Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem – Rozdział 17: Mocne alibi
Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek
Agent
Sambor siedział i rozmyślał, popijając rum, którym poczęstował
go jeden z pracowników.
– Okropny
– skrytykował posmak trunku.
– Bo
tawerniany – odezwał się William z celi, gdzie zajmował jedną z
pryczy i leżał na niej, wgapiając się w sufit, trzymając ręce
pod głową.
– Wam
młodym wszystko jedno co pijecie, byle się uchlać jak świnie.
Muszę ci coś powiedzieć, Will. Rupert, przyprowadź go.
Jeden
z partnerów agenta Sambora, udał się z kluczami do celi, by wejść
po Oldmana. Skrępował chłopakowi dłonie za plecami, za pomocą
kajdanek i doprowadził do biurka. Zmusił, by William usiadł, na co
ten zareagował nerwowym wypuszczeniem powietrza przez zęby, co
wydarło z jego gardła ciche, aczkolwiek agresywne warknięcie.
– Skarzą
cię na garotę – wyjaśnił Ernest Sambor.
William
spojrzał spod byka, w jego oczach nie było cienia żalu, ni
strachu.
– Wszystko
ci już jedno, prawda?
– Chyba
tak – odrzekł bez zastanowienia.
– Jesteś
młodszy od mojego wnuka.
William
się uśmiechnął.
– Za
młody, by umierać. Może poznasz kiedyś inną dziewczynę, młodą
kobietę, ze swojej sfery i się zakochasz.
– Kocha
się raz, panie detektywie.
– Jeszcze
jestem agentem.
– Zatem,
kocha się raz, panie agencie. Z resztą, nie zdążę się zakochać,
sędzia skazał mnie na garotę.
– Skarze,
jeśli ja zakończę dochodzenie i przedstawię mu dowody. Jeszcze
tego nie zrobiłem.
– Dlaczego?
– Bo
ty nikogo nie zabiłeś! – uniósł się.
– Jeśli
trzeba, się przyznam, to i tak już nie ma sensu.
– Twoje
przyznanie się do winy, pozwoli prawdziwemu mordercy żyć i być
może dalej zabijać. Przyczynisz się tym do śmierci niewinnych
osób.
– Mój
ojciec mawia, że nie ma ludzi niewinnych, każdy ma coś za uszami.
– Ty
także. Przez rok narobiłeś wiele w kartotece brudu. Alkohol,
pobicia, ucieczki, kradzieże. Kradzieże, kradzieże – powtarzał
Ernest niczym echo
– Nigdy
mi ich nie udowodniono, to było tylko domniemanie.
– Umiesz
kraść Oldman? – zapytał i wpatrywał się w młodzieńca
przenikliwym wzrokiem.
– Mam
się teraz przyznać?
– Tak.
– By
dostać dwa wyroki zamiast jednego?
– Willi
– rzekł wymownie Ernest. – Williamie, ja nie jestem twoim
wrogiem i nie chcę nim zostać. Jutro dostaję pozwolenie na
rozpoczęcie śledztwa…
– Przepraszam,
ale nie znam się na terminologii policyjnej. Śledztwo czy
dochodzenie… dla mnie jeden pies.
– Nie
pyskuj – warknął Rupert i uderzył Willa w bok głowy.
– Nie
bij chłopaka. Przyda nam się.
– A
co? Dostaniecie za mnie nagrodę, jeśli będę żywy nie martwy?
– William,
nie jestem twoim wrogiem. Ty możesz nam pomóc i dzięki temu
uniknąć garoty.
– Ma
to dla pana znaczenie kogo skarzecie? Najważniejsze chyba, że jest
według sądu winny.
– Ja
nie mogę pozwolić, by przestępca chodził wolno! Więc jak było z
tymi kradzieżami? – Mężczyzna złożył dłonie w koszyczek, a
łokcie położył na biurku.
– Dopuściłem
się kilku… kilkunas… właściwie to kilkudziesięciu w ostatnich
latach. Trzech latach, a w ciągu ostatniego roku było ich
najwięcej. Wyprowadziłem się z domu, byłem bez środków do
życia, nikt nie chciał dać mi pracy…
– Nie
tłumacz się. Dla mnie ważne, że nigdy na żadnej kradzieży cię
nie złapano. Umiesz być niezauważony. Pomożesz nam, w zamian jest
szansa, że unikniesz kary śmierci.
– Nie
podjąłem jeszcze decyzji.
– Chłopie!
A co tu jest do podejmowania? Wolisz zginąć?
– Czasami
umrzeć, to jedyne i najlepsze co można zrobić.
– Rupert,
wstaw Oldmana do celi. Rozumiem, że nie jest zainteresowany naszą
propozycją.
William
wstał, gdy Rupert szarpnął go za ramie. Niespodziewanie odskoczył
jak oparzony.
– Chwila.
Ja nie powiedziałem, że nie chcę wam pomóc. Ja tylko nie wiem czy
mogę wam pomagać, czy jestem wystarczająco dobry. – Will z
pewnością siebie usiadł ponownie na krześle.
– Ja
mam tylko dwa warunki – przemówił Sambor i pokazał liczbę na
palcach. – Żadnych trupów i trzymaj się z daleka od pani
Rodrigez.
– Pani
Rodrigez? – zdziwił się.
– Twoja
miłość z młodości.
– Co
to ma z nią wspólnego?
– Ta
pokojówka, o której śmierć cię podejrzewaliśmy, była
zatrudniona w domu Hektora Rodrigeza, męża byłej panienki
Montenegro. Teraz to pani Cyntia Montenegro de Rodrigez.
– De?
Rodrigez? Hiszpan?
– Si
– odpowiedział żartobliwie Ernest.
– Mam
się dowiedzieć jak zginęła?
– Tak
i dowiedzieć się jak zginął Julian Montenegro.
– Przecież
wiadomo jak zginął.
– Nie
wiadomo kto mu pomógł. Ktoś zatkał lufę i nikogo nie można
skazać nawet za nielegalny pojedynek. Pan jako ktoś z pracowników,
przyjrzy się wszystkiemu co podejrzane. To jak kradzież, tylko tym
razem kradł będzie pan tylko i wyłącznie informacje oraz dowody.
– W
domy państwa Montenegro? – Zaśmiał się i pokręcił z
niedowierzaniem głową. – Nie zatrudnią mnie tam.
– W
domu pana Rodrigeza. To apodyktyczny człowiek, nie liczy się z
nikim i zdanie innych nic dla niego nie znaczy. Jeśli zdobędzie pan
jego przychylność i on pana zatrudni, to nikt nie da rady pana
zwolnić, tylko on będzie mógł to zrobić.
– Mam
zaprzyjaźnić się z mężem Cyntii? Pan kpi? – Williamowi uśmiech
niedowierzania nie schodził z twarzy.
– Nie
chłopcze, nie kpię i wiem, że przyjaźń istnieje tylko między
ludźmi o zbliżonym statusie materialnym. On ma zawierzać w pańską
lojalność, tyle wystarczy.
– Muszę
to przemyśleć.
– Rupert,
zdejmij panu Oldmanowi kajdanki. Obstaw ludzi przy kolejach i
wyjeździe z miasta. Nie ucieknie nam.
– Nie
zamierzałem uciekać – zaprzeczył w chwili, gdy Rupert operował
kluczami przy żelastwie, które krępowało jego nadgarstki.
– Wolę
przedsięwziąć pewne środki ostrożności. – Ernest wstał i
podał Williamowi dłoń. – Zatem witaj wspólniku.
– Zatem
witaj wolności. – William szybko wypuścił dłoń Sambora i
chwycił za rum. – Od jutra zacznę, dziś idę do karczmy.
– Proszę
nie przesadzić z alkoholem, ma pan być pożyteczny.
– Tak
jest. – William przybliżył dwa palce do skroni, zasalutował i
opuszczając koszary, zatrzymał się na moment przy stole
prosektoryjnym, na którym leżały zwłoki pokojówki Violetty
Molins. – Kiedy panienka Montenegro wyszła za mąż? – zapytał,
patrząc cały czas na ciało.
– Kilka...
– zaczął się zamyślać i odliczać na palcach. – Zimą – w
końcu odpowiedział. – Mam w aktach, bo to było w chwili
zaginięcia tej… – Ernest już zaczął przekopywać dokumenty,
ale William go powstrzymał.
– Mamy
początki października. Zwłoki są w zadziwiająco dobrym stanie.
– Bo
nie pływały w wodzie – podał wyjaśnienie Sambor.
– Nawet
jeśli byłyby zakopane, ich rozkład… – Niespodziewanie spojrzał
na agenta. – Albo były przechowywane długi czas w chłodnym
miejscu, albo ta kobieta nie zginęła blisko rok temu.
– Co
ty mówisz, Oldman? – Ernest stanął przy młodzieńcu.
– Miałem
taki epizod w zakładzie pogrzebowym. Pracowałem chwilę legalnie,
nie tylko kradłem – wytłumaczył swoją wiedzę. – Poza tym w
dzieciństwie, wraz z Cyntią zakopaliśmy psa, który mi zdechł, a
potem go odkopałem, po kilku miesiącach, tylko dlatego, że
chciałem na niego spojrzeć ostatni raz. Ten widok śnił mi się
długi czas po nocach – dodał ze smutnym uśmiechem i przeszedł
do bliższego oglądania zwłok. – Ta kobieta ma złamany kciuk –
zauważył.
– Może
sprawca jej…
– Nie.
Ma otarcia na nadgarstku, szarpała się z więzami. W końcu chcąc
się uwolnić poświęciła palec.
– Poświęciła?
– zapytał Rupert, zerkając obu mężczyznom przez ramiona.
– Tak,
wszystkie kajdanki i większość wiązań są krępujące w taki
sposób, by nie tamować przepływu krwi, a co za tym idzie, są
luźne i dłoń spokojnie, by się przez nie prześlizgnęła.
Większość z nas ma dłonie mniejsze od nadgarstka, a kobiety to
już w szczególności, jednak kciuk, ta kość. – Pokazał palcem
wskazującym na swój lewy nadgarstek i miejsce tuż pod kciukiem. –
Ona skutecznie blokuje możliwość wydostania się.
– Chcesz
powiedzieć, że ta kobieta złamała sobie sama kciuk, by się
wydostać?
– Chcę
powiedzieć, że musiała być bardzo odważna i niezwykle
zdesperowana. Jednak nie umarła zimą tamtego roku, umarła... moim
zdaniem dużo później.
– Byłaby
tak długi okres czasu przetrzymywana? Przecież to zwykła
sprzątaczka. Komu, by mogło na tym zależeć?
– Jak
się domyślam, tego to zapewne ja mam się dowiedzieć. – William
napił się rumu. – Motyw rabunkowy trzeba wykluczyć. Ma na szyi
kosztowny brelok.
– My
sądziliśmy, że to podróbka, bo…
– Bo
skąd u pokojówki szczere złoto? – dokończył Oldman. –
Pominęliście wiele w swojej pracy. Za bardzo kierujecie się,
panowie, uprzedzeniami. – Willi uśmiechnął się z wyższością
i opuścił koszary. Idąc w kierunku tawerny popijał rum prosto z
butelki i spoglądał w niebo. Cieszył się wolnością, pomimo
smutku jaki zagnieździł się w jego sercu.
Kiedy
William popijał tani rum w karczmie, niedaleko włości Rodrigeza, Hektor wybiegał przez główne drzwi posiadłości. Wpadł
na mężczyznę około czterdziestu pięciu lat, którego włosy
lekko przyprószone były siwizną, ale Charlie był blondynem, więc
nieszczególnie rzucało się to w oczy.
Rodrigez
przystanął i ze zmieszanym wzrokiem patrzył na niewysokiego, i
nieszczególnie postawnego, ale pomimo tego niezwykle przystojnego
mężczyznę ubranego w granatowe spodnie, białą koszulę, szelki i
jesienny, czarny płaszcz bez podpinki.
– Charlie!?
– zdziwił się i chwycił blondyna za ramiona, poklepał po nich,
i wyraźnie ucieszył się na to spotkanie. – Musisz mi pomóc –
dopowiedział szybko.
– Co
znowu nawywijałeś, chłopcze? – zapytał Charlie z dozą
żartobliwego tonu w głosie.
– Od
lat nie jestem już chłopcem. – Hektor pokręcił palcem, po czym
wrócił się do posiadłości. Nie zamykał za sobą drzwi, krzyknął
tylko na służbę, by wnieśli walizki jego gościa do jednego z
wolnych pokojów. – Nie przybyłeś na moje wesele – wypomniał.
– Nie
mogłem. Bardzo chciałem, ale nie dałem rady. Najważniejsze, że
jestem teraz, kiedy mnie potrzebujesz, panie.
– Zaginęła
moja żona – zaczął Rodrigez, podążając w stronę automobilu.
– Ma
z tobą dziecko. Wróci do syna. – Charlie uśmiechnął się
lekko, jakby chciał tym dodać swojemu szefowi otuchy. Cały czas
też podążał krok za Rodrigezem.
– Zabrała
Marsela – warknął w odpowiedzi brunet.
– Twa
żona i twój syn... gdzie oni teraz są? Gdzie mamy po nich się
udać?
– Chciałbym
wiedzieć. – Hektor zasiadł na miejscu kierowcy i wcisnął
delikatnie kluczyk. Ruszył przed siebie. – Nie mogła odjechać
daleko – stwierdził na głos.
– Odjechać?
Wzięła z sobą szofera? Może miała z nim... – zaczął już
gdybać na głos, ale Hektor mu przerwał, słowami:
– Nie,
Charlie! Nauczyłem ją prowadzić.
– Kobietę?
– Tak!
– ryknął.
– Nie
pozostaje mi nic innego, jak tylko pogratulować panu rozsądku.
– Nie
bądź cyniczny – warknął przez zaciśnięte tak mocno zęby, że
jego kości policzkowe się uwidoczniły, pomimo gęstego, czarnego
zarostu.
– Ma
pan racje, panu to zawsze wychodziło lepiej.
Panowie
rozpoczęli od przeszukiwania podrzędnych moteli, które mijali po
drodze. Z początku zawsze starali się być grzeczni. Wchodzili do
recepcji, przedstawiali się i pytali czy przypadkiem nie
zameldowała się tutaj kobieta z małym dzieckiem?. Jednak kiedy
słyszeli nie udzielamy informacji na temat gości, zazwyczaj,
któryś z nich chwytał recepcjonistę za szyję, a drugi brał
klucze i sprawdzał każdy z pokojów. Potem wychodzili.
– To
jak szukanie igły w stogu siana. Nawet nie wiemy czy pojechała tą
drogą i w tym kierunku – zauważył Charlie. – Coś ty jej
zrobił, że cię okradła nie tylko z siebie i syna, ale i z
oszczędności?
– Niczego
jej nie zrobiłem, Charlie.
– Śmiem
wątpić, bo kobiety zazwyczaj nie uciekają od mężczyzn bez
powodu, a żony od mężów to już szczególnie.
– Moja
żona jest po prostu wrażliwa. Tam gdzie inni nie widzą problemu i
powodu, ona dostrzeże ich setki.
Charlie
się zaśmiał.
– Musi
mieć temperament, by pomimo wrażliwości i...
– Możesz
przestać i uwierzyć mi na słowo?
– Wierzę
ci – szepnął Charlie i spojrzał w boczną szybę. Zaczynało
kropić i zbierało się na dużą ulewę. – Za co zebrała od
ciebie w skórę? – zapytał nagle, po dłuższej chwili milczenia.
Hektor
z powodu zdenerwowania aż dał po hamulcach.
– Właśnie
to ci tłumaczę, Charlie. Nigdy nie zebrała, nie dostała, nawet
bury nie otrzymała porządnej. – Klepnął w swoje udo w
przypływie irytacji. – Dziś to ulegnie zmianie.
– Może
lepiej nie – stwierdził, a kiedy Rodrigez na niego spojrzał,
wydłużył wcześniejsze zdanie – może lepiej niech nie ulega
zmianie.
Hektor
ruszył ponownie na przód i pomału zaczynał już tracić nadzieję
na odnalezienie żony bez informowania o jej zniknięciu policji,
kiedy w oczy rzucił mu się jego własny, biały automobil, ten
który przywieźli z podróży poślubnej. Zaparkował.
– Wejść
z panem? – zapytał Charlie.
– Nie,
nie trzeba. Sam sobie poradzę, to tylko drobna kobieta. – Rodrigez
wysiadł, skierował swoje kroki do recepcji. Przywitał się z
wysokim i młodym chłopcem. – Przed waszym motelikiem stoi piękny
samochód, chciałbym go kupić, jest na sprzedaż? – zagadnął.
– Nie
należy do nas, a do jednej z gości, proszę pana.
– Jednej?
Do kobiety? – udawał zdziwionego.
– Tak,
proszę pana.
– Spodziewałem
się wszystkiego, ale nie tego, że okradła mnie kobieta. Macie
tutaj telefon? – zapytał bez cienia uśmiechu na twarzy. Silił
się na powagę. – Chciałbym wezwać policję i zgłosić
kradzież.
– To
zepsuje nasz wizerunek, stracimy klientów. Z resztą, jak to
okradła? To nie chce pan kupić?
– Na
początku kłamałem. Jednak nie chcę nikomu psuć renomy. Czy w
takim razie, mogę sam porozmawiać z tą kobietą?
– Nie
możemy pozwolić sobie na takie zachowanie, musimy dbać o gości…
Hektor
wyciągnął z kieszeni kluczyki na złotym łańcuszku, z przypinką
zapobiegającą zgubieniu.
– To
kluczyki pasujące do tamtego samochodu, jeśli pan nie wierzy,
proszę sprawdzić. To moja własność i mogę to udowodnić.
– Chodźmy
na zewnątrz – zaproponował zmieszany, młody pracownik.
Mężczyźni
wyszli na deszcz. Rodrigez potwierdził, że biały pojazd naprawdę
należy do niego. Wysoki i młody chłopak nie miał już innego
wyjścia, jak tylko dać Hektorowi klucz od pokoju, w którym
znajdowała się Cyntia z synem.
– Parter,
na końcu korytarza, po lewo.
– Dziękuję.
– Uśmiechnął się w sposób niezwykle uprzejmy.
Hektor
otworzył cicho drzwi i od razu spojrzał na Marsela, leżącego na
środku dwuosobowego łoża. Cyntia stała przy barierkach i opierała
o ramę, tyłem do wejścia.
– Niczego
nie zamawiałam – warknęła, nawet nie spojrzawszy.
Hektor
wolnym krokiem się do niej zbliżył, położył swoje dłonie obok
jej dłoni. Jej plecy zaczęły dotykać jego klatki piersiowej. W
ten sposób zagrodził żonie każdy z możliwych ruchów. Spojrzała
ze strachem i przerażeniem na jego lewą dłoń, tę bez palca. Gdy
dostrzegła jego brak, nie miała już wątpliwości, że to jej mąż.
– Hektor?
– zapytała, jakby to był jedynie straszny sen.
– A
kogoś się spodziewała!? – Przemówił nieuprzejmym i ostrym
tonem.
Cyntia
milczała. Usiłowała się wyrwać, ale mężczyzna objął ją w
pół i docisnął do siebie. Przybliżył swoje wargi do jej szyi.
Poczuła łzę na policzku. Nie pocałował jej, tylko wyszeptał
wprost do ucha:
– Bez
wątpienia jestem od ciebie silniejszy, dlatego nie przysparzaj sobie
kłopotów. Ty i Marsel wracacie ze mną do domu.
– Nie
chcę – wypowiedziała niewyraźnie, poprzez łzy.
Hektor
wyprostował się, odsunął swoją twarz od szyi żony i zabrał z
jej ciała swoje ręce. Ponownie oparł się dłońmi o ramę łóżka,
zagradzając Cyntii możliwość ucieczki. Odwróciła się,
spojrzała na niego. Widziała tą wyższość i pewność siebie w
jego oczach. Dotarło do niej, że nie ma szans, pomimo tego
postanowiła sobie ulżyć. Wymierzyła mężczyźnie silny policzek,
nieświadomie trafiając niemal dokładnie w to samo miejsce co
wcześniej jej matka.
– Jak
mogłeś mnie kupić!? – wykrzyknęła.
Uderzenie
było na tyle silne, że odwróciło jego twarz w prawą stronę.
Przymknął oczy, wziął głębszy wdech, starał się opanować.
Nie dał jednak rady. Chwycił kobietę za nadgarstek i szarpiąc
wyprowadził na korytarz.
– Hektor
to boli! – krzyknęła i usiłowała się wyrwać.
W
odpowiedzi na to pokazał jej swoją otwartą dłoń, jakby się
zamierzył od dołu do uderzenia.
– Bo
za moment oberwiesz – zagroził złowrogim szeptem.
– A
Marsel? – zapytała przestraszona.
– Charlie
po niego pójdzie.
Nie
wiedziała jaki Charlie, bo nigdy wcześniej nawet nie słyszała
takiego umienia, ale nie miała czasu na dyskusję. Mąż wyprowadził
ją poza budynek motelu, otworzył tylne drzwi samochodu i dosłownie
wrzucił ją do środka. W wielkim szoku roztarła obolały
nadgarstek. Czuła jak miejsce puchnie i się rumieni. Hektor coś
mówił, ale nie słuchała co takiego, sądziła, że jej mąż
zwraca się do mężczyzny zajmującego miejsce pasażera, nie do
niej, a wszystkie dźwięki, z powodu stresu, zlewały jej się w
jedną, niezrozumiałą paćkę. Chwilę po tym jak znalazła się w
samochodzie, Marsel w koszyku znalazł się na kolanach Hektora.
– Prowadź
– polecił swojemu zaufanemu człowiekowi. – Potem wrócisz po
mój samochód – rozkazał.
– Oczywiście,
proszę pana.
Całą
drogę milczeli, z wyjątkiem kilku słów, które Rodrigez skierował
do synka, a po dotarciu pod posiadłość, to Hektor wysiadł jako
pierwszy. Przekazał Marsela wujowi Damianowi, który wyszedł przed
dom, zainteresowany warkotaniem silnika.
– Zajmij
się nim chwilę, ja muszę porozmawiać z żoną. – Otworzył
szerzej drzwi samochodu. – Wysiądź – rzekł spokojnie.
– A
jeśli nie to co? Znów zabierzesz mnie siłą? – zapytała wprost.
Nadal płakała, choć bardzo starała się powstrzymać łzy.
Damian
spojrzał na Hektora, następnie na Cyntie. Chciał się odezwać ale
nie zdążył, bo Rodrigez głośno warknął:
– Natychmiast!
Po
czym wyciągnął Cyntię siłą z samochodu.
– Nie
tak – rzekł cichutko Damian.
– Nie
wtrącaj się – odpowiedział z gniewem Hiszpan. – A ty idź,
przodem – pouczył kobietę i pchnął ją w ramie, by się nie
grzebała. – Szybciej, do cholery! – krzyknął kiedy się
odwróciła, by na niego spojrzeć.
Pchnął
po raz kolejny, tak, że straciła równowagę i omal nie upadła.
Sam ją przed tym uchronił, łapiąc za ramię. Chwycił mocno i
tylko przez chwilę było to czymś pomocny, po chwili stało się
czymś bolesnym i agresywnym, gdy ciągnął ją siłą po schodach
na górę. Otworzył pokój i dosłownie wrzucił żonę do środka.
Zamknął za sobą drzwi, spojrzał gniewnie i zaczął się do niej
zbliżać, wolnym, ale pewnym krokiem.
Hektor
podniósł głos na żonę w sypialni, a jego krzyki rozeszły się
po całej kamienicy. Dotarły nawet do pokoju służby.
– Biedna
pani Cyntia – powiedziała jedna z pokojówek.
– Jej
mąż to istny furiat, ponoć bardzo źle traktował służbę, gdy
jeszcze zamieszkiwał Hiszpanię – odrzekła druga.
– I
tak złagodniał. Syn i żona go odmienili. Ja przyszłam tutaj do
pracy, gdy jeszcze był kawalerem. Był nie do wytrzymania.
– Nikt
wam nie płaci za gadanie – warknęła ochmistrzyni. – Gdybyście
się tak przykładały do pracy, co do mielenia ozorem, nie
miałybyście co narzekać na pana Rodrigeza.
Pokojówki
spojrzały z byka na przełożoną i każda oddaliła się do swoich
obowiązków.
W
tym czasie Hektor patrzył nieustępliwie na żonę i oczekiwał
wyjaśnień.
– Co
ty wyprawiasz!? Jak mogłaś zabrać Marsela!? Dlaczego!? Jak w ogóle
mogłaś odejść!? – mnóstwo wykrzyczanych pytań prosto w twarz,
którym towarzyszył akompaniament uderzenia otwartej dłoni o
poszczególne meble i nadmierna gestykulacja.
Cyntia
stała na środku. Głowę miała spuszczoną. Płakała. Hektora nie
wzruszył smutek w oczach, bo go nie dostrzegł. Nawet łzy
ściekające po policzkach kobiety, mu umknęły. Ciągnął swój
wywód dalej i dalej… coraz głośniej.
Damian
chodził ze śpiącym w koszyku Marselem po korytarzu, tuż przed
drzwiami państwa Rodrigez. Co jakiś czas spoglądał ze smutkiem w
ich mleczną biel. Laura natomiast siedziała na krześle nieopodal
okna, na końcu korytarza.
– Wuju
Damianie! – zawołała. – Wuj sobie usiądzie, tutaj, obok. Stąd
też słychać – zapewniła.
Damian
podszedł zirytowany do Laury. Położył koszyk z Marselem na
podłodze, a dłonie wsparł na biodrach odrzucając tym sposobem do
tyłu, rozwiązany szlafrok w niebiesko-białe, pionowe paski.
– On
długo tak potrafi? – dopytywał.
– Czasami
kilka godzin.
– Straszne.
– Pokręcił głową i zrobił minę, wskazującą na wyraźne
oburzenie. – Na aniołeczka nikt nigdy tak nie krzyczał.
– Jeśli
chciała, by tak pozostało, mogła nie wychodzić za mąż.
– Co
to było? – zapytał z wyraźnym przerażeniem Damian.
– Ale
co?
– Coś
trzasnęło. Taki huk, jakby… nie… on chyba nie…
– Chyba
nie. – Laura wzruszyła ramionami. – Trzasnął pewnie o komodę
albo o ścianę, albo może szufladą. Nie przejmuj się. Pies, który
dużo szczeka, nie gryzie.
– Tak
mówi przysłowie, ale wiesz Laura, przysłowia to się nie zawsze
sprawdzają. – Wuj zabawnie przy tym gestykulował lewą dłonią,
jakby ze wszelką cenę chciał wyłożyć jasność swojej teorii
Laurze.
– Miejmy
nadzieję, że w tym przypadku się sprawdzi.
– Coś
jakby ucichło. – Wuj nadstawił ucha w kierunku drzwi. – Podejdę
bliżej, spójrz na dziecko.
Cyntia
usiadła na łóżku. Lewą dłoń miała przyciśniętą do twarzy,
tak, że skóra między kciukiem a palcem wskazującym została
przyciśnięta jej ustami. Płakała jawnie, głośno, choć starała
się być twarda.
– Jaki
był powód? Dokument mówiący, że łączę interesy naszych
rodzin? Skoro byłem w stanie oddać za ciebie wszystko co miałem,
to chyba wyraźnie widać, że kocham cię nad życie, ponad wszystko
co mam i posiadam. – Hektor stał przed żoną w lekkim rozkroku i
patrzył na nią z góry. – Skoro ty przy najmniejszej wątpliwości
pakujesz się, zabierasz dziecko i uciekasz, to chyba ja mam prawo
wątpić w twoją miłość, a nie ty w moją. Jeszcze na dodatek
zostawiłaś list! Co, nie miałaś odwagi spojrzeć mi w oczy!?
– Nie
pozwoliłbyś mi…odejść – wychlipała przez łzy.
– Oczywiście,
że nie, przecież cię kocham – odpowiedział, niezwykle
zdenerwowany, ale zapewnienie o miłości przeszło przez jego gardło
całkiem naturalnie. – Mogłaś zapytać, dowiedzieć się,
porozmawiać, ale ty wybrałaś uciec. – Pokręcił głową,
jednocześnie ją spuszczając tak mocno, że wzrok wbijał w czubki
swoich butów. – Nie poznaję cię, Cyntio. Mam wrażenie, że
teraz przede mną siedzi obca kobieta, a nie moja żona. Wrócę za
godzinę, nie waż się wyjść z pokoju.
Za
Hektorem trzasnęły drzwi, a Cyntia położyła się na łóżku i
zaniosła płaczem. Nie miała siły nawet się przebrać, jakby
uleciało z niej całe powietrze, a wraz z nim chęci do życia. Nikt
nigdy jej tak nie skrzyczał. Nawet Hektor, kiedy się unosił, nie
czynił tego aż tak.
– Co
robicie? – zapytał Rodrigez, gdy po wyjściu niemal wpadł na
Damiana i Laurę.
– My…
– Damian szukał dobrej wymówki, jednocześnie prostując się, bo
wcześniej stał pochylony i przykładał ucho do drzwi.
– Podsłuchiwaliście?
– zgadywał.
– Nie,
skądże? Przyszliśmy oddać wam syna. – Laura wręczyła bratu
koszyk z Marselem i spojrzała na niego kaprawymi oczętami.
– Oczywiście,
czyli nie podsłuchiwaliście? – upewniał się.
– Nie
musieliśmy, słychać cię było w całym domu – skomentowała.
– Idź
spać, już późno – rzekł do siostry, a potem spojrzał na
synka. Poprawił mu białą, wełnianą czapeczkę, tak by jej
ściągacz nie wykrzywiał uszka.
Laura
poszła do siebie bez słowa sprzeciwu, ale Damian deptał po piętach
Hektorowi.
– Jak
mogłeś tak wydzierać się na aniołeczka?
– To
moja żona, jako mąż mam swoje prawa – odpowiedział spokojnie i
rzeczowo.
– To
niewyobrażalne…
– Damianie.
– Hektor obrócił się w stronę wuja. – Chciałbym zostać sam.
Sam z synem.
– Oczywiście
– przytaknął z niezadowoleniem mężczyzna w szlafroku, po czym
przewiązał jego pasek, jakby się szykował do walk karate i
odszedł.
Hektor
wszedł z dzieckiem do gabinetu, przeczytał zaległe listy.
Dowiedział się o przybyciu Javiera na chrzest bratanka i miał
ochotę, dosłownie, Laurę udusić za poinformowanie brata o chrzcie
Marsela. Powstrzymał się jednak i przełknął te złą wiadomość
wraz z gorzką wódką, którą nalał wprost do gardła, bez
popijania.
Po
godzinie, Marselek nadal spokojnie spał w koszyku. Hektor wszedł z
nim do sypialni i przełożył chłopca do kołyski, delikatnie
zabujał i oddalił się na krok, by zdjąć marynarkę oraz
kamizelkę. Był bardzo zaskoczony, gdy Cyntia znalazła się przy
nim. Wyciągnęła dłoń pierw po zdjętą marynarkę. Oddał ją
bez zbędnych protestów. Obserwował jak wygładza materiał i zwija
w pół, przewieszając przez rękę. Następnie odpiął kieszonkowy
zegarek i położył go na otwartej dłoni żony. Zabrał się za
rozpinanie kamizelki, gdy Cyntia skierowała się w stronę szafy i
odwiesiła okrycie wierzchnie męża starannie na wieszak. Zegarek
włożyła do szkatułki, przekręciła klucz i ponownie schowała go
do małej, wełnianej torebeczki. Wróciła się po kamizelkę, by
uczynić z nią to samo co z marynarką.
Hektor
obserwował zachowanie żony bez słowa. Po prostu stał i patrzył.
Po chwili usiadł na łóżku i rozpiął pierwszy z guzików swojej
koszuli. Rozwiązanym krawatem oplótł lewą dłoń, podczas, gdy
Cyntia zerkała na śpiącego synka.
– Biżuteria
i pieniądze są w szkatule? – zapytał zwyczajnym głosem, choć
dało się wyczuć ten nieprzyjemny chłód.
– Tak.
Charlie je przyniósł wraz z moją torebką i kazał schować –
odpowiedziała, otulając małego szczelniej cienkim kocykiem.
– Oddaj
mi klucz – zażądał i wyciągnął prawą dłoń przed siebie.
Cyntia
bez słowa protestu poszła po torebkę, wyjęła z niej kluczyk i
położyła na dłoni męża. Ten wstał i przykucnął przy czarnym,
sporych rozmiarów sejfie szyfrowanym na cztery cyfry. Otworzył go,
schował kluczyk, zamknął i wstał. Spojrzał na żonę, zdziwiony,
że jeszcze nie udała się do innych obowiązków, tylko nadal stoi
niczym słup soli.
– To
ma być kara? – zapytała smutno.
– Nie,
Cyntio, to tylko racjonalizm. Nie mam wpływu na twoje emocje i to,
że często postępujesz pochopnie, gdy w tych emocjach szaleje
burza. Liczę jednak, że będziesz na tyle rozsądna, by nie uciekać
z małym dzieckiem bez grosza przy duszy.
Cyntia
spojrzała na swoje dłonie, poruszyła prawą z nich.
– Rozumiem,
że od dziś jedyną biżuterią, którą wolno mi się zdobić jest
obrączka i pierścionek zaręczynowy, czy tak mężu?
Hektor
pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Nie
bądź bezczelna.
– A
więc mam ci to oddać? – dopytywała już z jawną złośliwością.
Przymknął
oczy i przypomniał, jednocześnie wyjaśniając:
– Nie
bądź bezczelna, bo któregoś razu się przeliczysz i sprawisz, że
cię za tę bezczelność spoliczkuję. Właściwie, to w zaistniałej
sytuacji, powinnaś milczeć i nie odzywać się niepytana. Brakuje
ci nie tylko ogłady, ale przede wszystkim odrobiny pokory. –
Ruszył przed siebie i wymijając ją dodał jeszcze – zawiniłaś,
pogódź się z konsekwencjami.
Stała
i nie zawierzała własnym uszom. Po chwili dotarł do niej dźwięk
otwieranej karafki, a konkretnie odłożenie korka na drewniany blat
komody z alkoholami. Następnie usłyszała jak ciecz przelewa się
do szklanki.
– Nie
mam w zwyczaju odbierać nikomu czegoś, co sam ofiarowałem –
odezwał się ponownie Hektor, po wypiciu połowy zawartości
szklanki, którą napełnił niemal po same brzegi. – Gdy będziesz
chciała jakieś kolczyki czy naszyjniki, przyjdziesz do mnie i
poprosisz. Otworzę wtedy sejf i dam ci to czego chcesz. Nie spotkasz
się z mojej strony z odmową, bez obaw.
– Właśnie
to zrobiłeś, zabrałeś – zarzuciła oburzona, niczym mała
dziewczynka, której za karę schowano do szafy i zamknięto na klucz
ulubioną zabawkę, a ona bała się o nią, że mole ją pożrą.
– Nie,
nie zrobiłem tego. Ja tylko ograniczyłem ci do tego dostęp,
kochanie, dla twojego własnego i Marsela dobra. A teraz wybacz, ale
jestem zmęczony. Położę się już spać. – Usiadł na łóżku
i zdjął buty stopa o stopę. Położył się.
– Zamierzasz
spać w ubraniu? – zapytała zdziwiona.
– Ciii.
Dobranoc – odpowiedział i przymknął oczy.
Niedługo
trwało aż Hektor poczuł na sobie dłoń żony. Rozpinała
pozostałe guziki jego koszuli. Dobrnęła do połowy, gdy otworzył
oczy. Zanurzyła więc dłoń w gąszczu jego włosów znajdujących
się na klatce piersiowej.
– Jestem
ci winna przeprosiny – zaczęła.
– Zabierz
rękę – polecił zimnym tonem.
– Odrzucasz
mnie?
Zapanowało
milczenie. Trwało krótko, lecz dla Cyntii o wiele za długo.
– Nie,
nie odrzucam. Zastanawiam się tylko, w co ty się ze mną bawisz i
na czym polega twoja gra. Chcesz się ze mną kochać na przeprosiny
czy dla świętego spokoju? – zapytał wprost.
– Jesteś
moim mężem, to chyba normalne…
– Nie,
odmawiałaś mi tyle czasu, że nie uważam teraz twojego zachowania
za normalne. Wybacz, ale tym razem to ja nie mam ochoty. – Odwrócił
się tyłem do żony, poprawił poduszkę i zamknął oczy.
Cyntia
ledwie powstrzymała się od płaczu. Odrzucenie męża ubodło jej o
wiele bardziej, niżeli jego wcześniejszy wrzask i wyrzuty, które
jej uczynił. Postanowiła więc zawalczyć jeszcze raz. Położyła
swoją drobną dłoń na jego ramieniu, okrytym białą koszulą.
Potarła je.
– Przepraszam,
Hektor, naprawdę – zaczęła. – Ja wiem, że zasłużyłam,
wiem, że miałeś prawo się zdenerwować i naprawdę to rozumiem. –
Przełknęła głośno ślinę.
Zapadła
ponownie cisza, co wpędzało ją nie tylko w coraz większe wyrzuty
sumienia, ale także w niepewność o to co będzie dalej, jak to
będzie zaś i czy Hektorowi kiedykolwiek minie.
– Naprawdę
żałuję. Postąpiłam gwałtownie, za szybko. Wiesz dobrze, że i
tak bym wróciła, gdy tylko przemyślałabym sprawę.
– A
skąd mam to wiedzieć? – zapytał cicho, nie odwracając się. –
Tego to się chyba już nie dowiemy – powiedział bardziej do
siebie niż do niej. – Sprowadziłem cię do domu siłą, też nie
czuję się z tym najlepiej, dlatego następnym razem poproszę o
pomoc policję.
– Słucham?
– zdziwiła się.
– Słyszałaś.
Porwanie dziecka jest przestępstwem.
– To
mój syn! – uniosła się.
Hektor
gwałtownie odwrócił się w jej stronę i uniósł tułowie,
wspierając się na łokciach.
– Nasz
syn i jego miejsce jest przy ojcu, tak jak twoje jest przy mężu.
Opuszczenie domu małżeńskiego, także jest przestępstwem.
– Hektor.
– Tym razem położyła swoją dłoń na jego udzie.
– Może
twój ojciec pozwalał sobą manipulować i zachwycały go twoje
kaprysy. Ja sobie nie pozwolę. I nie wystawiaj mej cierpliwości na
próbę po raz kolejny, bo to się może źle skończyć – wyjaśnił
ostrym tonem, a potem już normalnym życzył żonie dobrej nocy i
usiłował sam zasnąć.
Cyntia
jednak nie zamierzała się poddać. Nie lubiła zostawiać spraw
niewyjaśnionych. Nie wyobrażała sobie dzielić łoża z kimś kto
ma jej coś za złe i bije od niego chłodem niczym z Antarktydy.
– Ja
wiem, że teraz trudno jest tobie obdarzyć mnie zaufaniem, ale
naprawdę chcę byś mi uwierzył. Naprawdę bym wróciła. –
Przybliżyła się do niego. Jej usta były niemal przy uchu męża.
– Przepraszam– wyszeptała.
– Idź
już spać – polecił, nawet nie otwierając oczu. – Albo
przynajmniej daj mnie się wyspać.
Cyntia
z początku miała zamiar usłuchać. Położyła się na plecach i
patrzyła w sufit. Potem odwróciła do męża tyłem i usiłowała
zasnąć, ale nie potrafiła. Na myśl przyszedł jej William, on
nigdy się długo nie gniewał, mówił, że na taką kobietę jak
ona nie wypada się gniewać, i że takiej kobiecie jak ona trzeba
wszystko wybaczać, i nieba przychylać. Tak bardzo teraz żałowała,
że Hektor nie posiada podobnej cechy. Ponownie odwróciła się
przodem do męża i dotknęła delikatnie jego dłoni.
– Hektor.
– Zaczęła kreślić jakieś symbole bez znaczenia na jego ciele.
Dostrzegła jak drgnął na jej dotyk, dlatego na chwilę zaprzestała
tej czynności. – Mężu? Odezwiesz się do mnie? Spojrzysz na
mnie?
Hektor
miał otwarte oczy i bez wątpienia słyszał słowa żony, ale i tak
milczał. Nie udawał, że śpi, czynił wręcz odwrotnie – dawał
jej do zrozumienia, że nie chce z nią teraz rozmawiać.
– Ja
się poprawie, obiecuję. Postaram się być lepszą żoną. Daj mi
szansę… – Łza spłynęła po jej policzku.
– Przecież
cię nie wywalam – warknął.
– Ale
jesteś taki inny! – wrzasnęła pod wpływem irytacji, bo przecież
jej zdaniem każdy zasługiwał na drugą szanse, a ona sama to już
w szczególności. Teraz płakała już nieskrycie. Nie potrafiła
dłużej powstrzymywać łez i szczerze żałowała tej ucieczki,
która z góry była skazana na niepowodzenie.
Hektor
przełknął ślinę, poczuł łzy w oczach, gdy słyszał ten ból i
niepewność w głosie żony. Ukradkiem je starł, zanim się do niej
odwrócił. Chwycił jej podbródek w swoje dwa palce. Zmusił, by na
niego spojrzała. Przybrał twardą, wręcz surową minę, bo
wiedział, że pobłażliwością w tej sytuacji niczego nie wskóra.
– Przecież
ja cię nie odsyłam, nie unieważnia naszego małżeństwa. Nie mam
ku temu powodów i nawet bym tego nie chciał. – Zabrał rękę,
przestał ją dotykać.
Nigdy
wcześniej nie sądziła, że tak jej będzie brak jego dotyku, jego
wesołości, wspólnych żartów... tej normalności, którą
wcześniej mieli.
– Wiem,
ale milczysz i jesteś taki… przytul mnie, proszę – niemal
zaskomlała.
Hektor
pokręcił delikatnie głową, a jego mina ani trochę nie utraciła
na zaciętości.
– Nie
– odpowiedział. – Nie teraz i nie dziś, nie wiem czy w
najbliższym czasie cię przytulę. Nie uważam, że zasługujesz na
pocieszenie. Jednak jutro przyjeżdża mój brat, Javier. Chcę byś
była mi żoną, przykładną żoną i nie chcę musieć się za
ciebie wstydzić. A teraz dobranoc Cyntio i nie budź mnie więcej.
– Hektor,
ale ja przeprosiłam.
– Czasami
zwykłe przepraszam nie wystarcza.
– Ale…
– Milcz.
– Hektor…
– Milcz
albo zmusisz mnie do tego bym ciebie ukarał.
– Jak?
– zapytała bardziej odruchowo, niż chcąc naprawdę poznać
odpowiedź.
– Postawię
w kącie, do rana – zapowiedział.
Cyntia
zamilkła. Nie miała odwagi odezwać się już ani słowem, bo choć
powątpiewała w to, że mąż byłby w stanie spełnić
wypowiedzianą przed kilkoma sekundami groźbę, to zrozumiała, że
każda z jej prób zbliżenia się do niego, w tej chwili zakończy
się niepowodzeniem.
Hektor
przewrócił się na plecy, spojrzał w sufit i powiedział dobranoc
po raz kolejny tej nocy.
"Mam zaprzyjaźnić się z mężem Cyntii? Mam kpi?" - Chyba powinno być Pan kpi?
OdpowiedzUsuńWilliam całkiem sprytny jest sporo zaobserwował. Naprawdę nadawałby się na takiego agenta jest spostrzegawczy i szybko łączy fakty.
Trochę liczyłam, że Hektor zachowa się inaczej niż w pierwszej wersji, bo to mi się nie podobało. Ok Cyntia dobrze nie zrobiła uciekając, ale jest jeszcze młoda i ma prawo czasami postępować emocjonalnie, a Hektor powinien jej jednak wybaczyć. To w końcu też jego wina - mógł jej powiedzieć wcześniej o tym łączeniu majątków.
William byłby o wiele lepszym agentem niż ci dwaj razem wzięci.Przynajmniej intuicję mają,bo Hektor maczał palce w tym zabójstwie na bank.Fakt Cyntia postąpiła dość emocjonalnie ale przecież przeprosiła,przyznała,że postąpiła źle itd. a on zachowuje się jak mały obrażony chłopiec.Odmówił jej seksu więc mam nadzieję,że gdy ona odmówi jemu to przyjmie odmowę.
OdpowiedzUsuńTo pozbawienie jej biżuterii średnio mi się podoba,niby się zabezpieczył w ten sposób ale tutaj zgadzam się z Cyntią dał i zabrał.
Najciekawsze z rozdziału są spostrzeżenia Willa odnośnie śladów na ciele Violetty.Widać, że zna się chłopak na rzeczy. Zresztą swoje umiejętności detektywistyczne udowodni jeszcze nie raz.
OdpowiedzUsuńJa też liczyłam, że zachowanie Hektora będzie trochę inne niż w pierwszej części. Niechby już sobie krzyczał, ale to uderzenie było przesadą. Nie powinien tak postąpić. Już schowanie biżuterii jakoś zdzierżę. Chciał się zabezpieczyć przed kolejna ucieczką, bo zawierza, że Cyntia nie ucieknie bez środków na życie. Ale to by w zupełności wystarczyło, uderzenie mógł sobie darować.
Wilii jest inteligentny i spostrzegawczy, no przynajmniej bardziej od panów detektywów. Zauważył, ze Violetta była więziona i na pewno nie umarła od razu po pobiciu. Co się za tym kryje, czy to Hektor ją przetrzymywał, tylko po co. Hektor zabrał Cyntii klucze do szkatułki, bo chciał na przyszłość ograniczyć jej możliwości ucieczki. Asiu ale kiedy on ją uderzył? Chyba źle czytałam, bo nie zauważyłam kiedy Hektor uderzył Cyntię, on ją popychał, kiedy nie chciała iść.
OdpowiedzUsuńBo jej nie uderzył, ona się trzymała tylko za twarz, wcześniej był huk, ale nie uderzył jej. On dopiero ją uderzy.
UsuńNo właśnie nie uderzył jej, ale zrobi to?
UsuńTak, w 25 rozdziale
UsuńNo to jeszcze trochę muszę poczytać, żeby do tego dojść, ciekawe w jakich okolicznościach.
UsuńJeszcze nie opublikowałem, bo właśnie kończę ten rozdział 25 i zaraz po tym opublikuje :-)
UsuńMyślę, że zrozumiesz i Cyntię i Hektora... być może nawet go poprzesz. Natomast Marta Montenegro jak zawsze...
Jeśli William naprawdę kocha Cyntię to będzie mu także zależało na tym aby z nią być. Dlatego gdy tylko dostanie pracę w posiadłości Hektora to jego głównym celem będzie zapewne oprócz zbliżenia się do ukochanej, udowodnienie jego winy ale także pogrążenie go i to przede wszystkim w oczach żony. Szczerze, wątpię że mu się to uda bo Hektor jest za mocnym przeciwnikiem.
OdpowiedzUsuńWilliam zaimponował wiedzą, nie spodziewali się zapewne że zwykły chłopak może rozjaśnić jak i skomplikować dochodzenie przez zwykłe przyjrzenie się zwłokom. Mnie przynajmniej zaskoczyła jego wiedza.
Ciekawa jestem reakcji Cyntii gdy zobaczy Williama, tego jak się zachowa i czy będzie umiała ukryć fakt, że jest jej bliski.
Nie widzę wielkiej sprawy związanej z krzykiem na Cyntię. Nie da się ukryć, że jej się należało. Kto by na miejscu Hektora się nie zdenerwował na taką bezmyślność żony. Pewnie wielu na jego miejscu by po prostu przeczekało aż sama wróci, a Hektor pokazał, że mu zależy. On i tak ma do niej cierpliwość więc to, że jej wygarnął(a to i tak za dużo powiedziane), to nic, czego nie byłaby w stanie wytrzymać. Przynajmniej, chociaż pewnie nie na długo coś do niej dotarło. Zresztą nie wyobrażam sobie ich rozmowy i wytłumaczenia wszystkiego na spokojnie, a to dlatego, że Cyntia NA SPOKOJNIE nie dała by sobie nic wytłumaczyć. Irytują mnie wszyscy wokół którzy ciągle powtarzają jaki to z Cyntii aniołek, czemu nikt nie widzie, że z niej nie jest taka cudowna dziewczyna :/
Ta część jak narazie dla mnie jest najciekawsza, dużo się dzieje.
OdpowiedzUsuńLecę czytać dalej :D
William na pewno nie będzie się trzymał z daleka od Cyntii. Mądrze w ogóle chłopak zauważył, że z ciałem pokojówki jest coś nie tak, dziwne tylko, że policja się tym nie zainteresowała... Naprawdę nikt nie zauważył? No i jak niby Will ma pracować w domu Rodrigeza nie będąc zauważonym przez Cyntię? Chyba, że właśnie o to tu chodzi - ma być zauważony.
OdpowiedzUsuńMówiłam - Hektor jej nie uderzył. Kiedy mnie zapytałeś jak postąpi mój ulubieniec, pomyślałam sobie dokładnie to, co powiedziała Laura: "Pies który dużo szczeka, nie gryzie." Chociaż naprawdę go podziwiam za to, ile jest w stanie znieść. Dlatego właśnie nie wierzę, że Hektor mógłby się z nią ożenić, aby móc zemścić się na jej rodzinie. Na pewno nie ma żadnej zemsty. Swoim zachowaniem udowodnił, że naprawdę kocha zarówno ją jak i Marsela.
Jeszcze co do pani Montenegro de Rodrigez to w zupełności zgadzam się z Renatą P. Oby niektórzy w końcu przejrzeli na oczy. W Cyntii nie ma nic z aniołka... Ach, gdyby tylko Hektor znał prawdę!
Hejo! :3
OdpowiedzUsuńDziś krótko, bo mam dużo do nadrabiania ( może jeszcze dzisiaj skończę? xD ).
Rozdział jak zawsze wspaniały. Hektor jak zwykle musiał zareagować agresją, ale nie dziwię mu się.
Hm. Pojawił się Will i... I cieszę się z tego powodu ^-^ Lubię go i zastanawia mnie, czy zrobi tak, jak powiedział mu komisarz. Pewnie tak, ale... No właśnie. Zawsze jest jakieś ,,ale’’ xD
Wciąż zastanawia mnie ta sprawa pokojówki. Kto ją zabił?
Ech. Komentarz trochę trudno ogarnąć, ale... chyba da się coś zrozumieć xD
Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! :***
Maggie
Bardzo ciekawy rozdział :) Najpierw błędy, które wpadły mi w oko:
OdpowiedzUsuńSkarzą cię na garotę
Skażą, od skazywać
Skarze, jeśli ja zakończę dochodzenie
Skaże
Przyczynisz się o śmierci niewinnych osób jeśli tak się stanie.
do śmierci
Jutro dostaje pozwolenie na rozpoczęcie śledztwa…
dostaję
Ma to dla pana znaczenie kogo skarzecie? Najważniejsze chyba, że jest według winny.
skażecie; bez według
gdy Rupert szarpnął go za ramie.
ramię
W domy państwa Montenegro?
W domu
Musze to przemyśleć.
Muszę
Kiedy William popijał tani rum w karczmie niedaleko posiadłości Rodrigeza. Hektor wybiegał przez główne drzwi posiadłości.
przecinek pomiędzy zdaniami, nie kropka
Panowie rozpoczęli od przeszukiwania podrzędny moteli
podrzędnych
któryś z nich chwytał recepcjonistę za szyje
szyję
– Parter, na końcu korytarza, po lewo.
na lewo albo po lewej stronie
– Dziękuje. – Uśmiechnął się w sposób niezwykle uprzejmy.
Dziękuję
wszystkie dzięki z powodu stresu zlewały jej się w jedną niezrozumiałą paćkę.
dźwięki
pouczył kobietę i pchnął ją w ramie
ramię
Sam ją przed tym uchronił łapiąc za ramie. Chwycił mocno i tylko przez chwile było to czymś pomocny,
ramię; chwilę; pomocnym
Nie poznaje cię Cyntio.
poznaję
Ja się poprawie, obiecuje. Postaram się być lepszą żoną. Daj mi szanse…
poprawię, obiecuję; szansę
Przecież każdy zasługuje na drugą szanse.
- Przecież każdy zasługuje na drugą szansę.
nie unieważnia naszego małżeństwa.
unieważniam
William wykazał się wiedzą, której zabrakło agentom, odnośnie zabitej kobiety. Myślę, że nie żałują, iż wypuścili go i zaczęli z nim współpracować. Tylko... wiemy, że William nie posłucha agentów i spotka się z Cyntią - nie mogę doczekać się ich spotkania :) Myślę, że to nie Hektor zabił pokojówkę - ktoś inny przetrzymywał ją, żeby Hektor myślał, że ją zabił. Nie sądzę, że okaże się, że to Rodrigez winny jest morderstwa.
Nie dziwię się Hektorowi, że się zezłościł. Cyntia postąpiła bardzo pochopnie, zamiast zapytać męża co to wszystko ma znaczyć, wolała uciekać. Powinna na spokojnie z nim porozmawiać, a potem podjąć decyzję, a nie wyciągać dziecko i jechać do motelu. Przecież to oczywiste, że Hektor będzie ją szukał i ją znajdzie. Ona jest jakaś nierozważna :/
amandiolabadeo.blogspot.com
Cyntia nie powinna była uciekać, ale szkoda mi jej, że tak Hektor na nią nakrzyczał.
OdpowiedzUsuńNo i pojawił się Will, robi się coraz ciekawiej
Wooo świetnie piszesz. Naprawdę. Czuję się jakbym czytała jakąś książkę. Masz talent. Fabyła jest genialna. Przeżywam wszystko z bohaterami. No po prostu... świetne. Nie przeżyję jak skończysz pisać. Jestem ciekawa czy Will zrobi tak jak mówi mu komisarz. Lecę czytać dalej, ale mam taką małą prośbę. Czuję się jakbym prosiła Flanagana xd Mógłbyś zajrzeć na mojego bloga i nawet w dwóch zdaniach mi napisać co bym mogła zrobić żeby zdobyć czytelników i chodź w części pisać tak dobrze jak ty. Z góry dziękuję i jeszcze raz. Wspaniałe opowiadanie. Wydaj z tego książkę.
OdpowiedzUsuńMoje opowiadanie : http://kasyczi.blogspot.com/ (romans, thriller, science fiction )
Wooo świetnie piszesz. Naprawdę. Czuję się jakbym czytała jakąś książkę. Masz talent. Fabyła jest genialna. Przeżywam wszystko z bohaterami. No po prostu... świetne. Nie przeżyję jak skończysz pisać. Jestem ciekawa czy Will zrobi tak jak mówi mu komisarz. Lecę czytać dalej, ale mam taką małą prośbę. Czuję się jakbym prosiła Flanagana xd Mógłbyś zajrzeć na mojego bloga i nawet w dwóch zdaniach mi napisać co bym mogła zrobić żeby zdobyć czytelników i chodź w części pisać tak dobrze jak ty. Z góry dziękuję i jeszcze raz. Wspaniałe opowiadanie. Wydaj z tego książkę.
OdpowiedzUsuńMoje opowiadanie : http://kasyczi.blogspot.com/ (romans, thriller, science fiction )
Wooo świetnie piszesz. Naprawdę. Czuję się jakbym czytała jakąś książkę. Masz talent. Fabyła jest genialna. Przeżywam wszystko z bohaterami. No po prostu... świetne. Nie przeżyję jak skończysz pisać. Jestem ciekawa czy Will zrobi tak jak mówi mu komisarz. Lecę czytać dalej, ale mam taką małą prośbę. Czuję się jakbym prosiła Flanagana xd Mógłbyś zajrzeć na mojego bloga i nawet w dwóch zdaniach mi napisać co bym mogła zrobić żeby zdobyć czytelników i chodź w części pisać tak dobrze jak ty. Z góry dziękuję i jeszcze raz. Wspaniałe opowiadanie. Wydaj z tego książkę.
OdpowiedzUsuńMoje opowiadanie : http://kasyczi.blogspot.com/ (romans, thriller, science fiction )
Cóż, Will to jednak jest spostrzegawczy. Jego przypuszczenia zdecydowanie mogą rzucić nowe światło na całą sprawę. Dobrze, że agenci zdecydowali się wypuścić go i uczynić z niego hmm... swojego szpiega? Chyba tak mogę to nazwać.
OdpowiedzUsuńOgólnie coraz bardziej nurtuje mnie sprawa tej sprzątaczki. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że to Hektor, ale w sumie dużo elementów do siebie pasuje. No, ale on myślał, że ją zabił, szukał jej, a według teorii Willa ktoś ją przetrzymywał. Nie, to nie gra.
Pojawiła się nowa postać - Charlie. Póki co niewiele mogę o nim powiedzieć, ale chyba zdołam go polubić. Wydaje się rozsądny i inteligentny. Lubię takich bohaterów. No dobra, może trochę mniej niż tych złych typków, ale także budzą we mnie pewny szacunek.
Biedna Cyntia. I po co jej to było? Ja wiem po co, ale w sumie taka połowiczna ucieczka nie była zbyt rozsądna. Jak wiać to daleko, tak żeby mnie nikt nie znalazł, a nie w pobliskim motelu i jeszcze zostawić auto na podjeździe. Mądre to to nie było. Tak jakby chciała, aby Hektor ją znalazł. A jego złość była łatwo przewidywalna. W końcu zszargała mu mocno opinię, naraziła na śmieszność. I tak myślałam, że posunie się jeszcze dalej, więc trochę mi ulżyło.
Świetny rozdział, jeden z lepszych, bo jeszcze nie wiem czy nie mój ulubiony :) Ale bardzo mi się podobał!!!
OdpowiedzUsuńWilliama już kocham, chociaż rzeczywiście ta wesołość z wolności nieco przysłoniła smutek i zmieszanie z Cyntią, z tym, że okazała się żywa i ma męża. To w sumie szokujące dość, a on taki lekki na duchu. Fajnie, że jest złodziejem, to dodaje mu takiego smaczku, niby bycie złodziejem jest poniżające, ale z drugiej strony intrygujące. A co zabawne, będąc niezbyt grzeczny, ma zadatki na detektywa. Jestem ciekawa jaki będzie z niego szpieg.
"– Mamy początki października. Zwłoki są w zadziwiająco dobrym stanie.
– Bo nie pływały w wodzie – podał wyjaśnienie Sambor." - Woda w zasadzie spowalnia rozkład, zwłaszcza w te zimne pory, kiedy potrafi być naprawdę lodowata, więc stan ciała mógłby być naprawdę w porzo, lepszy niż gdyby zwłoki pochowano, tak mi się wydaję. Ale to są delikatne i zmienne kwestie i wszystko zależy.
"Jednak kiedy słyszeli „nie udzielamy informacji na temat gości”, zazwyczaj, któryś z nich chwytał recepcjonistę za szyje, a drugi brał klucze i sprawdzał każdy z pokojów. Potem wychodzili." - Hmmm, i tak łatwo im to poszło? Niebywałe. Nie było tam jakiejś ochrony, nic? Nikt nie krzyczał i nie dzwonił na policję?
Na początku miałam wrażenie, że ten rozdział to sytuacja w prologu, ale nie, przecież Marsel był już tam duży. W sumie Cyntia dziwnie się zachowała, bo dostała bury, a o powodzie ucieczki jakoś nie wspomniała. Jakieś argumenty z jej strony by się przydały.
Jeju, taki mąż, który znajdzie cię jak uciekniesz i jeszcze ci pogrozi i jeszcze ci zrobi za to karę to jakiś koszmar :D Aż się nie da spać po nocach. Tylko wyjechać na Majorkę, zmienić nazwisko i nosić perukę. Trochę okropnie mieć Hektora za męża. Jednak kobieta to też człowiek i ma prawo czasem odpocząć od apodyktycznego męża wraz z dzieckiem, które sama urodziła. Niby prawo do dziecka obowiązuje obojgu rodzicom, no ale jednak, sorry, matka zawsze wygra, bo ma mleko :D No dobra, głupoty piszę jakieś.
Rozumiem Hektora, bo po takiej kłótni i goryczy, ludziom raczej się nie chce kochać. Nie wiem co ta Cyntia ma w głowie, mnie na jej miejscu raczej odpychało od zbliżeń z kimś, kto mnie skrzyczał i prawie pobił. Jakby go chciała przekupić ciałem, nie mając w ogóle własnych uczuć, związanych z tą awanturą. Seks na zgodę? Nie. Może po kilku dniach, ale nie po czymś takim! I jeszcze jojczy, zupełnie zapominając, że jednak wyjechała z jakiegoś powodu, a nie na złość Hektorowi i żeby narażać dziecko. Chociaż pewnie gdyby zargumentowała swoją postawę, dostałaby po pysku. I tak źle i tak nie dobrze.
"– Milcz, albo zmusisz mnie do tego bym ciebie ukarał.
– Jak? – zapytała bardziej odruchowo niż chcąc naprawdę poznać odpowiedź.
– Postawię w kącie, do rana – zapowiedział." - No nie, a było tak dobrze! Hektor! Jeny. Jak dziecko traktujesz tą swoją żonę. Takie kary są debilne, no sorry. Ja bym nie wytrzymała z takim człowiekiem, krzyknęłabym " w dupię mam twoje kary! jestem wolnym człowiekiem!" i uciekła na tą Majorkę, zmieniając nazwisko.
Ale poza tą kującą mnie końcóweczką, wcale nie byłam zła na Hektora. O dziwo. Bardzo mi się podobał cały rozdział i niemal każde zdanie, które płynęło i rozwijało całą akcję, super.
Wydaję mi się, albo masz więcej opisów. Opisy naprawdę nie muszą nużyć, a wręcz przeciwnie, rozbudzają ciekawość. Ważne, żeby uderzać w ciekawy detal, a nie w to, w jaki sposób ktoś zrobił sobie kanapkę z serem, a później zmywał naczynia. No chyba, że by zmywał stopą, to w sumie można by poczytać.
Dodam na marginesie, że w sumie dzięki czytaniu JiS uczę się trochę historii, a ponieważ moja wiedza historyczna jest na zatrważająco niskim poziomie, to się cieszę.
Coś czuję, że William ześle na nich jeszcze troche niepotrzebnych kłopotów. Przeraziła mnie ta głupota agentów, są tak nastawieni przeciwko Hektorowi, że nie zauważają prawdziwych dowodów zbrodni a gdyby to zrobili moze juz dawno złapaliby przestępcę.
OdpowiedzUsuńCynta jak jak myślałam szybciej niż później odnaleziona. Zastanawia mnie to gdzie ona chciała sie udać jaki miala plan? Chciała zyc w hotelu do utraty ostatnich pieniędzy? Szczerze to myślałam, że cos jej zrobi, ale Hektor to tylko krzykacz wiec w sumie Cyntia ma szczęście, że trafila na niego. Smutno mi się zrobiło, ze jej nie przytulił rozumiem, że na pocieszenie nie zasłużyła ale dla Cyntii wlasnie takich odruchów w nim brakuje.
Po prostu idiota...
OdpowiedzUsuńCzy ta Cyntia naprawdę myślała, że zmanipuluje tak starego pacana?
Poza tym, ona jest młoda, niedoświadczona i potrafi tylko tupać nóżką... Naprawdę liczyła, że to zrobi wrażenie na jej mężu? No i te wręcz skomlenie o seks... Żałosne ;/
Willi- mam nadzieję, że szybko zyska przychylność Rodrigeza i dorobi mu rogi :D
Bo nie wierzę, aby Cyntia potrafiła trzymać się z dala od Williama :D
Pozdrawiam ;)
I pojawia się William, czas najwyższy. Oby wszystko się jakoś wyjaśniło, bo nie zasłużył sobie na taki los.
OdpowiedzUsuńO proszę, jak to Cyntia daleko uciekła. Szczerze mówiąc, myślałam, że Hektor nieco bardziej da się ponieść... ale dobrze, że tego nie zrobił. To "Postawię cię do kąta" mnie autentycznie rozwaliło. Zachowuje się jak rozkapryszony bachor, więc tak jest traktowana.
L x
Nie lubię jeszcze Willa na tyle, żeby kolejny raz mówić, że zaimponował mi sprytem(o Hektorku bym pewnie tysiąc razy powtórzyła). Ale zaimponował i mam do niego inne podejście(żeby nie powiedzieć łagodniejsze, bo łagodne, to ja właśnie mam, jak do chłopczyka). Nie myśli tak prostolinijnie, więc spodziewam się, że naprawdę to on dowie się, co stało się z Violettą.
OdpowiedzUsuńNo i jest mój ulubiony Charlie. Mimo sytuacji bawi mnie, jak beszta Hektora. Lubię jego podejście do Rodrigeza, jest luźny i nie boi się mu powiedzieć, co myśli o jego zachowaniu.
Cyntia przegięła. Zaczynam ją lubić, ale nie ułatwia mi tego zupełnie takim zachowaniem. Sprawia wrażenie, jakby nie myślała w ogóle. Hektor to jej mąż, powinna mu ufać, a nie wierzyć we wszystko, co usłyszy. Ja rozumiem jak to brzmi i sama bym się zagotowała, ale zrobiłabym awanturę, sklęła, rzuciła w niego wazonem, a nie zabrała dziecko i zwiała, zostawiając jeszcze list. Nawet już pomijając to, że to było niedojrzałe i pochopne, to przecież było jasne, że Hektor ją będzie szukał i znajdzie choćby nie wiem co, i że spotka się wtedy z konsekwencjami swojej lekkomyślności.
Mimo to, było mi jej trochę szkoda, kiedy Hektor się na nią darł(btw. Byłam w szoku na początku, że jej naprawdę nie przywalił, jeszcze w hotelu). Osobiście nie cierpię takich długich tyrad, wole szybko i zwięźle, bo po dłuższym czasie i tak się człowiek wyłącza, i tylko sobie facet niepotrzebnie język strzępi. Po Cyntii spodziewałam się, że będzie obrażona, tymczasem ona chwilowo chodziła jak w zegarku – czyli można. Ale i tak zrobiło mi się jej szkoda jeszcze bardziej, kiedy Hektor ją odrzucił. Ja nie lubię i nie umiem się długo gniewać, i też bym pewnie do Hektora zaraz poszła, ale jakby mnie tak odrzucił, to ja nie wiem. Rozkręciłabym kolejną awanturę zapewne i dopiero miałby powód do gniewania się na mnie. Wiem jednak, że Hektor miał też trochę inny powód, to… to mu odpuszczę. Ale i tak mnie samą zapieklił, to co dopiero biedna Cyntia czuła.