Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem – Rozdział 16: Dla jej dobra
Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek
Hektor
zjawił się w mieście, nadał ogłoszenie do gazety tak jak
powiedział Cyntii. Potem jednak pojechał w kierunku domu rodzinnego
żony. Zaparkował w lesie, dalej poszedł pieszo. Czekał cierpliwie
aż Aurelia wyjdzie na tyły budynku, by zapalić papierosa.
– Powiesz
mi co zrobiłaś z listami? – zapytał, wyłaniając się zza
ściany, czym niemiłosiernie ją wystraszył.
Aurelia
jednak za dużo w życiu przeżyła, by lękać się
niezapowiedzianej wizyty Rodrigeza. Szybko więc przyjęła
wojowniczą postawę i wykrzyknęła prosto w twarz mężczyzny:
– A
ty powiesz mi co zrobiłeś z dzieckiem!?
– Ciszej
– warknął szeptem.
– Boisz
się, że ktoś usłyszy?
Hektor
podszedł szybkim krokiem do kobiety i powstrzymał odruch, by
chwycić ją za ramiona i energicznie potrząsnąć.
– Dam
ci wszystko czego zapragniesz... – zaczął, ale nie było mu dane
dokończyć, gdyż blondynka mu przerwała:
– Chcę
rodzinę, którą mi odebrałeś.
– Czemu
uważasz, że to ja? Może Javier.
– Czemu
to ty szukasz lisów, a nie Javier? Nie mam ich, Hektor, Marta
Montenegro też ich nie ma. Przeszukałam każdy pokój, tylko po to
się tu zatrudniłam. Myślisz, że zarobki pokojówki są aż tak
wysokie, że bawi mnie mycie podłóg?
– Nie
sądzę. Oboje wiemy, że lubisz inne rozrywki – wycedził przez
zęby i przybrał na twarz chytry uśmieszek.
– To
twoja wina, powinieneś był spalić te listy dawno temu. Po co je
zostawiłeś?
– Uznałem,
że może kiedyś… z resztą nieważne.
– Gdzie
ją zabrałeś? Zabiłeś ją? Hektor, spójrz mi w oczy i odpowiedz
mi na to pytanie! – Kobieta chwyciła mężczyznę za podbródek. –
Proszę. – Szczere łzy pojawiły się w jej oczach.
– Nie
zabiłbym dziecka – odpowiedział niezwykle poważnie.
– Nie
oddałeś jej do przytułku. Przez lata odwiedziłam większość
przytułków w Europie.
– Po
co jej szukałaś, przecież to nie twoje dziecko?
– To
córka mojej siostry.
– Jest
cała i zdrowa. Trafiła do dobrej rodziny, zajęli się nią.
– Jest
podobna do ciebie?
– Nie,
ani do mnie, ani do matki. Z resztą, może to uległo zmianie.
Ostatni raz ją widziałem jak miała kilka lat. Poza tym, nie ma
pewności czy to moja córka, twoja siostra nie była mi wierna –
przypomniał.
– Ty
jej też nie.
– Jej
zdrada była pierwsza.
– Nie
będę się licytowała z głupcem.
– Tym
bardziej, że zdradziliśmy ją razem – odciął się z zagniewanym
wyrazem twarzy.
– Ale
ty ją zabiłeś.
– Tak,
ja. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że urodziła. Gdybym wiedział,
to… – Hektor przysiadł na schodach prowadzących do wejścia
służby.
– To
nigdy byś nie oddał strzału, prawda?
Przytaknął
ruchem głowy i dodał:
– Nigdy
nie pozbawiłbym żadnego dziecka matki.
– Kto
był u ciebie w domu? Bo jeśli ja nie mam listów, nie ma ich nikt z
rodziny twojej żony, to kto je zabrał?
– Sprawdziłaś
pokój Bastiana Browna?
– Tak,
trzykrotnie.
Zamyślił
się, wsparł głowę dłońmi i pozbył się zalegającej śliny w
ustach, spluwając między własne nogi.
– W
takim razie nie wiem – powiedział po chwili ciszy. – Ale musimy
to odnaleźć. Zapłacę każdą cenę.
– Wątpię
byś miał mi z czego zapłacić, przecież ty niczego nie masz.
– Mam
wszystko, a nawet jeszcze więcej. Pójdę już. – Wstał z
zamiarem powrócenia do samochodu, gdy krzyk kobiety zatrzymał go w
pół kroku.
– Hektor!
– nawoływała za nim.
– Panie
Rodrigez – poprawił z wyższością, ale Aurelia zupełnie się
tym nie przejęła.
– Powiedziałeś
mojej koleżance, w sprawie twojego ślubu, że byłeś nie tylko
zakochanym głupcem, ale i cwaniakiem. Jakie Hektorze, widzisz zyski
w tej rodzinie?
– Proszę?
– Przybliżył się do niej i wydawał się być zainteresowany.
– Powiedziałeś,
że jesteś zarówno szczęściarzem, bo szczerze kochasz, jak i
cwaniakiem, co oznacza, że twój ożenek nie był taki całkiem
bezinteresowny.
Hektor
lekko się zaśmiał i ściągnął brwi.
– Gdybym
szczerze nie kochał Cyntii, byłoby o wiele, wiele prościej.
– Dostrzegam
w twoim spojrzeniu żądzę zemsty. Co takiego zrobiła tobie ta
rodzina? – dopytywała, jednocześnie jeżdżąc palcem po masywnym
torsie mężczyzny, który był skryty za letnią, białą koszulą i
jasną, zapiętą na kilka dolnych guzików kamizelką. – Hektor,
zdradź mi co trzeba, a może będę mogła ci pomóc. – Zarzuciła
brunetowi ręce na szyję. – Oczywiście w zamian za… – Hektor
przerwał jej wypowiedź, chwytając za nadgarstki i uwalniając się
z objęcia.
– Tajemnice
mam w zwyczaju zabierać z sobą do grobu – przemówił. – Nigdy
nie pozwolę, by ta mała dowiedziała się, że jej matką była
zwykła, niewierna kurwa, a jej ciotka nie jest lepsza od tej matki.
Aurelia
nagle, niespodziewanie zamierzyła się i wymierzyła mężczyźnie
siarczysty policzek. Zapobiegawczo chwycił ją za nadgarstek, by nie
uderzyła go po raz kolejny.
– Możesz
mnie za to znienawidzić, ale robię to dla tego dziecka.
– Nie
mogę znienawidzić cię bardziej, bo bardziej już się nie da.
– Ale
łączy nas wspólny interes. Jeśli Martin dowie się, że sypiałaś
z jego ojcem, nie będzie tak skory do porzucenia habitu.
– Sutanny
– poprawiła mężczyznę.
– Nigdy
nie byłem szczególnie religijny. Ja mam list adresowany do ciebie,
w którym Julian zdradza, że twoje nienarodzone dziecko jest jego
dzieckiem, i że dlatego otrzymujesz połowę majątku. Wiesz co
będzie, gdy ten list zobaczy Martin? Zwłaszcza, gdy wyjdzie na jaw,
że wcale nie jesteś i nie byłaś w ciąży? Wiesz co będzie. Nie
muszę ci tej wiedzy przybliżać. Wiesz co masz znaleźć i co masz
mi oddać. Nie lubię się powtarzać i nie lubię jak ktoś się z
czymś grzebie tygodniami! – uniósł się, po czym musnął ją
delikatnie w policzek. – Do, miejmy nadzieję, milszego zobaczenia.
– Odszedł w kierunku lasku, gdzie wcześniej zaparkował samochód.
Hektor
wszedł do domu i od razu skierował się do salonu. Sądził, że
tam spotka Cyntie, ale zastał tylko Laurę, grającą w szachy z
wujaszkiem Damianem. Posłał im delikatny uśmiech. Poszedł do
pokoju i przyglądał się dłuższą chwilę obrazkowi jaki zastał.
Cyntia siedziała w fotelu i drzemała, a mały Marsel bezpiecznie
spoczywał na jej rękach, opatulony wełnianym, szydełkowanym
kocykiem z licznymi dziurkami. Rodrigez podszedł i pocałował malca
w czoło, potem poprawił mu czapeczkę i wziął go w ramiona.
– Przepraszam,
czekałam na ciebie, ale usnęłam. Gdzie Marsel? – Cyntia zaczęła
się nerwowo rozglądać dookoła.
– U
mnie. Zabrałem go od ciebie. Mnie też się zdarza z nim usnąć.
Spędziliście razem cały dzień? – zapytał, uśmiechając się
do ziewającego chłopca, który usilnie starał się wyswobodzić
rączkę spod przykrycia. Tata mu w tym pomógł i dzięki temu
Marsel mógł chwycić dłonią za materiał kamizelki. Bardzo
interesowały go guziki.
– Tak,
caluteńki – odpowiedziała przeciągając się. Czuła się tak,
jakby coś ją połamało.
– Mogłaś
poprosić o pomoc jedną z pokojówek – zaproponował. –
Zabawiłaby Marsela, a ty byś mogła się zdrzemnąć.
– Nie
chciałam, to mój syn, chcę z nim być jak najdłużej, tak szybko
rośnie.
Hektor
uśmiechnął się, podziwiając trzymiesięcznego chłopca, który
ponownie mrużył swoje małe, czarne jak węgiel oczęta. Delikatnie
wsadził malca do kołyski, zakołysał nią i czekał aż dziecię
zapadnie w głębszy sen. Potem pocałował żonę w policzek i
zniknął za drzwiami łazienki.
Kiedy
wrócił, Cyntia patrzyła w okno i ubierała biały szlafroczek na
swoje drobne rączki. Stanął za nią, odwrócił przodem do siebie
i pocałował. Kobieta złożyła dłonie w pięści, rozłożyła
je, ponownie zacisnęła i zebrała w sobie siły, by delikatnie
naprzeć na klatkę piersiową męża, odsuwając go tym sposobem od
siebie. Spojrzał na nią z góry, niezwykle zdziwiony.
– Przepraszam,
ale… – zaczęła się tłumaczyć i szukać w swojej głowie
wymówek.
– Jesteś
zmęczona? – zgadywał.
– Nie
doszłam jeszcze do siebie po porodzie.
– Przecież
lekarz kazał odczekać tylko miesiąc – przypomniał.
– Hektor,
proszę, daj mi jeszcze dziesięć dni. Pogrzeb ojca, ktoś chciał
cię zabić, Marsel i to jak długo nabierał siły… ja nie chcę…
– zamilkła i poczuła łzy w kącikach oczu.
– Nie
musisz się tłumaczyć. – Pocałował żonę w policzek. –
Prosisz o dziesięć dni, więc dam ci je, ale pamiętaj, że
dziesięć dni bardzo szybko mija. – Ponownie złożył pocałunek
na jej policzku. – Dobranoc, położę się, a ty?
– Poczytam
– odpowiedziała szybko.
Pijany
William szedł zakuty kajdankami, pomiędzy zakratowanymi celami,
przeznaczonymi dla aresztowanych. Detektyw Sambor już na niego
czekał, na końcu długiego i mrocznego korytarza.
– Nie
zabiłem jej, detektywie – wyjaśnił. – Miałem problemy z
alkoholem, brałem udział w nielegalnych walkach bokserskich, ale
nigdy nie zabiłbym z zimną krwią kobiety.
– To
nie było z zimną krwią, młodzieńcze. Obrażenia ofiary wskazują
na zbrodnie w afekcie, pod wpływem dużego podniecenia, być może
nawet seksualnego. Ktoś ją zakatował – objaśnił, splatając
palce swoich dłoni i kładąc je na biurku.
– Wiem,
że podejrzenie pada na mnie, bo znaleźliście mnie pijanego na
plaży gdzie…
– Pana
podejrzewa sędzia, nie ja – sprostował Ernest. – Pańskie
pięści są obite i poranione, są poniekąd dowodem. Jednak dla
mnie to za mało wystarczalny dowód. Kolejnym dowodem jest to, że
pan wyjechał z miasta zaraz po zaginięciu tej kobiety. Jednak pan
wrócił, co moim zdaniem przemawia na pańską korzyść. Po co pan
wrócił, jeśli można zapytać? – Sambor przeczesał palcem
wskazującym swojego siwego wąsa i zaczął go niezdarnie kręcić.
– Moja
pierwsza miłość, zmarła. Chciałem położyć jej ulubione kwiaty
na grobie.
– Pańska
pierwsza miłość była stąd?
Młody,
dwudziestoletni brunet przytaknął ruchem głowy.
– Jestem
zmuszony pana zatrzymać, chociaż tego nie chcę. Sam pan rozumie…
– Taa,
rozkazy z góry. Niech pan robi co pan musi.
– Położył
pan kwiaty na grobie tej kobiety? – zaciekawił się.
– Nie
zdążyłem, dziś miałem to zrobić.
– Zawiozę
pana, proszę powiedzieć gdzie – zaproponował, co było oznaką
litości nad młodym chłopakiem, którego życie wyraźnie poraniło.
William miał bowiem wypisany ból na twarzy, kilka blizn i bruzd, a
także smutek dostrzegalny w oczach.
Brunet
uśmiechnął się nieznacznie do siwego, grubszego, starszego pana i
wstał z drewnianego krzesła. Wyciągnął swoje dłonie przed
siebie. Mężczyzna mu zaufał, rozkuł go, ale wraz ze swoim
partnerem towarzyszyli chłopcu w drodze do miasta po kwiaty, jak i w
drodze na cmentarz.
Rupert
poczekał przed bramą, a Ernest ruszył dalej, w krok za Williamem
Oldmanem. Wielkim szokiem dla agenta był fakt, że William Oldman
zaprowadził go do miejsca, gdzie znajdował się pusty plac.
– To
niemożliwe. Jeszcze niespełna rok temu, tutaj był duży, kosztowny
pomnik – wyznał Willi, wpatrując się w zdziwioną twarz Sambora.
– Kosztowny
pomnik dziewczyny, którą pan kochał? – dopytywał agent. – I
mam uwierzyć, że pan go postawił?
– Oszalał
pan? W życiu nie miałbym tyle pieniędzy, by kupić marmur. Cyntia
pochodziła z bogatej rodziny – wyjaśnił.
– Cyntia?
– Tak
– przytaknął i wpatrywał się w bladego niczym kreda mężczyznę.
– To
niespotykane imię. Jak się nazywała pańska dziewczyna? – Sambor
chciał rozwiać wszelkie podejrzenia. Łudził się, że William
zaraz poda jakieś zupełnie mu obce nazwisko, ale chłopak
powiedział:
– Montenegro.
Cyntia Montenegro.
– Ona
żyje – wyjawił policjant, czym wprawił Williama w osłupienie.
Potargany
brunet w skupieniu słuchał słów agenta. Rozdziawił usta na
wieść:
– Rozmawiałem
z nią dwa miesiące temu. Zmarł jej ojciec, podejrzewałem całą
rodzinę, ale nie znalazłem winnego. Dziś ma być odczytywany
testament.
– Żartuje
pan? – Chłopak miał łzy radości, jak i te zawodu w oczach.
– Nie
śmiałbym żartować w takiej sytuacji. – Ernest schylił się, by
dosięgnąć dłonią ziemi. – Świeżo skopana, nie porosła
jeszcze trawą. Jeśli tu stał jakiś pomnik, a wszystko wskazuje na
to, że stał, to znaczy, że niedawno go stąd usunięto.
William
usiadł na trawie i schował twarz w dłonie, potem przeczesał włosy
jedną z nich, co wskazywało na duże zdenerwowanie, spowodowane
niewiedzą. Tak naprawdę miał ochotę rwać włosy i wyrzucać
sobie, że tak łatwo uwierzył, że wyjechał.
– Muszę
się z nią zobaczyć! – krzyknął, wstając.
– To
nie jest najlepszy pomysł! – Sambor zagrodził mu drogę i położył
swoją dłoń na jego piersi. – Poza tym jest pan nadal
aresztowany.
– Dlaczego
to nie jest dobry pomysł? – dopytywał Wilii.
– Ona
jest mężatką.
– Mężatką?
– powtórzył, nic z tego nie rozumiejąc.
– Tak.
– Cyntia?
Niemożliwe – trwał dalej przy swoim i nie dopuszczał do siebie
nawet myśli, że jego ukochana mogłaby oddać się innemu
mężczyźnie.
– Możliwe,
wyszła za pana Rodrigeza.
William
kręcił głową, patrzył to na pusty plac, na którym jeszcze nie
tak dawno stał grobowiec, potem na agenta i łapał się za włosy.
Miał łzy w oczach i mętlik w głowie.
– To
niemożliwe. Co się tutaj dzieje!?
– Mógłbym
zdać to samo pytanie, a i tak odpowiedź, zapewne, by nie nadeszła.
Pójdzie pan ze mną do kolaski.
Agent
zaprowadził Williama do jednej z celi. Oczami wyraził swoją
przykrość z tego powodu, gdy zamykał kraty na klucz.
– Pilnuj
go. Ja odwiedzę pana Rodrigeza. Czuję, że ten facet ma niejedno na
sumieniu – rzekł do swojego mało rozgarniętego partnera.
– Kto,
ten w celi? – dopytywał Rupert.
– Nie,
Rodrigez. Ten w celi z pewnością nie jest niczemu winny. Ktoś
chciał go wyeliminować i chyba już wiem o co toczyła się walka.
Starszy,
siwy i grubszy agent założył kapelusz na głowę, i ruszył w
kierunku starej, choć nieco odnowionej kamieniczki. Przywitał go
piękny krajobraz drzew, krzewów i ogrodów, który roztaczał się
naokoło całej posiadłości. To właśnie tam, w głównym
ogrodzie, zastał poszukiwanego mężczyznę. Hektor jadł obiad w
towarzystwie żony, siostry i wuja. Wszyscy się śmiali i zdawali
się być w dobrych nastrojach.
– Witam
państwa. – Ukłonił się Sambor. – Panie Rodrigez, czy mógłbym
z panem porozmawiać?
– Oczywiście.
Przepraszam na moment. – Hektor wstał, wytarł usta chusteczką,
która znajdowała się przy jego talerzu, odrzucił ją na
niedokończony posiłek i skłonił się lekko, niemal
przepraszająco, najbardziej w stronę swojej małżonki. Jednak
zanim odszedł od stołu, spojrzał jeszcze na śpiącego w wózku
Marsela, jakby miał go więcej razy już nie zobaczyć. – Proszę
do mojego gabinetu, jest na parterze. – Wskazał kierunek agentowi.
Zasiadł
na krześle za biurkiem, a Ernest Sambor zajął miejsce po drugiej
stronie. Obydwóch panów nie wiedziało, że Cyntia pozostawiła
Marsela pod opieką wujaszka Damiana i nasłuchiwała pod drzwiami.
– O
czym chciał pan ze mną rozmawiać? – Hektor wydawał się być
miły, nawet się uśmiechnął, ale coś w jego oczach mówiło, iż
jest wrogo nastawiony do służb porządkowych i tych mających stać
na czele sprawiedliwości.
– Czy
ma pan wrogów?
– Nic
mi o tym nie wiadomo. – Lekko, niedbale wzruszył ramionami.
– A
miał pan wrogów?
– Tyle
co każdy. Kilka bójek na pięści i honorowych pojedynków.
– Za
to miał pan pokojówkę, która zaginęła. – Tym razem to Sambor
się uśmiechnął, okazując tym samym swoją wyższość.
– Tak,
nie zaprzeczam. Sam zgłosiłem sprawę na policję i zatrudniłem
ludzi do poszukiwań.
– Jej
ciało zostało wyrzucone przez wodę, kilka metrów od rzeki
płynącej nieopodal tej miejscowości. Możliwe, że to właśnie
niedaleko pańskiego domu ją…
– Utopiono?
– przerwał Hektor.
– Zakopano.
– Co
proszę?
– To
co pan słyszał. Ktoś chciał upozorować utopienie. Zmoczył
zwłoki wodą, ale nie wodą z rzeki, a zdatną do picia. Ponadto
robaki, w wodzie ich nie ma, a…
– Może
pan mi oszczędzić szczegółów? Przed chwilą jadłem –
przypomniał i skrzywił się z obrzydzenia na same wyobrażenie
robali wypełzających z przeróżnych dziur, takich jak te nosa,
uszów, a nawet wenery.
– Naturalnie.
Jednak nie oszczędzę panu wiedzy na temat, że ta kobieta miała
połamane kości policzkowe, dlatego chciałbym porozmawiać z pana
żoną.
– W
jakim celu? – zdziwił się.
– Zapytać
o stan pańskich dłoni w tamtym okresie, bliskim zaginięcia
Violetty Molins.
– O
coś mnie pan podejrzewa? – zapytał i skoncentrował swój wzrok
na jednej z firanek zdobiących szybki w drzwiach.
– Zanim
udałem się do pana, odwiedziłem tawernę, której niegdyś był
pan częstym gościem. Nie zaprzeczy pan, że słynie z brutalności,
zwłaszcza w stosunku do…
– Ciii
– nakazał Hektor, przykładając palec wskazujący do ust. Wstał.
Agent
obserwował co też mężczyzna wyczynia. Ten podszedł wolnym
krokiem do dwuskrzydłowych drzwi i otworzył jedną z jej połówek.
– Chciałaś
czegoś? – zapytał Cyntię.
Ta
zrobiła oczy tak duże, jakby zobaczyła żywego diabła.
– Tak…
– Co
takiego chciałaś? – dopytywał ze sztucznie przyjemnym uśmiechem.
– To
już nieważne… może poczekać – wypowiedziała powoli, bardzo
niepewnie, a głos jej przy tym lekko drżał.
– Zapewne.
– Pójdę
już.
– Porozmawiamy
w pokoju – zapowiedział z krzywym uśmieszkiem niewskazującym na
nic dobrego.
Hektor
powrócił na swoje miejsce, po czym spojrzał na Sambora z
wyższością.
– Ta
kobieta zaginęła dwa dni przed moim ślubem. O ile mnie pamięć
nie myli, to w tę noc podpisywałem ważny dokument scalający moje
nazwisko z rodziną Montenegro.
– Nie
było pana w domu?
– Byłem,
nad ranem, ale wtedy pokojówki już nie było. Sam o nią pytałem,
bo nie mogłem znaleźć jej też w południe. – Hektor strasznie
przeciągał wypowiedzi, jakby sam sobie starał przypomnieć
wydarzenia, które przecież przed chwilą wymyślił, bo w
rzeczywistości wiedział, że było zupełnie inaczej.
– Jaki
dokument pan podpisywał?
– Jest
u Marty Montenegro, proszę jej zapytać, ona wszystko pokaże.
– Udam
się do niej jutro, z nakazem.
– Oczywiście.
Wiem, że moja teściowa nawykła do specyficznego rodzaju niesienia
pomocy.
– To
co pani Marta Montenegro nazywa pomocą, ja nazywam utrudnianiem
śledztwa. – Sambor uśmiechnął się, wstał i podał Hektorowi
dłoń. – Jest pan prawo czy leworęczny?
– Praworęczny.
Czemu ma służyć to pytanie?
– Skoro
prawo, to niczemu. Do widzenia. – Agent skłonił się i opuścił
gabinet, a następnie całą posiadłość Rodrigezów.
Hektor
po wyjściu agenta, wyleciał z posiadłości niczym z procy.
Pojechał do posiadłości Montenegro, szybko odnalazł teściową w
gabinecie, który niegdyś należał do jej męża – Juliana.
Rodrigez skrupulatnie i bez nerwowych, gwałtownych ruchów
opowiedział o wizycie Sambora.
– Mam
dać ci alibi tylko dlatego, że byłeś na tyle głupi, by przespać
się z pokojówką? – Marta wydawała się być rozbawiona.
– Skąd
pani wie, że z nią spałem? – zapytał wprost.
– Nie
wiedziałam, choć twoją słabość do pokojówek podejrzewałam od
dawna. Jej zaginięcie zdawało się być ci na rękę. Poza tym
Bastian ma długi język.
– Niech
mu go pani skróci, bo ja to zrobię. – Oparł się obiema dłońmi
o stół przy którym siedzieli i wstał.
Kobieta
także wstała i mierząc się z zięciem na spojrzenia, zapytała
wprost:
– Tak
jak skróciłeś język mojemu mężowi?
– Nic
nie zrobiłem pani mężowi.
– Uwierzę
w to, jeśli odczytany testament nie będzie na twoją korzyść. Co
mam powiedzieć agentowi?
– Prawdę.
Pokazać dokument i powiedzieć, że mnie pani spiła bym go
podpisał. – Uspokoił swoje nerwy i ponownie usiadł na krześle.
Marta
uczyniła tak samo, ale nie spuszczała zięcia z oczu.
– Mam
kłamać?
– To
kłamstwo najbliższe prawdy, chyba że woli pani się przyznać, że
nasłała pani na mnie dwie prostytutki z dokumentem i weszła pani w
posiadanie moich dóbr w bardzo nieuczciwy sposób.
– Obracasz
wady w zalety – zauważyła.
– Uczę
się od najlepszych.
– Hektorze,
bądź ze mną szczery – szepnęła z dobrotliwym uśmiechem, czym
wpędziła mężczyznę nie tyle w zakłopotanie, co w podejrzliwość.
Marta
wstała i zaczęła się przechadzać po pomieszczeniu z dłońmi
splecionymi w koszyczek na plecach, a Hektor podążał za nią
czujnym wzrokiem, jakby się obawiał, że ta żmija zaraz wbije mu
nóż w plecy.
– Dlaczego
uwziąłeś się akurat na moją córkę? – zapytała wprost.
– Zakochałem
się.
– I
tak okazywałeś jej szacunek? – nie dowierzała. – Sypiając z
prostytutkami i pokojówkami?
– Nigdy
po ślubie… – zaczął, jednocześnie wstając. Nie dokończył,
bo kobieta podeszła do niego i wymierzyła mu naprawdę mocny cios z
otwartej dłoni w lewy policzek.
– Zatem
dobrze. – Uśmiechnęła się zwycięsko, gdy on rozcierał obolały
fragment skóry. – Dam ci alibi, ale to ma się więcej nie
powtórzyć. Moja córka ma być z tobą szczęśliwa.
Hektor
uśmiechnął się złowieszczo i przestał pocierać policzek
dłonią, ale nie zabrał jej z twarzy.
– Ma
pani ciężką rękę – stwierdził rozbawiony, świadomy, że po
poczynaniach Marty pozostanie mu sporych rozmiarów siniec.
– Lata
wprawy i praktyki – odrzekła.
– Dziękuję
za alibi.
– Nie
dziękuj, robię to dla Cyntii i mojego wnuka. Ciebie, gdybym tylko
mogła, to pierwszego posłałabym za kratki.
– Czym
sobie zasłużyłem? – dopytywał, wstając i kierując się do
wyjścia.
– Od
kiedy się pojawiłeś, mam wrażenie, jakbyśmy już kiedyś się
poznali. Nie nawykłam jednak do zawierzania intuicji, dlatego dałam
ci szanse i sama nakłaniałam moją córkę, by była tobie
przychylniejsza. Jednak swoim zachowaniem, utwierdziłeś mnie w
teorii, że nie możesz mieć do końca czystych intencji.
– Skąd
taki pomysł? – Jego uśmiech wskazywał jednoznacznie na lęk i
zmieszanie, a Marta bez najmniejszych problemów, to uchwyciła.
– Widziałam
w swoim życiu wielu zakochanych mężczyzn, ale żaden nie dążył
do ołtarza po trupach. Ty postawiłeś wszystko na jedną kartę,
nie chciałeś od mojego męża nawet posagu, chciałeś tylko
Cyntii.
– Byłem
zakochany… jestem zakochany.
– Na
pewno przemawia przez ciebie tylko i wyłącznie miłość? –
zrobiła taką minę, jakby go przejrzała na wylot, a potem stanęła
przodem do okna i wpatrywała się w krajobraz pustego, zaniedbanego
ogrodu.
– O
co pani chodzi!? – uniósł się nagle, niespodziewanie.
– To
była spokojna okolica – tłumaczyła wciąż na niego nie patrząc.
– Nic złego się nie działo, a od kiedy się pojawiłeś, ginie
pokojówka, ginie mój mąż. To wszystko jest bardzo dziwne,
Hektorze. – W końcu ponownie na niego spojrzała. W jej oczach
wyczytał, że oczekiwała wyjaśnień.
– To
wszystko nie jest moją sprawką – odrzekł, skłonił się i
wyszedł.
Hektor
prowadził pojazd szybciej niż zazwyczaj, jakby coś przeczuwał i
chciał jak najszybciej znaleźć się w domu. Wszedł do sypialni i
niemal od razu zerknął do kołyski. Była pusta. Wtedy zrozumiał,
że coś jest nie w porządku. Otworzył szafę i od razu spostrzegł,
że brakuje kilku sukien jego żony. W komodzie Marsela nie było
kilku ciuszków i koronek. Zauważył brak walizki. Wybiegł z
sypialni i zbiegł schodami w dół, potrącił Laurę ramieniem,
oczywiście przeprosił, by nie wzbudzić żadnych podejrzeń.
– Nie
szkodzi. Hektor!
– Tak?
– zapytał, odwracając się. Uśmiechem chciał zamaskować
zdenerwowanie.
– Cyntia
zostawiła dla ciebie list w gabinecie.
– Dobrze,
dziękuję.
Pobiegł
więc do gabinetu. Nożem do otwierania korespondencji otworzył
białą kopertę i przeczytał:
Witaj
Hektorze, choć łatwiej byłoby powiedzieć żegnaj. Wiem co
zrobiłeś i być może nawet potrafiłabym ci to wybaczyć, ale nie
wybaczę kłamstwa. Nie zniosę życia przy boku kogoś, kto
zwyczajnie mnie zakupił, jak jakiś towar. Sądziłam, że ja i
Marsel znaczymy dla ciebie więcej… że czujesz do mnie coś
więcej, że chcesz, by połączyło nas prawdziwe uczucie, a nie
zgodność interesów naszych rodzin.
Do
widzenia. Nigdy nie zapomnę naszej podróży poślubnej i godzinnych
rozmów podczas leżenia w łóżku w Paryżu. Mam nadzieję, że ty
też mnie nie zapomnisz i będziesz wspominał jak najlepiej, pomimo,
że nigdy więcej się nie zobaczymy.
Cyntia
Montenegro de Rodrigez.
Najpierw parę literówek:
OdpowiedzUsuń"Grze Marsel?" - Powinno być Gdzie Marsel?
"Marsel mój chwycić dłonią" - Marsel mógł chwycić
Jestem ciekawa za co Hektor chcę się mścić na rodzinie. Pewnie rzeczywiście kiedyś się spotkali skoro Marcie się wydaje, że skądś go pamięta. Teraz to zaczynam się zastanawiać czy on w ogóle kocha Cyntie, czy to wszystko jest grą w celu zemsty na całej rodzinie.
Marta mówi,że skądś pamięta Hektora.Może to nie tylko jej intuicja,może rzeczywiście kiedyś się spotkali w jakichś niezbyt ciekawych okolicznościach.Coś musiało się stać skoro Hekt teraz chcę się mścić,tylko za co.Co do tej jego miłości do Cyntii to niby ją kocha chociaż ja nie wiem czy to już nie obsesja,jednak gdyby ją naprawdę kochał to zrezygnowałby z zemsty na jej rodzinie.
OdpowiedzUsuńHektor chce się zemścić na rodzinie Montenegro. Tylko za co? Musi to być coś z bardzo dalekiej przeszłości skoro Marta skądś zna Rodrigeza, ale nie sięga pamięcią aż tak daleko żeby wiedzieć skąd. Hektor ma spory problem, bo szczerze kocha Cyntie, ale nienawidzi jej rodziny.
OdpowiedzUsuńRozmowa Hektora z Aurelią bardzo ciekawa pojawiają się pierwsze tajemnice. Mowa jest o dziecku Hektora i zdradach Juliana.
Nareszcie coś się dzieje. Na to czekałam.
Ucieczka Cyntii to już dla Hektora chyba cios poniżej pasa. Ma problemy, śledczy o śmierć pokojówki podejrzewają jego, list zaginą, a teraz jeszcze Cyntia uciekła. Oby tylko cały jego gniew nie został skierowany na nią.
Zastanawiające jest to, że Marcie się wydaje, że zna skądś Hektora, tylko nie może sobie przypomnieć skąd. I czyżby Aurelia trafiła w sedno, z tym, że Hektor chce się zemścić na rodzinie Montenegro, a jeśli tak to z jakiego powodu, co go z nimi łączy i o co ma pretensje. Czy on tak na prawdę kocha Cyntię, czy może ogarnięty rządzą zemsty popadł w obsesję na jej punkcie.
OdpowiedzUsuńCyntia uciekła, bo coś tam podsłuchała, dlaczego nie zażądała wyjaśnień. W pierwszej wersji było, że Aurelia urodziła dziecko, a tutaj Hektor ujawnia , że jest w posiadaniu listu Juliana do Aurelii, w którym Julian potwierdza, że przekazuje w testamencie połowę majątku Aurelii, bo jest matką jego nienarodzonego dziecka. Tylko, ze Hektor twierdzi, że Aurelia nie była w ciąży, czy tu nie będzie jej dziecka?
Zdziwiłam się gdy w którymś z poprzednich rozdziałów było, że Aurelia pracuje u rodziny Montenegro, bo wydawało mi się, że Marta nie pozwoliłaby jej u siebie pracować. Najwidoczniej wiedza w jakim zawodzie się trudniła nie dotarła do niej.
OdpowiedzUsuńHektor miałby dziecko? To teraz tylko czekać aż ta tajemnica wyjdzie na jaw. Jednak sądząc po tym, że w życiu umie sobie radzić, to pewnie mu to niewiele zaszkodzi.
Dziwne, że pojawił się wątek zemsty na rodzinie Montenegro. Nie przypuszczałam, że Hektorowi może także o to chodzić, no bo czemu niby. Wydawało mi się, że w ogóle ich nie zna, ale tutaj znowu się przekonałam, że trzeba się wielu nowości jeszcze w tej historii spodziewać :)
Mam wrażenie, że ktoś bardzo chce pogrążyć Hektora, a z morderstwem służącej on nie ma nic wspólnego. Tylko kto byłby na tyle odważny by zadzierać z Hektorem... Jakby się tak zastanowić to w dniu, w którym służąca zniknęła Bastian był wtedy równie pijany, to zdziałać wiele nie mógł, w domu była też inna służba i chyba Laura- ciekawe czy byłaby do tego zdolna.
Oby Hektor nie musiał o więcej przysług "prosić" Marty, bo w końcu ona wykorzysta na jego niekorzyść wiedzę o nim, o ile już czegoś nie planuje
Cyntia nie byłaby sobą gdyby czegoś nie wymyśliła. Po co rozmawiać, po co czekać na jakiekolwiek wytłumaczenia, najlepiej opierając się na fragmencie rozmowy i swoich domysłach wybrać najprostsze rozwiązanie i uciec. Jeśli myśli, że on jej nie znajdzie to jest w dużym błędzie.
Coś mi dzwoni, ale nie wiem, w którym kościele. Była taka scena, że do Juliana przyszła kobieta z informacjami na temat Hektora. Nie była to przypadkiem właśnie Aurelia? Rodrigez skrywa wiele tajemnic, tylko czekam aż obróci się to przeciwko niemu, choć myślę, że sobie poradzi zarówno przy pomocy "umiejętności radzenia sobie w życiu" jak i urokowi osobistemu.
OdpowiedzUsuńW komentarzach zauważyłam, że pisze się o jakiejś zemście Hektora na rodzinie Montenegro... Hm, czyżbym tylko ja tego nie wyczytała? Marcie nagle się wydaje, że wcześniej poznała obecnego zięcia, ale czy to od razu musi świadczyć o tym, że Hektor poślubił Cyntię tylko ze względu na chęć realizacji jakiegoś swojego chorego planu zemsty? Polemizowałabym...
Dobrze, że Marta współpracuje z Hektorem. Mam nadzieję, że zarówno on jak i ona docenią tak strategicznego sojusznika i żadnemu nie przyjdzie do głowy, aby wyeliminować się z gry.
Cyntia cholernie irytuje. Nienawidzę ludzi, z którymi nie można normalnie porozmawiać, wyjaśnić sprawy za drzwiami pokoju i dojść do porozumienia, bądź po prostu po rozmowie rozstać się w spokoju i bez zbędnych żali. Najłatwiej przecież uciec, skończyć temat i odejść bez słowa wyjaśnienia, a jak! Zresztą ona na pewno odwala takie sceny z premedytacją, bo wie, że mąż i tak za nią pobiegnie - tym razem gorzko tego pożałuje.
Hejo! :3
OdpowiedzUsuńNo! Koniec mnie zszokował! Nie wiedziałam, co powiedzieć, gdy Hektor przeczytał ten list. Teraz zastanawia mnie, od kogo Cyntia zna prawdę. Wcześniej nie wydawało mi się, gdyby ktoś coś wiedział. Pewnie gdyby nie wizyta komisarza, to Cyntia nie dążyłaby do poznania prawdy.
Teraz już w stu pecetach jestem pewna, że Marta nienawidzi z całego serca Hektora. Darzy go ogromną nienawiścią i gdyby nie te ich ,,interesy’’, to dawno by się go pozbyła.
Śmierć Juliana wciąż jest niewyjaśniona. Zastanawia mnie, jak to naprawdę było. Chyba nic nie pominęłam?
O! I pojawili się Will ^-^ Biedak... Nie dość, że dowiedział się, że Cyntia żyje, to jeszcze powiedziało mu, że wyszła za mąż. Nie umiem sobie wyobrazić, jak się czuje.
Hm. Chyba to wszystko, co chciałam powiedzieć :) Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! :***
Maggie
To może Hektor jest zaginionym dzieckiem Marty? Jest do niej podobny charakterem - taki sam intrygant. A Cyntia nie jest córką Marty, bo inaczej chyba nie chciałby brać jej za żonę. Byłby najstarszy z rodzeństwa - to się zgadza i dlatego Marta czuje jakby go znała.
OdpowiedzUsuńPewnie głupia teoria ale lepszej na chwilę obecną nie wymyślę :)
Interesuje mnie to jaką prawdę zna Cyntia, czyżby dowiedziała się, że wrobiono Williama? Bo przecież to nie jest ta ucieczka z początkowych rozdziałów. Marsel był tam chyba starszy a i William nie siedział w areszcie. Musi zatem Hektor znaleźć Cyntię z dzieckiem i jakoś ją przekonać, żeby z nim została.
Hektor ma dziecko? Tego nie podejrzewałam. Spodziewałabym się wszystkiego, ale nie tego, biorąc pod uwagę fakt, że jest dobrym ojcem. Nawet jeśli nie byłby pewny czy to jego dziecko, nie wiem czy chciałby żeby wychowywało się bez niego.
Nie odkryłam o co w tym wszystkim chodzi, ale widzę, że całe to opowiadanie ma jakiś większy sens :) Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
amandiolabadeo.blogspot.com
Może jednak Marta nie jest taka zła? Zapewniła alibi swojemu zięciowi, obroniła go.
OdpowiedzUsuńOkej, jednak jest taka zła.
Sorciere Luthien, byłoby ciekawie, gdyby był, są miedzy nimi nawet podobieństwa w charakterze. Rodzeństwo, które wzięło ślub.
Robi się coraz ciekawiej. Wyszedł motyw zemsty. Pytanie tylko, za co ten nasz Hektor chce się mścić. Ma jakieś niewyjaśnione porachunki z rodziną Cynti, a mnie to intryguje.
OdpowiedzUsuńW sumie nie spodziewałam się, że Marta zapewni mu alibi. Nie do końca przekonało mnie też to usprawiedliwienie, że robi to tylko dla córki i wnuka, przecież wcześniej losy Cynti nie były dla niej aż tak ważne. A i wnuka próbowała się pozbyć zanim się w ogóle pojawił. Chyba, że to się zmieniło. Nie mnie oceniać. Jednak przyznam, że podoba mi się teoria mojej poprzedniczki. Może i jest w niej ziarnko prawdy?
No i mamy ucieczkę Cynti. Obawiam się, że Hektor może nie przyjąć tego dobrze.
Hejj, przepraszam, że moje tempo czytanie JiS jest takie ślimacze, ale dla mnie w roku szkolnym, czas wolny się skraca. Ale postaram się znajdować czas na czytanie, na ogół będą to pewnie weekendy. No, ale przechodząc do treści:
OdpowiedzUsuńo matko co tu się dzieje :D
Bardzo ciekawy rozdział no i William <3 w końcu się pojawił. Hehe. Rzeczywiście trochę nierozgarnięty, fajny i przystojny. (no bo Hektor to taki leśny dziadek ale ciii). Jak przeczytałam, że william idzie gdzieś z kajdanami to było takie "co?", tak samo jak zobaczyłam list Cyntii. Taki szokujący ten rozdział, no ja nie wiem. Tylko strasznie krótki! Podobnie jak mój komentarz, zapewne.
Relacja Hektor-Marta jest naprawdę kosmiczna, bardzo ją lubię, jak sobie dogryzają, jak knują i zwracają do siebie w taki niezwykły, dość dziwny sposób, jakby mieli taki niewypowiedziany układ między sobą. Żal mi tylko Cyntii, że ma taką rodzinę, ale sama do niej pasuje w sumie. Nie spodziewałam się, że ucieknie od Hektora i domyślam się, że w końcu spotka Willa? Ich miłość byłaby taka romantyczna, ale i tak pewnie skończy z Hektorem-mordercą-awanturnikiem, który za rzędem tych wszystkich okropnych cech, ma jakieś dziwne czułostki i wrażliwość. Według mnie jest fajną i ciekawą postacią, ale niespecjalnie mnie urzeka w związku z Cyntią. I kto zabił w końcu tą pokojówkę? Jeju, ile tajemnic.
O kręcenie głową na boki już się nieraz czepiałam, to czepnę się jeszcze o kiwaniu "na tak". Chodzi mniej więcej o to samo. Kiwa się głową automatycznie na tak, podobnie jak kręci automatycznie na nie i przy okazji na boki, nie pisze się o tym. Ja tam nie widziałam, żeby ktoś kręcił głową na tak, a kiwał na nie. Jeżeli będziesz się brał za poprawienie, to, błagam, pozbądź się tego :D
Nie wiem co dopisać, może jeszcze to, że taką większą czcionką jak jest teraz przyjemniej się czyta. Pozdrawiam :)
Wiadomo, że Hektorowi zależy jeszcze na czymś innym prócz Cyntii nie wiem czy to zemsta, chęć czegos odzyskania czy zyskania ale czystych intencji na pewno nie ma. Nie podoba mi się jego zachowanie, kłamanie oszukiwanie te przedmałżeńskie zdrady i mam nadzieję, że tylko albo i aż przedmałżeńskie bo tego nie jestem w stanie znieść. Mam słabość do tych złych bohaterów i zapewne cale jego zachowanie byłabym wstanie usprawiedliwić ale zdrady mu nie wybaczę.
OdpowiedzUsuńHektor ma szczęście, ze Marta też nie jest taka niewinna bo cos mi się zdaje że gdyby sama die w tym bagnie nie zakopala to by szybko wydala hektorka.
Za to zdenerwuje mnie zachowanie Cyntii usluszala cos jednym uchem za drzwi zrozumiała po swojemu nie dala szansy nic wytłumaczyć nawet o nic się nie spytała ale wysunela wnioski spakowala się i uciekła. Denerwuje mnie to strasznie i jest to przedziecinne zachowanie. Związek powinien opierać sie na zaufaniu a Hektor jeszcze nie pokazał jej ze nie może mu ufać wiec naprawde nie wiem o czym myśli Cyntia ale na pewno nie o tym ze to jednak nie bylo ich ostatnie spotkani i zobaczą sie szybciej niż sobie wyobraża. Przepraszam za bledy ale piszę z tel i pewnie jest ich mnóstwo :)
Ale akcja... Wow.
OdpowiedzUsuńNajpierw ta sprawa pomiędzy Aurelią a Hektorem... Sprawiła, że poczułam jeszcze większe mdłości na samo wspomnienie Rodrigeza.
Poza tym, Marta jako matka Cyntii też nie należy do najnormalniejszych. Jest cyniczna i bardo wyrachowana. Po trupach do celu...
Cyntia dobrze zrobiła, że uciekła. Po co jednak zostawiła ten list? Nie musiała wcale...
Być może spotka Williama? :)))
Żywię nadzieję, że ostatecznie i tak będzie z Williamem :)
Rodrigez to chory człowiek.
Pozdrawiam
Okej, końcówka całkowicie mnie zaskoczyła. Spodziewałabym się prędzej, że ojciec Cyntii powstanie z martwych, ale to... no nieźle się porobiło, tyle powiem.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie, co Hektor teraz zrobi. To nie jest to z samego początku? Wiesz, ta scena, gdy przyszli po Cyntię. Coś mi świta, ale głowy bym za to nie dała.
L x
Szczerze, to mnie dziś wkurza Hektor. Nie jest bezinteresowny, choć Cyntię kocha. To mi tu ze sobą zgrzyta niemiłosiernie, bo stawia mi H w niezbyt uczciwym świetle, co mnie wkurza, bo tak go lubię.
OdpowiedzUsuńAurelia się z nim nie pieprzy, i dobrze, chociaż ona nie chyli przed nim głowy, i nie traktuje z niewiadomo jakim respektem. Facet jest groźny i wywołuje taki dystans, ale nie przesadzajmy. Wolę, jak ludzie traktują go normalnie, jak np. Charlie, którego tak polubiłam.
Swoją drogą, to Hektorowi Cyntia niezły post sporządziła, aż się dziwię, że z jego wcześniejszymi upodobaniami, nie poszedł do tawerny do jakiejś latawicy. Ale cieszę się, że nie, bo by stracił w moich oczach. Może nie jest dla Cyntii niewiadomo jaki dobry, ale kocha i jest wierny. No, prócz tej jednej nocy, jeszcze przed ślubem(btw. Wkurza mnie, że Hektor cały czas wtrąca te „nigdy po ślubie nie zdradziłem Cyntii”. No, i co? Przed ślubem to też zdrada, w końcu i wtedy byli razem, prawda?)…
Williama mam za chłopczyka, o czym Ci już nawet mówiłam. Jest dla mnie taki… do zagłaskania. Nie widzę w nim na razie mężczyzny, na razie tylko spryciarza, który każdego owinąłby sobie wokół małego paluszka. Nawet jego uczucie do Cyntii jest dla mnie takie młodzieńcze, lekkie. Może to mylne wrażenie, spowodowane tym, że niewiele o nim na razie było, a jak było, to nic, co wskazywałoby na jego dojrzałość , i zaraz mi się zmieni i Willego będę kochała jak Hektorka. Choć wątpię, ale w końcu musi być w nim coś, co mi się spodoba. Na razie jest to ten spryt, spostrzegawczość.
Szkoda mi go strasznie swoją drogą. Tyle czasu żył w przekonaniu, że Cyntia nie żyje – i pomyśleć, że powodem tego była tak bardzo lubiana przeze mnie Julia – a teraz dowiaduje się, że mało tego, że był okłamywany, to jeszcze Cyntia ma męża.
Kolejny raz wzdrygnęłam się na robaki… do ostatniej chwili miałam nadzieję, że pokojówka jednak żyje, i że Hektorek dzięki temu nie będzie już nachodzony przez Sambora. W końcu to nie on zrobił, na pewno.
Nie wiem co mi się dzieje na Twoich JIS, ale lubię ludzi, których normalnie bym nie polubiła, a nie lubię takich, z jakimi na co dzień przebywam i się koleguje. Np. zaczynam odczuwać pozytywne uczucia do Marty, sama nie wiem dlaczego. Może moje współczucie do niej tak zadziałało, że usprawiedliwiam sobie teraz większość jej czynów i dlatego rodzi się taka iskierka sympatii? Ona może zaraz zgasnąć, ale na tę chwilę jest, czego naprawdę, zupełnie nie rozumiem.
I o ile Cyntia w rozdziale mnie nie denerwowała, tylko Hektor to głównie robił, to pod koniec się wkurzyłam tym, że tak pochopnie zadziałała, szczególnie, że Hektor to jej mąż, powinna mu ufać, a w razie wątpliwości rozkręcić awanturę, posłać wiązankę czy zażądać wyjaśnień. Ona jednak wolała zabrać dziecko i zwiać, choć Hektor tak czy tak, pod ziemią by ją znalazł, ją i Marselka, i jestem pewna, że była tego świadoma.
Czyżby Marta poznała już, czy może raczej spotkała kiedyś Hektora?
OdpowiedzUsuńCyntia postąpiła głupio. Przecież wie, że Hektor ją znajdzie i jej ucieczka nie ujdzie jej na sucho.
Czy Hektor w ogól ją kocha? Czasem mam wrażenie, że tak, ale później... Sama już nie wiem.
Bardzo współczuję Wiliamowi. Dowiedzieć się, że się zostało tak potwornie oszukanym...