Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem – Rozdział 5: Wiedeński i różowy
Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek
Hektor
przekroczył próg domu publicznego. Ochroniarz uśmiechnął się do
niego znajomo. Rodrigez odwzajemnił uśmiech. Zamówił w barze
butelkę rumu i usiadł samotnie przy stoliku w rogu. Nie musiał
długo czekać na towarzystwo. Po niespełna dwóch minutach i
czterech opróżnionych literatkach, zasiadła przed nim wyuzdana
dama o ognisto rudych włosach. Wiedział, że to musiała być ta
nowa, bo nigdy wcześniej jej nie widział.
– Wyglądasz
na przygnębionego, czy można cię jakoś rozweselić? –
Dziewczyna sięgnęła do muszki Hektora, by go jej pozbawić.
Pozwolił jej na to.
– Jestem
bardzo wymagającym klientem – uprzedził.
– Nie
szkodzi, jestem święcie przekonana, że sobie poradzę.
– Polecałbym
nie używać słowa święty w tak bezbożnym miejscu.
– Zatem
zapewniam, że sobie poradzę.
– Raczej
nie, wolę blondynki. A dokładniej blondynów. Szukam kogoś.
– Chłopca?
– zdziwiła się ruda kobieta. – Taka usługa kosztuje podwójnie.
Hektor
się zaśmiał. Dziewczyna zrobiła minę jakby nie wiedziała o co
chodzi.
– Chodźmy
na górę porozmawiamy na osobności – zabrzmiał co najmniej
groźnie.
– Mam
się bać?
– Jeśli
mi odmówisz, to tak. Jeśli przystaniesz na moją propozycje,
zapewniam, zapłacę ci podwójnie.
– Zatem
zapraszam do sypialni.
– Byle
nie do łóżka – warknął do siebie Rodrigez. Szedł posłusznie
za kobietą trzymając butelkę w dłoni. I wszystko byłoby dobrze
gdyby nie natrafił na Aurelię.
– Hektor
Rodrigez. Miło ponownie cię zobaczyć. – Kobieta zawisła mu na
szyi i skradła jeden z pocałunków w okolicy kąciku ust.
– Wybacz,
ale nie powiem tego samego. Mnie twój widok wcale nie cieszy. Co
robisz w Lagunie?
– To
co robiłam w San Romance, a także w twoim łóżku. Już nie
pamiętasz? Było nam dobrze razem.
– Pamiętam.
Najgorsze chwile mojego życia. – Zrobił spory łyk prosto z
butelki i skrzywił się na wspomnienie wspólnych nocy z tą
kobietą.
– Nieprawda.
Ja przyszłam po najgorszych chwilach twojego życia, by cię
pocieszyć.
– Nie
oczekuj podziękowań za pocieszenie. Nie byłaś bezinteresowna.
– A
gdybym dziś chciała być bezinteresowna?
– Dziś
stać mnie na usługi twojej koleżanki i na nią mam ochotę. Żegnam
Aurelio. Rito, idziemy. – Wyciągnął dłoń w kierunku rudej,
szarpnął ją, następnie otworzył drzwi i wepchnął kobietę do
środka.
– Skąd
znasz moje imię? – zapytała przestraszona.
– Znam
imię większości kobiet lekkich obyczajów w tym mieście, bywałem
tu od gówniarza po zeszły tydzień.
– Bywałeś
tu codziennie?
Zamyślił
się, przewrócił oczami w sposób tak uroczy, że dziewczyna
przestała się go obawiać.
– Co
kilka dni. Zazwyczaj co dwa. Chwilami co trzy. Mam duże potrzeby.
– Powinnam
cię znać.
– Niekoniecznie.
Jak już mówiłem, wolę blondynki.
– A
nie blondynów?
Hektor
się zaśmiał.
– Blondynki.
– Zatem
zapytam, którąś z koleżanek.
– I
zrezygnujesz z możliwości podwójnego zarobku? – rzekł pytająco
i podszedł bliżej kobiety.
Ta
przyłożyła swoją dłoń do jego policzka.
– Najważniejsze,
by było ci dobrze, pragnę… nie jedna zapewne pragnie byś tu
wracał.
– Od
zeszłego tygodnia już tutaj nie bywam i raczej nie będę bywał –
przyznał z wyraźnym smutkiem wymalowanym na twarzy.
– Co
się zmieniło w zeszłym tygodniu? – zapytała, rozsiadając się
bezwstydnie na łóżku.
– Zaręczyłem
się – odpowiedział zgodnie z prawdą, nie mając świadomości,
że Aurelia podsłuchuje za drzwiami.
– Szczęściarz,
czy cwaniak?
– Szczęściarz,
nie kierowałem się interesami ani dobrami materialnymi…
– To
się chwali.
– Przerwałaś
mi – zauważył.
– Wiem,
ale nie lubię słuchać o facetach, którzy tracą głowy dla wysoko
urodzonych kobiet.
– Przemawia
przez ciebie zazdrość, to grzech.
– Grzechy
to moja specjalność.
– Haha,
myślę, że mógłbym cię z czasem polubić. – Usiadł obok niej
na łóżku, odłożył butelkę na komódkę i zaczął sunąć
opuszkami dwóch palców po jej szyi, poprzez dekolt, aż między
dorodny biust.
– Wtedy
co mi przerwałaś, chciałem powiedzieć, że nie tyko jestem
szczęściarzem, ale także cwaniakiem.
– Mówiłeś,
że majątek… ach… – westchnęła kiedy wydobył jedną z jej
piersi spod materiału i ścisnął sutek między dwoma palcami. –
Że nie jest ważny, ani interesy – dokończyła wzdychając,
podczas gdy on kładł pocałunek na jej długiej szyi.
– Nikt
nie jest czysty jak łza, ale nie zawsze chodzi o dobra materialne,
ale co wy dziwki możecie o tym wiedzieć.
– Więcej
niż sądzisz – oburzyła się i usiadła na łóżku, chciała już
nie czuć na sobie jego dotyku. Wtedy pochwycił jej nadgarstek w
stalowy uścisk swojej lewej dłoni. Spojrzała przerażona na brak
palca.
– To
ty? – zapytała szybko, a jej duże oczy naznaczyły się lękiem
jaki nagle w niej zakiełkował.
– Nie
wiem jaki ty, ale zapewniam, że to ja. We własnej osobie ja.
– Wiesz
co o tobie mówią?
Zaśmiał
się i ponownie chwycił za butelkę, zrobił spory łyk, potem
następny.
– Zdania
o mnie są różne i podzielne. Wszystko zależy od środowiska, w
którym toczy się o mnie dyskusja.
– Tu
się dziewczyny zazwyczaj biją o klientów, a jeśli chodzi o
ciebie…
– Ciągną
zapałki i ta która wyciągnie krótszą jest na mnie skazana? –
zgadywał.
Dziewczyna
spojrzała się tak, że miał już pewność, że to właśnie o te
pogłoski chodzi.
– Znam
te plotki i ploteczki – przyznał leniwie i bez cienie
zainteresowania.
– W
każdej plotce jest cień prawdy.
– Zapewniam,
że w tej jest sama prawda, ale przecież uprzedzałem, że jestem
wymagającym mężczyzną.
– Po
tym co słyszałam mogę tylko współczuć twojej przyszłej żonie.
– Bezczelna
jesteś – stwierdził, chwytając za jej szyje i lekko ją
ściskając.
Dziewczyna
się przeraziła i zaczęła prężyć na łóżku.
– Nie
martw się, podduszanie nie należy do moich preferencji. – Zaśmiał
się. Wyraźnie było widać, że gdy dziewczyna się boi, to Hektor
się przy tym dobrze bawi.
– Puścisz
mnie?
– Oczywiście,
przecież nie mogę cię pozbawić tlenu, życia, ani nawet zdrowia.
Muszę cię prosić o pomoc, a by mi pomóc musisz być żywa i w
pełni sił. – Zbliżył się do kobiety i chwycił prawą dłonią
za jej kark. Wpił się w jej usta z wyraźną rozkoszą, a potem
szybko oderwał, a jego twarz wyrażała nagły ból, jakby walczył
sam ze sobą.
– Nie
umiesz wytrzymać do nocy poślubnej?
– Być
może. – Nachylił się, przy czym musnął nosem o jej
zarumieniony policzek.
– Będziesz
delikatny, czy…
– Nie
ważne jaki ja będę – stwierdził, rozpinając jednocześnie
koszulę. – Ważniejsze jaka ty będziesz dla mnie. – Pośpiesznie
zaczął się pozbywać spinek przy mankietach.
– Mam
być delikatna czy…
– Masz
być pomocna! – warknął. – Szukam Bastiana Browna, blondyn,
piwne oczy, wysoki, chudy, nic ciekawego sobą nie reprezentuje. Był
tutaj z bandą koleżków.
– Dlaczego
go szukasz?
– Dlaczego
o to pytasz? Nie powinnaś zadawać pytań. – Usiadł na niej
okrakiem i uśmiechnął się z wyższością, zdejmując swoją
koszulę.
Dotknęła
jego torsu, sunęła po nim dłońmi. Uniosła się, by pocałować
go w okolice klatki piersiowej. Brała między zęby jego włoski i
delikatnie pociągała, łagodząc tę perwersyjną przyjemność
delikatnymi kąsaniami, następnie subtelnymi muśnięciami warg.
Czyniłaby tak nadal, ale mężczyzna chwycił ją brutalnie za włosy
i odchylił jej głowę w tył.
– Jak
już mówiłem, miałaś nie zadawać pytań, tylko na nie
odpowiadać. – Wessał się mocno w jej szyje. Ostro chwycił
między zęby kawałek jej skóry. – Gadaj – wycedził przez zęby
tuż przy jej uchu, następnie pociągnął za włosy tak mocno, że
myślała iż wyrwał je wszystkie i nie został jej ani jeden.
Zapiszczała.
– Powtórzę
ostatni raz. Szukam Bastiana Browna, a nie płatnej miłości.
Powiesz mi gdzie jest po dobroci, czy mam to z ciebie wyciągnąć
siłą?
– Dlaczego
go szukasz? – zapytała przez łzy.
– Dlaczego
usilnie pragniesz bym ci to wyjawił?
– Bo
nie chcę by mu…
– Ciii,
maleńka, ja nic mu nie zrobię.
– Na
pewno?
– Co
ci zależy?
– Zawsze
był miły. To typ klienta…
– Tak
różny ode mnie?
– Właśnie
– przytaknęła.
– Jest
mi jak brat. Powiedz gdzie go znajdę, a wyjdę.
– Po
prostu wyjdziesz?
– Zostawię
cię w spokoju, nawet nie tknę. Zapłacę i to podwójnie, tak jak
obiecałem.
– Mam
ci zaufać?
– Jestem
draniem, ale mam też honor. Składam ci honorową przysięgę, że
cię nawet nie tknę więcej. – Zszedł z niej, stanął przy łóżku
i zaczął zakładać koszulę. – Mnie także przyda się nieco
abstynencji przed zaślubinami. – Poprawiał sztywny kołnierzyk i
zaczął zapinać guziki oraz spinki przy mankietach.
– Zbierasz
siły na noc poślubną?
– Jeszcze
chwila i mnie zirytujesz, a wtedy zmienię zdanie. Bastian, blondyn,
i wszystko inne tak jak już mówiłem. Oddaj muszkę – polecił,
wystawiając swoją dłoń dokładnie przed jej oczy.
– Proszę.
– Oddała mu dodatek garderobiany. – Na dole obstawia nielegalne
walki – powiedziała pośpiesznie i wyciągnęła rękę po
gotówkę. Hektor jednak zabrał dłoń.
– Miałeś
mi zapłacić.
– Nikt
nie uwierzy, że tak szybko skończyliśmy, poza tym wiem komu się
tutaj płaci i z pewnością nie kobietom. Nie chcę sobie narobić
problemów.
– Obiecałeś,
że…
– Że
zapłacę podwójnie. Dlatego jeden banknot dla ciebie, drugi dla
twojego szefa. Kto jest twoim alfonsem?
– Podawał
ci rum – odpowiedziała, wkładając banknot za poluzowany gorset,
z którego Hektor wcześniej wydobył jej piersi.
– Dobrze.
Posiedzimy pół godziny, potem do niego pójdę i dokonam zapłaty.
Pomóc ci w tym czasie zawiązać? – Usiadł na łóżku i
uśmiechnął się ciepło do kobiety.
– Sama
sobie poradzę.
– Jak
chcesz. – Zmienił miejsce. Zasiadł w wygodnym, lekko odrapanym
fotelu.
– Te
pół godziny zamierzasz marnotrawić na siedzeniu? – nie
dowierzała, a chwilę po tym samą siebie ganiła w myślach, że
właśnie o to zapytała.
– Co
w tym złego?
– Zapłaciłeś.
Chcesz tak marnotrawić pieniądze? To nierozsądne.
– To
ty jesteś nierozsądna. Boisz się mnie i to widać, ale ten strach
równocześnie cię podnieca. Cóż, kobiety to nieodgadnione istoty,
albo po prostu głupie i dlatego przeze mnie nierozumiane.
– Obrażasz
w tej chwili także swoją przyszłą żonę.
– Być
może ona okaże się wyjątkiem. Oby, bo nie zniosę życia przy
boku kogoś kto myśli sercem i chęcią zaspokojenia pierwotnych
potrzeb…
– O
tym zazwyczaj myślą mężczyźni – wytknęła.
– Tylko
ci spłukani i alkoholicy. Inni rozmyślają też czasami o bardziej
wartościowych rzeczach.
– Tylko
czasami? Właściwie nie uwierzę, że gdy widzisz prawie nagie,
piękne ciało, to myślisz o interesach.
– To
zależy co takiego to piękne i nagie ciało ma mojej skromnej osobie
do zaoferowania.
– Wiele.
– Ja
uważam, że nic. Nienawidzę, gdy ktoś zwraca się do mnie per
ty. Żegnam. Powiedz, że byłem zbyt pijany, by móc. – Hektor
wstał i wyszedł z pokoju. Zapłacił postawnemu brunetowi zza baru,
następnie udał się schodami w dół, by odnaleźć Browna, pośród
ludzi obstawiających walki bokserskie.
Hektor
stanął obok Bastiana i położył swoją dłoń na jego ramieniu,
gdy ten rzucał kośćmi.
– Przegrasz
– rzekł pewnie.
– Już
przegrałem, teraz się tylko usiłuje odegrać.
– Zatem
graj, chętnie popatrzę. – Odsunął sobie krzesło i popijał
rum, wcześniej przelewając go do szklanki.
– Nie
powinieneś być u boku narzeczonej? – rzucił Brown ze
wściekłością w stronę Rodrigeza.
– O
to samo mógłbym spytać. Kiedy skończą ci się pieniądze i
będziesz chciał wrócić do posiadłości Montenegro, powiedz,
chętnie cię odwiozę.
Bastian
wejrzał z nienawiścią na przyszłego szwagra, chuchnął na
szczęście w swoje pięści i po raz kolejny wyrzucił z nich dwie
kości. Banda tłoczących się mężczyzn, dopingowała graczy, a
Hektor cierpliwie czekał na zakończenie rywalizacji. Wszystko
skomplikowało się w chwili, gdy Bastian chciał zakończy grę.
– Ureguluj
należność – rzekł jeden z mężczyzn. Był wysoki i barczysty.
Hektor
się uśmiechnął, oczekując na to co się stanie.
– Przyszły
szwagrze… – zaczął skomleć Brown.
Hektor
udał zainteresowanie:
– Jak
wysoka jest należność?
– Trzy
tysiące marek – usłyszał w odpowiedzi.
– Nie
dysponuję w chwili obecnej taką sumą gotówki. Pozwolicie panowie,
że zabiorę tego pijanego człowieka do domu, a jutro powrócimy
zwrócić należność? – spytał Rodrigez, doskonale wiedząc, że
żaden z trójki mężczyzn na to nie przystanie.
Połowa
sali wybuchła śmiechem, Hektor jednak starał się ukryć swój
uśmieszek. Jeden z mężczyzn dopadł do niego i chwycił za bary
jego marynarki.
– Słuchaj
no cwaniaczku…
– Tak?
– dopytywał spokojnie Hektor, ciągle się przy tym uśmiechając.
– Do
śmiechu ci?
– Szczerze
to nie widzę wyjścia z sytuacji i nie wiem co chce pan osiągnąć
strasząc mnie, przecież nie ma możliwości bym panu zapłacił,
skoro nie mam tych pieniędzy, prawda?
Mężczyzna
wydawał się być zdumiony i zamyślony nad zbyt długim zdaniem,
które właśnie usłyszał. Starał się więc je pojąć. Hektor
wykorzystał moment na to, by uderzyć z czoła w jego nos, następnie
wymierzyć kolanko prosto w brzuch. Mężczyzna zgiął się w pół,
a ktoś łudząco do niego podobny, niczym brat przybiegł na
ratunek. Ten chłopiec był jednak stanowczo za młody i za mało
doświadczony, by wygrać z Rodrigezem. Udało mu się jednak trafić
go raz z pięści w policzek. Hektor poczuł krew w ustach, a zaraz
po tym rozwścieczenie. Potem była już tylko prawa, lewa, prawa,
kopniak i:
– Który
z panów następny?
Wszyscy
odsunęli się jak jeden mąż, a Bastian i jego koledzy stanęli za
plecami Hektora. Rodrigez spojrzał w tył śmiejąc się z
powiedzenia w jedności siła, kiedy dotarło do niego, że po
jego stronie stoją sami niedojrzali chłoptasiowie i tchórze.
– Chodźmy
już – skomlał do ucha szwagra Brown.
– Jutro
Bastian Brown ureguluje należność. Idziemy. – Hektor przemierzył
podziemia karczmy, następnie skierował się schodami w górę, aż
do wyjścia z tego zadymionego miejsca, w którym unosił się odór
oparów potu i tanich trunków.
Bastian
pożegnał koleżków i wraz z Hektorem skierowali się samochodem w
stronę posiadłości Montenegro.
– Czy
mógłbyś się zatrzymać? Muszę na stronę.
– Trzymaj,
bo nie mam czasu.
– Uratowałeś
mi życie, chyba nie po to, by teraz się nade mną znęcać! –
naskoczył Bastek na Rodrigeza.
– Nikt
się nad tobą nie znęca, Brown. Po prostu zmarnowałem już dość
czasu. Kolacja była cztery godziny temu.
– Obudzimy
służbę, z pewnością coś dla nas przyszykują.
– Nie
chodzi mi o jedzenie. Nie martwię się ani trochę żołądkiem
domagającym się strawy. Martwię się reakcja Cyntii na to, że
powracam niemal w środku nocy. Dlaczego ty nie martwisz się reakcją
Julii?
– Jest
już przyzwyczajona – odparł beztrosko Bastian. – To zatrzymasz
się?
– Nie
zatrzymam. Masz długi, Brown. Myślisz, że Marta Montenegro je za
ciebie spłaci jeśli dowie się w jaki sposób powstały?
– Przecież
wydostałeś mnie z karczmy.
Hektor
się zaśmiał z wyższością.
– Co
w tym takiego śmiesznego?
– Nie
wiem jak w mieście, z którego pochodzisz, ale tutaj, panowie z
Laguny nigdy nie odpuszczają dłużnikowi. Znajdą cię
wszędzie, nawet w posiadłości twojej przyszłej żony. Radziłbym
uzbierać należytą gotówkę w dwadzieścia cztery godziny i
dostarczyć ją im w zębach, oczywiście z odsetkami i trunkiem w
luksusowej butelce na przeprosiny.
– Żartujesz?
Hektor
pokręcił głową i przystanął na poboczu.
– Dlaczego
stoimy? – Bastek zaczął się nerwowo rozglądać dookoła.
– Chciałeś
iść na stronę – przypomniał.
– Ale
mówiłeś przecież, że się nie zatrzymasz.
– Nie
pozwolę byś lał w moim samochodzie.
– Już
mi się nie chcę. – Brown oparł się wygodniej o oparcie fotela
samochodowego, przetarł twarz dłońmi i wydawał się być
załamany.
Hektor
przewrócił oczami i ruszył dalej.
– Przegrałeś
tylko trzy tysiące?
– W
kości tak.
– A
w inne gry hazardowe?
– Uuu,
szkoda to liczyć.
– Jest
aż tak źle?
– Jest
gorzej niż źle.
– Może
mógłbym ci pomóc.
– Spłacisz
je za mnie? – zapytał z nadzieją, niczym mały, psotny chłopiec.
Nawet wyszczerzył zęby w uśmiechu, w kierunku swojego, jak myślał,
nowego przyjaciela.
– Być
może.
– Tak
po prostu.
– Bezinteresowność
to głupota, a ja nigdy nie byłem szczególnie głupi.
– Zapewne
też nie byłeś szczególnie bystry.
– Skąd
ta przygana? – zdziwił cię Rodrigez.
– Jak
Cyntia zareaguje, gdy dowie się, że spędziłeś kilka godzin z
przedślubnego życia w najplugawszym z burdeli?
– Jesteś
cwańszy niż myślałem i jesteśmy na miejscu. – Hektor
zaparkował przed budynkiem, wysiadł i obszedł samochód. Oparł
się o jego przód i zapalił papierosa.
Bastian
do niego dołączył.
– Masz
ogień?
– Naturalmente
– odpowiedział w języku hiszpańskim i podał blondynowi zapałki.
– Wiem,
że nie wyglądam na szczególnie biegłego, ale to tylko takie
pierwsze wrażenie – uprzedził blondyn. – Pomożesz mi?
– Jak?
– spytał Rodrigez, ścierając wierzchem dłoni krew, która
nadal, po tej niezaplanowanej bójce, toczyła się z jego nosa.
– Wydajesz
się być rozgarnięty. Mógłbyś mi coś doradzić.
Hektor
uśmiechnął się, przygryzł zębami dolną wargę i lewą dłonią
potarł brodę, którą okalał gęsty i ciemny, niemal czarny
zarost. Następnie przełożył papierosa z jednej ręki do drugiej,
by móc wolną dłoń położyć na ramieniu Bastka.
– Wiesz
co, Brown?
– Co
takiego?
– Albo
uzbierasz pieniądze na dług w dwa, może trzy dni, albo zacznij
zbierać pieniądze na własny pogrzeb. – Hektor poklepał
mężczyznę po ramieniu. – Powodzenia, szwagrze – dodał i
niespodziewanie, całkiem mocno strzelił Bastianowi w twarz z
otwartej dłoni. – I nie próbuj nigdy więcej mnie zastraszać,
czy też szantażować. Ja nie zamykam ust gadułom, ja zwyczajnie
pozbywam się kłopotów. Jeśli chcesz bym ci pomógł zacznij być
moim przyjacielem, bo nie warto mieć we mnie wroga. O przyjaciół
być może nie dbam jakoś szczególnie, ale przynajmniej mogą czuć
się bezpieczni. O wrogów natomiast zawsze potrafiłem zadbać, tak
by nie mogli się już czuć – wyjaśnił cicho, ale bardzo
groźnie, jednocześnie też z lekkim rozbawieniem, które było
wymalowane na jego twarzy i ruszył wolnym krokiem w stronę głównego
wejścia.
Hektor
chwycił popielniczkę z komody, która stała tuż przy ozdobnym
wazonie z kwiatami. Ugasił papierosa i zaczął zmierzać w kierunku
schodów. Zabraną z sobą popielniczkę odstawił na pobliski
parapet.
– Co
tak długo? – Zatrzymał go głos przyszłej teściowej.
Spojrzał
na nią, a Marta wydawała się być przerażona.
– Coś
ty zrobił z twarzą? – zapytała zirytowana.
Rodrigez
nic nie odpowiedział, wykonał kilka kroków w jej kierunku,
jednocześnie odpinając górne guziki swojej koszuli. Nie miał już
na sobie ani muszki, ani sztywnego kołnierzyka, wszystko to stracił
w bijatyce, albo pozbył się zaraz po niej. Pomimo jednak tych
braków nadal nie tracił animuszu.
– Nastąpiły
pewne komplikacje – wyjaśnił spokojnie, gdy zbliżył się już
na tyle, że dzielił ich dosłownie jeden krok.
– Gdzie
jest Brown?
– Na
zewnątrz.
– Pójdę
do niego, a ty doprowadź się do jakiegoś porządku. Cyntia nie
może zobaczyć cię w takim stanie. – Marta wyminęła Hektora i
skierowała się na zewnątrz posiadłości.
– Dobranoc
pani Marto Montenegro – odparł jak zwykle uprzejmie.
Brunet
stanął przed drzwiami sypialni swojej narzeczonej, bo pomimo że
jeszcze nie odbyły się oficjalne oświadczyny, to właśnie za swą
narzeczoną ją uważał. Przyłożył pięść do białego drewna.
Zwlekał jednak z zastukaniem. W końcu zdecydował się na wejście,
po cichu, niczym złodziej. Wkroczył do pokoju, zdjął marynarkę,
odwiesił ją na krzesło przy biurku, następnie na paluszkach
chciał przejść do łazienki.
– Możesz
hałasować. Nie śpię. – Usłyszał dobrze znany mu głos młodej
kobiety, która wcześniej czytała, ale gdy usłyszała kroki
narzeczonego na schodach, zapobiegawczo zagasiła lampion i
zdmuchnęła świece umiejscowione na ozdobnym kandelabrze.
Hektorowi
zabrakło słów jakie miałby skierować do Cyntii. Jakby nagle
odebrało mu mowę.
– Dobrze
– zdobył się tylko na tyle, ale Cyntia nie dała za wygraną tak
łatwo.
Chwyciła
za zapałki, znajdujące się na stoliku i ponownie zapaliła świece,
oraz dwie lampy za ozdobnym szkłem lampionu, umiejscowione po dwóch
stronach łóżka.
– Możesz
powiedzieć skąd wracasz o… – Spojrzała na zegarek. – W pół
do trzeciej w nocy? – zapytała tonem pełnym pretensji.
– Możesz
pół tonu ciszej? Błagam. – Wszedł do łazienki i rozpoczął
poszukiwanie zapałek po kieszeniach. Dopiero wtedy sobie
przypomniał, że oddał je Bastianowi. – Przeklęty Brown –
przeklął pod nosem.
– Co
takiego? – zapytała Cyntia, znajdując się już u jego boku.
– Nic,
skarbie.
Dziewczyna
zaczęła rozpalać świece umiejscowione na lichtarzach w łazience.
W takiej jasności jaka zapanowała, nie umknął jej stan w jakim
znajdował się Hektor Rodrigez, jej przyszły, oficjalny narzeczony.
– Gdzie
byłeś? – zapytała stanowczo.
Odpowiedział
jej tylko szum puszczonej wody, gdy Hektor przemywał pokrwawioną i
posiniaczoną twarz.
– Co
ci się stało? – ponowiła próbę spokojnej rozmowy.
Mężczyzna
jednak ją ignorował. Przeszła więc z drugiej strony, by zagrodzić
mu dojście do ręczników. Bez słowa jednak położył swoją prawą
dłoń na jej ramieniu i delikatnie odepchnął. Chwycił za biały
ręcznik, by przetrzeć nim twarz, potem wrzucił go do kosza z
brudami.
– Jak
to się stało, że doprowadziłeś się do tego stanu?
Ponownie
ją wyminął i rozpoczął ugaszanie świec. Kobieta stała za jego
plecami zirytowana jak jeszcze nigdy wcześniej.
– Hektor,
ja o coś pytam! – wrzasnęła w końcu i dla zaakcentowania swojej
wypowiedzi tupnęła nóżką.
Mężczyzna
był zaskoczony tym nagłym wybuchem gniewu, dlatego odwrócił się
w stronę ukochanej.
– To
nie ma związku z tobą – rzekł delikatnie.
– Wyszedłeś
gdzieś, zniknąłeś bez słowa, teraz wracasz w środku nocy i to
nie ma związku ze mną!?
– Dokładnie
tak. To nie ma związku z tobą.
Jego
spokojny ton ani trochę jej nie uspokoił, a tylko doprowadził do
większej wściekłości.
– Jak
już będziemy małżeństwem, to też będziesz znikał i pojawiał
się według potrzeb, bez żadnych wyjaśnień?!
– Cyntio,
proszę, nie krzycz. Już mówiłem, to nie ma związku z tobą.
– Hektor
ja żądam wyjaśnień!
– Byłem
w karczmie, wypić wraz z Bastianem. Chciał uczcić swoje ostatnie
chwile wolności, jeszcze przed ślubem – wytłumaczył.
– Dlaczego
mi nie powiedziałeś wcześniej? – dopytywała, splatając ze
złości ręce na piersi.
– Sądziłem,
że potrwa to o wiele krócej. Kochanie, uspokój się. – Zbliżył
się z uroczym uśmiechem na ustach do przyszłej żony. Łagodnie i
delikatnie chwycił za jej ramiona, potarł je.
Cyntia
jednak nie odebrała tego ciepłego gestu pozytywnie. Spuściła ręce
bezwiednie w dół i otrząsnęła się z dotyku mężczyzny.
Wyminęła Hektora, by powrócić do łóżka. Ułożyła swoją
głowę na poduszce i spojrzała w okno. Była zła, smutna i
zawiedziona.
Rodrigez
zdjął buty i spodnie, następnie dokończył ugaszanie płomieni
świec i naftowych lamp, pozostawił tylko lampiony sypialniane i
wsunął się pod kołdrę obok Cyntii. Położył swoją lewą dłoń
na jej ręce, którą trzymała na brzuchu.
– Śmierdzisz
alkoholem i tytoniem – stwierdziła, gdy zbliżył swoje usta do
jej policzka, by go delikatnie musnąć.
Zrezygnował
więc z tej próby.
– Jak
to mężczyzna wracający z baru – odrzekł spokojnie.
– Nie
każdy mężczyzna, idący do baru, wraca z obitą twarzą. –
Cyntia zerknęła na doń swojego przyszłego męża. Obite i nadal
krwawiące kostki napawały ją obrzydzeniem. – Zabierz ze mnie
rękę – zażądała.
– Dlaczego
taką dla mnie jesteś? – dopytywał z wyraźnym smutkiem w głosie.
Opadł na poduszki i zapatrzył się w biały sufit.
– Nienawidzę
przemocy i agresji, w żadnym wydaniu.
– Oskarżasz
mnie! – zerwał się nagle i położył swoją lewą dłoń po jej
prawej stronie. Dosłownie nad nią zawisnął.
Cyntia
udała, że się go nie boi. Zebrała się w sobie, by spojrzeć na
jego twarz bez cienia strachu.
– Nie
pokrzykuj na mnie, bo tym razem to ja mam powody do tego by się
awanturować.
Hektor
zacisnął szczęki na tyle mocno, że żyły na jego szyi
uwidoczniły się, a twarz nieco poczerwieniała.
– Nie
pomyślałaś nawet, że mogłem stawać po prostu w obronie własnej?
– zapytał z pretensją.
– Gdybyś
się nie szlajał po spelunach, nie musiałbyś stawać w obronie
własnej, ani niczyjej obronie! – krzyknęła i trąciła go lewą
ręką, dosłownie zmiotła, bo nie był na to przygotowany. Opadł
więc z powrotem na plecy.
Cyntia
wstała, sięgnęła po marynarkę swojego mężczyzny. Wyjęła z
wewnętrznej kieszeni papierośnicę.
– Nigdy
wcześniej nie widziałem abyś paliła – zaczął delikatnie.
– Nigdy
wcześniej nie widziałam cię w takim stanie. Jak widzisz każdego z
nas stać na pierwszy raz, by negatywnie zaskoczyć drugą stronę. –
Udała się do łazienki po zapałki. Odpaliła papierosa i otworzyła
okno. Zakrztusiła się dymem.
– Od
razu widać, że pierwszy raz w życiu palisz.
– Nie
rzucaj w moją stronę uwag bez znaczenia! – oburzyła się.
– Jak
sobie życzysz, ale zamknij okno. Nie przeszkadza mi dym, a nie chcę
byś się przeziębiła.
– Nie
mów mi co mam robić! Nie decyduj za mnie jak mam postępować w
moim własnym pokoju! – Cyntia chciała coś jeszcze wykrzyknąć,
ale usłyszała jak ktoś wchodzi do jej sypialni.
Hektor
przez chwilę miał przerażoną minę. Obawiał się, że może to
być jego przyszły teść, albo nieprzewidywalny Bastian.
Przerażenie ustąpiło wyraźnej uldze kiedy dostrzegł w półświetle
postać swojej przyszłej teściowej.
– Źle
domknęliście drzwi – zwróciła im uwagę.
– To
Hektor wchodził ostatni – odburknęła Cyntia i dalej krztusiła
się paląc.
– Nie
interesuję mnie kto ich nie domknął, ale goście weselni twojej
siostry zaczynają się niepokoić. Słychać was w całym domu,
także na korytarzach piętro wyżej i dwa piętra niżej.
– Słychać
nas? – dopytywał Rodrigez z cynicznym uśmieszkiem zdradzającym
pretensje.
Marta
krzywo się uśmiechnęła do przyszłego zięcia.
– Słychać
moją córkę – sprostowała.
– No
więc właśnie, pani córkę, nie mnie.
– Gdyby
wrócił o przyzwoitej godzinie, nie musiałabyś się teraz za nas
wstydzić, matko. – Cyntia odwróciła się w kierunku rodzicielki.
Hektor
natomiast przenosił wzrok z jednej kobiety na drugą.
– Twój
narzeczony nie jest moim problemem, Cyntio. Załatwcie sprawy między
sobą, możliwie jak najciszej, proszę.
– Twoim
zdaniem nie mam prawa się denerwować? Nie mam praw do pretensji? –
Cyntia ze złością ugasiła papierosa w połowie jeszcze pełnej
kawy filiżance.
– Naturalnie,
że masz, ale jeśli już musisz na niego krzyczeć, to chyba możesz
robić to nieco ciszej – zwróciła jej uwagę matka.
– Ciszej?
– rzekł pytająco Hektor i spojrzał na przyszłą teściową z
niekrytą pretensją w oczach.
– Tak,
ciszej. Najlepiej szeptem. – Odwróciła się i chwyciła za
klamkę. – Dobranoc i spokojnej nocy wam życzę. – Marta
zamknęła za sobą drzwi.