, a o Hektora się nie boję, bo przeciez na pewno wygra. Ale dziwnie bezstresowo do tego podszedł. Na pewną pod tą dumą gdzieś w środku się bał, w końcu to pojedynek z generałem.
OdpowiedzUsuńDaniel jak dziecko. No bo jaki dorosły facet tupie nogą? Nie ważne. Oczywiście, że jest tchórzem. Ale moim zdaniem ta dziewczyna, która popełniła samobójstwo była po prostu głupia, a jej śmierć to nie jego wina.
Hektor, gdy pił - o rany jaki buc się z niego robi. Kobieta nie chce siąść, a ten jej grozi. No normalne to? A jeszcze dziwniejsze, że Cyntia ma przebłyski uczucia do Hektora już któryś raz po tym, jak ją skrzyczał i zachowywał się podle. Czy ona jest jakąś masochistką? Czemu uświadamia sobie, że mogłaby go pokochać po kłótni? Ja chyba miałabym przeciwne wrażenia.
Ogólnie to czasem zdarza mi się nie rozumieć pewnych rzeczy, mimo że czytam uważnie. Np: "– Chyba nie chcecie…?" Jaka szkoda, że zdanie nie zostało dokończone, bo nie dowiedziałam się co uknuła Marta z córką. I nie wiedziałam jeszcze o co chodziło z tym listem Aurelii. Może jednak nie uważnie czytam? Chociaż i tak momentami piszesz trochę chaotycznie, czasem nie wiadomo kto się wypowiada. Chociaż wcześniej raczej tego nie dostrzegałam, tylko jakoś tutaj.
Bohaterem tego rozdziału według mnie i tak jest Bastian, a nie Hektor :D Chociaż troszeczkę martwi mnie to, że przystąpił do pojedynku pijany i że w ogóle do niego przystąpił. Mam nadzieję, że więcej nie postanowi kończyć problemów z długami swoją śmiercią. Prosta droga, ale nienajlepsza.
Rozdział ciekawy, fajnie rozpisałeś wydarzenia. Mimo że jest ich dużo naraz, to nie przytłaczają. Czasem tylko mam wrażenie, że ta rodzina jest aż nierealna z tym rozrywkowym życiem. Niby literatura to fikcja, ale nieco wiarygodności też składa się na dobrą opowieść. Oczywiście wiem, że to opowiadanie ma mieć taki charakter - wiecznych intryg, akcji, przemocy. Nie czepiam się. To takie moje subiektywne odczucie.
Szkoda mi Cyntii. Hektor przynosi jej stres w czasie ciąży. Ale jakby umarł, to może wreszcie miałaby spokój XD Nie no, żart, lubię Hektora, niech nie umiera.
Pozdrawiam!
Rodrigez to cwany lis.
OdpowiedzUsuńNie trawię gościa. Zawsze obrzydzali mnie faceci, którzy z podrzędnością traktowali kobiety. Typ macho i twardzieli to nie mój gust.
Marta mąci jak jakaś opętana. To chora baba i tyle.
Damian za swoje uczynki dostał za swoje. Należało się. Pieprzony bawidamek.
Poza tym, Cyntia będzie mieć przegwizdane ze swoim mężem. Już ma.
Nie dość, że ją zdradza, to jeszcze traktuje z takim chłodem.
Jakbym mogła, to sama bym się z nim rozprawiła - w pojedynku najlepiej xD
;)
A polubiłam Damiana... teraz zmieniam zdanie, choć zapowiadało się tak fajnie. Rozdział rzeczywiście długi i ostatni prezczytany przeze mnie dzisiaj, bo moje oczy już dosłownie wysiadają. Za dużo pracy przed komputerem, a teraz i tak sobie dokładam, bo po co XD
OdpowiedzUsuńCo jak co ale najbardziej teraz nie lubię Marty, nawet Cyntia zdobyła większą sympatię. To dziewczę mnie wyjątkowo irytuje, ale nie ona jedna, więc cóż poradzić. I tak cały ten rozdział dla mnie wygrał Bastian. To moja ulubiona postać i w przeciwieństwie do Hektora ani razu nie przestałam go lubić. A tacy bohaterowie zdarzają się raz na milion xd
L x
No i bardzo dobrze, że się w końcu wzięli za tego Damiana i wypłoszenie go. Z tym, że oni to mają inne powody, niż ja. Mnie wkurza po prostu, a im zagraża. Tak mnie ten facet piekli, że mnie nawet wkurza, jak Cyntia o nim dobrze mówi. Chora głowa :)
OdpowiedzUsuńPozytywnie zaskoczył mnie Hektor, który wycofał się z planu, który uknuła Marta z Julią. Swoją drogą, one oddzielnie są cwane, a teraz, jak się we dwie dobrały, to… To aż mi się prawie żal Damiana zrobiło. Chociaż, mogły wymyślić coś tysiąc razy gorszego(„gorszego niż pewna śmierć?” Blondynka. Mam tu oczywiście na myśli śmierć poprzedzoną cierpieniem, bo by mu na pewno zgotowały równo), myślę, że bez problemu je na to stać.
Czego jak czego, ale rozmachu Damianowi nie brakuje. Nie dość, że córki, to żonę jeszcze generałowi obracał. Do tego jestem niemal pewna, że wyrzutów sumienia, to on nie ma żadnych, szczególnie jeśli chodzi o śmierć jednej z dziewcząt. Wcale się generałowi nie dziwię, że go wyzwał, wręcz go popieram, choć wiesz, co ja o takich rzeczach myślę.
No i jestem oczywiście w szoku, że Hektor uległ i zgodził się wujowi pomóc. Umiejętności Damiana mnie za to wcale nie zdziwiły, wiedziałam, że on nadawać, to i się może nadaje, ale do łóżka, a nie do strzelania czy innych typowo męskich zajęć(nie to co wszechstronny Hektorek ;) ).
Oczywiście Hektorek spadł u mnie na ziemię jak zestrzelony ptaszek, po tym, jak potraktował własną żonę. Jestem tutaj skora nawet nieprzychylnie go nazwać, bo naprawdę stracił tym u mnie. Ja rozumiem inne czasy, inne myślenie, do tego zachowanie Cyntii, ale tego w stanie przełknąć nie jestem, niestety.
Wyznanie Bastiana do Edwarda mnie wzruszyło i tylko utwierdziło w tym, że tego faceta, to coraz bardziej lubię, naprawdę. Mimo, że to pijak i hazardzista, i sam sobie kłody pod nogi rzuca, to go lubię, zarówno za jego lekki styl bycia, jak i traktowanie Julii i dziecka, czy chociażby służby, dla której był taki uprzejmy. Tym bardziej nie rozumiem więc, dlaczego Hektor zaczął mu grozić. Zresztą, myślę, że Bastian jego, to by akurat nie wydał za nic. Za dużo dla niego zrobił, to po pierwsze, a po drugie, to myślę, że on go po prostu lubi i ma coraz bardziej za przyjaciela.
Powtórzę się, że Damian to tchórz. I, cholera, przed chwilą tak Bastianowi słodziłam, a teraz mam go za kompletnego idiotę, że się zgodził. Cieszy mnie chociaż, że pojedynek został przerwany, bo już mnie ścisnęło, że mi Bastianka zabijesz, a ja go dopiero polubiłam. Julia ma naprawdę głowę na karku, coraz bardziej te dziewczynę podziwiam za to, że nie siedzi i nie płacze, tylko działa i to zawsze skutecznie.
Jestem zdziwiona podejściem Juliana do Hektora. Zastanawiam się, czy słowa wypowiedziane do niego były szczerze – mam nadzieję, że tak, bo może moja sympatia do niego wróci chociaż na chwilę.
Coraz więcej na nie w tym rozdziale mam do Hektora. No już honor honorem, ale niech nie przesadza, zostawia żonę i dziecko. Ja bym go chyba związała i wrzuciła do piwnicy, żeby tylko nie szedł, skoro moje prośby na nic by się nie zdawały. I tutaj to czy Cyntia wierzy w umiejętności Hektora, czy nie, najmniejszego znaczenia nie ma. Mam ochotę walnąć go w łeb. Oby w kolejnym rozdziale zrezygnował, bo się naprawdę wkurze, jak coś mu się stanie.
Zacznę od tego, że tym zdaniem "– Dostałabyś taki wpierdol, że nie chciałabyś być w swojej własnej skórze" bardzo mnie rozśmieszyłeś. Tak, tak rozśmieszyłeś. Kurczę, sama nie wiem czemu, bo przecież to bardzo brutalne i przerażające, a jednak w ustach Hektora tego zdystansowanego jegomościa zabrzmiało to naprawdę zabawnie.
OdpowiedzUsuńA jednak Marta i Julia dopięły swego, choć nie do końca im się to udało. Generał dowiedział się o wybrykach Damiana z jego córkami i żoną, ale, o dziwo, mężczyzna wyszedł z tego obronną ręką. Najpierw przekupił Bastiana, który znając życie pewnie by zginął gdyby nie interwencja policji, a potem cała odpowiedzialność za obronę honoru rodziny spadła na Hektora. Nie rozumiem tylko po jakiego ciula (przepraszam, ale to z nerwów) on się w to wtrącał!
Przecież ma żonę, spodziewa sie dziecka, więc po co mu ten pojedynek. No dobra rozumiem, że honor i te sprawy, ale ze względu na rodzinę mógłby odpuscić!