sobota, 4 czerwca 2016

Rozdział 19: Chrzest Marsela


Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem  Rozdział 18: Wyładować swój gniew

Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek

Cyntia przebudziła się, przeciągnęła i zamierzała wstać, ale ktoś jej w tym przeszkodził. Otóż, do jej pokoju właśnie wtargnął kelner ze srebrnym wózeczkiem, wioząc na nim śniadanie. Młoda kobieta zasłoniła się kołdrą i krzyknęła:
Wyjdź!
Przepraszam, pan Rodrigez zamówił śnia...
Zostaw w salonie i wyjdź – poleciła już delikatniej, ale ciągle przyciskała okrycie do swojej klatki piersiowej, zasłaniając w ten sposób piersi okryte wyłącznie delikatną, koronkową koszulą nocną.
Oczywiście, bardzo panią przepraszam. – Kelner splótł dłonie w koszyczek na plecach i ukłonił się przed wyjściem. Minął Hektora w drzwiach.
Nie zapukałeś przed wejściem? – zapytał Rodrigez pracownika.
Przepraszam, zapomniałem. – Kelner spuścił głowę.
Jeszcze jeden błąd, a pożegnasz się z pracą.
Oczywiście. Przepraszam, proszę pana.
Nie przesadzaj – stanęła w obronie mężczyzny Cyntia, ale jej słów Hektor zdawał się w ogóle nie usłyszeć, gdyż całkowicie je zignorował.
Kelner zniknął z pola widzenia, a Rodrigez sam pofatygował się, by zamknąć za nim drzwi, choć nieszczególnie mu się to podobało. Spojrzał na żonę i przypomniał sobie, że w nocy długo zastanawiał się jak ma postąpić, i co powiedzieć. Wiedział, że musi coś zrobić, że powinien spokojnie porozmawiać z Cyntią na temat jej ucieczki i tego co nastąpiło po niej, ale w ostatniej chwili zrezygnował z tego pomysłu.
Odebrałaś suknie od krawcowej? – zapytał zupełnie zwyczajnym tonem, zaglądając do kołyski, gdzie jego malutki synuś bawił się swoimi rączkami, rozkładał je i składał w piąsteczki, obserwując w skupieniu. Hektor wydawał się być tym wielce zainteresowany, a nawet lekko wzruszony.
Julia ją za mnie odebrała, dwa dni temu – odpowiedziała mężowi i sięgnęła po herbatę oraz rogalika.
To dobrze. – Rzucił w kierunku żony delikatny uśmiech, jednocześnie pochylając się nad synkiem. Do malca uśmiechnął się o wiele szerzej, a przede wszystkim cieplej. Uśmiech jaki skierował wcześniej w stronę Cyntii był sztuczny, jakby wymuszony. – Tata ma coś dla ciebie, w nagrodę za to, że tak ładnie chwytasz. – Wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki niewielką, drewnianą grzechotkę. – Proszę. Tylko uważaj, łatwo się uderzyć – uprzedził.
Marsel sięgnął po nową, właściwie pierwszą w jego życiu, zabawkę. Chwycił w obie rączki i poruszył nimi w górę, i w dół. Zaśmiał się, a Hektor mu zawtórował.
Widzę, że ci się podoba – zagadnął, głaskając trzymiesięcznego chłopca kciukiem po policzku.
Cyntia zjadła rogalika do końca, wypiła w pośpiechu jeszcze łyk gorącej herbaty i wstała. Skierowała się do łazienki, ale na moment przystanęła i nie mogła oderwać wzroku, widząc męża i syna razem. Była pod wrażeniem tego, jak tych dwoje świetnie się rozumiało. W jej oczach dało się dostrzec pewien podziw dla delikatności Hektora, kiedy zwracał się do dziecka, tego jak brał je na ręce, czy jak układał do snu. Przez moment naszły ją wyrzuty sumienia, że chciała Marselowi odebrać ojca. Być może nie biologicznego, ale jedynego jakiego chłopiec będzie znał, takiego, którego sama mu wybrała.
Stało się coś? – zapytał Hektor, dostrzegając jej zapatrzenie.
Nic. Tylko patrzę – odpowiedziała, kręcąc delikatnie głową i wzruszając ramionami.
Na to już nic nie odpowiedział, pocałował Marsela w rączki oraz nóżki, a potem oddalił się od kołyski.
Wychodzisz? – zdziwiła się.
Tylko sprawdzić menu i ilość przybyłych gości. Chociaż powinniśmy to robić razem.
Przepraszam, ale mnie nie obudziłeś, dlatego jestem jeszcze w koszuli.
Nie zamawiałaś budzenia – odciął się nieuprzejmym tonem i z impetem wsunął dłonie do kieszeni spodni, jakby chciał w ten sposób powstrzymać albo tylko zamaskować swoje zdenerwowanie. – Nie martw się, zrzucę winę na nieprzespaną noc. Nie zdradzę z jakich powodów tak późno poszliśmy spać. Pomyślą, że to zasługa Marsela – dodał już znacznie delikatniej. Uznał, iż czynienie teraz wywodów na nic się zda. Byli przed uroczystością chrztu świętego ich pierwszego syna, a więc nie był to odpowiedni dzień na kłótnie.

Hektor opuścił pokój, upewnił się co do pracy kelnerów i pokojówek oraz przywitał Brownów, i Martę Montenegro. Roczny Edward stał dumnie, trzymany za obie rączki przez Bastiana. Po chwili jednak zaczął wyrywać się do przodu zafascynowany kieliszkami.
I kto by pomyślał, że Bastian nie jest jego ojcem? – skomentowała Marta.
Hektor się uśmiechnął, gdyż teściowa wprawiła go w lekkie rozbawienie owym stwierdzeniem.
Mamo? – rzekła wymownie Julia.
Tak? – Jej rodzicielka oczywiście udawała, iż nie wie o co córce może chodzić.
Mogłabyś przestać obrażać mojego męża.
Ależ od kiedy prawda jest czymś obraźliwym?
Od wtedy, od kiedy panuje przekonanie, że to prawda boli najbardziej – wtrącił się Hektor. – Przeproszę panie na moment. Julio przypilnuj męża, nie chcę, by się upił, zanim w ogóle wyjdziemy do kościoła. Jest chrzestnym – przypomniał.

Brunet oddalił się do pokojów służby. Zapukał i wszedł bez zbędnego proszę. Susana leżała na jednoosobowym łóżku, razem z Gracjanem i pocieszała go po stracie matki. Ten wychylił się nad nią i dostrzegł Hektora, od razu uciekł pod łóżko, jakby chciał się przed nim schować.
Dlaczego tak na ciebie reaguje? – zapytała, odwracając głowę w kierunku szefa.
Nie wiem, chyba za mną nie przepada. – Hektor usiadł na łóżku obok dziewczyny. – Chciałem tylko powiedzieć, że bardzo mi przykro. Osobiście postaram się dowiedzieć kto to zrobił. Zajmę się też uroczystością pogrzebową, gdy tylko policja wyda… przepraszam, nie powinienem był. Nie słynę z delikatności.
Dziękuję. – Dziewczyna przestała leżeć na łóżku, usiadła obok pracodawcy i musnęła jego policzek wagami. – Naprawdę dziękuję.
W tym momencie do pokoju wpadła druga pokojówka.
Widziałaś pana Rodri…
Jestem – zgłosił się Hektor i wstał na równe nogi, jakby chciał jej zameldować swoją gotowość, choć w rzeczywistości po prostu się wystraszył, że coś złego się komuś przytrafiło.
Państwo siedzą przy okrągłym stole, tak? Metr kazał zapytać.
Tak, ja, żona, chrzestni, teściowa oraz siostra żony. Aha i jeszcze wuj Damian – wyliczał skrycie na palcach.
To razem nakryć…
Siedem… osiem, bo będzie jeszcze mój brat – poprawił się szybko.
Zatem przekażę.
Gabrielo? – zawołał za nią Hektor. – Jesteś czymś zajęta w tej chwili?
Nie, panie Rodrigez.
W takim razie, udaj się do mojego i żony pokoju, i rozpakuj jej walizki – polecił wiedząc, że wczoraj Cyntia schowała tylko biżuterie, a reszta walizek stała nadal nierozpakowana.
Gabriela wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi.
Nie rób tak więcej – warknął Hektor w stronę Susany.
Czego mam nie robić, Hektorze?
Panie Rodrigezie – odpowiedział i wyszedł, pozostawiając dziewczynę bez odpowiedzi.

Charlie zajął się niemal z samego ranka, objeżdżaniem hoteli, moteli i pensjonatów. Wszystkim recepcjonistom wręczał koperty wypełnione banknotami i prosił o dyskrecje odnośnie nocnego incydentu z udziałem jego samego oraz pana Rodrigeza, i w jednym przypadku, także żony Hektora – Cyntii Montenegro de Rodrigez. Trud Charliego jednak okazał się pójść na marne, gdyż taka informacja, jak nocne poszukiwania uciekinierki, dotarła nawet do koszar, a tym samym do Sambora, jego partnera i ich pomocników.
Co było powodem? – gdybał na głos Ernest. – Tam coś jest nie tak. Coś się dzieje, a my nie mamy pojęcia co, a tym samym też możliwości, by zapobiec kolejnej tragedii.
Moim zdaniem pan się nieco na niego zawziął – wtrącił Rupert, odwieszając kapelusz na stojący, drewniany wieszak.
Zawziął? – Sambor spojrzał pytająco na partnera.
Tak, na Rodrigeza. Być może ta ucieczka, to był tylko kobiecy kaprys. Być może odmówił jej pięćdziesiątej sukni albo dziesiątego flakonu perfum lub dwudziestego nakrycia głowy.
I to miałby być powód do ucieczki? – Ernest nie krył swego zdziwienia.
Pan nie wie jakie są kobiety, jest pan kawalerem, a ja mam w domu żonę i sześć córek – odpowiedział brunet i pośpiesznie sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki po portfel, gdzie nosił zdjęcia swojej gromadki. – Ja panu pokażę – zaczął wyciągając pierwszą z fotografii. – To są najmłodsze, bliźniaczki. Mają już trzy latka – pochwalił się z szerokim uśmiechem radości. Nagle gdzieś zniknęło jego początkowe narzekanie i marudzenie, a pojawiła się prawdziwa ojcowska duma, która zdawała się rosnąć z każdą kolejną, wyjmowaną z portfela fotografią.
Ernest usłyszał dźwięk telefonu i na moment przerwał podziwianie córeczek swojego partnera. Zbył go słowami:
Bardzo ładne, urocze. – I podniósł słuchawkę. Przyłożył ją do ucha i wydawał się być zasłuchany w opowieść swojego starego przyjaciela.
Kiedy Sambor zakończył rozmowę telefoniczną, spojrzał na Ruperta z wyższością i specyficznym błyskiem zwycięstwa w źrenicach.
Mówiłeś, że uwziąłem się na Rodrigeza, tak?
Si – rzucił Rupert rozbawiony i przytaknął ruchem głowy.
No to teraz zgadnij kim Hektor Rodrigez był w Londynie.
Biznesmenem?
Nie.
Zadymiarzem?
O tym jeszcze nic mi nie wiadomo.
Rupert wypuścił powietrze z płuc powoli i w dużych ilościach.
Nic innego nie przychodzi mi do głowy – przyznał zasmucony. W tym momencie właśnie odczuł małą, prywatną porażkę.
Ogrodnikiem – rzucił światło na całą sytuacje Sambor i z dumą stanął wyprostowany. Ręce splótł na piersi.
Niemożliwe. – Oczy Ruperta otworzyły się szeroko i wyrażały nie tylko zdziwienie, ale także przerażenie. – Twój przyjaciel musiał coś pomylić.
Kiedy umarł Arthur Solcman, został wezwany lekarz do jego żony. Sąsiadka Solcmana dokładnie pamięta tamten dzień. Policja wyprowadziła wtedy dwóch mężczyzn. Jeden z nich, to był bumelant i bywalec tamtejszych domów rozpusty, a drugi był ogrodnikiem.
Moim zdaniem, Hektorowi Rodrigezowi bliżej do bywalca domów rozpusty, niżeli do ogrodnika – stwierdził Rupert, chowając zdjęcia swoich córek z powrotem do portfela.
Całkiem przypadkowo, Ernestowi słowa jego partnera przypomniały rozmowę, którą odbył z Rodrigezem, gdy ten był jedynym podejrzanym w sprawie śmierci Juliana Montenegro.
Zawsze miałem lepszy kontakt z płcią przeciwną – słyszał w swoich myślach.
Musimy sprawdzić kościoły, tamtejsze rejestry, ale także urzędy – zadecydował szybko Sambor.
Po co? – Rupert zmarszczył czoło i wyraził tym swoją nienawiść do biurokracji oraz grzebania w stosie papierów.
Ernest szelmowsko oparł się o futrynę i poruszył brwiami, jakby wyczekiwał, iż jego partner sam skojarzy fakty. Nic na to jednak nie wskazywało, więc podał Rupertowi rozwiązanie na tacy:
Jak mężczyzna nisko urodzony może zdobyć taką fortunę?
Nie wiem.
Tylko poprzez zaślubiny. Bogate panny zazwyczaj wychodzą za bogatych kawalerów, gdyż to matki i ojcowie decydują o ich wydaniu. Wdowy mają ten przywilej, iż same wybierają sobie męża, często czyniąc to wbrew rodziny.
Ale buty i teraz mi to szef mówi?
Sambora nieco zaskoczył entuzjazm bruneta.
Gdybym wiedział o tym dziesięć lat temu, to przecież ja bym takiej wdowy poszukał.
Rupert!
No co? A właśnie, jaki to wszystko ma związek z szanownym panem Rodrigezem?
Taki, iż moim skromnym zdaniem, ten mężczyzna jest albo bigamistą, albo wdowcem. Tak czy inaczej, fortuna, którą zarządza musiała kiedyś należeć do jego partnerki, bo on sam był jedynie ogrodnikiem.
Ciekawa teoria, ale nie mamy żadnych dowodów.
Mamy poszlaki.
Jakie? – zapytał Rupert, wkładając kapelusz na głowę.
Śmierć Juliana Montenegro, wcześniej ślub z Cyntią Montenegro, która była oczkiem w głowie swojego ojca. Założę się, iż ten mężczyzna zapisał cały swój majątek właśnie najmłodszej córce.
Wtedy Rodrigez będzie nim dysponował.
Tak, a my powinniśmy jego żonę ochraniać.
Po co? – zdziwił się brunet.
Bo gdy dostanie to czego chce i na czym jemu naprawdę zależy, może przestać być milutki, o ile już nie przestał takim być, bo przypominam, że jego żona dzisiejszej nocy uciekła, wraz z małym dzieckiem, z jego posiadłości. To może się źle skończyć. On może zechcieć się nawet jej pozbyć.
Powinien szef uprawiać czarno wróżbictwo – stwierdził Rupert.
Wróżbiarstwo – poprawił go Ernest i także przywdział marynarkę oraz kapelusz. – Złożymy wizytę państwu Rodrigez. Taką niezapowiedzianą.
Już widzę jak pan Rodrigez skacze z tego powodu z radości po sam sufit – wydrwił na głos brunet, ale pomimo tego posłusznie wyszedł z koszar, kierując się za Ernestem Samborem.

W posiadłości państwa Rodrigez, w pomieszczeniu przeznaczonym na jadalnie służby, panowała nerwowa atmosfera. Wszyscy się spieszyli i mieli ręce pełne roboty.
Gabrielo, zaniesiesz kwiaty na stoły – rzekła proszącym tonem pucołowata, rudowłosa pokojówka.
Nie mogę, pan Rodrigez kazał mi rozpakować walizki jego żony.
Walizki? – zainteresowała się Honorata.
Wczoraj uciekła – dodała inna, dużo młodsza od pozostałych. – Ty przybyłaś do pracy dziś rano, to dlatego nic nie słyszałaś – wyjaśniła.
A co miałam słyszeć? – dopytywała ruda.
Pan Rodrigez bardzo krzyczał, jeden z kelnerów mówił, że przyciągnął żonę siłą do domu. Nawet siłą zatargał ją do pokoju – wyjaśniła brunetka, Bernadetta.
A teraz siedzi w pokoju tej młodej, co jej matka zmarła. Chyba się całowali – wyznała Gabriela koleżankom.
Ja naprawdę nie wiem za jakie grzechy muszę znosić wasze gadulstwo. Przyjemniej pracuje się w ciszy – rzekła surowym tonem ochmistrzyni.
Całe towarzystwo się rozeszło do swoich obowiązków. Pozostała tylko Honorata.
Wie pani dlaczego pani Cyntia się spakowała i wyprowadziła?
Nie, nie wiem, wiem jednak, że obrusy same się nie wyprasują. Trzeba też ubrać małego panicza i przygotować go na uroczystość.
Ja pójdę, ale po rozstawieniu kwiatów – zgodziła się na ochotnika Honorata.
Gabriela pójdzie, może przestanie wtedy plotkować i siać zamęt, oraz niezgodę. Nawet jeśli pan Rodrigez nieodpowiednio traktuje żonę, nie wam wydawać na ten temat osąd. Osądzi go Bóg.
Ciekawe czy bogaci podlegają temu samemu osądowi – zastanawiała się na głos Honorata.

Charlie stanął pod drzwiami państwa Rodrigez i delikatnie zastukał. Usłyszał krzątanie wewnątrz pokoju i cichutkie, niemal subtelne proszę wejść. Uśmiechnął się pod nosem i położył dłoń na klamce. Nacisnął, uchylając drzwi.
To ja proszę pani – zapowiedział.
Proszę wejść – powtórzyła nieco zmieszana jego statecznością i ostrożnością. – Hektora nie ma – uprzedziła.
To nie ma znaczenia. Ja do pani.
Do mnie? – zdziwiła się.
Charlie zamknął za sobą drzwi i wyjął z kieszeni popielatej marynarki broszkę w kształcie ważki, wysadzoną kamieniami o szmaragdowym zabarwieniu.
Pomyślałem, że to pani – wyznał i zbliżył się do toaletki z dużymi lustrami, z których dwa brzegowe sięgały do samej ziemi. Położył drobny przedmiot przed rządem flakonów perfum i innych kobiecych drobiazgów, takich jak pudry, kremy, szminki i szczotki do włosów.
Cyntia zerknęła na dobrze znaną jej broszkę.
Faktycznie, moja. Musiałam ją zgubić, wczoraj. – Z miejsca posmutniała na lawinę wspomnień, która posypała się na jej głowę.
Tak, była w pokoju motelowym, w którym się pani... przepraszam, nie powinienem był. – Wyraźnie się zmieszał i pokręcił głową, jakby chciał w ten sposób odegnać całe złe wrażenie. Czuł się przy niej bardzo nieswojo, jakby go co najmniej onieśmielała.
Niech pan nie przeprasza. – Podeszła bliżej mężczyzny i uśmiechnęła się ciepło. – To moja wina. Właściwie to nie czuję się komfortowo, rozmawiając z panem o wydarzeniach z poprzedniego dnia, których był pań światkiem. Tak naprawdę to mi głupio, że był pan tego świadkiem. – Na samo wspomnienie szarpaniny, którą zafundował jej Hektor, poczuła, że łzy stają w jej oczach.
Proszę nie przepraszać, pani Rodrigez. I przede wszystkim, nie ma się pani czego wstydzić. Myślę, że będzie dobrze, gdy oboje uznamy tamtejsze wydarzenia świadomym testem dla miłości, niżeli ucieczką żony od męża. – Wymusił na swojej twarzy uśmiech, właściwie tylko po to, by dodać jej otuchy i pokonać barierę jaka pomiędzy nimi wyrosła.
Długo pan zna Hektora?
Pracuję dla pani męża kilka... kilkanaście już lat. Właściwie znam go od dziecka... od młodzieńca – wytłumaczył.
Zatem zostaje pan na dłużej?
Być może – przyznał. – Ale proszę, niech pani nie mówi na pan. Charlie, po prostu Charlie Gerda.
Zatem... – zaczęła i wyciągnęła nieśmiało dłoń w jego kierunku.
Charlie pierw ją ujął, a dopiero potem usłyszał:
Cyntia Montenegro de Rodrigez.
Montenegro? – powtórzył niczym oniemiały. Stał się tak blady, iż krew zdawała się niemal całkiem odpłynąć z jego twarzy.
Czy coś nie tak? – Była zaskoczona reakcją czterdziestopięcioletniego mężczyzny.
Nie, po prostu nie spodziewałem się... że jest pani... że ma pani hiszpańskie korzenie – odpowiedział jąkając się.
Nie mam.
Ale Montenegro, to przecież hiszpańskie nazwisko.
Być może, ale wydaje mi się, że równie dobrze włoskie. Z tego co wiem moja rodzina ma włoskie i angielskie korzenie. Być może jakiś pradziad był Hiszpanem, ale mnie nic o tym nie wiadomo. Hiszpański znam tyle o ile, Hektor mnie trochę nauczył, a Hiszpanię widziałam raz w życiu, całkiem niedawno, gdy byliśmy w podroży poślubnej – pochwaliła się.
Rozumiem – przemówił głosem suchym niczym wiór, a stał tak sztywno, jakby był słupem informacyjnym. – Przepraszam, że zajmuję pani czas. Na pewno ma pani dużo obowiązków. Do widzenia. – Odwrócił się na pięcie i wyszedł, zanim Cyntia zdążyła powiedzieć choćby słowo.

Gabriela weszła do pokoju Rodrigezów niedługo po tym jak Charlie go opuścił. Od razu w oczy rzuciły jej się dwie, średniej wielkości walizki, które poprzedniego dnia Cyntia targała z sobą podczas ucieczki.
Słucham? – zapytała kobieta, stając z rękoma splecionymi na piersi. Miała piękną, białą suknie z elementami tiulu oraz kapelusz z białymi kwiatami uszytymi z materiału. Tylko jedna róża była niebieska, co dodawało uroku całej kreacji.
Pan Rodrigez przysłał mnie do rozpakowania walizek.
Gabriela podniosła ciężką walizkę i położyła na komodzie. Otworzyła ją i zaczęła składać ubrania pani oraz jej synka. Cyntia chwyciła za jedno z ubranek i sama je złożyła.
Co pani robi?
Pomagam ci. – Wzruszyła ramionami z uśmiechem na ustach.
Proszę się nie trudzić.
Proszę się nie martwić, to nic takiego. Najchętniej sama bym się rozpakowała, a ciebie odesłała z powrotem na dół, bo na pewno masz wiele innych obowiązków, ale gdyby mój mąż to dostrzegł, to ty zebrałabyś od niego burę. Dlatego pozwól, że chociaż ci pomogę.
Dziękuję i zauważyłam, że pan Hektor nie jest dzisiejszego dnia w najlepszym humorze.
Wiem o tym – przyznała Cyntia. – Tego się nie da nie zauważyć.

Charlie zamknął swój pokój na klucz i podał go recepcjoniście. Słynął z gubienia takich rzeczy, dlatego też kierował się ostrożnością i wolał zrzucić takową odpowiedzialność na kogoś innego. Zaraz po zjedzeniu landrynki, która znajdowała się wraz z innymi w wielkiej, kryształowej salaterce, ruszył do gabinetu Hektora Rodrigeza. Miał intuicję. Mężczyzna właśnie siedział w fotelu i kładł na biurko kolejną fotografię oprawioną w ramkę. Tym razem było to zdjęcie Marsela, pierwsze jakie mu wykonano. Chłopiec miał na nim zaledwie dwa tygodnie, opadnięte i zmęczone od płaczu powieki oraz słodko rozdziawione podczas snu usteczka.
Ciągle jesteś sentymentalny – zagadnął Charlie i podszedł bliżej. Oparł się o biurko w taki sposób, iż równie dobrze można powiedzieć, że prawie na nim siedział. – Rozmawiałem z twą żoną, panie Rodrigez – dodał i spojrzał na fotografię, nie tę, na której widniał Marsel, a tę obok, przedstawiającą zdjęcie ślubne Cyntii i Hektora.
Twój surowy ton wskazuje na to, iż nie jesteś do końca zadowolony z przebiegu tamtejszej, właśnie wspomnianej przez ciebie, rozmowy. – Wstał i podszedł do okna, gdzie na parapecie stała taca z karafką i kilkoma szklankami. Napełnił dwie z nich. – Czy mam rozumieć, że moja żona była dla ciebie niemiła? Czymś cię uraziła? – dopytywał, podając jeden z kryształów napełniony trunkiem prosto do dłoni Charliego.
Nie, panie Rodrigez. – Mężczyzna odłożył szklankę na biurko.
Hektor uczynił łyk i poszedł w jego ślady. Gerda jakby zdawał się tylko na to czekać i zaraz po tym, jak Rodrigez na niego spojrzał, ten wymierzył mu solidny policzek z otwartej dłoni.
Czyś ty zgłupiał do reszty!? – wrzasnął Charlie. – Jak mogłeś ją poślubić!? – zapytał wprost.
Rozumiem, że moja żona śmiała ci się przedstawić – zgadywał Hektor i zaśmiał się ironicznie. Usiadł w fotelu i założył dłonie za głowę. Policzek piekł go niemiłosiernie, ale nie miał zamiaru okazywać przed Gerdą słabości. – Cóż złego w tym, iż pokochałem tak piękną i dobrą kobietę? Dała mi syna. Tam masz zdjęcie. Możesz zobaczyć jaki ładny. Z resztą na uroczystości chrztu i przyjęciu z tej okazji, będziesz miał okazję podziwiać Marsela na żywo.
Kpisz? Przecież widziałem to dziecko wczoraj! – warknął.
Moją żonę także widziałeś wczoraj, ale byłeś jakiś taki... spokojniejszy. Cóż zmieniło twój stan? – Hektor wyraźnie świetnie się bawił, a Charlie aż robił się bordowy ze złości.
Zawsze miałeś nierówno pod sufitem, ale by aż do tego stopnia!? – wrzeszczał, przy tym gestykulując. – Zawsze przy tobie byłem, pomagałem ci i cię wspierałem. Wiedziałem, że gdy napisałeś mi w liście, że przybywasz w te strony, to masz jakiś chory plan, ale na Boga... – Charliemu wyraźnie zabrakło słów. – Przecież to bezbożne – dodał załamany i tym razem zasiadł na krześle naprzeciwko Rodrigeza. Dosłownie opadł, pod wpływem nagłego braku sił, na siedzenie.
Już? Uspokoiłeś się? – dopytywał Hektor, kładąc łokcie na blat, a palce dłoni splótł z sobą. – To nie jest aż tak bezbożne jak sądzisz. Może trudno ci w to uwierzyć, ale ja szczerze ją pokochałem, choć wiem, że nie powinienem. – Uśmiechnął się smutno i spojrzał na mężczyznę wzrokiem zbitego psa. – Charlie, ja wiem, że będzie trudno tobie zawierzyć w me słowa, ale pomyśl, czy kiedykolwiek w życiu cię okłamałem?
Pewnego dnia z Javierem pożyczyliście sobie ode mnie klucze od fabryki Francisa Prevosta, rzekomo jeden z was zgubił tam naszyjnik z krzyżykiem. Upiliście się bimbrem, który był tam pędzony i od początku mieliście to w planach, a żadnego zagubionego medalika nigdy nie było – wspomniał Charlie jednym tchem.
To był drobny przekręt. Byłem dzieckiem, ciekawym świata...
Miałeś prawie dwanaście lat – wspomniał mężczyzna. – Zapewniam cię, że wiedziałeś co czynisz, podobnie jak wtedy, gdy ja usnąłem, a wy zamiast ćwiczyć grę na instrumentach, to przekupiliście kucharkę i kamerdynera, tylko po to, by pójść nad staw. Wypłynęliście łódką na środek bez wioseł i gdyby nie przypadkowy przechodzień, to byście się zapewne potopili. Zbierało się na burze.
Wypłynęliśmy z wiosłami – sprostował Hektor. – Ale w międzyczasie się pokłóciliśmy i wyrzuciliśmy wiosła.
Dobrze, że nie siebie – syknął zdenerwowany Charlie. – Gdy miałeś trzynaście lat, wraz z jednym z większych chuliganów w miasteczku, włamałeś się na strych...
Zakradłem – wtrącił Rodrigez.
To był strych domu publicznego. Nawet nie chcę wiedzieć co tam robiliście.
Hektor mimowolnie się szeroko uśmiechnął na samo wspomnienie tamtych wydarzeń. Charlie nie mógł się powstrzymać i odpowiedział mu tym samym.
A gdy miał pan czternaście lat, panie Rodrigez, to wykorzystał pan nawet karę, którą otrzymał, do tego, by uwieść pokojówkę. Naprawdę przez tyle lat nie spotkałem nikogo kto, by podczas zmywania kryształów, zalał całą podłogę w kuchni i potrzebował pomocy dziewczyny, by zebrać tę wodę.
Mam ci przypomnieć, Charlie, że to ty i Javier zebraliście za mnie tę wodę, a mnie i Mirelli pozwoliliście pójść na górę. Jeśli mnie pamięć nie myli, to wylądowałem wtedy w twym pokoju i w twym łóżku. Nie patrz się tak, ukradłem ci klucze. Właściwie to podniosłem. Zawsze je gubiłeś.
Szybko mi mówisz, że poniekąd byłem odpowiedzialny za utratę twego prawictwa.
Nie obwiniaj się. Nie bądź dla siebie aż tak surowy. W końcu kiedyś musiało to nastąpić. – Hektor wyraźnie się rozluźnił, nawet zaśmiał.
Przestań, bo cię trzasnę drugi raz! – zagrzmiał Charlie. – A tę wodę zebraliśmy za ciebie i pomyliśmy kryształy, bo byłeś tak wzburzony, że pewno byś je potłukł. Javier się tego bał, bo potem i jemu, by się oberwało od Prevosta, a nie tylko tobie.
Trochę to przykre, że wasze dobre intencje były podszyte własnym interesem.
Hektor teatralnie się zasmucił, a Charlie śmiał mu wypomnieć jeszcze zabawę, którą urządził pod nieobecność matki i ojczyma oraz ucieczkę z domu w wieku szesnastu lat i życie na wygnaniu przez kolejnych kilka.
Jeśli już skończyłeś, to chciałem powrócić do tematu mojej żony i tego, że ja naprawdę, Charlie, tego nie planowałem. Ona sama przybyła do mojego domu, w środku nocy, zmoknięta, głodna i przerażona. Nawet nie wiedziałem wtedy jak się nazywa. Dowiedziałem się dopiero w samochodzie.
Gdy już było po pierwszym razie? – zapytał Charlie bezo grudek.
Jesteś bezczelny. Dałem jej tylko schronienie i odwiozłem do domu. Byłem przyzwoity. W końcu nie wypadało inaczej.
Jestem w stanie zawierzyć we wszystko, panie Rodrigez, ale tylko nie w to, iż jest pan przyzwoity.
Być może się zmieniłem – podpowiedział Hektor i chwycił za swoją szklankę. Nie zbliżył jej do ust, po prostu trzymał w dłoni kilka centymetrów nad biurkiem.
Tacy jak ty, Hektorze Rodrigezie, się nie zmieniają. Jednak jest jak jest, czasu nie cofniemy i jesteśmy zmuszeni przejść na tym do porządku dziennego, skoro już jest i ślub, i mały Marcin.
Marsel – poprawił Charliego i stuknął o jego szklaneczkę swoją.
Oboje wypili do dna.
Masz być dla niej dobry – upomniał Rodrigeza ostro. – Wiem, że w głębi duszy jesteś dobrym człowiekiem, tylko pozornie nie zawsze udaje ci się to okazać. Pamiętaj jednak, że ona nie jest niczemu winna. Po prostu się urodziła, tak samo jak i ty, po prostu się urodziłeś. Żadne z was nie wybrało miejsca, w którym chce dorastać. Możecie jednak sprawić, by Marcin miał spokojne i szczęśliwe dzieciństwo.
Marsel – poprawił ponownie Hektor i wstał z miejsca. Odłożył szklankę na parapet obok tacki, na której stały pozostałe, w asyście niemal pustej karafki. – Mówisz, że moja żona niczemu nie jest winna. Nawet wczorajszej ucieczki? – dopytywał. Wbił w mężczyznę nieustępliwe spojrzenie.
Jest młoda, wydaje mi się, że chciała sprawdzić, jak bardzo ta ucieczka będzie tobie na rękę, panie Rodrigez. Chciała sprawdzić, jak bardzo tobie na niej zależy. To musiał być błysk wylanych emocji i niedomówień. Nie miej jej tego za złe, bo moim skromnym zdaniem, nie było to podszyte niczym więcej, jak tylko niepewnością. – Charlie położył dłoń na klamce, jednak zanim wyszedł powiedział jeszcze – do zobaczenia w kościele i zostanę u was jakiś czas, mam nadzieję, że mnie ugościsz.
Pewnie, rozgość się i zabaw tutaj ile tylko zechcesz – rzucił Hektor niemal szeptem, już wyłącznie do samego siebie. Wiedział, że Charlie wyszedł zanim usłyszał odpowiedź, bo wskazywał na to odgłos zamykanych drzwi.
Rodrigez się zamyślił, wpatrując w dal. Napełnił szklankę mocnym trunkiem i ponownie rzucił okiem na początki jesieni. Przyglądał się pierwszym złoconym i czerwieniącym się liściom, które niebawem opadną z drzew i pokryją drogi, przyozdabiając je w ten magiczny dla jesieni sposób. Uśmiechnął się do samego siebie i opuścił gabinet, zamykając za sobą drzwi na klucz.

Cyntia była już rozpakowana i gotowa, czekała tylko na Hektora. Ten wszedł pewnym, mocnym krokiem. Skierował się w stronę sejfu i przez pierwszą chwilę w ogóle nie zwracał uwagi na piękną, młodą kobietę, z którą przecież był połączony świętym węzłem małżeńskim. Otworzył sejf i oddał kluczyk do szkatuły żonie.
Myślę, że te niemal dwie godziny, starczą na dobór odpowiednich dodatków – rzekł sucho i podszedł do syna.
Wystarczą – poprawiła go, choć miała świadomość, że choć Hektor biegle mówi po niemiecku, to zdarza mu się pomylić sąsiadujące z sobą wyrazy.
Zasiadła przed toaletką i bez dyskusji zajęła się przeglądaniem biżuterii. Hektor natomiast wyjął synka z kołyski.
Nie kołysz nim. Niedawno jadł – zwróciła uwagę mężowi. – Możesz go zabawić, dzięki temu może prześpij całą uroczystość i obędzie się bez płaczu.
Marsel mało płacze, to bardzo grzeczne dziecko – stanął w obronie syna i zsunął nieco na tył główki czapeczkę chłopca, by móc pocałować malca w czoło.
Ktoś zapukał do drzwi pokoju. Hektor rzucił szybkie proszę i nawet nie spojrzał w tamtym kierunku.
Przyniosłam wyprasowane ubranko dla małego panicza, proszę pana.
Połóż na łóżku – polecił.
Mogę go od razu przebrać. Za nieco mniej niż dwie godziny uroczystość.
Tak mało czasu spędzam z synem, iż myślę, że mogę go sam ubrać – odrzekł. Nawet delikatnie się przy tym uśmiechnął.
Ale nie musi się pan trudzić, ja jestem i…
Wyjdź – rzucił oschle, zmęczony jej naleganiem.
Jak pan sobie życzy. – Gabriela pośpiesznie wyszła i zamknęła za sobą drzwi.
Cyntia spojrzała na męża niezbyt przychylnie.
Jesteś pewny, że sobie poradzisz?
Oczywiście.
Nigdy go nie ubierałeś w tyle koronek, co najwyżej jakiś kaftanik i śpioszki.
Poradzę sobie – zapewnił.
Skoro tak mówisz – odrzekła oschle. – Tylko byś potem mnie nie szukał i nie nalegał bym tobie pomagała. Nie lubię go ubierać, zawsze przy tym płacze i potem głowa mnie boli. – Założyła wiszące kolczyki w kształcie piramidek i kolie w podobnym wzorze. – Pójdę przywitać się z siostrą i matką. Będę na dole. Aha, klucz. – Zawróciła i odstawiła klucz od szkatułki na toaletkę. Wyszła z niezbyt zadowoloną miną, zostawiając syna i męża samych.
Poradzimy sobie jakoś bez mamy – zagadną do rozbudzonego chłopca Hektor i dotknął kilkakrotnie palcem wskazującym jego noska.
Marsel uśmiechnął się promiennie, odsłaniając bezzębne dziąsła i zmrużył, jeszcze nie tak dawno szeroko otworzone oczka. Wtedy Hektor stwierdził, że ten szczery, dziecięcy uśmiech, to jeden z najwspanialszych obrazów, jakie było mu dane widzieć na własne oczy.

Cyntia przywitała się z matką i siostrą, bo Bastian i Edward gdzieś się rozpłynęli.
Te kwiaty nie tutaj, na odwrót – zaczęła rządzić się Marta.
Cyntia i Julia tylko uśmiechnęły się porozumiewawczo do siebie, wiedząc, że matka jest właśnie w swoim żywiole.
Czy mogę? – zapytała, podchodząc do córki.
Ależ oczywiście. Tam jest ochmistrzyni. Nazywa się Eliza… nie pamiętam nazwiska. Jest nowa i tylko w zastępstwie. Jej obowiązki będzie pełniła Susana Molins, ale gdy wydobrzeje.
Marta Montenegro udała się do ochmistrzyni i zaczęła decydować co przestawić, a co inaczej ułożyć.
Gdzie jest Bastian? – zapytała Cyntia z lekkim, przyjaznym uśmiechem.
Gdzie jest Hektor?
W pokoju z Marselem. Uparł się, że sam go przygotuje do chrztu. A gdzie twój mąż i syn?
Julia zaczęła się nerwowo rozglądać.
Właśnie, nie wiem. Chyba wyszli na zewnątrz, bo ktoś przyjechał. Większość panów wyszła podziwiać samochód.
Chodźmy też. – Cyntia pociągnęła siostrę za rękę i ciągnęła przed kamienicę. Pomimo zmartwień dnia wczorajszego była wesoła, a przynajmniej taką starała się grać.

Na samym środku podwórka, tuż przy schodach, stał czerwony automobil bez dachu. Samochód z całą pewnością był sporo wart i wyglądał na nowy. Wyskoczył z niego mężczyzna. Najwidoczniej nie widział konieczności otwierania drzwi. Podszedł do Cyntii i uśmiechnął się promiennie. Miał przyjazny, choć niezwykle pewny siebie wyraz twarzy.
Cyntia Montenegro de Rodrigez? – zapytał.
Tak – odparła zmieszana.
Właśnie tak sobie ciebie wyobrażałem. Delikatna uroda, piękne i bystre oczy oraz gęste, lśniące włosy – zaczął ją komplementować. – Wybacz, bo zapomniałem się przedstawić. – Pochwycił dłoń kobiety i zbliżył do swoich ust. – Jestem Javier Rodrigez – rzekł i złożył pocałunek na wierzchu jej dłoni.
Braciszek! – krzyknęła Laura i doskoczyła do brata, wtulając się w niego.
Tak, moja mała. – Ten chwycił ją za biodra, podniósł do góry, zakręcił dookoła i wsadził do samochodu. – Na uroczystość pojedziesz ze mną. Stęskniłem się za tobą.
Zaraz oddalił się od samochodu, a Laura rozglądała się dookoła, co tam jej brat wozi z sobą. Nacisnęła nawet kilkakrotnie na klakson.
Witam. – Javier wyciągnął dłoń tym razem do Julii, następnie do Bastiana, a potem przywitał się z resztą gości, ale tym razem już głośno mówiąc, a nie do każdego podchodząc.
Może przejdziemy do recepcji, przydzielą ci pokój… – zaczęła Cyntia.
Nie, dziękuję. Zatrzymałem się w motelu, w sąsiednim mieście. Ja i Hektor pod jednym dachem, to nie jest najlepszy pomysł. Chciałem tylko poznać bratanka i przyjechałem, bo Laura nalegała. – Javier był szczery i nie interesowało go ile osób słyszy te słowa. Nie zamierzał kryć swojej niechęci do brata.
Niespodziewanie pochwycił Edwarda na ręce i podrzucił kilkakrotnie.
To ten? – zapytał Cyntię.
Nie – odpowiedziała rozbawiona.
To mój syn – wtrąciła się Julia i wyciągnęła ręce po śmiejącego się chłopca.
Właśnie widać, piękny jak matka.
Pani Brown się zawstydziła. Cyntia już chciała coś powiedzieć, ale Javier ją powstrzymał.
Nie mów mi który, sam zgadnę. – Chwycił na ręce trzyletniego syna wspólnego przyjaciela jego i Hektora… – Ciebie znam, dasz wujowi całusa.
Mały chłopiec w przekrzywionym, brązowym berecie klasnął w dłonie i pocałował Javiera w policzek.
Czekaj, jak ci było na imię? Jackob?
James – odpowiedział zawstydzony trzylatek, a nagły rumieniec, który wstąpił na jego oba policzki, tylko dodał mu uroku.
James. Papa James – powiedział stawiając chłopca na nogi.
Ten, rozweselony pomachał i przesłał Javierowi całusa.
Javier pochwycił na ręce małą dziewczynkę, ubraną w różową sukienkę.
Macie syna, prawda? – zapytał Cyntię.
Tak – odpowiedziała z pobłażliwym uśmiechem.
Zatem to nie ty księżniczko, ale miło było poznać. – Odstawił kolejne dziecko i niemal od razu chwycił za następne, z którym zakręcił się dookoła.
To jest brat Hektora? – Nie kryła zdziwienia Julia.
Najwyraźniej tak. – Pani Rodrigez także nie dowierzała.
Zupełnie niepodobny.
Też ma brodę – wtrącił się Bastian, który jakimś cudem znalazł element wspólny obydwóch panów.
Cyntia się roześmiała, ale powstrzymała śmiech w momencie, gdy Javier stanął przed nią. Miał na sobie idealnie skrojony garnitur, czarny, prążkowany. Z kieszonki na piersi wystawała mu czerwona i czarna chustka, obie przykładnie złożone. Jego szyję zdobił plastron w kolorze chustek i obramowania cylindra. Wszystkie kobiety nie spuszczały z niego wzroku. Nawet sama Cyntia była zmuszona przyznać, że mężczyzna robi całkiem przyjemne dla oka wrażenie.
Chyba nie zgadnę nigdy. Poddaję się. Przedstaw mnie memu bratankowi – zwrócił się do Cyntii, z głośnym westchnięciem.
Jest na górze. Zaprowadzę cię – zaproponowała. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę domu. Idąc po schodach, poczuła rękę Javiera na swoich plecach. Spojrzała na niego z zakłopotaniem, ale ten tylko uśmiechnął się szeroko i niewinnie niczym chłopiec. Nie zwróciła mu więc uwagi.
Cyntia zapukała, bo nie była pewna czy Hektor się nie przebiera. To wtedy usłyszała mój brat zawsze miał dobry gust, jeśli chodzi o kobiety. Nie wiedziała co ma na to odpowiedzieć i jak zbyć temat. Czuła się dziwnie i nieswojo w towarzystwie Javiera, zwłaszcza sam na sam, a jego dotyk zdawał się ją niemal parzyć. Ciężko jej było przyznać się przed samą sobą, iż ten żar, który od niego bił był dla niej samej całkiem przyjemny. Usłyszała proszę wypowiedziane przez Hektora, więc wprowadziła Javiera do pokoju. Jej mąż właśnie kończył zawiązywać granatowy fular. Cyntia podeszła i poprawiła ozdobę pod jego szyją. To był chrzest ich syna, chciała, by wszystko przebiegło perfekcyjnie... po prostu idealnie.
Twój brat – zakomunikowała z uśmiechem.
Hektor odwrócił się i podał dłoń Javierowi.
Prędzej spodziewałbym się brzytwy – zażartował brązowowłosy mężczyzna, ale odwzajemnił uścisk.
Marsel jest na łóżku – wyjaśniła Cyntia.
Javier uśmiechnął się i podszedł do bratanka.
Wcale do ciebie niepodobny – rzucił, siadając obok chłopca i podając swój palec prosto do jego rączki. – Masz rację, nie bądź podobny do ojca. Jak będziesz tak samo marszczył czoło jak on, to nie widzę dla ciebie przyszłości przy boku pięknej kobiety.
Możesz przestać? – zapytał Hektor z wyraźną pretensją w głosie.
Możesz się nie wtrącać i przede wszystkim nie podsłuchiwać, to prywatna rozmowa między mną, a najmłodszym członkiem mojej rodziny.
Przypominam, że najmłodszy członek tej rodziny, to mój syn.
Widzę, że muszę ustąpić. – Javier wstał, zmrużył oczy. Od niechcenia wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki dwie koperty, w tym jedną czerwoną. Gdy Hektor ją ujrzał, pobladł z przerażenia. – To dla Marsela, wiem, że prezenty daje się po uroczystości, ale mogę wypić i zapomnieć. Dlatego… na rękę pięknej damy. – Podał Cyntii białą kopertę, a czerwoną ostentacyjnie schował. Uśmiechnął się z wyższością w stronę Hektora. – Do zobaczenia pod kościołem. – Opuścił pokój Rodrigezów, puszczając jeszcze oczko do bratowej.
Cyntia uśmiechnęła się do męża.
Sympatyczny – rzuciła komentarz na temat Javiera. Kopertę, którą od niego dostała, niechlujnie wrzuciła do jednej z szuflad swojej toaletki. – Zapnę. – Chwyciła za ostatni guzik kamizelki męża i zapięła go, patrząc mu w oczy.
Hektor spuścił wzrok, jakby się czegoś zawstydził, co było do niego całkiem niepodobne.
Musimy… powinniśmy porozmawiać – zaczął delikatnie.
O czym?
O tym co miało miejsce dzisiejszej nocy – odpowiedział rzeczowo.
Rozumiem, iż uznałeś, że skrzyczenie mnie, to za mało i chcesz jednak wyciągnąć konsekwencje mojego zachowania, tak? – zapytała bez strachu, nie spuszczając z niego wzroku, choć bała się jak jeszcze nigdy. Nie bała się samych konsekwencji, a odpowiedzi, tego, że Hektor ją zawiedzie i nie będzie w nim już nic z tego wrażliwca, którym okazał się podczas wydłużonego miesiąca miodowego.
Nie, Cyntio – odpowiedział. – Chciałbym z tobą, po prostu, porozmawiać.
Rozległo się pukanie do drzwi.
Spóźnicie się, wszyscy już wyruszyli pod kościół – krzyknęła Julia.
Za moment też wyruszamy! – odkrzyknął jej Hektor. Pochwycił swoją żonę za obydwa ramiona, przybliżył swoje usta do jej policzka. – Pięknie wyglądasz – pochwalił szepcząc do ucha i musnął delikatnie, by nie rozmazać jej makijażu.
Dziękuję – odpowiedziała i czym prędzej wyswobodziła się z uścisku męża. – Spóźnimy się – wyjaśniła, choć w rzeczywistości, to czuła się nieswojo, gdy ją dotykał, bo w jej głowie ciągle była świadomość jak to robił zeszłej nocy, jak zadawał jej ból dokładnie tymi samymi rękoma. Szybko podała mężowi marynarkę, nawet pomogła mu ją założyć.
O niepunktualności Hiszpanów krążą legendy – rzucił z uśmiechem.
Odwzajemniła ten uśmiech, gdyż uznała, że tak wypadało.
Ani ja, ani Marsel nie jesteśmy Hiszpanami.
Marsel w połowie jest.
Słuszna uwaga, w połowie jest. – Nachyliła się po małego, ale Hektor ją powstrzymał. Chwycił za jej dłoń i przyjrzał się wyraźnemu zasinieniu na jej nadgarstku. Ręka była niemal w połowie opuchnięta i nabierała fioletowego odcienia.
Załóż na to jakiś tiul, por favor – powiedział miękko, choć z wyraźnym bólem w głosie.
Oczywiście – odrzekła i zostawiła Marsela, by wybrać ze swojej garderoby coś odpowiedniego.

Chrzest Marsela przebiegł bez zbędnych komplikacji. Nawet Bastian nie zapomniał o świecy. Tylko Cyntii nieco ciążył widok księdza, tego samego, który udzielał im ślubu.
Jakie imiona wybraliście dla dziecka? – zapytał duchowny.
Marsel Julian – odpowiedział Hektor, spojrzawszy na Cyntię. Drugiego imienia chłopca nie uzgadniali wcześniej, ale uznał, że tym wyborem uczyni jej przyjemność. Wyjątkowo się nie mylił.
Laura wzięła chrześniaka na ręce i wystawiła jego główkę na kilka kropel wody święconej. Marselek zmarszczył czoło, potarł oczka i się rozpłakał. Na szczęście tylko na krótką chwilę. Kiedy zorientował się, że tata trzyma go w ramionach, niemal natychmiast się uspokoił.
Po odprawionej liturgii wszyscy powrócili do kamienicy pensjonatu i zasiedli do posiłku. Każdy chciał na moment potrzymać małego Rodrigeza na rękach. Marselowi wcale to nie przeszkadzało, wydawał się być zadowolony, że ktoś go nosi, a za moment przekazuje innej osobie. Twarz każdego dotykał swoimi rączkami i pokazywał język, gdy się uśmiechał.
Piękny samochód – zaczął Bastian, zagadując brata Hektora.
Tak, przyznaję, że piękna sztuka. – Javier ostentacyjnie spojrzał się na bratową podczas wypowiadania tych słów.
Skąd masz takie cacko?
Proszę, wyrażaj się odpowiednio – warknęła szeptem Julia w kierunku swego męża.
Dużo pracowałem, przykładałem się do pracy – wyjaśnił Javier z lekkim uśmiechem.
We więzieniu tak dobrze płacą? – rzuciła Laura i dopiero po chwili zdała sobie sprawę z wypowiedzianych słów. Przymknęła powieki w oczekiwaniu na karcący głos Hektora. Ten jednak milczał.
W więzieniu – poprawił Javier siostrę.
Był pan w więzieniu? – zdziwiła się Marta Montenegro. Wszyscy zdawali się przysłuchiwać tej rozmowie i w zniecierpliwieniu oczekiwać na odpowiedź Javiera.
Tak, ale to było nieporozumienie. – Spojrzał na Hektora. – Mój brat jest winny temu nieporozumieniu.
Jak to się stało? – zainteresowała się Cyntia.
Nie mogłem odnaleźć pewnego dokumentu. Javier sprzedał mi kopalnie, ja oddałem je pewnemu przedsiębiorcy, on zatrudnił ludzi, nie zapłacił im, ale przez nasze niedopatrzenie, Javier ciągle widniał jako właściciel kopalni w głównych rejestrach. – Hektor udzielił wyczerpującej odpowiedzi, po czym zrobił łyk wina.
Wsadzili mnie za długi – uprościł starszy Rodrigez.
To za długi można? – zdziwił się Bastian, a nawet trochę przeląkł.
Za wszystko można, zwłaszcza jak się ma Hektora w rodzinie.
Przyciągam nieszczęścia – wytłumaczył młodszy Rodrigez z bolejącym uśmieszkiem.
Poprzez niedopatrzenia – dociął bratu Javier.
Przecież załatwiłem ci najlepszego prawnika.
Który nie zjawił się na żadną rozprawę.
Nie miałem czasu go pilnować.
A ciekawe czym byłeś taki zajęty?
Sprawy prywatne.
Przestańcie! – krzyknęła Laura. – To chrzest twojego syna – zwróciła się do Hektora. – A twojego bratanka – dodała w stronę Javiera. – Powinniście obaj zachowywać się przykładnie, a nie wypominać sobie wszystko co najgorsze. Za moment dojdzie do tematu, kto komu zabrał latawiec za czasów dzieciństwa.
Nie moja wina, że on tak na mnie działa.
Niczym płachta na byka, co? – rzucił z rozbawieniem Javier.
Cyntia ścisnęła męża za kolano. Ten spojrzał na nią i zaczął jeść, uznał, że nie będzie tracił czasu na pojedynki słowne ze swoim starszym o dwa lata bratem.

Zapadła noc, Javier udał się do motelu, Bastian z Julią powrócili do posiadłości Montenegro, a Marta zajęła jeden z wolnych pokoi u Rodrigezów, zamawiając się tym, iż chce pobyć trochę z wnuczkiem. W rzeczywistości chciała przyjrzeć się z bliska małżeństwu swojej młodszej córki.
Hektor zostawił Cyntię z matką i Marselem, a sam udał się do gabinetu. Zrobił głośniej gramofon i ustawił czystość, by lepiej słyszeć płynące nuty. Stał przed tubą wydającą dźwięki, uwielbiał czuć ten podmuch, to go odprężało. Nadal nie zebrał się w sobie, by odbyć z Cyntią poważną rozmowę.
Niespodziewanie, to Cyntia wykonała pierwszy krok w jego kierunku. Była zachęcona tym co mówiła Julia.
Inni jeszcze czekają na posag, a on oddał wszystko co miał byś ty była jego żoną. To zachowanie godne pochwały, a nie odrzucenia – brzmiały słowa starszej siostry.
Cyntia delikatnie więc zapukała w dwuskrzydłowe drzwi gabinetu.
Por favor, entre – rzekł Hektor i zrobił ciszej gramofon.
Spojrzał w stronę drzwi. Kobieta stała z rękoma z tyłu i patrzyła na męża. Rodrigez przełknął nerwowo ślinę i zbierał myśli, by użyć jak najbardziej odpowiednich słów. Niespodziewanie usłyszał:
Bardzo mi przykro.
Nie przepraszaj – rzekł, wsuwając lewą dłoń do kieszeni. Zacisnął ją w pięść tak mocno, że aż zabolało, a potem rozluźnił. Chciał nad sobą zapanować.
Nie powinnam była uciekać z domu małżeńskiego. Nie umiesz mi tego wybaczyć. Jesteś inny, bo cię tym upokorzyłam, prawda?
Nic się takiego nie stało, nie chodzi o poniżenie. – Usiadł na krześle i wyjął z kieszeni poczerwieniałą od zaciskania dłoń. – Nie twoja ucieczka mnie martwi, bo sama przyznałaś, że po ochłonięciu i przemyśleniu sprawy, sama byś wróciła.
Jeśli mi w to uwierzyłeś, to w takim razie o co chodzi? – zapytała, zerkając raz na podłogę, innym razem na męża… na jego dłonie i twarz.
Hektor pochylił się nieco, oparł łokcie na kolanach i spojrzał na żonę.
Martwi mnie to, że zawsze umiałem zachować zimną krew. Krzyczałem, ale kontrolowanie. Przy tobie tracę kontrolę. To co nas łączy… za bardzo cię kocham. Cholernie się o ciebie bałem, a potem, gdy cię znalazłem, to wszystko… wypuściłem lejce z rąk, nie kontrolowałem gniewu – przyznał.
Cyntia patrzyła na męża, który nie wiedział co ma zrobić i jak się zachować. Pierwszy raz widziała go tak biernego i niezdecydowanego zarazem. Takiego nieumiejącego zwyczajnie przeprosić, szukającego odpowiednich słów, jakby przyznawał się do największej w życiu porażki.
Hektor rozejrzał się po ścianach, zerknął na swoje buty, następnie w twarz żony. To ostatnie ze spojrzeń szybo znikało, jakby nie potrafił dłużej patrzeć jej w oczy.
To co do ciebie czuję, jest silniejsze ode mnie. Silniejsze niż racjonalne postępowanie. – Wyprostował się. – Miałaś racje, w ten sposób zrażę cię do siebie. Przykro mi. To ja przepraszam. Przede wszystkim za to, że ci nie ufałem, że nie powiedziałem prawdy, tylko ją ukryłem, że musiałaś wszystkiego dowiedzieć się sama. To tobie, Cyntio, należą się przeprosiny, nie mnie. – Spuścił głowę.
Cyntia odsunęła się od drzwi i pokonała kilka kroków w stronę męża. Chwyciła za jedno z krzeseł znajdujących się pod ścianą. Ustawiła je przed Hektorem tak, by mogła usiąść naprzeciw niego.
Nie, Hektor – zaczęła smutnym głosem. – Ja zaczęłam, ja pierwsza zwątpiłam i nie zaufałam tobie, a nie ty mnie. Mnie można winić za to wszystko, za brak zaufania i zwątpienie, ciebie tylko za troskę o syna…
I o żonę – dopowiedział spoglądając na nią.
Uśmiechnęła się skrycie.
Tak, i o żonę.
Cyntio, ja nie chciałem cię przeprosić tylko za to, że ukryłem ten kontrakt zawarty z twą matką czy za to, że zamykałem się przed tobą z agentem policji. Tak naprawdę masz prawo pytać i żądać odpowiedzi. – Pochwycił jedną z jej dłoni w swoją i potarł kciukiem o jej nadgarstek, skryty pod delikatnym, różowym materiałem. – Najbardziej cię jednak chciałem przeprosić za to co ci zrobiłem – dodał cicho.
Hektorze, wychodząc za ciebie, nie miałam złudzeń. Pokazałeś do czego jesteś zdolny, gdy przerwałam kolacje, jeszcze jako twoja narzeczona.
Pamiętam i to było śniadanie – przemówił lekko się uśmiechając. – Jednak Cyntio, ty nie musisz mnie usprawiedliwiać. Przysięgałem, że będę cię kochał i szanował. Wczorajszej nocy nie okazałem ci ani miłości, ani szacunku.
Przysięgałam, że cię nie opuszczę aż do śmierci, a wyszłam z domu zabierając syna. Myślałeś, że nie wrócę. Hektor, tak naprawdę, twoje zachowanie było odpowiedzią na moje. Ja zaczęłam.
Zachowałaś się tak przez wątpliwości i niedomówienia.
Mogłam zapytać.
Może się bałaś, że mnie zdenerwujesz? – rzekł pytająco.
Bardziej bałam się odpowiedzi, że spełnią się moje podejrzenia, że jednak nasze małżeństwo, to zgodność interesów rodzinnych, a nie uczucia… – Cyntia poczuła łzę na policzku. – Swoim zachowaniem. Tym, że mnie odnalazłeś i zabrałeś do domu, udowodniłeś mi, choć w nieprzyjemny sposób, że jednak mnie kochasz, że jednak to nie tylko umowa.
Mogłem cię przekonać do powrotu. Usiąść w tym motelu, wszystko wyjaśnić. Nie musiałem tak… – Urwał w połowie, zagryzł wargi i poczuł jak łzy napływają mu do oczu.
Cyntia także zauważyła ich nagłe zaczerwienienie, jakby jej mąż powstrzymywał się od płaczu.
Hektor, jesteś moim mężem. Zdaję sobie sprawę z tego jakie masz prawa i wiem, że niejeden mąż zachowałby się o wiele gorzej niż ty.
Pokręcił głową i przełknął głośno ślinę.
Tylko, ja nie jestem niejeden mąż, Cyntio. Ja jestem twoim mężem i nie chcę cię krzywdzić…
Nie skrzywdziłeś – przerwała mu.
Nie rozumiesz. Mój ojciec był alkoholikiem i awanturnikiem, ale nigdy na nikogo nie podniósł ręki. Nigdy nikogo nawet nie szturchnął, a przynajmniej tego nie pamiętam.
Ty też mnie nie uderzyłeś.
Szarpnąłem cię. Drugi raz. O wiele za mocno. W nerwach nie panowałem nad siłą, ani nad głosem. Ta wczorajsza awantura była o wiele za głośna.
Hektorze…
Nie zaprzeczaj i nie usprawiedliwiaj mnie. Posiniaczyłem cię, popchnąłem…
Podniosła głowę do góry, by powstrzymać łzy. Przypomniała sobie całą ich wczorajszą kłótnie.
Byłeś zdenerwowany.
A jakie to ma znaczenie!? – zapytał ostrzej. – Nie ma żadnego. Ty nie ważysz nawet w połowie tyle co ja. Nie jesteś mi równym przeciwnikiem i nigdy nie powinienem cię tak traktować, bez jakiejkolwiek delikatności.
Uwierzę jak mi powiesz, że nigdy więcej tego nie zrobisz.
Tylko, Cyntio, ja tobie tego nie powiem. Nie chcę kłamać, a nie jestem siebie pewny. Wcześniej byłem, ale gdy chodzi o ciebie, gdy czuję, że możesz być w zagrożeniu albo że możesz mnie opuścić, tracę zimną krew, nie myślę racjonalnie, właściwie, to wcale wtedy nie myślę.
W takim razie ja postaram się ciebie nie denerwować. Myślę, że potrafię to zrobić.
Nie denerwujesz mnie, a po prostu… boję się, że mógłbym cię stracić. Ciebie i Marsela, ale nawet ten strach nie usprawiedliwia tego co zrobiłem.
Cyntia zauważyła, że Hektorowi coraz bardziej czerwienią się oczy. Wydobyła swoje dłonie z jego uścisku, by to je postarać się zamknąć w swoich, choć te były dwa razy większe.
Hektor… – zaczęła, ale jej przerwał.
Zebrał się na odwagę, by coś powiedzieć.
Ojczym bił matkę.
Cyntia była przerażona słysząc takie wyznanie, a potem okazało się, że to jeszcze nie wszystko.
Bił też nas. Szarpał, popychał, szturchał…
Hektorowi spłynęła jedna z łez po policzku.
Nie mówiłeś mi tego wcześniej – zauważyła na głos.
Nigdy nikomu nie mówiłem. Chciałem zapomnieć, ale to coś czego nie da się zapomnieć. Nigdy nie chciałbym zgotować takiego piekła tobie i Marselowi – przyznał już jawnie płacząc, choć nie był to szloch. On mówił normalnie, a łzy jakby bezwiednie ciekły po jego policzkach, zatrzymywały się jakiś czas na brodzie, a potem skapywały na jego i Cyntii połączone dłonie.
Ciii, Hektor. – Chwyciła jego twarz, kładąc swoje dłonie na policzkach męża. – Nie jesteś jak on, bo nie jesteś nim – powiedziała patrząc mu w oczy. Starła jedną z łez, delikatnie, za pomocą opuszka swojego kciuka. – Ja wierzę, że mnie nie skrzywdzisz, ufam ci. Zaufaj sam sobie – rzekła prosząco i nieco się uniosła, by zbliżyć swoje usta do jego ust.
Pocałunek był delikatny, pierw wręcz symboliczny, zaś zaczął nabierać intensywności, następnie tempa. Rodrigez wstał, a Cyntia podążyła za nim. Nie odrywając ust od żony, zmiótł jednym ruchem dłoni wszystko co znajdowało się na biurku. Cyntia lekko się przestraszyła huku i zerknęła na Hektora, ale jego delikatny uśmiech ją uspokoił. Ponownie zbliżyła swoje usta do jego ust. On chwycił ją za biodra i posadził na chłodnym blacie biurka. Bez skupienia i w wyraźnym pośpiechu, zajął się rozpinaniem koronkowego sweterka jaki jego żona miała na sobie, a ona w tym czasie zsuwała rozpiętą kamizelkę z jego ramion i zaczęła toczyć boje z guzikami jego śnieżnobiałej koszuli… białej tak, że dorównywała bieli łąki, po której zjeżdżali na sankach... łąki, na której całowali się po raz pierwszy.

Zapraszam także do kolejnego postu  Rozdział 20: W sieci kłamstw z podwójnym dnem

18 komentarzy:

  1. Hektor na pewno jest idealnym ojcem i naprawdę stworzył niesamowitą więź z Marselem, po mimo, że przecież nie jest ojcem biologicznym. Javier co prawda później okazał się niezłym draniem, ale tutaj sprawia naprawdę dobre wrażenie i widać Laura bardzo go kocha.

    OdpowiedzUsuń
  2. Javier jest dobrym bratem ale tylko dla Laury,bo gdyby zamknąć go z Hektorem w jednym pomieszczeniu na trochę dłużej to na pewno by się pozabijali. Hektor ... mam wrażenie,że on czasem w stosunku do Cyntii najpierw robi potem myśli a właściwie to jej zarzuca,że działa zbyt emocjonalnie a sam robi to samo,nie panuje nad emocjami,nad sobą nie panuje.Nie wiem jak Cyntia może go jeszcze usprawiedliwiać,fakt było w jego zachowaniu trochę jej winy ale bez przesady.

    OdpowiedzUsuń
  3. Te przeprosiny Hektora mają jeszcze dla mnie jakiś sens. Widać, że żałuje, że kocha. Bo później to już było tak, że Hektor awanturował się, przepraszał, ale nic to ze sobą nie niosło.
    Ta rozmowa Cynti i Hektora jest trochę nudna. Przepraszają się na zmianę i tak się to ciągnie.
    Uwielbiam tą scenę jak Javier specjalnie pokazuje Hektorowi kopertę. Tylko tak się zastanawiam jak ona weszła w jego posiadanie skoro z tego co zrozumiałam z rozmowy Aurelii z Hektorem to musiał zabrać ktoś z domu Hektora, a przecież Javier dawno się z bratem nie widział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może ta czerwona koperta Javiera, to taka podpucha, żeby wkurzyć Hektora, żeby się bał, że Javier może ujawnić jej zawartość, a tak na prawdę to tam nic nie ma?

      Usuń
    2. Aurelia jest podejrzana. Nie ufam jej. A Javier myślę, że nie bawiłby się w taki sposób z Hektorem, zwłaszcza, że zna swojego brata.

      Usuń
  4. Nie wyobrażam sobie aby w tej rodzinie obyło się bez afer, tajemnic, kłopotów, zamieszania itp. Teraz przyjechał Javier, który jak sądzę po zapewne przypadkowej akcji z kopertą sporo namiesza. Pewnie to kolejna osoba, która będzie chciała zemścić się na Hektorze, a może osiągnąć coś szantażując go. Nie zdziwię się też jak pojawią się jakieś kolejne tajemnice rodziny Rodrigez czy Montenegro. Chociaż Javier nie zrobił na mnie aż tak negatywnego wrażenia więc może dojdzie do porozumienia jego i Hektora i wzajemnie sobie będą pomagać.
    Reakcja Gracjana na widok Hektor jest naprawdę dziwna, mały musiał wiele zobaczyć, że nadal aż tak bardzo się go boi.
    Hektor jako rodzic sprawdza się idealnie. Lepszego ojca z niego nie dało się zrobić : )
    Przeprosiny jak dla mnie powinny paść tylko z ust Cyntii i dobrze, że coś do niej dotarło, byle tylko na dłużej. Zastanawiałam się dlaczego Hektor tak bardzo przeżywa to jak ją potraktował i po przeczytaniu jego historii o ojczymie rozumiem go, ale jeśli człowiek ciągle myśli jakim nie chce być to takim się właśnie staje, oby w jego przypadku się to nie sprawdziło.

    OdpowiedzUsuń
  5. Porozmawiali, wyjaśnil wreszcie. Ciekawi mnie tylko czy Cyntia powiedziała to wszystko dla świętego spokoju czy dlatego że kocha Hektora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pod jednym z rozdziałów napisałam, że bardzo dobrze wpłynie na małżeństwo Cyntii i Hektora powrót do domu Rodrigeza i odizolowanie się od jej matki... A tu proszę bardzo, Marta zjawiła się u nich, porządziła się na dodatek i jeszcze na noc została! Strasznie mnie to rozbawiło. :D
    Javier... ♥ Oby dwaj bracia Rodrigez skradli moje serce. Akcja z kopertą na pewno bardzo zdenerwowała Hektora. Jestem ciekawa, co Javier chciał przez to osiągnąć i czy Hektor pozostawi tę sprawę tak o. Poza tym shipuję Julię i Javiera, nawet nic mi nie mów czy moje marzenie o nich kiedykolwiek się ziści, NIE MÓW. Czuję delikatny niepokój w związku z tym pozytywnym wrażeniem, jakie wywiera braciszek Hektora. Mam wrażenie, że jeszcze sporo namiesza...
    Bardzo dobrze, że Hektor był cały czas taki oschły w stosunku do Cyntii, jak widać przyniosło to efekty, bo jego żona w końcu sobie wszystko na spokojnie przemyślała i mogli się pogodzić. Mam nadzieję, że jej przeprosiny były szczere, ponieważ Hektor bardzo się przed nią otworzył. Po przeczytaniu jego historii z jednej strony można zrozumieć tą jego wybuchowość, jednak z drugiej powinien dążyć do tego, żeby nie zachowywać się podobnie jak ojciec.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejo! :3
    Heh. Dzisiaj krótko xD
    Rozdział jai zawsze mi się podobał. Chyba nie muszę o tym wspominać xD
    Szczerze powiedziawszy to polubiłam Javiera ( tak to się odmienia? xD ). To takie przeciwieństwo Hektora.
    Och. Koniec naprawdę bardzo mnie zaskoczył. Nie spodziewam się tego. To teraz tłumaczy zachowanie Hektora, choć jeszcze nie wiem, czy potrafiłabym go polubić tak bardzo, jak Laurę ^-^
    Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! :***
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
  8. Charlie czasami zwraca się do Hektora per pan, czasami na ty, ale widzę, że własnie taką mają relację - niby przyjaciele, a czasami szef/pracownik :)
    Błędy poniżej:
    których był pań światkiem.
    pan świadkiem
    zapytał Charlie bezo grudek.
    bez ogródek
    Możesz go zabawić, dzięki temu może prześpij całą
    prześpi
    Będę na dolę.
    dole
    zagadną do rozbudzonego chłopca
    zagadnął
    Chwile oddalił się od samochodu
    Chwilę
    Nie, dziękuje. Zatrzymałem się w motelu
    dziękuję
    Jego szyje
    szyję
    Chyba nie zgadnę nigdy. Poddaje się.
    Poddaję
    Nie zwróćiła mu więc uwagi.
    zwróciła
    Masz racje, nie bądź podobny do ojca.
    rację
    za obydwa ramiona
    wiadomo, że obydwa, po prostu ramiona
    – Dziękuje
    Dziękuję
    Tak, przyznaje, że piękna sztuka
    przyznaję
    We więzieniu tak dobrze płacą?
    W więzieniu
    – Był pan we więzieniu? – zdziwiła się Marta Montenegro.
    w więzieniu
    Pierwszy raz widziała go tak biernego i niezdecydowanego za razem.
    zarazem
    To co do ciebie czuje
    czuję
    Miałaś racje, w ten sposób zrażę cię do siebie.
    rację
    o jej nadgarstek skryty pod delikatny, różowym materiałem.
    delikatnym
    gdy przerwałam kolacje, jeszcze jako twoja narzeczona.
    kolację
    Zdaje sobie sprawę z tego jakie masz prawa
    Zdaję
    gdy czuje, że możesz być w zagrożeniu
    czuję

    Bratu Hektora chyba spodobała się Cyntia. Ciekawa jestem czy będzie chciał ją w sobie rozkochać. Wydaje mi się, że bracia mają jakieś porachunki między sobą, dlatego wcale bym się nie zdziwiła gdyby właśnie tak planował.
    Historia Hektora i jego rodziny - smutna, ale tej jego wybuchowości nadal nie tłumaczy. Powinien gardzić takimi osobami jak on sam :/

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajnie, że zjawił się Javier. Wolę chyba jego niż Hektora. I ma fajniejsze imię.
    Zaskoczyła mnie końcówka, ale, jak zwykle, jest super :)

    Zapraszam do mnie: miecwlasnezycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Hektor nadal jest zły i ja go rozumiem. Znowu. To, aż dziwne. No, ale Cyntia tą ucieczką zszargała jego dobre (może nie do końca) imię. Dlatego po części ta jego złość i obrażanie się jest zrozumiałe.
    Przeszłość Hektora odrobinę mnie zdziwiła. Ta transformacja od zwykłego ogrodnika po poważanego biznesmena jest zaskakująca, ale teorie agentów też nie są bez znaczenia. Może faktycznie doszedł do bogactwa w ten sposób.
    Zachowanie Charliego w rozmowie z Cyntią wzbudziło moje podejrzenia. Coś musi być na rzeczy. Zwłaszcza, jeżeli uwzględni się jego późniejszą wymianę zdań z Hektorem. Niewiele z niej rozumiem, bo brakuje jednego, ważnego elementu, którzy oni przemilczeli.
    Zastanawia mnie, co takiego mają w sobie bracia Rodrigez, bo zarówno Hektor, jak i Javier zdobyli moją sympatię. Ale tego drugiego polubiłam odrobinę bardziej. Może to się jeszcze zmieni, ale póki co jest w nim coś takiego, co zapada w pamieć.
    Widać, że stosunki między nimi są napięte. Mają jakieś niewyjaśnione sprawy.
    Strasznie podobała mi się ta scena z kopertą i nurtuje mnie, co znajduje się w jej środku, że aż tak poruszyło Hektora.
    Historia rodziny Hektora może w jakimś stopniu tłumaczyć jego wybuchowy charakter, ale też nie tak do końca. Współczuję mu tego ojczyma. I cieszę się, że mężczyzna wyjawił część swoich tajemnic żonie. To oznaka, że jej ufa. A może nie? Może to kolejna gra? Nie, nie - wydaje mi się, że mówił to szczerze.
    Ostatnia scena urocza. Czy tak nie mogłoby wyglądać ich całe życie? No niestety, życie jest dużo brutalniejsze, ale mam nikłą nadzieję, że coś tam do Hektora dotarło. Może, oby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że kolejne dwa rozdziały ci się spodobają, skoro lubisz takie urocze sceny.
      Javier... nie przywiązuj się do niego zbytnio, bo to taka postać na zasadzie "pojawiam się i znikam".
      Dobrze, że zachowanie Charliego i ta cała rozmowa wzbudziły twoje podejrzenia, bo taki był właśnie cel ;-)
      Historia rodziny Hektora go tłumaczy, ale jednocześnie nie usprawiedliwia. Pozwala zrozumieć, ale też nie powoduje, że można mu wszystko wybaczać, ale coś czuję, że Ciebie ten bohater na tyle kupił, że nie umiesz mu mieć tak mocno wszystkiego za złe.
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarze.

      Usuń
  11. Ta końcówka jest historyczna!!! Hektor-miętus, który w końcu przyznał się do winy, przeprasza i płacze. Ufo go podmieniło! Wreszcie.
    A teraz poważnie.
    Tak, nie wydaję mi się, jest więcej opisów i to by wyjaśniało dlaczego nagle lżej mi się czyta. Jest naprawdę lepiej :)
    Javier jest świetny, te jego teksty, to jak próbował odgadnąć Marsela, ja lubię takich lekkich bohaterów, ale niestety kobieciarz. Cóż, każda kobieta lubi, gdy ktoś się nią interesuje i gdy przystojny mężczyzna ją dotyka, niezależnie od tego czy jest wolna czy zajęta, więc nie wiem czy powinnam mieć jakieś obawy. Ale taki romansik między nimi mógłby być całkiem... >:D Nie! Nie można tego zrobić Hektorowi, nie teraz! To by było podłe.
    Ach, ten ckliwy moment był taką odmianą w tym wszystkim, czasem dobrze napisać coś zgoła odmiennego. Zaskoczyło mnie to, a ja lubie jak coś mnie zaskakuje.
    Charlie to kolejna ciekawa postać, a rozmowa o wspomnieniach bardzo mi się podobała.
    Zgrabnie wplotłeś w historię wątek kryminalny. Jestem pod wrażeniem tego jak niesamowicie zaplanowałeś tę historię, jak bardzo jest wielowątkowa, to naprawdę godne pochwały. Ja nie wiem jak ty to robisz, ale to jest coś. W tym opowiadaniu jest tyle spraw, tyle ścieżek, że wow, naprawdę, to genialne, nie gubisz się w tym, rozwiązujesz, zawiązujesz, dodajesz tajemnice. Ja z kolei jestem beztalenciem jeżeli chodzi o planowanie, intrygi, nie umiem się dłużej na czymś skupiać, więc naprawdę zazdroszczę i podziwiam.
    A i jak piszesz wykrzyknik i znak zapytania to odpowiednia kolejność to "?!", nie "!?".
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie ma co ukrywać, że Hektor jest idealnym ojcem, jest troskliwy, opiekuńczy i pełny miłości za to Cyntia juz taka idealną matka nie jest. Javier wygląda na całkiem faceta. Na pewno jest dobrym bratem dla Laury ale za Hektorem w ogień by chyba nie skoczył. Zastanawia mnie to czy Hektor podpadł Javierowi tylko tym więzieniem czy jeszcze czymś oraz co znajduje sie w tamtej kopercie.
    Dobrze, że w końcu sie przeprosili i mam nadzieję ze nie bd juz tacy zdystansowani do siebie. Jakies takie mialam wrażenie ze ten rozdział byl wyjątkowo dlugi :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Ich miłość ( o ile w ogóle można mówić o tym uczucie w ich przypadku - Hektora i Cynti) jest toksyczna.
    Nic i nikt tego nie zmieni.
    Oni po prostu nie powinni być nigdy razem.

    Słyszałam ciekawą teorię na temat przemocy: jeśli ojciec bił matkę, a ty byłeś jego synem, to istnieje szansa, że pomimo patologii w której wyrosłeś i się nią brzydziłeś, sam staniesz się katem. W oczach dziecka to bita matka jest słaba, a kat - ojciec - jest potężnym bossem.
    To smutne, ale psychologowie tak próbują wiele rzeczy tłumaczyć. Możliwe, że ziarenko prawdy w tym jest.

    Marsel - to dziecko wcale ich nie połączy. ;/
    W ogóle kto stworzył to powiedzenie: "jak się urodzi dziecko to będzie dobrze..."... Chyba był nieco ułomny i pojebany.

    ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Lubię Javiera bardziej niż Hektora (a to niespodzianka), więc nie będę miała nic przeciwko, jeśli będzie pojawiał się częściej:)
    Końcówka mnie zaskoczyła. Spodziewałam się wszystkiego. Dosłownie wszystkiego, ale nie tego. No, no, czyżby jakiś przełom? Nie można całe życie być na siebie o coś złym.. choć przyznaję, Hektor miał ku temu powody.

    L x

    OdpowiedzUsuń
  15. Hektor jest czasami za surowy i mnie tym denerwuje. Czy do służby, czy do Cyntii. I wkurza mnie, że taki obrażony na Cyntie teraz jest. Bez przesady, to małżeństwo, dzień się poszarpią, a na drugi będą się kochać i po rękach nosić. Nie lubię obrażania się i Hektor by mnie strasznie irytował z tym, jakby się do mnie tak zachowywał. Cyntia przegięła, rozumiem, ale przecież jej teraz głowy za to nie urwie.
    Marta mnie czasami bawi. Ogólnie, ja łapie do niej czasami taką sympatię, chociaż jej postać za bardzo pozytywna nie jest. Ale to jak Hektor. Ma humory, ma wady, nie umiałabym z nim żyć i jakbym to ja była jego żoną, to przy moim charakterze by mnie na pewno dzień w dzień tłukł, a i tak go uwielbiam.
    Biedny Gracjan, strasznie mi go szkoda. Nic dziwnego, że tak reaguje na Hektora, po tym co widział…
    Zdziwiłam się, że Cyntia pomogła Gab w rozpakowaniu walizek. Raczej myślałam, że jej „nie przyzwyczajenie do pracy”, obejmuje wszystko, więc i to nie byłoby problemem, gdyby zrobiła za nią pokojówka. Miło mnie zaskoczyła, szczególnie tym, że pomyślała, żeby jej nie odsyłać, bo wtedy Hektor by się czepnął.
    Charlie nie bez powodu tak pobladł, jak usłyszał nazwisko Cyntii i byłam ciekawa, czy Hektor dostanie od niego bure za wybór. I szczerze, to się nawet ucieszyłam, że tak na niego huknął, bo chociaż się więcej można było dowiedzieć, to po pierwsze, a po drugie dowiódł, że on naprawdę do Hektora nie ma jakiegoś mega dystansu, jak każdy i to mi się strasznie podoba, bo osobiście, to mnie nawet trochę drażni, że każdy na baczność do niego jest.
    Javier wydaje mi się taki mega pozytywny, że od razu zapałałam do niego sympatią. Diametralnie różny jest od Hektora, jakby żadne więzy rodzinne ich nie łączyły. Chociaż jest w nim taka złośliwość, ale taka luźna, nieszkodliwa. Zobaczymy co będzie dalej.
    Cyntia drugi raz pozytywnie zaskoczyła mnie tym, że ponownie się ukorzyła. I tak samo Hektor, że już się nie boczył, tylko szczerze powiedział jej, co czuje. Naprzewracałam się oczami przy tym, jak to się przegadywali kto jest winien, bo moim zdaniem są oboje mniej więcej po równi. Jednak Hektor przy tym był taki niehektorkowaty, w sensie, to było takie, jakby nagle z dziesięć lat mu odjęło, i to było fajne. Ale było fajne tylko chwile, bo zaraz zrobiło mi się smutno przez to, co mu się działo. Wiedziałam już o tym, ale mimo to, drugi raz mnie to uderzyło i bym go chyba zaprzytulała na śmierć w tej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń

Czytam = Komentuję

Anonimowi – podpisujcie się!


Zapraszam was na swój blog autorski, gdzie znajduje się więcej informacji jak i opowiadań, oraz linków do nich: http://dariusz-tychon.blogspot.com/