sobota, 4 czerwca 2016

Rozdział 20: W sieci kłamstw z podwójnym dnem


Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem  Rozdział 19: Chrzest Marsela

Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek

Białe, dwuskrzydłowe drzwi z ośmioma szybkami przyozdobionymi firankami na zazdrostkach, dzieliły Martę Montenegro od gabinetu Hektora Rodrigeza. Już miała wtargnąć do tego pomieszczenia w celu pozbycia się wnuka, nad którym opieka już znacznie jej ciążyła. Ktoś ją jednak powstrzymał i przejął lekko kwilącego chłopca, by go zabawić. Marta bez żadnego zastanowienia, oddała niemowlę, teatralnie strzepnęła dłoń o dłoń i powiedziała do samej siebie:
Jeden problem z głowy. W końcu ileż można ryczeć?
Hektor usłyszał płacz dziecka, który przedarł się przez delikatną i spokojną melodie wygrywaną za pomocą gramofonu. Płacz ten jednak szybko ucichł, więc sam Rodrigez uznał, że albo tylko jemu się to wydawało, albo nie było to nic poważnego. Wiedział, że gdyby teściowa nie radziła sobie z Marselem, to zwyczajnie, by im go przyniosła, a nie za wszelką cenę starała się uspokoić chłopca czy szukała pomocy gdzie indziej.
Co się stało? – zapytała Cyntia. Była zaskoczona, że dotyk dłoni jej męża nie postępował niżej, a zatrzymał się na przedramionach.
Nic – odpowiedział z ciepłym uśmiechem, po czym rozwarł wargi i zbliżył je do ust swojej żony.
Sweterek, który miała na sobie kobieta, opadł aż do jej nadgarstków, a potem to nawet z nich został zsunięty i odrzucony na bok, tak mocno, że aż spadł z biurka.
Cyntia sięgnęła dłońmi pod rozpiętą koszulę męża i zaczęła śledzić opuszkami mapę jego pleców. Jak zwykle wyczuła kilka zgrubień i starych blizn. Znała je już tak dobrze, że potrafiłaby dokładnie wskazać na ubraniu miejsca, w których się znajdują. Teraz jednak nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Poczuła jak jej suknia zostaje rozpinana na plecach, gdzie znajdowało się kilka drobnych guziczków.
Światło – przypomniała cichutko.
Jesteśmy małżeństwem od prawie roku – szepnął przerywanie wprost do jej ucha. Jak nie trudno się domyślić, w przerwach obcałowywał pobliski fragment jej szyi i przygryzał leciutko płatek.
Ale... – zaczęła i już miała przygotowaną całą litanie o rozstępach, za dużych piersiach i bliznach pozostałych po ciąży.
Hektor przerwał jej stanowczym, aczkolwiek delikatnym:
Nie wolno tobie wstydzić się męża.
Chciała zaprotestować, odepchnąć go, zeskoczyć z biurka, podciągnąć ramiączka sukni z powrotem na ramiona i wyjść z jego gabinetu, ale gdy był tak blisko, gdy całował i samym powietrzem oraz muśnięciami pieścił jej ciało, to nie potrafiła zaoponować. Postanowiła więc zająć się czymś innym, by pozbyć się niewygodnych myśli. Odszukała jeden z nadgarstków męża i zaczęła pozbawiać go spinek przy mankietach, które skutecznie uniemożliwiały zdjęcie jego koszuli. Niedługo po tym, biały materiał opadł na lakierowany na ciemno parkiet, który idealnie komponował się z klasycznym, surowym wyposażeniem gabinetu. Pomimo tego jednak pomieszczenie wydawało się być niezwykle ciepłe i przytulne.
Cyntia położyła prawą dłoń na klatce piersiowej męża i samoistnie powróciło do niej wspomnienie Williama. Było to niechciane wspomnienie, ale nachodziło ją wbrew jej woli, niemal za każdym razem, gdy jej dotyk dostrzegał różnice między Rodrigezem a Oldmanem. W tym wypadku sprawa rozchodziła się o owłosienie na torsie, który w przypadku Williego był cały gładki, bez jakiegokolwiek zarostu.
O czym myślisz? – zapytał Hektor, zauważając jej zamyślenie.
Miała nieobecny wzrok i na moment zatrzymała swoje ruchy, tak jakby stała się pięknym, alabastrowym posągiem bez życia i duszy.
O kapeluszu – skłamała, delikatnie się uśmiechając i skromnie spuściła głowę.
O kapeluszu? – zdziwił się. Chwycił za jej podbródek trzema palcami i zmusił, by podniosła na niego swój wzrok. Powrócił do całowania. – Wychodzi na to, że za mało się staram, skoro moja żona, podczas całowania się z mężem, myśli o dodatkach garderobianych – nawiązał i muskał dalej, tym razem jej policzek i dekolt.
To nie tak – zawstydziła się. – Tylko, to był bardzo ładny kapelusz. Pamiętasz, który? – dopytywała, wplatając palce w jego czarne włosy.
Uhu – wymruczał, całując tym razem zachłannie jej usta. Przerwał ten niezwykle głęboki, niemal duszący pocałunek, tylko po to, by powiedzieć – ciężko zapomnieć o czymś, czego cena jest równa kilku paczek markowych cygar.
Bo był pleciony oraz skrupulatnie i starannie wykonany. A jakie miał ładne dodatki – zachwalała i na ten moment zupełnie zapomniała o tym, że ramiączka jej sukni są zsunięte z jej ramion, a mąż, który stoi przed nią, ma dokładny widok na jej dekolt przykryty tylko luźnym, lekkim i koronkowym gorsetem.
Pamiętam jak wyglądał – odparł nieuprzejmym tonem i otulił ją ramionami, by sięgnąć do wiązania gorsetu. – Pamiętam też co o nim powiedziałem. Był za drogi – dodał odrzucając kolejny element ubrania swojej żony na podłogę.
Rozumiem – odpowiedziała lekko zasmucona, bo choć kapelusz był w tej chwili tylko wymówką, a jej rozmyślenia dotyczyły byłego kochanka, to w rzeczywistości naprawdę pragnęła takie nakrycie głowy posiadać w swojej szafie.
Nagle Cyntia zaczęła się zastanawiać czy, by nie zrobić mężowi na złość i nie odmówić mu czegoś, skoro on śmiał jej odmówić zakupu nowego kapelusza. Teraz miałaby do takiej bolącej odmowy idealną okazję. Wystarczyło tylko odepchnąć go od siebie, zeskoczyć z biurka, ubrać się w pośpiechu i opuścić gabinet, ale nie była pewna czy samej siebie nie skrzywdziłaby tym posunięciem bardziej niż jego, na dodatek nie miała ochoty słuchać wywodu o tym, iż zachowuje się iście jak rozpuszczona i kapryśna księżniczka, a była pewna, że Hektor, takowego wywodu, by sobie nie darował. Postanowiła więc na krótki moment zapomnieć o dodatku, który mógłby być kością niezgody w ich małżeństwie i powrócić do tematu zaraz po uprawieniu fizycznej miłości, a jeśli i tym razem się nie uda, to w końcu nic nie stało na przeszkodzie, by spróbować jutro, i pojutrze, i popojutrze, i tak każdego kolejnego dnia, aż do znudzenia. Po cichutku liczyła na to, że to Hektorowi znudzi się odmawianie prędzej niż jej żądanie, i że już niebawem będzie mogła na najwyższej półce, w swojej dużej szafie, położyć upragnioną rzecz.
Hektor Rodrigez chwycił żonę za biodra i postawił na ziemi. Uczynił tak właściwie tylko po to, by móc pozbawić ją brązowej spódnicy i białej sukni, na którą owa spódnica była zaciągnięta. Następnie ponownie usadził ją na biurku i obszedł ten mebel, by stanąć za żoną.
Chodź wyżej – polecił, ale nie czekał aż wykona choćby najmniejszy ruch. Sięgnął po nią i pociągnął do tyłu tak mocno, że już w sekundę jej gołe plecy zaczęły dotykać jego klatki piersiowej.
Przerażona kobieta pisnęła, ale jedno muśnięcie w jej łopatkę wystarczyło, by przegonić strach spowodowany nagłą, męską gwałtownością.
Spokojnie – wyszeptał, zataczając językiem okręgi po jej szyi i za uchem, gdzie znajdowało się jedno z wrażliwszych na dotyk miejsc, jeśli mowa o tych, które sprawiały, że panią Rodrigez przebiegał dreszcz podniecenia po plecach, wzdłuż kręgosłupa.

Duże dłonie mężczyzny błądziły po nagim ciele kobiety. Sięgały jej rąk, brzucha, ud, szyi i piersi. Mąż dotykał ciało żony w taki sposób jakby pragnął zapamiętać każdy jego cal. Czynił to różnymi sposobami – delikatnym i ledwie wyczuwalny, ale czasami także mocnym i stanowczym, jakby chciał w ten sposób zapanować nad jej oddechem i celebrować doznania. Podczas tych czynności zacałowywał jej szyje, ssał i przygryzał zębami. Cyntia co jakiś czas dociągała ramie do policzka, by go odgonić. Oczywiście nie czyniła tego naumyślnie, ale z powodu łaskotek i dreszczy, które za sprawą jego twardego zarostu występowały w jej odczuciach.
Niespodziewanie prawa dłoń Rodrigeza zacisnęła się na lewej piersi żony z taką siłą, że ta syknęła z bólu. Hektor pośpiesznie zabrał dłoń i wyszeptał:
Przepraszam, zapomniałem że karmisz.
Na przyszłość pamiętaj – warknęła przerywanie, starając się w taki sposób nabierać powietrze, by się czasami nie rozpłakać. Kilka łez stanęło w jej oczach. Co prawda ostrego i nagłego bólu już nie odczuwała, ale silne pieczenie i mocny dyskomfort pozostały.
Naprawdę przepraszam – rzekł delikatnie, nie zaprzestając całowania. Stanął na palcach i wychylił się tak mocno, by móc sięgnąć jej lewej piersi, tej samej, którą przypadkowo, w jej mniemaniu, ukrzywdził.
Trącił językiem o jej sutek i zatoczył okrąg naokoło aureolki, jakby chciał tym załagodzić pieczenie. Pocałował ledwie muskając, nieco wyżej ostrożnie possał i powrócił do trącania językiem sutka, jednocześnie kładąc kobietę na biurku, by było mu wygodniej, a takie ułożenie jej ciała ułatwiało mu dostęp do każdego miejsca na jej młodym, zaledwie osiemnastoletnim ciele.
Cyntia nie wiedziała jak ma się zachować. Poczuła coś dziwnego, czego nie czuła od bardzo dawna, taki nagły wstyd, a być może tylko skrępowanie. Zacisnęła dłonie w pięści i cała zesztywniała. Hektor to wyczuł.
Coś się stało? – zapytał, sunąc językiem po jej brzuchu, naokoło pępka, aż do miejsca między piersiami.
Nie – odpowiedziała szybko. – Nie wiem – dodała jeszcze szybciej. – Przestań! – zadecydowała nagle.
Przestań – powtórzył po niej i lekko się uśmiechnął, można by rzecz, że nawet trochę roześmiał, ale nie zaprzestał swoich wcześniejszych działań. Tym razem przesuwał się coraz niżej, wyraźnie zmierzał do jej kobiecości.
Hektor! – krzyknęła i już miała unieść się na łokciach, ale jego otwarta dłoń, która nagle znalazła się między jej biustem, skutecznie docisnęła ją do chłodnego blatu.
Uspokój się – rozkazał, ale niemal proszącym tonem. Tym razem jego usta znajdowały się w miejscu tuż pod jej brzuchem i zasysały delikatną skórę tak mocno, iż rozgrzewały jej fragment do istnej czerwoności.
Cyntia przestała się opierać. Po pierwsze, nigdy nie miała z Hektorem szans, a po drugie, nagle zapragnęła nie rezygnować. Mąż wzbudził w niej tak silne pragnienia i zapewnił tak ekscytujące doznania, że nie miała odwagi toczyć wojny z samą sobą, bojąc się, że każdy takowy bój jest z góry skazany na przegraną. Odchyliła głowę do tyłu i wessała przez zęby powietrze, tylko po to, by po chwili otworzyć szeroko usta, formując z nich coś na kształt litery O, a potem to powietrze gwałtownie wypuścić. Jej ciało zadrgało, a w podbrzuszu pojawiło się takie uczucie, jakby pięściami do jego drzwi waliło czyste, z niczym niezmącone podniecenie.
Hektor uśmiechnął się łobuzersko i z wyższością, ale Cyntia nie mogła tego zauważyć. Bez wątpienia Rodrigezowi podobała się reakcja jej ciała, ale to zdawało się mu nie wystarczać, posuwał się coraz niżej, minimetr po minimetrze, a gdy był już w wiadomym miejscu nagle zrezygnował.
Dlaczego? – chciała zapytać, ale wiedziała, że to brzmiałoby jak łakome skomlenie, poza tym, chyba prędzej spaliłaby się ze wstydu niż domagała takich pieszczot.
Na policzki Cyntii wstąpił kolor szkarłatu, a jej wzrok zdawał się być rozbiegany z powodu przytłoczenia tym aktem doznań oraz zamglony podnieceniem, które zdawało się gdzieś ulatywać. Hektor natomiast był rozbawiony, ale skutecznie ukrywał to przed żoną. Ponad wszystko był też zadowolony, że udało mu się ją przekonać, a jej wstyd i skrępowanie gdzieś uleciały. Wiedział, że jeszcze nie całkiem odeszły w las i nie uległy zgubieniu, ale czuł, że jest na dobrej drodze. Przybliżył usta ponownie do jej szyi, nakrywając tym sposobem jej ciało swoim ciałem. Nauczony poprzednim, nieprzyjemnym doświadczeniem, tym razem zważał na delikatność jej piersi. Ograniczył się więc do tego, by przyjemnie drażnić i łaskotać jej sutki swoim owłosieniem na torsie.
Do pani Montenegro de Rodrigez zaczęło ponownie wracać podniecenie. Kąciki jej ust samoistnie uniosły się nieco ku górze, zdradzając w ten sposób jej zadowolenie z tego faktu, gdyż bała się, że owa rozkosz zdążyła już odpłynąć tak daleko, że nie sposób będzie ją dogonić. Hektor jednak nie bawił się w gonitwę, on to podniecenie zwyczajnie zawrócił, tylko tym razem do tego celu wykorzystał zupełnie inne sposoby, obdarowując nimi inne fragmenty jej ciała.
Dłonie Rodrigeza znajdowały się po obu stronach głowy Cyntii. Palce były rozłożone, a jego mięśnie napięte pod wpływem wysiłku, który wkładał w utrzymanie swojego ciała nad jej ciałem, by na niej nie leżeć i nieprzyjemnie nie przygniatać. Postanowił zabawić się w kochanka doskonałego, gdzie gra toczyła się o jej przyjemność i jej doznania, które on miał za zadanie jej ofiarowywać. Natomiast jej zadaniem było jedynie chłonąć to wszystko niczym gąbka i dobrze się przy tym bawić, uśmiechać i czuć, wyzbyć się tego co poprawne i grzeczne, nie zważać na stan urodzenia i wychowanie. Tego dnia miała mu być kochanką, a nie żoną i matką jego syna, i pragnął, by tak właśnie się poczuła, by na moment odbiegły od niej wszystkie inne role, i nie zaśmiecały jej głowy, bo to mogłoby zamknąć ją na świeżość całkiem nowych doznań.
Usta Hektora possały delikatnie sterczący i wysunięty mocniej niż zwykle sutek. Poczuł niewielką ilość białego płynu. Trochę go przełknął, a reszta mleka sączyła się wąskimi strugami po jego ciemnej brodzie.
Nie smakowało? – zapytała, a po chwili miała ochotę palnąć samej sobie w czoło z otwartej dłoni. Zastanawiała się, jak takie słowa, w takim właśnie momencie, mogły przejść jej przez gardło.
Brunet pozostał jednak niezrażony. Uśmiechnął się delikatnie, zmrużył nieco oczy, które już dawno zaszły mgłą podniecenie i odpowiedział:
Stanowczo wolę whisky.
Wychylił się nieco do tyłu, by dosięgnąć lampki stojącej na parapecie. Pociągnął za jej sznureczek i w ten sposób zapalił żarówkę. Następnie przeszedł niemal cały gabinet, zmierzając w kierunku drzwi. Dostrzegł, że Cyntia unosi się na łokciach, więc syknął na nią:
Nie wstawaj.
Ostry ton Rodrigeza powinien jego żonę wprawić w przygnębienie albo chociaż w złość, ale nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego naszło ją zakłopotanie, że ta stanowczość zamiast jawnie ją rozgniewać, sprawiła że podniecenie, które wciąż w niej drzemało, przybrało na sile. On sam postanowił dłużej jej nie drażnić i nie męczyć. Zgasił więc światło i tym oto sposobem w pomieszczeniu zapanował półmrok, co Cyntię szczerze ucieszyło, i sprawiło, że odetchnęła z ulgą, kładąc głowę z powrotem na twardym i niewygodnym biurku.
Hektor ponownie stanął przy boku biurka, a jego usta znalazły się nad pępkiem jego żony. Nieco mniej światła, które zresztą sam przysłaniał i rzucał cień, ośmieliło Cyntię na tyle, by wpleść palce w jego włosy i nakierować go niżej, tam gdzie odczuwała palące pragnienie, którego nie ugasiłby nawet wodospad wody. Instynktownie jednak czuła, że jej mąż zdoła sobie z owym pragnieniem poradzić, nie wiedziała tylko czy zechce i jak mu nakazać, by to zrobił. Nie zamierzał niczego jej ułatwiać, uznał, że niech trochę pocierpi w ten przyjemny sposób, i oto doprowadzał ją ustami i językiem na wyżyny podniecenia, ale nigdy na szczyty. Przerywał w najlepszym momencie i sprawiał, że jej ciało wiło się i skręcało, nie mogąc sobie poradzić z napływem doznań niespełnionych osiągnięć. W końcu złożył pocałunek w tym upragnionym miejscu, które wcześniej skutecznie i złośliwie omijał. Podrażnił powierzchownie i szybko, krańcem języka doprowadzając ją niemal do szału. Zacisnęła piąstki na brzegu biurka i wypchnęła miednice do przodu, by ułatwić mu dostęp. Niespodziewanie zarzucił jej nogi na swoje barki i wessał się brutalnie w zaczerwienione już od wcześniejszych pieszczot, najdelikatniejsze z miejsc na ciele kobiety, i gdy była już przy samym szczycie spełnienia, on znowu zaprzestał swych działań. Na szczęście dla nich obojga, tym razem szybko zastąpił jedną pieszczotę drugą i wbił się gwałtownie w jej kobiecość swoją męskością. Jego ruchy nie były szybkie ani wolne. Jeśli chodzi o tempo, to można by uznać je wyważonymi. Jednak gdy mowa o sile, to były mocne, pewne i niesłychanie stanowcze. Jego jedna dłoń znajdowała się między jej piersiami, a druga na biodrze, jakby chciał w ten sposób zatrzymać ją w miejscu i nie pozwolić na to, by spadła bądź sunęła się z biurka. Moment, w którym jej spazmatyczny oddech ustał, a nogi zsunęły się z barków męża, nastał niemal w tej samej chwili, w której on powstrzymał się przed opadnięciem na jej ciało. Szybko złapał się brzegów biurka i zacisnął swoje pięści, doprowadzając mięśnie na rękach i ramionach do kilku drgnięć, a nawet znacznego bólu. Ostrożnie wysunął się ze swojej kobiety, a lepka ciecz pociekła z niej wprost na blat, a z jego męskości kilka kropel stoczyło się i spoczęło na jej brzuchu oraz udzie.
Wracamy do świata żywych – zażartował i poklepał ją pieszczotliwie po nieopodal lewego pośladka.
Nie czekał na jej reakcje i jeszcze zanim pozbierała się z biurka, on otworzył jedną z szuflad i wyjął z niej papierośnice niegdyś należącą do Laury. W kieszeni spodni, które wciąż miał na sobie, odszukał zapałki i odpalił papierosa. Dopiero potem zaciągnął szelki na swoje nagie ramiona. Zapinaniem spodni jednak się nie kłopotał. Uznał, że tego dnia jeszcze, co najmniej dwa razy, będzie zmuszony je zsuwać.

Kiedyś ktoś zapytał się mnie kim jestem i co jest we mnie? Nie wiem jak miałabym odpowiedzieć na to pytanie dziś, patrząc na te wszystkie przeszłe lata. Jednak, gdybym miała powrócić wspomnieniami do tamtego dnia i aktów miłości w gabinecie mego męża, śmiało mogłabym nazwać tamten czas pięknym, cudownym, jedynym i niepowtarzalnym. Byłam wtedy kobietą szczęśliwą, czułam się spełniona, a we mnie samej były takie pokłady namiętności, jakich nie zdołała wykrzesać z mego serca prawdziwa, pierwsza i młodzieńcza miłość.
Od chwili mego zamążpójścia, a przede wszystkim podróży poślubnej, wspomnienia o Williamie Oldmanie bledły, a echo tamtych doznań i westchnień cichło, aż z całą pewnością, pewnego dnia całkiem, by umarło, stało się nic niewartym strzępkiem przeszłości. Byłoby tak, gdyby William Oldman nie powrócił i nie zaczął zagłębiać się w daleką przeszłość, która, niczym umarły, została przez ludzi żyjących pogrzebana.
Tamtego czasu jednak nie w głowie był mi Willi i nasze potajemne schadzki w stodole, stajni i sadzie. Tamtego czasu od mego ślubu minęły nie tylko dni, a miesiące, niemal równy rok, a mój mąż nadal nie zaprzestawał mnie zadziwiać. W takich chwilach jak tamta wierzyłam, że dokonałam słusznego wyboru, że z tym mężczyzną mogę być szczęśliwa, że będzie on idealnym ojcem dla Marsela i dobrym mężem dla mnie. Wiara, to jednak nie to samo co pewność, a ciężko jest być pewną domu zbudowanego na fundamentach zakłamania i murach niepokoju.
Nawet tamtego dnia, gdy miałam na swoim ciele zapiętą niemal pod samą szyję, śnieżnobiałą koszulę Hektora Rodrigeza, a moje paznokcie wbijały się w jego plecy i ramiona tak mocno, że pozostawiały na nich czerwone ślady i bordowe pręgi, czułam niepokój. Odczuwałam dziwny rodzaj strachu, podszyty czymś zupełnie niepozornym i błahym, czymś niezauważalnym gołym okiem zwykłego śmiertelnika. Jak więc miałam wyczuć powód owej niepewności i zdusić go w zarodku zanim się rozprzestrzeni?
Siedząc na swym mężczyźnie okrakiem, patrzyłam w jego ciemne i błyszczące oczy. Tonęłam w jego objęciach, mając dziwne przeczucie. To był ten nieuzasadniony lęk, ale nie tylko. Owe przeczucie towarzyszyło mi znacznie wcześniej, już podczas naszego pierwszego spotkania, ale nasilało się, gdy byliśmy z sobą blisko. Oczywiście bagatelizowałam to, przysłaniałam rozsądkiem własną intuicję i szukałam najprostszych tłumaczeń dla takiego stanu odczuć i uczuć.
Jednak gdy Hektor otulał mnie ramionami, czułam jakby to już kiedyś się wydarzyło, ale przecież to było niemożliwe. Hektor Rodrigez był mi obcym człowiekiem, w mym życiu pojawił się znikąd, był przybyszem z Hiszpanii i zagubionym wędrowcem, który jak sam kiedyś powiedział „dom mężczyzny jest tam, gdzie zostawił swe serce, a nie tam gdzie ma w zwyczaju spędzać noce”.
Ufałam mężowi. Odsuwałam od siebie ten niepokój, a gdy on powracał, to za każdym razem mięłam go w dłoniach i odrzucałam w najciemniejszy z kątów, tak, by nie zabierał mego szczęścia, jakbym pragnęła wierzyć, że fundament z kłamstw okaże się trwałym fundamentem dla naszego małżeństwa.
Wtedy, gdy na wąskiej rekamierze oddawaliśmy się doznaniom tak silnym, że aż gęsto wyczuwalnym w powietrzu, naszła mnie wątpliwość, że to wszystko kiedyś minie, że odejdzie bezpowrotnie, bo popełniłam grzech, wstępując w związek małżeński z bagażem, nie tylko poprzednich doświadczeń, a przede wszystkim z grzechem nieczystości, który wniosłam z sobą do tego małżeństwa w postaci dziecka – Marsela. Chłopca, którego Rodrigez bez wątpienia pokochał całym sobą i kochał go nad życie.
Czułam jednak, że to nie jedyny grzech, który stoi między nami. Właściwie, to każdej wspólnej nocy spędzonej na uciechach ciała, zamiast odpoczynku, czułam jakbyśmy grzeszyli, robili coś brudnego, niewłaściwego, pozbawionego wszelkiej moralności i każdego elementu rozsądku. To uczucie się pogłębiało wraz z tym, jak my stawialiśmy wspólnie kroki po schodach nowych doznań i nieprzyzwoitej, brudnej, wyuzdanej, i bez wątpienia zarówno toksycznej, jak i perwersyjnej oraz z pewnością, obcej wielu małżonkom, tak bardzo fizycznej, miłości.
Patrząc w oczy mego męża, widziałam kłamcę – bez wątpienia, teraz mogę stwierdzić, że od początku widziałam w nim oszusta, czyli człowieka, który ma niejedno do ukrycia. Wtedy jednak byłam zbyt młoda, zbyt naiwna i wbrew pozorom, też bardzo niewinna, by mieć siły i chęci odkryć prawdę... by mieć odwagę, dopuścić do siebie te wszystkie powątpiewania, i uczucia niepokoju, które we mnie się nieustannie tliły i nie chciały do cna wygasnąć.
Gdy byliśmy razem, sam na sam, tak jak przystało na męża i żonę, nachodziła mnie od czasu do czasu myśl, czyje kłamstwa i sekrety pierwsze wyjdą na jaw – moje czy jego, i które z nas lepiej zniesie bolesne rozczarowanie drugą osobą. Chwile po takich myślach, odganiałam od siebie świadomość i przeczucie, że jakieś kłamstwa i sekrety są w naszym małżeństwie obecne. Łapałam nawet samą siebie na tym, iż zapominałam o tym, że Marsel nie jest synem Hektora, bo jak wiadomo nie od dziś „kłamstwo powtarzane dziesiątki razy każdego dnia, niespodziewanie staje się najprawdziwszą prawdą nawet dla samego kłamiącego, który owe kłamstwo utworzył i pierwszy przekazał w powietrze, gdzie utworzyło materię, w którą nikt nie był w stanie powątpiewać, bo jak wiadomo, ciężko nie uwierzyć w coś, co się widziało na własne oczy”.
Ta wiara, być może tylko moja, a być może wzajemna, pozwalała nam trwać wspólnie w szczęściu i błogiej niewiedzy oraz z nadzieją, ale bez świadomości. W ten sposób utworzyliśmy domek z karcianych kłamstw, którego nie były w stanie zburzyć typowe małżeńskie kłótnie i niesnaski. Naszą budowlę zniszczyć mógł jedynie podmuch wiatru, który nosił z sobą nie tylko prawdę, ale także wspomnienia, niegdyś utracone plany, nadzieje i w ten sposób był w stanie ożywić zapomniane już, i nawet najgłębiej pogrzebane, uczucia.
Tamtego dnia, leżąc na ciemnozielonej rekamierze w gabinecie mego męża, mając jego ciało tuż przy swoim ciele, wyzbyłam się wyobraźni. Nie zastanawiałam się, co będzie, gdy prawda o Marselu wyjdzie na jaw. Nie myślałam nawet o tym, że William może powrócić i ponownie zagościć w mym codziennym życiu. Nie spodziewałam się co przyniosą kolejne dni ani czym spowodowana jest wizyta mego szwagra – Javiera na chrzcie naszego syna. Nawet w najgorszych snach nie nachodziły mnie koszmary z przesłuchań, chłodnych krat, takich jak te w celi, otarć na nadgarstkach i ciągłych wizyt funkcjonariuszy policji w naszym domu.
Siostra mego męża – Laura, jego brat – Javier, on sam, ja i mój kochanek sprzed lat – William. Ma siostra, jej mąż, oraz ich syn. Moja matka, śmierć mego ojca i jego brat. Peter Davis, Philip Scott, Sabina, Charlie, Teresa, Borys, Piotr, Liliana, Susana Molins, Gracjan, Anastazja, Arthur Solcman, Isabel i wiele, wiele innych ludzi żywych i już odeszłych, których z pewnością mogłabym wymienić nie tylko z imienia i nazwiska, ale co miałabym o każdym z nich powiedzieć? Jaka informacja byłaby kluczowa i najcenniejsza? Żadna, gdyż teraz po latach, rozumiem, że osobno nigdy nie istnieliśmy. Od zawsze, od lat i przez lata, łączyła nas wszystkich niewidzialna i nierozerwalna nić, tworząca sieć kłamstw, zła i wszelakiego zgorszenia.
Kończąc list do ciebie, Severinie, pragnę przytoczyć słowa twego ojca. Słowa, które w rzeczywistości nie należały do niego, a śmiał je zapożyczyć od jakiegoś poety, co miał zresztą w częstym zwyczaju. Słowa, które brzmiały „Lecz dziś komedię z salonu, jak człowiek dobrego tonu, na wylot znam”, bo ja także zaznałam takowej komedii, zmieszanej z łzami dramatu i dreszczem strachu... zaznałam jej na własnej skórze, i poniekąd, na własne życzenie.

Hektor Rodrigez leżąc półnagi, okryty brązową narzutą kanapową, sięgnął do dolnej szuflady komody. Popalał jednocześnie papierosa, którego mając w dłoni, starał się trzymać możliwie jak najdalej od swojej żony, by jej czasami nie sparzyć nawet odrobiną gorącego popiołu.
Mam coś dla ciebie, kochanie – oznajmił niespodziewanie. Włożył papierosa do ust, a ozdobne pudełeczko przełożył do prawej dłoni. Położył je na narzucie, którą oboje byli okryci i ponownie zaciągnął się gryzącym w gardło tytoniem, zanim ugasił niedopałek w popielniczce spoczywającej na podłodze nieopodal rekamiery.
Co to takiego? – dopytywała wesolutko, ale zanim wzięła pudełko do ręki uniosła się do siadu i okryła szczelniej tak, by zasłonić swój biust.
Biała koszula, którą jeszcze niedawno miała na sobie, leżała zmięta nieopodal popielniczki.
Nie wstydź się męża – szepnął, ale nie obnażył jej. Jedynie okręcił się na bok i wniknął dłonią pod narzutę. Błądził palcami po jej ciele, aż natrafił na jej uda.
Ich usta ponownie się spotkały, języki kolejny raz zatańczyły, a okrycie zdawało się stawać coraz bardziej wilgotne od potu wraz z każdą sekundą ich wspólnych uniesień.
Niespodziewanie Hektor zabrał dłoń z między ud kobiety i powrócił do pudełeczka.
Co prawda nie jest to wymarzony kapelusz – zaczął, obracając mały przedmiot w swoich palcach i uśmiechając się łobuzersko. – Właściwie, to miałem tobie to ofiarować w dniu, w którym urodziłaś naszego syna, ale... sama rozumiesz, że wtedy okoliczności nie były sprzyjające.
Cyntia nagle posmutniała na twarzy, bo przypomniała sobie o swym ojcu i jego śmierci. Poczuła muśnięcie warg swego męża na policzku i delikatnie, wymuszenie się uśmiechnęła.
Nie smuć się, nie lubię gdy się smucisz, ale to nie znaczy, że masz udawać radość. Jeśli coś cię boli, powiedz mi. Wysłucham – zapewni, a potem postanowił odgonić jej myśli z nieprzyjemnych torów. – To za to kochanie, że obdarowałaś mnie najcenniejszym skarbem, jakim z pewnością jest dziecko dla każdego ojca – dodał, otwierając pudełeczko i wyciągając z niego pierścionek z oczkiem przypominającym lazurową, krystaliczną łzę.
Ujął dłoń żony w swoją i zanim wcisnął biżuterię na jej serdeczny palec, obrócił nią kilkakrotnie. Cyntia zauważyła wewnętrzny grawer. Zapytała o niego.
Data twego porodu, data przyjścia na świat naszego syna.
Dajesz mi prezenty za to, że urodziłam dziecko? – zdziwiła się. Nie sądziła, że jakikolwiek mężczyzna ma to w zwyczaju.
Niesłychanie się przy tym namęczyłaś i nie zaprzeczaj. Byłem wtedy pod drzwiami i bez wątpienia zasługujesz na nagrodę. Myślę, że każda kobieta, która wydała dziecko na świat, zasługuje na nagrodę i to nie tylko z powodu bólu, ale też podjęcia trudu wychowania, bezinteresownej miłości. Poza tym poród, to zawsze takie zetknięcie się ze śmiercią. Nie ma się pewności, czy dziecko się dobrze ułoży, czy nie nastąpią komplikację. Możesz wierzyć lub nie, ale nawet, gdy się cieszyłem, to jednocześnie ciągle się o ciebie bałem. Nadal tak jest – zakończył wypowiedź i wsunął złoty pierścionek na jej serdeczny palec, gdzie połączył się z pierścionkiem zaręczynowym.
Cyntia obejrzała swoją dłoń, i pomimo że w pomieszczeniu panował półmrok, dostrzegła mieniącą się barwę lazuru, przypominającego jej bezchmurne niebo we Francji, gdy podziwiała żelazną damę wprost z balkonu pokoju hotelowego.
Dziękuję. – Musnęła męża w policzek, i pod ustami, jak i nad nimi poczuła jego drapiący zarost. Zaczęła już się do tego przyzwyczajać. Nawet zaczęło jej się to podobać, że twardość brody męża drażni jej delikatną skórę.
Hektor Rodrigez odkrył się i wstał z rekamiery. Jego spodnie były zapięte, a szelki bezwiednie zwisały wzdłuż ciała. Cyntia chwyciła za jedną z nich.
Dokąd idziesz? – zapytała, tak jakby pragnęła zatrzymać go jeszcze na trochę dla samej siebie i z nikim, nawet z Marselem się nim nie dzielić.
Tylko po papierosa – odpowiedział, lekko się przy tym śmiejąc.
Wypuściła szelkę z dłoni i pozwoliła mu oddalić się do biurka.
Bardzo dużo palisz – zauważyła. – Kiedyś powiedziałeś, że nie palisz, kłamałeś?
To nie tak, Cyntio. Zazwyczaj, nie palę. Staram się unikać nałogów, ale zdarzają mi się takie dni jak dziś, gdzie papieros staje się przyjemnością doskonałą, dopełniającą inną przyjemność doskonałą, którą w tym wypadku zaznałem za twoją sprawą. – Odpalił, zaciągnął się i powrócił do żony. – Chcesz? – zapytał i wyciągnął dłoń z papierosem w jej kierunku.
Objęła delikatnie ustnik, wagami posiniałymi od nadmiernego całowania. Hektor nie spuszczał z niej wzroku. Zauważyła to.
Chcesz mi wypomnieć, że już jadłam z twojej ręki, a teraz z niej palę? – zapytała, wypuszczając obłoki mętnego dymu.
Nie mam w zwyczaju niczego wypominać i do niczego wracać, jednak wiesz jak się nazywa takie palenie? – zapytał, zaciągając się.
Pokręciła głową i nieznacznie wzruszyła ramionami.
Na smyczy – odpowiedział z błyskiem w oczach, który nie tylko niepokoił, ale także wzbudzał podniecenie.
Wciągnął dym do płuc i zbliżył swoje usta do żony. Rozwarła je szeroko i niemal objęła jego wargi. Rodrigez nie czekał. Połączył ich nie tylko we wspólnym pocałunku, ale także we wspólnej przyjemności doskonałej, jaką w jego mniemaniu był smak papierosa, tuż po fizycznym, udanym kochaniu.
Hektor – zaczęła niepewnie, bo do jej głowy zawitała pewna myśl, ale bała się reakcji swego męża na nią.
Tak? – zapytał, sięgając po popielniczkę. – O co chodzi, Cyntio?
O nic – szepnęła.
Wyraźnie o coś chciałaś zapytać.
Nie jestem pewna czy mogę.
Jeśli to nie tyczy się tego obrzydliwie drogiego, aczkolwiek pięknego kapelusza, to śmiało.
Zaśmiała się. Wzbudził w niej rozbawienie zdaniem, które w rzeczywistości powinno było ją rozzłościć. Tym samym też ją ośmielił do wypowiedzenia słów:
Nie chce przez najbliższy czas zajść w kolejną ciążę.
Hektor wyraźnie się zdenerwował. Żyły na jego szyi się uwidoczniły i zadrgały, pięści się zacisnęły, a ślina została głośno przełknięta.
Cyntia w przestrachu czekała na reakcję męża i niespodziewanie usłyszała:
Rozumiem.
Otworzyła szeroko oczy w zdziwieniu, a Rodrigez wstał, by dostać się do parapetu, gdzie stała karafka i sześć szklanek ułożonych na srebrnej tacy.
Potrafię to zrozumieć, Cyntio – powiedział napełniając trunkiem szkło i wychylając je do dna, tylko po to, by napełnić szklankę ponownie. – Możemy przez jakiś czas zaczekać. – Odwrócił się do niej z whisky trzymaną w dłoni i zbliżał się wolnymi krokami.
Tak? – zapytała. Czuła się niezwykle nieswojo. Skrępowana bardziej, niżeli wcześniej podczas uciech cielesnych. W końcu odmawiała mu tego, do czego jako mąż miał prawo. – I zamierzasz się ze mną nie kochać dopóki nie zmienię zdania? – wypaliła i po raz kolejny tego wieczora miała ochotę palnąć sobie w czoło z otwartej dłoni.
Hektor się zaśmiał. Naprawdę chciał się powstrzymać, ale nie potrafił i ten śmiech wydostał się z jego ust.
Nawet nie ma takiej opcji, Cyntio – przemówił niezwykle poważnie. – Jednak możemy czynić to tak, by nie doprowadzić do poczęcia kolejnego potomstwa, jeśli tylko chcesz – dodał już lżej, spokojniej i zwyczajniej.
Tak? – powątpiewała.
Oczywiście, że tak. Mogę się powstrzymywać jeśli tylko zechcesz. Możemy też kochać się po francusku, hiszpańsku albo grecku – tłumaczył i klęknął przy rekamierze, na której leżała. Skradł pocałunek z kącika jej ust i spojrzał w jej pytający wyraz twarzy. – O co chodzi? – szepnął, czyniąc łyk i przekazał szklankę w jej dłonie.
Zaskoczyłeś mnie. Poza tym, wybacz niewiedze, ale czym jest miłość francuska wiem, czym jest hiszpańska, pokazałeś mi w podróży poślubnej, a grecka, to...
Często mylona z irlandzką – odpowiedział w rzeczywistości uchylając się od odpowiedzi. Zbliżył swoje wargi do jej odkrytego ramienia, które naprzemiennie muskał i kąsał. – Jesteś bardzo młoda Cyntio – szepnął. – Na wszystko przyjdzie czas. Mamy bardzo dużo czasu. – Zabrał od niej szklankę i odłożył na pobliską komodę.
Rodrigez wszedł na leżankę w taki sposób, że uda Cynti znalazły się między jego kolanami. Chwycił mocno za jej oba nadgarstki i uwięził je w swoim stalowym uścisku nad jej głową. Przybliżył swoje wargi do jej ust i ponownie usłyszał pytanie:
Powiesz mi czy nie?
W swoim czasie – odpowiedział i zajął ją tak, że zapomniała o wątpliwościach, pytaniach i niedomówieniach.
Po wszystkim Cyntia założyła na siebie suknie, pomijając spódnicę i gorset. Była wykończona. Tak wyczerpana, że dosłownie opadała z sił i jedyne o czym myślała, to znalezieniu się w łóżku sypialnianym i zamknięciu powiek.
Zanieść cię? – zapytał łobuzersko jej mąż, zapinając pomiętą koszulę. Na ramiona założył kamizelkę, wcześniej nie naciągając szelek, w efekcie czego nadal bezwiednie wisiały niczym u karczmianego rzezimieszka.
Dam radę iść – powiedziała lekko zawstydzona.
Na pewno? – dopytywał, ale tak naprawdę na to pytanie nie oczekiwał odpowiedzi, bo gdy tylko na niego spojrzała, to łobuzersko puścił do niej oczko i wskazał dłonią drzwi. Zamknął gabinet na klucz i dogonił żonę, która już zmierzała schodami do ich pokoju.
Rodrigez po dżentelmeńsku otworzył drzwi i zaproponował, że sam odbierze Marsela od Marty Montenegro. Cyntii było to niezwykle na rękę. Dzięki temu mogła zaczerpnąć relaksującej kąpieli i w spokoju zasnąć. Spodziewała się jednak tego, że gdy jej syn wróci do ich pokoju, to będzie głodny i ona będzie zmuszona się obudzić, choćby w celu, by go nakarmić. Teraz jednak postanowiła się niczym nie przejmować, napuściła zimnej wody do wanny i zadzwoniła dzwoneczkiem po obsługę, by jeden z kelnerów dolał wrzątku. Nie nawykła do zimnych kąpieli, wolała te gorące, podczas których mogła leżeć z przymkniętymi powiekami i odpoczywać.

Hektor Rodrigez zapukał do pokoju Marty Montenegro. Ta otworzyła drzwi, ziewnęła i z przerażeniem spojrzała na pomięte, i niekompletne ubranie swego zięcia.
Wyglądasz okropnie – skomentowała.
Także mi miło panią widzieć o tak późnej porze. – Uśmiechnął się sztucznie, ale przy tym także niezwykle uroczo. – Ja tylko po syna – dodał i już miał wyminąć teściową i bez jej wyraźnego zaproszenia znaleźć się za progiem, ale ta go powstrzymała, przykładając dłoń do jego muskularnej klatki piersiowej.
Nie ma go tu. Twój przyjaciel go zabrał.
Mój przyjaciel? – zdziwił się Rodrigez.
Cezary.
Charlie – poprawił. Jego wzrok i mina wskazywały na zaskoczenie. W życiu nie sądził, że Gerda będzie w stanie sam z własnej, nieprzymuszonej woli zająć się dzieckiem.
Hektor z braku innej opcji, pożegnał się z Martą grzecznościowym zwrotem dobranoc pani i udał się do pokoju Charliego. Nie pukał. Wtargnął jak do siebie, w końcu, jakby na to nie patrzeć, był u siebie. Przed jego oczami pojawił się obraz mężczyzny noszącego Marsela na rękach i chodzącego z nim od ściany do ściany.
Śpij Marcinku, śpij.
Marselku – poprawił, zgrzytając zębami ze wściekłości. Przekroczył próg i zamknął za sobą drzwi.
Prawie usnął, a teraz go rozbudziłeś. Trzymaj! – warknął Charlie i wielce zbulwersowany przekazał dziecko Rodrigezowi. Ten obrócił chłopca tak, by główka maluszka znajdowała się na jego ramieniu, a dłoń przyłożył do drobnych plecków, delikatnie je potarł. – Ciii... – wyszeptał. – Niedobrzy rodzice cię zostawili i sobie poszli, tak?
Marselek nadal popłakiwał, ale jakby pod wpływem dobrze mu znanego głosu ojca się uspokajał. Wsunął dwa palce swojej rączki do buzi i zaczął mocno ssać.
Przyznaję, że z Marcinem nawet ci do twarzy – rzucił Charlie, wypijając whisky wprost z karafki.
Marselem – wycedził przez zęby Hektor i położył chłopca na środku łóżka. Dał mu swój złoty, kieszonkowy zegarek do zabawy.
Wybacz, zawsze myliłem imiona. Dobrze wiesz, że mam krótką pamięć do takich i tym podobnych.
Wiem. – Zabrał zegarek z rączek syna i trzymając go za sam łańcuszek, wzniósł nad głowę chłopca, tak by ten usiłował chwycić go w swe małe dłonie. – Ja dla ciebie byłem Henrykiem, a nawet Hieronimem – wspomniał.
Pamiętam to. Poznałem pana, gdy był pan jeszcze dzieckiem.
Nie miałem więcej niż jedenaście lat – sprostował Rodrigez.
Miał pan obandażowane dłonie i nienaganne maniery oraz błysk prawdziwego łobuza w oczach.
Musiałem być wtedy uroczy – stwierdził Hektor i pragnął zakończyć ten temat. Nie lubił wspominać swojego dzieciństwa.
Świętej pamięci Prevost, pragnął z pana uczynić praworęcznego. To cud, że po tym wszystkim jeszcze może pan ruszać palcami.
Byłem niezłomny, niepokonany i nieugięty. Ale byłem też cwany i w końcu pojąłem, że on nie odpuści. Chcąc nie zostać kaleką, nauczyłem się pisać zarówno prawą jak i lewą ręką. Do dziś potrafię obiema. Może powinienem być mu za to wdzięczny – zadrwił. Wiedział, że do Prevosta nigdy nie odczuwał innego uczucia niżeli strach i nienawiść, i szczerze wątpił w to, że po tylu latach od śmierci tego człowieka ulegnie to zmianie.
Wielokrotnie niepotrzebnie pan go prowokował.
Skoro tak sądziłeś, dlaczego czuwałeś przy moim łóżku, gdy umierałem? Przecież byłem sam sobie winny, nie zasługiwałem na współczucie.
Byłeś dzieckiem, Hektorze. Żadne dziecko nie zasługuje na to, by tak je potraktować. Twa matka też przy tobie czuwała. Płakała niejeden dzień i niejedną noc, tracąc nadzieję, że z tego wyjdziesz...
Widocznie przysłowie, że złego diabli nie biorą, ma tutaj swoje odniesienie – rzucił Hektor, jakby od niechcenia, choć w rzeczywistości chciał przerwać i zakończyć temat Francisa Prevosta raz na zawsze.
Niespodziewanie Charlie chwycił Rodrigeza za materiał koszuli i potrząsnął energicznie. Przyciągając mężczyznę do siebie, spojrzał głęboko w oczy i wycedził przez zęby:
Nie jesteś zły. Jeszcze możesz to wszystko powstrzymać. Odejść. Zrób to dla Marcina.
Marsela! – wrzasnął Rodrigez. Dziecko zapłakało, a on strzepnął ręce Charliego, by ten go nie dotykał. – Nie opuszczę syna i żony. – Odskoczył niczym oparzony, a zaciętość na jego twarzy wskazywała na pewność wypowiedzianych słów.
Tak też myślałem. – Charlie wstał i podszedł do swojej walizki, pozostawionej na dwóch krzesłach połączonych z sobą. Wyjął z niej dokumenty, na których pisało Arthur Solcman, oraz w rogu wybity był numer sprawy za pomocą masywnego stempla. – Byłem w Londynie. – Rzucił teczką na stół i wyjął kolejną. – Byłem też w Hiszpanii – warknął i rzucił dokumentami z taką siłą, że te odbiły się z echem. – Spal je – wycedził polecenie przez zęby.
Hektor się zaśmiał radośnie i sięgnął po pierwszą z teczek. Otworzył ją i obiegł wzrokiem zapis z własnego przesłuchania.
Jesteś Bogiem, Charlie. – Uścisnął mężczyznę serdecznie i poklepał przyjacielsko po plecach.
Bliżej mi do adwokata samego diabła – odpowiedział Gerda i trącił Rodrigeza w ramię z taką siłą, że ten aż upadł na pobliski fotel.
Rodrigez nie przestawał się śmiać, Marsel płakać, a Charlie dziwić reakcji mężczyzny.
Wiedziałem, że się ucieszysz, ale nie sądziłem, że aż tak. – Patrzył na Hektora jak na oszalałego.
Rodrigez wstał, wrzucił dokumenty do kominka, polał alkoholem i podłożył pod nie ogień. Zaczekał aż się spalą do cna, ale nie obserwował ich. Podszedł do Marsela i wziął chłopca na ręce, by go uspokoić. Udało mu się to niemal od razu.
Jak na mężczyznę, to masz niezwykłe podejście do dzieci.
Wprawa wypracowana przez lata – odpowiedział Hektor. – W burdelach było dużo dzieci.
Żadne pańskie – skwitował Charlie.
A co to za różnica? Dziecko to dziecko. Każdym należy zajmować się tak samo. Ważne, by miało sucho, było najedzone i wyspane. Wtedy nie marudzi. Pytanie tylko dlaczego ty, zapragnąłeś zajmować się moim synem, przecież szczerze nie cierpisz tak małych dzieci?
Chciałem, by pan pogodził się z żoną, a ta urocza pani, która się nim wcześniej zajmowała, miała go dosyć po zaledwie godzinie. Szczerze się jej nie dziwię. To bardzo absorbujące dziecko. Ciągle chce, by je nosić na rękach.
Marsel jest po prostu towarzyski – wytłumaczył syna Rodrigez. – A co do uroczej pani, to wydaję mi się, że z twym wzrokiem, Charlie, coraz gorzej. O mej teściowej można powiedzieć wiele, ale z pewnością nikt, kto ją zna, nie uraczyłby jej komplementem urocza.
Odbiegając od tematu, a powracając na temat pańskiej żony i waszej zgody, to bardzo się cieszę, że jej pan uwierzył, wybaczył i przede wszystkim, że pan złagodniał.
Wcale nie złagodniałem Charlie, to pierwszy i ostatni raz, gdy traktuję ją w sposób tak pobłażliwy. Jeśli drugi raz odważy się narazić na szwank nasze wspólne nazwisko i splamić je swoją ucieczką lub jakimkolwiek nieprzemyślanym zachowaniem, to bez wahania ją ukarzę. Nie zdziw się więc, gdy przy kolejnym, takowym wybryku, zamknę ją w pokoju na dwa albo cztery dni.
Może jeszcze o chlebie i wodzie? – zapytał, nie kryjąc swojej złości Charlie.
O samej wodzie, bez chleba i czyjegokolwiek towarzystwa – odpowiedział niezwykle poważnie Hektor. – I nie patrz na mnie, jakbym był samym złem. To moja żona, a ja jestem głową rodziny i panem tego domu. Ojciec ją rozpuścił, powinna się w końcu nauczyć, że nie zawsze ostatnie słowo będzie należało do niej. Ma mnie słuchać – wycedził przez zęby i wstał z fotela. Zaczął się przechadzać z Marselem po pokoju.
Policja była na chrzcie twego syna. Stali w kościele i obserwowali. Wiesz czego szukają?
Zaginęła pokojówka na kilka dni przed mym ślubem. Teraz okazało się, że ona nie żyje, a wypadek, jakiemu uległ mój teść, zasiał w nich ziarno niepewności. Szukają winnego, od tego są. Co w tym dziwnego?
Przesłuchiwali już pana?
Dwukrotnie. Raz nawet zapytali o Arthura Solcmana. – Przełożył Marsela na drugą rękę i trącił chłopca w czubek nosa, tak jak ten lubił najbardziej. Wtedy chłopiec się uśmiechał.
Co im pan powiedział?
Tyle ile powiedziałby im każdy, tyle ile wie większość.
A ta pokojówka?
Nie pamiętam tego dnia. Ta urocza pani, jak ją sam nazwałeś, weszła w posiadanie mego majątku za pomocą sprytu i podstępu. Spiła mnie i sprawiła, że ma pamięć z tamtej nocy jest w opłakanym stanie.
Ile pan wie o śmierci tej kobiety?
Tylko tyle, że obudziłem się w zakrwawionych prześcieradłach, a obok był jej uniform, także poplamiony krwią. Bastian Brown pomógł mi to wszystko ukryć.
I pan mu zaufał?
Nie – odpowiedział Rodrigez z chytrym uśmiechem.
Ale ten cały Brown jeszcze żyje. Stał się nawet ojcem chrzestnym twego syna.
A co miałem zrobić? Zabić go? To żadne rozwiązanie. Wolę mieć go w garści, niżeli kilka stóp pod ziemią.
Jest pan niezwykle pewny siebie, panie Rodrigez, a ja radziłbym panu uważać. Wokół stoją same krzyże, jakby to wszystko znowu powracało. Jedno co powinien pan teraz zrobić, to chronić żonę i syna.
Niewiedzą jej nie uchronię – dotarło do Hektora i wygłosił swoje powątpiewania na głos.
Prawdą ją pan zabije.
Wiem, prawda to luksus, na który ktoś nawet tak majętny jak ja, nie może sobie w obecnej chwili pozwolić. Stać mnie jednak na kapelusz. – Hektor uśmiechnął się łobuzersko.
Kapelusz? – zdziwił się Charlie.
Tak, kapelusz. Dam ci adres krawcowej. – Podszedł do stołu i zapisał piórem na kartce papieru miejscowość i numer domu. – Pojedziesz tam, opiszesz mnie i mą żonę. Myślę, że ta kobieta będzie nas pamiętać.
Mam kupić kapelusz? – Gerda nadal nie dowierzał.
Tak, ten drogi, ten który Cyntii się podobał.
Mam więc zakupić damski kapelusz?
A czy mówię... – Rodrigez nie dokończył, zazgrzytał zirytowany zębami. – Tak – warknął, nie otwierając ust i przytulił coraz głośniej płaczącego Marsela do swej piersi.

Wyszedł z dzieckiem na korytarz i zaraz po wtargnięciu do sypialni, przekazał niemowlę Cyntii.
Nakarm go, jest głodny – polecił. – Ja muszę jeszcze sprawdzić pewne dokumenty. Wrócę do ciebie niebawem. – Pocałował żonę w czoło, a ssącego sutek maluszka, pogładził pieszczotliwie po policzku.
Hektor! – zawołała za nim kobieta.
Tak?
Stało się coś? – zapytała.
Dlaczego tak uważasz? – odpowiedział pytaniem na pytanie, choć wiedział, że to jest powszechnie uważane za niegrzeczne.
Jesteś jakiś nieswój.
Wydaje się tobie. Jestem po prostu zmęczony. Jak już mówiłem postaram się szybko złożyć te kilka podpisów, o których wcześniej zapomniałem i wrócić do ciebie i Marsela, możliwie jak najszybciej.
Cyntia chciała powiedzieć coś jeszcze. Pragnęła pouczyć swojego męża, by zmienił ubranie i nie wychodził z ich sypialni ubrany w taki sposób, jakby opuszczał najgorszej sławy tawernę. Nie zdążyła jednak tego uczynić. Hektor wyszedł, drzwi się za nim zamknęły, a ona pozostała sama z Marselem, dzieckiem, którego poczęcie najmocniej przyczyniło się do jej ślubu z Rodrigezem.

Brunet zasiadł za biurkiem, wyjął z jego szuflady kilka dokumentów w celu podpisania i niespodziewanie usłyszał dźwięk pereł upadających na podłogę. Chwycił za złoty medalion, przepleciony przez naszyjnik utworzony z białych i delikatnych kuleczek, mieniących się w dłoni srebrnym odcieniem
Klatka piersiowa mężczyzny zaczęła się szybko unosić i opadać, jakby miał on trudności z nabraniem powietrza. Odwrócił medalion tak, by przeczytać grawer:
Dla Isabel, w dniu ślubu, 15.XII.1894
Z trudem ale unormował oddech, kilka łez stoczyło się po jego policzkach, a naszyjnik na powrót wylądował na dnie szuflady. Powrócił do swoich obowiązków, by nie myśleć o kobiecie sprzed lat. Szybko podpisał zaległe dokumenty, zamknął je w sejfie i wyszedł na korytarz w celu udania się do sypialni, gdzie miał nadzieję, że czeka na niego żona z synem. Szczerze to spodziewał się zastać ich już śpiących. Po otwarciu drzwi jednak zobaczył całkiem inny obraz.
Marselek co prawda spał w swojej kołysce, na wygodnym materacyku, najedzony, przewinięty i okryty wełnianym kocykiem. Cyntia natomiast stała na parapecie i usiłowała dosięgnąć do klamki górnej części okna.
Co ty robisz? – zapytał zdziwiony, zdejmując swoją czarną kamizelkę jednocześnie. Usiłował odrzucić ją na fotel, ale nie trafił, bo nie patrzył zupełnie w kierunku jej lotu. Jego wzrok utkwiony był w skąpo ubranej żonie.
Zamykam – odpowiedziała i stanęła na palcach.
Nie spadnij! – krzyknął przerażony widząc, jak się chwieje. W ostatniej chwili przytrzymała się uchwyconej klamki i nie poleciała do tyłu.
Już kończę! – odkrzyknęła wesolutko i przemierzała wąski parapet, by dosięgnąć kolejnej z klamek.
Co ty masz na sobie!? – warknął zirytowany, a jego wzrok na moment przestał sunąć po jej nagich łydkach i udach. Był zmęczony, pragnął się położyć i zasnąć, a nie wykłócać się z żoną, której postępowanie w jego mniemaniu, bez wątpienia zasługiwało na porządną burę.
Koszulkę, tę od ciebie – odpowiedziała i na moment zaprzestała wyciągać się do góry, by dosięgnąć kolejnego lufciku. Spojrzała na męża, który cedził przez zęby właśnie. – O co jesteś zły? – zapytała zupełnie nieświadoma. – Przecież sam mi ją dałeś. Inny mężczyzna nie odważyłby się kupić żonie czegoś tak krótkiego.
Kupiłem ją dla siebie, tylko ty ją nosisz – wyjaśnił niespokojnie i nie czekając ani chwili dłużej, podszedł szybkim krokiem do żony, chwycił ją w pół, czego się zupełnie nie spodziewała i postawił na ziemi. – Kupiłem ją po to, bym ja na ciebie patrzył, a nie pół ogrodu! – wyjaśnił o kilka oktaw za głośno, jak na normalną rozmowę.
Ale się nie denerwuj. – Poklepała męża pieszczotliwie po policzku. – Sam zobacz, że nie ma nikogo w ogrodzie. – Wskazała na okno, ale Hektor ani myślał do niego podchodzić, bo w obecnej chwili miał, co najwyżej, ochotę je trwale zamurować. – I jak możesz, to postaw mnie tam na parapet z powrotem, bo nie skończyłam. I widzisz znowu mucha wleciała. – Tym razem pokazała palcem na bzyczącego owada.
Tu są pokojówki – przypomniał.
Nie chciałam nikogo kłopotać. W domu zawsze sama zamykałam okna – mówiła i już kładła swoją drobną, bosą stópkę na krześle, by następnie móc postawić ją na wąskim parapecie.
Nie wchodź! – uniósł się gwałtownie i chwycił ją za nadgarstek. – Zejdź – polecił.
Ale chciałam...
Zejdź – powtórzył.
Ale ja tylko...
Nie rozumiesz co mówię!? Choler! – wydarł się, czym wprawił ją w osłupienie. Szarpnął nieco w dół, a więc była zmuszona zejść.
Uczyniła to nie spuszczając z męża strachliwego spojrzenia.
Ja zamknę – powiedział znacznie łagodniej, jakby pragnął tym zatrzeć złe wrażenie.
Hektor przestawił sobie krzesło i bez konieczności wchodzenia na parapet, chwycił za klamkę, i zamknął ostatni z lufcików.
Nie rozumiem o co jesteś zły – przemówiła płaczliwym i ukrzywdzonym tonem, jakby pragnęła tym wzbudzić w mężu wyrzuty sumienia.
Nie udało jej się to, bo zamiast przepraszam, że cię skrzyczałem, usłyszała jedynie:
Nigdy więcej tak nie rób.
Ale sprawdzałam, że nikogo nie było na dworze, więc...
Nigdy więcej tak nie rób – powtórzył ostrzej i odstawił krzesło tam gdzie było jego miejsce, przy okrągłym stole w salonie.
Nie sycz tak na mnie! – krzyknęła do jego pleców.
Hektor jakby cały zesztywniał. Zacisnął dłonie na oparciu krzesła, które właśnie dosuwał do krawędzi stołu. Kłykcie mu pobielały, a wewnętrzne części dłoni były całe czerwone, gdy je w końcu rozłożył i na nie spojrzał.
Radziłbym zmienić ton – oznajmił sucho niczym wiór i spojrzał na nią takim wzrokiem, który powinien przerażać.
Nie zrobiłam nic złego, a ty na mnie powarkujesz – zauważyła na głos.
Mam na ten temat inne zdanie.
I co z tego!? – wrzasnęła prosto w twarz męża.
Nie unoś się i przestań, w tej chwili.
Nie było nikogo, więc...
Przestań w tej chwili! – powtórzył jeszcze ostrzej i przestąpił kilka kroków w jej kierunku.
Ale tłumaczę tobie, że...
Nie interesują mnie twoje tłumaczenia! – przerwał jej ponownie.
W oczach Cyntii Montenegro de Rodrigez pojawiły się łzy, spowodowane tym, że nie pozwalano się jej wytłumaczyć. W domu ojciec nigdy jej nie przerywał i pozwalał sobie wyjaśnić. Przede wszystkim Julian był niezwykle spokojnym i opanowanym człowiekiem, a Hektor wyraźnie właśnie zaczynał tracić panowanie nad samym sobą.
Ale daj sobie...
Powiedziałem coś!? – zapytał uderzając otwartą dłonią o komodę.
Odgłos ten rozszedł się echem po całym pokoju, a kobieta zatrzęsła się pod jego wpływem.
Nie krzycz – rzekła niemal prosząco. – Boję się ciebie, gdy krzyczysz – dodała, starając się powstrzymać płacz.
Hektor się opanował, ale nie z powodu jej wrażliwości, a gości, którzy byli nadal obecni w ich domu. Nie chciał doprowadzać do plotek pośród rodziny i przyjaciół.
Nie sądzę abyś się mnie bała – powiedział już zupełnie spokojnie, a nawet lekko i przyjaźnie się przy tym uśmiechnął.
Nie wiesz co myślę i czuję, więc... – tym razem to ona zaczęła się unosić.
Gdybyś się mnie naprawdę bała, to byś się nie kłóciła. – Zbliżył się do niej na tak bliską odległość, że dzielił ich jedynie krok.
To ty się kłócisz! – krzyknęła.
Cyntio, por favor. Wszystko ma swoje granicę. Za moment przeciągniesz strunę – ostrzegł i wyminął ją, by zakołysać łóżeczkiem Marsela, gdyż dostrzegł, że jego synek niespokojnie się porusza.
To było...
Ostrzeżenie – przerwał jej po raz kolejny tej nocy. – Być może i ja się kłócę, ale ty masz odwagę na moją kłótnie kłótnią odpowiadać.
A co innego mam robić? – Stanęła za jego plecami i czekała aż na nią spojrzy. – Mam biernie sobie na to pozwolić? Wtedy nie robiłbyś nic innego, tylko na mnie krzyczał – zarzuciła.
Nieprawda i dobrze o tym wiesz, że nie lubię na ciebie krzyczeć. – Chcąc ją udobruchać chwycił delikatnie za jej ramiona i potarł dłońmi. – Za mocno cię kocham, by na ciebie nieustannie powarkiwać, ale jesteś nieznośna, rozpuszczona jak dziadowski bicz i czasami nie pozostaje mi nic innego, jak tylko podnieść głos. – Chwycił za jej dłonie i zbliżył je do swoich ust, pocałował każdą z nich. – A odpowiadając na twoje pytanie, co żonie przystoi zrobić w takiej sytuacji, to... – Wypuścił jej dłonie, uśmiechnął się delikatnie i kontynuował – spuścić głowę, i jak na przyzwoitą, i grzeczną żonę przystało, powiedzieć przepraszam cię, mężu i to się już więcej nie powtórzy, mężu.
Cyntia spuściła głowę i uśmiechnęła się łobuzersko, ale skrycie, by Hektor tego nie dostrzegł. Postanowiła zatrzeć to co złe między nimi i wypowiedzieć przytoczoną przez niego frazę. Zaczęła od:
Przepraszam cię, mężu.
Hektor wsłuchiwał się w jej słowa z niedowierzaniem i już miał ją zganić za dziecinne wygłupy i strojenie sobie żartów z poważnych spraw, gdy ta drobna kobieta rozbroiła jego gniew całkowicie, wypowiedzianymi jednym tchem słowami:
I to się już dalej nie pamiętam.
Zaśmiał się i przygarniając ją ramieniem mówiąc:
Chodź tu do mnie. – Musnął w skroń. – Uległość do ciebie wcale nie pasuje – dodał.
Kłamiesz.
Słucham? – dopytywał zaskoczony, bo takiego zarzutu się nawet nie spodziewał.
Albo teraz kłamiesz, albo wcześniej mnie okłamałeś – odpowiedziała niezwykle poważnie.
Ale z czym? – Oddalił się od niej na krok i wzruszył ramionami, zdradzając w ten sposób swoją całkowitą niewiedzę i niezrozumienie.
Mówiłeś że ładnemu we wszystkim ładnie, i że przez to mnie wszystko pasuje. – Uśmiechnęła się uroczo, a po chwili udała zasmuconą.
Hektor Rodrigez jednak od dziecka był wyszczekany i na każdy zarzut czy też zadane pytanie, miał z góry przygotowaną odpowiedź, ewentualnie dobre wyjaśnienie. Dlatego, też tym razem, postanowił, że ostatnie słowo musi należeć do niego.
Uznajmy że wtedy się pomyliłem, Cyntio – zaczął niezwykle poważnie, nawet można by rzec, że surowo.
Słucham? – Wbiła w niego pełne oburzenia spojrzenie.
W duchu się uśmiechnął, bo właśnie takiej reakcji oczekiwał i taką pragnął w niej wzbudzić.
Ładnej kobiecie we wszystkim ładnie, a pięknej księżniczce nie wszystko przystoi – sprostował i nie czekając już na nic, wziął ją pewnie w ramiona i pocałował. Chwytając za brzeg materiału skąpej haleczki, którą miała na sobie i dosłownie zdzierając ją z jej drobnego ciała.

Zapraszam także do kolejnego postu  Rozdział 21: Miłość grecka i irlandzka

12 komentarzy:

  1. Hejo! :3
    Hehe. Twoje rozdziały naprawdę są czasami mega długie, ale zdarzają się takie, że mimo iż ich długość jest naprawę spora, nie odczuwam tak tego :D
    O jejku. Wciąż nie mogę się nadziwić, jaki Marselek jest słodki! Szczerze powiedziawszy to ja lubię zajmować się małymi dziećmi ( zawsze opiekowałam się młodszym bratem, ale już ma 8 lat... ).
    Heh. Charlie może nie ma pamięci do imion, ale mi się wydaje, że imię Marcin ( mój brat ma tak na imię xD ) spodobało mu się. Takie bynajmniej mam wrażenie ;)
    Zastawiania mnie ten cały list. Hektor go przeczytał? Bo coś pomieszało mi się i nke jestem pewna... Ale nie przejmuj się! Ja często tak mam. Niestety. Znowu się nie wyspałam -.-
    Ooo! Wcześniej podesłałeś mi ten dialog, ale uzupełniony jest o wiele lepszy! Gdybyś wiedział, jaki miałam uśmiech na twarzy, gdy to czytałam! Hehe. Choć jak widać, Hektor nawet za takie rzeczy długo się nie gniewa xD
    Cóż ja mogę powiedzieć? Rozdział ja zawsze podobał mi się i czekam na kolejny! :3 Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! :***
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, Hektor tego nie wspomina ani nie przeczytał. Mniej więcej co 20 rozdziałów jest taki list Cyntii, który dotyczy przedstawianych wydarzeń, jakby ona do tych dni wspomnieniami wracała.

      Usuń
  2. Długaśny bardzo ten rozdział, ale nic to , ja lubię czytać.
    Marta jak zwykle powala troską, jak przystało na kochającą babcię pozajmowała się wnukiem chwilkę, pochwaliła się nim przed innymi i ma dość. Gdyby nie Charlie, który zabrał Marselka do siebie, to ta okropna kobieta popsułaby Cyntii i Hektorowi upojne chwile sam na sam, bo co tu dużo mówić mało komfortowo miłość się uprawia, jak taki maluszek płacze obok. Brawo dla Charliego, że chociaż nie przepada za dziećmi, to stworzył Hektorowi i Cyntii możliwość pogodzenia się po jej ucieczce, bo on martwił się co Hektor może zrobić żonie. W ogóle z Charliego to dobry przyjaciel, dla Hektora ukradł w Londynie akta sprawy policyjnej, wychodzi na to, że to on spowodował zalanie archiwum.
    Opis seksu wyszedł rewelacyjnie, pokazane jest jak Cyntia by i chciała i się boi i podoba jej się i zawstydzona jest, onieśmielona. Hektorek przedstawiony został jako kochanek doskonały, muszę przyznać, że stanął na wysokości zadania, zajął się żoną jak należy. Napracował się, żeby to całe zawstydzenie i onieśmielenie Cyntii poszło w las. Chwilami zapominam, że to początek XX wieku i zachowanie Cyntii, jak na tamte czasy wcale nie jest dziwne. Pewnie wiele małżeństw uprawiało seks "po bożemu", a to co wprowadza Hektor do ich relacji wydaje jej się dziwne, niedopuszczalne, perwersyjne i zakazane. Choć przyznam szczerze, że nie wiem, jak można wstydzić się własnego męża i to rok po ślubie.
    Cyntia cwana jest, jak naszło ją wspomnienie Williama i Hektor zauważył, że zamyśliła się, to szybko skłamała, że myśli o nowym kapeluszu, chociaż, lepiej że powiedziała, że myśli o kapeluszu niż o byłym kochanku. Pomimo, że kapelusz był tylko pretekstem, to postanowiła to wykorzystać, bo przecież był taki piękny. Rozwaliła mnie tym rozmyślaniem, że może by tak odmówić w tej chwili mężowi siebie, jak on odmawia jej zakupu nowego nakrycia głowy. Obawiam się, że Hektor by się strasznie wkurzył, jakby żona w tym momencie przerwała. Uważam, że Cyntia podjęła dobrą decyzję, że postanowiła poddać się chwili i kontynuować to co zaczął Hektor, bo przecież jak sama stwierdziła skrzywdziłaby siebie samą, bo co by nie mówić, gdyby pominąć to ściśnięcie piersi, to on sprawił jej przyjemność.
    Trochę bawiło mnie, jak Hektor bawił się żoną, rozpalał ją i nie kończył i tak kilka razy, a biedna Cyntia tak bardzo chciała żeby wreszcie doprowadził sprawę do końca, ale ta jej wstydliwość i zakłopotanie i przeświadczenie, że kobiecie nie wypada poprosić męża, powiedzieć mu czego by chciała, co sprawiłoby jej przyjemność. Tak samo jak wstydziła się zacząć rozmowę o tym, że nie chce zajść w ciążę i co z tym fantem zrobić, ale Hektorek doświadczony kochanek i na to znajdzie rozwiązanie.
    Zapowiada się ciekawie przyszła edukacja seksualna pani Rodrigez, niby wstydliwa, zakłopotana, a odważyła się w końcu zapytać, co to jest miłość grecka, ciekawość zwyciężyła, a ten niedobry mąż zbył ją, że wszystko powoli, niby tak, ale pewnie Cyntię ciekawość zżera.
    Zastanawiam się, czy wszyscy faceci tak mają, Hektorek wkurzył się jak zobaczył żonę na parapecie zamykającą okno, tylko, że on bardziej wkurzył się nie o to, ze naraża się , bo może spaść, tylko, o to, w jakim stroju ona to robiła, zazdrośnik jeden. Uśmiałam się z tej ich rozmowy i tego jak Cyntia rozbroiła Hektora, grzecznie pochylając głowę i przepraszając męża, za to jakże nieodpowiednie zachowanie, bo przecież ta kusa koszulka którą miała na sobie, była tylko i wyłącznie dla niego.
    Muszę przyznać Hektorowi na plus, że w ten a nie inny sposób rozwiązał sprawę ucieczki żony, mam nadzieję, że on tylko tak gadał do Charliego i wcale nie zamknąłby Cyntii za kolejne nieposłuszeństwo w pokoju, na kilka dni.
    No i Cyntia dostanie jednak swój wymarzony, okropnie drogi kapelusz, biedny Charlie, wyobraziłam sobie jego minę, jak Hektor powiedział, że ma pojechać i kupić kapelusz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny list Cyntii. Wręcz widać, że jest już dojrzalsza i musiało minąć trochę czasu, żeby zdołała go napisać.
    Błędy poniżej:
    który przedarł się przez delikatną i spokojną melodie
    melodię
    Cyntia co jakiś czas dociągała ramie do policzka
    ramię
    które już dawno zaszły mgłą podniecenie i o
    podniecenia
    Nie chce przez najbliższy czas zajść w kolejną ciążę.
    chcę
    Przyznaję, że Marcinem nawet ci do twarzy
    z Marcinem
    odpowiedział Gerda i trącił Rodrigeza w ramie z taką sił
    ramię
    Teraz okazało się, że ona nie żyję
    żyje
    a gości, który byli nadal obecni w ich domu
    którzy
    Wszystko ma swoje granicę.
    granice

    Ciekawa jestem jakie dokumenty spalił Hektor. Dowiemy się tego wkrótce?
    Wydaje mi się, że ktoś, chyba to byli agenci (nie pamiętam) mówili o tym, że jeśli Hektor umiałby pisać dwoma rękami to by się coś zgadzało w ich śledztwie. Ciekawe czy ma to jakieś znaczenie.
    Czasami nie rozumiem czemu Hektor się tak denerwuje. Prawdą jest, że jego młoda żona postępuje nierozważnie, ale żeby aż tak się denerwować to przesada :(
    Nie, nie znudziłam się historią :)
    Pozdrawiam

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co spalił Hektor wiemy - dokumenty z przesłuchań zarówno z Londynu jak i z Hiszpanii. Wiem, że bardziej interesuje cię co było w tych dokumentach tak dokładnie i dowiesz się tego, gdy pojawi się Borys i gdy ci nieszczęśni policjanci w końcu do czegoś dojdą.

      Hektor jest dwuręczny i ma to znaczenie dla całego opowiadania.

      Hektor jest nerwusem i cholerykiem, ale to się nie wzięło znikąd i ma jakieś tam podszycie. Zauważ kiedy on się denerwuje. Nie gdy Cyntia robi coś nieodpowiedniego, ale gdy jest zazdrosny, gdy ma powody do zazdrości.

      No i zdradzę ci tylko tyle, że rozdział 21 będzie taki lekki, momentami zabawny, choć będzie w nim trochę bolesnej przeszłości Rodrigeza. Za to w rozdziale 22 pojawia się William i co najlepsze to Rodrigez go sprowadzi do domu, a Cyntia... no ja na jej miejscu, to bym chyba zawał dostał, zwłaszcza, że oni obaj wrócą podpici i pobici.

      Usuń
  4. Spodobał mi się list do Severina oraz zaciekawiła mnie osoba Charliego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cyntia przeszła samą siebie myśląc o kapeluszu w takiej chwili. No, ale wiadomo musiała skłamać, aby jej sekret nadal pozostał w tajemnicy. I tak go długo utrzymuje, biorąc pod uwagę, że zna go prawie cała jej rodzina.
    Marta to idealna babcia. Zajęła się wnukiem przez sekundę i czym prędzej go oddała, gdy tylko zaczął płakać. Postawa doprawdy godna podziwu. Dobrze, że pojawił się Charlie, który zgodził się zająć Marselem.
    Cóż, nie rozumiem, dlaczego ojciec Hektora chciał na siłę zrobić z niego praworęcznego, skoro chłopiec wykazywał predyspozycje do pisania lewą. To jakaś ujma? Chociaż jak sięgnę pamięcią wstecz, to moi rodzice też nie byli zadowoleni, gdy brat nie chciał pisać prawą, ale mu odpuścili i teraz jest leworęczny, a podobno świadczy to o większej inteligencji (śmiem wątpić, jeżeli o niego chodzi). No, ale wracając do opowiadania. To te zdolności Hektora mogą rzucić więcej światła na całą sprawę. Przecież raz skłamał, że jest praworęczny. Czyżby celowo?
    I te dokumenty, i reakcja Charliego, a potem Hektora. To wszystko mocno mi się nie podoba. A kapelusz prawdy nie zastąpi. Takie moje zdanie.
    A ten medalion? Czyżby potwierdzał teorie policjantów na temat sposobu zdobycia fortuny przez Hektora?
    Pożyjemy, zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten list w środku rozumiem, że z przyszłości i w sumie dał mi nadzieję, że może ta historia nie skończy się jednak tak źle (czyli, że Cyntia nie zostanie z HektoremXD) Sorry, ale jednak to on mnie denerwuję. Takie dramaty, bo Cyntia chciała zamknąć okno? Co za typ jakiś. Jak tak bardzo nie chciał żeby spadła (może by się czegoś nauczyła) albo żeby nikt jej nie podejrzał (bo przecież w ogrodzie dżampreza, a ona nie ma prawa ubierać się jak chce w swoim pokoju) to mógł chociaż powiedzieć spoko Cynita, zamknę ci to okno skoro tak ci przeszkadza, a tobie zakazuję bo tak. Jaki on jest irytujący w takich momentach! W łózku, dobra spoko, ale mnie zakazy w życiu irytują, a zwłaszcza "bo tak". Rozumiem prawo, zakazy państwa, że nie można czegoś, bo coś tam coś tam, ale zakazy w małżeństwie to paranoja i ja bym nie chciała mieć takich popieprzonych rodziców, mamusi, która dostaję kary jak bobas - jak ja!
    No dobra, a teraz konkretniej :D Seks jak to seks, nie czytam czegoś takiego pierwszy raz, raczej nie był zaskakujący. Czytanie scen seksu mnie nieco nudzi już na blogach, bo zazwyczaj nic tam nie ma odkrywczego tylko te same oklepane zdania jak to on doprowadzał ją do tego i tamtego, a ona z rozkoszy to i tamto... dużo się naczytałam takich scen i już mnie one niespecjalnie ruszają, bo większość wygląda tak samo. Ale i tak mi się podobało, nie sądziłam, że będzie taka dokładniej opisana scena erotyczna, właściwie myślałam, że już takiej nie będzie, a tu, o, jednak jest. No i była zgrabna i długa, szczegółowa, fajnie, że Cyntia się przełamała, a jak Hektor zgasił światło to sobie pomyślałam, że mógłby ją zajść z dziwnej strony i zerżnąć w ciemnościach jak groźne zwierzę a ona by go nie widziała XD ale to tylko moja chora wyobraźnia, nie ważne.
    Jeszcze co do tego listu to podobał mi się jego dojrzały wydźwięk, nie pasował trochę do Cyntii, bo ona taka dziecinna, ale skoro z przeszłości to bardzo dobrze. Jest tam sporo ciekawych pytań na które jeszcze nie ma odpowiedzi, ale po przeczytaniu go, mam wrażenie, że z Hektorem naprawdę musi być coś nie tak. Zresztą, ja tam uważam, że każdy, który dopuszcza się zabójstwa i jeszcze nie ma nic przeciwko następnemu, ma coś z głową.
    No dobra, trochę pojechałam bohaterom, to teraz powiem jak bardzo mi się podoba, że wplatasz więcej opisów. Ta historia nagle ożyła! Znacznie ciekawiej to wszystko prowadzisz, a nie, że ściana dialogu. Co prawda, opisy jeszcze mogą być lepsze, bo czasem są nieporadne. Na przykład, że drzwi miały osiem szybek - ja raczej sobie tego nie wyobraziłam - albo kuleczki mieniące się w dłoni na pobłyskujący kolor - połyskujący, jeśli już, a poza tym jaki to kolor połyskujący?, a skoro kuleczki się mieniły, to chyba wiadome, że połyskiwały. To takie drobne szczegóły, ale naprawdę jest lepiej i mi się znacznie przyjemniej czyta.
    Czuję, że kwestia tego którą ręką pisze Hektor ma znaczenie dla historii.
    Najbardziej w rozdziale podobał mi się akcent jak Cyntia i Hektor zapalili razem papierosa i się pocałowali. Lubię w ich wydaniu takie bliższe momenty, romantyczność, bo paradoksalnie są dla mnie ciekawsze niż kłótnie. Ale Ty i tak zachowujesz równowagę, bo jak za długo (a i tak krótko) jest słodko, to można być pewnym, że za niedługo się pokłócą :D Chociaż te kłótnie zazwyczaj są podobne i dość, hm, przewidywalne. Hektor się sprzeciwi, Cyntia też, a później Hektor bardziej i może zagrozi, a Cyntia da za wygraną, czasem zakończą to słodko, a czasem wybiegnięciem z pokoju.
    Ciekawi mnie czy Cyntia i William w końcu się spotkają, a jeśli tak, to jak to będzie :D
    A historia NIE nie zanudziła mnie jeszcze XD I raczej nie zanudzi, bo czyta się coraz lepiej, widzę jak Twój styl kwitnie i im głębiej brnę tym bardziej przejmuję się wydarzeniami i bohaterami, bo ich poznaję. Ach, i w ogóle to już jestem w połowie tego co napisałeś! Sukces :D ( wiem, jestem beznadziejna, wolno czytam)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Części długa jak zresztą kazda inna. Nie dano mi przeczytać rozdziału na raz bo ciągle ktos mi przerywał i coś chciał ale w końcu doczytałam. ;)
    Z Marty cudowna matka i babcia pożyczyła wnuka pochwaliła sie i oddała. Cyntia moim zdaniem też nie jest lepsza i traktuje jakos nijak tego Marsela. Jak go nie chciała mogla sie pozbyć a jej matka z chęcią by jej pomogła po co to dziecko karać teraz obojętnością. Za to z Hektora jest fajny tatuś taki opiekuńczy i interesowny. Jak dla mnie to opowiadanie jest coraz bardziej skomplikowane, osobiście wolałabym żeby te zagadki najpierw die rozwiązywały a potem powstawały nowe bo ja biedna sie juz gubię.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hektor to typ człowieka, którego naprawdę nie lubię.
    Jest porywczy, lubi dominować i naprawdę jest hipokrytą.

    Cyntia nie miała wyjścia. Wyszła za niego i teraz pewnie z minuty na minutę żałuje swojej decyzji.
    On wykańcza ją psychicznie...

    Gdyby Hektor tylko był cholerykiem, to jeszcze bym przymknęła na to oko, ale on jest mordercą, kłamcą i w dodatku po trupach dąży do celu.
    Brzydzę się takimi ludźmi.

    Ps. Scena seksu naprawdę była okropna. Taka z przemocą i wręcz napawała mnie obrzydzeniem.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Uśmiałam się przy Cyntiowym „o kapeluszu” i reakcji Hektorka(chociaż znowu zgrzytałam zębami, że przy czułościach z Hektorem, przychodzi jej na myśl William). A co do całego zajścia, to pomijając to, że Hektor był i uroczy, i stanowczy, i złośliwy, i pociągający w jednym, to myślę, że to Cyntii dobrze zrobiło, i że to taki jej pierwszy kroczek do tego, by przestać wstydzić się swojego ciała przez własnym mężem i porzucić chociaż częściowo te niewinność, jaką tam w sobie jeszcze ma(chociaż nazwać ją niewinną, to chyba mega faux pas, zważywszy na to, jaki numer Hektorowi wykręciła, ale wiesz, o co mi chodzi).
    List do Severina był poruszający. W ogóle cały ten rozdział jest pełen emocji. Gniew, namiętność, melancholia. Można by powiedzieć, że mieszanka wybuchowa, ale może właśnie przez to mogę śmiało stwierdzić, że to jeden z moich ulubionych rozdziałów, właśnie przez te naszpikowanie wyraźnymi emocjami(chociaż ja przy prawie każdym rozdziale przeżywam jak głupia, czy pełen emocji, czy nie). Wracając do Severina, to zastanawiam się, dlaczego Cyntia wszystko mu tak skrupulatnie opowiadała, dlaczego akurat jemu? Bo ja jednak stawiałam na to, że to jedynie Kornel będzie tym ukochanym, tym, który zasłużył na miłość i szczerość matki.
    Prezent Hektora był przesłodki – który z mężczyzn w tych czasach, zrobiłby coś takiego? Bałam się tylko, że Cyntia tę datę połączy wyłącznie ze śmiercią ojca i prezent będzie dla niej przykrym powrotem do wspomnień, ale na szczęście, zdawała się być tak mile zaskoczona, jak i ja.
    Charlie mnie bawi z tym przekręcaniem imion, przypomina mi z tym siebie nawet trochę, bo ja nigdy nie mogę zapamiętać, tylko sobie sama wymyślam, jakie mi pasuje. Ja jednak jestem z tym wkurzająca, a on wydaje się być uroczy, chociaż Hektorek tam też na niego ząbkami zgrzytał, ale na co on nie zgrzyta.
    Zostając przy Charliem, to bardzo dużo o Hektorze wie, i to może dlatego właśnie nie ma tego respektu, i Hektor go tak szanuje. To na pewno jeden z wielu powodów, ale tak mi wpadł nagle właśnie, że to na pewno też przez to. Ale mi to pasuje, bo to znaczyłoby, że Charlie nie będzie postacią która pojawia się i znika, tylko zabawi na dłużej, a ja go lubię niemal tak, jak Hektorka, i nawet widzę w nich trochę podobieństw, więc niech będzie jak najdłużej.
    Scena z Cyntią i oknami mnie rozbroiła, szczególnie Hektorkowe „kupiłem ją dla siebie”. Faceci to nie wiem co mają, że mówią, że to SOBIE sukienkę czy koszulkę kupili. Jak sobie, to sami niech noszą :) Co do samego Hektorka, to nie spodziewałam się po nim takiej reakcji na to, że ktoś ją może zobaczyć. Znaczy zdenerwowania się spodziewałam, ale on okazał niemal zazdrość, dlatego się tak zdziwiłam, bo gdzie Hektorek zazdrość. Ale że ona się nie spłoszyła, a potem nie obraziła, to też mnie zaskoczyła i to pozytywnie. Zmieniam do niej podejście z rozdziału na rozdział, ale to pewnie dlatego, że i ona się zmienia. Powoli, ale zmienia. Może za dziesięć rozdziałów będę już śmiało mówiła, że lubię Cyntię i wtedy zmienię nastawienie do Hektorka, który zbyt dobry dla niej nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo fajnie opisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Czytam = Komentuję

Anonimowi – podpisujcie się!


Zapraszam was na swój blog autorski, gdzie znajduje się więcej informacji jak i opowiadań, oraz linków do nich: http://dariusz-tychon.blogspot.com/