Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem – Rozdział 4: Białe łąki
Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek
Hektor
Rodrigez znajdował się w zakładzie stolarskim, z młotkiem w
jednej dłoni i gwoździem w drugiej. Na moment odłożył narzędzia
pracy, ale uczynił tak tylko po to, by pozbyć się niewygodnej,
eleganckiej marynarki. Chwile potem, luźno zawiązany krawat poszedł
w jej ślady i także wylądował na jednej ze skręconych oraz
zbitych, i gotowych do polakierowania komód. Podwinął rękawy,
wcześniej pozbywając się sztywnych mankietów. Rozpiął czarną
kamizelkę i powrócił do pracy. Szło mu nad wyraz sprawnie.
Zupełnie tak jakby nie urodził się paniczem, a pochodził z
rodziny robotniczej. Wsłuchiwał się w odgłosy przybijania
gwoździ, przerzucania drewnianych desek, oraz tarcia papieru
ściernego. Jego spokój zakłóciło dwóch mężczyzn, z czego
jeden rzucił czekiem na blat właśnie zbijanej szafki.
– Nie
ma pokrycia – wyjaśnił. – Szef sobie ładnie w chuja leci.
– Naprawdę
nie ma pokrycia? – zdziwił się Rodrigez. Przetarł oczy i
zmęczoną twarz dłonią, a potem wyprostował się na równe nogi.
– Nie,
na niby. Pofatygowałem się tutaj w dzień wolny z kaprysu! –
usłyszał w odpowiedzi.
– Spokojnie
panowie, coś na to zaradzimy. – Starał się załagodzić
sytuacje.
– Nie
mam czasu na pańskie rady. Mam w domu małą siostrę, żonę i
trójkę dzieci. Muszę je wykarmić. Nie pracowałem u pana miesiąc
za darmo.
– Oczywiście,
że nie. – Uniósł dłonie w górę, na wysokość klatki
piersiowej i oddalił się do miejsca, gdzie wcześniej odrzucił
marynarkę. – Nie wiem co się takiego wydarzyło, ale wypłacę w
gotówce – zapewnił i wyjąwszy plik banknotów z wewnętrznej
kieszeni, zaczął odliczać. – Nie mam tyle przy sobie –
wyjaśnił. – Daję panu trzy czwarte pensji, jutro przyniosę
drugie tyle, w ramach przeprosin – dodał i położył plik
banknotów na czeku, który rzekomo nie miał pokrycia.
Mężczyźni
wyszli, a Rodrigez zmiął w ustach setki przekleństw. Na
powierzchnie wydostało się tylko jedno, ciche i zrezygnowane:
– Choler.
Zdjął
z siebie kamizelkę i agresywnie cisnął nią na oślep. Wylądowała
na podłodze, ale mało go to obchodziło. Powrócił do pracy. Po
krótkiej chwili czuł jak kropelki potu spływają po jego czole,
skroniach i policzkach. Było mu gorąco pod białą koszulą, co
spowodowało, że rozpiął kilka górnych, ale też i tych dolnych
guzików. Wyczuł, że ktoś patrzy mu przez ramie.
– Śrubokręt
się wyrobił – stwierdził blondyn w zwykłej, wypłowiałej
podkoszulce. – Tym już szef nic nie przykręci. – Zacisnął
usta w wąską kreskę i czekał na reakcje Hektora.
Hiszpan
wyprostował się i już miał przyznać o ponad dekadę młodszemu
od siebie chłopakowi rację, gdy ktoś zakłócił ich krótką
pogawędkę słowami:
– Przyszła
do pana kobieta. – Szatyn z wąsem i czterdziestką na karku
wykonał specyficzny ruch dłońmi, którym dał do zrozumienia
wszystkim, którzy na niego patrzyli, że owa kobieta ma większy
biust.
– Amanda
– szepnął Hektor zanim jeszcze usłyszał jasnowłosą piękność,
która mimo iż była od niego niewiele młodsza, to ciągle
przykuwała wzrok płci przeciwnej.
– Tito!
– zawołała, dobrze wiedząc, że mężczyzna nielubi zdrobnień
własnego imienia.
Sam
Hektor musiał jednak przyznać, że Amandy Tito, brzmiało o
wiele lepiej niż Laury Hektorek.
Blondynka
trzymała na rękach niespełna dwuletnią dziewczynkę, która była
niezwykle wstydliwa i pod wpływem tak dużej ilości ludzi, zaczęła
chować twarz w ramie matki i cichutko popłakiwać.
– Maluszku
– zagadnął do niej brunet i pogładził opuszkiem palca po
policzku.
– Torbę
byś ode mnie wziął, a nie mi dziecko macasz! – zganiła go
Amanda i nie czekając na jakikolwiek ruch Hektora, sama postawiła
plecioną torbę na blat komody. – Obiad ci przyniosłam.
– Dziękuję
– szepnął spokojnie, czym wprawił ją w lekkie zirytowanie.
Kobieta
zazgrzytała zębami i wcisnęła mężczyźnie dziecko na ręce.
– W
samej koszuli, taki ociekający potem jesteś nawet przystojny –
skomplementowała. – Taki męski – dodała.
– Amanda,
słuchaj – zaczął i zamilkł, bo zauważył jak kobieta obraca
się na pięcie i zmierza w stronę drzwi. – Chcesz mi ją
zostawić!? – krzyknął za nią.
Blondynka
nie zawróciła. Mało tego, nawet się nie zatrzymała. Hektor więc
szybko przekazał dziewczynkę pierwszemu stojącemu najbliżej niego
mężczyźnie i nakazał potrzymać, a sam ruszył za kobietą.
Usłyszał jednak rozdzierający krzyk małej Emilki i zawrócił.
– Tata
– powiedziała niewyraźnie ciemnowłosa dziewczynka i wyciągnęła
rączki w jego stronę.
Rodrigez
usadził dziecko na blacie, nieopodal siatki z obiadem i na głos
przyznał:
– Ja
zwariuję. – Popatrzył w piwne oczy Emilii, a potem zerknął w
stronę drzwi, które ledwie zamknęły się za Amandą, a już
otworzyły przed Markusem.
Chłopiec,
który pewnie zmierzał w kierunku Rodrigeza miał nieco ponad
trzynaście lat, zacięty wyraz twarzy i nóż wciśnięty za pasek
spodni.
– Ja
po siostrę! – warknął i chwycił dziewczynkę pod paszkami.
Pociągnął ją w tył i przytulił.
– Zdecydujcie
się w końcu – odrzekł lekceważąco i wsparł się łokciami na
blacie komody, przez co wydawał się być sporo niższy, a tym samym
dorównywał wzrostowi Markusa. – Staram się wam pomóc – dodał
po dłuższej chwili ciszy, jednocześnie ruchem ręki spławiając
pozostałych mężczyzn, którym nakazał powrócić do poprzednich
obowiązku.
– Niepotrzebnie!
– krzyknął trzynastolatek, którego włosy miały specyficzną ni
to kasztanową, ni mahoniową barwę. – Doskonale sobie radzimy. Ja
mogę prowadzić zakład.
– Bez
płynności finansowej będzie ci trudno, chłopcze – wydrwił. –
Czeki nie mają pokrycia – dorzucił wyjaśniającym tonem i
chwycił w dłoń czek, który pozostawił po sobie jeden z
pracowników. – Jeśli mi nie wierzysz, możesz sam sprawdzić –
zachęcał.
– Odczep
się od mojej matki!
– Nie
mieszaj się w sprawy dorosłych! – krzyknął o wiele głośniej,
wyprostował się, chwycił jedynie za marynarkę i ruszył w stronę
wyjścia. – Zajmij się siostrą, ja jej w tym czasie poszukam.
– Aby
znowu wylądować w jej łóżku!? Raz panu nie wystarczył!?
Hektor
wyszedł na zewnątrz i od razu poczuł uderzenie zimnego powietrza w
swoje spocone ciało, do którego biała koszula zdawała się kleić.
Oparł się plecami o drewniany zakład stolarski i starał się
sobie przypomnieć wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Pił, tego był
pewny. Wiedział też, że to właśnie Amanda wyciągnęła go z tej
speluny owianej złą sławą i zabrała do siebie do domu.
Faktycznie zezwoliła mu na noc w swoim łożu i w swej pościeli,
dając mu przy okazji słownie do zrozumienia, że jeśli zacznie
rzygać i nie trafi do wiaderka, to ona osobiście powiesi go za
jaja. Tłumaczył jej, że Cyntia postanowiła dać im szansę, na co
blondynka jedynie pokręciła głową z dezaprobatą.
– Jutro
wytrzeźwieje i sobie zapamiętam, że nie cieszysz się z mojego
szczęścia – wspominał swój bełkot sprzed kilkunastu godzin.
– Oj,
wytrzeźwiejesz, wytrzeźwiejesz, tylko że z miłości trzeźwieje
się o wiele trudniej niż z wódy. Zazwyczaj gdy do tego dochodzi
jest już za późno – prawiła swoje mądrości.
Hektor
zaśmiał się i poczuł jak kostnieją mu palce u rąk, a mróz
szczypie w odsłonięte nadgarstki. Pośpiesznie więc założył
marynarkę na siebie i ruszył za zakład, gdzie stały dwie,
drewniane ławy i stoły, teraz pokryte śniegiem, ale Amandzie to
nie przeszkadzało, by na jednej z nich siedzieć.
– Zawsze
byłaś silną kobietą – stwierdził, podchodząc bliżej.
Uniosła
głowę i spojrzała na niego, załzawionymi oczami.
– Nie
daję już rady – przyznała. – Markus znika na całe dnie, Emila
ciągle płacze...
– Wczoraj
mówiłaś jak zraniona żona. – Dosiadł się obok niej i ścisnął
palcami za tył ławki. Szukał w głowie odpowiednich słów, przez
co na twarzy wydawał się być bardzo niespokojny. – Nie sądzę
byś miała ku temu powody – dodał, a jego zęby uderzyły o
siebie z powodu wszechogarniającego zimna. Śnieg wdzierał się
przez jego nogawki i dosięgał kostek. W takich chwilach Rodrigez
żałował, że nie nawykł do noszenia cieplejszych ubrań, na
przykład kalesonów. Jednak większą część swojego życia
spędził w Hiszpanii, a tam śniegi nigdy nie padały.
– Mam
powody – szepnęła kobieta i wstała z zamiarem powrotu. –
Zostawiłeś Emilkę – zarzuciła rozgniewana.
– Z
Markusem. Musiał za tobą przyjść. Pilnuje cię.
Amanda
uśmiechnęła się blado, ale przyjemnie.
– Tak
szybko urósł. Pamiętam, gdy nosiłam go pod sercem. Wtedy
myślałam, że nigdy go nie pokocham.
– Miłość
nie zna granic – stwierdził pewnie. – Ta Marka nie znała. Nie
mów więc, że powinnaś odejść i go porzucić. Może teraz jest
trudno, ale czy kiedyś jest łatwo. Miłość to... to w gruncie
rzeczy dużo łez, bo tylko dzięki nim można docenić te radosne
chwile. Nie opuszczaj porządnego faceta, tylko dlatego, że trochę
w życiu narozrabiał. Zaakceptował cię, twoją przeszłość,
twoje dziecko. Pogódź się więc z tym, że na jakiś czas będziesz
słomianą wdową, a ja załatwię najlepszego prawnika, by możliwie
jak najszybciej wyciągnąć go zza krat. – Wstał i wyminął
kobietę bez pożegnania. Nagle w pół kroku się zatrzymał i
odwrócił. – A jak się mają dziewczęta?
– Lepiej
byś się tam nie pokazywał – odpowiedziała ze złośliwym
uśmiechem. – Wzbudzasz strach, poza tym to by mogło zaszkodzić
twoim planom związanym z zaślubinami tej małej od Montenegrów.
Takim jak ty nie przystoi szlajanie się po burdelach.
– Pytałem
o interesy, a otrzymałem wykład o moralności. Takie coś mogło
popłynąć tylko z ust kobiety. – Odwrócił się do niej plecami,
wcześniej wzdychając z rezygnacją.
– Szowinista!
– krzyknęła.
– Oczywiście,
przez grzeczność nie zaprzeczę! – odkrzyknął i nim wykonał
krok, ponownie się odwrócił. – Myślę, że Markus zasługuje na
prawdę. Jeśli mu nie powiesz to będzie go męczyło i w końcu
zeżre go od środka.
– Czasami
lepiej nic nie wiedzieć o swych korzeniach.
– Pewnie
masz rację, ale brak wiedzy sprawia, że zaczynamy poszukiwać
informacji. Zawsze tak jest, że pomimo iż człowiek zdaje sobie
sprawę, że im mniej wie, tym lepiej śpi, to i tak woli samego
siebie skazać na koszmary, w zamian za wiedzę. Taka już nasza
ludzka, ciekawska, nieposkromiona natura.
– Wczoraj
byłeś pijany, rano ledwie żyłeś, a dziś masz tyle energii. To
zadziwiające – powiedziała dla zmiany tematu.
– Kwestia
przyzwyczajenia – przyznał z szerokim uśmiechem.
– Skoro
już sam to przyznałeś, to chyba się na mnie nie obrazisz, gdy
powiem szczerą prawdę iż porządny z ciebie facet, tylko straszny
pijak.
– Coś
ty? – zadrwił. – Nigdy bym się o to nie obraził. Toż to same
komplementy – zażartował i ponownie się odwrócił do blondynki
plecami. Tym razem udało się mu dotrzeć do zakładu stolarskiego.
Markusa
i Emilki nie było już w środku. Hektor więc spokojnie zjadł
obiad, a potem wsiadł do samochodu i ruszył do domu, kierując się
drogą z najbardziej ubitym śniegiem, by nie utknąć w jakieś
zaspie. Tego dnia był jeszcze umówiony na spotkanie z Cyntią.
Czekało go wybieranie wzoru zaproszeń na uroczystość ich
zaręczyn, oraz dobór czcionki, kiedy już w końcu uda im się
wybrać ten idealny, najlepszy ze wzorów.
– Wyglądasz
na znudzonego – stwierdziła panienka Montenegro, gdy oboje
siedzieli w wygodnych fotelach, przed niewysoką ławą, na której
teraz leżało kilkanaście, równo ułożonych zaproszeń.
– Wydaje
ci się – odparł i przetarł zaspane oczy. Tak naprawdę dopiero
teraz Rodrigezowi niewielka ilość snu dawała się we znaki.
Energia, którą wcześniej zdawał się wręcz emanować, jakby
gdzieś z niego uleciała, a powieki same chciały opaść. – Po
prostu jest ich za dużo – dodał, wstając. Obszedł ławę i
stanął za fotelem, na którym Cyntia siedziała. Położył dłonie
na jego oparciu i przychylił się, by pocałować ją w lśniące i
jego zdaniem niezwykle skomplikowanie uczesane włosy.
– Przytłoczyła
cię ilość wzorów? – zdziwiła się. – Nie wyjęłam z torby
jeszcze wszystkich. Póki co masz zwracać uwagę tylko na kolor, a
potem pokaże ci jakie są jeszcze inne opcje w tym kolorze –
wyjaśniła.
Hektor
dosłownie osłupiał. Lekko otworzył usta i starał się nabrać
powietrza. W końcu mu się to udało, a wtedy powiedział jedynie:
– Muszę
się napić.
– Pośpiesz
się, bo musimy jeszcze wybrać czcionkę! – krzyknęła, gdy on
napełniał szklankę ulubioną whisky.
– Ja
osiwieje i wyłysieje, zanim w ogóle te przygotowania dobrną do
końca – stwierdził szeptem i wychylił do dna, a potem ponownie
napełnił szkło trunkiem. Powrócił do przyszłej żony i zasiadł
wygodnie w fotelu, dokładnie naprzeciw niej. – Wybieram niebieski
– stwierdził, by nieco przyspieszyć całą procedurę. Gdy to
mówił nawet nie patrzył na zaproszenia, a w oczy Cyntii.
– Niebieski?
– zdziwiła się i zmarszczyła nos. – Jest taki... taki mało
weselny.
– To
zawiadomienie o zaręczynach, a nie o zaślubinach – przypomniał.
– I
tak jest za mało... po prostu za mało.
– To
niech będą białe! – uniósł się.
– Takie
bez wyrazu, standardowe.
– Kremowe?
– zapytał z nadzieją.
– Za
bardzo zbliżone do białych.
– To
po cholerę je przyniosłaś!? – wydarł się w końcu i zrzucił
ze stołu wszystkie niebieskie, białe i te bardziej lub mniej
kremowe. – Mamy róż, fiolet i żółty. Ułatwiłem nam wybór.
– Żółty
kojarzy się z zazdrością.
– Świetnie,
zatem żółty! – krzyknął radośnie. – Jestem cholernie
zazdrosny – uprzedził żartobliwie.
Cyntia
przewróciła oczami i uznała:
– Będą
różowe... albo może fioletowe – nie mogła się zdecydować.
– Rzuć
monetą – podpowiedział.
– Mam
lepszy pomysł – zapowiedziała, a Hektor był już przekonany o
tym, że ten pomysł wcale nie będzie lepszy od tego jego pomysłu.
Miał
rację, bo Cyntia zaczęła wyjmować wszystkie wzory różowych i
fioletowych zaproszeń. Było ich około trzydziestu. Ponownie
zapełniła nimi całą ławę i nakazała swojemu przyszłemu mężowi
wybierać.
– Za
moment, tylko pójdę po butelkę. – Chwycił za swoją pustą
szklankę, po czym odłożył ją na blat i udał się do
niewysokiego barku po jeszcze nieotwartą, młodą, bo zaledwie
trzyletnią whisky.
Cyntia
w tym czasie sięgnęła po filiżankę herbaty z mlekiem. Wypiła
niemal do dna i wychyliła się po dzwoneczek. Mocno nim zadzwoniła,
przywołując tym sposobem nie tylko służbę, ale i Hektora do
siebie.
– Chciałam
poprosić o drugą herbatę – wyjaśniła, gdy napotkała na
zdziwione spojrzenie Hektora.
Rodrigez
sięgnął po spodek z filiżanką i przekazał ją do dłoni
Violetty.
– Przynieś
– rozkazał, choć tak naprawdę tylko przy tej służącej był
taki zdawkowy. Podobnie miał jeszcze przy jej córce.
Kobiety
po prostu przywoływały na jego myśl ciężkie na duszy
wspomnienia, dlatego chcąc unikać ich obecności, był gotowy nawet
na to, by samemu sobie parzyć herbatę, kawę i napełniać
kieliszek winem do obiadu.
Cyntia
i Hektor mieli już pierwsze, drobne sprzeczki i kilka nieporozumień
za sobą, pomimo że ich związek nie miał większego stażu niż
dwa tygodnie. Pewnego dnia dla chwili relaksu wybrali się w krótką
podróż do miasta. Cel był jeden – zjeść dobre, przesłodzone i
o wiele za duże, jak na jedną porcję ciastko. Wysiadając z
samochodu, postanowili wspólnie, że korzystając z okazji zamówią
od razu tort na przyjęcie zaręczynowe, które było już tuż, tuż.
Hektor żywił nadzieję, że wybór słodkości będzie mniej
kłopotliwy od wyboru zaproszeń.
– Wiedeński
– uparła się Cyntia. Kiwała palcem i co jakiś czas popukiwała
swojego partnera w klatkę piersiową albo w ramie. – Mówię ci,
że wiedeński tort jest najlepszy.
– Wiedeński
toleruje tylko walc – odpowiedział i objął ją w pasie, mocno
chwycił i podniósł jedną ręką, by przenieść przez kałużę.
– Dziękuję.
– Chwyciła go za rękę. – To ta kawiarenka, ta, chodź
szybciej.
– Przecież
ci jej nie zamkną – upominał, no ale dał się jej ciągnąć, a
nawet przyspieszył kroku, by nie utrudniać.
– Witamy
– rzekł mężczyzna stojący przy drzwiach. – Zaraz podejdzie do
państwa kelner.
– Nie,
nie trzeba, ja podejdę do kasy. Chcę obejrzeć wystawy. – Cyntia
dosłownie przykleiła nos do szyby, za którą znajdowały się
torty. Była jak dziecko podziwiające zabawki, nie mogące się
zdecydować, którą chce się pobawić. – Widzisz, mówiłam, że
wiedeński będzie najładniejszy, sam musisz to przyznać, piękny
jest.
Hektor
wypuścił powietrze, poruszył brwiami i skoncentrował swój wzrok
na słodyczach. Tort wskazany przez Cyntie był biały, a na wierzchu
miał położone biszkopty, oblane czekoladą, na około których
utworzone były rozetki ze śmietany.
– Ostatecznie
może być. Przynajmniej jest w klasycznym, białym kolorze.
– Chcę
taki różowy – stwierdziła i w sekundę po tym złapała
przyszłego męża za marynarkę, dosłownie uwiesiła się na jego
ubraniu. – Proszę, proszę, zgódź się.
– Różowy?
– zapytał nie dowierzając.
– Tak,
to mój ulubiony kolor.
– Ale
akurat różowy?
– Nie
daj się prosić, to ma być nasz dzień, powinien mi się podobać.
– Dobrze,
zatem różowy – przystanął na jej propozycje. Uśmiechnął się
i poczuł muśnięcie jej aksamitnych warg na swoim policzku.
– Tutaj
niedaleko jest fryzjer.
– Chcesz
podciąć włosy? – zapytał.
– Nie,
mógłbyś tak trochę…
– Wara
od mojej brody. Już ci to mówiłem – przypomniał.
– Hektor,
ale nie chcę cię jej pozbawiać całkiem, tylko odrobinkę
przystrzyc.
– Wara
od mojej brody, powiedziałem.
– Dobrze.
– Położyła z rezygnacją swoją dłoń na klatce piersiowej
mężczyzny. – Zawsze warto było spróbować. – Uśmiechnęła
się do niego łobuzersko. – Chodźmy do stolika, potem złożymy
zamówienie na tę sobotę.
– Oczywiście.
Panienka przodem. – Złapał kobietę za rękę i prowadził tak,
by szła przed nim.
Po
skosztowaniu smakołyków, zakupie ciastek na drogę, oraz wybraniu
tortu na przyjęcie z okazji zaręczyn, para postanowiła powrócić
do posiadłości państwa Montenegro.
– Zawsze
chciałam spróbować – powiedziała nieco zasmuconym głosem
Cyntia, gdy Hektor otworzył przed nią drzwi samochodu.
– Co
takiego zawsze chciałaś spróbować? – Zdawał się być bardzo
zainteresowany.
– Ilekroć
wsiadam do samochodu chciałabym spróbować go poprowadzić –
wyznała.
– Zatem
zasiądź na miejscu kierowcy– zaproponował, a sam otworzył tylne
drzwi i położył zakupy na siedzeniach.
– Ale
jesteś tego pewny?
– Oczywiście,
przecież nie uda ci się prowadzić pojazdu z siedzenia pasażera.
Nawet mnie się to nigdy nie udało. – Zdobył się na żartobliwy
ton.
– A
jeśli coś zepsuje? – dopytywała, jednocześnie zmieniając
miejsce.
– Biorę
naprawę na moją odpowiedzialność.
– I
nie będziesz na mnie krzyczał ani się denerwował? – Spojrzała
na niego jakby szukała potwierdzenia.
– Będę
niezwykle cierpliwy – zapewnił. – A teraz posłuchaj. –
Otworzył drzwi po stronie kierowcy, by jej wszystko pokazać. –
Tam są pedały, przy nogach. Prawym ruszasz, lewym hamujesz. Póki
co nie wciskaj żadnego z nich, dopóki nie usiądę obok ciebie.
Cyntia
rozglądała się z zainteresowaniem po wnętrzu, jakby po raz
pierwszy gościła w samochodzie. Obejrzała wszystko trzykrotnie, a
Hektor tłumaczył co to zapalnik i w jakim celu wciska się kluczyk.
– Gotowa?
– zapytał, stając z przodu samochodu i kręcąc korbkę w szybkim
tempie.
– Już?
– dopytywała.
– Tak,
wciśnij kluczyk – polecił.
Cyntia
więc nacisnęła pośpiesznie ten przycisk zwany przez jej partnera
kluczykiem. Samochód się zatrząsnął i stanął.
– Delikatnie
– wycedził przez zęby Hektor, ledwie powstrzymując się przed
krzyknięciem.
– Miałeś
się nie denerwować – przypomniała mu. – Przesiadam się, ty
poprowadź. – Była już gotowa zrezygnować, ale głos Hektora ją
powstrzymał.
– Cyntio,
przepraszam. Nie chciałem cię zniechęcić. Nie jestem zły na
ciebie, tylko na siebie, bo powinienem cię uprzedzić, że należy
nacisnąć delikatnie. Spróbuj jeszcze raz, proszę.
– Nie,
bo będziesz krzyczał.
– Nie
będę, a wiesz dlaczego? – zapytał i podszedł do zamkniętych
drzwi samochodu od strony kierowcy. Otworzył je. – Bo jesteś
bardzo zdolna i wszystkiego bardzo szybko się uczysz. Jestem pewny,
że teraz ci się uda. Tylko pamiętaj, wciśnij delikatnie, bardzo
delikatnie. – Musnął wargami czubek jej nosa.
Rodrigez
przeszedł na przód pojazdu, ponownie zakręcił korbką. Cyntia
siedząc za kierownicą powtarzała sobie delikatnie, tylko
delikatnie.
– Tylko
nie ruszaj pedałów, bo mnie przejedziesz – upomniał rozbawiony.
Patrzył jak jego kobieta z uśmiechem naciska kluczyk, a potem jak
jeszcze większy i szerszy uśmiech pojawia się na jej twarzy.
Hiszpan
usiadł na miejscu pasażera i zamknął za sobą drzwi.
– Delikatnie
do przodu, powolutku – zaczął obejmując kobietę i kładąc
swoją dłoń na jej ramieniu. – No pięknie sobie radzisz –
pochwalił.
– Naprawdę
tak myślisz czy tylko tak mówisz?
– Myślę,
ale teraz w lewo, mocno, mocno, kręć, kręć. – Dopomógł jej
trochę i jakoś udało im się wymanewrować i wyjechać na prostą,
choć niewiele ich dzieliło od rowu. – Dalej już nie ma żadnych
zakrętów – powiedział.
– Mam
przystanąć?
– Nie,
skoro poradziłaś sobie na tamtym odcinku drogi, to bez wątpienia
dasz radę zawieźć swojego przyszłego męża do domu.
– Mojego
czy twojego?
– Twojego.
Mieliśmy jechać do ciebie, zapomniałaś?
– A
tak, wybacz, to stres.
– Też
się stresuję – przyznał.
– Ty,
czym? Przecież ty nie prowadzisz.
– Przypominam,
że za dziesięć dni odbędą się nasze oświadczyny, a twój
ojciec nadal darzy mnie szczerą, choć skrywaną nienawiścią, a ja
nawet nie wiem dlaczego.
– Może
postaraj się jakoś naprawić relacje z nim.
– Z
przyjemnością bym je naprawił, gdybym miał choć przypuszczenia
dlaczego się zepsuły. Jednak nie myślmy o tym teraz. Wasz język,
jest dosyć trudny. Jak to będzie, ty będziesz oświadczona, ja
zaręczony, czy odwrotnie?
– Odwrotnie,
ja będę zaręczona, a ty się po prostu oświadczysz, albo oboje
będziemy zaręczeni – wyjaśniła. Była zdziwiona, że Hektor
zapytał akurat o taką błahostkę. Wcześniej wydawało jej się,
że doskonale zna język niemiecki, choć jej zdaniem zdarzało mu
się nieco bełkotać. Hiszpanie po prostu mieli bardzo szybką mowę
i miewała trudności, by nadążyć za jego wypowiedziami.
– W
takim razie, za dziesięć dni, każdej napotkanej na moje drodze
kobiecie będę mówił łapska precz ja się już oświadczyłem,
tak?
– A
tylko spróbowałbyś powiedzieć inaczej. – Chwyciła za brodę
mężczyzny swoją małą dłoń i zmusiła by spojrzał w bok, by
móc go pocałować.
– Cyntio,
droga – uprzedził, na moment przerywając pocałunek.
– Przecież
widzę – odparła i pocałowała go znowu.
Mężczyzna
już nie protestował i nie przerywał pocałunku, ale dla
bezpieczeństwa chwycił lewą dłonią kierownicę, by jego przyszła
żona czasem nie zjechała na pobocze, ani nie wpędziła ich do
rowu.
Droga
trwała dłużej niż zwykle, gdyż Cyntia prowadziła o wiele
wolniej niż Hektor. Dojechali jednak do posiadłości Montenegro
zanim zaczęło się ściemniać. Mężczyzna zamierzał pożegnać
się z kobietą przy wejściu i odjechać do swojego domu, ale głos
Marty go zatrzymał.
– Nareszcie
wróciliście. – Wybiegła im na powitanie. – Jak było? Wszystko
już ustalone?
– Tak,
dopięte na ostatni guzik – odpowiedziała z radością.
– No
to się cieszę, dzieci.
– Dzieci?
– zaznaczył Hektor z nieukrywanym rozbawieniem. Patrzył na
kobiety, gdy te stały dwa schody wyżej niż on i obejmowały się w
pół.
– Będziesz
moim zięciem, chyba temu nie zaprzeczysz?
– Oczywiście,
że nie, ale proszę uważać. Zięcia się pani tak łatwo nie
pozbędzie. – W oku Rodrigeza pojawił się błysk grozy, ale
zarówno Cyntia jak i jej matka wzięły to za żart.
– Uwielbiam
w tobie, to niebywałe poczucie humoru. – Marta potarła ramie
przyszłego zięcia, a kiedy Cyntia postanowiła wrócić się po
ciastka do samochodu, ścisnęła Hektora mocniej za materiał
marynarki, bo ten jak zwykle nie miał na sobie płaszcza. – Musisz
mi pomóc – wysyczała.
– Co
mogę dla pani zrobić?
– Bastian
zniknął – odpowiedziała z przerażeniem. – Julia jeszcze nic
nie wie. Cyntii także nic nie mów.
– Co
ja mam z tym wspólnego?
– Masz
go odnaleźć.
– Mam?
– zdziwił się.
– Jako
przyszły członek tej rodziny, powinieneś bardziej przykładać się
do dbałości o jej interesy.
– Naturalnie.
Znajdę Browna najpóźniej do jutra rana. Muszę tylko wiedzieć
gdzie się udał i z kim.
Zarówno
Marta jak i Hektor nagle zamilkli, gdy tylko dostrzegli, że Cyntia
zbliża się do nich. Dziewczyna spojrzała raz na matkę, a raz na
przyszłego narzeczonego.
– O
czym tak szepcecie?
– Zaproponowałam
twemu Hektorowi, by został u nas na noc, w końcu pojutrze ślub
twej siostry, może mógłby pomóc w przygotowaniach.
– Usiłowałem
się wykręcić brakiem wolnej sypialni z powodu gości przybyłych
na wesele.
– Możesz
spać w moim pokoju – zaproponowała szybko Cyntia.
– To
samo mu powiedziałam – odpowiedziała Marta.
Hektor
natomiast wydawał się być bardzo zmieszany.
– A
czy miła pani chce, by jej mąż mnie zabił jeszcze przed
oficjalnym ogłoszeniem zaręczyn? – zapytał z cynicznym
uśmieszkiem.
– Mój
mąż wróci dopiero jutro rano. Dopilnuję, by nikt mu nie
powiedział. Zarówno ja jak i Cyntia będziemy trzymały się
wersji, że pan późnym wieczorem odjechał i wczesnym rankiem
przybył.
– Chyba
nie odmówisz przyszłej żonie! – krzyknęła młodsza z pań, a
Hektor uśmiechnął się przyjaźnie.
– Naturalnie,
że nie.
– Zatem
idziemy. – Cyntia pierwsza wpadła do przedpokoju i zajęła się
zdejmowaniem peleryny. Musiała poradzić sobie sama, bo przyszły
mąż wyjątkowo jej w tym nie pomógł.
– Cudownie,
jak już pani coś wymyśli, to dosłownie klękajcie i kłaniajcie
się narody – rzucił przez zęby w stronę przyszłej teściowej,
ale na tyle cicho, że jego kobieta nie mogła tego usłyszeć.
– Nie
rozumiem o co ci chodzi?
– Już
wyjaśniam. – Zerknął na to co robi Cyntia, ale ta właśnie
podeszła do pokojówki, która woziła w wózku małego Edwarda,
więc i oddaliła się na tyle, że nawet gdyby nie rozmawiali
szeptem, to ona i tak nic by z ich rozmowy nie podsłuchała. –
Otóż, czy może mi pani wyjaśnić jak ja mam szukać Browna i
jednocześnie być w pokoju z pani córką?
– Słuszna
uwaga. – Kobieta przyłożyła palec wskazujący do klatki
piersiowej Hiszpana. – Coś wymyślę. Będę cię przed nią
kryła.
– Kiepski
ze mnie czarodziej, ale rzekomo doskonały wróżbita. Wróżę nam
kłopoty, pani Marto Montenegro.
– Czy
coś się stało? – zapytała Cyntia podchodząc do narzeczonego i
matki z Edwardem na rękach.
– Nie,
skądże? Aleś ty urósł – zachwycił się Hektor nad małym
synkiem Julii. – Będziesz duży i silny. Miejmy nadzieję, że się
wdasz w ojca, tego biologicznego, a nie tego który cię uzna. –
Pogładził maluszka po policzku.
– Hektor,
możesz przestać? To naprawdę nie jest na miejscu – zwróciła mu
uwagę przyszła narzeczona.
– Cyntio,
spokojnie, on to powiedział tylko w naszym gronie. Poza tym ciężko
zaprzeczyć, że Bastian nie umie sprostać nawet najniższym moim
wymaganiom – opowiedziała się za Hektorem Marta.
– Mogę
go wziąć na ręce? – zapytał Rodrigez i wyciągnął dłonie po
chłopca.
– Poradzisz
sobie? – zdziwiła się Cyntia.
– Wydaje
mi się, że tak.
– No
dobrze, skoro chcesz. Tylko go nie upuść i trzymaj pod główką.
– Dobrze.
Tak? – dopytywał kiedy mały był już w jego ramionach.
– Tak.
Całkiem nieźle sobie radzisz – pochwaliła. – Z początku
pomyślałam, że będziesz bardziej spięty.
– Muszę
trenować. Nie wiadomo kiedy nas Bóg obdarzy takim maleństwem.
Liczę na to, że stanie się to jak najszybciej. – Uśmiechnął
się do Cyntii i musnął wargami jej skroń.
– Na
pewno będziecie mieli dużą rodzinę. Cudownie razem wyglądacie. –
Zachwycała się Marta z szerokim uśmiechem.
– To
ja zostawię panie same i pójdę z Edwardem na górę. Oddamy cię
mamusi, na pewno bardzo już za tobą tęskni.
– Ale…
– usiłowała zawołać za Hektorem Cyntia, jednak matka ją
powstrzymała.
– Niech
idzie. My w tym czasie napijemy się kawy i zjemy ciastka. Chodź do
saloniku. – Chwyciła córkę pod bok, by wspólnie przeszły przez
duże, dwuskrzydłowe drzwi.
Hektor
szedł długim korytarzem w kierunku pokoju Julii. Małego Edwarda
trzymał pewnie na rękach, o wiele pewniej niż czynił to przy
Cyntii i jej matce. Zapukał delikatnie w drzwi. Otworzyła mu
kobieta w skąpej podomce. Nie umiał powstrzymać wzroku, by nie
spojrzeć na jej duże i pełne piersi. Przekroczył próg pokoju bez
zaproszenia.
– Przyniosłem
ci syna – wyjaśnił, kładąc malca na środku łóżka, które
okryte było złotą narzutą.
– Dziękuję.
Przepraszam za mój nieodpowiedni strój, zaraz...
– Oczywiście
– odpowiedział uprzejmie. – Przebierz się, ja przy nim
posiedzę.
– Jestem
pewna, że nie musisz. Zdobyłeś już rękę mojej siostry. Wyjdzie
za ciebie, jestem tego pewna.
– Jaki
związek ma jedno z drugim? – zapytał, siadając na łóżku tuż
obok Edwarda. Rozstawił ręce wygodnie po bokach. Wychylił się
nieco, by lepiej słyszeć Julię ukrytą za parawanem.
– Nie
musisz już udawać, że lubisz mojego syna, tylko dlatego, że
Cyntia go uwielbia.
– Bardzo
surowo mnie oceniasz.
– Czyżby?
– Tak,
bo nawet nie pomyślałaś o tym, że ja naprawdę mogę lubić
dzieci.
– Wybacz,
ale od kilku dni, wszystko utwierdza mnie w przekonaniu, że tylko
mój ojciec, jako jedyny mężczyzna ze wszystkich mi znanych lubi
dzieci, a wszystkim innym są one obojętne.
– Nastrój
przedślubny widzę ci dopisuje – zakpił, ale kobieta puściła to
mimo uszu, choć może naprawdę niedosłyszała.
– Dziękuję,
że przy nim posiedziałeś. – Julia już w pełni ubrana wyszła
zza parawanu i od razu wzięła Edwarda na ręce.
– Drobiazg.
W mojej rodzinie dzieci uważano za skarby rodziny, były więc
każdego po troszku – to mówiąc wstał i dotknął nosek chłopca.
Mały
się roześmiał.
– Nie
były tylko rodziców. Dlatego przyzwyczaj się, że wujek czasami
zabierze go na spacer, wraz z Cyntią oczywiście. Przy okazji cię
też trochę odciążymy.
– Dziękuję.
– Za
co? – zdziwił się.
– Za
to, że przywracasz mi wiarę w męski gatunek człowieka.
Hektor
się roześmiał, a mały Edward mu zawtórował.
– Będę
już wracał do... właściwie już do narzeczonej. Jakoś nie mogę
się przyzwyczaić – wyznał z lekkim uśmiechem. – Spotkamy się,
mam nadzieję, na kolacji. – Ukłonił się delikatnie i zmierzał
w kierunku drzwi.
– Hektor,
zaczekaj!
– Tak.
– Ty
jeszcze sam nie wiesz w co się wpakowałeś – powiedziała smutno.
– Jak
mam rozumieć twoje słowa? – Zmarszczył czoło i nerwowo poruszył
brwiami.
– Moja
rodzina nie jest idealna, mamy dużo sekretów. Obawiam się, że
jesteś dla nas za dobry, a im głębiej w las tym więcej drzew.
Któregoś razu po prostu możesz nie odnaleźć właściwej drogi
powrotnej. – Spojrzała ze smutkiem na przyszłego szwagra.
Ten
dotknął jej ramienia.
– Nie
martw się o mnie, także nie jestem idealny i także mam swoje
sekrety. Może nawet większe niż sekrety skrywane przez waszą
rodzinę. Będę już szedł. – Nachylił się i musnął Julię w
policzek. Był to niezwykle ciepły i serdeczny gest, ale ona już w
głowie miała jedynie jego wcześniejsze słowa.
– Co
to znaczy!? – wybuchnęła niespodziewanie.
– To
znaczy, że może wcale, to nie ja jestem za dobry do waszej rodziny,
a wasza rodzina jest za dobra dla mnie.
Hektor
trzymał już dłoń na klamce, Julia wydawała się być przerażona
jego słowami, albo raczej ich wydźwiękiem. Nigdy wcześniej nie
słyszała aby mówił takim tonem.
– Jakie
masz sekrety? – spytała wprost.
– Sekrety
i tajemnice mają to do siebie, że nie wyjawia się ich obcym.
– Nie
jestem ci obca, przypominam, że będziemy rodziną.
– To
kiedy już nią będziemy, może wtedy powrócimy do tego tematu.
Póki co pozostawmy jednak pytania bez odpowiedzi. A teraz wybacz,
muszę jeszcze zobaczyć się z twoją matką. – Rodrigez ukłonił
się i chciał opuścić pokój, ale ponownie słowa Julki go
zatrzymały.
– Jeszcze
nie zostałeś mężem mojej siostry, a już jesteś na każde jej
zawołanie. Dlaczego jej tak ulegasz?
– Komu?
Cyntii?
– Mojej
matce – odpowiedziała.
– Panienki
matka wydaje się być mocnym i pewnym sprzymierzeńcem.
– A
więc spróbuj zostać jej wspólnikiem, a nie podwładnym.
– Proszę
się o mnie nie martwić, poradzę sobie sam.
– Robiąc
to co każdy? Tańcząc jak ci zagra? Bo zazwyczaj to ona wykłada
karty.
– To
tylko chwilowe, Julio. Po ślubie z twoją siostrą, to ja zacznę
rozdawać karty. Jednak nie rozumiem dlaczego nastawiasz mnie przeciw
własnej matce.
– Przyjemnie
byłoby patrzeć, jak ktoś wreszcie uciera jej nosa.
Uśmiechnęli
się do siebie.
– I
uważasz, że ja to zrobię?
– Jeśli
nie ty, to już nikt – odparła zrezygnowanym tonem.
– Masz
do mnie jakieś specjalne życzenia?
– Zdaje
sobie sprawę z tego, że nie jesteś złotą rybką, a ja nie jestem
rybakiem, który ją złowił, ale jeśli dasz mi prawo do trzech
życzeń, to znajdę coś o co mogę ciebie prosić.
– Zatem
śmiało. Jeśli tylko będę mógł i potrafił, to cię nie
zawiodę.
Edward
zaczął popłakiwać, Julia nim kołysać, a Hektor zdawał się
stać w bezruchu niczym posąg.
– Chciałabym
cię prosić byś został ojcem chrzestnym mojego syna.
– To
pierwsze z życzeń. Pozostały ci jeszcze dwa.
– Jako
mąż mojej siostry, chcę cię prosić byś zawsze był dla niej
dobry.
– Szlachetne
życzenie – stwierdził z szerokim uśmiechem.
– A
jako trzecią prośbę, chciałabym byś po ślubie z Cyntią,
znalazł dla mnie, Bastiana i mojego syna miejsce w swojej
posiadłości.
– Dlaczego?
– zdziwił się.
– Bo
nie mamy się gdzie udać, a pragnę być jak najdalej mojej matki i
mojej teściowej.
– To
nie jest aż tak daleko – przypomniał.
– Co
z życzeniami? – zapytała Julia z nadzieją.
– Pierwsze
spełnię bardzo chętnie, drugie postaram się spełnić, ale to też
zależy od Cyntii i jej postępowania, a co do trzeciego, to zobaczę
co się da zrobić. A teraz wybacz, ale naprawdę już muszę iść.
– Rozumiem
i dziękuję.
– Drobiazg
– wyszeptał patrząc jej w oczy, gdy zamykała za nim drzwi.
– Co
ty tyle czasu tam robiłeś? – naskoczyła przyszła teściowa na
przyszłego zięcia, gdy ten wyszedł z pokoju jej najstarszej córki.
– Rozmawiałem
z pani córką. – Hektor wzruszył niewinnie ramionami.
– Mam
nadzieję że ich nie mylisz. Nie są podobne, a takiej zniewagi w
życiu bym ci nie wybaczyła.
– Bez
obaw, takiego postępowania sam sobie bym nie wybaczył.
Marta
Montenegro w towarzystwie Hektora Rodrigeza, skierowała się do
jednego z wolnych i zapuszczonych pokoi, umiejscowionych na poddaszu.
– Wybacz,
za bardzo nawykłam do stylu bycia mojego drugiego zięcia.
Przeklinam dzień gdy sprowadziłam go do tego domu.
– Wybaczam
– odparł mężczyzna, zasiadając na drewnianym krześle, po
drugiej stronie stołu niż Marta. – Brown przystawiał się do
Cyntii?
– Moim
skromnym zdaniem tak.
– W
takim razie znajdę go z przyjemnością.
– Tylko
nie bij po twarzy, ma dobrze wyglądać na slajdach z kinematografu,
oraz na zdjęciach ślubnych.
– Jak
sobie pani życzy. – Mężczyzna nie potrafił powstrzymać
uśmiechu.
– Jeśli
będziesz trzymał moją stronę, to bez wątpienia daleko zajdziesz,
a lista twoich osiągnięć będzie dłuższa od niejednej litanii.
– Skąd
przekonanie, że mierzę aż tak wysoko?
– Nie
współpracowałabym z kimś kto mierzy niżej ode mnie.
– Dlatego
odsuwa pani męża na bok, od większości spraw?
– Mój
mąż ma słabe serce.
– Czasami
przychodzi mi na myśl, że dla pani jego słabe serce jest bardziej
zaletą niżeli wadą – stwierdził oskarżycielskim tonem.
– Czasami
za dużo mówisz i bywasz zbyt pewny siebie.
– Gdybym
nie był pewny siebie, to pani nie byłaby pewna mnie, ale przejdźmy
do rzeczy. Gdzie, o której i z kim wyszedł Bastian Brown?
– Z
kolegami, zaraz po tym gdy mój mąż przekazał mu czek przedślubny.
– Ze
wszystkim co mu obiecane? – przeraził się Hektor.
– Z
jedną piątą tego co mu obiecane.
– Czy
czek został zrealizowany?
– Oczywiście,
że tak. Pierwsze co uczyniłam to zatelefonowałam do banku.
– W
takim razie już wiem gdzie go szukać. – Rodrigez uśmiechnął
się z wyższością.
– Dokąd
twoim zdaniem się udał?
– Tam
gdzie udałby się każdy alkoholik i hazardzista, mający nieco
gotówki i czujący się przed ślubem niczym przed pójściem pod
gilotynę. – Wstał i zaczął przechadzać się po zaniedbanym i
zakurzonym pomieszczeniu.
– Barów
w tym mieście jest sporo – przypomniała Marta.
– Poszedł
z kolegami. Jest tylko jedno miejsce w tym mieście, które miałoby
im coś do zaoferowania.
– Powiedz
jakie to miejsce, a nie będę cię fatygowała i sama po niego
wyruszę. Wezmę do pomocy dwóch zaufanych służących, na wypadek
gdyby nie był w stanie sam wsiąść do samochodu.
– Z
całym szacunkiem, pani Montenegro, ale tam dokąd wybrał się
Bastian Brown z pewnością pani nie wpuszczą.
– A
to niby dlaczego? – oburzyła się.
– Proszę
mi wybaczyć, nie miałem niczego złego na myśli. Po prostu do
miejsca, w które poszedł pani przyszły zięć, wstęp mają tylko
mężczyźni i to mężczyźni wyglądający na bogatych, ewentualnie
umięśnieni panowie i ladacznice.
– Czyli
dostaniesz się tam bez najmniejszego problemu – stwierdziła
zadowolona.
– Tak,
ale co na to pani córka, Cyntia? – dopytywał.
– Dopilnujemy,
by się nigdy o tym nie dowiedziała, a ty zachowasz się od pokus,
by nie było żadnych niemiłych niespodzianek za dziewięć
miesięcy.
– Aż
tak mi pani ufa?
– Ufam
twojej inteligencji i zdolności logicznego myślenia. Wydaje mi się,
iż sam potrafisz oszacować, że i bez twoich wyskoków ta rodzina
ma dość skandali. Będziesz częścią tej rodziny, nie zapominaj o
tym.
– Będę
pamiętał, ale pani niech pamięta, by oddać mi przysługę w
odpowiednim momencie.
– Zapewniam,
że potrafię się odwdzięczyć.
– Szczerze
na to liczę.
– Idź
już, a ja przypilnuje twojej przyszłej żony, by czasami niczego
nie podejrzewała. Wróć z jakimś upominkiem dla niej, to
skutecznie zamydli jej oczy.
– Bez
obaw, umiem sobie radzić z własną narzeczoną. – Hektor
nieśpiesznie opuścił pokój, zamykając za sobą drzwi.
Rodrigez
idąc pośpiesznie szerokim korytarzem po czerwonym dywanie, natrafił
na Cyntie. Uśmiechnął się uroczo. Dziewczyna odwzajemniła
uśmiech.
– Szukałam
cię – powiedziała, chwytając jego męskie przedramiona w swoje
drobne dłonie z krótkimi paznokciami.
– Naprawdę?
– Oczywiście.
Wspominałeś o walcu wiedeńskim. Odpowiadałby ci jako pierwszy
taniec?
– Zaręczynowy
taniec? – zdziwił się.
– Weselny
– odpowiedziała radośnie, trącając go w nos, następnie
przejechała opuszkiem w dół aż do ust.
Hektor
delikatnie, aczkolwiek pośpiesznie przygryzł jej palec ustami.
– Głuptas
– zawołała.
– Być
może, ale ten głuptas ma dla ciebie niespodziankę.
– Jaką?
– Nigdy
się nie dowiesz jeśli mnie nie wypuścisz.
– Hektor,
ale zdradź mi coś.
– To
ma związek z naszymi zaręczynami. – Cmoknął w policzek
narzeczoną. – Kocham cię nad życie, ale nigdzie się stąd nie
ruszaj. Obiecasz mi to?
– Przecież
nigdzie się nie wybieram. Jestem zmęczona.
– W
takim razie zdrzemnij się przed kolacją – zaproponował.
– Może
masz rację, zrobię tak. Hektor, ale na kolacje zdążysz? –
upewniała się, a przed oczami, w swych marzeniach już miała na
palcu złoty, zaręczynowy pierścionek, którego do tej pory się
nie doczekała.
– Powinienem.
Chodź, odprowadzę cię do pokoju. – Nieśpiesznie odprowadził
dziewczynę przed drzwi jej sypialni, a gdy te tylko zamknęły się
za nią, on niemal od razu zbiegł na dół, wsiadł do samochodu i
ruszył do Laguny, karczmy umieszczonej na przedmieściach,
mającej to do siebie, że serwowali tam nie tylko mocne trunki i gry
hazardowe, ale także, a może właśnie przede wszystkim, piękne i
łatwe kobiety.
Zachęcam też do obejrzenia, byście wiedzieli jaka piosenka była natchnieniem do stworzenia wielu rozdziałów tego opowiadania:
Szkoda,że Hektor nie był tak skory do przycięcia swojej brody jak do zgody na ten tort.
OdpowiedzUsuńMarta Montenegro naprawdę potrafi być pomocna ... szkoda,że tylko wtedy gdy widzi w tym jakiś interes.
Genialne to było jak sama,,wpychała" córce faceta do łóżka.
Tutaj Hektor i Cyntia potrafili jeszcze osiągać kompromis, Hektor zgodził się na tort, ale na przycięcie brody już nie i Cyntia odpuściła, bo nie można mieć wszystkiego od razu :) W sumie zachowywali się jak każda młoda para zakochanych - bawili się, śmiali i żartowali.
OdpowiedzUsuńMarta Montenegro zrobi wszystko żeby było tak jak ona chcę.
Masz rację Kari, tutaj Cyntia i Hektor zachowywali się jak większość młodych ludzi, którzy są w sobie zakochani, wybierali tort, przekomarzali się przy tym, to takie miłe i zwyczajne. Tylko Marta jak zawsze przebiegła, dąży do celu, robiła wszystko byle tylko wepchnąć Hektora do łóżka Cyntii.
OdpowiedzUsuńJak się czyta o Cyntii i Hektorze to wydaje się jakby bez siebie żyć nie mogli, tacy mili dla siebie, zgodni, aż do przesady. No ale lepiej tak, niż żeby mieli sobie skakać do oczu o byle co. Nie da się tez ukryć, że ta mroczniejsza strona Hektora coraz bardziej się ujawnia, aż można samemu poczuć niepokój, że jednak coś będzie nie tak.
OdpowiedzUsuńZdziwiła mnie Julia, najpierw tak bardzo chce by Cyntii udało się zdobyć Hektora, a teraz sama go przestrzega przed jej rodziną :/
Ciekawe jakich argumentów użyje Hektor by sprowadzić Bastiana do domu. Dziwne, że Marta nie przewidziała, że tak postąpi jej przyszły zięciu po otrzymaniu pieniędzy i widać, że bardziej zależy jej na opinii niż na córce bo gdyby było inaczej to nie pchałaby Julii w jego ręce. Dlatego też nie zaskoczyło mnie, że Julia chce się od niej uwolnić.
Marta, jakim cudem ona matką jest, zależy jej tylko na nazwisku. To jak w dzisiejszych czasach wielu ludzi dostosowuje się pod innych, bo ludzie pieprzyć będą, człowiek przez to wszystko staje się fałszywy, zakłamany, zaczyna robić wszystko jak należy, bo ludzią się nie podoba, to właśnie Marta taka się stała. Od zawsze byli ludzie, którzy chcieli mieć nienaganną postawę, bo boją się głośno powiedzieć swoje zdanie, trochę egoiści, nie myślą o rodzinie, dokładnie tak jak Marta.
OdpowiedzUsuńZgadzam sie z dziewczynami Cyntia i Hektor są tutaj jak większość ludzi planująca ślub radości nie rozlaczni scena w cukierni boska:-)
OdpowiedzUsuńCynthia i Hektor są zbyt idealni. Hektor zwłaszcza, ponieważ Cynthia zdaje się być typową, zakochaną po uszy kobietą. Chyba każda z nas uwielbia tego typu mężczyzn. :) Jestem ciekawa co za (mam nadzieję) mroczne sekrety skrywa bohater.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział, tylko z początku miałam wrażenie, że czegoś mi brakuje - a mianowicie jak to się stało, że Hektor poprosił o rękę Cyntię? Nie napisałeś tego fragmentu, więc muszę sobie to jakoś wyobrazić :)
OdpowiedzUsuńNajpierw uwagi:
zjeść dobre, przesłodzone i o wiele za duże jak na jedną porcje ciastko.
porcję
i co jakiś czas popukiwała swojego partnera w klatkę piersiową albo w ramie.
ramię
oblane czekoladą na około których
naokoło
przystanął na jej propozycje.
propozycję
A jeśli coś zepsuje?
zepsuję
Hektor przeszedł na przód pojazdu,
naprzód
Może postaraj się jakoś naprawić relacje z nim.
relację
Marta potarła ramie przyszłego zięcia, a kiedy Cyntia postanowiła wrócić się po ciastka do samochodu, ścisnęła Hektora mocniej za ramie.
ramię, dwa razy
Dziękuje. Przepraszam za mój nieodpowiedni strój
Dziękuję
Dziękuje, że przy nim posiedziałeś.
Dziękuję
– Dziękuje.
– Za co? – zdziwił się.
Dziękuję
Zdaje sobie sprawę z tego, że nie jesteś złotą rybką,
Zdaję
– Rozumiem i dziękuje.
dziękuję
Idź już, a ja przypilnuje twojej przyszłej żony,
przypilnuję
Może masz racje, zrobię tak. Hektor, ale na kolacje zdążysz?
rację
Marta jest okropna matką, wie jaki jest jej przyszły zięć a dalej chce jego ślubu ze swoją córką… Zachowuje się tak jakby zależało jej tylko na odnowie reputacji, a nie na szczęściu Julii :(
Scena początkowa bardzo przyjemna, dobrze, że Cyntia i Hektor znaleźli kompromis i nie kłócili się, teraz na pewno wiem, że mogliby stworzyć udany związek gdyby pracowali nad sobą :)
Julii mi żal, bo myśli, że nikt z mężczyzn nie darzy jej synka szacunkiem i miłością oprócz jej ojca. To przykre bo dziecko, to dziecko, jest niczemu winne. Dobrze, że Bastion okaże się nie być łajdakiem i przywiąże się do malca, dobrze kojarzę? Bo zradzałeś mi trochę ten kawałek fabuły :)
Wreszcie jestem na bieżąco, dodałam siebie do obserwatorów, tak żeby wiedzieć kiedy dajesz następny post.
Pozdrawiam
amandiolabadeo.blogspot.com
Lubię Hektora, fajny jest i taki potulny widać, że kocha Cyntie albo chce sie jej przymilić, że się na wszystko zgadza i jej ulega, no prócz tej brody no ale...
OdpowiedzUsuńJa naprawdę nie wiem jak rodzice Cyntii pozwolili, żeby Julia wyszła za Bastiana, rozumiem, że posiadanie "bękarta" w tamtych czasach to hańba dla rodziny ale czy posiadanie zięcia alkoholika i hazardzisty jest w porządku?
To, że Hektor ulega tak matce przyszłej żony znaczy pewnie to, że ma w tym swój interes.
Hejo! :3
OdpowiedzUsuńZupełnie inaczej czyta się takie krótsze rozdziały xD
Współczuję trochę Hektorowi, że Cyntia go wrabia. Biedak niczego nie wie, a później wszystko wyjdzie na jaw. Jestem ciekawa reakcji jak dowie się, że nie jest ojcem dziecka. Może jeszcze nie czas na takie przemyślenia, ale bardzo mnie to ciekawi. Wydaje mi się, że zareaguje agresją.
Heh. Jeszcze się nie pobrali, on już myśli nad założeniem rodziny. Nie wiem, czy to dobrze. Jeszcze wiele rzeczy w międzyczasie może się wydarzyć. Ważne, że rodzice Cyntii go akceptują. Na razie nie jest źle.
Zaskoczyło mnie zniknięcie Bastiana. Przed ślubem! Mam nadzieję, że Hector go znajdzie.
Jaka to niespodzianka...? xD
Maggie
Robi się coraz ciekawiej ;3
OdpowiedzUsuńNie lubię Marty :{
Cynthia wydaje się być zakochana w Hektorze :/ a może to tylko pozory? W końcu musi znaleźć ojca dla dziecka...
Jesrem strasznie ciekawą tej niespodzianki. Bardzo XD
W końcu się dowiedziałam w jamim państwie toczy się akcja. Niemcy. Uwielbiam ten kraj :P
Bardzo ciekawy rozdział, zwłaszcza początek. Myslalam, że chodzi o przyjęcie siostry Cythi a tu proszę... Zdziwiłam się bardzo, ale to było miłe zaskoczenie :D
Chyba znajdę jeszcze siły na jeden rozdział :P
Tak. Jeden rozdział i idę spać :P
Pozdrawiam!
Bastian zniknął dwa dni przed ślubem. Ciekawe dlaczego. Jak wyszedł z częścią przydzielonego majątku to pewnie to jakoś przepuści.
OdpowiedzUsuńNo to ciekawe co zrobi Hektor jak mu Cyntia nie jego dziecko urodzi. Myśle, że zadowolony nie będzie.
Będę czytać dalej.
Nigdy nie jadłam różowego tortu, sama spróbowałabym go :) Fajnie, że Hektor nauczył prowadzić Cyntię, chociaż później obróci się to przeciwko niemu.
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej nienawidzę Marty.
Hmm... czy coś mnie ominęło? Nagle Cyntia i Hektor są tak blisko wspólnej przyszłości? A gdzie te romantyczne zbliżenia, jak pocałunki w śniegu, gdzie to słynne pierwsze kocham cię? Ach, w tym rozdziale, szkoda, że potraktowane tak po macoszemu. "Kocham cię nad życie" - ta....
OdpowiedzUsuń"Tylko nie bij po twarzy, ma dobrze wyglądać na slajdach z kinematografu, oraz na zdjęciach ślubnych." Dzizas jaka ta Marta jest głupia, dobrze, że nie żyję w tamtych czasach, bo bym umarła, mając do czynienia z ludźmi, którymi zależy tylko na tym "co inni powiedzą" i jaki jest stan majątku. Fuj.
Hektor wdaje się w szemrane interesy, Cyntia zaciążona... wszyscy są u Ciebie jacyś śliscy. Rzeczywiście nieidealna ta rodzina.
"– Chcę taki różowy – stwierdziła i w sekundę po tym złapała Hektora za marynarkę, dosłownie uwiesiła się na jego ubraniu. – Proszę, proszę, zgódź się." Wybacz, ale... ekhe... pedofilią zaleciało XD
Fajnie, że Hektor pozwolił Cyntii prowadzić, zaskoczył mnie.
Następny rozdział zapowiada się ciekawie, zastanawiam się gdzie Bastian i jak Hektor go przywróci do porządku.
Wróciłam się do spisu treści, żeby sprawdzić, czy nie ominęłam jakiegoś rozdziału. Ale nie. Kiedy Hektor i Cyntia zdążyli zdecydować, że się pobiorą? Ja wiem, że w tamtych czasach to wszystko działo się jakoś tak szybko, ale o ile dobrze pamiętam, na końcu poprzedniego rozdziału była między nimi taka... niezręczność spowodowana wyskokami Cyntii. A tu nagle przyjęcie zaręczynowe? No cóż, wygląda na to, że doszli do porozumienia.
OdpowiedzUsuńCzyż Hektor nie jest przecudny? Taki troskliwy w stosunku do małego Edwarda. "Muszę trenować. Nie wiadomo kiedy nas Bóg obdarzy takim maleństwem." - Padłam. On się nawet nie domyśla, biedny :P Fajnie, że przywraca Julii wiarę w rodzaj męski, ktoś musi.
Ech, ta Marta. Ona wiecznie coś kombinuje. Może i nie mam stuprocentowej wiedzy z tego co wypada i co nie wypada, ale wydaje mi się, że mężczyzna nie powinien spędzać nocy w pokoju swojej przyszłej żony przed ślubem. A Marta się na to zgodziła. Aż tak bardzo lubi Hektora? Nie boi się, co powiedzą ludzie? No bo przecież ktoś może przyuważyć...
Ach, ten Bastek. Poszedł z kolegami na panienki czy tam na piwko i jeszcze nie wrócił. Taki trochę Kac Vegas, nie? :P Ciekawe czy miał zamiar wrócić sam, czy może się rozmyślił i jednak nie chce wiązać się z Julią. Chociaż wydaje mi się, że jeśli chodzi o to drugie to chyba nie ma wyboru, bo przecież jest spłukany. Ach, co to będzie? Zaraz się przekonamy :)
Kolejny popis uroku osobistego. Tak mogę określić początek tego rozdziału. Trochę zdziwiło mnie, że wyraźnie doszło już do poważniejszych planów i para planuje swoje zaręczyny? W każdym bądź razie ten początek był uroczy. Ten wybór tortu, potem próba prowadzenia auta. Ogólnie Hektor w tym rozdziale zmienił się w idealnego człowieka. Wzorowy ukochany, wspaniały zięć i jeszcze świetny materiał na ojca. Oj, nie, nie. Ja tego nie kupuję.
OdpowiedzUsuńBastian poszedł się szlajać, ale czy nie zasługuje na wieczór kawalerski? Nie no śmieję się tylko. Te jego nałogi dały o sobie znać, a wygląda na to, że Hektor jednak nie pospieszy mu z pomocą jak książę na białym rumaku. Sorry, stanowczo za mało dzisiaj spałam.
Oni są naprawdę uroczy! Te ich przepychanki słowne i flirt bardzo mi się podobają, ale matka Cyntii, cwana kobieta muszę przyznać.
OdpowiedzUsuńhttp://tyranniezgodny.blogspot.com/
No dobra, jeszcze jeden, ostatni na dzis :p
OdpowiedzUsuńCyntia i jej różowy tort, och prawdziwa kobieta, białą to będzie miałą suknię, tort musi byc różowy :)
Usuń– W takim razie, za dziesięć dni, każdej napotkanej na moje drodze kobiecie będę mówił „łapska precz ja się już oświadczyłem”, tak?
– A tylko spróbowałbyś powiedzieć inaczej.
świetny fragment :)
– Muszę trenować. Nie wiadomo kiedy nas Bóg obdarzy takim maleństwem.
Jak to kiedy? za niecałe dziewięc miesiecy, szkoda tylko, ze jeszcze o tym nie wiesz! :)
Marta trochę się zagalopowała, nakazała Hektorowi znaleźc Bastiana a równocześnie spędzic noc w ich domu, no nie rozdwoi się facet, prawda?
Julia jest trochę bezczelan ostrzega go przed swoja rodziną mówiąc, ze ma wiele wad i tajemnic, a sama knuje przeciko niemu, usilnie wrabiajac go w dziecko.
Szczyt chamstawa!
– Tylko nie bij po twarzy, ma dobrze wyglądać na slajdach z kinematografu, oraz na zdjęciach ślubnych.
jesteś mistrzem :p
Bastian zabalował w karczmie na obrzeżasz miasta. Coś czuję, ze kiedy Hektor już go znajdzie to to spotkanie nie będzie należało do najprzyjemniejszych, zważając na szczegól, który zdradziła mu Marta, kiedyś Brown przystawiał się do Cyntii.
Ten rozdział z z racji tego, ze był krótki szybko przerobiłam :* zostało mi jeszcze tylko (aż) trzydzieści kilka, o matulu :)
Różowy tort... xD
UsuńCo do świetnego fragmentu, to Cyntia będzie miała jeszcze okazje w dalszych rozdziałach pokazać odrobinkę zazdrości. Właściwie to nie odrobinkę, a całą masę zazdrości, lawinę wręcz.
Wiedziałem, że ludzie zwrócą uwagę na ten fragment Hektora z dzieckiem i jego słowa. Biedny taki on, żyjący w niewiedzy.
Ubawiłem się jak czytałem "nie rozdwoi się facet, prawda?", bo w przypadku Hektora rozdwojenie się może nie być takie trudne jak się wydaje, ale masz rację, w tym przypadku się nie rozdwoi i będzie awanturka i pretensje Cyntii, bo facet wróci pobity.
Julia to w ogóle jest bardzo podobna do matki.
Marta i jej troska o rodzinę i brak skandalu. Będzie taka fajna sytuacja, gdy Hektor się wkurzy na żonę "tylko nie policzkuj publicznie, Hektor, słyszysz!?".
Myślę, że nawet się nie spodziewasz tego co w tej karczmie się wydarzy. Obawiam się też, że po kolejnym rozdziale znielubisz Rodrigeza.
Tylko i aż to pojęcia względne. Bycia na bieżąco nie wymagam, bo chyba będzie to niemożliwe patrząc na fakt, że jeszcze dziś dodam jeden rozdział.
Pozdrawiam.
Niebieski tort, to ja rozumiem. Przynajmniej smerfnie by było xD
OdpowiedzUsuńFragment o prowadzeniu samochodu przypomniał mi moje pierwsze potyczki za kółkiem. Echh… Chciałabym, żeby wtedy poszło mi tak jak Cyntii. ;))
Nadal bardzo przyjemnie mi się żyło z Julią. Z Cyntią sytuacja bez zmian. Rozpieszczone babsko, ot co. Boję się pomyśleć, co będzie, jak oni – Rodrigezowie – już będą „geheiratet” – czy oni się aby nie zagryzą? W sumie… Wnioskując po prologu, jakoś to będzie.
Przynam, że i Hektor powoli zaczyna mi działać na nerwy. Z jednej strony go cenię – w prologu świetny ojciec, tutaj czuły narzeczony, ogólnie bardzo ogarnięty człowiek. Ale te jego wahania nastrojów, niekontrolowane wybuchy złości – nie wytrzymałabym z kimś takim. Może dlatego, że czytając takie rzeczy, uświadamiam sobie, że w gruncie rzeczy mam podobnie? XD
Hagiri z Rozmów Międzymiastowych
P.S.: Wiem, że te moje komentarze jakieś takie chaotyczne i krótkie, ale stwierdziłam, że na razie je tak zostawię. A potem, jak mi się coś jeszcze nasunie, to dopiszę przy najbliższej okazji. :)
Rodrigez to taki rycerz, ale nie na białym koniu, a na czarnym.
OdpowiedzUsuńPod płaszczem skrywa nie tylko szlachetne zamiary, ale także te o wiele bardziej przerażające... Ma duże ambicje i obawiam się, że tak do końca nie byłby w stanie chronić Cyntii. W sensie, że gdyby miał oddać za nią życie, to nie zrobiłby tego.
Julia ma przesrane... To straszne jakiego męża ona i rodzice wybrali... To naprawdę okrutne i zatrważające. Ten cały Bastian to najgorszy typ mężczyzny: lubi pieniądze, lubi kurwy i w dodatku za grosz nie ma przyzwoitości.
Bo niby nazwisko ma szlachetne?
Będąc na miejscu Juliana i Marty wolałabym skromniejszego faceta, który ma może mniejszy status w społeczeństwie, ale uchodzi za dżentelmena i jest taktowny.
Węszę skandal na tym ich ślubie.
Nazwisko Montenegro raczej już nigdy nie będzie szczyciło się czymś więcej niż tylko tajemnicami i spiskami.
Jakoś w tym opowiadaniu nie widzę nikogo kto jest skromny, krystaliczny i dobry.
Każdy bohater ma w sobie tyle wad i złych cech, że aż trudno kogokolwiek mi z nich polubić.
Pozdrawiam :)
Ps. Te obrazki w ramkach dodają opowiadaniu charakteru. Naprawdę są wspaniałe :)
Jakoś ten rozdział wydał mi się krótszy niż poprzednie. Nie wiem. Może i mylę się pod tym względem. Niemniej jednak przyjemnie mi się go czytało.
OdpowiedzUsuńA więc doszło do tego, że mamy przygotowania do przyjęcia zaręczynowego. Normalnie, aż muszę zauważyć, że zarówno Cyntia, jak i Hektor wydali się spokojniejsi w tej notce. Plus chłopak dał prowadzić swojej narzeczonej! Nie powiem, ale tego jakoś się po nim nie spodziewałam. Jak widać jeszcze potrafi mnie zaskoczyć.
Obawiam się tego ślubu Julii. Wydaje mi się nawet, że nie bez powodu. W końcu jej przyszły mąż już się ulotnił, a dostał dopiero jedną piątą obiecanej zapłaty. Cóż... Po ślubie zapewne wystarczy tylko kilka dnia, aby przetrawił wszystko...
Tak jeszcze swoją drogą. Hektor naprawdę zgodził się na różowy tort? Podziwiam jego starania do kompromisów :)
Chwała Ci za to, że rozdział nie jest tak długi jak poprzednie, bo dzisiaj chyba nie byłabym w stanie przetrawić niczego dłuższego.
OdpowiedzUsuńCyntia w dalszym ciągu niczym mnie do siebie nie przekonała, sama jest winna zaistniałej sytuacji. Gdyby wtedy pomyślała, teraz na gwałt nie musiałaby szukać ojca dla swojego dziecka. A Hektorowi współczuje.. nawet się niczego nie domyśla.
Ale różowy tort wygrał wszystko <3
Coś mi się wydaje, że Hektor zaskoczy mnie bardzo mocno i raczej w negatywnym znaczeniu..
OdpowiedzUsuńJejku, dlaczego ty piszesz tak wspaniale? :O
Wszystko jest takie realne, poukładane :O
Gratuluję pomysłu oraz dobrego go wykorzystania! :)
truelifebydamien.blogspot.com
Fajne opowiadanie widać że Hektor i Cyntia tworzą fajną pare.Zaskoczyło mnie że Hektor zgodził sie na różowy tort.
OdpowiedzUsuńMoże i Hektor cały czas próbuje mnie do siebie przekonać, ale za każdym razem gdy jestem juz blisko coś odwala. Nadal go nie lubię. Nawet po przeczytaniu końcówki. Mam nadzieję, że Cyntia będzie w Williamem. Nie mogę się tego doczekać.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o błędy to chyba jakieś były, ale znow czytałam na raty, w ciągu kilku dni i nie pamiętam już.
Marta chyba miała mnie do siebie zniechęcić, ale ja całkiem Lubię( odmieniec jak zawsze ). Jedyna postać, do której nie mam się czego przyczepić to tylko Julia. Jej nie mam co zarzucić. Cyntia i Laura ( chyba tak miała na imię siostra Hektora xd ) zachowują się jak dzieci z podstawówki. Hektor to wogule najgorsza postać w tej historii, już bardziej wolę Sebastiana.
Moje przemyślenie że Cyntia ma ok 12 lat udowodniło wydarzenie gdy wybierali tort ślubny. Serio? No serio? ;o
Nie pamiętam czy podawałeś jej wiek, ale jak z czytania wnioskuję, że 12 latka i ponad 30 latek to obrzydliwe połączenie.
Pozdrawiam i życzę sobie żeby Hektor zniknął;D
Kasyczi.blogspot.com
Znów nie mogę wstawić jednego komentarza...
OdpowiedzUsuńCzek bez pokrycia? Czyżby Rodrigez miał jakieś problemy finansowe? Czy owi panowie chcieli spsuć mu tylko krew? Swoją drogą spodziewałam się dla Rodrigeza nieco więcej szacunku ze strony pracowników.
Kim jest Amanda i jej dzieci? Mała Emilka powiedziała do Hektora tata, ale czy to naprawdę jest jej ojciec? Amanda ma jakieś problemy z mężem - czy powodem jest to, że Hektor jest ojcem któregoś(lub obojga) z dzieci? I czym się zajmuje ta Amanda(wyłapałam wzmiankę o burdelu)? Prowadzi go czy sama świadczy usługi? Jeśli to drugie, to, to może być powodem, dla którego nie dogaduje się z Markiem. I dobrze rozumiem, że poprzedniej nocy Hektor z nią spał? A gdzie jego wielka miłość do Cyntii?
Boże, współczuje Hektorowi tej farsy przy wyborze zaproszeń na zaręczyny. Czekam, co będzie, kiedy będą wybierać zaproszenia na ślub. Mi wybór Cyntii i Hektora zupełnie nie przypadł do gustu. Jednak pozostaję przy swoim - w kolorze ecruu lub złamanej bieli. Swoją drogą - kiedyś, to wszystko działo się tak szybko. Znają się niespełna miesiąc, a wybierają już tort na swoje przyjęcie zaręczynowe. Teraz są przypadki, że ludzie są ze sobą dziesięć i w żadnym wypadku nie planują ślubu.
Przy wyborze tortu Cyntia sama sobie zaprzeczyła, mówiąc: "To jest NASZ dzień, powinien MI się podobać". Na jej ekscytacje i prośby, żeby tort był różowy, zaproszenia różowe, wszystko różowe tylko kręcę głową. To zabawne, że Hektor jej tak we wszystkim ustępuje. Pokazałeś tu jego taką typową męską reakcje na tego typu przygotowania - chodzi za nią jak straceniec, zgadzając się na wszystko i błagając tylko w duchu, żeby już się skończyło.
Dlaczego mnie nikt tak miło nie uczył jeździć samochodem? Chwali ją, głaska, całuje, a na mnie to się tylko darli i darli. W tym Hektor ma u mnie plus, kolejny. Swoją drogą, Cyntia nieźle sobie radzi. Kieruje po raz pierwszy, a nie boi się rozpraszać, całując Hektora.
Ciekawa jestem, o co chodzi Hektorowi z "zięcia się pani tak szybko nie pozbędzie" - to ma zapewne jakiś związek z jego rozmową z Julianem. Co w takim razie chce zrobić?
A więc moja ulubiona postać Bastiana zniknęła - co za nieszczęście! Ciekawa jestem, co zrobi Hektor, żeby go odnaleźć i gdzie on właściwie jest. Tak samo, jak ojciec Cyntii - jego także nie ma, więc gdzie jest?
UsuńHektor przed kobietami udawał, że nie umie trzymać dzieci. Później się jednak okazało, że to nie pierwszyzna, więc ponawiam pytanie z komentarza pod poprzednim rozdziałem - gdzie jest jego dziecko i z kim je miał?
Julię chyba tknęło sumienie, że to ona wpadła na pomysł, żeby wrobić Hektora w dziecko. Jego szczera odpowiedź jednak mnie zaskoczyła - jeśli ma sporo "za uszami", dlaczego wyciąga to teraz, gdy jeszcze zbyt dobrze nie wszedł do rodziny? Oczywiście, to żadne konkrety, ale jednak to budzi pewne obawy. Tym bardziej się zdziwiłam, że Julia poprosiła Hektora o bycie chrzestnym oraz o to, żeby znalazł dla nich miejsce u siebie. Byłam pewna, że dziewczyna będzie do niego nieufna, prawie jak Julian. Ona zdaje się mu jednak ufać, a nawet lubić.
Z początku myślałam, że to Julian trzyma pieczę nad wszystkim w domu. Teraz widzę jednak, że tą osobą jest Marta, która jest bardzo władcza i pewna siebie, niemal jak Hektor. Julia ma jednak do niej dziwny stosunek - dlaczego? Może nie akceptuje jej władczości i oczekiwania, że będzie każdemu dyktować, co ma robić, ale w takim razie, dlaczego lubi Hektora? On też tak robi. Może przy niej do końca tego nie okazuje, ale widać to po sposobie wysławiania się.
Hektor jest zupełnie inny przy Cyntii, zupełnie inny, gdy jest sam z którymś z członków jej rodziny, inny do swojej siostry, pracowników itd. - jakby miał rozdwojenie jaźni. Zastanawiam się, która z twarzy jest prawdziwa?
Miałeś racje, co rozdział to samo. Na część pytań dostaję odpowiedzi, ale za to zalewa mnie fala kolejnych, których jest tylko więcej i więcej.
Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się równie szybko. Chcę zobaczyć ten "wieczór kawalerski" Bastiana i reakcję Julii, gdy(o ile) się dowie. O reszcie scen nawet nie wspomnę, bo znów zacznę snuć swoje wizje, co do poszczególnych części i do rana nie napiszę tego komentarza. :)
Jak dla mnie, to rozdział może pojawić się nawet jeszcze w lutym, jeśli masz wątpliwości, kiedy go dodać(nie widzę wzmianki z datą...). Uważam nawet, że to świetny pomysł :)
Pozdrawiam.
Ostatnie rozdziały zawierały w sobie bardzo dużo różnorodnych elementów. Z jednej strony związek Cynthii i Hektora rozwinął się na tyle, że czekają na zaręczyny. W końcu dziewczyna musi się spieszyć, bo niedługo jej ciąża zacznie być widoczna. Ich związek jest chyba dość skomplikowany, wygląda na zderzenie się dwóch silnych charakterów, które nie do końca znoszą sprzeciw. Póki co w tej "rywalizacji" wydaje się wygrywać Hektor, chociaż wpływ Cynthii na jego zachowanie jest coraz większy. Co raz pojawiają się też pewne niejasne wątki związane z przeszłością Hektora - tajemnicze pokojówki czy też słowa Juliana o niesławie rodziny Rodrigez i tajemniczym pojedynku bohatera z bratem. Zakładam, że stopniowo będę mógł się dowiedzieć o nim coraz więcej i bardzo się z tego cieszę bo jestem tej postaci strasznie ciekawy :) Jego wybuchy są często niczym nieusprawiedliwione, do pewnego stopnia można mówić, że zależy mu na Cynthii, na jej bezpieczeństwie, ale z drugiej strony momentami przesadza. Bastian nie dał się polubić, przynajmniej do tej pory. Z kolei dała się mocno polubić Laura, aczkolwiek wolałbym żeby Hektor traktował ją lepiej. No nic, czekam z niecierpliwością na kontynuację, pozdrawiam i życzę dużo inspiracji :)
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że Hektor i Cynthia doszli do porozumienia. Trudno mi powiedzieć czy to dobry wybór, cały czas nie jestem do końca przekonana co do mężczyzny. Jestem za to bardzo ciekawa jakie tajemnice za sobą skrywa. Z drugiej strony doceniam jego chęć pomocy i widzę wyraźny kontrast między nim a Bastianem, którego wprost nie znoszę, przynajmniej póki co. Ten rozdział tylko utwierdził mnie w niechęci do niego. Cóż, relacja Hektora i Cynthii z pewnością niejednokrotnie będzie burzliwa, będę czekała na dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuńWybacz mi również, że przybywam z komentarzami tutaj tak późno, ale ostatnio jestem ciągle zabiegana i mam na wszystko bardzo mało czasu. Jak mnie nie będzie dłużej, to nie dlatego, że postanowiłam zrezygnować z opowiadania, ale dlatego, że po prostu nie ma mnie w blogosferze. W każdym bądź razie powrócę tu szybciej bądź później.
Pozdrawiam,
Sky.
Straszne są te przygotowania do zaręczyn.Wybór zaproszeń, tortu... Co się będzie działo podczas przygotowań do ślubu... Ja bym się tak nie upierała jak Cyntia. W sumie jakie znaczenie ma wzór zaproszeń? Rozumiem, że chodzi o to, co ludzie powiedzą.
OdpowiedzUsuńMarta załatwia po kryjomu swoje sprawy. Słabe serce męża naprawdę jest dla niej błogosławieństwem. W Hektorze znalazła sobie sojusznika.
Bastian nadal podtrzymuje o sobie opinię dupka.