wtorek, 14 czerwca 2016

Rozdział 22: Nowy lokaj


Zachęcam także do zapoznania się z wcześniejszym postem  Rozdział 21: Miłość grecka i irlandzka

Tym co trafili tu po raz pierwszy, przypominam, że opowiadanie zaczyna się od postu - Wprowadzenie: Na zły początek

Cyntia, po raz drugi w życiu, leżała na ciężkim, dużym i niewygodnym biurku w gabinecie męża. Była wykończona, ale godzenie się, przecież właśnie tego wymagało od dwojga kochanków – fizycznego zmęczenia. Co prawda, w temacie kochania się na inne sposoby nie sięgnęli porozumienia, ale Hektor postanowił nie naciskać, uznał, że wcześniej lub później, ale na pewno kiedyś Cyntia zechce posmakować inności i zapoznać się z doznaniami, których na żaden inny sposób nie przeżyje.
Stał nad nią i zakładał ramiączka szelek na wygniecioną, do połowy zapiętą, białą koszulę, by potem nachylić się i pocałować żonę w usta. Rozsmakował się tym muśnięciem krótką chwilę, po czym zebrał słowa jakie sunęły mu się na język i ułożył z nich całkiem gustowne zdanie:
Kocham ciebie, nad życie. – Położył dłoń na jej udzie. Delikatnie wtargnął pod materiał halki.
Powinnam się ubrać, by przejść do pokoju.
Powinnaś.
Ale nie mam siły – przyznała z uśmiechem na twarzy.
Usiadła na biurku i spojrzała Hektorowi w oczy.
Powiesz mi prawdę jeśli o coś zapytam?
Oczywiście. Dokładnie, to albo powiem prawdę, albo nie odpowiem, ale nie skłamię. – Hektor kończył zapinanie ostatnich guzików swojej koszuli, potem rozpoczął wsuwanie jej do spodni.
Javier siedział w więzieniu – zaczęła. – Naprawdę mu nie pomogłeś?
Rodrigez wziął jedno z krzeseł i postawił naprzeciw żony, wciąż siedzącej na biurku. Zajął miejsce i przez chwilę poczuł się głupio, że w tej sytuacji jest od niej niższy, ale nie chcąc się wiercić był zmuszony się z tym pogodzić.
Cyntio… ja wiem, że Javier wydaje się być sympatyczny, ale on nie do końca jest szczery. To bardzo interesowny człowiek, okłamał mnie.
Okłamał?
Z kopalni kiedyś wydobywano węgiel. Teraz jest nieużywana. Kompletnie nie przynosi zysku. Nie można jej używać, bo nie ma właściciela. Javier widnieje jako właściciel w księgach wieczystych, ale nie ma do nich aneksu, nie ma aktu własności. Z kolei akt własności kopalni wskazuje na mnie. Nie wiem czy znasz się na tym?
Ojciec trochę mnie uczył – wyjaśniła. – Nie pytam o to jak jest teraz. Pytam o to jak było i dlaczego twój brat siedział w więzieniu, a ty mu nie pomogłeś?
Sam sobie jest winny, Cyntio.
To ma jakiś związek z pojedynkiem? Kłóciliście się o majątek. Chciałeś się zemścić?
Jestem mściwy, ale nie mszczę się dwukrotnie. – Uśmiechnął się delikatnie.
Możesz jaśniej, Hektorze?
Oczywiście. Odkupiłem od niego kopalnie, bo on nie miał na rozpoczęcie wydobywania węgla. Umowę zawarliśmy sprawiedliwie. Ja zatrudniłem swojego majstra, ale on go zwolnił. Nie było mnie wtedy w państwie, posłużył się moim niedopatrzeniem i tym, że nie zmieniono zapisu ksiąg wieczystych. Posłużył się przede wszystkim testamentem. Zatrudnił swojego majstra, zatrudnił ludzi, nie wypłacił im, a potem szukał dokumentu, że to ja jestem właścicielem, i że to moja sprawka. Javier to człowiek, który zawsze dorabia się cudzym kosztem.
Dokument masz ty? – zapytała wprost Cyntia.
Hektor uniósł kąciki ust ku górze.
Nie odpowiadaj, twój uśmiech jest odpowiedzią. Mógł uniknąć więzienia, gdybyś…
Właśnie, gdybym ja przyznał się do winy i zatrudnienia tych ludzi. Tak chciał. Uwierz Cyntio, zatrudniłem prawnika i chciałem mu pomóc, ale nie swoim kosztem. Nie będę pokutował za jego grzechy. Wierzysz mi?
Wierzę – odpowiedziała, choć bez przekonania. Zeskoczyła z biurka i zaczęła się ubierać. – A ty mi wierzysz? Ufasz mi? – dopytywała.
Oczywiście – odpowiedział pewny swego.
Masz ten dokument przy sobie?
Hektor zrobił się podejrzliwy, a Cyntia jakby nigdy nic odwróciła się do niego plecami i poprosiła, by zapiął guziki jej sukienki.
Już – odparł, wstając. – Dlaczego pytasz czy mam ten dokument przy sobie?
Bo chcę wiedzieć. – Odwróciła się i musnęła męża w brodę. – Boję się, by nikt ci nie zaszkodził.
Jest dobrze schowany. – Hektor spojrzał się znacząco na krzesło, na którym przed chwilą siedział.
Gdzie? – dopytywała marszcząc brwi i podążając za jego wzrokiem. – Proszę, powiedz mi – nalegała, a on przystał na to i już po chwili odkręcał nogę jednego owego krzesła, po czym wyjmował z niego zwinięty w rulon dokument.


Rano pani Rodrigez oznajmiła mężowi, że wybierze się na dłuższy spacer.
Chcesz abym ci towarzyszył? – dopytywał, przypinając łańcuszek kieszonkowego zegarka do kamizelki.
Nie – odpowiedziała. – Znaczy bardzo bym chciała, ale wydaje mi się, że masz dużo pracy – dodała po krótkiej chwili, by nie zdradzić się z tym, iż nie życzy sobie jego towarzystwa. – Chcesz, by pensjonat jak najszybciej zaczął przynosić zyski. Rozumiem to – wyjaśniła.
Nie wiedziałem, że mam aż tak wyrozumiałą żonę. – Zerknął do kołyski, by pogładzić Marsela po policzku. – Tylko nie chodź za długo, nie jest za ciepło. Mogłabyś się przeziębić.
Oczywiście.
Ubierz coś ciepłego na siebie. Marsela nie musisz brać z sobą, twoja matka pragnęła zabrać go na spacer z samego rana.
Niebywałe – skomentowała Cyntia. Pożegnała męża muśnięciem w policzek i opuściła sypialnie.

Tego dnia pani Rodrigez wybrała się na dłuższy spacer, niż Hektor podejrzewał, gdyż dotarła aż do motelu, w którym zatrzymał się Javier. Zapytała o niego w recepcji, ale nie chciano udzielić jej informacji. Na szczęście zastała go w restauracji, jak popijał drinka.
Witam, czy mogę? – zapytała, chwytając za krzesło naprzeciw niego.
Oczywiście. – Wstał i poczekał aż zajmie miejsce. Następnie usiadł i uśmiechnął się do bratowej. – Zawsze przyjemniej spędza się czas w miłym towarzystwie pięknej damy.
Nie przyszłam tutaj po to, by słuchać komplementów na swój temat. Wystarczą mi te, które dostaje od własnego męża – zaczęła ostro.
Przyszłaś poznawać sekrety rodzinne? – zapytał z drwiną.
Interesują mnie kopalnie i sprawa aktu własności. To po to przyjechałeś, prawda? To dlatego wczoraj próbowałeś dostać się do gabinetu Hektora, ale był zamknięty, czyż nie?
Javier uśmiechnął się zaskoczony.
Jestem pod wrażeniem. Nie dość, że piękna, to jeszcze bystra. Mój brat trafił na prawdziwy skarb.
Dlaczego to zrobiłeś?
Co takiego zrobiłem, Cyntio?
Dlaczego zatrudniłeś setki ludzi i im nie wypłaciłeś pensji?
To zrobił twój mąż – odpowiedział z przekonaniem i poprosił kelnera o przyniesienie kieliszka dla bratowej.
Nie wierzę – szepnęła.
Nie wiesz za kogo wyszłaś. – Spojrzał Cyntii w oczy z taką pewnością siebie, że niemal każda kobieta byłaby skłonna uwierzyć we wszystko co powie.
Cyntia jednak nie była tak głupia i zapytała zagniewanym tonem:
Mam ufać tobie czy człowiekowi, któremu przysięgałam?
Nie musisz mi ufać, nie proszę o pomoc, ale przesiedziałem trzy lata w więzieniu za oszustwo. Po wyjściu musiałem zaciągnąć kredyt u rodziny i spłacić należności…
Jeździsz drogim samochodem. Uznam więc, że od tego nie zbiedniałeś.
Odbiłem się od dna, na które zepchnął mnie mój własny brat.
Po co wróciłeś?
By poznać bratanka.
Nienawidzisz Hektora, on za tobą też nie przepada. Mam uwierzyć, że przyjechałeś poznać jego syna? Javier, bądźmy poważni. – Sięgnęła po kieliszek i zrobiła łyk wina.
Sprawa kopalni jest już przedawniona, ja odsiedziałem ile było trzeba odsiedzieć za tę zbrodnie. Nie chcę pieniędzy, ani zysków. Nie poślę twojego męża do więzienia, ale chcę oczyścić swoje dobre imię. Nie ja zatrudniłem tych ludzi. Kopalnie nie należały wtedy już do mnie – wyjaśnił spokojnie, choć widać było, że coś się w nim gotuje.
Oczyścisz swoje imię, plamiąc przy tym imię mojego męża?– zapytała wprost.
To londyńscy wspólnicy, nie znają Hektora. Nigdy go nie poznają. Nikomu nie zaszkodzę, a ja muszę spłacić zadłużenie. Termin dobiega końca. Ciężko mi zacząć każdą nową inwestycje, zdobyć na nią pieniądze, bo jestem dłużnikiem i przestępcą. Do tego doprowadził twój mąż. – Niespodziewanie chwycił za jej dłoń i delikatnie uścisnął. – To nie twoja sprawa i nie martw się tym. Uwierz, że chętne zemściłbym się na moim bracie, ale najbardziej w tym wszystkim byłoby mi szkoda ciebie, dlatego nic takiego nie nastąpi. Nie mógłbym cię skrzywdzić, nie jesteś niczemu winna. – Javier patrzył głęboko w oczy bratowej i delikatnie pocierał kciukiem jej kłykcie.
Cyntia odruchowo i pośpiesznie zabrała dłoń, gdy poczuła znajomy dreszcz. Podobny przebiegał jej ciało w chwili, gdy Javier w dniu chrztu Marsela, położył otwartą dłoń na jej plecach.
Długo zamierzasz zostać?
Dopóki nie zdobędę tego po co przyjechałem – odpowiedział wprost.
Hektorowi nie podoba się twoja obecność. Mnie też zaczyna ciążyć.
Przyjechałem tu z brudnym imieniem, chcę wyjechać z czystym i zatrzeć po sobie złe wrażenie.
A gdybym przyniosła ci ten dokument? – zapytała wprost.
Zapewne nie wiesz gdzie go ukrył. Nie zdziwiłbym się, gdyby został w Hiszpanii – grał smutnego i zrozpaczonego.
Wiem gdzie jest i przyniosę ci go, powiedz tylko kiedy.
Najlepiej dziś wieczór. Mam spotkanie z inwestorem z Londynu. Chcemy rozpocząć inwestycje. Jest w podróży, dlatego jako miejsce spotkania wybraliśmy ten motel. Mogę na ciebie liczyć?
Ale potem wyjedziesz? – dopytywała.
Oczywiście, jako oczyszczony z zarzutów człowiek.
Mogę ci ufać, Javier? Nie zawiodę się?
Z pewnością nie. Możesz zapytać Laury. Nigdy nikogo nie oszukałem. Być może dlatego zawsze jestem stratny. Twój mąż nawet podrobił testament ojca Laury.
Cyntia spojrzała na szwagra pytająco. Prawdą było, że o Francisie Prevoscie wiedziała tyle co nic, jedynie jakieś skrawki, które Hektor wplótł w swoje wypowiedzi. Javier to zauważył, więc postanowił zapytać:
Naprawdę myślisz, że człowiek, który Hektora nienawidził, dałby mu własne dziecko pod opiekę?
Nie wiem co mam myśleć. To sprawa waszej rodziny. Mi zależy tylko na twoim wyjeździe i odzyskaniu spokoju.
W takim razie przynieś mi dokument. – Błysk w oczach Javiera i ton wypowiedzi, jakby ją szantażował, sprawiły, że Cyntia poddała pod wątpliwość jego słowa.
Skoro tak bardzo jest tobie mnie szkoda w tym wszystkim, to dlaczego każesz mi narazić się własnemu mężowi? Nie odpowiadaj, to było pytanie retoryczne. Nie zdradzę męża, w żaden sposób. Jeśli tak bardzo zależy ci na moim spokoju, to wyjedziesz bez aktu własności. Przeżyłeś bez niego tyle lat, dasz radę pożyć z brudnym imieniem jeszcze trochę. – Wstała i wyszła z restauracji bez pożegnania, a Javier odprowadzał ją zawiedzionym i zagniewanym wzrokiem.

Młoda pani Montenegro de Rodrigez wracała do domu leśnym skrótem. Jeszcze rok temu nie znała niemal zupełnie tej okolicy, pomimo że mieszkała tak niedaleko. Teraz jednak poznała prawie każdą leśną ścieżkę, a wszystko za sprawą rodzinnych spacerów wraz z małym Marselem, który podczas długich wędrówek najlepiej sypiał. Tym razem Cyntia szła taką drogą, która doprowadziła ją do posiadłości, ale do tylnego jej wejścia. Zauważyła jak w rogu, nieopodal schodów, mąż i matka rozmawiają. Żwawo o czymś dyskutowali, nie powstrzymując się przy tym od gestykulacji. Chciała wiedzieć o czym mówią, bo od pewnego czasu zaczynały ją irytować ich zachowania względem siebie – raz skakali sobie do oczu, innym razem znów wpadali sobie w objęcia. Cyntia obeszła więc kamieniczkę dookoła i schowała się za wielkim filarem. Podsłuchiwała.
Naprawdę był ci obojętny los brata? – zapytała Marta, jednocześnie kołysząc wózkiem, w którym usypiał mały Marselek.
Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. To prawda stara jak świat.
Świat jest starszy niż aparaty, mój drogi. Rodzina jest najważniejsza.
Mówi tak pani, bo go nie zna.
Mam w nosie twojego brata i to, który z was ma racje. Jednak jesteś mężem mej córki, teraz należysz do naszej rodziny i nie chcę się na tobie zawieść.
Kocham Cyntię, nie skrzywdziłbym jej.
Jej nie, ale mnie już tak. Dlaczego nie wspomniałeś o kopalniach? Chciałeś zachować je dla siebie? Nie chciałeś się podzielić? Zapomniałeś o naszej umowie?
Nie, o niej nie da się zapomnieć. Pani mi o tym zobowiązaniu przypomina przy każdym spotkaniu.
Dlaczego więc to zataiłeś?
Te kopalnie są bezużyteczne. Zawaliły się. Nie da się rozpocząć prac. Zresztą niewiele i tak było do wydobycia.
Skąd wiesz jak było, skoro to twój brat się na tym bogacił?
Hektor uśmiechnął się do Marty przebiegle, co nie umknęło uwadze Cyntii, gdyż właśnie nieco wychyliła głowę. Mąż na szczęście jej nie dostrzegł.
Chyba rozumiem. Albo chciałeś się go pozbyć i naumyślnie go wrobiłeś, albo on wpadł, ty na tym zyskałeś, więc ukryłeś dokument. Jak było, Hektorze?
Zachowam to jako tajemnice, dla siebie.
Powinniśmy sobie ufać. Ja tobie zaufałam. Powierzyła ci moją własną córkę.
Tylko dlatego, że miała pani w tym swój interes.
Wiem co zrobiłeś, Hektorze.
O czym pani mówi?
Cyntia starała się coś usłyszeć, ale nie wychwyciła żadnych słów, więc doszła do wniosku, że jej matka szepcze. Wychyliła się po raz kolejny, bo jej słuchu dobiegł dźwięk kół toczących się po kamieniach. To Marta i Hektor postanowili się przejść. Wiedziała, że nie może podążyć za nimi, bo by ją szybko zauważyli. Poszła więc do saloniku i zamówiła sobie sok oraz owoce. Rozmyślała. Doszła do wniosku, że mąż nie jest z nią do końca szczery.
Dowiem się o co w tym wszystkim chodzi – obiecała samej sobie w myślach, przy czym obserwowała jak kelner kładzie przed nią kieliszek i pucharek.

W tym samym czasie, gdy Cyntia powątpiewała w słowa jakie usłyszała w nocy od męża, Marta i Hektor spacerowali wraz z Marselem i nadal prowadzili żywą dyskusje na tematy, które bez wątpienia dotyczyły całej rodziny.
Pomogłam ci, ostatni raz, bo ty mi nie ufasz. Dlaczego więc ja mam ufać tobie?
Z Javierem rozpoczęliśmy inwestycje wspólnie. Ja sfałszowałem dokumenty i namówiłem ludzi do kłamstwa. Wykazałem same straty. Firma wtedy była jeszcze na Javiera. Bał się, że nie będzie miał z czego wypłacić pensji pracownikom. Ja powiedziałem, że pokryje dług z pieniędzy Laury.
Nie lubicie się, dlaczego postanowiliście współpracować?
Każdy z nas krył to pod płaszczem pozornej zgody i naprawienia rodzinnych relacji.
Pod płaszczem mieliście ukryte cele. Jakie?
Tłumaczyliśmy sobie, że to jedyne co tak naprawdę zostało po naszej matce, po naszym ojcu, bo kopalnie były pierwotnie jego.
Nie pytam o tłumaczenia, a o pierwotne cele – rzekła ostro z dużym naciskiem na słowa pierwotne cele Marta Montenegro.
Ja chciałem zyskać na jego stracie.
A on?
A on chciał mnie wysłać do więzienia. Wpadł na pomysł, który obrócił się przeciw niemu. Oczywiście upewnił się czy w księdze wieczystej widnieje ja jako właściciel…
Jak dokonałeś wycofania tego zapisu, przecież to niemożliwe? – Kobieta spojrzała z niekrytym podziwem na własnego zięcia.
Kobiety są głupie… – rzekł pewnie z taką wyższością, że aż poczuła się maluśka. – Przepraszam. Nie wszystkie, ale większość.
Przespałeś się z jakąś pracowniczką notariusza? – wywnioskowała.
Lepiej. Przespałem się z prostytutką, do której chodził notariusz. To ona mi pomogła.
W takim razie, to notariusz był głupi, a nie ta kobieta – stwierdziła Marta i poprawiła chustę, którą miała obwiązaną wokół szyi. – Jak ci pomogła ta kobieta?
Notariusz bał się skandalu. Sam mi oddał dokument.
Zastraszyłeś go aż tak, że złożył krzywoprzysięstwo przed sądem? – nie dowierzała.
Nie mnie się bał, a straty majątku i gniewu żony. Dysponował jej majątkiem. Nawet kancelaria notarialna była własnością jej ojca.
Jesteś bardziej bez skrupułów niż ja – przeraziła się kobieta.
Niekoniecznie. Potrafię zepchnąć ludzi na dno, ale nigdy nie posłałbym Javiera do więzienia. Ja się po prostu broniłem, wykorzystując jego pomysł. To on chciał bym ja skończył za kratkami, odpłaciłem się jemu jak należy.
Nie masz wyrzutów sumienia?
Względem mego brata? – Pokręcił przecząco głową. – Nigdy.
Ty oszukałeś ludzi?
On, ale ja na tym zarobiłem. Jak już pani mówiłem, sztuką jest obrócić każdą przeciwność i niedogodność w zaletę, i na niej zyskać.
A ty to potrafisz? Nawet pojedynek obróciłeś na swoją korzyść. Nie zginąłeś.
Widocznie tak miało być – odpowiedział.
Niespodziewanie Marta Montenegro wpadła na pewien pomysł, albo raczej poddała pod dużą wątpliwość słowa Hektora. Jednak nie chciał tego przed nim kryć, bo jak zwykle dostrzegała w zięciu sprzymierzeńca, a nie przeciwnika.
Te kopalnie na pewno są nie do użytku? – zapytała wprost.
Pięć lat temu były nie do użytku.
Twój brat nie przyjechał poznać bratanka, nie bądź głupi ani naiwny.
Wiem o tym. Chce akt własności, aby oczyścić swoje imię, a mnie posłać za kratki. Zostały mu trzy miesiące do przedawnienia sprawy. Po trzech miesiącach nic nie wskóra, tylko oczyści własne imię.
Jeśli dokument wpadnie w jego ręce, ty pójdziesz do więzienia? – upewniała się Marta.
Tak, ale on nigdy nie znajdzie dokumentu.
Zamknąłeś go w sejfie?
Sejf nie jest bezpiecznym miejscem. Jest zbyt pospolity. Zazwyczaj takie rzeczy chowa się w sejfie, to byłoby zbyt łatwe do przewidzenia.
Mam nadzieję, że dobrze go strzeżesz. Nie chciałabym, by mój wnuk i córka… nawet nie chcę o tym myśleć.
Hektor był spokojny, dalej pchał kremowy wózek na białych kołach, delikatnie nim kołysząc. Marta spacerowała przy jego boku, zachowując pozory normalności rodzinnej.

Rodrigez powrócił wraz z Martą pod kamienice. Kobieta wezwała dwóch kelnerów, by wnieśli wózek z jej wnukiem po schodach.
Ale po co aż dwóch? Jeden by starczył, sam mogę… – zaczął Hektor, ale kobieta skutecznie mu przerwała:
Nie wypada, by gospodarz robił sam sobie za tragarza, gdy ma służbę.
Moim zdaniem, nie wypada mężczyźnie wysługiwać się zawsze podwładnymi, zwłaszcza, gdy sprawa dotyczy jego dzieci… jego rodziny. Emil, pomożesz mi, a ty Robert, wróć do swoich obowiązków – zadecydował.
Oczywiście panie Rodrigez – odrzekł Robert, a Emil podniósł wózek z małym paniczem i pomógł Hektorowi pokonać te kilka głównych schodów.
Mężczyzna wjechał z chłopcem do saloniku i usiadł naprzeciw żony. Miał dobry humor, ale Cyntia nie podzielała jego rozanielonego nastroju.
Straciłam apetyt – powiedziała nieuprzejmym tonem.
Chyba nie na mój widok? – Zaśmiał się.
Właśnie na twój. Nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem, jak można niszczyć własną rodzinę, nie umieć wybaczać i…
O czym ty mówisz? – zapytał wprost.
Cyntia wstała.
Okłamałeś mnie – warknęła. – Znowu mnie okłamałeś. – Rzuciła zmiętą serwetkę na stół i już miała opuścić salon, ale głos męża ją powstrzymał:
Jakie znowu?
Rozmawiałam przed chwilą z Laurą. Czego dotyczył pojedynek? Majątku!?
Możesz nie krzyczeć, bo ludzie…
Mam w nosie tych ludzi! – Ze zdenerwowaniem pochwyciła za wazonik i rzuciła go na podłogę. Porcelana pękła na kilka większych kawałków, a woda rozprysła się dookoła. Kwiaty leżały porozrzucane.
Jak ty się zachowujesz!? – warknął wstając.
Marsel zaczął być niespokojny i popłakiwać. Hektor zakołysał delikatnie wózkiem, a spojrzenia wszystkich obecnych skierowane były w ich stronę.
Cyntia spojrzała mężowi w oczy z niekrytą odrazą.
Wyszłam za mordercę i oszusta… za zwykłego przestępcę – cedziła przez zęby. Podeszła do wózka, wzięła płaczącego Marsela na ręce i poszła z nim na górę.
Marta przyglądała się całej scenie z wyraźną dezaprobatą. Pognała za córką.
Nie powinnaś była… – zaczęła na półpiętrze, ale młoda kobieta nawet się nie zatrzymała. – Nie możesz tak postępować! – wrzasnęła Marta, gdy były już przed drzwiami sypialni.
Marselek zaniósł się krzykiem, a Cyntia przystanęła. Spojrzała swojej rodzicielce w oczy i powiedziała:
Z tego co wiem, mamo, ja nie radziłam tobie jak masz postępować z moim ojcem, nie radź więc mnie, jak mam postępować z moim mężem. – Nacisnęła klamkę i weszła do pokoju.
Marta oczywiście podążyła za córką i stojąc przy zamkniętych drzwiach, obserwowała jak Cyntia przechadzała się z Marselem po pokoju usiłując go uspokoić. Nie była w tym najlepsza. To Hektor miał opanowaną te sztukę do perfekcji. W jego ramionach maluch uspokajał się o wiele szybciej i zasypiał na dłużej. Marta nie zamierzała jednak córce pomagać i zająć się wnukiem do czasu aż ta się nie uspokoi. Ciągnęła dalej swój wywód:
Chcę tylko byś wiedziała, że swoim zachowaniem przyniosłaś wstyd, nie tylko sobie i Hektorowi, ale także całej rodzinie, a przede wszystkim mnie i ojcu. On już nie żyje, ale ja jeszcze dycham i będę słyszeć teraz za plecami ale oni ją wychowali.
Słyszysz to od niepamiętnych czasów. Chyba od kiedy pojawiłam się na tym świecie. Myślałam, że już zdążyłaś się do tego przyzwyczaić, matko – odwarknęła.
Marta Montenegro zacisnęła dłonie w pięści, wypuściła głośno powietrze z płuc, odwróciła się na pięcie i opuściła sypialnie Rodrigezów, trzaskając za sobą drzwiami, co wystraszyło małego Marsela jeszcze bardziej i przez to zaczął płakać jeszcze głośniej.
Zamknij się w końcu! – wrzasnęła młoda matka i dosłownie wrzuciła trzymiesięcznego chłopca do kołyski. – Gdyby nie ty, to wszystko byłoby inaczej! Mogłeś się nie urodzić! – dodała i zostawiła rozkrzyczane niemowlę samo.
Wbiegła do łazienki, zamknęła za sobą drzwi, zjechała po nich plecami i siedząc na podłodze, złapała się za głowę. Łzy ciekły wodospadami po jej twarzy, a ona nie potrafiła się uspokoić. Dobiegający z pokoju wrzask niemowlęcia wcale jej nie pomagał w osiągnięciu nirwany.

Hektor Rodrigez po wybuchu żony, wyszedł z pensjonatu i udał się do tawerny, gdzie zasiadł przy barze i zamówił butelkę rumu. Nawet okiem nie rzucił na barmankę, chociaż była bardzo nachalna. Brunetka, której włosy zdawały się falować niczym morskie fale, nagabywała nieustępliwie. Hiszpan w końcu stracił cierpliwość i uderzył pięścią w blat baru.
Po co te nerwy? – zapytał jakiś mężczyzna, kładąc dłoń na jego ramieniu.
Odczep się pan – warknął do brodatego blondyna. Chwycił za szyjkę butelki i napełnił szklankę, by wychylić do dna.
Dla mnie sam rum, w butelce – złożył zamówienie William, siadając obok Rodrigeza.
Ten spojrzał na młodzieńca i stuknął swoją szklanką o butelkę trzymaną w dłoniach Oldmana. Willi odpowiedział uśmiechem i napił się prosto z gwinta.
Pańskie zdrowie – powiedział i napił się znowu.
Nawzajem chłopcze.
Pili tak obaj, dłuższa chwilę w błogim milczeniu, zasłuchując się w tawerniany gwar. Hektor pragnął w tym hałasie zaznać odpoczynku, a William niezauważenie wypytać o Rodrigeza. Obaj wypili o wiele za dużo. Na dodatek na ramieniu starszego z nich zawisła Aurelia.
Dorabiasz nocami? – zapytał bezczelnie.
Dziewczyna musnęła go w policzek, jakby to miało być odpowiedzią albo jawnym zaproszeniem. Oddaliła się o dwa kroki, okręciła wokół własnej osi i stanęła za barem.
Ładna – skomentował William.
Na tyle ładna byś jej zaufał? – zapytał Rodrigez z koleżeńskim uśmieszkiem na ustach.
Mój ojciec nie jest wykształconym człowiekiem, ale mawiał bym nigdy nie ufał kobiecie, która zdradza innego, bo kiedyś nawet nie obejrzy się w tył, zdradzając mnie. Tę pannę miało za wielu bym jej ufał.
Mądry ojciec. Mądry życiowo, a takie mądrości nie są równe nawet kilometry tytułów i dyplomów.
Pije pan przez kobietę? – postanowił działać aby temat się nie wyczerpał.
Mam to wypisane na twarzy?
Nie patrzy pan na inne, zakładam więc, że ma pan dość kobiet tego dnia.
Gdybyś poznał moją teściową, także miałbyś dość kobiet. Nie tylko na dzień, a na całe życie.
Przez teściową nie warto pić. Głowa będzie jutro boleć. – William się zaśmiał.
Hektor odpowiedział mu tym samym i po raz kolejny napełnił swoją szklankę. Oddał pustą butelkę Aurelii. Uśmiechnął się do niej. Oparł łokcie o blat, a dłońmi oplótł szklankę.
Jeszcze raz to samo? – zapytała nieprzyjaznym głosem.
Poproszę. Przyjechałeś tu dla kobiety, czy by o niej zapomnieć? – Hektor niespodziewanie spojrzał na Williama.
Przyjechałem… właściwie przyszedłem do tawerny, by się upić. To mój jeden dzień wolny, potem już tylko praca.
Gdzie się zatrudniłeś?
Jeszcze nigdzie, ale los czy też fatum rzuci mnie prawdopodobnie do najgorszego z pracodawców. – William dalej popijał prosto z gwinta.
Wiesz już który to?
Hektor Rodrigez. Pogłoski mówią, że drań jakich mało.
Hektor zachował pokerową twarz.
Drani na tym świecie nie jest mało. Jest ich wielu, chłopcze. Ale tu akurat masz rację, też nie słyszałem za wiele dobrego o Rodrigezie. Dlaczego więc nie podejmiesz pracy w innym miejscu?
Bo cholernie lubię wyzwania.
Zatem za wyzwania. – Hektor uniósł szklankę do góry i przechylił do dna.
Za wyzwania i kobiety, które dają nam namiastkę nieba.
A potem zamieniają je w piekło – dodał Hektor patrząc na Aurelie.
Ma pan złe doświadczenia? Przepraszam nie powinienem był pytać. – Pokręcił głową, by wymazać złe wrażenie.
Mam kłopotliwą żonę – odpowiedział szczerze Rodrigez, a William postanowił kłuć żelazo póki gorące.
To dlaczego pan został jej mężem?
Bo jest piękna i dobra. Bo jest moim domem.
Aurelia w zirytowany sposób przewróciła oczyma i podeszła do innego klienta, stojącego w przeciwległym końcu blatu.
Jest domem? Chodzi o posag? – dopytywał Oldman.
Nie. Jesteś za młody, by zrozumieć, ale czasami można być bezdomnym, a mieć dom. Innym razem możesz mieć hektary ziemi, sto pokoi z wyposażeniem, a być bezdomnym.
Jest pan filozofem?
Tylko gdy wypije – przyznał Rodrigez i poczuł jak ktoś skrada się za jego plecami. Marynarkę miał przewieszoną przez oparcie krzesła. Usłyszał szmer. Odwrócił się uderzając pięścią w jednego ze złodziejaszków. Kiedy to czynił, nie spodziewał się, że złodziejaszek ma kumpli.
William niewiele myśląc rzucił się do walki w obronie nowo poznanego mężczyzny. Nie dlatego, że go lubił czy czuł, że tak wypada. Po prostu nie tolerował nierównych szans, a sześciu na jednego nie było ani trochę sprawiedliwe. Oczywiście ochrona zamiast ich wyprosić, zaczęła zbierać zakłady kto wygra. Takie już były klimaty tego lokalu, jak i tym podobnych miejsc, od których na całym świecie aż się roiło.
W pewnym momencie William wytarł krew spod nosa wierzchem dłoni i pociągnął Hektora za ramie.
Spadamy.
Nie ucieknę jak szczur. – Rodrigez miał zamglony wzrok. Coś w jego spojrzeniu budziło grozę nawet w Oldmanie, który przecież w tej chwili mu pomagał, a nie stawał z nim do walki.
On ma nóż – postanowił odwołać się do rozsądku mężczyzny.
Trudno.
Spadamy mówię! – William schylił się po marynarkę Rodrigeza i swoją czapkę, następnie pociągnął go za jedno ramiączko szelek.
Hektor nie chciał rezygnować z bójki, ale wiedział, że bez chłopaka nie ma szansy z tyloma przeciwnikami, poza tym nie chciał stracić marynarki i pieniędzy, które się w niej znajdowały. Wybiegli więc z tawerny tylnym wyjściem.
Skrył ich mrok lasu. Idąc szybkim tempem dotarli do torów.
Ma pan portfel? – zapytał Willi, podając mężczyźnie odzienie wierzchnie.
Mam. Rozumiem, że twa pomoc nie była bezinteresowna. Na ile się cenisz?
Nie mam ceny. Proszę mnie nie obrażać. Jeśli panu pomogłem, to dlatego, że chciałem, a nie dlatego, że widziałem w tym łatwy zysk. Ktoś kiedyś powiedział, miej wyjebane, a będzie ci dane.
Wulgarne i zakłamane. Aby coś mieć trzeba walczyć i się starać. Tego ojciec ci nie przekazał?
Być może mówił coś, ale wątpię bym tego słuchał.
William spojrzał na Hektora, uśmiechnął się tak, że dołeczki ozdobiły jego policzki, zdjął marynarkę i ściągnął szelki z ramion, by było mu wygodniej. Odnalazł piersiówkę i zrobił spory łyk.
A pańskie nauki dotyczyły tego, że trzeba walczyć? – zapytał, podając towarzyszowi trunek.
Hektor uczynił łyk i powrócił wspomnieniami do czasów dzieciństwa.
Dotyczyły tego, że nie każdy może przetrwać – odpowiedział. – Kiedyś w prezencie pod choinką znalazłem trzy koty – zaczął niezwykle smutną opowieść, bardzo melancholijnym tonem. Przerwał i przełknął niespokojnie ślinę.
Małe?
Maleńkie. Jednak nie mogłem ich wszystkich zatrzymać, choć chciałem.
Musiał pan znaleźć im inny dom? To była ta nauka?
Nie, chłopcze. Haczyk tkwi w tym, że mogłem wybrać jednego, a z resztą wtedy jeszcze nie wiedziałem co się stanie.
Kto zażądał wyboru? – dopytywał William. Przyśpieszył i stanął naprzeciw Hektora. Widząc wyraz twarzy towarzysza, wiedział do jakiej puenty zmierza ta opowieść.
A czy to ważne? Zażądał i już. Wybrałem łaciatego, czarny w rude łatki. Był najmniejszy, najsłabszy i lizał mnie po ręce. Jego rodzeństwo było silniejsze, sądziłem, że sobie poradzą.
To opowieść z morałem – domyślił się chłopak.
Ten ktoś utopił pozostałe dwa kociaki na moich oczach, a ten zachowany i tak umarł, bo był za słaby by samodzielnie jeść.
William przełknął głośno ślinę przerażony opowieścią.
Ojczym nauczył mnie, by zawsze wybierać to co najsilniejsze, a reszta nie warta jest czasu, jaki trzeba temu poświęcić, w efekcie go marnując. – Hektor wyjął chusteczkę i przetarł nią skroń, bo poczuł, że toczy się po niej stróżka krwi.
Mój ojciec jak znalazł dwa skatowane szczeniaki, to starał się je wyleczyć, odmawiając sobie tego co potrzebne. Nawet jedzenie im oddawał.
Nauczył cię dobroci. Mnie nauczono przetrwać. Dlatego to ja będę twoim pracodawcą, a ty moim pracownikiem. Nazywam się Hektor Rodrigez. – Uśmiechnął się i wyciągnął dłoń w stronę Williama, który aż się zachłysnął.
Hektor z początku sądził, że Willi tak zareagował ze zdziwienia, ale dopiero kiedy dojrzał plamę na jego białej koszuli, zrozumiał stan młodzieńca.
Jesteś ranny.
Nic mi nie będzie. – Oldman uścisnął dłoń pracodawcy.
Ten przeszedł do tyłu i rozerwał nieco szerzej dziurę w jego białej koszuli. Przyjrzał się ranie.
Jest głęboka, trzeba szyć.
Szpital jest osiem kilometrów stąd. Samo się zrośnie.
Nie zrośnie! Prędzej się wykrwawisz albo dojdzie do zakażenia. Za pół godziny będziemy w mojej posiadłości.
Masz także pielęgniarkę na swoich usługach? – William z uśmiechem na twarzy nie dowierzał.
Hektor zaśmiał się z wyższością.
Moja żona ukończyła semestr medycyny. Umie zaszyć niewielką ranę na łopatce.
Skoro jest niewielka, to…
Trzeba ją choćby odkazić, tym bardziej, że nie wiadomo czym była zadana. Chociaż uciśnij, by tak nie krwawić. – Hektor wskazał mężczyźnie, by uciskał miejsce na ciele, które jeden z napastników brutalnie potraktował nożem. Nie było to zbyt wygodne, bo rozcięcie znajdowało się w takim, a nie innym miejscu.

Ponad pół godziny później, Hektor podtrzymał Williama uwieszonego na jego karku. Bastian akurat wyglądał przez balkon, paląc papierosa i obserwując chodzącego przy ścianie syna. Dostrzegł swojego szwagra, więc zostawił Edwarda samego w pokoju i pobiegł dopomóc. Po drodze zaczepił jedną z pokojówek i wysłał do przypilnowania małego, bo przypomniał sobie o otwartym balkonie, jak się okazało w ostatniej chwili, bo mały blondynek już wspinał się na krzesło z zamiarem wychylenia przez barierki.
Dalej sam sobie poradzę! – warknął na Bastiana Hektor, zaraz po tym, gdy mężczyzna pomógł mu wtargać młodego bruneta po głównych schodach. – Idź po moją żonę, niech przyjdzie do pierwszego wolnego pokoju dla służby. Pierwszy po lewo! – krzyknął, ciągnąc Williama za sobą.
Chłopak ledwo powłóczył nogami, a Brown szybko poszedł obudzić szwagierkę.
Bastian? – zapytała zdziwiona, otwierając drzwi.
Tak, chodzi o to, że jesteś potrzebna.
Coś się stało Hektorowi!? – krzyknęła przerażona, bo była już zmartwiona tak długą nieobecnością męża. Na dodatek dostrzegła, że Bastian ma zaplamioną od krwi koszulę.
Nie czekając na odpowiedź, natychmiast podbiegła do łóżka, ściągnęła przewieszoną przez ramę narzutę i okryła nią halkę. Czym prędzej ruszyła za Brownem.
Z nim chyba nic, chodzi o jakiegoś młodego człowieka. Jest chyba ranny – tłumaczył chaotycznie blondyn.
Gdzie mam iść?
Pierwszy pokój służby, po lewo.
Ja pójdę sama, ty zostań z Marselem, proszę.
Oczywiście. – Bastian zawrócił do sypialni Rodrigezów i postanowił wykorzystać okazje.
Mały spał jak zabity, więc on spokojnie mógł pobuszować po pokojach. Zdziwił go sejf. Normalnym było, że ludzie mieli szkatułki zamykane na klucz i kasetki do przechowywania pieniędzy czy zamykane szuflady, ale nie tak duże sejfy w mieszkaniach rodzinnych. Już prędzej w gabinecie. Spróbował go otworzyć, ale na nic to się zdało. Kombinacja złożona z czterech cyfr, okazała się za trudna, a Bastianowi tego dnia, po tylu wypitych drinkach, już nic nie przychodziło do głowy.

Przerażona Cyntia dalej szła sama ciemnym korytarzem. Nie marnowała czasu na zaświecanie wszystkich świateł. Jedynie na szybko zapaliła kilka kinkietów.
Co się stało? – zapytała, wpadając do pokoju. – Boże, jak ty wyglądasz!? – naskoczyła na Hektora, chwytając jego twarz w swoje drobne dłonie.
Pochwycił żonę za nadgarstki i powiedział ciche:
Mną się nie martw. Sprawdź co z nim. – Wskazał dłonią na swojego pomocnika w bójce tawernianej.
Cyntia podeszła do chłopaka siedzącego okrakiem na krześle. Od razu dostrzegła jego białą koszulę, która była na plecach w większej części pokrwawiona. Chwyciła za kołnierzyk i pomogła ją zsunąć chłopakowi z ramion. Wtedy dostrzegła znajomy pieprzyk na karku i oniemiała.
Co mam przynieść? – zapytał Hektor z dłonią trzymaną już na klamce.
Przełknęła ślinę i zebrała się cała w sobie, by wyglądać na opanowaną i spokojną.
Miskę z wodą i dużo gazy. Igłę i nić z apteczki. Coś do odkażenia – poinstruowała.
Rodrigez nie wyszedł jednak z pokoju i nie zostawił żony z młodzieńcem sam na sam. Krzyknął na ochmistrzynie i to ona dostarczyła wszystkiego co niezbędne.
Nie mogłam znaleźć nic do odkażenia – wytłumaczyła. – To się nada? – zapytała, podając pracodawcy whisky prosto do ręki.
Hektor przytaknął głową i nawet nie zwrócił uwagi na rocznik wypisany na etykiecie butelki. Zamknął drzwi za kobietą, a wszystkie potrzebne rzeczy postawił na stoliku znajdującym się obok Cyntii. Ta najpierw przetarła ranę kawałkiem gazy, mocno nasączonym wodą. Hektor podał Williamowi trunek, przykładając gwint wprost do jego ust.
Pij – polecił.
Willi napił się jeden łyk, następnie chwycił za butelkę i samodzielnie ją przechylił opróżniając niemal do połowy, a potem przekazał butelkę Cyntii. Ta polała ranę, a na twarzy Willa namalował się grymas bólu.
Wciąż krwawi. Za mocno – powiedziała zdenerwowana. W myślach zaczęła szukać jakiegoś rozwiązania.
To zszyj – zaproponował mąż.
Nić, którą mamy jest za słaba. Płynąca, niemal ciurkiem, krew zerwie szwy.
Co możemy zrobić? – zmartwił się Rodrigez. Czuł się winny, bo w końcu to jemu William ruszył z pomocą. W głowie już rozważał, by żonie nakazać prowadzić i zabrać chłopaka do pobliskiego szpitala.
Przytrzymaj go, tylko mocno – poleciła.
Przecież nigdzie się nie wybieram, pani Rodrigez – odpowiedział z bezczelną pewnością siebie Oldman, ale jego głos był bardzo słaby, gasnący.
Ból pana pobudzi do wstania, panie… jak panu na imię?
William, pani Rodrigez – odpowiedział z cynicznym uśmieszkiem na ustach.
Cyntia bez cienie żalu i współczucia sięgnęła do apteczki po skalpel. Z komody wyjęła zapałki i zapaliła świece. Ogrzała narzędzie medyczne w jej ogniu.
Włóż mu coś w usta – poleciła mężowi.
Po co? – dopytywał William z lekkim przerażeniem w oczach. Wiedział, że w Cyntii nie znajdzie ratunku, spojrzał więc na jej męża z lekką nadzieją wymalowaną na twarzy.
Nie uzyskał odpowiedzi. Rodrigez wpakował mu spory rulon bandaża między zęby. Zagryzł materiał i poczuł jak rana parzy. Nie mógł wytrzymać z bólu, chciał się poderwać, ale Hektor mocno trzymał go za barki. Cyntia poczuła łzę na swoim policzku, ale starła ją wierzchem dłoni zanim jej mąż w ogóle to zauważył.
Pomyślała, że William zemdleje po takim zabiegu, ale jednak nie. Willi ani na chwilę nie stracił przytomności. Wrzuciła skalpel do misy z zakrwawioną wodą i wcześniej użytymi gazami, po czym wytarła ręce, by je osuszyć i móc założyła opatrunek na ranę.
Wyniosę to – zaproponował Hektor i pozbierał niepotrzebne już narzędzia i przedmioty. Wyszedł, pozostawiając młodych kochanków z przeszłości samych. Nie mógł oczywiście wiedzieć o tym co, jeszcze przed niemal rokiem, łączyło jego żonę z tym młodym człowiekiem.
Co tu robisz? – zapytała z pretensją, wcześniej upewniając się czy jej małżonek jest już wystarczająco daleko by jej nie usłyszeć. W tym celu zerkała przez lekko uchylone drzwi, ale w końcu je domknęła.
Willi nie odpowiedział. Wstał na chwiejnych nogach, podtrzymując się blatu biurka i oparcia krzesła. Połączył swoje usta z ustami kobiety. Objął ją nic nie wyjaśniając i przez chwilę między nimi było tak jak przed lat.
Cyntia jednak oderwała się od niego i odstąpiła kilka kroków w tył. Czyniła to zapobiegawczo, jakby nie ufała samej sobie.
Nie możemy – rzekła ze łzami w oczach.
W takim razie było trzeba mi nie pomagać. Wolę umrzeć, niż żyć bez ciebie.
W takim razie umrzyj! – warknęła. – Spóźniłeś się rok, Williamie.
Kobieta zamilkła, bo usłyszała znajome kroki na korytarzu. Oldman ponownie zajął miejsce, a Hektor otworzył drzwi i stanął w progu.
Mam nadzieję, że rana będzie się dobrze goić, już nie krwawi – rzekła fachowo Cyntia, bez cienie uczucia w głosie.
Dziękuję, pani Rodrigez – odrzekł grzecznie Willi.
Kobieta wyminęła męża i wyszła, rzucając mu nieprzychylne spojrzenie.
Prześpij się, odpocznij. Susana będzie cię doglądała. Dowiem się od żony kiedy będziesz mógł podjąć pracę. Dziękuję też za pomoc w tawernie.
Nie ma za co, Hektorze.
Tutaj panie Rodrigez – przeszedł na służbowy ton i z góry postawił sprawę jasno.
Oczywiście, panie Rodrigez.

Tej nocy Cyntia nie mogła zasnąć i pomimo że było już niemal nad ranem, ona nawet nie zmrużyła oka. Hektor nie chciał jej złożyć żadnych, nawet najmniejszych wyjaśnień odnośnie swojego stanu, jak i tego skąd pojawił się William w ich domu. Jedno co z niego wyciągnęła, to:
Będzie nowym lokajem. Dziś jestem zbyt zmęczony, by wszystko tłumaczyć.
Rodrigez nie położył się jednak od razu do łóżka. Wystarczyło mu jeszcze sił na szybką kąpiel, podczas której Cyntia znajdowała się poza pokojem, gdyż wykorzystała okazje i po cichutku się wymknęła. Przeszła do skrzydła, gdzie znajdowały się sypialnie dla personelu. Zapukała do pokoju wyznaczonego Williamowi. Weszła zanim usłyszała proszę.
Jednak do mnie wróciłaś, Cyntio – ucieszył się, podnosząc na łóżku, co sprawiło mu niemały ból.
Pani Rodrigez, jeśli już musisz się do mnie odzywać – pouczyła. – Zrobię wszystko byś tu nie pracował, więc lepiej odejdź. Nie chcę cię znać, Williamie. Mam męża, już jest za późno – tłumaczyła chaotycznie i bawiła się przy tym nerwowo swymi własnymi dłońmi, skubiąc skórki przy paznokciach.
Kocham cię. Daj m wyjaśnić – nalegał. Nawet wstał i mimo bólu usiłował chwycił kobietę za ramiona.
Ta jednak uniosła ręce do góry w geście obronnym i odtrącającym jednocześnie. Zrobiła dwa kroki w tył.
Wątpię w to, że mnie kochasz, William. Jednak jeśli tak jest, to odejdź na zawsze i nie wnoś niepokoju do mojego małżeństwa.
Chcesz z nim być? Kochasz go? – nie dowierzał.
Tak, bo wiem ile on potrafi dla mnie zrobić. Zrobił znacznie więcej niż ty.
Bo ma pieniądze! – krzyknął.
Nie wydzieraj się, nie jesteś u siebie! – zganiła go. – Hektor ma nie tylko pieniądze, ale ma też klasę i odwagę. Nie podkuliłby ogona i nie odszedłby ode mnie tylko dlatego, że coś stałoby na przeszkodzie.
To nie było coś, tylko strzelba twego ojca – sprostował. – Nie będziesz z nim szczęśliwa – dodał niezwykle pewny swego.
To jest żałosne. Nie wiesz nic o byciu szczęśliwym i nie wiesz jak niewiele potrzeba mi do szczęścia. Jeśli naprawdę mnie kochasz, poświęć się i zostaw mnie w spokoju w imię tej miłości. Odejdź, bym nie musiała cię oglądać. Chociaż raz zachowaj się jak mężczyzna. – Cyntia wyszła, zamykając za sobą delikatnie drzwi i jednocześnie pozostawiając Williama samego na środku pokoju. Przeszła na koniec korytarza i zniknęła za zakrętem. Tam oparła się o ścianę i zapłakała chowając twarz w dłoniach.

Zapraszam także do kolejnego postu  Rozdział 23: W moich ramionach

15 komentarzy:

  1. Dobrze,że w nowej wersji Cyntia nie jest tak naiwna i nie oddaje Javierowi dokumentu. Zastanawiam się o co chodziło Cyntii z tym pojedynkiem.William znowu pojawił się w jej życiu,nie dziwię się,że Cyntia chcę by Will wyjechał.W końcu jest to dla niej jakaś pokusa.Co do tej cudownej i wspaniałej miłości Hektora miałabym pewne wątpliwości,to jednak furiat czasami zresztą nie poślubił jej tylko z miłości miał też inne cele.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow i taką Cyntie to ja rozumiem. Mówi co myśli, potrafi się postawić, a do tego nawet Willowi wygarnęła :P Rozumiem, że w tej wersji Cyntia nie będzie głupią gąską i aktu Javierowi nie odda?
    Ta opowieść o kotkach - straszna. Naprawdę serdecznie współczuje Hektorowi dzieciństwa, a właściwie ciężko to w ogóle dzieciństwem nazwać. Raczej jakimś szkoleniem, czy obozem przetrwania.
    Myślę, że w tej wersji za równo Hektor jak i Cyntia nie pobrali się z miłości. Każde z nich miało wtedy swój ukryty motyw. Jednak z czasem to się zmienia i sądzę, że to właśnie zaczęło Hektora przerażać, bo nie taki był jego pierwotny cel.

    OdpowiedzUsuń
  3. No taką Cynte to ja lubię. Aktu własności Javierowi nie oddała. Walczy o poznanie prawdy. Umie się Hektorowi postawić. Wazonem też ładnie rzuca ;p Zdecydowanie taka jest lepsza. Ma jakiś charakter, a nie jest taka nijaka.

    - Jest pan filozofem ? - Tylko gdy wypije. Uwielbiam ten tekst. Aż musiałam to wyróżnić. Takie to prawdziwe xD

    William powraca i już od razu zaczyna im komplikować życie. Dobrze, że Cyntia nie reaguje na jego wyznania miłości i nie pozwoliła się całować. Podobała mi się też na końcu kiedy mu wygarnęła i powiedziała, że zrobi wszystko, żeby Hektor go zwolnił. W ogóle Cyntia jest w tym rozdziale świetna.

    A z błędów to zauważyłam:
    sto pokoi z "wyposarzeniem" powinno być "wyposażeniem" To jest ten fragment jak Hektor filozofuje.
    "nowopoznanego" mężczyzny. wydaje mi się że pisze się "nowo poznanego", ale tu naprawdę sama nie mam pewności. To jest zaraz pod tym filozofowaniem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Faktycznie Cyntia w tej wersji wydaje się być bardziej zadziorna, częściej się stawia, pokazuje pazur.
    Williama też potraktowała z góry, każe mu się usunąć ze swojego życia, nie zakłócać spokoju jej małżeństwa, jej nowej rodziny.
    Ja mam nadzieję, że ona w ramach posiadania silniejszego charakteru, to nie odda Javierowi aktu własności, że pomimo, że czuje się urażona tym, że mąż nie jest z nią do końca szczery, to jednak zwycięży lojalność wobec niego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jednak Javier nie okazał się bezinteresownym, a Cyntia musiała jak zawsze być wścibska i dowiedzieć się czegoś za plecami męża. Po co mówi, że wierzy, ufa jak za chwilę pokazuje coś zupełnie przeciwnego. Już myślałam, że będzie na tyle naiwna, że ledwie co poznanemu człowiekowi w pełni zaufa i przekaże akt własności. Pewnie by się tak stało gdyby Javier udoskonalił swą grę aktorską.
    Na miejscu Hektora nie mówiłabym o wszystkim Marcie. Według mnie wcześniej czy później wykorzysta tę wiedzę przeciwko niemu. Dziwi mnie trochę jego zachowanie. Nawet jej nie lubi, a niedługo całą jego przeszłość pozna lepiej niż Cyntia. Nie uważam żeby Hektor działał bez skrupułów. W porównaniu do Marty jego sumienie czasem się odzywa. Ona za to postępuje bez jakichkolwiek zasad, nie zważając na nic ani na nikogo. Chociaż sugerując się tym co było
    w którymś z poprzednich rozdziałów, że Hektor ma jakiś cel, chce zemsty na rodzinie Montenegro, to może tymi zwierzeniami chce aby Marta mu bardziej zaufała, a później to wykorzysta. Tutaj nie można być niczego pewnym więc takich domysłów może być mnóstwo. Za to jestem pewna, że Laurze ktoś powinien powiedzieć, że nie o wszystkim należy rozpowiadać. Zdecydowanie za długi ma język. Ona chyba też ma w tym swój cel. Nie przejęła się za bardzo gdy Cyntia uciekła wtedy z Marselem, teraz opowiedziała o niechlubnej przeszłości brata. Bez powodu raczej by się tak nie zachowywała.
    Reakcja Cyntii na nowe wieści o mężu może odpowiednia, a może przesadzona. Sama nie wiem. Dobrze chociaż, że ten wazon nie wylądował na Hektorze. U nich naprawdę nie może być chyba jednego dnia bez kłótni, sprzeczek i afer. Ale gdyby Cyntia nie była wścibska i nie dopytywała byłby spokój. Źle jej nie jest więc po co drąży coś co jej nie dotyczy. Czasem niewiedza jest lepsza. Sama kłamie, a do męża ma pretensje.
    Nareszcie Hektor spotyka Williama. Nie spodziewałam się, że w takich okolicznościach się spotkają i można by powiedzieć polubią. Tylko czekać aż Hektor dowie się kogo pod swój dach zatrudnił.
    Piękna gra aktorska Cyntii gdy domyśliła się kim jest ranny mężczyzna. Nieźle się zdziwiła. Ciekawe jakby się Hektorowi wytłumaczyła gdyby jednak jej reakcja była inna. Chociaż mogli powiedzieć, że się znają z dzieciństwa, byłoby im łatwiej w potajemnych schadzkach później, bo wątpię, że wytrzymają będąc tak blisko.
    To co powiedziała Cyntia Williamowi- niezłe kłamstwa. Strach wziął górę, boi się że wszystkie jej oszustwa się wydadzą. W końcu nie może sobie na to pozwolić. Łatwo jej teraz nie będzie. Ciekawa też jestem jak inni zareagują gdy zobaczą Williama np. Marta czy Julia. Pewnie każda poda zmyślony powód Hektorowi dlaczego nie powinien go zatrudniać.
    Czego szukał Bastian? Myślałam, że jednak ostatnie wydarzenia dały mu do myślenia, ale jednak się pomyliłam, a szkoda, ciekawe co on kombinuje

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiliam wrócił, kłopoty powróciły. Cyntia pewnie jest rozdarta, ale pokochała Hektora, chyba, więc wszystko się dobrze potoczy i będzie heppy end. Albo zdradzi teraz Hektora z Williamem.
    Polubiłam Wiliama jak rozmawiał z Hektorem to taki charaktery się wydawał.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cyntia jest rewelacyjna. Odcięła się Marcie i to tak pięknie,że aż się zachłysnęłam herbatką. No i nie oddała aktu jak głupiutka dziewczynka :) Tylko ta impulsywna reakcja na rewelacje o mężu... Kurczę, czy ona nie mogłaby z nim tak po prostu pozmawiać, zapytać, spróbować coś wyjaśnić. Jak na razie nie dzieje jej się krzywda. No, może poza tym, że mąż bardziej ufa Marcie niż jej samej. To powinna zmienić. Nie wiem tylko czy awanturami. ta droga jest kiepska. Ja bym raczej Hektora po dobroci przekonywała do siebie, a zniechęcała do Marty. Natomiast Marcie mogłaby utrzeć nosek. Już widzę, że potrafi. Niechby coś na nią znalazła, jej aferę zrobiła czy coś. No, ale wpływu na akcję nie mam, tyle części już powstało. Pozostaje poczekać, co autor wymyślił.
    Maja

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejo! :3
    Wow. Wiedziałam, że Will pojawi się ( wywnioskowałam z obrazka ), ale nie sądziłam, że już spotka się z Cyntią. Taki niewielki szok xD
    Heh. Polubiłam Willa. Teraz wystąpił na dłużej i śmiało mogę powiedzieć, że go lubię. Nie ma co! :D
    Nie sądziłam, że ich zaatakują. Prędzej spodziewałbym się, że to Hektor zostanie ranny, a nie Will. Chciało mi się śmiać, jak Hektor udawał, że nie jest... Hektorem xD
    Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! :***
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałam ponownie na telefonie, także dzisiaj bez błędów, no może tylko jeden:
    Kocham cię. Daj m wyjaśnić – nalegał.
    mi
    Bardzo fajny rozdział. Wreszcie pojawił się Will, coś czuję, że narobi w opowiadaniu trochę zamętu :) Cieszę się jednak, że Cyntia postanowiła odrzucić Williama - wykazała się dojrzałością, której się po niej nie spodziewałam. W tym rozdziale swoją postawą zadziwiła mnie dwa razy - końcową rozmową z byłą miłością oraz z Javierem. Myślałam, że będzie chciała oddać ten dokument szwagrowi, a jednak się pomyliłam. Wydaje mi się, że Cyntia już dojrzała, nie jest już tak naiwna jak w poprzednich rozdziałach, a dalej będzie jeszcze lepiej :)
    Ciekawe, że Hektor i William nawiązali nić porozumienia. Cały czas myślę tylko o tym, że Hektor będzie wściekły jak tylko dowie się kim był William dla Cyntii :)
    Kolejny rozdział przeczytam w wolnej chwili.
    Pozdrawiam

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Wcześniej bym nie pomyślała, że Cyntia i William spotkają się w takich okolicznościach.
    William zostaje nowym lokajem czyli będzie miał okazję do tego, żeby widzieć się z Cyntią.
    Myślę że powinien o niej zapomnieć. Ona ma męża i razem nie będą. Ale z drugiej strony myślę, że Cyntia nie chce żeby odchodził.

    Będę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie wyobrażałam sobie spotkania Cyntii i Willa. Myślałam, że w dziewczynie uczucia odżyją, ale pomyliłam się... Może to nawet dobrze. Hektor nie wybaczyłby jej tego.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zdziwiła mnie taka chłodna reakcja Cyntii. Myślałam, że zachowa się nieco inaczej, gdy w końcu spotka Willa. A tu takie hmm... opanowanie. Może i dobrze, że wreszcie wykazała się rozsądkiem i zaczęła kierować się dobrem rodziny.
    Ogólnie pojawienie się Willa w takich, a nie innych okolicznościach trochę mnie zaskoczyło. Zdziwiło mnie to, że zdążył się on zaprzyjaźnić z Hektorem. Zdawał się jednak nie mieć pojęcia z kim ma do czynienia. Czy gdyby było inaczej, również stanąłby w jego obronie? Wątpię!
    Javier...Dobrze, że Cyntia nie oddała mu tego dokumentu. Nie wykazała się naiwnością. Oby się tego trzymała.

    OdpowiedzUsuń
  13. Będę szczera - na początku nie mogłam się skupić, bo nie interesują mnie sprawy majątkowe/pieniężne/testamentowe - jakkolwiek to zwać, to nie moja bajka, ale mam nadzieję, że mi to wybaczysz, bo prawdopodobnie jeszcze do tego nie dojrzałam i nie ortientuje się w tym. Zrozumiałam, że Cyntia nie może oddać dokumentu i inne ważne rzeczy, ale nie wypowiem się niestety na ten temat szerzej.
    Cieszę się, że Marta, mimo że niezbyt uczuciowa, to jednak dość inteligentna i rozsądna kobieta. Co prawda, myśli tylko o jednym, ale przynajmniej jest stanowcza i wie czego chce.
    Hehe, strasznie podobał mi się moment, w którym William powiedział Hektorowi kto ma być jego pracodawcą. I śmiesznie, że nie powiedział tego od razu.
    No tak - jak można pójść do tawerny, nie zaliczając bójki? To byłby chyba jakiś armagedon.
    Opowieść o kotkach bardzo smutna, podobała mi się, chociaż była również taka jakby... demotywująca?
    Rzeczywiście zaskakujące okoliczności pojawienia się Willa, bardzo pomysłowe i nie szablonowe. Nie sądziłam, że on i Hektor się polubią, ale ich relacja wydała mi się bardzo fajna i ciekawa.
    William przypomina mi jedną postać z książki, którą niedawno czytałam (nie ważne jakiej, bo to słaba książka, ale ta postać była akurat najfajniesza) i prawdę mówiąc, chyba jest do tej pory jedynym charakterem, który na razie szczerze lubię. Dlatego szkoda, że Cyntia potraktowała go tak szorstko, ale z drugiej strony - dobrze! Przynajmniej nie jest zwiewną dupcią, która zaraz odda się chłopakowi z młodości, mając gdzieś męża. Postąpiła właściwie i współczuje jej, że teraz musi z nim przebywać. Wiem, że to musi być bolesne.
    Tylko, że z drugiej strony - ten William. Kurcze, tak ją niby kochał, a jak dowiedział się, że Cyntia żyje, że jest przy nim, to było w nim tyle emocji, co przy sianiu kukurydzy. Powinien być w szoku, cokolwiek, a jego pocałunek i "kocham cię" nie wypadło naturalnie. Myślę, że jeśli rzeczywiście przeżywał po niej żałobę, to zachowywałby się inaczej.
    Już to pewnie mówiłam, ale myślę, że ta zaplanowana wielowątkowość to chyba największy atut Twojego opowiadania, razem z kreacją postaci.
    Dzisiaj jestem wyczulona na błędy:
    "Marsel zaczął być niespokojny i popłakiwać." - Nie brzmi to.
    – Nawzajem chłopcze - przecinek
    – Spadamy mówię! - przecinek
    "– Ma pan portfel? – zapytał Willi podając mężczyźnie odzienie wierzchnie.
    – A pańskie nauki dotyczyły tego, że trzeba walczyć? – zapytał podając towarzyszowi trunek."- x2 razy przecinek prxzed "podając".
    Bastian akurat wyglądał przez balkon paląc papierosa i obserwując chodzącego przy ścianie syna." - przecinek przed "paląc".
    Dostrzegł swojego szwagra więc zostawił Edwarda. - przecinek
    – Ja pójdę sama, ty zostać z Marselem, proszę. - efekt jaskiniowca zamierzony? :D
    Daj m wyjaśnić - mi
    Wątpię w to, że mnie kochasz William. - przecinek.

    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  14. Czy tylko ja nie lubię tak Cyntii. Ona wyjątkowo mnie drażni jak już mówiłam jest samolubna suką która myśli wyłącznie o sobie. Wyżywa się na dziecku które sama swoja głupotą zmajstrowała jak tak zaluje że moglo sie nie rodzić to mogla go nie rodzić matka byla chętna do pomocy w tej sprawie. Javier widzę tez intrygi potrafi zasiewać i Cyntia widzę sie nabrała ni zdziwię sie jak odda mu ten akt własności w końcu najinteligentniejsza to ona nie jest. Ciekawa jestem tylko jak Hektor z tego wybrnie. William za to wygląda na ogarniętego faceta taki człowiek umiacy bezinteresownie pomoc. Ciekawa jestem tylko czy jakis romansik bd miedzy willim a Cyntią.

    OdpowiedzUsuń
  15. A tego to się nie spodziewałam! W sensie - Williama u nich w rezydencji.

    Czy oni tak zawsze? Najpierw gorący seks, potem mega awantura, a na końcu płacz i od nowa gorący seks? :D

    Cyntia ma charakterek, nie jest głupia i wie doskonale, że Hektor jest osobą tajemniczą, która jak trzeba będzie do celu dojdzie po trupach.

    Marta i jej wieczne wtrącanie się we wszystko mnie irytuje. Ta kobieta nie ma za grosz wstydu. Jest obłudna i naprawdę zepsuta.

    Pozdrawiam, wszystkiego dobrego w roku 2016! I przepraszam, że czytam jak ślimak...

    ;)

    OdpowiedzUsuń

Czytam = Komentuję

Anonimowi – podpisujcie się!


Zapraszam was na swój blog autorski, gdzie znajduje się więcej informacji jak i opowiadań, oraz linków do nich: http://dariusz-tychon.blogspot.com/