Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem – Rozdział 1: Drogą przypadku
Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek
Hektor
zatrzymał samochód przed samą bramą z już rdzewiejącej stali.
Spojrzał na wielką posiadłość, liczne rzeźby i fontannę
widoczną poprzez kraty. Następnie zerknął na Cyntie.
– To
tutaj? – spytał uprzejmie.
– Tak,
pójdę sama, możesz już wracać do domu.
– Ależ
nie martw się tak o mój powrót. Znajdę jeszcze chwilę czasu na
odprowadzenie panienki. – Hektor wysiadł z wozu, zbliżył się do
muru, do którego przytwierdzona była brama i pociągnął za
sznurek wprawiając dzwon w ruch. Nie tylko ten zewnętrzny właśnie
wybrzmiał, ale też ten umiejscowiony w pokoju służby. Powrócił
do samochodu i postanowił zaczekać.
– Jeśli
martwisz się zwrotem ubrania, to…
– Cyntio,
naprawdę sądzisz, że mogłoby mi zależeć na jednej koszuli i
parze spodni? Odprowadzę cię, bo chcę mieć pewność, że
trafiłaś bezpiecznie do domu. Uznaj to za dżentelmeńską
przysługę.
– Jesteśmy
pod moim domem, nie zabłądzę, trafię sama – upierała się.
– Pewności
nigdy nie ma, w końcu już raz zbłądziłaś. – Uśmiechnął się
chłodno.
– Za
daleko się zapuściłam w drogę – burknęła niechętnie.
– Wolę
mieć pewność, że tym razem będziesz zmierzała w odpowiednim
kierunku, prosto pod drzwi swojego pokoju, dlatego zamierzam tego
dopilnować.
– Jesteś
uparty.
– Jak
każdy stary kawaler – odrzekł.
Dwóch
służących zaczęło mocować się z bramą, a Hektor zanim ruszył
samochodem przed siebie, zerknął jeszcze na chmury. Zdawały się
być ciężkie, burzowe.
– Czy
w tym mieście deszcze są aż tak nazbyt częste? – zapytał
Cyntii.
– Tylko
jesienią i latem, ale latem to ciepłe burze, po których powietrze
staje się lżejsze.
– Tak
jak po kłótni kochanków – zaczął zbytnio śmiało. – Wybacz,
po prostu słyszałem kiedyś takie porównanie. Nie powinienem go
używać przy damie.
– Nic
się nie stało. Naprawdę trafione porównanie. Pogratuluj tej
osobie jasności spojrzenia i zabarwienia humorystycznego.
– Przekażę,
jeszcze w tym tygodniu będę miał ku temu okazje. Tą osobą jest
moja siostra – wyjawił.
Kiedy
mijali bramę, Cyntia była coraz bardziej poddenerwowana, choć
starała się zachować pozorny chłód. Hektor jednak zerkał na nią
i dał radę wyczytać z ruchu jej ciała, że coś jest nie w
porządku. Pewnie nabroiła i teraz boi się powrotu –
pomyślał. Te przypuszczenia były jeszcze jednym z powodów, dla
których chciał ją odprowadzić. Niczym prawdziwy dżentelmen
wysiadł pierwszy i otworzył przed dziewczyną drzwi samochodu,
następnie rozwarł przed jej obliczem te wejściowe.
– Panienko
Montenegro, pani ojciec… – zaczął jeden z lokai.
– Co
z moim ojcem!? – krzyknęła.
– Na
górze czeka pani ma… – lokaj nie zdążył udzielić odpowiedzi
na pytanie Cyntii, gdyż ta już pognała do góry po szerokich i
lekko zakręconych schodach, wyłożonych czerwonym dywanem.
Hektor
pobiegł za nią.
Cyntia
bez pukania wpadła do pokoju swojej matki. Nie zamknęła za sobą
drzwi, więc Rodrigez stanął w progu i oparł się o futrynę.
– Matko,
co z ojcem? – zapytała Cyntia kobitę, która nawet na nią nie
patrzyła.
Marta
Montenegro stała bowiem twarzą do okna i zdawała się trwać w
głębokim zamyśleniu. Niespodziewanie jednak się odwróciła i
wymierzyła córce siarczysty policzek.
– Tata
miał zawał – wyjaśniła stanowczo.
Hektor
stał spokojnie i nie wtrącał się do rodzinnych spraw nie jego
rodziny. Spojrzał w ziemie, wyprostował się, na krótki moment
zamyślił. Przestąpił delikatnie i powoli, niemal bezszelestnie
przez próg.
– Jak
to się stało? – zapytała Cyntia, dotykając delikatni prawą
dłonią lewego policzka. Kilka łez wypłynęło z jej oczu.
– Szukał
ciebie – wyjaśniła kobieta. Była w pełni opanowana, zła i
rozgoryczona, ale nie agresywna. Jednak kiedy podniosła rękę na
córkę po raz kolejny, Hektor się wtrącił i wstąpił między
obie panie. Nie zrobił tego ostentacyjnie stając na samym środku,
a jedynie delikatnie wychylając się.
– Nie
chciałbym się wtrącać – rzekł niezwykle pewnie, wyciągając
prawą dłoń z kieszeni, a lewą zdejmując okrycie głowy. – Ja
nie śmiem pani radzić jak wychowywać dzieci, gdyż nie jest to
moją sprawą, ale sądzę, że jeden policzek dziewczynie w
zupełności wystarczy.
– Kim
pan jest?
– Hektor
Rodrigez – odpowiedział.
– Marta
Montenegro – rzekła kobieta i wyciągnęła dłoń przed siebie.
Hektor
po raz kolejny zachował się z klasą i przyzwoitością. Delikatnie
się pochylił i uniósł dłoń kobiety do swoich ust.
– Pani
córka zbłądziła w lesie, odwiózłbym ją już w nocy, ale drogi
były nieprzejezdne. Wąwóz się szybko napełnia, na nasze
szczęście też szybko osusza.
– Wąwóz
przy drodze, ten dzielący las na połowy?
– Z
matematycznego punktu widzenia, nie są to połowy, ale tak, mówimy
o tym samym wąwozie. – Uśmiechnął się.
– Dziękuje
za bezpieczne schronienie i transport dla mej córki. – Kobieta
poprawiła kołnierzyk swojej sukni, który był uniesiony do góry i
zapięty broszką. Bordowa suknia idealnie kontrastowała z bielą
tego właśnie kołnierzyka. – Jestem panu naprawdę wdzięczna.
– Nie
było to dla mnie żadnym kłopotem, proszę więc wstrzymać salwy
honorowe – zażartował. Zaśmiał się delikatnie, a potem
zasłuchał w ciszę jaka nastała i usłyszał jak krople deszczu
dudnią o parapet.
– Proszę
nie być takim skromnym. Jest pan naprawdę przyzwoitym,
odpowiedzialnym i bezinteresownym człowiekiem. Przynajmniej na
pierwszy rzut oka. – Marta najwidoczniej polubiła Hektora i dawała
mu to do zrozumienia, wyliczając te wszystkie zalety.
Rodrigez
jednak nie był mężczyzną, który zachwyca się po usłyszeniu
komplementu z ust dam, dlatego nieco zadrwił z porządków
dzisiejszego świata:
– Ja
nie wiem dokąd ten świat zmierza, skoro doszło to tego, że jeżeli
ktoś nie zrobił komuś świństwa, to zaraz uważa się go za
szlachetnego człowieka.
– Nie
każdy przygarnąłby do domu obcą kobietę.
– Zapewniam
panią, że większość mężczyzn, by tak uczyniła.
– Ale
większość w wiadomym celu.
– Nie
przeczę. – Delikatnie schylił głowę na prawą stronę i
uśmiechnął się skromnie.
– Zatem
jeśli mogę się panu jakoś odwdzięczyć, to proszę się nie
krępować.
Hektor
nie skorzystałby w normalnej sytuacji z propozycji pani domu, ale
zdawało się padać coraz bardziej, więc nie miał wyjścia.
– Jak
słusznie pani zauważyła podczas deszczu wąwóz jest
nieprzejezdny, a innej drogi do mojej posiadłości nie ma. Tak więc
jeśli mogę liczyć na pani gościnę, na tę jedną noc, dopóki
droga się nie osuszy, to byłbym naprawdę wdzięczny. Oczywiście
zrozumiem odmowę. Stan zdrowia pani męża będzie odpowiednim
usprawiedliwieniem.
– Ależ
nie ma najmniejszego problemu. Chętnie pana ugoszczę. Ma pan z sobą
jakieś bagaże, jeśli tak to ześlę kogoś z służby do pańskiego
samochodu.
– Nie,
nie byłem przygotowany na nocleg w obcym miejscu. Myślałem, że
zdążę przed burzą. Szczerze to chyba się łudziłem.
– Rozumiem.
Trafił pan tutaj z winy mej córki, więc nie mogę pana wystawić
za drzwi, to byłoby aż nazbyt niegrzeczne.
– Zatem
naprawdę, jeszcze raz, dziękuje.
– Za
chwilę zjawi się ktoś i zaprowadzi pana do pokoju gościnnego. –
Marta skierowała swoje kroki w stronę sypialnianego łoża,
pociągnęła za sznureczek zwisający ze ściany, ten zakończony
był ozdobną, białą perłą.
– Dobrze.
Pozwoli jednak pani, że zaczekam na zewnątrz. Nie chciałbym
mieszać się do rodzinnych spraw. Tylko proszę, naprawdę bardzo
proszę nie bić już córki. Myślę, że strach jakiego się
najadła, zarówno wczoraj, jak ten teraz o zdrowie ojca jest już
wystarczającą karą. Do widzenia. – Hektor ukłonił się
delikatnie i skierował do wyjścia, po drodze rzucając jeszcze
Cyntii ciepłe spojrzenie.
– Liczę,
że będzie nam pan towarzyszył przy śniadaniu. – Zatrzymała go
tymi słowami Marta.
– Jeśli
tylko pani mnie zaprosi, to niegrzecznie byłoby odmówić.
– Zatem
zapraszam.
– Dobrze,
zjawię się. Proszę przekazać ode mnie mężowi pozdrowienia i
życzenia szybkiego powrotu do zdrowia.
– Oczywiście.
Hektor
wycofał się z pokoju pani Marty Montenegro. Nie oczekiwał długo
na służącego. Mężczyzna ubrany w białą koszule i czarne
spodnie wskazał pokój gościnny i zachęcił do dzwonienia
dzwoneczkiem, gdyby tylko czegoś potrzebował.
Hektor
zasiadł na wygodnym, dużym łóżku z kutej stali. Wzór stelaża
przypomniał mu kraty więzienne, albo sposób kładzenia cegieł
podczas murowania. Położył cylinder obok siebie, opadł plecami na
świeżą pościel i zamknął na chwile powieki. Przypomniał sobie
czas kiedy jeszcze grywał na fortepianie, ten ostatni z koncertów
kameralnych, wydawanych dla najbliższych jego matki. Dziesięć jego
palców sunęło zwiewnie i płynnie po biało-czarnych klawiszach i
wygrywało nuty dobrze znanej mu piosenki:
Od
bukieciku róż po bukiet łez
Od
przenajświętszych słów po męski grzech
Jest
ta odległość
Co
męczy nas i rodzi wściekłość
Bo
nie rozumie jej nikt…
Od
brudu prosto w twarz
Po
gwiezdny pył
Ot
dobrze mnie już znasz
Bo
kto tu był jest ta odległość
Co
męczy nas i rodzi wściekłość
Bo
nie rozumie jej nikt…*(3)
Cyntia
patrzyła jak Hektor wycofuje się z pokoju, z niekrytym wdziękiem i
przyzwoitością. Następnie spojrzała na matkę, czując na sobie
jej nieustępliwy wzrok.
– Powiedz
mi chociaż, że to nie jest kolejny syn ogrodnika – zażądała
Marta ostrym tonem.
– Nie,
to muzyk.
– Mam
cichą nadzieję, że nie uliczny. – Głos pani Montenegro był
lodowaty niczym Antarktyda nocą
– Co
z ojcem? – dopytywała Cyntia, pragnąca jednocześnie zakończyć
temat Williama i Hektora, który niespodziewanie zmieszał się w
jeden.
– Już
lepiej, był u niego lekarz. Nie może się denerwować i trzeba
oszczędzać mu stresów. Więc dowiedz się lepiej dokładnie kim
jest Hektor Rodrigez, zanim przyjdzie nam go przedstawić twemu ojcu.
– Mam
pytać o tytuł, czy może od razu o stan majątku? – Cyntia była
do bólu bezczelna. Jednak zanim matka zdążyła wykonać
jakikolwiek krok w jej kierunku, ta wyszła szybkim tempem z pokoju.
Hektor
stał na krańcu dużego korytarza. Szeroko rozstawionymi rękoma
opierał się o parapet. Patrzył przez lśniące szyby dużego,
strzelistego okna. Od razu wyczuł na swoich plecach czyjś wzrok.
Odwrócił się. Uśmiechnął.
– Cyntia.
– Niemal celebrował w ustach jej imię, jakby je smakował. –
Miło cię widzieć ponownie. Towarzyszyć ci w drodze na śniadanie?
– zapytał.
– Dziękuję,
że o tym pomyślałeś. Dołączę do was później. Pierw
chciałabym sprawdzić jak się miewa tata. Proszę mi wybaczyć. –
Skinęła uprzejmie głową i już miała skręcić do pokoju, w
którym odpoczywał jej ojciec, gdy poczuła jak dłoń Hektora
delikatnie zaciska się na jej ramieniu.
– Przepraszam,
jeśli ścisnąłem za mocno, nie chciałem. – Przyglądał się
wyraźnie jej policzkowi. – Pani matka najwidoczniej spełniła
moją prośbę.
– Musisz…
– Ciii,
nie muszę i nie chcę do tego wracać. Nie mam w zwyczaju zawstydzać
kobiet. Chciałbym tylko coś wyjaśnić, by wiedzieć jak mam się
do ciebie zwracać. Powinniśmy się w końcu zdecydować czy
tytułujemy się panienka i pan, czy przechodzimy do bardziej
zaprzyjaźnionej formy. Jak na razie używamy tego zamiennie, a
takich przeskoków nie uważam za konieczne.
Kobieta
się uśmiechnęła. Wyciągnęła rękę przed siebie.
– Cyntia
– powiedziała pewnie i zarazem niezwykle delikatnie.
– Zatem…
Hektor. – Uścisnął jej dłoń nie w sposób w jaki mężczyzna
powinien ściskać kobiece dłonie, a jakby zawierał umowę z
niedoścignionym wspólnikiem. – Jak się miewa twój ojciec?
– Z
tego co mówi matka nie jest tak najgorzej. Właśnie do niego
zmierzałam, by samej się upewnić.
– W
takim stroju? – Uniósł brwi do góry w geście zdziwienia.
– Tak,
ale…
– Jeśli
mogę coś doradzić, Cyntio, to tylko to byś się przebrała.
– Sugerujesz,
że…
– Że
żaden ojciec po zawale nie ozdrowieje, widząc ponad dobę nieobecną
córkę w męskim ubraniu, nieznanego mu mężczyzny.
– Strasznie
generalizujesz.
– Nie,
po prostu znam życie.
– Zaraz
zdradzisz mi sekreciki ze swojego życia i będzie tam wzmianka o
córce i zawale, czy się mylę? – zapytała z rozbawieniem.
Hektor
ledwie powstrzymywał kąciki swoich ust, by nie uniosły się ku
górze.
– Bez
przesady panienko Montenegro, aż taki stary chyba nie jestem,
aczkolwiek cenie to w tobie i uwielbiam zarazem.
– Co
takiego? – zapytała, opierając się jedną dłonią o parapet.
Hektora
twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko jej twarzy.
– Twoją
bezpośredniość i poczucie humoru.
– Nie
jestem na co dzień bezpośrednia, po prostu przy tobie czuje, że
mogę sobie na to pozwolić. Jednak z tą córką i żoną, to był
zamierzony żart.
Hektor
przybliżył swoje usta jeszcze bliżej delikatnie rozchylonych warg
Cyntii, jednak nie dane im było się pocałować. Pojawiła się
bowiem Julia, siostra dziewczyny.
– Witam,
nie przeszkadzam? – zaczęła niezwykle pewnie. Podeszła śpiesznym
krokiem do swojej siostry i jej towarzysza.
Hektor
spojrzał na kobietę o mocno brązowych włosach, znacznie
ciemniejszych niż włosy Cyntii. Jej skóra zdawała się być
jednak równie miękka, a twarz nie zdradzała wieku. Kobiety
wyglądają niezwykle młodo w tej rodzinie – pomyślał
mężczyzna i rozpoczął od przedstawienia się:
– My
się jeszcze nie znamy. Hektor Rodrigez.
– Julia
Montenegro, niebawem Brown – odpowiedziała, a jej głos stracił
na pewności. Patrzyła na bruneta jakby widziała w nim zjawę,
ducha, albo jakąś maszkarę.
Hektor
ujął dłoń kobiety, delikatnie się pochylił, pocałował w jej
wierzch i uśmiechnął się. On także wyglądał na zaskoczonego
reakcją kobiety. Kiedy jednak ta zapytała: Czy coś nie tak?,
postanowił zachować się jak zwykle, grzecznie i przyzwoicie. Na
poczekaniu więc wymyślił inny powód:
– Nie,
przepraszam. Pochodzę z Hiszpanii i tam panuje nieco inny zwyczaj.
Już wyjaśniam, paniom. Otóż u nas kobieta zachowuje swoje
nazwisko nawet po zamążpójściu.
– Nie
przyjmuje nazwiska męża? – zdziwiła się Cyntia.
– Przyjmuje,
poprzedza je swoim nazwiskiem i głoską de.
– Czyli
jakby moja siostra zdecydowała się za pana wyjść, przyjmując to
oczywiście czysto teoretycznie… – zaczęła Julia, a Hektor się
roześmiał.
Pokiwał
głową.
– Tak,
oczywiście, czysto teoretycznie – powtórzył po niej.
– To
wtedy nosiła by nazwisko de Rodrigez, tak?
– Dokładnie.
Pani siostra przedstawiałaby się wtedy Cyntia Montenegro de
Rodrigez – wyjaśnił dokładnie.
– Nawet
ładnie brzmi.
– Też
tak uważam – poparł zdanie Julii Hektor.
– Przestańcie
już. – Cyntia wydawała się być zakłopotana, nawet delikatnie
klepnęła siostrę w ramie dla zaprzestania tych żartów.
– Pozwolę
sobie już opuścić miłe panie. Przyjemnie było poznać. –
Hektor skłonił się delikatnie i odstąpił o krok od parapetu, o
który się opierał. – A tobie, naprawdę radzę się przebrać,
zarówno przed śniadaniem, jak i przed wizytą u ojca.
– Za
moment naprawdę pomyślę, że zależy ci na ubraniu – docięła
Cyntia.
Hektor
już nic nie odpowiedział, tylko ponownie się uśmiechnął,
pokręcił głową, jakby chciał od siebie odgonić jakąś myśl i
skierował swoje kroki w dół schodów.
– Kto
to? Jak go poznałaś? Przystojny. Musisz mi koniecznie wszystko
opowiedzieć. – Julia chwyciła Cyntie pod bok i zaczęła ciągnąć
ją w kierunku swojego pokoju.
– Ale
ja miałam iść do ojca…
– Ojciec
poczeka, poza tym wracam od niego, spał. – Julia nie ustępowała
młodszej o dwa lata siostrze. Uznała za priorytet dowiedzenie się
kim tak naprawdę jest Hektor Rodrigez.
Hektor
w tym czasie zmierzył na dół wolnym krokiem. Już miał zasiąść
przy jednym ze stolików i poczekać na członków rodziny
Montenegro, gdy Marta znalazła się przy jego boku.
– Cyntia
naprawdę nie sprawiła panu kłopotów? – zapytała, wciskając mu
rękę pod ramie, jakby był co najmniej jej zięciem.
– Nawet
najmniejszego – odpowiedział z przekonaniem.
– Na
śniadaniu dołączy do nas jeszcze pan Brown.
– Narzeczony
pani starszej córki. – Hektor nawet za gestykulował dłonią z
wyraźnym zadowoleniem, że poznał już część rodziny Cyntii.
– Skąd
pan wie? A z resztą, to nie ważne. Widzę, że szybko zawiera pan
nowe znajomości, to niebywała i przydatna cecha, zwłaszcza w
interesach.
– Przydatek
bywa szkodliwy. Wszystko jednak zależy od dowolnej interpretacji.
– Może
być ten stolik? – zapytała Marta Hektora, który tylko skinął
głową, na widok jednego ze środkowych stolików.
Odstawił
krzesło przed panią Montenegro i wsunął je delikatnie, gdy
zaczęła je zajmować.
– Ma
pan dobre maniery.
– Wychowanie
zawdzięcza się rodzicom. Gdyby żyli, przekazałbym im gratulacje
od pani. Przepraszam, że zapytam, ale czym państwo się tak
właściwie zajmują? Sala jadalna jest w stanie pomieścić co
najmniej setkę osób. – Rozejrzał się dookoła, a nawet spojrzał
na wysokie sklepienie, pełne różowych zdobień.
– Odbywają
się tutaj aukcje, przedstawienia teatralne, liczne uroczystości
kulturowe, ale także rodzinne przyjęcia.
– Zatem
wnioskuje, że rodzina Montenegro lubi się bawić i wie jak to
robić.
– Może
się pan sam o tym przekonać. Dziś odbędzie się uroczysta kolacja
z okazji zaręczyn mojej córki. Byłabym niezmiernie zachwycona,
gdyby pan towarzyszył Cyntii na tę okoliczność.
– Tylko
jeśli sama mnie o to poprosi – rzekł pewnie Hektor i spojrzał na
mężczyznę, który właśnie stanął przy ich stoliku.
– Bastian?
– zdziwiła się kobieta. – Myślałam, że przybędziesz nieco
później, ani Cyntii ani Julii, jak sam widzisz, jeszcze nie ma przy
stole.
Podczas
kiedy kobieta wylewnie witała się z blondwłosym mężczyzną,
całując go w oba policzki, Hektor wstał by się przywitać i
przedstawić.
– Bastian
Brown – usłyszał w odpowiedzi na powitanie.
Cała
trójka zasiadła do stołu, ale dwoje z nich, po krótkiej chwili
ponownie musiało wstać. Taki był zwyczaj świadczący o dobrym
zachowaniu się przy stole. Kiedy Julia i Cyntia zajmowały swoje
miejsca, Hektor i Bastian stali sztywno przy swoich nakryciach.
– Chyba
jesteśmy w komplecie. Mój mąż zje u siebie, po krótkiej drzemce,
z racji stanu swego zdrowia.
– A
gdzież to się podziewa mój przyszły szwagier? – zapytał
Bastian z uśmiechem od ucha do ucha.
– Martin
wyruszył na jedną z pielgrzymek wraz z wiernymi. Nie mamy innego
wyjścia jak tylko zaakceptować jego wybór. Chce pełnić służbę
w imię Boga.
– To
musi być przykre, że jedyny państwa syn i prawowity spadkobierca,
zrzeka się wszystkiego na rzecz zostania duchownym – wywnioskował
Hektor.
– Na
szczęście mamy jeszcze dwie córki. – Marta się uśmiechnęła
pokrzepiająco.
– Niemniej
logicznie myśląc, nazwisko pani męża jak i jego majątek przepada
– wtrącił się Hektor.
– Będzie
w rękach jednej, albo obydwu z mych córek – upierała się
kobieta.
– W
rękach ich mężów – wyjaśnił nieco posmutniały.
– Na
szczęście reformy idą na przód i może już niedługo…
– Za
dziesiątki lat – wtrącił z radością Bastian.
– Lepiej
za dziesiątki lat niż gdyby miały w ogóle nie nadejść –
rzekła pewnie Cyntia i odsunęła się nieznacznie na bok, gdy
kelner podawał do stołu.
Mężczyzna
elegancko ubrany w białą koszule i czarny uniform stawiał na
wykrochmalony obrus wszystkie dania śniadaniowe, które przywiózł
na wózku ułatwiającym mu pracę.
– A
ty jakie masz zdanie na ten temat? – zapytała niespodziewanie
Hektora.
– Mnie
samemu reformy kojarzą się z pójściem pod gilotynę –
zażartował.
– Czyli
nie jesteś w stanie zaakceptować zmian, które niosą ze sobą
uwolnienie kobiet.
– Jeśli
będę zmuszony je zaakceptować, to niczym człowiek stworzony do
godzenia się z losem – zaakceptuję je. Jednak sam osobiście
uważam, że nie ma zmian, które przynoszą z sobą same dobra.
Każda rewolucja ma to do siebie, że w szczypcie dobra, niesie
ogromy zła.
– Co
może być złego w tym, że kobietom da się prawo do głosowania?
– Interesujesz
się polityką, Cyntio? – zapytał Hektor zmieniając ton na
znacznie poważniejszy.
– Niekoniecznie,
ale gdybym już musiała głosować, to…
– Czy
możemy zmienić temat? – przerwał jej Rodrigez. – Bardzo nie
lubię się sprzeczać przy stole – wyjaśnił.
– Oczywiście
– rzekła Marta.
Cyntia
posłała Hektorowi nienawistne spojrzenie, a Julia gdy tylko to
zauważyła, przygotowała się do wymierzenia siostrze kopniaka w
kostkę, niestety nie trafiła i to Hektor boleśnie przymknął
powieki, a potem wykrzywił usta.
– Bardzo
przepraszam, to było…
– Domyślam
się czego chciałaś dokonać. – Uśmiechnął się pobłażliwie
do Julii.
Kelner
wreszcie postawił wszystkie przysmaki śniadaniowe na białym
obrusie okalającym okrągły stół. Uśmiechnął się, dał do
zrozumienia, że gdyby jeszcze był potrzebny wystarczy go wezwać i
na koniec napełnił wszystkie kieliszki wodą.
– Czy
życzą sobie państwo może wina?
– Ja
proszę jedynie o mleko do kawy – odpowiedział Hektor.
– Pija
pan kawę z dodatkiem mleka jak mój mąż.
– Dziękuje
– rzekł Hektor do kelnera przyjmując od niego mały dzbaneczek ze
świeżym mlekiem, a do pani Montenegro lekko się uśmiechnął,
dając jej tym samym do zrozumienia, że usłyszał to co wcześniej
powiedziała.
– Matko,
czy ojciec weźmie udział w przedświątecznym polowaniu? –
zapytała Julia, jednocześnie smarując kromkę chleba masłem.
– Nie
wiem czy będzie się czuł na siłach, ani jaką opinie wyda lekarz.
Bardzo jednak wątpię, że kogoś posłucha i zrezygnuje z tej
przyjemności.
– Niestety
– wtrąciła się Cyntia.
– Albo
tylko mylnie odniosłem takie wrażenie, albo nie jesteś
zwolenniczką polowań. – Hektor umoczył rogalika w kawie i
spojrzał na młodą kobietę.
– Moja
córka zwolenniczką? Ona jest całkowitą przeciwniczką. – Marta
się uśmiechnęła.
– Moja
siostra, gdy była młodsza, to za każdym razem, gdy ojciec wybierał
się na polowanie, wstawała przed nim i barykadowała drzwi, a ile
było przy tym płaczu i krzyku – wspominała Julia.
– Potrafię
sobie to wyobrazić.
– A
raz, gdy była nieco starsza, a Julian wybierał się na polowanie z
sędzią, to schowała jego strzelbę – wtrąciła pani Montenegro.
Zarówno
Hektor jak i Bastian zdawali się być rozbawieni tymi opowieściami.
– Zrezygnował
wtedy?
– Mój
mąż i rezygnacja z polowania? Nigdy. Wziął ozdobną strzelbę
znad kominka.
– Kolejnym
razem jednak Cyntia okazała się sprytniejsza, pamiętasz matko?
– Tak,
to też było ważne polowanie, takie przyjacielskie z jednym z
markizów.
– I
co wtedy wymyśliłaś? – zapytał Hektor, kierując swoje pytanie
wprost do Cyntii.
Ta
nagle wydała się być zawstydzona, a mężczyzna oczekujący
odpowiedzi uznał, że ślicznie rumienią się jej policzki, gdy
czuje się zakłopotana.
– Wyjęłam
w nocy naboje, pojechał na polowanie bez nich – pochwaliła się z
szerokim uśmieszkiem.
– Innymi
razy jeszcze wyrzuciła mężowi najdroższą ze strzelb i jeden z
rewolwerów do jeziora.
– Dlaczego
akurat najdroższą broń? – Hektorowi wydało się to
niedorzeczne.
– Ponieważ
reszty nie zdążyłam, przeszkodzono mi. – Spuściła głowę w
dół. Czuła się skrępowana, miała wrażenie jakby Rodrigez cały
czas się na nią gapił.
– Aha,
teraz już wszystko rozumiem. Do najgrzeczniejszych i
najspokojniejszych dzieci z pewnością nie należałaś.
– Ma
pan racje, mój mąż skutecznie ją rozpuszczał, na każdy z
możliwych sposobów.
– Czyli
dwie córeczki tatusia mam przed sobą?
– Tylko
ją rozpuszczał – wtrąciła się Julia.
– A
czym ty sobie na to, Cyntio zasłużyłaś?
– Imieniem
– odpowiedziała posyłając mu nieskromny uśmiech.
– Imieniem?
– Hektor tym razem już nic nie rozumiał.
– Tak,
imieniem. Mój mąż uznał, że na pewno jest jej przykro, że nie
dziedziczy imienia po żadnym z nas. Nasz pierworodny i jedyny syn ma
na imię Martin, a kolejna córka otrzymała żeński odpowiednik
imienia męża.
– A
dla mnie brakło – stwierdziła z udawanym smutkiem i niekrytym
rozbawieniem jednocześnie Cyntia. Nawet zabawnie przy tym wzruszyła
ramionkami.
Wszyscy
przy stole lekko się zaśmiali widząc minę i udawaną troskę na
jej twarzy.
– Aby
było śmieszniej – zaczęła Julia. – Pierwszy kandydat stający
w biegu po serce mojej młodszej siostry, pochodził z rodziny
zajmującej się masarstwem.
Hektor
roześmiał się w głos.
– Przepraszam
państwa bardzo, ale ta historia naprawdę jest zabawna. Rozumiem
Cyntio, ten kawaler nie miał u ciebie szans?
– Najmniejszych
nie miał – powiedziała pewnie dziewczyna i nagle posmutniała, bo
obraz Williama powrócił przed jej oczy niczym żywy. Zrozumiała,
że marnuje czas na siedzenie przy stole, zamiast go szukać i w
końcu odnaleźć.
– Zna
pan już nieco historii naszej rodziny, może teraz zdradzi nam pan
coś o sobie? – nalegała Marta.
– W
temacie polowania, moja rodzina, jak przystało na dziedziców tytułu
markiza, nigdy nie miała tak czynnych przeciwników tego sportu.
– Chyba
nie słyszałem o markizie Rodrigezie – wtrącił się Bastian.
– Ma
pan racje, nie mógł pan o takim słyszeć, bo takiego nie ma. Moja
matka ponownie wyszła za mąż, za markiza Francisa Prevost.
– Francuskie
nazwisko? – zapytała Julia z zainteresowaniem.
– Tak,
moja rodzina to istna mieszanka kulturowa i obyczajowa.
– A
czy jest tajemnicą czym się pan zajmuje? – wypytywała Marta.
– Nie,
nie jest. Mam fabryki produkcyjne, szwalnie dostarczające suknie i
garnitury do angielskich domów handlowych, ponadto zajmuje się
konserwacją i naprawą fortepianów. Zamierzam tutaj otworzyć
produkcje tych instrumentów.
– A
co sprawiło, że zawędrował pan w nasze strony?
– Szczerze,
to odziedziczyłem tutaj posiadłość po zmarłej ciotce, która
była pod moją opieką do ostatnich chwil życia. Kamienica jest
niestety bardzo zaniedbana, mam w zamierza ją odnowić i może
otworzyć restauracje.
– Nie
tęskni pan za swoim krajem?
– Miejsce
skąd się pochodzi należy zawsze nosić w sercu, natomiast osiedlać
się należy tam, gdzie można obudzić swoje serce do życia. Czuje,
że to jest moje miejsce, że tu znajdę spokojną przystań. Marze
też o tym, by zobaczyć śnieg.
– Śnieg?
– zdziwiła się Cyntia.
– Tak,
śnieg. Nigdy nie widziałem jak prószy z nieba. W Hiszpanii co
prawda odnotowano opady śniegu w maju tego roku, ale ja byłem wtedy
tutaj. Zajmowałem się nadzorowaniem robót w kamienicy. Ciotka
miała kaprys, taką ostatnią wolę, była to instalacja
elektryczna.
– Czyli
posiada pan w domu światło?
– Tak,
posiadam.
– Doskonałe
udogodnienie, lepiej się czyta niż przy świetle świec –
stwierdziła Julia, podczas gdy jej przyszły mąż wydawał się
znudzony całą dyskusją i jedyne co czynił, to nieustannie dolewał
sobie rumu do herbaty.
– My
mieliśmy zamiar prze wziąć takie przedsięwzięcie, ale nie możemy
wybrać dogodnego okresu na hałasy związane z kuciem ścian.
– Tak,
to spora niedogodność – stwierdził Hektor z lekkim uśmiechem i
zrobił ostatni łyk kawy z mlekiem.
– Jeszcze
jedno pytanie. Pan jest kawalerem? – zapytała Marta wprost.
– Matko,
to niegrzeczne tak wypytywać naszego gościa – zganiła Julia i
rzuciła Hektorowi przepraszające spojrzenie.
– Nic
nie szkodzi. Widzę, że Cyntia odziedziczyła charakter po matce.
– Chcę
mnie pan obrazić?
– Skądże.
Dostrzegam, że jesteście równie ciekawskie i bezpośrednie, ale to
dobrze. Wszakże taka powinna być kobieta, by mężczyzna się nigdy
przy niej nie nudził.
– Znowu
generalizujesz – wtrąciła się Cyntia.
Hektor
posłał jej uroczy uśmieszek. Uniósł swoją prawą dłoń do góry
i nią zakręcił.
– Jak
państwo widzą nie mam obrączki, zatem nie mam też żony.
– Dziękuję
za odpowiedź, panie Rodrigez.
– Proszę
bardzo.
Cyntia
stała na środku sypialni siostry opierając się o zimną ramę
łóżka. Julia siedziała w fotelu i bujała drewnianą kołyskę, w
której spał jej synek – Edward. Obie czekały na matkę, a kiedy
ta zjawiła się z kieliszkiem szampana w dłoni i w dobrym humorze
Cyntia nie wytrzymała.
– Mogę
wiedzieć skąd ta nagła wesołość? – zapytała nieuprzejmie.
– Wszystko
idzie po mojej myśli, to nie powód do łez, a więc powód do
kieliszka. – Marta wypiła trunek kilkoma większymi łykami.
– Gdybym
nie karmiła, to sama bym się z chęcią napiła – wyznała Julia.
– Wtedy mogłybyśmy zaprosić na drinka pana Hektora.
– I
koniecznie ciebie Cyntio – dodała matka.
Dziewczyna
uśmiechnęła się zimno, poruszyła głową w niedowierzaniu.
– Nie,
ja nie wierzę w to co słyszę. Mogę wiedzieć z jakiego powodu
nagle darzycie taką sympatią kogoś kogo ja przyprowadziłam?
Przecież obydwie nigdy nie lubiłyście moich przyjaciół.
– Ten
przyjaciel jest wyjątkowo trafiony, przypadł mi do gustu.
– Mnie
również. Powinniście się zaręczyć – podpowiedziała Julia.
– Otóż
to, twoja siostra ma racje.
– Mogę
wiedzieć czym on się różni od poprzednich, oprócz stanem
urodzenia? – naciskała Cyntia.
– Kochanie,
nie denerwuj się – rzekła spokojnie matka i podeszła do córki,
położyła swoją dłoń na jej ramieniu w celu dodania otuchy. –
Nie jesteś już taka młoda, a to dorosły mężczyzna, który jeśli
poprosi o twoją rękę, bez chwili zastanowienia otrzyma moje
błogosławieństwo.
– Wcale
go nie znasz – warknęła i strąciła dłoń matki ze swojego
ramienia. – Widziałaś go raptem dwa razy na oczy i to jednego
dnia. Co możesz o nim powiedzieć po kilkugodzinnej rozmowie?
– Wiele
– odpowiedziała Marta.
Cyntia
wejrzała na siostrę.
– Proszę
cię, chociaż ty bądź po mojej stronie.
– Niestety,
siostro, nie tym razem. Hektor to dobrze urodzony, majętny i
kulturalny człowiek. Tyle dobrego na pierwszy rzut oka nie można
było powiedzieć o żadnym z twoich przyjaciół.
– Nie
chcę wychodzić za mąż! – krzyknęła Cyntia. – Na pewno nie
za niego! – dodała otwierając drzwi. Zatrzasnęła je za sobą z
taką siłą, że mały Edward obudził się z pięknego snu i
zapłakał.
– Ja
też wychodzę, nie mogę słuchać dziecięcego płaczu, dostaje od
tego migreny. – Marta także opuściła sypialnie starszej ze swych
córek.
Na
schodach spotkała Hektora w towarzystwie Bastiana, obaj panowie
trzymali w dłoniach kieliszki w połowie pełne wyśmienitego
koniaku. Śmiali się. Najwidoczniej byli w dobrych humorach.
– Julia
jest u siebie? – dopytywał Brown.
– Tak,
ale Edward zaczął płakać – udzieliła mężczyźnie odpowiedzi
przyszła teściowa.
– Znowu?
Przecież godzinę temu także płakał. Powinni tworzyć internaty
już dla dzieci od kołyski – oznajmił z lekkim zdenerwowaniem.
Hektor
wydał się podejrzliwy w stosunku do młodego Browna. Poza tym miał
w głowie kilka pytań, nie rozumiał jak to się stało, że ma już
syna skoro dopiero dziś mają odbyć się jego i Julii zaręczyny.
Nie chciał jednak pytać wprost, by nie wyjść na wścibskiego.
Postanowił więc podejść z dużym zainteresowaniem do dziecka.
– Ile
miesięcy ma synek? – zapytał Bastiana.
– Nie
wiem, kilka pewnie – odpowiedział, wzruszył ramionami i dopił
trunek do dna.
– Mój
wnuk ma jedenaście tygodni – rzekła Marta i spojrzała z
dezaprobatą na przyszłego zięcia.
– Jak
to możliwe, że nie znasz wieku własnego dziecka? – zainteresował
się Hektor.
– To
nie moje dziecko, to będzie mój pasierb – odpowiedział
nieuprzejmym tonem Bastian, wcisnął pusty kieliszek w dłoń matki
swojej narzeczonej i ruszył szybkim krokiem w stronę pokoju Julii.
– Przepraszam,
nie chciałem się mieszać, ani go zdenerwować – wytłumaczył
brunet.
– Nic
nie szkodzi. Młodzi są, muszą się dotrzeć. – Marta się
uśmiechnęła, robiąc tym samym dobrą minę do złej gry. – Czy
moja córka zaprosiła już pana na uroczystość zaręczyn swojej
siostry? – Marta chwyciła Hektora pod bok i prowadziła schodami z
dół, w kierunku barku z alkoholami.
– Jeszcze
nie, miła pani, ale z tego co zdążyłem się zorientować, to
uroczystość zostanie przesunięta w czasie.
Marta
zrobiła minę jakby nie wiedziała o co chodzi.
– Proszę
spytać pana Browna, albo swojej córki.
– Spytam.
Dlatego wybaczy pan, ale muszę pana już opuścić.
– Rozumiem.
– Proszę
się częstować. – Wskazała na barek pełen szklanych butelek.
Niektóre były wypełnione po same korki, inne do połowy, a
niektóre na samym dnie miały jeszcze cieczy na pół kieliszka. –
Kuchnia i służba także są do pańskiej dyspozycji – dodała
kierując się w stronę schodów, prowadzących na górę. Musiała
się wszystkiego jak najszybciej dowiedzieć. Nie lubiła, gdy coś
działo się bez jej wiedzy i co ważniejsze – bez jej
przyzwolenia.
W
chwili gdy Hektor napełniał swój kieliszek koniakiem, Julia
rozmawiała z mężem o przesunięciu zaręczyn, a Marta właśnie
zmierzała śpiesznym krokiem do ich pokoju.
– Moja
rodzina przez burze nie da rady dotrzeć na czas, byli zmuszeni
zatrzymać się w połowie drogi, na dodatek siostrę męczą mdłości
– tłumaczył siedząc na łóżku.
Julia
trzymała małego Edwarda na rękach. Malec otulony był białą jak
śnieg sukienką w falbany i wydawał się być bardzo niespokojny.
Co jakiś czas popłakiwał, nawet gdy na chwile zmrużył swoje
oczka, to po chwili znów je otwierał i zaczynał płakać.
– Trzeba
zawiadomić matkę, musi odwołać przygotowania.
– Pomyśl
o tym pozytywnie. Za tydzień twój ojciec będzie już w pełni sił
i będzie mógł uczestniczyć w naszych zaręczynach.
– Bastian
– zaczęła niepewnie Julia.
– Słucham?
– wydał się zainteresowany, choć bardziej jego uwagę przykuwała
butelka stojąca na środku stolika nocnego, niżeli jego przyszła
żona.
– Czy
ty mnie kochasz? – zapytała wprost.
Mężczyzna
o blond włosach wstał i zaszedł kobietę od tyłu. Przytulił do
siebie i wyszeptał do ucha:
– Oczywiście,
że cię kocham, Julio. Będziesz moją żoną. Nie mogę się już
doczekać aż urodzisz mi pierwszego syna.
– Ja
już mam syna! – krzyknęła i odskoczyła od mężczyzny jakby ją
parzył jego dotyk.
– Tak,
ale on nie jest mym synem. Zapewnię mu dach nad głową i
utrzymanie, na nic więcej z mojej strony nie może liczyć.
Wiedziałaś o tym już w chwili gdy prosiłem twą matkę o twoją
rękę.
– Co
jeśli nie urodzę ci syna? – zapytała rzeczowo, jakby ich
małżeństwo nie było zlepkiem uczuć, a spiętą zszywką umową,
mającą przynieść obu stroną korzuść.
– Nie
wygaduj bzdur. Byłaś w stanie urodzić jedno zdrowe dziecko,
będziesz w stanie urodzić drugie, równie silne i równie ładne.
– Uważasz,
że jest ładny?
– Oczywiście,
że tak. – Bastian zbliżył się do kobiety i maleństwa.
Pogłaskał je po policzku. – Jest doskonały, tylko, że nie jest
mój i cały czas płacze. Ucisz się na moment – warknął do
malucha i zaczął przykładać mu pieluszkę do usteczek, z tego
powodu Edward zapłakał intensywniej.
– Co
ty mu robisz?! Udusisz go.
– Nie
znam się na dzieciach. – Wzruszył ramionami, przybierając minę
niewiniątka. – Chciałem tylko by na chwilę się zamknął.
Zrozum Julia, on cały czas ryczy. Ja już tego nie wytrzymuję.
– Bo
jest mały.
– To
co z ciebie za matka, że nie umiesz go uspokoić? – zapytał, ale
nie oczekiwał odpowiedzi na to pytanie. Wymaszerował z pokoju
szybkim krokiem. Trzasnęły za nim drzwi.
Marta
już stała przy pokoju córki i nasłuchiwała odgłosów awantury.
Bastian zmierzył ją nienawistnym spojrzeniem, po czym skierował
swoje kroki na dół, do kuchni. Udał się po wino obiadowe.
Potrafił je pijać całymi dniami, a wieczorami padać zmęczony i
pijany na łóżko.
– Pokłóciliście
się? Nie jestem pewna, ale zdawało mi się, że słyszałam
awanturę – zaczęła Marta zaraz po wejściu do pokoju Julii.
– Odrobinę.
– O
co tym razem?
– O
to co zwykle, o Edwarda.
– Mówiłam
ci. Przestrzegałam cię, że tak będzie. Było trzeba oddać małego
zaraz po urodzeniu, a ciąże ukrywać przed światem. To nie, ty
oczywiście musiałaś, wybrałaś inaczej. Mówiłaś, że dziecko
ma zostać przy matce.
– I
nie żałuje tej decyzji! Nie będę jej żałowała, nigdy. To mój
syn. Mój pierwszy syn. – Julia wstała z łóżka z dzieckiem na
rękach i patrzyła matce wojowniczo prosto w twarz. – Czemu nikt z
was nie potrafi go zaakceptować?!
– Ja
go akceptuje – wtrąciła się Cyntia, stojąc w progu. – Ojciec
też. Mówi o nim z dumą, że to jego wnuk – dodała.
– Dziękuję
– odrzekła z wdzięcznością Julia.
– Chodź
do cioci – zawołała wesolutko Cyntia. – Twoja mama porozmawia z
babcią na spokojnie, a ja wezmę cię na spacer po ogrodzie. –
Wzięła malca na ręce i delikatnie zakołysała.
– Tylko
niedługo, bo jest zimno, poza tym znów może zacząć padać. Okryj
go dobrze. Wózek stoi na dole – instruowała Cyntie Julia i pomimo
zmęczenia ciągłą opieką nad niemowlęciem, poczuła żal, że
jest jej on odbierany, choć na tak krótką chwilę.
– Przepraszam,
nie chciałbym się wtrącać, ale doszły mnie krzyki. Postanowiłem
sprawdzić, czy wszystko w porządku. – Hektor zjawił się w progu
nie zamkniętych przez Cyntie drzwi.
– Wszystko
dobrze. – Marta przybrała radosny, choć sztuczny uśmiech.
– Cudownie
wyglądasz z dzieckiem na rękach – pochwalił Cyntie mężczyzna.
– A
może zechciałby pan towarzyszyć mej córce? Postanowiła, że
weźmie siostrzeńca na krótki spacer.
– Oczywiście,
jeśli tylko Cyntia nie ma nic przeciwko temu. – Hektor podszedł
bliżej, nachylił się nad małym Edwardem. – Aleś ty maleńki. –
Potarł wierzchem palca wskazującego policzek niemowlęcia. – Mogę
wam towarzyszyć? – zapytał Cyntie, patrząc jej prosto w oczy, a
mały Edward wykorzystał chwilę nieuwagi i chwycił za palec obcego
mu mężczyzny. Ścisnął niezwykle mocno jak na jedenastotygodniowe
niemowlę. – Chyba mnie polubił.
– To
jak? Idziemy? – Cyntia spojrzała na Hektora wielce
zniecierpliwionym wzrokiem.
– Oczywiście.
Tylko ty mnie puscaj – wycedził przez zęby żartobliwym tonem i
potrząsł lekko dłonią, tą ze skrępowanym palcem.
Zarówno
Julia jak i Cyntia się uśmiechnęły, a maluch usiłował ponownie
złapać palec mężczyzny.
– Już
się uwolniłem. Proszę. – Hektor wskazał dziewczynie drogę
przed sobą, a kiedy wyszli za próg po cichu zamknął drzwi i
ruszył za nią.
Niebo
zdawało się wypogadzać po burzy. Mały Edward spokojnie leżał w
granatowym wózku, miał zamknięte oczy, a jego usteczka zdawały
się uśmiechać. Cyntia przykryła go jeszcze jednym, wełnianym
kocykiem.
– Przepraszam,
moja rodzina jest trudna – rzekła z zażenowaniem do Hektora.
– Nie
masz za co przepraszać. Nie znam łatwych rodzin. – Uśmiechnął
się ciepło. – Podejdźmy do samochodu, proszę. Ty masz na sobie
ciepłą pelerynę, a mój płaszcz spoczywa na jednym z siedzeń.
– Oczywiście
– odpowiedziała i usiłowała skręcić, ale wózek okazał się
za ciężki, by mogła go po raz kolejny podnieść.
– Przepraszam,
pozwolisz? – zapytał Hektor chwytając za ozdobioną białą skórą
rączkę.
– Poradzisz
sobie?
– Umiem
prowadzić samochód, mechanizm wózka na tle pojazdu mechanicznego
nie wydaje się iście skomplikowany.
– Niedługo
spadnie śnieg.
– Mam
taką nadzieję – odrzekł. – Wypogodziło się. Nie będę
zmuszony zostawać tutaj na noc. Nie zrozum mnie źle, było bardzo
miło, ale po spacerze pożegnam was i wrócę do siebie.
– Rozumiem.
– Mam
tylko nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy – rzekł
niepewnie.
– Może
pokażę ci śnieg.
– Nie
mam nic przeciwko. Kiedy tylko zacznie padać, wiesz sama gdzie mnie
szukać.
Cyntia
znajdywała się w swoim bladoróżowym pokoju, patrzyła przez
zamknięte okno na deszcz dudniący o szyby i parapety. Wtedy
pomyślała, że pogoda jest jej wrogiem, że nawet ona jest
przeciwko niej. Nagle przez oczami jej rozmyślań nie stanął
William, a Hektor. Zaczęła zastanawiać się czy mężczyzna
dojechał bezpiecznie do domu i czy deszcz nie pokrzyżował jego
planów w środku drogi. Wiedziała, że gdyby coś mu się stało,
to ona do końca życia miałaby z tego powodu wyrzuty sumienia i z
pewnością nie dałaby rady się z nich otrząsnąć.
Usłyszała
pukanie, zgasiła więc papierosa w srebrnej papierośnicy,
pośpiesznie ją zamknęła i otworzyła drzwi.
– Tata?
– zapytała zaskoczona. – Nie powinieneś leżeć?
– Lekarz
pozwolił mi już na krótkie spacery, nawet takie po schodach –
odpowiedział z uśmiechem Julian.
– Zatem
wejdź. – Odsunęła się nieznacznie i otworzyła drzwi szerzej.
– Czuje,
że moje dni na tym świecie są już policzone – zaczął
kasłając. Usiadł na łóżku i patrzył na swoją córkę z
nadzieją na pocieszenie. Nie otrzymał go. – Jesteś moim
najmłodszym dzieckiem, chcę dla siebie jak najlepiej.
– Mawiają,
że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane.
– Poczucie
humoru odziedziczyłaś po matce.
– Tylko,
że ja nie żartowałam. – Cyntia oparła się plecami o niewielki
parapet i splotła ręce na piersi. Wojowniczo wysunęła podbródek.
– Jaką
byś miała z nim przyszłość? Na wygnaniu. Skalałabyś dobre imię
rodziny, ponadto też samą siebie.
– Ale
ja go kocham! – Na twarzy dziewczyny pojawiły się łzy, a głos
zaczął jej się łamać.
– Jesteś
za młoda, by pojąć sens miłości.
– Tylko
dlatego, że nie łączę jej z interesami, jak wszyscy członkowie
naszej rodziny?
– Nasza
rodzina jest bardzo szanowana.
– A
ja jestem zakochana, potrafisz to zrozumieć?
– Nie,
Cyntio. Zrozumiałbym gdybyś pokochała dobrze urodzonego mężczyznę,
przyprowadziła go do domu, przedstawiła bliskim, ale nie rozumiem
jak można kochać kogoś tak mocno, by się dla niego nie szanować
i pozwolić mu na nieszanowanie siebie.
– William
mnie szanuje.
– Dlatego
widziano go nie raz w barze z kobietami lekkich obyczajów, dlatego
nie przedstawił cię rodzicom, dlatego dobierał się do ciebie w
niegodziwych warunkach? William nie ma w sobie nic z dżentelmena,
nie ma w sobie nic z prawdziwego mężczyzny. Lepiej o nim zapomnij.
– William
nie bywał w takich barach! – krzyknęła.
– Miłość
cię zaślepiła. – Mężczyzna wstał. – Jeśli zechcesz odejść,
to wiedz, że nie pognam za tobą, ani też nikogo nie poślę, ale
nie będziesz już miała do czego wracać. – Mężczyzna z wielkim
bólem namalowanym na twarzy opuścił pokój swojej córki.
Cyntia
odnalazła papierośnicę, otworzyła ją, zapaliła kolejnego
papierosa od płonącej świecy i ponownie zapatrzyła się w zalany
deszczem krajobraz.
– Udało
się, uwierzyła ci? – dopytywała Marta swojego męża już na
korytarzu.
– Oczywiście,
że nie. Mówiłem ci, że jest zakochana.
– Zakochana
– prychnęła matka. – Też mi zakochanie. W synu ogrodnika.
Proszę cię, tylko nie mów, że jej w to wierzysz?
– Brzmiała
bardzo przekonująco. – Mężczyzna zmierzał schodami w górę do
swojej sypialni.
– Julianie!
– Marta pognała za nim. – I co my teraz zrobimy?
– Nic.
Będziemy czekać.
– A
co jeśli ten zakochany imbecyl po nią wróci?
– To
będzie można mu pogratulować, odwagi albo głupoty. Sam nie wiem
czego bardziej.
– Ona
z nim wtedy ucieknie, Julianie zrób coś.
– To
młodzieńcze zauroczenie, można wierzyć, że minie. – Uśmiechnął
się ciepło do żony.
– Akceptowałam
już jedno młodzieńcze zauroczenie, Julii z marynarzem. Wyniknął
z tego tylko kłopot.
– Kłopotem
nie jest nasz wnuk, a przyszły zięć.
– Nie
rozumiem dlaczego Bastian ci się nie podoba.
– Ależ
już ci to wyjaśniam, moja droga. – Mężczyzna zatrzymał się
przed drzwiami swojego pokoju. – Nie podoba mi się począwszy od
imienia, a skończywszy na charakterze. – Julian wszedł do izby i
rozsiadł się wygodnie w fotelu. – I szczerze żałuje, że ta
zaręczynowa farsa nie odbyła się, gdy leżałem w łóżku. Nie
mam ochoty w niej uczestniczyć.
– Bastian
to bardzo przyzwoity człowiek, wysoko urodzony i…
– Zachłanny?
Interesowny? A może spłukany? Bastian moja droga odziedziczył
tylko dobre nazwisko, a jego hulaszcza natura znana jest w całym
jego rodzimym Londynie. Krótko rzeknę, tam tylko reputacja
Rodrigeza go wyprzedza.
– Kogo?
Powtórz jeszcze raz to nazwisko? – nakazała kobieta przysiadając
na brzegu łóżku.
– Rodrigez.
Dorian Rodrigez – odpowiedział Julian, a kobieta odetchnęła z
ulgą.
– Na
szczęście to nie ten – powiedziała na głos.
– Kto
nie ten?
– Nie
ten jest zainteresowany Cyntią – odpowiedziała, bawiąc się
obrączką na swoim palcu.
– Jakiś
Rodrigez jest zainteresowany moją córką i ja nic o tym nie wiem!?
– Mężczyzna aż wstał z wrażenia.
– Naszą
córką. – Spojrzała na męża z dołu, ale niezwykle wyniośle. –
Hektor Rodrigez.
– Cyntia
nigdy nie zwiąże się z kimś o takim nazwisku.
– Wolisz
widzieć ją u boku młodego Oldmana?
– Dobrze
wiesz, że to jak wybór między złym a gorszym.
– Hektor
to bardzo kulturalny człowiek, niezwykle szarmancki i wykształcony.
– Morderca.
– Co?
– Rodzinę
Rodrigez wyprzedza ich reputacja, aż dziw, że o niej nie słyszałaś.
Ich ojciec zdecydował, że majątek trafi w ręce tego, który się
pierwszy ożeni, jeszcze przed jego śmiercią. To doprowadziło, że
bracia stanęli do pojedynku, w wyniku którego jeden stracił palec,
a drugi narzeczoną.
– Na
pojedynkach zdarzają się wypadki.
– Ciężko
wierzyć w aż taką chybność kogoś, kto jest doskonałym
myśliwym.
– Zawsze
masz swoje teorie. – Kobieta wydała się oburzona. Wstała z
miejsca i skierowała się do drzwi.
– Na
szczęście mam młodszego brata. Majątek nie pójdzie w obce ręce.
– Chcesz
oddać nasz majątek swemu bratu!? – Marta natychmiast odwróciła
się tyłem do drzwi, a przodem do męża.
– Oczywiście.
Cyntia nie ma męża, a Bastian wypędzi was, gdy tylko poczuje się
panem na włościach, albo wszystko zaprzepaści, a wy będziecie
patrzały jak nasz majątek doprowadza do ruiny.
– Mamy
syna – przypomniała Marta.
– Zrzeknie
się majątku, chce służyć Bogu.
– Wybije
mu to z głowy – zapewniła kobieta.
– Próbowałaś
to zrobić cztery lata, bezskutecznie. Musimy zaakceptować jego
decyzje.
– Ty
byś tylko akceptował te wszystkie bezmyślne decyzje naszych dzieci
– stwierdziła oburzona i mocno przy tym machnęła rękoma, na
końcu łapiąc się za głowę. – Córka chce uciec z ogrodnikiem,
niechaj ucieka. Kolejna chce mieć dziecko z marynarzem, to niech ma.
Syn chce być księdzem, choć ma niezwykłe powodzenie u kobiet, to
trudno, przecież majątek zbudowany na mojej ziemi jest nieważny.
– Dramatyzujesz.
– Mężczyzna zmienił miejsce z fotela na łóżko. Uznał, że
chwila drzemki dobrze mu zrobi.
– Zamierzasz
spać, teraz?
– Taki
miałem zamiar, a ty jakie masz na dziś zamiary?
– Ratowanie
naszej rodziny! – wykrzyknęła. Wyszła trzaskając drzwiami.
Hektor
wszedł do domu, zdjął cylinder i rozpiął płaszcz. Jednak przed
odwieszeniem odzienia wierzchniego zerknął na wieszak. Damska
peleryna w białym kolorze sprawiła, że kąciki jego ust uniosły
się lekko ku górze. Powiesił swój płaszcz obok pelerynki i
ruszył czym prędzej do swojego gabinetu. Kobieta stała przy oknie,
miała długie, falowane blond włosy. Paliła papierosa.
– Nakryłem
cię! – zawołał Hektor. Starał się, by jego głos zabrzmiał
groźnie, ale słychać było, że jest lekko rozbawiony.
Dziewczyna
czym prędzej wywaliła niedopałek za okno, zamknęła papierośnice,
schowała ją za gruby, materiałowy pas spódnicy i odwróciła się
przodem do Hektora.
– Nie
prawda, nic nie widziałeś, tylko ci się wydawało. – Miała
radosny głosik.
– Witaj.
– Podszedł do dziewczyny i przytulił ją do siebie.
– Nie
tak mocno bo mnie udusisz! Otworzyłam okno, by się przewietrzyło,
straszny tutaj zaduch. Kiedy stawi się służba?
– Za
tydzień. – Hektor sięgnął dziewczynie za pas i wyciągnął z
nich metalową papierośnicę. Próbowała mu ją wyrwać, ale był
sporo wyższy i uniósł rękę do góry. – Konfiskuje to.
– Tak
się nie wita gości – upomniała, tupiąc naprzemiennie nogami.
– Jesteś
za młoda by palić. – Schował metalowy przedmiot do szuflady
swojego biurka. – Myślałem, że przybędziesz dopiero za tydzień.
– Zawiedziony,
że jestem wcześniej?
– Szczęśliwy
– odpowiedział szybko, opierając się pośladkami o parapet. –
Tęskniłem – dodał.
– Zadzwoń
do wuja, ciotka się będzie niepokoiła. Dałam dyla zanim urządziła
mi debiut w towarzystwie. Wyobrażasz sobie? Ona szukała mi męża.
Hektor
się zaśmiał.
– Tak,
ciotka Estera. Potrafię sobie to wyobrazić. Komu tym razem
umknęłaś?
– Bratankowi
sędziego – pochwaliła się.
– Dobra
partia. – Zmienił miejsce, tym razem oparł się o biurko, złożył
ręce na piersi i wbił wzrok w tę blondynkę o rozanielonym
usposobieniu.
– Braciszku,
ależ ty go nie znasz, gdybyś go znał to byś od razu mówił
inaczej. Poza tym ja chcę się zakochać.
– Zadzwonię
do wuja. Zamknij już okno, bo w nocy zamarzniemy. – Wstał i
skierował się do wyjścia.
Dziewczyna
chwyciła za pałeczkę od cymbałków i wystukała nieznaną jej
wcześniej melodie.
– Hektor?
– Słucham?
– Zawrócił, by móc stanąć za jej plecami i zagarnął włosy z
jej ramion do tyłu.
– Pamiętasz
jak mi śpiewałeś?
– Oczywiście,
że tak. Byłaś moją ulubienicą. Moja malutka siostrzyczka. Psuja,
psotnik i wieczny uciekinier.
– Przestań.
– Odwróciła się tylko po to by fuknąć dłonią w jego klatkę
piersiową. Uśmiechnęła się szeroko, po czym powróciła do
stukania w cymbałki.
Mężczyzna
chwycił dłoń siostry w swoją i prowadził ją po biało-czarnych
klawiszach umiejscowionych na drewnianym stelażu.
Stoi
dziewczyna przy oknie,
smutno
okienna jest wnęka,
stoi
dziewczyna samotnie.
Niebieska
na niej sukienka.
Trzeba
więc serce ukoić.
Lecz
ono nie myśli o tym
i
tylko przy oknie stoi.
Jej
miłość ma kolor tęsknoty.*(4)
– Jak
ja dawno nie słyszałam twojego głosu! – wykrzyknęła. –
Powinieneś wrócić do grania. Jestem pewna, że poradziłbyś sobie
bez… przepraszam.
– Nie
szkodzi. Ja zacznę grać, kiedy ty wyjdziesz za mąż – powiedział
prosto w jej twarz z lekkim rozbawieniem. Dziewczyna zrobiła minę
jakby nie dowierzała.
– Sam
siebie skazujesz na muzyczną abstynencje. Ja nigdy nie wyjdę za
mąż.
– Skąd
u ciebie taka niechęć do związku? Chcesz iść do zakonu?
– Haha,
nie nad interpretuj. – Szybko pogroziła mu palcem. – To, że nie
chcę ślubu, nie znaczy, że chcę życia mniszki.
– Laura,
czy ty dajesz mi do zrozumienia, że powinienem cię zbić zawczasu?
Zanim zaczniesz sprowadzać kochanków pod mój dach?
– Typowy
mężczyzna, wy zawsze myślicie tylko o jednym, a przy okazji
jeszcze o drugim. Nie chcę życia mniszki, bo lubię wystawne bale i
cudne przyjęcia, nic poza tym.
– A
więc... nic poza tym. – Pogroził siostrze palcem, ta wiec
chwyciła rączką za niego i zrobiła wojowniczą minę. Hektor się
uśmiechnął.
– Swoją
drogą to dziwne, że mnie nakłaniasz do zamążpójścia, gdy sam
wciąż nie masz żony. Jak tam twoje serduszko, wyleczone? –
Popukała wskazującym palcem w jego prawą pierś.
– Po
drugiej stronie – zwrócił jej uwagę i przesunął jej drobną
dłoń z prawej piersi na lewą. – Tu mam serce.
– Jakoś
nigdy nie miałam orientacji w anatomii.
Rodrigez
przymrużył oczy i się roześmiał. Nie mógł powstrzymać tego
śmiechu choć bardzo się starał.
– Serduszko
pik-pik? – zapytała zabawnie.
– Nie
bądź taka ciekawska.
– Hektor,
no proszę. Zwierz się siostrze. Kto ci doradzi jak nie ja?
– Nie
będę się zwierzał piętnastolatce.
– A
gdy będę starsza to będziesz się zwierzał? – Odmalowała na
swojej twarzy iście dziecięcą, niewinną radość.
– Także
nie.
– Sam
obaliłeś swój poprzedni argument. Wymyśl inny, albo opowiedz mi o
niej – zażądała.
– Jest
piękna, ma takie bystre spojrzenie i włosy w kolorze jasnego brązu,
przechodzącego w ciemny blond. Ma gładką skórę i pieprzyk na
szyi, o tu, w tym miejscu. – Dotknął Laurę po lewej stronie, tuż
pod policzkiem. – Śmieje się tak, jakby cały świat się śmiał,
a gdy się boi to czuje jej lęk sam w sobie. Od momentu… od bardzo
dawna nie czułem niczyich uczuć. Odgadywałem je po mimice twarzy,
barwie głosu, tonie wypowiedzi, ruchach ciała, ale nie czułem tego
co mój rozmówca. Przy niej czuje, to co czuje i ona.
– Jesteś
zakochany – wywnioskowała i z wrażenia usiadła na szezlongu
postawionym przy oknie. – Mój braciszek się zakochał!
– Nie
krzycz tak – zganił ją.
– Dlaczego!?
Przecież to wesoła nowina! Ona o tym już wie?
– Nie,
nigdy się nie dowie.
– Powinna.
– Nie.
– To
niesprawiedliwe, gdyby jakiś mężczyzna mnie pokochał, to
chciałabym o tym wiedzieć.
– I
wyszłabyś wtedy za niego? – dopytywał.
– Niekoniecznie.
– Sama
więc rozumiesz dlaczego nie musi o tym wiedzieć.
– Boisz
się odrzucenia? Hektor Rodrigez się czegoś boi? Nie wierzę w to.
– Lauro,
pora zakończyć ten temat.
– Chcę
ją poznać.
– Kończymy
temat – powiedział ostrzej.
– Nadal
chcę ją poznać! – odkrzyknęła gdy zmierzał w kierunku drzwi.
– Nic
się nie zmieniłaś, nadal jesteś uparta jak osioł.
– A
ty nadal jesteś zadufanym w sobie… ta ta ta tam, czy ktoś coś
mówił? – W zabawny sposób rozejrzała się w lewo i w prawo,
następnie wzruszyła ramionkami. – Chyba nikt nic nie mówił –
odpowiedziała sama sobie, lecz uśmiechnęła się w kierunku brata.
Hektor
pogroził siostrze palcem i wyszedł za drzwi. Zmierzał w kierunku
schodów, jednak gdy już był niemal przy nich, postanowił
zawrócić. Wszedł do gabinetu, gdy jego siostra właśnie otwierała
szufladę biurka.
– Właśnie
tego szukałem. – Uśmiechnął się od ucha do ucha, wyrwał
papierośnice z jej dłoni i ponownie opuścił gabinet.
Laura
mocno tupnęła nogą.
– Jesteś…
jesteś… okropny jesteś dla swoich gości! – wrzasnęła.
– Słyszałem!
– odkrzyknął. – Dziękuje za komplement! – dodał jeszcze
głośniej. – Wpiszę sobie do dziennika zalet – powiedział już
pod nosem, sam do siebie i obrócił papierośnicą w dłoni.
– Hektor,
Hektor, Hektor! – Biegła za nim, wykrzykując. W końcu gdy się
zatrzymał, a ona dała radę go dogonić, to złapała za jego ramię
obiema rączkami. – Nie każda kobieta jest jak Mirella i jak...
– Goniłaś
mnie przez cały korytarz tylko po to, by mi przypomnieć o tej
zakłamanej suce i jej zastępczyni?
– Przepraszam,
nie powinnam, ale goniłam cię nie po to tylko, ale też po to byśmy
posprzątali!
– Nie
krzycz.
– Nie
krzyczę. Ja zawsze tak głośno mówię.
– Już
od tego odwykłem. Mów pół tonu ciszej, proszę.
– Będę
się starała. Posprzątajmy, proszę.
– Chcesz
sprzątać? – zdziwił się, jakby dopiero do niego dotarło co
Laura chce mu przekazać.
– Oczywiście,
że tak, przecież jak za tydzień przybędzie służba i zobaczą
taki bałagan, to od razu zrezygnują z tej pracy. Trzeba tutaj
ogarnąć. Nie mówię o jakimś wielkim sprzątaniu, ale by było
znośnie. Przecież nie chcemy zostać bez pokojówek, prawda?
– Siostro,
ale ja myślałem, że to pokojówki są od sprzątania, a nie że to
my jesteśmy od sprzątania przed przybyciem pokojówek.
– Znowu
nad interpretujesz. Nie położę się w takim syfie, gdzie nie
wiadomo skąd wylezie jakiś pająk.
– To
śpi na stojąco. – Chciał odejść, ale znów go zatrzymała
wyprzedzając i stając przed nim.
– Nie
zasnę na stojąco. Chcesz bym była niewyspana? – Złożyła
dłonie w piąstki i położyła je na biodrach, przyjęła
wojowniczy wyraz swojej młodej twarzyczki.
Hektor
przymknął oczy.
– Choler!
– przeklął po hiszpańsku. – Dlaczego ja nie potrafię ci
odmawiać? – zapytał retorycznie. – Nie wiem gdzie są wiadra,
ani gdzie są szmaty. Jeśli znajdziesz, pozwalam ci posprzątać.
– Chciałeś
powiedzieć nam. Pozwalasz NAM posprzątać.
– Tak,
pozwalam NAM – wysyczał przez zęby. – A teraz cię
przepraszam na moment. – Chwycił siostrę za ramie i przesunął
delikatnie na bok. – Muszę się napić – wyjaśnił.
– Dziękuję!
– krzyknęła za bratem.
– Drobiazg
– skłamał.
– Nieprawda.
Ty sam nie wiesz jak dużo dla mnie robisz. – Dogoniła go,
zrównała kroku i plotła dalej. – Bo ja tak bardzo, bardzo,
bardzo lubię robić rzeczy, których nigdy nie robiłam, a ja
jeszcze nigdy nie sprzątałam! A że sama jak coś robię to zawsze
mi nie wychodzi, to dlatego lepiej jak będziesz przy tym obecny i
mnie pomożesz!
– Laura,
proszę, nie krzycz.
– Dobrze.
– Pobiegła na przód i skręciła do kuchni. – To ja poszukam
tych wiader! – krzyknęła po raz kolejny. – Nalej mi też! –
zażądała.
– Po
moim trupie – odpowiedział pod nosem, stawiając jedną szklankę
na pusty blat drewnianego stolika. Właśnie do niego dotarło, że
po ukochanej ciszy i spokoju nie zostało już nic, bo tam gdzie była
jego młodsza siostra, na ciszę i spokój, zwyczajnie brakowało już
miejsca.
*(3)
Piosenka Grzegorza Tomczaka – W rytmie obietnic
*(4)
Piosenka Grzegorza Tomczaka – Stoi dziewczyna przy oknie
Wiem, że początki nie są szczególnie ciekawe. Powiem więcej - są nawet nudne, ale niestety są potrzebne, bo potem jak już przejdę do akcji i scen erotycznych, to nie będzie miejsca na wciśnięcie takiego przedstawienia pobocznych postaci, które będą się pojawiać i przewijać w tym opowiadaniu. Dodam też, że początkowe rozdziały są znacznie gorzej napisane niż te późniejsze. Choć osobiście nie uważam, by te późniejsze były jakieś super, bo ja ciągle jestem tylko i wyłącznie amatorem, a pisanie to moje hobby, a nie zawód, z którym wiąże przyszłość, a ta historia to pierwsza tak bardzo rozległa i poruszająca tyle wątków jednocześnie, którą stworzyłem.
Zapraszam także do kolejnego postu – Rozdział 3: Ojciec potrzebny od zaraz
Już zapomniałam jaki Hektor potrafi być sympatyczny.Taki beztroski,miły,zabawny. Trafił na jakąś pechową rodzinę,jedna w ciąży z innym przed ślubem z drugim,kolejny chcę zostać duchownym a Cyntia z kolei puściła się z synem ogrodnika.Udane dzieci mają Julian i Marta Mntenegro,naprawdę udane.
OdpowiedzUsuńNapisałam komentarz kilka dni temu i mi go wcięło, widzę. To jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńNieważna, nieprawda, niekoniecznie - ma być łącznie.
Urocza jest Laura tutaj. Naprawdę szkoda, że później straciła ten swój dziewczęcy urok i stała się przebiegłą pannicą, owszem, nadal zadziorną, ale już nie tak niewinnie. Jakoś Laura dziewczynka bardziej przypadła mi do gustu.
"Spojrzał w ziemie, wyprostował się." - ziemię
OdpowiedzUsuńkawałeczek dalej
"– Jak to się stało? – zapytała Cyntia, dotykając delikatni prawą dłonią lewego policzka. " delikatnie.
"Mężczyzna ubrany w białą koszule i czarne spodnie wskazał gościowi pokój gościnny i zachęcił do dzwonienia dzwoneczkiem, gdyby tylko czegoś potrzebował." gościowi - gościnny, dzwonienie dzwoneczkiem. Dariuszu, dobrze wiem, że masz bogaty zasób synonimów, dlatego tutaj mnie przeraziłeś tym, ja proszę, zmień to jakoś, bo pomimo, że to poprawne to wychodzi takie "masło maślane"...
W tym rozdziale pokazałeś jedną z typowych ludzkich przesad. Nie znają się dłużej niz dzień, a raczej noc, a Hektor już wspomina co ceni w Cyntii najbardziej - poczucie humoru. Przecież nie zna jej tak dobrze. Poza tym w dalszych częściach jak dla mnie Cyntia bardzo rzadko miewa poczucie humoru...
"– My mieliśmy zamiar prze wziąć takie przedsięwzięcie, ale nie możemy wybrać dogodnego okresu na hałasy związane z kuciem ścian." - myślę, że lepiej przedsięwziąć, bo prze wziąć bez wątpienia nie jest poprawne
"– Ja go akceptuje – wtrąciła się Julia stojąc w progu. – Ojciec też. Mówi o nim z dumą, że to jego wnuk – dodała.
– Dziękuje – odrzekła z wdzięcznością Julia." - powinno byc Cyntia, nie Julia. tam, po pierwszym myślniku.
"– Wszystko dobrze. – Marta przybrała szczery, choć sztuczny uśmiech na twarzy." szczery choc sztuczny? albo ze mną coś nie tak i nie rozumiem, albo to bez sensu... ?
Julian - lubiłam go i właśnie przypomniałam sobie dlaczego...
Marta - wariatka, ale w tej części jeszcze budzi moją sympatię.
"– Dobra partia. – Oparł się o biurko, złożył ręce na piersi i wbił wzrok w tę blondynkę o rozanielonym usposobieniu." - o rozanielony spojrzeniu słyszałam, ale usposobieniu... nie pasuje mi to tutaj. :)
"– Znowu nadinterpretujesz. Nie położę się w takim syfie, gdzie nie wiadomo skąd wylezie jakiś pająk." - ja nie wiem czy mogę przyczepić się do języka, ale jednak wylezie nie pasuje mi do epoki w jakiej dzieje się akcja, ogólnie do tego utworu... ten syf także, ale to już kwestia estetyki...
i zaraz:
"– To śpi na stojąco." - śpij
Wydaje mi się, że tyle, na to zwróciłam uwagę, przy czym nie daję całkowitej pewności, że po prostu sama się gdzieś nie pomyliłam. Nie mam pod ręką żadnego słownika... :)
Jakby tak się zastanowić to na razie ta rodzinka nie jest taka zła, także źle mu się nie trafiło. Nawet bym powiedziała, że idealnie do niej pasuje. Naprawdę polubiłam Hektora i zdanie mam o nim jak najbardziej pozytywne, tak samo o Cyntii. Trochę mi jej żal, bo jednak liczy na przyszłość z Williamem, no ale gdyby jemu tez zależało, to nie uciekłby, albo chociaż teraz próbował się z nią jakoś skontaktować.
OdpowiedzUsuńJuż na samym starcie nie polubiłam Bastiana, beznadziejny typek. Z pewnością nie kocha Julii, a raczej jej rodzinny majątek. I bałabym się z nim dziecko zostawić :/
Laura- uwielbiam ją, ta jej beztroska, jej humor, po prostu powalają :)
Co do państwa Montenegro, to ojciec może i nie, ale matka oddała by córkę nawet samemu diabłu gdyby miał pieniądze i dobre nazwisko
Cynti ojciec jest nadopiekuńczy, a matka to wredna suka, siostra jest pokrzywdzona przez matkę, chce wydać ją zamąż za jakiegoś idiote, który nie lubi jej dziecka i zawsze inaczej będzie je traktował. Polubiłam Laure, wesoła, pogodna, przyjazna.
OdpowiedzUsuńLaura super pogodna lekko zwariowana taka dziewczyna do tańca i do różańca sie wydaje:-) Rodzice Cyntii no cóż matka liczy na dobrego czyli bogatego zięcia w sumie w tamtych latach nie było to nic dziwnego dziwne raczej były małżeństwa z miłości...Hektor jak na razie na same plusy czyli coś za idealnie ciekawe jak się potoczą ich losy. Tak na marginesie jak pierwszy raz mała do mnie przyjsc nowa Pani sprzątająca to też stwierdziłam , że musze ogarnąć dom żeby się nie przestraszył i nie uciekła:-)
OdpowiedzUsuńMatka cynti nie przypadla mi do gustu jednak jest to ze tak sie wyrazd twarda sztuka i wszytsko trzyma w garsci. Cynita jest rozpieszczona dziewczyna ale o to mozna winic jej ojca ktory musi naprawde bardzo kochac skoro sie az pohorowal jak nie wrucila na noc a Hektora za to bardzo lubie jest mily i wq wiec nie rozumiem calkowicie poprzedniego postu w ktorym cynita chce od niego odejc i caly czas sie zastanawiam czym on biedny na to zasluzyl
OdpowiedzUsuńPrzeczytalam wszystko.
OdpowiedzUsuńUwilbiam takie historie jak te osadzone w czasach kiedy ludzie byli... no coz byli tak jakw twoim opowiadaniu ;) mili, kulturalni, ale tez potrafili byc cyniczni, sarkastyczni bez naruszenia granicy kultury.
Postac Hektora jest naprawde intrygujaca. Lubie go, ale cos nie daje mi spokoju.
W prologu Cynthia odeszla od niego i mam wrazenie ze nie tylko z powodu milosci do Willa.
Apropos Cynthi- jej postac jest bardzo sympatyczna i troche mnie przypomina.
Natomiast Bastian, i Marta absolutnie nie przepadli mi do gustu.
Julie i malego edwarda z dziadkiem darze neutralnym uczuciem.
Coz co tu mowic?
Czekam na wiecej bo naprawde mi sie podoba, tym bardziej ze pisze to facet (kiedy zobaczylam to myslalm ze mam haluny, nie wierzylam wlasnym oczom. Jestes 3 mezczyzna, ktory pisze , prowadzi bloga, na jaki natrafilam w ciagu 2 lat na blogspocie- szacun;) ). Bede wchodzic i czytac.
Czekam niecierpliwie i zapraszam na mojegobloga :
Historia-z-sherlockiem-holmsem.blogspot.com
Hektor się zakochał ciekawe czy jego wybranka się o tym dowie..... ciekawa jest postać matki jej chyba nie zależy na szczęściu dzieci tylko na bogactwie i tytułach..
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział, jej! Hm, już wcześniej wspominałam - gubisz ogonki. Na przykład, gdzieś w tekście była wzmianka o białej koszuli, niestety nie pamiętam gdzie. Napisałeś "białą koszule" - powinno być "koszulę" :) http://www.wiking.edu.pl/article.php?id=617 - tu są klarownie wyjaśnione zasady stosowania "ą" i "ę". Wspomniałeś też, że Marta (chyba ona) uśmiechnęła się "szczerze, ale sztucznie". To tak, jakby powiedzieć, że zanurkowałeś, ale z wody wyszedłeś suchy. Albo sztucznie, albo szczerze :D
OdpowiedzUsuńLaura jest taką uroczą dziewczyną. Jako rodzeństwo są po prostu świetni. Mam nadzieję, że będzie tu więcej fragmentów z tymi dwojga!
Mam wrażenie, że Cynthia, wspominając o tym, że pogoda jest przeciw niej, miała na myśli to, że nie pada śnieg. Może to być nadinterpretacja, ale cóż poradzić? Tytuł też mnie intryguje. Na początku myślałam, że nawiążesz do niego w późniejszych rozdziałach, ale o jabłkach i śniegu mówiono już wielokrotnie.
Bastian mi się nie podoba. Wydaje się strasznym bucem i alkoholikiem, wygląda, jakby w ogóle nie szanował Julii i jej synka. Sądzę, że Julian słusznie patrzy na niego krzywo. Jego córka i wnuk z pewnością nie będą szczęśliwi, gdy Julia już powie sakramentalne "tak". O ile do tego dojdzie, a żywię szczerą nadzieję, że nie. Próbował uciszyć małe dziecko pieluszką! Rozumiem, że może nigdy nie opiekował się dziećmi, ale mógł zrobić Edwardowi krzywdę, a to tylko niemowlę i musi płakać, by zasygnalizować to, że coś się stało.
Uwielbiam opowiadania, których akcja dzieje się na początku dwudziestego wieku albo gdzieś tak do lat sześćdziesiątych. Po prostu uwielbiam, dlatego spodziewaj się mnie tutaj. Weny!
Wiesz to jest tak, że ja zasady pisowni w większości znam, zwłaszcza ę i e, ą i ął, ale gdy pisze szybko, to czasami klawiatura nie załapie, a jak potem sprawdzam, to są to błędy, które nigdy nie mogą rzucić mi się w oczy wszystkie i przez to kilka z nich zostaje.
UsuńJeśli tak bardzo podoba ci się powieść, to mogę zaprosić cię na blog zamknięty, gdzie została ona prawie ukończona (oczywiście będę ją poprawiał, a komentarze czytelników mi w tym niezwykle pomagają). Tak więc jeśli nie rażą cię literówki, to wystarczy mi twój e-mail bym cię zaprosił na blog dla-elity.blogspot.com .
A co do Cynti i Hektora to będą oni... specyficzni, bo on jest holerykiem, a ona rozpuszczonym aniołkiem :)
Byłoby mi bardzo miło! Email: nobobosia@gmail.com c:
UsuńCiekawe połączenie. Jestem ciekawa, jak to wyjdzie ^^
Na sam początek napiszę, że jestem niezmiernie ciekawa jak to się stanie, że Cyntia wyjdzie za mąż za Hektora. Myślałam, że rodzice ją do tego zmuszą, a w tym rozdziale okazuje się, że jej ojciec jest kochany i gdyby uparła się to zaakceptowałby wybór przyszłego zięcia. Taki ojciec w tamtych czasach to raczej rzadkość :)
OdpowiedzUsuńWypisałam błędy, skoro sam nie potrafisz ich wyłapać to chciałam pomóc i odwdzięczyć się jakoś za obszerne komentarze, które mi zostawiłeś. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz bo jest ich dosyć sporo:
jeszcze w tym tygodniu będę miał ku temu okazje
okazję
zapytała Cyntia kobitę
kobietę
Spojrzał w ziemie
ziemię
dotykając delikatni prawą dłonią lewego policzka
delikatnie
Dziękuje za bezpieczne schronienie
Dziękuję
Bordowa suknie idealnie kontrastowała
suknia
Zasłuchał się w cisze
ciszę
Ma pan z sobą jakieś bagaże, jeśli tak to ześlę kogoś z służby do pańskiego samochodu.
Ma pan z sobą jakieś bagaże? Jeśli tak to ześlę kogoś ze służby do pańskiego samochodu.
Trafił pan tutaj z winy mojej córki, więc nie mogę pana wywalić za drzwi, to byłoby aż nazbyt niegrzeczne.
wyprosić byłoby odpowiedniejszym słowem, nie wyobrażam sobie, żeby dobrze wychowana kobieta w tamtych czasach mogła powiedzieć wywalić :)
Zatem naprawdę dziękuje.
dziękuję
Mężczyzna ubrany w białą koszule
koszulę
Dziękuje, że o tym pomyślałeś
Dziękuję
aczkolwiek cenie to w tobie
cenię
po prostu przy tobie czuje
czuję
nawet delikatnie klepnęła siostrę w ramie
ramię
Hektor nawet za gestykulował
zagestykulował
Zatem wnioskuje, że rodzina Montenegro
wnioskuję
po krótkiej chwili ponowni musiało wstać
ponownie
zaakceptuje je
zaakceptuję
Nie koniecznie, ale gdybym już musiała głosować
Niekoniecznie
Dziękuje – rzekł Hektor do kelnera
Dziękuję
Zamierzam tutaj otworzyć produkcje tych instrumentów.
produkcję
Czuje, że to jest moje miejsce
Czuję
Marze też o tym by zobaczyć śnieg.
Marzę
zamiar prze wziąć
przewziąć
Chcę mnie pan obrazić?
Chce
twoja siostra ma racje.
rację
Marta także opuściła sypialnie Julii.
sypialnię
Moja rodzina przez burze nie da rady dotrzeć na czas
burzę
nawet gdy na chwile zmrużył swoje oczka
chwilę
a ciąże ukrywać przed światem
ciążę
I nie żałuje tej decyzji!
żałuję
Ja go akceptuje
akceptuję
Dziękuje – odrzekła z wdzięcznością Julia.
Dziękuję
Tylko nie długo, bo
niedługo
Czuje, że moje dni na tym świecie są już policzone
Czuję
Jesteś moim najmłodszym dzieckiem, chcę dla siebie jak najlepiej.
ciebie
I szczerze żałuje, że ta zaręczynowa farsa
żałuję
Musimy zaakceptować jego decyzje.
decyzję
Nie prawda, nic nie widziałeś
Nieprawda
Sam siebie skazujesz na muzyczną abstynencje.
abstynencję
Haha, nie nad interpretuj
nadinterpretuj
Przy niej czuje, to co czuje i ona.
Przy niej czuję to, co czuje i ona
i złapała za jego ramie obiema rączkami.
ramię
Znowu nad interpretujesz.
nadinterpretujesz.
To śpi na stojąco.
śpij
Chwycił siostrę za ramie i przesunął delikatnie na bok
ramię
Dziękuje! – krzyknęła za bratem.
Dziękuję
Napisałeś, że Hektor to choleryk, a póki co tego nie widać. Pewnie się ukrywa bo chce się w końcu ożenić :P Choć w sumie po rozmowie jego z siostrą dowiedziałam się, że Hektor nie liczy na wiele, myśli pewnie, że Cyntia za młoda jest dla niego.
Nie polubiłam Bastiana, myślę, że udaje, iż akceptuje małego i kocha Julię, ale nie jest to prawdą. Jak sam powiedział, Edward to nie jego syn. Skoro już teraz tak myśli, to nie zmieni zdania później, do końca życia traktować go będzie inaczej niż swoje własne dzieci. Julia źle robi wychodząc za niego, no ale cóż, takie były czasy, że zepsutą reputację trzeba było jakoś naprawić.
Liczę na to, że wkrótce pojawi się William, jestem ciekawa jego zachowania :)
Do końca tego tygodnia przeczytam na pewno 3 rozdział i skomentuję. Opowiadanie mnie wciągnęło:)
Pozdrawiam
amandiolabadeo.blogspot.com
Hektora choleryka widać już w kolejnym rozdziale. On się strasznie rządzi, chce by zazwyczaj było po jego myśli i lubi sobie pokrzyczeć czym Cyntię wystraszy.
UsuńLaura i Hektor - przeciwieństwa, które widać gołym okiem.
Bastian Brown się jeszcze zdąży wykazać i myślę, że za kilka rozdziałów będziesz skora bardziej nie polubić Julii niż jego.
William się pojawia chyba w rozdziale 5 albo już 4, sam nie jestem pewny.
Czasy były piękne, ale jednocześnie okropne, choć z drugiej strony każde czasy mają w sobie coś pięknego jak i okropnego.
Ja do końca tygodnia postaram się opublikować rozdział 4. Może tym razem uda mi się większość literówek usunąć i w końcu wyłapać wszystkie błędy ;-)
Biedna ta Cyntia, pewnie ma wyrzuty sumienia przez tą ucieczkę. Dostała biedna w twarz od matki i zapewne powinnam to skrytykować ale zakładam, że to było na porządku dziennym w tamtych czasach.
OdpowiedzUsuńHektor chyba polubił Cyntie i jej rodzinę, zaś Cyntia ma chyba do niego uprzedzenia. W Hektorze drażnią mnie te jego nieskalane maniery, mam nadzieję, że to tylko ta w większej grupie a na osobności jest mniejszym sztywniakiem.
Siostra Cyntii wydaje się być sympatyczna taka pełna życia, ale jakos nie polubiłam Bastiana jesli dla niego karą jest posiadanie pasierba to po co żeni sie z Julią? Następną część rozdziału przeczytam jak wrócę z miasta. :)
Zdecydowanie nie lubię Bastiana, on to chyba bardziej napalony na ich rodzinny majątek niż zakochany w Juli ja to bym się zastanawiała nawet nad tym czy on cos do niej czuje.
UsuńPrzykro, że Julian nie darzy Hektora sympatią a nawet go nie poznał, a sam kiedys mówił Cyntii, że trzeba być miłym dla wszystkich i nie osądzać. Fajna ta Laura. Udała mu sie siostra, na pewno dzieki niej bd troche zabawnych fragmentów. Nie wiem co mogłabym tu jeszcze napisać wiec chyba na tym zakończę i lecę czytać kolejny rozdział.
Ilu nowych bohaterów! To może krótko moje wrażenia co do nich:
OdpowiedzUsuńBastian - celowy antagonista? Bo zdecydowanie nie da się lubić. W jednej chwili mówi, że tak, oczywiście, kocha Julię, a w następnej krzyczy i awanturuje się, że jej dziecko płacze. I jeszcze potem pan Montenegro zdradza jego prawdziwe zamiary względem rodziny.
Julia - dobra siostra, troszkę w stylu "kto się czubi, ten się lubi". ;))
Laura - bardzo pozytywna postać, energiczna siostrzyczka, zbuntowana i sympatyczna, polubiłam ja, jak chyba każdy z czytelników.
Cyntia - nie jest nową postacią co prawda, ale jeszcze w sumie o niej nie pisałam; ani mnie ziębi, ani mnie grzeje na razie. Ale jestem strasznie ciekawa, jak zareaguje, gdy dowie się, że jest w ciąży. No i jak dojdzie do małżeństwa z Hektorem.
Hektor - też nie jest nowy, ale w tym rozdziale sporo się o nim dowiadujemy, że jego rodzina ma dość interesującą reputację, która ich wyprzedza, że stracił palec w pojedynku z bratem, no i przede wszystkim, że jest zakochany w Cyntii. Zdecydowanie moja ulubiona postać. :))
Świat Cyntii zaczyna się rozbudowywać i zapełniać, jest dobrze nakreślony, z łatwością mogę go sobie wyobrazić.
Na razie tyle, kolejny komentarz będzie rzecz jasna pod kolejnym komentarzem, jak tyko go przeczytam.
Pozdrawiam! :))
terpsychorka
Czytając ten rozdział co chwilę sie usmiechałam - dużo było dowcipnych rozmów. Hektor wydał mi się bardzo sympatyczny, szczególnie przy rozmowie z Laurą - a propo jej żywiołowość mnie urzekła .
OdpowiedzUsuńCiekawe jak to się stanie, ze Cynthia wyjdzie za mąż za Hektora. I co z Willem?
Rozdział jest fantastyczny!
Igrająca ze Śmiercią
Cieszę się, ze rozdział ci się podobał.
UsuńCo z Williamem dowiesz się już wkrótce, choć on tak naprawdę pojawia się dopiero około 13 rozdziału, gdy Cyntia i Hektor są już małżeństwem.
Laury żywiołowość i mnie się podoba, przebywanie z taką osobą wpływa naprawdę pozytywnie, ale niestety na dłuższą metę potrafi też zirytować.
Ciesze się też, że się uśmiałaś, bo nigdy nie chciałem by to było typowym dramatem. Miało mieć wstawki humorystyczne.
Pozdrawiam i jeszcze dziś powrócę do twojego opowiadania.
Hejo po raz kolejny! :3
OdpowiedzUsuńWow. Przyznam, że jeszcze nie czytałam tak długiego rozdziału i szczerze powiedziawszy - oczy zaczęły mnie boleć. Jejku... Chyba muszę mniej czytać :/
Mimo to podobało mi się. Cieszę się, że mama Cyntii jak i jej siostra polubiły Hektora. Heh. Nie ma to jak wypytywanie się i dowiadywanie o nim różnych informacji mówiących, czy jest na poziomie xD
Trochę przestraszyłam się, jak mama bohaterki powiedziała, że jej tata miał zawał. Dobrze, że wszystko jest ok.
Może i małe dzieci denerwują swoim płaczem, ale narzeczony Julii nie powinien tak reagować. Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jego dziecko, ale... Chociaż dla niej mógłby zachowywać się jakoś inaczej.
Och! Nie spodziewałam się, że Hektor ma siostrę! I powiem, że ją polubiłam :D
Aha! Zapomniałam wspomnieć! Cóż. Nie dziwię się Cyntii, że czuje się źle z tym, że rodzice nie są zadowoleni z tego, że kocha Willa. Powinni to zrozumieć, ponieważ miłość pojawia się sama z sobie. Nie można nad nią zapanować, a jeśli już chodzi o tą miłość... Ważne, by się kochali. Stan majątkowy, wygląd itp. wcale nie powinna się liczyć. Najważniejsze jest, by kochać i być szczerym, wiernym :D
Maggie
Zacznę od tego c:
OdpowiedzUsuńCieszę się, że w rozdziale pojawia się coś wspólbego z Hiszpanią. Nie wiedziałam, że w tymże kraju panuje zwyczaj zachwywania nazwisk po zamążpójściu. Widać, że znasz się na rzeczach, o których piszesz albo przynajmiej sprawdzasz dokładnie i nie piszesz nuc na wyczucie. Dużyy + za to ;) Tak jak z pianinem w rozdziale pierwszym. (Co prawda mialam to na muzyce... ta taki szczegół hehe ale warto sobie przypomnieć c: ).
Bardzo przyjemnie się czyta a tematyka sama w sobie rzadka (bi większość blogów to opiera się na fantastyce itp mój tez XD ) ale zawiera w sobie sprawy przyziemne, o których ludzie chcą rozmawiac lub też nie. Dzięki temu czytelnik może tak...hm...bardziej się zagłębić w powieść bo wie, iż jego samego może również to spotkać.
A opisy emocji i wgl... Fiu, fiu... Pro ;)
Naprawdę zachęcam do próby wydania! Jestem pewna, że powieść przyjęłaby się i rozeszła w ekspresowym tempie ;)
Ok. Nie rowodze się i idę czytać dalej :)
Wydać coś gdy nie ma się nazwiska i znajomości - w Polsce to niemal niemożliwe, ale może kiedyś zrobię z tego ebook i wrzucę na jakąś stronkę.
UsuńNie wiem jak teraz jest w Hiszpanii, ale na początku XX wieku kobieta zachowywała swoje nazwisko. Zazwyczaj jednak i tak posługiwała się nazwiskiem męża, chyba że jej rodzina była równie wpływowa, to wtedy szczyciła się dwoma nazwiskami xD
Hektor jest Hiszpanem tylko po to by mógł się usprawiedliwiać "hiszpańskim temperamentem" ;-)
Tylko gdyby w dzisiejszych czasach żyła taka Cyntia i ją coś takiego spotkało, to nikt nie strzelałby do jej kochanka ze strzelby, ani samotna matka nie jest dziwnym zjawiskiem wytykanym palcami, w końcu powstało nawet powiedzenie "matka samodzielna", bo samotna, rzekomo było jakąś ujmą.
Nie przepadam za słodkimi klimatami, miłości po dwóch rozdziałach. Chciałem stworzyć coś co nie jest jednoznaczne i sam jestem ciekaw jak ocenisz małżeństwo Cyntii i Hektora, gdy już nim będą, bo będzie jak w życiu - złe i dobre momenty, a nie kilkuletnia sielanka.
Pozdrawiam i ja właśnie zabieram się za nadrabianie dwóch rozdziałów u ciebie, bo widziałem, że mam zaległości.
Marta i Julia chyba polubiły Hektora. Jak jest bogaty to Marta pewnie będzie chciała zaręczyn jego i Cyntii.
OdpowiedzUsuńBastian pewnie nie będzie kochać pierwszego dziecka Julii. Ale chyba bedzie je musiał jakoś wychowywać.
Hektor się zakochał. Może w Cyntii.
Będę czytać dalej.
Znów będzie krótko.
OdpowiedzUsuńCzy jabłka to odniesienie do Willa, a śniegi, jako że w Hiszpanii to rzadkie zjawisko do Hectora? Tak mi się jakoś skojarzyło. I nie wiem czemu czytając ten rozdział przyszła mi na myśl "Miłośc w czasach zarazy" :)
Podoba mi się, i jestem na siebie naprawdę zła, że tak późno tu dotarłam :/
http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/
Cyntia miała nie farta, że trafiła do takiej rodziny, chociaż nie przepadam za nią. O wiele bardziej szkoda mi Julii.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Laura i jej energia.
Zapraszam do mnie: miecwlasnezycie.blogspot.com
Rozdział mocno nakreślił relacje i charaktery rodziny Cyntii. Podobały mi się wszystkie wydarzenia i rozmowy, ale gdzie podziały się opisy? Pochłonięta czytaniem, w pewnym momencie w głowie pojawiło się pytanie "chwila, ale gdzie oni właściwie się znajdują?", wróciłam do góry i znalazłam odpowiedź - przy schodach... Nie usatysfakcjonowało mnie to. Pokoje są u Ciebie puste. Barwne i żywe postacie przemieszczają się po pustych kartkach. Więcej opisów otoczenia ożywiłoby tę historię.
OdpowiedzUsuńTutaj Hektor był w porządku - w nowym otoczeniu okazał się dżentelmenem. Czujnie obserwuję jego zachowanie, bo nie jest mi obojętny. Na szczęście w tym rozdziale mogłam odetchnąć od jego gorszej strony. Marta... ech... chyba nikt nie lubi takich postaci. Za to jej mąż rozbawił mnie, twierdząc, że Cyntia odziedziczyła po niej poczucie humoru... To by znaczyło, że Cyntia jest strasznie sztywna, w sumie jej pojechał :D Bastian, kolejny arogancki facet, ale w sumie trochę go rozumiem - też nie lubię wrzeszczących bachorów, jeszcze, jakby ów bachor byłby moim przybranym dzieckiem to juz w ogóle. Ale i tak kobiety w tym opowiadaniu są bardziej ludzkie i mają trochę dojrzalsze podejście do niektórych spraw.Oprócz Marty, typowej żylety. Siostra Hektora oczywiście sympatyczna i chyba, wbrew pozorom, jedna z normalniejszych postaci :) Osobiście na razie najbardziej lubię Cyntię - jeszcze bywa bezbarwna, ale powoli jej charakter nabiera kształtu.
Dużo dialogów, mało opisów uczuć.
"Marta przybrała szczery, choć sztuczny uśmiech." - Sztuczny i szczery to przeciwieństwa, więc ciężko to sobie wyobrazić.
Rozdział czytało mi się naprawdę łatwo i lekko. William 'zakochany imbecyl' zaczyna mnie coraz bardziej ciekawić, ale wiem, że chyba prędko się nie pojawi. Podkładam w nim nadzieję na chociaż jednego przyjemnego mężczyznę w tej historii. Swoją drogą, jeśli o zakochanie chodzi, to Hektor szybko zapałał uczuciami do nowo poznanej Cynti... Ile minęło, dwa dni? Trzy? No, ale wybaczam, taki jest styl opowiadania, te czasy, ci faceci, rozumiem to. Ale faktem jest, że nie znają się jeszcze za dobrze.
Zauroczyła mnie kreacja postaci (nawet jeśli większości nie lubię) i to, że fajnie stylizujesz język. O błędy już nie będę się czepiać, sama ich sporo walę.
Ach, zapomniałam o uroczym momencie, gdy Julia kopnęła niechcący Hektora w nogę :D Kocham ten fragment.
UsuńOpisy to moja pięta achillesowa i się do tego przyznaje.
UsuńUśmiech Marty wyglądał na szczery, ale był wymuszony, sztucznie przybrany na twarz.
O Williamie będzie wzmianka, więc bez obaw, ale faktycznie jako główna postać dosyć późno wychodzi na przeciw, ale też w którymś momencie wychodzi na prowadzenie.
To dlaczego Hektor tak szybko zapałał uczuciami do Cyntii będzie jeszcze wyjaśnione ;-)
Bastian Brown myślę, że jeszcze wkradnie się w twoje serce, gdyż nie jest to postać taka jednoznaczna i jest raczej postacią nadającą opowiadaniu humoru.
Dzięki za komentarz
Okey, trochę dużo tu tego było i zdaje mi się, że zapomnę napisać połowy rzeczy, o których chciałam wspomnieć (dlatego też zrobiłam sobie listę podpunktów w moim nieodstępującym mnie na krok notesiku ;)).
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, rodzina Cyntii. Przedstawiłeś ich bajecznie, nie są idealni, ale nie są też do końca źli. Taka w miarę normalna rodzina, choć dzieci przysparzają rodzicom (a zwłaszcza matce) powodów do zmartwień. Chociażby to, że najstarszy syn zrzekł się majątku i postanowił zostać duchownym. Jakoś tak zawsze mnie smuciło, gdy fajny chłopak postanawiał zostać księdzem ;) Zapałałam sympatią do Julii, która wydaje się być podobnie skrzywdzona, co Cyntia. Też ma nieślubne dziecko, a jego ojciec jest już gdzieś daleko. Pamiętam, że w pierwszym rozdziale było, że Cyntia nie lubiła swojej starszej siostry, bo ta zbytnio zadzierała nosa. czy coś takiego. Nie widzę po tej niechęci już ani śladu. Wydaje mi się, że siostry dobrze się dogadują (jak na siostry). Jeśli zaś chodzi o narzeczonego Julii, to udusiłabym na miejscu. Wiem, że Edi nie jest jego synem, ale no ja nie mogę, to jest dziecko. Jedenastotygodniowe! Dzieci to są takie ustrojstwa, które będą płakać, a on zachowuje się, jakby w całym swoim życiu nie widział dziecka na oczy i szuka jakiegoś tajnego wyłącznika. Rany, jakim on będzie ojcem. A oprócz tego wypowiedź Juliana zupełnie mnie do niego zniechęciła. Coś mi mówi, że zapewnienia Browna, że kocha Julię nie są do końca szczere.
Kolejny punkcik na mojej liście to szanowna matrona, Marta Montenegro. Nie mówię, że jej nie lubię, ale najmniej przypadła mi do gustu z całej rodziny. Wydaje się być właśnie tą osobą, która naciska swoje dzieci, by robiły to, co robić "wypada", W przeciwieństwie do ojca, który wydaje mi się być naprawdę kochający i potrafiący wiele wybaczyć. Sądziłam, że bedzie inny. Że będzie takim typowym, surowym tatusiem, który zabrania córce wszystkiego. Ale rzeczywistość okazała się inna i nawet bardziej mi się podoba.
Nie idę po kolei z listą, ale mam tu jeszcze śniadanie. Nie wiem, ile czasu zajęło Hektorowi i Cyntii dotarcie do posiadłości Montenegrów, ale wydawało mi się, że było już późno i równie dobrze śniadanie mogłoby być obiadem. Ale może trochę inaczej liczę czas? A poza tym bardzo podobały mi się te zabawne anegdotki z życia rodziny. To było urocze i nadawało takiej prawdziwości.
Trochę się już pogubiłam, które miało być które, więc po następne, Hektor wydaje się być bardzo, może nie wścibski, ale "wtrącalski" (wiem, że nie ma takiego słowa, ale tak na szybko nie potrafię wymyślić innego). Niby za każdym razem mówi, że nie chce się wtrącać, ale jednak to robi. Jakby miał wyjątkowo nudne i ubogie życie, że musi jeszcze ingerować w życie Montenegrów ;) A tak poza tym to zaintrygowała mnie ta historia z pojedynkiem między braćmi. Wychodziłoby na to, że Hektor jest tym, który zabił narzeczoną swojego brata... Doprawdy ciekawe, ale może to tylko jakieś plotki? Chociaż w sumie fajniej by było, gdyby okazały się prawdą.
Okey, po ostatnie, Laura. Jest dość dużo młodsza od swojego brata, co nie? I zachowuje się jak typowa nastolatka, takie odnoszę wrażenie. Ale podoba mi się. Mam nadzieję, że namiesza :)
Pozdrawiam,
Naiada
Do normalności to tej rodzinie dużo brak, ale o tym przekonasz się później. Faktycznie nie są idealni, ale ja nie przepadam za idealizowaniem świata i charakterów w opowiadaniach. Wolę czytać o ludzkich osobnikach, dlatego moje postacie są ludzkie - mają humorki, swoje kaprysy, przyzwyczajenia i charaktery.
UsuńMarta faktycznie taka uciemiężona matulka, co ma tak okropne dzieci, że gdyby nie ona to by w tym świecie zginęły, albo takich głupot nawyczyniały, że echo skandalu unosiłoby się przez co najmniej trzy kolejne pokolenia xD
Skąd pomysł, że Martin jest fajny? Poczekaj aż go poznasz...
Julia i skrzywdzona... poddałbym to pod wątpliwość. Jednak tu nie mogę za wiele zdradzić, bo to się okaże później, a ja nie chcę odkrywać przed tobą całej fabuły.
Julia nadal będzie chwilami zadzierała nosa i uważała, że ona wie wszystko najlepiej. Julia też ma charakter po matce. Niestety starsza z córek jest bardzo podobna do Marty Montenegro. Jednak z biegiem lat siostry się zżyły, z pewnością są inne, ale się tolerują i starają się sobie pomagać (ta pomoc będzie miała różne, nie zawsze zbawienne skutki).
Mam cichą nadzieję, że zmienisz jeszcze opinie o Bastianie Brownie, bo on jest dosyć komediową postacią, to taki bumelant z nieodkrywaną na co dzień inteligencją, a do tego pijaczyna z poczuciem humoru i bardzo dużą... brak mi odpowiedniego słowa - po prostu bywa pomocny i przy tym też bezinteresowny. I zaskoczę cię, ale on naprawdę kocha Julie, tylko trudno mu się pogodzić, że pomimo iż znali się tak długo, że niby tak mocno kochali, ona zrobiła sobie dziecko z jakimś tam marynarzem! Stąd też jego niechęć do chłopca, ale ona też z biegiem czasu ulegnie zmianie, bo Edward nie da się ignorować, a i matka nie pozwoli by jej mąż go ignorował, czy by źle traktował jej syna.
Ojciec darzy największym uczuciem najmłodszą córkę - Cyntię. Dla pozostałych dzieci nie był taki wyrozumiały. Matka wręcz odwrotnie - Cyntii w dzieciństwie nigdy nie przytuliła, ta nie pamięta by brała ją na kolana (o tym też będzie później).
Wyruszyli rano, dotarli pewnie koło jedenastej, więc akurat na późne śniadanie xD
Ciesze się, że podobały Ci się te anegdotki z życia rodzinnego, bo takie rzeczy często wplatam w niektóre wydarzenia. Staram się by postacie brzmiały realnie, rozmawiali z sobą na różne tematy...
Tak, Hektor jest bardzo wtrącalski! Swoją drogą uroczy wyraz i powinni taki wpisać do słownika języka polskiego. Wtrącalski jak najbardziej mi się podoba. Zapewniam cię jednak, że Rodrigez nie ma nudnego życia, ale faktycznie życie Montenegrów bardzo go interesuje.
Pojedynek miał miejsce i będzie o nim jeszcze dużo, dużo powiedziane.
Cyntię i Hektora dzieli piętnaście lat, tak więc Laurę i Hektora dzieli osiemnaście lat - niemal ojcowska różnica wieku. Tylko Laura też ma takie usposobienie, jest chaotyczna, wszędzie jej pełno, radosna... ja sam nie wiem jak ją określić, ale poznasz ją później więc sama ocenisz. I tak, Laura namiesza, oj namiesza, zwłaszcza gdy jej droga i droga Williama Oldmana się przetnie.
Pozdrawiam i dziękuję za tak obszerny komentarz.
Nie wiem, kto mnie bardziej zirytował – Marta (choćby samym imieniem xD) czy Cyntia.
OdpowiedzUsuńDo tej pierwszej czuję podświadomą niechęć. Sama jakoś nieszczególnie pałam sympatią do małych dzieci, ale z tymi migrenami to lekka przesada. Delikatna jak francuski pudel, mimo że sama jest matką. Z drugiej strony – sytuacja finansowa raczej pozwalała jej na nieposiadanie styczności z lamentami niemowląt.
Cyntia – kawałek 3. rozdziału już mam za sobą. I dlatego jestem nią trochę poirytowana. Ale to dobrze, bo skoro nie jest mi obojętna, to zapadnie w pamięć. Z jednej strony ją rozumiem – chce jak najlepiej dla swojego dziecka, trochę idzie za radą siostry. Ale z drugiej – jest przebiegła i nie ma hamulców. Znowu nasuwa mi się skojarzenie z "NANĄ" – jedna z bohaterek stanęła przed niemal identycznym wyborem. Różnica tkwiła tylko w czasie i miejscu – tam była Japonia wiek XXI, tutaj jest inaczej.
Jestem bardzo ciekawa, co będzie dalej z Cyntią i Williamem, bo to, że zostanie żoną Hektora, jest już oczywiste. Swoją drogą historia rodziny Rodrigezów również mnie intryguje.
No i Laura – z jednej strony rozpieszczona i z dobrego domu, z drugiej wesoła i, zdawałoby się, raczej kochająca względem brata. Cóż, jej postać również może być bardzo rozwojowa. Tak sobie podczytałam troszkę Twojego komentarza powyżej i jestem jeszcze bardziej zaciekawiona, bo trafiłam na nazwisko Oldman. No łał. Ja się nie mogę doczekać Williego :D
Pozdrawiam,
Hagiri z Rozmów Międzymiastowych
Stwierdzam, że albo to przez zmęczenie, albo przez mokrą breję którą mam pod czaszką, ale lubię tego gościa xd Hektor oficjalnie mówię, że Cię Lubie CO... Nie zmienia faktu, że wolę Williama i jestem za Cyntią i Williamem. Tak mnie to ciekawi. Jak ona może nie zauważyć, że jest w CIĄŻY ?! no przecież chyba trochę minęło. Powinna mieć objawy a tu nic ! Bardzo mi się podoba to jak się zachowywał przy dziecku. To takie słodkie 😄 Cyntia chociaż wiem, że i tak wyjdziesz za Hektora, którego lubi to i tak mam nadzieję że tego nie zrobisz. Zaraz 1.00, mój mózg przestał myśleć patrząc na fakt że lubię Hektora, ale nadal chce czytać dalej 😭
OdpowiedzUsuńElokwentny skubaniec. Przyznam, że w jakimś stopniu zdołał zmanipulować nawet mną samą. Był taki błyskotliwy w tej rozmowie, zabawny. Przez chwilę go polubiłam, ale trwało to niedługo, bo w kolejnych rozdziałach znowu przejrzałam na oczy - w odróżnieniu od Cynti, ale to chyba dlatego, że dzięki tej narracji wiem więcej niż ona. Gra pozorów i udawanie nie jest mu w najmniejszym stopniu obca. Teraz to wiem.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi potwornie ojca dziewczyny. Cała sytuacja odbiła się na jego zdrowiu, a to świadczy dobitnie jak bardzo zależy mu na córce i na jej dobru.
A wiesz co najdziwniejsze? Polubiłam Bastiana. Oczywiście jeszcze nie w tym rozdziale, bo tutaj bliżej mu było do tego Hektora z późniejszego okresu. No, ale w okolicach ósemki czy dziewiątki dostrzegłam w nim coś więcej. Nie wiem jak to możliwe, nie pytaj. Wiem, że to pijaczyna i hazardzista, ale pomimo tego, zdobył moją sympatię. I nawet zapomniałam, jak obcesowo i tragicznie potraktował swojego pasierba.
Cóż, trzeba przyznać, że rodzinkę wykreowałeś tutaj wybitną. Jedno lepsze od drugiego.
Kurcze, tyle jest o tym, że Hektor jest zły i be i w ogóle, a ja tak czytam i naprawdę go polubiłam! Może to dobrze, że nie wiem co się zdarzy dalej...
OdpowiedzUsuńJedno co zauważyłam, że Cyntia tak bardzo kochała tego syna ogrodnika, a wspomniała o nim dopiero w rozmowie z ojcem, wcześniej to tak ją Hektor zajął, że nic nie było. Zero.
Trochę dziwne jak na takie wielkie uczucie.
http://tyranniezgodny.blogspot.com/
Moje komentarze będą krótkie, bo chcę jak najszybciej wszystko nadrobić, by być na bieżąco. Mam nadzieję, że nie jest to zbyt duży problem:)
OdpowiedzUsuńNie jestem zbytnio oryginalna, ale mnie również ogromnie ciekawią okoliczności ślubu Cyntii i Hektora. Może dla odmiany naciskać będzie ktoś z jego strony? Poza tym zaczynam go lubić, coś mnie do niego ciągnie. Coś pozytywnego oczywiście.
Pędzę dalej! :3
L x
Urzekły mnie dwa fragmenty:
OdpowiedzUsuń"Tak jak po kłótni kochanków – zaczął zbytnio śmiało. – Wybacz, po prostu słyszałem kiedyś takie porównanie. Nie powinienem go używać przy damie." :))
I jeszcze to: "Dramatyzujesz. – Mężczyzna zmienił miejsce z fotela na łóżko. Uznał, że chwila drzemki dobrze mu zrobi.– Zamierzasz spać, teraz?– Taki miałem zamiar, a ty jakie masz na dziś zamiary?– Ratowanie naszej rodziny! – wykrzyknęła. Wyszła trzaskając drzwiami."
Ten drugi cytat przypomina mi moich bohaterów: Teresę i Karola. Oni nie do końca są idealnym małżeństwem :P
Ten przyszły mąż Julii jest jakiś faktycznie dziwny. Skoro już przyszły teść o nim mówi: lekkoduch, to coś musi w tym być.
Cyntia kocha tego ogrodnika, no rozumiem to i w ogóle. Więc dlaczego rodzice nie pozwolą jej być szczęśliwej? Skoro nie są bankrutami itp., to powinni dać szansę młodemu, dobremu facetowi, aby pomnożył ten majątek. Wydaje mi się, że ten ogrodnik nie byłby taki zły. W porównaniu z tym Bastianem...
Jednak ludzie w tamtych czasach myśleli inaczej - a szkoda!
Hektor ma ranę postrzałową po pojedynku? Serio? On pojedynkował się z bratem? Jeśli to prawda, to wcale się nie dziwię, że Julian drży o Cyntię! Wcale, a wcale!
Nie podoba mi się stosunek Bastiana do Edwarda... Co za mężczyzna - pozbawiony empatii i w ogóle taki odrażający. Że też Julia chce go mieć za męża. TFU!
To źle, że Julian kłamał w sprawie tego ogrodnika. Kłamstwo ma krótkie nogi...
Niekiedy rodzice chcą dobrze dla swojego dziecka i życzą mu jak najlepiej, ale jak zaczynają "pomaga po swojemu", to wychodzi jeszcze gorzej...
Serdecznie pozdrawiam ;))
Po tygodniu w końcu mam laptopa, więc czas na kilka komentarzy ode mnie. Cóż czas się wziąć za nadrabianie, tym bardziej, że od niedzieli znów nie będę miała ku temu możliwości. Nie o mnie tu jednak powinnam pisać, więc do rzeczy.
OdpowiedzUsuńTytuł rozdziału idealnie pasuje do zawartej w nim treści. Cóż całkowicie zgadzam się z tym, że rodziny się nie wybiera. Gdybym jednak miała taką możliwość, to na pewno nie pokusiłabym się o dołączenie do tej, którą posiada Cyntia. Na podstawie wypowiedzi jej ojca, coś mi się wydaję, że i ta Hektora do idealnych nie należy. Tak swoją drogą wydaje się on naprawdę miłym i szarmanckim facetem. Plus ta jego rozbrykana siostrzyczka. W końcu nie ma to, jak piętnastolatka paląca papierosa... Mam wrażenie, że swoim zachowaniem zwyczajnie próbuje zwrócić na siebie uwagę. Cóż - ruszam do kolejnego rozdziału :)
Hektor podoba mi się coraz bardziej :)
OdpowiedzUsuńCyntia - cóż do niej to mam mieszane uczucia, ale mam nadzieję, że jeszcze będę mógł się do niej przekonać.
Cała fabuła Twojego opowiadania jest bardzo realna, że jestem bardzo pozytywnie nim zaskoczony.
Gratuluję pomysłu jak i życzę weny w dalszym pisaniu :)
truelifebydamien.blogspot.com
Siostrzyczka Hektora jest bardzo urocza i bardziej przypomina mi wesołą ośmiolatkę. Marta przejmuje się tylko nazwiskiem i pieniędzmi, zresztą jej mąż tak samo. Za to narzeczony Julii zachowuje się jak wyrośnięty dzieciak i ignorant. Julia nie jest zbytnio wyróżniona, taka postać jak biała kartka; na razie nic na niej nie ma. :-)
OdpowiedzUsuńHm, ale ja kompletnie nie mam pojęcia, jak wyglądała kultura na początku XX wieku, więc trochę ciężko mi będzie komentować odnośnie tego aspektu.
Błędów nie wypisałam, bo za bardzo pochłonął mnie rozdział. :-D
Powrócę za jakiś czas! Ale będę skakać... spodziewaj się mnie kiedykolwiek, ale na pewno wrócę. Jutro, za kilka dni, a może za tydzień. :-)
Hektor podoba mi sie coraz bardziej.Cyndia miała szczeście że go poznała.
OdpowiedzUsuńJestem wreszcie.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za opóźnienia :( Ostatnimi czasy mam jakąś blokadę przed czytaniem. Już po jednym akapicie zaczynam błądzić wzrokiem po suficie (ja rymuję? xD), także brak odzewu z mojej strony odczuło też wiele innych blogów.
No nic. Miałam mówić o rozdziale.
Co chwilę łapię się na tym, że oceniam bohaterów przez pryzmat współczesnych zwyczajów. Już sam język - wydają mi się nazbyt grzeczni, sztuczni, ale przecież taki był wtedy styl (zwłaszcza wśród zamożniejszych) i tego nie przeskoczę. To jest po prostu całkiem inny świat.
Przyznam, że bawią mnie te "życiowe problemy" tych zamożnych ludzi, jak "dziecko płacze, ach, mam migrenę od tego" albo "nie robimy remontu, bo to hałas". Hektor, tatuś i po części Cyntia wydają mi się jedynymi trzeźwo myślącymi osobami w tym gronie.
Julia - lubię.
Mama - nie lubię.
Tata - lubię.
Bastian - nie lubię!
Hektor - lubię.
Cyntia - yyyaaeeyyhheemm... poproszę inny zestaw pytań. Trudna postać.
Bastian jest okropny! Muszę to głośno powiedzieć, niech wszyscy wiedzą, a co! Gbur. Dziecko płacze - wciśnijmy mu pieluchę w gardło :/ Mistrz, serio. Ogólnie jakiś taki... z racji, że zgodził się/zdecydował się poślubić kobietę z dzieckiem innego mężczyzny, to traktuje ją jakby przez całe życie miała mu na kolanach dziękować za jego wspaniałomyślność i poświęcenie. Jakby chciał ją od siebie uzależnić, a Edward to tylko argument w jego ustach. Nie wiem, może dramatyzuję i wyolbrzymiam. Facet nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. I zgadzam się z tatą Cyntii! Ogólnie lubię tego gościa! Jest w porządku. Myśli logicznie. Szkoda tylko, że daje się wciągać w jakieś gierki prowadzone przez jego żonę (okłammy Cyntię, zobaczmy jak zareaguje, no błagam...). Na szczęście na koniec postawił na swoim i nie został w moich oczach pantoflarzem. Więcej tatusia poproszę, bo jest fajowy :D
Zaintrygował mnie wątek z Rodrigezem, że takie znane nazwisko. W końcu już nie wiem, czy to jednak ma z nim związek czy to zbieżność przypadkowa? Tym bardziej zmieszało mnie to zdanie od siostry Hektora: "Powinieneś wrócić do grania. Jestem pewna, że poradziłbyś sobie bez… przepraszam." Miało być "bez palca"? Bo tam było coś o tym pojedynku, w którym jedne z synów stracił palca i tak mi jakoś pasowało... Kurczę. Ale to by znaczyło, że Hektor nie jest taki idealny, skoro pochodzi z rodziny o nieciekawej reputacji. Pewnie więcej się dowiem z dalszych rozdziałów ;)
Co ja tam jeszcze chciałam napisać...
Mówiłam już, że nie cierpię Bastiana? Warto to powtórzyć.
Siostrunia Hektora jest ciekawa. Taka troszku wścibska, ale kochana. Są fajnym rodzeństwem :)
Ah, no i może na koniec tylko zdanie, które mi się bardzo spodobało "Miejsce skąd się pochodzi należy zawsze nosić w sercu, natomiast osiedlać się należy tam, gdzie można obudzić swoje serce do życia." ♥ Jeeej, ślicznie to napisałeś :)
To chyba tyle w kwestii rozdziału numer dwa.
Pozdrawiam i do następnego :)
+ ja naprawdę nie lubię Bastiana! :/
Aż nie mogę wyjść z podziwu, jak bardzo później Hector się zmieni. Jednak, póki co, to mimo wszystko, mi również wydaje się, że pasuje do Cynti, jak nikt. Jej rodzice może (patrząc przez pryzmat dzisiejszych czasów) są nieco dziwni, ale wtedy tak właśnie żyli ludzie i aranżowane małżeństwa były na porządku dziennym i (z pewnością) były bardziej akceptowane niż związek z kimś z niższych sfer.
OdpowiedzUsuńBastian na pewno ma swój urok. Mi nawet podoba się, że tak nie idealizujesz bohaterów. Poza tym, każdy z nich jest różny, co też jest na plus.
Jakoś wątpię, by Cyntia (przez twoje opowiadanie robię się romantyczna :p) tak szybko o Williamie. Pewnie, gdy ich dziecko się urodzi będzie widziała pewne jego odbicie w wyglądzie swojego skarba.
Pozdrawiam!
Bardzo interesujący ten rozdział, a jak już wspominałam, wcale nie lubię opowiadań tego typu. Choler* - zaczyna mnie to bardzo wciągać, jak dobra ksiązka. Ojej.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, wiedziałam - że ta krew w jego aucie to nie krew zwierzęcia. To krew kobiety, którą zamordował. Podoba mi się jego siosta, z tym krzykiem i entuzjazmem przypomina mnie, niestety nie z lat młodzieńczych, a obecnych, co jest przerażające.
Super, zaczynam czytać kolejny, choć nie wiem, czy dziś skończę. Ups, jeszcze jedno, mam nocha i ojciec Cyntii zostanie zabity przez swoją żonę ? Tak mi się przynajmniej wydaje.
Dobrejnocki :)
Skąd pomysł, że Hektor zamordował kogokolwiek, a już w ogóle, że kobietę?
UsuńOjciec Cyntii faktycznie zemrze, ale czy z winy Marty? Tego nie zdradzę.
Szczerze? Postać Hektora mnie irytuje... i nie potrafię powiedzieć dlaczego. Po prostu ma w sobie coś, co mnie denerwuje... I czułam taką niechęć w obecności Cyntii, ponieważ w towarzystwie swojej siostry podobał mi się. Podobała mi się rola jej starszego brata. No zobaczymy co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńMyślę, że on już taki jest, że albo go uwielbiają, albo po prostu wkurwia. To chyba zależy od tego czy ktoś lubi takie nie do końca carne, ale jednak szare charaktery w opowiadaniach.
UsuńNo i po kolejnym rozdziale moja sympatia do Hektora jeszcze wzrosła - tym bardziej jak się popatrzy na tego drugiego (chyba Bastian o ile dobrze pamiętam - Boże, co za okropne imię) to kontrast jest wyraźnie zachowany. Wydaje się, że Cyntia i Hektor coraz bardziej się ku sobie skłaniają. Jak wynika z prologu, zapewne to wszystko skończy się ich małżeństwem. Można było poznać również ojca Cyntii, który wydaje się całkiem w porządku - przynajmniej do pewnego stopnia. Raczej chce dobra dla swoich córek i chociaż czasem bardziej je unieszczęśliwia, to akurat w jego dobre intencje wierzę :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPowtórzę to co napisałem powyżej. Hektor to chyba już taka postać, ze albo się go ubóstwia, albo wręcz nienawidzi. Natomiast Bastian jeszcze się rozkręci i nawet on będzie miał swoją chwilę chwały, jak i chwilę, że będzie się miało ochotę skopać go po jajach. Między nimi akurat nie miało być kontrastu, więc to efekt niezamierzony. Natomiast między Williamem i Hektorem są same kontrasty. Z początku Willi miał być nawet blondynem, ale nie pasował mi wizerunek aktora, z którego serialu ukradłem wizerunki bohaterów ;-)
UsuńPozdrawiam.
Ciekawi mnie strasznie czy William wróci po Cyntię i jaką rolę tu odegra. Bo wygląda na to, że to, co ojciec dziewczyny mówił o nim, było kłamstwem. Zapewne niedługo wyjdzie na jaw, że Cyntia jest w ciąży - strach pomyśleć jaka będzie reakcja jej matki, chociaż w pewnym sensie będzie to można uznać już za rodzinną tradycję. Z tego co pamiętam z prologu, Hektor będzie przekonany, że Cyntia urodzi mu jego dziecko (zakładając oczywiście, że chodzi o to samo dziecko). Czy wobec tego dziewczyna nie zrobi tego samego co siostra i ukryje dziecko? Zapewne niedługo się o tym przekonam. Widziałam też, że już pojawił się kolejny rozdział. Niestety nie dam go dziś rady nadrobić. Jak dla mnie, to na tym blogu, panuje nieco za duże tempo, co do pojawiania się poszczególnych postów. Niestety miewam kłopoty z czasem. W najbliższej wolnej chwili jednak to nadrobię i pojawię się z komentarzem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sky.
William pojawi się ponownie w życiu Cyntii i to nie jest żadną tajemnicą. Natomiast czy jego rola będzie nadal taka sama, czy będzie ukochanym, czy może raczej jej wrogiem... to pozostawię w tajemnicy.
UsuńOj reakcja matki będzie, oj będzie...
Jak tego samego co siostra? Jej siostra nie ukryła dziecka. Urodziła Edwarda jako panna, a teraz odbywają się jej zaręczyny i Bastian wie, że nie jest ojcem tego chłopca, zgodził się jednak dać mu nazwisko i nie wypierać się ojcostwa przed obcymi ludźmi i przyjaciółmi, by załagodzić skandal, jaki niegdyś wywoływały panny z dzieckiem.
Czytanie mojego bloga nie jest, nie będzie i nigdy nie było obowiązkowe. Czyta więc ten kto ma ochotę, wtedy kiedy ma czas, a czy postów będzie 100, a ktoś będzie na 3 czy 33, to taki sam czytelnik, dla mnie każdy tak samo ważny, jeśli da znać, że przeczytał i szczerze napisze co myśli.
Na początek bardzo przepraszam, że dopiero teraz - ostatni tydzień niewiele mi było dane korzystać z internetu. W każdym bądź razie, już jestem i zabieram się za nadrabianie zaległości :)
OdpowiedzUsuńSzalona rodzina - jest w niej tak wiele przeciwieństw. Matka, tak jak się spodziewałam, dojrzała zamożnego Hektora i od razu chce go sparować z Cytnią. Jedynie ojciec ma do niego wątpliwości. Jego postać zyskała moją, może niewielką, ale sympatię. O ile podpadł mi w poprzednim rozdziale, kiedy przeczytałam, że postrzelił miłość swojej córki i ponad to, odegrał się na rodzinie, o tyle w tym rozdziale okazał co-nie-co czułości do dziewczyny, dlatego nie jest już dla mnie tak negatywną postacią.
Teraz ten negatyw przeniósł się na matkę i na narzeczonego siostry Cyntii.
Szlag mnie trafiał na jego podejście do małego Edwarda. Rozumiem, że to jest bardzo niekomfortowe, iż jego narzeczona ma dziecko z innym, ale zachowywał się z taką ignorancją, że miałam ochotę mu przypieprzyć. Do tego popija, co już w ogóle mnie wpienia, bo nie widzę w nim żadnego pozytywu. Do tego widać, że nie kocha Julii. To tylko kolejny w kolejce do majątku rodziny Montenegro.
Julię za to polubiłam - wydaje mi się dość trzeźwo myśląca(mimo sytuacji). Do tego bardzo kocha i troszczy się o swoje dziecko, które jest tematem sporów z narzeczonym.
Hektor pokazał klasę w tym rozdziale. Jego sprzeczki z Cyntią i to, jak dziewczyna działa na tego mężczyznę mnie bawią. O ile miałam go za dupka po prologu, o tyle teraz wydaje mi się być w porządku - przynajmniej na razie. Nie zapominam dalej o tym, jak traktował Cyntię. Teraz wydaje mi się, że się w niej chłopięco zauroczył.
Tak jak niektórzy moi przedmówcy, czekam na Williama i to, co wniesie do życia Cyntii.
Nie rozwodzę się dłużej, idę do następnego :)
Ale ja też się nie bawię w bycie na bieżąco, więc nie mam za złe, gdy ktoś mnie odwiedza nawet z rocznym opóźnieniem.
UsuńTak, rodzinka to jest cudów, tu przyznaję ci rację. No i tatuś faktycznie najbardziej kocha najmłodszą z córek. Skutecznie ją rozpuścił.
Myślę, że o Bastianie Brownie jeszcze zmienisz zdanie. Myślę iż tu kluczową jest informacja, że Julia była s Bastkiem zanim zaszła w ciąże. Po prostu z młodzieńczej miłości pozostały nici i oddała się w wir romansu z marynarzem. Z podróży powróciła z brzuchem, a teraz oczekuje, że Bastian jakby to wybaczy. Nie wiem czy wybaczy, to dobre słowo, ale na chwilę obecną lepsze mi nie przyszło do głowy.
Wydaje mi się, że nie ma skutków bez przyczyn. To, że Hektor jest teraz nieco inny nić w prologu, znaczy jedynie tyle, że przed prologiem musiało się wydarzyć coś co go tak bardzo zmieniło. No chyba, że teraz udaje, ale to już zostawiam do twojej własnej interpretacji.
Fakt, zauroczył się.
William się pojawia, ale zanim wskoczy ponownie do życia Cyntii, to sporo minie.
Po baaardzo długiej przerwie udało mi się przeczytać drugi rozdział i jestem zachwycona rozwojem akcji i bohaterami. Cyntia jest taka silna, pewna siebie... Trochę inna niż pozostałe kobiety, choć w sumie Hektor miał zupełną rację, że jest podobna do swojej matki. W tym wszystkim, wiele zyskał w moich oczach Julian. On byłby skłonny, aby jego najmłodsza córka wyszła za Williama i dostrzegł, że między nimi jest prawdziwe uczucie. Tak jak i widzi, jaki okropny jest Bastian. Marta, jakokobieta i matka powinna więcej zauważać, ale dla niej ważniejszy jest majątek i interesy.
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że Hektor zostanie na noc u państwa Montenegro, co byłby zabawne. Najpierw Cyntia nocowała u niego a potem on nocowałby u niej...
Siostra Hektora to taka dobra duszyczka. Chyba ją polubiłam.
Za nieddługo tu wrócę.
Pozdrawiam!